• Nie Znaleziono Wyników

MORFOLOGU. J\S 47. Tom IX.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "MORFOLOGU. J\S 47. Tom IX."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\S 47. Warszawa, d. 23 Listopada 1890 r. Tom IX.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM-

P R E N U M E R A TA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs z a w ie : ro c zn ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 Z p r z e s y łk ą p o c zto w ą : ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 5 P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W s z e c h św ia ta

i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .

K o m ite t R edakcyjny W s z e c h ś w ia ta stanowią panowie:

Aleksandrowicz J., Bujwid O., D eike K., Dickstein S., Flaum M., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kram-

sztyk S., Natanson J. i Prauss St. ___

„ W s z e c h ś w ia t" p rz y jm u je o g ło sz e n ia , k tó r y c h tre ś ó m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz z w y k łeg o d ru k u w szp alcie a lb o je g o m ie js c e p o b ie r a się za p ie rw sz y r a z k o p . 7 1/*,

za sześó n a s tę p n y c h r a z y k o p . 6, za d a lsze k o p . 5.

jfldres IRed.alsc3ri: I^ralso-wełrie-ZFrzed.m.ieiścIe, IsTr 66.

ZAGADNIENIA FILOZOFICZNE

M O R F O L O G U .

Skąd i z czego powstał świat, czem jest byt, czem m ateryja, jaki stosunek wyobra­

żeń naszych do rzeczywistości — oto rozli­

czne pytania, które zaprzątały myślicieli starożytności. G dyby człowiek podobnych pytań nie był sobie zadawał, nigdy nie z a ­ cząłby obserwować i badać tych otaczają­

cych go zjawisk, które z życiem jego co- dziennem nie m iały żadnego bespośrednie- go związku. Zagadnienia filozoficzne na­

prow adziły myślicieli starożytnych na dro­

gę badań i dociekań, a stąd głównie zro­

dziły się umiejętności, nierozerwanie z za­

gadnieniam i temi związane. W starożytno­

ści nie oddzielano nauki od filozofii, co wy­

nika już z tego, że pojęcie „filozofii” obej­

mowało wszystkie umiejętności ludzkie.

Różne gałęzie wiedzy, a zwłaszcza astrono- m ija, m atem atyka i nauki przyrodnicze uważane były wówczas, jak o ściśle związa­

ne z filozofiją, jako integralne jój części.

Z dalszym rozwojem nauk, z ukazaniem się wielu różnorodnych umiejętności, filo- zofija zaczęła się mnićj lub więcój oddzie­

lać od nauki, a tu i owdzie zupełny pomię­

dzy niemi powstawał rozbrat. Gdy więc np. z jednój strony nazwiska Kartezyjusza, Leibnitza, K anta świeciły zarówno na polu filozofii, ja k i w dziedzinie matematyki oraz nauk przyrodzonych, gdy Newton nadał wiekopomnemu dziełu swemu tytuł „Zasa­

dy matematyczne filozofii n a tu ry ”, a Bacon W erulam ski oparł filozofiją swoję na pod­

stawach ściśle przyrodniczych, to z drugiój znów strony w Niemczech po Kancie błę­

dny kierunek filozofii Fichtego, Hegla i in ­ nych metafizyków spowodował czasowy rozbrat pomiędzy filozofiją z jednój, a b a­

daniem naukowem z drugiój strony. Roz­

bratow i takiemu trzy głównie sprzyjały okoliczności. Popierwsze, jałow y, schola- styczny kierunek filozofii, podrugie, szybki rozwój nauk, olbrzymi przyrost wiedzy fak- tycznój, niepozwalający ogarnąć całokształ­

tu przyrody, a w następstwie także wielki rozwój metod, dzięki któremu badaniami naukowemi mogły się zajmować liczne bar­

dzo jednostki, nieprzygotowane wcale czę­

stokroć do myślenia filozoficznego.

(2)

738

W SZECH ŚW IA T.

Nr 47.

W szelako głębsze umysły ludzkie nie za- dawalniały się nigdy samemi faktami, ale pragnęły je objaśniać, szukały przyczyn ogólnych, a o ile wyświetlić ich nie mogły na drodze doświadczalnej, starały się wy­

tłumaczyć je zapomocą pewnych teoryj, przypuszczeń, hipotez. To nieprzeparte dążenie do wytłumaczenia zjawisk, do wy­

krycia pewnych praw ogólnych w każdej gałęzi wiedzy było powodem ukazania się filozofij oddzielnych nauk.

Zastanawiając się bliżej nad stosunkiem wzajemnym filozofii do wiedzy i nad zmia­

nami stosunku tego w ciągu długich dzie­

jów rozwoju ducha ludzkiego, spostrzega­

my dwa, na pierwszy rzu t oka sprzeczne ze sobą,zjaw iska,które nazwałbym zasadni- czemi praw am i rozw oju myśli. Dadzą się one sformułować w sposób następujący:

z jednój strony zagadnienia filozoficzne dą­

żą do przeistoczenia się w umiejętności, z drugiej zaś umiejętności dążą znów do poglądów filozoficznych.

I tak np. przez długi czas zaprzątała my­

ślicieli idea filozoficzna specyjalnćj siły ży­

wotnej, zapomocą której tłumaczono sobie najgłębsze tajniki życia. Z biegiem czasu atoli dociekania te skierow ały umysły na drogę badań um iejętnych; zaczęto zastana­

wiać się bliżój nad podścieliskiem m atery- jalnem owej siły tajem niczej, wykryto tk an ­

ki i komórki, zaczęto badać dalej czynności pojedyńczych organów, skład chemiczny ciała żywych istot, powstawanie organiz­

mów od najpierw szego ich zawiązku, sło­

wem u kazały się liczne um iejętności, ana- tomija mikroskopowa, fizyjologija, chemija lekarska, em bryjologija i t. d. Z rozw o­

jem każdej z tych um iejętności, występowa­

ły w nich specyjalne zagadnienia ogólniej­

szego charakteru, w anatom ii np., pytanie o przyczynach kształtów organicznych, 0 wpływie w arunków zew nętrznych, lub wewnętrznych na kształtow anie się ciała 1 t. d., w embryjologii pytanie o przyczy­

nach podobieństwa pew nych faz rozw ojo­

wych do form niższych gru p zwierzęcych i t. p,, a wszystkie te pytania w kraczają ju ż w zakres filozofii oddzielnych umiejętności.

W idzim y zatem ,że zagadnienia wogóle stają się bardziej szczegółowemi, coraz więcej realnem i i ściślej określonemi. P ytanie

ogólne rospada się na mnóstwo poszczegól­

nych, nieokreślone i abstrakcyjne — roskła- da się na większą ilość pozytywnych. J e ­ dno X przeistacza się w mnóstwo niewiado­

mych, których rozwiązanie stanowi cel n aj­

bliższy pracy naukowej. Podstaw ianie co­

raz większej ilości wiadomych w miejsce niewiadomych, stopniowe zbliżanie się za­

tem do rozwiązania owego ogólnego X — stanowi cel ostateczny filozofii. „Kto chce wstąpić w nieskończoność, niech pozna n a­

przód całą krainę skończoności”, bo ona je s t realnym światem zjawisk, dostępnym

dla badań nauki.

J a k powiedzieliśmy, każda umiejętność w ytw arza sobie zczasem własne swoje za­

gadnienia filozoficzne i dąży do ich wyświe­

tlenia. Teoryje i prawa ogólne są zatem ważnemi i integralnem i częściami wszelkiej umiejętności i dlatego też liczni auto rowie słusznie bardzo pozbawiają wszelką wiedzę, czyli wszelki zbiór wiadomości i faktów miana nauki czyli umiejętności, jeśli brak jej takiego pierwiastku filozoficznego. P o ­ nieważ obszar wiedzy wzrastał coraz b a r­

dziej, a ogarnięcie jej przez umysł poje- dyńczy stawało się coraz mniej możliwem i w filozofii zatem umiejętności występowa­

ło stopniowo coraz większe dążenie do po­

działu pracy. V. Baer, Darwin, Yirchow są filozofami bijologami, H elm holtz, Thom ­ son, M axw ell— filozofami fizykami, Schlei- cher, Max M uller — przedstawicielami filo­

zofii lingwistyki i t. d. Jednakże filozofije wszystkich pojedyńczych umiejętności ludz­

kich znajdują się w ścisłym związku, podo­

bnie ja k umiejętności same. J a k każde za­

gadnienie naukowe roskładam y na liczne inne, podrzędne, ja k w m iarę rozwoju nau­

ki wszelkiej, rospada się ona na oddzielne gałęzie, których konary dosięgają nieraz ro z ­ miarów drzew a macierzystego, tak też i filo­

zofij a zróżnicowała się na różne odrośle, swoje własne, specyjalne mające cele.

