• Nie Znaleziono Wyników

Po prostu człowiek : (materiały dotyczące pomocy niesionej Żydom w czasie okupacji hitlerowskiej w Warszawie)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Po prostu człowiek : (materiały dotyczące pomocy niesionej Żydom w czasie okupacji hitlerowskiej w Warszawie)"

Copied!
41
0
0

Pełen tekst

(1)

Edmund Mazur

Po prostu człowiek : (materiały

dotyczące pomocy niesionej Żydom

w czasie okupacji hitlerowskiej w

Warszawie)

Palestra 12/11(131), 65-104

1968

(2)

N r 11 (1 3 1 ) Po p ro s tu c zło w ie k 65

gały obszernego i gruntownego przestudiow ania. Pocieszające jest, że nad tym i zagadnieniam i dyskutuje się i to w sposób poważny. U łatwi to niew ątpliw ie p ra ­ cę K om isji i Plenum NRA.

Zapewne w przyszłym roku dojdzie do uchw alenia popraw ek i dzięki tem u Zbiór zasad zyska bardzo na swej przydatności.

EDMUND MAZUR

Po prostu człowiek

(M ateriały dotyczące pomocy niesionej Żydom w czasie okupacji

hitlerowskiej w W arszaw ie)

O kres ostatniej w ojny był dla w ielu narodów, ludzi i środowisk okresem próby, jakże często okrutnej i okupionej ceną najwyższą — życiem. I choć dla tych, co przeżyli, życie jest najwyższą ceną, ci, co zginęli, często inaczej je oceniali, widząc w e w łasnym unicestw ieniu wybawienie, kres m ąk fizycznych i psychicznych, upo­

korzeń i poniżenia. Nie ma pióra, które by mogło oddać pełnię przeżyć tych lu ­ dzi, nie m a autora, który by mógł zrozumieć psychologiczną w arstw ę tej ludzkiej tragedii. Ci, co przeżyli, powinni tym , co odeszli, dać dowód praw dy; ku ich p a ­ mięci a przestrodze i nauce pokoleń następnych.

Polacy przechodzili ten okres próby w szczególnie tragicznych okolicznościach. P ierw si padliśm y ofiarą rozpętanej przez hitleryzm wojny, doświadczyliśmy w szystkich rasistow skich teorii zbrodniczego system u faszystowskiego, u nas i na nas sprawdzonych w praktyce. Między innymi, na skalę nigdzie dotychczas nie­ spotykaną, byliśm y św iadkam i i ofiaram i zbrodniczej eksterm inacji ludzi, okreś­ lonych przez ustaw y norym berskie jako ludzie pochodzenia żydowskiego. Ta nie­ ludzka teoria rasowa, nazw ana przez kogoś hańbą XX wieku, była realizow ana na żywym organizm ie narodu polskiego, pokonanego w nierównej walce m ilita r­ nej, ale nie pokonanego m oralnie, prowadzącego w alkę aż do jej zwycięskiego finału.

W walce tej nie zabrakło polskiej adw okatury. Prężna, patriotyczna, praw idło­ wo oceniająca niebezpieczeństwo hitleryzm u, od pierwszych dni tragicznego w rześ­ nia 1939 roku stanęła do w alki o niepodległość Polski, o godność człowieka, o god­ ność narodową. I choć różne w tedy widziano w izje tej Niepodległej, czynnikiem łączącym była w alka ze znienawidzonym barbarzyńcą hitlerowskim .

A dw okatura, jako część narodu polskiego, razem z nim podlegała wszelkim przem ianom i orientacjom ideologicznym, m ającym swoje odbicie w form ach organizacji konspiracyjnych m ilitarnych i param ilitarnych. Jej członków można spotkać we w szystkich form acjach ruchu oporu, we w szystkich ugrupow aniach 5 — P a le s tra

(3)

66 E d m u n d M a z u N r 11 (13,1>

politycznych, wszędzie tam , gdzie toczy się w alka o praw o do istnienia n arodu w sensie politycznym i biologicznym. Spotykam y więc adwokatów w w ojsku polskim za granicą: na wschodzie i zachodzie, w form acjach partyzanckich A rm ii K rajow ej, G w ardii Ludow ej, Batalionów Chłopskich i w w ielu innych istnieją­ cych w k raju i poza jego granicam i. Niezależnie od funkcji i form acji, spełniają tam oni rolę niepoślednią, a często w ybitną. Ten ważny w ycinek zachowania się adw okatury w okresie okupacji jest zupełnie nie opracowany i czeka na swego odkrywcę i autora. Okres 25 lat, jaki m inął od czasu pow stania Polski Ludow ej, daje dostateczny dystans historyczny, um ożliw iający podjęcie poważnych badań i gromadzenie m ateriałów w tej dziedzinie.

Niniejsze opracow anie ma skrom niejsze ram y i choć wchodzi do okupacyjnej epopei polskiej adw okatury, jego zakres przedm iotowy i podmiotowy jest węż­ szy, stanow i zaledwie w ycinek tej tem atyki. Przedm iotem jego jest mianowicie- pomoc udzielana przez adwokatów lub ich rodziny osobom pochodzenia żydow­ skiego, a podm iotem — po prostu człowiek. Pam iętajm y, że jedyną karą h itle­ rowską za pomoc udzielaną osobom pochodzenia żydowskiego była k ara śm ierci. Pomoc ta była różna: m aterialna, m oralna, a najczęściej w iązana, niew ym ier­ na. Była udzielona przez adwokatów lub ich rodziny adwokatom lub ich rodzi­ nom, ale też nie była związana zupełnie z zawodem adwokackim. Dotyczyła osób- znanych osobiście lub ze słyszenia, ale również osób zupełnie nieznanych. B yła udzielona przez ludzi starych i młodych, a korzystali z niej również ludzie starzy f młodzi i dzieci. Pod względem wieku, wykształcenia, stopnia znajomości, obyw a­ telstw a, przekonań i przynależności politycznej przed w ojną i w czasie okupacji nie sposób przeprow adzić tu jakiejkolw iek klasyfikacji, bo każdy w ypadek je st tak indyw idualny i specyficzny, że w ym yka się wszelkim sztywnym normom, segregacyjnym.

Rodzaje tej pomocy są już bardziej uchw ytne i w ym ierne. Spotykam y tu po­ moc żywnościową i tym podobną, pomoc przy uzyskaniu potrzebnych dokum en­ tów osobistych, ukryw anie i przechowywanie dzieci i osób dorosłych, pomoc w uzyskiwaniu dochodów i pożytków, przechowywanie i spieniężanie rzeczy, w resz­ cie utrzym yw anie kontaktów tow arzyskich, przekazyw anie wiadomości oraz fa k ­ tów pozwalających n a podtrzym anie woli oporu i przetrw ania.

Co do form te j pomocy, możemy wyróżnić form y zorganizowane i indyw idu­ alne, często na zasadzie ludzkiego odruchu.

Uzyskanie danych z omawianego okresu nie jest rzeczą prostą, a to z dwóch: powodów: wiele osób kierując się delikatnością i skromnością, po prostu nie chce ujaw niać tych faktów lub też ujaw niając je, zastrzega sobie anonimowość lu b form ułuje zakaz publikacji. N ajtrafniej ujął to jeden z kolegów, który opisując fak t swej działalności w om awianej dziedzinie, tak zakończył swój list: „P o n i e- w a ż w d z i a ł a l n o ś c i t e j n i e b y ł o ż a d n e g o b o h a t e r s t w a (...), n i e ż y c z ę s o b i e u j a w n i a n i a m e g o n a z w i s k a”.

Z drugiej strony w iele osób objętych tą pomocą, z różnych względów, nie za­ wsze jasnych obiektywnie, ale subiektyw nie zasługujących na zrozumienie, nie ujaw nia tych faktów z reguły o wielkim ładunku dram atycznym , ciągle żywym i przeżywanym.

Przy całym szacunku i zrozumieniu tych w szystkich ham ulców i oporów m o- ralno-etycznych, czas już przystąpić do grom adzenia m ateriałów i opracow y­ w ania historii adw okatury w okresie ostatniej wojny światowej. Jest to tym

(4)

N r 11 (131) Po p ro stu c zło w iek 6 7

bardziej konieczne dlatego, że należy dać świadectwo praw dzie i odeprzeć opinie ośrodków neohitlerow skich i szowinistycznych o rzekomym antysem ityźm ie pol­ skim.

Powyższe m otywy w płynęły na to, że na Zgromadzeniu Delegatów W arszaw ­ skiej Izby Adwokackiej dnia 7.IV.1968 r., na wniosek K om itetu F rontu Jedności Narodu przy w arszaw skiej Radzie Adwokackiej, jednogłośnie uchwalono:

„Zlecić Radzie Adwokackiej w W arszawie bezzwłocznie zgromadzić i opublikować m ateriały dotyczące pomocy niesionej w okresie okupacji adwokatom pochodzenia żydowskiego przez organa a d w o k a tu ry 1 i po­ szczególnych adwokatów, ze szczególnym uwzględnieniem poniesionych w związku z tym ofiar.”

