• Nie Znaleziono Wyników

Tasso Polski

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tasso Polski"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Aleksander Brückner

Tasso Polski

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 28/1/4, 87-95

(2)

Π. MISCELLANEA. 8 7

zw rotu łacińskiego czy z innego języka, nie om ieszka dodać zaraz tłum aczenia. I tak w M nichu przełoży : (Herod) te tra rc h a albo król (str. 249, nieściśle), canones to jest u staw y apostol­ skie (248), księgi retractio n u m to je st odw ołania (143), sym bo lum apostolorum po naszem u skład apostolski (191), iudicialia to jest sądowe, m oralia praecep ta jakob rzekł obyczajne p rz y ­ kazania (118) i t. d. ; w H isto rji: eques a u ra tu s rycerz p a san y (8), pro tribunali na m ajestacie (29), prim as regni przedniejszy p an koronny (33), sceptru m albo berło (42), vasalicium alb o hołdow anie (44).

Zam ykam y rzecz całą zsum ow aniem w yników : auto rem

H istorji praw dziw ej o p rzyg o d zie żałosnej książęcia fin la n d z ­ kiego Jana i królew n y K ata rzyn y je st M arcin K rom er; dziełko to wzbogaca jego dorobek literacki w języku polskim 0 cenną, bo ory gin aln ą „pow ieść“, przestając tem sam em należeć do g rupy utw orów niepew nego auto ra. Miało ono dwa w ydania: pierw sze ukazało się drukiem w lipcu 1570 u Mik. Szarffenbergera, drugie, którego istnienie było dotąd sp orn e 1 podaw ane w w ątpliw ość 1, opuściło tę sam ą p rasę 20 lutego następnego roku, zw iększone nieco przez w staw kę ks. Płazy.

Sta n isła w Bodniak.

Tasso Polski.

Ja k staro ży tne H erkulanum i Pom pei, ta k i now ożytne piśm iennictw o polskie XVII w ieku, zag rzebane pod law ą nie­ pamięci, należało w XIX i XX w. odkopyw ać. O dkryliśm y do­ tąd W acława Potockiego, O rlanda, lite ra tu rę sow izdrzalską, inne ciekawości (Stanisław ska, Borzymowski itd.) ; świeżo p rzy ­ było nowe cenne znalezisko, epopeja jasnogórska, znana dotąd tylko uryw kow o. Ogłosił ją z jedynego jej rękopisu znakom ity w ydaw ca, prof. Ja n C z u b e k 2. Do jego uw ag dodajem y dalsze.

W iedziano oddaw na, że to przew ierszow ana „Gigantom a- ch ia“ Kordeckiego w duchu i sty lu Tassow ym , teraz m ożem y ocenić, o ile au to r b y ł oryginalny, co dodał w łasnego, co p rze­ jął od innych, jak silny i w szech stron n y b y ł w pływ „G offreda“, bo nim, nie oryginałem w łoskim , pow odow ał się polski T assa naśladowca. Już od pieśni drugiej przew ijają się epizody i sy ­ tuacje erotyczne i niem a drugiej daw nej epopei polskiej, chyba „O rland“ i „A done“ (ależ to tłum aczenie tylko!), w którejby

1 Kraushar w e w stępie do wyd. H istorji, str. II. D wie ilustracje, użyte w Hist., spotykam y w cześniej w H isto rji o cesarzu O ttonie (str. 46 i 61). Bibl. Pis. Pol nr. 80, w yd. K rzyżanow skiego.

1 „Bibljoteka Pisarzów Polskich (akadem icka), nr. 83. X. W alenty Odymalski Oblężenia Jasnej Góry C zęstochowskiej p ieśni dw anaście“. Kra­ ków 1930. str. XXXV i 574. W ydaw ca zatrzym ał pierw otne, poprawne o b l ę ­ ż e n i e , ja przy m ylnem O b l ę ż e n i u zostaję. »Cytacje rękopisu, z K orJec- kiego i Kobierzyckiego, i inne dodatki (po bokach) w ydaw ca pom inął.

(3)

8 8 Π. MISCELLANEA.

m iłość, wdzięki i cnoty niew ieście, tyle w ażyły i ta k się sła­ w iły ; obok K ordeckiego stanęły godnie Lidora i Lioba, d a ­ lej K ry sty n a z R enatą, C zarniecka, a M edard, M iller, H orn, A m ir, C zarniecki przed niem i w cień ustąpili. Pośw ięcenie h e­ roiczne kobiety, stałość niew zruszona jej cnoty, miłość głęboka a czysta górują nad odw agą i bitnością m ęsk ą ; Lidorę i L io bę o dtw orzy ł a u to r najpełniej, nadał im najw ięcej barw , życia, znaczenia, epopeję heroiczną w kobiecą odm ienił.

