• Nie Znaleziono Wyników

Lekcja pejzażu według "Króla-Ducha"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Lekcja pejzażu według "Króla-Ducha""

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

Wiesław Juszczak

Lekcja pejzażu według "Króla-Ducha"

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (27), 30-54

(2)

Wiesław Juszczak

Dwa sposoby przekształcania natury

Lekcja pejzażu według

„Króla-Ducha”

W ciąż na tło krajo b razó w rz u ­ cana i p rzyro dę do tow arzyszenia pobudzająca, akcja

Króla-Ducha w prow adza nas w dw oisty św iat p e j­

zażów. Biegnie przez dw a odm ienne n a stro je m obra­ zy n a tu ry , swoim ru chem na dw a sposoby jej w idok przekształca, i odzw ierciedla w przypom nieniach n a rra to ra , w oczach i przeżyciach in nych bohaterów poem atu, w naszej w reszcie w yobraźni i w naszym poczuciu. Na tę dw oistość Słow acki sam k ilk a k ro t­ nie w skazyw ał, m ów iąc o sw ojej tw órczości, i m ó­ wiąc nie ty lko o tak ich poetyckich obrazach, k tó re przed staw iały przyrodę. W rozm aitych studiach, kied y się tę kw estię porusza, przytacza się zw ykle zdanie z ironicznego dialogu, w ypow iadane tam przez Szekspira, k tó re m u Słow acki nad ał w y raźn ie a u to p o rtre to w e ry sy:

„Rzecz stworzoną nazywam pomysłem... z pomysłu w yni­ kają naturalne figury i charaktery — charaktery znów od­ działywają na pomysł... jest zaś jakieś monotonne usposo­ bienie duszy, która to w szystko harmonizuje i jedną barwą oblewa... tak na przykład, że po napisaniu (ale po napisa­ niu, powiadam, nie przed) dziwię się sam kolorytowi, który m oje dzieła jedno od drugiego rozróżnia — a w ytłum aczyć

(3)

31 L E K C JA P E J Z A Ż U W E D Ł U G „ K R Ó L A -D U C H A ”

tego inaczej nie mogę, jak powiedziawszy wam, że mi się mój Sen nocy letniej w ydaje błękitnym i księżycowym... a np. M akbet szarym i czerwonym obrazem” *.

O kres m istyczny p rzyniósł inne jeszcze na ten te ­ m a t w ypow iedzi, z k tó ry c h najw ażniejsza i n a j­ b ardziej może s k ra jn a znalazła się w czw artym rapsodzie Króla-Dućha. S tanow i ona jak b y echo sły n n ej d y g resji o języ k u z Beniowskiego, ale w pew ­ n y m stop niu zaw iera jej negację. N ie ty le bowiem p oeta rządzi słow am i „m alując obraz” , ile ta je m n i­ cze siły ducha, u k ry te w słow ach, poprzez słowa w jego „pom ysłach” barw ią m u św iat. I barw ią rów nież na dw a sposoby:

Kolory słów

1 K r y t y k a k r y ty k i i literatury. Por. J. Słowacki: Dzieła

w szystkie. Pod redakcją J. Kleinera. T. 10. W rocław 1957,

s. 90. Cytat ten zjaw ia się w w iększości prac poświęconych obrazowaniu Słowackiego, ale kilku takich powtórzeń ko­ niecznych nie udało mi się tutaj uniknąć. Dla porządku chciałbym od razu wym ienić najw ażniejsze studia, z któ­ rych tutaj korzystałem , a do których w szystkie odwoły­ wania się szczegółowe zagm atwałyby tylko obraz przypi­ sów (często m ówię tu o sprawach, jakie są poruszane nie­ m al w każdej pracy o Słowackim lub o Królu-Duchu tylko). Wspomniane rozprawy to przede wszystkim : Z. Luberto- wicz: Słowacki jako kolorysta. Paleta barw i klejnotów

w utworach Juliusza Słowackiego. Brody 1910; S. Skw ar-

czyńska: Ewolucja obrazów u Słowackiego. Lw ów 1925; L. Komarnicki: K o lo rystyk a Słowackiego. W pracy zbio­ rowej: Studia o Słowackim . Warszawa 1927, s. 67—109; K. Husarski: Malarskość «Króla-Ducha» „Wiedza i Życie” 1932 nr 10, 11, 12; J. Spytkowski: B arwy, kszta łty i ruch

w «Królu-Duchu». Kraków 1936; J. G. Paw likow ski: Ze stu ­ diów nad «K r ó lem -D u c h e m » (Środki poetyckie). „Nauka

1 Sztuka” 1947 z. 2.

2 Król-Duch, rapsod IV, pieśń II, w. 33—36. Por.: Słowacki:

Dzieła w szystkie. Pod redakcją J. Kleinera i W. Floryana.

T. 16 (Opr. J. Kuźnar). W rocław 1972, s. 444. — Któż by, nie zajrzawszy W krainy ducha, wiedział, co to znaczy, Że jednych słów jest kolor w oczach krwawszy,

(4)

W IESŁA W JU S Z C Z A K 32

Norwid o „mrocznej” «epopei

N orw id, najw cześniej chyba, w ro k u 1861 nad ając Słow ackiem u m iano poety-m alarza, m ówił, że p ierw ­ szy rapsod Króla-Ducha to zapow iedź w ielkiej epo­ pei m rocznej, k tó re j św iatłem nie jest „ani zorzy prom ień, an i zachodu czerwoność, an i południow ego słońca rea liz m ” , lecz „księżycow ych przesileń m o­ m en t lu b godzina północy” 3. Chociaż, o czym w iadom o z k o m en ta rz y odautorskich, założenia Słow ackiego b y ły zupełnie odm ienne, czy tan a osob­ no p o em atu część pierw sza m ogła fakty czn ie n a rz u ­ cać odbiorcy tak ie w łaśnie w rażenie: ogólnie ciem ­ nego tonu. Ale dalsze rapsody, po śm ierci poety dopiero publikow ane, znacznie rozszerzyły skalę św iatła i b a rw y całości zam ierzonej. R apsod drugi, tzw . K sięga Legend, m a blask i kolor zorzy p rzed ­ w ieczornej raczej niż nocy, rapsod trzeci olśniewa często jask raw o ścią słonecznego dnia itd.

N ajp ierw więc zróżnicow any c h a ra k te r obrazów, w śród nich także pejzaży z Króla-Ducha, zaznacza się poprzez sposób tra k to w a n ia w nich św iatła i ko­ loru. W spom niana dw oistość to dwoistość gam y w a- lo row o-barw nej, w jakiej są rozgryw ane. P o tem do­ piero zróżnicow anie n a stro ju , odm ienności dynam icz­ ne, ek sp resy jn e n a k ła d a ją się n a ten ud erzający w pierw szych chw ilach optyczny podział, kom pli­ k u jąc go, ale n ad al ciążąc k u jak ie jś dychotom ii.

* * *

W ty m punkcie w y łan ia się p e­ w ien szerszy, n iew ątpliw ie isto tn y problem , k tó ry zasygnalizow ać mogę tera z jed y n ie szeregiem pytań, poniew aż nie jest m i znane żadne jego rozw iązanie ogólne i dostateczne, i poniew aż nie tu m iejsce na

8 O Juliuszu S łowackim w sześciu publicznych posiedze­

niach. Por. C. Norwid: Pisma wszystkie. Zebrał, tekst usta­

lił, w stępem i uwagam i krytycznym i opatrzył J. W. Go- mulicki. T. 6. Warszawa 1971, s. 455.

(5)

33 L E K C JA P E J Z A Ż U W E D Ł U G „K R Ó L A -D U C H A ” jego rozw iązyw anie. A le skoro m oje uw agi dotyczą w jakim ś planie ikonografii, skoro m ówię w łaśnie o pejzażu, skoro w spom niałem , że w tej całości, z k tó re j w ybiorę p rzy k ła d lu b p a rę p rzykładów do analizy, spotykam pejzaże pod p ew nym i w zględam i różne, m uszę się zastanow ić i n ad tym , co to może m ieć w spólnego z ik onografią — co m a ikonografia do pejzażu. Czy n a jej gruncie daje się on różnico­ wać? Czy zespół in stru m en tó w , jakim i ona dyspo­ n u je, pozw ala ustalić w owej dziedzinie, w owym m alarsk im „ro d zaju ” rząd typów ? A jeśli tak, to co m a być tu ta j dla pejzażów w yróżnikiem podsta­ w ow ym , co m a decydow ać o różnicach typologicz­ nych? W ydaje się, że tak staw ian e p y tan ia odnoszą się do granic, do zasięgu ikonografii, czy ściśle —

b ad ań ikonograficznych w ogóle.

