• Nie Znaleziono Wyników

u Ą i ą

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "u Ą i ą"

Copied!
240
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

http://rcin.org.pl

(4)
(5)
(6)

9

(7)

K R E W 1 I .

P O W I E S C

PRZEZ

3. K o r ^ e n i o t o s f i t e g o .

W I L N O .

N a k ł a d e m \ d r u k i e m J ó z e f a Z a w a d z k i e g o .

18 5 7

.

(8)

z u ry praw em oznaczonćj liczby exem plarzy. W iln o , 23 L u te g o 1957 rokn.

Cenzor P a w e ł Ku k o i.n i k.

] | * § T V T U T

Ń LITERACKICH P A N

B i b l i o t e k a

jji. i j w7. ś* i a l N r 72

j - \UjjAve z c » a

^ w. 4?

W

(9)

I .

JJŁIie w i e m y , czy któremu z czytelników naszych zdarzyło się przejeżdżać z Chełma do Włodawy okolicą piasczystą, leśną i nieżyżną, gdzie na środku drogi, między temi dwóma miastami, które każdy zna to z opisów podróżnych, to jk opowia­

dania tych co admirowali cudne położenie pierw­

szego, i zastanawiali się nad ruchem handlowym d ru g ie g o , leży ubogie miasteczko S aw in, o któ- rem pewnie mało kto s ły s z a ł, a tern mniej kto widział i poznał. A jednak w to ustronie zapa­

dłe i głuche musimy zaprowadzić czytelników naszych, gdyż tam rozpoczyna się ten ustęp z dziejów naszego ż y c ia , z którym na pożegna­

nie ich występujemy, i tam pod koniec tej histo-

(10)

r y i , którą radzibyśmy zrobić interesującą , a na­

w e t użyteczną, powrócić będziemy musieli.

Sawin składa się z kilkudziesięciu domów, po większej części d re w n ia n y c h , zabudowanych w wielki k w a d ra t, przedstawiający niby rynek, na którego środku j e s t karczma. Pomiędzy tem i domami są dość porządne i czyste dworki, mniej więcej podobnej formy, o czterech oknach, ozdo­

bionych wazonikami lewkonii i g e ra n iu m , o drzwiach we ś r o d k u , z nizkiem z przodu ogro­

dzeniem z fu rte czk ą , za któ rem i, tu i ówdzie ogródek, gdzie dominują malwy, floxy i sło­

n eczniki, a z ty łu zabudowania gospodarskie, zło­

żone z niewielkiej stodoły, ze ś p ic h le rz a , zam­

kniętego wielką k ł ó d k ą , ze stajenki na parę koni, z obórki na kilka krów i innych pomniejszych chlewków.

Mieszkańcy tego rolniczego miasteczka nie wiele sobie łam ali głowy na wymyślenie nowych form architektonicznych dla swych siedzib; i jak jeden w ybudow ał, a drugi obaczył, że mu tak dobrze, naśladował więc sąsiada, dając tylko większe lub mniejsze rozmiary pomysłom jego,

(11)

3

w m iarę zamożności swej i potrzeby. Ztąd ta jedno stajn o śe, która jednak nie robi przykrego w ra ż e n ia , gdyż równie w ozdobach zewnętrznych ogródków, w czystości obejścia, w całości da­

chów , o k ie n , j a k i w porządku wewnętrznym o- kazuje się wielka ro z m a ito ść , odpowiadająca go­

spodarności i zamożności t y c h , co dworeczki te zamieszkują.

Oprócz r y n k u , je s t tam jeszcze parę mniej po­

kaźnych u lic , a z tych najdłuższa i najludniejsza znajduje się na drodze wiodącej do W łodawy.

Ale uliczki te złożone są prawie całkiem z chat pomniejszych, i m ają więcej pozór wsi nieźle zabudowanej i zam ożniejszej, aniżeli miasteczka.

Tam mieszkają sami. tylko m ieszczanie, gospo­

darze r o l n i , mający po kilka i kilkanaście m or­

gów g r u n t u , kiedy w dworkach rynku mieści się cała arystokracya tego m ie js c a , to j e s t : b ur­

mistrz , poborca i p i s a r z , nauczyciel elementarny i jego sz k o ła , a nadewszyslko właściciele m aję­

tn ie js i, mający po d w ie, po trz y i więcej włók z ie m i, a między tym i dwóch lub trzech herbo­

wych , z których zwłaszcza jeden należał do ro ­ dziny wysoko w hierarchii szlacheckiej położo-

(12)

nej i niepoślednie w kraju urzęda piastującej. Ale najpiękniejszą ozdobą tego miejsca jest kościół, od wjazdu ze strony Chełma z prawej strony leżący.

Kościół to murowany, nie zbyt obszerny i nie bo­

gaty, lecz okrążony zewsząd tak pięknym s z e re ­ giem starożytnych l i p , tak zielona w około otacza go m u r a w a , w takiem zaciszu pod cieniem tych drzew leży cm e n ta rz , nizkirn obwiedziony parka­

nem , że miło je st zbliżyć się do tego domu bo­

żego i do tego dziedzictwa u m a rły c h , i pomo­

dliwszy s ię, podumać tam czas niejaki, p rz y słu ­ chując się tajemniczej ro z m o w ie, jak ą prowadzą między sobą te stuletnie świadki zabiegów, p ra­

cy, uciech, namiętności i płaczu ty c h , których nakoniec pod swe skrzydła dla stałego pokoju i wiecznego przygarnęły odpoczynku.

Probostwo leży obok. Jest to co do formy i rozmiarów prawie taki sam dworek, jak inne, i tern się tylko od nich róż ni, że ma przed drzwiami wehodowemi ganek na dwóch słupkach oparty, z ławeczkami do siedzenia; że zabudo­

w ania gospodarskie są. większe; że za niemi je st dość obszerny ogród w arzywny i fruktowy, a przed gankiem dziedziniec spory, oparkaniony,

(13)

r *

5

z furtką prowadzącą do kościoła, zasłany cały prześliczną m u r a w ą , i w jednym rogu ocienio­

ny tak rozłożystemi i spojonemi w górze trz e ­ ma l ip a m i , że najżywsze promienie lipcowego słońca nie mogą przebić tego zielonego sklepie­

nia i wygnać chłodu z pod tej rozkosznej altany, gdzie sobie proboszcz często to z książką, to z gośćmi swemi przesiaduje.

Parafia do probostwa tego n a le ż ą c a , j e s t ob­

szerna co do rozległości; ale że okolica ta zamie­

szkana j e s t po większej części przez u n i t ó w , a n aw et w samem miasteczku je st ich większa po­

łowa , nie wielkie więc proboszcz ma dochody i poprzestawać musi na t e r n , co mu daje gospo­

d a rs tw o , kiedy niekiedy ślub jakiego w okolicy zamieszkałego szlachcica, czasem chrzciny no­

wego ziemi tej obyw atela, a najczęściej pogrzeb, którego z katolików, mieszkających w miasteczku, c o , ja k tam zwykle m ów ią, poszedł ochłodzić się pod lipy i z dawnemi pogadać sąsiadami.

Ale ta szczupłość dochodów nie odbierała h u ­ m oru księdzu Maciejowi Zielenkowskiemu, któ­

r y juz lat kilkanaście w parafii tej mieszkając, p rzestaw ał zawsze na te m , co mu Bóg d a ł , u-

i**

(14)

lił się jeszcze z biednym , jeżeli który stanął przed jego progiem i widokiem prawdziwej nędzy do serca jego przemówił. Był to bowiem czło­

wiek w gruncie dobry i uczciwy, a choć czasem g d e r a ł , choć nieraz moralizował t y c h , którym się chciało p ł a k a ć , zawsze jednak w końcu zmięk­

czył s ię , widząc wielką jaką boleść, i albo po­

m ógł oddając ostatni grosz jaki m i a ł, albo niósł pociechę re lig ijn ą , umacniając duszę cierpiącą w wierze i ufności w miłosierdzie T e g o , który jeżeli dziś zasm uca, to ju tro niespodziewaną przygotowuje ulgę i pocieszenie. To też nikt się nie zrażał jego zmarszczonem czołem , nasunię- temi brwiami i gburowatym g ło se m , z jakim z po­

czątku przyjmował t y c h , co do niego przycho­

dzili. Owszem, wszyscy znali jego serce, a mo­

r a ł y i ofuknicnie n aw et, bez którego się czasem nieo b esz ło , przyjmowali z cierpliwością i pokorą.

To jego usposobienie poszło ztąd, że ksiądz Zie- lenkowski znał doskonale swoich parafijan, wcho­

dził w ich życie, w ich położenie, widział ich w ady i n a ło g i, wiedział dobrze o sąsiedzkich ich n ie n a w iśc ia c h , o sprawach jakie ich dwoiły, o

(15)

namiętnościach, jakie zagnieżdżały się w ich s e r ­ c a c h , a zląd przewidywał klęski, jakie im z a ­ grażać mogą. Nim się tedy co złego stało,

■wzywał ich do sieb ie, moralizował i surowo u- p o m in a ł, gdy kto tłumaczył się nieprawdą lub rady jego i przestrogi przyjm ował z dąsaniem lub lekce w aż eniem ; a gdy przyszła bieda, klęska przepowiedziana ziściła s i ę , i nieszczęśliwy s ta ­ w a ł przed proboszczem prosząc o p o m o c ; albo r a d ę , wtedy zawsze zaczynał od tego, że go sfu- k a ł , że się okrutnie zmarszczył i nie chciał ni­

by s łu c h a ć , m ów iąc: »sameś sobie winien, mó­

w iłem c i , o s t r z e g a ł e m , ale co to wam gadać.