E ro tyk a jed n a k i kobiecość „O blężenia“ nie Tassow ej p ró b y ; o erotyce w pow szedniem znaczeniu niem a i m owy. Miłość m ałżonków Lidory i A m ira, to szczyt epopei; Lioba już Ludgierdow i przeznaczona na żonę a Horn i K ry sty na zw iązani m iłością rodzinną, więc niem a m owy o m iłości w olnej, zm y­ słow ej, niepraw ow itej ; więc chociaż au to r nie skąpi w rażeń i w zruszeń od wdzięków niew ieścich, nigdy zm ysłowej miłości nie przedstaw ił, ją jaw nie potępił, Boskiej przeciw staw ił. Niema więc u niego żadnej Cyrce, co m ężczyznę zbydlęca i u p o k a rz a ; jego Lidora, to nie Arm ida, lecz Ju d y ta i E s te ra ; stroi się jak E stera i dośw iadcza siły sw ych wdzięków, w ojuje niem i i zwy­ cięża — m o ralnie; nosi się jak J u d y ta z zam iarem zabójstw a, aby Górę ocalić od w roga, a Holofern szwedzki, g e n e ra ł-le jt- n a ń t Miller u sy p ia pijany u jej boku, ale g ranic surow ej p rzy ­ zwoitości ani on, ani inni Szwedzi, M edard itd., nie p rze k ro ­ czyli i podziw iam y dw orską kurto azję tych „oficyerów “, co nam aż niepraw dopodobną się w ydaje — wiemy przecież, jakie były obyczaje żołnierzy ów czesnych; porażeni miłością, w dziękam i, stają się niew olnikam i, nie panam i i ślubionej czystości w ca­ łości dochow ują. Pozbaw iał się więc au to r świadom ie efektów Tassow ych : rozwodził się szeroko, wielom ownie, nad w szech­ władzą miłości żon czy narzeczonych, jak przed w dziękam i ich kru szeją tw arde u m y sły ; w epoce baroku rozp asaneg o nigdy nie p rzekraczał granic wzorowej czystości; mimo n ajgorętszych w yznań, najsilniejszych tęsk no t, pragnień najżyw szych; nie dziw, skoro autorem był ksiądz, niedopuszczał więc z zasady i pow ołania żadnej grzesznej m yśli, żadnych słów, czy poczy­ nań lubieżnych, czy żądzy; Szwedzi nie zdobyli tw ierdzy Czę­ stochow skiej ani tw ierdzy m iłości; o tę właściwie ani się kusili.

Ja k niem a w „O blężeniu“ ani Rynalda ani Armidy. żadnej myśli ani sytuacji drażliw ęj, mimo sław ienia u rody i w dzięków niew ieścich, podobnie stro n ił a u to r od Tassow ego św iata cza­ rów i cudów ; ziemia sieradzka i d ata świeża nie nadaw ały się dla w różbiarzy, czarow nic i piekła, dla ich złud i om am ień. Tylko raz, w pieśni drugiej, w przygodzie H orna, popuścił w o­ dze fantazji i w skrzesił z m artw ych K rystynę, a w ystaw ił przed oczyma H orna djabelskie, więc łżyw e n apisy na słupach, zapadających się n atych m iast w głębię. P ragnienie cudow ności zadow olił tylko w zjaw ach widm owych a szczególnie w za­

(4)

II. M ISCELLANEA. 89

chw yceniu Lioby, co z przew odnikiem Paw łem Erem itą (je­ steśm y przecież w jego klasztorze, śród Paulinów ) po zaśw ie- cie, jak zachw ycona L enartow icza, w ędruje, ale ani piekła ani czyśćca nie odwiedza, tylk o w górnem niebie i W szechm ocnego podziw ia i w yroki św iata uznaje. Lecz ani K lorynd niem a m ię­ dzy niew iastam i O blężenia; one przyw dziew ają strój i broń m ęską, ale sam e nie walczą, zasłan iają w łasną p iersią jak ta r ­ czą narażonego na śm ierć m ęża (Am ira czy L udgierda — teg o w m yśli tylko), zdobędą się co najw yżej na w y strzały celne, choćby zdaleka. N iesam ow itym jest tylko p o jed yn ek O chm ana, zabójcy Ludgierda, z cieniem Ludgierdow ym , co Jasn o gó rzan ie widzą, lecz nie pojm ują, bo dla nich L udgierd, inne duchy, aniołow ie w reszcie ich obrońcy, niewidom i ; Ochm an ze zjaw ą walczy, porażony kulą Lidory.

