• Nie Znaleziono Wyników

Nie mapę, lecz busolę dać do ręki...

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nie mapę, lecz busolę dać do ręki..."

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

M A T E R IA Ł Y 165

c. godn ości o sob y i je śli e ty k m a b yć tego orędzia głosicielem , zatrosk anym o m a­

k sym aln ą sk uteczność sw eg o p osłan n ictw a dla inn ych , to n ie m oże nie zw rócić się sam i n ie odsyłać in n ych d o „etyka w sze ch cza só w ”, etyka, jak iego z esła ł nam O jciec w sw y m S yn u Jednorodzonym . N ie m oże n ie sk orzystać z tej zupełnie w y ją tk o w e j szan sy ob ja w ien ia osoby, jaką jest ob jaw ien ie, stając się z w yb oru tegoż o b ja w ien ia sługą. Od m om en tu odkrycia, że o b ja w ien ie to ob jaw ien ie osoby par ex celle n ce, e ty k n ie m oże n ie korzystać z szan sy frapow an ia sw ych w sp ó ł­

czesn y ch p ytan iem : C ur D eus hom o? Cur? D laczego B óg człow iek iem ?, pytan iem o n iezw y k łej, w ła śn ie r e w e l a c y j n e j , m ocy, m ocy odsłan iającej, objaw iającej;

A m oże by tym w ła śn ie p ytan iem zatytu łow ać podręcznik ety k i dla naszych w sp ó łcz esn y c h ? S w . A n zelm n ie w zią łb y n am chyba tego za złe. B yłb y przecież przez to sam rów n ież uh onorow any. U h on orow an y tym , że tytu ł, który sam sw ej roz­

p ra w ie n iegd yś nadał, prom ien iu je nad al n iegasn ącą m ocą: o b ja w ia osob ie osobę św ia tłe m o b ja w ia ją cej się w czło w iek u J ezu sie C hrystusie osob y S łow a Bożego.

S p osob y n a jlep sze odznaczają się tym , że n ie u legają dezaktualizacji. N ie starzeją się. P o słu g iw a n ie się p ytan iem : C ur D eus hom o? w celu o b ja w ien ia człow iek ow i jeg o godności, jest jed n ym z tych w ła śn ie sp osob ów . D latego staram się go sobie p rzysw oić. C hcę b o w iem jako e ty k m o ż liw ie n ajlep iej ob jaw iać osobę...

A N D R Z E J S Z O S T E K M IC

N IE M APĘ, LECZ BUSOLĘ DAC DO RĘKI...

P ytan ie, z jakim - zw raca się R edak cja n in iejszeg o zeszytu „R oczników F ilozo­

ficzn y ch ” d o u c z e s tn ik # * sw e j m in ian k iety, m a w y ra źn ie charakter osobisty, typ o­

w y zresztą d la an k iet: p ytający oczek u je w ła sn ej, in d yw id u aln ej odp ow ied zi, opartej bardziej na osob istym d ośw iad czen iu zapytanego n iż na erudycji. Ranga o d p ow ie­

dzi za le ży w ię c od tego, jak bogatym d o św iad czen iem uczestn ik ank iety dysponuje.

Z góry p ragnę s ię zastrzec, że m oje d ośw iad czen ie jest m ałe, toteż sw ój głos trak tu ję n ie jako d efin ity w n ą i p ełn ą odp ow ied ź, lecz raczej jak o su gestię, w k tó­

rej obok próby od p ow ied zi zaw arta je st tak że w ątp liw ość, czyli nadal p ew n a for­

m a pytan ia.

O strożność m oja p łyn ie n ie tylko z poczucia n iezb yt w ie lk ich kom p etencji w d zied zin ie, której ank ieta dotyczy. W ydaje m i się ponadto, że sp ołeczn a fun kcja ety k a je st d ziś isto tn ie n ieco in n a i m niej jasn a niż daw niej. N ied aw n o p ew ien zn ajom y ksiąd z p y ta ł m nie, d laczego ety cy n ie zajm u ją się o b ecn ie op racow aniem n o w eg o podręcznika ety k i szczegółow ej, u w zględ n iającego o siągn ięcia w sp ółcżesn ej w ie d zy o c zło w iek u i św iecie. W p y ta n iu tym zaw arty b ył w yraźn y zarzut:

ksiąd z ten, ja k o duszpasterz, potrzebuje d la sie b ie i dla tych, w śród których p racuje, jasn ych , popartych autorytetem fach ow ca m oralisty, w sk a zó w ek o k reśla­

jących w ła śc iw y z m oraln ego punk tu w id zen ia sposób rozw iązyw ania szczegóło­

w y c h k w estii d otyczących etyk i m ałżeńskiej, praw id łow ego godzenia obow iązków w z g lęd em B oga i bliźniego, ety k i zaw od ow ej itp. Istotnie, m oraliści niezb yt cnętnie

