• Nie Znaleziono Wyników

CIAŁA LUDZKIEGO M 30.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "CIAŁA LUDZKIEGO M 30."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 30. Warszawa, d. 26 Lipca 1885 r. T o m IV .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM .

PRENUMERATA „W S ZEC H ŚW IA T A ."

W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2

Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata

i we w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicę,.

Komitet Redakcyjny stanow ią: P. P. D r. T. Chałubiński, J. A leksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, B. R ejchm an,

mag. A. Ślósarski i prof. A. W rześniowski.

„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pob iera się za pierw szy ra z kop. 7 ij-i,

za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.

jf^-dres ZESed-a-ł^cyi: :E=©a.-wa,łe 2>Tr 2.

ORGANY SZCZĄTKOWE

CIAŁA LUDZKIEGO

s k r e ś l ił

Jó zef Nusbfliim.

III.

W przeszłych dw u częściach (patrz N r 22 i 23 W szechśw iata) niniejszego artykułu, ros- patryw aliśm y kw estyję pow staw ania i zna­

czenia organów szczątkow ych w ogóle oraz organy szczątkow e szkieletu ludzkiego i mię­

śni w szczególności. Obecnie zastanówm y się nad niektórem i częściami szczątkowemi narządów traw ienia i oddychania organizm u ludzkiego.

W jam ie ustnej człow ieka spotykam y kil­

ka ciekaw ych narządów szczątkowych. P o ­ m iędzy zębam i naszemi k ły stanow ią bez kw estyi części szczątkowe; są to szczątki skarłow aciałe kłów zw ierząt drapieżnych, służących tym ostatnim do rozryw ania i roz­

dzierania kaw ałów mięsa.

Interesującą część szczątkową znajdujem y na dolnej stronie języ k a naszego. U bardzo wielu ludzi, m ianowicie, w ystępują n a dolnej pow ierzchni ję z y k a dwie podłużne, zbliża­

jące się do siebie ku przodow i fałdki frę ­ dzlow ate, znane w podręcznikach anatom ii pod nazwą „P lica fim briata“. Na org an ten zw rócił specyjalnie w zeszłym roku uw agę znakom ity zoolog niem iecki K a ro l G egenbaur, profesor w H eid elb erg u ‘).

Uczony ten zbadał ogrom ną ilość trupów i doszedł do w niosku, że te fałdki podjęzy- kowe w ystępują bardzo w yraźnie tylko w 18 wypadkach na sto, w innych zaś razach są rozw inięte dosyć słabo, a niekiedy zupełnie naw et znikają. P ro f. G egenbaur na zasa­

dzie licznych anatom o-porów naw czych po­

szukiw ań przekonał się, że te fałdki pod j ę ­ zykiem człowieka stanow ią szczątki pewnego, właściwego niektórym zw ierzętom organu, zw anego „podjęzykiem “.

U orang utang a i d ług oręka (H ylobates) podjęzyka, o ile się zdaje, b rak uje zupełnie, gdy tymczasem u szym pansa w ystępuje

O Morphologisches Ja h rb u c h Bd. IX. 1884, str.

4 2 8 -4 5 6 .

(2)

466

ślad jeg o w postaci tak ich samych mniej lub więcej fałdek, j a k u człow ieka; w bardzo za­

nikow ym stanie istnieje też organ ten u ma- gota i koczkodana. W grupie m ałpiątek (Prosim iae) p odjęzyk dosięga bardzo wyso­

kiego stopnia rozw oju. Je st on tu swobo­

dny, praw ie tak w ielki j a k języ k , a na po­

w ierzchni swój m niej lu b więcej zrogow a- ciały i zabarw iony na żółto lub brunatno.

W ierzcho łek podjęzyka w ydłużony je s t w dw a lub trz y ostre zakończenia, a pod­

staw a zwęża się, w sk u tek czego całość po­

dobna je s t do ję z y k a ptasiego. U w orko­

w atych (M arsupialia) podjęzyk zrasta się na całej długości swój z dolną pow ierzchnią języka; zachow ując znaczną wielkość, traci on tu je d n a k swobodę. U innych rzędów ssących, oraz u człow ieka, podjęzyk coraz bardziej zrasta się z języ k iem i re d u k u je się w reszcie do owych fałdek podjęzykow ych.

N a zasadzie zanikow ego stan u podjęzyka u wyższych m ałp i człow ieka, a silnego j e ­ go rozw oju u m ałp iątek i w orkow atych, prof. G egenbau r przypuszcza naw et, że u przodków zw ierząt ssących organ ten j e ­ szcze bardziej był rozw inięty; że w m iarę, j a k się silniej rozw ijał sam ję z y k , podjęzyk by ł coraz bardziej w ypierany, a naw et, ja k przypuszcza ten uczony, u odleglejszych je ­ szcze przodków zw ierząt ssących istnieć m u­

siał głów nie tylko sam podjęzyk, k tó ry m iał zapew ne ja k ą ś określoną funkcyję fizyj olo- giczną, ję z y k zaś stan o w ił tylko dodatkow ą część na grzbietow ej jeg o stronie. Ja k k o l­

w iek to ostatnie przypuszczenie G egenbau- ra nie m a jeszcze dotąd za sobą dostate­

cznych dowodów, w każdym atoli razie w fałdkach podjęzykow ych człow ieka u p a­

try w ać m usimy szczątkow y ślad silnie u nie­

k tó ry ch zw ierząt w ystępującego „podję- z y k a“ .

U dzieci, m ających mniej niż ro k wieku, w idać w przedniój części podniebienia, tuż za środkow ą p a rą siekaczy szczęki górnej,, dw a m ałe otw orki, wiodące do kanalików , przebie­

gaj ących skośnie p rzez k o stn ą ściankę pod- niebieniową i prow adzących z ja m y noso­

wej ku gębow ej. K a n a ły te nazyw ają się w anatom ii kanałam i przysiecznem i (canales incisivi). U dorosłego człow ieka otw ory tych kanałów zaciągnięte są od stro n y jam y gębowój w ielką błoną, w yściełającą podnie-

N r 30.

bienie. Te k anały przysieczne (tak n azw a­

ne dlatego, że zn a jd u ją się tuż za siekacza­

m i) czyli inaczej kan ały Stensona, wysłane u zarodków nabłonkiem m igawkowym , m a­

j ą bardzo ważne i ciekawe znaczenie w an a­

tom ii porów naw czej, stanowiąc szczątki pe­

w nych organów , właściwych zw ierzętom . U płazów (A inphibia) ja m a nosowa p rze­

d łu ża się w dwie jam y boczne, umieszczone w ew nątrz szczęki górnej i wysłane błoną zaw ierającą zakończenia n erw u węchowe­

go (n. olfactorius). Otóż te dodatkow e j a ­ m y węchowe płazów stanow ią organ, zw a­

ny w anatom ii porównawczej organem J a - kobsona ‘).

U w szystkich praw ie wyższy cli kręgow ­ ców, począwszy od płazów, w bocznych tycli jam ach nie ma ju ż zakończeń nerw u węchowego, tak że p rzestają one funkcyjo- now ać ja k o dodatkow e części w ę c h o w e , a stają się w prost zbiornikam i pow ietrza i wilgoci dla ja m y nosowój.