O praw ow ierności au to rsk iej nie w ątpim y ; lutrów i k a l­ winów rzeteln ie nienaw idzi, „rzym ską białą sz a tę “ sław iąc. Ciekaw e pojęcia o życiu pośm iertnem : ciało w grobie leży, lecz w id m o -d u sz a po za niem istnieje, niew idzialna dla oczu śm iertelnych (chyba w zachw yceniu), ale czy nn a: L udgierd zabity w alczy więc z zabójcą, K ry sty n y widmo ukazuje się Hornowi i bez zachw ycenia a głos jej przestró g uszu jego do­ chodzi; o istotnej cielesności niem a mowy i darem nie Lioba swoich w arkoczów na zaw ijanie ran Ludgierdow ych próbu je; sam e widma o tem śm iertelników uczą. Cudy jasn ogó rskie, zjaw y Bożej Matki, chroniącej sw ą Górę, kary doraźne na h e ­ retyków , bluźnierców , znam y z G igantom achji, tu ich nieco przybyło.

Zm yślone postaci ty le n a b ra ły życia, że im a u to r i bio- grafje dorabiał, w szczegółach nieco sobie podobne, jak u Li­ dory i Lioby; do w łaściw ej c h a ra k te ry sty k i osób działających nie doszedł ; w szystkie m ówią gładkim auto rsk im językiem i nie rozróżnisz po m owie Szweda od K ordeckiego, ani L idory czy Lioby od Ludgierda. Ale i postaciom b rak w yrazistości ; piękność kobiecą określają steo rety p ow e śniegi szyi i piersi, róże i lilje na „jagodach“, złoto jasnych w arkoczy; tylko strój szerzej w ypisany, szczególnie Lidory, gdy się do Millera w y ­ biera ; najdokładniej we dw u sestynach fry zu ra jej włosów długich i krótkich odrysow ana, widocznie dał się w tym je d y ­ nym razie unieść fantazji ksiądz - autor.

A utora nie znam y, bo k a rtę tytułow ą, co jego imię za­ w ierała, w yd arto oddaw na jak i kilka in n y ch ; nazwiem y go księdzem N. Otóż ten ks. N., nie rów ny Tassowi talentem , rów ny mu poniekąd tre ś c ią ; u W łocha dobyw ają w ierni J e ro ­ zolimy, swej świętości, z rą k niew iernych ; u P olaka niew ierni dobyw ają z rąk w iernych ich św iętości: i tu i tam niew ierni porażeni. Obaj autorow ie o bstaw iają treść historyczną fabułam i erotycznem i w łasnej fantazji, ale w ym ysły W łocha łączą się z dziejami w całość o rg an iczn ą; Polak doczepił swe zupełnie

(5)

so II. M ISCELLANEA.

z e w n ę trz n ie ; one nie w pływ ają w niczem na akcję i jeżeli je w szystkie wyjąć, to uszczupli się tylko liczba sestyn, ale główne opow iadanie nie straci nic na ciągłości, bo próbom, ab y w wo­ dzu szw edzkim obudzić jakieś uczucia, obce tem atow i, auto r sam nie n ad ał znaczenia, W praw dzie wydawca tw ierdzi, że au to r, jako niepośledni „p o eta“ wie o tem, o czem taki np. Tw ardow ski a naw et W. Potocki nie m iał w yobrażenia, że w ier­ szow an a k ronika w ypadków czytelnikow i uprzykrzyć się m usi, że such ą praw dę i rzeczyw istość należy podług znanego wzoru o k raszać poetyckiem zm yśleniem . Ależ cel był odm ienny : T w ardow ski i Potocki wydali historję w ierszow aną w rodzaju „ F a rsa lji“, ks. N. wzorował się na „Goffredzie“ niewolniczo, o ile m u tem at pozwalał: b rał z niego nietylko w ym ysły i po­ rów nania, ale naw et całe w iersze albo tylko słowa żywcem przenosił. Jednostajność akcji, szturm y i ich odbicie, ciągle się pow tarzające, wym agały Tassow ej okrasy, tem bardziej, że w Częstochow ie były i kobiety, których nieznał wcale Chocim (oprócz m ark ietanek obojętnych), narzucały się więc sam e fan­ tazji au torskiej tęskniące pary rozłączonych m ałżonków i n a rz e ­ czonych.