(2)

166 M A T E R IA Ł Y

podejm ują się dziś pisan ia podręezników etyk i ■— nie tylko szczegółow ej, ale i og ó l­

nej. Sądzę, że grają tu rolę p ew n e czyn niki, które n ie tylko tłum aczą trochę tę niech ęć, ale pośrednio w sk azu ją też na sp ołeczn ą rolę, jaką o b ecn ie ety k m oże (pow inien?) spełniać.

W ydaje się, że zarów n o etycy, jak i „zw ykli śm ierteln icy ” z dużo w ięk szą n iż daw niej rezerw ą odnoszą się do generalnych i jednoznacznych rozstrzygnięć szczegółow ych problem ów m oralnych. R ozstrzygnięcia tak ie z kon ieczn ości bow iem dotyczą sytu acji uproszczonych, w yrw an ych z niepow tarzaln ego kontekstu, w jakim realizow an e są konkretne czyny. Ponadto ferow an ie w yrok ów m oralnych z pozycji szczególn ych jakoby kom p etencji etyk a sp ecjalisty w dzied zinie dobra i zła m o­

raln ego zdaje się naruszać przysługującą każdem u czło w iek o w i autonom ię w roz­

strzygan iu, co w dan ej sy tu a cji n ależy uczynić. R esp ek t w ob ec konkretu i rangi in d yw id u aln ego su m ienia n ie m usi oznaczać solidarności z relatyw izm em i su­

b iek tyw izm em etycznym , zatarcia granicy m ięd zy tym , co o b iek ty w n ie je st m o­

raln ie słuszne, a tym , co d ziałającem u w y d a je się w ygod ne. Problem dotyczy nie tego, c z y n a le ży zach ow ać ob iek tyw n ość m oralnych w ym agań , lecz tego, j a k sk utecznie pom óc w jej odczytaniu w kon kretn ych przypadkach. M ów iąc, n ieco obrazow o, daw niej próbow ano opracow ać n iejako m a p ę terenu, p o 'którym po­

rusza się czło w iek i na której zaznaczono m iejsca szczególn ie n iebezp ieczn e oraz szlaki, po których trzeba iść, by tych nieb ezp ieczeń stw uniknąć. P on iew aż jed n ak rzeczyw istość w sw ych m oralnie don iosłych aspektafch w y d a je się zbyt złożona, by ja k ą k o lw iek jej m apa m ogła w ęd row com w ystarczyć w ich drodze d o celu, m o­

raliści starają się skupić uw agę — sw o ją i in n ych — na istocie m oraln ego dobra i zła w nadziei, że w ied za n a ten tem at b ęd zie p ełn iła jakb y rolę k o m p a s ' u , pom agającego ustalić w ła śc iw y kieru nek drogi w m iejscach i sytu acjach trudnych do przew id zenia i opisania. O czyw iście, kom pas n ie zastąpi m apy; m oralność nie w y d a je się terenem tak nieznanym , b y n ie m ożna b yło o k reślić z p ew n y m sto ­ p n iem dok ładności jeg o topografii. Rzecz w tym jednak, że stop ień ten je st zbyt m ały, b y ó w kom pas stał się zbyteczny. I ety cy w o lą ostatn io sk u p ić s w ą uw agę raczej na konstrukcji m ożliw ie d ok ładnego i bezbłęd nego kom pasu n iż na udo­

sk onalaniu m apy. M yślę, że ta zm ian a optyk i je st słuszna. Sądzę, iż gdyb y etyk ow i ud ało się tak pokazać dobro m oralne, b y in n i m ogli jego istotę z r o z u m i e ć i by to zrozum ien ie b yło „przekładalne” na kon kretn e decyzje, udałoby m u się sp ełn ić bardzo w ażną, jem u w ła śc iw ą rolę. W ysiłek zm ierzający do zrozum ienia i ukazania istoty dobra i złą m oralnego zdaje się stan ow ić pod staw ow y obow iązek zaw od ow y etyk a jaiko ety k a w łaśn ie.

