NIEPEWNOŚĆ
JAKO PODSTAWA PEWNOŚCI
ZARYS FILOZOFII WIARY PETERA WUSTA
W
s t ę pM a r tin B u b er p isał niegdyś: „C harakter g o d zin y św ia ta , w której żyjem y, polega n a za ćm ien iu niebiańskiego św ia tła , n a za ćm ien iu Boga. N ie je st to je d n a k w ydarzenie, które m o żn a należycie uchw ycić w ychodzqcjedynie odprzem ian, które dokonały sie w duchu człow ieka. Z a ćm ien ie słońca za ch o d zi m iędzy słońcem a n a szy m i oczam i, n ie w e w nętrzu oczu. R ó w n ie ż filo zo fia n ie traktuje n as ja k o ślepych w stosunku do B oga - są d zi ona tyl ko, ż e brakuje n a m d zisia j dyspozycji duchowej, która u m o żliw ia ła b y ponow ne pojaw ienie się B oga bogów ‘i przesunięcie się p rze d n a szy m i o cza m i podniosłych obrazów. Jeśli je d n a k człow iek w sytuacji, gdy, ja k tu ta j, coś w y d a rza się m ięd zy niebem a zie m ią , obstaje p rzy tym , by o d kryw a ć u ja w n ia ją cą tajem nicę siłę pozostając w obrębie m yślenia ziem skiego, to straci on w tedy w szystko. K to w zb ra n ia się sta w ić czoło działającej rzeczywistości trans cendencji ja k o takiej, kto w zb ra n ia się sta w ić czoło naszem u N a p rzeciw ja k o ta kiem u , ten m a sw ój w k ła d w po w sta n ie ludzkiego aspektu za ciem n ien ia ’"-.
W ydaje się, że tekst te n jest n a tyle przejrzysty, jasn y i jed no znaczny , że n ie w ym aga o n z b y t d o g łęb n y ch w yjaśnień. Z au w ażm y tylko to, co zdaje się być szczególnie istotne. M a m y d o cz y n ie n ia z tak ą o to sytuacją: p rzy szło n a m , lu d z io m dzisiejszego czasu, żyć w okresie, w k tó ry m p ro b le m Boga stał się d ru g o p la n o w y m , jeśli n ie całkow icie z b ę d n y m . P rzyczy ną tego, jest p o stę p u jący proces subiektyw izacji w id ze n ia świata. Z h o ry z o n tu naszego p atrze n ia n a byt, w ym azane z o stało owo, jak to nazyw a B uber, „ N a p rz e c iw ”, k tóre przek racza b y t i p rzem aw ia m o c ą swej tajem n iczo ści. Liczy się tylko to, i to też zasług uje n a u z n a n ie , co z a m k n ię te jest w p o lu czysto n atu raln ej percep cji. K onsekw encją takiego stan u rzeczy, jest śm ierć B oga, a n a ro d zin y b ożków p ro duko w an y ch p rzez egzystującą św iadom ość.
W obec zaćm ienia Boga szukać należy czegoś, co p o m o ż e je rozjaśnić. Pośród m n o g o ści d ysku rsów nie zawsze d a się w skazać te, k tó re w n o szą d o zag adn ie n ia Boga i religii coś n apraw d ę istotnego. D zieje się ta k dlatego, że o religii p i szą często ci, k tó rz y tak n ap raw d ę alb o niew iele o niej w iedzą, alb o tylko im się wydaje, że w iedzą. F ilozofem , k tó ry z p ew n ością m ó w ił o religii w sp o só b d o g łęb n y i rzetelny, by ł żyjący w n a p rz e ło m ie XIX i XX w ieku, N ie m ie c Pe ter W ust. Był o n kim ś, k to p ró b o w a ł p rz e ła m a ć su b iek ty w n o ść i d o trz e ć d o praw d pew nych, o u n iw ersaln y m charakterze.
1. R
y s b i o g r a f i c z n yPeter W u st u ro d z ił się 28 sie rp n ia 1884 ro k u w m iejscow ości R iessenth al n a te ry to riu m N iem iec. B iografow ie m ó w ią, iż o d n a jm ło d sz y c h lat charak teryzow ał go niezw ykły p ęd d o wiedzy. W 1898 ro k u ro z p o czą ł d w u letn i kurs języka łacińskiego, z którego p o te m n ie je d n o k ro tn ie korzystał w swojej pracy naukow ej. D w a lata p ó ź n ie j zaczął stu d io w ać w g im n a z ju m w Trewirze, z za m ia re m p o d jęcia fu n k c ji k ap łan a. Je d n a k p o k ilk u latach zrezygnow ał z tych studiów . M a tu rę z d a ł w 1907 ro k u , b y w k ró tc e ro z p o c z ą ć s tu d ia w B erlinie, a p o te m w S trassburgu i B onn. W p o lu jego nau ko w y ch zainteresow ań z n a la zły się anglistyka, g erm anisty ka i filozofia. Tuż p rzed I w ojną światową o b ro n ił pracę d o k to rsk ą, której tem atem była filozofia J. S. M illa. Ju ż tu taj pojaw iły się zalążki jego filo zoficznych zainteresow ań, k tó re ro zw in ięte zo stały w n a stę p n y ch latach. W u st zafascynow ał się m etafizyką, d o czego n a k ła n ia ł go m o c n o E. T roeltsch, filozo frelig ii. W d o b ie p o zytyw izm u i n eo p ozytyw izm u by ło to je d n a k zajęcie tyleż tru d n e , co i niew dzięczne. W 1925 ro k u u k az ała się waż n a p ozycja w jego d o ro b k u N a iv itä t u n d P ietä t, w której rozw ażał o n ie w in n o ści, w yrażającej się p o p rz e z n aiw n o ść, i jej zw iązku z p o b o ż n o śc ią . Tekst te n stał się p o d staw ą d la ro zw ażań G. M arcela n a te m a t wiary, za m ie szcz o n y ch w rozpraw ie B y ć i m ieć. Przez k ilk a lat W u st przebyw ał we Francji, gdzie sp o tk ał się ze w sp o m n ia n y m M arcelem , a także z J. M a rita in e m i M . B londelem . N iezw ykle d o n io s ły m m o m e n te m , k tó ry m ia ł za sad n iczy w pływ n a ży cio w ą i in te le k tu a ln ą postaw ę W u sta, b y ło sp o tk a n ie z E. S tein. Z n a m ie n n y m jest fakt, iż w yd an ie kluczow ej tu d la nas książki N iepew ność i ryzyko zb ieg ło się w czasie z p u b lik acją p racy E. S tein B y t skończony a b yt w ieczny.
W 1930 ro k u W u s t o tr z y m a ł sta n o w is k o p ro f e s o ra n a U n iw e rsy te c ie w M u n ster. D ecyzja ta sp o tk a ła się z o b u rz e n ie m w śró d części filo zo fó w n ie m ie c k ic h . P ow o dem tego b y ło to, iż W u st p ró b o w a ł w ytrw ale restauro w ać m etafizyk ę, czego w y razem były p u b lik acje: D ie D ia le k tik des Geistes, czy A u ferstehung der M eta p h ysik, co w o bec pan ującej m o d y n a n e o k a n ty z m czy fe n o m e n o lo g ię b y ło d la w ielu rażący m a n a c h ro n iz m e m . C o ciekawe, jak b y d la przeciw w agi, prow adzone p rz eze ń w ykłady sp o ty k ały się z niezw ykle żyw ym
o d d ź w ię k ie m , co pok azyw ało , iż istn ieje z a p o trz e b o w a n ie n a tego ro d z a ju sp o só b filozofow ania.
