• Nie Znaleziono Wyników

„Kakungulu and the creation of Buganda”, Michael Twaddle, London 1993 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "„Kakungulu and the creation of Buganda”, Michael Twaddle, London 1993 : [recenzja]"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

674

REC E N Z JE

nek do śm ierci warto by p ośw ięcić osob ne rozważania. M im o że groźne epidem ie w interesującym nas tutaj okresie zdarzały się często, b yły niem al elem entem codzienności, to jednak każdorazowo w yb uch zarazy zm ieniał dramatycznie stosunki m iędzyludzkie, w tym także stosunek do ludzi umierających, do zmarłych. W obliczu zagrożenia chorobą, w obec której ów czesn a m edycyna była bezsilna, obowiązujące w normalnych warunkach zasady moralne przestawały działać, ludzie stawali się w ob ec bliźnich okrutni i bezw zględni, przy czym nie spotykało się to z potępieniem .

A czy coś m ożna pow iedzieć o stosunku ludzi X V I-X V III w. do kary śmierci? Spektakularne p u b liczn e egzekucje i udział w nich ludności (w P olsce zresztą rzadsze niż w e w spółczesnej H isz­ panii, A nglii czy Francji) m ogą coś o tym pow iedzieć, jeśli brak w yp ow ied zi bardziej bezpośrednich. C zy hum anistyczny renesans albo racjonalistyczne O św iecenie coś tu zm ieniło? A problem sam o­ bójstw ? C zy dostrzegano problem eutanazji? A sprawa kapitalna— choć zw yk le w stydliw ie prze­ m ilczana— wszystkich kościołów chrześcijańskich: zakaz grzebania na cmentarzach osób nieochrz- czo n y ch , a w ięc m.in. martwo urodzonych lub przedw cześnie zmarłych dzieci, a u niektórych w yznań, np. m ennonitów , osób zmarłych aż do wieku dwudziestu paru lat.

Z przykrością wypada zauważyć, że korekta książki Bogdana R oka pozostaw ia w iele do życze­ nia, a redakcja merytoryczna i opracowanie edytorskie są niestaranne. Rezultatem tego jest w iele zbędnych powtórzeń, zarówno w tekście, jak w przypisach i opisach bibliograficznych. Także rażące błędy. Znany i ceniony w okresie m iędzyw ojennym historyk, pionier badań nad daw nym i testamen­ tami, Otto Hedemann, jest konsekw entnie przedstawiany jako Hademann (s. 24, 25, 38, także w in­ deksie), co tym bardziej zasmuca, że to on w łaśnie jest autorem trafnego i pięknego poglądu o testa­ m entach staropolskich (cytow anego przez Roka na s. 24): testament pisany był przez człow iek a „w szczególnym nastroju, gdy spływa zeń cała doczesność, w szystkie nam iętności, nienaw iści, troski i drobiazgi, które mu c z ę s t o t a k p r z e s ł a n i a ł y p i ę k n o ż y c i a , ż e g o n a w e t n i e d o s t r z e g l”10. Początek tytułu artykułu Waldemara K o w a l s k i e g o brzmi: „Via universae cam is...”, a pojawia się w przypisach raz jako „Vis cam is” (s. 25, przyp. 40), kiedy indziej jako „Via ca m is” (s. 75, przyp. 49). Cytując relację Albrychta Stanisława Radziw iłła o zgonie Zygm unta III W azy, zdanie pamiętnikarza: „W m ieście długo bito w e w szystkie d zw on y” R ok nie w iadom o czem u opatruje komentarzem, że działo się to w Krakowie (s. 94), chociaż ewidentnie chodziło o W arszawę, gdzie zmarł król.

Lektura now ej książki Bogdana R oka przynosi w sumie rozczarowanie. O dnosi się wrażenie, że książka została napisana w pośpiechu i w ydana naprędce. A nauka pośpiechu nie lubi...

S zk od a w ięc, że w ysiłek i kom petencje autora nie zostały spożytkow ane lepiej, że ważny i interesujący temat nie został opracowany naprawdę w szechstronnie i wyczerpująco.

A n d rzej W yrobisz

Michael T w a d d l e , Kakungułu an d the creation ofB u gan da, Villers Publications, London 1993.

A fryka W schodnia była ostatnim regionem świata kolonizow anym w edług reguł obow iązują­ cych w X IX wieku, kiedy to przewaga techniczna i organizacyjna krajów europejskich nad tubyl­ czym i państwami nie podlegała dyskusji, zaś często przytaczaną m otywacją kolonizatorów była chęć niesienia Czarnym oświaty oraz prawdziwej wiary chrześcijańskiej. W latach sześćdziesiątych

ubieg-10 O. H e d e m a n n , Testam enty brasław sko-dziśnieńskie XVII-XVIII wieku ja k o źró d ło histo­ ryczne, W ilno 1935, s. 6.