W stu d iu m pośw ięconym ikonografii rom antyzm u B iałostocki stw ierdza: „N ikt jeszcze nie podjął się nap isan ia arty sty czn y ch dziejów u ję ty c h od stro n y ikono graficzn ej” . M ożem y p y tać — w zw iązku z po­ ruszo ny m w łaśnie zagadnieniem — czy w szystkie, w tra d y c y jn y m sensie term in u , „rodzaje tem atycz­ n e ” sam ego choćby m a la rstw a mogą być w ogóle tak im postulow anym stu d iu m objęte? C zytam dalej z tej sam ej rozpraw y: „B yłyby to dzieje sztu ki jako d zieje tem atów , w ątków , obrazów , jako dzieje w y ­ obraźn i w y rażającej treści ideow e” . W ty m m iejscu budzi się w ątpliw ość, czy nie zaciera się tu granica m iędzy ikonografią a ikonologią. Lecz czytajm y

jeszcze:

„Przy pracy nad taką niew ątpliw ie potrzebną, choć może niezbyt jeszcze bliską syntezą, ujmującą jeden tylko, ale bardzo istotny aspekt sztuki, pojawiają się z pewnością stw ierdzenia, które ułatw ią decyzje periodyzacyjne i de­ finicyjne, dorzucając do system u odniesień formalnych inny system odniesień: ikonograficzny. Czy przemiany w świecie w yobraźni tworzącej obrazy, w św iecie języka ikonograficz­ nego odpowiadają przemianom w dziedzinie środków w y ­ razu, czy potocznie używane pojęcia stylow e dadzą się utrzym ać również wówczas, gdy ich treść wzbogacim y ana­

0 ikonografii 1 pejzażu

(6)

W IESŁA W JU S Z C Z A K 34

Ikonografia a ikonologia

lizą ikonograficzną dzieł, na których opierają się u ogólnie­ nia stanow iące podstawę stylistycznych pojęć?” 4.

C hciałbym dla w ym ienionych przed chw ilą p o trz e b p y tan ie to nieco ograniczyć, przed staw iając jego człony: czy przem iany w sferze środków w y ra z u w p ły w ają n a język ikonograficzny? Czy zawsze, czy czasami? Znow u chodzi mi przede w szystk im o przed staw ian ie k rajobrazu.

Ikonografia oglądana z p e rsp e k ty w y ikonologii, z ja ­ wisko węższe ujm ow ane z szerszej, ale zw iązanej z nim ściśle pozycji, ta k jak się to dzieje u P a n o f- sk v ’ego, odsłania szczególnie ostro swój w łaściw y c h a ra k te r, sw oje możliwości i cele. W edle P a n o f- sk y ’ego do zadań ikonografii należy „opis i k lasy ­ fikacja obrazów ” — oczywiście opis wyższego już stopnia, niejako rosnący ponad tę podstaw ę, k tó rą d aje „p reikonograficzny” opis. Ikonologia n a to m ia st — m usim y dla porządku tę znaną rzecz p rzy p o m ­ nieć — jest „ikonografią nastaw io ną na dokonanie in te rp re ta c ji” . P an o fsk y pisze:

„poprawne rozpoznanie m otyw ów jest warunkiem popraw­ nej analizy ikonograficznej — poprawna analiza obrazów, opowieści i alegorii jest warunkiem poprawnej interpre­ tacji ikonologicznej, chyba że mamy do czynienia z takim i dziełam i sztuki, z których została usunięta cała sfera w tór­ nej lub umownej treści, natom iast postulują one bezpo­ średnio przejście od m otyw ów do treści (czyli do tego ściśle, co ikonologowie nazywają znaczeniami w ew n ętrz­ nym i — W. J.), jak w p rzy padku europejskiego pejzażu, m artwej natury i m alarstwa rodzajowego” 5.

Jeżeli w łaściw ie rozum iem tę uw agę, da się z n iej w yprow adzić tak i szereg w niosków: 1) pejzaż je st

4 J. Białostocki: Ikonografia romantyczna. Przegląd pro b le­

m ó w badawczych. W: Rom antyzm. Studia nad sztuką d r u ­ giej połow y wieku XV III i xoieku XI X. Materiały sesji S towarzyszenia His to ryków Sztuki. Warszawa, listopad 1963.

Warszawa 1967, s. 57.

5 E. Panofsky: Ikonografia i ikonologia. Tłum. K. K am iń­ ska. W: Studia z historii sztuki. Wybrał, opracował i opa­ trzył posłow iem J. Białostocki. W arszawa 1971, s. 15.

(7)

35 L E K C J A P E J Z A Ż U W E D Ł U G „K R Ó L A -D U C H A ’r dziedziną n ied o stęp n ą dla analizy ikonograficznej, bo z zasady zostaje w nim zredu k ow ana w arstw a tre śc i „w tó rn y c h ” czy „um ow nych” ; 2) pejzaż jest atem aty czn y (w sensie słow a „ te m a t” obow iązują­ cym na obszarze ikonografii), jest „apojęciow y”, j e s t dom eną niedostępną dla aluzji literackich na p rzy k ła d , je s t dziedziną, w k tó rej nie sposób uchw y­ cić związków m o ty w u przedstaw ionego ze źródłam i po zam alarskim i, ze „źródłam i” w znaczeniu „w ytw o­ r y k u ltu ry ” , „k reacje ludzkie” , a zatem z odniesie­ n iam i „znaczącym i” , a w ykraczającym i poza ten je d e n p rzedm iot szczególny (obraz), k tó ry chcieli­ b y śm y poddać ikonograficznem u rozbiorow i. Stąd: 3) analiza pejzażu prow adzić m usi od opisu „m oty­ w u ” , do opisu preikonograficznego — w prost ku in te rp re ta c ji ikonologicznej, z pom inięciem sfery ikonografii jako sfe ry pośredniej. Czy jednak, trz y ­ m ając się rygorystycznie takiego schem atu postępo­ w ania, in te rp re ta c ja ikonologiczna je st tu ta j m ożli­ w a, skoro jej zawsze jakim ś stad iu m w stępnym , e ta ­ pem pośrednim m a być pomoc ze stro n y ikonogra­ fii — „rozpoznanie ikonograficzne” ją w arunkujące? P ra k ty k a przeczy ty m w nioskom . Sądzić zatem moż­ na, że podw aża także uwagi, z k tó ry c h w nioski owe wyw iedziono. K ażda bow iem praca poruszająca za­ gadnienie pejzażu zdąża w k ieru n k u jego typolo­ gicznego uporządkow ania. Ale w e w szystkich p ra ­ cach tego ty p u prob lem ten b yw a staw ian y i roz­ w iązyw any wąsko, i przede w szystkim studia nad sz tu k ą X IX w., nad ro m an ty zm em zwłaszcza, zm u­ szają badaczy do podejm ow ania jakichś decyzji, nie­ s te ty zawsze doraźnych. Nie została sform ułow ana w ty m w zględzie żadna teo ria ogólniejsza, a gene­ ra ln e założenia klasycznej ikonograficznej m etody — zastosow ane do obchodzącego nas m a te ria łu — wiodą do nik ąd lu b na sk raj ab su rd u . J e s t oczyw iste p rze­ cież, że każdy „n ajczy stszy ” n aw et pejzaż ew okuje jak iś k o n ta k t ze zjaw iskam i k u ltu ry , a nie tylko z n a tu rą w nim p o rtreto w an ą: zawsze odnaleźć mo­

Kłopot (ikono­ graficzny) z pejzażem

(8)