Z ain tereso w an io m m etafizy czn y m W u sta tow arzyszył proces zg łęb ia n ia z a g a d n ie ń z w ią zan y c h z religią. W ia ry w szak n ig d y n ie p o rz u c ił, d rą ż y ł ją i z g łęb ia ł m e d y tu ją c n a d n ią w k o lejn y ch p ra cach . W 1936 ro k u ro z p o c z ą ł prace n a swą najw ażniejszą k siążk ą N iepew ność i ryzyko. Jak p o d a ją b io g ra fo wie, za k a ż d y m razem , g d y za sia d a ł d o p ra cy n a d n ią , c z y n n o ść tę p o p rz e d za ł o d m ó w ie n ie m h y m n u „Veni C re a to r s p iritu s ” . Po p a ru latach n apisał, że p ra w d o p o d o b n ie ślad tego h y m n u z n a la z ł się n a k a rta c h książki. D z ie ło n ie sp o tk a ło się z p rz y ch y ln y m p rzyjęciem ta k ze stro n y filozofów , jak w ładz ko ścielnych. Z a rz u c o n o jałow ość prow ad zo n y ch rozw ażań i uporczyw e od ku rza n ie m etafizyki. D o s to jn ic y kościelni p o d n o s ili z a rz u t o n iep raw o m y śln o - ści tw ierd zeń. A k cen to w an ie „ n ie p e w n o śc i” jako d ro g i d o religii w ydaw ało się n iebezpieczne. Jed e n z b isk u p ó w , w id ząc ty tu ł k siążk i m ia ł pow iedzieć: „N iep ew n o ść? M y m a m y p e w n o ść ” . W u s t zareagow ał n a te słowa s y m p to m atycznie: ,W ieże k ated ry zakołysały się w m o ic h o c z a c h ” .
Peter W u st z m a rł 3 k w ietn ia 1940 ro k u w w y n ik u ciężkiej c h o ro b y n o w o tworowej
2. I
nSECURITAS HUMANA JAKO KATEGORIA ONTYCZNAK lu czem d o z ro z u m ie n ia m e to d y u p ra w ian ia filozofii p rzez Petera W u sta jest łacińskie słowo: „in sec u ritas”, znaczące tyle, co „n iep ew n o ść” . W ażne jest to, iż niep ew n o ść n ie jest tylko kategorią ep istem olog iczn ą. Ta bo w iem jest ra czej k ojarzon a z w ą tp ien ie m . T ym czasem w rozpraw ie niem ieckiego filozofa, zatytułow anej N iepew ność i ryzyko2, n ie pojaw ia się n ig d zie m ow a o w ą tp ie n iu . N ie p e w n o ść m a d la n iego z n a c z e n ie ontyczne, p rz e n ik a o n a b y t u sam y ch jego podstaw . Pewność, której w ciąż p o sz u k u je m y daje n a m u p ra g n io n e p o czucie bezpieczeństw a. D o ty cz y to z a ró w n o tzw. sytuacji b łah y ch , w k tó ry c h p o szu k u jem y pew ności dotyczącej najbliższej przyszłości, jak i p y tań ostatecz nych, gdzie p o sz u k u je m y je d n o z n a c z n y c h o d p o w ied z i n a trap iące kwestie, zw iązane z z a g a d n ie n ie m sen su i w ieczności. O k a z u je się jed n ak , z d a n ie m W u sta, że im w nikliw iej jej p o szuk ujem y, ty m b ardziej się o n a o d nas o d d a la. W szystko jawi się jako n a w skroś niepew ne, m gliste, u lo tn e. W n io sek jaki stąd w y n ik a jest oczywisty. C złow iek to isto ta , k tó ra n ie m o że o siąg n ąć stan u niep odw ażalnej pew ności. R o z u m n ie jest w stan ie d o niej d o trze ć. W ysuw a ne tezy, są o b alan e p rz ez in n e, je d n o tw ierd zen ie jest o b a la n e p rz e z d ru gie. Tak m a się rzecz w p rz y p a d k u n a u k i. Je d n a k n ie tylko tu taj. M etafizyka,
ra chce ro z ja śn ić p o dstaw ę w szelkiego b y tu , też n ig d y w trakcie trw a n ia swej h is to rii, n ie p o d a ła je d n o z n a c z n y c h i k atego ryczn ych rozstrzyg nięć. Także p y tan ie o Boga, w ciąż pozo staje p y ta n ie m i n ie p rzyb iera fo rm y o dp ow iedzi. N iep e w n o ść czająca się n a k aż d y m k ro k u , m o ż e by ć je d n a k p o k o n a n a w ak cie ryzyka, a w ięc w akcie, w k tó ry m ro z u m niejako w ycisza się d o p u szc zając d o g ło su serce. To o n o w łaśnie jest w stan ie p rzy jąć tę praw dę, iż praw dziw a p ew n o ść i sens są d a re m d a n y m człow iekow i o d B oskiej Istoty. A k cen tow a n ie m o c y in secu rita s, m a n a celu to, b y p o k az ać, iż p o le m ojej poznaw czej percepcji z d e rza się z p rzerastającą m n ie obiektyw no ścią. T rzeba zatem u ru c h o m ić te pokłady, tkw iące w człow ieku, k tó re p o zw o lą dośw iad czyć w p ro st tego, co Przerastające. Pew ność religijna, d o której d ociera w k o ń c u W u st m a w y m iar paradoksalny. D ośw iadczenie p o k o ry i u z n a n ie własnej niewystarczal- n o ści n a p o ty k a n a n a d p rz y ro d z o n e św iatło d ane o d Boga. Tutaj o bo w iązu je je d n a k in n y rodzaj logiki. W c h o d zi się w o b sz a r rz ą d z o n y in n y m i w arto ścia m i. To n ie m o c ro z u m u , ale p o k o ra i uległość stają się życiow ym drogow ska zem . In se c u rita s n ie jest w o statec zn o ści p o ra ż k ą ro z u m u , ale raczej szkołą w io d ącą d o z e sp o le n ia z B ogiem .
3. I
n s e c u r i t a s h u m a n a j a k o k a t e g o r i a r e l i g i j n aM ó w iąc o religijny m w ym iarze insecu ritas h u m a n a , n ależy ro z p o czą ć o d postaw ienia zagad nienia, k tóre m a d la nas rzeczywiście zn aczenie fu n d a m e n talne. C h o d z i tu o alternatyw ę, w obec której człow iek staje n ie u sta n n ie . D aje się o n a o p isać jako perspektyw a sp ełn ien ia, b ą d ź n icości, a w kontekście reli g ijn y m - zbaw ienia, lu b p o tę p ie n ia . In n y m i słowy, staw ia się n astęp u ją ce py tania: co rozciąga się za „ m u re m ” niep ew n o ści, sens, k tó ry rz u c i św iatło n a bolesn e d o św iad czen ie in secu ritas, czy m o ż e n iep rz eb y ty m ro k , k tó ry o sta teczn ie p o c h ło n ie m n ie i całą n iep ew n o ść świata; czy m o gę spo dziew ać się, że k ra in a sen su p rz e n ik n ię ta jest zbaw czą o b e c n o śc ią Boga, a m o ż e n ico ść w prow adza m n ie w stan dram atycznej absurdalności? Pierwsza z m ożliw ości, będzie u k o ro n o w an iem przebytych zm agań, o stateczny m p o k o n a n ie m m o cy insecuritas, d rug a, unicestw i wszystko. M o że się więc o k azać z ró w n y m praw d o p o d o b ie ń s tw e m , że czeka n a m n ie św iatło lu b ciem n o ść , sp e łn ie n ie lu b p u stk a. A lb o istn ieje p ie rw o tn y sens wszystkiego, k tó ry u d zieli sk o ń cz o n y m w ład z o m p o zn aw czy m koniecznego światła, alb o też wszystko p og rążon e jest w jak im ś p ra -p rz y p a d k u i b ezsen so w n o ści. N ic więcej p o z a stw ierd z en iem is tn ie n ia tejże alternatyw y, n ie d a się pow iedzieć. M a ło tego, n ie d a n o czło wiekowi żadnej sugestii, żadnej p o d p o w ie d z i, zd o ln ej przew ażyć szalę wagi. M ów iąc m etafory cznie, sp oza m u ru , nie d o c h o d z i ż a d en głos; jest o n bow iem ta k w ysoki, że naw et jeśli istn ieje za n im jakieś światło, to jego p ro m ie ń n ie jest w stan ie d o trz e ć d o p o szu k u jąc eg o w yjaśn ień człow ieka.
