• Nie Znaleziono Wyników

70 R OCZNICA POWSTANIA WARSZAWSKIEGO 75 ROCZNICA UTWORZENIA SZARYCH SZEREGÓW

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "70 R OCZNICA POWSTANIA WARSZAWSKIEGO 75 ROCZNICA UTWORZENIA SZARYCH SZEREGÓW "

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

G A Z E T K A S Z K O L N A nr 4/ 2014 GIMNAZJUM NR 46 im. SZARYCH SZEREGÓW w WARSZAWIE

W Y D A N I E S P E C J A L N E

70 R OCZNICA POWSTANIA WARSZAWSKIEGO 75 ROCZNICA UTWORZENIA SZARYCH SZEREGÓW

„Ślubuję na Twoje ręce pełnić służbę w Szarych Szeregach, tajemnic organizacyjnych dochować, do rozkazów służbowych się stosować, nie cofnąć się przed ofiarą życia”.

Słowa przyrzeczenia harcerskiego

(2)

2 G I M Z E T K A O

7.00 łączniczki alarmowe przejęły rozkaz płk. Chruściela (ps. „Monter”) o wybuchu powstania. W godzinach przedpołudniowych kilka tysięcy osób przekazało rozkaz o wybuchu powstania oraz przenosiło broń i amunicję.

Pierwsze strzały padły około godz. 13.50 na Żoliborzu, w okolicy ul. Suzina. Zaatakowana przez patrol niemiecki drużyna Armii Krajowej odpowiedziała z powodzeniem strzałami, w wyniku czego Niemcy zablokowali wiadukt nad Dworcem Gdańskim i obsadzili główne skrzyżowania Żoliborza. O 16.00 dowódca SS i Policji w dystrykcie Warszawa Oberführer SS Geibel uprzedzony o wybuchu powstania zarządził alarm podległych mu sił. O godz. 16.30 niemiecki dowódca wojskowy Warszawy gen. Reiner Stahel zarządził alarm garnizonu. Powstanie wybuchło 1 sierpnia 1944 roku o godz. 17.00 – była to godzina „W”.

Naczelnik Kwatery Głównej Szarych Szeregów hm. por.

Stanisław Broniewski (ps. „Orsza”) powołał do życia Harcerską Pocztę Polową dla całego wyzwolonego miasta. W tym dniu po południu pod pałacem Blanka na placu Teatralnym zginął w walce jeden z najwybitniejszych polskich poetów, żołnierz batalionu

„Parasol” – pchor. Krzysztof Kamil Baczyński.

Rozpoczyna się niemiecka akcja ulotkowa zachęcająca mieszkańców do opuszczenia miasta. Nieprzyjaciel utworzył przy ul. Grójeckiej na tzw. Zieleniaku obóz przejściowy dla polskiej ludności wypędzanej z Warszawy. Rozpoczęła się rzeź Ochoty.

Tablica upamiętniająca Krzysztofa Kamila Baczyńskiego na ścianie pałacu Blanka

R

ozpoczyna się rzeź Woli („czarna sobota”). Żołdacy Reinefartha i Dirlewangera mordują z nieopisaną brutalnością prawie 50 tysięcy polskich cywilów, mężczyzn, kobiety i dzieci. Dochodzi do masowych gwałtów i grabieży.

W kolejnych dniach Niemcy zamordują łącznie około 65 tysięcy mieszkańców Woli i zachodniej części północnego Śródmieścia. Około godziny 14.00 siły SS zajmują Szpital Wolski. Ginie 60 osób personelu, 300 chorych i rannych, w tym dyrektor szpitala dr Józef Marian Piasecki, prof. Janusz Zeyland oraz ksiądz kapelan Kazimierz Ciecierski. Egzekucja odbyła się na podwórzu posesji rogu ulic Górczewskiej i Zagłoby. W kościele św. Stanisława parafii św. Wojciecha na Woli utworzony zostaje przez Niemców przejściowy obóz dla ludności cywilnej.

(3)

G I M Z E T K A 3

Ż

ołnierze baonu "Kiliński" pod dowództwem rtm. „Leliwa”

Roycewicza (łącząc siły z grupami saperskimi i minerskimi) rozpoczynają ostateczne natarcie w celu zdobycia ośmiopiętrowego gmachu Dyrekcji Telefonów przy ul. Zielnej tzw. PAST-y. Była to kolejna próba opanowania tego budynku. 4 sierpnia siły polskie wysadziły główne wejście, lecz Niemcom udało się je zabarykadować.

13 sierpnia całkowicie odcięły łączność i dowóz pożywienia z Ogrodem Saskim. 15 sierpnia przerwano dopływy wody i prądu, a 19 sierpnia połączenie telefoniczne. Podczas walk o gmach zginęło 25, a do niewoli trafiło 115 niemieckich żołnierzy. Po stronie polskiej poległo 5, a ciężko rannych zostało 10 powstańców. Gmach PAST-y pozostał w polskich rękach do dnia kapitulacji powstania.

D

epesza od premiera Mikołajczyka zapowiadająca o najbliższym podjęciu decyzji w Londynie w sprawie wysłania wyprawy lotniczej do powstańczej Warszawy.

Nad miastem walki powietrzne samolotów radzieckich z niemieckimi. Armia Czerwona powtarza natarcie na przedmoście Warszawy.

W szpitalu powstańczym przy ul. Marszałkowskiej 75 umiera, wskutek ran odniesionych 29 sierpnia, plutonowy podchorąży Józef Szczepański ps. „Ziutek”, dowódca jednej z drużyn batalionu AK Parasol, poeta, autor m.in. piosenki

„Pałacyk Michla”. Z meldunku Antoniego Chruściela

„Montera”: Według obliczenia amunicji przy średnim zużyciu Śródmieście posiada na 1 dzień.

P

o ciężkich walkach Niemcy zdobywają Sielec (na Mokotowie). Polacy najsilniej trzymają Śródmieście Warszawy, Żoliborz i częściowo Mokotów. Ludność cywilna coraz bardziej zniechęcona do powstania. Tego dnia na Czerniakowie zginął hm. kpt. Andrzej Romocki ps. „Morro”. W Watykanie audiencja dla żołnierzy alianckich prowadzona przez papieża Piusa XII, który zwrócił się

do Polaków w następujących słowach:

Serce Nasze zakrwawiło się wobec ruin waszej wielkiej stolicy Warszawy, w murach której rozegrała się jedna z najboleśniejszych – ale także jedna z najbardziej bohaterskich – tragedii całej historii waszego narodu.

Tego dnia Rosjanie i 1. Armia Wojska Polskiego wyzwoliły Pragę.

W

Ożarowie Mazowieckim toczą się rozmowy w sprawie kapitulacji, kończą się 3 października;

około godziny 2.00 w nocy podpisany zostaje honorowy akt o kapitulacji.

(4)

4 G I M Z E T K A

1 Sierpnia 1944 R - 29 wrzesień 2014 r.

Okrągła rocznica – 70 lat

Jesteśmy tu – my – już – starzy – Sybiracy, I młodzi, bardzo młodzi – dziewczyny i chłopcy Z Gimnazjum Szarych Szeregów.

Powstańcy warszawscy – i my zesłańcy I nasze podobne losy

Nas zesłano na nieludzką ziemię – Abyśmy już nie wrócili

A po nich – tylko ruiny i zgliszcza Miłość…..Apokalipsa……

Rzucili swe młode życie, młode marzenia Na stos…..

„Jak kamienie rzucane na szaniec”

Zmierzyli się z piekłem na ziemi Oni, nie chcieli tylko strzelać!

Zbrojny zryw był tylko środkiem do celu Do wolnej, pięknej, szczęśliwej POLSKI!

Apokalipsa……

Wspaniali, dzielni, niezłomni Silni, duchem i sercem Próbują

przetrwać….jeszcze…..jeszcze…jeszcze…

Jeszcze na szańcach powstańczej Warszawy Czekają…..na pomoc…na cud…

Apokalipsa…….