W w ykonaniu tej uchwały Prezydium W arszawskiej Rady Adwokackiej po­ stanowiło dnia 23 m aja 1968 r. rozesłać w szystkim adwokatom -członkom Izby od­ powiednie pismo wzywające do podaw ania znanych faktów do Rady. Napłynęło kilkadziesiąt odpowiedzi; 'część z nich została już opublikow ana z pew nym i skró­ tam i 2, część — wobec wyraźnego zakazu zainteresow anych — może być w yko­ rzystana tylko do opracowań analitycznych i zbiorczych. W niniejszym opraco­ w aniu uwzględniam wiadomości zarówno już publikow ane, jak i uzupełnione w rozmowach osobistych przeprowadzonych bezpośrednio lub telefonicznie.2* Z daję sobię spraw ę, że jest to zaledwie znikoma część tych wiadomości, przypadkowo dobranych. Trzeba jednak od czegoś zacząć i w trakcie pracy ulepszać metodę. Innej drogi nie widzę. Z góry przepraszam autorów wiadomości za form ę op ra­ cowania i skróty ich wypowiedzi i proszę Szanownych Czytelników, by wszelkie uwagi, uzupełnienia, sprostow ania oraz nowe m ateriały nadsyłali do redakcji „Palestry”, Naczelnej Rady Adwokackiej lub właściwych rad adwokackich.

Przy opracowaniu przyjąłem podział na działalność zorganizowaną i indyw idu­ alną. Je st to podział umowny, nie zawsze adekw atny do przedstaw ionych tre ś ­

ci. Będę więc wielce zobowiązany za uw agi i propozycje w tym zakresie.

I. D z i a ł a l n o ś ć z o r g a n i z o w a n a

Zorganizowana pomoc uzyskała najpełniejszą form ę w powołaniu przez działa­ czy politycznych ruchu oporu w roku 1942 Rady Pomocy Żydom „Żegota”. Współ­ organizatorem , a następnie wiceprezesem na k raj był adw okat Tadeusz Rek. R ada powołała do życia oddziały w K rakow ie i Lwowie, a w w ielu m iastach m iała swych stałych delegatów.3

W ydaje mi się, że szczególną form ą działania społecznego była pomoc

1 P ro b le m a ty k ę sto su n k u o rganów a d w o k a tu ry do k w estii żydow skiej w o k resie o k u ­ p acji om aw ia w n in ie jsz y m num enze , .P a le stry ” ad w . W itold B ayer, s tr. 41—43.

2 P a trz a r ty k u ł: O byw atelska służba o c alen ia, „G azeta Sądow a i P e n ite n c ja rn a ” z 1.IX .1968 r. n r 17/118, str. 5 i 6. (M. M aślanko, J. K upiec, J. W., M. Piesiew icz, A. G rę- becka, H.W., K. B ieńkow ski, J. L ew iński, M. W ęgrzynow ski, J. P a la ty ń sk i, S. G aw ron, J. G rębecki, L. A n teck i, M. P erz y ń sk i, S. L askow ski, G. T alikow ski, K. P ędow ski, A. M akow ska).

2a D la zachow ania au ten ty zm u , uw zględniam w ty ch w iadom ościach język o ry g in ału . s Bliższe d an e na te m a t fo rm o rg a n iz ac y jn y ch i z a k re su działan U R ady oraz ro li adw . T adeusza R eka (niedaw no zm arłego sędziego Sądu N ajw yższego), m ożna znaleźć m. in n y m i w a rty k u le M arka A r c z y ń s k i e g o : R ada Pom ocy Żydom , „Za W ol­ ność i L u d ” z 1963 r. n r 8/197.

(5)

68 E d m u n d M a z u r N r 11 (13-1)

udzielana dzieciom. W tej m ierze adw okat S t a n i s ł a w L a s k o w s k i z W ar­ szawy nadesłał nam interesujący fragm ent:

(...) W czasie w ysiedlania ludności polskiej z Zam ojszczyzny w latach 1942/1943 przyjechał do m nie tam tejszy działacz ludow y Józef W ójcik alarmując, że przez W arszawę będą przejeżdżać transporty dzieci z Zam ojszczyzny i że istnieje m oż­ liwość zarówno w yw iezienia części dzieci z zagrożonych terenów, jak również urato­ wania z transportów kolejow ych. Działając wówczas w Batalionach Chłopskich oraz w Delegaturze Rządu, skontaktow ałem Józefa W ójcika z odpow iednim i działaczami R ady G łów nej O piekuńczej (RGO) oraz działaczami ludow ym i w W arszawie, którzy

czynnie w łączyli się do pracy na dworcach i punktach RGO.

W zw iązku z powyższą akcją kol. Józef W ójcik przez dłuższy czas przebyw ał w W arszawie i pod W arszawą, korzystając m iędzy in n ym i z gościny w dom u m o­ ich Rodziców we W si W yczółki (obecnie m. Warszawa).

Wiadomo mi, że wśród uratow anych wówczas dzieci była grupa dzieci żyd o w ­ skich.

Pragnę podkreślić, że nie czyniliśm y żadnej różnicy rasowej, ratując dzieci przed zagładą.

W spomniany wyżej Józef Wójcik tak opisuje tę działalność:

(...) 20 lat tem u hitlerow cy w ysiedlili z 297 gromad Zam ojszczyzny około 110 tys. osób, w ty m 30 tys. dzieci. Dzieci odbierano rodzicom i w zam kniętych i zim nych wagonach w yw ożono do Niemiec na wynarodowienie.

W porozum ieniu z Oddziałem RGO w Zamościu — z ramienia BCh u tw o rzy­ łem kom itet ratowania zagrożonych dzieci.

Dzieci grupam i w yw oziliśm y do W arszawy. D zięki mecenasowi S t. L a s k o w - s k i e m u i innym działaczom ludow ym w konspiracji um ieszczaliśm y p rzyw ie­ zione dzieci w schroniskach RGO przy ul. Ogrodowej i Okopowej. Nasi działacze w W arszawie oczekiwali na dworcach na przyjeżdżające dzieci. M ieszkańcy W ar­ szaw y a także m ieszkańcy Mrozów, gdzie za trzym yw a ły się pociągi wiozące dzie­ ci, zabierali je do swoich domów. (...)

Wśród dzieci, które zaw oziliśm y do W arszawy, były też dzieci narodowości żydow skiej.

A dw okat W ł a d y s ł a w G r z a n k o w s k i m a zapisaną piękną k a rtę dzia­ łalności w okresie okupacji i wiele osób pochodzenia żydowskiego zawdzięcza mu życie, naw et o tym nie wiedząc. W okresie okupacji pełnił on wiele odpowie­ dzialnych funkcji społecznych i organizacyjnych, które wykorzystyw ał i u k ieru n ­ kowywał m iędzy innym i w celu niesienia pomocy prześladowanym. Jako Prezes PCK oddziału warszawskiego, Prezes Ochotniczych Straży Pożarnych na m.st. W arszawę, a podczas pow stania K om endant Straży Obywatelskiej działał syste­ m atycznie i perm anentnie. Oto jak T a d e u s z B e d n a r c z y k opisuje tę dzia­ łalność: 5

4 r r z e d r u k z „D ziennika L udow ego” n r 50 (‘589) z d n ia 10.III.19S2 r. (ty tu ł a rty k u łu J a k ra to w a n o dzieci Z am ojszczyzny przed zniszczeniem ?).

5 Patr,z a r ty k u ł: s tra ż a c k a a k c ja pom ocy Żydom, ,,Praiwo i ż y c ie ” n r 8 (260) z dn:'a 10.IV.1966 r., str. 4 i 7. A rty k u ł zam ieszcza fo to g rafię adw . G rzankow skiego z p o dpisem : ,,D r W ładysław G rzankow ski, o rg a n iz ato r k o n sp ira cy jn eg o sch ro n isk a dla b o h a te ró w W este rp la tte , w y b itn y działacz a k c ji pom ocy Ż ydom ” .

(6)

N r 11 (131) Po p ro stu czło w ie k 69

(...) Form y pom ocy polskiej dla Żydów były rozliczne, sam orzutne i zorganizo­ wane. Od 20 października 1942 rozpoczęła już zorganizowaną działalność Ogólno­ polska Rada Pomocy Żydom „Zegota”, której jednym z czołowych przedstaw i­ cieli był znany historyk okupacji hitlerow skiej w W arszawie — W ładysław Bar­ toszew ski. O w ielkich w ynikach tej akcji świadczą m.in. te setki listów i po­ dziękow ań uratow anych Żydów, które były drukow ane przez wiele m iesięcy na łamach „Tygodnika Powszechnego”. O solidarności Polaków i Żydów jakże p ię k ­ nie pisze również prof. L u d w ik H irschfeld w sw ojej autobiografii. W spaniałe ka r­ ty bohaterstwa przy ratowaniu Żydów i pomaganiu Żydom zapisała zarówno Gwardia Ludowa (Franciszek Łęczycki), jak i Arm ia Krajowa (Zbigniew L ew an­ dow ski — „Szyna”). Ileż jednak fa któ w pozostaje dotychczas nieznanych. Iluż Polaków przypłaciło życiem ukryw anie Żydów. Iluż traktuje to do dziś jako zw y k ły ludzki obowiązek, nie pretendując ani do w zm ianek w historii, ani do odznaczeń.

Jedną z takich m niej znanych kart z okupacyjnej akcji pomocy Żydom jest działalność Straży Pożarnej u? W arszawie. (...)

Prezesem Ochotniczych Straży Pożarnych w Warszawie i zarazem prezesem Oddziału Czerniakowskiego był adw okat dr W ładysław G rzankow ski (ps. m jr Prus), oficer dyspozycyjny K om endy Głównej „ Skały-K B ”, a zarazem prezes PCK Od­ działu W arszawa-Południe.