(3)

R ECENZJE

675

tego stulecia okazało się, że w tej nieznanej dotąd części kontynentu kw itnie rodzima cywilizacja, która w yrosła zupełnie niezależnie od w p ływ ów zewnętrznych. N ie b yło w niej pierwiastków euro- atlantyckich ani orientalnych. Ludy M iędzyjezierza żyły w przekonaniu, że są jedynym i na św iecie tw órcam i państw, administracji, dyplomacji, polityki i podobnych przejawów w yższej organizacji społeczeństw a. Gdy pojawili się arabscy i chrześcijańscy misjonarze, Ganda w przeciw ieństw ie do innych ludów sw ojego regionu bez w iększych oporów przyjmowali n ow e elem enty kultury i religii. D otyczy to w równym stopniu islamu (zaadoptow anego przez M utesę I w latach siedem dziesiątych) co chrześcijaństwa, w yznaw anego częściow o przez M w angę II i rew olucjonistów z przełomu lat osiemdziesiątych i dziew ięćdziesiątych. Przy okazji zgłębiania now ej religii Ganda u czyli się czytać i pisać. Przyjmowali też rytuały charakterystyczne dla sw ojego n ow ego wyznania. Warto podkreślić panujący w tym w zględ zie synkretyzm. Dla czarnych chrześcijan różnice doktrynalne pom iędzy protestantyzmem i katolicyzmem wydawały się początkowo niedostrzegalne, gd yż — ich zdaniem — obie religie miały u podstawy tę samą księgę. D latego w yznaw cy obu chrześcijańskich wyznań dość łatw o oscylow ali pom iędzy dw om a obozam i. D opiero późniejsze wydarzenia polityczne w yw ołały istotne różnice pom iędzy w yznaw cam i now ych religii. B ez przesady m ożem y pow iedzieć, że pod k on iec X IX wieku decyzje podejm ow ane przez niew ielki krąg polityków bugandyjskich na trwale zm ieniły dzieje społeczeństw Międzyjezierza. Ślady tych wydarzeń dobiegają do czasów nam w sp ół­ czesn ych . N ic w ięc dziw nego, że w byłych metropoliach kolonialnych powstają prace opisujące te czasy.

D zieje K rólestwa Bugandy u schyłku X IX wieku to jeden z najlepiej opisanych okresów w historii jakiegokolwiek w czesnego państwa. Zachowały się setki, jeśli nie tysiące artykułów praso­ w ych i książek napisanych przez białych podróżników. M amy archiwa pełne dokum entów adm ini­ stracji kolonialnej i korespondencji misjonarzy. Posiadamy w reszcie zapiski dokonane przez samych Ganda. W kiganda, swahili i po angielsku powstawały listy, pamiętniki, w spom nienia, w reszcie prace o charakterze historycznym.. Zachowały się również ślady po korespondencji dyplomatycznej. Pism o używane było nawet do przesyłania rozkazów na polu walki! M im o to wydaje się, że historia kolon i­ zacji Bugandy oraz zw iązanych z tym przemian społecznych zawiera jeszcze w iele białych kart. Ich zapełnienie um ożliw iają liczne materiały źródłowe. D o chw ili publikacji omawianej książki, dzieje kariery Sem ei Kakungulu — jednego z największych talentów organizacyjnych w szech czasów — nie były szerzej znane. Przyczyniła się do tego rywalizacja Kakungulu z A pollo K agwą oraz urzędnikami administracji brytyjskiej. Kakungulu tę rywalizację przegrał, w ięc jedna i druga strona pomniejszała je g o rolę w budowaniu „now oczesnej” Bugandy. Piśm iennictw o bliższe naszym czasom również pom ija postać Kakungulu. Autorzy pamiętający powstanie niepodległej U gandy w oleli dostrzegać w Kakungulu w zorow ego sługusa najeźdźców, który całą swoją karierę oparł na współpracy z Brytyj­ czykami, zaś gdy się zestarzał i stracił użyteczność, został przez nich odsunięty od w p ływ ów . Trudno w ięc oczekiw ać by działacze niepod ległościow i traktowali Kakungulu jako świetlaną postać godną pochw ały.