Młodzi warszawiacy – nasze pokolenie Dlaczego! ….była wiara, nadzieja, cierpienie i śmierć –

Apokalipsa……

Niezłomni bohaterowie powstańczej Warszawy Wasze Imiona na trwale zapisze Historia

Wieczna Wam Chwała!

Wieczna Wam GLORIA!

10 G I M Z E T K A

„Katechizm Szarych Szeregów:

- Mam stać na straży honoru Polski - W przyszłości zawodowej swą pracą jak najlepiej służyć dobru OJCZYZNY”

Młodzi Gimnazjaliści z Roku A.D. 2014

My – Sybiracy – wierzymy – że w dorosłym życiu, Będziecie spadkobiercami swoich poprzedników Z Roku 1944!

Wykonacie ICH TESTAMENT! ICH KATECHIZM!

W imieniu Koła Sybiraków Wola-Bemowo Sybiraczka Wiktoria I. Muszyńska

Warszawa, 28 września 2014 r.

Pani Wiktoria Muszyńska podczas Dnia Patrona Wiersz Pani Wiktorii Muszyńskiej zaprezentowany podczas Dnia Patrona 29 września 2014 roku

SZANOWNA PANI DYREKTOR WRAZ Z GRONEM PEDAGOGICZNYM

Serdecznie dziękujemy za zaproszenie nas na LEKCJĘ PATRIOTYZMU !

(5)

G I M Z E T K A 5

O POWSTANIU WARSZAWSKIM napisano setki opracowań, książek, nakręcono wiele filmów, dokumentów. Mimo upływu czasu nie zapominamy o Bohaterach tamtych 63 dni.

Chcielibyśmy, aby ten numer „Gimzetki” był, jak pięknie powiedziała Sybiraczka Pani Wiktoria Muszyńska, lekcją patriotyzmu i oddaniem hołdu Powstańcom, ale i ludności cywilnej, która w te sierpniowe i wrześniowe dni pozostała w powstańczej Warszawie.

W tym numerze naszej gazetki przedstawiamy Wam losy Druhny Hanny Szczepanowskiej ps. Heban, historię Pani Ireny Karolkiewicz ps. Inka oraz drogę bojową Pana Stefana Pawlaka ps. Zarewicz.

To żołnierze i Powstańcy.

Ale chcemy opowiedzieć Wam także o powstaniu zwykłych ludzi, o dramatycznych losach cywilów.

O tych, którzy byli mimowolnymi uczestnikami dramatycznych walk w stolicy. O tych, którzy nie walczyli na barykadach, ale pomagali je budować, zdobywać jedzenie, którym dzielili się z Powstańcami.

O tych, którym udało się uciec z pogromu Woli. Przeczytacie bowiem wzruszające wspomnienia mieszkanki przedwojennej Woli Pani Jadwigi Łukasik oraz wojenne wspomnienia Pań Marianny Świątkowskiej i Heleny

Wołukaniec. Redakcja

CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM!!!!

POWSTAŃCY

CYWILE

(6)

6 G I M Z E T K A

Kiedy Druhna trafiła do konspiracji i w jakiej okoliczności? Czy były to Szare Szeregi?

W 1941 r. przez koleżanki z drużyny harcerskiej.

W czasie okupacji Szare Szeregi to chłopcy, dziewczyny nazywały się „Koniczyny”. Dopiero po wojnie ujednoliciliśmy nazwę dla wszystkich tę samą, czyli Szare Szeregi. Ja natomiast w czasie okupacji byłam harcerką 16 Zielonej Leśnej Drużyny Harcerek przy moim gimnazjum i nie byłam harcerką Szarych Szeregów, tylko Żeńskiego Hufca Związku Koniczyn.

A jaki Druhna miała pseudonim?

„Heban”, bo u nas w drużynie umówiliśmy się, że każda będzie „robiła’ za jakieś drzewo, a ja dodatkowo miałam czarne włosy jak heban.

W jakich okolicznościach dowiedziała się Druhna o wybuchu Powstania?

Praca w harcerstwie trochę nie odpowiadała moim pragnieniom, ja bardzo chciałam walczyć z Niemcami już. Szukałam różnych kontaktów.

Nawet wymyśliłam sobie, że będę partyzantem w Puszczy Kampinoskiej, ale odwiódł mnie od tego zamiaru brat, który zaproponował, abym dołączyła do jego oddziału. Ja spytałam, czy jest broń, gdy potwierdził - zgodziłam się. W ten sposób znalazłam się w 244 plutonie późniejszego Zgrupowania „Żywiciel” i tam 2 dni przed Powstaniem zostałam zmobilizowana.

Kwaterowałam na drewnianych schodach na poddaszu przy ul. Tucholskiej, bo tam mieszkał nasz rusznikarz, tam czekałam na rozkazy. W nocy 31 sierpnia przyszedł do mnie rot. Rzeszotarski i powiedział: „Czekasz, aż skończy się godzina policyjna, a potem lecisz zawiadomić wszystkich chłopaków. Bo jutro zaczynamy.” Zdążyłam zawiadomić wszystkich, bo choć nasi żołnierze byli porozrzucani po całej Warszawie, to wpadłam na dość ryzykowny pomysł przemieszczania się w tramwajach „nur fur Deutsche”, aby było szybciej.

Wróciłam do domu, wzięłam apteczkę i pożegnałam się z rodzicami. Szczęśliwie przeszłyśmy z koleżanką przez patrole niemieckie i trafiłam do Śródmieścia na Świętokrzyską, gdzie była kwatera Szarych Szeregów. W ten sposób znów znalazłam się w harcerstwie, dokładniej w łączności.

Jakie Druhna otrzymywała zadania do wykonania?

Od razu przydzielono mnie do Harcerskiej Poczty Polowej i już do końca Powstania byłam w łączności. Najpierw segregowałam listy, później je przenosiłam, a potem otrzymywałam zadania związane z utrzymaniem łączności między oddziałami.

Jak często Druhna przenosiła listy?

Raz dziennie. Ja chodziłam dość daleko, bo aż na Towarową, w jedną stronę szłam ok. 2 godz.

Przez jakiś czas obsługiwałam centralę telefoniczną, oraz miałam punkt obserwacyjny na Prudientialu, a najbardziej zapamiętałam łączność w poprzek Al. Jerozolimskich, to był jedyny raz, kiedy się naprawdę bałam.

No właśnie, kiedy druhna się najbardziej bała, a kiedy przeżywała największą radość i wzruszenie?

Największy strach poczułam właśnie podczas przedostawania się na drugą stronę Al. Jerozolimskich, po których jeździły niemieckie czołgi, a w poprzek nie było żadnej naszej barykady. Jakoś przeczołgałam się pod ostrzałem, ale dzwoniłam jeszcze zębami, kiedy dotarłam na drugą stronę do bramy obłożonej workami z piaskiem.

Jeśli chodzi o wzruszenia to były dwa. Pierwsze to jak 2 sierpnia przy kościele św. Jana Bożego zobaczyłam pierwszy raz po 5 latach biało- czerwoną flagę. I zawsze, kiedy tamtędy przechodzę, mam ściśnięte gardło.

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA...

WYWIAD z HANNĄ SZCZEPANOWSKĄ ps. „Heban”

Łączniczką Zgrupowania „Żmija” i Harcerskiej Poczty Polowej

(7)

G I M Z E T K A 7

A drugi raz, kiedy kwaterowaliśmy w Prudientialu i słyszałam, że moi koledzy o 4 rano idą na pierwszą linię walki. Ustawili się w kolumnę i ja na końcu, wszyscy odśpiewali modlitwę „Kiedy ranne wstają zorze….” Pamiętam jak śpiewałam z całych sił razem z nimi. I ta modlitwa, ten śpiew o zwycięstwo, o świętą sprawę, to było tak naładowane wiarą, jednością, siłą, odwagą, to było coś co będzie powodowało dreszcz do końca życia. I dlatego zawsze mówię do młodzieży – śpiewajcie! Razem śpiewajcie, głośno, dużo śpiewajcie, bo to buduje jedność, siłę i bezpieczeństwo.

Ale wróćmy jeszcze do poczty. Jak ludzie reagowali na otrzymane listy? Czy wszystkie udało się dostarczyć?

