• Nie Znaleziono Wyników

"Ja: pole do przepisu" : Miron Białoszewski, czyli literatura jako forma istnienia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share ""Ja: pole do przepisu" : Miron Białoszewski, czyli literatura jako forma istnienia"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

„Ja: pole do przepisu”.

Miron Białoszewski, czyli literatura jako forma istnienia

«0

P od d atą 12 stycznia 1911 ro k u F ran z Kafka zanotow ał w sw oich Dziennikach:

N ie n apisałem o sobie w iele w tych d n iach , a to po części z lenistw a [...], po części jed ­ nak z obawy, by nie zd rad zić m ego odczucia sam ego siebie. Obaw a ta jest u zasadniona, gdyż w szelkie sam opoznanie w olno ostatecznie u trw alić na piśm ie tylko wtedy, gdyby mogło się to dokonać w najdoskonalszej pełn i [...] oraz w całkow itej zgodzie z praw dą.

Bo jeśli tak się nie dzieje - a ja w każdym razie nie jestem do tego z d o ln y -w ó w c z a s rzecz n ap isan a zgodnie z w łasnym zam ysłem i z przem ocą rzeczy zapisanej z astępuje to, co odczuw a się jedynie ogólnie, tylko w ten sposób, że właściw e uczucie znika, a bezw arto- ściowość zapisków p oznajem y zbyt późno.'

Przytoczony fragm ent jest przy k ład em klasycznego m odernistycznego toposu, k tóry m ów i o deform ującym ch arak terze każdej sym bolicznej rep rez en ta cji „ja”, o niem ożności adekw atnej i satysfakcjonującej au to p rezen tacji, o nieosiągalności pełnej i niezafałszow anej au toekspresji. Przyw ołuje on m otyw w yobcowującego języka, motyw, k tó ry legł m iędzy in n y m i u podstaw nowoczesnej koncepcji p o d ­ m io tu literackiego jako zdepersonalizow anej in stan c ji nadaw czej - p o d m io tu ję­

zykowej świadomości. Topos ten głosi: praw da o człowieku zdeponow ana jest gdzieś w jego w n ętrz u i m a zasadniczo cłiarak ter prew erbałny, to znaczy jest u przednia wobec w szelkiego ak tu w yrażania. Jej obecność m a cłiarak ter źródłow y i daje się doświadczyć w sposób intuicyjny, drogą bezpośredniego w glądu - stąd w yrażona przez Kafkę w pierw szym zd a n iu obawa p rze d doko n an iem „zdrady na sam ym sobie” . A kt w yrażania, akt au to ek sp resji jest p ró b ą w ydobycia na pow ierzcłinię

F. K afka Dzienniki 1910-1923 (Częśćpierwsza), przeł. J. W erter, Puls, L ondyn 1993, s. 37.

(2)

owej głębinowej praw dy, p róbą obarczoną ryzykiem zafałszow ania. Obecność „ja”

głębinow ego, pośw iadczona przez „odczucie sam ego sieb ie”, jest bard ziej p ie r­

w otna od alstu intełelstuałnego, Istórego cełem jest „sym bołiczne u trw ałenie w p i­

śm ie” owego „ja” - ulsazanie go „w najdoslsonałszej p e łn i” i „w całłsowitej zgodzie z p raw d ą”. M am y tu zatem do czynienia z dwoma w ym ogam i typow ym i dła tra d y ­ cyjnej te o rii reprezen tacji: z w ym ogiem łsom płetności i adełswatności. W razie icłi n ie sp ełn ien ia „rzecz n a p isa n a ” w yobcow uje się i w sposób n ieu p raw n io n y („zgod­

n ie z w ł a s n y m zam ysłem ”) „przem ocą” zastępuje adełsw atny w izerunełs b ez­

w artościow ym fałsyfiłsatem.

Z anałizow anego frag m en tu w yciągnąć m ożna jeszcze jeden wniosełs. Otóż sa- m o poznanie nie dołsonuje się poprzez ałst p isania; sam opoznanie m a cłiarałster zinterioryzow any, a „utrw ałanie na p iśm ie ” jest tyłłso p róbą u jaw nienia, intersu- biełstyw izacji indyw iduałnego dośw iadczenia, przełożenia go na łsategorie „uspo­

łecznionego w ypow iedzenia”^ - p róbą niebezpieczną, bo obarczoną ryzyłsiem ałie- nac ji i deform acji.

Tałs radyłsałne stanowisłso nie byłoby jednałs z pew nością reprezentatyw ne dła now oczesnej łiisto rii łiteracłsiej autoełsspresji, gdyż niw ełow ałoby całłsowicie jej w ałor poznaw czy (łsłóciłoby się zresztą tałsże z w yrażanym i gdzie indziej pogłąda- m i sam ego Kaflsi na rołę i funłscję łiteratury)^. K w estią zasadniczą jest tu form a obecności owego intu icy jn ie, w sposób „ogółny” dośw iadczanego „ja”. Jałs pisze R yszard Nycz: „W yrażanie, pojęte jałso u jaw nianie czegoś w d a n y m m ed iu m , nie m u si bow iem załsładać z łsonieczności u przedniego ułsształtow ania rzeczy w yra­

żonej; przeciw nie, m ożna słusznie uznać, iż w yrażanie bywa zarazem form ow a­

n ie m czegoś, co cłiaotyczne łu b jedynie częściowo olsreśłone”"^. In n y m i słowy, wy-

S. Brzozowski Idee. Wstęp do filozofii dojrzałości dziejowej, K sięgarnia Polska W. Połonieckiego, Lwów 1910, s. 338. O kreślenie to przywołuję za R. Nyczem.

Zob. tegoż Język modernizmu. Doświadczenie wyobcowania i jego konsekwencje, w: Język modernizmu. Prolegomena historycznoliterackie, FN P-L eo p o ld in u m , W rocław 1997, s. 56.

Stanow isko to, któ rem u K afka daw ał w ielokrotnie w yraz m .in. w swoich zapiskach dziennikow ych w yrazi! d o b itn ie Z bigniew B ieńkow ski w przedm ow ie do polskiego w ydania D zienników. „K afka w yznacza lite ratu rze m isję specjalną w sto su n k u do sam ego siebie. L ite ratu ra m a być więc dla niego in stru m e n tem św iadom ości, który m a um ożliw ić m u określenie siebie, poznanie siebie, w yłonienie się z nicości, z nieśw iadom ości, tej nocy św iata, a więc istn ien ie. L ite ratu ra jest więc d lań aktem tw órczym i aktem stw orzenia jednocześnie, a on sam i stwórcą, i św iatem

stw arzanym . L ite ra tu ra daje m u do p iero poczucie istn ie n ia, ona go uśw iadam ia i uw rażliw ia na niego samego. Bez niej byl nocą, nicością. D op iero przed k artk ą p a p ie ru o tw ierały m u się m yśli, form ow ały w zruszenia, zdobyw ał św iadom ość siebie, swojego m iejsca w św iecie” (Z. B ieńkow ski N ad dziennikiem K afki, w:

F. K afka, Dzienniki (1910-1923), przel. J. W erter, W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 1961, s. V III).

R. Nycz Tropy „ja”. Koncepcje podmiotowości w literaturze polskiej ostatniego stulecia, w: Język modernizm u..., s. 95.

(3)

daje się, że ta k ro zu m ian a sym boliczna autoekspresja zakłada zawsze jakiś rodzaj m etafizycznej obecności podm iotow ej tożsam ości, jako istniejącej u p rze d n io (czy to w p ostaci statycznej i su bstancjalnej czy też dynam icznej i fu nkcjonalnej - obu p rzy p ad k o m odpow iadają, jak się zdaje, różne sposoby trak to w an ia ak tu ekspresji językowej, odpow iednio: jako zam kniętego i obliczonego na efekt w p ostaci spój­

nego i skończonego w ytw oru oraz jako otw artego i procesualnego, zawsze n ie d o ­ p ełnionego i fragm entarycznego). W pierw szym p rzy p a d k u p rze d m io te m w yraża­

n ia jest rzecz już u p rze d n io ukształtow ana i dana w postaci źródłowego dośw iad­

czenia, w d ru g im dąży się do w yrażenia tego, co n ieznane, b ezk ształtn e i co urze­

czyw istnia się dopiero poprzez akt językowej (sym bolicznej) ekspresji. W pierw ­ szym p rzy p ad k u ujaw nia się to, co n iezm iennie, trw ale i praw dziw ie obecne, w d ru ­ gim to, co „nie m iało określonego k sz tałtu ani jasnego ukierunkow ania p rzed swym w yartykułow aniem ”^. W jednym i d ru g im p rzy p a d k u m am y do czynienia z ujaw ­ n ia n ie m się czegoś, co istniało, tyle że w form ie m ocnej lub słabej ontologicznej obecności. W pierw szym czekało w postaci gotowej na adekw atną form ę wyjawie­

nia i utrw alen ia w słowach, w dru g im , istniejąc w sposób nieuśw iad o m io n y dla po d m io tu , dom agało się ujaw nienia w rew elatorskim i kreacyjnym zarazem m e­

d iu m języka, k tó ry w ydobyw ał ową treść ze sta n u b e z k sz ta łtu i sem antycznej nieokreśloności. Za każdym razem ekspresja sym boliczna służy d o ta rc iu do cze­

goś u p rze d n io obecnego (choć, jak pow iadam , są to całkow icie odm ienne form y obecności). M ożna by rzec, że w obu przy p ad k ach akt ekspresji podporządkow any jest im peratyw ow i utrw alenia w języku „praw dy” o „ja” - jako w ew nętrznej, n ie­

zm iennej n a tu rz e p o d m io tu lub jako bycie płynnym , form atyw nym i pozbaw io­

nym trw ałej istoty. W obu p rzy p ad k ach tekst m iał być sw oistym ekranem , na k tó ­ rym w yświetli się praw da sam opoznania - dlatego w szelkie niepow odzenia i roz­

czarow ania staw ały się źródłem oskarżeń kierow anych pod adresem języka jako zaw odnego i w yobcowującego m edium . O skarżenia te byłyby bezpodstaw ne, gdy­

by nie w iara w faktyczną obecność tożsam ościow ej treści, która dom aga się w yra­