Praca T w a d d l e ’ a, jest zapewne pierwszą rzetelną m onografią tej postaci. Autor zetknął się z postacią Kakungulu w 1963 r. Zobaczył w ów czas przygotowaną przez m iejscow ą administrację tablicę, która upamiętniała moment zatknięcia brytyjskiej flagi, co pozw oliło na „pokój i postęp” całej U gandy. C złow iekiem , który zatknął flagę był Sem ei Kakungulu. N a skutek protestów okolicznej starszyzny tablica nigdy nie trafiła na przeznaczone m iejsce, Czarni notable stwierdzili: ten człow iek nadał U gandzie kształt, z jakim w alczym y do dziś. Jak pisze Twaddle, był to jedyny Afrykanin bu­ dzący tego typu uczucia, postanowił w ięc poznać jeg o biografię.

Kakungulu urodził się w 1863 r., zmarł w 1928 r. Poprzednia generacja— pokolenie rodziców Kakungulu— całe życie spędziła dzieląc wiarę, przekonania i styl życia swoich przodków. Natomiast rówieśnicy dzieci Kakungulu wkraczali w swoją dorosłość jako cyw ilizow ani, piśm ienni chrześcija­ nie. Już w drugim dziesięcioleciu X X w. brak chrześcijańskiego im ienia autom atycznie zaliczał czło ­ w iek a do podklasy ludzi ciem nych i niew ykształconych. Zmiana jakościow a dokonała się w ciągu niecałych dwudziestu lat! N ic dziwnego, że życiorys Kakungulu oddaje dramatyzm tych czasów . Na początku lat osiem dziesiątych, gdy w chodził w dorosłe życie jako osobisty łow ca słoni Kabaki M utesy I, nic nie w skazyw ało, że kraj czekają dramatyczne przemiany. Zapowiadała się co prawda

(4)

676

R EC EN ZJE

zm iana na tronie, co zw ykle w iązało się z czystkam i w elicie w ładzy, ale krwawe przejmowanie rządów w kraju b yło w Bugandzie oczyw istością. Taka sytuacja stanowiła szansę dla w szystkich „m łodych zdolnych” marzących o karierze politycznej.

Jednym z nich był bohater pracy M ichaela T w addle’a. Kakungulu urodził się w malutkim królestwie Koki, państwie zw asalizow anym przez potężną Bugandę, której nie opłacało się podbijać sąsiada. Um iejętności strzeleckie, instynkt łow cy i znajom ości rodzinne p ozw oliły Kakungulu trafić na służbę M utesy. Karierę Sem ei Kakungulu najlepiej streścił sam M ichael Twaddle. „Na dworze Mutesy dostał urząd łow cy słoni dzięki sw oim kompetencjom m yśliw skim (m a g ezi). Wkrótce jednak przekonał się, że utrzymanie pozycji w ym aga jeszcze mistrzostwa w tradycyjnych sztukach upra­ wianych przez Ganda: pochlebstw ie (okufugibw a) i donosicielstw ie (kuloopa) oraz demonstrowaniu odw agi na polu bitwy. W czasie rządów M w angi II przedstawiciele Londynu stopniow o zastępowali Kabakę w charakterze dystrybutorów dóbr. Sukcesy wojenne, udział w zw ycięsk iej frakcji pro­ testanckiej i zebranie licznego grona podwładnych, pozwoliły Kakungulu na stopniow e w spinanie się po szczeblach kariery. Jednak droga awansu na najw yższy urząd była zablokowana przez Katikiro A pollo K agwę, dlatego Kakungulu musiał poszukać sobie równorzędnych stanowisk poza Bugandą. Pracował dla B rytyjczyków w Lango, T eso, Bukedi, B ugisu”. W ten sposób uzyskał samodzielną pozycję i w pływ y, zyskał uznanie B rytyjczyków . Proponowano mu nawet status królewski. Jednak jego czas nieuchronnie mijał. Musiał ustąpić absolwentom szkół misyjnych. Oni b ez żadnych zastrze­ żeń akceptowali w yższość Brytyjczyków. Chcąc ograniczyć w pływ y Kakungulu administracja brytyj­ ska skierow ała go do Busogi. Tam służył imperium w charakterze przew odniczącego (prezydenta) lokalnej rady — Lukiko. Funkcja ta miała uprawnienia równorzędne z premierem Bugandy. Jednak b yły istotne różnice: w razie scysji z brytyjskim urzędnikiem A p ollo K agwa m ógł zaw sze odw ołać się do Uganda Agreement. Natomiast pozycja Kakungulu zależała w yłącznie od w idzim isię admini­ stratorów Protektoratu. A nglicy prowadzili dość umiejętną politykę osłabiania w p ływ ów Kakungulu, którego podwładni stopniowo awansowali na niezależne stanowiska. W ięc jeg o siła militarna stop­ n io w o topniała. Prezydentura B usogi rów nież stopniow o stawała się urzędem tytularnym. Począt­ k ow o niemal wszechwładny Kakungulu coraz więcej spraw musiał przeprowadzać przez urzędników S oga, którzy chcieli, by jak najszybciej zw olnił stołek. K oniec życia Kakungulu spędził w od­ osobnieniu. Odmawiał korzystania z m edycyny białych, ich zalecenia dotyczące higieny uważał za absurd. Naraził się rów nież misjonarzom. Dokładnie przeczytał Biblię przetłumaczoną na kiganda i uznał, że przepisy obow iązujące w kościele białych w cale nie prowadzą do zbawienia. Proces od­ chodzenia od w yznań chrześcijańskich zakończyło przejście na judaizm. A le tu rów nież nie przyjął bezkrytycznie obow iązujących przepisów (np. zrezygnow ał z koszernego uboju kurcząt).