C o w zw iązk u z ty m p ozo staje? W szystko zależy o d e m n ie , o d przyjęcia określonej p o staw y życiowej. M o żliw o ści są dwie: m og ę o p o w ied z ie ć się za ty m , iż za tą g ra n ic ą istn ieje „zaw oalow ane fa tu m ”, lu b też „ n ie sk o ń c z o n a inteligencja W szechm ocnego B oga”3. Inicjatyw a leży d o k oń ca p o m ojej stro nie. W ażne, że p rz y jej p o d e jm o w a n iu , n ie jestem z d a n y tylko n a w ażenie ra cji ro zu m o w y ch . Z d a n ie m W usta, istnieje w człow ieku „bytow o odw ieczne u sp o so b ie n ie ”, k tó re działa n a gran icy tego, co św iadom e i nieśw iado m e. Jest to jakaś d u ch o w a k o m p o n e n ta naszego pierw otnego d ąż en ia d o m iło ści, k tó re, w n a tu ra ln y sposób, z m ie rz a w k ie ru n k u „ ta k ” w ypow iedzianego m iło ści i w ierze w Boga lub, ró w n ie n atu ra ln ie , ciąży k u „ n ie ” d la m iło śc i i wiary. N a m arg in esie trz e b a zauw ażyć, że niestety, czytając W u sta, n ie b a rd z o w ia d o m o o jaką d o k ła d n ie „ d u c h o w ą k o m p o n e n tę ” c h o d z i. Być m o że jest to jakiś rodzaj in tu ic ji czy w gląd u, je d n a k o b o ję tn ie , co b ę d z ie m y sądzić, to i ta k wi dać, że n ie rozstrzyga o n a jeszcze za sad n iczeg o d y lem atu i in se c u rita s fidei w ciąż d o m in u je n a d lo sem człow ieka.
C złow iek jest is to tą z a n ie p o k o jo n ą w ieczn ością. D rz e m ie w n im jakieś, p ra g n ie n ie o calen ia, z a sad n iczy b ra k zg o d y n a świat p o g rą ż o n y w bezsensie. R zecz jasna, to zan iepoko jen ie, d o c h o d z i d o głosu w określonych sytuacjach. C h o d z i tu zw łaszcza o te sytuacje, w k tó ry c h staje o n , o ko w oko, z n a jb a r dziej doskw ierający m i p y ta n ia m i, jakie z d o ln y jest postaw ić. W m o m e n c ie kiedy człow iek staje w obec p y ta ń zasad niczych, dośw iadcza w swym w n ę trz u przedziw nej gry. Z jednej stro n y w iec zn o ść p o ciąg a go i o d p y c h a , z drug iej bezsens też p rzy ciąg a i o d p y ch a. W y m ia r a n im a ln y naszej n a tu ry p ro w o k u je d o tego, b y zrezygnow ać z m rzo n e k o w ieczn ości, w k tórej d u c h zn a jd z ie swe zaspo k o jen ie i p o grążyć się w ty m , co doczesne. Je d n a k zaw arty w nas ele m e n t duchow y, pozw ala n a m d ostrzec, że g rozi to m o żliw ą degradacją lu d z kiego losu, d o egzystencji o charak terze czysto zw ierzęcym . D u c h daje w szak perspektyw ę sensu, a ta n iestety w y d a n a jest n a łu p insecu ritas. K o ło jest za m k n ię te , ale n ic dziw nego, skoro jesteśm y o fiaram i swoistej gry4. Los, k tó ry ro z p o rz ą d z a n asz y m życiem , czyni z nas n ieco bezw olne n arzęd zia.
C z y m jest los? Jest jakąś b e z o so b o w ą siłą, czym ś, co się raczej n a rz u c a , n iż jest oczekiw ane. N iesie ze so b ą m o c , k tó ra m ia ż d ż y i w praw ia w n ie p o kój. Los w yzwala z letargu , zm u sza d o tego, b y staw ić m u czoła, b y się z n im z e tk n ą ć i zm ierzy ć. M ów i W ust: „los je st n a m ja k gdyby zesłany, a w ięc je st czym ś, co jeszcze n ie należy do naszego własnego pragnienia i d ą żen ia do celu’’5. O to w p o lu n a
szego d o św iad c zen ia c o d z ie n n o śc i pojaw ia się coś, co jest „ in n e ”, co w ym y ka się sp o d kontroli, czym n ie m o ż n a d o k o ń ca ro z p o rzą d zać . Los zdaje się być zawsze „w iększy” i „przek raczający ” n asz ą egzystencję. Przed ty m że lo sem m o ż n a uciec, a lb o też p o d ją ć w yzw anie, jakie ze so b ą p rz y n o si. M o ż n a
3 Por. P. Wust, dz. cyt., s. 67-68. 4 Por. tamże, s. 15.
z a m k n ą ć p rz e d n im oczy, alb o z m ie rz y ć się z jego m o cą. M o ż n a w ięc zd e zerterow ać w akcie ucieczki lu b rozpaczy, b ą d ź spró b o w ać go przezw yciężyć. Z d aje się je d n a k , że jest o n zaw sze o b e c n y w n asz y m ży ciu, n ie z a le ż n ie o d tego, jaką w obec n iego p rz y jm iem y postaw ę. Z atem , jesteśm y z n im niejako z w ią z a n i. Los te n o d c isk a swe p ię tn o n a w szystk ich p łaszc zy zn a ch lu d z k ie go bytow ania.
P rzejd żm y d o szczegółowej an a liz y n iep ew n o ści w jej relig ijn y m kontek ście. M o ż n a ro z ró ż n ić , z d a n ie m W u sta, trz y p o z io m y naszego z m a g a n ia się z losem . N ie są to trz y sposoby, ale w łaśn ie trz y p o zio m y , k tó re w n o sz ą się o d najniższego, d o tego, k tó ry p o ło ż o n y jest najwyżej. Pierw szy z n ic h to p o szukiw anie bezpieczeństw a n a sp o só b „ m ie s z c z a ń sk i”. Tutaj człow iek zm aga się ze sw ym zw ykłym , c o d z ie n n y m losem . T enże jawi m u się jako p rzeciw n ik , k tó ry chce zag arn ąć jego m ien ie, a w ięc to wszystko, co zd o b y ł, czego d o św iadczył i co przeżył. Los i człow iek czatu ją n a siebie naw zajem , jed en stara się coś isto tn eg o w ydrzeć d ru g iem u . M o ż n a wyjść losow i naprzeciw , w ierząc, że niesie ze so bą jakiś u k ry ty sens, że w jak im ś m o m e n c ie ośw ietli o n to, co jeszcze jest zakryte. Istn ieje je d n a k m o żliw o ść p o d ję c ia zuchw ałej g ry z lo sem . S tanie się to wtedy, gdy pojaw i się o n p rzed e m n ą jako ten , k tó ry niesie ze so b ą bezsens i trwogę. B ędzie o n w ted y ro d z ajem s z to rm u , k tó ry za wszel ką cenę stara się w yw rócić łó d ź m ojego życia. P oszukiw anie bezpieczeństw a n a sp o só b m ieszczań sk i, b ędzie w ięc p ró b ą u n icestw ie n ia lo su i uporczyw e go u su w an ia go z w id n o k rę g u c o d z ie n n o ści.
D ru g i szczebel u k azu je się jako konsekw encja pierwszego. W o b liczu star cia z lo sem , ro d z ić się m o ż e p y ta n ie o z a sa d n ic z y m z n a c z e n iu . S k ąd w ziął się los i co ta k n ap raw d ę niesie o n ze sobą? Szczebel te n nazw an y jest p rzez W u sta „ m e ta fiz y c z n y m ”. D o c h o d z i tu taj d o k o nfro ntacji z u zy sk a n y m i re z u lta ta m i operacji po zn aw czy ch . To w łaśn ie n a u k a stara się rozśw ietlić los i u cz y n ić go bardziej p rzejrzystym , tak, b y przestał o n straszyć swoją zagadko- wością. N ajczęściej bywa tak, że m a m y sk ło n n o ść d o tego, b y „prześlizgiw ać się" p o p o w ie rz c h n i p o sta w io n y c h tez. N ie c z ę sto się zd a rz a , b y śm y m ieli odw agę z a p y ta ć n a ile p ra w o m o c n e są n asz e p rz e k o n a n ia . K ied y z a c z y n a m y p y tać o p o d staw y p o z n a n ia , g ru n t p o d n o g a m i zaczy n a się chw iać, a p o sia d a n y sta n wiedzy, zostaje p o d d a n y rewizji. W id ać, że w m o m e n c ie k iedy w zn ieśliśm y się o s to p ie ń wyżej w n asz y m p o sz u k iw a n iu pew ności, insecu- ritas p rz e m ó w iła ze z w ie lo k ro tn io n ą m ocą. Z p o c z ą tk u była to n iep ew n o ść naszej c o d z ie n n o śc i, za k tó rą stoi, b ą d ź to u k ry ty sens, b ą d ź ślepe p rz e z n a czenie. Teraz ok azu je się, że system atyczne p ró b y zg łęb ien ia tej zagad ki ska zane są n a ciągłą u ło m n o ść .
