• Nie Znaleziono Wyników

NIECO O ZASTOSOWANIU ZA- SAD TERMODYNAMIKI DO ZJA­WISK CHEMICZNYCH.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "NIECO O ZASTOSOWANIU ZA- SAD TERMODYNAMIKI DO ZJA­WISK CHEMICZNYCH."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A U K O M P R Z Y R O D N I C Z Y M

PR EN UM ER ATA „ W S Z E C H Ś W IA T A 1*.

W W arszawie: rocznie rb. 8, kw artalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową rocznie rb. 10, pótr. rb. 5.

PRENUM ERO W AĆ M O ŻN A:

W Redakcyi „W szechśw iata" i we w szystkich księ­

garniach w kraju r za granicą.

Redaktor „W szechśw iata" przyjmuje ze spraw am i redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : K R U C Z A JsTs. 3 2 . T e l e f o n u 8 3 -1 4 .

NIECO O ZASTOSOWANIU ZA- SAD TERMODYNAMIKI DO Z JA ­

WISK CHEMICZNYCH.

Z asad y t. zw. pierwsza i druga termo­

dynamiki zajmują miejsce specyalne wśród zasad, na których opiera się fizyka współczesna.

One to przyczyniły się w sposób szcze­

gólny do zadosyć uczynienia naturalnej dążności ducha ludzkiego do ujmowania wszystkich znanych faktów w formę o- gólną. Istotnie bowiem, łącznie z zasa­

dą t. zw. najmniejszego oporu—w prow a­

dzoną przez Helmholtza, zasady termo­

dynamiki tworzą podwalinę energetycz­

nego na św iat poglądu, w myśl którego zjawiska są przemianami niezmiennej e- nergii, która też jest tych zjawisk przy­

czyną.

Pozwolimy sobie, w możliwie krótkich słowach, przypomnieć istotę tych najo­

gólniejszych zasad przyrodoznawstwa, aby tem łatwiej posługiw ać się niemi w dalszych rozważaniach.

Zasad y te są pochodzenia fizycznego.

Pierw sza zasada termodynamiki—które sform ułowanie sławnem uczyniło imię Roberta M ayera1) -— głosi, jak wiadomo, że rozmaite rodzaje energii przechodzić mogą jeden w drugi ilościowo, na pod­

stawie pewnych stałych stosunków. P ra­

ca mechaniczna przechodzi w ciepło i, od­

wrotnie, pomiędzy jednostkami tych ro­

dzajów energii zachodzi stały stosunek.

Mówiąc o zasadach termodynamiki, za­

znaczyć należy koniecznie, że one w y ­ chodzą daleko poza granice „teoryi me­

chanicznej ciepła": są to ogólne, wprost

— najogólniejsze zasady przyrodoznaw­

stwa całego. Takie ogólno filozoficzne znaczenie pierwszej zasady w yraża do­

bitnie jej definicya podana przez pana Jan a Perrina2). W interpretacyi tego li­

czonego zasada M ayera jest wyrażeniem przyczynowości w naturze: każdy skutek (energetyczny) nabyw a się kosztem okre-

’) W roku 1842. Juliusz Robert Mayer był lekarzem;

pisma jego spotkały się początkowo z najsurow szą krytyką fizyków: pierwsze sw oje „uwagi o siłach w naturze nieożywionej0 musiał ogłosić w piśmie che- micznem (Liebig’s Annalen der Chemie und Pharmacie);

żadne fizyczne pismo nie chciało przyjąć tej pracy.

3) J. P errin— Cours de Chimie physique t. I. Les

principes (passim ). Pan Perrin jest profesorem chemii

fizycznej na uniw. paryskim.

(2)

162 W S Z E C H S W lA T Ns 11

ślonej ilościowo p rzyczyn y (energetycz­

nej). Pod przyczynow ością rozumiemy, naturalnie, jak zaw sze zresztą w nau­

kach przyrodniczych, ustalony związek następczy pom iędzy dwoma zjawiskam i o rozmiarach dostrzegalnych i o dzia­

łaniach, które nasze przyrządy miernicze w yznaczają z dostateczną ścisłością. W y ­ krycie więc często jakiej p rzyczyn y za­

leży bezpośrednio od doskonałości na­

szych narzędzi mierniczych.

Nie mamy tu na celu i nie możemy rozpatryw ać pierw szej zasady termody­

namiki z punktu widzenia fizyki; w sp o ­ mnimy w ięc tylko, że praw o to daje się w yrazić w formie równania matematycz­

nego, które raz w yraża rów now ażność rozm aitych rodzajów energii, raz tłuma­

czy fakt, że suma energii w danym s y ­ stemie jest stałą. W w ypadku ruchu do­

chodzim y na tej drodze do rozróżniania energii cynetycznej i poten cjaln ej itd.

W rozpraw ie zatytułowanej „R ozm yśla­

nia nad siłą m otoryczną og n ia"') Sadi Carnot przeprow adzał zasadę, że dla w y ­ konania jakiejkolw iek p racy zapomocą ciepła należy mieć do rozporządzenia spadek tem peratury—tj. należy, aby dane ciało przeszło od jednej wyższej do dru­

giej niższej tem peratury. T a zasada nosi odtąd miano drugiej zasady term odyna­

miki. Wyrażam}/ ją, m iędzy innemi, m ów iąc, że ciepło nie może przejść od ciała chłodniejszego do cieplejszego. W y ­ żej wspomnianemu uczonemu, J. Perrinow i, zawdzięczamy nadzw yczaj przejrzyste sform ułowanie tej zasady: druga zasada termodynamiki to zasada ew olu cyi. Żaden system odosobniony nigdy nie może przejść przez ten sam stan dw a razy, o ile po­

zostanie odosobnionym, t. j. o ile nie bę­

dzie miał zewnętrznej pom ocy en ergety­

cznej.

Z tego, zbyt niestety krótkiego rzutu oka na zasady term odynam iki2) widzimy

*) „Reflexions su r la puissance motrice du feu“ w yda­

ne 1824 r.

2) W ostatnich czasach widzimy w nauce dążenie do krytycznego zbadania zasad, któremi się nauka posłu­

guje. W spom nijm y pracę Macha o rozw oju h isto ry ­ cznym mechaniki; z tejże dziedziny prace Duhema Les origines de la statique); w naukach fizycznych

już poniekąd, że usprawiedliwione było nasze twierdzenie o w yjątkow o wielkiem znaczeniu tych zasad dla syntezy filozo- ficzno-przyrodni czej.

Podciągając bowiem zjawiska odbyw a­

jące się w św iecie fizycznym pod te dwie zasady, czynimy zadość, popierwsze, wymaganiu przyczyno wości, podrugie rozw ażać zaczynamy te zjaw iska z pun­

ktu widzenia ewolucyonizmu energetycz­

nego, t. j. w ytw arzam y sobie pojęcie 0 kolejach, jak ie energia przejdzie w da­

nym układzie odosobnionym lub też w in­

nym systemie, poddanym czynnikom ze­

wnętrznym. Pozyskujem y w ten sposób pogląd o^imponującej jednolitości. W ar­

tość tedy zastosowania zasad termody­

namiki do jakiejkolw iek dziedziny nauk przyrodniczych polega w łaśnie na pozy­

skaniu owej jedności w pojmowaniu zja­

wisk rozpatryw anych.

Zanim jednak przystąpim y do zastoso­

wań, pożytecznie będzie przekonać się, jak dalece to zastosowanie je st możebne 1 niezbędnie poznać należy naturę prze­

szkód, jakie to zastosowanie ma napot­

kać, ab y módz przeto dokładnie skoor- djmować cele i środki.

W łaśnie mamy się zająć w szkicu ni­

niejszym rozważaniem możliwości zasto­

sow ania termodynamiki do zjaw isk „che­

m icznych". W idoczna, że tego rodzaju dyskusya ma ogólnie przyrodnicze zna­

czenie, rozstrzyga ona bowiem, czy ta lub inna gałąź nauk przyrodniczych da­

je się podprowadzić pod to ogólne ener­

getyczne pojmowanie zjaw isk, o którem wspom inaliśm y wyżej.

