• Nie Znaleziono Wyników

Do Czynu!!! 1928, R. 1, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Do Czynu!!! 1928, R. 1, nr 1"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

O p lata p o c z to w a tiisżc zo n a ry cza łtem .

Rok 1.

Cena pojedynczego egzem plarza 30 groszy.

Katowice, dnia 1-go listopada 1928 roku Nr. 1.

mu r

b

i

w

Cvgan Wojewvödzfziego 3Komitetu Cbyn>atets&ie&o

W y d a w c y: A lo jzy M ach i Leon P o słu szn y im ieniem W ojew ódzkiego K om itetu O byw atelskiego Pod redakcją A lojzego Macha Redaktor przyjmuje w środy, piątki i soboty od godziny 3 do 6 popołudniu.

Rękopisów nie zwraca się. Przedruki artykułów dozwolone z podaniem źródła

Dwutygodnik

Pismo dojnabyciafwe; wszystkich jkioskach, księgarniach ' polskich, w Kato­

wicach zaś w szczególności w Księgarni Katolickiej, ulica św. Jana nr. 14.

A dres R edakcji i A dm inistracji: Katowice, ul. M arszałka P iłsudskiego 58, telefon 13-30. — P re n u m e ra ta m iesięczna gr. 60, k w a rta ln a zł. 1.80, roczna zł. 7.20.

Administracja czynna codziennie oprócz niedzieli i świąt od 10 do 18 i od 15 do 19.

Kupcy i rzem ieślnicy, którzy życzą sobie, aby pewne sprawy były opublikowane, niechaj sami nie trudzą się pisaniem. W każdej chwili niech zadzwonią na numer telefonu 13-30.

Redakcja wydeleguje swego przedstawiciela, celem poczynienia stosownych notatek. Również celem wpisania tekstu do „Skorowidza firm^chrześcijańskich.“

W Jmię

Z górą 6 lat mamy zm arnow anych za sobą. Ży- dostwo w schodnie — Bóg wie skąd — z terenów b.

K ongresów ki, M ałopolski, a naw et Kresów W scho­

dnich, w dzierało się n a Śląsk, n ie spotykając tu na najm niejszy opór. Jeszcze przed 2 m iesiącam i zda­

wało się, żo społeczeństw o polskie i n ad ał pozostanie b ie rn e wobec tej zmory, k tó ra — uw ijając się w chałatach od chaty chłopskiej do dom ku robotniczego

— ubożyła system atycznie i celowo kupiectw o i rze ­ miosło polskie n a Śląsku, zagrażając w najwyższym stopniu naszym interesom państw owym i narodowym.

I zebrało się najprzód k ilk u ludzi, potem k ilk u ­ n astu i poczęło obm yślać środki zaradcze. Pow stał z siedzibą w Katowicach W ojewódzki Komitet Obywa­

telski dla obrony Górnego Śląska przed zalew em ży­

dowskim. Początkowo tylko 2 ludzi, niżej podpisany i p. red . Mach, zdecydowało się w ystąpić nazew nątrz, reprezentow ać w śród św iatła dziennego dążności i cele W ojew ódzkiego K om itetu i z otw artą przyłbicą stanąć w poprzek zachłanności żydostwa w schodniego wobec Ziem i Śląskiej. O fiarnością k ilk u ludzi, a w ła­

ściwie dzięki kredytom uzyskanym w D ru k a rn i Kato­

lickiej — jako pobudkę do czynu — wydaliśm y ode­

zwę do lu d u polskiego n a Górnym Ś ląsku: „Do Czy­

nu! Górny Śląsk tonie w żydow skiej powodzi.“ Dzięki różnym pomysłom i energji, odezwa ta dotarła do najm niejszych zakątków G órnego Śląska. T reść ode­

zwy stała się tem atem rozm ów nieom al w każdym polskim i katolickim domu, prezesi organizacyj pol­

skich poczęli ją odczytywać na zebraniach i posie­

dzeniach.

Co zdziałała odezwa, najlepszym dowodem jest głos p. B artkow iaka, u rzęd n ik a kolejowego, n a po­

siedzeniu Pow iatow ego K om itetu Obyw atelskiego w Rybniku, k tóry w ożywionej dyskusji oświadczył: ^Pa­

nowie! W y pojęcia nie macie, jakie■ wrażenie na nas, kolejarzy, zrobiła odezwa, gdy syn ek każdem u z nas ją doręczył. Niechaj te moje słowa zachęcą was do dalszej wytrwałej i nieustępliwej walki w obronie kupca, rzem ieślnika, urzędnika i tych mas ludu pol­

skiego na G órnym Śląsku.“

Serce nam rosło wtedy, ale m ieliśm y lęk, czy troski m aterjaln e n ie załam ią rozpoczętej akcji, czy kupiectw o i rzem iosło polskie na Górnym Śląsku zdobędzie się n a w ysiłek zbiorowy i pew ną ofiarność dla dobra swego, dla dobra dzieci naszych, Narodu, P o lsk i i Śląska!

Jakże rosło serce nasze, gdy doszły nas wiado­

mości, że np. w powiecie Rybnickim n a zebraniach tow arzystw polskich zapadają uchwały, by n a każdych drzw iach w dom u chłopa, u rzęd n ik a i ro botnika gór­

nośląskiego znalazła się k a rta z n apisem : „W stęp do­

mokrążcom żydow skim wzbroniony!“

I czy praca nasza m iała skończyć się n a ode­

zwie, w dodatku niezapłaconej? Nie chcąc z w ielu zrozum iałych względów posługiwać się listam i skład-

kowemi, ustaliliśm y na posiedzeniu W ojewódzkiego Kom itetu Obyw atelskiego wydać Egzemplarze Pa­

miątkow e odezwy, ponum erow ane i posiadające u sta­

loną cenę. Te Pamiątkowe Egzemplarze, któ re po­

w inny się znaleźć w dom u każdego zamożniejszego kupca i rzem ieślnika śląskiego, do dnia dzisiejszego znalazły zaledw ie k ilk u n a stu odbiorców, co nie mogło pokryć ani m ałej cząstki tych wydatków i zobowiązań, jakie m amy do tej pory.

R eprezentantom Kom itetu, tym jałm użnikom dla spraw y społecznej, niektórzy z pośród kupiectw a n a ­ w et zgotowali n ad w yraz upokarzające przyjęcie. Nie mogę n a tern m iejscu nie napiętnow ać pew nego f a ­ bry k an ta likierów z okolic ulicy Opolskiej i pewnego ho telarza z okolic ulicy M arjackiej. Pierw szem u nie dziwimy się, bo osobnik ten przez swoje małżeństwo jest spokrew niony z żydami, to też na coś innego zdobyć się nie mógł. 'Z resztą, gdybyśm y byli w ie­

dzieli, że pan ten, uchodzący za patrjotę polskiego, ma teściów, szwagrów i t. d. żydów, w calebyśm y go swoją osobą nie zaszczycali.

Dziwimy się natom iast hotelarzow i, k tóry w w ie­

ku XX przyjął n a s z takiem i m anieram i, jak kuchcik ze statku korsarsk ieg o w w iekach średnich.

Inni znów n ie skąpili nam „dobrych“ rad . Do­

radzali odwiedzić adwokatów, inżynierów , lekarzy — słowem wszystkich, tylko n ie ich!

Na szczęście były to tylko wyjątki. W iększość zrozum iała celowość akcji ze strony Wojewódzkiego Komitetu Obywatelskiego dla obrony Górnego Śląska przed zalewem żydowskim . Byli tacy, którzy osobi­

ście zaofiarow ali swój w spółudział w pracy i pomoc m aterjalną.