Mecenas G rzankow ski przy pomocy Oddziału Czerniakowskiego świadczył gettu pomoc żywnościową i finansową poprzez ZZW , dowoził samochodem granaty pro­ dukow ane w szkole oficerskiej na ul. Słowackiego. Ze źródeł PCK dostarczał do getta lekarstwa, odżyw ki dla dzieci, środki opatrunkowe. W końcu 1941 r. i w 1942 r., w ramach koordynow anej przeze m nie akcji ew akuacji z getta inteli­ gencji żydow skiej (przeprowadzanej przez ZZW ), szereg Żydów zostało przyjętych na czynnych strażaków w Oddziałach Straży Ochotniczej, oczywiście na fa łszy­ w ych papierach. W yrabianie fałszyw ych m e tryk i dokum entów mec. G rzankcw - ski m.in. załatwiał poprzez ks. bp. Choromańskiego (parafia św. Aleksandra) i ks. prob. W ojewódzkiego (parafia św. Barbary), którzy w ystaw iali a k ty urodzenia W ielu Żydów dostało ponadto dokum enty członków Straży Ochotniczej bez po­ trzeby pokazyw ania się w Oddziałach. D okum enty strażackie były szczególnie cenne, gdyż jako w ystaw iane przez policję niem iecką, gwarantowały duże bezpie­ czeństwo. Osobną historią było zdobywanie u Niemców setek legitym acji dla tych m artw ych dusz, rozdym ających fikcyjn ie stany Oddziałów Straży. Zdobywano je przekupując Niemców. Ż ydzi z ta kim i papierami przerzucani byli przez Oddział W aw rzyszew do Puszczy K am pinow skiej, zaś przez Oddział C zerniakow ski przez Powsin na teren w iejski. Np. konspiracyjny prezes Ochotniczych Straży Pożar­ nych na całą Polskę Bolesław Chomicz, ps. Dziadek I (także prezes KKO powia­ tu warszawskiego) też ukryw a ł Żydów pod Warszawą na terenie swojego m ają- teczku w Dąbrówce.

Opiekę nad Żydam i ukryw ającym i się na terenie Oddziału Czerniakowskiego mec. G rzankow ski powierzył por. straży Stanisław ow i Briesem eistrowi i ppor. Do- liw ie-Sledzińskiem u (adwokat), zaś w Oddziale na Saskiej Kępie prezesowi tego Oddziału Aleksandrow i Junosza-O lszakow skiem u (literat).

Oprócz w spom nianej akcji pomocy wyłącznie strażackiej mec. G rzankow ski świadczył pomoc Żydom w kooperacji z PCK i ułatw iał zatrudnianie Żydów ek jako sanitariuszek. Mianowicie w w ojskow ym szpitalu U jazdow skim na oddziale

(7)

70 E d m u n d M a z u r N r 11 (1 3 1 )

gruźliczym i w konspiracyjnym schronisku żołnierzy inwalidów z W esterplatte (przy ul. Górskiej) zatrudniano sanitariuszki-Z ydów ki na legitym acjach PCK. Nad. ich bezpieczeństw em czuwała Loda Halama. Straż Ochotnicza dostawała do roz­ działu wśród Żydów stałe zapomogi finansowe od w ielu polskich firm , podobnie PCK czy RGO; szczególnie trzeba tu podkreślić ofiarność firm y Fraget.

Także w czasie powstania w getcie w roku 1943 Oddział C zerniakow ski Stra ­ ży Pożarnej św iadczył pomoc ludności żydow skiej. Biorąc pod dow ództw em por. Barcikowskiego udział w akcji ochrony przeciwpożarowej niektórych obiektów, strażacy w yprow adzali Żydów z getta przez gmach Sądów na Lesznie oraz przez Kościół NMP. K ilkunastu z nich przekazano następnie do bezpiecznych schronień pod Warszawą.

Przedstawiona akcja pomocy Żydom ze strony Straży Pożarnych i jednostek O W -K B „Skała” jest tylko fragm entem sam orzutnej i zorganizowanej rozległej akcji, którą ludność polska, nie bacząc na ryzyko śmierci, rozwijała przy w szel­ kie j okazji, aby nieść pomoc i ratunek prześladow anym i m ordow anym nieludzko przez hitlerow ców Żydom.

W y m i e n i o n y w y ż e j a u t o r w innym piśm ie omawia te same fakty, do­ dając jeszcze•

(...) Dość niecodziennym szczegółem jest w yw iezienie k ilku Żydów i Ż ydów ek do północnych W łoch przez zapisanie ich przez mec. Grzankowskiego na robot­ ników w Bauindustrie, firm ie pracującej dla dyrekcji kolei, gdzie pracowali też polscy inżynierowie. Z Włoch Ż ydzi ci uciekli do Szwajcarii.

W czasie powstania w getcie poza (...) dwom a oddziałami zaw odow ym i brały udział i inne, a więc Ochotniczy Oddział C zerniakow ski pod k-ndą por. Barci­ kowskiego, k tó ry w rejonie Sądów i kościoła NM P uratował k ilk u Żydów i w y ­ prowadził z getta, dalej zaw odow y oddział z ul. Polnej z mjr. A. P ietraszkiew i­ czem i oddział z Pragi z płk M akow skim , oddział z ratusza z kpt. H enrykiem Empacherem.

*Z powodu pożarów N iem cy ściągnęli do getta z w ybuchem powstania kilka od­ działów straży ogniowej. Dnia 19.IV.43 r. przyjechał do getta samochodem oso­ bow ym przedstaw iciel kom endy w arszaw skiej Straży Ogniowej płk K alinow ski i w raz z nim k -n t Straży Ochotniczej m jr „Prus” — mec. dr W ładysław Grzan- kow ski. G rzankow ski p rzybył na prośbę ks. arcybiskupa Szlagowskiego dla zabez­ pieczenia przed pożarem kościoła NM P na ul. Leszno, ja k i fa b ryk i Pf ei f f rów oraz dla zorientowania się w sytuacji i możności udzielenia Żydom pomocy. P rzy gmachu sądów spotkali oni niem iecki wóz głośnikowy, em itujący ładne melodie i nam aw ia­ jący Ż ydów do w yja zd u do obozów pracy w Traw nikach i Poniatowie, a przy nim stał mocno pijany p łk SS. Zwrócili się oni do niego o pozwolenie wzięcia jednego w o­ zu strażackiego z oddziału z ratusza dla ratowania kościoła. S S -m a n zezw olił zabrać m otopom pę. P rzy sądach stał także oddział Ochotniczej Straży z Czerniakowa z ul. M orszyńskiej pod d-dztw em Barcikowskiego. Obydwa oddziały pomogły w te d y uratować się w ielu Żydom. Kpt. Em pacher w sposób niezw ykle ryzyka n cki obracając czterokrotnie samochodem od kościoła NM P do ratusza, przewiózł w e w ­ nątrz wozu strażackiego w ciągu blisko 1 godziny około 50 Żydów ukryw ających się w podziemiach kościoła. Złapał go na ty m żołnierz niem iecki, który, dał się przekupić zło tym zegarkiem i 3 litram i wódki.

« P a trz a rty k u ł: J a k w arszaw scy strażacy ra to w ali Żydów , „ K ro n ik a ” n r 9 (272) z dnia 2.III.1968 r., L ondyn.

(8)

№ 1 1 ( 1 3 1 ) Po p ro stu człowiek. 71

In n ym i przykładam i już nie ty lk o pomocy, ale i współpracy w ojskow ej straża­ k ó w członków O W -K B z bojowcami żyd o w skim i może być działalność w następ­ nych dniach m.in. szkoły podchorążych z ul. Słowackiego. Oddziały te specjalnie przystępow ały do gaszenia tych domów, gdzie było zarzewie jakiejś w a lki czy zamieszania. P rzy gaszeniu pożarów strażacy pomagali uciekać bojowcom żyd o w ­ skim bądź otwierali im drogę do niespodziewanego wypadu. Szczególnie trzeba podkreślić postawę, odwagę i poświęcenie m łodzieży strażackiej ze szkoły o fi­ cerskiej. Posiadanymi z sobą kilofam i, oskardam i i toporami nie tylko torowali bojowcom żydow skim przejścia z dom ów do domów, przejścia głównie strycham i, •ale wspólnie z młodzieżą żydow ską robili przejścia podziemne. Głównie zajęto się naprawą w łazów kanałowych (klam ry, pokryw y), odgruzowaniem i przetraso- w aniem przejść kanałam i jako najbezpieczniejszym i wśród płom ieni i nie odw ie­ dza n ym i przez tchórzliwych N iem ców z S S i policji, w yspecjalizow anych tylko w „bohaterskich” w alkach ze starcami, kobietam i, dziećmi, Żydam i i bezbronny­ mi. D zięki strażakom -podchorążym kanały nabrały większego znaczenia w w al­ kach w getcie. W sku tek tego rozw oju w ypadków N iem cy w ycofali te oddziały z getta i w ycofali w ogóle strażaków z linii bezpośredniego sty k u bojowego, a naw et sprowadzili do W -w y własną straż niem iecką.