W IESŁA W J U S Z C Z A K 36

Motyw topo­ graficzny

Dramaturgia pejzażu

żem y poza nim coś, co w ikonograficznym sensie będzie jego źródłem — przekaz literack i dookreśla- jący jego napięcie w yrazow e, inny przekaz p lastycz­ ny, in n y obraz, z k tó ry m zestaw ienie w y tw orzy coś, co nazw ać byśm y m ogli polem treści um ow nych, treści w tó rn y ch itp. Żadne dzieło sztu ki nie może być odbierane w k u ltu ro w e j próżni — to jedno. A po dru g ie — w om aw ianym tu ta j m alarskim g atu n k u sam „m oty w ” (powiedzm y: „m otyw topograficzny”) nie może być podstaw ą ikonograficznej klasyfikacji. Po p ro stu m arin a lub k rajo b raz górski nie u s ta n a ­ w iają jeszcze ikonograficznego „ ty p u ”. K iedy m ó­ w im y o pejzażach m alow niczych, sen ty m en taln y ch , fan tastyczn y ch , „kosm icznych” , heroicznych, k la ­ sycznych, w zniosłych — kiedy stosujem y do tego rod zaju p rzed staw ień określenia w prost zaczerpnię­ te z lite ra tu ry , nazy w ając k rajo b raz lirycznym lub epickim — nie w chodzim y jeszcze w sferę „znaczeń w ew n ętrzn y ch ” , a już w y raźnie w ykraczam y poza obszar preikonograficznego opisu. M ówim y o tre ś ­ ciach w tó rn y ch w łaśnie, k tó ry ch źródłem jest po­ staw a a rty s ty , jego do n a tu ry stosunek, jego k u ltu ­ row e u w aru n ko w an ia te n stosunek form ujące. Gdy się bliżej rozp atrzeć w ogólnych zasadach rządzących takim i podziałam i (chociaż podziały te nie prow adzą jeszcze do stw orzenia typologii k o h eren tn ej i w y ­ czerpującej) — m ożna się chyba zgodzić, że dostrze­ g alny m w nich w szystkich w yróżnikiem podstaw o­ w ym je s t dramaturgia pejzażu.

P rz y jm u ją c obecnie w łaśnie takie, robocze tylko z a ­ łożenie, pow iem y, że ze w zględu na rodzaj d ram a ­ turgicznego napięcia w prow adzanego w obraz n a ­ tu ry , pod ikonograficznym w zględem pejzaże z K ró-

la-Ducha podzielić się d a ją najogólniej na jre n e - tyczne i idylliczne. Oba stanow ią p rzy k ład pejzażu

rom antycznego nie zrealizow anego ówcześnie przez polskich m alarzy. Oba trak to w ać m ożna jako pew ną nie urzeczyw istnioną w plastyce pierw szej połowy X IX w. m ożliwość w idzenia n a tu ry , to znaczy d e ­

(9)

37 LE K C JA P E J Z A Ż U W E D Ł U G „K R Ó L A -D U C H A ” form ow ania jej — w naszej plastyce, podkreślam znowu. Ale stanow ią przy k ład typow o m alarskiej deform acji.

D la ty p u frenetycznego, „w agnerow skiego” — jak b y pow iedział Ignacy M atuszew ski — znaleźć m ożna w iele odpow iedników w ro m antycznej europejskiej poezji, tru d n ie j w m alarstw ie sam ym . Liczne prace pośw ięcone obrazom z Króla-Ducha w ym ieniają jed ­ n a k w iele i takich, m alarskich analogii. N ajczęściej spotkać tam m ożna nazw iska D elacroix, V erneta (którego Słowacki zresztą nie znosił), K aulb ach a itp. W szystkie te zestaw ienia łatw o d a ją się podważyć. K ra jo b ra z y idylliczne b y w ały porów nyw ane z o bra­ zam i Corota, co w y d a je się rów nież nieporozum ie­ niem . G łównie dlatego, że ten ty p pejzaży w K rólu-

-D uchu nie jest an i francuski, ani włoski, lecz u de­

rza rodzim ością swego c h a ra k te ru , sw ojej ekspresji. Podobnie jak k rajo b raz z Pana Tadeusza, chociaż zupełnie inną tech n ik ą pokazyw any — odrealniony przede wTszystkim , pły n ny , niem al zd em aterializow a­ n y przez św iatło, jak późne p łó tn a M oneta. W eu ro ­ p ejsk im rom an ty zm ie jest — m oim zdaniem — jeden tylko m alarz p o ró w n yw aln y z m alarzem -Słow ackim , ale o ty m w spom nę na końcu.

Z w y b ra n y c h tera z d w u p rzykładów oba rep re z en ­ tu ją ty p idylliczny. Chodziło m i bow iem — jak w spom niałem — o pokazanie pew nej możliwości ro ­ m antycznego m ala rstw a polskiego lub ro m antyczn e­ go u jęcia k rajo b raz u Polski, a polskość uderza w tym zw łaszcza ro d zaju obrazów z Króla-Ducha. Prócz tego chodziło m i o zw rócenie uw agi n a obrazy w ow ym fre n e ty c z n y m poem acie rzadsze czy m niej uderzające: w obu w ypadkach w ybór — inaczej m ów iąc — został p o d yktow any jaw ną statycznością p rzed staw ian y ch scen, ty m więc, co je szczególniej jeszcze upodabnia do kom pozycji m alarsk ich w do­ słow nym znaczeniu. P ierw szy fra g m en t pochodzi z rap so d u trzeciego i jest opisem zaślubin M ieczy­

Obrazy frene- tyczne

Zagadka

Obraz idylliczny

(10)

W IE SŁ A W JU S Z C Z A K 38

Sposalizio jako

pierwowzór

sław a i D obraw ny. D rugi — z rapsodu pierw szego — to może najczęściej analizow ana w p racach o m a - larsk o ści tego poem atu scena pogrzebu1 W andy;.

* * *

W w ielkiej m onografii o S ło ­ w a c k im K le in e r pisze, że praw dopodobnym „ p ie r­ w ow zorem ” sceny zaślubin jest Sposalizio R afaela G. K le in e r nie przed staw ia pełnego dowodu, ale liczba a rg u m e n tó w potw ierdzający ch to przypuszczenie o k a z u je się ta k znaczna, iż w łaściw ie tru d n o tę uw ag ę trzym ać n ad al w sferze hipotez. Słow acki w M ediolanie nie b y ł i o ryg inału m e m ógł oglądać, a le m usiał znać obraz z jak ie jś ryciny, skoro od czasu podróży w łoskiej, odbytej w lata ch 1836— 1838 (co n a jm n ie j od tego czasu, bo w ted y w iadom o już o ty m z listów), życie i twórczość R afaela żywo go z a jm o w a ły 7. D zieła jego b y ły dla p o ety n a jd o ­ skonalszym urzeczyw istnieniem w szelkich m ożliw oś­ ci m alarstw a — zarów no w yrazow ych, ja k i czysto plastycznych. B yły w tej dziedzinie sztuk i n a jw y ż ­ szym p rzyk ład em ucieleśnienia, obleczenia w m a te ­ ria ln y k sz ta łt duchow ego p ierw iastk a. W p ro st pisał o ty m w ósmej pieśni B eniow skiego:

Co do mnie... w olę Rafaela loże

I te sufity... gdzie nad ludzką głow ą

6 J. Kleiner: Juliusz Słow acki. T. 4, cz. 2. W arszawa 1927» s. 457—458.

7 Wiadomo, że drugim ulubionym malarzem Słow ackiego był Veronese. Do ciekawszych i zaskakujących może w nios­ ków doprowadziłoby zastanow ienie się nad typem przypu­ szczalnych plastycznych „pierwowzorów” sam ego choćby

Króla-Ducha. Wypada sądzić, że większość z nich to dzieła

o „klasycznym ” czy „klasycyzującym ” charakterze. Sposa­

lizio jest bowiem przykładem jednym z wielu. K leiner w spo­

mina o m ożliwym w pływ ie Sw. Cecylii Carla Dolci na scenę ukazującą Dobrawnę przy organach. Można dopatrywać się tutaj także oddziaływań Ingresa (np. opis drugiej córki Popiela a Źródło), Canovy (córka Popiela i gierm ek jako

(11)

39 L E K C JA P E J Z A Ż U W E D Ł U G „K R Ó L A -D U C H A ”

W isi — w tęczow ych blaskach dzieło Boże... A taką sztuką odświeżone nową, Tak nieśm iertelną, że umrzeć nie może,