Nie upadając na duchu, po rozkolportow aniu ode­

zwy, postanow iliśm y wystąpić z nowym czynem. Tym czynem w ielkim , to pierw szy n u m er naszego dw u­

tygodnika „Do Czynu!!!“ Bo tylko czynem możemy przeciw staw ić się żydostwu i tylko w ielkim czynem zbiorowym możemy uwolnić Śląsk od tej plagi, jaką jest napływ ow e ży dost wo dla Śląska.

Pism o to je st organem Wojewódzkiego Komitetu Obywatelskiego, ale w łaścicielem jego je st całe pol­

skie społeczeństwo n a Śląsku! Bo tylko przez m a­

sowe zaprenum erow anie tego pism a, utrzym a się ono przy życiu i spełni swoje zadania. Niechaj tedy nie będzie P olaka n a Śląsku, w którego domu nie by­

łoby „Do Czynu“ ! Niechaj n ie będzie kupca i rze ­ m ieślnika polskiego, którego w arsztatu pracy nie by­

łoby w „Skorowidzu firm chrześcijańskich na Górnym Ślą sk u “.

Pierw szy n u m er ukazuje się w objętości 4 str., następny n u m er pow inien mieć najm niej 6 str.

Do Czynu! W Im ię Boże!

Leon Posłuszny,

P rezes W ojew. K om itetu Obywatelskiego dla obrony Górnego Śląska przed zalewem żydowskim.

N a j k r ó t s z a d r o g a d o z w a l c z e n i a ż y d o w ­ s k i e g o h a n d lu d o m o k r ą ż n e g o n a G. Ś lą s k u .

H andel d o m okrążny, — u p ra w ia n y n a G órnym Ś ląsk u p rze z c h a ła c ia rz y , p rz y b y w a ją c y c h z całej P olski — o k a z ał się po pros tu plagą, k tó ra niszczy nasz organizm g o sp o d a rc z y , sp ołeczny i p a ń s tw o ­ w y , a m oże sp o w o d o w ać k a ta stro faln e n a s tę p s tw a dla n a sz y c h in te re só w n a ro d o w y c h i p a ń stw o w y c h w b. bliskiej p rzy sz ło śc i.

R obotnik, urzędnik i chłop górnośląski sta ją się ofiaram i o sz u stw ży d ow skich, o b d a rz a ją c y c h lud n a s z n ie sły c h a n ą ta n d e tą , kupiec i rzem ieślnik pol­

ski —- n a Ś ląsku ta k sła b y i m aterialnie i liczebnie — ubożeje z dniem każdym , a P aństw o i Naród pono­

szą nieobliczalne straty. To też c z a s n a jw y ż sz y , a b y c a łe sp o łe c z eń stw o p o lsk ie o ra z czy nniki rz ą ­ dzące p rz y s tą p iły do w y tę p ie n ia tej plagi, do w y r ­ wania jej z gruntu śląskiego z korzeniami.

Zbliża się listopad i grudzień. W m iesiącach ty ch W o jew ó d zk i S ą d A d m inistracyjny rozp atru je now e w nioski w sp ra w ie p a te n tó w w ę d ro w n y c h . To te ż nie w ą tp im y , że W oj. S ą d A dm inistracyjny, stając w obronie in te re só w g o sp o d a rc z y c h i n a ro - d o w y ch polskiej ludności na G órnym Śląsku, nie

I w yda ani jednego patentu w ędrow nego chałacia- I rzom, pochodzącym z innych dzielnic Polski, a

I urzędy skarbowe, w sparte energią w ładz policyj­

nych uporządkują stosunek dom okrążców ży d o w ­ skich do ich obow iązków w zględem Skarbu Państw a.

M am y bow iem do zan o to w an ia fak ta n a stę p u ­ ją c e : Istnieje w K ato w icach p rz y ul. Św . J a n a 8 np. firm a te k s ty ln a pod n a z w ą H u tte rre r i Feld, ży d k ó w z T a rn o w a , utrzymująca w yłączn e sto­

sunki z chałaciarnią domokrążną. D onoszą nam, że k a ż d y ch a ła d ia rz , k tó ry nie o trz y m a p atentu1 w ę ­ drow nego, zg ła sz a się do ty c h ży d k ó w tarnow skich.

Ż ydki H u tte rre r i Feld w y d a ją ow ym ch ałaciarzo m odpis sw ego ś w ia d e c tw a p rzem y sło w eg o , p o tw ier­

dzonego p rze z M ag istrat, pełnom ocnictw o do zbie­

ran ia zam ów ień po pobraniu kaucji, zao p atru ją ich w k a r ty leg ity m acy jn e dla podróżujących, na z a sa ­ dzie czego w olno im zb ierać zam ów ienia dla firm y.

T y m c za se m z am iast c z ek a ć na zam ów ienia, H u tte rre r i F eld w y d a ją chałaciarzom to w a r i ci 3f£to o tr z y m a pierwszy n u m er „Sio 'Czynu“ poczty, niechaj z a r a z so b ie za m ó w i, b o następnego nie dostan ie.

(2)

Str. 2 D O C Z Y N U ! Nr. 1

w liczbie, jak obecnie około 100, ro zła żą się po c a ­ łym Ś lą sk u i u p ra w ia ją sobie handel dom okrążny.

T o sam o, co H u tte rre r i F eld z K atow ic, jeszcze n a w ię k s z ą skalę uprawia- firm a P epi W iesenfeld z K ró lew sk iej H uty, R y n e k 3, ró w n ież ży d e k n a p ły ­ w o w y , k tó ry filję sw ej firm y o tw o rz y ł ró w n ież w L ipinach. 1 P ep i W iesenfeld om otał G ó rn y Śląsk siecią ag en tó w , liczbą jeszcze w ię k szą niż H u tter- re-r i Feld z K atow ic.

A jak w y g lą d a sto su n ek ty ch M u tterreró w i F eld ó w i P e p i W iesen feld ó w do S k arb u P a ń s tw a ?

U s ta w a o p o d atk u p rz e m y sło w y m n a jw y ra ­ źniej p rze w id u je, że ta c y agenci, jakich z atru d n iają te firm y , pow inni posiadać ś w ia d e c tw a p rz e m y ­ sło w e za zł 180 każdy. T ym czasem tych 200 agen­

tów Hutterrera : Feida i Pepi W iesenfelda żadnych św ia d ectw p rzem ysłow ych nie posiadają. Tym spo­

sobem na spekulacjach tych firm Skarb Państw a ponosi olbrzym ie szkody.

Jeśli podkreślim y, że przecie firm y H u tte rre r i F eld z K atow ic i P epi W iesenfeld z K rólew skiej H u ty w y ją tk u nie sta n o w ią , w y ja śn i się nam , że straty Skarbu Państw a na takim handlu domokrą­

żnym idą w m iljony!