Okres, w jakim żył Kakungulu, stanowił w pewnym sensie odrębną epokę w dziejach Bugandy. Bohater pracy brał niezw ykle aktywny udział w tworzeniu n ow ego porządku. Stał się beneficjentem i rów nocześn ie ofiarą przemian, które sam promował.

M ichael Tw addle wykorzystał niezw ykłą biografię Sem ei Kakungulu do przedstawienia dróg awansu w tradycyjnym społeczeństwie Ganda i w kształtującej się dopiero administracji kolonialnej. M ożem y dopatrzeć się cech osob ow ościow ych , które ułatwiły Kakungulu zdobycie przychylności przełożonych.

Twaddle z niezw ykłego punktu widzenia ukazuje działanie słynnego m echanizm u in direct ru le, brytyjskiej metody administrowania koloniam i za pom ocą lokalnych elit. To zagadnienie zazwyczaj przedstawiają Brytyjczycy opisujący sw oje osiągnięcia lub, z drugiej strony, zw olen nicy niepod­ leg ło ści, którzy chcą zdyskredytować system narzucony przez najeźdźców. Tutaj śledzim y losy w ybitnej indyw idualności, dla której — m im o najlepszych chęci — indirect ru le okazał się zbyt ciasny. Energia i zdrowy rozsądek Sem ei Kakungulu przesądziły o w ielu sukcesach kolonizatorów. M im o to w miarę rozbudowy administracji postać takiego formatu stała się niew ygodna dla władców Protektoratu Ugandy.

W książce T w addle’a znajdziemy w iele doskonałych opisów spotkań Kakungulu z Brytyj­ czykami. Warto dodać, że autor nie szczędzi kąśliwych uw ag o sw oich rodakach. D zięki temu m oże­ my niejako od środka zgłębić szczegóły pracy administracji kolonialnej. W ydaje się, że dostrzegamy tu również zarzewie konfliktów. Krajowcy, nawet najbardziej chętni do współpracy, nie byli w stanie

(5)

R EC EN ZJE

677

wyobrazić sobie administracyjnej machiny, z jaką mają do czynienia. Stopień komplikacji i podziału zadań obow iązujących w now oczesn ym państwie był nie do wyobrażenia dla Afrykanów. Stąd nieporozum ienia dotyczące w zajem nego niedotrzym ywania um ów , spory kom petencyjne itp.

Twaddle zebrał imponującą liczbę informacji o Kakungulu, jego rodzinie oraz osobach, z który­ mi bohater miał do czynienia. D zięki temu otrzymujemy bardzo w iarygodny portret p sych ologiczny am bitnego czarnoskórego polityka z przełomu w ieków.

W iedza, profesjonalizm i w spaniały warsztat autora oraz trafny w ybór bohatera przesądzają o wysokiej wartości pracy. M yślę, że wpisuje się ona w kontekst rozważań prowadzonych w Europie na temat kolonizacji i dekolonizacji Afryki. Wydarzenia, jakich jesteśm y świadkami w Rwandzie, Burundi, Somalii, Sudanie i wielu innych krajach Czarnego Kontynentu, zmuszają do refleksji o skut­ kach kolonializm u. Jakie są granice odpow iedzialności białych ludzi za nędzę Afryki, jak zaradzić obecnym kłopotom? Czy rzeczyw iście kolonizacja była takim złem, za jakie uchodziła przez ostatnie trzydzieści lat? Takie pytania nasuwają się po lekturze pracy M ichaela T w ad dle’a.