W reszcie o sta tn i szczebel, k tó ry w ieńczy całość tej tw orzonej z m o z o łe m b u d o w li, zw any „ re lig ijn y m ”. G dzieś u kresu tej d ro g i człow iek staje p rz ed najw ażniejszym i p y tan iam i, które do tyczą najgłębiej pojętego sensu b y tu oraz z a g a d n ie n ia prawdy. C z y b y t jest sensow ny i czy m a m y zagw arantow any d o stęp d o takiej prawdy, k tó ra n ie jest w y d a n a n a łu p niep ew n ości? P rzy ch o d zi
czas, b y stawić czoła w łaśnie p y ta n io m religijnym . C zy ew entualnie istniejący sens b y tu jest tylko zasadą, p ew n y m o g ó ln y m praw em , czy też m o ż e jest o n n a m d a n y p rzez O so b ę Boską? Je d n a k jeżeli ju ż naw et jesteśm y w stan ie u p o rać się z ty m o s ta tn im p y ta n ie m i zg o d z im y się n a to, że sens jest u stan o w io n y p rzez O sobo w ego Boga, to n adzieje n a u leczenie sc h o rz e n ia naszej n a tu ry są p ło n n e. Tu bo w iem , sytuacja in secu rita s w zm aga się w p ro st p ro p o rc jo n a ln ie d o skali w ażno ści staw ianych p y tań . K w estia is tn ie n ia Boga p o d d a w a n a jest w ciąż no w y m tru d n o ś c io m . Jego is tn ie n ie jest p rz e d m io te m p e rm a n e n tn ie trwającego sp o ru . P roblem pogłębia się, bow iem O n sam nie d ał n a m żad n y ch czytelnych i je d n o z n a c z n y c h z n a k ó w swojej obecno ści. N aw et i O bjaw ienie, k tó re wedle chrześcijaństw a jest szczytow ym m o m e n te m s a m o u d z ie le n ia się Boga, m o że być p o d d a n e p ró b ie insecuritas. M o ż e m y w szak p ytać czy rzeczy wiście jest o n o ty m o d w iec zn y m Słow em Boga, dalej, jak interp reto w ać d a n y n a m p rz e d w iek a m i p rz ek az, w reszcie, czy to Słowo, k tó re cz y tam y dzisiaj w olne jest o d h isto ry c z n y c h (lu d z k ic h ) w y p a cze ń 6. W u st k o ń cz y te n w ątek sw oich rozw ażań ta k im o to stw ierdzeniem ; „ Im głębiej w n ik a człow iek w porządek ła sk i, tym ciem niejsze g ro m a d zą się chm ury’"1. O b jaw ien ie jest zatem d la człow ieka słow em tyleż jasny m , co i tajem n iczy m ; o d s ła n ia zaw artą w so bie treść a jed n o cz eśn ie ją za ciem n ia. S tąd n astęp n e zdanie: „ S ło w o będzie za w sze zn a jd o w a ło się w m roku, w d w u zn a czn ym św ietle tajem nicy ta k głęboko, że będzie tu w rów nej m ierze miejsce za ró w n o d la w iary, ja k i n ie w ia ry’®. Jeszcze jed n a tru d n o ś ć , zw iązana z ży ciem relig ijn y m , o d n o s i się d o sam ego w ierzącego. M o ż n a ją określić, jako p alący n ie p o k ó j d o ty czący tego, czy zbaw ienie w ta k im sensie, w jak im m ó wi o n im O bjaw ien ie, jest d ane w łaśnie d la m n ie? C zy m ogę być pew ny tego, że sp ełn iając jakiś p ro g ram m ojego życia, realizując p ostaw ion e p rz ed e m n ą z a d a n ia , m ogę w u z a sa d n io n y sp o só b oczekiw ać zbaw ienia? O k a z u je się, że n a o s ta tn im szczeblu, n a k tó ry m p ew n o ść z d a się być najb ard ziej p o ż ą d a n a , in secu rita s o d n o s i swój najw iększy try u m f. S koro n ie jesteśm y w stan ie roz strzy g n ąć p rzekon ująco tego, że w ogóle istn ieje Bóg, a naw et jeśli to u cz y n i my, to i ta k pojaw i się zaraz p ro b le m „ m ro k u Słow a”, to z n a k , że w kwestii p y ta ń n ajw ażniejszych p ew n o ść jest d la nas n ieo siąg alna.
O p isa n e tu p ro b lem y n a jakie n a p o ty k a człow iek religijny, p o siad ają d la ń tak isto tn e znaczenie, że dośw iadczyw szy ich mocy, m o że się o n znaleźć w naj ostrzej pojętej sytuacji granicznej. M ur, o k tó ry m w s p o m n ia n o wyżej, jest tu szczególnie w ysoki. Jawi się o n też jako szczególnie n iep o żąd an y , gdyż zam y ka p rz ed n a m i w id zen ie spraw d la nas n ajw ażniejszych i kluczow ych. To tu taj w łaśnie o k az u je się, że isto ta lu d z k a jest „ w ieczn ym p o szu kiw a czem szczęścia, niezm ordow anym p o szu kiw a czem pra w d y; je st po szu kiw a czem Boga, nigdy n ie m ogącym z a z n a ć spokoju. A je st tym w szystkim , p o n ie w a ż w ra z z e zdolnością postrzegania p rze z
ra-6 Por. P. Wust, dz. cyt., s. 50-55. 7 Tamże, s. 55.
tio o trzym a ł niepew ność oczyw istości”9. Spraw y ostateczne są o b ie k te m trw ającego n ie u s ta n n ie sp o ru . K ied y p y ta m y o Boga i p ró b u je m y o d n a le ź ć w N im ratu nek p rz ed doskw ierającą p rz em ija ln o śc ią , gdzieś n a d n ie naszego ratio w ciąż czają się w ątpliw ości. W u st posuw a tę m yśl jeszcze dalej. D rz em ie w nas p o k u sa nieustępliw ego staw ian ia p y ta n ia „dlaczego?". To o n a w łaśnie ro d z i w nas o d ru c h b u n tu , k tó ry m a swoje k o rzen ie w ty m , co n azyw am y pychą. D lacze go to b y t k onieczn y m usi stać najwyżej w h iera rch ii bytów ? D laczego w łaśnie Boga u m iejscow io no n a tak „ch w alebn ym " m iejscu, a n ie n a p rzy k ład nas lu dzi? D laczego jesteśm y skazani n a przebyw anie w „ o p a ra c h " insecu ritas i nie m o ż e m y zyskać jasnych i p ro sty ch o d p o w ied zi, p o d czas gd y B óg o b d a rz o n y jest przyw ilejem ab so lu tn ej pew ności? I w ieńczy W u st te n w yw ód ta k im oto, tro ch ę zd u m iew ający m , z d a n ie m : „ C zy k to ś m oże szczerze pow iedzieć, ż e n ie zn a j duje w sobie choćby skryw anej skłonności do diabolicznej egzystencjalnej zazdrości o status absolutu?”10. Pycha, k tó ra prow ok uje d o p o staw ien ia ta k ic h p y tań , zniech ęca, po raża, uśm ierca. Jest o n a postaw ą, k tó ra tylko z p o z o ru zw iastuje d rzem iącą w człow ieku m oc. W rzeczyw istości jest je d n a k ak te m dezercji w obec „ tru d u b y cia" i w yzw ań jakie niesie ze so b ą in secu rita s h u m a n a .