A dw okat M a r i a n P i e s i e w i c z z W arszawy działał w okresie okupacji na te re n ie Podlasia. Oto jego relacja:

(...) Ju ż na wiosnę 1942 roku — na podstawie inform acji prasy konspiracyjnej, obserw acji i tych wiadomości, które otrzym yw aliśm y o bestialskich zarządzeniach okupanta — doszliśm y na Podlasiu do przekonania, że hitlerow cy przygotow ują się w czesnym latem 1942 roku do eksterm inacji Żydów. Uważałem za sw ój obo­ w iązek, jako Prezes Okręgu Podlaskiego PCK, przekazać naszym zaufanym , posia­ dającym znaczenie i autorytet w spółpracow nikom konieczność opieki moralnej, m aterialnej i leczniczej nad Żydam i. W ychodziliśm y z założenia, że udzielanie pom ocy u kryw ającym się Żydom płynąć powinno z zasad hum anitaryzm u. (...)

Pokryw ało się to z ideologią tych organizacji konspiracyjnych, z k tó ry m i u trzy ­ m yw aliśm y ko n ta kty na odcinku pomocy społecznej. U ważałem za sw ój obowią­ z e k m ieć k o n ta kt z ty m i kolegam i adw okatam i Żydam i, przebyw ającym i w get­ cie siedleckim (adw. Józef Landau i adw. Natan Rubinstain), aby przekonać ich o konieczności podówczas przedsięwzięcia czynności um ożliw iających ucieczkę z getta i udzielenie im pomocy w w ynalezieniu w łaściw ej i pew nej kryjó w ki. Po­ moc ta m ogłaby m ieć realne, korzystne w yniki. N iestety uw ażali oni akcję za przedwczesną, a możliwości eksterm inacji za nierealne. (...)

W okresie bestialskiej eksterm inacji getta warszawskiego dow iedziałem się od mego kolegi szkolnego, adw. H enryka Paszkowskiego, że również nasz kolega szkolny adw. Mardko Goldfarb, były aplikant adw. Stanisław a Szurleja, prosi z getta warszawskiego o pomoc. Postanow iliśm y dopomóc koledze Goldfarbowi, byliśm y zw iązani z nim nie tylko w ielką przyjaźnią „z czasów sztubackich”, ale ceniliśm y go bardzo jako praw nika i człowieka. Przygotow aliśm y dla kolegi Gold- farba i jego najbliższych odpowiednie w a ru n ki ukrycia. C zekaliśm y niecierpli­ wie na dalsze wiadomości było to jednak bezskuteczne. Dla nie znanych m i przy­ czyn wiadomości nie nadeszły, nasza przygotowana pomoc nie mogła być zreali­ zowana. Kolega adw okat M. Goldfarb najprawdopodobniej padł ofiarą hitlerow ­ skie j eksterm inacji. (...)

(9)

72 E d m u n d . M a z u r N r 11 (1 3 1 )

K ontakt i pomoc udzielona adw okatow i Stanisław ow i M uszyńskiem u, jego żonie i teściowej (b. aplikant adw okacki w Białej Podlaskiej) okazała się sk u ­ teczna. Nie przypisuję sobie w yłącznej zasługi w uratowaniu tych ludzi, ale w y ­ daje m i się, że należałem do jednych z tych, któ rzy dopomogli koledze M uszyń­ skiem u i jego rodzinie przetrwać okres rozszalałego bestialstwa hitlerowskiego. Kolega Stanisław M uszyński dawał m i niejednokrotnie — tak będąc w Polsce do 1947 roku, jak i później z A m ery ki — dow ody sw ojej sym patii, wdzięczności i wielkiego przywiązania.

Ten sam tem at, ale od strony udziału adw. M. Piesiewicza w ram ach działal­ ności PCK, relacjonuje organ P C K :7

P. mec. Marian Piesiewicz w latach 1928— 1932 był sekretarzem Zarządu O krę­ gu Podlaskiego PCK, a w latach 1932— 1943 prezesem Zarządu tego Okręgu. W la­ tach 1943— 45 pełnił obowiązki dyrektora biura Zarządu Głównego PCK. Relacje, jakie uzyska liśm y od tego długoletniego działacza PCK, zwłaszcza jeśli cho­

dzi o okres okupacji hitlerow skiej i akcje pom ocy Żydom , ofiarom hitlerowskiego obozu zagłady w Treblince, są najzupełniej nie znane szerszem u ogółowi. (...)

Podobnie ja k w całym kraju, również i na naszym terenie okupant hitlerow ski znacznie ograniczył działalność Polskiego Czerwonego K rzyża, kontrolując w szystko, co robiliśmy. Dlatego działalność hum anitarna na rzecz potrzebujących, a było ich przecież w owych czasach ogromnie dużo, ze w zględów form alnych nie mogła być prowadzona przez PCK jako instytucję. Do najbardziej poszkodowanych w tym okresie trzeba zaliczyć przede w szystkim ludność pochodzenia żydow skiego, która ze w zględów rasowych została przez hitlerow ców skazana na zagładę.

W powiecie Sokołów Podlaski w m iejscowości T reblinka został w ybudow any olbrzym i obóz, praw dziw a fabryka śmierci, wyposażona w kom ory gazowe, w któ­ rych wym ordowano przez okres istnienia obozu prawie m ilion Żydów. Obóz ten był bardzo silnie strzeżony, n ik t więc stam tąd nie m ógł się wydostać. Natom iast zdarzały się ucieczki z transportów kierow anych do Treblinki. Uciekali zarówno m ężczyźni, jak i kobiety. Uciekinierom ta kim trzeba było nieść pomoc doraźną, zapewnić im schronienie, otoczyć opieką. Polski Czerwony K rzyż nie mógł jako instytucja udzielać pomocy ty m kategoriom nieszczęśliwych, ty m bardziej, że za pomoc okazaną Żydow i, naw et gdyby to była szklanka w ody czy krom ka chleba, była przew idziana ty lk o jedna kara — kara śmierci. M imo to n ikt z tych, któ rzy uciekali przed zagładą, nie był pozbaw iony pomocy. K orzystali z niej przede w szy stk im Żydzi, któ rym udało się ujść z getta żydow skiego w Siedlcach. K orzystali rów nież ci, któ rzy zdołali uciec z transportów kierowanych do T reb­ linki. My, m iejscow i działacze PCK, m ając k o n ta kty ze społeczeństwem , m ogli­ śm y te j akcji nadawać pew ne fo rm y organizacyjne, m ogliśm y również ją w spie­ rać środkam i m aterialnym i, zwłaszcza w żyw ności i lekach. Ale nasze zabiegi nie m iałyby żadnego znaczenia, gdyby nie ogromna, powszechna ofiarność m ie j­ scowego społeczeństwa, które do głębi było w strząśnięte zbrodniam i masowego ludobójstioa w Treblince. U kryw ającym się Ż ydom zapewniano pomoc doraź­ ną, a później dawano im stałe schronienie. Bardzo w ielką pomoc okazyw ała lu d ­ ność w si okolicznych. P rzykładow o w ym ienię tu w ieś K rzym osze pod Siedlcami, gdzie u m iejscow ych gospodarzy przebyw ało kilku n a stu Żydów. W Siedlcach u miejscowego rzeźnika p. Swięckiego przechowywało się 7 Żydów. N iestety, nie

(10)

N r 11 (1 3 1 ) Po p ro s tu c zło w iek

była to akcja bez ofiar. Zdarzały się w ypadki, że hitlerow cy po w ykryc iu u k r y ­ wających się Żydów palili gospodarstwa w iejskie, a ich właścicieli zabijali na miejscu. Na szczęście w ypadków takich nie było wiele.

Ze w zględów zrozum iałych nie m ogliśm y prowadzić żadnych tego rodzaju ew i­ dencji i sta tystyk, ale sądzę, że ilość osób pochodzenia żydowskiego, która dzię­ k i pomocy okazyw anej im przez działaczy PCK i ze strony m iejscowego społe­ czeństw a zdołała przetrwać najgorsze i uratować życie, można ocenić na tysiąc lub więcej naw et w ypadków . Uczucia hum anitarne w zględem tych, którzy cier­ pią i są skazani na zagładę, były silniejsze niż obawa przed własną śmiercią i m y ­ ślę, że to zjaw isko zasługuje przede w szystkim na podkreślenie. Poczucie takiego hum anitaryzm u wszczepiał społeczeństwu sw oją działalnością zarówno w okresie m iędzyw ojennym , jak i w czasie okupacji hitlerow skiej Polski Czerwony K rzyż.

Specyficzną i zupełnie nie znaną k a rtą jest działalność adw. K r z y s z t o f a B i e ń k o w s k i e g o . Podaję fragm enty ze zbioru wspomnień:

Gdzieś w drugiej połowie 1943 r. Centrala K om isji Pomocy Uchodźcom Pol­ skim zaproponowała mi, abym stanow isko K ierow nika Ośrodka w Slatina-O ld zm ienił na stanowisko kierow nika Ośrodka w Bukareszcie. B ył to Ośrodek n a j­ w iększy, reprezentatyw ny i zarazem najtrudniejszy.

Sw ój „awans" (moralny, nie m aterialny) na to kluczowe stanow isko zaw dzię­ czałem prawdopodobnie um iejętności rozwiązania trudności narodowościowych w Slatinie. Uchodźcy pochodzenia żydow skiego stanowili tu ponad 70% obyw a­ teli polskich. (...)