J a s w o je , a ty swoje. T eraz masz. Dobrze ci tak. Jak Kuba B o g u , tak Kubie Bóg. Idź sobie po radę i pociechę gdzieindziej. Nie słuchałeś wtedy, teraz j u ż po niewczasie.” Zawsze się jednak na tern kończyło, że serce wyszło na w ie r z c h , i że nieraz płakał z t e m i , których w i­

d ział przed sobą zbolałych i płaczących. W sz ak ­ że rad swoich lubił udzielać nie tylko t y m , od których sądził się wyższym nauką i doświadcze­

niem życia, ale i ta k im , którzy się mieli za oświe­

conych, za znających świat i ludzi, prawił nieraz

(16)

terba reritałis równie co do ich ż y c i a , ich sto­

sunków fam ilijnych, wychowania d zieci, a n a ­ w e t co do ich interesów majątkowych. Niektó­

rzy z takich przyjmowali uwagi księdza z nale­

żytą względnością; widzieli bow iem , iż w g ru n ­ cie ma na celu ich własne dobro i interes ich do­

brze zrozum iany; ale inni, zarozumialsi, lub czu­

jący się rzeczywiście do wad i w in , które im w y ty k a ł, nazywali go wścibskim i unikali jego m o r a ł ó w , tern bardziej, im bardziej czuli że ma r a c y ą , i że t o , co przepowiada, w rzeczy samej stać się może.

Przy tern wszystkiem był on spokojnego, a n a w e t wesołego usposobienia , i gdy czasem kto w ieczorem do niego p rz yszedł, a zwłaszcza l a ­ tem pod lipy, lubił pogawędzić o tern co się działo w miasteczku i w okolicy, a niekiedy pośmiać s :ę z m ożniejszych, którzy niesłuehają jego prze­

s t r ó g , nazywają go wścibskim, gdyż o tern do­

skonale w ie d z ia ł, a tymczasem ja k głupie owce lecą w ogień, gdzie kudły swe osmalą. Nie był on wcale uczonym, chociaż miał kilkanaście do­

brych książek i przeczytyw ał je po raz drugi i t r z e c i , gdy był wolnym od zajęć w parafii i od

(17)

zabiegów gospodarskich , którym oddawał się chę­

tnie i z wielką pilnością. Ale ksiądz Zielenkow- ski był trochę p o e t a , i wierszyki okolicznościo­

we składał często i z łatwością. Ulotnych tych r y m ó w , któremi winszował im ie n in , nowego r o ­ ku i wesołego A lle lu ja ; przez które wzywał cza­

sem sąsiadów , z któremi bliżej ż y ł, na obiadek, na podwieczorek, lub zimą na m aryasza lub w a r­

caby; przez które wstawiał się do burm istrza, to za nauczycielem swej szkoły, aby mu re g u la r­

niej wypłacano pensyą, to za innym jakim uci­

śnionym , który wzywał jego pośrednictwa lub p r o t e k c j i; przez które w nagłym jakim razie prosił którego z możniejszych swych parafijan o furkę siana dla swych krów ek, lub o jaki kor- czyk owsa dla swych koników, zebrała się już była w owym czasie, o którym mówimy, tak zna­

czna liczba, że gdyby się był znalazł jaki w y ­ d a w c a , mielibyśmy zupełnie takie dwa tomiki, jak ie ju ż w p o ez ja ch Molskiego, z wielkim po­

żytkiem dla lite ra tu ry , posiadamy.

Ksiądz Maciej Zielenkowski m iał już z pięć­

dziesiąt l a t ; był słusznego w zrostu, chudy, wy­

pukłych pleców , ręce m iał żylaste i czerwone,

(18)

którem i chętnie giestykulow ał, a stopy duże, które prosto przed sobą i dość niezgrabnie w y ­ ciągał. W łosy ju ż siwe i uizko przystrzyżone pokrywały j u ż jeg o dużą g ło w ę , czoło miał nizkie

i marszczące s i ę , brwi w ie lk ie , spadające na o- *>

czy, co dawało tw arzy jego śniadej i niezbyt u j­

m ujących rysów wyraz surowy, który na pierw­

szy rz u t oka odstręczał i tem mniej pochlebne d aw ał wyobrażenie o łagodności jego charakte­

r u , ze i w głosie nie było słodyczy, ale owszem ja k a ś twardość i niby gburowatość. Wszystko to

jednak nikło przy bliższem jego poznaniu. Gdy <

się ro z rz e w n ił, łagodniały jego rysy, czoło się w ygładzało i podnosiło, brw i rozsuwały się i po­

zwalały widzieć głębokie uczucie w jego oczach, często łzą zroszonych. Gdy się znowu rozgadał i ro z w es elił, cała tw arz jego piękniała niejako, a uśmiech czasem filuterny, czasem dobroduszny pociągał każdego do ufności i zniewalał do p rz y ­ jacielskiego w ylania się. Ksiądz Maciej latem i zim ą chodził zawsze w czapce wysokiej, rogatej z siwym b ara n k ie m , w długim surducie z g ru b e­

go s u k n a , a w święto w zwykłej księżej sutanie z p e le ry n k ą ; trzcinę miał zawsze w ręku, a choć

(19)

nie dbał o elegancyą w zwierzchnie'm swem odzie­

niu i obuwiu , widać j e d n a k , że do czystości wiel­

ką przywiązywał w a rto ść , gdyż ta obwódka płó­

cie n n a , która okrążała jego halstuch pod brodą, była zawsze czysta i j a k śnieg biała. Równie stara n n ie u trzym a ną i składaną była wszelka bie­

lizna kościelna. Nic wziął nigdy na siebie zbru- dzonej i zmiętej alby, a kom że, w których w y ­ stępował czy na am bonę, czy przy chrzcinach, czy za tru m n ą choćby najbiedniejszego ze swych p arafijan, świadczyły, że na nie nieżałowano m y­

d ł a , i że pod pilnem i umiejętuem były że­

lazkiem.

W ikaryusza ksiądz Maciej nie m iał. Zbyt u- bogie było probostw o, aby go na taki ekspens stało. Ale za to w ierną miał pomoc i posługę g o r l i w ą , równie w gospodarstwie s w e m , jak i w kościele w całej rodzinie Dudzinowskich, która od lat kilkunastu na probostwie mieszkała, i ze­

spoliwszy się ze wszystkiemi interesami księdza, podzielając serdecznie wszystko dobre i złe, któ­

re mu się w y d a rz a ło , s t a r a ła mu się dogadzać i we wszystkiem umniejszać kłopotów. Rodzina ta składała się z m ęża , żony i jednego chłopca.

11

(20)

Błażej Dudzinowski był prawie równego wieku z proboszczem. Przez zapatrywanie się na swego p ry n c y p a ła , przejął on jego ruchy, jego chód, sposób m ów ienia, a naw et wypukłość pleców, a donaszając zawsze jego ogromne bóty, rogate czapki i nie jeden s u r d u t , gdy się już w ycierał i zagrażał d z iu r a m i , był w oczach wszystkich alter ego księdza M acieja, i nieraz zdaleka gdy szedł szerokiemi krokami i trzy m a ł przed sobą laskę, , starannie z kory ostruganą dla większego do trz c i­

ny proboszczowskiej podobieństwa , za niego był brany. Pan Błażej rozmaite pełnił funkeye.

W kościele był on zakrystyanem i organistą, w go­

spodarstwie był ekonomem i g u m ie n n y m , a kie­

dy niekiedy w razie potrzeby, zwłaszcza gdy ksiądz proboszcz je c h a ł do chorego, aby go na ostatnią podróż u m o c n ić , lub gdzie nowo narodzonego chrześcijanina do kościoła Bożego wprowadzić, pełnił sam obowiązek woźnicy. I wtedy, gdy mieszkańcy Sawina postrzegli na bryczce dwie rogate c z a p k i, dwa ciemne surduty i dwoje wy­

pukłych pleców, jedne na siedzeniu, a drugie na k o ź l e , wiedzieli d o b rz e , że któś umiera albo się naro d ził, a ztąd do smutnych lub wesołych ro z­

(21)

13

mów mieli pochop i m ateryą. Skoro ś w i t, już pan Błażej był na n o g a c h ; obszedł całe gospo­

darstw o, dopilnował nakarmienia koni i bydła, w ypraw ił dwóch parobków w pole, gdy była po­

ra i p o trz e b a , i zajrzawszy do każdego kąta, szedł pod lipy, gdzie ksiądz proboszcz odmawiał p a c ie r z e , aby mu zdać r a p o r t , ja k całe obej­

ście zastał i ja k wczorajsze jego dyspozycye w y ­ konał. Potem zbudziwszy syna swego Jasia, t r z y ­ nastoletniego i przytomnego chłopaka, szedł z nim razem do kościoła. Gdy uprzątnęli dom boży, pozamiatali wszędzie i poścłcrali k u rz aw ę, pan Błażej przygotowawszy w zakrystyi wszystko, co do mszy ś w i ę t e j , która się codziennie o godzi­

nie wpół do ósmej odpraw iała, było potrzebnem, szedł w ra z z synem na śniadanie, a potem skoń­

czywszy ju ż funkcyą zakrystyana, oddawał się cały urzędowi ekonoma. P rz e jrz a ł więc śpichlerz, wydawał eo było komu potrze b a, notował każdy ekspens dla podyktowania później księdzu i zapi­

sania w książkę rachunkow ą, pilnował młócenia, lub je c h a ł w pole w m iarę pory roku i rodzaju zajęcia g o spodarskie go, jakie ona nastręczała.