Niestety nie wszystkie, a ludzie reagowali bardzo różnie, niektórzy wybuchali ogromną radością, inni nie dowierzali.

Czy Druhna i inni Zawiszacy wiedzieliście, co działo się w pierwszej połowie sierpnia na Woli?

Uciekinierzy z Woli przechodzili na Stare Miasto.

Poza tym nas od takich wiadomości izolowano, to mogło wpłynąć bardzo deprymująco na nastroje.

Czy była Druhna świadkiem śmierci kogoś bliskiego, koleżanki lub kolegi?

Tak, zginął przy mnie kolega, miał granat w kieszeni, biegł, potknął się i upadł. Granat eksplodował urywając mu obie nogi. Podbiegłam do niego, był przytomny, powiedział, żebym go zostawiła i rzeczywiście za pół godziny już go grzebałam.

To może teraz coś bardziej radosnego, czy wśród tego ogromu nieszczęść zdarzały się jakieś wesołe sytuacje?

Tak, jak chodziłam w poprzek Al. Jerozolimskich, to w piwnicach siedziało mnóstwo ludzi. Nasz znajomy był w armii gen. Andersa, a żona została w Warszawie i wiedziała, że ja jestem łączniczką i kursuję przez te Aleje, więc poprosiła mnie pewnego dnia, żebym kupiła w jakimś sklepie pokarm dla rybek i nie mogła uwierzyć, że tego sklepu ani tej ulicy już nie ma, bo leżą w gruzach.

Siedziała w piwnicy i nie wiedziała jak Powstanie wygląda. Kiedyś ją okradłam, jeden raz w życiu i jestem z tego bardzo dumna. Kiedy wiedziałam, że jej kamienica niedługo zacznie się palić, bo od Marszałkowskiej domy się już paliły, poszłam do dozorcy, pokazałam legitymację powstańczą i poprosiłam o klucz od ich mieszkania, bo byli majętną rodziną. Wzięłam dwóch chłopaków i powiedziałam, żeby wzięli, co potrzebują. Wzięli ubrania i buty, a ja z kuchni dużo słoików z konfiturami. Potem dozorca powiedział mi, że Zaorskich ktoś okradł, a ja na to – a to łobuz! Potem i tak wszystko się spaliło.

A jak Druhna wspomina czas odpoczynku między walkami, co jedliście, gdzie spaliście?

Spaliśmy gdzie się dało, ale tego odpoczynku nie potrafię sobie przypomnieć. Na początku Powstania jedliśmy w miarę normalnie, bo ludzie mieli jeszcze zapasy i prawie na każdym podwórku gotowali dla powstańców jakąś zupę, potem było gorzej. W pobliżu naszej kwatery był rozbity sklep, a w nim dużo mąki kartoflanej i wino. Robiliśmy z tego kluski i polewaliśmy je winem. Okropne świństwo.

W jakim momencie dowiedziała się Druhna o kapitulacji?

Pamiętam to bardzo dobrze. Byłam wtedy w Al.

Jerozolimskich, jakiś chłopak wyszedł z naszych pozycji, ja do niego krzyczę, żeby wracał, wtedy ktoś powiedział – daj spokój, to już kapitulacja i wtedy krzyknęłam – NIE! To była dla nas ogromna tragedia. Myśmy byli potwornie załamani, zrozpaczeni, nie mogliśmy się z tym pogodzić. Niektórzy popełniali samobójstwa.

Trudno było to przeżyć. 63 dni nadziei na zwycięstwo... i kapitulacja.

A jak wtedy odnosiła się do was ludność cywilna?

Wiemy, że na początku bardzo entuzjastycznie i życzliwie, potem bywało już trudniej.

Rzeczywiście, czym dalej tym relacja między powstańcami a cywilami stawała się coraz bardziej oziębła, oni widzieli swoje straty.

Po kapitulacji baliśmy się jak zachowa się ludność

cywilna w stosunku do nas., Ale właśnie wtedy

przeżyłam najpiękniejsze chwile w moim życiu.

(8)

8 G I M Z E T K A

http://www.youtube.com/watch?feature=player _embedded&v=Kz1O3BUyARc

Mój oddział wychodził jako jeden z ostatnich – 5 października i to była najpiękniejsza

„defilada”, jaka się może żołnierzowi przydarzyć,

„defilada pod bronią”. Uformowano nas stopniami od najwyższego do najniższego na ul. Zgoda i ruszyliśmy Złotą. Byliśmy dumni, poważni, mocni, zdyscyplinowani, szliśmy perfekcyjnie, nikt kroku nie pomylił. Na wysokości dzisiejszego Pałacu Kultury zobaczyliśmy koczujących cywili. Z naszej strony było ogromne napięcie, bo nie wiedzieliśmy, jak oni zareagują. A oni zrobili szpaler; niektórzy uklęknęli i dziękowali nam, błogosławili, modlili się i płakali. To było coś niesamowitego. Przeszliśmy przez nich w ogromnym skupieniu, doszliśmy do Pl. Narutowicza i tam zdawaliśmy broń, ja miałam tylko zdobyczny bagnet. Wtedy poczuliśmy się okropnie, jakbyśmy nie byli już żołnierzami.

I jak dalej potoczyły się losy Druhny?

Dostałam się do obozu w Pruszkowie.

Z Pruszkowa wywieźli nas do Bergen-Belsen, do obozu jenieckiego. Potem wraz z 80 innymi dziewczynami na roboty kolejowe do Hanoveru.

Następnie znów wróciliśmy do obozu, a ja dość poważnie chorowałam. Na szczęście w tym samym obozie tylko w męskiej części był też druh

„Kuropatwa” nasz komendant, który był medykiem i podrzucał mi przez druty lekarstwa.

Wiele lat po wojnie mu za to dziękowałam.

W końcu grudnia 1944 r. zawieźli nas do Berlangen pod granicę holenderską i tam wyzwoliła nas Brygada Pancerna gen. Maczka.

Czy Druhna czuje się bohaterką?

Nie!! Absolutnie! Bardzo nie lubię tego słowa.

Dla nas to była służba, obowiązek!

Co Druhna powiedziałaby tym, którzy twierdzą, że Powstanie nie miało sensu?

Że są głupi i nie znają historii, że brak im wiedzy, że nic nie rozumieją i nie mają poczucia godności.

My byliśmy tak zmobilizowani i zdeterminowani do walki, że właściwie to był samoczynny wybuch. Chcieliśmy pokazać Europie, że my się na niewolę nie zgadzamy. Ten gest był piekielnie ważny, a propaganda sowiecka głosiła przecież, że AK nie chce walczyć. Poza tym atmosfera w Warszawie kipiała.

Co na koniec Druhna chciałaby przekazać młodemu pokoleniu?

Przede wszystkim to, że Naród polski jest najzdolniejszym narodem na świecie i trzeba być dumnym z tego, że się jest Polakiem. Trzeba być dumnym i trzeba samemu na tą dumę pracować.

Nic nas z tego obowiązku nie zwalnia. Trzeba odbudować Ducha Narodu, bo jak mówił Piłsudski; „Przegrać z Niemcami to stracić wolność, ale przegrać z bolszewikami to stracić ducha”. Duch to: wiara w Naród polski, w każdego człowieka i poczuwając się do tego trzeba najlepiej wykonywać wszystko, co się robi, trzeba godnie Polskę reprezentować i pracować ku jej chwale.

Wywiad przeprowadził Jan Kosakowski z klasy III D

Barykada przez Aleje Jerozolimskie Druhna Hanna Szczepanowska podczas obchodów

Dnia Patrona w naszym Gimnazjum

(9)

G I M Z E T K A 9

Nazywam się Irena Karolkiewicz. Jestem matką nauczyciela tej szkoły – Grzegorza Karolkiewicza.

Członkiem Szarych Szeregów stałam się od pierwszych dni powstania tej organizacji (mój starszy brat był między innymi jej twórcą), ale przez dwa lata działałam „na czarno”, bo byłam za młoda.

Dopiero, gdy ukończyłam 16 lat, zostałam zaprzysiężona i stałam się legalnym żołnierzem Polski Podziemnej AK, członkiem Szarych Szeregów, ps. „Inka”.