Lecz o Jehowie będąc — jest J eh o w ą 8

W pierw szym , zaniechanym w ariancie opisu zaślu­ bin M ieczysław a i D obraw ny, rzucie, k tó ry od w ersji ostatecznej różni się m iędzy innym i silniejszym w ydobyciem akcentów bieli, jak b y zm aganiem się z zim ną białością, k tó ra uporczyw ie w raca pod pióro i w ielokro tn ie zostaje sk reśleniam i p rzy tłu m ian a — w ow ym pierw szym rzucie trz y k ro tn ie zjaw iało się słow o „lilia” — n azy w ana k w iatem „aniołow ym ” — i n a pięć oktaw siedem w ersów było (czy raczej, uw zględ niając skreślenia, mogło być) poświęconych liliom . To rów nież m a zw iązek z R afaelem . W P in a - kotece W atykańskiej n ajsiln iej n a w yobraźnię poety oddziałała, obok Transfiguracji, Koronacja M atki

Boskiej, zwłaszcza dolna p a rtia tej kom pozycji. Opis

jej, połączony ze zjadliw ą k ry ty k ą n azareńskiej szkoły, z a w a rty je st w szkicu z 1841 r. pośw ięconym poezji B ohdana Zaleskiego. Z le k tu ry ow ych w ierszy w y n ik a — m ówi Słow acki —

„że poeta chciał zachwycić tej prostoty — która ze szkoły malarskiej katolickiej w łoskiej — a dziś z małpiej tego- czesnej niem ieckiej wykwita... Pierwsza, piękna, wyprow a­ dzona być może z w atykańskiego obrazu Rafaela — pierw­ szej maniery... gdzie u grobu N. Panny w ykw ita siedem lilii, a wokoło stoją Anieli bardzo prosto odrysowani, ale cudownie piękni. — Kto pierwszy raz spojrzy, myśli, że to jakieś dziecko malowało, tak to wszystko jest proste i niesztuczne — murawa bladozielonym pociągnięta kolo­ rem, prawie bez perspektyw y — dno niebios blade, jedno­ stajne jak turkus... ale kto się w twarze Aniołów zapa­ trzy — powoli, powoli — przestaje oddychać, zachwycony pięknością wyrazu — i m ałą a jednak dziwną rozmaitością uczucia” 9.

8 Beniowski, pieśń VIII, w. 473—478. Por. Dzieła wszystkie. T. 11. W rocław 1957, s. 90.

9 O poezjach Bohdana Zaleskiego. Por. J. Słowacki: Dzieła

w szystkie. T. 10. Wrocław 1957, s. 105.

Lilia z Rafaela

(12)

W IESŁA W J U S Z C Z A K 40

Anioły w e snach

Od raz u w a rto przypom nieć na m arginesie, że p o ­ przedzające scenę zaślubin pierw sze pojaw ienie się D obraw ny zaw iera rów nież chyba czyteln e alu zje do obrazu opisanego przed chw ilą. A luzje znaczone w zaniechanym rzucie (a) sceny słow am i „an ioł” i „ tu rk u s ” , a tekście głów nym (b) — p rzy m io tn i­ kiem „ tu rk u so w y ” , k tó ra to b arw a je st w ty m m o­ m encie dla Słow ackiego nierozdzielnie złączona z po­ stacią M adonny i przez to służy raz po części ta jo ­ nem u, raz jaw n em u porów nyw aniu D o b raw n y z M a­ donną:

(a): Anioły w e snach schylone nad nami Ani tak jasnych... ani tak obfitych

W łosów pokażą... ni tak łysnąć zdolne Jak ta na polskich błękitach, odkrytych

Z turkusa... w łosy gdy rzuciła wolne, A turkus na kształt gwiazd na niebie wrytych,

B ław atki także naśladując polne, Dziwnie na czole śród złotego włosa Przedstaw iał ziemię razem i n ieb iosa.10 (b): Sama Dobrawna... na białym rumaku,

W kolebce złotej... niby pani święta, Na turkusow ym jak niebo czapraku

B y kw iat przypięta 11

W początkach stycznia 1847 r. ukazał się pierw szy rapsod Króla-Ducha. P a rę tygodni w cześniej poeta pisał do m atki o o statn ich zabiegach z edycją tą zw iązanych: „ P racu ję — m yślę — przy g o to w u ję m oje obrazy na ekspozycją. M alarstw o m ię z a tru d ­ nia — chciałbym w ty ch płótnach św iatło w yrazić, w ięcej niż kolorow ość n a tu ry — Św iatło, z k tó ry m w oczach R afael zaczynał” 12. Tym razem nie był to p ro sty szyfr używ an y zazw yczaj w listach do k ra ju ze w zględu na cenzurę, szyfr taki, jak na p rzy k ład

io Król-Duch, rzut zaniechany rapsodu III (nr XVIII), w. 36—44. Por. Dzieła w szystkie. T. 16, s. 509—510.

“ Król-Duch, rapsod III, pieśń II, w. 230—233. Por. Dzieła

wszystkie. T. 16, s. 401.

List do m a tk i (14 X II 1846). Por. Dzieła. Pod redakcją

J. Krzyżanowskiego. T. 11. L isty do matki. Opr. Z. Krzy­ żanowska. W rocław 1949, s. 486.

(13)

41 L E K C JA P E J Z A Ż U W E D Ł U G „ K R Ó L A -D U C H A ” m ów ienie o opracow yw anych lub w ydaw anych u tw o rach jako o „dzieciach” . Tu szło o program ow e założenia poem atu, i tu w pro st w ym ieniony został znow u R afael — w zór idealnego lum inisty.

Je d n a k rapsod pierw szy w ykazyw ał n ajm n iej cech p o k rew nych z w zoram i pochodzącym i od R afaela. N ajsilniejsze ślady ich obecności d ostrzegam y do­ piero w dalszych częściach u tw o ru z tym , że om a­ w iana scena stanow i — w p ierw szym swoim rz u ­ cie — p rzyk ład n a jb ard ziej oczyw isty z tego p u n k tu w idzenia. W jej w arian cie d ru gim zaznacza się sze­ reg isto tn y ch zm ian, oddalających ją od pierw o­ wzoru, czy od dw u w spom nianych pierw ow zorów , zm ian zacierających to, co z początku było niem al dosłow nym z Koronacji M adonny i ze Sposalizia czerpaniem .

P ierw szy rz u t został rozegrany w tonacji biało-nie- biesko-zielonej, w każdym razie p rzy dom inującym użyciu dw u pierw szych barw . Można powiedzieć, stosując słowa w sensie ówczesnym : został skom ­ ponow any w gamie „ sre b rn o -b ła w a tn e j” lub „lilio- w o -tu rk u so w e j” , z m ocnym u w y d atn ien iem zieleni, k tó rą w obec przytoczonego opisu Koronacji należy sobie w yobrazić jako bladą.

Ażeby w łaściw ie skonkretyzow ać obraz, zwłaszcza w owej jego pierw szej w ersji, trzeb a się odwołać do spostrzeżeń z aw arty ch w ro zp raw ie S kw arczyń- skiej o „treściow ej w arto ści” kolorów w poezji pierw szej połowy ubiegłego stulecia. Zwłaszcza w po­ rów naw czych stu d iach z zakresu h istorii m alarstw a i h isto rii lite ra tu ry pośw ięconych tem u okresowi, zeb rany w ty m szkicu m ate ria ł sta je się niezbęd­ nym , choć rzadko w yk o rzy sty w an y m in stru m e n ta ­ rium . Z aw artość sem antyczna przym iotników , takich jak „ b ia ły ” , „liliow y” , „p erło w y ” , „ sre b rn y ” , zm ie­ niła się od tam tego czasu ta k bardzo, że tru d n o — bez w yraźnego znaczeniow ego ich u k ieru nk ow an ia przez ko n tek st — nie popaść w rażące często nie­ porozum ienia co do ich optycznych odniesień. „Jed ną

Treściowa w artość kolo­ rów

(14)

W IESŁA W J U S Z C Z A K 42

Liliow y

Srebrny

z najciekaw szych ew olucji sem antycznych — pisze S kw arczyńska — przeszedł kolor liliow y. P oczątko­ wo był to kolor w tó rn y , pochodny od lilii i ozna­ czający ty m sam ym kolor b iały ” 13. Oznaczał biel m atow ą ■— nie św ietlistą, dodajm y od razu. Dopiero po połowie stulecia przyjęło się znaczenie pocho­ dzące od francuskiego lilas, k tó re to słowo w osiem ­ nastow iecznej polszczyźnie daw ało nazw ę „liii” — oznaczającą kolor „bzow y” . U Słowackiego „liliow y” znaczy w yłącznie „m atow obiały” , a stą d każda aluzja do lilii jest silniejszym jeszcze niż obecnie przyw o­ łaniem urobionego od niej p rzy m io tnik a i p rz y ­ m iotu.