I to w sz y s tk o ró ż n y m H u tte rre ro m i Feldom i P ep i W ieselfeldom uchodzi b ezkarnie! G d y w po­

szczególnych u rzę d a c h sk a rb o w y c h w ła d z e chcą ich zm usić do ureg u lo w an ia w rz e te ln y sposób sw e g o sto su n k u do obo w iązk ó w w zględem S k arb u P a ń s tw a , takie H u tte r r e r y i F eld y i P epi W iesen- feldy w ra z z c h a ła c ia rza m i z B ędzina i S o sn o w ca ro b ią h a ła s iście ży d o w sk i na całą P o lsk ę i p o z w a ­ lają s-obie n a w y s y ła n ie sk arg , p ełnych k łam stw a i. o sz c z e rstw , do M in iste rstw a S k arb u , a n a w e t całe delegacje z posłam i W iślickim i, ró żn y m i S eidem a- namil R o sen b erg am i i ad w o k aciąm i T ejtelbaum am i na czele śpieszą do M in iste rstw a Skarbu- z h a ła ­ sem . co W ielka k rz y w d a się dzieje „ n iew in n y m “ ich w s p ó łw y z n a w c o m ze stro n y nip. U rzędu S k a rb o ­ w eg o w Ś w ię to ch ło w ic ac h , a p. Tejtelbaum, dorad­

ca prawny Związku kupców żydow skich m. B ę­

dzina, w bezczelny i natrętny sposób poucza (?) urzędy skarbow e na Górnym Śląsku, tw ierdząc, że nie znają się na ustawach.

Ż y dow ski zaś „ P rz e g lą d ś lą s k i" , organ ż y d o - stwai „górnośląskiego", k tó ry m ożna n a z w a ć -po­

liczkiem', w y m ierz o n y m w godność ludu polskiego n a G órnym Ś ląsku, piórem ży d o w sk iej kanalji, k tó ­ ra p rz y je c h a ła n a Ś ląsk z W ilna a do W ilna przed kilku m iesiącam i z Rosji Sow ieckiej — robi hałas nie m niejszy w a rty k u le „Kupcy Zagłębia Dabr.

w w a lce o byt“.

G d y U rząd S k a rb o w y p ow iada — P łać, żydzie, co się należy Skarbow i Państw a — ż y d y za p o śre ­ d n ictw e m ró żnych p an ó w W iślickich, ró żn y c h Sel­

dom an ów , Ro-se-nbe-rgów i T ejtelb au m ó w p o w ia ­ dają, co takie żądanie jest nieznajomością ustaw ze strony urzędów skarbow ych, co takie żądanie jest nadużyciem , jest ich krzyw da, ... co takie żądania łamią odrazu ... całą K onstytucję na kaw ałki!

T y m c za se m § 53 R o zp o rząd zen ia M in isterstw a S k a rb u z dnia 8 sierp n ia 19-35 r „ D ziennik U staw Rz. P . 82, po w iad a, że w wypadku zetknięcia się z handlarzem w ędrow nym lub podróżującym, któ­

ry nie ma św iad ectw a przem ysłow ego, urzędy skar­

b o w e mają nietylko prawo, ale obow iązek zażądać od niego złożenia kaucji w tej w ysok ości, aby po­

kryta została należność za św ia d ectw o , ted y zł 180 + 3-krotna kara od należności na rzecz Skarbu Państw a, tedy zł 300. Razem zł 480! Gdy żyd nie chce płacić, lub nie posiada przy sobie g o tó w k ’, nietylko wolno, ale obow iązkiem Urzędu Skarbo­

w ego jest zasek w estro w a ć tow ar, jaiti posiada przy sobie.

Jeżeli np. firm y H u tte rre r i Feld i P ep i W iesen- fel-d posiada U 2bu a g en tó w , Skarb P aństw a pow i­

nien poorać 36.000 zł tytułem należności za św ia ­ dectw a przem ysłow e + 60.000 zł jako karę za oszukiw anie Skarbu Państw a.

Razem zł 96.000!

To je st należność tylko za ś w ia d e c tw a p rz e ­ m y sło w e. O prócz tego jesit rze c z ą w ięcej u lż p e ­ w n ą, że w szelkie tran sak cje, dokonane m iędzy agentam i i H u tterram i i Fel-dami i P ep i Wiesen-fel- dam'i nie są o p o d atkow ane, jeżeli chodzi o podatek dochodow y i obrotow y. Tym sposobem straty Skarbu P aństw a przew yższają wielokrotnie samą należność za św iad ectw a przem ysłow e. R zeczą te d y M in iste rstw a S k a rb u albo W y d z ia łu S k a rb o ­ w ego w K atow icach b y ło b y stw ierd zić, c z y firm y H u tte rre r i F eld i P epi W iesenfeld p łacą w -tej w y ­ sokości p odatek doch o d o w y i -obrotow y (p rz e m y ­ sło w y ), jaki pow inni płacić stosow nie do d o k o n y ­ w a n y c h transakcji.

Jeżeli ży dzi sam i nie poczuw ają się do o b o w ią z ­ k ó w w zględem P a ń s tw a , to u rz ę d y s k a rb o w e m u­

szą ich zm usić do tego, a u s ta w ow e mi karam i od­

s tra s z y ć od nałogow ego i p rz y ro d z o n e g o tej rasie d o k o n y w a n ia o sz u stw w o b ec S k a rb u P a ń s tw a !

Z -najw iarygodniejszego ź ró d ła i najbardziej k o m p ete n tn e g o w ty ch sp ra w a c h dow iad u jem y się ku sw em u o b urzeniu i zgorszeniu, że 99% podró­

żujących — żyd ów ugania bez św iad ectw przem y­

sło w y ch po Śląsku i po całej P o lsce!

M usim y te d y g o rąco prosić naszą w o je w ó d z k ą policję, b y szła n a rę k ę urzędom sk a rb o w y m , t. j.

miała w sw ej trosce interesy Skarbu Państw a i do­

m okrążców i rzekom ych podróżujących zatrzym y­

w ała i donosiła władzom skarbow ym o przekrocze­

niach U sta w y o podatku p rzem ysłow ym z dnia 15 lipca 1925 r., Dziennik U staw 79. Z rzeszen ia kupieckie na Ś ląsk u w p ra w d z ie często z w ra c a ły u w ag ę na o sz u stw a , d o k o n y w an e p rze z a g e n tó w i d o m o k rą ż có w ży d o w sk ich w o b e c S k a rb u P a ń ­ stw a , rez u lta t jednak taki, że liczba tych o szu stó w z am iast się zm niejszać, w z a trw a ż a ją c y sposób w z ra sta . D latego zad aliśm y sobie tro c h ę trudu i w kilku u rzędach sk a rb o w y c h z e b ra liśm y te c e n ­ ne inform acje, b y do w alki z najg ro źn iejszą plagą n aszą, z ży d o w sk im handlem d o m okrążnym , sta n ą ć w p einem uzbrojeniu.

N ależy jednak p am iętać, że doniesienie sarno w ładzom sk a rb o w y m nie w y s ta rc z y , na zasadzie bow iem obow iązujących ustaw protokuł karny po­

winien być spisany przez urzędnika skarbow ego w edług przepisanego wzoru.

T o te ż w m iejscow ości, gdzie -niema U rzędu S k arb o w eg o , policja w m y śl § 1-0 R ozpo rząd zen ia M in iste rstw a S k a rb u z dnia 24 c z e rw c a 1925 r„

D ziennik U s ta w Rz. P . 83, m a p raw o to w a r zająć, donieść o tern w ła d z y sk arb o w ej, w k tó re j okręgu stw ie rd z o n o p rze k ro c ze n ie i do niego w inna sk ie ro ­ w a ć p o d atn ik a, o czyw iście pam iętając, .... ab y żyda po drodze nie zgubić.

O p ró cz w y m ien io n y ch ro zp o rz ą d ze ń M in iste r­

stw o S k aro u w y d a ło U sta w ę o u p raw n ie n iac h o r­

g an ó w w y k o n a w c z y c h w ła d z s k a rb o w y c h z dnia 14 grudnia 1923 roku, ogłoszoną w D zienniku U sta w Rz. P . Nr. 5 z roku- 1924.