O dpow iedź dotychczasow a nie zad ow oliłab y jednak, jak podejrzew am , ani w sp om n ian ego księdza, ani innych '(wielu) zgłaszających podobne zastrzeżenia

i dezyderaty w ob ec etyków . O dpowiedź taka, gdyb y na niej poprzestać, w ygląd ałab y troch ę na unik, ucieczk ę od realnych p roblem ów leżących u p od staw zain tereso­

w a ń m oralnością. O dbierałaby też ch yb a ten charakter etyk i, który kazał ją A rystotelesow i uznać za sc ien tia practica. W iedza praktyczna, to — jak sąd zę — n ie tylk o w iedza, która ogóln ie d otyczy ludzkiej p ra x is; to także taka w iedza, w ram ach której pod ejm u je się i próbuje rozw iązać praktyczne, konkretne proble­

m y. D latego ety k w in ien b y ć jakoś ob ecn y w aktu aln ym św iecie i jego spraw ach.

D la zobrazow ania, na czym by m iała p olegać ta obecność, n iech m i będ zie w oln o pow ołać się na niektóre prace Kard. K arola W ojtyły. D ostrzec w nich m ożna z jednej strony próbę m ożliw ie w n ik liw eg o zrozum ienia pod staw ow ej struktury osob y lud zk iej (najp ełniejszy w yraz próba ta zn alazła w książce Osoba i czyn ), z drugiej zaś — dążenie d o w sk azan ia i w ielostron n ego p rzean alizow ania takich fak tów czy też zja w isk w" życiu ludzkim , które liarusźają lub w ręcz n iszczą tę strukturę, a 'w r a z

(3)

M A T E R IA Ł Y 167

z n ią „nabudow aną” na niej godność człow iek a. W M iłości i o d p o w ied zia ln o ści K ard. W ojtyła próbuje ukazać te zagrożenia w dzied zinie etyki seksualnej; w arty­

k u le O soba: p o d m io t i w sp ó ln o ta (por.: RF 24:1976 z. 2 s. 6-39) — w od n iesien iu do relacji: osob a lud zk a — sp ołeczeń stw o; w k ilk u ostatnich przem ów ieniach i artykułach pod tym kątem rozw aża problem atykę kultury. Charakterystyczne je s t przy tym to, że w e w szy stk ich w y m ien ion ych w yp ow ied ziach ich autor kon­

c en tru je sw ą u w agę na takich zjaw isk ach bądź tendencjach, które są z m oralnego p u n k tu w id z en ia pozornie n iew in n e. D opiero w n ik liw e ok o i w p raw ne pióro etyka p o zw a la dostrzec i pokazać tk w iące głęb iej zarodki zła. M oże w ię c drugie w ażn e za d a n ie ety k a p olegałob y na tym w łaśn ie, b y m ógł o n — korzystając ze sw ego rozu m ien ia isto ty m oraln ości — alarm ow ać sp ołeczeństw o, pokazując ukryte zło i dając lu d ziom w ten sp osób p ierw szą broń przeciw niem u: św iad om ość jego istn ien ia.

P okazać zło, n a zw a ć j e p o im ien iu to już dużo, ale jeszcze n ie w szystko.

P ozostaje problem sp osob ów zabezp ieczania się przed nim lub zw alczan ia go. Jed ­ nak że ro zw iązan ie tego problem u n ie leży już bezpośrednio w kom p etencji etyka;

zło\ lub jeg o groźba p o ja w ia się za w sze w ram ach określonego procesu, zjaw iska lu b sta n u rzeczy, którego e ty k ja k o e ty k fa ch o w o n ie zna, trudno m u w ię c w sk a ­ zać, c o —r i jak — n ależałob y w dan ej dzied zinie zm ienić. K ard. W ojtyła m ógł stw ierd zić np., iż sztu czn e m etod y regu lacji poczęć zagrażają istocie m iłości, jed ­ n a k n a to, b y p rzed sta w ić in n ą m ożliw ość realizacji od p ow ied zialn ego rod ziciel­