Ale ja k rozwiązywanie owych zagadnień poszczególnych prowadzi do zrozumienia ogólniejszych, ja k zdobycze wszystkich ga­

łęzi (np. anatomii, fizyjologii, embryjologii) danój nauki (np. bijologii) wiodą do po­

znania praw ogólnych, filozoficznych tej ostatniej, tak też i filozofije, czyli uogól­

nienia wszelkich umiejętności ludzkich po­

(3)

N r 47.

W SZECH ŚW IA T.

739 dają sobie dłoń bratnią dla zbudowania

ogólnego systematu filozoficznego, obejmu­

jącego całokształt przyrody. T ak np. wiel­

kie zdobycze chemii i fizyki doprowadziły do poglądu o jedności sił, wielkie zdobycze bijologii — do jedności świata organiczne­

go, wspólności pochodzenia form żyjących.

A te oddzielne filozofije chemii, fizyki, bijo­

logii wraz jeszcze z filozofiją kosmogonii (wspólne pochodzenie światów) — utwo­

rzyły ogólny systemat filozofii monistycz- nój. Podobnie też niektórzy myśliciele (H erbert Spencer) starali się stworzyć tą drogą ogólny systemat filozofii ewolucyjnej, opierając się na uogólnieniach kosmogonii, bijologii, psychologii i socyjologii.

T ak więc pod słowem „filozofiją pewnej um iejętności” pojmować winniśmy najw yż­

sze uogólnienia tej ostatniej, do jakich wznieść się potrafił umysł ludzki, uogólnie­

nia, oparte na zestawieniu ze sobą faktów i praw d danój gałęzi wiedzy, zdobytych drogą doświadczenia '). Są one tem dokła­

dniejsze i tem pewniejsze, im dana umieję­

tność wyżej jest rozwinięta i im większą rosporządza ilością m ateryjału faktycznego.

Filozofije umiejętności zastąpiły wszelkie spekulacyje metafizyczne i stanowią dziś podstawę ogólnych systematów filozoficz­

nych. Są to mosty, po których myśl ludz­

ka, w sparta nauką, podąża ku najszczy­

tniejszym wyżynom — ku rozwiązaniu, lub przynajm niej ku rozwiązywaniu najogól­

niejszych zagadnień przyrody, czyli ku w ła­

ściwej filozofii natury.

P rzystąpm y teraz do właściwego naszego zadania, a mianowicie do rospatrzenia kie­

runków filozoficznych jednej z umiejętności ludzkich, a mianowicie morfologii zwie­

rzęcej.

K ierunki filozoficzne w morfologii zwie­

rzęcej zaczęły się budzić na wielką skalę w przeszłem stuleciu. Począwszy od d ru ­ giej połowy X V III wieku poznanie ogól­

nych praw kształtow ania się ciała zwierzęce­

go uważano za jedno z najważniejszych za­

dań zoologii. Pierwsze prace porównawczo-

') W y ra z te n n ie j e s t tu u ż y ty m n a tu r a ln ie w z n a . c z e n iu , E x p e r i m e n t “ , lec z w z n a c z e n iu „ E r f a h - r u n g “ .

anatomiczne tego okresu nosiły jeszcze wy­

raźnie ślady dawniejszych wpływów, a zwła­

szcza idei Bonneta-Buffona ogólnego, jedn o ­ stkowego planu budowy. Ale z drugiej strony wspaniałe zdobycze K anta w dzie­

dzinie filozofii i wywołane przez niego, ja k ­ kolwiek często błędne, idee i systematy filo­

zoficzne, które wrzały wówczas w Europie, wpłynęły w potężny sposób na kierunki poglądów przyrodniczych i doprowadziły do t. zw. filozofii natury (Naturphilosophie), którój to szkoły najwybitniejszym i przed­

stawicielami byli Schelling i Oken. Pytania morfologiczne zajęły w tych systematach pierwszorzędne stanowisko. Przyniosły one niewątpliwą korzyść morfologii, jakkolw iek nie przez treść swą filozoficzną, lecz przez to tylko, że stanowiły „pierwszą próbę filo­

zoficznego uporządkowania empirycznie zdo­

bytych faktów ” (J. Victor Carus). Treść naturfilozoficznych poglądów, właściwy spo­

sób filozofowania w tej szkole nic prawie nie przysporzył bespośrednio nauce. Idee ogólne tej szkoły, wyrażane w formie tajem ­ niczej i niejasnej oraz na metafizycznych wsparte podstawach, były płytkie i często­

kroć sprzeczne z faktami, albo pozornie tyl­

ko z niemi zgodne.

Cały kierunek zapatryw ań filozoficznych szkoły Schellinga i Okena na morfologiją zw ierząt tak był charakterystyczny i tak ściśle z ogólnemi ówczesnemi prądami filo­

zofii związany, że niepodobna pojąć gienezy dziwacznych ich idei bez uprzytom nienia sobie ogólnego tła, podścieliska, na którem wyrosły.

Otóż, ja k wiadomo, wielki myśliciel kró­

lewiecki, Em anuel K ant, starał się w swej

„Krytyce czystego rozum u” (1781) pogodzić ze sobą trzy kierunki: empiryzm, wypiera­

jący się rozum u dla zmysłów, mistycyzm, wypierający się zmysłów i rozumu dla wia­

ry i racyjonalizm, wypierający się i zmy­

słów i wiary dla rozumu. K ant, jak o empi­

ryk, twierdzi, że pojęcia nasze zawdzięcza­

my zmysłom, że nie możemy poznać żadne­

go przedm iotu samego w sobie, t. j. bez­

względnie, że władze rozumu ludzkiego ma­

ją swe krańce, że np. pojęcia wolnej woli, nieśmiertelności duszy nie mogą być dowie­

dzione, że niema w przyrodzie żadnej celo­

wości. Jako racyjonalista dowodzi, że do­

(4)

740

w s z e c h ś w i a t.

N r 47.

świadczenie nasze zmysłowe żadnego nie miałoby znaczenia bez wrodzonych pojęć a priori, zwanych przez niego kategoryjam i rozumu, że np. pojęć przestrzeni, czasu, przyczynowości, jedności, wielości i t. p. ro­

zum nasz nie czerpie z doświadczenia, lecz że są nam one wrodzone. Jak o m istyk wresz­

cie dowodzi, żc chociaż „rozum czysty”

przeczy licznym zasadom wiary, to jednak

„rozum praktyczny” , oparty na poczuciu moralnem, w nieubłagany sposób przyjąć je nam nakazuje.

Najbliżsi następcy K an ta w Niemczech przyswoili sobie pewne tylko k ierunki jego filozofii i powyrywali z nićj najciemniejsze strony, spaczywszy je do reszty. Fichte nie chciał przyjm ować empiryzmu K an ta obok jego mistycyzmu, tw ierdził więc, że „rozum praktyczny” je s t wszystkiem, je s t wszech­

władnym. Tym rozumem praktycznym Kantowskim jest, zdaniem Fichtego, jaźń.

W szystko co jest, je st w jaźni, o czem jaźń nie wie, to nie istnieje. Schelling posunął się jeszcze dalej i tw ierdził, że „dosyć jest zato­

pić się w samym sobie, we własnej jaźni, aby dojrzeć praw dę bezwzględną”. „Nie- potrzeba do tego, mówi Schelling, ani do­

wodów, ani wniosków, ani naw et wogóle pojęć”. T ym sposobem, według mistycz­

nych poglądów Schellinga, przyroda i jaźń czyli duch są identyczne, „a filozofować 0 przyrodzie jest to samo co przyrodę stw a­

rzać”. Takiem i to ideami przesiąknięci Schelling i O ken zbudowali swoje systema- ty przyrody. Rzecz naturalna, że nie mogli oni empirycznie wyprowadzać swych uogól­

nień, lecz tw orzyli j e tylko w wyobraźni 1 naciągali do nich fakty i zjaw iska. Łatwo więc ocenić wartość filozofii ówczesnej m or­

fologii. O to próbki poglądów m orfologicz­

nych Okena. W organizmie zwierzęcia ssą­

cego odróżnić można dwie połowy: przednią (aż do pępka) i tylną. P rzednia, czyli

„zwierzę mózgowe” (H irnthier), je s t dokła- dnem powtórzeniem tylnej, czyli „zwierzę­

cia płciowego1' (Geschlechtsthier). M iedni­

ca im ituje więc zatem układ kostny zw ie­

rzęcia mózgowego; kość łonowa odpowiada szczęce dolnej, kulszowa (os ischii) szczęce górnćj, lecz bez kości międzyszczękowój.