P rz e p isy w y k o n a w c z e , z a w a rte w w y m ien io ­ nej u staw ie, -są tak p rz e jrz y s te i przyznawają policji tak obszerny zakres działania, że w każdej chwili palicjant ma prawo dom okrążnego handlarza albo podróżującego zrew id ow ać, a towar odebrać na rzecz Urzędu Skarbow ego.

G d y b y w ła d z e policyjnie na G órnym Ś lą sk u ze­

c h c ia ły choćby w c ią g u najbliższego m iesiąca w y ­ k o rz y s ta ć z ća-łą en erg ią i w -całej rozciągłości te upraw nienia, jakie d a ły im odnośne u s ta w y i ro z ­ p orządzenia, ży d o w sk i handel d o m o k rą ż n y na G ó r­

nym Ś ląsk u m u siałb y p rz e s ta ć istnieć.

Chodzi tylko o w spółdziałanie policji z w ładza­

mi skarbow em i!

M y nie w ątp im y , że nasz p a trjo ty c z n y policjant przypom ni sobie te w s z y stk ie u s ta w y i ro z p o rz ą d z e ­ nia i w Imię in te re su p a ń stw o w e g o i n aro d o w eg o już od dziś z c a łą cn erg ją w p ro w a d z i je w życie, zjednując sobie szacu n ek i se rc e n a jsz e rsz y c h m as ludu polskiego n a Górnym- Ś ląsku, W o jew ódzkiem u zaś S ąd o w i A dm inistracyjnem u, k tó ry ta k hojną rę k ą w y d a je p a te n ty w ę d ro w n e , z w ra c a m y uw ag ę na szczegół -następujący: W ielu Ś lą za k ó w (np. k a ­ ru zełarzy ) p ró b o w a ło w y je ż d ż a ć n a o d p u sty d o m iej­

scow ości, poło żo n y ch w innych dzielnicach P olski.

Zezw oleń potrzebnych jednak tam nie u zy sk a li!? ! W ładzom sk a rb o w y m n a to m ia st -przypom inam y, że M in isterstw o S k a rb u z w ra c a u w ag ę -na to, aby nie w yd aw ano św ia d ectw bez okazania patentów w ędrow nych albo innych potrzebnych zezw oleń, tym czasem urzędy skarbow e z poza Śląska (zw ła ­ szcza w Sosnow cu, O św ięcim iu i Będzinie!) wydają św iad ectw a p rzem ysłow e i nie żądają przedłożenia patentu w ędrow nego.

1 ym sposobem dziesiątki ty się c y c h a ła e ia fz y ze św ia d ec tw a m i prze-mysłowe-mi, n ato m iast bez p a­

te n tó w w ę d ro w n y c h w łó c z y się c a ły dzień B oży po Śląsku,

Nie p o z o sta je nam ni-c w ięcej, tylko oddać ich pod opiekę naszej policji. T a m a n o w ą sposobność czynnie ujaw nić sw ój p a trio ty z m i d o brze -przysłu­

ż y ć się Państw u- i ludow i górnośląskiem u.

Na zako ń czen ie dodajem y, że p o siadam y do­

kładne info-rma-cjie, iż chałaciarnia domokrążna na Śląsku pośredniczy w szm uglowaniu tow arów od granicy niemieckiej do w ew nątrz Państw a.

D latego w ła d z e policyjne po w inne w y k o rz y s ta ć w całej rozciągłości te upraw nienia, jakie daje im w szczegó-ln-oś-ci § 10 R o zp o rząd zen ia M in iste rstw a S k a rb u z dnia 24 c z e rw c a 1925 r., D ziennik U staw

Rz. P. Nr. 83. Alojzy Mach.

I mali chłopcy rw ą się do czynu!

Wojewódzki Komitet Obywatelski otrzym ał list, jeszcze niewprawną ręką małego chłopczyka pisany, treści następu­

jącej : „W imieniu całej klasy proszę Panów o przysłanie nam 10 egz. odezw y p. t. „Do czynu! Górny Śląsk tonie w żydowskiej powodzi11 za darmo, bo chcemy rozdać między uczniów. Życzę Wam wielkiego powodzenia. Z Wysokiem poważaniem Mikołajec Wilhelm, Rybnik, Państw ow e Gimna­

zjum, uczeń kl. II b.“

Okazuje się, że odezwa potrafiła poruszyć młode serca i zagrzać je do czynu! Obyśmy takich Wilhelmów Mikołaj- ców mieli jak najwięcej! I czy m am y jeszcze nie wierzyć w nasze zw yc ięstw o?

P rz e d ru k wzbroniony.

Z winy drukarza.

Nowela.

P rz e z mroczny gąszcz leśny na granicy polsko-rosyj­

skiej, przedzierał się mężczyzna wzrostu słusznego, ale trochę przygarbio ny. Zarośnięta i zapadła -twarz jego zdradzała nie­

pokój i wycieńczenie. Stąpając z największą ostrożnością, co chwila przystaw ał, nadsłuchiwał z u w agą i ni-by ścigany zw ierz rozglądał się trwożn-ie na wszystkie strony. Złamany na duchu, obdarty i zaniedbany, w butach pełnych dziur i za ­ błoconych po kolana, z niedużym tobołem na plecach, robił w rażenie zbiega, szukającego schronienia przed ścigającem go

„p raw em “ bolszewickiem.

Któż byłby w stanie, odgadnąć, że pod ubiorem tego nę­

d zarza kryje się szlachcic polski, zrujnowany doszczętnie przez bolszewików?

Nazywał się Maciej Szumlewicz. W ydzie dzic zony przez bolszewików z ziemi dziadów, pradziadów — zasiedziałych w Kijowszczyźnie od niepamiętnych czasów — nie mając już żadnych środków do życia, ani widoków na lepszą przyszłość, postanowił uciec z sowieckiego piekła. P rz e k lę ty kraj bo­

wiem — który cały swój rozwój kulturalny zawdzięczał przod­

kom zbiega, a był przez przodków Szumlewicza kochany ca­

lem sercem i duszą — stał się d l i ostatniego z rodu, Macieja, dziś zbiega, piekłem n-ajprawdziwszem.

Krainę przodków swoich Szumlewicz znienawidził tern więcej, że — oprócz majątków, które mu rozgrabiono, i ziemi, k tórą nowi w ła d c y Rosji „wspaniałomyślnie“ rozdzielili mię­

dzy chłopów — bolszewicy zamordowali mu żonę i uprow a­

dzili ze sobą jedyną, 18-letnią córkę.

Szukając dróg przez b o ry i lasy, ze skromnym w ęzeł­

kiem na plecach, zawierającym cały jego dobytek i spuściznę po przodkach, p ow ędrow ał ku granicom Polski. Do wsi zar- glądał rzadko, a miasteczka i miasta omijał, wyczuwają c in­

stynktownie, że tylko droga bezludna ułatwić mu może do­

stanie się do granicy Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej bez jakichkolwiek przeszkód. A tam już, po drugiej stronie granicy, był kraj umiłowany, wytęskniony, drogi jak serce matczyne, tam był kraj, k tó ry — jak w ierzył — przygarnie go do łona swego, jak ukochanego i wiernego syna.