U płazów zatem dodatkow e ja m y węcho­

we (org. Jakobsona) leżą z boków głównej ja m y węchowej nosa, u gadów zaś (R epti- lia) jam y te inne m ają położenie; przesuw a­

j ą się pod spód tój ostatniej, tak że zajm ują m iejsce pom iędzy główną ja m ą węchową no­

sa i pom iędzy sklepieniem podniebieniow em ja m y ustnej. T e dodatkow e ja m y węcho­

we gadów , wysłane, rozum ie się, zakończe­

niam i n erw u węchowego (a także n. tró j­

dzielnego), ro zw ijają się ja k o bezpośrednie przedłużenia głów nej ja m y nosowej, p rzy ­ czem błona śluzow a tej ostatniej tw orzy bezpośrednie w oreczkow ate przedłużenia do jej w nętrza. Później atoli woreczki te od­

dzielają się za pomocą przew ężenia od głó­

wnej ja m y nosowej, przekształcają się w śle- po zakończone na górze woreczki, a otw ie­

ra ją się natom iast bezpośrednio do jam y ustnej za pomocą dw u m ałych otw orków , um ieszczonych na sklepieniu podniebienio­

wem. T ak więc u gadów (a mianowicie

') N iektórzy anatom ow ie tw ierdzili, że właściwy organ Jakobsona w ystępuje dopiero począw szy od gadów. Ale piękne p race prof. W idersheim a (Die Stam m esentw icklung des Jakobs. Org. 1881 i inne) dow iodły, że w spom niane o rgany płazów odpow ia­

d a ją organom Jakobsona.

(Przyp. Aut.).

WSZECHŚWIAT.

(3)

N r 30. WSZECHŚWIAT. 467 u jaszczurek, gdzie organy te najlepiej są

zbadane), dodatkow e jam y węchowe zupeł­

nie są, oddzielone od głównej ja m y węcho­

wej nosa; lecz ja k o dw a odosobnione bło ­ niaste woreczki, umieszczone w ew nątrz ko­

stnego sklepienia podniebieniowego, otwie­

rają. się bezpośrednio p rzy podstawie swej do ja m y ustnej. Jak ież znaczenie fizyj olo- giczne mają. te organy? Otóż wiadomo, ja k wielce pomocnym je s t zm ysł powonienia dla zmysłu smaku. G dy mamy k atar, nie czu­

jem y dobrze sm aku pokarmów , albowiem nie odczuwam y w tedy zapachu kęsa, ja k i trzym am y w ustach; dalej zaś, nieraz po­

wiadam y np., że „czujem y w sm aku naftę“, chociaż n ik t z nas nafty nie kosztował, a zna­

my j ą tylko z zapachu. Zw ierzęta, ja k w ia­

domo, k ie ru ją się głównie węchem przy w y­

borze pokarm ów , a „apetyczny zapach“ j a ­ dła pobudza odruchow o zw ierzę do chw yta­

nia kęsa. Otóż, organy Jakobsona, przed­

staw iające woreczki błoniaste z zakończe­

niam i nerw u węchowego, ja k o otw ierające się bezpośrednio do jam y ustnój, stanowią zapewne u zw ierząt ważne dopełnienie dla zm ysłu sm aku; są to części organu węchu, które oddzieliły się zupełnie od właściwego o rganu węchowego i w stąpiły w związek z jamą. ustną, by umożliwić zwierzęciu sina- I kow anie kęsa pokarm u za pomocą węchu.

Ze zw ierząt ssących, organ Jakobsona szcze- gólniój silnie je s t rozw inięty—u gryzoniów (Glires), przeżuw ających (R um inantia) i nie- parzystokopytnych (Perissodactyla); u nich ju ż je d n a k w oreczki te nie otw ierają się do ja m y gębow ój, albowiem otw ory kanałów przysiecznych (foram ina incisivia) zacią­

gnięte tu są błoną podniebieniową, podo­

bnie ja k u człow ieka. W m iarę silniejsze­

go rozw oju zm ysłu sm aku, specyjalne do­

datkow e części, zapożyczone, że tak powiem, od zm ysłu węchu, staw ały się coraz mniej potrzebne i stopniowej ulegały redukcyi.

U w ołu np. k an a ły przysieczne, mieszczące w sobie ślepo zakończone w orki organu J a ­ kobsona, bardzo są wielkie.

U wyższych zaś ssących zanika zupełnie sam organ, a pozostają tylko szczątki p arzy­

stych kanałów kostnych, które m ieściły w sobie ten organ; pozostają tylko wąskie i zam knięte kan ały przysieczne, które wi­

dzimy też u człow ieka, a które, ja k powie-

I dzieliśiny, u nowonarodzonych dzieci (do jednego roku) otw ierają się naw et bezpośre­

dnio do ja m y gębowej, ja k u jaszczurek.

Do u k ład u organów traw ienia i oddycha­

nia należą też dw a organy zanikowe nie­

zmiernej wagi anatom oporównawczej, zw a­

ne gruczołem tarczow ym i grasicą.

G ruczoł tarczow y (G landula thyreoidea) człowieka przedstaw ia organ, złożony z dw u bocznych o krągło-o walnych części i jednej środkowej, węższej, łączącej j e z sobą. L e­

ży on na przodzie górnej strony tchaw icy, części boczne zachodzą n a chrząstki tarczo­

we k rtani. N a pow ierzchni gruczołu w i­

dzim y pokrycie błoniaste, z którego w ra­

stają do w nętrza gruczołu liczne przegród­

ki, dzielące go na oddzielne płaty, złożone z mnóstwa pęcherzyków , wysłanych w ar­

stwą nabłonka i wypełnionych płynem.

O rgan ten nosi, być może, nieodpow iednią nazwę gruczołu, albowiem gruczoły są to organy, w ytw arzające jak ąś wydzielinę: po­

towe w ytw arzają pot, ślinowe •— ślinę, wą­

troba— żółć. G ruczoł tarczow y zaś, o ile wiemy, nic nie produkuje, żadnćj specyjal- nej funkcyi wydzielającej nie pełni, a przy­

najm niej funkcyja jego je s t nam nieznana;

je s t to tylko organ szczątkowy, mniej lub więcej być może zbyteczny.

Rozwój rodow y gruczołu tarczowego przedstaw ia jed en z najciekaw szych p un ­ któw w anatom ii porównawczej. Dowodzi on, ja k różnorodnym i silnym przem ianom ulegać mogą organy zwierzęce jw szeregu rozw oju rodowego i ja k ważne św iatło rzu­

cają poszukiw ania anatom oporównawcze na znaczenie narządów szczątkowych.

Najbliższymi przodkam i zw ierząt kręg o­

wych, a raczej najniższym i i do pewnego stopnia zdegenerowanem i kręgow cam i są t. z. osłonice (Tunicata). W stanie zarod- j kowym posiadają one szkielet w ew nętrzny w postaci strun y grzbietow ej (chorda dorsa- lis), silnie rozw inięty u k ład nerw ow y i zmy- sły; organy te je d n a k ulegają całkow item u lub częściowemu zanikowi. Są to zw ierzęr ta woreczkowate, lub beczułkowate, żyjące pojedyńczo, lub też tw orzące złożone kolo- nije. Ciało ich (fig. 1) pokryte je s t g alare­

tow atą lub schrząstkow aciałą osłoną (g) o dw u otworach: dla przyp ływ u (a) i odp ły ­ w u wody (b). W ew nątrz osłony uk ry te

(4)

468 W SZECHŚW IAT.

je st zwierzę, w któ rem odróżniam y otw ór gębowy (u), wiodący do przedniej części k a­

nału pokarm ow ego, znacznie rosszerzonćj, przebitej m nóstw em m aleńkich, szeregam i ułożonych otw orów i grającej rolę organu oddechowego. Jestto t. z. w orek sltrzelo- wy (k). W oda wchodzi do tego w orka (na ściankach którego zn a jd u ją się rozgałęzie­

nia naczyń krw ionośnych), oplukuje go, od­

daje naczyniom rospuszczony w niej tlen,

F ig. 1. Osłonica.

a następnie otw orkam i tem i przechodzi na zew nątrz w orka skrzelow ego do t. z. ja m y okołoskrzelow ej, a stąd do pew nej je j części noszącej nazw ę kloaki (d), do której otw ie­

ra ją się także ujścia organów rozm naża­

nia (p) oraz ujście k an a łu pokarm ow e­

go (k. p.). Z kloaki w oda w ydostaje się na zewnątrz^ przez otw ór wyjściow y osłony.