O tw ór odbytowy odpowiada gębowemu;

kość krzyżowa oraz kręgi ogonowe odpo­

wiadają, kręgom szyjowym oraz górnemu zakończeniu kręgosłupa, czyli czaszce, skąd więc wynika, że czaszka powstała pierwo­

tnie z kręgów. Oto źródło idei co do pocho­

dzenia czaszki, rozwijanej później i przez innych naturfilozofów np. przez Goetego.

W tych fantazyjach morfologicznych kryły się myśli o jednakow ej wartości morfologicz­

nej pewnych organów czyli o ich homologii, ale homologije te przeprowadzane były do­

wolnie i tylko przypadkowo odgadywano pewne właściwe stosunki i podobieństwa narządów. Ulubionym przedmiotem docie­

kań „natur-filozoficznych“ był układ kostny, którym z zapałem zajmowano się wówczas.

Ażeby dać czytelnikowi dokładniejsze poję­

cie o kierunku owych poszukiwań filozofi- czno-morfologicznych, przytaczam y niektó­

re zapatryw ania: A utenrietha, Geoffroy St.

H ilaira, Spixa i K arola Gustawa Carusa.

A utenrieth usiłował rozwiązać między in- nemi zagadnienie, czem są kości, właściwe wyłącznie rybom, a zwane pokrywami skrze- lowemi; jakieby im kości zwierząt ssących odpowiadać mogły. Otóż doszedł do wnio­

sku, że owe pokrywy skrzelowe ryb odpo­

wiadają przedniej chrząstce tarczowój k rta ­ ni, zwanej zwykle grdyką (lub jabłkiem Adamowem) i że u ryb chrząstka ta rozdzie­

loną jest na kilka części; łuki skrzelowe ryb czyli owe łuki chrząstkowe, na których osa­

dzone są skrzela, przedstaw iają, według A utenrietha, pierścienie tchawicy i t. p.

Porów nania tezupełnie były dowolne, na naj- powierzchowniejszem podobieństwie opar­

te i w ypływały tylko z idei apriorystycznie powziętych, z bessensownej t. zw. teoryi biegunowości '), zastosowanej do morfologii przez Kilmeyera.

Francuski filozof przyrody, Geoffróy de St. H ilaire, autor „Philosophie anatom ique“

(1818), miał pomysły, przypom inające idee Okena, a mianowicie twierdził, że w syste­

mie kostnym wszystko się powtarza, że

') T e o ry ja ta o g ło siła m iedzy innem i, ż e p o d o ­ b n ie jak w c iele naelektryzowanem o b ja w ia sig b ie g u n dodatni i ujemny, ta k te ż i w k s z ta łto w a ­ niu sig wszelkiego c ia ła z w ie rz ę c e g o p e w n a siła b ie g u n o w a w y w o ły w a ła n a je d n y m k o ń c u p ew n e Bkutki, n a drugim — inne, a skutki te m a ją w so­

b ie coś w sp ó ln eg o .

(5)

N r 47.

W SZECHŚW IAT.

741 wszędzie jest jedność składu; bez wszelkiej

zatem podstawy przeprowadza homologije, sądząc np. że mostek ptaków oraz żebra mostkowe odpowiadają przyrządowi skrze- lowemu ryb; w potoku licznych porównań w ypow iadał on tu i owdzie poglądy słuszne ale po największej części tylko przypadko­

w y gdyż żadnych ściślejszych kryteryjów morfologicznych naówczas nie było, a bujna wyobraźnia wszystko stworzyć i zestawić mogła.

J a k wielkiem i przez nic nieokiełznanem było pole dla spekulacyj morfologicznych, dowodzą najwymowniej teoryje Spixa, auto­

ra słynnej pracy o pochodzeniu głowy „Ce- phalogenesie“ (1815). W edług niego „mie­

dnica, będąca szkieletem brzucha i klatka będąca szkieletem piersi, są jak b y ćwicze­

niami przyrody, usiłującej utworzyć głowę, w którój umieszczone są i uszlachetnione wszystkie spraw y, odbywające się w sposób mniej jaw ny i jak by zarodkowy w częściach niższych.

W ychodząc z takiego dziwacznego zało­

żenia, uczony ten szuka w głowie części, dokładnie odpowiadających tułowiowi. I ta k brzuchowi odpowiada jam a gębowa, mie­

dnicy otaczającej brzuch — szczęka dolna, ograniczająca jam ę gębową; jam a nosa •—

odtwarza jam ę piersi, a kości ją otaczające, jako to: sitowa, podniebieniowa, górno-szczę- kowe nosowe i łzawe, są dokładnem pow tó­

rzeniem części składających klatkę piersio­

wą. Porów nania te przeprowadza z jak- największemi szczegółami; mostkiem twarzy są np., według niego, kości nosowe, chrząst­

ka nosa odpowiada chrząstce mieczykowa- tej (processus xiphoideus) mostka; dla le ­ miesza, przedzielającego jam ę nosa, tru ­ dno było znaleść coś odpowiedniego; ale Spixa to nie zraża, otóż lemiesz, powiada on, jest tylko skostniałą błoną śródpiersiową, przedzielającą płuca w jam ie piersiowej;

łopatkom odpowiadają kości licowe, oboj­

czykom — wyrostki jarzm ow e; ramionami tw arzy są kości międzyszczękowe i t. d., a co najciekawsze palcom, kostkom zapięst- ka i pięści odpowiadają zęby. T u poró­

wnanie dochodzi ju ż do szczytu besczel- ności!

K arol Gustaw Carus, autor słynnego dzieła p. t. „O częściach pierwiastkowych

układu kostnego i łuskowego, czyli rogowe­

go", rozwija obszernie i wszechstronnie filo*

zofiją kręgu. K ula pierwotna jest, według niego zasadą szkieletu; z kuli tój powstają pierścienie — kręgi, pomiędzy którem i od­

różnia on pierwotne, drugorzędne i trzecio­

rzędne. K ręgi widzi on nietylko w kręgo­

słupie kręgowców, ale i w czaszce, twarzy;

zmodyfikowanemi kręgam i są również wszy<

stkie inne kości aż do palców nawet. P ie r­

wotne ukształtowanie się kręgów powtarza się bądź promieniami, bądź parami, bądź też pierścieniami bocznemi, a stąd powstają członki i różne boczne części szkieletu.

K ręgi widzi też Carus u owadów, u skoru­

piaków, u szkarłupni, nawet u korali, a wszędzie te same praw a rządzą ich róż­

nicowaniem się i kształtowaniem. W atla­

sie, przez siebie wydanym, daje on rysunki w postaci różnych figur planimetrycznycli i stereometrycznych, ilustrujących jego filo­

zoficzne zapatryw ania na kształtowanie się kręgów ’).

Z powyżej przytoczonych przykładów czytelnik mógł nabrać, zdaje mi się, właści­

wego pojęcia o kierunkach filozoficznych w morfologii w końcu przeszłego i w po­

czątkach bieżącego wieku. Jeśli spytamy teraz, czy owe dociekania filozofiozne przy­

niosły jakąbądź korzyść nauce, to z n aj­

większą stanowczością będziemy musieli odpowiedzieć, że pomimo, iż gubiły się one w metafizycznych rostrząsaniach, że nie by~

ły wyprowadzane indukcyjnie i po najw ię­

kszej części były tylko płodem wyobraźni — miały jednak dla postępu morfologii tę ol­

brzymią doniosłość, że były najpierwszemi usiłowaniami filozoficznego traktow ania kwe- styj morfologicznych i dały pohop do dalsze­

go rozwoju tych usiłowań. Ale prócz tego przyniosły one inną jeszcze ważną korzyść nauce, a mianowicie, morfologowie ówcześni pragnąc dokroić fakty do apryjorycznych swych poglądów, zmuszeni byli często do szczegółowego obserwowania zjawisk mor­

fologicznych, a jakkolw iek fakty błędnie sobie tłumaczyli, gromadzili je skrzętnie i przygotowywali m ateryjał, bez którego

') J . C im e r , H is to ry ja n a u k p rz y ro d n ic z y c h , T o m V , 1855. J . V. C aru s, G e sch ich te d. Z o o lo g ie 1872,

(6)

742

W SZECH ŚW IA T.