Rozpatrzm y jakiekolw iek zjaw isko fi­

zyczne, np. skraplanie się pary wodnej w cylindrze zamkniętym zapomocą tło­

ka. Przem iana odbyw a się w temperat.

stałej, np. 20° C. Zw iększam y stopnio­

wo ciśnienie; następuje w końcu chwila kiedy para skraplać się zaczyna; dalsze posuwanie tłoka doprowadzić może do

H. Poincarego: La science et l’hypothese; oraz „La valeur de la science*1 L. Poincarego „La physiąue mo- derne“, Duhema „La theorie physique“ A. Reya: La theorie de la Physiąue chez les physiciens m odernes“

| i t. p.; nie cytujemy tu rzeczy wymagających przygo-

| tow ania matematycznego.

(3)

JV2 11 W S Z E C H S W lA T 163

kompletnego skroplenia p ary1). Jeżeli teraz nadamy tłokowi ruch wsteczny to obserw ow ać będziemy w szystkie zjaw i­

ska poprzednio zauważone w porządku odwrotnym: a w ięc ulatnianie się wody stopniowe, w końcu zniknięcie ostatnich kropel w ody i od tej chw ili stopniowe zmniejszanie się ciśnienia w cylindrze parą napełnionj^m. Mamy tu przykład zjawiska, które nazyw am y odwracalnem (praktycznie)2). W yobraźm y sobie teraz przemianę chemiczną, np. wybuch nitro­

gliceryny, w yw o łan y podniesieniem tem­

peratur}^ w tym przypadku o odwracal- ności niema mowy. Co więcej, w roz- patrywanem w yżej zjawisku fizycznem, zatrzymując ruch tłoka, otrzymujemy (o ile temperatura stałą pozostanie) stan rów now agi. T ego rodzaju spostrzeżenia uzasadniają postulat, że każdy system może przejść od jednego stanu równo­

w agi do drugiego zapomocą procesu odwracalnego.

Tu w ypada podkreślić fakt, że odwra- calność teoretyczna, t. j. istnienie ciągłe­

go szeregu przemian A , B . . . Z, które przebieżone być mogą przez nasz system odosobniony w kierunku od A do Z a następnie od Z do A , jest fikcyą teo­

retyczną, wprowadzoną do rozumowania ze względu na w ygodę. Można bowiem uogólnić rezultaty otrzymane przez roz­

ważanie procesów odwracalnych, dowieść mianowicie można, że wydajność proce­

su odw racalnego je st w iększa od w ydaj­

ności każdego innego procesu odbyw a­

jącego się pomiędzy temi samemi tem­

peraturam i3). Otóż każdy rezultat otrzy­

many dla procesu odw racalnego uogólnia­

my dla wszelkich innych procesów, notując, że w tym ostatnim w ypadku wszystkie ilości ciepła muszą być powiększone.

Obok takiego teoretycznie odwracal­

nego zjaw iska mam}/ inne, które nazy­

wam y praktycznie odwracalnemi; tu prze­

') Ciśnienie od chwili zjawienia się pierwszej kropli wody pozostaje stałem.

-) W takiem zjaw isku system w raca do poprzednio zajm owanego Btanu; nie przeczy to jednak drugiemu prawu termodynamiki, powrót, bowiem ten uw arunko­

w any jest interwencyą energii zewnętrznej.

3) Pod wydajnością rozumiemy ile razy pracy otrzy­

manej przez ilość ciepła zużytego.

bieg wstecz daje się odtworzyć lecz z pomocą energii zewnętrznej.

T e kilka uw ag o istocie zjawisk, jakie zajść mogą w świecie fizycznym 1), po­

zwolą nam przejść do nowego ujęcia drugiej zasady termodynamiki: mamy tu na myśli pojęcie t. zw. entropii, w pro­

wadzone przez Clausiusa około roku 1850— 1860. Clausius w ykazał, mianowi­

cie, że w yraz matematyczny dQ~

T

(gdzie dQ oznacza dowolną ilość cie­

pła, którą dostarczamy system owi, T zaś temp. absolutną t. j. liczoną od—2 y f) jest zawsze dodatni, a więc że funk­

c ja S , określona przez równanie

s = f ę->

dąży do coraz większej wielkości tj. ro­

śnie ustawicznie.

Jeżeli więc jakikolw iek układ przecho­

dzi z jednego stanu do drugiego to en­

tropia jego (S) rośnie przytem i jest w iększa w tym drugim stanie niż w pierwszym.

Zw rócić należy specyalną uw agę na to, że dowiedzenie Clausiusowskiego twierdzenia, a zatem samo pojęcie entro­

pii, jest ściśle związane z pojęciem i po­

sługiwaniem się wyobrażeniem o zjaw i­

sku odwracalnem.

D w a bowiem stany następujące po so­

bie (A i B np.), w których rozważamy en­

tropię S a i S b naszego systemu, zado- syć uczynić mogą wym aganiu S b > S a

gdy od A do B przejść można zapomocą procesu odwracalnego. T o zastrzeżenie zasługuje na specyalną uwagę a w y k a ­ zuje ono mianowicie, że ryzykow nie jest mówić o entropii np, systemu w ybucha­

jącego lub istoty żyjącej; nie wiem y, istotnie, czy stany, przez które przecho­

dzi np. nitrogliceryna w ybuchająca, są stanami równowagi, t. j. czy dają się po­

łączyć przez proces odw racalny (prak­

') W większości zjaw isk spotykamy zapewne bar­

dziej skom plikow ani stosunki; składają się one często z szeregu nieodwracalnych i praktycznie odwracalnych zjawisk.

*) Nie wdajemy się tu w dowodzenie tego tw ierdze­

nia. Jeżeli pozwalamy sobie na używanie symbolów

(4)

164 W S Z E C H Ś W IA T K s 11 tycznie); skłonni raczej jesteśm y sądzić,

że jest to zgoła niemożebne.

A b y stosow ać pojęcie entropji1) — po­

wtarzam tu raz jeszcze—należy, aby s y ­ stem rozważany przechodził przez sze­

reg stanów rów now agi, którebyśm y mo­

gli, w m yśl wyżej przj^toczonego postu­

latu, połączyć procesam i odwracalnem i.

A w ięc entropia stosow ać się daje do wszelkich stanów rów now agi. U żyw ali­

śmy dotąd pojęcia rów now agi, tak ja k to pojęcie w codziennej mowie rozumie­

my; dla ścisłości w ypada zw rócić uw a­

gę na to, że można odróżniać 2 rodzaje rów now agi:

1) rów now agi w yw ołan e przez działanie sił pasyw n ych ;2)

2) „ „ aktyw nych;

S łó w parę w ystarczy dla w yjaśnienia tego, co przez te definicye rozumiemy.

R ów n ow aga wogóle w jakim kolw iek układzie to brak w szelkich przebiegów natury chemicznej łub fizycznej w tym­

że u kładzie3). R ó w n o w aga taka może być w yw ołan a przez działanie pewnej kategoryi czynników (sił), w których naturze leży utrudnianie lub uniemożli­

wianie odbyw ania się rozmaitych zja­

w isk: tarcie np. utrudnia odbyw anie się zjaw iska ruchu, często je uniemożliwia;

matematycznych, to jedynie dla uniknięcia zbytniej ilo­

ści słów , jakiejby ominięcie matematyki w y m ag ało , musimy zaś ustalić pojęcie entropii, o ile chcemy d y ­ skutow ać w sposób elem entarny zastosow anie chemi­

czne.

*) Clausius i lord Kelvin, stosując pojęcie entropii do w szechśw iata, rozw ażali stan, tv którym entropia w szechśw iata dojdzie do maximum t. j. pow iększać się ju ż nie będzie mogła. Stan tąk i uniemożliwia od­

bywanie się jakichkolwiek zjaw isk, a w szczególności najbardziej zajmującego nas zjaw iska życia. Maximum entropii odpowiada w tej interpretacyi końcowi życia we wszechświecie a przeto i na ziemi. Pogląd ten je ­ dnak spotkał się z krytyką (obacz w P or. dla sam ou­

ków I V artykuł p. Nałkowskiego, zakończenie). Z a­

znaczym y np., że istnienie maximum entropii nie jest bezpośrednim skutkiem C lausiusowskiej zasady, lecz właściwie nowem założeniem.