W niedzielę i święto w staw a ł jeszcze raniej,

K T . I . 2

(22)

gdyż z gospodarstwem m usiał się ułatw ić od r a ­ zu , a resztę dnia był ju ż tylko usłudze kościo­

ł a oddany. To też gdy się zbliżała godzina j e ­ denasta , o której ksiądz proboszcz punktualnie kończył kazanie i wychodził z s u m m ą , pan Bła­

żej, który już wszystko do ceremonii tej przy­

g o to w a ł, i u b ra ł j u ż w czyste komeszki dwóch chłopaków ze szkoły, którym z kolei służenie do mszy p rz ypadało, wym usztrow ał ich należycie, nieraz to te g o , to owego pociągnąwszy za ucho, gdy się który gapił i przestróg jego nie słuchał, staw a ł co chwila we drzwiach zakrystyi i poglą- dał ku a m b o n ie , aby z gorętszych ruchów księ­

dza i z podniesionego głosu jeg o mowy zrobić ów naturalny w n io sek , że się domówienie zaczy­

na. W tedy b ra ł z powagą l a s k ę , na której był okręcony sto cze k , ściągał za kutas lampę wiszą­

cą przed wielkim ołtarzem i zapaliwszy sześć ś w i e c , schodził ze s t o p n i , zatrzym yw ał się za­

wsze w jednem i ternże samem miejscu, obracał l a s k ę , przygaszał nogą s to c z e k , i staw iał przy drzwiach zakrystyi. Przy nim był J a ś , także w najparadniejszą ubrany k o m eszkę, i który cho­

ciaż w takie dni do mszy nie s ł u ż y ł , ale sam

(23)

15

tylko m iał przywilej stawać z trybularzem , jako baczniejszy i lepiej z manipulacyą jego obeznany.

W tedy pan Błażej upomniawszy jeszcze raz s y ­ na , aby na wszystko w zakrystyi dawał bacze­

n i e , sam udaw ał się do wypełnienia głównego swego obowiązku, od którego ty t u ł organisty no­

sił. I trze ba było w idzieć, z j a k ą pewnością do­

świadczonego i pewnego sztuki swej arty sty szedł przez kościół, z ja k ą impozycyą poglądał na obe­

cn y c h , którzy się przed nim rozstępow ali, j a k szybko mimo wieku wbiegał na schody, i z j a k ą miłością poglądał na klawisze i na dudy, które zdawały się tylko oczekiwać jego r ę k i , aby się odezwać g ł o s e m , mającym podnieść pobożne u- czucia obecnej w kościele rzeszy. Był on ' t u w swoim żyw iole, i gdy u s ia d ł, gdy obu rękam i zaczesał najprzód w łosy, potem potarł dłonie, po­

tem uśm iechnął się do klaw iszów , rz e k ł b y ś , że to który z naszych fortepianistów , którzy siadają do instrum entu z tem przekonaniem , że pod pal­

cami ich ożyje zam arły L i s z t , i n ieśm iertelny Szopen wstanie z grobu j a k żywy. O grze jego i śpiewie nie ma j u ż co i m ów ić, i czytelnicy domyślą się z a p e w n e , że człowiek taki, dla chw ały

2*

(24)

Bożej i utrzym ania honoru parafii, nie mógł żało­

wać r ą k , a tembardziej g ło s u , i s ta ra ł się usil­

n i e , aby ceremonia odbyła się okazale i z uro­

czystością godną tego m ie j s c a , gdzie proboszcz t a k i , j a k ksiądz Maciej Zielenkowski celebrował, a on jako druga po nim osoba y odpowiadał mu głosem organów i donośniejszym jeszcze głosem własnych swych piersi celebry tej dopełniał.

Ale jakkolwiek pan Błażej nieocenionym był dla proboszcza cz ło w ie k iem , m iał i on wadę, świad­

czącą o ułomności natury ludzkiej. Ksiądz M a­

ciej mógł się wszędzie na niego spuścić, w każ- dem zdarzeniu zaufać jego czujności i przywiąza­

niu , mógł go posłać w p o l e , na sianokos, do la ­ su , wyprawić do odleglejszych naw et parafijan w interesach choćby najdelikatniejszych; ale po nic w świecie nie mógł go posłać na miasteczko.

J a k wszystkie] drogi prowadzą do Rzym u, tak dla pana Błażeja wszystkie drogi w Sawinie prowa­

dziły przez karczm ę. A skoro raz wpadł w o- t w a r tą paszczę tej S c y l l i , zawsze się jakoś za­

s ie d z ia ł, zawsze się zagadał to z tamtejszym pro- p in a to re m , to z którym z parafijan, równie pod­

ległym tym sam ym natury naszej zboczeniom.

(25)

17

A choć go sumienie g r y z ł o , choć odwróciwszy się do k ą ta , daw ał sobie ze złości policzki, po­

ciąg był jednak tak silny, że czas na spełnienie i n te re su , za którym był posłany, p rz e m ija ł, a pan Błażej zam iast wrócić do proboszcza i zdać ra p o rt z p o selstw a, przem ykał się cichaczem, aby niew idziano, że się nie trzym a na nogach. T ak zygzakiem i za pośrednictwem to p ło tu , to p ar­

k a n u , dopadł stajenki i wiązki siana i tam j u ż dostawszy się c h ra p a ł szczęśliwie póty, póki go żona nieodszukała. Nigdy wszakże gorliwszym i czynniejszym nie b y ł , jak po takim upadku, któ­

rego się niezm iernie w stydził. Dla tego to pro­

boszcz p atrz ył przez szpary na tę słabostkę czło­

w ieka, bez któregoby się ju ż obejść nie m ógł, s t a ra ł się tylko usilnie podawać mu j a k najrz a­

dziej okazye do złam ania tego uroczystego sło­

w a , jak ie daw ał j e m u , żonie i sobie sam em u, że go j u ż i sam diabeł powrozem do karczm y nie zaciągnie. T ak wszakże słowa tego dotrzy­

m y w a ł , ja k skrytykow ani autorowie dotrzymują prz y rz e c z e ń , jak ie sami c z y n ią , że wszystkie pióra i k ałam arze powyrzucają za okno.

Żona pana B ła ż e ja , A g n iesz k a, którą krócej 2»*

(26)

daleko scharakteryzujemy, była gospodynią domu.

W praw dzie i ona nie była bez ale, gdyż gospo­

d arow ała za nadto głośno, była p rę d k a , zła i kłótliw a; ale ta lewa strona jej usposobienia kom­

pensowała się t e m , że była oszczędna, dobra k u c h a r k a , że robiła doskonale rosół i sztukę mię­

sa , że barszcz przyprawiała t a k , jakby żaden kucharz nie potrafił, a nadew szystko, że lubiła niezmiernie czystość w kuchni i w pokojach, w n a­

czyniu knehennem i kredensowem, a szczególniej w b ie liz n ie , równic księdza proboszcza j a k i ko­

ścielnej. Były to ważne przymioty, już nie mó­

wiąc o wierności i przyw iązaniu, dla których proboszcz znosił cierpliwie jej g d eran ia, jej ba- łasy, jej fochy, których nawet jem u nieszezę- dziła. A chociaż czasem pan Błażej podnosił głos także i uczył j ą m o re s, najczęściej jednak oba natuliwszy na uszy jednakowe swe czapki, ustępowali z p la c u , i wtedy krupiło się na J a ­ s i u , jeśli się niebacznie naw inął na ten moment, w którym matka nie miała na kim spędzić złości, co j ą tra w iła . Obity chłopak najniewinniej szedł z płaczem do ojca i do proboszcza, a ci widząc, że już po burzy, w racali do domu, i zastawali

(27)

już A gnieszkę krz ątając ą się spokojnie, w itają­

cą ich z uśmiechem i przepraszającą proboszcza, że się uniosła. Męża pani Błażejowa nie prze­

praszała nigdy, trzym ając się w tej mierze za­

sady większej połowy żon n a s z y c h , które u trzy ­ m u j ą , że zawsze mają racyą.