Ja k niewolniczo ks. N. „G offreda“ naśladował, dowodzą nietylko słow a wszelakie (np. c zyn dla m aterji, w zdzędą dla zrzędy, i i.), lecz fatalne ato, którem i „Goffred“ i „O blężenie“ n ajn iepo trzeb n iej zagęszczone (dla wygodnego łatan ia wiersza), np. w Goffredzie I, str. 217 którego ato na wieki pozbędę; II, 68 przy sięga ato niech to pam iętają; II, 55 um ierając się

ato naw róciła, a w następnej zaraz strofie (103 i 104): odpuść

ci Boże ato m asz w ygraną; 62 już ato jaw nie nadół lecisz, 162 że ato m oje opuszczam k rainy, 263 atom ja gotów, 67 ato już o n a um arła gdzieś leży itd. W „O blężeniu“ czasem na jednej stro nicy tak ie dwa ato zn ajdziesz; str. 463 witam cię ato i cie­ szę przez dzięki; 468 wżdyć atoż większa dobroć w sam em n ieb ie ; 479 onoż ato sto i; 439 w jednej strofie (104) d w ukrot­ n ie: ato ach jako ci głodni szarpają... ato nad rzekam i uw ijają się ; 450 pierw szego widzę ato L itaona; 451 za to go ato na swój tro n przyjm uje; 452 ten m łodzian ato nad którym itd.

Słow nik księdza N. stosunkow o ubogi; wydawca, jak zaw sze, zeb rał go na str. 559—565, lecz niem a ani jednego cie­ kaw szego, rzadszego słowa (prócz paru pożyczek z „G offreda“), bo tarkotać, stopyrczyć, tupać, (bić, o sercu), ogółem zdradziecko, ch y b a już w szystkie; form y jak lelita (por. leleń), stofała w skazują W ielkopolana. W ydawca w szystko nieco trudniejsze objaśnił, nie zawsze szczęśliwie, np. do str. 418 „pod pośw iatą ksien i w idać ja k żałobę kładzie na swe koło m iesiąc“ twierdzi, że „ k sie n i“ (gwiazd) — księżyc, ależ to niemożliwe, pośw iata ksieni, to jest św iatło (mdłe, bo „pośw iata“ o takiem się zawsze używ a) nocy, przecież mówca o „kunszcie n ocnym “, i taksam o na str. 191 „skoro gwiazd jasn y ch znijdzie z nieba ksien i to

(6)

II. M ISCELLANEA. 91

nie k sien i — rodzaj żeński z łaciń sk a (k się ż y c-lu n a ), lecz noc, bo m ow a o rano skoro a księżyc i śród nocy ginie. Albo n a str. 430 łąki się zielenią i śliczne farby kw iecia w tw arzy m ie­ n ią: „w tw arzy — w górnej swej części jako b y na tw arzy , (k w iec ia-p e rso n ifik a c ja )“ ależ tu niem a żadnej przenośni, ani personifikacji, należy brać w szystko d osłow nie: łąki m ienią fa rb y kw iecia na swej tw arzy.

W ydaw ca przypisuje nieraz autorow i jakieś w łaściwości językow e, co polegają jedynie na błędzie o d p isu ; tw ierdzi n p . (str. XXXIV), że sk racan ie w yrazów o jed n ą zgłoskę dla ry tm u pow tarza się stosunkow o częściej, np. szczęść zam iast szczęście, ależ to niem ożliw e, str. 354 „lecz iż insza rzecz rów nać się

szczęść jego z m orzem a insza pełnić je za n iego “ jest m yłką

ko p isty zam iast „lecz iż insza rzecz rów nać szczęście jeg o “ itd. ; albo str. 347 „czego uchodząc znowu z stronę drogi, do tej cię z sobą zaciągam u s łu g i“ (stronę drogi, ze względu na drogę do M illera, droga w ym aw ia się narzeczow o dróga). ależ to znow u błąd kopisty zam iast z strong drugiej. Lidora zabiera z sobą nóż, co ma jej bronić (sam obójstw em ) od zm azy, ale w adzi jej katechizm , bo sam obójstw o potępia, więc zam iast sobie, Millerowi zada r a n ę ; uchodząc sam obójstw a z stro n y drugiej itd. (au to r rym uje stale — iej i ' i (g). Szubieńca je s t pospolite jak skleńca, pszeńca i i. (jest n a w e t w K napjuszu); frą c y m e r

i frą cm er n aw et nie wiele znaczy, jako słowo obce, fro n c y m e r to, ą zam iast on, po w ielkopolsku ; drugie raz jest form a p o p raw n a

(stała w drukach Łazarzow ych) ; te zam iast to w XVIII w ieku pospolite, rów nież nic osobliw szego. Uść zam iast Uście, bo od XVII w ieku nazw y m iejscow e zm ieniały rodzaj (G dańsk za­ m iast Gdańsko i ta k zawsze). Str. 23 co w isi za chw ila nad wam i, jest całkiem popraw ne (co za chwila wisi nad wami), tylko szyk m niej zw ykły, jak nieraz u a u to ra zostaje Stańsław .