N r 47.

przyszłe, lepiej ju ż uzasadnione pojęcia ogólne powstaćby nie mogły. To też wielu filozofów przyrody, np. Izydor Geoffroy St. H ilaire, Kielm eyer, Carus wzbogacili wiedzę licznemi faktami, dotyczącemi bu­

dowy anatomicznej zwierząt. Umysły, roz­

budzone w kierunku filozoficznym, wpadały też nieraz na głębsze idee ogólne, które mniój, lub więcej zmodyfikowane w ytrzy­

mały w zupełności krytykę późniejszych czasów i do dziś dnia nie przestały być przewodniemi ideami morfologii. Do takich należą: odróżnienie organów homologicz­

nych, czyli mających jednakow ą wartość morfologiczną, bez względu na ich czynno­

ści fizyjologiczne, homologija czyli tożsa­

mość morfologiczna narządów w obrębie jednego organizmu *) oraz w obrębie pe­

wnej grupy, a naw et wielu grup. Do takich idei należy także pogląd K ielm eyera o po ­ dobieństwie form zarodkow ych zwierząt wyższych do zw ierząt niższych— myśl, wy­

powiedziana przez tego m orfologa około roku 1796, a w przyszłości szeroko rozw i­

nięta i uzasadniona, do czego w krótce po­

wrócimy. T ak więc z otchłani poglądów i spekulacyj filozofii przyrody zaczęły się tu i owdzie wyłaniać idee, niezakażone tchnieniem metafizyki i przygotow yw ały świetny g ru nt do dalszego rozw oju morfo­

logii. Do stopniowego w ypierania z m or­

fologii balastu metafizycznego przyczyniły się: 1. nadzw yczajny rozwój wiedzy fakty­

cznej we wszystkich gałęziach morfologii i 2. wyłonienie się pewnych nowych, ożyw­

czych idei ogólnych, w yprow adzonych em­

pirycznie z faktów. Co się tyczy wzrostu m ateryjału faktycznego, to ten był rzeczy­

wiście w pierwszej połowie naszego stulecia olbrzymi. J e rz y Cuvier, Blum enbach, Tie- deman, Bojanus, Meckel, R udolphi, E . H . W eber, Blainville i liczni inni badacze wzbo­

gacają anatom iją porównawczą tysiącam i nowych i doniosłych faktów. D ollinger, Pander, Baer, Rathke, Rew ak i inni tworzą podstaw y embryjologii. Schwann odkryw a kom órkę zwierzęcą. Johannes M uller, Owen Savigny, Sars i inni przyczyniają się w ogól­

ności do szybkiego rozwoju morfologii

’) T w ó rca tej id e i b y ł je sz c z e Y ick d 'A zyr.

zwierzęcej. Co się zaś tyczy nowych filo­

zoficznych zapatrywań morfologii w pier­

wszej połowie naszego stulecia, zapatrywań, które wielki w yw arły wpływ na dalsze dzieje tej nauki, a same wyrosły na gru­

zach filozofii przyrody, te dadzą się spro­

wadzić do czterech następujących punktów:

1) zasady korelacyi i subordynacyi cech, 2) teoryi typów, 3) teoryi jedności zjawisk rozwojowych, 4) teoryi komórkowej.

Twórcą zasady korelacyi i subordynacyi, czyli inaczej współczynności i podporządko­

wania był znakomity przyrodnik, Jerzy Cuvier, którego słusznie nazywają ojcem anatomii porównawczej. Zasada współczyn­

ności polega na tem, że modyfikacyja jed n e ­ go jakiegobądź organu nigdy nie odbywa się sama w sobie, lecz zawsze towarzyszy jej zmiana innych określonych organów, czyli innem i słowy, pomiędzy morfologicznemi właściwościami narządów tego samego or­

ganizmu istnieje ścisła zależność wzajemna.

Ze zmianą np. organów oddechowych mo­

dyfikuje się układ krążenia i t. p. „W szelki organizm, powiada Cuvier, tworzy jednę zamkniętą całość, w której oddzielne części nie mogą się zmieniać, bez zmiany innych części". Badanie przemian, wzajemnie so­

bie towarzyszących, doprowadziło dalej Cu- viera do wniosku, że jakkolw iek wszystkie organy znajdują się w zależności pomiędzy sobą pod względem stopnia rozw oju i bu­

dowy, to jed n a k w obrębie pewnych grup zwierzęcych, organy wykazują jednakowo wielkie różnice u różnych rodzajów lub ga­

tunków, czyli że pewne organy stale m niej­

szym ulegają wahaniom aniżeli inne. Otóż zdaniem Cuviera, owe cechy stalsze są waż­

niejsze, inne zaś są mniej ważne i są pier­

wszym podporządkowane, co stanowi wła­

śnie zasadę subordynacyi. Idea ta miała ważne bardzo znaczenie dla postępu morfo­

logii wogóle, a anatomii porównawczej w szczególności, nietylko bowiem stanowi ona klucz do zrozumienia pewnych faktów zootomicznych, lecz i do stosowania faktów anatomo -porównawczych do systematyki.

U kład nerwowy należy np. zdaniem Cuviera do najw ażniejszych pod względem morfolo­

gicznym i dlatego w obrębie każdego typu

ma mniej, lub więcej stałą i jednakow ą b u ­

dowę u wszystkich grup.

(7)

N r 47.

WSZECHŚW IAT.

743 Zasada subordynacyi cech doprowadziła

Jerzego C im era do innego jeszcze ważnego uogólnienia morfologicznego, do t. zw. teo- ryi typów. A mianowicie, biorąc pod uwa­

gę cechy stałe i narzędne organizacyi, do- szedł on do wniosku, że pow tarzają się nie­

zmiennie w pewnych tylko grupach form.

i to stanowiło dlań kryteryjum do podziału zw ierząt na cztery typy (kręgowców, mię­

czaków, stawowych, promieniaków). P o ­ dział ten był głębszym i lepszym od wszyst­

kich innych, dawniejszych (Lineuszowskie- go, Lamarkowskiego i t. d.), ponieważ opie­

rał się na wszystkich danych moi'fologii, na krytycznem wyróżnieniu jednych cech organizacyi (narzędnych) pośród innych (podrzędnych). W ten sposób Cuvier po­

dał pierw szy racyjonalne „plany ogólne", według których, że użyję słów Cuviera;

cztery główne typy „zdają, się być modelo­

wane, a których pojedyńcze podziały przed­

stawiają lekkie modyfikacyje, oparte na rozwoju, lub dodaniu pewnych części, w których jed n ak istota planu zupełnie jest niezmienioną1'. Ale Cuvier zaznacza dalej najw yraźniej, że pojedyńcze klasy każdego z tych czterech głównych typów stoją obok siebie równolegle, nie tworzą szeregu przejść i nie zajm ują stanowiska wyższego, lub niższego jed na względem drugiej. W każ­

dym typie jedność planu budowy dąży na każdym k roku do przejaw iania się. T ak np.

jed n e ssaki mają obojczyk zupełny, inne nie mają go wcale, a jeszcze inne posiada­

j ą ślady tegoż; wielorybom brakuje odnóży tylnych, lecz zachowały one szczątki tych odnóży w małych kostkach, zawieszonych w mięśniach — otóż wszystkie te ślady i szczątki są, według Cuviera, dowodami, świadczącemi o pierwotnym planie, o jed n o ­ ści planu, o dążności wyjawiania się onego.