2) Terminologia H. Gibbsa. „Eąuilibres des sy- stemes chimiąues” str. 6)

3) A bstrahujem y tu od takich czynników ja k ciąże­

nie, któremu każdy system dośw iadczalny zaw sze jest poddany i pozostaje; niema tu rów nież mowy o ruchach międzycząsteczkowych lub międzyatomo- wych, które—według w yobrażeń cynetycznych o m ate­

ryi — Ostają dopiero w temp. zera absolutnego.

lepkość, która opóźnia szereg przebie­

gów , np. wyciekanie płynów przez dro­

bne otw ory. W chemii mamy do zano­

towania w tej kategoryi opór natury chemicznej, rozmaity dla rozmaitych ciał, i uniemożebniający szereg przemian w rozmaitych w arunkach.1) O ile więc w rozpatryw anym systemie nastąpi ró­

w now aga z powodu działania siły lub sił pasyw nych, równowagę taką zw ykli­

śmy nazyw ać rów now agą rzekomą. Isto ­ tną rów now agę mieć będziemy wtenczas jeżeli system w ejdzie w stan rów n ow a­

gi skutkiem działania sił czynnych i ten- dencyj czynnych samego systemu.

Zw róćm y się do wyżej rozpatryw ane­

go przykładu, skraplania się w ody w c y ­ lindrze, zamkniętym tłokiem. O ile tem­

peratura pozostanie stałą, będziemy mie­

li w każdem położeniu tłoka stan rów ­ nowagi: w tym stanie bowiem cały Sy­

stem nasz nieskończenie długo pozostać może bez żadnej zmiany.

Nadajm y tłokowi (z je g o położenia, odpowiadającego rozpatrywanej rów no­

wadze) ruch w górę — otrzymamy ulot­

nienie się pewnej ilości wody; nadajmy mu ruch w dół— otrzym am y skroplenie się pewnej ilości pary. T e dwa spostrze­

żenia nasuw ają nam myśl pojmowania wzm iankowanej rów now agi jako stanu, w którym równa ilość w ody ulatnia się i skrapla, tj. że stan ogólny, dostrzegal­

ny i dostępny dla pomiarów jest w y n i­

kiem kompensacyi 2 przebiegów (w yw o ­ łanych przez czynniki aktywne) o w yn i­

kach różnych i kierunkach przeciwnych.

Zauw ażam y natychmiast, że tylko ró­

wnowagi tej drugiej kategoryi, t. j. ró w ­ n ow agi istotne dają się traktować ter­

modynamicznie; w szystkie inne rodzaje rów n ow ag wychodzą poza granice ter­

modynamicznego ujęcia (siły pasyw ne czynią zjawiska nieodwracalnemu).

Pożytecznem będzie zapewne jeszcze;

raz w rócić do naszego podziału równo­

w ag, aby jaśniejszym go uczynić przez porównanie, nasuw ające się bardzo ła ­ two. Zw rócić się po porównanie chce-

‘) Wiele reakcyj chemicznych odbyw a się w spe- cyalnych w arunkach jedynie; ileż ciał nie może reago­

w ać jedno na .drugie. •

(5)

JSfs' 11 W S Z E C H S W IA T 165 my do mechaniki. Wiadomo, mianowi­

cie, że mechanika t. zw. analityczna ba­

da stan spoczynku i ruch ciał, odosob­

nionych, lub wzajemnie się dotykąjących i że badanie to przeprowadza nie zw ra­

cając uwagi na to, co nazywam y tar­

ciem. Przyczynę ruchu lub spoczynku mechanika klasyczna widzi w siłach wza­

jemnie się dodających lub kompensują­

cych.

Na tej drodze dochodzimy do sformu­

łow ania szeregu warunków równowagi, warunków wyrażonych, mówiąc naw ia­

sem, przez pewne równania. Otóż do­

świadczalnie stwierdzamy, że rów now a­

ga ma miejsce w e wszystkich wypadkach przewidzianych przez równanią mechani­

ki; lecz co więcej, rów now agę konstatu­

jem y też w wielu wypadkach, w których w edług wyżej wzm iankowanych równań mechaniki m usiałby ruch zachodzić.

W e w szystkich tych wypadkach nie­

spodziewanej rów now agi mechanicznej wprowadzić musimy pojęcie tarcia, któ­

re wyobrażam y w postaci siły, przeszka­

dzającej odbywaniu się zjawiska ruchu.

T arcie właśnie jest typowym czynni­

kiem pasyw nym . W szelkim więc rów no­

wagom w yw ołanym przez tarcie odpo­

wiadają w ogólnym, przez nas rozpatry­

wanym, w ypadku równowagi, któreśmy nazwali rzekomemi.

W ziąć wszakże pod uw agę należy, że pierwsze praw o termodynamiki zastoso- wuje się do wszelkich stanów rów now a­

gi, również jak do wszelkich zjawisk za­

chodzących w e wszechświecie. Lecz co dotyczę stanów rów now agi, to dla do­

kładnego zbadania i poznania tych sta­

nów drugie prawo jest cenniejsze niż pierwsze, dlatego, że w drugiem mamy kryteryum, pozwalające określić, w jakim kierunku odbyw ać się będzie dana prze­

miana: przebieg zjaw iska będzie zawsze dążył do zwiększenia entropii. Warunek ten, w yrażony analitycznie1), da nam for­

’) Nie możemy i nie mamy na celu w dawać się tu w dyskusye matematyczne. To co wyżej powiedzieli­

śmy o entropii i jej w zorze, wystarczy, aby dać pe­

wne wyobrażenie o tem, w jaki sposób należy się brać do stosow ania tego praw a. Chodzi zaś nam tu jedynie o wykazanie możności matematycznego ujmo-

mułę zjawiska. O ile warunek w ten sposób zaobserwowany zgodny będzie z doświadczeniem, znaczyć to będzie, że zjawisko badane jest praktycznie od- wracalnem. Jak już wyżej bowiem za­

znaczyliśmy, możność zastosowania ter­

modynamiki do ujmowania zjawisk che­

micznych ściśle jest związana z ich od- wracalnością (praktyczną). Na początku niniejszego szkicu rozważaliśmy odw ra­

calne zjawisko fizyczne (skraplanie się pary wodnej) i przeciwstawiliśm y mu nie­

odwracalne zjawisko chemiczne (wybuch nitrogliceryny). Na szczęście tak źle nie jest; znamy całe kategorye zjawisk che­

micznych, w których natura chemiczna ciał w grę wchodzących ulega zmianie, a które mimo to są odwracalne. P o ­ wtórzmy doświadczenie, wykonane w cy­

lindrze zamkniętym tłokiem, już nie nad wodą, lecz nad węglanem wapnia; ope­

rujmy w temperaturze np. 700°—800";

w tej temperaturze w ęglan wapnia roz­

kłada się według równania

(I) CaCO., ^ CaO + C 0 2 ciśnienie w yw ołane przez otrzym yw any w ten sposób C 0 2 w temp. 740° równa się ciśnieniu słupa rtęci w ysokiego na 25,5 cm\ nadajmy tłokowi ruch w górę a zauważym y zwiększanie się ilości C 0 2 w atmosferze cylindra; nowa ilość w ę ­ glanu wapniowego uległa rozkładowi w następstwie zmniejszenia ciśnienia.

Ruch tłoka w dół (zwiększenie ciśnie­

nia) w yw ołuje zjawisko przeciwne: two­

rzenie się węglanu wapnia na koszt dwutlenku w ęgla znajdującego się w at­

mosferze cylindra i tlenku wapnia znaj­

dującego się wśród ciał stałych, umiesz­

czonych w naszym cylindrze.

Możemy więc uważać zjawisko chemi­

czne, wyrażone przez równanie (I) za od­

wracalne; fakt ten zaznaczamy stawiając pomiędzy 2-ma częściami równania dw ie strzałki w przeciwne strony zwrócone:

rozumiemy przez to, że rów now aga jest rezultatem zrównoważenia się 2 przeci­

wnych sobie procesów: tworzenia się w ęglanu wapnia z dwutlenku węgla

w ania zjaw isk zapomocą termodynamiki i o danie w y­

obrażenia o metodzie takiego postępowania.

(6)

166 W S Z E C H S W lA T Xs 11 i tlenku w apnia i rozkładania się w ę g la­

nu wapnia na te 2 związki.

P rzykład rozkładu (dysocyacyi) w ęgla­

nu wapnia nie je st odosobniony; od cza­

su badań Lem oinea1) wiem y, że tworzenie się kw asu jodow odorow ego z jodu i w o ­ doru jest zjawiskiem odwracalnem

H J ^ H + j;*)

Menszutkin zbadał dokładnie szereg reak- cyj esteryfikacyi, tj. tworzenia się połą­

czeń zwanych estrami z kw asu i alkoho­

lu w edług schematu

(kwas) (alkohol)

R CO O H + R ' O H ^ R CO O R '+ H aO gdzie R i R ' oznaczają rozmaite „rodni­

ki" organiczne: np. C H 3, C a H 5 i t. p.

