• Nie Znaleziono Wyników

Z syberyjskich przeżyć i obserwacji spiskowca lubelskiego : Aleksander Bieliński na swym pierwszym zesłaniu (1839 - 1841)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z syberyjskich przeżyć i obserwacji spiskowca lubelskiego : Aleksander Bieliński na swym pierwszym zesłaniu (1839 - 1841)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Wiśniewski

Z syberyjskich przeżyć i obserwacji

spiskowca lubelskiego : Aleksander

Bieliński na swym pierwszym

zesłaniu (1839 - 1841)

Rocznik Lubelski 31-32, 129-143

(2)

STA N ISŁA W W ISN IE W SK I

Z SY B ER Y JSK IC H PR ZEŻY Ć I OBSERW A CJI SPISK O W C A LU B ELSK IEG O

A L EK SA N D ER B IE L IŃ S K I NA SW YM PIERW SZY M ZESŁA N IU (1839— 1841)

Z m arły przed k ilk u la ty L u d w ik Bazylow , w y b itn y i n a d e r p łodny b a­ dacz przeszłości Rosji, w sw ej b ogatej i różnorodnej spuściźnie p isarsk iej pozostaw ił m iędzy in n y m i o p u blikow aną w 1975 r. obszerną i w artościo­ w ą książkę o d aw n ej i w spółczesnej S yb erii. D okonaw szy w jed ny m z rozdziałów m onografii ciekaw ej, choć z konieczności dosyć skrótow ej re k o n stru k c ji „ w ą tk u polskiego” w h isto rii te j k ra in y 1, a u to r nie ty lko w prow adził doń w iele w łasn y ch u zu p ełn ień oraz uściśleń fak tog raficznych i in te rp re ta c y jn y c h , ale ponadto, zgodnie ze sw oją p ra k ty k ą d ziejo p isar- ską, na m arg inesie zasadniczych rozw ażań sfo rm u łow ał kilk a ogólniej­ szych reflek sji. Szczególnie in te resu jąc e i godne uw agi są te jego sp o strze­ żenia, k tó re dotyczą aktu aln eg o sta n u , a zwłaszcza m ożliw ości i k ie ru n ­ ków rozw oju b a d ań nad d ziejam i Polaków na zesłaniu sy b ery jsk im . Z a j­ m u ją c w ty ch sp raw ach stanow isko jednoznacznie kry ty czn e, gdy zaś chodzi o ocenę przy datn o ści do tego ro d zaju studiów , nie p en e tro w a n y c h dotychczas pod ty m k ątem , zasobów archiw ów sy b e ry jsk ic h — postaw ę w ysoce sceptyczną, h isto ry k jednocześnie ubo lew ał z tego pow odu, że „ n ik t się nie k w a p i” do p o dejm ow ania zadań o w iele prostszy ch, a w każ­ dym bądź razie m ożliw ych do realizacji n a pod staw ie m ate ria łó w do­ stęp n y ch w k ra ju . M iał tu przed e w szystkim na m y śli potrzebę dokony­ w ania „szczegółowego i w szechstronnego ro zbio ru naukow ego różnych dzieł w chodzących w zakres naszego p iśm ien n ictw a syb ery jsk ieg o ” *.

W praw dzie w skazany przez B azylow a szlak badaw czy został o d k ry ty i częściowo p rz e ta rty jeszcze na początk u obecnego stulecia, głów nie przez au to ró w om ów ień i p rzeglądów całości polskiej m em a u ry sty k i sy ­ b e ry jsk ie j 1 2 3, ale w czasach późniejszych, a ju ż na pew no do m o m en tu u kazan ia się w spom nianej książki, b y ł rzeczyw iście p raw ie nie uczęszcza­ ny· W ydaw ać b y się mogło, że w raz z pojaw ieniem się w ostatn im okresie sporej liczby opracow ań z tej dziedziny, zajdzie konieczność p rz y n a j­ m niej częściowego zw eryfik o w an ia tw ierd zen ia a u to ra o n iew y k o rzy sta­ n iu m ożliw ości badaw czych, jak ie d a je o bfita tw órczość polskich sy b ira ­ ków. Tym czasem na sk u te k z jed n ej stro n y n a d e r szczupłego grona an a­ lizujących ją od stro n y źródłoznaw czej badaczy (w iększym dorobkiem

1 L. B a z y l o w , Syberia, Warszawa 1975, s. 145—174. 2 Tamże, s. 162.

8 Zob. H. W i e r c i e ń s k i , Literatu ra Syberii, „Tygodnik Ilustrowany” 1898, t. II, nr 46—47; M. J a n i k , Literatu ra polska sy b ery jsk a , Lwów—Złoczów [1907]; tenże, Dzieje Polaków na Syberii, Warszawa 1928; H. B o c z k o w s k i , Polskâ v z p o - m in k o vá literatura o Sibifi, „Slovenskÿ Prehled” 1914, s. I l l —117, 225—233. Por. też L. T a t o m i r, P am ię tn ik i o Sybirze, „Dziennik Literacki” 1865, nr 79—84.

(3)

130 S T A N I S Ł A W W IS N IE W S K I

m ogą się tu pochw alić jed y n ie A ntoni K u c z y ń s k i4, H an na M. M ałgow ska i W ładysław B aranow ski), z d ru g iej zaś z pow odu p a n u jącej przy pad ko ­ wości w w yborze przeznaczonych do k ryty czn eg o rozbioru utw orów p a ­ m ię tn ik a rsk ic h i literack ich o tem a ty c e s y b e ry js k ie j5 6, w niczym nie s tr a ­ cił na sw ojej ak tualn o ści ów sfo rm u ło w an y przed k ilk u n a sty la ty p o stu ­ la t Bazylowa.

N a szczegółow ą i w szech stro n n ą analizę czek ają nie ty lk o pokaźne objętościow o, im ponujące bogactw em ob serw acji i rzeczowością opi­ sów, a w zw iązku z ty m ta k ch ętn ie w yk o rzy sty w an e przez historyków , dzieła tak ich autoró w , jak : R u fin P iotrow ski, Szym on Tokarzew ski, A ga- ton G iller, W acław Lasocki czy H e n ry k W iercieński, ale rów nież nie pozbaw ione ty ch sam ych w alorów p u b lik acje m niej znane lu b n aw et cał­ kow icie zapom niane. Do tej o statn iej g ru p y należy w ydaw nictw o, k tó re posłużyło do opracow ania niniejszego a rty k u łu .

Choć zaw iera ono niezw ykle ciekaw ą i o b fitu jącą w liczne szczegóły i k o n k rety rela cję z zesłania syb ery jsk ieg o , to je d n a k nie odn oto w ują jej ani p rzeg lądy i c h a ra k te ry s ty k i zaw artości treściow ej, an i zestaw ienia bi­ bliograficzne polskich „sib erian ó w ” . A u to r bow iem tej relacji, A lek san d er B ieliński (1818— 1877), uczestn ik k o n sp iracji niepodległościow ej w lata ch 30. i 40., d w u k ro tn y zesłaniec i działacz ziem iański w L ubelskiem , nie po­ zostaw ił po sobie żadnej p rac y d ru k o w a n e j lu b ręk o piśm ien nej, ja k rów ­ nież jakich ko lw iek dostęp n y ch p ap ieró w osobistych. P rzek azał n ato m iast potom ności rzecz w y jątk o w o cenną, zwłaszcza dla badaczy, a m ianow icie sw oje listy do rodziny, pisane z obu zesłań na S yberię. W praw dzie m a­ te ria ły te zostały opublikow ane jeszcze w 1909 r., ale dotychczas nie sięgnął do nich ani jed en h isto ry k in te resu jąc y się lite ra tu rą czy naw et szeroko pojm o w an ą p ro b le m aty k ą sy b ery jsk ą.

P ośrednią „w in ę” za te n s ta n rzeczy ponosi w ydaw czyni ow ych listów , a zarazem a u to rk a książki, M aria B ielińska (1876— 1934),, zapom niana dziś p u b lic y stk a i działaczka społeczna, synow a b o h a te ra naszej opowieści ®. O dkryw szy w zbiorach rodzinnych „sporą ilość d o ku m en tów i listów , m a­ jący ch w arto ść h isto ry czną, a m ogących zainteresow ać szerszy ogół” 7, postanow iła na ich p o dstaw ie napisać książkę biograficzną o p rze d staw i­ cielach dw óch g en eracji ro d u B ielińskich — A dam ie i jego syn u A lek san ­ drze 8. Jed n ak że o patrzen ie p u b lik a c ji ban alny m , nic w łaściw ie nie m ó­ w iącym ty tu łe m — D wa pokolenia, w yw arło, ja k się zdaje, pew ien w pływ na to, że przez ta k długi czas znajd ow ała się ona w zasadzie poza obiegiem nau ko w y m 9, a praw dopodobnie tak że i czytelniczym . In n a p rz y ­

4 A. K u c z y ń s k i , S y b e r y js k ie szlaki, Wrocław 1972. Zarówno ta monografia, jak i inne prace autora zawierają omówienie polskich relacji o Syberii z pozycji etnografa.

5 Dotychczas analiz takich doczekały się publikacje J. Kopcia, L. Sienickiego, J. Kobyłeckiego (A. Kuczyński), E. Felińskiej, L. Niemojewskiego, E. Żmijewskiego, W. Sieroszewskiego (H. M. Małgowska), A. Kamieńskiego-Dłużyka (J. Krzyżanowski), S. Krupskiego (W. Baranowski) i in.