Tablica upamiętniająca powstanie Szarych Szeregów na fasadzie kamienicy przy ul. Noakowskiego 12

Mimo terroru okupanta, szkolono młodzież w różnych kierunkach. Ja przeszłam kurs sanitarny i kurs strzelectwa, ale aż do wybuchu powstania byłam tylko łączniczką – przewoziłam z Warszawy do Wyszkowa broń, gazetki, rozkazy i meldunki;

zostawiałam to w skrzynce kontaktowej.

W dniu wybuchu powstania, w oczekiwaniu na godzinę „W” moja drużyna zgrupowana była na Starym Mieście, na małej uliczce Krzywe Koło.

I stało się – „runęły lawiną bojówki zbratane, na czołgi z butelką benzyny...”

Pierwsze dni powstania przebiegały sprawnie, były małe i większe zwycięstwa, ale potem każdy dzień zbliżał się do beznadziei; nikt nie przeszedł nam z pomocą, brakowało amunicji, żywności, wody, wszystkiego.

26 sierpnia dla mnie okazał się tragiczny.

Wraz z moją grupą znajdowałam się przy ul. Smolnej, gdy zaczęły się sypać bomby i runął olbrzymi

budynek szpitala oftalmicznego. Po krótkim czasie, gdy nalot minął, zaczęliśmy wygrzebywać się z gruzów. Widok był okropny, do końca życia tego nie zapomnę. „Cichy”, „Mały” byli w kawałkach, ja poczułam, że nie mam oka.

Nie pamiętam już jak i skąd wziął się nasz dowódca „Stefan”, który sprowadził okulistę z ruin szpitala, pamiętam tylko przestraszny ból zszywanej (bez znieczulenia) gałki ocznej.

Oko uratował, ale wzroku nie przywrócił.

Dziś, gdy zbliżam się do „mety” – mam 89 lat, wiem, że mimo tego inwalidztwa, przeżyłam życie dobrze i godnie.

Mam dwoje udanych dzieci – córkę i syna oraz bardzo udanych troje wnuków.

Posiadam wiele odznaczeń, medali, ale najważniejszy dla mnie jest Krzyż Powstańczy.

Z waszą szkołą jestem związana uczuciowo; pewnie dlatego, że od wielu lat pracuje w niej mój syn, ale przede wszystkim dlatego, że szkoła przyjęła imię Szarych Szeregów.

Warszawski Krzyż Powstańczy

MOJA HISTORIA

WSPOMNIENIA IRENY KAROLKIEWICZ PS.INKA

(10)

10 G I M Z E T K A

Urodziłem się 1 II 1926 r. w Warszawie;

mieszkałem w Warszawie przy ul. Wareckiej 13.

Szkołę podstawową kończyłem w 1939 r.

Od 1 września miałem iść do gimnazjum. Okupacja zmieniła plany, szkołę średnią skończyłem na kompletach, a częściowo w Państwowym Liceum Kolejowym.

Sytuacja rodziny – Rodzice i dwie siostry, a także starszy brat Franciszek – była trudna.

Musiałem pomagać, pracując dorywczo. W domu panowała atmosfera patriotyczna, którą stale ożywiał mój starszy brat Franciszek. Stale zaangażowany w prace konspiracyjne od początku okupacji. Włączałem się w każdą możliwą działalność przeciw Niemcom. Wstąpiłem do Szarych Szeregów i brałem udział w wielu akcjach „Małego Sabotażu”, pisałem na murach „Polska Walczy”, „Pawiak Pomścimy”, rysowałem kotwicę i malowałem wszystkie możliwe hasła o Niepodległej Polsce.

W jednej z akcji malowaliśmy hasła na ul. Filtrowej na ogrodzeniu Filtrów, zauważyli mnie Niemcy i było

„bardzo gorąco”, ale udało mi się uciec. Następnie skierowano mnie do szkoły podoficerskiej. Nastąpiły częste spotkania bardzo tajne, dotyczące znajomości broni, taktyki wojskowej i teorii walki. A także ćwiczenia w podwarszawskich lasach (Falenica, Michalin i inne). Moim plutonem Nr 438 dowodził Iwo Rygiel (zginął pod Pęcicami 2 VIII 1944 r.

w bitwie z Niemcami).

Ważnym elementem mojej działalności było zdobywanie broni, zasadzki na żołnierzy niemieckich i zabieranie im broni, a także kupowanie od żołnierzy

Pomnik-mauzoleum w Pęcicach

lub handlarzy. Przewożenie i magazynowanie jej w konspiracyjnych magazynach. Nasza grupa

spodziewała się wybuchu Powstania i nie mogłem się doczekać tej chwili.

Na 4 dni przed wybuchem Powstania byliśmy skoszarowani w mieszkaniu kolegi przy ul. Krzywe Koło 8 (Stare Miasto).

1 Sierpnia po podaniu hasła „przyszłam w sprawie maszyny do szycia”, łączniczka przekazała rozkaz, że mój pluton 438, wcielony do batalionu „Zośka”

pod komendą Iwona Rygla (pseudonim „Bogusław”) ma się zgłosić na ul. Niemcewicza 7/9.

IV Obwód Ochota dowodzony przez ppłk.

Mieczysława Sokołowskiego „Grzymała”, podjął atak na dom akademicki na Placu Narutowicza, niestety ze względu na obwarowanie, bunkry strzelnicze i nasze minimalne uzbrojenie, nie udał się, ponieśliśmy straty, wielu kolegów poległo.

2 Sierpnia ppłk. „Grzymała” podjął dramatyczną decyzję wyprowadzenia z miasta żołnierzy do lasów podwarszawskich, skąd po spodziewanym ze zrzutów dozbrojeniu, mieliśmy wrócić do walczącej stolicy. Rankiem 2 Sierpnia opuściliśmy miasto.

Uformowani w kolumnę około pięćdziesięcioosobową, szpicę (w której się znajdowałem) i stuosobową straż przednią, a także kilkadziesiąt kobiet ze służby sanitarnej i łączności.

Szliśmy wzdłuż torów kolejki EKD, były potyczki z Niemcami, strzelanina, około szóstej znaleźliśmy się w Regułach.

MOJA DROGA WOJENNA

WSPOMNIENIA STEFANA PAWLAKA PS. ZAREWICZ

(11)

G I M Z E T K A 11

Przed parkiem W Pęcicach natrafiliśmy na silne oddziały niemieckie. Wywiązała się tragiczna, nierówna walka. Nieprzyjaciel wyposażony w CKM, ciężką broń i Powstańcy nieuzbrojeni. Ruszyliśmy natarciem pod dowództwem kpt. „Korwina”, byłem w tej grupie z kolegami z mojego plutonu. Poległo natychmiast kilku Powstańców, pozostali przebijali się pod ostrzałem w stronę dworu i stawów. Padając pod gwizdem kul z karabinów maszynowych, z kolegami dobiegliśmy do lasu. Na polu walki zginęło 91 Powstańców, w tym bliscy mi przyjaciele.

Po przegrupowaniu przeszliśmy przez Lasy Sękocińskie do Lasów Chojnowskich. Dostałem rozkaz przedostania i nawiązania kontaktu z kpt.

„Józefem” w Grójcu, ale niestety nie mógł pójść na odsiecz Warszawie. Spotkałem rodzinę, dowiedziałem się, że mój brat Franciszek zginął w czasie akcji w Śródmieściu.

Prezydent Bronisław Komorowski wręcza Krzyż z Mieczami Orderu Krzyża Niepodległości

Po zakończeniu wojny utrzymywałem kontakt ze środowiskiem i kontynuowałem konspirację w WiN (Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość – red.) 13 czerwca 1946 r. zostałem aresztowany przez UB (Urząd Bezpieczeństwa – red.). Śledztwo było ciężkie, trwało 30 miesięcy, byłem szykanowany, bity, zmuszany siłą do nieprawdziwych zeznań i wielokrotnie przewożony na rozmaite konfrontacje, najczęściej w nocy. Za utrudnianie w śledztwie i nieugiętość byłem często karany karcem. W celi o wymiarach 1m x 1m wypełnionej wodą, nagi, bez możliwości wyprostowania się, przez 24 godziny.