Najbliższym s ą siad e m , a można powiedzieć serdecznym przyjacielem proboszcza, którego s ta ­ raliśm y się dać poznać szczegółowo czytelnikom nasz y m , a to ze względów, jakie sami później uznają za s ł u s z n e , był pan Sebastyan Zabużski, ów szlachcic wysoko skoligacony, o którym w y ­ żej wspomnieliśmy. Niedaleko od kościoła, od wjazdu do Sawina ze strony Chełm a, leżał jego dworek i całe obejście, stanowiące najznaczniej­

szy w całem miasteczku folwarczek. •i Dworek był taki j a k i i n n e , silniej tylko i staranniej oparkaniony, z b ra m ą wjazdową dobrze zamyka­

n ą , z dziedzińcem większych rozm iarów , i m a j ą ­ cym z boku lamusik z grubych b e le k , z dębo- w cm i d rz w ia m i, pod którym znajdował się lo­

szek murowany i sklepiony. Ale za to stodoła, spichlerz , obory i stajnie przenosiły wielkością dom mieszkalny i okazywały staranniejszego i

19

(28)

zamożniejszego od innych gospodarza. Jakoż pan Sebastyan m iał w dziedzicznem swem posiada­

niu czte'ry włoki dobrego g r u n t u , z półtory wło­

ki łąk pięknych i korzystnie położonych, a nadto kilkadziesiąt morgów opałowego la s u , który na potrzeby domowre najzupełniej wystarczał.

M ająteezek te n , opatrzony dostatecznym rem a­

nentem i stosowną liczbą rą k do uprawy roli i zwiezienia jej plonów p otrze bną, w ystarczał mu na życie niezależne, tern bardziej, że to był szlachcic dumny, który na te'm zakładał swój ho­

n o r , aby nikogo o nic nie prosił i nikomu nie b y ł nic winien. Tak więc się ra c h o w a ł, tak p rz y m ie rzał potrzeby swe i wydatki do przycho­

du , że mu zawsze wystarczała na opłacanie i dobre wykarm ienie służby męzkiej i żeńskiej, na której gospodarstwo jego leża ło , na dobrą łyżkę stra w y i kaw ałek mięsa dla niego, a i dla go­

ś c i a , jeśli się z d a r z y ł, na odzienie sk ro m n e, ale całe i czyste, a n aw et na utrzymanie w H rubie­

szowie dwóch s y n k ó w , którzy właśnie w tym ro ­ k u , od którego opowiadanie to rozpoczynamy, 3 -c ią klassę szkoły tej powiatowej kończyli.

(29)

Pan Sebastyan m iał już pięćdziesiąty siódmy rob. Miernego był w z ro s tu , ale silnej budowy i żelaznego z d ro w ia, które umiarkowane życie, surowe obyczaje i ruch ciągły na otwartem i świeżem powietrzu utrzym yw ały w stanie k w it­

nienia i rokowały mu późną i czerstwą starość.

Gdy mu zazdroszczono wielkiej siły w rękach i w nogach, ja k ą posiadał, doskonałego apetytu, z jak im sprzątał skrom ne i proste obiadu swego potraw y, odpowiadał zawsze: »Umiem być sta-

» ry m , m ospanie, i to cały mój sekret. W iem

»wiele mam l a t , o czem inni zapominają. Nie-

#używając nigdy wszystkich s i ł , jak ie mam,

»ekspensując tylko dochód, nie tykam kapitału i

»tym sposobem przygotowuję sobie wielkie ucie-

»chy m ałym ko sztem , a unikam wielkich bole-

»ś c i , poświęcając małe rozkosze. Inni w moim

»w ieku, poczuwając w sobie reszty sił młodych,

»durzą s i ę , że odmłodnieli i chw ytają za przy­

n ę t ę rozkoszy, którą im stawia natura często na

»to t y lk o , aby się ich prędzej pozbyć. Ja mo-

»sp an ie, nie zapominam o tern, że życie nasze ma

»dwa dzieciństw a, ale nie ma dwóch wiosen.

»Przytćm Pan Bóg ustrzegł mię od dwóch naj- 21

(30)

»większych nieprzyjaciół zdrowia i długiego ży-

»cia t. j . od wielkiej nędzy i od wielkich do-

»statków. Pierwszy bowiem rujnuje przez to,

• że j e s t wszystkiego za m a ło , drugi przez to,

• że j e s t wszystkiego za nadto. Otrzymałem w u -

• dziale m ierność, która j e s t m atką pokoju, s w o ­

j obody i zdrowia. Jeżeli więc przychodzi potrze-

»ba nagła i n ieodbita, mogę jej zadość uczynić,

• a gdy rozum się przyćmi i serce ogarnie poku-

»sa, znajduję nieprzezwyciężoną przeszkodę w uie-

»możności. Chcesz W aszeć mieć tak silne ręce

•ja k moje i nogi tak w ytrzym ałe i niezmordo-

» w a n e , dajże im ro b o tę, żeby nie zgnuśniały i

»nie zaklęsły; chcesz tak j a k ja zrepetować wa-

»zę barszczu i półmisek kaszy i zrazów, to pa­

m i ę t a j o te rn , że człowiek karmi się chlebem

»dwa lub trzy razy n a d z i e ń , a powietrzem w ka-

• żdej sekundzie życia. Nie siedź więc w izbie

»zaduszonej, ale szukaj świeżego oddechu na po-

» lu , na łące i w I e s ie , a tam znajdziesz siły i

• apetyt.”

Takie były mniej więcej zasady pana Seba- s t y a n a , które w rozmaitej formie lubił wyrażać w r o z m o w ie , i od których bardzo rzadko i to pod

(31)

23

jakimściś szczególnym przymusem odstępował.

W ogólności był to człowiek niezmiernie panują­

cy nad sobą. Przy tak ogromnej sile , ja k ą w nim adm irow ano, gdyż nabrawszy w garść orzechów laskowych ro z m i a id ia ł j e t a k , że mało który zo­

sta ł n ieroz gnieconym , przy prędkości i gniewli- wości w rodzonej, nie uniósł się nigdy do tego s to p n ia , żeby albo s ł u g ę , albo które dziecko u- derzył. Jeśli już m usiał u k a r a ć , k a ra ł wtedy gdy ochłonął, i to nigdy r ę k ą , ani la s k ą , ale giętkim i nieszkodliwym prętem lub rózgą. Kie­

d y ś , w młodszych l a ta c h , mało nie zabił jak ie­

goś drągala policzkiem , który mu w y m ie rz y ł, i to go tak p rz estrasz y ło , że odtąd w każdym przy­

stępie gniewu ta chwila sta w a ła mu się obecną.

Pan S e b a s t y a n , który żadnej nie znał choroby i ciągiem cieszył się z d r o w ie m , nie był jednak ani p ełn y m , a tern bardziej otyłym. Owszem, oprócz pleców , które m iał dość szerokie, wyda­

w a ł się szczupłym w swej budowie; ale muskuły jeg o były tak s tę ż o n e , takiej mocy, że dotknąwszy się jego ram ienia wyżej ł o k c i a , zdawało s i ę , że się dotyka czegoś wyrobionego z bronzu lub z że­

laza. T rz y m a ł się prosto, chodził z m ocą, pe­

(32)

wnością i sz y b k o ; mówił z p o w a g ą , zwięźle i sta­

nowczo. T w a rz m iał dosyć c z erstw ą , choć po­

zbawioną r u m i e ń c a ; a ten koloryt jej zdrowy i męzki tern więcej u d e r z a ł , że wysokie jego czo­

ło było gładkie i niezmiernie białe. W niebie­

skich oczach j e g o , patrzących prosto i śmiało, by ł w yraz rozumu i zastanowienia, a siwe już w łosy i siwiejące zawiesiste wąsy, dodawały po­

wagi i wdzięku rysom je g o , foremnym i znaczą­

cym. Był to typ prawdziwie ploskiego i szla­

checkiego o b lic z a , z którego dziś naw et wnieść by łe m o ż n a , że w młodym wieku musiał być bardzo przystojnym, a n aw et pięknym mężczyzną.

Nosił się niezmiernie sk ro m n ie, ale ubraniem swem nie udaw ał ani uboższego, ani bogatszego niż był w istocie. Codziennem jego odzieniem była kapota zapinajaca się na dwie strony, ze s to ją c y m , odkładanym kołnierzem , z sieraczko- wego sukna pomiernej ceny. Na zimę miał ta ­ kie same ubranie podszyte lisami. Płaszcz, t a k ­ że sieraczkowy, słu ży ł do drogi i na słotę. L a­

tem n akryw ał głowę białym, niedrogim kapelu­

sz e m , a w zimie czapką z odwijanemi klapami z siwego b a r a n k a , którem i w czasie wielkiego

(33)

zimna mógł osłonić twarz i uszy. Jedną tylko miał porządną bardzo s u k n i ą , co do kroju taką samę, jak sieraczkowa k a p o ta , ale z czarnego i cienkiego sukna. Tę nadziewał tylko w czasie wielkiej jakiej uroczystości, na Wielkanoc, na Boże Ciało i w ogóle w czasie processyi, gdy niósł bal- dachin nad ks. proboszczem lub w czasie jakiej ważniejszej wizyty, którą musiał oddać.