6 Zob. M. K i n i o r s k i , Maria Bielińska z Jasieńskich (18761934), w: Polski sło w nik biograficzny (dalej: PSB), t. 2, Kraków 1936, s. 44.

7 M. В i e 1 i ń s к a, D w a pokolenia, Kraków 1909, s. 1.

8 O latach dzieciństwa Aleksandra M. Bielińska pisała również w swej ksią­ żeczce D w a j przyjaciele (Warszawa 1917).

8 Z tej nie odnotowanej w żadnej bibliografii historycznej publikacji, przed ukazaniem się naszego pierwszego szkicu biograficznego (S. W i ś n i e w s k i , A l e ­

(4)

Z S Y B E R Y J S K IC H P R Z E Ż Y Ć I O B S E R W A C J I S P IS K O W C A L U B E L S K IE G O ... 131

czyna b ra k u zaciekaw ienia ty m w ydaw n ictw em tk w iła niew ątp liw ie w jego dosyć pow ażnych słabościach i n ied o statk ach w arsztato w y ch i p i­ sarskich. Chodzi tu zwłaszcza o n ad m iern ie em ocjonalny i apologetyczny sposób podejścia a u to rk i do głów nych postaci jej sagi rodzinnej. P onadto rażą w y stępu jące tu i ówdzie n aiw ne sądy, uproszczenia i pom yłki fak to ­ graficzne, w reszcie niekiedy zb y t n a trę tn e m oralizatorstw o.

Są jed n a k w tej książce całe obszerne n ieraz fragm en ty, k tó ry c h w a­ lorów nie da się zakw estionow ać. M am y tu na m yśli w łaśnie owe w p le­ cione w n a rra c ję a u to rk i i p rzy taczan e in exten so listy z S y b erii A leksan­ d ra B ielińskiego do m ieszających w L u belskiem rodziców.

Na podstaw ie ty ch w łaśnie listów (nie w iadom o, jak i by ł późniejszy los ich oryginałów ) odtw orzyć m ożna w m iarę d ok ładny i szczegółowy, choć jednocześnie ze w zględu na dosyć długie nierzadko p rze rw y w ko­ respondencji (odnosi się to p rzede w szy stk im do drugiego zesłania w la­ tac h 1844— 1857) niep ełn y , obraz życia tego p a trio ty i m ęczennika za sp ra ­ wę narodow ą w czasie długiej, trw a ją c e j w sum ie 15 la t tułaczki sybe­ ry jsk ie j. M ateriał ten, niezależnie od jego au ten ty czn ej w artości poznaw ­ czej i źródłow ej, ta k cennej nie ty lk o dla bad ań history kó w , ale rów nież psychologów , socjologów, etnografów i in., w ym aga m im o w szystko dosyć ostrożnego tra k to w a n ia . W arto bow iem p am iętać o ty m , że nie bez wTpły- w u na ilość, a częściowo także na w iarygodność p rzekazy w any ch w listach in form acji, pozostaw ała ta k silnie ciążąca zawsze na koresp on d encji sy­ biraków cenzura urzędow a 10 11 12. O bok niej fun k cjon ow ała sw oista autocen- zura, k tó re j stosow anie n arzu cała potrzeb a selektyw nego inform ow ania swoich bliskich w k ra ju po to, aby oszczędzić im powodów do dodatko­ w ych cierpień i niepokoju. Tą w łaśnie m etodą sam oograniczenia się i nie- m ów ienia całej p raw d y w im ię w yższej konieczności, posługiw ał się często, ja k zobaczym y, B ieliński w sw ych listach z pierw szego zesłania.

Je śli w niniejszym a rty k u le zajęliśm y się ty lk o ty m okresem jego sy ­ b e ry jsk ie j poniew ierki, to stało się ta k z k ilk u przyczyn. Po pierw sze: na s k u te k obfitości przekazanych w koresp o n d encji doniesień, obserw acji i przem yśleń, rzeczą niem ożliw ą było ich p ełne i system aty czn e p rze d sta ­ w ienie w jed n ej p ra c y n . Po w tóre: rela cja B ielińskiego z pierw szego ze­ słana jest o ty le w ażna, że stanow i jed en z nielicznych przekazów in fo r­ m acy jn y ch pozostaw ionych p rzez skazanych na p rzy m u so w y p o b y t na S yberii byłych działaczy S tow arzyszenia L ud u Polskiego z teren ów K on­ gresów ki. Po trzecie w reszcie: rela cja ta ośw ietla stosunkow o m n iej znane w a ru n k i życia środow iska ówczesnych w ygnańców polskich osiedlonych w S y b erii Zachodniej lä.

ksander Bieliński (18181877) w lu bels kiej konspiracji niepodległościowej i na ze- słaniach syberyjskic h, „Annales UMCS”, sec. F, vol. 37, 1982, s. 295—315) korzystali jedynie autorzy zamieszczonych w t. 2 PSB biogramów przedstawicieli rodu Bie­ lińskich — Adama (H. Mościcki), Aleksandra (M. Janik) i Marii (M. Kiniorski). Uwzględnił ją też w swoim przeglądzie źródeł i opracowań dotyczących Stowarzy­ szenia Ludu Polskiego — B. Łopuszyański zob. S tow arzy sze n ie Ludu Polskiego w K ró lestw ie Polskim. G ustaw Ehrenberg i „ S w iętokrzyżcy", red. W. A. Djakow, S. Kieniewicz, W. Sliwowska, Wrocław 1978, s. 108.

10 G. S a p a r g a l i j e w , W. D j a k o w , Polacy w Kazachstanie w X I X w.,

Warszawa 1982, s. 33.

11 Drugiemu zesłaniu Bielińskiego zamierzamy poświęcić osobny artykuł. 12 G. S a p a r g a l i j e w , W. D j a k o w , jw., s. 191.

(5)

132 S T A N I S Ł A W W IS N IE W S K I

B ieliński, gdy p rzy b y ł w ta m te stro n y w końcu 1839 r., m iał za sobą zaledw ie 21 lat życia 13. U rodzony 4 października 1818 r. w L ublinie, b ył jed y n y m potom kiem A dam a (1766— 1855), podpu łko w nik a w o jsk K ró­ lestw a Polskiego, w łaściciela podlu b elsk iej w si T u rk a 14, i Ju lia n n y B arb a­ ry I o voto P reszel z dom u K o rn (1780— 1850). W ykształcenie początkow e o trzy m ał w dom u, n astęp n ie ukończył gim n azjum lubelskie w 1837 r. Od m arca ro k u 1838 p rzeb y w ał w W arszaw ie na ap lik acji w T ry b u n a le M a­ zow ieckim . W tedy też w stąp ił w szeregi nielegalnej organizacji „św ięto- krzyżców ” , będącej w arszaw sk ą filią S tow arzyszenia L u d u Polskiego. Choć w p racach zw iązku nie b ra ł aktyw niejszeg o udziału, to jed n a k w krótce, bo ju ż w m a ju 1838 r. został w raz z inn ym i jego przyw ódcam i i działaczam i areszto w an y i osadzony w C y ta d e li15. Złożenie przed K o­ m isją Śledczą zręcznie w y k rę tn y c h i w y m ijający ch zeznań 16, nie u c h ro ­ niło go od n ajsu row szej k a ry . Jed n ak że w y d an y przez sąd w ojskow y w y ­ rok skazu jący na śm ierć, pozbaw ienie p raw sta n u i k o nfisk atę m ają tk u , n am iestn ik Iw an P askiew icz zm ienił (18 m aja 1839) na przym usow e bez­ term in ow e osiedlenie w S y b e r ii17. Po rocznym pobycie w C ytadeli, 6 czerw ca 1839 r. o godzinie 17.00 w raz z trzem a in ny m i ta k sam o osądzo­ nym i k o n sp irato ram i, opuścił jej m u ry , ud ając się pod esk o rtą w ojskow ą w drogę na zesłanie 18.

W przeciw ieństw ie do w ielu innych zesłańców , k tó rzy w p a m ię tn i­ kach, a n aw et w listach szczegółowo opisyw ali tra sę i przebieg sw ej w ę­ d ró w k i na S yberię, B ieliński ograniczył się jedy nie do p rzek azania (w liście do rodziców pisan y m w m iejscow ości Perezhozkow ) n a s tę p u ją ­ cej w iadom ości na te n tem a t: „Z bliżam się nareszcie do M oskwy, dzisiaj 19 w niej będę. Podróżow aliśm y bardzo w ygodnie, m ożna by naw et pow ie­ dzieć — p rzy jem n ie, gdyby m yśl, że oddalenie się nasze sp raw ia p rz y ­ krość naszym rodzicom, nie z a tru w a ła k ażdą chw ilę w esołą” 20. J e s t rzeczą niem al pew ną, iż ty lk o w zgląd na to, aby przez szczerze zw ierzenia z przeżyć doznanych w czasie podróży, nie pom nażać z m artw ień rodzi­ com, skłonił a u to ra listu do takiego w łaśnie zdaw kow ego i bez w ątp ien ia niezgodnego z p raw d ą zrelacjonow ania tej w ę d ró w k i21. W trak cie później­ szej w y m ian y k orespondencji z rodzicam i B ieliński, m im o ich u silny ch

13 Więcej szczegółów z tego okresu życia Bielińskiego podałem w swej po­ przedniej pracy — W i ś n i e w s k i , jw., s. 300 n.