Pewnego razu przyłapałem podanie do w ładz rum uńskich, na któ rym zbierano podpisy, aby z uchodźców pochodzenia żydow skiego utw orzyć odrębny, sam o­ dzielny ośrodek. Podanie uzasadniono m. in. ty m , że Ż ydzi rzekom o m ajoryzują Po­

laków.

Zareagowałem natychm iast bardzo ostro. W ezw ałem do siebie inicjatorów tej akcji. Oświadczyłem, że nigdy nie pozwolę na to, aby w zyw ano obce władze do ingerencji w w ew nętrzne sprawy uchodźców, że gwarancją bezpieczeństwa obyw ateli pochodzenia żydow skiego jest właśnie to, że w urzędow ych spisach i dokum entach rum uńskich figurują jako Polacy i że n ik t dotychczas nie czynił tu jakichkolw iek rozróżnień. Stw orzenie odrębnych list żydow skich i odrębnego- ośrodka żydow skiego mogłoby w dalszym rozw oju przypadków , których nie m oż­ na przewidzieć, stanowić śm iertelne niebezpieczeństwo dla uchodźców Żydów.

W szyscy chcem y wrócić do Polski — zakończyłem — zapowiadam jednak ja ­ ko prokurator Sądu Najwyższego, że kto ko lw iek podpisze owo podanie, będzie zaaresztowany zaraz na granicy Polski za współpracę z wrogiem.

Było w ty m oświadczeniu sporo „bluffu". Ostatecznie byłem prokuratorem „in partibus in fid eliu m ”, autorytet m ój osobisty w połączeniu z daw nym tytu łem był jednak ogrom ny i od tej chw ili przyw ódcy skrajnej grupy przycichli; nie było z nim i kłopotu. (...)

Uchodźcy Ż ydzi korzystali przede w szystkim z pomocy rum uńskiej burżuazji żydow skiej, która dysponowała znacznym i funduszam i na te cele, adresami za­ konspirow anych m ieszkań, a przede w szystkim stosunkam i, które ich chroniły.

Działała ona pod firm ą „JOiNT’u ”, syjonistycznej organizacji pomocy Żydom, która starannie unikała jakichkolw iek ko ntaktów z nami. N igdy nie udzielono

(11)

7 4 E d m u n d M a z u r N r 11 ( I M )

z ta m te j strony pomocy ani naszej organizacji, ani uchodźcom Polakom nieży- dowskiego pochodzenia.

B yli jednak uchodźcy Ż ydzi (zresztą nieliczni), którzy nie chcieli korzystać z pomocy „JOiNT’U”, podając najrozm aitsze tego przyczyny. (...)

Pewnego razu zgłosił się do m nie niejaki ob. Kobiela wraz z żoną (imion ich ju ż nie pamiętam), k tó ry tw ierdził, że je st kom unistą, że współpracował na terenie Lw ow a z Arm ią Czerwoną i że w środowisku żydow skim nie będzie bezpieczny. Zona Kobieli była rzeczywiście chora. Opowiadali oni, że w czasie ucieczki pozo­ sta w ili małe dziecko w polskiej rodzinie pod Lw ow em , która udzieliła im ty m ­ czasowego schronienia. Uległem ich prośbom... zaryzykow ałem . Ulokowałem Ko- bielową w szpitaliku kobiecym , a Kobiela, choć zdrow y, m usiał też powędrować do łóżka. Po k ilk u dniach kuracji zrobiliśm y z niego sanitariusza. Chodził w bia­ ły m kitlu i w krótce pozyskał sobie sym patię moich podopiecznych, któ rzy po­ czątkow o energicznie protestowali przeciw u kryw a n iu „nielegalnych” Ż ydów ze ■w zględu na obawę zbiorow ej represji. Po p ew n y m czasie udało m i się wyrobić Kobielom fałszyw e papiery uchodźcze i wpisać ich na listę uchodźców z 1939 r. W tedy w yjechali na prowincję.

In n y tego typ u przypadek omal nie zakończył się dla m nie tragicznie. Poja­ w ił się w m ej kancelarii w godzinach w ieczornych m łody człowiek podając, że nazyw a się M arkiew icz (lub M arkowski) i ze jest studentem z Poznania. Spoza rozchełstanej koszuli błyskał m u złotem przesadnie duży krzyż na piersi. Negował z b y t gorąco, że nie jest Żydem , choć jego w ygląd, w ym ow a oraz zupełna nie­ znajomość stosunków na U niwersytecie P oznańskim nie pozostawiała w ątpliw oś­ ci, że kłamie. Za żadną cenę nie chciał zgłosić się do „JOiNT’u ”. H isteryzował,

prosił, aby go raczej w ydać policji rum uńskiej niż wydalać z gmachu. (...) W takich sytuacjach nie było w łaściwie wyboru. Trzeba było ryzykow ać własne życie, a naw et życie sw ych podopiecznych, aby chronić cudze życie. (...)

M iałem na olbrzym im strychu gdzieś w kącie m ały skrom ny pokoik, w spar­ ty o narożną ścianę dachu i sklecony z desek. Tam zleciłem zam knąć w ieczor­ nego gościa na klucz i donosić m u wodę i jadło. Do czasu w yrobienia fa łszy ­ w ych dokum entów nie m iał on prawa opuścić pokoju. Tym czasem na trzeci dzień od jego przybycia zjaw iło się u m nie pięciu panów: dwóch agentów z „Singuran- c y ”, dwóch um undurow anych policjantów i piąty „cywil”, m ów iący łamaną ru- ■muńszczyzną: tzw . doradca z Gestapo. Chcieli zw iedzić dokładnie budynek. Po­

m yślałem : demos lub z w y k ły zbieg okoliczności, albowiem ju ż kilkakrotnie przedtem m iałem podobne kontrole. Nadrabiając m iną zacząłem ich oprowadzać po w szelkich zakam arkach budynku, dowcipkując, opowiadając anegdoty i w ogóle starając się być ja k najbardziej bezpośredni i niefrasobliw y. Po godzinie in sp ek­

cji, w yprow adzałem ich ju ż z gmachu, gdy dom niem any Niemiec zainteresował się nagle schodami w iodącym i na strych. T łum aczyłem im, że nie warto wspinać się po strom ych schodach, gdyż strych jest w ym ieciony do czysta i przygoto­ w any w pełni do obrony przeciwlotniczej. N iestety, nie udał się ten manewr. Ż yw iłem jeszcze cichą nadzieję, że rzuciw szy okiem na strych, nie będą zb y t do­ kładnie go obchodzić. N iestety, dojrzano m ój pokoik i polecono m i go otworzyć Rzecz prosta, w yjaśniłem , że pokoik jest pusty, że klu cz m i się zarzucił i że od­ szukanie go będzie wym agało trochę czasu. Zdecydow ali się czekać. M ówiłem do­ nośnym głosem po rum uńsku i po niem iecku, aby przygotować mego lokatora na spotkanie. N iestety sytuacji nie dało się przedłużać w nieskończoność. Klucz m u sia ł się znaleźć, gdyż ju ż proponowano w yw ażenie drzwi. (...)

(12)

№ 1 1 (131) Po p ro stu c zło w iek 75

Wreszcie zgrzytnął klucz w drzwiach. Otworzono pokój. Nagle olśnienie: pokój był p u s t y . M imowoli spojrzałem na małe okienko, przez które ■— zdawało się — można było w ychylić zaledwie głowę. Ja k się okazało, m ój lokator dokonał n iezw ykłej gim nastycznej sztuki. W ycisnął się przez to okienko i trzym ając się dachu oraz trawersując po dość w yd a tn ym gzymsie, zdołał przedostać się na dach sąsiednich zabudowań i ulotnił się bez śladu. Nigdy m i ta możliwość nie przyszła do głowy.

Mój lokator w yłonił się dopiero po w kroczeniu w ojsk radzieckich do R u m u ­ nii i po utw orzeniu się Z w iązku Patriotów Polskich w Rum unii. Przyszedł m i podziękować ju ż w m undurze porucznika A rm ii Polskiej, Dowiedziałem się od niego, że jest przydzielony jako ochrona pociągów wiozących do Polski pomoc z tzw . „UNRA”. (...)

W miarę sukcesów A rm ii Czerwonej na froncie, nasza sytuacja w Bukareszcie staw ała się coraz cięższa. Ż ydzi rum uńscy — m im o że powiązani z w ielkim k a ­ pitałem m iejscow ym — uznali, że nie mogą się dalej narażać. W tedy jointow ska ■koza przyszła do naszego woza. W K om isji Pomocy Uchodźcom Polskim pojawił się p. Heller, m łody, energiczny, inteligentny uchodźca ze Lwowa, k tó ry w B u ka ­ reszcie zdążył dorobić się m ałej tkalni i rozpoczął z nam i pertraktacje, abyśm y przejęli rozdział zapomóg dla uchodźców Żydów . (...) B yło to — rzecz prosta — » dla nas ryzykow ne. Chodziło przecież o stosunkowo duże sum y, dostarczane nam anonimowo, poza w szelką księgowością i sporą ilość now ych tw arzy w m oim biurze, co mogło zwrócić na nas szczególną uwagę. Nie czuliśm y się w prawie ■odmówić: chodziło w szakże o obyw ateli polskich, którzy zbiegli przed prześla­ dow aniem . Postaw iliśm y jednak tw a rd y w arunek: na liście zapomóg m uszą się znaleźć także Polacy z okresu powrześniowego, na których finansowanie nie m ie­ liśm y w łasnych środków. Nie było ich zb y t wielu, około 10%■ w stosunku do Ż y ­

dów. Po targach, w arunek nasz został przyjęty.