W miarę zbliżania się do granicy, serce zbiega uderzało coraz mocniej i żywiej. Jeśli radość jego zagłuszała obawa przed samem przekroczeniem granicy, to jednak sama jej bli­

skość dodawała mu odwagi i pewności siebie. Mimo znuże­

nia i głodu, k tóry mu niewym ownie dokuczał, czuł się szczę­

śliwy i szedł coraz raźniej. Tłumok na plecach mniej ciążył, opuchłe nogi przestały go palić.

W iara w szczęśliwe przekroczenie granicy zbawiła go!

Gdy znalazł się na ziemi polskiej, Szumlewicz czuł, jakby w y ro s ły mu skrzydła. Odzyskał wolność i przestał być zbie­

giem. Z radością nieopisaną padł na ziemię rodzinną i z wdzięcznością wielką całował każdą wierzbę, każdą brzozę i każdy kamień, który ścielił się na powitanie do jego stóp.

* * *

Dzięki poparciu znajomych, odnalezionych na bruku sto­

łecznym, Szumlewicz otrzym ał pracę w pewnej pryw atnej in­

stytucji handlowej. Mimo minionej świetności, otrzym ał sta­

nowisko mniej, niż podrzędne, bo na wszystkich w yższ ych sie­

działy już żydy.

Szumlewicz ukończył niegdyś stu-dja zagranicą, władał językami, posiadał maniery. Lecz co -to w szystko znaczy wobec tego, że był tylko Polakiem i katolikiem? To też ciągle dawano mu odczuć, że się mu w y rz ąd z a łaskę i za p ew ­ niano go, iż zajmowana prze z niego posada, bardzo zresztą li­

cha, jeszcze jest za w ysoka dla Szumlewicza.

Spełniając obowiązek, który zapewniał mu jaki taki byt, Szumlewicz jednak nie uskarżał się wcale. P ra c o w ał sumien­

nie, żył skromnie i odpychał od siebie myśl o czasach, kiedy żył w dostatku, zw łaszcza że w tej chwili nie miał już żad­

nego celu w życiu. Żona w szak skonała w jego ramionach od głębokiej rany, zadanej jej bagnetem w piersi, gdy zastawiała sobą swe dziecko jedyne przed pożądliwością zwierzęcych w ładców Rosji, zaś 18-le’tnia w ów czas Marysia, porwana przez czerwonych zbirów i katów, przepadła bezpowrotnie. Przed kim więc miał się uskarżać? P rz ed obcymi, którzy go nie chcieli zrozumieć i uważali go za konia roboczego?... 1 czego miał się uskarżać, jeśli nie mając dla kogo żyć, przyjm ował w szystk o jako okrutne przeznaczenie losu bez najmniejszego szemrania?

Co innego, gdyby miał choć córkę przy sobie. Żyłby jej szczęściem i radow ałby się jej radością. Bo czy to nie rozkosz patrzeć na dziecko, które odzyskało Polskę w y m arz o ­ ną i piękną, ten sen swój wieczny i nicziszczony? Prz ecież ona ten kraj tak bardzo ukochała i tęskniła do niego całą sw o­

ją dziewczęcą duszą, w której burzliwe fale Dniepru rozkoły ­ sały potęgę miłości i tęsknoty bez granic. Tak!... Gdyby miał ją przy sobie, kto wie, czy nawet nie darow ałby bolsze­

wikom, doznanych od nich krzywd, w ra z z ziemią, lasami, łą­

kami i całą spuścizną po przodkach, z tak drogiemi sercu pa­

miątkami, zw łaszcza że widokiem swoim przypominały nie­

tylko chwile, najwyższego szczęścia, ale największego nie­

szczęścia.

Mając poza sobą rok służby, Szumlewicz uzyskał urlop i wyjechał dla poratowania zdrowia do Zakopanego. Długa, męcząca podróż osłabiła go jeszcze bardziej. Jednak gdy do­

tarł do Zakopanego, w y b ra ł się już nazajutrz na dłuższą prze­

chadzkę. Wspinając się na mniej strome góry lub wyciągając się na polankach tw a rz ą do słońca, przepędzał czas pobytu na wolnem i upajającem powietrzu.

Taki sposób kuracji nic pozostał bez skutku. Świeże powietrze spotęgowało apetyt, a potrawy, sporządzane ręką zawodowej kucharki i podawane we w łaściw ym czasie, do­

dały mu sił. Kilkutygodniowy pobyt w górach postawił go na nogi. Schorzały starzec odzyskał zdrowie i czuł się dobrze, omal nie jak ongrś, gdy żył spokojnie i beztrosko w ob­

szernych sw ych majątkach nad Dnieprem.

Szumlewicz począł liczyć już nie dnie, ale ostatnie godziny szczęśliwego pobytu w Zakopanem. Czuł się wyśmienicie i był zdrów. A zdrowie jest droższe, jak pieniądz i wszelkie skarby świata.

Do odjazdu pozostało zaledwie 2 dni. Ja k zw ykle udał się Szumlewicz do parku obok pensjonatu już wczesnym ran­

kiem. Po drodze wstąpił do zarządu pensjonatu, celem załat­

wienia ostatnich formalności, związanych z wyjazdem, przy najmniejszym o te j porze natłoku interesentów. P rz y tej spo­

sobności kupił listę gości kuracyjnych i schował ją do kie­

szeni. Przeglądał ją dopiero w swoim pokoju podczas śnia­

dania. W poszukiwaniu za znanemi nazwiskami, stało się jed­

nak coś nadzwyczajnego. Ręka zadrgała mu nagle, a łyżeczka w ysunęła się z rąk i spadła z brzękiem na podłogę. Chcąc ją podnieść, ściągnął obrus ze stołu w raz ze szklanką gorącej herbaty.

Szumlewicz syknął z bólu i zerwał się od stołu.

- Co się dziś z panem sta ło? — zagadnęła go jedna z kuracjuszek ,która zwykle siedziała przy stole naprzeciwko niego.

Starzec nie odpowiedział nic, a raczej nie miał sił odpo­

wiedzieć. Nie zwracają c uwagi na oblane spodnie i oparzone kolana, wybiegł ze sali, nie żegnając się z nikim. Zdyszany, zziajany, zatrzymał się dopiero przed „W arszaw ianką", naj­

wykwintniejszym pensjonatem w ZaktTpanem. Gdy znalazł się w ew nątrz, zapukał do drzwi, na których był napis „Zarząd“.

(3)

Nr. 1 D O C Z Y N U ! Str. 3

Dak sie wyraża Małka Szmulewicz z Biura rozdzielczego blachy cynkowej przy Spółce Gieschego o Ślązakach?

liieobyuatelskl czyn p. Inż. Olszewskiego z Królewskiej Huty.

U rząd' B ud o w lan y w M a g istra c ie m. K ró lew ­ skiej H uty, na czele k tó re g o stoi p. inż. O lszew ski, zakupił za sum ę około zł 4000 u ż y d a K einsa m a­

teriału n a 112 zasłon do okien dla szkół. O ferty zło ży ły 3 firm y p o lsk o -c h rz e śc ijań sk ie : P rie b e , Sie­

rad z on i Dom K onfekcyjny. Z am ów ienie jednak o trz y m a ł żyd Keins. G dyby to zam ów ienie udzielił p. inż. O lszew ski firm ie nlem iecko-chrześcijańskiej, m ógłby się tłum aczyć, żc N iem cy także są p o datni­

kam i, te d y M a g istra t w y łą c zn ie o k u p c a ch polskich nile m oże pam iętać. Ale g d y oddał żydow i, co m oże m ieć na sw oje usprawiedliwienie, g dy żydzi na Ś lą­

sku, c h w a ła Bogu, stan o w ią jeszcze m ały procent w stosunku do ogółu ludności.