Nie mamy zamiaru mnożyć do nieskoń­

czoności przykładów reakcyj od w racal­

nych; ograniczym y się na zwróceniu u- w agi, że odwracalnem i też być mogą reakcye w yw oływ an e przez św iatło t. j, t. zw. reakcye fotochemiczne3); otóż od- w racalność tego rodzaju reakcyj jest nie­

zw ykle w ażna i ciekaw a dla poznania tych skom plikowanych procesów jak ie odbyw ają się np. w oku. Czy reakcye fotochemiczne, których siedliskiem jest oko są odwracalne, t. j. czy ciemność sama w ystarcza do ożyw ienia niejako niektórych czynności oka— opartych na przemianach chemicznych? R ozstrzygnię­

cie tego zagadnienia w yjaśniłoby udział organizmu w regeneracyi ciał (barw ni­

ków przeważnie) ulegających w oku re- akcyom fotochemicznym. Co do niektó­

rych w łaśn ie reakcyj stwierdzono już odw racalność4).

Rozw ażania pow yższe w ystarczą, by dowieść, jakie pierwszorzędne znaczenie

*) Ann. de Chimie et de Phys. [5], 112 i 145.

2) Od tego czasu dow iedziono, że przykłady w ła­

śnie kw asu jodow odorow ego i chlorowodorowego n a ­ stręczają wiele trudności i są w istocie bardziej skom­

plikowane niż m yślano (por. badania np. Borensteina i t. p.

3) System np. chlorek srebra (AgCl) -f- chlor (Cl3) kw as solny (HC1) -J-* woda (Aq) jest odw racalny:

na świetle zachodzi reakcya (AqCl czernieje) w ciem­

ności zaś system przychodzi do daw nego stanu. Por.

Luther i Plotnikow Z. phys. Ch. T. 61, str. 590.

4) Por. cyt. pracę pp. W uthera i Plotnikow a.

ma kw estya odwracalności zarówno z o- gólnego punktu widzenia, jak i w drob­

niejszych zastosowaniach. W idzimy też, że odwracalność spotykam y w zjawiskach niesłychanie wzajemnie różnych i przez najróżnorodniejsze przyczyny w yw o ła­

nych. Stąd szerokie pole dla zastosowań termodynamiki do chemii. Pow staje nau­

ka o równowagach chemicznych. B io ­ rąc pod uw agę to cośmy wyżej pow ie­

dzieli będziemy mieli

1) teoryę rów n ow ag istotnych— trakto­

wanych czysto termodynamicznie 2) teoryę rów now ag rzekomych, wym a­

gającą wprowadzenia szeregu nowych czynników (analogicznych z tarciem mechanicznem). W prowadzenie tarcia do równań mechanicznych, zamienia je w nierówności.

Dodajmy, że teorya rów now ag rzeko­

mych, pomimo dociekań teoretycznych np. Duhema i badań doświadczalnych szeregu w spółpracow ników Duhema we F ran cja oraz np. p. Bodensteina w Niem­

czech, je st dopiero w zawiązku. Zresz­

tą w ykracza ona poza granice zastoso­

wań termodynamiki do chemii, nie bę­

dziemy się przeto nią tu zajmowali.

W łaściw ym autorem dzisiejszej nauki o rów now agach chemicznych je st Hil- lard G ibbs (ur. 1 1 lutego 1839 r. w New H aven zmarł tamże w dniu 28 kwietnia 1903) profesor fizyki matematycznej w Y a ­ le College.

N ajgłów niejsze rozpraw y swoje, doty­

czące nauki o równowagach, Gibbs ogło­

sił już w 1878— 1878 r.; długo jednak genialne jego prace pozostały niepozna- ne i niezrozumiane. W Europie dopie­

ro w ostatnich czasach zaczęły się roz­

powszechniać. Dopiero w 1891 w yszło niemieckie tłumaczenie niektórych rze­

czy G ibbsa (staraniem prof. Ostwalda);

w 1899 p. H. Le Chatelier przetłuma­

czył najgłów niejszą rozpraw ę G ibbsa 0 rów now agach chemicznych. Uzupeł­

nimy tę garść szczegółów historycznych

dodając, że rozpowszechnienie idei G ibbsa

1 dalsze ich niezależne zastosowanie do

(7)

X- 11 W S Z E C H Ś W IA T 167 chemii, związane jest z nazwiskami van

der W aalsa, Duhema, Le Chateliera, Bakhuis Rozebooma (f), itd.').

dok. nast.

A dam W rcczyński.

E. F I S C H E R .

CHEMIA CIAŁ PROTEINOWYCH I J E J ZNACZENIE DLA

BIOLOGII.

(Ciąg dalszy).

A le chociaż owych 19 różnych kw a­

sów aminowych otrzymano drogą h y­

drolizy proteinów, to nie znaczy to je ­ szcze, jakoby one m usiały być obecne w każdem ciele proteinowem. Przeciw ­ nie, można z całą pewnością w ykazać, że tyrozyna albo tryptofan albo gliko- kol nie w ystępują zupełnie w niektórych proteinach. A także ilość, w jakiej po­

szczególne kw asy aminowe w jrstępują, jest nadzwyczajnie ważna. I tak, glikokol, którego brak w kazeinie i oksyhemo- globinie, tw orzy praw ie ^3 w agi fibroi- ny jedw abiu. N aodw rót zaś kw as glu­

taminowy, którego nie odnaleziono zu­

pełnie we włóknach jedwabiu, stanowi 36°|0 gliad yn y jęczmienia a dla argininy wartości w ahają się od 2% w zeinie do 84°j0 w salminie.

Z drugiej jednak strony należy pod­

kreślić to, że w przeważnej ilości prote-

') Gibbs był jednym z tych, co zbyt nowe rzeczy głoszą, aby ogół mógł ich zrozumieć. Zawikłana for­

ma matematyczna i abstrakcyjny sposób w yrażania się odstraszały też być może wielu chemików od dzieł Gibbsa. Tymczasem, niezależnie, pracowali ludzie bar­

dzo uzdolnieni teoretycznie i doświadczalnie i — rzecz ciekawa do zaznaczenia z punktu widzenia history;

i nauki — dochodzili często do identycznych z Gib- bsem rezultatów . Nie omylimy się twierdząc, że więk­

szość praw ogólnych, przez Gibbsa odkrytych, odkry­

ta została nanow o przez uczonych europejskich; da­

my w dalszym ciągu kilka tego przykładów . Co do doświadczalnego stwierdzenia dociekań teoretycznych to posługiwano się w tej dziedzinie często doświad­

czeniami wykonanemi bez wszelkiej chęci poparcia ja- kiejkolwiekbądź teoryi zbliżonej do Gibbsowskiej. (pra­

ce np. Lemoinea, M enszutkina po części i t. p. Przy­

pomnimy tu, że w szak ju ż St. Claire Deville odkrył dysocyacyę pod wpływem tem peratury t. j. właściwie odwracalność pewnych system ów chemicznych (Dyso- cyacya np. wody w temp. 1100— 1200°).

inów znajduje się wielka ilość owych kw asów aminowych.

G dyby wszystkie te ciała b yły rzeczy­

wiście składnikami tej samej cząsteczki, to ona posiadaćby musiała przerażają­

co skomplikowaną budowę, to też d aw ­ niej oceniano ciężar cząsteczkowy nie­

których proteinów na 12 —15000, co prze­

wyższałoby masę cząsteczkową tłuszczów 15—20 razy.

Jestem przekonany, że w szystkie te ob­

liczenia spoczywają na niepewnej pod­

stawie, przeważnie dlatego, że nie ma­

my najmniejszej gw arancyi chemicznej jednorodności proteinu naturalnego; są­

dzę, że proteiny są mieszaninami substan- cyj, których skład w rzeczywistości jest znacznie prostszy, niż to dotąd przyjmo­

wano na zasadzie wyników elementarnej analizy i hydrolizy.

K w asy aminowe już dawniej niż od 50 lat b y ły znane ze strony chemiczne­

go badania i uważane za materyał bu ­ dowlany cząsteczek proteinów, to też nic dziwnego, że poznano nietylko budowę większej ilości tych ciał, ale zdołano tak­

że dokonać całkowitej ich syntezy z pier­

wiastków.