Lecz fakty takie nie dowodzą, zdaniem Cu- viera, żadnych stopniowych przejść pomię­

dzy grupam i danego typu, żadnej wyższości lub niższości jednych względem drugich, gdyż np. po wielorybach, które są ssakami, pozbawionemi tylnych odnóży następują, powiada on, ptaki, którym tych członków nigdy niebrak i t. p. '). Ta strona zapa­

tryw ań Cuviera oparta była na kruchych podstawach i rugowała zupełnie z morfolo­

gii ideę przeobrażeń. W krótce atoli wystą­

pił przeciwko temu K arol Ernest v. Baer, jego zdaniem, należy obok różnych typów organizacyi odróżnić także rozmaite stopnie rozwoju tej ostatniej, a te różne coraz wyż­

sze stopnie polegają na coraz większem róż­

nicowaniu się ciała na systemy organów, tych ostatnich zaś na pojedyńcze, coraz b a r­

dziej indywidualizowane części. T a idea Baera, do której powrócimy jeszcze niżej,"

m iała dla rozwoju morfologii ogromną do­

niosłość. J a k z jednej strony kształtow ały się coraz bardziej i dojrzewały poglądy filozoficzne na stosunki budowy różnych g rup zwierzęcych, tak z drugiej, o tym sa­

mym mniej więcej czasie zaczęły wstępować na właściwą drogę ogólne zapatryw ania na spraw y rozw oju, czyli na gienezę ciała.

(<J. d. nast.).

D r Józef Nussbaum.

ROZBIÓR AFRYK I.

II.

Anglija, Francyja i Włochy.

Dwie współzawodniczki w Europie A n­

glija i F ran cyja okazały w Afryce poza Egiptem usposobienie bardzo pojednawcze i łatwiej się co do rozgraniczenia swych ko­

lonij porozumiały, niż A nglija z Niemcami, owi „kuzyni” w stosunkach europejskich.

Wiadomo, że Anglija, chcąc sobie ułatwić współzawodnictwo z Francyją na morzu Śródziemnem, popchnęła W łochy do A fry­

ki, które atoli, niem ając odwagi do zajęcia Trypolisu, a rew indykacyją Tunisu odkła­

dając do stosowniejszej pory, wolały szukać zdobyczy na tery to ryj ach bezwładnego E giptu i tu właśnie samej Anglii stały się niedogodnemi. W tej samej okolicy nad

') P. F lou ren s, Jerzy Cuyier i je g o prace, P rze­

kład B elk ego. W iln o, 1851. Carus, G esch ich te d.

Z o o lo g ie , 1872.

(8)

744

W SZECHŚW IAT.

N r 47.

morzem Czerwonem posiada i Francyja koloiiije i zdawało się, że tu przyjdzie do sporu pomiędzy tymi dwoma sąsiadami ro ­ mańskimi o A bisyniją, tymczasem francuzi zadowolnili się kawałkami wybrzeża nie przeszkadzając wcale W łochom w p ertra- ktacyjacli z negusem Szoi, dzierżącym obe­

cnie władzę nad całą A bisyniją. W M aju 1889 roku poddał się ów negus negesti pod zwierzchnictwo włoskie i zawiązał z W ło­

chami uniją, celną. W łochy obiecują sobie stąd wielkie korzyści m ateryjalne, zamie­

rzają nawet bić osobną monetę srebrną dla A fryki, któraby wyrugowała ta la r M aryi Teresy, k tóry ja k wiadomo cieszy się wiel­

kim popytem w A fryce wschodniej. G dy­

by negus Abisynii przyznał tej monecie włoskiej walor w swojem państwie, popadł­

by w zupełną zależność od handlu i finan­

sów włoskich, a W łochy mogłyby korzyst­

nie zużyć swe srebro, które od zawarcia unii monetarnej łacińskiej wycofały z obie­

gu. A bisyniją nadaje się nawet na rzeczy­

wistą kolonizacyją przez wychodźców eu­

ropejskich, o czem także marzą włosi, a cze­

go im, ze względu na cywilizacyją A fryki, życzyć trzeba.

Na północ posunęli się włosi aż do Ka- sali, które leży ju ż poza granicam i Abisynii i było posiadłością egipską, dlatego A nglija przeciw temu zaprotestowała, a rokowania dyplomatyczne dotąd spraw y nie załatw iły.

Największe atoli obszary zajęli włosi na południu, gdzie większa część wybrzeża so- malskiego stała się ich własnością. I tu stosunki polityczne w E uropie odegrały w ażną rolę, bo niemcy mieli prawo pierw ­ szeństwa. W roku 1885 zaw arł bowiem bu­

downiczy H ornecke, jako dowódzca w ypra­

wy niemieckiej z sułtanem szczepu Mi- dziertin, Osmanem, w H alu le umowę, mocą którój całe wybrzeże somalskie od p rzy ląd ­ ka G uardafui aż dó 30° szer. półn. przeszło w posiadanie niemieckie. A le sprzym ie­

rzeńcy niemców w Europie, włosi, podko­

pali zwolna wpływ niemiecki, co tem ła ­ twiej się powiodło, ponieważ rząd niem iec­

ki odmówił umowie Hoerneckego urzędo­

wego uznania. S u łtan Osm an nie przyjął więc drugiej w ypraw y niemieckiej pod do­

wództwem Hoffmanna, wypow iedział d a­

wniejszą umowę, a zaw arł nową z W łocha­

mi, oddając im wybrzeże swego sułtanatu nad oceanem Indyjskim pomiędzy przyląd­

kami Beduin i A uad, a co do dalszego wy­

brzeża na północ od Beduin aż do granic sułtanatu midziertińskiego (49° dł. w. G r.) zobowiązał się Osman nie zawiązywać sto­

sunków z żadnem innem mocarstwem.

Za przykładem Osmana poszli i inni władzcy Somalów, tak, że obecnie należy do W łoch wybrzeże aż do ujścia Dżuby (Juby), gdzie zaczynają się posiadłości a n ­ gielskie. W e w nętrzu kraju somalskiego protektorat włoski przyjął także sułtan H a- raru, ale ponieważ część północnego wy­

brzeża somalskiego posiadają francuzi, a część, t. j. od Zeili aż do Las Govi a n ­ glicy, zachodzi potrzeba jeszcze osobnych układów z temi państwami. Zresztą nie­

tylko niemcy, ale i anglicy ustępowali do ­ browolnie przed pretensyjam i włoskiemi, poświęcając interesy'pryw atne swych pod­

danych, byle tylko nie narazić sobie sprzy­

m ierzonych, ale drażliwych nieco włochów.

Pokazuje to się na wyprawie angielskiej do wnętrza kraju Somalów pod wodzą J a ­ mesa, której poświęcę krótki opis, ile że pierwsza odsłoniła nieco tajemnicze wnę­

trze tego niedostępnego kraju; odbyła ona się już w latach 1884 i 1885, ale jej opis ogłoszony został dopiero w roku 1888.

James wyruszył w G rudniu 1884 roku z Berbery nad zatoką adeńską, z karaw aną o 60-ciu wielbłądach i kilkunastu koniach w prostej linii na południe przez okolice najrozmaitszych kontrastów . Po nizinach poprzerzynanych strum ieniam i, porosłych świeżą traw ą, ocienionych krzewam i i drze­

wami figowemi, gdzie szumiące kaskady odbijały od spokojnej powierzchni stawów, następow ały puste, spieczone płaskowzgó- rza o grobowój ciszy. W ielbłądy raźniej­

szym wtedy posuwały się krokiem , mimo to trzeba było trzynastu dni spiesznego marszu, aby przekroczyć jednę z takich pu ­ styń, niemających kropli wody. Trudności zwiększyło jeszcze dwuznaczne postępo­

wanie urzędników angielskich, którzy za wskazówką swego rządu przeszkadzali, ja k mogli, utw orzeniu się karaw any, a gdy w y­

ruszyła, przysłali jej form alny roskaz, aby

natychm iast zawróciła i to w taki sposób,

że szczepy Somalów o tem wiedziały. Jeżeli

(9)

N r 47.

W SZECH ŚW IAT.

745 mimo to Jam es nie zaniechał podróży,

a chciwy i rozbójniczy sułtan Somalów nie zrabował karaw any, stosując się niejako do życzenia urzędników angielskich, świadczy to o wielkiej energii i takcie Jamesa. Do­

ta rł on też aż do samego środka półwyspu Somalów, który zamieszkuje szczep Raer H am m er nad rzeką W ebbi Szabeli, lecz nie powiódł mu się zamiar dalszego posuwania się w prostym kierunku aż do portu Mag- diszu nad oceanem, bo somalscy towarzysze wyprawy zmusili go, powołując się na kon­

trakt, do odwrotu. Z nadchodzącą wiosną i porą deszczową zmienił się zupełnie cha­

rak ter okolicy, dawniejsze pustynie pokry­

te czerwonym pyłem , który u trudniał od­

dychanie, stały teraz po części pod wodą, z której sterczały na wzgórzach zeriby (osa­

dy) krajowców.