U Brodzińskiego i później niebo jeszcze by w a bła- w atn e (bo „n iebieski” w ogóle nie oznacza kolo­ r u 14) — a zatem w cytow anym w yżej fragm encie słowo „ b ła w atk i” m a n a celu dokładnie to samo kolorystyczne uk ierunkow anie, w zm ocnienie tego sam ego barw nego odcienia, co słowo „ tu rk u s ” :

A tu r k u s na kszta łt gwiazd na niebie w r y ty c h , B ław a tki także naśladując polne — to d w a okreś­

lenia tego samego koloru nieba, „bladego d n a n ie­ bios” , ja k m ów ił p oeta w spom inając R afaela.

I jeszcze słowo „ sre b rn y ” . S kw arczyńska w ykazuje, że w większości w ypadków ro m an ty cy posługiw ali się nim po p ro stu jako synonim em białego, „b iały ” n ato m iast m iał dla nich „znacznie w yb itn iejsze w a­ lo ry św iatła. W całokształcie poetycznego u jęcia gra to dużą rolę — i odbiorca pow inien to sobie u św ia­ domić. To co białe jest św ietliste, a to co św ietliste — białe” 15.

Skoro, jak m ów iliśm y, Słow acki nie znał Sposalizia z oryginału, a u trw a liła się w jego w y o b raźn i i pod w pływ em czasu została zredukow ana do trz e c h plam

13 S. Skwarczyńska: Wartość treściowa kolorów w ro m an­

ty z m ie a dzisiaj (Na tle badania relacji m ię d zy twórcą a odbiorcą). „Pamiętnik Literacki” 1932 z. 3/4, s. 289.

14 Ibidem, s. 281. 15 Ibidem, s. 288.

(15)

43 L E K C JA P E J Z A Ż U W E D Ł U G „K R Ó L A -D U C H A ” gam a b arw n a „ziem skiej” s tre fy Koronacji z W a­ ty k a n u — nie dziw i fak t, że n a ty ch dw óch w zorach o p a rta scena zaślubin w K ró lu -D u ch u stanow i ich kon tam in ację. Ze Sposalizia pochodzi sam schem at kom pozycyjny: uproszczony, bo w ym ienia się tu ty l­ ko postaci nowożeńców i kap łan a, trz y fig u ry u stóp schodów d rew n ia n e j św iąty n i pogańskiej ukazane w m om encie zam iany pierścieni (antykizu jąca ro ­ tu n d a w tle obrazu R afaela zm ienia się w słow iań­ ską gontynę, też i tu ta j sym bol „daw nej w ia ry ” u stę p u ją ce j w obliczu ak tu , ja k i się w łaśnie doko­ nuje). I na tak i schem at nałożony jest, dla Sło­ w ackiego podstaw ow y (jako podstaw ow y zapam ię­ tany), tró jd źw ięk b a rw n y z Koronacji: zieleń łąki (scenę przenosi on bowiem z m iejskiego placu w p e j­ zaż), jasn y (a więc „b lad y ”, „ tu rk u so w y ” , choć w ty m m iejscu o kreślenia tak ie nie są u żyte w prost) — ja sn y to n nieba, i b iel — biel lilii, k tó re p rzy w ęd ro ­ w a ły tu ta j z obrazu w atykańskiego, biel szat i bia­ łość „duchow a” sam ej D o braw n y — biel „liliow a” , „ s re b rn a ”, „śnieżna” . Pozostałe ak cen ty kolory­ styczne sprow adzone są do m inim um .

K ilk a n a jisto tn iejszy ch dla k o n stru k c ji obrazu oktaw rz u tu pierw szego przy taczam z uw zględnieniem w szystkich w ażniejszych sk reśleń 16:

Pod drzwiami jednej pogańskiej gontyny, W której prześw ięte ognie pogaszono, B yły cudowne nasze zaręczyny

Nad łąką pełną kwiecia — i zieloną. Kwiateczków różnych jasnym i rubiny,

16 Król-Duch, rzut zaniechany rapsodu III (nr XVIII), w. 61—76, 109—132. Por. Dzieła w szystkie. T. 16, s. 510—513 i (odmiany tekstu) s. 662—663. Cytat stanowi próbę przej­ rzystego odtworzenia kolejnych w arstw rękopisu; skreśle­ nia (ujmowane znakiem +) w ystępują tu oczywiście w ko­ lejności odwrotnej niż w oryginale (najwcześniejsza wersja najw yżej nad redakcją ostateczną wersu). Tak jak i w po­ zostałych cytatach, wprowadzono tu podstawową n ow eli­ zację pisowni, co stanowi odstępstwo względem cytowanego wydania.

Kontaminacja

Sposalizia

(16)

W IESŁA W JU S Z C Z A K 44 Zaślubiny M ieczysława Różnice sub­ telne, ale g łę­ bokie

Liliją srebrną umyślnie sadzoną

-\-O toczył w te n c z a s o dto-f

Rozjaśnił w ów czas kraj aniołom miły Jeden Chrystusa kapłan z Czech przybyły...

N astęp na oktaw a jest w yraźnym przypom nieniem

Sposalizia, w każdym razie naw iązaniem do re p re ­

zentow anej przez ten obraz ikonograficznej w ersji zaślubin M arii i Józefa:

Z podania może... o nazaretańskich Weselach... wziął te aniołowe kwiaty... I ślub... do św iątyń nie wchodzący Pańskich,

Ale przez niebios jasnych m ajestaty Widziany... przy tych świątyniach pogańskich,

Co były... jako pełne duchów światy, Od kolorowej lśniące się ciesielki, Ciemne... złotym i skrzyżowane belki. Stałem... pięknością jej niby przykuty...

+ P o d płótnem . s r e b r n y m +

I .k ln ący sieb ie... + z a w n ę tr z n ą n ie w o lą ...+ za poddaństwo woli. Ona spod płócien srebrnych... wzrok w ysnuty

+ u w ie s iła w d o le + Ą-niby g d zie ś w d o le + + T a siem k a Ą

-Taśmami blasków... spuszczała powoli

+ m r o ź n y + + Z im n a ... ja k w ró ża ch b ia łych ś n ie ż n y LutyĄ-

+ T w o r z ą c y sło ń c e ...+

I coraz niżej — anielstw em poczuty

Ą-poddańczejĄ-

Swój obowiązek... żony być w niewoli Pokazyw ała spuszczeniem źrenicy

I promieniami rzęs — na błyskawicy. I tak jej oczy... naprzód na zielenie

Ą-w sło ń cu z ło te ...+

Traw... swoje blaski... w ylew ały święte... Że kwiatki były jak drogie kamienie

Grające w ogniach... gdzie okiem dotknięte...

+ A sr e b r n y c h w o k o ło liiij schylenieĄ

-Szły dwa złociste przez łąkę strumienie, - T O C Z U . . . +

(17)

45 L EK CJA P E J Z A Ż U W E D ŁU G „K R Ó L A -D U C H A ” + d z i e w i c z e +

+J o ż y w ia ły lilije p a c h n ą c e + I morza blasków były w okolicy

-\-K ryn icę tw o r zą c sło n ec zn ą n a łą c e ...+

W ylane słońcem... z tej jednej krynicy... Potem je kwiatom odebrała... w dole...

Gdy... pierścień przyszedł na wieczną zamianę...