Pozostaje jeszcze do rozwiązania zada­

nie to dla oksyproliny, histydyny, tryp- tofanu i kwasu dwuaminotrójoksydodeka- nowego.

Z wyjątkiem glikokolu wszystkie te produkty, o ile w naturze występują, są optycznie czynne, t. j. w roztworze skrę­

cają płaszczyznę św iatła spolaryzow ane­

go. W przeciwieństwie do tego z syn­

tezy organicznej otrzymujemy ciała op­

tycznie nie czynne, które jednak metodą odkrytą przez L. Pasteura możemy na­

stępnie przeprowadzić w ciała optycznie czynne.

A udało się to także z kwasami ami- nowemi odchwili gdy zastosowano pochod­

ne ich rodników acyle, albowiem te o- statnie dają z naturalnemi alkaloidami stałe, przez krystalizacyę na optyczne składniki rozpadające się sole, z których przez bardzo prosty zabieg powstają op­

tycznie czynne kw asy aminowe. Postę­

powanie to zastosowano z zupełnym skut­

kiem dla większej ilości k w asów amino­

(8)

168 W SZ E C H Ś W IA T .¥ 2 11 wych, tak że rozszerzenie tegoż na po­

zostałe: prolinę, lizynę i cystynę nie na­

potka żadnych trudności.

Można się zatem spodziewać, że w naj­

bliższej przyszłości stanie się możliwą całkow ita synteza wszystkich tych ciał także w formach optycznie czynnych.

Natomiast nie je st to niestety prawdopo- dobnem, jakob}- zestawienie podane obej­

mowało już wszj^stkie produkty rozpadu ciał proteinowych. Przeciw nie niektóre spostrzeżenia przem aw iają za tem, że w tej surowej mieszaninie kw asów ami­

nowych, jaka się tw orzy przez gotow a­

nie ciał proteinowych w kw asie solnym, zawarte są nieznane nam jeszcze substan- cye, których w ydzielenie może się uda przeprowadzić za pośrednictwem ulepszo­

nych metod oddzielania. T o jednak mo­

żna już dziś przypuszczać, że najw ażniej­

sze składniki cząsteczki proteinów są nam znane i że w niektórych prostszych w yrazach gru py proteinowej nie braku­

je ani kaw ałka.

O ile wyniki te pocieszająco się przed­

staw iają, to trzeba zaznaczyć, że ro z w ią ­ zują one tylko najmniejszą część zadania, jakie staw ia nam konieczność zbadania budowy chemicznej ciał białkow ych; al­

bowiem daleko trudniejszem jest do od­

powiedzi pytanie: w jaki sposób i w ja ­ kim porządku połączone są ze sobą te w szystkie części w cząsteczce proteinu naturalnego.

Dla rozwiązania tego zadania można- by także w yb rać drogę rozpadu przez umiarkowaną hydrolizę. P rób y tej do­

konano naw et już dawno, albowiem , ja k to już podnieśliśmy, przez zastosowanie umiarkowanego działania soków traw ią­

cych otrzymać można z proteinów naj­

pierw albumoz}^ i peptony, które dopie­

ro w ciągu dalszej hydrolizy rozpadają się na k w asy aminowe.

A le w edług nowszych doświadczeń al- bumozy, peptony, pomimo najprzeróżniej­

szych zabiegów ku oddzieleniu zmierza­

jących, pozostały ciągle jeszcze m iesza­

niną bardzo podobnych ciał, dla których wyosobnienia metod dziś nie znamy.

B y ło też niemożliwem, scharakteryzo­

wanie ich jako chemiczne indyw idua

i określenie budowy. Badanie stanęło w tem miejscu ja k b y na martwym punk­

cie, wskutek czego niektórzy fachowi lu­

dzie poczęli wątpić w możriość rozw ią­

zania problematu.

D latego też obrałem odwrotną drogę syntezy i przedewszystkiem, bez w zglę­

du na poszczególne proteiny naturalne, usiłowałem substancye podobne otrzymać przez sztuczne zespolenie kw asów ami­

nowych. W ynik uzasadnił próbę, albo­

wiem w rzeczywistości przez zespolenie kw asów aminowych można otrzymać cia­

ła, które najpierw stają się bardzo podo­

bne do peptonów a w razie dalej posu­

niętej syntezy, do ciał proteinowych.

B y zrozumieć metody tej syntez}?, trze­

ba się zapoznać z istotą chemiczną i prze mianami kw asów aminowych a opisanie możliwe jest tylko z pomocą t. zw. wzo­

rów budowy.

W ybieram w tym celu przykład naj- prostszy, glikokol, którego budowę w y ­ rażam y formułą NPI2.CH 2.COOH.

Jak z niej widzimy, zaw iera on bardzo zmienną grupę aminową (NH2) i nie­

mniej łatwo ulegającą zmianom grupę karboksylow ą (COOH). Zupełnie podo­

bnie zbudowane są i inne k w asy amino­

we, i nie jest to bynajmniej żadnym p rzy­

padkiem, że natura w łaśnie tych ciał u- żyła na zbudowanie proteinów, chcąc o- trzymać połączenia chemiczne o nader wielkiej zdolności ulegania zmianom, ja ­ kich też i organizm w ym aga dla sw ych delikatnych celów.

Należało się zatem spodziewać, że ko­

rzystając odpowiednio z sił pow inow a­

ctwa, istniejących w owych grupach, uda się w iększą ilość tych kw asów amino­

wych sprządz ze sobą.

W yobraźm y sobie dwie obok siebie ułożone cząsteczki glikokolu i zmuszone do takiego oddziaływ ania na siebie, by karboksyl jednego z grupą aminową dru­

giego p ołączyły się ze sobą z równo- czesnem wydzieleniem wody, tak jak schemat przedstawia:

NH.2.C H 2.CO O H - II H N .CH 2.COOH to otrzjmiamy now y system tego kształtu

N H 2-CH2.CO .N H .CH 2.COOH.

Jeżeli ze w zględu na grupę N H 2 osta-

(9)

Ns 11 W S Z E C H S W lA T 169 niego powtórzym y to samo z trzecią'

ząsteczką glikokolu, — to otrzym am y w zór następujący:

NHj.CHj.CO .N H .CHj.CO .N H .CHj.COOH.

T ego rodzaju produkty, dające się otrzy­

mać zarówno z glikokolu jak i reszty kw asów aminowych w postaci nader ró­

żnej i w wdelkiej ilości, nazwałem mia­

nem zbiorowem „polipeptydów" raz dla­

tego, że słow o to odpowiada wyrażeniu

„polisacharydy" stosowanemu do węglo­

wodanów a powtóre - że zaznacza podo­

bieństwo tych ciał do peptonów. W e­

dług ilości sprzężonych ze sobą kw asów aminowych rozróżniamy dwupeptydy, trójpeptydy, czworopeptydy i t. d. Naj­

prostszym dwupeptydem jest właśnie wspom niany produkt z glikolu, nazwany

„glicylo-glicyną". Odpowiedni produkt z alaniny i glikokolu w yraża się wzo­

rem:

N H .C H (CHS) c o . n h c h 3 COOH a zwie się alanylo-glicyną.

Do utworzenia polipeptydów posiada­

ni}7 dziś 5 metod, z których przedstawię tylko dwie najważniejsze.

W edług jednej postępuje się tak, że działa się na kw asy aminowe lub ich estry chlorkami chlorow cokwasów tłu­

szczow ych: zastępuje się chlorowiec gru­

pą amidową. Jak o przykład niech nam posłuży synteza wspomnianej glicylo-gli- cyny. Miesza się przedewszystkiem wo­

dny alkaliczny roztwór glikokolu z chlor­

kiem kwasu chlorooctowego, a w tedy zachodzi następująca przemiana:

C lC H 2CO Cl-(-N H 2CH 2CO O H —

= c i c h 2 c o . N H CH 2C O O H -fH C l.

Produktem jest chloracetylo-glicyna.

Jeżeli na tę działamy wodnym roztwo­

rem amoniaku, to w miejsce atomu chloru wstępuje grupa NH2 i otrzymu­

jem y glicylo-glicynę

N H2C H ,C O . N H C H 2CO O H . Przez dalsze podobne działanie chlor­

kiem kwasu chlorooctowego i następne działanie amoniakiem, możemy zmienić dwupeptyd na trójpeptyd, NH2 CH.2 CO N H C H 2ĆO. N H C H 2 CÓ O H zw any dwu- glicylo-glicyną.