żenia czy to w form ie adekw atnej rep rezen tacji, czy też w postaci a k tu rew elator- skiego, gdy jak pow iada M iłosz, „pow staje z nas rzecz, o której nie w iedzieliśm y, że w nas je st”'^.

R adykalnym przeciw ieństw em takiej w izji p o d m io tu oraz pojm ow ania aktu twórczego byłaby dopiero rezygnacja z jednego z elem entów owej niew zruszonej sym bolicznej tria d y „ja-głębinow e” - „ja-spraw cze” - „ja-tekstow e”^. Tym elem en­

tem , którego należałoby się pozbyć, jest oczywiście „ja-głębinow e”, będące od po-

5/ Tam że, s. 96.

Cz. ÍAiXosx Ars poetica?, w: tegoż Wiersze, t. 2, W ydaw nictw o L iterackie, K raków -W rocław 1984, s. 174.

R. N ycz (Tropy „ja”..., s. 93), pisząc o sym bolicznych konw encjach au to p rezen tacji, zauważa: „ « j a » t e k s t o w e staw ało się sym boliczną ew okacją twórczego po dm iotu; nie r e a l n e g o s p r a w c y jednak, lecz g 1 ę b o k i e j, nie M uśw iadom ionej o s o b o w o ś c i t w ó r c z e j ” (podkreśl, m oje - T.K.)

(4)

c zątk u bytem presuponow anym , postulow anym , em pirycznie niespraw dzalnym . K onsekw encją tego fak tu byłoby sprow adzenie relacji triadycznej do relacji dia- dycznej „ja-spraw cze” - „ja-tekstow e”, gdzie tekst (ekspresja językowa) n ie służy ani odzw ierciedlaniu, ani u o b ecn ian iu ukrytej praw dy tożsam ościow ej, bow iem nic takiego n ie istnieje. Ja tekstow e nie m u si niczego odsłaniać, odkrywać ani adekw atnie wyrażać. Tekst staje się m ożliw ością, często jedyną, stw orzenia w łas­

nego „ja”, któ re poza tek stem nie istnieje. „Ja” m usi się dopiero napisać, nie m oże więc pełnić roli służebnej wobec czegoś, co m iałoby istnieć u p rze d n io w świecie pozatekstow ym . To w łaśnie tekst staje się p rze strzen ią konieczną do zaistn ien ia

„ja”, które w konsekw encji n ab iera cłiarak teru em piryczno-tekstow ego, gdyż re la ­ cja m iędzy „ja-em pirycznym ” a „ja-tekstow ym ” przestaje być alienującym i de- p erso n a liz u jąc y m cłiia zm a ty cz n y m odzw ierciedleniem dw oistości „ja-głębokiego”

i „ja-pow ierzclm iow ego” .

„Ja-em piryczne” (realne) nie zajm ow ało się sobą, gdyż praw dy o sobie szukało zawsze w sferze idealistycznycłi w yobrażeń na te m at w łasnej istoty. „Ja-tekstow e”

m iało odzw ierciedlać tę ukry tą istotę. W efekcie tekst wyobcowywał się w dw ójna­

sób: „ja-em piryczne” było n ie usatysfakcjonow ane swoim sym bolicznym obrazem , poniew aż w językow ym p rzed staw ien iu na próżno doszukiw ało się rysów pocłio- dzącycli z innego (wyobrażeniowego) po rząd k u , a nie utożsam iając się z sobą-em- pirycznym , nie m ogło także traktow ać te k stu jako swego tożsam ościow ego p rze d ­ łu żen ia czy językowej m anifestacji. D latego w łaśnie Kafka ze zd u m ien iem przy­

p a tru je się swoim palcom . Jak słusznie k o m e n tu je M icłiał Paweł M arkow ski, „dla K afki w łasne ciało jest - p odobnie jak tekst - czym ś obcym , nie-w łasnym , czym ś czem u m ożna przyglądać się ze zdziw ien iem ”^. Z d u m ie n ie w łasną cielesnością w ynika z niem ożności id e ntyfikacji z czymś, co w ydaje się obce praw dziw ej isto ­ cie „ja” . I w łaśnie tę istotę próbow ał K afka b ezskutecznie wydobyć z ukrycia, n i­

czym Teresa, bołiaterka Nieznośnej lekkości bytu, która stając p rze d lu stre m , usiłuje

„zobaczyć na pow ierzchni w łasnej tw arzy duszę, «arm ię, która wybiega spod p o ­ kładu»”^, aby zaśw iadczyć o jej indyw idualności i niepow tarzalności, wyrwać ją z p iekła uprzedm iotaw iającej cielesności.

K iedy relacja „ja-em piryczne” - „ja-tekstow e” zostaje pozbaw iona owego trz e ­ ciego elem en tu („ja-w yobrażeniow ego”), p isan ie przestaje pełnić fu nkcję służeb­

n ą wobec ak tu sam opoznawczej in trospekcji i zyskuje w ym iar pragm atyczny. C zło­

w iek nie szuka już w p is a n iu praw dy o sobie, dlatego język przestaje być n arz ę­

dziem alienacji. Z am iast tego staje się sprzym ierzeńcem , gdyż dzięki n ie m u czło­

w iek m oże się organizow ać, nadaw ać sens swojej egzystencji...

A lienacyjna przem oc językowej ek sp resji m iała oczywiście także d rugi, nie m niej isto tn y w ym iar - znajdow ała ona m ianow icie swoje dopełnienie w u ty sk i­

w aniach n a d b rak ie m przyległości słowa i rzeczy, nieadekw atnością p o rzą d k u wy-

M.P. M arkow ski Czarny nurt. Gombrowicz, świat, literatura. W ydaw nictw o L iterackie, K raków 2004, s. 274.

M. K u ndera Nieznośna lekkość bytu, przeł. A. H o llan d , PIW, W arszaw a 2005, s. 36-37.

(5)

słow ienia i p o rzą d k u istn ien ia, odsłaniających „Janusow e oblicze” w ładzy języlsa, Istóra „odcina po d m io t od Isontalstu z w ew nętrzną i zew nętrzną rzeczyw istością” '®.

Topos języlsa jalso niedoslsonałego i zaw odnego n arzędzia „dosięgania” rzeczyw i­

stości obecny jest talsże w tw órczości M irona Białoszewslsiego i to w bodaj n a jb a r­

dziej Isłasycznym w ciełeniu, Istórego zam ierzona naiw ność m u si slsłaniać do zasta­

now ienia.

We w czesnym w ierszu z Obrotów r z e c ^ Białoszewslsi w yznaje z rezygnacją „nie um iem p isa ć” (Me umiem pisać', ORz, s. 1 1 1 )", w innym akt w yrażania rozłazi się jak stary kalosz, a język to „kurtyzana / w sztucznych p erłach zębów ” (Jahhy się tu wyjęzyczyć', ORz, s. 168). W Dobrze mi tam było? z to m u R ozkurz, przyznając się do niem ożności opisu szum u drzewa, poeta stw ierdza, jakby przepraszająco: „ja n a ­ praw dę u w ie rz y łe m / że to do p rzeło żen ia” (R, s. 190). W ***jak to powiedzieć z Oho p ró b u je oddać w języku istotę pew nego zjaw iska społecznego, ale zwodzony raz po raz na m anow ce przez m ech an izm językowych asocjacji i m im ow olnych se­

m antycznych rozgałęzień w yznaje z rezygnacją: „To się nie da przepisać / z fak- tyczności / na w yrażalność” (O, s. 120). I w łaśnie tym dwóm o sta tn im w ierszom chciałbym się przyjrzeć nieco uważniej:

Dobrze mi tam było?

Drzew o tam zostało.

Stało?

Różnie.

Szum i tak:

- prze - nie prze czy jakoś

ja n apraw dę uw ierzyłem że to do przełożenia.