Nigdy nie wydałem.

Stefan Pawlak z córką i żoną w dniu nadania Orderu Krzyża Niepodległości

Sprawy w Rejonowym Sądzie Wojskowym były bardzo brutalne, a traktowany w więzieniu byłem skandalicznie, zwracano się do mnie per „Bandyto”.

Skazano mnie na 5 lat więzienia łącznie. W ramach amnestii karę zmniejszono o połowę. Siedziałem w sumie 2 lata i 6 miesięcy.

Po zwolnieniu z więzienia byłem w dalszym ciągu szykanowany, musiałem meldować się w MO (Milicja Obywatelska – red.); przez rok nigdzie nie chciano mnie zatrudnić.

W uznaniu mojej działalności otrzymałem:

1. Krzyż Armii Krajowej /nadany w Londynie/

2. Polska Swemu Obrońcy /nadany w Londynie/

3. Krzyż Powstania Warszawskiego 4. Krzyż Partyzancki

5. Medal za Zwycięstwo i Wolność 6. Odznaka Akcja Burza

7. Krzyż z Mieczami

Orderu Krzyża Niepodległości

(12)

12 G I M Z E T K A

Pamiętam ostatnią niedzielę przed Powstaniem. Był wówczas u nas obiad, byli:

moja ciocia, kolega taty z konspiracji i brat taty z żoną i synem Wojtkiem. Wtedy na ulicy Skierniewickiej zostały podpalone magazyny z drukami. Te druki fruwały po całej ulicy Wolskiej. To było niepokojące, obiad przebiegał w smutnej atmosferze. Na ulicach było widać wzmożone patrole niemieckie, chodzili też Rosjanie. My, dzieci czuliśmy atmosferę napięcia. Był wielki entuzjazm, gdy dowiedzieliśmy się, że wojska radzieckie są już na Pradze. Na tym obiedzie usłyszałam rozmowę dorosłych, że niedobrze się stało, bo Rosjanie wycofali się z Pragi. Ojciec mówił, że jest to dla nas sytuacja bez wyjścia i że powstanie będzie lada chwila. Byliśmy wtedy wszyscy zebrani w domu i moja mama, która miała bardzo ładny głos zaintonowała piosenkę ,,Ta ostatnia niedziela". I tak wszyscy smętnie śpiewali. Do dzisiaj mnie ten fragment rozczula. 1 Sierpnia bawiłam się na podwórku z Wojtusiem. Z początku było spokojnie, ale po południu atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Niemcy obstawiali ulice i dawało się słyszeć pojedyncze strzały. To było ok 14-15, a o 17 jak huknęło w całym mieście! Mama zawołała nas do domu i już więcej na dwór nie wyszliśmy.”

Do walki ochoczo włączyła się ludność cywilna, także dzieci. Budowano barykady, częstowano posiłkami, kopano rowy przeciwpancerne. Opatrywano rannych, przynoszono wodę.

1 sierpnia w godzinach wieczornych Niemcy rozpoczęli pierwsze egzekucje, które wykonali na żołnierzach walczących na Kole. Wymordowali wszystkich rannych i wziętych do niewoli. Dowódca garnizonu warszawskiego gen. Reiner Stahel miał prawo „zastosować wszelkie możliwe środki konieczne dla utrzymania spokoju, bezpieczeństwa i porządku”, więc korzystał z niego zupełnie bezkarnie, interpretując je niezwykle brutalnie.

Rozgrywały się sceny, których nikt się nie spodziewał.

Pani Jadwiga Łukasik wspomina:

„Pierwszego dnia Powstania ojciec wpadł do nas ze swoim oddziałem ok. 50-60 ludzi. Wpadł i powiedział, żeby ostrzec wszystkich sąsiadów, aby ci się wynieśli w głąb dzielnicy, ponieważ za parę godzin na Woli ma być gorąco i nas wszystkich rozstrzelają. A do nas mówi: idźcie do ciotki na Płocką. Z budynków można było przejść piwnicami do drugiego budynku. Mama ostrzegła

sąsiadów, ale prawie nikt nie chciał opuścić swojego

mieszkania i chronić swój niewielki dorobek.

Gdy byliśmy u tej ciotki, to tam było ciasno w tych piwnicach, bo ludzie z sąsiednich kamienic poschodzili się, aby było bezpieczniej. Niektórzy spali u cioci w mieszkaniu na parterze. Każdy przyniósł, co miał - jakiś materac, koc, itp. Było tam tak ciasno, że my dosłownie jak sardynki w puszce. Był nawet jeden pan, który w takiej tragicznej dla nas chwili miał jeszcze poczucie humoru i co jakiś czas podawał nam komendę, abyśmy się przekręcili na drugi bok.

I wszyscy się przekręcali.”

2 Sierpnia sytuacja stała się tragiczna.

Na Powstańców ruszyło silne natarcie niemieckiej piechoty wsparte czołgami dywizji „Herman Goring”.

Niemcy rozwścieczeni wybuchem Powstania zaczęli wypędzać ludność cywilną z domów na ulice.

Cywile wypędzani z Woli

Po wypędzeniu ludzi domy podpalano, a ludzi pędzono w ulewie przed czołgami, które miały zdobywać polskie stanowiska jako żywe tarcze.

Powstańcy wycofywali się może przez to, że ludzie rozpaczliwie krzyczeli, żeby do nich nie strzelali, a może, bo uznali, że nie dadzą rady odeprzeć natarcia. 2 Sierpnia spędzono ok. 20 cywilów i dwa razy tyle wojskowych przy ul. Zawiszy 43 i zabito granatami.

Pani Jadwiga była świadkiem tych wydarzeń:

„My w tej piwnicy byliśmy krótko, tylko parę godzin, ponieważ Niemcy zaraz o 2 z rana wszystkich nas wypędzali z tych piwnic. Wpadli z psami, granatami.

Wrzeszczeli "raus", tłukli batami. Padał bardzo silny deszcz, a oni nas ustawili przed czołgiem jadącym w kierunku Płockiej i tak biegliśmy przed tym czołgiem. Wszyscy czuli strach. Ludzie przeraźliwie krzyczeli do Powstańców: Nie strzelajcie!!!! Błagamy nie strzelajcie!!! I nie strzelali.

Wspomnienia Pani Jadwigi Łukasik

świadka wydarzeń na Woli podczas Powstania Warszawskiego

(13)

G I M Z E T K A 13

Nie mogli zabić swoich rodzin, sąsiadów, znajomych.

No i Niemcy zdobyli tę barykadę.

Pani Jadwiga tak pamięta pierwszy „cud”:

„Następnie zapędzono nas do kościoła św. Wojciecha. W podziemiach tego kościoła było pełno ludzi. I jeszcze przysyłali nowych. Mama szukała siostry. Ludzie biegali na plebanię do proboszcza, szukając u niego ratunku. On jednak powiedział, że sam jest więźniem. Co chwila do podziemi tego kościoła wpadał jakiś Niemiec, wyciągano kilku ludzi i było słychać serie z karabinów. Mama znała niemiecki. Podeszła do jednego Niemca, mówiąc, że zostawiła w domu małe dziecko i boi się o nie. Dała mu zdjęty z ręki pierścionek.

Polscy cywile wprowadzani do Kościoła św. Wojciecha (właściwa nazwa: Kościół p.w. św. Stanisława, parafia św. Wojciecha)

Obiecała, że wróci tu z dzieckiem. Niemiec machnął ręką i powiedział, że: gdy będzie zmiana wart, to on wtedy będzie sam i nas wypuści. Zapytał, w którą stronę chcemy iść. Mama powiedziała, że na Płocką.

Niemiec powiedział, żebyśmy przeszły na drugą stronę ulicy, bo po tej są „gołębiarze”(przydomek nadany niemieckim strzelcom wyborowym-red.) Mówił też, że będzie strzelał, ale nie w naszą stronę. Dotrzymał słowa. O umówionej godzinie pozwolił nam wyjść.