Nie w ą tp im y tedy, że p. p re z y d e n t S p a lte n stein, znany na Ś ląsku ze sw y c h w y so k ich w a rto śc i o b y ­ w atelskich, zaprosi p. inż. O lszew skiego na c zarn ą k a w e do siebie i w w olnej chwili od obow iązko­

w ych zajęć udzieli mu dłuższej lekcji o ob o w iąz­

kach o b y w atelsk ich w zględem kup lec tw a polskie­

go na Ś ląsku. Mimo tej lekcji, prosim y jednak n.

p re z y d e n ta Spal tens tein a o roztoczenie ojcow skiej opieki nad U rzędem B udow lanym w K rólew skiej Hucie.

Bohaterstwo policjanta.

Właściciel Hotelu D w orcowego w Królewskiej. Hucie miał wesołą przygodę z żydami. Jeden żyd wynajął pokój z Nr. 5.

Najprzód gość opowiadał, że jest Włochem, a później twier­

dził, że jest Anglikiem, a sprzedaje to w ar tylko angielski.

— Jeżeli jesteś, żydzie, Anglikiem albo Włochem, to ja jestem murzynem! — śmiał się hotelarz, ale pokój wynajął.

W kilka dni potem hotelarz zauważył, że coś za wiele...

Anglików i Włochów p rzebyw a w hotelu. W ezw ał policjanta i udał się z nim do pokoju z Nr. 5. Okazało się, że w tym jed­

nym pokoju na podłodze, usłanej... angielskimi materiałami, kołysało się w błogim śnie 16... Anglików i Włochów. Każdy miał pod głową tobołek z angielskim materjałem, a na sobie chałat.

Hotelarz uciekł, bo wydało się mu. że powietrze w po­

koju jest przesycone... fosgenem, albo jakimś jeszcze silniej­

szym gazem trującym.

Jedynie policjant w y trw a ł na posterunku. Poniew aż ani jeden... Anglik i Włoch nie był zameldowany, policjant w s zy ­ stkich poprowadził na komisariat.

Faktycznie trzeba bohaterstw a, aby spełniać swój obo­

wiązek w zamkniętym pokoju, gdzie spało 16 ch a ła cia rz y !...

Dowód lojalności żydowskiej.

P a n Schteifm ann, ży dek n a p ły w o w y , k tó ry sw o ją osobą przy o zd o b ił ulicę 3-go M aja 7 w K ato­

w icach, już przed 3 laty, o tw iera ją c c a ły skład m ę­

skiej g a rd e ro b y , ulokow ał k artk ę, w ła sn o rę c z n ie n a ­ pisaną, tej treści : „1 älter. Lehrmädchen und 1 Lehr- junge kann sich melden“.

1 ito się n a z y w a polski ż y d ! ? ! W te n sposób, p rz e z w y w ie sz a n ie ogłoszeń w y łą c zn ie w języku niem ieckim , l a c h a ła c ia rn ia pom aga zespoleniu Ś lą­

ska z M acierzą, jak op o w iad a w k ażdym num erze ta red a k c y jn a kanaljia» z żyd o w sk ieg o „P rze g ląd u Ś lą ­ s k ie g o “.

Gzy takie fak ta m ożna p odaw ać do w iadom ości publicznej w innym to n ie ?

M y o strz e g a m y ż y d o stw o w sch ó d nie przed p ro ­ w o kow aniem w ten sposób n a szy c h uiczuć narodo­

w y ch n a Ś ląsku, bo m y ty lk o w y c ią g a m y kon­

sekw encje z w a sz e g o po stęp o w an ia!

P rz yjął go sam właściciel pensjonatu, z wyjątkowo uprzej­

mym uśmiechem na tw arzy.

— Czy pan w spraw ie pokoju?

— Nie, panie! — odparł ż y w o Szumlewicz. — Chciałem natomiast zasięgnąć bliższych informacji o pannie Marji Szum- lewiczównie, która — jak w yczytałem dziś w liście gości — mieszka właśnie w tym pensjonacie.

- Czy pan jest urzędnikiem policji śledczej? — badał niedowierzająco sam właściciel pensjonatu.

- Bynajmniej, sz anow ny panie. Ale nie ulega najmniej­

szej wątpliwości, że odnalazłem tu swoją córkę...

Z informacji właściciela pensjonatu wynikało, że panna mieszka pod numerem 13-tym i przyjechała do Zakopanego przed tygodniem... z Będzina, czy Sosnowca. Jeśli zaś wie­

rzyć temu, co ro zg a d y w a ła na wszystkie strony, miała być osobistą, t. j. familijną, sekretarką naczelnego dyrekto ra jed­

nego z najpoważniejszych przedsiębiorstw górniczo-hutniczych na Górnym Śląsku, czy jakiegoś syndykatu od kwasu siarko­

wego... czy naw et od blachy cynkowej z Katowic.

Po upływie kilkunastu minut nie było, zdaje się, na całej kuli ziemskiej bardziej szczęśliwego człowieka od uradow a­

nego ojca. Po wybadaniu służby. Szumlewicz miał już do­

kładny rysopis kuracjuszki, wiedział, jak wygląda, ile ma lat, a nawet, jaką nosi garderobę. , .

— To ona! — pow tarzał w zachwycie i szczęściu. — To tylko ona, moja Marysia ukochana i córuchna najmilsza. Blon­

dynka, lat 22... W szystko się zgadza z największą dokładno­

ścią. '

Dla stroskanego ojca nie ulegało najmniejszej wątpliw o­

ści, że to jego córka. Bo czy mogło być inaczej? Gdy do­

wiedział się, że panienka udała się w to w arzystw ie kilku mło­

dych panów na wycieczkę, nie mając pewności, kiedy powró­

ci, a chcąc ją zobaczyć jak najprędzej, postanowił czekać przed pensjonatem aż do jej powrotu.

A to się moja M arysia ucieszy, g d y mnie zobaczy? — pow tarzał w uniesieniu, jak dziecko.

Mijały godziny, długie jak wieczność, ale bez wszelkich wyników. Minęło południc, a panna Marja wciąż jeszcze nie w racała. Zachodzące słońce, szarzejący mrok, gwiaździste niebo za staw ały kolejno oczekującego przed pensjonatem ojca, który dla widoku utraconej przed laty córki, zapomniał o o- biedzie, podwieczorku, wieczerzy.

Późną już porą, bo dobrze po połnocy, przystąpiła do niego pokojówka i zawołała: Proszę pana!... Panienka już

wróciła!... ; ..

( D o k o ń c z e n i e n a s t ą p i ) .

M ałka Szm ulew icz, k tó ra b ard zo ch ętn ie p rz e d ­ sta w ia się sw oim znajom ym i nieznajom ym jako Marja Szum lew icz, szlach cian k a, je s t sobie z w y k łą Ż ydów eczką z Sosnowica, a nie różni się w c a le od podobnych jej innych Żydow ic z Będziniu, O św ię ­ cimiu, czy C hrzanow iu. Z apach potu cebuli i rz o d ­ kwi z gęsim sm alcem , donośny i o p ry sk liw y głos. a p r zed e w s z y st kie m n iesły c h an y tupet, w ro d zo n a jej rasie bezczelność, aro g an cja i ch ęć poniżania innych

— oto jej w ie rn a c h a ra k te ry s ty k a .