(R, s. 190)

P rzedm iotem wiersza jest n ie u d an a próba opisu szum u drzewa, zjaw iska dźwię­

kowego, które nie zn a jd u je swojego odpow iednika w stru k tu rz e ludzkiego języka.

B arierą, któ ra odizolow uje od pierw otnego akustycznego dośw iadczenia, jest nie tylko dystans czasowy i p rze strzen n y oraz wywołane n im kłopoty z odtw orzeniem doznań (podm iot nie jest w szak pew ien naw et swojego ówczesnego sam opoczu­

cia). Z asadniczy p roblem polega na tym , że drzewo zostało nie tylko w innym m iej-

R. 'Hycz Język modernizm u..., s. 59.

11/ C ytaty z utworów M irona Białoszewskiego lokalizuję bezpośrednio w tekście, posługując się następ u jący m i skrótam i: O Rz - Obroty rzeczy, Rachunek zachciankowy, Mylne wzruszenia, Było i było. Utwory zebrane, t. 1, PIW, W arszaw a 1987; SzZC - Szumy, ztepy, ciągi. Utwory zebrane, t. 5, PIW, W arszaw a 1989; K - R o z k u r z . Utwory zebrane, t. 8, PIW, W arszaw a 1998; O - Oho i inne wiersze. Utwory zebrane, t. 10, PIW, W arszaw a 2000.

(6)

scu, ale przede w szystkim „ tam ”, po stronie rzeczyw istości. W d o d atk u status by­

towy sam ego drzewa jest, jak to często bywa u Białoszewskiego, niepew ny i w ątp li­

wy (w tym p rz y p a d k u sprow adzony w łaściw ie tyłko do asp ek tu dźwiękowego).

„R eałne drzewo właściwie naw et nie stoi, gdyż porusza n im wywołujący szum w ia tr”

- zauw aża trafn ie , ko m en tu jąc ów w iersz, Joanna G rądzieł'^. To, co trw ałe i pew ­ ne, sprow adzone zostaje w yłącznie do w arstw y akustycznej - co potw ierdza zm ia­

na czasu gram atycznego z przeszłego na teraźniejszy, tow arzysząca pró b ie w yraże­

nia owego n a tu ra ln eg o dźw ięku w języku.

Co ciekawe, w w ierszu Nie umiem pisać poczucie zam knięcia w języku („którę­

dy wyjść ze słowa?” - pytał ta m Białoszewski) wywołane jest, jak się w ydaje, onto- łogiczną obcością rzeczy, które m iłczą, n ie k o m u n ik u ją się, pozostają obojętne na p ró b y naw iązania z n im i k o n ta k tu . Rzecz jest tu bytem -w -sobie (L’Etre en-soi) i ja­

ko taka pozostaje n ied o stęp n a naszem u p oznaniu. P oznanie m a bow iem cłiarak- te r relacyjny, dokonuje się poprzez w zajem ne k o m unikacyjne odniesienia, d la te­

go w łaśnie płaszczyzna akustyczna w n a tu ra ln y sposób pozostaje dła Białoszew­

skiego p o te n cja ln ą p rze strzen ią przełam yw ania obcości, p rze strzen ią spotkania i kom un ik acji, a słucłi zm ysłem szczególnie uprzyw ilejow anym '^. D rzew o w M e umiem pisać to „drzewo z zim na i stru k tu ry k ry sz ta łu ”, nied o stęp n e, bo „nierozga- d a n e ”, niepoznaw alne i obce w łaśnie dlatego, że „nie sz u m i” . R eałne egzem plarze pojęć: sweter, śnieg i drzewo m iłczą w yniośle, dlatego z n a jd u ją odzw ierciedlenie jedynie w konw encjonalnym obrazie akustycznym . N ie cłiodzi tu zatem o adekw at­

ne nazyw anie rzeczy w języku, ale o p rze łam a n ie icłi ontołogicznej obcości. W ie­

m y już zatem , dlaczego Białoszewskiem u zależy bardziej na opisie s z u m u drzewa n iż sam ego drzewa - w arstw a brzm ieniow a potraktow ana tu zostaje jako jedyna m ożliw a płaszczyzna spotkania, przyłegłości obu „języków” '"'.

O ptym istyczna i pełna w iary w osiągałność celu próba oddania szum u drzewa w języku okazuje się jed n ak dość konfu n d u jąca. N a dobrą spraw ę bow iem w grę w cłiodziłyby tu dwie m ożliwości: albo próba opisowego oddania w alorów brzm ie- niowycłi za pom ocą m etaforyzującej deskrypcji łub peryfrazy, albo sięgnięcie po onom atopeję - w tym w ypadku spodziew alibyśm y się w sposób n a tu ra ln y w ystą­

p ie n ia spółgłoski szczelinowej „sz” . Tym czasem pojaw ia się tu, niedostateczn ie z fonołogicznego p u n k tu w idzenia u zasadniona sekwencja głoskowa ^śe, zaw ierają-

'2 / J. G rądziel Miron Białoszewski. „Prawo smaku rzeczy nieobecnych”, w: Literatura wobec niewyrażalnego, red. W. Bolecki, E. K uźm a, W ydaw nictw o IBL PAN, W arszaw a 1998, s. 270.

O fonem atycznym nacechow aniu utw orów Białoszew skiego zob. m .in. K. R utkow ski Przeciw (w) literaturze. Esej o „poezji czynnej” Mirona Białoszewskiego i Edwarda Stachury, Pom orze, Bydgoszcz 1987, s. 138-142.

'4 / K iedy B iałoszew ski chce porozum ieć się z „faktycznością”, pró b u je skłonić ją do w ydania dźw ięku, sprow okować ją do tego, by się odezw ała, choćby m iało to być tylko n ieartykułow ane chrząknięcie albo pojedyncza głoska zastępująca kom unikację (por. Eaktycznos'é...; O, s. 87-88 i Eaktycznos'é...; O, s. 127).

(7)

ca w praw dzie głoskę szczelinow ą, ałe odbierana przede wszystlsim jalso sem an ­ tycznie nacecłiow any prefilss, a nie w yrażenie dżwięlsonaśładowcze. Ju ż w n a s tę p ­ nym w ersie Białoszewslsi zaprzecza zresztą adelsw atności jego użycia („nie p rz e ”), a w Isołejnym uniew ażnia w ogółe całą próbę, przyznając się do w łasnej niełsom pe- tencji.

N ie ułsrywam, że intry g u je m n ie nadzw yczaj ów prefiłss, łstórego w ałory se­

m antyczne objaw iają się, jałs to często bywa w w ierszacłi Białoszewsłsiego, poprzez oscyłację zreałizow anycłi w w ierszu i czysto potencjałnycłi apłiłsacji. W spom nia­

ny przedrostełs - użyty przy p róbie języłsowego oddania szum u drzewa - pojawia się bow iem jaw nie w ostatn im , łsłuczowym dła całego w iersza słowie „prze-łoże- n ie ” oraz dom yśłnie w w ersie trzecim jałso fałsułtatywna reałizacja czasowniłsowa

„prze-stało”, odnosząca się wówczas do zaw artego w pierw szym w ersie p ytania o sa­

m opoczucie p odm iotu. W ówczas „stało” z trzeciego w ersu byłoby n ie tyłłso m orfo­

logicznym ecłiem słowa „zostało” z poprzedniego, ałe tałsże sem antycznym dopeł­

n ie n iem in form acji z pierw szego w ersu, in form acji dotyczącej sam opoczucia p o d ­ m io tu (opatrzonej zresztą tałsże znałsiem zapytania, podłsreśłającym zasadniczą niepew ność cecłiującą cały ów ciąg łsonstatacji i w yrażany tałsże przez tałsie ołsre- śłenia jałs „ró żn ie” i„ jałso ś”). O co w tym wszystłsim cłiodzi? M yśłę, że przede wszystłsim o dow artościow anie sem antyczne prefiłssu „p rze”, łstóry nieoczełsiwa- nie i jałsby m ocą słsojarzeniowego auto m aty zm u wszedł tu w nietypow ą i niew ła­

ściwą dła siebie rołę onom atopei. A utom atyzm ów byłby z łsołei łsonsełswencją przyjęcia idei przełsładu, łstóra opiera się na poszułsiw aniu ełswiwałencji m iędzy odrębnym i porządłsam i sem iotycznym i. Z asada ta m ów i o łsonieczności o dnale­

zienia adełswatnycłi i równow ażnycłi odpow iedniłsów (w tym przypadłsu brzm ie- niow ycłi), ełsw iwałentów będącycłi izom orficzną re p re z e n ta c ją innojęzycznego pierw ow zoru'^.

Prefiłss „p rze” pró b u je zatem n ie u d o łn ie p ełnić funłscję tałsiego ełswiwałentu, wsłsazując na źródło swojego pocłiodzenia („prze-łożenie”), a pośrednio, poprzez nie, na łsoncepcję przełsładu jałso ełsw iw ałentyzacji. W łsoncepcji tej, jałs pisze E dw ard B ałcerzan, „przełsład jest ełswiwałentem oryginału, a ełswiwałent równa się substytucji, czyłi w ym ianie słsładniłsów obcojęzycznego pierw ow zoru na słsład- niłsi rów now ażne” ''^.