Ojciec jego był daleko majętniejszym; ale przez różne okoliczności strac ił fortunę swą jeszcze za młodu, tak, że P. Sebastyan przywykł do biedy, i po śmierci ojca i po spieniężeniu ostatków m a­

jątku tyle tylko d o s ta ł, że mógł kupić sobie ów folwarczek w S a w i n i e , w którym osiadł. S tr y ­ jecznych swych b r a c i , możnych co do fortuny, wysoko położonych co do z n a c z e n ia , gdyż jeden z nich był k a s z te la n e m , a drugi referendarzem , znał tylko z daleka i do żadnego z nich po nic się nigdy nie udawał.

Okolica Sawina j e s t gniazdem familii Jelewskich.

Było ich tam dwóch rodzonych braci i trzy sio­

stry, trzeci zaś P a w e ł, ich stryjeczny. W kilka lat po zamieszkaniu sw em w t e m miejscu, gdy się już P. Sebastyan zagosp o darow ał, opatrzył w do­

(34)

bytek i wszystkie porządki w domu potrzebne, gdy postrzegł że wystarczy i dla niego i dla kogoś jeszcze, z kimby się pracą swą i losem podzielił, obejrzał się za k obietą, którąby mógł pokochać i do domu swego wprowadzić jako pomoc , ozdobę i pociechę. Za pośrednictwem proboszcza, z którym zaprzyjaźnił się zaraz, skoro ten parafiją swą objął, poznał się z Jelewskiemi. Oba rodzeni bracia dziwnie mu się nie podobali. Stryjecznego ich P a w ła nie było ju ż. M iał to być człowiek z ser­

cem , ale hulaka, trochę szuler i utracyusz. Nad­

werężywszy swoją fo r tu n ę , oddał resztę pod za­

rząd stryjecznych b r a c i , sam wstąpił do wojska, wyszedł z pułkiem w głąb Rossyi i tam gdzieś prz e­

padł bez wieści. Starszy z dwóch tu zamieszka­

łych, P. P iotr, był fanfaron i udaw ał pana; drugi >

M a r c i n , był znowu obrzydły skąpiec i łapigrosz.

Najmłodsza siostra H e r m i n i a , była wprawdzie ładna i nie g łu p ia , ale jeszcze zbyt m ło d a, za nadto się n a d s ta w ia ją c a , za nadto pragnąca się stroić i patrz ąca w y ż e j , niżby w miarę m alutkie­

go posagu swego patrzeć była powinna; najstarsza zaś T e r e s a , poczciwe s e r c e , pełne dobroci i czu­

łości , opłakująca rzewnemi łzami każde nieszczę-

(35)

ś e ic , koniukolwiekby się przytrafiło, m iała wiele bardzo zalet m o ra ln y c h , ale na nieszczęście była

r

brzydka , m ała i ułomna. Średniej Maryanny nie było wówczas przy rodzinie. Miała ona gdzieś w Lubelskiem prz y ja ció łk ę, przy której wolała bawić. P rzy takich okolicznościach zapoznanie się to i powtórzone kilkakrotnie odwiedziny na nic się nie zdały, i P. Sebastyan postanowił zaczekać, azali przypadek nie nasunie mu na oczy kogoś ta ­ k ie g o , coby is w e m i związkami rodzinnemi i swoją osobą lepiej jego wymaganiom i oczekiwaniu od­

powiedział. W parę miesięcy takiego oglądania się na prawo i na l e w o , odebrał raz od probo­

szcza zaproszenie na podwieczorek. W yszedłszy od s i e b i e , postrzegł przed probostwem powóz P.

P iotra Jelewskiego. Bardzo mu to było nie miło, bo chciał się od nich całkiem u s u n ą ć , i już miał zam iar wrócić. Ale Pan Bóg zrządził inaczej.

Proboszcz postrzegł go z daleka, wyszedł na prze­

ciw niego, i d aw ał mu znaki roga tą sw ą czapką, że go wzywa. Trudno j u ż było cofnąć się i P.

Sebastyan poszedł. W rzeczy samej zastał pod lipami P. Piotra Jelewskiego, P. P io tr o w ę , pannę T eresę i jeszcze ja k ą ś młodą osobę, której nie

27

(36)

znał. Nic mówiono mu wcale kto to taki, rozm o­

wa się toczyła, ale P. Sebastyan nie mógł oczu odwrócić od tej młodej panny, której tw arz, głos i ułożenie od razu mu jakoś przypadły do oka i do serca. Nie była zbyt m ł o d a , m iała rysy fo­

remne , w ejrzenie łagodne, głos miękki i słodki, a wiele razy się odezwała , odezwała się rozumnie i poczciwie. Wszystko to bardzo m u s ie podobało.

P rzysunął się więc do n i e j , zaczął z nią roz m a­

w i a ć , i w ciągu rozmowy pokazało się, że to j e s t trzecia panna J e l e w s k a , owa M a r y a n n a , której nic znał. Z razu przykro mu to było, bo nic czuł żadnej sympatyi do całego tego gniazda. Ale gdy w nocy zaczął myśleć i ro z m y ślać , gdy panna M aryanna stała mu ciągle przed oczami, tak, że ani rusz wyrugować jej nie można było z myśli, po kilku dniach takiego rozmyślania i w a lk i, po­

je c h a ł do P. P iotra r a z , potem we (Twa dni dru­

gi raz, potem zaczął jeździć codzień, i nareszcie po dwóch miesiącach, proboszcz pobłogosławił mu przy ołtarzu, P. Błażej na całe gardło zaśpiewał Veni Creator i panna M aryanna, którą P. Sebastyan c a łą mocą swego energicznego serca pokochał, którego ona pokochała c a łą d u s z ą , pełną tkliwo­

(37)

ści, oddania się i pośw ięcenia, weszła do skrom­

nego dworku m ę ż a , aby się stać jego św iatłem , pociechą i uszczęśliwieniem. P. Sebastyan miał wówczas czterdzieści dwa l a t , żona zaczynała dopiero rok dwudziesty piąty. Mimo tę różnicę wieku nie było szczęśliwszej pary. Ale szczęście to trw a ło tylko lat kilka. Maryanna urodziwszy, P. Scbastyanowi dwóch sy n ó w , zaczęła upadać na siłach. W prawdzie wielka miłość do męża i dzieci um acniała j ą t y l e , żc obowiązkom swym żony, gospodyni i matki czyniła zadość. Ale to wysilenie wyczerpywało jej życie zwolna i sto­

pniami , t a k , żc w siódmym roku ich pożycia, w rocznicę tego dnia , kiedy weszła do domu męża, którego tw arz j a ś n ia ła wówczas radością i nadzieją długiego szc zęśc ia, wyniesiona była na cm entarz, na który prowadził j ą proboszcz, który od płaczu i łkania nie mógł śpiewać pieśni pogrzebowej, a za nią szedł m ą ż , który wprawdzie nie płakał, ale na którego skam ieniałej i milczącej tw arzy, ci wszyscy, którzy go znali czytali więcej niżby łzy i szlochanie powiedzieć mogły.

Nieszczęście to cz ło w ie k a , którego wszyscy sza­

nowali , choć mało kto znał go z b lizk a, zrobiło 29

(38)

wielkie wrażenie. Ludzie prości, liiezaprzątnieni całkiem doezesncmi interesam i, nieprzesiąkli ego­

izmem , nie goniący to za zyskiem , to za ja k ą brudną uciechą, to za j a k ą zdobyczą próżności, wówczas kiedy mimo ich przechodzi p o g rz eb , i nieoswojeni tak z tym widokiem, jak mieszkańcy wielkich m ia st, uczuli mocno tę klęskę, dotyka­

ją c ą człowieka, który według ich mniemania ni- czem na nią nie zasłużył. To dawało im tak wiele do m y ś le n ia , że się nie prędko uspokoili. A gdy który jeszcze przechodząc wieczorem mimo cmen­

t a r z a , obaczył P. Sebastyana klęczącego nieru- c hom ie, j a k posąg, przy grobie żony i mającego po jednej i po drugiej stronie dwóch synków, klę­

czących ze złożonemi rą c z k a m i, ślicznych i za­

myślonych, j a k pokutujące an io łk i, nie mógł się w strzym ać od łez , i wróciwszy do domu lub spot- kawszy jakiego sąsiada, rozpowiadał co widział i znajdował nieraz takie s ł o w a , jakichby się nikt po jego ukształceniu i sposobie życia nie spodzie­

w a ł. Nie tylko więc przykład życia i postępowa­

nia P. Sebastyana był użytecznym dla miasteczka, ale naw et jego klęska podała nie jednemu powa­

(39)

żniejsze myśli i do zastanowienia się nad sobą przywiodła.