stw a , m u siał zasięgn ąć o p in ii lek arzy i p sych ologów . M ógł też w yrazić sw ój n ie ­ pokój c o d o niektórych sp osob ów organizow ania życia sp ołecznego, ale konkretne propozycje zarad zenia zau w ażon ym brakom leżą raczej w kom p etencji p olityków , p raw n ik ów i socjologów ; O czyw iście, ety k nadal będzie troszczył się o to, by lek ar­

s tw o leczyło, a n ie zabijało, toteż sp ecja liści in n ych dzied zin, u siłu jący usunąć dostrzeżon e z ło lub zagrożenie, m ają p raw o oczek iw ać ze strony ety k a dalszej w sp ółp racy, p om ocy w szu k an iu środk ów rzeczyw iście zło usuw ających. Oto w ięc następ n e zadanie e ty k a : w sp ółp raca w rozw iązyw an iu szczegółow ych problem ów sp ołeczn ych , w o p racow yw an iu środk ów zaradczych, program ów , k od ek sów itp.

W tych trzech płaszczyznach w id zia łb y m w ięc rolę etyk a w e w spółczesnym sp o łe c z e ń s tw ie :

1 — u k azyw an ie istoty dobra i z ła m oralnego;

2 — alarm ow an ie o istn iejących , a n ie d ość u św iadam ianych zagrożeniach czło w ie ­ ka;

3 — pom oc w op ra co w y w a n iu k on kretn ych dróg w y jścia ze zła bądź sposobów u n ik n ięcia go.

G dyby ety cy realizow ali d w a o sta tn ie z w y m ien ion ych postulatów , p ow in no to, jak sądzę, n ieco u satysfak cjon ow ać w sp om n ian ego księdza. Jest to w gruncie rzeczy p ew ien sposób bu dow ania etyk i szczegółow ej; n ie jest o n ta k system atyczny, jak to m iało m iejsce w przypadku p od ręczn ik ów neoscholastycznych, sp ełn ia jednak pod obn ą rolę. Co praw da, uderzać w n im m oże zb yt „ n egatyw n e” traktow an ie m o­

raln ości i zadań etyka, nad m ierne a k cen tow an ie zła, niebezp ieczeństw . M ów im y jed n ak o roli sp ołeczn ej etyka, a czy ż z ło lub zagrożenie nim n ie stan ow i dlań szczeg ó ln ie p iln eg o w ezw a n ia ? Zresztą w szelk a w a lk a ze złem jest przecież zara­

zem b u d ow an iem dobra.

G w oli u su n ięcia ew en tu a ln y ch n ieporozu m ień ch cę na kon iec dodać, iż w y ­ m ien ia ją c p ow yższe trzy zadania etyk a n ie tw ierd zę, iż jed yn ie on jest w stan ie poznać istotę m oralności, p ierw szy zauw ażyć n ieb ezp ieczeń stw a itp. — to byłab y po prostu niepraw da. B ez trudu w skazać m ożna n a pisarzy, polityków , pu blicy­

(4)

168 M A T E R IA Ł Y

stów etc., którzy — każdy na sw ój sposób — próbują podobne zadania spełnić.

A le w łaśn ie: istn ieje też sp ecyficzny dla etyk ów jako n au kow ców sposób ich reali­

zacji. Czy n ie polega on na rzetelnym , m ożliw ie w n ik liw y m i gruntow nym trakto­

w a n iu podejm ow anych zagadnień? I gdyby n aw et rola etyk a polegała n ie tylko na tym , c z y m s ię zajm uje, ale bardziej na tym , j a k to czyni, n ie byłab y to rola błaha. Jeśli już gdzie, to przede w szystk im w dzied zinie m oralności potrzeba rozeznania gruntow nego, na m iarę życiow ych kon sekw en cji teoretycznych rozstrzy­

gnięć.