14 Zob. tamże, s. 296—300 (na s. 300 umieszczono mylną datę śmierci Adama B.); M. B i e l i ń s k a , Dwa pokolenia, s. 12—42; PSB, t. 2, s. 44; S. K i r k o r , Polscy donatoriusze Napoleona, Londyn 1974, s. 21, 38—39, passim; Biblioteka Muzeum Czartoryskich w Krakowie, rkps 5476, k. 619—620, 622.

15 Kilka pisanych w Cytadeli listów Bielińskiego do rodziców przytacza M. Bie­ lińska (Dwa pokolenia, s. 62—67).

16 Zeznania A. Bielińskiego, Warszawa 18/30 VII 1838, S tow arzy sze n ie Ludu Pol­ skiego, s. 300—303; zob. M. J a n i o n, Literatura i spisek, tamże, s. 81.

17 Tamże, s. 412—418; J. B e r g h a u z e n , Ruch p atriotyc zn y w K ró lestw ie P o l­ skim 1835—1850, Warszawa 1974, s. 62—63; M. Kr ó l , C ytadela w arszaw ska. X P a­ wiloncarskie więzienie polityczne (18331856), Warszawa 1969, s. 154—160.

18 M. K r ó 1, jw., s. 160; A. K r a u s h a r , S w ię to k rzy żc y . Pie rw sze ta jn e stron ­ nictw o d em okratyczn e w Warszawie, Warszawa 1916, s. 65.

19 Opuszczenie przez wydawczynię listów dat ich napisania uniemożliwia usta­ lenie chronologii relacjonowanych wydarzeń.

20 M. В i e 1 i ń s к a, D w a pokolenia, s. 68—69.

21 Wiarygodniejszy opis pochodu zesłańców na Syberię przedstawił M. Janik

(6)

Z S Y B E R Y J S K IC H f r z eZyC i o b s e r w a c j i s p i s k o w c a l u b e l s k i e g o... 133

próśb i nalegań, z w y ra ź n ą niechęcią w racał m yślą do tego pierw szego e ta p u sw ej „odysei sy b e ry jsk ie j” . „Było to coś — pisał po rocznym po­ bycie na zesłaniu — co tru d n o opisać i d latego nie opiszę [...] Nie w iem , czy ktok olw iek z czegokolw iek m ógłby zdać m niej rach u n k u , ja k ja z m ojej po dró ży ” . W pam ięci zostało m u ty ło „600 m il [...] przebieżone, cała [zaś] ta p rze strz e ń ogrom na, cała szerokość R osji e u ro p e jsk ie j” w y­ d aw ała m u się „ja k b y na m apie na m aleń k ą skalę, albo raczej ja k w p e j­ zaży k u ” . W spom niał „długie, sm ętne, przeciągłe płaszczyzny L itw y , po­ siekane rozkosznym i m iejscam i”, n iek tó re m iasta (K obryń, M ożajsk, „w spaniałą, białokam ienną M oskw ę”) i rzek i (B erezynę, W ołgę, K am ę i Surę), w reszcie „w ysokie tr a k ty w U ra lu ”, z k tó ry c h w idać „pod no­ gam i m iliony w ierzchołków drzew niebem ty lk o ograniczone” 22 23.

P rzed o statn im , położonym ju ż na tere n ie S y b erii Zachodniej, m iastem etapow ym pochodu B ielińskiego b y ł Tobolsk. W yruszyw szy stam tąd , w ciągu niespełna trzech d n i pokonał odległość 70 m il, dzielącą od m ia­ steczka K u rg an , p u n k tu docelow ego w ęd ró w ki i m iejsca jego stałego za­ m ieszkania przez cały czas p o b y tu na p ierw szy m zesłaniu 2S 26.

Ju ż w kilk a m iesięcy po przy jeźd zie na S yberię inform ow ał rodziców, że zdążył całkow icie poznać, co znaczy „to w yrażenie poetów »żyć gdzie indziej ciałem , a gdzie indziej duszą«” . I w łaśnie ta nie ty le o b rana św ia­ dom ie, ile narzucona przez sm u tn e okoliczności, dew iza, p rzy św iecała m u niezm iennie (podobnie ja k i in n y m w spółtow arzyszom n ie d o li24) niem al od pierw szy ch do o statn ich chw il d w u letn ieg o p rzeb y w an ia n a obcej ziemi. „Nic m nie tu nie za jm u je — pisał otw arcie do rodziców — an i ziem ia, ani zabaw a, a n i p rzy jaciele. W szystko u W as zostaw iłem ” 25. Ż yjąc istotnie „gdzie indziej d u szą” , m a rtw ił się stale i głęboko przede w szystkim o los drogich m u osób.

Uczucie w ielkiego n iep o k o ju tow arzyszyło m u do m o m en tu o trz y m a ­ nia pierw szego listu z dom u. „N a S y b e rii — w spom inał później — było m i z początk u okropnie nie do w ypow iedzenia, ty m b ard ziej, że nie m ia­ łem żadnej w iadom ości o m oich rodzicach” . A le i wów czas, gdy n a p ły ­ w ały ju ż listy od bliskich, z nie m niejszy m zdenerw ow aniem oczekiwał zawsze in fo rm acji o ich zdrow iu i sam opoczuciu. Rodzice zrazu szczerze zw ierzali się ze sw ych zgryzot i cierp ień , co z kolei doprow adzało do sk ra jn e j rozpaczy ich syna. N astęp stw em tego b y ły m iędzy in n y m i n ę k a ­ jące go silnie w y rz u ty sum ien ia z tego pow odu, że jako przeb y w ający w ta k d uży m oddaleniu je d y n a k nie je s t w stan ie „w spierać” ich starości i być dla nich pociechą, a co w ięcej, n a ra z ił „ty c h dw ojga zgrzybiałych lud zi [...] na ta k okropne zm artw ien ia, n a chorobę, m oże na śm ierć n a ­ w e t” 2e. W późniejszych listach w y sy łan y ch do K u rg a n u rodzice p raw d o ­ podobnie sta ra n n ie u k ry w a li ta rg a ją c e n im i uczucia d esp eracji i lęku.

22 M. B i e l i ń s k a , Dwa pokolenia, s. 87—88.

23 Kurgan, położony na lewym brzegu rzeki Toboł (dopływ Irtyszu), był wów­ czas małym miasteczkiem. Obecnie stanowi ważny ośrodek przemysłowy, naukowy i kulturalny Syberii (obwód tiumeński).

24 M. J a n i k, Dzieje Polaków..., s. 116, 283. 25 M. В i e 1 i ń s к a, D w a pokolenia, s. 76—77.

26 Tamże, s. 69, 71; Zeznania A. Bielińskiego w Warszawskiej Komisji Śledczej, Warszawa 17/29I X 1843, R e w olu cyjn a konspiracja w K ró lestw ie Polskim w latach 18401845. E dw ard D em bow ski, red. W. A. Djakow, S. Kieniewicz, W. Sliwowska, Wrocław 1981, s. 329.

(7)

134 S T A N IS Ł A W W IS N IE W S K I

O dbierając tę korespondencję,

zesłaniec

cieszył się, że nie m a w niej „roz­ paczy, p ró żny ch żalów i n a rz e k a ń ”, je s t n ato m ia st „pogoda”, „ te n d o b ry h u m o r, sk u tk i m ocnej nadziei, sk u tk i w ia ry w p om yślniejszą p rz y ­ szłość” 27.

Za każdym razem , gdy dzielił się tą sw oją „niedoznaw aną jeszcze r a ­ dością” , nie m ógł pow strzy m ać się od w ypow iedzenia dręczących go n a ­ d a l w ątpliw ości, czy doniesienia te są isto tn ie „rz e te ln y m obrazem sta n u

[...] d u sz y ” m a tk i i ojca, czy nie zostało to w szystko „zm yślone” lu b nie je s t ty lk o „próżn ą pociechą”. Tego ro d za ju p o d ejrzen ia n asiliły się w y ­ raźn ie po o trz y m an iu od poznanej niegdyś w W arszaw ie ro d zin y K o ln a r- s k ic h 28 w iadom ości, że ojciec jeszcze w czasie jego p o b y tu w C ytadeli, spadłszy z konia uległ ciężkiem u w yp ad k o w i i po u p ływ ie p raw ie p ó łto ra ro k u nie zdołał dotychczas p rzy jść całkow icie do zdrow ia. W praw dzie p rzek azu jący tę niespodziew aną i p rz y k rą in fo rm ację zap ew niali o pozy­ ty w n y m p rzeb ieg u rek o n w alen sen cji, lecz nie w płynęło to w niczym na uspokojenie zesłańca. Oto co n ap isał on w sw ym p ierw szy m liście do ojca, w y słan y m n a ty c h m ia st po ty m , ja k dow iedział się o nieszczęściu:

Teraz nawet przychodzą mi czasem myśli smutne, czy gorzej nawet nie jest, jak Kolnarscy piszą, czy i oni jeszcze nie ukrywają czego przede mną. Proszę Cię więc, Drogi Ojcze, racz mnie zawiadomić o stanie Twego zdrowia, ale o istotnym stanie, prawdziwym, nie ochraniając mnie w niczym2*.