Nikt wszakże nieszczęścia tego głębiej nie uczul i obfitszemi nie oblał I z a m i , ja k siostra zmarłej, T eresa. Zacna ta k o b ie ta , upośledzona powierz­

c h o w n ie , skrzywdzona przez b r a c i , traktowana przez bratowę i jej dzieci t a k , jak to najczęściej osoby próżne i zepsute tra k tu ją istoty bezbronne i niepokaźne, mimo przykrości jakich doznawała, oddana była całkiem na usługi rodziny i kochała j ą miłością bezinteresowną i nieodpłacaną. Jedna tylko Maryanna znała całą wartość tego serca, które wszyscy inni napełniali goryczą i upokorze­

niem. To też T eresa lgnęła do niej ze szczegól- nem p rz y w ią z a n ie m , w ostatnich jej chwilach nie odstępowała od jej ł o ż a , a po powrocie z cm en­

tarza, widząc, że P. Sebastyan był zupełnie z ł a ­ m any, że chodził tylko w m ilc zen iu , lub siedział bez ru c h u po dwie i trzy godziny, tak iż zdawał się zupełnie zapominać o sobie, o dzieciach i o gospodarstwie , postanowiła już nie opuszczać tego d o m u , który Bóg tak ciężko d o tk n ą ł, i stać się m atką prześlicznych chłopczyków, których s e r d e ­ cznie p o k o ch a ła, nie tylko przez pamięć siostry,

31

(40)

ale i dla nichże samych. Nie więc P. Sebastya- iiowi nie m ó w ią c , zostawiając go jego myślom i h o lo w i, a potłumiwszy ja k mogła, swój własny, objęła cały zarząd d o m u , ulokowała się w pokoju d z ie c i , które wzięła pod swój kierunek, w gospo­

darstw ie wydawała dyspozycye i s tara ła się doj­

rzeć w szy stk ieg o , w m iarę sił i c z a s u , a gdy po kilkunastu dniach postrzegła, że P. Sebastyan nic nie m ó w ił, i nie tylko tacite na wszystko pozwa­

lał , ale owszem zdawał się z wdzięcznością na jej zajęcia i usilność poglądać, posłała po resztę ma- natków swych panieńskich do P. Piotra, i tym spo­

sobem na stałe już zamieszkanie instalowała się w osieroconym po siostrze domu.

Przyjaźń proboszcza, czas, ten najlepszy lekarz wszelkich ran serca, to uspokojenie, jakie mu da­

w a ł widok gorliwości i poświęcenia T eresy , w re sz­

cie hartow na natura P. Sebastyana , przyprowa­

dziły go po kilku miesiącach do dawnego stanu.

Z ro b ił się on wprawdzie poważniejszym jeszcze, surowszym dla siebie i mniej mówiącym, ale od­

zyskał dawną działalność i oddał się znowu zwy­

kłym swym zajęciom. Wdzięczny Teresie za u s łu ­ gę, jakiej od niej w najboleśniejszej chwili doznał,

(41)

uprosił j ą , żeby uie opuszczała już do śmierci jego domu, zostawił jej zarząd wewnętrzny i opiekę nad dziećmi i zdałeka tylko nad tern czuwając, w spierał j ą swoją powagą i mocą. W takim s ta ­ nie były rzeczy aż do tej chw ili gdy potrzeba było chłopców odwieźć do szkół. Po naradzie z pro­

boszczem , zdecydował się oddać ich do H ru b ie­

szowa , jako do miejsca które było najbliższem, najtańszem i gdzie proboszcz miał znajomego i przyjaznego sobie nauczyciela, którego szczególnej opiece dzieci powierzone być mogły. Ale gdy przyszedł ten fatalny m p m c n t , szczególniej dla P.

T e re sy , która z zapuchłcmi od płaczu oczami co chwila tuliła do siebie to Eugieniuszka, to Ignasia, a ci nawzajem rozpływając się we łzach rzucali się do nóg c i o c i , jakby szli na stracenie i ratunku j e j w z y w a li, P. Sebastyan , niekontent z takiego rozpieszczenia swych synów, w których rad był swój własny b a rt widzieć i moc swą zaszczepić, lękając s ię , aby takie sceny, rozmiękczające ich naturę, nie powtarzały się w każde święta i wakacj e , , na któreby dzieci przywoził do domu , nic nie mó­

wiąc P. Teresie o swych za m ia rac h , odwiózł sy­

nów do Hrubieszowa, ale ulokował ich z tym wa- 33

(42)

r u n k i e m , że ich nie weźmie ani na jeden dzień do s i e b i e , póki szkół nie ukończą. Tak to szło przez półtrzecia r o k u , w ciągu którego to czasu P. Sebastyan po trzy i cztery razy na rok odwie­

dzał swoich s y n ó w , czasem proboszczowi dawał konie aby się p rz e je c h a ł, obaezył ich, przeegza­

minował ; ale mimo próśb, łez i dąsów ciotki T e ­ resy, mimo w y r z u t ó w , że j e s t ojcem twardym i n i e c z u ł y m , do których się czasem w żalu swym u n i o s ł a , nie dał się skłonić do złam ania swego p o s ta n o w ie n ia , i ani razu dzieciom pod dach ro ­ dzinny zajrzeć nie pozwolił. Ale rok 1 8 3 4 był dla P. Sebastyana za nadto ciężkim. W zimie pa­

dło mu kilkanaście sztuk bydła, oziminę m usiał prze­

orać i ja r e m zasiać nasieniem, zbyt sucha wiosna, nieobiecywała żadnego zbioru s i a n a , tak że spo­

dziewany plon i z niego dochód, według prawdo­

podobnego o b licze n ia, ledwie mógł wystarczyć na liche utrzym anie domu i rem anentu, na opłacenie sług i innych ciężarów, jak ie wnosił. O utrzym a­

niu w szkołach chłopców nie mógł P. Sebastyan i pom yśleć, i z wielkićm swem zm artwieniem postanowił ieh odebrać i z kontynowaniem ich edu­

k a c ji do lepszego poczekać czasu. 0 tym kłopo­

(43)

cie swym nieraz rozm aw iał z proboszczem, który go pocieszał j a k mógł i wreszcie dodawał:— Przy- wieź-no P. Sebastyanie dzieci t u , a potem oba- czymy co Pan Bóg da.

W skutek tej rady przyjaciela , i w skutek tego p rz ek o n an ia, że inaczej być nie może , objawił P.

Sebastyan P. T e r e s i e , że zaraz po Stym Janie jedzie do Hrubieszowa i przywozi chłopców do domu. Przytem prosił j ą , aby dla nich przygoto­

w a ła stancyjkę obok s i e b i e , przyrządziła łóżka i stolik do pracy. Radość ztąd poczciwej ciotki była niezm ierna. Nie wchodziła ona w to, ja k ciężka konieczność zmusiła biednego ojca do tego kroku;

ale ta m y ś l , że pieszczoszków swych będzie miała obok siebie, pod swojem o kiem , że będzie mogła ich myć i c z e s a ć , stroić i m o d ero w ać, upominać i ściskać , pieścić i karmić różnemi przysmakami, odbierała jej sen i niedawała spocząć na chwilę.

K rz ątała się więc od rana do nocy; u p rz ątała po­

koik , kazała w nim ze dwa razy myć podłogę, u staw iała i przesuw ała sama łó ż e c z k a , stoliki i s t o ł k i ; na strychu gdzieś wyszperała stare szaragi, które kazała pozbijać, wyszorować i ustawić przy wolnej ś c ia n i e , aby mieli gdzie kłaść surduciki i

35

(44)

dopie'ro do pieczenia obw arzaneczków , posypanych siekanemi migdałami i c u k r e m , sucharków, pier­

niczków ; smażyła w miodzie orzechy, przesma- żała ostatki przeszłoroeznych k o nfitur, aby nie s k w a ś n ia ły ; s ł o w e m , co tylko miłego im, dobre­

go i smacznego wymyślić m o g ła, a na co j ą stało, wszystko na przyjęcie tak drogich gości było przy­

gotowane. P. Sebastyan dnia 27 czerwca wyje­

chał. Cały 28m y niepokoiła się P. Teresa nie­

zmiernie, a przed wieczorem tego dnia, obliczywszy m ile , czas potrzebny do wybrania się, i sądząc, że co chwila n ad ja d ą , co kwadrans prawie wybie­

gała za bramę i patrzyła ku drodze od Chełma.

Ale w id ać , że ważna jakaś zaszła przeszkoda, kiedy tego dnia nie przyjechali. Epoką t ą , pa­

miętną w życiu tej kochającej istoty, i epoką, od której się właściw ie opowiadanie nasze zaczyna, miał być dopiero dzień 29 czerwca, roku pańskie­

go 1 8 3 4 .

(45)

I I .

VL/woż tego d n ia , klóry się jej wydał niesłycha­

nie d łu g im , P. T eresa na seryo już niespokojna i za trw o ż o n a , położywszy po obiedzie parę razy k a b a łę , która niepomyślnie w y p a d ła , przypomi­

nając sobie sny jakie miała tej nocy, a nade- wszystko usłyszawszy wycie żałosne p s a , fa­

woryta P. Sebastyana , serdecznie się rozpłakała.