+ 1 b la sk i w te n c z a s z e b r a n e +

I przyw oław szy je św iecić na czole + 1 za m y ślo n e g łą b iej, i z w lą z a n e + Spuściła znowu na ręce związane

+ J a k w ia tr y , k tó re z u s t w ie ją e o le +

+ z a se n ty lk o mianeĄ- + W id z ia ln e — c h o cia ż o k u n ie w idzianeĄ -

Jak wiatry, które z ust w ieją Eole,

Widzisz... choć tylko są z niczego wiane, Tak on słońcotrysk nowy... dwa książęce Duże szmaragdy oświecił i ręce...

J a k już m ów iłem , ostateczna red ak cja tej sceny, p rz y bliższym w ejrz e n iu w nią, różni się zasadniczo od pierw szej, choć w szystkie elem en ty podstaw ow e są w niej pow tórzone. Te różnice głębokie są z a ra ­ zem tak subtelne, że ich rozszyfrow anie pełne w y ­ m agałoby niem al osobnej rozpraw y. To, co się naszej uw adze od razu narzuca, to w spom niane odejście od pierw ow zorów , jak b y zatarcie m alarskich źródeł tego obrazu. P o drugie, pejzaż zostaje w y raźniej zlokali­ zow any (otoczone lasem łąk i nad Gopłem) i skom pli­ k ow any przestrzennie: od rozległej p e rsp ek ty w y do szczegółu (obrazow y ch w y t ta k często stosow any przez poetę) przechodzi się tu raz jeden i to gw ał­ tow nie. Oczy D obraw ny, jak g dyby silniej od słońca rozśw ietlające k rajo b raz, s ta ją się tu ta j elem entem k rajo b razu : sam a jej postać znika, stap ia się z n a ­ tu rą , nie ogranicza rozległości w idoku. I dopiero w końcow ej oktaw ie nasz w zrok z a trzy m u je się n a ­ gle na jed n ym blisko p rzy su n ięty m przedm iocie — na jed n y m szm aragdzie (nie na dwóch, jak w w ersji pierw szej), w k tó ry m się skupia i potęguje blask ca­ łego otoczenia. B lask gw ałtow nie gorący.

D om inująca w rzucie pierw szym biel m iała w y raźne

Zatarcie m a­ larskich źródeł

(18)

W IESŁA W JU S Z C Z A K 46

Od zbrodni...

... do unie­ sienia

alegoryczne, sym boliczne i w yrazow e funkcje, słu ­ żyła d ram atu rg iczn y m celom, k tó re Słow acki przy o pracow yw aniu te k stu głównego zm ienił, p rz e k re ­ ślając p ierw o tn y p lan akcji. Obie sceny oglądam y z pozycji n a rra to ra . W każdym z dw u w arian tó w inna je s t jego sy tu a c ja psychologiczna. W zam yśle pierw szym — pisze K lein er — „tę idyllę m iłosną początków chrześcijaństw a w Polsce m iała (...) zm ro- czyć zbrodnia: M ieczysław, życzeniem taje m n y m spraw iw szy śm ierć ojca, podstępnie m iał poślubić i D obraw nę, i Odę — i być w inow ajcą ich zgonu. P rzem ogła jed n ak koncepcja czystego od w in b o h a­ te r a ” 17. S tąd kładąca się na w szystko m glisto-lodo- w ata białość w pierw szej w ersji obrazu, i stąd zdanie M ieczysław a zwyciężanego pięknością D obraw ny:

Sta łe m (...) klnący siebie za poddaństwo woli. S tą d

też w red ak cji ostatecznej opisu tęczowe m igotanie w ielob arw ny ch św iateł i n astró j pozbawionego s k ry ­ tych niepokojów uniesienia 18:

(...) lecz wprzód zejdę na doliny, Gdzie było m oje anielskie w esele Przy schyłku jednej pogańskiej gontyny;

Gdzie łąka miała różne w onne ziele — Dziedzilli... niegdyś ogród — i kwiatyny

W yściełające wschody przy kościele, Rzekłbyś, że tęcza, którą ta Dryjada Wchodząc do gontyn przed progami składa... Na zieloności smugach — na strumieniach

Kwiatów... na żwirach goplańskich najbielszych, Przy lipy szmerach... i brzozy westchnieniach,

I przy błękitach niebios najweselszych,

Przy kwiatkach, w których jak w drogich kamieniach B ył blask, przy ptaszkach śpiew niejszych i śm ielszych 17 Kleiner: op. cit., s. 458. Cała niniejsza próba odtworzenia kolejnych faz powstawania sceny zaślubin spośród w szy st­ kich dostępnych mi wzorów zawdzięcza najwięcej analizie opisu burzy z Pana Tadeusza, jaką przeprowadził Wyka w m onografii tego poematu (por. «Pan Tadeusz». Studia

o tekście. Warszawa 1963, s. 85—121).

18 Król-Duch, tekstu głównego rapsod III, pieśń II, w. 326— 349, 358—365. Por. Dzieła w szystkie. T. 16, s. 403—404.

(19)

47 L E K C JA P E J Z A Ż U W E D Ł U G „ K R Ó L A -D U C H A ” Po ty m n astęp u jący w ers brzm iał początkowo:

W śród srebrnych zasłon... najczystsza na ziem i —

p oeta przekreślił go, bo jak w ypad a sądzić, raziło go w ty m m iejscu słowo „ s re b rn y ” , przybliżające od r a ­ zu cały obraz do zaniechanego rzu tu .

B ył ślub — gdzie czysta z najczystszych na ziemi Stała... z oczyma w ziemię spuszczonymi... D w a z am etystów blaski... jak z krynicy

Lały się ciągle... choć rzęsą przykryte. Dziś tej mistycznej nie w iem tajemnicy,

Jako z tych oczu... w ęże złotolite, Jeziora złote w całej okolicy,

Lasy blaskam i na w ylot przebite, Kwiatki błyszczące jak drogie klejnoty, Jak owo rodził wzrok miłością złoty. W tej błyskawicy... i w tym zawichrzeniu

Sądziłem... że głos stu aniołów słyszę, Sto harf... dzwoniących na m nie po imieniu

Przez cichy kryształ i błękitną ciszę... Sam wielki, duży szmaragd na pierścieniu,

Jak źródło gdy się pod słońcem kołysze, Dw a w ielkie blaski rzucał na dwie strony Jak skrzydła złote... a sam był czerwony.

W ypada tu ta j zw rócić choćby najpobieżniej uw agę na c h a ra k te r tro p u zjaw iającego się w końcowej p a rtii tej ostatn iej oktaw y. „C zerw ony szm aragd” należałoby uznać po p ro stu za oksym oron. Jed n ak , jak słusznie już na to w sk a z y w a n o 19, w o statnim okresie zwłaszcza poeta kreow ał tak ie „m alarsk ie” kon teksty, w k tó ry ch oksym orony odnoszące się do efektów w izualnych trzeb a dla ścisłości nazyw ać po­ zornym i. Na p rzy k ład w znanym opisie czw artej córki k róla Popiela m am y do czynienia ze zw rotem fu n k cjo n u jący m analogicznie:

Inna... już w sali — najdum niejsza z rodu, Przy złotym, m ałym siedząca organku,

19 Por. np. uwagę J. Spytkow skiego o oksymoronie „srebrny cień ” w opisie pogrzebu Wandy (op. cit., s. 50; por. przed­ ostatni wers cytowanego tu na zakończenie fragmentu).

Zaślubiny (wersja druga)

Pozorne ok sy­ morony

(20)

W IE SŁ A W JU S Z C Z A K 48

Obraz poetycki a m alarski

A obrócona oknem do zachodu

Ku zorzy — w pawich piór świecącym wianku, Bita blaskam i mrocznymi z ogrodu 20

„M roczne blask i” , tak jak „czerw ony szm arag d ”, to w obu cyto w an ych m iejscach nie zw y kły czy „peł­ n y ” oksym oron — to raczej ukazanie rzeczyw istych św ietln y ch i b arw n y ch możliwości zjaw isk ogląda­ nych ja k b y n a im p resjonisty czny sposób, „m om en­ ta ln ie ” — to odkrycie ich faktycznej zm ienności, i to środek służący Słow ackiem u do w yw oływ ania „wi- b ry sty c z n y ch ” efektów m alarskich.