P o jaw iające się w n iek tó ry ch listach A lek san d ra B ielińskiego apele 0 potw ierd zen ie lu b uzupełnienie dochodzących doń w iadom ości d oty czą­ cych losu osób m u najbliższych, zm uszały je do sceptycznego tra k to w a ­ nia takiego na p rzy k ła d zapew nienia: „ja nie pozw alam b ujać m ojej w yobraźni, n akazu jąc jej m ilczenie” 30. W łaśnie ta w ciąż niespokojna 1 w rażliw a w yo b raźn ia podsuw ała zesłańcow i najgorsze przeczucia i oba­ w y szczególnie w ted y , gdy następ o w ały dłuższe, trw a ją c e n iek ied y n a w e t k ilk a m iesięcy, a zaw inione w yłącznie p rzez pocztę, opóźnienia w o trz y ­ m y w an iu korespondencji. Nie m niejszym , zw iązanym z w y m ian ą listów u tra p ien ie m B ielińskiego było całkow icie uzasadnione prześw iadczenie, że i jego listy nie docierały na czas do odbiorców . Ś w iadom y p rz y k ry c h sk u tk ó w i n astę p stw tej opieszałości, ty m bardziej s ta ra ł się o to, aby w każdym liście przekazać ja k najw ięcej u sp o k ajający ch i pocieszających w iadom ości.

W śród różn ych celów, jak ie sta w ia ł sobie w ygnaniec prow adząc tę listo w ną rozm ow ę z rodziną, na poczesne m iejsce n iew ątp liw ie w ysuw ała się zawsze chęć niesienia bliskim o tu ch y i k rzep ien ia ich sił po trzeb n y ch do przeżycia tej pierw szej, jakże d o tk liw ej i bolesnej rozłąki z nim . Oto w jak i sposób w y ja śn ia ł m o ty w y takiego w łaśnie postępow ania:

[...] Od czegokolwiek zacznę list mój, zawsze prawie kończę go na pocieszeniu {...] Ja mam nadzieję i stałość. Mam nadzieję, że wrócę do Was, mam stałość w zno­ szeniu cierpliwie dzisiejszego rozłączenia. Jestem więc spokojny. Jedynym powo­

27 M. В i e 1 i ń s к a, D w a pokolenia, s. 78, 83.

28 Syn urzędnika warszawskiego Józefa Kolnarskiego — Ludwik (ur. 1820), apli­ kant w Banku Polskim, był członkiem Stowarzyszenia Ludu Polskiego, skazanym podobnie jak Bieliński na osiedlenie w guberni tobolskiej. S to w a rzy sze n ie Ludu Polskiego, s. 444, passim.

29 M. В i e 1 i ń s к a, Dwa pokolenia, s. 97. 20 Tamże, s. 78.

(8)

Z S Y B E R Y J S K IC H P R Z E Ż Y Ć I O B S E R W A C J I S P IS K O W C A L U B E L S K IE G O ... 135

dem zmartwienia jest niepewność o Waszym dzisiejszym stanie. Nie dziw więc, że myślę o Was [...] że pisząc do Was, pragnę Was zawsze pocieszać31.

C zynił to ju ż w czasie p o b y tu w C y tad eli w arszaw skiej i podczas po­ dróży na zesłanie. D opiero w szakże, gdy znalazł się za U ralem , cały w y­ siłek skierow ał na to, aby ja k n ajlep iej w yw iązać się z tego niełatw ego przecież zadania. Podziw budzić m usi fak t, że te n m łody, życiowo jeszcze niedośw iadczony, nie znający głębiej psych iki ludzkiej, człow iek, m ógł w ty ch ciężkich w a ru n k a ch b y to w an ia zdobyć się na ta k d użą um iejętność w y n a jd y w a n ia w szelkich m ożliw ych sposobów i m etod podnoszenia na duchu strap io n y ch rodziców. W sw ej szeroko rozw iniętej, nad w y ra z ż a rli­ w ej p e rsw az ji stosunkow o rzadko p o dk reślał potrzebę zdania się na łask a­ wość o p a trz n o śc i32 33, częściej n ato m ia st apelo w ał o zachow anie op arte na rozsądku i rozw adze. Z achęcając rodziców do tego, aby przy w ołali „na pom oc rozum , niech on pow ściąga rozdrażnioną im ag inację” 3S, p rag n ął przede w szystkim zaszczepić w nich poczucie spokoju o sw ój los. D latego też nie dziw i stałe p o w tarzan ie w jego listach, pochodzących zwłaszcza z pierw szego o k resu p o b y tu w K u rg an ie, gorących zapew nień, a n aw et p rzy siąg w rod zaju : „ Jeste m zdrów ja k ry b a ”, „ Jestem bezprzestan nie zdrów ” , „nie doznaję żadnych p rzykrości, żadnego niebezpieczeństw a. Chociaż nie m ogę się oddalić za p ew ien zakres [...], to p rzy n ajm n iej w ty ch ju ż granicach używ am zupełnej wolności. Nie jestem pozbaw iony żadnych p raw [...], tu nic złego stać m i się nie m oże” itd.34

A by n atchn ąć rodziców sw oją, w ted y jeszcze głęboką w ia rą w ry ch łe nadejście k resu tej tragicznej rozłąki, w zyw ał do obopólnego uzb ro jenia się w w ytrw ałość: „trzeb a czekać, być cierpliw ym . Im z w iększą stałością znosić będziem y cierpienia, ty m nieom ylniej m ożem y spodziew ać się [ich] końca” 35. W jed nym z listów B ieliński s ta ra ł się przekonać zarów no ro ­ dziców, ja k i sam ego stiebie, że w szyscy oni z n a jd u ją się w bez w ątp ien ia lepszej sy tu a c ji niż w ielu in n y ch sy b irakó w i osieroconych przez nich rodzin:

Czym jest położenie moje w porównaniu z położeniem tych, co na końcu ogro­ mnej Azji, skazani na fizyczną pracę, nie mają nawet tej jedynej pociechy przysyła­ nia tym, co ich kochają, kilku własnoręcznych liter. Czym jest położenie Wasze w po­ równaniu z położeniem tej biednej matki, co pozbawiona jedynego dziecka, które ją żywiło własną pracą, nie mając o nim wiadomości innych, jak tylko [te], że cierpi gdzieś daleko, bez żadnej pociechy, jest oddana na łup rozpaczy i niedostatku. [...] boleść Wasza jest tylko w naszym rozłączeniu, a pamiętajcie, że nie jest to naj­ większe nieszczęście, owszem, że jest to szczęście w porównaniu z losem innych36.

W raz z u pływ em czasu gasł coraz bardziej te n p rze b ija jąc y z kores­ pondencji optym izm zesłańca. Nie w y w a rły na nim silniejszego w rażenia docierające różnym i drogam i do K u rg a n u w ieści o zw olnieniu n iek tó rych w spółtow arzyszy niedoli. T w arda szkoła życia, ja k ą przeszedł w ciągu

31 Tamże, s. 75. 32 Tamże, s. 70—71. 33 Tamże, s. 70. 34 Tamże, s. 69—70, 92. 35 Tamże, s. 71.

36 Tamże, s. 73—75. O sytuacji „posieleńców”, lepszej niż pozostałych sybira­ ków, pisali m.in.: W. J e w s i e w i c k i , Na s y b e r y js k im zesłaniu, Warszawa 1959, s. 20; Z. Ł u k a w s k i , Historia Syberii, Wrocław 1981, s. 185; G. S a p a r g a l i j e w , W. D j а к o w, jw., s. 35—36.

(9)

136 S T A N I S Ł A W W IS N IE W S K I

swego p o b y tu w w ięzieniu i na tułaczce sy b ery jsk iej, uod po rn iła go na ciosy przeznaczenia, osłabiając jednocześnie nadzieje n a pom yślniejszą przyszłość. Oto ja k w liście do rodziców w y jaśn iał podłoże i istotę owej w ew n ętrzn ej m etam orfozy:

{...] wskutek nadzwyczajnych okoliczności (...] już uczucia moje nie tak łatwo się poruszają na wszystkie wypadki, już nie tak łatwo [da się] wzbudzić we mnie radość i boleść [...] Tak to wypadki działają na człowieka. Są one dla [jego] duszy [tym], czym słońce dla rośliny — im silniej dogrzewa, tym prędsza [jest] wegetacja37.

W ypowiedź B ielińskiego oraz inne jego uw agi dotyczące p rzeob rażeń w łasnej osobowości, spow odow anych w aru n k a m i życia na zesłaniu, w ca­ łej rozciągłości p o tw ierd zają trafn o ść, opartego na analizie licznych źródeł pam iętn ik arsk ich , poglądu M ichała Ja n ik a , że po b y t na S y b erii „działał na w ygnańców u m o raln iająco ”. W zdecydow anej większości „czuli się [oni] ofiaram i, p rzed staw icielam i spraw iedliw ości gw ałconej przez p rze ­ moc. W spółżycie było p raw ie w szędzie b rate rsk ie, o p arte na rów ności. [...] Słabsze jed n o stki w zm acniały siłę woli, d o stra ja ły się do lepszych, m oc­ niejszych. [...] T ru d y i cierpienia pow odow ały uczucie patrio ty czn e, uszla­ ch etn iały c h a ra k te ry ” 38.

B ieliński w jed nakow ym sto p n iu b y ł św iadom y zarów no osiągniętej w przyspieszonym try b ie sw ej dojrzałości em ocjonalnej i um ysłow ej, ja k i tego, iż pod ty m w zględem znacznie dy stanso w ał żyjących w k ra ju rów ieśników . Spodziew ając się swego rychłego p o w ro tu do nich, nie u k r y ­ w ał jednocześnie ciekawości, co „ta płocha, rozkoszna m łodzież” pow ie, gdy go zobaczy. Z d ru g iej jed n a k stro n y było m u zupełnie obojętnie, ja k zostanie p rz y ję ty przez ludzi swego pokolenia. U w ażał m ianow icie, iż na sk u te k odm ienności zain tereso w ań i dążeń życiow ych, ich drogi ro­ zeszły się.