Na to nadszedł proboszcz, który także myślał już to i o w o , dla czego sąsiad nie w raca, kiedy od­

ległość tak n i e w i e l k a , a examen publiczny i r o z ­ danie nagród dzieciom musiało się odbyć przed­

wczoraj , lub wczoraj. Ale gdy postrzegł P. T e­

resę tonącą we ł z a c h , domyśliwszy się ich powo­

du i chcąc jej dodać s e r c a , u k ry ł obawy, jakie i jego trapić zaczynały, i swoim zwyczajem za-

(46)

czy nająć od zburczenia tych, których później po­

cieszał lub którym rozumne dawał p ersw azje , r z e k ł :

— T o , t o , to! ju ż beki. Potrzebna rzecz! ni daj, ni pójdź rozlewać się we łz a c h , j a k gdyby Bóg wie co się zrobiło. W stydź się asanna P.

Tereso. To obraza P. Boga, nic więcej.

— Kiedyż bo mi serce p ę k a , księże proboszczu!

— rzekła witając go i całując w rękę.

— To bo to i bieda— odpowiedział ks. Zielen- kowski siadając— że P. Teresie zaraz serce pęka, byle tam gdzie szyba w oknie pękła u dziesiątego sąsiada , albo rozbił się garnek z mlekiem. Dobrze to mieć czułe serce i umieć uczuć każdą rzecz, która się wydarza nam lub bliźnim; ale pamiętać potrzeba, że łzy są tak jak deszcz. Kiedy w miarę spada na z iem ię, to i ona urodzajniejsza i powie­

trze je s t świeższe i zdrowsze. W tedy miło ode­

tchnąć i spojrzeć na zielone pole i na liście drzew, gdy na nich stają k r o p l e , bo te im dodają i czer- stwości i wdzięku. Ale kiedy się zacznie kapu­

śniaczek i rozleje się trz y d n ió w k a , to z tego ani pożytku ani ozdoby. Wszystko ginie i wymaka, a na ziemi robi się tylko b ł o t o , nic więcej.

(47)

P. T eresa uśmiechnęła s i ę , że jej płacz przy­

ró w nał do kapuśniaczku, i otarłszy t w a r z , jakby w tej m yśli, żeby z niej zetrzeć błoto, o którem wspomniał, r z e k ł a :

— Wiem ja to i s a m a , że to ludziom wydaje się śm iesznem , że mnie tak byle co rozrzewnia, i przyznaję się do tej wady z której już trudno mi się poprawić. Miałam wiele powodów do pła­

czu i nauczyłam się płakać nad sobą i nad drugie- mi. Pan Bóg dał mi kochające s e r c e , a nie dał mi nic takiego, za coby mię ludzie nawzajem ko­

chali. A to j e s t podobno zawsze tak, księże pro­

boszczu, że kiedy kto wiele kocha, a drudzy nie oddają mu tego, co on im d a je , to i wiele płacze;

gdyż nie mając pociechy od n ik o g o , szuka jej we ł z a c h , które zrazu płyną z powodów słusznych i w a żn y ch , a potem byle erf wydobywa j e , bo za­

wsze są na pogotowiu. Ale tu, księże proboszczu, powodem moich łez nie jest ani szyba pęknięta, ani garnek rozbity.

— A cóż t a k i e g o ? — zapytał proboszcz z zaję­

c ie m , sądząc, że miała jaką wiadomość od brata.

— P. Sebastyan nie przyjeżdża, choćby dawno j u ż powinien być w d o m u — odpowiedziała mocu-

4*

39

(48)

ją c się z sobą— i chłopców mych nie m a , których nie wiedzieć dla jakiego widzi mi się, wypędził od siebie na c a ł e ,t r z y l a t a , i oddał Bóg tam wie na czyje ręce. A któż zgadnie, d la c z e g o sześć mil tam , sześć mil nazad jedzie tak długo ? Może który z nich zasłabł i zamęczył się n a u k ą , a może któ­

rego już i nie zastał wcale— i znowu łzy na sarnę tę myśl potoczyły się z ocz jej potokiem.

— To, to, to! Panno Tereso! Panno Tereso! — zawołał ksiądz, robiąc spiralną palcem prawej ręki podnoszącym się coraz w górę.

— Nie je s te m ja przesądna — mówiła dalej P.

T eres a — i nie powiem żebym zupełnie wierzyła temu, w czem serce niespokojne szuka wiadomości, jakiej nie ma, i uspokojenia, jakiego pragnie. Ale kładłam dziś kabałę i wypada jak najgorzej. Dzie­

siątka tre flo w a , która znaczy chorobę lub śmierć, staje ciągle przy walecie k ie ro w y m , którym je st Eugenjuszek. Ś nił mi się także pożar tej nocy, ale ani jednej iskierki nie widziałam, ani jednego płomyczka, choćby tak ieg o , j a k świeca zapalona, ale tylko dym gęsty i czarny, jak gdyby się paliło mokre siano. A toż wycie żałosne Kruczka, które ot i teraz ks. proboszcz słyszy, czy nie może mię

(49)

przestraszać i Bóg wie jakie podawać m y ś li! N a­

karmiłam go dziś sama i nikt go ani uderzył, ani go Białka n ie u k ą s iła , co czasem się zdarza. A to pies mądry i przywiązany do P. Sebastyana. Któż w i e , może przeczuwa , że się panu jego co złego stało.

— Słuchałem c i ę , panno Tereso cierpliwie — odpowiedział proboszcz, spojrzawszy jednak niezna­

cznie w okno i zmarszczywszy brwi, gdy postrzegł że w rzeczy samej Kruczek stał w b r a m i e , pod­

niósł łeb w górę i w ył przeraźliw ie— ale muszę ci powiedzieć, że popełniasz grzech przeciw pier­

wszemu przykazaniu dziesięciorga, które przecież musisz umieć. Czy P. Teresa tego niewiesz, że przykazanie to zakazuje wszelkich w ró ż b , guseł i zabobonów, jakiem i człowiek sam durzy siebie, albo inni chytrzy i przebiegli durzą go dla zysku lub wyprowadzenia go w pole. Cóż je s t kabała, co ów dym senny, co wycie p s a , który może głodny łub chory, jeżeli nie taka wróżba, nie mająca ża­

dnego związku z tern, o czem dowiedzieć się chcemy.

Zleś ztasowała karty i dla tego parę razy dyska treflowa przyczepiła się do w aleta kierowego; nie m ogłaś dobrze spać i dla tego marzyło ci się i

4**

i i

(50)

to i owo. P ra w d a , żc człek radby podnieść tę zasłonę, która przed nim zakrywa to, co go obcho­

dzi. Ale nie powinienże o tern pam iętać, ja k mądrze to Bóg u rz ą d z ił, że nie dał nam czytać w p rzyszłości, ani przejrzeć oddalenia. Góżby się z tobą działo, P. T e r e s o , gdybyś teraz na- przykład mogła widzieć cały Hrubieszów jak na d ło n i, i g d yby, co nie daj Boże, doprawdy albo które dziecko było chore, albo P. Sebaslyan sam zaniemógł. Dopiero to byś szlochała i łam ała ręce, widząc obydwoma oczami z ł e , a nie mogąc ruszyć się z miejsca i lecieć natychmiast z pomocą i po­

ciechą. W ten c zas znowu narzekałabyś na P. Boga, że ci dał tylko tak niedołężne nogi, któreby cię i za trzy dni nie dowlekły tam , gdzicbyś chciała być za kilka m in u t, i wołałabyś na g w ałt oskrzydla, i chciałabyś być nie człow iekiem , ale ptakiem.

A nie mogąc nim zostać, albobyś bluźniła w żalu, albobyś się poddała rozpaczy i sama w niej zgi­

n ęła. Oj! nie poprawiajmy P. Boga w tern wszyst- k ie m , co On dla naszego dobra i pokoju tak m ą­

drze u sta n o w ił, ale uczmy się raczej jego przy­

k a z a ń , i prośmy g o , aby od nas usuw ał pokusę,

(51)

któraby nas ciągnęła do sprzeciwiania się im i do niezgadzania się z jego św iętą wolą.

Niechże się dzieje jego święta wola, jak w tem , tak i we w sz y s tk ie m ! — rz ek ła P. Teresa uspo­

kojona słowy księdza i pocałowaszy go w rękę za daną j r j n a u k ę , obtarła łzy i uśmiechać się za­

częła. W tedy proboszcz d o d a ł:

— O toż tak to lubię. Dobrze bardzo trzym am o sercu człow ieka, kiedy do jego głowy przystaje proste i nieuczone słowo k ap łan a , wyciągnięte nie z jakichciś osobliwych mądrości światowych, ale po prostu z katechizmu. Dajmy więc pokoj, P.

Tereso tej trosce, którą się niepotrzebnie trapiłaś, a usiądźmy sobie przed domem , gdzie właśnie t e ­ ra z mamy cień i chłód, i patrząc ku bramie, w y­

glądajmy naszych kochanych podróżnych. Któż w i e , może Bóg sprowadzi ich zdrowych i weso­

łych prędzej niż myślałaś, i przekona c i ę , że le­

piej było ufać jego łasce i czuwaniu nad każdym, niż się pytać kabały, i trwożyć snami i wyciem p s a , który ot p a trz , już jakoś weselszy, kręci ogonem i do zwykłej z Białką zabiera się swa­

woli.