'5 / N a tem at pojęcia ek;wiwalencji (ek;wiwalentu) w o d n iesien iu do teorii przek;ładu zob. Pisarze polscy o sztuce przekładu 1440-1974. Antologia, red., wyb., w stęp i k;om.

E. B ałcerzan, W ydaw nictw o Poznańslcie, Poznań 1977, s. 5-25; J. P ieńkos Przekład i tłumacz we współczesnym świecie. Aspekty lingwistyczne i pozalingwistyczne, W ydaw nictw o Naul<owe PW N , W arszaw a 1993, s. 87; M. K rysxio íia k Przekład literacki we współczesnej transłatoryce, W ydaw nictw o Nauk;owe UAM, P oznań 1996, s. 33-35.

E. B ałcerzan Czym jest nieprzekładalność - fa k te m praktyki translatorskiej czy zmyśleniem teoretyków?, w: P rzekład artystyczny a współczesne teorie transłatołogiczne, red. P. Fast, Śląsl<, Katowice 1998, s. 67.

(8)

W d ru g im z przyw ołanych tu ta j wierszy, ***jak to powiedzieć z to m u Oho, m am y do czynienia z zapisem kolejnego fiaska językowej reprezentacji. Tym razem p rze d ­ m io tem opisu jest naród. T rzykrotne próby uchw ycenia istoty opisyw anego zjaw i­

ska, w których imiesłowow e neologizm y u ru ch a m iają trzy różne strategie deskryp- cyjne: asocjacyjną (poprzez n agrom adzenie językowych skojarzeń niczym w psy­

chologicznym teście skojarzeń), ^Maw-etymologiczną (poprzez w yodrębnienie fał­

szywego rdzenia) i m etaforyczną (poprzez w prow adzenie analogii „naród jak liść”, której podstaw ą jest językowe skojarzenie o parte n a w ieloznaczności słowa „nerw ” - „zdenerw ow any”, „unerw iony” oraz na jego przenośnym znaczeniu jako „dry­

g u ”, „predyspozycji” do czegoś - stąd „kunszt [...] ro śn ięc ia”). Ta finezyjna k o n ­ strukcja językowa skw itow ana jednak zostaje przez Białoszew skiego pełn ą rezyg­

n ac ji konstatacją: „Tego się nie da p rzepisać / z faktyczności / na w yrażalność” . Sytuacja w ydaje się więc kopią tej, z k tó rą m ieliśm y już do czynienia w p o p rze d ­ n io analizow anym utw orze. Różna jest jed n ak nazwa aktu, k tóry m im o autorskich sta ra ń zakończył się niepow odzeniem . W pierw szym p rzy p a d k u było to „prze-kła- d a n ie ” w d ru g im „prze-pisyw anie” . Isto tn ie, nie da się prze-pisać „faktycznego”,

„realnego” na „w yrażalne”, „sym boliczne”, jeśli rozum ieć przez to p rze-pisanie z jednego p o rząd k u na drugi, a więc tak ą adekw atnościow ą rep rezen tację, z jaką m ieliśm y do czynienia w p rzy p a d k u przek ład u . Być m oże jed n ak należy inaczej rozum ieć owo prze-pisyw anie. Być m oże należy odejść od idei „ekw iw alentnej sub­

sty tu cji”, a więc „ p rz ek ła d an ia” czy „przen o szen ia” z p o rząd k u A na p o rządek B, i przyjąć koncepcję prze-pisyw ania jako różnicującego pow tórzenia poza nieprze- zw yciężalnym , jak m ogłoby się wydawać, dualizm em faktycznego i sym boliczne­

go: oryginalnego pierw ow zoru i jego w tórnej re p rez en ta cji'^ .

W te n oto sposób p rzechodzim y do w ątk u tożsam ościow ego, do którego p o ­ wyższe uw agi stanow iły jedynie niezb ęd n e w prow adzenie.

W o sta tn im przygotow anym do d ru k u przez poetę tom ie poezji Oho zn a jd z ie­

m y k ró tk i i wielce in trygujący w iersz bez ty tu łu zaw ierający enigm atyczną tożsa­

m ościow ą autodefinicję:

bez ludzi tylko ja pole do przep isu

(0 ,s . 189)

„Ja” defin iu je się tu ta j za pom ocą dw óch pojęć: „ p rz ep isu ” oraz „pola” . „P rze­

p is ”, „przepisyw anie” staje się podstaw ow ym aktem egzystencjalnym , na którym opiera się definicja tożsam ości. P ow iedzieliśm y p rze d chw ilą, czym owo przepisy-

17/ W koncepcji takiej, jak pisze Tadeusz Rachwał, „język prym arny [...] zawsze pozostaje w sferze nieczytelności, w sferze pra-, czy też p rzed-znaczenia, stanow i pew ną «nicość»”, która zyskuje „możliw ość istn ie n ia jedynie w po w tó rzen iu ” (T. R achw al Błaganie o początek, czyli teoria pewnej nicości transłatołogicznej, w:

Przekład artystyczny...., s. 7).

(9)

w anie nie jest. Aby w yjaśnić, czym jest i w jaki sposób m ożna stać się polem do takiego p rzep isu , m u sim y wrócić do zarysow anej na w stępie koncepcji egzysten­

cjalnej, w edle której praw da o istn ie n iu człow ieka kryje się w jego w nętrzu, do­

m agając się w yrażenia w języku sym bolicznym . M ożna bow iem przyjąć in n e zało­

żenie: tożsam ość człowieka nie jest czym ś zinterioryzow anym , danym w b ez p o ­ średnim , choć niew yrażalnym w ew nętrznym dośw iadczeniu. Jest n ato m iast czymś, co m a ch a rak te r czysto narracyjny, czymś, czego się nie odkrywa, n ie odsłania, ale co się opow iada, fikcjonalizuje, a więc k o n stru u je w języku i poprzez język stw a­

rza. U przyw ilejow anym sposobem takiego konstruow ania tożsam ości byłoby p isa­

nie, w którym n ie chodziłoby już o dow iedzenie się czegoś o sobie, o docieranie do rzeczyw istych „źródeł” i „początków ” i inaugurow anie adekw atnej form y autoek- spresji. W ta k im p o rzą d k u p isan ia m ieściłoby się, jak sądzę, „ja” B iałoszew skie­

go, któ re w łaśnie dlatego nie jest „polem do p o p isu ”, a więc zadufanego w sobie

„eksponow ania” czy „p rezentow ania” p rze d in n y m i tego, co trzym ane w zanadrzu.

Co to znaczy być „polem do p rz e p isu ”? M ówiąc m etaforycznie, chodzi o to, aby pokryć sobą, sw oim dośw iadczeniem egzystencjalnym obie sfery - em pirycz­

ną i tekstow ą, zgodnie zresztą z ty m i p o stu lata m i dw udziestow iecznych aw angard, które w sztuce w idziały „p rzedłużenie aktyw ności życiowej arty sty ” '^. Ale ja B ia­

łoszew skiego jest z a l e d w i e polem , jakby bezosobowym , pozbaw ionym istoty i silnego ce n tru m tożsamościowego. Dlaczego? Bo gdy znika esencja, tożsam ościowa praw da i istotow y fu n d a m e n t p o d spodem czai się N ic, choć b ynajm niej n ie jest to absolutne, ontologiczne „N ic” .

W yobraźm y sobie pow rót do nicości w szystkich rzeczy, jestestw i osób - pisze E m m a n u ­ el Levinas. - C zy nap o tk am y wówczas czystą nicość? Po tej im aginacyjnej d estru k cji w szelkich rzeczy pozostaje nie tyle coś, co fakt, że „jest” - ily a. N ieobecność w szelkich rzeczy pow raca jako pew na obecność: jako m iejsce, gdzie wszystko się pogrążyło, jako gęstość atm osfery, jako pełn ia p u stk i lub jak p o m ru k ciszy. Po owej d estru k cji rzeczy i jestestw jest „pole sil” istn ie n ia, pole bezosobowe. Coś, co nie jest ani podm iotem , ani rzeczow nikiem . [...] I l y a jako nieusuw alność czystego istn ie n ia.'^

N a czym zatem m iałoby polegać postulow ane przez Levinasa „wejście w zw ią­

zek ze swoim istn ie n ie m ”? M ów iąc n ajprościej, na p rzeciw staw ieniu się bezro- zu m n em u pędow i pozbaw ionego wszelkiej esencji anonim ow ego i l y a, który to p ęd L evinas porów nuje do rwącego n u r tu rzeki. L evinas m a tu oczywiście na m y­

śli rzekę H erak litejsk ą, ale jak zaznacza, n ie tę, do której nie m ożna wejść dwa razy, lecz tę, „do której nie m ożna wejść an i razu; gdzie nie m oże pow stać sam a

1 R. N ycz „Szare eminencje zachw ytu”. Miejsce epifanii w poetyce M irona Białoszewskiego, w: tegoż Literatura jako trop rzeczywistości Poetyka epifanii w nowoczesnej literaturze polskiej, U niversitas, K raków 2001, s. 223.