Już ja nie dla nich — pisał — [a] oni nie dla mnie. Co dla mnie ważne, to u nich głupie, a przez wzajemność — co dla nich ważne, to dla mnie głupstwo. Świetne, liczne zgromadzenie, to dla nich miejsce popisów, przedmiot myśli i rozmów — dla mnie jest to [takie] sobie widowisko, teatr, na który nie bez korzyści [można] pa­ trzeć, ale nie trzeba być na scenie, tylko na parterze. Mały chociaż krąg przyjaciół, ale prawdziwych, pożyteczne zajęcie i nauka, [to] dla mnie jest ważnym — dla nich zaś nudy, nudy * 3*.

Z ty ch dw óch naszkicow anych przez zesłańca w izerunków duchow ych: a u to p o rtre tu i obrazu m łodej g en eracji Polaków , ty lk o te n d ru g i należy uznać za nieco uproszczony i skrzyw iony. Nie cała bow iem m łodzież b y ła tak „p łocha” i „rozkoszna”, jak b y to w ynikało z p isan ych na gorąco i praw dopodobnie w celu pocieszenia rodziców lu b n a w e t podbudow ania ich d u m y z syna, słów a u to ra listu . T rudno n ato m iast zarzucić m u p rze ­ sadę w ty m w szystkim , co m ów ił o sw oich ideałach i asp iracjach. S am bo­ w iem podał w koresp o n d en cji k ilk a p rzy k ładó w św iadczących o ty m , że n aw et w czasie p o b y tu na zesłaniu rzeczyw iście „w ażne” były dla niego „pożyteczne zajęcie i n a u k a ”.

Nie w iadom o, czy doczekał się spełn ien ia przekazan ej w jed n y m z pierw szych listów do ojca p ro śb y o p rzy słan ie do K u rg a n u w łasnych

37 M. В i e 1 i ń s к a, D w a pokolenia, s. 96. M M. J a n i k, Dzieje Polaków..., s. 293. 3* M. В i e 1 i ń s к a, D w a pokolenia, s. 96.

(10)

Z S Y B E R Y J S K IC H P R Z E Ż Y Ć I O B S E R W A C J I S P IS K O W C A L U B E L S K IE G O ... 137

książek 4#. F a k tem jest jedn ak , iż głów nym jego zajęciem było czytanie. J a k w y n ik a z n akreślonego p rzezeń ro zk ład u d n ia, lek tu rze oddaw ał się w porze p rz e d - i popołudniow ej, a także do późnych godzin n o c n y c h 40 41. Rzeczą n iew ątp liw ie ciekaw ą by łoby poznanie tego, z jak im i w y daw ­ n ictw am i sty k a ł się B ieliński. Jed n ak że w jego listach — poza p rzyp adk o­ w ą w zm ianką o czy taniu „gazet b e rliń sk ic h ” — b ra k jak ichk o lw iek in ­ form acji na te n tem a t. Są za to częste sk arg i w ro dzaju : „O, gdybym ja m ógł m ieć książki, jak ie chcę, jak ich m i po trzeb a!” 42 43.

Mimo w ielkiego oddalenia od k r a ju zesłaniec żywo in tereso w ał się roz­ w ijają cy m się tam życiem litera c k im i naukow ym . D ał te m u m iędzy in­ nym i w y ra z we fragm encie lis tu sk iero w an y m bezpośrednio do m ieszka­ jącego z jego rodzicam i i przez nich w ychow yw anego, niejakieg o Józefa S zan o w sk ieg o 4S 46. Zazdrościł m u m ożliw ości stu dio w ania lite r a tu r y pol­ skiej, k tó ra „ ta k dziś w ysoko idzie” , a on zna ją „z opisów ty lk o ”. T ym ­ czasem n iem al każdego d n ia m ożna dow iedzieć się o „jak im ś now ym dzie­ le w języ k u polskim [...] P oezja się p rzetw arza, przek ształca, wchodzi na drogę słow iańskiej narodow ości. O dkopują, odgrzebują, ro ztrzą sa ją sta re p am iątk i. I p rzy ty m now i k ry ty c y i uczeni m ęże, jak: [Michał] W iszniew ­ ski, [Ambroży] G rabow ski, [Józef Ignacy] K raszew sk i” . D la zaspokojenia nękającego go stale głodu w iedzy B ieliński p ro sił swego kolegę z la t dzie­ cinnych o podanie w liście bliższych szczegółów o nauczycielu ze szkoły w Szczebrzeszynie Józefie Żochow skim , k tó ry , ja k się dow iedział, „chce obalić odw ieczny sy stem N ew tona i sam now y u tw o rzy ć ” 44. W spom inał w reszcie o „jak im ś Bochw iciu [właść. Bochw icu — S. W .]”, k tó ry „w swoim piśm ie Obraz m y ś li m o je j tw o rzy now ą filozoficzną szkołę” 45. W m iarę p rzedłu żan ia się p o b y tu B ielińskiego na S yb erii słabły — jak sądzić m ożna na podstaw ie tre śc i jego listów — chęci oddaw ania się in­ ten sy w n em u sam okształceniu. Choć n ad al uw ażał je nie ty lk o za sw oje „głów ne”, ale i „ p rz y jem n e ” i „pożyteczne” zatru d n ie n ie, to jed n a k tra c ił do niego zapał na s k u te k m iędzy in ny m i b ra k u m ożliw ości podzielenia się z kim ś n a b y tą w iedzą. W n a tu rz e bow iem człow ieka leży, że to, „co w siebie p rzy jm u je , naukę, chciałby okazać, w ydać pod jak ąk olw iek form ą, to jest pod form ą rozm ow y, lek cji lub działań, a tu tego nie m ożna

[zrealizow ać]” 4e.

Nie rezy g n u jąc z oddaw ania się lek tu rze książek, zesłaniec coraz czę­ ściej rozm yślał nad zorganizow aniem sobie nowego zajęcia. Było m u ono p o trzeb n e w dużym sto p n iu dla zabicia stale obecnego, dojm ująceg o uczu­

40 Tamże, s. 76. 41 Tamże, s. 77. 42 Tamże, s. 78.

43 Tamże, s. 93. Lekkomyślny tryb życia tego wychowanka, a zwłaszcza zacią­ gane przezeń stale wysokie długi, doprowadziły z czasem do ruiny majątek jego opiekunów.

41 Józef Żochowski (1801—1851), pedagog, fizyk, w latach 1836—1840 nauczyciel w gimnazjum szczebrzeszyńskim. Po przeniesieniu się do Warszawy założył tam fa­ brykę narzędzi rolniczych. Aresztowany w 1848 r. za udział w manifestacji patrio­ tycznej, przebywał na katordze w Syberii, gdzie zmarł na skutek ran otrzymanych podczas kaźni. Tamże, s. 110; A. M i n k o w s k a , Organizacja spiskow a 1848 r. w K ró lestw ie Polskim, Warszawa 1923, s. 54—55.

45 Florian Bochwic (1799—1856), filozof i moralista katolicki, prawnik i wła­ ściciel ziemski.

(11)

138 S T A N IS Ł A W W IS N IE W S K I

cia n udy, k tó ra — ja k tw ierd ził — b y ła „epidem iczną chorobą na [sic! — S. W.] w ygnańców ” 47. Nie ulega jed n a k w ątpliw ości, że zam iar podjęcia jak iejś k o n k retn e j p rac y zrodziła konieczność zapew nienia sobie stałego dochodu.

P rzez cały czas p o b y tu na osiedleniu B ieliński, podobnie ja k w szyscy zesłańcy, pozostaw ał na w yłącznym u trz y m a n iu rodziny. Zanim d o ta rła doń pierw sza p rzesy łk a pieniężna, m u siał — ja k stw ierd ził później — „przejść zrazu k aw ał b ied y ” 48. N iew iele polepszyła się jego sy tu a c ja wówczas, gdy odbierał ju ż dostarczane za pośrednictw em poczty owe p rzekazy (tą drogą do staw ał rów nież bieliznę i pościel). D ocierały one bow iem zazw yczaj bardzo n iereg u larn ie, z dużym , kilkum iesięcznym opóźnieniem . Okoliczność ta, a tak że inne, nie u jaw n ion e praw dopodobnie ze w zględu na cenzurow anie korespondencji, „tysiączne p rzy czy n y ” (jedną z nich była na pew no zdarzająca się n agm innie p ra k ty k a ok rad an ia w ięź­ niów przez u rzędników pocztow ych i p olicyjnych 49 50) niem ożności odbioru pieniędzy w e w łaściw ym term in ie, „to je st na czas, w k tó ry m są [one] n a jp o trze b n iejsz e ”, zm uszały do zaciągania długów na nierzad k o w ysoki p rocent. „S tąd więc n iereg u larn o ść w sposobie życia [zesłańców], k ło p oty i n iep rzy jem n ości” *°.