A ponieważ i dalszemu powtarzaniu tego procesu nie stoi nic na przeszko­

dzie, otrzymaliśmy dziś większą ilość dwu, trój, czworo-i pięciopeptydów.

Niestety ta płodna metoda w syntezie bardziej złożonych układów staje się przez to częste powtarzanie tej samej operacyi niewygodną. Dlatego też me­

toda druga, dozwalająca na sprzężenie większych części, oszczędza nam wiele czasu i wiele trudu.

B y ją objaśnić, weźmiemy jako przy­

kład syntezę dziesięcio-peptydu, budują­

cego się z glikokolu i optycznie czynnej leucyny.

Jako składników używa się pięcio-gli- cylo-glicyny złożonej z 6 cząsteczek glikokolu o wzorze

NH2CH3COs (NH .CH CO )4N H CH2COOH,

i optycznie czynnej bromo-izokapronylo- dwuglicyło-glieyny o wzorze B rC H (C 4H s) CO (NHCH2 CO )2 NH c h 2 c o o h .

W ostatnim związku możemy chlor­

kiem fosforu końcową grupę karboksylo­

wą zmienić na grupę C O C 1.

•Jeżeli teraz to ciało, zawierające chlor, zmieszamy z zimnym alkalicznym roztwo­

rem pięcioglicylo-glicyny, to nastąpi po­

łączenie w edług następującego schematu.

B r CH (C4H3) C O .(N H . CH2. CO)2 NH. CH2. CO, COOH. CH , NH (CO CH2 NH)4 CO CH2 NH

By wreszcie atom bromu zastąpić gru­

pą N H 2, w ystarczy działanie zimnym w o ­ dnym roztworem amoniaku i otrzyma­

my żądany dziesięcio-peptyd

N H j,C H (C4H9) CO. (NH.CH2CO) 8 NH CH j. COOH

l-leucylo-ośmio-glicylo-glicyna.

Przez powtórzenie tego samego proce­

su otrzymamy dalej tetradekapeptyd zawierający 14 kw asów aminowych o wspaniałej nazwie 1-leucylo-trójglicy- lo-l-leucylo-ośmio-glicylo-glicyna.

Bez wątpienia moglibyśm y dalej syn ­ tezę przeprowadzać i dojść przez to do peptydów o bardzo różnej zawartość kw asów aminowych.

W prawdzie te sztuczne produkty o w y ­ sokim składzie molekularnym nie są skry­

stalizowane, ale rodzaj syntezy, prow a­

dzącej do nich, daje nam dostateczną podstawę do wnioskowania o ich skła­

dzie i budowie, a wątpliwości co do je ­ dnorodności substancyi, które do dziś dnia b yły największą przeszkodą w ba­

C1

H

(10)

170 W S Z E C H S W IA T Nz 11 daniu proteinów naturalnych, znikają tu­

taj zupełnie.

Dlatego w ydaje mi się rzeczą całkow i­

cie uzasadnioną w nioskow ać o składzie i ciężarze cząsteczkowym proteinów na­

turalnych z porównania utw orów sztucz­

nych z niemi.

Dotąd zbadano około 100 sztucznych polipeptydów. W iększość należy w p ra­

wdzie do niższych stopni, dwu, trój-i czw oro-peptydów , ale obejmują one zato praw ie w szystkie powyżej wspomniane kw asy aminowe. Syn tezy w yższych związ­

ków nie dokonano ze w zględów czysto praktycznych, a w ięc przedewszystkiem finansow ych, i ograniczono się do pocho­

dnych glikokolu, alaniny i leucyny. A le skoro koszty i trudy przestaną o d g ry­

w ać sw ą rolę, będzie li zupełnie możli- wem w łączyć i resztę kw asów amino­

w ych w te skom plikowane układy? L ic z ­ ba kombinacyj w zrasta w tym kierun­

ku teoretycznie biorąc w nieskończoność a również w praktyce w edług mego do­

świadczenia je st tu tak dużo możliwych kombinacyj, że ilość sztucznych zw iąz­

ków znacznie p rzew yższy to, co przyro­

da zdziałała. Stąd też płynie koniecz­

ność nałożenia badaniu obowiązku po­

staw ienia sobie granic, by nie stracić z oczu celu końcow ego w yjaśnienia i mo­

żności reprodukow ania naturalnych pro­

teinów.

O ile już dziś zbliżyć się można do tego celu, niech w yjaśnią w łasn ości sztucznych produktów.

P ocząw szy od czw oro-peptydów aż do ośmio-peptydów sztuczne te produkt}^

w ykazują tak wiele podobieństw a do pep­

tonów naturalnych, że bez wahania można uważać peptony za mieszaninę polipeptydów. W niosek ten popiera ró­

wnież to, że z naturalnych peptonów można oddzielić produkty, które są iden­

tyczne z ciałami syntetycznie otrzymane- mi. Dokonano tego po dziś dzień dla trzech dw u-peptydów a mianowicie dla kombinacyi glikokolu z alaniną, leucyną i tyrozyną, które pow stają, obok w ielu innych produktów, z jedw abiu albo ela- styny pod w pływ em częściowej hydroli­

zy, w yw ołan ej kwasem solnym.

A dalej Levene i Beatty odkryli czw ar­

ty przykład, kombinacyę glikokolu z pro- liną w produktach trawienia żelatyny.

Nie wątpię, że najbliższa przyszłość przyniesie podobny w ynik dla niektórych trój-i czworo-peptydów.

A le jeszcze ważniejsze w ydaje mi się to spostrzeżenie, że sztuczne produkty złożone posiadają bardzo podobne w łas­

ności do proteinów naturalnych.

f tak powyżej wspom niany czworope- ptyd może tak, jak one, tworzyć niedo­

skonałe roztw ory. Jeg o roztw ór alkali­

czny pieni się jak woda z mydłem, a z kwasam i mineralnemi tworzy tak trudno rozpuszczalne sole, że w razie powierzchownego badania możnaby b y­

ło zupełnie przeoczyć jego zasadowe własności; dalej daje on świetną reakcyę, biuretową a jeżeli inne reakcye w łaści­

we niektórym naturalnym ciałom białko­

watym , jak próba Miliona i A dam kiew i­

cza, zawodzą, to można to zupełnie do­

brze w yjaśnić nieobecnością tyrozyny i tryptofanu. Krótko mówiąc, trudno się oprzeć wrażeniu, że ów czworo-pep- tyd je st ciałem bardzo blizko zbliżonem do proteinów naturalnych a ja wierzę w to, że przez dalszą syntezę aż do ei- kozipeptydu (dwudziestopeptydu) w e j­

dziemy już w samo centrum grupy pro­

teinowej.

Jak k olw iek jednak dzisiejsze metody w ydają się w ystarczającem i, by tego ro­

dzaju ciała w większej ilości sztucznie w ytw arzać, to nie można zapewniać, że owe syntetyczne produkty koniecznie muszą być z naturalnemi proteinami ident3rczne, bo chociażby nawet budowa w obu jednaką była, to rodzaj, ilość i sposób następstw a poszczególnych k w a­

sów aminowych może być nader roz­

m aity.

Różnice te już w naturalnyeh protei­

nach w ystępują bardzo wyraźnie. Posia­

damy kilka substancyj, które praw ie w y ­ łącznie składają się z pojedyńczych kw a­

sów jednoam inow ycji. T u należy prze­

dewszystkiem oczyszczona nić jedw abiu,

która w całości składa się z glikokolu,

alaniny, tyrozyny i seryny. Natomiast

protam iny jak to w yn ika z ważnych ba­

(11)

JsTs 11 W S Z E C H Ś W IA T 171 dań K ossela, składają się przedewszyst­

kiem z kw asów dwuaminowych. I tak salmina w ystępująca w nasieniu łososia zawiera więcej niż 80% sw ego ciężaru argininy. A le między temi dwoma krań­

cami, jedw abiu i salminy, występują w na­

turze wszystkie możliwe przejścia, tak że ilość proteinów, z któremi biologia ma do czynienia, już dziś na tuziny się liczy a w przyszłości wzrośnie niechybnie znacznie. A nawet, nie w ydaje mi się to już zupełnie wątpliwem, że świat istot żyw ych, który pod względem morfologicz­

nym rozwija taką nieskończoną rozma­

itość, także i pod względem chemicznym a specyalnie w budowie proteinow by­

najmniej nie nałożył sobie granic, o ja ­ kie posądza go nasze ograniczone po­

znanie.