E. L evinas Czas i to, co inne, przel. J. M igasiński, W ydaw nictw o KR, W arszaw a 1999, s. 29-30. Zob. też E. L evinas Istniejący i istnienie, przel. J. M argański, H o m in i,

5 K raków 2006.

(10)

stałość jedności, form a wszystlsiego tego, co istn iejące”^®. Aby naw iązać p o d m io ­ tową więź ze sw oim istn ien iem trzeba zatem zapanow ać n a d anonim ow ym i l y a bycia, trzeba wydobyć się z rozbełtanego i spienionego n u rtu . Przeciw staw iając się m u. Jals? Poprzez św iadom e tw orzenie swojego ja, przepisyw anie go w now ym usensaw niającym porządlsu.

Pora na o statn i z serii wierszy, w Istórycłi Isłuczową rołę odgrywa ów in try g u ją­

cy, pow racający uporczyw ie prefilss. Tym razem w ystępuje on w funlscji sam odziel­

nego w yrazu, jalso form a drugiej osoby łiczby pojedynczej czasu teraźniejszego czasownilsa „przeć” .

Zycie prze

Talsą w łaśnie najłsrótszą z m oźłiw ycłi cłiarałsterystyłsę życia - jałso bezrozum - nego, anonim ow ego żyw iołu - zn a jd u je m y na k a n a c h Rozkurzu (R, s. 221). Jeśłi tę dw uw yrazow ą sełswencję p rzeczy tam y w stecz, w przeciw ną stro n ę, o trzym am y w yraz „przeżycie” . Prze-życie jest zatem św iadom ym przeciw -staw ieniem się bez­

osobowej siłe istnienia (parciuniezróżnicow anego żywiołu). N ie przed-staw ieniem , racjo n ałn y m w niłsnięciem w jego źródłow ą istotę, ałe w łaśnie łsreacyjnym , wciąż ponaw ianym przeciw -staw ianiem się anonim ow em u i l y a. O dw rotnie zatem niż w przyw ołanym na początłsu m odernistycznym scłiem acie ałienującej przem ocy zapisanego, to w łaśnie p isan ie staje się tu ta j uprzyw ilejow aną form ą bycia, łstóra pozw ała istn iejące m u wejść w zw iązełs ze swoim istn ien iem i uczynić je swoim atry b u tem ^ '.

D obrym przyłsładem działania zasady różnicującego pow tórzenia, łstóre trałs- tu ję tu w zasadzie synonim icznie z pojęciem „prze-pisyw ania”, w ydaje się w iersz

„Ach, gdyby, gdyby nawet piec zabrali... ” M oja niewyczerpana oda do radości (ORz, s. łł6 ) .

M am piec

podobny do b ram y trium falnej!

Z ab iera ją mi piec

podobny do b ram y trium falnej!!

O ddajcie m i piec

podobny do b ram y trium falnej!!!

Z ab rali.

Z ostała po nim tylko szara

naga jam a szara naga jam a.

21/ Tamże.

20/ E. L evinas Czas i to, co in n e..., s. 33.

LO

(11)

I to m i wystarczy:

szara naga jam a szara naga jam a sza-ra-na-ga-ja-m a szaranagajam a.

W iersz m ówi o żalu po stracie starego pieca kaflowego, k tó ry został rozebrany i po którym pozostała jedynie p u sta p rze strzeń - „szara naga ja m a”. P rzedm iotem opisu i k o ntem placji staje się więc dziura po piecu, a więc „nic - m iejsce po czym ś”, jakby pow iedział Różewicz. Świadom ość m ów iącego (i patrzącego) pow raca trzy­

k ro tn ie do obrazu pieca, starając się n ajp ierw zacłiować, a n astęp n ie przyw rócić m u istn ien ie w zastępczej językowej form ie p oprzez porów nanie do czegoś in n e ­ go, co jest z n im nietożsam e, ałe co swoją sym boliczną obecnością (w p ostaci trw a­

łego kulturow ego w yobrażenia) m a m u także zapew nić obecność. Tym czasem w ję­

zyku dokonuje się p arad o k saln a hipostaza - by użyć raz jeszcze te rm in u Levinasa - hipostaza tego, co nieobecne, p u stk i, m iejsca po. „Szara naga ja m a” przem ien ia się nieoczekiw anie w egzotyczne „szaran ag ajam a”, któ re zauważm y, swoim b y to ­ w aniem , do poza język owego b y tu już nie odsyła, n ie stanow i jego językowej re p re ­ zentacji, ale jest czymś, co poprzez język i w języku się stało. N ie na w zór i po d o ­ bieństw o pozatekstow ej nicości, ale poprzez repetycję, echo-lalię, pow tórzenie - najdosłow niej w tym p rzy p a d k u rozum iane. Puste m iejsce po piecu zostało p rze­

p isan e w języku, a pow tórzenie językowe - jak to ono - dało coś, co w b ezp o śred ­ niej relacji referencjalnej do rzeczyw istego (pozatekstow ego) n i jak pozostaw ać n ie ch c e... P rzykład te n ilu stru je pew ien zn a m ie n n y p aradoks. O tóż w języku n a j­

lepiej uobecnia się t o, c z e g o n i e m a, to, co nie m u si być reprezentow ane, odzw ierciedlane, co nie pozostaje w relacji do faktycznego.

By lepiej zrozum ieć Białoszewskiego „kłopoty z istn ie n ie m ” m u sim y n ajp ierw przyjrzeć się krzesłu. I to połam an em u . M usim y spraw dzić Białoszewskiego rze­

czą, k tó rą ten , jak tw ierdzi, spraw dził, a więc pośw iadczył, sobą^^.

Sprawdzone sobą Stoi krzesło:

arty k u ł praw dy rzeźba sam ego siebie pow iązana w jeden pęk

abstrakcja rzeczyw istości.

22/ A nalogię tak ą sform ułow ał i w ypow iedział w prost w iele lat tem u A rtu r S an d au er w szkicu Poezja rupieci. Z d an iem S an d au era „sym boliczny sens, jaki przypisuje poeta przedm iotom zan ied b an y m i k alek im ” sprow adza się do tego, że „widzi w n ich aluzję do w łasnej sy tu acji” (A. S an d au er Poezja rupieci, w: Samobójstwo Mitrydatesa, C zytelnik, W arszaw a 1968, s. 115). Postaram się w dalszej części tego szkicu rozw inąć tę in tu ic ję i w yciągnąć z niej pew ne ogólniejsze w nioski i konsekw encje.

(12)

Połam ało się.

I to też form a tak; - świecznik;

ta k - m in a byka.

A bstrakcyjne pow ołanie krzesła przyciąga teraz

całe tłu m y rzeczyw istości w iąże w jeden pęk w składzie praw dy

rzeczyw istość abstrakcji.

(O R z,s. 137)

P ołam ane krzesło nie jest już „arty k u łem praw dy”, „rzeźbą sam ego siebie”, jest pozbaw ione swojej istoty, która zaw ierała się w jego jednoznacznej i oczywi­

stej funkcjonalności. P ołam ane krzesło przestało być krzesłem , stało się ru p ie ­ ciem , więc niczym . N ieoczekiw anie jednak, w łaśnie w tedy objawiło swoją w ielo­

znaczność: m oże być „św iecznikiem ”, „m iną b y k a”. Jak pisał A rtu r S andauer, „ru ­ pieć góruje n a d sprzętem , p odobnie jak w ykolejeniec n a d człow iekiem osadzo­

n ym w życiu [...]. Pierw szy jest pełen nieokreślonych m ożliw ości, d ru g i - p rzy tro ­ czony do ustalonej fu n k c ji”^^. P rzedm iot pozbaw iony swojej „w ew nętrznej” praw ­ dy otw iera się na zew nętrzną rzeczyw istość, staje się ro dzajem pola m agnetyczne­

go, w któ ry m ta rzeczyw istość, a raczej te rzeczyw istości ulegają zw iązaniu „w je­

den p ę k ” (w jeden język). P odobnie dzieje się z „ja”, któ re pozbaw ione swojej istoty, w ew nętrznej „praw dy”, esencji, staje się egzystencjalnym polem , na k tó ­ rym dochodzi do zw iązania realnego i sym bolicznego (em pirycznego i tekstow e­

go). „Ja”, w ytrącone z oczywistości swego istn ien ia (praw dziw a świadom ość jest zawsze św iadom ością własnej nieoczywistości, dlatego na p ytanie „ - kto ja jestem ?”

B iałoszew ski odpow iada n icoczyw istość”, lepienie w id o k u z d o m y s ł u .O, s. 102),

„ja” będące czystą p o tencjalnością nie pozostaje b iern e, ale sam o k o n sty tu u je się poprzez pisanie. Sposobem zw iązania rzeczyw istości „w jeden p ę k ” okazuje się jej p rzep isy w an ie...