N adużyw ał ks. N. w yrazu cień, np. te dzieje widać było z różnych cieni str. 419 i i. ; wierciadło zam iast zwierciadła z „G offreda“ poszło. W ysłow ienie a u to ra m dłe, w porów naniu z jędrnością i barw nością T w ardow skiego, Potockiego czy Ko­ chowskiego, sączy się n iby woda, chociaż uznać należy gładki tok, łatw ość i jasność w ysłow ienia. Odpis często m ylny, w y­ daw ca św ietnie go popraw iał; czy na str. 430 nie należy czy­ tać brogi? (prasy n atk a n e sto ją jako progi?)', o archaizm ach jakichś niem a m owy, w szystko n ajpospolitsze w XVII w ieku;

nikom g, trusia i i. błędy kopisty, zam iast z n ik o m y , strusia.

Któż a u to re m ? Że ksiądz, o tem w ątpić tru dn o, i arg u ­ m enty w ydaw cy zdają się niezbitem i ; sam fakt m oralizujących, naiw nych aż nadto uw ag, m ających zbudzone afekty ziem skie odw racać w niebiań skie i zapew nienie o jakichś „rek o llek cjach “ końcowych (których w n aszy m odpisie niem a) w y starczają na dowód. Dodam jeszcze jedno : w całej litera tu rz e niem a o b szer­ niejszego i dosadniejszego wywodu o tem , jak się ludzie n ie ­

(7)

92 II. MISCELLANEA.

godnie w kościele zachow ują, nad te sesty ny , k tó re ks. N. tej m aterji poświęcił (str. 4 2 3 — 425 i z naw rotem str. 428 i 429) m ówiąc o tych, co niem ogąc zw ykłym torem się rozmówić

Na pew ne czasy, gdzie się w idzieć mają,

Skład (rendezvous !) do kościoła sobie naznaczają I tam na pew ne przychodzą rozm ow y ifd.

albo pijanice, o czem w karczm ie rozm aw iają (zażyw szy „pary z śm ierdzącej sk len icy “), o tem i w kościele g ad ają:

Ci, co już mają jakie znajom ości, Gładkie chłopięta do sw ych w ysyłają Panien a sam i zdała się kłaniają Co ow e widząc, za takie kandory Szlą im wzajem ny ukłon i fawory

itd. — cale niespodziany w ycinek z życia, jak i te n :

Drudzy z humorem w ąsy odymają, A kiedy w ław kach m iejsce sobie dają, Tył do ołtarza a oczy i lice

Do przyjaciela czcząc się obracają itd.

Podobną nieskrom ność w y ty ka lite ra tu ra za czasów sa­ skich, nie było jej za Sobieskiego.

D rugie, co k się d z a -a u to ra m ierzi, to piersi, które biało­ głowy na pokaz w ystaw iają (i inni m oraliści w w ieku XVII na to sarkali). S esty n y 48—51 księgi jeden astej bardzo pod tym względem w ym owne, praw da, że i one (szczególniej 51) znowu „G offreda“ ściśle naśladują, ależ tam o Arm idzie mowa, tu o cnych paniach. W ąsk o -m o ralizato rsk ie w yw ody au tora, cechujące księdza, słusznie wydaw ca podkreślał. W szczegóły stylow e, stopniow anie wyrazów afektu, porów nania, rów nież ja k i w szczegóły m etryczne nie w chodzim y; pom ijam y liczne listy i mowy, wolne p arafrazy te k stu „G igantom achji“.

Również pom ijam y estety czn ą ocenę „O blężenia“, k tó rą bardzo w ym ownie R. Pollak w Bibljotece W arszaw skiej (1912, tom I) skreślił, przytaczając w całości n ajpiękniejsze u stę p y ; m oże zbyt w ynosił obyw atelskie uwagi au to ra, bo te w tedy do ogólników należały (p. ślub Ja n a Kazim ierza lwowski gdzie o opresji poddanych i ich nieznośnym ucisku mowa). Tylko skąd pp. Pollak i Czubek wiedzą, że „poeta pracow ał widać w pośpiechu i dlatego w ybrał m niej w yb red ną a stąd łatw iej­ szą form ę sesty n y zam iast o k taw y “. Ani z przedm ow y, ani z k o n tek stu , w iernie za K ordeckim postępującego, najm n iej­ szego śladu ro b o ty pospiesznej nie ułowić, więc ten wywód pomijam. Ciekaw sze pytanie, skąd cały pom ysł u ró sł ? W raże­ nie „G offreda“ było chyba piorunujące, zazdraszczał au to r dzie­ jom jego obcym i pom yślał (a to m u w XVII w ieku zaszczyt przynosi, bo nacjonalizm jeszcze się nie panoszył), czyżby nie dało się przeciw staw ić coś polskiego z treści, nie z słow a tylko ?