Nie znając tego, z jak ą częstotliw ością i ja k duże o trzy m y w ał Bie­ lińsk i ojcow skie p e n s je 51, tru d n o jest ocenić jego rzeczyw istą sy tu a c ję m ate ria ln ą . W przek o n an iu m a tk i ud zielan a m u pom oc finansow a m usiała być na ty le w y starczająca, że w jed n y m z listów nam aw iała go n aw et do „oszczędzania sobie z każdego m iesiąca p ew n ej su m k i”. N a d e r zna­ m ienna i w ym ow na b y ła rea k c ja syna na tę radę. Choć nie w ą tp ił w jej słuszność, to jed n a k n iejak o z góry zapow iedział, że nie pójdzie za nią. Sw oje zdecydow ane stanow isko w tej spraw ie uzasad niał n astępująco: „ tu jest dużo tak ich, k tó rz y nic nie m ają i k tó ry m dać trzeb a. To co się [sic! — S. W.] zostaje od m oich w ydatków , czy m ogę schować w szk atułk ę na to, aby leżały [sic! — S. W.] nieczynnie, kiedy w iem , że rozdzieliw szy je m iędzy dw óch lub trzech m oich znajom ych, m ogę im u p rzy jem n ić i osło­ dzić w ygnanie, na jak iś czas p rzy n a jm n ie j. Czy m ogę poświęcić obowiązki człow ieka, w spółw ygnańca dla osobistej p rzy jem n ości p a trz en ia się na gotów kę?” Kończąc te n głęboko m ą d ry w yw ód, B ieliński jeszcze raz k a ­ tegorycznie stw ierd ził, że takiego żądania nie może spełnić 52. Co w ięcej, m iędzy innym i z m y ślą o zaspokojeniu ty c h w łaśnie w y n ik ający ch z ko­ leżeńskiej i a ltru isty c z n e j po staw y p o trzeb, pow ziął zam iar znalezienia sobie stałego, przynoszącego jak iś dochód zatru d n ien ia.

Po długich d elib eracjach w tej sp raw ie uznał, że n a jb a rd zie j odpo­ w iednim , a zarazem „lekkim , nie u tru d n ia ją c y m ” zajęciem , b y łab y praca w zak upionym „do w spółki z k tó ry m ś z naszych [rodaków ]” m łynie. P o ­

47 Tamże, s. 79. Usprawiedliwiając się z niemożności przekazywania rodzicom informacji, które mogłyby ich „zająć, rozerwać, rozweselić”, Bieliński stwierdził w jednym z poprzednich listów: „żyję wśród takiej stagnacji, takiej ciszy, że nic podobnego znaleźć nie mogę”. Tamże, s. 75.

4* Rew olu cyjn a konspiracja w K r ó le stw ie Polskim..., s. 329.

<« H. S k o k , Polacy nad B ajkałem 18631883, Warszawa 1974, s. 168. 50 M. В i e 1 i ń s к a , jw., s. 79.

51 W jednym z listów Aleksander dziękował ojcu za przysłanie 700 rubli i „osobno za 100 rubli więcej”. Tamże, s. 84.

(12)

Z S Y B E R Y J S K IC H P R Z E Ż Y Ć I O B S E R W A C J I S P IS K O W C A L U B E L S K IE G O ... 139

siadanie takiego zakładu, k tó ry „dla tu tejszeg o m ieszkańca, dla S y biraka, jest często źródłem m a ją tk u ” , d la niego stałob y się nie ty lk o „źródłem ” dochodów , ale i „przy jem n o ści” . Tych o statn ich dostarczyć m iała zarów no sam a p raca, ja k i m ożliw ość spędzenia m iesięcy letn ich na w s i 53 54 5S. P o d sta­ w ow ym w a ru n k ie m w ejścia w rolę przedsiębio rcy m ły n arsk ieg o było dysponow anie stosow ną sum ą p ieniędzy (szacował ją n a około 1000 rubli). Nie m ogąc zdobyć ty ch fu n d u szy (w żadnym liście do rodziców nie prosił o ich p rzysłanie), dosyć szybko porzucił m yśl o przedsięw zięciu.

Nie in n y b y ł los zrodzonej później jego in ic ja ty w y pośw ięcenia się ogrodnictw u. Do rezy gnacji z p ro je k tu w d użym stop niu przyczyniła się m atk a. Nie uczyniw szy zadość prośbie syna o dostarczenie pocztą „nasion rozm aitych k w ia tk ó w ” , w y p ersw ad o w ała m u, że m ogą się one okazać bezużyteczne ze w zględu na ry c h ły jego p o w ró t do dom u rodzinnego 54. Chociaż ta żyw iona przez w szystkich nadzieja nie ziściła się, to jed n a k zesłaniec w ciągu dalszego, trw ająceg o jeszcze w iele m iesięcy p o b y tu na S yberii, an i nie ponaw iał żądań dotyczących ow ych nasion, ani też, jak się zdaje, nie rozglądał się za now ym i zajęciam i ta k bardzo pożytecznym i d la p rzesiąk n iętej m onotonią egzystencji w ygnańczej.

Częściow em u p rz y n a jm n ie j jej ożyw ieniu dobrze słu ży ły niew ątpliw ie k o n ta k ty i sp o tk ania z in n y m i p rzeb y w ający m i w K u rg an ie i okolicach „posieleńcam i” polskim i. Spośród ich licznego grona B ieliński w swoich rela cja c h w ym ien iał jed y n ie nazw isko zaprzyjaźnionego z nim i m ieszka­ jącego na w spólnej k w aterze, R om ana Chełm ickiego ss. W jego to w arzy ­ stw ie uczestniczył w organizow anych reg u la rn ie u siebie lub też w do­ m ach innych zesłańców , sp o tk an iach p rzy herbacie. W ażną z pew nością rolę w życiu kolonii polskiej w K u rg an ie o dgryw ała K leczkow ska, k tó ra dobrow olnie skazała się na p o b y t na S yberii, tow arzysząc zesłanem u tam m ężow i, ziem ianinow i z L itw y . Mimo w ielu obow iązków rodzinnych, zw iązanych głów nie z w ychow aniem trz e ch urodzonych na w yg n an iu có­ rek , a tak że pogarszającego się sta n u zdrow ia (po p a ru lata ch zm arła na S yberii), ta d zielna n iew iasta udzielała o fiarn ej i bezinteresow nej pom ocy rodakom . Z jej gościnności k o rzy sta li oni zwłaszcza podczas św iąt i u ro ­ czystości. Oto ja k B ieliński opisyw ał sw ą p ierw szą spędzoną na obczyźnie W ielkanoc:

Całe dwa dni u żadnego Polaka z komina się nie kurzyło. Całe dwa dni żarliśmy u p. Kleczkowskiej 56.

Z inn y ch w yd arzeń , k tó re n a k ró tk o ro zśw ietliły szarzyznę życia t u ­ łaczy polskich, B ieliński odnotow ał fa k t p rz y ja z d u do K u rg a n u i w y stęp y m uzyczne rodziny z T yrolu. C iekaw e a zarazem dosyć osobliwe b y ły w ra ­ żenia i reflek sje zesłańca spisane po te j n ad zw yczajnej wizycie:

53 Tamże, s. 80—81. 54 Tamże, s. 90.

55 Tamże, s. 77 (tu błędna pisownia nazwiska — Chmielewski), 85. R. Chełmicki znalazł się na zesłaniu za udział w partyzantce Józefa Zaliwskiego w 1833 r. Zob. M. J a n i k, Dzieje Polaków, s. 121, 176.

56 M. В i e 1 i ń s к a, D w a pokolenia, s. 86—87. W kolejnym liście Bieliński do­ nosił, że Kleczkowska „często zapada [na zdrowiu]. Ta biedna kobieta tęskni mocno za domem. Teraz o niczym nie mówi, tylko o nadziei [swego] powrotu”. Tamże, s. 100. Zob. s. 86, przypis — zwięzła informacja biograficzna autorki książki do­ tycząca Kleczkowskiej.

(13)

140 S T A N IS Ł A W W IS N IE W S K I Co to za przyjemność była dla nas patrzeć na te europejskie stroje, europejskie ułożenie, europejskie śpiewy. Kiedy się człowiek wpatrzył w nie (artystyki — S. W.] mocno, a później spojrzał na drugą stronę, kiedy z panny Teresy (Tyrolka) zwrócił oczy na jaką Mokrynę Mikitisznę lub Teofilę Istyfinównę, to ci się głupio na duszy robiło 57.

O kazji do ro zry w ek m ogły dostarczyć zesłańcom zabaw y i g ry to w a­ rzyskie, k tó ry m oddaw ała się m iejscow a ludność. Odnosiło się to zw ła­ szcza do u rząd zan y ch w czasie zapustów u licznych m ask arad . Ich uczest­ nicy po p rzeb ieran i w różne stro je odw iedzali dom y, grali i tańczy li po pokojach aż do m o m en tu o trzy m an ia zaproszenia na poczęstunek. B ie­ liń sk i zw ierzał się, że sam p rz y ją ł ,,ze trz y tak ic h kom panii, a z pięćdzie­ siąt „o dp raw ił z k w itk ie m ” 58. Z im p rez o c h a ra k te rz e sportow y m w iększą przy jem n o ść spraw iało zesłańcow i jed y n ie oglądanie w yścigów konnych ®9.

G eneraln ie jed n a k trz e b a stw ierdzić, że w a ru n k i życia na S yberi, stała i do tk liw a tęsk n o ta za bliskim i, u staw iczn y niepokój o ich los, ciągłe łu ­ dzenie się zw odną n ad zieją na szybki p o w ró t do k ra ju , czyniły w ięźnia niem al zupełnie obo jętn y m na tego ty p u w idow iska oraz — ja k ju ż nie­ jed n o k ro tn ie w spom inaliśm y — na o taczającą go rzeczyw istość. Sam p rz y ­ znaw ał się zresztą do tego otw arcie:

Ja żyję tylko z moimi towarzyszami. Z mieszkańcami znam się tylko o tyle, o ile konieczność tego wymaga. Nie bywam nigdzie, nie przyjmuję nawet nikogo z obcych — i bardzo mi z tym dobrze 60 61 62.