A k t w iary o p isyw an y n a fu n d a m e n c ie in secu rita s staje się coraz bardziej rozpaczliw y i m a ło pociągający, jest o n n a z n a c z o n y jakim ś p ię tn e m tragizm u i rozpaczy. W u st czyni w tym m iejscu istotne ro zróżn ien ie, p o m ię d z y filozofią a religią. P rzyznaje on, że B óg filo zo fó w p rz e p e łn io n y jest z im n ą abstrakcyj- no ścią, jest efektem czystej refleksji i spekulacji. To praw da, że tak iem u B ogu n ik t n ie b ęd zie o d daw ał czci, niczyje serce n ie z o sta n ie p o ru sz o n e fa k te m je go o b ecn o ści. B óg te n jest d aleki i całkow icie obcy. R ó w n ie d o b rz e m o ż e o n d la człow ieka istnieć, jak i nie-istnieć. W o bec takiego Boga zajm uje się p o sta wę egzystencjalnie o b o ję tn ą . W przeciw ieństw ie, B óg religii jest B ogiem ży w ym , ta k im , k tó ry zw raca się d o n ajgłęb szy ch p o k ła d ó w lu d zk ieg o d u ch a . Jest to B óg wiary, n a d z ie i i m iło śc i, jest d ru g im „Ty", k tó re n aw ołu je i wzy
wa, daje szansę zb aw ien ia i p rzestrzega p rz ed p o tę p ie n ie m . Z ta k im B ogiem naw iązuje się ży w o tn ą więź, k tó ra p rz e m ie n ia życie u sam y ch podstaw . Pew n o ść tej w ięzi n ie jest ju ż efektem in telek tu aln ej spekulacji, ale w yrasta z tej w łaśnie osobow ej łączn ości. O p ie ra się n a akcie z a u fa n ia i bliskości, n a d ia logu, k tó ry rozgryw a się m ięd zy człow iekiem a B o giem11.
M o ż n a d om niem yw ać, że W u st d o szed ł wreszcie d o tego m o m e n tu , w k tó ry m jego refleksja o B ogu i w ierze w N iego, n ab iera właściwego blasku. Jest to je d n a k tylko złu d zen ie. O to pojaw ia się w ątek, k tó ry p o n o w n ie p rz y p o m in a o m o c y insecu ritas. Bóg, z d a n ie m W u sta, m im o , iż p o d ejm u je d ialo g z czło w iekiem raz jawi się jako bliski, a raz jako d aleki. M o ż n a o d n ie ść w rażenie, że w tej bliskości jest w ręcz nam acaln y , b y zaraz w yw ołać w rażenie, że o d sze d ł
9 P Wust, dz. cyt., s. 28. 10 Tamże, s. 106. 11 Por. tamże, s. 122-123.
i zostaw ił człow ieka w o sa m o tn ie n iu . R az przeżyw a się eu fo ry cz n y stan , wy w o łan y w zajem n y m w spół-przebyw aniem , raz p rz y c h o d z i „ n o c d u szy ”, k tó ra b o li i n iep o k o i. S k ła n ia to d o tego, b y zacząć m ó w ić o sytuacji wiary, jako o sw oistym p ó ł-m ro k u , gdzie n ie w szystko jest d o k oń ca oczyw iste, gdzie jest się sk az an y m n a ową dialek tykę o d d a le n ia i in ty m n o śc i. C ó ż z tego, że m o gę p rzeżyć w sob ie stan najbliższej o b ec n o ści Boga, skoro n ie c h ro n i m n ie to o d sytuacji, k iedy du szę o g arn ie p o cz u cie sam o tn o ści? Pew ność w iary o p a r tej n a z a u fa n iu , n a ra ż o n a jest z n o w u n a n iep ew no ść, ch o ć jest o n a ju ż innej jakości an iżeli n iep ew n o ść filozoficzna. Jest raczej jakąś fo rm ą o sch ło ści we w ierze, stan em dotkliw ej n ie m o ż n o śc i w id z e n ia Boga. Bóg, k tó ry o d c h o d z i n ie daje m i gw arancji, czy w ty m o d d a le n iu jest dalej blisko, czy m o ż e o d szedł n ieo d w o łaln ie. W u st ta k k on statu je p ro w a d zo n y w yw ód: „Ta d ia lektyka ujaw niającego się i skryw ającego się B oga, przeobraża całą religijną sferę życia człow ieka w jed n o w ielkie pole bitw y, n a którym w ia ra i n iew ia ra do tego stopnia są stale naprzeciw ko siebie stojącym i w rogim i graczam i, ż e w ła śn ie ich w rogość razem w zięta m a w p ływ n a rozstrzygnięcie wiecznego d ra m a tu ludzkiego zw ią za n eg o z e zb a w ien ie m ’"-1. P ło n n e jest z a te m o czekiw anie chw ili, w któ rej w iara stan ie n a n ie w z ru sz o n y m f u n d a m en cie, o p o rn y m n a d ziała n ie m o c y prawa insecu ritas. Jego z d a n ie m , w iara tak a sk az an a jest, prędzej czy p ó ź n ie j, n a o b u m arc ie, b o w iem n ie p o d o b n a w yzw olić się sp o d jej w pływ u. N iew iara jest w ięc sty m u la to rem wiary, jej n ie z b ę d n ą przeciwwagą. W y n ik a z tego, że n ie sp o só b w ierzyć napraw dę jeśli się n ie d o p u ś c i d o g ło su m o żliw o ści niewiary.
In securitas w p isan a jest w sam ą n atu rę człowieka. S poglądając rzeteln ie n a sam ego siebie, m u si o n d ostrzec, że jest isto tą , k tó ra c h ro n ic z n ie w ystaw iona jest n a łu p n iepew n ości. N iestety, objaw ia się o n a n ajp ełn iej ta m , gdzie roz strzygają się spraw y napraw d ę isto tn e. N ie m o ż e m y by ć naw et pew n i tego, że w ierząc o sią g n ie m y cel naszej wiary, ja k im jest pełne zjed n o c zen ie z B ogiem p o śm ierci. „ A bsolutna pew ność w ia ry je st w ykluczona w sposób za sa d n iczy’" 1. O k a z u je się, że m ogę czynić w szystko co w m ojej m ocy, i sp ełn iać w y m ag an ia w iary w sp o só b n ajbardziej s u m ie n n y i drobiazgow y, a je d n a k n ie m ogę w iedzieć, iż rzeczyw iście n a k o ń c u tej dro g i o siąg n ę z a m ie rz o n y cel.
4. P
a r a d o k s r e l i g i j n e g o w y m i a r uINSECURITAS HUMANA
. R
ELIGIJNA PEWNOŚĆW ty m m iejscu ro zp o czy n a się p ró b a o d zy sk an ia pew ności n a dro d ze wia ry. Jak w ykształca się w człow ieku p o cz u cie securitas fidei? R atio skazane n a klęskę m usi o b u m rz e ć i zrezygnow ać z aspiracji z ro z u m ie n ia świata. W akcie