W głębi w orka skrzelow ego zn a jd u je się otw ór (s) wiodący do właściwego k an a łu

pokarm ow ego, skręconego w postaci pętlicy i otw ierającego się, j a k rzekliśm y, do kloa­

ki. U kład nerw ow y w yrażony je s t przez je d e n tylko węzełek (n) umieszczony przy początku w orka skrzelowego, na stronie grzbietow ej zwierzęcia, a serce przedstaw ia podłużny w oreczek (c). P o śro d k u b rz u ­ sznej strony w orka skrzelowego ciągnie się w zdłuż row ek od otw oru gębowego (u) aż do początku właściwego kan ału pokarm o­

wego (s). R ow ek ten zw any e n d o s t y 1 e 111 (end.) w ysłany je st w głębi m igawkowemi kom órkam i i ograniczony z boków dwiem a fałdkam i. Ścianki row ka w ydzielają pe­

w ną śluzow atą substancyję, k tóra zlepia z sobą kaw ałeczki pokarm ów , poruszeniam i m igaw ek posuwane k u otw orow i właściwe­

go kan ału pokarm ow ego. W taki więc spo­

sób endostyl stanow i zróżnicow aną część i ścianki w orka skrzelow ego czyli przed nie­

go, funkcyjonującego ja k o organ oddecho­

wy oddziału k an a łu pokarm ow ego, służąc do przeprow adzania drobnych ciałek p o k a r­

m owych.

U najniższej ryby, u lancetnika (A m phio- xus lanceolatus), przednia część k an a łu po­

karm ow ego pełni także funkcyję organu od­

dechowego, a w zdłuż brzusznej strony tego odd ziału ciągnie także brózda odpow iadają­

ca endostylow i osłonie. P osuw ając gię ku coraz wyższym grupom kręgowym , w idzi­

my, że brzegi brózdy zbliżają się k u sobie, zrastają, a w ta k i sposób brózda przeobraża się w ru rk ę, z początku kom unikującą się jeszcze z przednią częścią k an ału pokarm o­

wego, później zaś zupełnie oddzielającą się od tego ostatniego. Św iatło ru r k i zanika, w ypełnia się tk ank ą kom órkow ą (w tórnie tylko w ystępuje zw ykle nowe św iatło)i wta- ' ki sposób po wstaje pod przełykiem pełny I szn u rek kom órkowy, k tó ry się stopniowo skraca, rospada n a płaty większe i m niejsze i p rzy jm uje wreszcie budow ę, jakąśm y wi­

dzieli u człowieka.

U larw y m inoga, u t. z. Ammocoetes, g ru ­ czoł tarczow y przedstaw ia o rgan ru rk o w a­

ty, kom unikujący się za pośrednictw em sze­

rokiego otw oru z przełykiem i w ysłany n a­

błonkiem m igawkowym . U dorosłego m i­

noga oddziela się ju ż zupełnie od przeły ku i traci jam istość. U ryb chrząstkow atych

(5)

N r 30. WSZECHŚWIAT. 469 organ ten skraca się i stanow i okrągło-o wal­

ne, pełne ciało, u kościstych zaś rospada się na dwie połowy: prawą, i lewą. U płazów i ma także budowę parzystą, u gadów ja k k o l­

wiek je st nieparzysty, lecz składa się z dwu płatów . P arzystość widzim y dalej u pta­

ków, u ssących zaś i u człow ieka spotykam y dw a płaty, połączone najczęściej z sobą przewężeniem środkowem.

Oprócz gruczołu tarczowego znajdujem y jeszcze w szyjowej części organizm u ludz­

kiego inny organ zagadkow y, którego fun- kcyja zupełnie je s t nieznaną. Mam n a m y ­ śli grasicę (g landu la thym us). Jestto także organ n a tu ry gruczołow ej, dosięgający u za­

ro d k a znacznej wielkości, a po urodzeniu przez krótki czas aż do drugiego roku ży­

cia, niekiedy zaś dłużej, jeszcze powiększa­

ją c y się, a następnie powoli się zm niejszają­

cy. Około dwudziestego roku życia czło­

w ieka gruczoł albo zupełnie zanika, lub też re d u k u je się do m ałego.szczątka, pozostają­

cego przez całe życie. Leży on poza górną częścią m ostka, n a w oreczku osierdzia, a u zarodka przedłuża się naw et z przodu tego ostatniego aż do przepony (diaphragm a).

S k ład a się z dw u płatów , a każdy dzieli się znów na liczne mniejsze płaty.

T h y m u s przedstaw ia szczątek aparatu łuków skrzelow ych zarodka, o którym ju ż wspom inaliśmy (patrz część II). L u k i te, w ystępujące w szyjowej okolicy zarodka, oddzielone są od siebie szczelinami, t. z. szcze­

linam i skrzelowem i, po większej części za- nikającem i zupełnie. Otóż grasica je st p ro­

duktem nabłonka jednaj p ary szczelin skrze­

low ych i pow staje jak o tw ó r parzysty (K ol- liker, Stieda).

T ak więc g ruczoł tarczow y je st pozosta­

łością po endostylu, po organie właściwym osłonicom, tym odległym przodkom zwie­

rz ą t ssących i człow ieka, grasica zaś stano­

wi szczątkow ą część nabłonka szczelin skrze­

low ych — organów właściwych zarodkom wszystkich kręgow ych, ora? formom doro­

słym niższych ryb.

(d. c. n.)

ZAMIERZONA BUDOWA

PRZEZ

E . ZE=.

M iędzynarodow e w ystaw y powszechne bynajm niój nie odpowiedziały w ygórow a­

nym, copraw da, oczekiwaniom co do zba­

wiennego ich w pływ u na rozwój i udosko­

nalenie przem ysłu, sztuk i całej k u ltu ry wogóle.

P rzekonano się niebawem , że ogrom chcą­

cy jednocześnie objąć wszystkie bez w yją­

tk u dziedziny ludzkiej p racy i pomysłowo­

ści, powyższego celu dopiąć nie je st w sta­

nie i przechodzi po prostu na widowisko i rozryw kę. Grdy więc do niepowodzeń w znaczeniu m oralnem przyczyniły się i wiel­

kie straty m ateryj alne, w yrażaj ące się w mi- lijonow ych niedoborach, ja k ie pokryw ać m usiały państw a, urządzające u siebie po­

wszechne wystawy m iędzynarodow e, zrozu­

m iałem staje się dosyć ogólne zniechęcenie do podejm ow ania tak niewdzięcznego za­

dania.