(8)

i i . MISCELLANEA. 93

Sieradzanin, sąsiad Częstoccowy, w padł na jej oblężenie, k tó ­ rego szczegóły i znaczenie (nie istniejące niem al dla Tw ardow ­ skiego) z każdym rokiem rosło i „p o em ata“ T assow e w yw ołały jego w łasne „p o em ata“ — fabuły. W żadnym innym u tw orze nie odbił się wpływ „T assa“ z rów n ą siłą i dlatego nazw a­ liśm y a u to ra polskim „T assem “.

Któż to ten ks. N. ? W edle w ydaw cy „poeta tej m iary, jak nasz autor, m usiał jakiś ślad w litera tu rz e zostawić a stąd n ieo d p arty w niosek, że szukać go należy pośród rym opisów stan u duchow nego XVII wieku — i tu zw raca na siebie naszą uw agę przedew szystkiem ks. W. O dym alski“, a u to r M esjady z r. 1670 i k ilk u innych panegiryków i ascetyków . Otóż prze­ czyłbym zgóry tem u nieodpartem u wnioskowi, bo pisem nictw o XVII w ieku obfitow ało w tyle talentów , nam dotąd nieznanych, że „O blężenie“ mógł i ktoś inny napisać, że nie uchodzi zbyt ograniczać w yboru. Przecież sam w ydaw ca ogłosił niegdyś w „P am iętn ik u“ u ryw ek (jedną k a rtę !) wcale znakom itego eposu- tłum aczenia nieznanego au to ra. A m oże ks. Gawłowicki, au to r nieco późniejszej M esjady (z r. 1686), m ógłby rościć podobne praw a ?

Jakiem i dowodam i poparł w ydaw ca autorstw o ks. Ody- m alskiego? M esjadę poświęcił au to r królowi Michałowi a w „O blę­ żen iu “ se sty n y 163—175 jed en astej pieśni sław ią przyszłego (po latach czternastu) króla M ichała. Mnie wadzi nieco z góry, że „O blężenie“ pisane sestynam i, gdy w szystkie znane utw ory O dym alskiego (od r. 1642— 1670) pisan e w oktaw ach ; w szyst­ kie pośw ięcone panom (M esjada, królow i; W izerunk M arjej, Janow i K om orow skiem u; Żałosna postać, synow i opłakanego K oniecpolskiego itd.): „O blężenie“ zw raca się tylko „do czytel­ n ik a “ — co praw da, dedykacje m ożna było i nieco później wstawić. Dalej język i co z nim w p arze chodzi, a więc pla­ giaty z „G offreda“ i w „O blężeniu“ i w M esjadzie (ale są różne, odm ienne); porów nania tu i tam podobne, ależ to ów czesna m oneta bieżąca ; taksam o w szystkie słow a i zw roty w yliczane na str. X V I—XX, gdzie ch arak tery sty czn y ch w łaśnie b r a k ; w „O blężeniu“ czytam y przecież: „jak szyc szalony, kiedy się więc w ścieka“, w M esjadzie d w u k ro tn ie : jak p si w ściekli, to nie tosam o! Ze w szystkich p rzy taczań jedno jedy ne m ogłoby cośkolw iek w ażyć: znieść „w y p raw ić“ (aby mógł gotow ych zn ie ść ludzi, ludzi sam szukając now ych („O blężenie“) ; synów ko ro n ­ nych m ężne się zn o siły w ojska kilkakroć („K oniecpolski“). Czytałem przed czterdziestu laty w P e tersb u rg u trzy dzieła O dym alskiego (M esjadę, Marję, K oniecpolskiego) i sta ra n n ie a najniepotrzebniej t r e ś ć 1 noto w ałem ; słów ka i form y ciekaw ­ sze tylko kilka w ypisałem , żadne z nich nie pow tarza się

1 Chodziło mi szczególnie o ciekaw e szczegóły co do K oniecpolskiego, ależ te w ym ienił Przyłęcki już w „Pam iętniku o K oniecpolskich“ 1842 г., o czem nie pam iętałem .