W czasie n a p ły w u c h a ła c ia rm w schodniej na Śląsk, w spólnie zę sw ym i rodakam i po stan o w iła panna M ałka sw oją o so b ą przy o zd o b ić S półkę G ie­

schego. W śró d h u rag a n o w ej of en ż y w y żydow skiej na w sz y stk ie placów ki handlow e i p rze m y sło w e na Ś ląsku, trudności panna M ałka nie m iała. W Spółce G ieschego ż y d o stw o m iało już sw oich am b a sa d o ­ rów . T akim a m b a sa d o re m b y ł tam up. „M ichał’’ Al- b erg, k tó reg o daw niejsze sp raw k i niezm iernie c h a ­ ra k te ry s ty c z n e i ogrom nie ciek aw e m ają sw oją historię w aktach ad w okackich, znajdujących się w kancelarii p. m ecen asa K ijeńskiego w W a rsz a w ie...

Dzięki w łaśn ie poparciu te g o a m b a sa d o ra ż y d o stw a w S półce G ieschego, panna M ałka zo stała z a tru ­ dniona w c h a ra k te rz e sten o ty p istk i w B iurze ro z ­ dzielczym blachy cy n kow ej p rz y ul. W ojew ódzkiej nr. 58.

Na 30 milionów P olaków , nie było bowiem na to miejsce ani jednej P olki-katoliczki!?!

M ając tak solidne „ p le c y “, nic dziw nego, że panna M ałka już po kilku ty godniach w y sy p ian ia siię na m aszynie do pisania i opow iadania, o cie k a ją ­ cych tłuszczem będzińskim „dbw ciapów ", nagle z a ­ c h o ro w a ła . Ze w zględu na form alności, n ale ż a ło je­

dnak p rzed ło ży ć św ia d ec tw o lek a rsk ie . W tym celu udała się ipanna M ałka do D r. H urtiga, k tó ry isto­

tnie w y d a ł jej takie św ia d ec tw o w ra z z o rze c z e ­ niem, że jeg o p a c je n tk a musi n a ty c h m ia s t w y jech ać do Zakopanego.

No i b y ło b y w sz y stk o w porządku, ale, po po­

w rocie do biura, chcąc się pochw alić, że tak prędko w ró ciła, ję ła o p o w ia d a ć : „Co w poczekalni było tyle tej górnośląskiej hołoty z parszyw em i dziećmi, co gdybym miała czekać na kolejkę, tobym musiała szed zecz do w ieczora!“ I tu opisała, jak ch cąc tę

„hołotę“ i „parszyw e dzieci“ uprzedzić, zadzw oniła

Co to będzie?

F irm a polsk o-chrześci jań sk a — Bracia Henne- berg, W arszaw a, ul. W olska, Fabryka w yrobów pla­

terow anych — po siad a na Ś lą sk u w o ja z e ra żyda.

C c to będzie, panow ie H enneberg, g dy ogłosim y bojkot w a s z y c h w y ro b ó w i ani jeden kupiec-P olak na Ś lą sk u nic u w a s nie zam ów i, a ludność polską z a w e z w ie m y do n ie z a o p a try w an ta się w w a s z e w y ­ roby. Na odpow iedź c z ek a m y dni 14!

* * *

F irm a pofsko-chrześcijańska —< Płonka, Poznań, Zagórze 6, Fabryka w yrobów m etalow ych o b d a­

rz y ła z a stę p stw e m na Ś ląsk ż y d a M atiasa.

Jeże® firm ę p o znańską trz e b a um ieszczać na czarn ej liście, to już źle! P a n o w ie , p o p raw c ie się!

P ro sim y o zlikw idow anie sw eg o M afjasa rów nież do dni 14.

M at.iasy są dobre...- ale n a półm isku i w lodzie!

Za takie M at.iasy. lakierni n a s o b d a rz a ip. P łonka, serd eczn ie dziękujem y. Do ty ch sm aku nie nabie­

rzem y !

* * *

F irm a polskość lir ze ści jańsk a — P . Łętkowski, W arszaw a, N ow y Św iat 43, Fabryka w yrobów sre­

brnych —1 o d d ała sw e z a stę p stw o na Ś ląsku żydow i W einsztokow i.

T a k ż e p rosim y o zabranie ze Ś ląsk a p. Weim- szto k a do dni 14.

Kto znnrosza chnlnciarza do magazunuprzv Urzędzie celnym w Katowicach?

P rz ed tygodniem przechodził obok magazynu przy U rzę­

dzie Celnym w Katowicach jeden z kupców-Poiaków. Gdy ujrzał tam 5 żydkó-w w chałatach, wszedł również do w e ­ wnątrz. W magazynie ty m bardzo często odbywają się licy­

tacje skonfiskowanego towaru. Otóż w tym momencie, gdy wszedł kupiec — Polak, owe żydki w chałatach oglądały so­

bie towar, a urzędnik im coś gęsto tłumaczył. Po chwili urzędnik zauw ażył kupca-Polaka.

— Czego pan tu chcesz? — pyta groźnie urzędnik.

Widzę, że się sprzedaje towar, więc i ja może kupię!

— odpowiada kupiec.

- Czy pan był proszony? — rzuca pytanie urzędnik.

— Proszony nic jestem, ale mi się zdawało, że tu jakaś licytacja! — odpowiada kupiec — Polak.

— Tak! Licytacja! Ale tylko tych panów zaprosiłem!

— oświadcza urzędnik.

P o w y ż szą rozmowę podajemy bez komentarzy!

W y r y w a się nam tylko okrzyk: Skandal!

Gdyby to ż y d a s p o t k a ł o , z r o b i ł b y się k r z y k , co już c a ł a K o n s t y t u c j a po larna.. . n a k a w a ł k i !

D o m a g a m y się d y s c y p l i n a r n e g o d o c h o d z e n i a w o b e c t a ­ k i e g o p o s t ę p o w a n i a p a ń s t w o w e g o u r z ę d n i k a .

Następny numer ukaże się 15 listopada.

do Dr. H u rtig a i z a obiecane honorarium z o s ta ła n a­

ty ch m iast w pu szczo n a ... od ty łu , t. j. ty lnem w ejściem .

I cóż ty ma to, polski ludu górnośląski ? Cóż w y ma" to, m atki, żo n y i córki chłopów i robotników g ó r­

nośląskich, gdy ta k a M ałka dzięki odebranym za­

robkom córkom w a sz y m , u p rzedza nas na -każdym kroku, sc h o rz a łe m atki i żo n y n a z y w a hołotą, a dzieci1 nasze c h o re, bo nied o stateczn ie odżyw iane, n a z y w a publicznie w biurach Spółki G iesch eg o -p ar­

szyw em u?

C zy nie czas n a czyn w ielki ze stro n y naszej, ch ło p ó w i ro botników g ó rn o ślą sk ic h ? C zy nie cz as uśw iadom ić sobie gro zę tego s tra sz n e g o niebezpie­

c z eń stw a , jakie z a g ra ż a Ś ląskow i ze stro n y ży d o ­ s tw a w sc h o d n ieg o ?

A któż jest bezpośrednim zw ierzchnikiem takiej M a te i? Ano, Polak, D r. M ierzejew ski!

I cóż on na to ? A nic! G dy mu o tern donie­

siono, o św iad czy ł, (słuchajcie chłopi i robotnicy gór­

n ośląscy!) że w biurze niem a ży d ó w , a tylko ... p ra ­ co w n icy ! Ale sam paminę M ałkę o tacza p raw d ziw ie o jcow ską opieką!

O tern jed n ak w n u m erze n a s tę p n y m !