P raktyczniejszem i daleko okazały się wy­

staw y m iędzynarodow e specyjalnych dzia­

łów, a naw et w ystaw y powszechne, lecz ograniczające się na jedn ym k ra ju lub pro- wincyi; wówczas jeżeli ju ż nie ogół, to p rzy ­ najm niej specyj aliści danego przedm iotu i przem ysłow cy niejakie korzyści odnieść zdołają, mogąc obejrzeć dokładnie i zbadać wystawione przedm ioty i m ając sposobność czynienia studyj ów porównawczych.

Cośmy powyżej skreślili, uznają w e F ra n - cyi nie mniej jasn o j a k i w inn ych państwach;

tru d n o przeto odpowiedzieć, dlaczego po­

mimo to w r. 1889 w P ary ż u odbyć się ma w ystaw a m iędzynarodow a i do tego tak św ietna i na tak rozległą skalę, że sądząc z przygotow ań i projektów , zaćmić pow in­

na wszystkie dotąd widziane.

R ok 1889 stanow i stuletnią rocznicę n a j­

ważniejszych w ypadków w dziejach F ra n - cyi, a zarazem epokowy przełom , aczkol- wiek krwawo rozpoczynający się, lecz w sku-

(6)

470 W SZECHŚW IAT. N r 30.

tkach swoich nieobliczonej doniosłości dla całej E u ropy; odtąd bowiem społeczeństwa w stąpiły na nowe to ry , a nau k a i wiedza rozw ijać się poczęły sw obodnie, dochodząc do potęgi, o ja k ie j najcelniejsze jed n o stk i swego czasu n aw et nie m arzyły. P ierw sze ju ż kroki tego wzmożonego ru c h u n auko­

wego p rzed stu la ty pozostaną na zawsze pam iętne, j a k ustanow ienie m iar i w ag me­

trycznych, a głów nie w yłonienie się nowej dziedziny wiedzy, m ianowicie chem ii '), dzi­

siaj ta k pięknie ro skw itaj ącej i w spółzaw o­

dniczącej ze starszem i naukam i. Uczcić więc z najszerszym rozgłosem i upam iętnić ukończone pierw sze stulecie ju trz e n k i n au k je st zaszczytnym obowiązkiem narodu, któ ­ rego dzieje tem i zasługam i dla całej ludzko­

ści pochlubić się mogą: czy wszelako w znio­

słem u celowi takiem u po niefortunnych do­

świadczeniach w pełni odpow iedzieć zdoła m iędzynarodow a w ystaw a pow szechna, nam przynajm niej zdaje się bardzo w ątpliw em .

Nie naszą rzeczą je s t wskazywać, w ja k i sposób dziesiątki m ilijonów , m ające być po­

chłonięte n a urządzenie wystaw y, znalazły­

by korzystniejsze zużytkow anie dla postę­

pu nauk i k u ltu ry ; pozw olim y sobie tutaj zrobić skrom ną tylko uwagę, że dzisiejsza F ran c y ja , szczególniej w p oró w naniu do Niemiec, nie posiada zbytecznie wiele szkół, uniw ersytetów i innych wyższych za k ła ­ dów naukow ych, rów nież m uzeów, dostrze­

galni, stacyj dośw iadczalnych i t. p.

Snać w łonie technicznej intelligencyi francuskiej odczuwać muszą poniekąd nie­

stosowność i nietrw ałość upam iętnienia n a j­

świetniejszej chw ili sw ych dziejów zapo­

mocą w ystaw y m iędzynarodow ej, albowiem coraz częściój p o jaw iają się p ro jek ty po­

mników, jeżeli ju ż nie pierw szorzędnego po­

żytk u dla potomności, to przynajm niej dla oka je j pozostaw iające niezagładzone w ra ­ żenia.

Istnieje tedy zam iar zbudow ania do cza­

su w ystaw y pom nika wysokości olbrzym iej, wynoszącej 300 m, t. j . niem al dw a razy ty ­ le co najw yższa budow a teraźniejsza— ka-

’) W r. 1789 ogłosił L avoisier podw alinę chem ii sta iowiące dzieło: „ T ra ite elem en taire de ch im ie“ .

| te d ra kolońska. Z licznych pomysłów, do­

tyczących wykonania tego rodzaju pomnika, wspomnimy pobieżnie o projekcie B our- dais, znanego w ykonaw cy pałacu Trocadero (w ystaw a z r. 1878); proponuje on wznie-

| sienie piram idy z kam ienia, zew nątrz ozdo­

bionej bronzam i i innemi m etalowem i upię­

kszeniam i. Dłużej zastanowim y się nad pro jek tem pp. N ouguier i K oechlin, inżenie- rów w zakładach żelaznych firm y Eiffel et Souvestre w P aryżu; ponieważ rodzaj kon- stru k cy i zastosowany przez p rojek to daw ­ ców tych przedstaw ia nie tylko więcej in te­

resu, lecz zarazem m a za sobą więcej p ra ­ wdopodobieństw a, że zostanie w ykonany, nie wym aga bowiem tyle czasu i kosztów takich, co piram ida B ourdais’go.

P om ysł pp. N i K . polega n a wzniesieniu budow y w ro d zaju wieży z żelaza kutego (walcowanego) i lanego, w spierać się m ają­

cej n a m urow anych fundam entach. W p a ­ tru ją c się w zarysy _tej budow y i up rzyto­

m niając sobie należycie rozm iar wysokości, p rzy porów naniu z obok oznaczonemi szczy­

tam i istniejących najw yższych zabudow ań, ulegam y mimowoli pew nem u wzniosłem u uczuciu, za chwilę zaś w w yobraźni prze­

biega myśl o legendowej wieży babilońskiej i tłoczą się zw ątpienia w możliwość wyko­

nania. P rz y potężnych środkach pom ocni­

czych, jak iem i now ożytna technika rospo- rządza, nie m am y podstaw y do pow ątpie­

w ania o możności wzniesienia wieży tej wy­

sokości; sama budow a, posiadając należyte fundusze, nie przedstaw i uiepokonalnych trudności, trw ałość je d n a k takiego pom nika w obec działań niektórych czynników ży­

wiołowych, w ydaje śię nam nie dosyć pe­

wną i o tem zastrzegam y sobie kilka uw ag w końcu niniejszego.

Bądźcobądź, gdy myśl przyoblecze się w ciało i wieża będzie gotowa, przyznać je j wypadnie pierwsze miejsce w szeregu no­

woczesnych dzieł arch itek tu ry i inżenieryi.

Ze stanow iska estetycznego w praw dzie to i owo dałoby się zarzucić zajm ującem u nas projektow i, lecz na uspraw iedliw ienie się projektodaw cy m ają ważny argum ent, m ia­

nowicie nieodbitą konieczność w obec ta­

kiej wysokości wszelkie inne względy po­

zostawić na uboczu a całą wieżę skonstruo-

(7)

wać, na zasadach teoryi w ytrzym ałości ma- I się nastosunkow o niedużą pow ierzchnię.Sam a te ryj ałó w budow lanych. I wieża składa się właściwie z czterech filarów

Miejscowości pod wieżę, o ile wiadomo, nie ! głów nych czyli słupów systemu kratow ego, wskazano w projekcie, zapewne wszakże prócz w kieru n k u pionowym rozdzielonych p iętra- niejakiego wywyższenia w celu piękniejsze- mi na cztery oddziały; pomiędzy sobą zaś słu-

N r 30. __ w s z e c h ś w i a t. 471

P rojektow ana wieża, 300 m.

Pom nik W aszyngtona, 169 ni.

K ated ra kolońska, 159 m.

P iram id a Cheopsa w E gipcie, 14G m.

Kościół Ś. P iotra w Rzymie, 132 m.

Posąg w olności w N. Y orku, 91 m.