T A D E U S Z Ś L IP K O S J

ROLA ETYKA W ŻYCIU CZŁOWIEKA I SPOŁECZEŃSTW A

E tyk -— to człow iek , który upraw ia (tw órczo lu b odtw órczo) filo z o fię m oralno­

ści. A w ięc jest filozofem i na tej pod staw ie m ożna by pow iedzieć, że rola etyka w sp ołeczeń stw ie n iczym się nie różni od analogicznej roli filozofa. O roli zaś filozofa w sp ołeczeń stw ie sa m i filozofow ie orzekają, że — ujm ując rzecz w n aj­

w ięk szym skrócie — polega on a na słu żb ie p raw d zie w jej n ajw yższym i n aj­

czystszym w cielen iu . Tę zaś praw dę k u ltyw u je filo zo f zarów n o w ted y, k ied y ją pojm u je jako dążenie dó ob iek tyw n ego ideału poznania, jak też k ied y ją utożsa­

m ia z badaniem czyn ności poznaw czych lu b określonych form d u ch ow ej tw ór­

czości człow iek a. W spólne jest też filozofom przekonanie, że sp ełn ian e przez nich zadanie n ależy d o n ajw zn ioślejszych p rzejaw ów lud zk iej aktyw ności, że nadaje sens lud zk iem u życiu i jest czym ś niezbędnym d la rozw oju sp ołeczeństw a. Z tych źródeł bierze początek tak częsta u filozofów pasja filozofow an ia. Prof. I. Dąm bska (od niej zarysow any tok m yśli został zapożyczony) dała tej p asji d ob itn y wyraz, kiedy parafrazując znane pow ied zen ie żeglarskie w y głosiła sw oje filozoficzn e credo: „non est n ecesse v iv ere, n ecesse e st philosophari”.

Etyk jak o filo zo f pozostaje przeto n a słu żb ie praw dy. S tw ierd zen ie to, n ie­

w ą tp liw ie słu szn e w sw ej ogólności, w ła śn ie z racji tej ogólności n ie w yjaśn ia spraw y, raczej ją zapoczątkow uje. W w yp adk u bow iem ety k a praw da, której służyć jest jego życiow ym zadaniem , przybiera bardzo sp ecyficzną postać. Jego

„praw dą” jest dobro i to dobro szczególn e, jedyne, bo dobro m oralne. W yróżnia się zaś ono przede w szystk im tym , że z najgłębszej sw ej isto ty w yraża id eał i regu­

łę działan ia rozum nego, fun dam entalne praw idło p ostęp ow ania określające o sta ­ tecznie od p ow ied n ią doskonałość człow iek a, jego w ew n ętrzn e uporządkow anie, kon­

solidację i rozw ój. D zięk i tem u dobro m oralne staje zaw sze przed człow iek iem jako model, na w zór którego m a on form ow ać ca ły św iad om ie pod ejm ow any czyn sw ojego życia. Praw da etyczna m ów i przeto, jak k ształtow ać człow iek a, ukazuje ostateczne p od staw y jego du ch ow ej architektoniki, odsłan ia mu n aczelny kierunek i punk t zborny w szy stk ich p rzejaw ów jego tw órczej dynam iki. Toteż przedm iotem tej praw dy nie je st ostatecznie ani św iat, ani n a w et takie czy inne w y tw o ry dzia­

łaln ości człow iek a, a le on sam w p erspektyw ie sob ie w ła ściw ej pełni, harm onii

Cytaty

Powiązane dokumenty

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

na rozrywa się w pierścienie, między któ- remi powstaje nowy cylinder płynny, zwolna krzepnący znowu na powierzchni. Zjawisko to powtarzać się może ad infi-

Lecz w krótce istnienie siły życiowej coraz silniej staw ało się zachw ianem , a sztuczne w roku 1828 otrzym anie m ocznika przez W ohlera, pierw sza synteza

cy rzadziej trafiali do rosyjskiej armii, sporadycznie dotyka o to tak e duchownych. Do wojska oddawano g ównie duchownych bez wi ce , jak klerycy czy braciszkowie zakonni,

co chwilę wydawało mi się, że odkryłem coś bardzo ważnego, lecz będę musiał z tym zostać w tej szufladce i już w niej dokonać żywota.. prawie zawsze w tym samym

Po w pisaniu do odpow iedniego form ularza niezbędnych danych i w ciśnięciu przycisku wynik, program dokonuje obliczeń, których rezultat pojaw ia się w oknie dialogow ym

Zgodnie z tymi aktami prawnymi Centrum Dokumentacji Sądowej wdraża system rozpowszechniania wyroków i innych orzeczeń sądów w drodze oficjalnej publikacji wyroków i innych

Poprawa jakości kształcenia na kierunku Pielęgniarstwo poprzez wdrożenie programu rozwojowego oraz utworzenie Monoprofilowego Centrum Symulacji Medycznej w Akademii Pomorskiej