* *

Nie w spom niałem jeszcze dotąd 0 jed n ej kw estii isto tn ej, k tó ra zapew ne może n ie­ pokoić. T ra k tu ję tu ta j obraz poetycki ta k samo jak p lasty czn y — ściśle: m alarski. Nie różnicu ję niczego, m ówiąc o nich. Z ró w nu ję więc n iejako to, co jest dane bezpośrednio w percepcji w zrokow ej, z tym , co w ty m w zględzie je st pośrednie, co się fo rm u je w w y ob raźn i i tylk o w form ie w yob rażenia jest „u zm ysław iane” i u trw a la n e przez pam ięć. Czynię to rozm yślnie, zdając sobie spraw ę, że ta k a operacja w ym aga co n ajm n iej ogólnego uspraw iedliw ienia. D y g resja w ty m m iejscu po trzebna n iew ątp liw ie roz­ rosłaby się ponad m iarę, gdybyśm y ją zaczęli od roz­ w ażan ia różnic dzielących sztuki „p rz e strz en n e ” 1 „czasowe” . Ale nie w y daje się to konieczne, kiedy idzie o analizę ow ych dw u rodzajów obrazu, a nie o ich odbiór estetyczny. O analizę stop n ia w yższe­ go — o in te rp re ta c ję „ tre ści”, znaczeń w ew n ętrzn y ch czy ogólnego w yrazow ego brzm ienia ty c h całości zw anych tu obrazam i. Co bow iem je st w takim p rzy p a d k u m ateriałem , podstaw ą naszego an alitycz­ nego działania? P rzed e w szystkim już re z u lta t

este-20 Król-Duch, rapsod II, pieśń III, w. 105—109. Por. Dzieła

(21)

49 L E K C JA P E J Z A Ż U W E D Ł U G „K R Ó L A -D U C H A ” tycznego przeżycia, estetycznego ich odbioru, a nie sam ten proces, nie sam jego przebieg. P rzy jm ijm y , za fenom enologiczną jego teorią, że jego isto tny m e lem entem jest w y p ełn ian ie „m iejsc n iedookreślenia” . Nie w szystko jest dane w obrazie literackim , i nie w szystko w obrazie plastycznym . W obu w ypadkach konieczna sta je się w ięc u zup ełn iająca jakieś luki ak tyw ność odbiorcy. Rzecz w tym , że każdy z dw u w ym ienionych rodzajów obrazu in n y ch w ym aga uzupełnień. Można pow iedzieć ostrzej: rzecz tylko w tym .

J e s t już dzisiaj czystym tru izm em stw ierdzenie, że jeśli m ój odbiór kom pozycji R em b ran d ta z synem m arn o tra w n y m m a być „p raw id ło w y” , to znaczy m ożliw ie przybliżony do in te n c ji a rty sty , koniecznie pow inienem znać odpow iedni tek st (czy zaw artość tekstu), k tó ry m ówi o przed staw ion y m na obrazie zdarzeniu. Jeżeli m am w ypełnić coś, co da się n a ­ zwać niezbędną dla praw idłow ej percepcji „ilością’'" m iejsc niedookreślenia, oglądając — z drugiej s tro ­ n y — n a przyk ład k rajo b raz z burzą, k rajo b raz czy­ sty: pozbaw iony sztafażu i w szelkich aluzji n a rr a ­ cyjn y ch, ak tyw izu ję rów nież jakieś dośw iadczenia spoza tego jednego k o n k retu . Może to być przypom ­ nienie rzeczyw istej b u rz y lub b u rzy znanej mi z opi­ sów, przypom nienie doznanego lęku lub przeciw ­ nie — w yzw olenia itd. T rzeba więc założyć, że każdy obraz plastyczny (p rzyn ajm niej każdy fig u ra ty w n y obraz) w ym aga „dopow iedzenia” , k tó re ostatecznie u k ieru n k o w u je pojęciow o i u g ru n to w u je w św iado­ mości odbiorcy jego „w ym ow ę” . Z kolei analiza tego obrazu, a w łaściw ie całego tego m ateriału , jak i zo­ sta ł nagrom adzony przez odbiorcę w procesie p e r­ cepcji, prow adzi do — i opiera się na w erbalizacji tego, co już p rzestaje być sam ą „ m a terialn ą podsta­ w ą ” dzieła, a jest k o n stru o w an ą przez odbiorcę szerszą całością. W ydaje się, że owo uzupełnianie, w y pełnianie m iejsc niedookreślenia dzieła plasty cz­ nego zawsze jest u k ieru n k o w an e ku m yśleniu w e r­

Konkretyzacja malarska

W ypełnienie m ateriałem werbalnym

(22)

W IESŁA W JU S Z C Z A K 50

Odwrotnie z obrazem literackim

balnem u, k tó re każda analiza ostatecznie u jaw n ia, dem askuje, by tak rzec.

Nie wchodząc w su btelniejsze rozróżnienia, w ypada stw ierdzić tera z po pro stu, że obraz literack i staw ia nas wobec zadań przeciw nych: każe rek o n struo w ać sferę elem entów zm ysłow ych, narzucając, d ając w gotowej postaci to, co w obrazie plastyczny m w y ­ m agało naszego dopełniającego działania. I u p rasz­ czając p roblem jeszcze dalej, m ożna powiedzieć, że

tym , co obraz litera c k i dostarcza nam w postaci go­ tow ej, są „w skaźniki” w yrazow e nazw ane, u k ie ru n ­ kow ane w erbalnie, podsuw ane nam więc jed no ­ znaczne do pew nych granic fo rm u ły słow ne, ok reśla­ jące główne k ieru n k i e k sp resji tego obrazu. A za­ tem : k o n k rety zacja obrazu plastycznego ciąży k u w erbalizacji; k o n k rety zacja obraził literackiego dąży k u uzm ysłow ieniu; analiza n ato m iast m usi łączyć w obu w yp ad kach elem en ty zm ysłow e i w e rb a ln e (pojęciowe), aby w ostateczności w erbalizacją się po­ służyć.

W prostszych form ach obrazu poetyckiego p o ró w na­ nie n a jja w n iej d em o n stru je ów m om ent w e k to ry - zacji napięć w yrazow ych. Na przykład: postać ko­ b iety stojącej za drzew em w księżycow ą noc i p rz y ­ słuch u jącej się rozm ow ie m ęża z jakim iś niezn any m i w ędrow cam i — ten obraz, k tó ry się zjaw ia na po­ czątku drugiego rapsodu Króla-Ducha, pozbaw iony zaw artego w nim porów nania zapew ne sp ra w ia łb y w rażenie niem al sielskie:

— a ta stała Skryta za drzewem i podsłuchiwała

Na korab złoty, w ieżę Cybellaną, Rzuciła fartuch swój gruby, czerwony,

I stała skryta pod drzewem, za ścianą; A tylko czasem od miesiąca strony

Łysnął się na niej pozłotą rumianą Przez krokosowe fartucha drylichy Ów korab 21

21 Król-Duch, rapsod II, pieśń I, w. 39—40, 42—48. Por.

(23)

51 L E K C JA P E J Z A Ż U W E D Ł U G „ K R O L A -D U C H A ” A le n a stró j obrazu zm ienia się zasadniczo, d ra m a ty ­ zuje, k iedy uzu p ełnim y c y ta t trzecim z kolei, przed chw ilą w ypuszczonym w ersem :

— a ta stała Skryta za drzewem i podsłuchiwała Jak wąż ciekawy w trawach utajony;

Podobnie pogodny, w ręcz rado sn y w y daw ałb y się n am pejzaż w obrazie P oussina z pogrzebem Fokio- na, gd yby śm y przesłonili pierw szoplanow e postacie niosące m ary. Jeżeli jed n ak oglądam y ten k rajo b raz ze sztafażem , przez owo zestaw ienie s ta je się on ja k ­ b y kondensacją chłodnej obojętności.