Pow ierzchnia ziemi.

P ro je k t wieży dla upam iętnienia stu le trie j rocznicy rew olucyi francuskiej.

go przedstaw ienia się całości, wypadnie naj­

pilniejszą uw agę zwrócić na w ytrzym ałość g ru n tu , w którym fundam enty założone być m ają, bacząc na ogrom ny ciężar, roskładający

py w dolnern piętrze połączone są olbrzym ie- mi arkadam i, a podobnież i piętro pierw sze tw orzy otw artą przestrzeń, zasklepioną u gó­

ry łukam i; w wyższych piętrach natom iast

(8)

472 w s z e c h ś w i a t. N r 30.

slupy tak znacznie zbliżają się ku sobie, że wreszcie na piętrze trzeciem łączą się w je ­ dną całość. T y m sposobem obrysy wieży, ciągle ku w ierzchołkow i zw ężając się, zado- syć czynią w ym aganiom piękna i naw yknie- niu w idzenia przedm iotów w ysokich i b u ­ dow li ubyw ających w bryłow atości w m ia­

rę w ybiegania w górę; z drugiej strony kon- stru k cy ja taka, możliwie zm niejszając ciężar w łasny, je s t oraz najkorzystniejszą ze w zglę­

du na w ytrzym ałość m ateryjałów w pię­

trach niższych. W reszcie też zbliżenie głó­

w nych słupów p ię tr górnych pozw oliło le­

piej i silniej połączyć je m iędzy sobą po- przecznem i w iązaniam i, nad ając całej budo­

wie znaczniejszą oporność przeciw ciśnie­

niom bocznym pochodzącym od w iatrów , nad czem zastanow im y się jeszcze w d al­

szym ciągu.

O pory, na k tó ry ch spoczyw ają ark i, m ają po 15 to w k w adracie, a poniew aż oddalone są od siebie na 100 to, przeto pow ierzchnia podstaw ow a wieży zajm uje k w a d ra t o boku 130 m czyli 16900 to2. S łupy głów ne w m ia­

rę wysokości zm niejszają się stopniowo i do­

chodzą k u w ierzchołkow i do k w a d ra tu 0 5 to boku, szczyt tedy tw o rzy kw ad rato ­ wą płaszczyznę o boku 10 to, nad k tó rą wznosi się ostrołukow a k o p u łk a celem za­

okrąglonego zakończenia wieży.

O kosztach tej olbrzym iej budow y pa­

m iątkow ej nie znaleźliśm y żadnych danych, niew ątpliw ie je d n a k w ym agałaby ona nie­

mało m ilijonów , co w um ysłach, nie podd a­

jący c h się poryw om , w yw ołać może k ry ty ­ kę, polegającą na b ra k u istotnego pożytku [ ta k kosztow nego dzieła. T em zapew ne po­

w odując się, obm yślano n iek tó re p raktyczn e zastosow ania projek tow anej wieży do uży­

teczności pow szechnej.

N ad ark ad am i więc w wysokości 70 m m a być zbudow ana ogrom na sala p ow ierz­

chni 5 000 to 2, przeznaczona na k oncerty 1 t. p.'— ory g in aln a zaiste m yśl urządzania w idow isk w tych w arstw ach otaczającej nas j atm osfery, w k tó ry ch dotychczas spokojnie sterczały szczyty wież i św iątyń przeciętnej wysokości. Ze zawsze zn ajd zie się dosta­

teczna liczba chciw ych w rażeń widzów i słuchaczy, o tem w ątpić nie należy, tem - bardziej gdy wysokość ta bez u tru d z e n ia za pomocą wind będzie dostępną. D alej p ro ­

jek to w an e je s t na szczycie naszej wieży ele­

ktryczne słońce, mające oświetlać otaczającą część miasta; tenże szczyt w razie pow tórne­

go oblężenia P ary ż a nadaw ałby się jak o wy­

b o rn y pu nkt obserw acyjny, a z dodatkiem stacyi telegrafu optycznego zapew niłby ko- munilcacyją z bardzo odległem i miejscowo­

ściami, naw et aż do Iiouen, j ak utrzym uj ą pro­

jek to daw cy . W końcu i n auki odniosłyby nie m ałoważne korzyści, przez zaprow a­

dzenie spostrzegalni astronom icznej i me­

teorologicznej w tak znacznej wysokości nad pow ierzchnią ziemi.

P o z o sta je , jeszcze określić cokolw iek b li­

żej obaw y nasze co do niebespieczeństw, na k tó re budow lą ta narażoną być może. J a - ko najgroźniejsze dla statecznego pionow e­

go położenia budow y kładziem y tu taj n a pierw szem m iejscu działanie w iatrów o nad ­ zwyczaj w ielkiej szybkości czyli burz, a to tem więcej, że dotychczas praw ie żadnych dokładnych danych, opartych n a dośw iad­

czeniach, nie posiadam y w przedm iocie ru ­ chu pow ietrza w w yżynach, do ja k ic h pro­

jek to w an a wieża dosięga.

D la dzieł inżenieryi i budow nictw a w zw y­

k ły ch wysokościach ponad pow ierzchnię ziem i wznoszących się, ja k to: mostów że­

laznych, dachów i t. p., w celu obliczenia trw ałeg o ostania się przeciw w iatrom i stąd pochodzącym bocznym ciśnieniom w ystar­

czały dane o sile i działaniu w iatrów , obser­

w ow anych w pobliżu pow ierzchni ziem i, a w zastosow aniu do takich budow li p rz y j­

m ow ano, że najsilniejszy w iatr (u rag an ) w ieje z prędkością 40 m na sekundę, wywie­

ra ją c tedy na pow ierzchnię to 2 ciśnienie ró­

wnow ażne 186 kg. W najnow szych dopie­

ro czasach zwrócono się do pom iarów szyb­

kości w iatrów w wyższych w arstw ach at­

m osfery, o czem treściw ie zdano spraw ę w N r 24 W szechśw iata z r. b. str. 382, wspo­

m inając o doświadczeniach F in esa w P e r- pignan.

R ozleglejsze jeszcze dośw iadczenia prze­

prow ad ził prof. E. D. A rch ib ald zapomocą sam opiszących anem om etrów , przyczepio­

nych do lataw ców puszczonych jednocześnie w różne wysokości. Z szeregu spostrzeżeń jeg o przytoczym y tutaj dla przy k ład u kilka

| danych i tak: gdy w wysokości 59 m w iatr w iał z prędkośc'ą 6,9 m na sekundę, rów no-

(9)

N r 30. Ws z e c hs w i aT. 473 cześnie na wysokości 137,2 m prędkość w ia­

tru dosięgała 8,0 m, w drugim w ypadku w wysokości 83,5 m prędkość wynosiła 8,8 w , a jednocześnie na wysokości 171,3 m ju ż zw iększyła się do 9,4 m n a sekundę.

P rof. A rchib ald n a zasadzie swych doświad­

czeń doszedł do wniosku, że kierunek w ia­

tru nie m a w pływ u na jeg o siłę, k tó ra w zra­

sta jed y n ie w m iarę zwiększonej wysokości i to w pew nym, nie dosyć wszakże zbada­

nym jeszcze stosunku.