(9)

9 4 II. MISCELLANEA.

w „O blężeniu“, np. z M esjady : Adam w raju labow ał sobie ;

u p ia g ty ; b a n kierz; czterm ią g w o źd zi; sit (sitowie) m orskie,

(góra b yła )p rzyda lszem ; w n u r tę (szczelinę; „O blężenie“ m a tylko n u rt rzeki); g ze m sy pow tarzają się i w „O blężeniu“ (w M esjadzie są i ka m za m ry ) ; sośnie k rzy w iste z iłm em gałęziste; nieska-

żyteln eg o ducha. Z „K oniecpolskiego“ : charam za o tłuszczy

k o zack iej; dzika chanaja (toż) w chachmęciach (gąszczach); gm in

n a p u żo n y (przestraszony). Skracań jak Stańsław nie napotna-

łem u O dym alskiego, m ożem je przeoczył.

I inny arg u m en t wydaw cy zawodzi. C zytam y na str. X X V ; „owoż byłoby rzeczą niezm iernej wagi, bo rozstrzyg ającą sta ­ nowczo zagadnienie au to rstw a „O blężenia“, gdyby się okazało, że i O dym alski podobnie jak au to r „O blężenia“ korzy stał także z „G offreda“, gdyż m ożnaby tu zastosow ać form ułę m atem a­ ty c z n ą : dwie ilości rów ne trzeciej są także m iędzy sobą równe. Istotnie w M esjadzie O dym alskiego znajdujem y to ostatn ie już i najw ażniejsze ogniwo w łańcuchu poszlak, przem aw iających za tożsam ością au to ra M esjady i O blężenia“. N iestety, form uły m atem aty czn e nie obow iązują lite ra tu ry ; „G offred“ b ył tak roz­ pow szechniony i ceniony, że pożyczki z niego b ra ł każdy na w łasn ą ręk ę (au to r „Piram a i T yzby“ k rad ł całe strofy z niego), więc jeżeli nie te sam e, niczego nie dowodzą. C hętnie przyznam , że niem am na razie, nie m ogąc dziś z tekstów O dym alskiego sam korzystać, ani jednego argu m en tu , coby niezbicie a u to r­ stw o O dym alskiego odsuw ał na zaw sze, ale rów nież nie zna­ lazłem u w ydaw cy żadnego argu m entu , coby au to rstw a Ody­ m alskiego dla „O blężenia“ niezbicie dow odził; więc wolę rzecz zostaw ić niero zstrzy g n iętą i w ru b ry ce anonim ów a u to ra „Oblę­ ż e n ia “ i dalej um ieszczać; nie upieram się n aw et przy jego sta n ie duchow nym , chociaż on bardzo praw dopodobny.

„O blężenie“ ma jed n ak i ciekaw y ciąg dalszy. W rękopisie C zartoryskich odnaleziono już daw niej pierw szą pieśń w zupełnie odm iennej redakcji, i tę przedrukow ał w ydaw ca na str. 534—558, uw ażając ją za „redakcję p ierw o tn ą“. To niem ożliw e; albo sam a u to r „O blężenia“ (N.) albo czytelnik jego dzieła dorobił tę pieśń. Bo jakaż jej tre ś ć ? Karol G ustaw w ylądow ał z w ojskiem ; w ypoczęli; nadeszła noc i w jej pośw iacie przesuw a się przed oczym a w rytego jak słup króla i jego „o b erszteró w “ stotysięcy widm ow ego w ojska — grzechów, a na ich czele ty siąc panien z L uxurią, A varicią, S u p erb ią; wkońcu Bellona się zjawia. L u x u ria i Bellona przepow iadają i rad zą królow i ; przepow ied­ nia L uxurii jako od złego ducha, więc m ylna, lecz ra d a Bellony m ądra i skuteczna : scena jak b y z „P rzedśw itu “ ! Potem w raca król z w ojskiem do obozu, niespokojny, sum ienie (dla zerw a­ nego tra k ta tu pokoju) go bodzie, tęsk ni za żoną, w patrzony w księżyc (jak pew nie i ona w księżyc p a trz y z rów nem u czu ­ ciem — podobna sy tu acja i w „O blężeniu“ w pieśni IX, str. 329) n a w e t łzy mu się z oczu rzuciły, co on inaczej tłu m aczy ; da­

(10)

Π. MISCELLANEA. 95

lej w ysyła W iten b erga przed sobą, on dochodzi do Uścia, gdzie pospolite ruszenie obozuje, w ypraw ia do niego R adziejow skiego; obleśna tegoż przem ow a; O paleński napom ina do w ytrw an ia przy K azim ierzu; ale w obozie oberszterow ie szwedzcy, n ie um iejąc po łacinie, po polsku obiecali w szelkie dobrodziejstw a i m iłości swego króla i zachwiali um ysłam i lekkow iernej szlachty, tem łatw iej, że nie było hetm ana polnego i posiłki jego jeszcze w dalekiej d ro d ze; więc b y ujść w ojny O paleński i G rudziński zgodzili się na k ap itu lację; tu u ryw a się tek st, sesty n 176, odpo­ w iadających około 30 sestynom „O blężenia“, i to tak, że 92 od­ pow iada 31. „O blężenia“, bo nie w spom ina nic o początkach J a ­ snej Góry itd., tylko od Szczecina i w ylądow ania zaczyna, uw ażając widocznie za zbyteczne przyw odzić te stroiy.