12 U Wust, dz. cyt., s. 125-126. 13 Tamże, s. 146.
sam o-rezygnacji i u z n a n ia własnej słabości, tkw i ta je m n ic a n a r o d z in praw dziwej pew ności. O w szem , daw ała o n a ju ż z n a ć o sobie, w łaśnie w owej p er m an en tn ej klęsce, n a jaką sk azan y b y ł ro z u m . T am gdzie szu k ał o n wiecznej gw arancji nadającej sens przem ijającej rzeczyw istości, okazyw ało się, że p o n o sz o n e klęski św iadczą o ty m , iż n a d w szy stk im g ó ru je „ n a jw y ższy ro zu m , który sw oją im ponującą m ądrość p o zw a la u ja w n ia ć w najczystszej p ostaci w tedy, kiedy się najgłębiej skryw a p rze d naiw nością i m arnością naturalnego ro zu m u In n y m i sło wy, w insecuritas, k tó ra o b n a ż a ła b ezsiln o ść ro z u m u , zaw arta była o d sam ego p o c z ą tk u praw da o ty m , że to n ie o n jest o statec zn y m g w arantem pew ności. T rzeba, ab y o d sz e d ł o n n a pozycje d ru g o p la n o w e i d o p u ś c ił d o g ło su „ m oc serca". To serce bow iem , „pew niej w skazuje w ła ściw ą drogę n iż ratio,pragnąca b yć ska za n ą n a sa m ą siebie’ 5. N a g ru z ach ro z u m u , który, o stateczn ie i n ieo d w o łaln ie, zo sta ł p o k o n a n y p rzez praw dę o in secu rita s h u m a n a , w yrasta now a w ład za poznaw cza. N ie jest ju ż o n a s k ło n n a d o tego, b y p o szu k iw ać w rażeń zm y sło w ych i w lo g iczn y sp o só b u jm o w ać p rz y ch o d zą ce d o in telek tu dane. Powie rza się o n a raczej, w akcie ryzyka, nieskoń czon ej m ąd ro ści. N ie z n a czy to, że ro z u m m a zo stać unicestw iony, a szczytem m ą d ro śc i stan ie się jego system a tyczne nie-używ anie. Przeciw nie, d o p ie ro teraz zo stan ie rozśw ietlona p a n o ra m a prawdziwej m ądrości. Jest to m ąd ro ść, k tó ra rz ąd zi się ju ż in n ą hierarchią w artości, sto jącą w p o p rz e k lu d zk iej logice i k alk u lacji. W y n ik a stąd , że to wszystko, co człow iek czy n ił i czego się spodziew ał, żyjąc w edle logiki ziem skiej i o czekując zy sk an ia p ew ny ch o d p o w ied z i, o k az ało się m rz o n k ą . W świecie w iary n ie rz ąd zi ju ż logika, w szystko jest niejak o postaw ione n a głow ie. P orządek p ra w d ziw e j m ądrości k ieruje się jakąś p rz e d z iw n ą sam ow olą, gd zie jest się n a g ra d z a n y m bez zasług, lu b o d rz u c a n y m bez u sp raw ied liw ien ia. W u st p rzy w ołuje cytat biblijny, k tó ry m a p rzybliżyć to, co m a n a m yśli: „ ta k ostatni będą p ie rw szym i, a p ie rw si o sta tn im i’’16. N ik t w ięc n ie m o ż e tu n icze g o oczekiw ać, a n i się niczego spodziew ać, p rzy jm uje się to, co jest dane, ju ż bez p y ta ń i bez o d p o w ied zi. Przestaje się zastan aw iać n a d sen sow n ością świata, n a d kwestią zbaw ienia; jest m i o n o p o p ro s tu d ane lu b p rz ed e m n ą z a m k n ię te . N ie z n a czy to, że ów d a r p rz y c h o d z i d o m n ie jako coś bez-sensow nego, c h o d z i raczej o to, że p ró ż n e są tu jakiekolw iek racjonalne spekulacje. D o z n aję jakiejś fo rm y ilu m in ac ji, ośw iecenia m ojej egzystencji, gdzie dalsze staw ianie p y ta ń będ zie n ie n a m iejscu. Przyw ołując z n ó w cytat b ib lijn y m o ż n a pow iedzieć, że ta m „w szystko in n e jest n a m p rz y d a n e ” i nagle z n a jd z ie m y się w jakiejś in nej fo r m ie egzystencji; b ędzie o n a w ciąż ta sam a, ale ju ż n ie tak a sam a17.
14 U Wust, dz. cyt., s. 109. 15 Tamże, s. 44. 16 Mt 19, 30
5. R
y z y k o a k t u w i a r yA k t wiary, k tó ry jest w ejściem d o świata rady k aln ie o d m ie n n e g o o d świata natury, p o sia d a dw ie cechy charakterystyczne. Jest on, z jednej strony, n a tu ra l n ą konsekw encją w szystkich u cz y n io n y c h d o tą d w ysiłków p oznaw czych. In- securitas, k tó ra daw ała o so bie z n a ć n a k aż d y m k ro k u , u św iad o m iła, że ratio n ie jest w stan ie zgłębić ta jn ik ó w b y tu i w zw ią zk u z ty m , ew en tu aln y sens, leży tylko p o z a jej g ra n ic am i. Z d ru g iej strony, w iara w pro w ad za w w y m ia r nadnatu raln y , stojący w p o p rz e k całej przy ro d zie i całem u światu. Jeśli się n a ń spogląda z w nętrza egzystencji, zanurzonej w n atu ra ln y m świecie, przedstaw ia się o n jako coś a b so lu tn ie obcego, w ręcz gorszącego. K ro k w iary jest k ro k ie m p a ra d o k sa ln y m , n ie m o ż liw y m d o do głębnego w y tłu m aczen ia. R atio jest tu b ez rad n a , m o że tylko p rzyg lą d a ć się w ierze, jako czem uś, czego n ie jest w stan ie p o z n a ć . R zeczyw istość wiary, d o której w kracza się w „ry zy k o w n y m " akcie o d d a n ia , jest swego ro d z aju pęknięciem w sp o so b ie dotychczasow ego w id zen ia świata. O d tej p o ry o b o w iąz u ją ju ż in n e zasady życia i w artościow ania, obce czysto lu dzk iej kalkulacji. N ajlep szy m sp o so b e m jej o p is a n ia jest m ilczenie, bo w iem k ażdy przeżyw a ją n a swój sposób , a im dłużej chce się o niej m ów ić, to w c h o d zi się zn o w u n a to ry natu ralnego m yślenia, gdzie logika chce zgłębić k aż d ą tajem n icę. G ro z i n a m tu taj p o n o w n e p o p a d n ię c ie w sid ła in secu ritas h u m a n a . P o z o sta ń m y p rz y jeszcze je d n y m stw ie rd z e n iu W u sta, w k tó ry m m ó w i o n o isto cie u czy n io n eg o a k tu wiary: „ O d religijnie usposobionego człow ie k a za w sze w ym aga się d o konania sko ku p rze z rów , a tym sa m ym za ry zyk o w a n ia czegoś, co w oczach św ia ta za w sze i każdorazow o uchodzi z a śm ieszne, bezsensowne, krótko m ó w iąc: traktow ane je st ja k o g łupota i zgorszenie”18.
N ie u s ta n n ie , w k o n cep cji a k tu w iary W u sta, p rzew ija się słow o ryzyko. S am o pojęcie n arażo n e jest n a d w u z n acz n o ść . M o ż n a b o w iem ro z u m ie ć je jako ryzyko „ślepe", k tó re jest efektem całkow itej n iep ew n o ści, ogarniającej wszystko, k u czem u ro z u m z d o ln y jest zw rócić się w akcie p o z n a n ia . R yzyko takie niesie n a sob ie p ię tn o szaleństw a, jest reakcją n a a b s o lu tn ą n ie w ia d o m ą i niew iedzę. Jest gestem irra c jo n a ln y m , u c z y n io n y m n a p rz e k ó r w szel k im ro z u m o w y m p rz esłan k o m . D ru g i rodzaj ryzyka, W u st określa m ia n e m ryzyka w ynikającego z m ądrości. B ierze się o n o nie z szaleństw a, lecz stąd, że ro z u m , p rz esze d łsz y ju ż jakąś d ro g ę p o zn a w cz ą, w id zi w łasn ą n ie m o c i szu ka w yjaśnień d la sw oich d y lem ató w w in n y c h rejo n ach lud zk iej egzystencji. R yzyko to, jest też w ejściem w c ie m n o ść i sk o k iem w n iezn a n e. Jest je d n a k p o p rz e d z o n e całą sekwencją p o staw io n y ch w cześniej p y ta ń i niesatysfakcjo- n u jący ch je o d p o w ie d z i. D o p u sz c z a w ięc d o g ło su m oc serca, k tó re czuje się pew niej w k ra in ie w iec zn o ści19. M u si o n zrezygnow ać z w łaściw ego m u
do-18 P. Wust, dz. cyt., s. 113. 19 Por. tamże, s. 1б2-164.