Z przyjem nością stw ierdzam , że nowi uchodźcy czuli się w naszym Ośrodku bardzo dobrze, reagowali żyw o na w szelkie objaw y ludzkiej życzliwości. S ka r­ ż y li się nieraz na oschłość i w yniosłe ich traktow anie w ośrodkach jointow - ■skich. Nie byłem zdziw iony. Nowi podopieczni — to był proletariat żydow ski, przew ażnie drobni sklepikarze, rzem ieślnicy, ludzie z getta. K lasow y m ur, który ich dzielił od żydow skiej finansiery rum uńskiej, rysował się zupełnie w y ­ raźnie. (...)

Pewnego dnia otrzym uję alarmującą wiadomość, że 6 uchodźców Żydów , k tó ­ rzy przybyli z Czerniowiec bez dokum entów do jednego z naszych prow incjonal­ nych ośrodków, policja rum uńska odwozi z powrotem nad granicę. A to ozna­ cza ekstradycję i śmierć. W ydeptuję w szystkie ścieżki w ich obronie. W szędzie obiecują m i pomoc. Urzędnicy rum uńscy czują koniec w o jn y i w yraźnie się ase­ kurują. Ale konw ój jedzie dalej i w nocy m a minąć Bukareszt. Czuję się oszu­ kany. Ktoś radzi m i wreszcie udać się w prost do urzędującego w stolicy m in i­ stra spraw zagranicznych p. Davidescu, któ ry był ponoć w svooim czasie attache Am basady R u m u ń skiej w Warszawie. Cały dzień pracuję, aby się do niego do­ stać. Dopiero co był nalot. Podążam pustą ulicą wśród dopalających się domów i potwornego sw ędu spalenizny.

Gmach M inisterstw a Spraw Zagranicznych wygląda na w yludniony. M inister p rzyjm u je m nie stojąc. K u m em u osłupieniu krzyczy na m nie od d rzw i donoś­ n ym głosem, że Polacy są niewdzięczni, że właśnie otrzym ał wiadomość o are­ sztow aniu k ilk u uchodźców rum uńskich w Portugalii, rzekom o na polskie żądanie,

(13)

76 E d m u n d M a z u r № • 1 1 ( 1 3 1 )

że ja jestem tem u w inien, gdyż fałszyw ie inform uję rząd polski i że m am na­ tychm iast przez tajną radiostację te aresztowania odwołać.

O rientuję się, że m inister bierze m nie co n ajm niej za delegata rządu pol­ skiego z L ondynu i uważa, że m am bezpośrednie powiązania z zagranicą. Po­ dejrzew am znajomego Rum una, któ ry m i tę audiencję wyrobił, że naopowiadał

bzdur na m ój tem at, aby posłuchanie doszło do skutku. Naraził m nie m im owoli na śm iertelne niebezpieczeństwo. Oczywiście — zgodnie z prawdą — ostro za­ przeczam, ja ko b ym m iał jakiekolw iek ko n ta kty z rządem w Londynie, ale w i­ dzę, że m inister w yraźnie m i niedowierza. Uznałem wobec tego, ż e . najbezpiecz­ niej jest ostrożnie w ejść w narzuconą m i rolę. W śród zaprzeczeń i „dyploma­ tycznych” niedom ówień, wśród zawoalowanych pogróżek, połączonych z kom ple­ m entam i pod adresem R um unii i obietnicami bez jakiegokolw iek pokrycia, skło­ niłem wreszcie p. Davidescu, że chw ycił za telefon i kategorycznie zażądał od władz bezpieczeństwa zwolnienia 6 kandydatów do śmierci.

Na tym nie skończyła się „dziwna zabawa”. Gdy opuszczałem gmach, podbiegł do m nie m łody człow iek, przedstaw ił się jako pracownik M inisterstw a i w epchnął m i w ręce olbrzym ią pakę papieru.

— Nie mogę tego dłużej trzym ać u siebie — szeptał nerwowo — to prasa pol­ ska z Londynu; p. W olski, któ ry zawsze ją odbierał, jest zaaresztowany.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, m łody człow iek ulotnił się jak kamfora.

Do tej formy niesionej pomocy należy również zaliczyć pomoc adwokatów i p ra ­ cowników w ym iaru spraw iedliw ości udzielaną kolegom i klientom narodowości żydowskiej na terenie sądów w arszaw skich n a Lesznie. Sąd ten, położony n a granicy getta, był miejscem kontaktów i zorganizowanej sam orzutnie pomocy.

_ Adw. A l e k s a n d r a M a k o w s k a z Warszawy:

(...) Po utw orzeniu getta w Warszawie m iejscem bezpośrednich ko n ta któ w z Żydam i był budynek sądu przy ul. Leszno (obecnie Al. Świerczewskiego N r 127).

Do budynku tego odrębnym w ejściem wchodzili „aryjczycy”, a odrębnym. Żydzi.

Było zasadą w ty m czasie, że prawie w szyscy pracownicy sądu i interesanci m ieli pod swoją opieką zaprzyjaźnionych Żydów , któ rym dostarczali żywności.

Ja przynosiłam żyw ność Marii U rstajnowej, b. żonie dra Maurycego Urstajna» jak również dokonyw ałam zakupów , o które m nie prosiła.

Adw. S t e f a n H a r t w i g z Warszawy:

(...) W czasie okupacji gmach Sądów na Lesznie był również przez pew ien okres na pograniczu Małego Getta z w ejściem od ul. Ogrodowej.

Do Sądu przychodzili adwokaci narodowości żydow skiej i przy naszej pom o­ cy załatw iali swoje osobiste spraw y, jak zaległe honoraria, sądy polubowner żywność i lekarstwa.

Osobiście pomagałem adwokatom: Chainowi, Jakubow i K lajnw ekslerow i i G u­ staw ow i G rynszpanowi i w ielu innym , których nazw isk już nie pam iętam . Z adw okatam i tym i, poza koleżeństw em zaw odow ym , żadnych interesów nie m iałem .

(14)

N r 11 (131) Po p ro s tu c zło w iek 77

Adw. W i k t o r D a n i e l e w i c z z W arszawy:

(...) W okresie okupacji teren Sądów był m iejscem spotkań nas, adwokatów, z kolegam i za m k n iętym i w gettcie. Stale udzielaliśm y im doraźnej pomocy na terenie Sądów. Inform ow aliśm y ich o sytuacji. Osobiście w ielokrotnie w ręcza­ łem kolegom papierosy, drobiazgi itp. Ostrzegałem o zbliżającej się likw idacji getta.

II. D z i a ł a l n o ś ć i n d y w i d u a l n a

W rozdziale tym publikuję te relacje, które w skazują na sam orzutnie podjętą akcję. Pobudką działania był najczęściej odruch ludzkiego serca, sterow any głębo­ kim hum anitaryzm em i patriotyzm em . W yboru tego dokonałem bez żadnego k lu ­ cza, z nieznacznymi tylko skrótam i.

Adw. K a r o l P ę d o w s k i z Warszawy:

(...) W czasie okupacji udzielałem pomocy osobom narodowości żydow skiej, e w szczególności wyrobiłem, fałszyw e ken ka rty, a następnie w yprow adziłem razem z moją babką, Heleną Pędowską, z Szop Szulca w dn. 30 listopada 1942 r. następu­ jące osoby: m ałżonków Szpesów oraz pannę Z am enhoff, m agistra farm acji. Osoby te zajm ow ały m ieszkanie m ojej babki przez okres półtora roku. B abka m oja 1—2 razy w tygodniu przynosiła im żywność. Ja ułatw iłem im k o n ta kty ze św iatem zew nętrznym . (...)

K iedy sąsiedzi z pobliskich dom ów zaczęli się dopytywać, dla kogo babka moja nosi tak w ielkie ilości żywności do „pustego” m ieszkania, w szystkie trzy osoby, w nadm iernej zresztą ostrożności, przeniosły się do mieszkania, które w skazał adw. R ek Tadeusz, obecny sędzia Sądu Najw yższego (niedawno zm arł — przypi- sek E.M.).

Chcę marginesowo zaznaczyć, że w Powstaniu W arszaw skim został zniszczony cały m ój dorobek, ocaliłem jednak przechowywaną przeze m nie biżuterię pani

Szpesow ej, znacznej wartości i po Powstaniu jej zwróciłem. W szystkie trzy osoby przeżyły okupację.

• dw. W o j c i e c h M a c i e j k o z W arszawy:

(...) Zarówno przez m oje m ieszkanie, jak i m oich rodziców przechodziło wielu Ż yd ó w na ogół m i nie znanych z nazw iska ani w tedy, ani obecnie; otrzym yw ali inform acje, pomoc i w yżyw ienie. Przedkładam zachowane jedno oświadczenie sióstr W olfowicz, które najlepiej ilustruje ten fakt:

„My, Izabella i Ada W olfowiczówny, zam ieszkałe w Łodzi przy ul. N arutow i­ cza nr 25 m. 11, przebyw ałyśm y w okresie okupacji niem ieckiej w dzielnicy ż y ­ dow skiej (w „ghetcie”) w W arszawie. W styczniu 1943 r., w przew idyw aniu osta­ tecznej likw idacji „ghetta”, dzięki pomocy ob. W ojciecha M a c i e j k i przedosta­ łyśm y się na aryjską stronę. M ieszkałyśm y i ży w iłyśm y się początkowo u ob. W oj­ ciecha M aciejki w jego m ieszkaniu przy ul. W spólnej nr 15, a potem u jego ro­ dziców przy ul. Chm ielnej nr 11 aż do września 1944 r. Przez cały czas doznaw a­ łyśm y bezinteresownej pomocy, ochrony i serdecznej opieki. D zięki niem u ż y je ­ my.