K raj Somalów jest, ogólnie biorąc, dosyć urodzajny i zdrowy, na wysokich płaszczy­

znach zimą tem peratura chwiała się pomię­

dzy 23° i 13° C., okolice, zamieszkałe przez Auliyehanów, obfitują w kość słoniową, mirę, skóry, gumę i pióra różnego ptastwa, w kraju Szebeliów kwitnie rolnictwo.

Jam es poznał nietylko okolice, ale i szcze­

py Somalów, których dotąd nikt nie opisał.

Charakterem nie różnią się oni od miesz­

kańców wybrzeża, wszyscy są podstępni, wiarołomni i skłonni do rozbojów, wojna jest ich najmilszem zajęciem, a żaden soma- lijczyk nie może liczyć na powodzenie u ko­

biet, dopóki nie zabił przynajmniej jednego wroga. W pożywieniu są nader ostrożni i wymagający, ptastw a nie jedzą wcale, antylopy i gazele niechętnie, a żadnej upo­

lowanej zw ierzyny nie tkną, jeżeli na miej­

scu padnie i nie mogą jeszcze żyjącej prze­

łknąć gardła, zachowując przepisany obrzą­

dek religijny. Najpospolitsze choroby są u nich reumatyzm i świerzba, w porze de­

szczowej pojawia się także m alaryja. W y­

znają wszyscy mahometanizm i są równie fanatyczni, ja k ich współwyznawcy po d ru ­ giej stronie A fryki w M aroku.

Zachowanie się władz angielskich wobec wypraw y Jam esa dowodzi, że Anglija ustą­

pi cały półwysep somalski Włochom, kon- tentując się skrawkiem wybrzeża północ­

nego, w takim razie posiadłość włoska w Afryce pięć razy przenosić będzie same

W łochy obszarem, a długość wybrzeża wło­

skiego wyniesie około 1900 kilometrów.

Jeżeli włosi utrzym ają się przy swych ko- lonijach i protektoratach afrykańskich, a po­

trafią je ucywilizować i wyzyskać, otworzą sobie pokaźne źródła dobrobytu.

Na początku już zaznaczyłem, jak łatwo porozumiały się co do kolonij afrykańskich A nglija iF ra n c y ja. Ugoda odnośna zawarta d. 5 Sierpnia r. b. opiewa: Francyja uznaje zwierzchnictwo angielskie nad sułtanatem zanzibarskim, a Anglija zwierzchnictwo francuskie nad M adagaskarem, posiadłości francuskie i angielskie nad dolnym Nigrem odgranicza linija pociągnięta od Say (Saay) nad Nigrem (13° szer. półn.) do Barruw y nad jeziorem Cad, pó prawym brzegu N i­

gru dochodzą kolonije europejskie nad wy­

brzeżem północno-guinejskiem aż do pasma gór, ciągnącego się od północnej Liberyi do ujścia rzeki Benue. W skutek tej ugody F rancyja pozyskała w A fryce tak ogromne obszary, jakich nie posiada żadne inne pań­

stwo europejskie. Posiadłość jej rosciąga się od gór K ong i jeziora Cad aż do A lgieru i Tunisu, najważniejsze więc kolonije fra n ­ cuskie Algier i Senegambija zostały połą­

czone w jednę całość, a francuzi m ają także nadzieję, że do obszaru tego będą mogli do­

łączyć posiadłości nad Gabunem, Kongiem i Ubangiem, bo ziemie na północy państwa kongowego nie mają jeszcze pana europej­

skiego i stoją otworem dla współzawodni­

ctwa francuzów, niemców i anglików. P ra ­ wda, że wielką część tego obszaru francu­

skiego zajmuje Sahara, mimo to wieki całe będzie mógł odpływać doń nadm iar pracy i kapitału francuskiego, przynosząc krajow i obfite korzyści.

Pierwszym krokiem w tej pracy olbrzy­

miej ma być wybudowanie kolei transsaha- ryjskiej, która ma się łączyć — tak donosi przynajmniej prasa codzienna — z istnieją­

cą już koleją pomiędzy Philippeville i Bi- skrą i iść w kierunku południowym na Uai-glę do Amgidu na płaskow zgórzu Ta- sili, tu nastąpi rozgałęzienie, prawy tor ma się poprowadzić do Tym buktu, lewy ku je ­ zioru Cad. Byłaby to pierwsza kolej kon­

tynentalna w Afryce, dotąd istnieją tam tylko krótkie linije nadbrzeżne. T rudno­

ści będą, o ile się zdaje, mniejsze od tych,

(10)

746

w s z e c h ś w i a t.

N r 47.

które pokonał Annenków na pustyni turk- meńskiój, bo Sahara ma oazy, dające wodę, drzewo budulcowe i skały, które łatwo mo­

żna obrabiać.

(ć. d. nast.).

D r Nadmorski.

N O W E O D K R Y C IA

( D o k o ń c z e n ie ).

Gdybyśmy nie znali amonijaku, a posiadali najdokładniejszą nawet znajomość aniliny, to odrodzenie z nićj am onijaku nie byłoby rze­

czą zbyt łatwą. Dodać je d n a k wypada, że w każdym razie am onijak można otrzymać z aniliny, ale sposób, któryby nas prow a­

dził do tego byłby o tyle złożony, że mieli­

byśmy prawo nazywać am onijak ciałem tru*

dnem do otrzym ania. Jeszcze gorzój jest z fenilohidrazyną i podobnemi do niój zwią­

zkami, ponieważ z nich, przynajm niej do­

tychczas, wcale nie umiemy otrzymać zw ią­

zku N2H 4. Ciało z tym składem wielce zajmowało licznych chemików ju ż od czasu wspomnianego odkrycia Fischera: w prze­

widywaniu, że może ono istnieć w stanie oddzielnym, nazwali je zawczasu hidrazy- ną, albo dwuamidem i wielorakie czynili usiłowania, żeby je przygotować. Byłem świadkiem przed kilkom a łaty, ja k przed­

wcześnie zm arły nasz niegdyś współpraco­

wnik, H enryk Silberstein, posunął się na drodze otrzym ania dwuam idu bardzo ju ż daleko, gdy naraz pisma chemiczne donio­

sły, że związek ten został przygotow any przez Teodora C urtiusa, k tó ry wówczas pracow ał w E rlangen, a następnie przeniósł się jak o profesor do uniw ersytetu w Kiel.

Chcąc zrozumieć metodę C urtiusa, nale­

żałoby nam wdać się tutaj w liczne i bardzo specyjalne zaciekania, dostępne tylko dla fachowego chemika. Nie mogę wchodzić w te rzeczy i poprzestanę na wzmiance, że na pierwotny punkt wyjścia służył Curtiu-

sowi dwuazotan etylu ze składem CH(N2).

CO. O. C2H 5. W pierwszem doniesieniu o tem odkryciu C urtius opisuje dwuamid, jako gaz ze szczególną wonią gryzącą, mało zbliżoną do amonijaku, nadzwyczaj łatwo rospuszczalny w wodzie. Posiada on w ła­

sności zasadowe w równym stopniu, ja k amonijak i tworzy z kwasami sole podobne w ogólności do amonowych. Z tych soli siarczan (N2H 4. S 0 4H 2) wyróżnia się małą rospuszczalnością w zimnój wodzie; chloro- wodan [N2H 4(HC1)2] i postacią i własnościa­

mi podobny jest bardzo do chlorku amonu, czyli salmijaku. Sole dwuamidu, czyli hi- drazyny przedstaw iają jednak pewne szcze­

gólne sposoby zachowania się, co przede- wszystkiem zależy od nadzwyczaj silnie od- tleniającycb, redukcyjnych własności samćj zasady. H idrazyna, jćj sole a także i po­

chodzące od nich związki, ja k wspominana powyżój fenilohidrazyna, redukują np. sole metaliczne i w wielu wypadkach wydziela­

ją z nich czysty metal. Niczego podobnego nie spostrzegamy przy am onijaku i solach amonowych. Ta własność redukcyjna spra­

wia, że przy roskładzie soli hidrazyny pod działaniem ciepła zachodzą jedyne w swoim rodzaju zjawiska, ja k np. wydzielanie sia r­

k i przy roskładzie siarczanu hidrazyny. Ja k widać już z tego pobieżnego opisu, dwua­

mid i jego sole są to ciała zajmujące i b a r­

dzo godne bliższego poznania. Czy jedn ak zbadanie ich zaszło obecnie dość daleko, możnaby wątpić, chociażby opierając się na tem jednem , że o gazowym stanie dwuamidu raz tylko jest wzmianka u Curtiusa w pier­

wszym jego komunikacie, późniój zaś i on sam i inni autorowie mówią tylko o rostwo- rze wodnym tego związku. Nic w tem zresz­

tą dziwnego—hidrazyna otrzym uje się tru ­ dno i niepodobna przygotować naraz więk­

szych jój zapasów, a w podobnych razach zawsze pow tarza się niepewność co do w ła­

sności nowego ciała w pierwszych czasach zawartój z niem znajomości.