gm atyzm u , a więc przedw czesnego absolutyzow ania w łasnych osiągnięć. Jego wysiłek jest zawsze p o d d a w a n y rewizji i n ig d y n ie-d o k o ń c zo n y Styka się b o w iem z przerastającą go ta je m n ic ą b y tu , k tó ry użycza m u tylko frag m en tó w własnej głębi. C h o d z i o to, b y p o tra fił o n o tw o rzy ć się n a tę pew ność, k tó ra p ły n ie d o ń z rejon ów d u c h a i p o d d a ć jego p o rząd k o w i, k tó ry jest rady k aln ie o dm ienn y. R o z u m , w po jedynkę, n ie jest w stanie d o trz e ć d o prawdziwej m ą drości. B ędzie staw iał tylko h ipotezy, k tó re i ta k przecież, p o c h ło n ie m o c in- securitas. Jego status to ciągłe bycie w drodze, w ieczne p o d ą ż a n ie k u m ąd ro śc i odw iecznej. K to wie, być m o że jest o n w stan ie zbliżyć się d o niej, m ożliw e, że n iek tó re z o d p o w ied zi, jak ich u d zielił, były trafne, je d n a k n ie m a o n takiej dyspozycji, b y b y ł tego a b s o lu tn ie p ew n ym . W sp ó łto w arzy szem jego d rogi k u m ą d ro śc i m a być serce, k tó re m o że d o trz e ć d o praw dziw ego światła. M ą drość, k tó ra jest p e łn ią bytu, o statec zn y m ro z w ik ła n ie m jego tajem n ic, m o ż li wa jest tylko w świecie d u c h a , a n ie w świecie ro z u m o w y ch dywagacji. W u st nazw ie ją securitas aetern a, co jest oczyw istym n aw ią zan iem d o in secu ritas h u m a n a . Tutaj bow iem , in secu rita s zo staje zw yciężona p rz ez w iecznie trw a jącą pew ność. N ic nas ju ż n ie w ypro w adza z rów no w ag i, n ic n as n ie w p ro w adza w b łąd . ,W ielk a altern aty w a” sen su i b ezsensu , zostaje u n icestw io n a p rzez w ieczną m ą d ro ść 20.
W m o m e n c ie kiedy zaczy n am y stawiać p y ta n ia religijne i w y dani jesteśm y n a jb ard ziej n a m o c o d d z ia ły w a n ia in secu rita s, ryzyko m ą d ro śc i p rz y b ie ra p o sta ć ryzyka wiary. Jest o n o a k te m dziecięcej u fn o śc i, w k tó ry m rezygnuje się z siebie, ze sw ych aspiracji i d ążeń , z chęci o trz y m a n ia czegokolwiek. D o c h o d z i d o ta k dalece idącej p asyw ności „ja”, że zostaw ia o n o siebie d o całko witej dyspozycji „m ajestatycznej potęgi tęgo, co obiektyw ne’ 1. W akcie tego ryzyka po w ierzam się B ogu jako Tem u, k tó ry o cala m n ie o d trw ogi p rz e m ija n ia i da je zbaw ienie. D o k o n u je się tu jakieś p rz ed ziw n e m is te riu m p o m ię d z y „ ja ”, a w iecznym „Ty”, którego nie d a się d o końca określić i scharakteryzować, gdyż w szystko otacza atm osfera tajem nicy. To dlatego w łaśnie, z d a n ie m W u sta, ak t w iary b ęd zie zawsze zgorszeniem d la św ia ta, a ro z u m p o z o sta n ie b e z ra d n y w o bec jego przedziw nej mocy. R ządzi tu bo w iem praw o m iłości, a nie logiki. A k tu w iary n ie d a się u z a sad n ić, n ie sp o só b p rz ep ro w ad zić satysfakcjonującego w yw odu, w k tó ry m w yjaśni się m o ty w jego p od jęcia. Jest o n c u d e m , czym ś n ie p o ję ty m i niezw ykłym . Tutaj cała lo gika p o n o si klęskę, o b n a ż o n a zostaje jej z n ik o m o ść i niew ystarczalność. R o z u m m usi zejść n a pozycje d ru g o p la nowe. O k a z u je się, że jego w ysiłki w p o sz u k iw a n iu p ew n o śc i by ły m izern e w obec tej p ew n ości jaką o siąg n ęło serce w z je d n o c z e n iu z B ogiem . O w szem , sytuacja ta była jakoś przeczuw ana. W każdej klęsce ro z u m u , w każdej chw ili, k iedy n a d jego w y siłkiem królow ała m o c in securitas, m ó g ł o n n iejasn o p rze czuwać, że d roga d o p ew no ści jest p rz ed n im z a m k n ię ta , a d a n a jakiejś innej 20 Por. P. Wust, dz. cyt., s. 176-178.
w ładzy poznaw czej. To d o p ie ro ta w ładza, z d o ln a jest wejść d o krainy, w k tó rej k ró lu je o statec zn a p ew n o ść o g arn iająca so b ą całość egzystencji. Tutaj już n ie m a zagadek, jest tylko obcow anie z p rz ed w iec zn ą m ąd ro śc ią , k tó ra gwa rantuje b ez p ieczeń stw o 22.
Pod koniec sw oich rozw ażań, W u st d o c h o d z i d o jeszcze jednego w n io sk u . Przez cały czas w ydaw ało się, że sytuacja in secu ritas h u m a n a jest jak im ś p rze kleństw em natury, czy niąc z człow ieka bezw o ln ą zabaw ką w rę k ach m o cn iej szej o d niego siły. D o m in u ją c y m to n e m p ro w ad zo n y ch rozw ażań była m yśl 0 zasadniczej k ru c h o śc i lu d zk ieg o b y tu i b y tu w ogóle. Przez cały czas o k a zyw ało się, że kresem w ysiłków p o zn a w cz y ch jest w ysoki m ur, n ie p rz e jrz y sty d la n aszy ch oczu. D o p ie ro ryzykow ny a k t skok u w c ie m n o ść rozśw ietlić m o ż e p rz e d n a m i o b sz a ry p ew n o śc i. J e d n a k ty lk o te n , k to ów k ro k u czy n ił, z d o ln y jest d ostrzec, że o to in secu rita s h u m a n a n ie by ła d la n iego „ k u lą u n o g i”, ale ślad em odw iecznej m ąd ro ści. D o jm u ją c a n iep ew n o ść b y tu była z a m ie rz o n y m za m y słe m O p a trz n o ś c i, c h ro n ią c y m człow ieka p rz e d p y ch ą 1 p rz ed w czesn y m z a u fa n ie m d o tego, co, ta k jak o n , jest p rzem ijające. In se cu ritas była w ąską dro g ą w io d ąc ą d o praw dziw ej, wiecznej pew ności. N ie by ła w ta k im razie u tra p ie n ie m , ale d a n ą człow iekowi m o żliw o ścią23.
Z
a k o ń c z e n i ePow iedzieliśm y n a w stępie, że filozo fow anie W u sta jest m y śle n ie m „ d o g łę b n y m ”, a co za ty m idzie, rz eteln y m i n apraw dę zn aczącym . Z p ew no ścią są tu w ątki nad ające się d o p o le m ik i, czy w ręcz krytyki. N a czym je d n a k p o lega d o n io sło ść całej koncepcji in secu rita s h u m a n a ?
K oncepcje filozoficzne Petera W u sta m o ż n a ch yb a o d cz y ta ć w kontekście jednej z tradycji filozoficznych, jaką jest filozofia s p o tk a n ia , ow szem , czaso wo p ó źn iejsza. W edle niej, jakiekolw iek p ró b y z ro z u m ie n ia człow ieka, k tó re o p isu ją go, jako b y t osam o tn io n y , zm agający się z p ro b lem e m świata, skazane są n a niepo w o d zen ie. Pisze w s p o m n ia n y ju ż wyżej M . B uber: „antropologia in dyw idualistyczna, za jm u ją ca się istotnie jed yn ie stosunkiem osoby lu d zk ie j do siebie sam ej, stosunkiem m ięd zy duchem a popędam i, n ie m oże p ro w a d zić do p o zn a n ia istoty człow ie k a " 2'4. N a le ży odejść o d p ró b ro z u m ie n ia człow ieka jako b y tu w sobie, a o d naleźć go w nowej perspektyw ie, perspektyw ie s p o tk a n ia z drugim . S p o tk a n ie to, jest n ie tylko św iad o m o ścią is tn ie n ia o b o k in n y c h lu d z i, jest o n o w ydarze niem , fak tem , k tó ry przew artościow uje całość lu dzk ieg o w n ętrza. W tak ro z u m ia n y m s p o tk a n iu , w ychodzę z siebie k u d ru g iem u , p atrzę n a siebie p o p rz ez d ru g ieg o (o czym a drugiego). O k a z u je się, że d ru g i jest o b ec n y d la-m n ie, ja