(15)

78 E d m u n d M a z u r N r 11 (131>

W iem y również, że ob. W ojciech M aciejko udzielał pomocy również in n y m osobom, m.in. wyciągnął z „ghetta" i przetrzym yw ał u siebie w m ieszkaniu L u d ­ w ikę L u k s”.

Adw. S t a n i s ł a w J a b ł o ń s k i z W arszawy:

(...) W okresie okupacji sublokatoram i p rzyję tym i przez nas byli pochodzący z narodowości żydow skiej: Nina, Ryszard, W anda i zdaje się Leon Lubelscy (m ał­ żeństw o i 2 dzieci: lat 17 i 22). (...)

Było to na ul. Z aułek 19 m. 1 na Żoliborzu. M ieszkali w roku 1940 (1941?) a ż do czasu przym usow ego w ysiedlenia do getta. Potem spotykaliśm y się z nim i (głównie z m łodym i) na terenie Sądu na Świerczewskiego, gdzie byłem sędzią, i potajem nie przynosiliśm y im żywność, może kilkanaście razy. (...)

Brat mój, Rom an Jabłoński, m ieszkający w okresie w o jn y wraz z żoną i 2 dzie­ ci w Janów ku pod Warszawą, opiekował się przez czas w ojny młodą kobietą pochodzenia żydow skiego, która zm ieniw szy kolor włosów (utlenione blond), u k r y ­ wała się w charakterze nauczycielki tych dzieci. (...)

Pani ta miała pseudonim Lena Relicz. (...)

M ieszkała od roku 1943 (lipiec). Po w yzw oleniu pojechała do Palestyny. Adw. Z y g m u n t O l e s z c z y k z Warszawy:

(...) W czasie okupacji przechow yw ałem w raz z żoną mą Jadwigą, w naszym. m ieszkaniu (...) w W arszawie cenne zbiory num izm atyczne i filatelistyczne w k a ­ setach, stanowiące własność adw. Ignacego Korala, który ukryw ając się w Z ie­ lonce, w ielokrotnie odwiedzał nas, zabierając poszczególne okazy dla spienięże­ nia. Reszta zbiorów tych spłonęła wraz z całym m ym m ieszkaniem w czasie Pow ­ stania W arszawskiego. (...)

Podobnie przechow yw aliśm y różne meble (pianino, fotele itp.) i ubrania na­ leżące do bratow ej adw. Korala, p. L u d w iki Koralowej, która również często w zw iązku z ty m zachodziła do nas i sprowadzała nabyw ców na poszczególne przed­ m ioty. Trwało to do w ybuchu Powstania.

Jako adm inistrator domu, w którym m ieszkałem , koncentrow ałem w sw ym ręku opiekę nad pow ierzanym m i często przez lokatorów Żydów ich m ieniem . I tak:

W początku okupacji m iałem zdeponowane u siebie m ateriały wełniane nale­ żące do firm y „Bracia O chrym scy”, aby nie w pądły w ręce ustanowionego nad nią później niem ieckiego powiernika. M ateriały te zabrały potem osoby upoważ-. nione przez właścicieli, któ rzy sami dali mi znak życia i pamięci z m. Kobe w Ja­ ponii.

Podobnie przed udaniem się do getta zdeponowała u m nie w jednym d u żym , częściowo rozbitym pokoju m eble i rzeczy osobiste cała rodzina Polakiewiczów prowadząca p rzy ul. W ierzbow ej m agazyn i w ytw órnię odzieży dam skiej. R zeczy osobiste częściowo zabrała ich synowa po zw olnieniu jej z obozu w Poniatowie, reszta uległa spaleniu w czasie Powstania.

Adw. M i e c z y s ł a w T h u n z Warszawy:

(...) Od jesieni 1941 r. udzieliłem m ieszkania Leonowi i Jadw idze małż. S ze n ­ wald wraz z córką Zofią. (...) Do czerwca 1942 roku Szenwaldowie m ieszkali bez

(16)

N r 11 (131) P o p ro stu c zło w iek 79*

w ydarzeń, spokojnie. W czerwcu 1942 r. dwóch agentów prowadziło człow ieka i na ulicy w pobliżu zastrzelili go. (...) Szenw aldow ie przerazili się, w zięli drobne rzeczy w m ałe w alizki, w yszli z domu na miasto i w ięcej nie wrócili. Na mieście- Szenw aldow ie w padli w ręce policji niem ieckiej i w krótce zostali zam ordo­ wani. (...)

Szenw aldow ie nosili ochronne nazw isko „Tucholscy", a córka — Lasow ska_ Córka ocalała dzięki tem u, że w czasie w yp a d ku nie było je j w Warszawie. Obecnie m ieszka w Londynie. (...)

W zw ią zku ze sprawą Szenw aldów byłem aresztowany i prawie rok trzy m a n y w w ięzieniu na Pawiaku.

Adw. S t a n i s ł a w K r a j e w s k i z Warszawy:

(...) U kryw ał i przechow yw ał Ż ydów adw. Edward Gołoś w Węgrowie. (...) Przechow yw ani żyją i m ieszkają za granicą. (...)

Znam szereg osób, które w różny sposób udzielały pomocy Żydom. Sam nale­ żałem do takich. Masowo w nocy przez m ój ogród przychodzili Ż ydzi po a rty k u ły spożywcze. Ponieważ byłem w swoim czasie burm istrzem m iasta, więc nie m iałem nocy spokojnej. Rozdawałem chleb i różne a rtyku ły, ja k bieliznę i ubrania, obu­ wie. M iędzy in n ym i poważnej pomocy udzielałem dr. Lajcherowi, oraz jego żonie i dziecku.

Dr Lajcher pochodził z W yszkow a n/Bugiem i zasłynął w Obozie w Treblince z przyw ództw a w Powstaniu uw ięzionych Żydów. Zginął w czasie pościgu h itle ­ rowców za uciekającym i z obozu po zbrojnym buncie.

Z odległości prawie ćwierćwiecza, trudno m i jest obecnie operować nazw iska­ m i i faktam i. W spomnę jeszcze i to, że w Izraelu m ieszka dr. Szpilm anowa, córka fotografa Szpilm ana z Węgrowa, i powinna stwierdzić, że jej ojciec ocalał, że był u kryw a n y i otaczany opieką i przez ob. Klem ową i przez piszącego n i­ niejsze oraz przez mojego syna. Nie przyjęliśm y od wspomnianego Szpilm ana zw rotu pożyczki pieniężnej, kiedy w yjeżdżał do Izraela z żoną. Oni sami już zm arli w Izraelu i na pewno gdyby żyli, stw ierdziliby okazywane im serce. W ie o ty m ich córka zam ieszkała w Izraelu.

Adw. H a l i n a W i ę c k o w s k a z W arszawy:

(...) Pragnę przede w szystkim podkreślić piękną działalność mec. H eleny W ie- w iórskiej w zakresie niesienia pomocy w szystkim zagrożonym, kto ko lw iek zgła­ szał się do N iej, nie znając naw et J e j osobiście, gdyż samo J e j nazw isko było dostateczną gwarancją, że pomoc uzyska. Licznie zgłaszali się również ludzie prześladowani przez Niemców z racji swego „niearyjskiego” pochodzenia. (...)

W m yśl zasady przestrzeganej w czasie okupacji, n ik t nikogo nie pytał się o jego praw dziw e nazwisko; wystarczyło, jeśli nie znając osobiście, powołał się na kogoś ze w spólnych znajom ych, bądź też jeśli w yw odził się z grona adw okac­ kiego, że przedstaw ił się jako adwokat.

Zdarzyło się, że będąc u mec. W iew iórskiej, pytała się m nie dyskretnie, czy nie znam adwokata aktualnie przebywającego u Niej, którego pamiętała ty lk o z widzenia.

W prowadzonych rozmowach już po wojnie mec. W iewiórska nieraz naw iązy­ wała do tych w spom nień i zaznaczała, że od w ielu spośród adw okatów -Z ydów m ieszkających obecnie za granicą doznaje dowodów pamięci.

(17)

s o E d m u n d M a z u r N r 11 (1 3 1 ) Wiadomo m i również, że mec. Ryszard Minasowicz, zam ieszkały wówczas przy ul. Now ogrodzkiej 16 m. 4, przechow yw ał u siebie kolegów -Zydów , w ykazując w iele troskliw ości i opieki.

Jeśli idzie o m nie — to (...) mogę ogólnie stwierdzić, że będąc w tej szczęśli­ w ej sytuacji, iż w czasie w ojny zachowałam swoje m ieszkanie (które uległo zbom bardowaniu dopiero w czasie Powstania Warszawskiego), mogłam udzielać gościny potrzebującym , w tej liczbie i Żydom , oraz dostarczać im „aryjskie” do­ kum enty.

Przytaczam nazwiska: mec. M ieczysław Ettinger z rodziną, m ój b. patron, wobec którego oczywiście miałam specjalne obowiązki.