S próbuję pow iedzieć to jeszcze inaczej. Co to znaczy, że krzesło jest „a b strak ­ cją rzeczyw istości”? P ytanie, na które nie odpow iadają an i S andauer, ani B arań­

czak, an i N asiłow ska, an alizu jący te n wiersz^"^. K rzesło jako w ytw ór człow ieka pozostaje w tran sc en d e n tn e j relacji k o pii do wzorca. K rzesło jako niedoskonała (w sensie adekw atności przedstaw ienia) realizacja idei krzesła, którą nosim y w swo­

ich um ysłach. N iedoskonała jak każda próba odw zorow ania, odzw ierciedlania cze­

goś up rzed n io obecnego w innym , heteronom icznym porządku. P otem , połam a-

A. Sandauer Poezja rupieci..., s. 114-115. Por. też S. B a ra ń cza kjęzykp o etyc ki Mirona Białoszewskiego, Z ak ład N arodow y im . O ssolińskich, W rocław 1974, s. 124.

24/ Zob. A. S an d au er P o eg a rupieci...-, S. 'Barańczak Język poetycki...-, A. N asiłow ska Trzy krzesła, w: Pisanie Białoszewskiego, red. M. G łow iński, Z. Ł apiński,

1^

W ydaw nictw o IBL PAN, s. 198-200. ^

(13)

ne, krzesło staje się „rzeczywistością abstrak cji”, rzeczywistością im m anentną, która n ie odsyła poza siebie do św iata obrazów i idei u p rze d n io już obecnycłi - zrywa z n im i m etafizyczną rełację i dzięki te m u przyciąga siłą asocjacji „całe tłu m y rze­

czyw istości”, asym iłuje je, w cłiłania, ponow nie „wiąże je w jeden p ę k ”, ałe już w in ­ nym , „im m a n en tn y m ” porządku.

Jaka płynie stąd nauka? Być poza rełacją, to być niedostępnym , niekom uniko- w ałnym , a więc nie znaczyć: przypom inam „sw eter”, „śnieg” i „drzewo” z w iersza Nie umiem pisać. C łiodzi tu zatem tyłko (i aż) o zm ianę cłiarakteru i k ie ru n k u reła- cji. Ta pierw sza - rełacja odzw ierciedlania - daje efekt w postaci nieucłironnej alie­

nacji wytworu. Po pro stu dłatego, że to „nie do przełożenia”, niezależnie od tego, czy d ru g im reprezentującym członem rełacji będzie twór językowy, przedm iot użyt­

kowy czy jakikołw iek inny artefakt. D ru g i rodzaj rełacji, o który cłiodzi Białoszew­

skiem u, m a cłiarakter dezałienujący, nie odsyła darem nie poza siebie do ideałnego wzorca, ałe odwraca kieru n ek w ektora ku sobie. W arunkiem jego zaistnienia jest jednak ontołogiczna skaza, pęknięcie w ytrącające byt z jego bezrefleksyjnej oczywi­

stości i będące rodzajem otwarcia się na to, co inne. Przez ową szczełinę w ontoło- gicznej zam kniętości i doskonałości rzeczy wydaje się, mówiąc m etaforycznie, wy­

ciekać jej esencja. O ntołogiczne pęknięcie pozwała jednak na absorpcję innycłi rze­

czywistości, które ułegają przetw orzeniu, „przep isan iu ” w jej w łasnym indyw idual­

nym języku, stają się „sobie jednym ” . Mówiąc już bez ogródek i wyciągając z tej anałogii ostateczne antropologiczne konsekwencje, człowiek m usi stać się sam dła siebie takim „złam anym krzesłem ”, czymś nieoczywistym i jednoznacznie niedefi- niow ałnym (ani ontołogicznie, ani pragm atycznie^^), by m ogła się zawiązać podob­

na rełacja absorpcji i by on sam mógł się stać „połem do p rze p isu ”.

„Ja” Białoszewskiego zdradza w ięc zdołności absorpcyjne podobne do tycłi, które objaw iło krzesło z w iersza Sprawdzone sobą, ałe dopiero wtedy, gdy stało się ru p ieciem , gdy znałazło się poza p ragm atyczną i ontołogiczną oczywistością (nie w iadom o było, czym jest i do czego służy). Być m oże w łaśnie dłatego krzesło jest

„spraw dzone sobą” : nie tyłko dłatego, że siadało się na nim , ałe także dłatego, że samemu spraw dziło się tak ą form ę bycia, w której nie jest się arty k u łem żadnej prawdy, an i tym b ardziej nie jest się tożsam ym z żad n ą praw dą o sobie. Pisze A nna N asiłow ska: „K onkretne, ałe n ieo stre «ja» Białoszew skiego przyciąga «tłum y rze­

czywistości», absorbuje mowę innycłi łu d z i w swój je d n o łity tek st, nie tw orząc m iędzy n im i przeskoku, bo naw et granica m iędzy p rzytoczeniem a mową bywa p ły n n a ”^'^. To praw da, p am iętać jed n ak trzeba, że Białoszew ski tw orzy w te n spo-

25/ N ieograniczone pożytki płynące z owej pragm atycznej nieokreśloności (a więc m ówiąc po p ro stu „n ieużyteczności”) wyłożył Białoszew ski w ch arakterystyczny dla siebie sposób 'nMylnych wzruszeniach, gdy swoją „bezużyteczność” przeciw staw ił

„ich zdoniczegow ieniu”: „Ja m am czego być do niczego a wy do niczego / bez w szystkiego - ja do w szystkiego bez niczego”; rwanie się w gościach do czegoś; ORz, s. 295).

W 26/ N asiłow ska Trzy krzesła..., s. 199.

(14)

sób kod najb ard ziej pryw atny i własny, w którym przejaw ia się cała jego niepo- w tarzałność. D łatego nie jest to raczej, jak cłice N asiłow ska, „ja”, które „jest w świe- cie do tego stopnia, że nie da się od niego o ddziełić”^^. Jest to raczej „ja”, k tóre ów św iat, poprzez p isan ie i językową indyw iduałizację p rzekazu, w cłiłania i we w łas­

n ą zapisaną niepow tarzałność zm ienia. M a zatem rację R yszard N ycz, gdy pisze, że w p rzypadku Białoszewskiego m am y do czynienia „z najbardziej radykałną (a już na pew no najb ard ziej u d an ą artystycznie) p róbą w yrażenia i u trw ałenia p o d m io ­ tow ości w mowie, sukcesem reałizacji łiterackiej osobistego stosunku do języka, k tó ra - rozszerzając jego ogółne m ożłiw ości wyrazowe - n ad a je zarazem unik ałn e, o s o b o w e p i ę t n o artystycznym w ypow iedziom ”^^.

D łatego w łaśnie strategię Białoszewskiego nazw ałbym cłiętnie strateg ią fagicz- ną. „Ja” pocłiłania tu bow iem rzeczyw istość, a n astęp n ie „p rzetraw ia” ją, tra k tu je jak życiodajny b udu łec. Białoszew skiego „czułość w szystkiego” połegałaby zatem na niebywałej zdołności absorpcyjnej, a jego otw artość na to, co inne sprow adza­

łaby się w g runcie rzeczy do p rzetw arzania innego w to samo: we w łasny indywi- d u ałn y idiom . Rzeczy traktow ane jako zawsze n iedoskonałe p rzedstaw ienia cze­

goś obecnego w cześniej (wyposażone w jakąś m etafizyczną istotę), w yobcow ują się natycłim iast w zd erzen iu z naszą św iadom ością, stają się „rzeczam i w sobie”

i trw ają - jak pisze A nna Sobołewska - „jako byt osobny, nied o stęp n y dła człowie- k a ”29. To sam o, jak w idziełiśm y, dotyczy tw orów językowycłi, traktow anycłi jako

2^/ K onstatacja N asiłow skiej wydaje się nie tylko w ew nętrznie sprzeczna („ja”, które nie daw ałoby się oddzielić od otaczającego św iata raczej nie m ogłoby go, w żadnej w yobrażalnej form ie, „absorbow ać” i przekształcać „w swój jed n o lity tek s t”, stanow iąc z nim faktyczną jedność), ale kłóci się także z u stale n iam i tych krytyków, którzy rozm aicie rozkładając akcenty, konstatow ali jed n ak zawsze zasadniczą odrębność „ja” i św iata w tw órczości Białoszewskiego. B arańczak ujm ow ał rzecz rad y k aln ie, pisząc, że „zarów no sytuację egzystencjalną, jak i sytuację kreacji literackiej w idzi B iałoszew ski jako sw oisty p o jed y n ek ”, w którym „naprzeciw ko siebie stają dwaj [...] zaledw ie przeciw nicy: jednostkow e «Ja» [...] oraz

«Rzeczywistość» (alias «Faktyczność») ro zu m ian a jako c a l a r e s z t a ś w i a t a ”. (S. B arańczak J ęzyk poetycki..., s. 20). W sposób b ardziej wyw ażony p rzedstaw ia tę kwestię M arian Stała, który pisze: „Ja [Białoszew skiego], którego isto tą jest trw anie, trw a - przed, wobec, w stronę czegoś, co nazw ane jest rzeczyw istością”. (M. Stała Czy Białoszewski jest poetą metafizycznym?, w: Pisanie Białoszewskiego..., s. 103). A nna Sobolew ska z kolei pisze „o poczuciu totalnej obcości wobec św iata”, któ ra jednak, jej zdaniem , św iadczy „o w ew nętrznej au to n o m ii, o w olności od uw arunkow ań w łasnej psychiki, prow adząc do praw dziw ego zadom ow ienia w św iecie i we w łasnym w n ę trzu ” (A. Sobolewska Maksymalnie udana egzystencja. W ydaw nictw o IBL PAN, W arszaw a 1997, s. 46).