P rz y tem wszystkiem , j a k widzieliśmy, najw iększa wysokość obserwowanych w ia­

trów dosięgała 171 w, gdy tymczasem wieża ma się wznieść na 300 m, w tej wysokości zupełny b ra k danych co do prędkości n aj­

szybszych w iatrów t. j. m aksym alnej siły, starającej się obalić wieżę czyli dążącej do obrotu je j około p u n k tu podpory ‘), wiemy tylko że siła ta w yw rze ciśnienie bez po­

rów nania większe aniżeli 186 kg na m2, a działając na końcu ram ienia drążka o d łu ­ gości 300 m przedstaw ia się o tyle groźniej - szem d la stałości wieży niebespieczeństwem, o ile zawsze w alka z niewiadomą, potęgą nie ma za sobą praw dopodobieństw a powo­

dzenia.

W yrzeczenie to m am y praw o w znacznej mierze odnieść i do ochrony wieży od pio­

runów , na uderzenia których mocno wysta­

w ioną będzie, boć niew ątpliw ie żelazna koń- czasta budow a tej wysokości ściągać musi w yładow ania elektryczności atmosferycznej podczas każdej niem al bu rzy nad P aryżem przem ykającej. Nie przeczym y, że znaleść się dadzą sposoby ochrony, czy jed n ak za­

wsze niezaw odnej, jestto kw estyja, o której byłoby bezcelowo dzisiaj rospraw iać; o gra­

niczym y się natom iast zaznaczeniem, że am e­

ry k an ie obm yślili w ystarczającą ochronę pom nika, w zniesionego na cześć W aszyng­

tona (ob. W szechśw iat N r 28) w mieście te­

goż nazw iska, lecz dodać winniśmy, że wspo-

*) Ja k o dosadny przy k ład ogrom nej siły w iatrów posłużyć może w ypadek z dnia 10 G rudnia r. u., kie­

dy to n a jednej z dróg żelaznych w pobliżu W iednia, w pociągu będącym w biegu, b urza przew róciła 4 w agony częściowo zajęte przez podróżnych. We­

dług d anych m eteorologicznych staeyi w iatr wiał w tedy z szybkością 36 m na sekundę, co odpowiada ciśnieniu 138 kg na ni-.

nm iany pom nik m a tylko 169 m wysokości.

Ustawiono tam na samym szczycie w ielkich rozm iarów stożek z glinu, spoczywający spo­

dem na grubym pręcie z miedzi, od tego zaś p ręta roschodzą się cztery pasy m iedziane, które starannie odosobnione po rogach po­

m nika spuszczają się w dół do czterech ko­

lum n u podstaw y, kolum ny wreszcie p o łą ­ czone są z głęboką s tu d n ią ., To urządzenie ju ż podczas wznoszenia budow y i ruszto­

wań było zaprow adzone i bardzo skutecznie ochraniało robotników i sztand ary od ude­

rzeń piorunów .

PO E K W A D O R Z E

PRZEZ

J a n a S ztolcm an a.

Cz. II, E K W A D O R C Z Y K .

„ E l i n d i o "

(Ciąg dalszy).

Indy jan in nade wszystko lubi zabawę. R ok cały pracow ać ciężko będzie, aby w końcu przez dni k ilk a uciechom się oddać. K ażde m iasto lub m iasteczko posiada jakieś święto w ciągu ro k u (zw ykle p atro n a lub patron ki), k tó re solennie cztero lub pięciodniowemi zabaw am i obchodzą. W ówczas ściąga lud z bliższych, a n aw et i dalszych okolic; różno­

barw n y tłum napełnia dom y i ulice m ia­

steczka, słychać mięszane dźwięki orkiestry i m ałych flecików indyjskich, którym tow a­

rzyszy wielki bęben. T ancerze przebiegają ulice, ogłuszający łoskot szm ermeli i rak iet rozlega się na wszystkie strony. Oko znu­

żone różnobarw nością tego tłum u, a ucho pękające od ciągłego hałasu śpiewów, m u­

zyki i rakiet, napróżno szuka wypoczynku.

D zień i noc ciągną się zabawy, które dla nas nieprzyw ykłych do ich hałaśliw ości sta­

now ią praw dziw ą m ęczarnię. R ady je d n a k na to niema, a często zdarzyć się może, że i nas do tej zabaw y wciągną.

(10)

474 W SZECHŚW IAT. N r 30.

W spom niałem ju ż , że każde ta k ie p ier­

wszorzędne święto obchodzone byw a k ilk o ­ dniową zabaw ą. Otóż panuje zwyczaj w wielu okolicach P e ru i E k w a d o ru , że do zabaw takich m ięszają się kastow e pojęcia, objaw iając się w ten sposób, że jed n eg o dnia zabaw ę u rz ąd za ją biali, drugiego m ięszań- cy ( c h o l o s lu b „obyw atele drugiego rz ę d u “ w edług w yrażenia księdza V c la sco \ a trze­

ciego wreszcie indyjanie. C ała je d n a k ma­

sa ludności p rzyj muj e zarów no u d z ia ł w za­

bawie, tylko, że koszty ponosi ta lub owa klasa stosownie do d n ia zabawy.

• M arzeniem każdego m łodego in d y jan in a je s t w ystąpić podczas takich festynów ja k o tancerz (d a n s a n t e), zapew nia m u to bo­

wiem w ielkie pow odzenie m iędzy płcią pię­

kną. Zbiera więc w ciągu ro k u całego grosz ciężko zapracow any, aby módz n a św ięta spraw ić sobie lub przynajm niej w ynająć od­

pow iedni a bard zo charak tery sty czn y ubiór, którego cena dochodzi nieraz bard zo po­

ważnej sumy. Strój ten składa się z b a r­

dzo wysokiego kołpaka, na w ierzchu któ­

rego pow iew ają różnokolorow e pióra; koł­

p ak taki u b ra n y często byw a po bokach lub od przodu różnem i św iecidełkam i, a niekie­

dy naw et n a przedniej je g o stronie um ie­

szczają w ielki i pięknie ubarw iony dziób tukana. C iało odziew a niew ielka b lu za bia­

ła lub czerw ona, koronkam i obszyta i podo­

bne dość k ró tk ie spodenki; nogi zostaw iają często bose, niekiedy zaś k ład ą na nie nie­

w ielkie pantofelki lub zw ykłe kam asze. Na plecach zw iesza się rodzaj płaszcza a raczej o rn a tu , rospostartego n a drążk u w poprzek ło p atek przyw iązanym ; płaszcz ten obszyty byw a zw ykle szycham i i zrobiony je s t z j a ­ kiejś barw nej m ateryi. G łów ne je d n a k bo­

gactw o tego kostyjum u zasadza się n a ogro- mnem m nóstw ie srebrnych pieniążków , zwy­

kle „pezetas“ (m oneta odpow iadająca fran ­ kowi), które na ten cel przedziuraw ione za­

wiesza się rzędam i w poprzek piersi i poni­

żej, aż po kolana. P ie n iążk i te p rz y n a j­

mniej szem poruszeniu w ydają m iły srebrzy­

sty dźwięk, k tó ry podczas tań ca akom pani- ju je w ta k t m uzyce. W id ząc dopiero ubio­

ry te, zrozum iałem , dla czego w P e ru , a szczególniej w E k w a d o rze zn a jd u je się w kursie tak wiele d roi mej srebnej m onety podziuraw ionój; często bowiem , g d y wciągu

ro k u bieda przyciśnie w łaściciela takiego stroju, musi częściowo lub naw et hu rtem pieniążki do ozdoby użyte w ku rs puścić.