P. Millerowa (wdowa po adw. Oskarze Millerze) wraz z córką Lenorą; adw. R u ta Cyprysowa, adw. Rozenkranc ze Lw ow a; p. Julia Keilowa — rzeżbiarka; pp. R einhertz — rodzice m ojej koleżanki. N azw isk innych osób dziś już dokładnie nie pam iętam , bądź nie znałam.

Adw. L e s z e k A n t e c k i z W arszawy:

(...) W początkach 1943 r., jeśli się nie m ylę w styczniu, zwrócił się do m nie znajom y m ój m gr Janusz W akar, który, znając m oje w arunki m ieszkaniow e i zorientow any w tym , że w całym lokalu m ieszkam sam z trzem a kobietam i, zaproponował m i, abym się zgodził na to, że on, któ ry w ramach akcji „Zegota” w raz ze swoim oddziałem przeprowadza Żydów (przeważnie kanałami) z Getta, będzie mógł w ykorzystać m oją kw aterę na kilkanaście godzin dla nakarm ienia i przebrania uratow anych przed przerzuceniem ich na m iejsce dłuższego po­ bytu. (...)

Oczywiście w yraziłem zgodę, stawiając w arunek, że każdorazowo będę osobiś­ cie (a nie telefonicznie) zaw iadam iany w dniu poprzedzającym taką w izytę, abym mógł w cześniej wrócić do dom u i przygotować żywność, gdyż, jako kawaler, nie prowadziłem gospodarstwa, stołując się na mieście, a do dom u wracałem tuż przed godziną policyjną.

W ten sposób kilkakrotnie gościłem u siebie zbiegów, nie zwracając ty m n i­ czyjej uwagi, gdyż w czasie okupacji goście przybyw ający wieczorem, wobec w czesnej godziny policyjnej, przeważnie korzystali z noclegu. (...)

W lu ty m 1943 roku, idąc pew nej nocy do łazienki, k u m em u zdziw ieniu, zo­ baczyłem w drugim korytarzu obcego m ężczyznę z ogoloną głową, który na mój w idok pośpiesznie zniknął z ciem nej kuchni. (...)

Dowiedziałem się w tajem nicy, że ów pan m ieszka od k ilku tygodni, w w iel­ k ie j dyskrecji, na pawlaczu koło kuchni i jest adw okatem Żydem .

Wiadomość ta zrobiła na m nie duże wrażenie.

Świadomość, że nieszczęśliwy, u kryw ający się adw okat przebywa w fatalnych w arunkach, stale zo ciemności, nie dawała m i spokoju. (...)

Po nawiązaniu z nim kontaktów osobistych, dowiedziałem się, że w ynajm uje od gospodyni ów pawlacz; oczywiście jest nie zam eldow any i posiada lewą K ennkartę na nazw isko K am iński Czesław, a do w ybuchu w o jn y był w ziętym w arszaw skim adw okatem . Nie pytałem go o praw dziw e nazwisko, bo było to dla m nie sprawą trzeciorzędną. (...)

K am iński z nieukryw aną radością przyjął m oją propozycję. Po k ilk u tygod­ niach zaprzyjaźniliśm y się, a on, nie rezygnując ze sw ojej kryjó w ki, zam ieszkał w

(18)

N r 11 (131) Po prostu człowiek 81 sąsiednim (moim) pokoju, zwalniając go jedynie w w yp a d ku zapowiadanych przez J. W akara „wizyt", o których celu oczywiście go nie inform owałem . (...)

W nocy z 16 na 17 m aja 1943 r. (...) około godziny pierw szej w nocy nagle zapaliły się światła w obu moich pokojach. Z erw aliśm y się w pośpiechu z łóżek, aby je zgasić, przygotowani na najgorsze, bowiem jedynie gestapo mogło w nocy zlecić dozorcy w łączenie prądu. (...)

K am iński chw ycił swoje ubranie, poprzez m ój pokój i korytarz przebiegł do drugiej, odizolowanej części m ieszkania, gdzie mieściła się jego kryjó w ka , ja zaś pospiesznie nałożyłem szlafrok i zasłałem tapczan, na któ rym on spał. Chwilę potem rozległy się gwałtowne dzw onki u drzw i frontow ych z jednoczesnym do­ bijaniem się do drzw i kuchennych. Udając zaspanego, w ytrzym a łem w napięciu około 2 m in. aby dać czas K am ińskiem u na ukrycie się, po czym otw orzyłem drzwi. (...) W padło pięciu, uzbrojonych naw et w granaty, gestapowców, wołając: „Kto tu je st adw okatem ?” Oświadczyłem, że w ty m m ieszkaniu jed yn y m m ęż­ czyzną jestem ja i podałem im K ennkartę, w której m ój zawód określał w yraz „praw nik”. Po obejrzeniu dowodu z krzy k ie m ponowili pytanie! Zrozum iałem , że nie znają nazw iska poszukiwanego, posiadając jedynie dokładny adres i zawód. P om yślałem wówczas o m ożliwości podsłuchu telefonicznego i tytułow ania od­ bierającego telefon „mecenasem”. (...)

Zrozum iałem , kogo poszukują, i zdałem sobie sprawę, że jeśli nie przekonam gestapowców, że ja jestem jed yn ym „mecenasem” w ty m dom u, to rozpoczną rew izję i wobec obstawienia obu w yjść z m ieszkania, w ciągu paru m in u t znajdą na pawlaczu ukryw ającego się Kamińskiego. W yjąłem więc bezzwłocznie legity­ mację aplikancką, wydaną przez Pałac Blanka, gdzie w rubryce zawód figuro­ wał „Rechtsanwalt referendar”. Po stw ierdzeniu, że K ennkarta i legitym acja opiewają na to samo imię i nazw isko, gestapowcy zm ienili ton, polecili oddać dom ow niczkom pieniądze i zegarek, a sam em u natychm iast ubierać się. (...)

Trzech gestapowców w yprowadziło m nie na ulicę i umieściło w budzie poli­ cyjnej. (...)

W brew utartem u zw yczajow i zawieziono nas bezpośrednio na Pawiak, gdzie roiło się od bud policyjnych i tłum ów dowożonych co chwila aresztantów. Jak się później dowiedziałem, w tej olbrzym iej akcji, kierow anej przez referat specjal­ ny 4A—3C, której celem była ponoć likw idacja organizacji kom unistycznych, aresz­ towano ponad 1000 m ężczyzn i 56 kobiet i młodocianych. (...)

D zięki pomocy zarówno lekarzy, jak i współw ięźniów szczęśliwie przebrnąłem przez pierwsze dwa tygodnie pobytu w więzieniu. Nad ranem z 28 na 29 m aja te ­ goż roku nastąpiło masowe „rozwalanie” aresztowanych w ięźniów Pawiaka na te ­ renie Getta. Rozstrzelano wówczas 1150 m ężczyzn, 32 kobiety i M iku chłopców, m.in. syna i żonę mego współtowarzysza z celi prof. Tadeusza Malinowskiego. (...)

Sposób badania m nie w śledztw ie w skazyw ał na brak jakichkolw iek zarzu­ tów zw iązanych z m oją osobą i potwierdzał początkowe przypuszczenie nabyte ju ż w trakcie aresztowania, że w m oim m ieszkaniu poszukiwano nie m nie, lecz tego anonimowego adwokata, po którego przyjechało wówczas gestapo. (...)

Tak dotrw ałem do dnia 13 lipca 1943 r., kied y to zostałem zwolniony. Razem ze m ną opuścili więzienie adwokat Tadeusz Scharmach i prof. Karol Borsuk. (...)

G dy po k ilk u dniach przyjechałem do mego dawnego m ieszkania po odbiór rzeczy, (...) gospodyni w krótkich słowach zrelacjonowała m i przebieg w ydarzeń bezpośrednio po m oim aresztowaniu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

co człowieka właśnie niepokoi, ponieważ nie wiadomo do końca, czy człowiek ją konstytuuje jako modus siebie samego, czy to raczej ona wyłania z siebie czło ­

Jeden Żyd, który miał sklep żelazny, się ukrył; gdzieś został pod tymi zabitymi.. Później stamtąd wyszedł; widziałem tego Żyda

Taki jeden Berek to mieszkał na naszym polu, miał sklep i później on się ukrywał tam w lesie, w takich krzakach w zimie, a tam jeden sąsiad, tak mówili ludzie właśnie, że

U mojego dziadka mieszkała taka rodzina, miała być żydowska, ale ona była Niemką, a on Żydem i mieli taką dziewczynkę, wołali na nią Pufi, zawsze bawiliśmy się z

Gdzieś trafił się Żyd, starszy facet był, skądś przyszedł, miał coś do sprzedania, widocznie z głodu przyszedł po prostu, może coś chciał kupić do zjedzenia.. Myśmy

za szczególnie niepokojące zjaw isko uznał tw orzenie się ośrodka zbrojnego ruchu oporu w rejo nie Łysej Góry, z którego „m ogłyby zostać przeprow adzone atak

„Co słychać.. z pism em przeznaczonym dla kobiet pt.. Szersze om ówienie zob.. jeszcze inne pismo „Polska. W ydaw ane bardziej staran nie, niż pism a codzienne,

warzystwa Szkół Średnich w e Włodawie oraz Gimnazjum Kupieckiego Kamili Kapińskiej w Zamościu, po zamknięciu których utworzono szkoły dla uczniów narodowości