T y m czasem apelujem y do w sz y stk ic h b e z ro b o ­ tnych P o lek -Ś lązaczek , um iejących pisać na m a sz y ­ nie, b y zgłosiły sw e a d re sy do R edakcji „Do C zy n u “ . A dresy te p rześlem y p. M ierzejew skiem u, by się opam iętał w nam iętnem otaczaniu sw oją opieką so­

snow ieckich M ałek i zaw rócił z drogi, k tó ra p ro ­ w adzi do ro z g o ry c z e n ia w śró d ludności polskiej na G ó rn y m Ś ląsk u w zględem P a ń s tw a Polskiego, choć M atka-O jiczyzna nic tem u nie w inna, że m a takich sy nów , jak panow ie M ie rz eje w sc y i jem u podobni.

W ojew ódzki zaś K om itet O b y w atelsk i dllia obrony G órnego Ś lą sk a p rze d zalew em żydow skim , skupia­

jący pod sw oim sz ta n d a re m rep re z en ta n tó w w s z y s t­

k ich stan ó w na Śląsku, dom aga się ze stro n y p. inż.

D w o rz a ń c z y k a, g en eralnego d y re k to ra Spółki G ie­

schego, pełniej saty sfak cji za obelgi, rzucone w tw a rz polskiem u ludowi g ó rnośląskiem u przez Ży­

dow ice sosnow ieckie, któ re angażują po d w ład n i u rzęd n icy p. inż. D w o rz a ń c z y k a i otaczają czułą opieką. Jed y n ą saty sfak cję, jak ą u zn am y za d o s ta ­ teczną, będzie n a ty c h m ia sto w e w y rz u c e n ie - M ałki za drzw i Spółki G ie sc h e g o !

Kaczka... na ul. 3-go Maja.

Przyjechał sobie do. Bydgoszczy przed kilku laty p.

Kaczko i otw orzył tam skład z konfekcją damską. Dotąd pra­

sa bydgoska ostrzegała społeczeństwo polskie przed tą Kacz­

ką, aż tej kaczce zabrakło sil do zanurzania swego dzioba w w handlu bydgoskim. Ponieważ dowiedział się, co n a Śląsku lud poczciwy, bo nie przejawia najmniejszego oporu wobec napływ ow ego żydostw a, p. Kaczko nabył lokal, przy ul. 3-go Maja 5, który jeszcze w te j chwili zajmuje firma, samochodowa

„Esper“ i przeprowadza się do Katowic z całą swoją dam ską konfekcją, z którą w Bydgoszczy nie wiedział, co robić. W tym samym dniu, gdy ukazała się nasza odezwa, nawołująca polski lud górnośląski do wielkiego czynu, p. Kaczko podpi­

sał umowę. Teraz bardzo żałuje sw ego czynu, b o taki1 sam los spotka jego dam ską konfekcję na Śląsku, jak w Bydgoszczy.

Panie Kaczko! Wielkie nieszczęście! Ojjj!

Apel do P.P. PodosRiego, Reumaux iKnothego,

gen. dyr. Skarbofermu i Chorzowa.

D onoszą nam , że R a d y załogow e w C horzow ie i n a k opalniach sk a rb o w y ch w y s ta w ia ją aisygnaty na zakupno to w a ró w w y łą c zn ie do firm żydow skich.

Specjalnie u p atrzo n o sobie firm ę konfekcyjną Griin- zeig era w Król. H ucie, ul. W olności narożnik S ien­

kiew icza i Of nera p rz y ul. W olności. Dzięki tej w y ­ sokiej protekcji R ad z a k ła d o w y c h p rze d sięb io rstw p a ń stw o w y c h , G rü n zeig er zd ąży ł już n abyć 3 k a ­ m ienice w K rólew skiej Hucie, a O m er 2.

W c äle b y to nie dow odziło, by w firm ach ż y ­ dow skich m iały m iejsce skrom ne zarobki. N atom iast jeś® chodzi o kupca polskiego, b y lib y śm y w w iel­

kim kłopocie, a b y w y sz u k a ć choć jednego, k tó ry b y nab y ł choć ćw ie rć kam ienicy po objęciu G órnego Ś ląsk a p rzez P olskę.

K up cy -P o lacy ubożeją, a ży d y kupują po trz y kam ienice.

G o rą c o p ro sim y w ym ienionych P a n ó w G ene­

raln y ch D y re k to ró w o ła sk a w e odbycie konferencji z przed staw icielam i R ad załogow ych. Sam i robo­

tnicy tw ie rd z ą , że teg o ro d z a ju c z y n y ze stro n y R ad zało g o w y ch są nie ty lk o n ieobyw atelskie, ale nie­

m oralne, złe języki bow iem tw ierd zą, że ta m asow a w y s y łk a ro b o tn ik ó w polskich w y łą c zn ie do sk ła ­ dó w ży d o w sk ich n ie dzieje się dla tego, aby kuipiec- ży d m iał piękniejsze oczy. niż kupiec-P olak! ?!

'Śt. 3f£uvzan>a, (Ryimifc

ulica S obieskiego nr. 13, vis-a-vis Hotelu Świerklaniec i ^ ł a d f z o n f e t z c i i i bielizną/

M a te rja ły n a u b ra n ia i d o d a tk i (p o d sz ew k i etc.) k ra w ie ck ie w w szel­

k ic h g a tu n k a c h i w w ielk im w y b o rz e s ta le n a sk ład z ie . - S p ecjaln y sk ła d c z a p e k , o d z n a k i o z d ó b m e ta lo w y ch i h a fto w a n y ch d la w ojsko­

w y ch , u rz ę d n ik ó w , u c z e ln i w y ższy ch i to w a rz y stw ja k : ś p iew a c k ic h , so kołów , h a rc e rz y , p o w stań c ó w itp . - U rz ę d n ik o m p ań stw , i k o m u n a l­

n y m n a d o g o d n y c h w a ru n k a c h s p ła ty . - C e n y n a p ra w d ę b e z k o n k u re n c .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tu jest źródło tego paganizmu, którego ośrodkiem jest bynajmniej nie wieś zapadła, lecz stolice państw, gdzie kuje się żelazo gorące,.. by nie ostygto

Godzinami nieraz patrzyłem w drzwi, które czekają kogoś lub czegoś, całe zasłuchane, z zawiasów ku schodom się wyrywające, zdolne z trzaskiem rozbiec się w

Uczmvajac brak ten, postanowilismy wyda- wac zbiör piesni naszych ludowych, skromny i tani, ktöryby obejmowal i tekst i odnosne ich melodye. — Schlebiajac

Trzymając się takiego porządku w dążeniu do naszego jedynego celu, jakim jest Bóg, unikniemy rozczarowania, bo postęp nasz będzie powolny, ale stały.. Nie

tleem, ziemio Judzka, z żadnej miary nie jesteś najpodlejsza między Książęty Judzkiemi, albowiem z ciebie wynidzie wódz, któryby rządził lud mój

Prócz tego kółko rolnicze, jako stowarzyszenie zajmujące się wszystkiemi potrzebami gospodarczemi swojej okolicy jest tern samem jak gdyby reprezentacją, czyli

To też apelujemy do wszystkich członków, do wszystkich partyj narodowych, by stawiały dzielnych kupców na swoje listy.. I „Pielgrzym“ jest zdania, ie program

tego kierunku jest Pablo Picasso —malarz wędrownych kuglarzy i cyrkówek (początkowo). - Nie mam zamiaru w dzisiejszym artykule wtajemniczać niewtajemniczonych we wszystkie arkana tej