A kcenty, jak w idać, rozkładane są rozm aicie, nigdy je d n a k „ja” nie jest zanurzone w otaczającej je „rzeczyw istości”, lecz z n ajd u je się zawsze „naprzeciw ko”, „ p rzed ”,

„wobec” niej.

2*^/ R. 'Hycz„Szare eminencje zachw ytu”..., s. 226 (podkreśl, m oje - T.K.).

29/ A. Sobolew ska Maksymalnie udana..., s. 48. ^

(15)

p rze k ład z „faktyczności” na „w yrażalność” . Z faktycznością nie m ożna się sko­

m unikow ać, bo ,,[f]ak ty czn o ść/ an i m ru g n ie ” (O, s. 127). Faktyczność m ożna tyl­

ko w siebie w chłonąć i p rzepisać „po sw ojem u”^®.

Postawa „fagiczna” byłaby oczywiście szczególnie charakterystyczna dla póź­

niejszej tw órczości Białoszewskiego. „W pierw szych tom ik ach [...] - znów cytuję Sobolewską - zwłaszcza w Obrotach rzeczy, przeżycie stanow iące ce n tru m wiersza było często nazw ane, określone [...]. W o statn ich w ierszach po d m io t bierze w n a ­ w ias nazw y i pojęcia. [...] N ie m a już prób p rze k ład u treści w ew nętrznych na ję­

zyk dyskursyw ny”^'. W pierw szym okresie, jak zauw aża R yszard N ycz, strategia poetycka Białoszew skiego polegałaby na n arz u c a n iu zj aw iskom pow szednim w łas­

nej oryginalności percepcyjnej i poznawczej poprzez „n arastającą in d yw idualiza­

cję p rze k azu ” . W drugiej, m ów iąc najogólniej, dom inow ałaby rejestracja zjawisk.

„Ja - zauw aża M a ria n Stała - coraz częściej przy jm u je postaw ę czysto receptyw ną, skup io n ą na rejestracji tego, co dzieje się w otoczen iu ” ^^. Ta druga strategia nie jest jednak sprzeczna z pierw szą, ale raczej wobec niej kom plem entarna^^. B iało­

szewski nie tylko bow iem re je stru je (pochłania), ale p rzede w szystkim przetw arza (przetraw ia), nie tylko zapisuje, ale p rzede w szystkim prze-pisuje po sw ojem u, po

„B iałoszew skiem u”^"^. N aw et kied y pow tarza cudze głosy, przekształca je w głos własny, dokonuje ich dyskursyw nego zaw łaszczenia, p odobnie jak „k alekujące”, połam ane krzesło w chłaniało, przyciągało i asym ilowało wiele rzeczywistości, prze­

m ieniając je w swoją im m an e n tn ą praw dę, w „skład praw dy”^^. Rzecz w tym , że

Por. w tym kontekście in sp iru ją c e rozw ażania Tadeusza Sławka, który w artykule Kalihanizm. Filozoficzne dylematy tłumaczenia pre zen tu je koncepcję p rzek ład u jako

„spożyw ania” oryginału. Zob. Przekład artystyczny, t. 1, Problemy teorii i krytyki, red.

P. Fast, U niw ersytet Śląski, Katowice 1991, s. 19-31.

A. Sobolew ska Maksymalnie udana..., s. 56.

32/ M. Stała Czy B iałoszew ski..., s. 103.

33/ Zob. R. 'Hycz „Szare eminencje zachw ytu”..., s. 226.

34/

35/

LO

W zw iązku z tym przeciw staw ienie „aktyw ności” i „b iern o ści” w ydaje się w przy p ad k u Białoszew skiego czysto p o zorną opozycją. O kw estii tej i zw iązanych z nią kontrow ersjach w spom ina M. S tała w tekście Czy B iałoszew ski...,, p rzypis 11, s. 103.

Z astanaw iając się nad znaczeniem tej d ru g iej, zn acznie b ardziej kłopotliw ej antytezy z w iersza Sprawdzone sobą „arty k u ł praw dy” - „skład praw dy” doszedłem do w niosku, że ontologiczna różnica kryje się, jak to często bywa u Białoszewskiego w języku (a ściślej w gram atycznych relacjach nadrzędności i podrzędności).

W pierw szym przy p ad k u krzesło jest „artykułem praw dy”, a więc jej w ytw orem , p ro d u k tem , albo też jej obrazem , egzem plarzem , reprezentacją. W d ru g im krzesło jest już tylko „składem praw dy”, a więc m iejscem czasowego przechow yw ania, m agazynow ania prawdy, która zostaje u p o d rzęd n io n a i sam a staje się artykułem , w ytw orem lub p ro d u k tem (jak w p rzy p ad k u „składu drzew a”, „składu m eb li” czy

„składu artykułów p ap iern iczy ch ”).

(16)

zabieg te n m a swoje konsekw encje w ykraczające daleko poza sferę zjaw isk m ożli­

w ych do rozpatryw ania w kategoriach czysto estetycznych. L ite ra tu ra zostaje tu przyw rócona życiu, staje się jego in teg raln ą częścią - i to częścią szczególnie u przy­

w ilejow aną. Tekst okazuje się m iejscem , w którym objawia się coś, co poza nim nie istnieje. To coś to w łaśnie „ja” . P isanie nie jest tu zatem , jak u K afki i w w ielu klasycznych m odernistycznych en uncjacjach, ałien u jącą przesłoną, n arzucającą fałszywy obraz tożsam ości, ałe - przeciw nie, jedyną dostępną form ą w ypełnionego sensem , integrującego bycia. O d ezałienujących aspektach tw órczości Białoszew­

skiego p isano zwykłe w kontekście jego działań p a ra tea traln y c h , rozpatryw anych na tle szerzej rozu m ian y ch artystycznych te c h n ik aw angardow ych i neoaw angar- dow ych zm ierzających do „przyw rócenia sztuki ży ciu ”^'^, albo też w kontekście orałności czy też - jak to nazyw a R utkow ski - „fonem atyczności” tej poezji^^.

W ydaje się jednak, że najw ażniejszą funkcję dezałienacyjną p ełn i u Białoszew­

skiego sam akt pisania.

„Osobowość poetycka Białoszew skiego w chłania w szystko” - stw ierdza cyto­

w ana już p a ro k ro tn ie A nna Sobolewska, która w ślad za poetą także w ielokrotnie odw ołuje się w swojej książce do m etaforyki „fagicznej”. „[Ś]wiat m ożna jeść w k aż­

dym miej scu” - pow iada Białoszewski w cyklu Letnie siły. „«Zj em wszystko» - śpiewa K icia-K ocia i nie tyłko o kartkow e p ro d u k ty tu ch o d zi”^^. Sposobem w chłaniania św iata jest w łaśnie pisanie: „puszczę płytę i będę p isa ł... - n o tu je poeta w S zu ­ mach, zlepach, ai^g-ac/i-wszystko, to w szystko... w szy stk o ...” {Spiszę wszystko', SzZC, s. ł0)39.

Tekst jest m iejscem , w którym tw orzy się „ja”, nieobecne i nie do znalezienia w rzeczyw istości pozatekstow ej, w której istn ieje tyłko czysta im m anencja, „rze­

czywistość w ypełniona rzeczyw istością”"'®. W idziana w tym kontekście antropoło-

R. 'Hycz„Szare eminencje zachw ytu”..., s. 223. Zob. też K. R utkow ski Przeciw (w) literaturze..., s. 146-162.

Zob. K. R utkow ski Przeciw (w) literaturze..., s. 142. Zob. też J. C h o jak Grafia a iluzja mowy potocznej, w: Pisanie Białoszewskiego..., s. 164 i n.

A. Sobolew ska Maksymalnie udana..., s. 65.

M. F o u cau lt pow ołując się na Listy moralne Seneki, w których pojaw ia się m etafora

„traw ienia p okarm ów ” w o d n iesien iu do przysw ajania sobie i jednoczesnego upo d m io taw ian ia w iedzy poprzez p isanie, kom entuje: „Rola p isan ia polega na stw orzeniu [...] pew nego «korpusu» [...]. K orpus ten należy rozum ieć [...] - w ykorzystując tak często stosow aną m etaforę traw ienia - jako ciało tego, kto zapisując re zu lta ty swej lektury, przysw oił je sobie, a ich praw dę uczynił praw dą w łasną: pisanie p rzekształca rzecz zobaczoną lub usłyszaną «w siłę i krew» (in vires, in sanguinem)” (M. F o u ca u lt Sobąpisanie, przeł. M .R M arkow ski, w: Powiedziane, napisane. Szaleństwo i literatura, wyb. i opr. T. K om endant, przeł. B. B anasiak i in., A letheia, W arszaw a 1999, s. 310-311).