Musiałyśmy mu zaufać. Biegłyśmy tam, gdzie mówił, a on strzelał, ale nie do nas. Uciekłyśmy we czwórkę, czyli ja, mama, ciocia i nasza znajoma- pani Śledziakowa”.

Powstańcze wydarzenia, obrazy krwi, śmierci, okrucieństwa, tak trudne dla ludzi dorosłych, w pamięci małych wówczas dzieci zostawiły niezatarte

piętno. Ci ludzie wiedzą jak wygląda piekło.

Z tą pamięcią żyje się do końca. Pani Jadwiga też

pamięta:

„Poruszanie się po ulicach było jednak bardzo trudne. Wszędzie paliły się domy i wszędzie byli Niemcy. Schowałyśmy się w bramie. W pewnej chwili usłyszałyśmy kroki biegnącej osoby. Zobaczyliśmy mężczyznę z dzieckiem na ręku, który biegł w naszym kierunku. Nagle usłyszałyśmy: ,,Halt! Halt!!!".

Mężczyzna zatrzymał się, a Niemiec wyrwał mu to dziecko z rąk i rzucił w płomienie. Ten człowiek rzucił się na tego Niemca i zaczęła się szarpanina. Baliśmy się, że teraz kolej na nas, bo on przecież zaraz tu dojdzie!!! Niemiec był silniejszy od niego i cały magazynek w tego człowieka wystrzelał. Kroki zaczynały się zbliżać, ale po chwili owe kroki zaczęły się oddalać!! No, ale nie wiedziałyśmy jak przejść na drugą stronę ulicy. Na dachach siedzieli gołębiarze.

Zdecydowaliśmy się przeskoczyć. Najpierw poleciała pani Śledziakowa z ciocią, a potem ja z mamą. Udało się! Szłyśmy ul. Płocką stroną nieparzystą. Doszłyśmy do domu, w którym mieszkała ciocia. Zapukałyśmy, otworzyła nam dozorczyni i wpuściła nas do piwnicy, gdzie schowało się już dużo ludzi. Z tej piwnicy było przejście do następnej, wykopanej w czasie okupacji. Tam były zgromadzone zapasy żywności. Dozorczyni namówiła mamę, żebyśmy się tam schowały, ale mama bała się, że w razie bombardowania możemy zostać zasypane.

Ojciec jakoś dowiedział się, gdzie jesteśmy i przyniósł nam trochę żywności - kostkę margaryny i cukier w kostkach.”

Wieczorem 3 sierpnia Wola została zaatakowana bombowcami. Mimo to powstańcom udało się utrzymać większość pozycji. Ten dzień tak zapisał się w pamięci pani Jadwigi:

„W czwartek tata do nas przyszedł i powiedział, że jest u nas po raz ostatni. W sobotę wpadli Niemcy.

Zapytali dozorczyni, czy są tu jacyś ludzie. Ona skłamała, że wszyscy zostali zabrani 2 sierpnia.

Niemcy wyprowadzili ją z całą rodziną i rozstrzelali. Wszyscy w piwnicy modliliśmy się za jej duszę. Dozorczyni ocaliła nam życie. Następnego dnia Niemcy zaczęli wyprowadzać ludzi ze szpitala wolskiego i rozstrzeliwać. Wyprowadzali ich pod nasyp kolejowy. Niektórzy, słysząc te strzały chcieli uciekać z naszej piwnicy przez pobliskie kartoflisko.

Ale tam działy się straszne rzeczy”.

Taką dramatyczną scenę widziała na własne oczy pani Jadwiga:

„W sobotę znów wpadli Niemcy w godzinach przedpołudniowych, z psami i granatami i wyprowadzili nas na zewnątrz. Każdy zabrał ze sobą jakieś zimowe ciepłe ubrania, niektórzy w pośpiechu trochę biżuterii.

(14)

14 G I M Z E T K A

Mama miała na sobie szlafrok, na który zarzuciła palto, ja byłam we flanelowej koszuli nocnej. Na tę koszulę też założyłam ciepłe palto. Przed bramą zobaczyliśmy ludzkie ciała porozjeżdżane czołgiem.

Mama wśród tych ciał szukała ojca, który miał charakterystyczne buty- saperki nabite gwoździami.

Ale nie było go. Na widok tych ciał nie mogłam iść.

Mama chciała mnie wziąć na ręce, ale ostrzeżono nas, że mogą mnie zabić, bo już to widzieli. Więc

szłam prowadzona przez mamę

i ciocię. Kazano nam iść czwórkami, żeby nikt nie wyszedł z szeregu. Pędzili nas na Górczewską.

Zobaczyliśmy kolejne palące się domy.

Na Górczewskiej leżało mnóstwo porozrzucanych ciał, porozrzucane walizki paliły się i było bardzo gorąco, a ludzie byli poubierani w te płaszcze....

Niemcy, co chwila kazali nam się zatrzymywać, jakby szukali dobrego miejsca, żeby nas rozstrzelać.

Przyprowadzili nas na ul. Górczewską róg Elekcyjnej i znów przystanek. Tak było, co chwila. Dopiero o zachodzie słońca doszliśmy do rogu Elekcyjnej i Wolskiej. Tam stało kilka tysięcy ludzi . Na rogu tych ulic stała kuźnia. Przy ul. Ordona znajdował się niemiecki komisariat. Przy nim były już ustawione pozycje z karabinami maszynowymi. Staliśmy tak i czekaliśmy, co z nami dalej zrobią. Nagle spostrzegłam, że w parku Sowińskiego są jacyś ludzie. Powiedziałam do mamy, że może byśmy spróbowały uciec do tych ludzi, ale mama powiedziała, że to są Niemcy i że oni nas wydadzą.

Znów zaczynamy marsz. Pędzi nas Rosjanin, który był w rozwalonej koszuli, w jednym ręku trzymał pejcz, którym bił ludzi wedle uznania, a w drugim pistolet.

Kazał nam się ustawić w dwuszeregu, co też my uczyniliśmy.

W pewnym momencie spostrzegłam, że za mną leży kobieta z małym dzieckiem na ręku.

Obie postacie paląc się, jeszcze się poruszały!!!

Widok był przerażający. Kazano nam się odwrócić w stronę tychże ciał. Krzyczałam odruchowo: Mamo, oni się ruszają!!!

Chciałam ich ratować, ale mama przytrzymała mnie mocno za obie ręce w obawie, że wyjdę przed szereg i mnie zastrzelą.”

„Do Niemca, który nas pilnował i stał obok nas, przyjechał samochodem drugi i powiedział, że od godziny 6 rano jest zakaz zabijania dzieci i kobiet. Mama stała jak wryta w ziemię i zaczęła nam wszystko tłumaczyć na polski. Tamten, który nas pilnował stwierdził, iż musi sam zobaczyć ów dokument i wtedy dopiero nas nie rozstrzela. Dał temu drugiemu 5 minut na dowiezienie mu tego rozkazu. W przeciwnym razie mieliśmy zostać

rozstrzelani. Dowództwo Niemieckie mieściło się przy Cmentarzu Wolskim.

Cmentarz Wolski w czasie Powstania

Niemiec wsiadł w samochód i z piskiem opon ruszył w stronę cmentarza. Niemiec, który został, co chwila kazał nam się odwracać raz w jedną, raz w drugą stronę. Co chwila spoglądał on na zegarek.

Mama kazała mi przeprosić ciocię, panią Śledziakową i się pomodlić. Ja mówiłam, że nie chcę umierać.

Wciąż chciałam uciec do Parku Sowińskiego, ponieważ tam cały czas byli jacyś ludzie. Byli to Niemcy, którzy nie zdążyli uciec z Warszawy przed wybuchem Powstania. Mama pocieszała mnie, że w niebie na pewno spotkamy się z tatą. Bałam się tylko, że mnie będzie bolało jak mnie rozstrzelają.

Mama mówiła do mnie : Pamiętaj, jak cię kula nie trafi, to się nie ruszaj, nie mów nic do mnie. Jeśli nie będę żyła, to nie rozpaczaj. Tylko czekaj do zmroku.