Z am knąw szy się w sobie lu b co najw y żej w stosunkow o w ąskim gronie w spółziom ków , B ieliński niew iele robił w ty m k ieru n k u , a b y zaspokoić p rzy p isan ą jego m łodem u w iekow i ciekaw ość p oznania k rain y , do k tó re j zapędził go o k ru tn y los. „Szkoda — żalił się na długo przed opuszczeniem S y b erii — że jeszcze bardzo m ało poznałem okolice. Te nieskończenie p ierw o tn e stepy, pełne jezior, rze k i lasków i te n lu d także nie m niej p ierw o tn y , d ały b y , sądzę, n iejed en p rzed m io t do p isa n ia ” 81.

W istocie jed n a k p raw ie w k ażdym liście zesłaniec p rzek azy w ał (na w y raźne zresztą żądanie rodziców) b ard ziej lu b m niej obszerne i k o n ­ k re tn e w iadom ości dotyczące ow ych „przed m iotó w ” . N iektó re z ty ch jego obserw acji odnosiły się do całej S yberii. Ja w iła m u się ona jako k ra j „nib y bogaty [...], bo o b fitu je w w iele, ale poniew aż to, w co on o b fitu je je st [to] k a p ita ł m a rtw y , bo go tu te js i m ieszkańcy użyć nie u m ieją, nie m ożna więc go nazw ać b o g aty m ” ®2.

Podobnie ja k in n i skazan i na p rzy m u sow y p o b y t n a S y b erii Polacy, rów nież B ieliński zastan aw iał się nad jej przyszłością. Owocem ty ch p rz e ­ m yśleń i re fle k sji s ta ła się ta oto b a rw n a , optym istyczn a i w dużej części

57 Tamże, s. 94.

58 Tamże, s. 75. O zabawach maskaradowych mieszkańców Syberii pisze również M. Janik (Dzieje Polaków..., s. 9).

58 M. В i e 1 i ń s к a, Dwa pokolenia, s. 94.

60 Tamże, s. 76. „Zesłańcy polscy — jak przekonuje o tym także historyk — utrzymywali na ogół dość luźne stosunki z ludnością syberyjską. Starali się w więk­ szości poprzestawać na towarzystwie rodaków, ale oczywiście nie mogli trwać w bez­ względnym odosobnieniu, musieli z konieczności stykać się z Sybirakami, bywać w ich domach, korzystać nieraz z ich uprzejmości i gościnności” — M. J a n i k .

D zieje Polaków..., s. 13.

61 M. В i e 1 i ń s к a, D w a pokolenia, s. 85. 62 Tamże, s. 81.

(14)

Z S Y B E R Y J S K IC H P R Z E Ż Y Ć I O B S E R W A C J I S P I S K O W C A L U B E L S K IE G O ... 141

prorocza w izja S yberii, „ k ra ju ta k pięknego, ta k bogatego, k tó ry włóczęga [sic! — S. W.]) J e rm a k d aro w ał nam S ło w ia n o m 63, a którego dzikość dzi­ siejsza zniknie kiedy ś pod silną, a m oże n a w e t i tw órczą cyw ilizacją. W y­ staw iam sobie S y b ir w przyszłości, w y staw iam sobie te dzikie step y po­ k ry te niezliczonym i w siam i, w sp an iały m i grody, po przerzy n an e kanałam i, drogam i, widzę m iliony statk ó w tam i nazad prące te ogrom ne, najog ro - m niejsze w znajom ym św iecie rzeki, widzę w ty m w szystkim i na ty m w szystkim pokolenia czynne, przem ysłow e, rozum ne, w idzę poetów , uczo­ nych, m ędrców , filozofów, w ielkich ludzi, geniuszów ”. N akreśliw szy ta k dalece w yim aginow any obraz S y b erii w n a stęp n y ch stuleciach, zesłaniec nie u k ry w a ł swego żalu z tego pow odu, że nie będzie m u dane oglądać ty c h jej w sp an iałych p rzeo b rażeń i zm ian 64 65 66.

B ieliński w swoich opisach k lim ato w i S y b erii pośw ięcił stosunkow o sporo m iejsca. U w ażał go za „bardzo zd ro w y ”, n aw et „ tu m rozy nie są ta k zim ne ja k w P olsce”, choć b y w ały i tak ie k ró tk ie zresztą okresy, że sięgały do — 35°. Podczas w iosny n ato m iast jest „zielono, ciepło, widno, ani poznać, że to S y b ir” [Zachodni! — S. W.] 63.

W szystkie w zm ianki B ielińskiego o znanych m u m iastach s y b e ry j­ skich dotyczą ty lk o dw óch: K u rg a n u i Tobolska. Pisząc o p ierw szym z nich, przy po m niał, że leży na tej sam ej m niej w ięcej szerokości geogra­ ficznej, co „nasza g u b ern ia a u g u sto w sk a”. K u rg an , zw any pospolicie „W łocham i [sic! — S. W.] S y b e rii” nie cieszył się zby t do brą opinią m ie­ szkającego w nim zesłańca. U w ażał go bow iem za „d z iu rę ” , tw ierd ził, że „jak był, ta k je s t zawsze jed n ak i, m onotonny ja k p ieśń ta ta rs k a ”. N iem al w szystkie jego dom y na zew n ątrz są ładne, lecz m a ją „urządzenie [...] n ajniew y go dn iejsze”. P ew n ą niedogodność życia w ty m m iasteczku s ta ­ now iły naw iedzające je okresow e bardzo gęste m gły, a w łaściw ie dym y z p alo ny ch w okolicach łąk lu b lasów . Pow odow ały one, że przez w iększą część d n ia „o k ilk ad ziesiąt kroków w szystko [było] ja k b y za gazą” M. Znacznie bogatszy w in form acje jest za w a rty w listach Bielińskiego opis Tobolska, „staro ży tneg o m ia sta ” , ów czesnej stolicy g u b ern i, a nie­ gdyś całej S yberii. Duże w rażen ie w y w a rła na zesłańcu zn ajd u jąca się w obrębie m iasta w ysoka i „w cięta w u rw isk o ” góra z położonym na jej szczycie zam kiem . W sta re j części Tobolska w idać było „k ręte, w ąskie uliczki, gdzieniegdzie szerokie, porządne ulice, place obszerne, bez sy­ m e trii rozrzucone, stare, odwieczne dom iska, now e m u ro w an e kam ienice, nędzne chaty, ładne dw orki, ogrody, w szystko ja k pow inno być w m ie­ ście, k tó re nie w czoraj p o w stało ” . Z n a jd u je się tu rów nież położony nad u rw isk iem pałac, będący siedzibą w ładz gu b ern ialn y ch , a w w iekach po­ przednich — ce n traln e j a d m in istra c ji S yberii. Z kolei D olny Tobolsk to „m iasto w ycięte w szpalery, w poprzeczne i podłużne ulice, m iasto,

63 Ataman kozacki Jermak (zm. 1585) dokonał w latach 1581—1584 podboju znacznej części Syberii, która została następnie wcielona do Rosji. Ł u k a w s k i , jw., s. 59—66; Bazylow, jw., s. 49—53.

64 M. В i e 1 i ń s к a, Dwa pokolenia, s. 88.

65 Tamże, s. 69, 76, 79, 80. O klimacie tego rejonu Syberii Zachodniej, w któ­ rym mieszkał Bieliński, w podobny sposób piszą autorzy opracowań. Por. Z. Ł u ­ k a w s к i, jw., s. 8—9; L. B a z y l o w , jw., s. 180—182; A. K u c z y ń s k i , jw., s. 91 i in.

(15)

142 S T A N IS Ł A W W IS N IE W S K I

w k tó ry m są wszędzie ślady linii i cy rk la, k tó re w idać, że pow stało nie­ daw no, w czo raj” e7.

O m ieszkańcach S y b erii B ieliński pisze na ogół ciepło i z sy m patią. W idzi w nich ty ch , k tó rzy „pom im o całej różnicy w c h a ra k te rz e i sto pn iu o św iaty ” , są „jednego szczepu z n a m i” , są „jed n ak naszym i b rać m i”. P rz y okazji a u to r listów w yraża dezap rob atę dla n iek tó ry ch „panów podróżni­ ków ” z lekcew ażeniem i wyższością odnoszących się do ludów o niższym stopniu cyw ilizacji, dostrzeg ający ch w nich nie ty lk o „zło sam o” :

Naród złym być nie może, to jest dowiedzione, i jeżeli ma szczególne wady, to i ma szczególne przymioty

Isto tn y w pływ na zajęcia i zamożność m ieszkańców S y b erii w y w iera p a n u jąca tu pow szechnie „taniość nadzw yczajna, ale ty lk o na najp ierw sze po trzeb y życia”. N ato m iast „to w szystko, co jest owocem w yższej k u ltu ­ ry, jest znów droższe” . W zw iązku z ty m , iż S y b eria to k ra j słabo za­ ludniony, a m ający rozległe i żyzne ziem ie, istn ieje w ielka łatw ość za­ robkow ania. Odnosi się to zwłaszcza do uw olnionej ju ż całkow icie z pod­ d ań stw a ludności rolniczej, k tó ra osiągając w ysokie plony w p ro d u k cji zbożowej, nie sp rzed aje ich, poniew aż nie m a co zrobić z pieniędzm i. O bogactw ie n iek tó rych chłopów św iadczy fa k t ofiarow ania przez jednego z nich na budow ę cerkw i 30 tys. ru b li i złożone przezeń zapew nienie, iż „da d ru g ie ty le ” , jeżeli „będzie p o trz e b a ” ®®.