22 Por. P. Wust, dz. cyt., s. 182-189. 23 Por. tamże, s. 186.
zaś jestem o b e c n y dla-niego. Jego o b e c n o ść n ie jest w ięc o b o ję tn a , m a o n a ch a ra k te r m etafizyczny, p o n a d -n a tu ra ln y R zeczyw istość „ m y " m a p ierw o t niejszy ch a ra k te r o d „ja". Jed no stk o w o ść m o że być z ro z u m ia n a tylko w p er spektyw ie m ięd zy -lu d zk iej25. N ie d o ść n a tym . S p o tk a n ie , o k tó ry m m ow a, niesie ze sobą jeszcze je d n o p rzesłanie. N ie jest o n o tylko su m ą tego, co w n o szą d o s p o tk a n ia jed n o stk i. M o ż n a pow iedzieć, że człow iek z człow iekiem n ie „tw o rzy " s p o tk a n ia , raczej obydw aj „są tw o rz e n i" p rz ez sp o tk an ie. Jest to w ym iar, k tó ry M . B u b er nazyw a „prakatęgorią lu d zk ie j rzeczyw istości”26. Jest to coś w ro d z aju n o ś n ik a sp o tk a n ia człow ieka z człow iekiem , jest to m o m e n t sa m ego „ d z ia n ia się" czegoś p o m ię d z y lu d ź m i. W niezwykły, iście p o ru szający sp o só b o p isu je to, cy to w any ju ż n ie je d n o k ro tn ie , M . B uber: „Ten sta n rzeczy m o żn a odnaleźć n a w e t w najdrobniejszych, m om entalnych, ledw ie uchw ytnych d la św ia dom ości zjaw iskach. W p a n ic zn y m ścisku w przeciw lotniczym schronie nagle spotykają się n a m om ent spojrzenia dw ó ch nieznajom ych w zd u m io n e j i oderw anej o d sytuacji w za jem ności. N ie będzie się j u ż o tym pam iętać, g d y za b r z m i syrena odw ołująca a la rm , a je d n a k coś się w yd a rzyło w przestrzeni trw ającej n ie d łu żej n iż chw ilę”27. Przeczuw a się tu taj istn ie n ie „Trzeciego", k tó ry odk ryw a m n ie-p rz ed e-m n ą i p o m ag a ro z p o z n a ć m o ją isto tę w m etafizy czn y m w ym iarze sp o tk a n ia . „Trzeci", tra n sc e n d e n tn y Bóg, p rz y c h o d z i p o p rz e z drugiego, n ie jako zasada, naw et n ie jako b yt, ale ja ko żywa o b ecn o ść, k tó ra rozśw ietla m ro k i m ojej sam o tn o ści.
W ró ć m y d o W u sta. M ó w i o n , że o p o w ie d z e n ie się za B ogiem w cale n ie u w aln ia o d w pływ ów insecuritas. C zego je d n a k jestem niepew ny, skoro sp o ty k a m osobę? Skąd b ierze się ź r ó d ło owej n iep ew no ści? C zy n ie jest tak , że w łaśnie w s p o tk a n iu z o so b ą zaciera się w sp o só b trw ały w y m iar insecuritas? W szak jeśli n iep ew no ść zaw arta jest w w y d arzen iu sp o tk an ia, to zn ak , że, albo n ie sp o tk a łe m ta k nap raw dę osoby, a lb o też n ie jestem osobą-dla-niej. T rzeba p rzy zn ać, że W u st n ie m yśli o s p o tk a n iu o só b w tak g łę b o k im w ym iarze, jak to jest u Bubera. W o ln o jed n ak zapytać, czego m a dotyczyć niepew ność w m o m en cie gdy z a c z y n a m m yśleć o B ogu osob ow ym ? P y ta n ia jest rzeczyw iście pow ażne, bow iem d o ty k a spraw y o z n a c z e n iu zasadn iczy m . Skoro n ie jestem w stan ie o p rz e ć się trw ale n a w ięzi z oso b o w y m B ogiem , to p ró ż n o jej szukać gdziekolw iek. W u st zm ierza, jak się wydaje, d o określonego celu. M o ż n a go określić najkrócej, jako chęć p o k a z a n ia n ie p o ra d n o ś c i naszego ro z u m u , k tó ry sam z siebie n ie jest z d o ln y d o s p o tk a n ia z O so b ą. W raca m o ty w skażen ia natury, u ło m n o śc i racjonalnego w y m ia ru człow ieczeństw a, wreszcie słabości sam ej filozofii. Peter W u st daje d o z ro z u m ie n ia , że n ie d a się stw orzyć racjo nalnej k o n stru k cji, k tó ra w jasn y sp o só b m o g łab y nas d o p ro w a d zić d o sp o tk a n ia z B ogiem . W w ysiłkach ro z u m u m o ż e zaw rzeć się, co najw yżej jakiś n iejasn y ślad n iesk o ń czo n o ści. M o ż e m y tu tylko przeczuw ać, że więź n a tu ry
25 Por.J. Tischner, Filozofia dramatu, Znak, Kraków 1998, s. 17-29. 26 M. Buber, Problem człowieka, dz. cyt., s. 91.
ludzkiej z B ogiem jest m ożliw a. Je d n a k n ic p o n a d to. Prawdziwe św iatło roz jaśnia się d o p ie ro p o z a kontekstem racjo nalny m . T rzeba o p u śc ić teren y ro z u m owej refleksji, b y n a p o tk a ć n a d ro d z e życia praw dę, trzeb a coś zostaw ić, b y o trz y m a ć wszystko. Z chw ilą, g d y się to uczy n i, o kazu je się, że ta k n apraw dę człow iek n ig d y n ie by ł sam ; p u sta przestrzeń, w k tó rej trze b a b y ło do konyw ać w y b o ró w była tylko p o z o re m , a chao s n ie by ł p a rtn e re m Boga. T rzeba by ło przejść p rz ez m ro k i, jakie n io sła ze sobą in secu rita s fidei, p o to, b y d o trz e ć d o praw dy w jej w łaściw ym w ym iarze.
W zd u m iew ający sposób, czasem b o lesn e zm ag a n ie z n iep ew n o ścią, d o p ro w a d ziło d o pew ności. In se c u rita s staje się czym ś w ro d z a ju dro gi, k tó ra w iedzie d o celu. Jest to jak b y w ąska k ła d k a n a d p rzep aścią. Łatwo się z niej ześlizgnąć wtedy, gdy się za u fa p ew n ości fałszywej, tej, k tó ra zaw iera się w wy m ia ra c h ratio. By z ro z u m ie ć intencje W usta, trzeb a ta k jak on, uw rażliw ić się n a w y m iar S acru m . K toś, k to jest tylko obserwatorem jego filozo ficzn y ch z m a g ań, n ie b ęd z ie w s ta n ie go d o k o ń ca z ro zu m ieć. W u st jest p rz e w o d n ik ie m n a d rodze. K im ś, k to sam z ro z u m ia ł tę d o n io słą praw dę, iż, p arad o k saln ie, n ie p e w n o ść jest p o d staw ą pew n ości. T rzeb a w akcie ryzyka, p o z o sta w ić to, co i ta k p rzecież n ie m o że d o p ro w a d zić d o p e łn i prawdy. A k t wiary, o jak im m ó w i n ie m ie c k i filozo f, n ie jest z p ew n o śc ią ty lk o p o słu sz e ń stw e m w obec czegoś, co jawi się człowiekowi w m ajestacie obiektywności. B óg w oła p o p rz e z dra m a t insecu ritas i w ciąż uśw iadam ia, że ro z u m jest zb y t m ały w obec tajem n icy tego, co n ap raw dę istnieje. C złow iek o d p o w iad a , w ybierając drogę serca. Tak „dzieje się” sp o tk a n ie , w k tó ry m człow iek p o k o n u je d o jm u ją cą n iep ew n o ść n a jaką by ł d o tej p o ry skazany. W p rz e d z iw n y sp osó b, W u st staje się p io n ie rem now ego m y ślen ia o w ierze. Pokazuje, że w szystko zależy ta k n ap raw d ę o d n as i o d tego, czy u d a się n a m zrezygnow ać z fałszywej w ia ry we w łasne m o żliw o ści. B óg b o w iem wzywa n ie u s ta n n ie , p ro b le m w ty m , że człow iek n ie zawsze chce od p o w ied zieć. Jeśli zatem tego n ie uczy n i, n ie b ęd z ie m ó g ł pow ied zieć razem z W u ste m um ieram w stanie absolutnej pew ności.