T. Różew icz E t in Arcadia ego, w: tegoż Poezja, t. 2, W ydaw nictw o L iterack ie, K raków

1988, s. 78. ÎÔ

39/

40/

(17)

gia Białoszewskiego jest antropologia pesym istyczną, w ykluczającą m ożliwość p o ­ ro zu m ien ia i k o m u n ik a cji z tym , co in n e (dlatego kluczow a dla m oich rozw ażań autodefinicja tożsam ościowa, poprzedzona jest solipsystyczną deklaracją: „bez ludzi / tylko ja ”). Isto tn e jest jed n ak to, że ów pesym izm nie dotyczy „antropologii sło­

w a”, a więc, że to nie język zostaje obw iniony za ta k i stan rzeczy.

D ła Białoszewskiego szum był, jak się w ydaje, jednym z n ajb ard ziej in try g u ją­

cych zjaw isk akustycznych - i n ie chodzi tu tylko o dźw ięk n a tu ra ln y (szum drze­

wa łu b m orza), ałe także o „szum k o m u n ik a cy jn y ”, a więc w szelkiego rod zaju za­

kłócenia w ew nętrzne i zew nętrzne uniem ożliw iające łub u tru d n ia ją c e p o ro zu m ie­

nie, któ re sam e stają się dła poety w artościow ym k o m u n ik atem . Częstotliw ość, z jaką m otyw te n pow raca w utw orach Białoszewskiego p red e sty n u je go do m iana jednego z naczelnych, persew eracyjnych m otywów tej twórczości. O d n ieprzekła- dałnego szum u drzewa rozpocząłem m oje zapytyw anie o Białoszewskiego i o szum zapytam także na zakończenie. W iersz Szum ię (dwa) z to m u M ylne wzruszenia za­

sługiw ałby na w nikliw ą i rozbudow aną in te rp re tac ję, chociażby ze w zględu na rolę grafii, któ ra staw ia po d zn a k ie m za pytania rozpow szechnioną tezę o recytacyj- nym ch arak terze tekstów autora R ozkurzu i całkow itym u p o d rzę d n ien iu zapisu.

Z konieczności je d n ak ograniczę się do dw óch tylko in te rp re tac y jn y ch sugestii zw iązanych bezpośrednio z interesu jący m m n ie tu ta j problem em .

Szumię (dwa) co ja słyszę?

pisze(ę) się bo szum i(ę)

(ORz, s. 301)

Sugestia pierw sza: otóż w iersz ten , dzięki zastosow aniu prostego zabiegu g ra­

ficznego znanego z druków urzędow ych, daje się, przy odrobinie dobrej woli, od­

czytywać na dziewięć różnych sposobów. E le m en te m znaczącym , odpow iedzial­

nym za tę m u łtip łik a cję jest oczywiście dołączona w naw iasie litera „ę”, która jako końców ka gram atyczna typowa dła pierw szej osoby liczby pojedynczej czasow ni­

ka, n ad a je czynności ch a rak te r podm iotow y („ę to ja ”, jak zd efin iu je najzw ięźlej Białoszew ski w Czarnej zimie - O, s. 265). G dyby zignorow ać (skreślić) tę końców ­ kę pow iadom ienie - brzm iące teraz „pisze się bo sz u m i” - m ożna by uznać za jedną z fo rm u ł poetyckiej postawy, k tó rą sam Białoszew ski określa m ia n em „este­

tyki przyjm ow ania w szystkiego” . W estetyce tej przy jm u je się to, co jest i już sam fakt, że owo coś jest, staje się dostatecznym pow odem , dła którego to coś „się za p i­

su je”"''. „Byleby tylko / przyjm ow ać. Się chciało. / S am o” (18 maja dalej; ORz,

£o 41/ Białoszewski Mówienie o pisaniu, w: tegoż Poezje wybrane. W arszaw a 1978, s. 12.

(18)

s. 401) - pisze Białoszewski. Ale, jak zauw aża trafn ie Jo lan ta C hojak „z Szumię (dwa) trzeba się obchodzić inaczej niż z dobrze znanym w szystkim uczestnikom urzędow ej k o m u n ik a cji g atu n k iem «niepotrzebne skreślić». Tu skreślać nie wol- n o ”"^2 Ą skoro ta k - i jest to druga sugestia - to każdy zapis, wszystko co „się p isz e ” opatryw ane jest n aty ch m iast nieu su w aln y m stem p lem podm iotow ości -

„ę”"^3 R óżnicow anie na „pisze się”, „piszę” i „piszę się” nie m a zatem sensu, po ­ niew aż każde p isan ie jest rów nocześnie p isa n ie m się, a więc, mówiąc ład n iej, „p i­

saniem siebie” . N ie m niej w ażny jest d ru g i człon owej poetyckiej zagadki. Poka­

zuje on, że sam akt percepcyjnego przyjm ow ania, czy raczej „przechw ytyw ania”

rzeczyw istości, jest aktem czystej receptyw nej otw artości na to, co inne, m agne­

tycznym p rzyciąganiem „tłum ów rzeczyw istości”, któ re zbijają się w percepcyjną

„m iazgę”, tożsam ościow y „zlep”, asem antyczny „szu m ” poza podm iotow o-przed- m iotow ym zróżnicow aniem na „szum ię” i „szu m i”. Ź ródłem tego stan u jest p ie r­

w otna ontologiczna słabość „ja”, które dopiero w akcie p isan ia (prze-pisyw ania) przekształca się z „pola do p rz e p isu ” w podm iotow y wywód „jestem ’u ” . „Pisanie sobą? P isanie siebie? P isanie o sobie? - pyta nieco skonfundow any tłum acz Fou- caulta. I odpow iada: - Oczywiście w szystko to i jeszcze coś p o n a d to ” "^"^.

Abstract

Tomasz KUNZ

Jagiellonian University (Kraków)

“Me: a room to display things rewritten”. Miron Białoszewski, or, literature as a form of existence

This article deals with attempted reconstruction of a performative variety of literary subjectivity which emerges from the interpretation of a few selected poems by Miron Białoszewski. Particular attention is paid to the ingenuous concept of re-writing’, which for the author of the essay is a sort of interpretative key to understanding the specificity of a relationship between the world, language, and subject in Białoszewski s output. The au­

thor argues that the act of writing (or rather, re-writing) becomes a privileged method of

42/ J. C h o jak Grafia a iluzja mowy potocznej..., s. 169.

43/ w ierszu Do dnia Białoszewski otw arcie bierze pod uwagę m ożliwość utożsam ienia

„się” z „jestem ”, a więc z bytem podm iotow ym orzekającym św iadom ie o swoim istn ien iu : „może to ten co jeste m ”.

44/ P rzypis tłum acza (M .P M arkow skiego) w: M. F o u cau lt, Sobąpisanie..., s. 303. £o

(19)

subjective existence, spanning over both the empirical and textual spheres. Białoszewski s writing strategy is described as a ‘fagic’ one, with a reference to the poet’s extremely unique capability of transforming any forms of experience (particularly linguistic experience) into his own individual idiom. This peculiar skill contains Białoszewski s basic self-creative existential formula consisting in a conscious creation of the self through it being rewritten in a new linguistic order This attitude is conditioned by the radically anti-essentialist input concept of existence, the original ontological weakness of the self, which, in an integrated form filled with a sense, may seemingly manifest itself in a text, owing to the act of writing.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na planszy wybrany uczeń zapisuje umiejętności, których oczekują pracodawcy od potencjalnych pracowników oraz nazwy zawodów, dla których jest najwięcej ofert pracy (załącznik

Ludzie, którzy mnie znają cenią mnie za obiektywność. Zdecydowanie

Załącznik nr 2 – schemat dla nauczyciela – Czym bracia Lwie Serce zasłużyli sobie na miano człowieka. walczą o

Wykreśl wyrazy, które nie powinny znaleźć się w zdaniu.. Mama przyniosła do domu

a) Pan Jezus uświadamia ludziom, że dobro i zło będą istniały obok siebie aż do końca świata. b) Wyjaśnia, że chociaż w świecie istnieje zło, to Pan Bóg wypełnia

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu, Państwowa Straż Pożarna, Komenda Główna Policji, Biuro Ochrony Rządu, Straż Graniczna,. Prezes Urzędu Transportu

Antoni Kępiński w swej słynnej książce zatytułowanej Lęk stawia diagno- zę: „Nerwicowa hiperaktywność, rzucanie się w wir życia, nadmierne życie towarzyskie i

uzależnień. Pojawiają się prace, które nie tylko poszerzają wiedzę na temat choroby alkoholowej. Pomagają także w przełamywaniu.. stereotypów poznawczych