G łów ną przyczynę słabości gospodarki sy b ery jsk iej B ieliński u p a tr y ­ w ał w niesp o ty k an y m gdzie indziej na tak ą skalę „lenistw ie lu d u ” 7®. T u taj „m ożna śm iało nic nie robić i ta k się dobrze m ieć, ja k n iejed en n ajpracow itszy w y ro b nik w E u ro p ie”. Szansę ta k ą d aje p rzede w szystkim niezm ierna łatw ość zaspokojenia p o trzeb aprow izacyjnycyh. W y starczy bow iem obejść z w orkiem m iejscow y targ , aby zdobyć za d arm o tyle żywności, że m ożna „ro zrzu tn ie żyć przez cały ty d zie ń ”. Je śli zaś p a rę razy w ro k u odw iedzi się w podobnym celu okoliczne w sie, to jest się p raw ie pew nym , iż niczego ju ż nie zabrak nie, n a w e t do w yd aw an ia „p ań ­ skich obiadów ” 67 * * 70 71.

D otykając sp raw w yżyw ienia ludów S yberii, a u to r listów pozostaw ał pod silnym w rażeniem nieograniczonych w p ro st m ożliw ości z a o p atry w a ­ nia się w m ięso: „P tactw o , k tó re u nas dla rzadkości d aje się ty lk o na w y k w intn iejszy ch obiadach, tu m ożna jeść za chleb pow szedni. [...] każdy chłop może jeść k u ro p atw y , jarząb k i, bekasy, cietrzew ie, głuszce” . T y m ­ czasem p raw ie n ik t tego nie używ a, bo „od jed n y ch w strz y m u je ich p rz e ­ sąd 72, a dru g ich nie u m ie ją zgotow ać”. W łaśnie te n b ra k u m iejętn ości

67 Tamże, s. 69, 88—90. e* Tamże, s. 85. C9 Tamże, s. 71—72.

70 Rzecz ciekawa, że Bieliński po powrocie do kraju zgoła inaczej wyrażał się o stosunku ludności syberyjskiej do pracy. Znalazłszy się (z powodu wznowienia swej działalności spiskowej) po raz wtóry w Cytadeli warszawskiej, w spisanych własnoręcznie zeznaniach (1843), wspominając pierwszy pobyt na zesłaniu, stwierdził wprost: „Widok p r z e m y s ł u [scil. przedsiębiorczości — S.W.], o b r o t n y c h [podkreśl. — S. W.] tamtejszych mieszkańców, obudzał we mnie coraz bardziej za­ miłowania [do] podobnego rodzaju pracy, osobliwie [do] rolnictwa, do którego ze stanu mego byłem zrodzony”. Rewolu cyjn a konspiracja w K rólestw ie Polskim...,

s. 330.

71 M. В i e 1 i ń s к a, Dwa pokolenia, s. 81—82.

72 Niespożywanie gołębi i zajęcy stanowiło w owym czasie „ogólnosyberyjski zabobon”. M. J a n i k , Dzieje Polaków..., s. 11.

(16)

Z S Y B E R Y J S K I C H P R Z E Ż Y Ć I O B S E R W A C J I S P IS K O W C A L U B E L S K IE G O ... 143

k u lin a rn y c h z jed n ej stro n y , z d ru g iej zaś k łopoty z z a tru d n ia n iem zna­ nych ze swego lenistw a służących (gospodyń), pow odują, że „wszyscy praw ie nasi [rodacy] sam i sobie go tu ją, a k to tego nie chce robić, trzy m a k u c h a rz a ” 73 74 7S 76.

W praw dzie ną sk u te k p raw ie stale nękającego uczucia a p a tii i sm u tk u , a także św iadom ego odizolow ania się od m ieszkańców K u rg a n u , Bieliński, ja k w spom niano, nie b ra ł u działu w organizow anych przez nich im p re­ zach rozryw kow ych, ale i im pośw ięcił nieco uw agi w pism ach do rodzi­ ców. Z dum iew ał go nie ty le dosyć ubogi r e p e r tu a r ty ch zabaw i sportów , ile ich „ k a le n d a rz ”. U rządzano je bow iem w ścisłych term in ach , bez oglą­ d a n ia się na istniejące p o trzeb y i m ożliw ości. I ta k na p rzy k ła d zjazdy san k am i z pagórków („k a tu szk i”) odbyw ały się ty lk o na N ow y Rok i T rzech K róli, m im o że śnieg i lód p o jaw iały się ju ż na początku listo­ pada, raz w ro k u używ ano h u śta w e k (Zielone $w iątk i) 74, puszczano „ o rły ” (w pierw szych d n iach sierpnia), ścigano się na koniach 75. Tańce lu d u sy ­ beryjskieg o „ograniczają się na [sic! — S. W.] pew ny m ro d zaju biegania, z tow arzyszeniem niezg rab n y ch gestów . Nie m a w nich ani wesołości, ani życia”. N atom iast w sferach szlachecko-urzędniczych tań czy się „m azury , w alce, k o n tred an se, an g lezy ” 7β.

W o statn ich listach z zesłania B ieliński w zasadzie nie p rzekazy w ał już w iadom ości o S y b erii i jej m ieszkańcach. P isał zaś n ajw ięcej o nadziei swego szybkiego p o w ro tu do rodziców. C zynił to jed n a k w sposób jak zawsze nad w y raz ostrożny, licząc się n aw et z ew en tualno ścią doznania przy k reg o zaw odu w ty m w zględzie. Tym czasem dzięki m iędzy innym i zabiegom ojca w P e te rsb u rg u , o trzy m ał na w iosnę 1841 r. zezw olenie na p rzy ja zd do k ra ju . W krótce przeniósł się z K u rg a n u do Tobolska, aby tam spędzić jeszcze kilk a m iesięcy w oczekiw aniu na przy słan ie przez ro­ dziców pieniędzy p o trzeb n y ch na podróż. Późne nadejście p rzesy łki (sta­ now iła ją su m a 2700 ru b li 77) spowodow ało, że do L u b lin a p rzy b y ł on do­ piero 11 listopada. I w łaśnie ta d a ta oznacza p raw d ziw y koniec egzysten­ cji zesłańczej Bielińskiego.

O prócz w ielu zm artw ień , zgryzot i obaw, przy nio sła m u ona także sporo różnego ro d zaju dośw iadczeń i d oznań n a tu ry poznaw czej. W tych radosny ch i szczęśliw ych dniach listopadow ych 1841 r. nie m ógł jed n a k przew idzieć tego, że zaledw ie po up ły w ie trz e ch la t zm uszony będzie w y­ ruszyć po raz w tó ry na szlak sy b e ry jsk i, znacznie od poprzedniego d łu ż­ szy i tru d n ie jsz y . P rzek azy w an a na bieżąco w listach d o rodziców, m ie j­ scam i bard ziej jeszcze szczegółowa i p e łn a rela cja Bielińskiego ze swego drugiego zesłania, jest rów nie ciekaw ym i cennym źródłem nie ty lk o do poznania jego indy w id u aln y ch przeżyć i obserw acji 78, ale także do re ­ k o n stru k c ji zbiorowego p o rtr e tu i losu polskiego tu ła c tw a n a Syberii.

73 M. В i e 1 i ń s к a, Dwa pokolenia, s. 71—72, 82.

74 O rozpowszechnionym wśród mieszkańców Syberii zwyczaju oddawania się raz w roku zabawie na huśtawce (zw. „kaczełka” lub „hojżałka”), wzmiankuje Janik (jw., s. 9), ale twierdzi, że odbywała się ona w czasie świąt wielkanocnych.

75 M. В i e 1i ń s к a, Dwa pokolenia, s. 94—95. 76 Tamże, s. 75—76.

77 Tamże, s. 100.

78 Zob. tamże, s. 101—209; M. J a n i k , Bieliński Aleksander, w: PSB, t. 2, s. 44—45; S. W i ś n i e w s k i , jw., s. 307—315.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na stan zdrowia dziecka ma wpływ zdrowie jego matki przed ciążą i podczas ciąży oraz odpowiedni poziom opieki profilaktyczne» - leczniczej.. Pojawiają się oznaki,

Choć stawiany przez Jędrzejko cel jest bardzo ambitny, należy jednak skonstatować, że uzyskane rezultaty badawcze są mało satysfakcjonujące: wygenerowany w efekcie

Kontynuując tok rozważań nad mechanizmem kształtowania się w badanej zbiorowości zachowań rekreacyjnych, podjęto próbę określenia celów, które — być

Autor, przy pomocy praktyki rzeczoznawczej wykazał, że wielokrotnie zdarza się, że naprawa kończy się wymianą turbosprężarki (bez usunięcia inicjatora uszkodzeń), po czym

Mean ratings for affective and cognitive responses (Pleasing, Stimulating, Powerful, Memories) presented as a function of sensory condition (Auditory-only, Visual-only

Szczególnie interesujący wydaje się bardziej precyzyjny pomiar stopnia tożsamości narodowej, gdyż struktura etniczna jest bardzo słabą miarą jednorod­.

Proszę o zapoznanie się z zagadnieniami i materiałami, które znajdują się w zamieszczonych poniżej linkach, oraz w książce „Obsługa diagnozowanie oraz naprawa elektrycznych