Strój taki, którego pierw ow zoru nie­

w ątpliw ie szukać należy w czasach przed- podbojow ych, posiada w sobie wiele orygi­

nalności i choć może z p u n k tu w idzenia este­

tycznego dałoby mu się wiele zarzucić, jak o strój narodow y, przenoszący nas myślą w czasy A tah u allp y lub M anco-Capaca, po­

siada dla nas wiele uroku. P ow ażna i apa­

tyczna tw arz indyjanina, o ciemnej cerze i orlim nosie, z kosm ykam i czarnych wło­

sów, w ydobyw ających się z pod kołpaka, pasuje doń zupełnie, j a k pasuje piękna tw arz P o la k a do jego kontusza i rog a­

ty w k i.

K ażdy z tancerzy prow adzi zw ykle pląsy na swoją rękę, lub też łączy się ich po k il­

ku, tw orząc w swych tanach różne figury, m niej lub więcej skom plikow ane. Jasn ą więc je s t rzeczą, że każda tak a g ru p a lub tancerz pojedyńczy posiadać musi swą w ła­

sną orkiestrę, k tó ra zresztą je s t bardzo nie­

wyszukaną, sk łada się bowiem z jedn ego fleciku ( f l a u t a ) i bębna (la c a j a), tem się różniącego od zw ykłego ( t a m b o r ) , że posia­

da dno z jed n ej co i ścianki sztuki drzew a, a nie ze skóry. P rz y m onotonnych i zwy­

kle bardzo sm utnych dźw iękach tej pierw o­

tnej o rkiestry „el dansante“ przebiega idice m iasteczka w ciągłych powolnych pląsach, zatrzym ując się tylko niekiedy dla wypicia kieliszka w ódki. G dy nas spostrzeże, sto­

jący c h gdzieś przed drzw iam i, podchodzi, brzęcząc swemi ozdobami, kilk a chw il prze- tańcuje p rzed nami, poczem zbliża się ze zw ykłem swem „am o-cabalero“ (amo— pan, właściciel), w ręk ę nas całując; znaczyło, że m u się należy i od nas za jeg o dobre chęci w ynagrodzenie, które odbiera w postaci flaszki wódki.

D ziw ić się należy niezw ykłej w ytrzym a­

łości tych tancerzy, trzeb a bowiem wiedzieć, że pląsy ich odbyw ają się w ciągu czterech, pięciu, a naw et sześciu dni — dniem i nocą bez ustanku. G dym podczas ostatków prze- szłorocznych (1884 r.) baw ił w m iasteczku Banos, gdziem się m ógł najlepiej przyjrzeć owym zabaw om indyjskim , głosy ich fletów i bębnów dochodziły m nie bezustannie w ciągu dnia i nocy. T ak to d ziała dener-

(11)

N r 30.

wująco na osoby nieprzyzw yczajone, żeśmy jak n ajp ręd ze j wyjazd nasz przygotow ali i w dw a dni po rospoczęciu zabawy, pom i­

mo trudności znalezienia ludzi i m ułów do ładunku, miasteczko opuścili.

K oszty, jak ie ponosi każdy z tancerzy, są bardzo znaczne; nie mówiąc już bowiem 0 spraw ieniu sobie, a choćby naw et w yna­

ję c iu drogiego kostyjum u, utrzym anie owych dw u m uzyków wynosi po cztery piastry dziennie, co, naw et p rzy grupow aniu się tan ­ cerzy po kilku razem , stanow i duży w yda­

tek dla biednego indyjanina. P rzy c zy n aje- dnak samowolnego ekspensowania ciężko za­

pracow anego grosza je s t ważna, panuje bo­

wiem przesąd, którego początku szukać na­

leży w czasach pogańskich, że dziewczyna której odjął dziew ictwo taki tancerz lub ja k go zw ykle n azyw ają „angelito“ (aniołek), cieszy się większem poważaniem i łatw iej męża znaleść może. K ażdy więc z m łodych indyjan stara się o to, aby swym ubiorem 1 zręcznemi tanam i ściągnąć na siebie przy­

chylne w ejrzenie jak iej czarnookiej i pła- skonosój „donii“ ; stąd ryw alizacyja, stąd ów ekspens nadzw yczajny. Ł atw o je st zrozu­

mieć nam , ja k ten b arbarzyński zwyczaj do­

pom aga większym właścicielom do re k ru ­ tow ania parobków niew olników ( c o n c i e r - t o s) i dla czego nie starano się go w ykorze­

nić pomimo półcz w arta wiekowego istnie­

nia chrześcijaństw a.

In dyjanie przechow ali po dziś dzień j ę ­ zyk swój daw ny, k tó ry je d n a k pomimo woli skażonym został przez w prow adzenie tych hiszpańskich w yrazów , ja k ie niski stosun­

kowo stan cyw ilizacyi Inkasów czynił nie- potrzebnem i. Ję z y k ten, któ ry j a k ju ż czy­

telnikow i wiadomo zwie się „kiczua“ lub

„guechna“, posiada w sobie wiele dźw ię­

czności, a ogólnem w rażeniem i bogactwem dźwięków przypom ina nieco polski; spotkać się naw et można z niektórem i w yrazam i, zu­

pełnie polskiego brzm ienia, choć zdaje się dodaw ać naw et niepotrzeba, że znaczenie je s t zupełnie różne. T a k np. zwą pewnego drapieżnika w okolicach Chachapogas (P e­

ru ) „kochanka*1, co pochodzi od dw u w yra­

zów: „cojo“ (wym. kocho-kulaw y) i „anca“

(jastrząb) — „cojo-anca“ w ym aw iają więc

„ko chanka". „K iszka" znaczy po kiczuań- sku „k au zyp erda", a pochodzi od w yrazu

475 _

„kiszkank i" (pisać). Z nalazłoby się i wię­

cej takich w yrazów podobnego brzm ienia, co i polskie, niech stąd je d n a k czytelnik nie wnosi, abym chciał przez to dać do zro zu ­ mienia, że wspólności pochodzenia obu j ę ­ zyków przypisać należy to, co tylko dzięki trafow i a może podobnem u ustrojow i o rga­

nów mowy zawdzięczać należy.

Za przyczynę przechow ania się języ k a ki- czuańskiego we względnej czystości u w a­

żać należy głów nie kastowe zepchnięcie in ­ dyjanina na najniższy szczebel h ierarchii społecznej. W samej rzeczy piękny ten j ę ­ zyk utrzym ał się w tem większej czystości tam, gdzie i rasa indyjska małćj domieszce krw i białej uległa, czyli tam właśnie, gdzie pojęcia rasowe ustanow iły głębszą przepaść między białą i kolorow ą ludnością. Dziś, kto się chce studyj ow aniu języ k a oddać, m u­

si jechać albo do południow ego P e ru w oko­

lice Cuzco, albo też do E k w ado ru. W pół- nocnem P e ru , szczególniej w departam encie Cajam arca, w okolicach C hota i Jae n t r u ­ dno się ju ż spotkać z indyjaninem czystej krw i, a jednocześnie i z językiem lciczua:

są to części k ra ju „skasteljanizow ane",gdzie ję z y k hiszpański zajął ju ż stanowczo m iej­

sce dawnego rodzim ego narzecza.O o

Pom im o zasadniczego podobieństwa, j ę ­ zyk K iczua uległ w E kw ado rze pew nym zm ianom, co przypisać należy niedaw nem u stosunkowo zaprow adzeniu tego narzecza w dzisiejszej ekw adorskiej rzeczypospo- litej. W iadom o bowiem, że k rótko jeszcze przed hiszpańskim podbojem , plem ię Q ui- tu, zam ieszkujące E k w a d o r używ ało swe­

go własnego języka, którego w ybitną ce­

chą by ł b rak zupełny litery o. D opiero po zaw ojow aniu k rain y Q uitusów przez Inkę H uayna-C apaca, ojca ostatniego In k a ­ sa, A tahu allp y, zaprow adzony tam został obyczajem peruw ijańskich w ładców języ k kiczuański. P orów n yw ając więc języ k i z okolic Cuzco i z okolic Riobam by n p .,zn a j­

dziemy nietylko różnice pew nych lite r w w ielu w yrazach, lecz naw et całe w yrazy zupełnie innego pochodzenia, które zape­

wne stanow ią pozostałość po dawnem n a­

rzeczu Quitusów.