Nie wstawaj i nie odchodź z tego miejsca. Dopiero jak będzie ciemno i usłyszysz polską mowę, to wtedy wstań i idź tam skąd przyszliśmy. Cały czas się modliliśmy. Minęło około pięć minut. Więc Niemiec zaczął odliczać. Raptem usłyszeliśmy warkot silnika.

Zapanowała absolutna cisza. Cisza jak makiem zasiał.

Dojechał Niemiec z rozkazem, wysiadł z samochodu i wymienił z tym drugim kilka zdań. Prowadzący egzekucję krzyknął po niemiecku osiem i zakręcił chorągiewką odwołując rozkaz o egzekucji!! Ludzie nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Ściskali się wzajemnie i płakali i pytali, czy to już po wszystkim.”

Większość tych ludzi została przeprowadzona do obozu przejściowego w Pruszkowie, a stamtąd wywieziona na roboty do Niemiec lub do obozów koncentracyjnych.

Ale Jadwiga Łukasik na szczęście nie podzieliła ich losu:

„Niemcy zaczęli nas pędzić w kierunku Fortu Wola. Tam były olbrzymie rowy na kilkadziesiąt metrów. W tym rowie było pełno ludzi.

(15)

G I M Z E T K A 15

W rogu tego rowu był barak, w którym leżeli ludzie starsi i niedołężni lub ranni. Tam dali nam kawę i po kawałku chleba. Mama z ciocią zamiast tę kawę pić to użyły jej do obmycia się. Było już dobrze po 20. Był tam również pewien ksiądz, który rozmawiał z mamą. Dookoła ciągle było słychać krzyki. Ksiądz powiedział, że Niemcy wypuszczają ludzi, jeśli mają oni rodzinę na Jelonkach. Mama niewiele myśląc podeszła do strażnika i powiedziała mu, że jest tu z rodziną, ale na Jelonkach pracuje mąż, do którego chce się z nami dostać. Zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy i wcisnęła temu Niemcowi w rękę. To może wydawać się niewiarygodne, ale on naszą czwórkę i tego księdza przepuścił. Ksiądz poszedł w swoją stronę a my na Jelonki do kuzynki naszej cioci.

Późnym wieczorem dotarliśmy do tej kuzynki.

Dowiedzieliśmy się, że ci ludzie będący w Forcie są wywożeni do obozów lub wedle kaprysów Niemców rozstrzeliwani.”

Wysiedleńcy pędzeni pieszo do obozu w Pruszkowie Co działo się z Panią Jadwigą dalej, po cudownym ocaleniu?

„Okazało się, że kuzynka z rodziną była już zapakowana i gotowa do odjazdu, ponieważ Niemcy wysiedlali ludność z Bielan. O zabraniu się z nimi nie było mowy, ponieważ Niemcy mieli dokładną rozpiszę, kto co ze sobą zabiera i ile osób jedzie. Oni o świcie wyjechali, a my ulokowaliśmy się w ich domu. Wiedzieliśmy, że długo tam zostać nie możemy, ponieważ w każdej chwili mogli przyjść Niemcy. Pani Śledziakowa powiedziała, że musimy się dostać do szosy poznańskiej i stamtąd ona nas zabierze pod Piaseczno do rodziny. Zaczęliśmy, więc iść opłotkami. Wieś nazywała się Borowina.

Doszliśmy do tej szosy, która był obstawiona przez Niemców. Nie wiedzieliśmy jak się przez nią przedostać. Niemcy jeździli na motocyklach.

Ustaliłyśmy, że będziemy się przedostawały pojedynczo. Niemcy w pewnej chwili odjechali kawałek dalej. Byli odwróceni do nas plecami. Któraś z na przeskoczyła jezdnię, a reszta musiała czekać.

I tak po kolei czekałyśmy i przeskakiwałyśmy.

Szczęśliwie się udało. Zaraz po drugiej stronie stały

kopy zboża. Szłyśmy, więc chowając się za te kopki.

Tak po prostu od kopki do kopki. Ja już nie mogłam iść. Poobcierałam sobie obie nogi zimowymi butami.

Gdzieś daleko w tym polu dostrzegłyśmy chatę. Była tam również studnia. Doszłyśmy do tego domu i zapukałyśmy. Po dłuższej chwili ktoś nam otworzył.

Mama poprosiła o trochę wody i o szklankę mleka dla dziecka. Gospodarz zamknął drzwi i za chwilę znowu wyjrzał mówiąc, że dostaniemy mleko i wodę, jak mama odda im swoją obrączkę. Mama rozpłakała się i odeszłyśmy dalej.

Część biżuterii zabrali nam Niemcy podczas oczekiwania na egzekucję, a część mama zaszyła mi w bieliźnie. Miałam tam mój medalik od chrztu, kolczyki z turkusem i mamy obrączkę z tombaku.

To był cały nasz majątek. Wędrowałyśmy tak w tych paltach, butach, szlafrokach około 30 km. Wreszcie doszłyśmy do tej wsi pani Śledziakowej. Tam wreszcie mogłyśmy się umyć, a ja dostałam mleko.

Położyłyśmy się w stodole, padając ze zmęczenia.

U tych gospodarzy również nie mogłyśmy długo zostać, ponieważ gdyby Niemcy dowiedzieli się o tym, że tu są przechowywani warszawiacy, to potrafili nawet podpalić cały dom. Trzeba było nas zgłosić do sołtysa. Sołtys pozwolił nam zamieszkać w opuszczonym domu po volksdeutsach, którzy uciekli. Dał nam dokument ze wsteczna datą.

Od gospodarzy dostaliśmy trochę żywności i mleka.

Mama musiała pomagać przy żniwach, aby dostać kawałek chleba dla nas. W pobliskim lesie zbierałyśmy trochę grzybów, a na polu cebulę i ziemniaki. W tym podarowanym domu mieszkałyśmy aż do końca wojny.”

Pomnik Ofiar Rzezi Woli

Fragment pracy Jana Kosakowskiego oraz Weroniki Kosakowskiej „Za mała, żeby

walczyć, za duża, żeby zapomnieć”

nagrodzonej I miejscem w konkursie

„Arsenał Warszawa”

(16)

16 G I M Z E T K A

Gdzie zastał Cię wybuch Powstania

Warszawskiego? Gdzie wtedy byłaś?

Miałam wtedy 16 lat, a zastał mnie pod Warszawą na Górnej Wsi.

Jak wspominasz tamte dni?

W domu nie mieliśmy radia. Na wsi, na początku i na końcu były tzw. „szczekaczki” (głośniki), przez które nadawano. Niemcy mówili, co chcieli i nie zawsze była to prawda. Pamiętam, jak nad Warszawą unosił się dym – wtedy mówiono:

„Warszawa się pali”.

Co najbardziej zapamiętałaś?

W wieku 15 lat dostałam kartę, do Niemiec, która zobowiązywała do pracy w Niemczech i dla Niemców. Okupanci często robili łapanki. Tak złapali Genię, która nie słuchała się mamusi.

Dopiero po miesiącu napisała do nas, że jest w Niemczech i pracuje w gospodarstwie rolnym.

Tam zapoznała Janka (żołnierza), swojego przyszłego męża. Ludność Warszawy przebywała na wsiach. Niemcy wydali dekret, że ludność polska ma obowiązek ich utrzymywać. W moim domu było 3 Niemców i 1 Czech.

Pani Helena Wołukaniec urodziła się i mieszkała na Woli przy ul. Bema w budynku fabrycznym.

W czasie Powstania pani Helena miała 14 lat. Jej rodzice pracowali w przędzalni. Mama była tkaczką, a tata ustawiaczem maszyn. W czasie wojny fabrykę przejęli Niemcy.

Powstanie zastało panią Helenę na ulicy.

Na krótko przed wybuchem Powstania poszła razem z koleżanką po wodę dla mamy do studni przy kościele św. Stanisława Biskupa. Podczas nabierania wody rozległy się strzały. Dziewczynki nie mogły wrócić do domu, bo była strzelanina.

Nagle jeden z Powstańców przeprowadził panią Helenę i jej koleżankę przez ulicę. W domu czekał na nią tata.

Niemcy, gdy zbliżali się Rosjanie, ukrywali swoje samochody wszędzie , gdzie się dało: w stodołach, krzakach...