A leksan der W ierzejski

Stefan K o w a l , P artnerstw o czy uzależnienie? N iem ieckie p o sta w y w obec stosu n­ ków gospodarczych z P olską w czasach R epubliki W eim arskiej, W ydaw nictw o N aukow e Uniwersytetu Adama M ickiew icza, Poznań 1995, s. 212.

Autor omawianej pracy podejmuje na now o problematykę, która dyskutowana ju ż była żyw o w przeszłości, zw łaszcza w latach sześćdziesiątych, przez polskich i niem ieckich uczonych: zagad­ nienie wzajemnych stosunków gospodarczych m iędzy N iem cam i a odrodzonym państwem polskim, stosun ków które ze w zględ u na głębokie konflikty polityczne istniejące m iędzy tymi państwami w ykraczały znacznie poza normalne w m iędzynarodowych kontaktach sprzeczności interesów. P od staw ow ym zadaniem prezentowanej książki było zbadanie, jakie siły w N iem czech zaintereso­ w an e b yły w ykorzystaniem w celu uzależnienia Polski od N iem iec także środków gospodarczych, jakie środow iska opow iadały się w w iększym stopniu za partnerskimi stosunkami m iędzy obu pań­ stwam i, w jakim okresie istniały szanse realizacji tych zamierzeń i jakie obie strony przyw oływ ały argumenty dla uzasadnienia sw oich racji.

W w iększym stopniu aniżeli przyw oływ ane w yżej prace z lat sześćdziesiątych, książka K o ­ w a l a oprzeć się m ogła na zachodnioniem ieckich zasobach archiwalnych, które jednak — jeśli chodzi o akta urzędowe — pod w zględem rzeczow ym nie odbiegają rzecz jasna od materiałów przechowywanych w Poczdam ie i Merseburgu. Zastanawia natomiast w pracy K owala sporadyczne jedynie wykorzystywanie dokumentów polskich instytucji rządowych. T ym czasem już w latach p ięć­ dziesiątych niżej podpisany, nawet jako cudzoziem iec, miał m ożliw ość zapoznać się nie tylko z przy­ w oływ anym i przez autora odręcznym i notatkami przew odniczącego polskiej delegacji na rozm ow y o traktacie handlowym z Niemcami, Juliusza Twardowskiego, lecz również z dokumentami p olsk iego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Komitetu Ekonom icznego Rady Ministrów. Z aznaczone w pod­ tytule książki ograniczenie jej zakresu tem atycznego — „N iem ieckie postaw y...” — nie wykluczało, m oim zdaniem, próby zastanowienia się nad tym, w jaki sposób te niem ieckie postawy odbierano w polskich instytucjach rządowych, w jakim stopniu w pływ ały one na taktyczne posunięcia strony polskiej w rokowaniach zarówno z N iem cam i, jak i z rządami, bankami i innym i partnerami w pań­ stw ach trzecich. Bilateralne stosunki m iędzy N iem cam i a Polską, zw łaszcza w okresie Republiki W eim arskiej, kształtowały się bow iem , w m oim przekonaniu, w ścisłej zależności od stosunków multilateralnych każdego z tych państw.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kolejny naukowiec John Dalton przyjął atomistyczną teorię budowy materii, zaś James Clark Maxwell opracował w oparciu o atomizm teorię poruszania się cząsteczek gazowych..

Wyraził chęć zaangażowa- nia się wśród muzułmanów w Nigerii lub Tunezji, ale został wysła- ny na studia teologii dogmatycznej do Rzymu (Uniwersytet Grego- riański)..

Założenia tego rozdziału m ożna by ująć następująco: im mocniej odbiorca zdaje sobie sprawę z faktu, że ma do czynienia z fikcją, im wyraźniej ujawniają

Wojtyła był akurat na Mazurach, gdy został wezwany do prymasa Stefana Wyszyńskiego i dowiedział się, że został wybrany na biskupa... To była

Gdy tak się stanie, w ciągu wynikowym będziemy mieli scalone dwa ciągi o liczbie wyrazów będącej sumą elementów ciągów scalanych. Po scaleniu dwóch pierwszych

Sporo tego, ale takie jest znamię czasu… Poza tym, nie można stać z boku, nie można zwlekać, czas goni, a tu kolejne roczniki uczniów gotowych do podjęcia z nauczycielem trudnej,

„Niechaj nam w Jasełkach nikt nie przedstawia, że Jezus urodził się w Palestynie” 1 – Betlejem polskie Lucjana Rydla jako szopka literacka.. Szopka w kulturze polskiej

Jedni radzi mu byli stawiać pomniki jako bohaterowi idei, którą podsuwali sami, drudzy jako geniuszowi, który wyrwawszy naród swój z małej i dającej się poprawić niewoli, oddał