O syntezie naturalnych proteinów mó­

wić zatem będziemy mogli wtedy, kiedj;

się uda poszczególne osobniki z całą ścisłością charakteryzow ać i identyfiko­

wać z produktem sztucznym. Jasnem jest zatem, że zadanie to może być roz­

wiązane dla każdego przypadku zoso- bna, a w ięc tylko dla zupełnie określo­

nego proteinu.

Tym czasowo jest najprawdopodobniej- szem, że pierw sze czyste proteiny uzy­

skane będą na drodze sztucznej i że na nich dopiero będzie można stwierdzić cechy, które dla poznania jednorodności są charakterystyczne.

Z tego faktu wnosić także można o kie­

runku drogi, która przedstawia najw ię­

cej pomyślnych widoków dla badania.

Należy dalej przejść do rozdzielenia pepto­

nów i albumoz, które również są mie­

szaninami, na ich składniki i te ze sztu- cznemi produktami identyfikować.

Z tych w iększych już kaw ałków nale­

ży następnie próbow ać budować wyższe wielopeptydy, by je porównać z wielo- peptydami naturalnemi.

U rzeczywistnienie tych planów połą­

czone będzie jeszcze z w ielką i żmudną pracą, ale że w ynik leży w granicach możliwości, to, z dzisiejszych rezultatów sądząc, nie ulega dla mnie żadnej w ąt­

pliwości; chodzi tylko o to, czy wynik

wynagrodzi pracę włożoną. Co do tego punktu zapatrywania są rozbieżne.

Podczas gdy niektórzy, sceptycznie u- sposobieni badacze, nie spodziewają się po syntezie chemicznej żadnej korzyści dla biologii, wśród szerokiej publiczno­

ści rozszerzj^ły się przesadzone w yobra­

żenia o ekonomicznych skutkach tego odkrycia.

Świetnemi odkryciami przemysłu che­

micznego, dokonanemi przez zastosowa­

nie syntezy organicznej w zakresie barw ­ ników, środków leczniczych, substan- cyj wonnych, wybuchowych, słodkich i t. d. zepsuto w ostatnich 50 latach św iat tak dalece, że uważa on obecnie wszystko za możliwe i widzi też w sztucz­

nem białku tani a dobry środek od­

żyw czy przyszłości. Publiczny wyraz tej nadziei dano w sw ym czasie, kiedym o- głosił zbiorowo w yniki mych dośw iad­

czeń a doszło naw et do tego, że jeden z zagranicznych dzienników w artykule pod tytułem „Pożyw ienie z w ęgla“ roz­

postarł w spaniały obraz, w którym w y ­ kwintny dom gościnny za pośrednictwem laboratoryum chemicznego znajdował się w połączeniu z kopalnią węgla i w któ­

rym można było widzieć przemianę w ę­

gla kamiennego w najprzeróżniejsze po­

trawy.

T ak śmiałych nadziei nie może, nieste­

ty, podzielać chemik trzeźwo patrzący.

G d yby nawet udało się sztucznie w y ­ tworzyć wszystkie proteiny, zawarte w pożywieniu naturalnem, to mimo to nie możnaby nawet myśleć o ekonomicz- nem w yzyskaniu tych procesów z tej prostej racyi, że są one zakosztowne.

Dopóki chodzi o rozwiązanie nauko­

wego problemu, dopóty koszty są rzeczą podrzędnego znaczenia i chociaż nieje­

den badacz mógłby się uskarżać na te wydatki, jakie eksperym ent pociąga za sobą, to jednak w zasadzie musi on postęp w iedzy wyżej cenić, niż poniesio­

ną ofiarę.

A le jeżeli chodzi o przem ysłowe w y ­

zyskanie odkrycia naukowego, w tedy

rzeczy mają się inaczej tam, gdzie sztucz-

j ny produkt ma iść o lepsze z natural-

(12)

172 W S Z E C H Ś W IA T

¥ 2

11

nemi materyałam i,— tam cena je st czynni­

kiem rozstrzygającym .

K toby się dziś chciał odżyw iać znane- mi już polipeptydami i proteinami, któ­

re w przyszłości syntetycznie utw orzyć się dadzą, ten m usiałby być bardzo za­

możnym człowiekiem.

A nawet gdybyśm y te procesy syn te­

tyczne nadzwyczajnie uprościli, to mimo to nie będą one m ogły konkurować z tak tanim robotnikiem ja k roślina. T o samo dotyczę sztucznego w ytw arzania w ę ­ glowodanów, które pow iodło mi się w 1890 r. a które po dziś dzień nie na­

sunęło żadnemu technikowi myśli p rak­

tycznego w yzyskania.

(dok. nast.) tłum. D r. K iern ik.

Kronika naukowa.

— Jeszcze o elektronach dodatnich1).

W jednym z poprzednich numerów tego pisma wspomniałem o doświadczeniu Li- lienfelda z dziedziny elektryczności w g a ­ zach rozrzedzonych, które można w ytłu­

maczyć istnienieniem elektronów dodat nich. Przypuszczenie to znajduje potw ier­

dzenie z innej strony w dziedzinie ma- gneto-optyki. Przyjm ując budowę elek­

tryczną materyi t. j. że atomy składają się z oscylujących korpuskuł elektrycz­

nych, przyjmując nadto, że em isya i ab- sorpcya światła mają siedzibę w owych oscylujących korpuskułach, należy się spodziewać wpływu pola magnetycznego na w ysyłanie, przepuszczanie i pochła­

nianie św iatła a więc zmiany ilości drgań i płaszczyzny polaryzacyi św iatła w y sy ła ­ nego i przepuszczanego. W pływ ten w wielu razach obserwowano: należą tu t. zw. zjawisko F a ra d a ya (skręcenie p ła­

szczyzny polar, podczas przejścia św iatła przez ciała stałe) i szczególnie — zjawi­

sko Zeemana (zmiana długości fali św ia­

tła w ysyłanego przez św iecące pary).

Ostatnie zjawisko znane było do niedaw ­ na tylko dla gazów; w kilku ostatnich komunikatach („Untersuchungen iiber die magnetooptische Eigenschaften in K ry - stallen” Phys.Zeitschr. 1907. N° 19— „Sur les variations des bandes d’absorption des sels de didyme et d’erbium dans un champ m agnetiąue” Comptes rendus N-r 27.

z 30 grudnia 1907) Jan Becąuerel dono­

si o wpływ ie magnetyzmu na widma ab­

*) Porów n. , W szechśw iat" z r. 1907 str. 804.

sorpcyjne kryształów, t. j. że, obok zjawi­

ska Faradayow skiego, pole magnetyczne wywołuje jeszcze zmianę okresu drgań elektronów absorbujących i co zatem idzie przesunięcie prążków pochłonięcia. N o­

we to zjawisko znalazł początkowo dla kryształów rzadkich ziem, ksenotymu czy­

li hussakitu i tysonitu, w zwykłej tempe­

raturze, następnie także dla soli dydymu i erbu w temperaturze ciekłego powie­

trza (niewątpliwie i inne kryształy okażą toż samo zachowanie za dostatecznem obniżeniem temperatury). Odkrycie to, samo przez się nader ciekawe i ważne, ma dla nas szczególne to znaczenie, że kierunek przesunięcia się prążków absorp­

cy i— odmienny niż dla gazów każe przy­

puszczać, iż obok elektronów odjemnych także i dodatnie mają udział w pochła­

nianiu światła i podczas gd y dla gazów i par, dla których zjawisko Zeemana ob­

serwowano, wszystkie linie, odpowiadają­

ce w ibracyi obrotowej tego samego zna­

ku, przesuwają się ku jednemu końcowi widma, tutaj prążki przesuwają się równie często ku fioletowemu jak ku czerwone­

mu końcowi widma. W yn iki doświad­

czalne tak przemawiają za istnieniem elek­

tronów dodatnich, że Becąuerel wszel­

ką inną próbę wytłumaczenia zjawisk przez niego obserwowanych uważa za prawie niemożliwą. G d yby owe zjawiska magneto-optyczne zostały b y ły odkryte przed odkryciem radyoaktyw npści i zjawi­

ska Zeemanna, — powiada Becąuerel w swej ostatniej nocie do akademii p a­

ryskiej — z pewnością nikt nie byłby się w ah ał przyznać współczesne istnie­

nie elektronów dodatnich i odjemnych 0 równej masie. J , L. S .