Nie należy je d n a k sądzić, aby ję z y k k i­

czuański rospowszechniony był na całem tery to ry ju m ekw adorskiem . Liczne ple­

W S Z E C H Ś W IA T .

(12)

476 W SZECHSW IAT. J fr 3 0.

miona, zam ieszkujące pom orze tego k ra ju , a które energicznie o pierały się wszech- w ładztw u Inlcasów, używ ały sw ych w ła­

snych narzeczy, z których naw et je d n o prze­

chowało się po dziś dzień na północy E k w a ­ doru, w okolicach p o rtu E sm eraldas, po­

m iędzy dzikim i indyjanam i z plem ienia Cayapas. U czony geolog niem iecki, D r W olf, podaje tablicę porów naw czą niektó­

ry ch w yrazów tego narzecza z w yrazam i kiczuańskiem i, skąd widać łatw o, że pocho­

dzenie obu języ k ó w zupełnie było różne.

T en sam w ypadek zachodzi i m iędzy leśny­

mi indyjanam i, zam ieszkującym i obszerne rów niny kotlin y górnej A m azony, gdzie każde praw ie pokolenie posiada swój w ła­

sny, doskonale odrębny j ęzyk. K icz u a ros- powszeclinił się tylko tam , gdzie sięgało p a­

nowanie Inkaso w, znajdziem y go w ięc głó­

wnie w K o rd y lijera ch od granic B oliw ii aż po południow e prow incyje K olum bii, oraz na całem pom orzu peruw ijańskiem , od Lor.—

południow ej g ranicy P e ru do Z aru m illa—

północnej g ranicy tego k ra ju . D ziś je d n a k część ta P e ru u legła najw ięcej przem ięsza- niu obu krw i, a stąd i ję z y k daw ny zaginął tu praw ie zupełnie, zd radzając je d y n ie swe pierw otne panow anie mnóstwem kiczuań- skich nazw miejscowości, ja k ie się po dziś dzień przechow ały.

Skoro j uż przedm iotu tego zaczepiłem , nie mogę się pow strzym ać od podzielenia się z czytelnikam i bardzo ciekaw ym faktem etnograficznym . Istnieje n a pom orzu pół­

nocnego P e ru m iasteczko E te n (w pobliżu departam entalnego m iasta Ciclayo), liczące około 3000 m ieszkańców in d y jan czystej krw i, typu pom orskiego. In d y jan ie ci strze­

gą starannie m ieszania się z w szelką in­

ną rasą, dzięki czemu k re w swoją i języ k w czystości przechow ali. A ję z y k to bardzo oryginalny, w niczem niepodobny do narzecza K icza, ani do żadnego innego z języków południow o-am erykańskich. Oso­

bliw ość ta zaczęła zw racać uw agę miejsco­

w ych lingw istów i etnologów , zaczęto też naw et budow ać różne hypotezy. Znalazł się ktoś, co pow iedział, że ję z y k eteński ma wiele podobieństw a do chińskiego, gdyż pe­

wnie ani jed nego, ani drugiego nie znał.

Pow stało więc przypuszczenie, że E te n jest starożytną ko loniją chińską. T w ierdzenie

to je d n a k zbija znakom ity podróżnik wło­

ski A ntoni Raim ondi, k tó ry um yślnie jeździł z Lim y do E ten , aby się w tej kw estyi po­

radzić miejscowego proboszcza. K siądz ten, m ieszkając przez długie lata w E ten, zdołał się wyuczyć miejscowego języka, któ ry n a­

stępnie porów nyw ał z chińskim, zadając py­

tan ia chińczykom, ja k się taki lub taki przed­

m iot nazywa. Dzięki tym indagacyjom przyszedł do wniosku, że m iędzy eteńskim a chińskim językiem niem a naw et cienia po­

dobieństwa.

Zw róciła je d n a k moją uw agę nazw a mia­

steczka Jequetepeque, leżącego w stosunko­

wo niew ielkiej odległości od E ten. Końco­

w a mianowicie część tej nazw y „peque“ jest w yrazem czysto meksykańskim. Mnóstwo nazw m iast w M eksyku, a naw et, w Nica- rag ua i Gruatemali, gdzie się języ k meksy­

kański rosprzestrzenił, kończy się wyrazem

„peque“. Pom im o wiec, że h istoryja nie przechow ała nam jak ich kol wiekbądź śla­

dów istnienia stosunków m iędzy M eksy­

kiem i P e ru , podejrzew ać możemy, że jacyś m eksykańscy żeglarze, zapędzeni w iatram i, w ylądow ali kiedyś w P e ru i założyli tu osa­

dę, dając początek językow i, który po dziś dzień się przechow ał. R zucam tylko tę myśl, a może j ą kiedyś spożytkuje ja k i lin­

gw ista południow o - am erykański. Dziwi mnie, że dotychczas ni kt na to nie zwrócił uwagi.

(d. c n.)

0 CIAŁACH KOLOIDALNYCH.

Preiekcyja E. Grimaux

w ypow iedziana w paryskiem tow arzystw ie chemicznem.

Przełożył Henryk Silberstein.

(Ciąg dalszy).

P o tych pierw szych badaniach starałem się więcej zbliżyć do syntezy ciał białkowych, usiłując otrzym ać syntetycznie koloid azo­

towy, k tó ryb y się ścinał pod działaniem cie­

pła ja k białko ja jk a , co dostarczyłoby w a­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Płyn do codziennego mycia pomieszczeń i urządzeń sanitarnych o działaniu antybakteryjnym TENZI TopEfekt SANIT, 600ml. 60 100

- rozwiązuje zadania znacznie wykraczające poza wymagania na ocenę bardzo dobrą stopniem trudności i tematyką... Dział programowy :

Kandydaci, którzy uzyskają najwyższe miejsce na liście, zostaną powołani na rachmistrzów spisowych (w liczbie adekwatnej do potrzeb), a następnie podpiszą

Werner Hayek spekulował na temat istnienia cmentarza pod Lwówkiem Śląskim, skoro w tamtejszej księdze miejskiej znalazł się zapis z początku XIII stulecia o opłacie za

Segregator A4 75-80 mm z mechanizmem dźwigowym, wykonany z kartonu pokrytego z zewnątrz folią PCV z wymienną etykietą grzbietową, różne

„Różaniec bowiem z natury swej wymaga odmawiania w rytmie spokojnej modlitwy i powolnej refleksji, by przez to modlący się łatwiej oddał kontemplacji tajemnic

Z racji bardzo korzystnego połoŜenia Gminy Jastrowie jeśli chodzi o dostępność komunikacyjną oraz środowisko naturalne, powinno zostać ono odpowiednio wykorzystane na

MAKI ZAPIECZONE W TEMPURZE +3 zł.. Stworzone zgodnie z założeniem stylu izakaya, gdzie idea dzielenia się i wielowymiarowość kulinarnych doświadczeń idą w parze.