Szczęśliwa gwiazda, która doprowadziła C urtiusa do odkrycia dwuamidu, nie prze­

staje widocznie przyświecać mu i w d a l­

szym ciągu na trudnój drodze poznawania związków azotu z wodorem. Na tegorocz­

nym bowiem zjeździe przyrodników nie­

mieckich ogłosił ustnie, a następnie doniósł

(11)

N r 47.

w s z e c h ś w i a t. 7 4 7

i w druku, w pismach specyjalnych o odkry­

ciu nowego związku, mniej jeszcze oczeki­

wanego, aniżeli hidrazyna. Bieg myśli, który doprowadził go do tój nowój zdoby­

czy, sam C urtius przedstawia w sposób na­

stępujący: W iadomo, że przy działaniu kwa­

su azotawego (H N 0 2) na amonijak z obu tych ciał powstaje woda i azot, co w rów ­ naniu chemicznem wyraża się bardzo prosto:

NH 3+ H N 0 2= H 20 + N 2.

O pierając się na podobieństwie amonijaku do dwuamidu, można oczekiwać, że i ten ostatni z kwasem azotawym powinienby wchodzić w przemianę analogiczną, której wypadkiem, obok wody, powinienby być związek N3H:

N2H 4+ H N 0 3= H 20 + N 3H.

Możliwość istnienia takiego związku, napo- zór nieodpowiadającego wcale wartościo­

wości pierwiastków, z których się składa, wynika ze wspomnianych powyżej pojęć naszych o wiązaniu się atomów w łańcuchy.

Możemy bowiem przedstawić sobie takie ugrupowanie trzech atomów azotu (trójw ar­

tościowego), przy którem wolną pozostanie jed na tylko jednostka powinowactwa, prze­

znaczona do połączenia się z wodorem. W y­

padek taki na rysunku wyglądałby tak:

O / N —

w

Pomimo wszakże takiej możliwości i p o ­ mimo szczęśliwej gwiazdy, ze słów Curtiu- sa widać, że osięgnięcie zamierzonego celu nie było tak łatwe, ja k wnioskowaćby moż­

na z prostoty powyższego równania. Dla historyi nauki rzecz to obojętna, ale łatwo zgodzimy się, że ciekąwem byłoby poznanie tych zawodnych rozumowań, prób chybio­

nych, tej straconej nadarm o pracy, z któ­

rych posiewu wyrasta proste nieraz napozór odkrycie. I w tym przypadku, który nas zajmuje, być tak musiało zapewne, bo osta­

tecznie m ateryjał, którego C urtius użył do przygotow ania związku ze składem N3H, jest bardzo odległy od dwuamidu,' jak k o l­

wiek od niego ród swój wywodzi, jestto bo­

wiem tak nazwana hipurylohidrazyna, zwią­

zek powstający z N2H 4 przez zastąpienie 1 atomu wodoru rodnikiem kwasu hipuro­

wego, C9H 9N 0 3, to jest tą grupą atomów, k tó ra pozostaje z tego kwasu po odjęciu odeń 1 at. tlenu i 1 at. wodoru. Otóż hi­

purylohidrazyna, zmieniona jeszcze nieco w swym składzie przez wprowadzenie gru­

py nitrozowej (NO) na miejsce jednego ze swych atomów wodoru, pod wpływem kw a­

su siarczanego roskłada się na kwas hipu­

rowy i nowe ciało N3H. To ostatnie otrzy­

mało nazwę azoimidu, ponieważ w niem grupa azowa (N2) jest połączona z grupą imidową (NH). Dla względów, o których niżej, azoimid nazwać jeszcze można kwa­

sem azotowodornym.

Azoimid jest to gaz, odznaczający się

„straszliw ie” gryzącym zapachem. Je st on silnym kwasem—i to stanowi najciekawszą jego własność, nieoczekiwaną przez chemi­

ków w żadnym możliwym związku, złożo­

nym wyłącznie z wodoru i azotu. Natęże­

nie własności kwasowych azoimidu Curtius porównywa z chlorowodorem i dlatego to nazwa kwasu azotowodornego jest dla no­

wego związku właściwą i streszcza w sobie sposób jego działania. Nawzór chlorowodo­

ru azoimid rospuszcza się obficie w wodzie, tworząc z nią związek, który wre powyżej 90° C i posiada 27% ciała gazowego w ros- tworze. Taki rostwór gryzie naskórek, dy­

mi z amonijakiem i rospuszcza w sobie gwałtownie metale z wydzieleniem wodoru i utworzeniem soli. O ile się zdaje, nawet srebro i złoto rospuszczają się w tym kwa­

sie. Tworzące się przy tem azotki metali w swych własnościach odpowiadają zupeł­

nie chlorkom, tak dalece, że azotki srebra i rtęci, ja k chlorki tych metali, są nieros- puszczalne w wodzie, gdy pozostałe azotki, nawzór pozostałych chlorków, rospuszczają się łatwo. P o d wpływem kwasów mniej lo­

tnych azotki roskładają się z wydzieleniem azoimidu. Jedna tylko własność odróżnia stanowczo te związki azotu od odpowie­

dnich związków chlorowców: własność gw ał­

townego wybuchania przy szybkiem ogrza­

niu. Nawet wspomniany 27% rostwór azoi­

m idu wybucha przy wyższej tem peraturze ja k nitrogliceryna, tembardziej czysty zwią­

zek gazowy i wszystkie jego sole. Tu zno-

(12)

748

w s z e c h ś w i a t.

N r 47.

wu odnajdujemy tę dobrze znaną własność związków azotu, że, tworząc się z pochłonię­

ciem ciepła, w sposób endoterm iczny, ros- kładają się z jego wydzieleniem.

T ak więc, zawdzięczając Curtiusowi, po­

znaliśmy dwa ciekawe związki azotu. J e ­ żeli uszeregujemy je ze znanym oddawna amonijakiein:

N H 3

n

2

h

4

n

3

h

to spostrzeżemy, że szereg nie jest jeszcze kom pletny. K iedy pomiędzy amonijakiem a kidrazyną nie mieści się ju ż żaden zw ią­

zek, to pomiędzy tem ostatniem ciałem a kwasem azotowodornym mogą teoretycz­

nie istnieć jeszcze związki przejściowe. Cur- tius kieruje teraz swTe usiłowania ku otrzy­

m aniu jednego z takich ciał ze składem N3H 5 i ma ju ż drogę wytkniętą. A kto za­

ręczyć może, czy z czasem otrzym ywanie innych jeszcze „azotowodorów” nie będzie tak dostępne dla doświadczenia, ja k dziś je s t otrzym yw anie coraz nowych, coraz b ar­

dziej złożonych węglowodorów? Jeżeli tak je s t, to chemija przyszłości, obok nieprzej­

rzanej grom ady związków węglowych li­

czyć się będzie m usiała z niemniej pokaźnie zapowiadającą się grom adą związków azotu.

Zn.

T o w a r z y s t w o O g r o d n ic z o .

P o s i e d z e n i e c z t e r n a s t e K o m i s y i t e o ­ r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h o d b y ło się d n ia 6 L is to p a d a 1890 r o k u , o godz. 8 -e j w ie c z o re m , w lo k a lu T o ­ w a rz y s tw a , C h m ie ln a N r 14.

1. P r o to k u ł p o s ie d z e n ia p o p r z e d n ie g o z o s ta ł o d ­ c z y ta n y i p rz y ję ty .

2. P . A. P a lm ir s k i p r z e d s ta w ił d a ls z y c ią g „ H i- s to r y i n a tu r a ln e j ro z w ie litk i ( D a p h n ia m a g n a ) 11.