— Badania systematyczne nad lagu nami weneckiemi zapoczątkowane zosta­

ły świeżo przez M agriniego, de M archiego oraz Gnessottiego, z ramienia Instytutu K rólew skiego Umiejętności, Literatury 1 Sztuk pięknych w Wenecyi (Reale Isti- tuto Veneto di Scienze, Lettere ed Arti).

Program zawiera przedewszystkiem zbadanie rozprzestrzenienia się p rzypły­

wów i odpływów morskich wzdłuż w y ­ brzeża zachodniego A dryatyku, między Porto Corsini i Porto Buso oraz w lagu­

nie Malamocco. T ę ostatnią przeniesiono nad laguny W enecyi i Chioggii z tego względu, że już od dłuższego czasu pozo­

staje bez zmiany. Pracę rozpoczęto od umieszczenia szeregu m areografów (przy­

rządów, zapisujących wysokość wody

w morzu); jeden umieszczono w cieśninie

Chiogii, trzy — w lagunie Malamocco,

cztery — wzdłuż brzegów W ielkiego K a ­

nału weneckiego. Inne m areografy znaj-

(13)

Xo u W S Z E C H S W lA T 173

dują się na Lido i w Mestre. W szystkie | te punkty będą z sobą połączone za po­

mocą precyzyjnych zdjęć niwelacyjnych.

Już początkowe obserwacye ujawniły istnienie drugorzędnych fal przypływów' i odpływów, fale te nakładają się na fa ­ lę główną, odpowiednio ją modyfikując.

Nadto okazało się, że średni poziom wody ulega nieprawidłowym wahaniom okresowym.

W celu w ykrycia, czy rozmaite war­

stwy wody ulegają przemieszczaniom, na pięciu stacyach notowana jest systema­

tycznie temperatura powierzchni wody;

jednocześnie w rozmaitych głębokościach robią się pomiary temperatury oraz bra­

ne są próbki wody. — Nadto de Marchi rozpoczął studya nad powstawaniem gro ­ bli brzeżnych, wydm je pokrywających oraz ławic, znajdujących się przed cie­

śninami. W reszcie wymieniony wyżej Instytut ogłosił konkurs na zbadanie roz­

woju lagun od czasów rzymskich, pod­

kreśliwszy przytem wyraźnie, że wymaga się od autorów nie pospiesznej kompila- cyi, lecz pracy głębszej, opartej na doku­

mentach autentycznych i z pierwszego źródła, krytycznie wybranych, — Przed­

sięwzięcie opisywane wzbudzić powinno zainteresowanie tem większe, że na cze­

le jego stoją ludzie, znani ze swoich po­

ważnych prac naukowych.

(La Geographie, XII, Ns 4) L - H .

— Dyabazy we wschodniej części Spitzbergu. Już od dłuższego czasu sta­

re te skały wulkaniczne ujawnione zostały w licznych miejscach na wschodniem i zachodniem Wybrzeżach Spitzbergu.

P. H elge Backlund, w ciągu pobytu na tej wyspie w charakterze członka rossyj- skiej ekspedycyi dla zmierzenia łuku po­

łudnika, stwierdził, że w dyabazy obfituje szczególnie część północna Stortjordu.

W śród pokładów tryasow ych i jurajskich, naogół zastanawiająco poziomych, skła­

dających się na wymieniony obszar, dya­

bazy występują już to w postaci szerokich żył poziomych lub pionowych, już to w postaci mas na w ysokości poziomu morza, już to wreszcie w postaci potęż­

nych pokryw, zaściełających warstwy osadowe. Ten ostatni sposób występo­

wania wpływa bardzo wyraźnie na formy topograficzne; wpływ ten polega na tem, że dyabaz, jako skała twardsza, konser­

wuje przed denudacyą pokłady pod nim się znajdujące, — stąd powstają płasko- wzgórza, prawie doskonale poziome.

Mapa, dodana do pracy Backlunda, za­

wierającej wyniki jego poszukiwań, w ska­

zuje, że szczególnie często napotykają się dyabazy dookoła zatoki Ginevra i na

| południe od lodowca N egri, na g'órze Teist, na obu wybrzeżach cieśniny H elis i dookoła przylądka Forvałing, na brze­

gach Thymens Strait, wreszcie w szero­

kim promieniu dookoła W hales-point i zatoki Deevie. Na wybrzeżu zachodniem Storfjordu dyabazy znikają na południe od zatoki Agardh.

Stałe odchylenia wahadła w kierunku wschodnim, zaregestrowane na kilku sta­

cyach na wybrzeżach Storfjordu, są nadto wskazówką, że rozległe obszary, pokryte przez morze, składają się z opisywnej skały wybuchowej. Powstanie tej ostat­

niej niewątpliwie miało miejsce po Jurze górnej; na brzegach Storfjordu, jak zre­

sztą na całym Spitzbergu, wylew na po­

wierzchnię poprzez pokłady osadowe musiał nastąpić od jednego razu. P rze­

mawia za tem zadziwiająca zgodność w składzie mineralogicznym i chemicz­

nym tej skały w najrozmaitszych miejsco­

wościach.

W edług Backlunda, pojawienie się dya- bazów pozostawało w związku ze sprawa­

mi tektonicznemi, jakie nawiedziły wscho­

dnią część Spitzbergu. K ie d y zaszły dyz- lokacye, które pociągnęły za sobą roz- padnięcie się masy kontynentalnej, obej­

mującej Storfjord i zalegającej dalej na wschód, wtedy dyabazy podniosły się przez szczeliny do góry oraz wtargnęły między mało oporne skały osadowe.

W samej rzeczy, dyabazy występują g łów ­ nie wdłuż linij uskokowych, okalających w yspy i wybrzeża, zaś najchętniej w punk­

tach przecięcia dwu lub kilku takich

linij. L. H.

(La Geographie, XVI,

j

\ ° 4).

— W p ł y w światła na kiełkowanie.

Badania dotychczasowe wykazały, że światło w yw iera nader różnorodny wpływ na kiełkowanie rozmaitych nasion. W w ie­

lu razach opóźnia ono kiełkowanie, nie­

które zaś nasiona mogą kiełkować tylko na świetle.

Ostatnie badania Kinzela nad zasiane- mi nasionami czarnuszki (Nigełla sativa) wykazały, że na świetle w wysokiej tem­

peraturze nie kiełkują one zupełnie, nawet późniejsze przeniesienie ich do ciemności w temperaturze 200 nie daje pożądanych wyników. Nasiona tej samej rośliny trzy­

mane od początku w ciemności już po czterech dniach kiełkowały (94°|0)..U na­

sion kiełkujących w ciemności można b y­

ło w ykryć obecność barwnika pokrewne­

go ksantofilowi. W niższej temperatu­

rze (io°— 15”) nasiona czarnuszki kiełko­

w ały nawet na świetle. Naturalnie spra­

wa ta odbywa się znacznie wolniej, niż

w ciemności. Badania mikroskopowa

Cytaty

Powiązane dokumenty

W maju odmawiamy albo śpiewamy modlitwę, która się nazywa Litania Loretańska do Najświętszej Maryi Panny.. Ludzie przychodzą na nabożeństwa majowe do kościoła, a czasem do

sowe, a nie przedm iotem rozum ienia, czyli odkryw ania logosu bytu. W iedzę ogólną i konieczną zastępuje w tedy przekonanie, które Leibniz nazw ał

W najwyżej ce- nionych periodykach naukowych udział publikacji odnoszących się do ewolucji i historii świata żywe- go wciąż jest nieproporcjonalnie większy niż udział

Kierujący pojazdem, zmieniając pas ruchu, powinien zachować szczególną ostrożność oraz upewnić się, czy manewr ten nie spowoduje zajechania drogi innym uczestnikom ruchu. Jeśli

Po zwrocie, jaki dokonał się w twórczości Chomsky ’ ego w połowie lat sie ­ demdziesiątych, jego badania koncentrują się na wykryciu struktury i zawartości gramatyki

Jednak zasadnicze treści odnoszą się do osoby Aleksandra Wielkiego, który przekonany o swej sile i uniesiony pychą ogłasza się panem świata i synem Jowisza

Na liście nie znajdują się osoby, które uzyskały już ocenę na potrzeby egzaminu przedterminowego., jak również studenci zobowiązani do poprawy

szerzej: Uchwaâa siedmiu sędziów SĊdu Najwyůszego z dnia 10 maja 2012 roku, (Sygn. Obywatelskich 281 oraz Prokuratora General- nego 282 , a dotyczyây dwóch kwestii, które zo-