Ja k to ro zu m ieć? Księdzu N. czy jakiem uś innem u ano ­ nimowi nie spodobało się, że o pry n cy p ale epopei, o K arolu G ustaw ie, prócz krótkiej w zm ianki na początku, mowy n ie było, że poem at, w którego ciągu dalszym i widm a i zachw y­ cenie do niebios tyle znaczą, ja k najprozaiczniejszy w sam ym początku : te n niedobór teraz zastąpiono, królowi w ystęp u ro ­ czysty zapew niono, żywioły n adprzyrodzone w ciągnięto w g rę i nie zaniechano w ątku erotycznego : tęsk n o ty rozłączonej pary. Jakim sposobem to m iałoby być pierw otną redakcją, nie ro zu ­ miem — jestto popraw ka i dopełnienie, k tó re może dalej w cale nie sięgało, tak że na tem byłby i koniec. T ekst bardzo nie­ popraw ny ; w ydaw ca zadowolił się w ykrzyknikam i, ostrzegają- cemi o błędach k o p isty ; zam iast ja k b y na zuchw ał, c z y ta j:

zachw a l („um yślnie“); w strofie 52 zam iast po d sobą w id zie ć dla, czytaj: p o d sobą w idzieć dał, i zam iast w szystkiej ślicz-

nośei ciała się zakryw a, czy ta j: n ie ; co na m ię pom nią, n ie : na n ie ; zam iast często od radości, częścią (bo n astęp u je drugie

częścią) na wędę jaką, nie na w odę str. 547 itd. Czy to język

innego, czy tego sam ego a u to ra (N.), nie ro zstrzyg am ; ato niem a, ma a n o ; ma ponraw ne d aw ne N oteś, nie Noteć „Oblę­ żenia“ ; („gw iazdy) igrały, jakoby spać m iały, czy taj: spa ść; z pom pą na wozie jejszcze , czytaj : je d zie , niżej zaś kiedy trz y ­ m ała, czytaj k ę d y itd. Nie zrozum iałem w sestyn ie 20: A w a­ ry cya (podobnych term inów łacińskich w „O blężeniu“ nieznam ) u Sezama (??) w cenie daleko tańszej została. Dodam, że regim entem zwano i lask ę -b u ła w ę reg im en tarza, więc L uxurya „niosąc reg im en t“ „i regim entem jad ąc w y k rącała“ a faw orów nietylko o uczuciu, ale i o w stążkach używ ano, w ięc“ p a n n y „faworów wiele m iały n a n ad obnem ciele“. Czy to język „O blężenia“ (ma rów nież stojal obok stał) czy innego anonim a, nie rozstrzygam .

Cytaty

Powiązane dokumenty

14) Jednostka nie stosuje rozliczania kontraktów długoterminowych zgodnie z KSR 3... 1) szczegółowy zakres zmian wartości grup rodzajowych środków trwałych,

Wydaje się więc, że wyżej opisane bajki są tworzone celowo, mają z góry określony cel i formę, natomiast bajka ludowa stanowi mądrość zbio- rową, służy rozrywce

[r]

Osoby skreślone z listy członków PKZP powinny odebrać swoje wkłady najpóźniej ciągu 6 miesięcy od dnia skreślenia. Jeżeli były członek PKZP nie odbierze swoich wkładów w tym

Położona jest tuż przy wschodnim wybrzeżu Hiszpanii i stanowi jedną z.. najbardziej imprezowych lokalizacji

Zadanie: Usunięcie biomasy po wyciętych krzewach i drzewach cena brutto 1000,00 zł/ha... Zadanie: Usunięcie biomasy po wyciętych krzewach

38. Wykaszanie traw i chwastów z pasa drogowego dróg powiatowych na terenie gminy Wilczyn oraz Kleczew za kwotę 10 000,00zł. Wykaszanie krzewów i odrostów z pasa drogowego

1) Przetwarzanie danych za pomocą monitoringu wizyjnego i monitoringu dostępu odbywa się w celu zabezpieczenia Zakładu oraz zapewnienia bezpieczeństwa osób przebywających