P. Teresa nie miała nic przeciw propozycyi;

43

(52)

wynieśli więc sobie po k r z e s e łk u , usiedli przed progiem i patrząc w otw arte w rota dziedzińca, i nasłuchując, czy nie rozlega się na drodze turkot kół i stąpanie rączo biegnących koni, gawędzili o różnych rzeczach, które z głównym przedmio­

tem ich myśli najściślejszy miały związek.

Na takiej rozmowie przeszło im z parę godzin, a gdy już słońce zaczęło się chylić i czas było księdzu iść na p a c ie rz e , nie okazując niespokoj- ności, która i jego trapić z a c z y n a ła , podniósł się z krzesła i nałożywszy rogatą swoją czapkę, wsparty na lasce, gotował się pożegnać P. T eresę, której zm artw ienie stawało się coraz widoezniejszem, i która tylko w obecności księdza proboszcza mo­

derow ała się jak mogła. Ale gdy ksiądz rzekł j e j :

— No, dowidzenia P. Tereso, bądź dobrej myśli.

Bóg łaskaw — a ona z tych słów wnosząc, że i je m u pewnie ciężko na s e r c u , głośnym ryknęła p ła c z e m , Kruczek zestrzygł uszy, zakręcił ogo­

nem, zaszczekał; Białka mu zawtórowała , i oboje polecieli pędem strzały za bramę. I w kilkana­

ście sekund potem dał się słyszeć turkot i p ar­

skanie koni , i za chwilkę pokazały się we w ro­

(53)

tach trzy głowy b u ła n e , dalej b ry c z k a , a w niej dwie główki j a s n e , ostrzyżone sporych już studen- cików, rozkwitłych ja k m a k i , śmiejących się jak w io s n a , patrzących roziskrzonem okiem na dach rodzinny, wspartych jedną ręką na ram ieniu fur­

m a n a , i jedną nogą już tylko stojących w bryczce, aby mogli natychm iast z niej wyskoczyć, skoro t j Iko konie zatrzym ają się przede drzwiami domu.

Jakoż ledwie furman zdołał ściągnąć c u g l e , a już oba byli na z iem i, już w objęciach cioci, już ca­

łowali ręce proboszcza , już oglądali się na ten dom, gdzie najpierwszy oddech wyszedł z ich piersi, czy taki s a m , ja k był przed ich wyjazdem. P.

Sebastyan nie tam ow ał uniesienia swych dzieci, ani radości łez ciotki Teresy. P rzyw itał się o- wszem jakoś serdeczniej niż zwykle i z nią i z pro­

boszczem. C i u ł on bowiem zawsze pustkę w do­

mu , j a k ą nieobecność dzieci r o b i ła , choć tego nie okazywał; a teraz widząc ich szczęście, słysząc to szczebiotanie m alców , którzy nagadać się nie m o g li, jakoś zmiękł i sam, i nie wstydził się oka­

zać tych u c z u ć , które go na ten roskoszny widok przejęły.

— Jak oni porośli, miły B o ż e !— wołała P. Te-

(54)

rc s a ściskając z dziesiąty już r a z , to jednego, to drugiego — a prawie równi w z ro stem , tylko że Ig n a ś jakiś szerszy w plecach.

— Bo też i mocniejszy ciociu! od Eugeniusza—

mówił Ig n a ś— powalę go jak nic.

— Jakto? starszego b ra ta ? — mówiła P. T eresa—

Co też ty gadasz I g n a s iu !

— Dla tego my się kochamy, moja ciociu— rzekł Eugeniusz— a on prawda powali mnie czasem; ale to wtenczas, kiedym zamyślony, i nie bardzo mi się chce swawolić.

— To tak jak m a t k a , która także się czasem za m y ś la ła — mówiła ciocia, całując znowu sio­

strzeńca, że zamyślaniem się przypominał siostrę.—

I jak on się zrobił do matki podobny. Nie praw- daż księże proboszczu. A t e n , to czysty ojciec—

dodała klepiąc Ignasia po czerstwych policzkach—

tylko mu wąsów brakuje.

— Nim mu wąsy urosną — rzekł P. Sebastyan, spojrzawszy jednak z ukontentowaniem na młod­

szego syna— daj nam eo przekąsie P. Tereso, bo nas czemściś fatalnem nakarmili w Chełmie i dia­

belnie skąpo. Nie moja to porcya wcale.

P. Teresa pobiegła zająć się przyrządzeniem

(55)

wieczerzy, która na wszelki przypadek zadyspono­

wana , była ju ż prawie g o to w a ; chłopcy poszli za nią i dostawszy po obarzaneczku, po sucharku i po jednym jeszcze c a łu s ie , polecieli po wszystkich kątach d o m u ; a proboszcz dowiedziawszy się, że przyczyną spóźnionego powrotu było tylko to, że akt publiczny odbył się dopiero wczoraj, że upał dzisiejszy i m ały interes zatrzym ał P. Sebastyana w Chełmie do godziny t r z e c i e j , pożegnał sąsiada i poszedł do siebie.

Powrót ze szkół! pierwszy wieczór, pierwsza noc w domu! co to za czarowne słow a! ile się w nich mieści wspomnień , ile uczuć odbierających sen i a p e t y t , ile najprawdziwszych u c ie c h , ile rozwinienia sił ciała i ducha przy tej swobodzie d om ow ej, w porównaniu z niewolą szkoły, przy tym uśmiechu i pieszczocie, jaką malec odbiera wszędzie i od w s z y s tk ic h , w porównaniu z surową tw arzą nauczyciela , z karcącem wiecznie słow em in s p e k to ra , z zim nym , a często gniewliwem obej­

ściem gospodarza lub gospodyni. Nigdy serce tak nie bilo żadnemu tryumfatorowi Rzymskiemu, kiedy laurem okryty, stał na złocistym rydw a nie, a za nim szedł szereg je ń c ó w , co mieli ję k swój śmier-

47

(56)

teiny dołączyć do okrzyków ludu witającego zwy­

cięzcę , jak serce dwunastoletnie bije w piersiach drugoklasisty, kiedy wpada kłusem na dziedziniec domowy, stojąc na parokonnym wózku, i ja k t r y ­ umfalną chorągwią powiewając listem pochwal­

nym do m a t k i , która na przeciw niego biegnie, do cioci co do niego wyciąga r ę c e , a czasem do bab u n i, która nie mogąc pospieszyć za innemi, błogosławi go z daleka , i gdy wszyscy go ściskają, czekając swojej k o l e i , mówi tymczasem po cichu:

»Pod twoję obronę.” Nie bądźcież barbarzyńcami ojcowie, i nie psujcie dziecku waszemu początko­

wych dni wakacyi niewczesnym egzam inem ; po­

w strzym ajcie waszą gorliwość o dalszy jego popis w salonie i o powodzenie w św iecie niebaczne matki, i nie męczcie go wokabułami francuskiemi i w y­

mówkami o złą pro n u n c y acy ą; bo to je s t chwila tak szczęśliw a, jakiej mu później nie da bogactwo, ani honory, ani szept pochlebny pięknego koła, jeśli będzie znakomitym tancerzem , ani oklask ty ­

siąca r ą k , jeśli będzie znakomitym autorem.

P. S e b asty an , jakkolwiek surowy dla siebie i dla dzieci, um iał się postawić na ich miejscu, pa­

trz y ł z ukontentowaniem na ich uniesienie i radość

Cytaty

Powiązane dokumenty

Niektóre komórki progenitorowe nasierdzia ulegają przekształceniu z nabłonka w mezenchymę, wnikają do mięśnia sercowego i różnicują się w różne typy dojrzałych komórek

61], „nie jest jednak łatwo w świecie idei dowieść rewolucji ani też ciągłości, (...) myśl się rozwija jak linia na powierzchni, może się kręcić, zakreślać nawet

Żył sobie pewien zarozumiały kot, który chwalił się, że jego ogon mierzy 12cm i jeszcze pół długości ogona... Pewien mężczyzna dał swojej

wiatowa Komisja Letniskowo - Turystyczna w Bra- sławiu. i poczta Dru&gt;sk odl. Informacje — Zarząd Gminny Słobódka. Informacje w miejscu: Żabć Roman. Dojazd do st. Drujsk

Sztuka tematem swym obejm uje aktualne zagadnienia w alki z niemczyzną i zasługuje na specjalną uwagę społeczeń­.. stwa ziem

Więc tutaj wedle Prawa złożył okup i nabył człowieka - o czym jest powiedziane w 1 Koryntian rozdz.6: 19 Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który

Jeśli nie masz takiej możliwości możesz podjąć dowolną aktywność lub zestaw ćwiczeń z wcześniejszych

Zawiesić wibrator na badanym drucie, wprawić go w drgania torsyjne (wprawiamy krążek w ruch obrotowy) i zmierzyć 3 razy czas trwania 20 okresów, 20T 0. Uwaga – kąt obrotu dla