P o w tó rz y w s z y w k r ó tk ic h sło w a c h z a k o m u n ik o ­ w a n e j u ż p o p r z e d n io sz czeg ó ły co d o o rg a n iz a c y i i sp o so b u ż y c ia r o z w ie litk i, p r e le g ie n t p rz e d s ta w ił o b s z e rn e s p ra w o z d a n ie ze sw o ic h b a d a ń n a d je j u k ła d e m m ię ś n io w y m .

W b a d a n ia c h sw o ic h , p ro w a d z o n y c h z a p o m o cą b e s p o ś re d n ie g o p r e p a r o w a n ia p o d lu p ą i m ik r o ­ sk o p e m , p r e le g ie n t u w z g lę d n ia ł j e d y n ie k ie r u n e k I

m o rfo lo g ic zn y , r e d u k u ją c h is to lo g iją d o z n a c z e n ia ś ro d k a d y ja g n o s ty c z n e g o i p o s iłk u ją c się fizyjolo- g iją ty lk o d o s p ra w d z e n ia w y n ik ó w . N a jp o d a t- n ie js z e m i do ta k ie g o r o d z a ju ro b ó t o k a za ły się z w ierz ę ta u tr w a lo n e w c ią g u 2 — 3 d n i w p ły n ie F le m m in g a i p rz e c h o w y w a n e w m ię sz a n in ie ró w ­ n y c h o b ję to śc i w o d y i g lic e ry n y .

U k ła d m ię śn io w y o k a z u je w y ra ź n y m e ta m e ry - czn y c h a r a k te r i je d n a z k o ń c o w y c h m e ta m e r t u ­ ło w io w y ch d a je k lu c z do z ro z u m ie n ia m u s k u la tu ­ r y c a łe g o zw ierz ęc ia. W 4 -ej m e ta m e rz e tu ło w io ­ w ej z n a jd u ją się z k a żd e j s tro n y 2 m io m e ry g rz b ie ­ to w e p o d łu ż n e , 3 — p o p rz e c z n e do s to ż k a k o ń c zy ­ no w ego, 1 m io m e ra g rz b ie to w o - b rz u s z n a , 1 m io- m e ra b rz u s z n a p o d łu ż n a i 3 b rz u sz n e , p o p rz e c z n e do sto ż k a k o ń c zy n o w e g o .

T e n ż e sam o b ra z ta k p o d w z g lęd e m w z a je m n e ­ go u k ła d u , ja k o te ż i lic z b y m io m e r p o w ta rz a sig w e w s z y s tk ic h p o z o s ta ły c h m e ta m e r a c h tu ło w io ­ w y ch z w y ra ź n e m i je d n a k śla d a m i z m ia n w tó r ­ n y c h , w y w o ła n y c h p rz e m ie sz c z a n ie m se g m en tó w w h is to ry c z n y m p ro c e s ie k s z ta łto w a n ia się zw ie­

r z ę c ia .

W c z te re c h m e ta m e r a c h g ło w o w y c h (g ło w a w tó rn a ) m io m e ry g rz b ie to w e p o d łu ż n e u le g ły z a ­ n ik o w i, w szy stk ie zaś p o z o stałe w e sz ły w s k ła d m u s k u la rn y c h a p a r a tó w w ioseł, n a r z ę d z i g ęb o w y ch i ta r c z y .

W m e ta m e rz e 1-ej p o p rz e c z n e g rz b ie to w e i p o ­ p rz e c z n e b rz u s z n e m io m e ry u tw o rz y ły a p a r a t m ię ­ ś n io w y w io seł, g łó w n e g o n a rz ę d z ia m ie jsc o z m ie n - n o śc i. P ie rw s z a m io m e ra b rz u sz n a , łą c z ą c sig po lin ii ś ro d k o w e j za p r z e ły k ie m z o d p o w ie d n ią m io- m e r ą s tr o n y p rz e c iw n e j, tw o rz y s iln ą ta ś m ę m u ­ s k u la r n ą , p r z e c h o d z ą c ą w p o p rz e k p r z e z zw ierzę.

W tem ż e sa m em m ie jscu d w ie p o z o sta łe m io m e ry k r z y ż u ją się z o d p o w ie d n ie m i m io m e ra m i s tro n y p rz e c iw n e j, d ą ż ą c d o p rz e c iw le g ły c h ś c ia n e k c ia ­ ła . M io m e ra b rz u s z n a p o d łu ż n a w c h o d z i w s k ła d a p a r a tu m ię śn io w e g o żu w a c z ek (m a n d ib u la e ). M io­

m e ry g rz b ie to w e tw o rz ą tr z y m ięśn ie, z m ie rz a ją c e w a c h la rz o w a to od śro d k o w e j lin ii g r z b ie tu d o g ó r ­ n e j k ra w ę d z i sto ż k a p o d sta w o w e g o w io seł.

W m e ta m e rz e 2-ej ż u w ac z k o w e j m io m e ry g r z b ie ­ to w e tw o rz ą s iln e m ię ś n ie b o c zn e , b rz u s z n e zaś, łą c z ą c sig z o d p o w ie d n ie m i m io m e ra m i s tr o n y p rz e c iw n e j, tw o rz ą s iln ą ta ś m ę m u s k u la r n ą , łą c z ą c ą p rz e c iw le g łe ż u w a c z k i z a ra z z a p rz e ły k ie m . P o d łu ż n a m io m e ra b rz u s z n a w ra z z ta k ą ż m io n ie- r ą 1-ej m e ta m e r y , tw o rz y z k a ż d e j s tr o n y ró w n o ­ le g ły d o p r z e ły k u m ię sie ń , ro z d z ie lo n y p o ś ro d k u łą c z n o -tk a n k o w ą p rz e g ro d ą .

M io m e ry b r z u s z n o - g r z b ie to w e d w u p ie rw s z y c h m e ta m e r w e sz ły w s k ła d m ię śn i, o ta c z a ją c y c h p r z e ­ ły k ; j e s tt o p rz y p u s z c z e n ie , g d y ż m ię ś n i ty c h n ie z d o ła ł p r e le g ie n t d o tą d w y p re p a ro w a ć w ta k ie j p o sta c i, a b y o ic h w a r to ś c i m o rfo lo g ic zn e j m o żn a b y ło n a p e w n o sąd zić.

M io m ery d w u m e ta m e r sz częk o w y ch , t. j. 3-ej i 4-ej g ło w o w ej z u ży te z o s ta ły n a w y tw o rz e n ie a p a r a tu m ię śn io w e g o szczęk i i ta rc z y .

Cytaty

Powiązane dokumenty

stosowania prawa ze względu na autorytet nauki prawa..  Podstawowy typ wykładni prawa.  Polega na ustalaniu znaczenia tekstu prawnego przez odwołanie się. interpretatora

rodzinie: „(...) absolutny idealista bowiem, aby być absolutnym idealistą, musi koniecznie wciąż dokonywać takiego sofistycznego procesu: najpierw musi przekształcić świat

Przejdźmy teraz do najważniejszych hipotez mechanicznych, które te same objawy, ale w sposób już zupełnie odmienny starają się wyjaśnić. Ju ż Descartes,

da w akw aryjum zupełnie uspokoi, m uł na dno opadnie, bliżćj będziemy się mogli przy ­ patrzyć ty m wszystkim istotom, a w owych dziwacznych, zielonych i

Lecz Mako kaza zbiera na pobojowisku dugie berdysze niemieckie i, uzbroiwszy nimi blizko trzydziestu dzikich wojowników, pocz przeciska si przez skrzt ku Niemcom.. Doi wnet

Załóżmy, że ustawiliśmy płyty z rysunku 24.16a i b blisko siebie i równo- legle (rys. Płyty są przewodnikami, dlatego też po takim ich ustawieniu ładunek nadmiarowy na

Bychowiec moeby ustpi, bo mi jest przyjacielem, a mnie tak wanie na niej, boi si tylko jako na samem yciu zaley krzyw Bychowiec, czy Wasza Ksica korniej,.. to jabym wysa,

Zaufanie moralne jest bezwarunkowe - ludziom po prostu się wierzy i ufa; zaufanie strategiczne oparte jest na pewnym warunku - trzeba dowieść, że jest się go