Codziennie wyjeżdżali i przywozili dla siebie łupy.

W wieku 15 lat otrzymałam kartę do pracy. Tatuś, żeby mnie uchronić powiedział, że jestem chora.

Niemcy powiedzieli, że muszą to sprawdzić.

Tatusia zamknęli w piwnicy, a sami pojechali zobaczyć, czy jestem chora. Zaprzyjaźniony lekarz dał mi zastrzyk i rzeczywiście zachorowałam. Jadąc do mnie, Niemcy zatrzymali 3 mężczyzn – złodziei, którzy podszywali się pod Niemców i okradali Polaków. Polak-Polaka. Zostali zabici, a ich rodzina nigdy nie odnalazła ich ciał. Gdy Niemcy zobaczyli mnie, to zaczęli krzyczeć: „Tyfus, tyfus” i wysłali mnie do domu.

Co chciałabyś przekazać młodym ludziom?

Chciałabym przekazać, że WOJNA TO STRASZNA RZECZ i nikomu jej nie życzę, nawet najgorszemu wrogowi. Te zastrzelone dzieci, kobiety, cywile...

To było okropne!

Wywiad ze swoją Prababcią przeprowadziła uczennica klasy II b Anna Modzelewska

Po upadku Powstania pani Helena została wraz z rodziną w Warszawie. Rodziców zatrudniono w przędzalni. Tatę do rozkręcania maszyn, a mamę

do gotowania dla Niemców. Natomiast dzieci, w tym i pani Helena, musiały zbierać warzywa,

owoce i kopać ziemniaki w okolicach Warszawy

(Szczęśliwice). Pani Helena była też zatrudniana do segregacji różnych rzeczy: maszyn do pisania,

maszyn do szycia, płaszczy, butów itp.

Po segregacji rzeczy te wysyłano do Niemiec.

W październiku 1944 r. pani Helena z rodziną musiała opuścić Warszawę. Zamieszkali

w okolicach Babic. Jak każdy warszawiak, bardzo

za nią tęskniła. 17 stycznia 1945 r. wróciła do stolicy.

Wspomnienia Pani Heleny Wołukaniec spisał uczeń klasy I B Grzegorz Miąsko

Wywiad z Panią Marianną Świątkowską

Powstanie Warszawskie w oczach 14-letniej dziewczynki

(17)

G I M Z E T K A 17 Powstanie Warszawskie – Pamiętamy

2 października 2014 r.

Gimnazjum nr 46 w Warszawie 9 lat temu przybrało im. Szarych Szeregów. Taki patron zobowiązuje. Dlatego tradycją w naszej szkole stały się niezwykle uroczyste obchody rocznicy ich utworzenia, które odbywają się 27 września.

Jednak nie koniec na tym. Od kilku już lat stało się zwyczajem, że pierwszoklasiści odwiedzają kwatery powstańcze w rocznicę kapitulacji Powstania – 2 października. Również w tym roku uczniowie klas pierwszych udali się na Wojskowy Cmentarz Powązkowski wraz ze swoimi wychowawcami.

Gimnazjaliści zapalili znicze na mogiłach żołnierzy AK, którzy polegli podczas Powstania Warszawskiego – Andrzeja Romockiego

Morro,

Antoniego Godlewskiego

Antka Rozpylacza

czy choćby najmłodszego z Batalionu „Zośka” jedenastoletniego Jędrusia. Nie zapomnieli o upamiętnieniu Alka, Rudego i Zośki, którzy oddali życie za Ojczyznę w 1943 r.

Wędrując między nagrobkami, zatrzymaliśmy się przy grobie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i jego żony – Basi oraz oczywiście nie zapomnieliśmy o miejscu spoczynku druha Aleksandra Kamińskiego.

Niektórzy odwiedzili mogiły powstańców, którzy byli członkami ich rodzin. W tym roku nasz kolega, Maurycy, zapalił lampkę na grobie bliskiej mu osoby.

Następnie wszyscy oddaliśmy hołd żołnierzom poległym w walce za wolność pod pomnikiem GLORIA VICTIS.

Wyjście na Cmentarz Wojskowy na Powązkach pozwoliło nam zauważyć niezwykły charakter mogił powstańczych. Każda kwatera została zaprojektowana i wykonana w indywidualny sposób.

Żołnierze „Zośki” spoczywają pod białymi brzozowymi krzyżami, a powstańcy z Baonu Parasol pod kamiennymi krzyżami ze znakiem Polski Walczącej pod otwartym parasolem.

Cześć Ich Pamięci!!!

(18)

Kazimierz Wierzyński "A więc stało się"

A więc stało się!

Gruzy już tylko i klęska I skowyt nieczłowieczy spod ziemi dalekiej.

Zamknijcie jej kamienne na czole powieki;

Umiera pokonana, umiera zwycięska.

Już tylko widmem błądzi i jest tylko zjawą,

Lecz wychodzi nad ciemność i wachty roztrąca

I w górę idzie smugą, szeleszcząc miesiąca,

I jak kometa wróżbą rozświetla się krwawą.

Mija granice, armie, moc wszelką przerasta I nocą przelatując, ze swej wysokości, Jak gromowładna klątwa nad ziemią podłości, Los świata zapisuje w los jednego miasta.

BĘDZIEMY PAMIĘTALI!

D Z I Ę K U J E M Y !!!

Szczególne podziękowania kierujemy do Pana Grzegorza Karolkiewicza - syna Pani Ireny Karolkiewicz i nauczyciela matematyki w naszym gimnazjum oraz do Pani Małgorzaty Szydlik – córki Pana Stefana Pawlaka i długoletniej nauczycielki wychowania fizycznego w naszym gimnazjum za pomoc i wsparcie w powstawaniu tego numeru Gimzetki.

Wiemy, jak trudnymi i bolesnymi wspomnieniami podzielili się z nami ich Bliscy.

STOPKA REDAKCYJNA Numer przygotowali:

Jan Kosakowski, Weronika Kosakowska, Ania Modzelewska, Grzegorz Miąsko,

Marta Makuch, Martyna Kalinowska, Maksymilian Graczyk, Klaudia Powałka, Julia Jabłońska, Natalia Strzyga, Michał Wojtowicz

Opiekun ZESPOŁU REDAKCYJNEGO: Pani Agnieszka Czernik Wykorzystano zdjęcia z zasobów Internetu

Strona tytułowa - murale z Woli

Mieszkańcy Warszawyopuszczają miasto po kapitulacji powstania

Cytaty

Powiązane dokumenty

Potem to wszyscy złapani już byli i w sobotę w Lublinie żadnego Niemca nie było, nikogo nie było widać na ulicy, nawet samochodów.. A przez ulicę Lubartowską furmanki jechały

” Narodowy płatnik tak nisko wycenia procedurę leczenia odwykowego osób uzależnionych od nikotyny, że zamykane są kolejne poradnie antynikotynowe

Po zakończeniu zwiedzania napisz maila lub sms do swojego nauczyciela języka polskiego, w którym krótko podzielisz się wrażeniami z wirtualnego spaceru po muzeum. Napisz, co Ci

Po zakończeniu zwiedzania napisz maila lub sms do swojego nauczyciela języka polskiego, w którym krótko podzielisz się wrażeniami z wirtualnego spaceru po muzeum.. Napisz, co Ci

Będąc jeszcze członkiem kadry kawaleryjskiej WP, jako dowodzący pułkiem ułanów, Rostworowski odznaczał się wielką pobożno­.. ścią, wyjątkową wówczas wśród

To wszystko prawda, ale prawdą jest także, że wywłaszczenie i wypę- dzenie ziemian w dominującej liczbie przy- padkówwyglądałocałkieminaczej.Definitywne rozerwanie

"Osoba, której dane dotyczą, ma prawo żądania od administratora niezwłocznego usunięcia dotyczących jej danych osobowych, a administrator ma obowiązek bez zbędnej

rocznicę powstania ONZ, skupiającej dziś prawie dwieście państw, pamiętajmy, że została ona powołana dla ludzi przez ludzi oraz to, iż to właśnie konkretne osoby płacą