* * *

In te rp re tu ją c związki, jak ie za­ chodzą w p o rtre ta c h M alczewskiego m iędzy m ode­ lem a pejzażow ym tłem , W yka posłużył się te rm i­ n em „ fig u ra ” , czyli „ p re fig u ra cja ” , „zapow iedź” . W ty m szczególnym kontakcie człow ieka i p rzyro dy w y tw a rz a ją się now e znaczenia, ich w spółgranie, p o w staje „n ad d an y sens, sens na innej drodze n ie­ m ożliw y do osiągnięcia” 22. Rozszerzając tę obser­ w ację na m alarstw o przedm iotow e w ogóle, zw łasz­ cza na dziew iętnastow ieczne jego fenom eny, m ożna stw ierdzić, iż ów sugero w any tu ta j ta k często „kon­ ta k t p re fig u ra c y jn y ” da się uznać za odpow iednik p orów nania literackiego. J e st to jak gdyby sposób, dzięki k tó rem u m alarz (bez uciekania się do alegorii będącej rów nież „zw ro tem ” porów naniu bliskim ) może powiedzieć: „to jest jak ta m to ” , może sobie d ostęp ny m i środkam i zasugerow ać słowo „ ja k ” . Ale i odw rotnie: w obrazie litera c k im porów nanie służyć może do w yw oływ ania w rażenia jed no rod­ ności, ciągłości tam , w tedy, gdy w zasadzie staw ian e są obok siebie przedm io ty różne, gdy ciągłość po­ w in n a zostać zerw ana. I to chciałbym podkreślić

22 K. Wyka: Thanatos i Polska czyli o Jacku Malczewskim. Kraków 1971, s. 139.

Porównanie — kontakt pre­ figuracyjny

(24)

W IE S Ł A W JU S Z C Z A K

Chwyty f il­ m ow e i anam- netyczne

przede w szystkim , p rzytaczając drugi z zapow ie­ d zianych tu opisów pejzażu z Króla-D ucha. W sce­ nie pogrzebu W andy poeta m ówi raz o tym , co ota­ cza jej w yłow ione z W isły ciało, to znów z a trz y m u je w zrok n a jej tw arzy . Dzięki poró w nan iu jed n ak w szystko jest opowieścią o krajobrazie: tru p W andy jakb y ro ztap ia się w nim , w nim znika.

D ruga spraw a, k tó rą tenże fra g m en t bardzo w y ra ­ ziście ilu stru je , to osobliwe „falow anie p rz e strz e n i” , sta ła cecha obrazów w ty m poem acie 23. W spom nia­ łem już o tym . T eraz będzie to jeszcze b a rd z iej n a ­ silone: owe n ieu stan n e „film ow e” ch w y ty tech n icz­ ne, odjazdy i n ajazd y kam ery, ciągle zm ien iająca się ostrość w idzenia w rozproszonym , p ły n n y m św ietle. W szystko to, ta k tu ta j skondensow ane, każe m yśleć o an am n ety czny m c h arak terze ty ch obrazów , często u w y d a tn ia n y m przez badaczy. Pejzaże z K ró la -D u ­

cha nie są, jak pejzaże w Panu Tadeuszu, czym ś po

p ro stu przypom inanym . J e st w nich isto tn ie coś, co je zbliża do w y obrażeń w yław ianych z tru d e m z p a ­ m ięci rozbitej, są one jak b y rek o n stru o w an e, z ja ­ w iają się w m g listych całościach i w ostro, nag le się ry su ją c y ch szczegółach, w yw oływ anych jak im ś niby „kliniczn y m ” bodźcem . Cała idea pow rotów duszy, n a k tó re j b u d u je się te n w ielki poem at, je s t już

23 Spytkow ski (op. cit., s. 13—14) pisze: „akcja Króla-D ucha toczy się tylko na pierwszym planie, przy zupełnym braku

perspektyw y m alarskiej. O malarskiej jedności punktu

obserwacyjnego (jak ma to m iejsce np. u M ickiewicza w Reducie Ordona) m owy być nie może, gdyż Słow acki odczuwa zbyt silnie walor uczuciowy każdej treści obra­ zowej i z nią wprowadza now e elem enty, o różnych planach i w ielkościach”. Stąd wyprowadzony jest m.in. w niosek 0 niemalarskim, bo „amorficznym” charakterze obrazów w tym poemacie. W szystko to wskazuje, że problem prze­ strzeni tych „przedstawień” wymaga w ielu jeszcze studiów 1 korekt. „Przestrzeń m alarska” bowiem to nie w yłącznie przestrzeń perspektywiczna, i nie zawsze przestrzeń z jed ­ nego punktu oglądana.

(25)

53 L E K C JA P E J Z A Ż U W E D Ł U G „ K R O L A -D U C H A ” czy teln a poprzez użycie sam ych „m alarsk ich ” śro d ­ ków, je st już za w a rta w m igotaniu b a rw i św iateł, w tajem niczej ich niestałości, w ich w ibracji.

K rajo b raz, oglądany n a początku z pędzącego konia, u k a z u je się od razu spokojny, cichy, m ajestatyczny:

Pam iętam szare powietrze perłowe I zamek wieży sterczący kawałem Nad Wisłą...

I dalej:

Nic nie rzekł Swityn: lecz mię brzegiem wody Prowadził, kędy stał tłum ludu mały. Rybacy srebrne trzymali niewody:

Kilka św iec (choć już ranek błyszczał biały) N ieśli kapłani, z lutniam i Rapsody

Sied li na zrębie jednej małej skały Pod bladą wierzbą... mgłą ranną okryci. Na wzgórzach w zmroku zapalano wici. Na łące dziewy i panny służebne

Ujrzałem tam i ów się krzątające. Te niosły kwiaty, kadzielnice srebrne, D yjadem atów złotych półmiesiące; Inne — bławatki do w ieńca potrzebne

Zbierały w trawach — kolorów tysiące Rzucając w srebrne powietrze, w mgły szare, Niby W iślanym Duchom na ofiarę.

D aw ny świat! Obraz dawny wyw oływ am ! Lecz ileż razy różaność przedwschodnia I kwiaty, które mgłą okryte zrywam,

I leśne ptaszki budzące się do dnia, I tęcze, których do m yśli używam,

Gdy się zapali mój duch jak pochodnia, Przypom inały obraz on tak rzewny!...: Ubranie martwej na łąkach królewny... Jak m iesiąc była, kiedy z niego zetrze

Pierw szą pozłotę słońce w dzień jesieni, A on się topi w błękitne powietrze

I lekko sw ego czoła zarumieni I nad girlandą lasów, gdzie na wietrze

Drżą liście złote przy liściach z płomieni, P ełny — okrągły — blady się przemienia

Pogrzeb Wandy

(26)

W IE SŁ A W J U SZ C Z A K 54

Turner roz­ w iązaniem za­ gadki

W mgłę... jak cudowna twarz srebrnego cienia... Taka jej b lad ość!24

Teraz, na koniec dopiero, chciałbym powiedzieć, że w m oim odczuciu je d y n y m m alarzem ro m a n ty cz ­ nym , z k tórego obrazam i obrazow anie Słow ackiego może być porów nyw ane, jest T urn er.

24 Król-Duch, rapsod I, pieśń II, w. 211—213, 225—257. Por.

Cytaty

Powiązane dokumenty

According to the NAS „Construction contracts” contract revenues represent the „value of the initial revenue, the value of the revenue from the contract variations, from claims

Niekiedy Sąd Najwyższy konstruuje zestaw okoliczności uzasadniają­ cych, jego zdaniem, obostrzenie kary, pomijając zarazem zupełnie te, które mogłyby wpłynąć na

Już w zaraniu twórczości żywo zajmowały Prusa zagad­ nienia teorytyczno-literackie. Świadczy o tem uwaga nad pi­ saniem fejletonów, zamieszczona w rękopisie,

Разумеется, имя Василевской не было столь популярно среди советских читателей и критиков, как имена Барбюса, Драйзера, Фейхтвангера

Jednym z rozw iązań problem u braku pracy m oże okazać się skrócenie czasu jej trw ania, tygodnia pracy.. R ifkin sugeruje, że sektor usług nie

Obecność na liście świadków licznych kanoników kujawskich z najbliższego otoczenia biskupa (w tym także 3. prałatów kapituły katedralnej włocławskiej) zdaje

Zachodzą w życiu pewne okoliczności które zmuszają zupełnie przeciętnego i normalnego człowieka do pomysłów godnych Kagliostra.. Mała stacja Dorohusk w

Są szkoły mające już nowoczesne sale gimnastyczne lub świetlice ze sceną wyposażoną w kulisy, kurtynę, a nawet reflektory, w jeszcze innych szkołach