• Nie Znaleziono Wyników

Krakowski Miesięcznik Artystyczny : organ poświęcony sprawom: Muzeum Narodowego, Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych i Towarzystwa Upiększenia Miasta Krakowa. 1911, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Krakowski Miesięcznik Artystyczny : organ poświęcony sprawom: Muzeum Narodowego, Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych i Towarzystwa Upiększenia Miasta Krakowa. 1911, nr 5"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

KRAKOWSKI

MIESIĘCZNIK AKEST y CZKK

<a?caNPOswięcoNi?SPRAvot>i:

MTJZEUMNARODOWECSO

qrCW:PHZW:5ZTUKPIEiy«CH

T C f t f l J P i I ^ Z E ^ M K R A K C M l

RED?\KDiA?ADniNISTRftaa KRAK5WpbSZCZEB\ŃSK[:K

NUMER 5. I. C ZERW CA 1911 R.

(2)

K O N K U R S G R A F I C Z N Y

T ow arzystw o P rzyjaciół sztuk pięknych w K rakow ie ogłasza im ieniem p an a H enryka G rohm anna konkurs na ak w afo rtę w ykonaną jakim kolw iek sposobem p rzez polskiego a r ­ ty stę i w yznacza w tym celu trzy nagrody, m ia n o w ic ie : I. nagroda w ynosi 500 kor., II. n a ­ groda wynosi 300 kor., III. n agroda w ynosi 200 kor. Gdyby rezu ltat konkursu zupełnie nie odpow iedział oczekiw aniom , natenczas może sąd konkursow y p rzek azać p ierw szą nagrodę na konkurs roku n astępnego.

W A RU N K I: A kw aforty w inny być oryginalne, nie w ystaw ione nigdzie dotychczas.

J e s t życzeniem , aby ak w afo rty miały m otyw swojski. P race przezn aczo n e na kon k u rs nie- o p atrzo n e podpisem , należy oznaczyć godłem, jak rów nież k o p e rtę zap ieczętow aną, w k tó ­ rej p odane być m ają: imię, nazw isko i m iejsce zam ieszkania autora, n astęp n ie ta k ak w a ­ fortę, jak k o p ertę przesłać należy do S e k re ta ry a tu T ow arzystw a P rzyjaciół sztuk pięknych w K rakow ie (plac S zczepański 1. 4), a to najdalej do 15. c z e r w c a 1911 r. S k ł a d s ą d u k o n k u r s o w e g o s t a n o w i ą p p .: H enryk G rohm ann, J a n Skotnicki, oraz delegaci: T o ­ w arzystw a P rzyj, sztuk pięknych w K rakow ie P io tr Stachiew icz, A kadem ii sztuk pięknych re k to r T eodor A xentow icz i Muzeum N ar. dyr. Dr. F. K opera. N agrodzone odbitki p rz e ­ chodzą na w łasność ofiarującego nagrodę. Z nadesłanych p rac urządzoną zostanie najprzód w ystaw a w Z akopanem , gdzie się zbierze sąd konkursow y po jej urządzeniu i ro zd a n a ­ grody. W ystaw a p rzen iesio n ą będzie n astęp n ie do P ałacu sztuki w K rakow ie, gdzie znów T ow arzystw o poczyni odpow iednie zakupy akw afort, celem rozlosow ania m iędzy członków .

U prasza się rów nież pp. artystów , nieubiegających się o nagrodę, by nadesłali prace sw oje na pow yższą w ystaw ę.

D yrekcya Tow. P rzyj, sztu k pięknych w K rakow ie.

J e d y n e pism o c o d z ie n n e na k resa ch zach od n ich zaboru a u stry a ck ieg o :: ::

„DZIENNIK CIESZYŃSKI11

od lat sześciu z n aporem n ie ­ m ieckim i czeskim na Śląsk i zachodnie pow iaty G alicyi. — »DZIENNIK CIESZYNSKI«

pow inien być czytany w każdym domu polskim na kresach, w każdem stow arzyszeniu i lokalu publicznym w całym kraju. P rz e d p ła ta ro czn a 14 Kor., p ó łro czn a 7 K or. 20 hal., ćw ierćro czn a 3 K. 70 h. — A dres R edakcyi i A d m in istracy i: Cieszyn, przy ul. C iężarow ej.

W TOW. PRZYJACIÓŁ SZTUK PIĘKNYCH

W K RA K O W IE, PL A C SZCZEPA Ń SK I 4.

Telefon Nr 8 K onto poczt Kasy oszczęd. N r 30226.

M ożna n abyw ać każdego czasu obrazy, rzeźby, ak w afo rty i inne rep ro d u k cy e bądźto za cenę ryczałtow ą, b ądź też za spłatam i m iesięcznem i

r m □ i— i

B ilet ro czn y Tow. w cenie 10'20 K. z : 9 Mk. r r 4 Rbl., daje p raw o do jednej prem ii, w zięcia u działu w losow aniu dzieł sztuki zakupionych przez D yrekcyę oraz k a rt udziałow ych n a zakupno w edług w yboru a nadto daje praw o wolnego w stępu na zw ycz. w ystaw y w pałacu sztuki.

(3)

NR. 5. - 1911. REDAKCYA I ADM INISTRACYA: KRAKÓW, PLAC SZCZEPAŃSKI 4. 1 . CZERW CA

KRAKOWSKI

MIESIĘCZNIK ARTYSTYCZNY

ORGAN POŚW IĘCONY SPR A W O M :

M U Z E U M N A R O D O W E G O , T O W A R Z Y S T W A PR ZY JA C IÓ Ł SZ T U K PIĘK N Y C H I T O W A R Z Y S T W A U P IĘ K S Z E N IA M IA S T A K R A K O W A .

PRENUMERATA ROCZNA W Y N O SI:

W KRAKOWIE BEZ ODNIESIENIA DO DOMU . K. 4-— II Z PRZESYŁKĄ Z A G R A N IC Ę ... MK. 4 = RB. 2 — Z PRZESYŁKĄ W A U S T R Y I...5 ' - |j ZESZYT P O JE D Y N C Z Y ... K. -- 5 0

ROCZNIE UKAZUJE SIĘ DZIESIĘĆ ZESZYTÓW.

Z TOW. OCHRONY PIĘKNOŚCI MIASTA KRAKOWA I OKOLICY.

O C M E N T A R Z A C H W I E J S K I C H K O ŚC IÓ Ł K Ó W .

Rodzinna strzecho! i wiejski kościółku ! Jakby nie było — gdzieby się nie zwrócić.,, Wiecznie wracacie jak w zaklętem kółku.

By skrzepłą duszę ku miłości cucić...

W . P o l.

Człowiek dzisiejszy wymagający silniejszych podniet estetycznych nudzi się nawet w naj­

więcej postępowem mieście, pędząc bezmyślnie po długich i prostych jego ulicach o konwen- cyonalnym wyglądzie. Tenże człowiek gdy się znajdzie wśród wsi, której nie dosięgła jeszcze

» kultura miejska«, znachodzi tysiączne szcze­

góły, które go zastanawiają jako niezwykłe, świeże, oryginalne. Choćby też dziesiątki ta­

kich wiosek zwiedził, wszędzie odczuwa nowe życie i odkrywa nieznane bogactwa piękna.

Największy urok wywiera na niego harmonijne połączenie piękności natury z dziełami ludzkiej ręki. Możność sama takiego dostrojenia napawa go dumą niemałą. Zzieleniała od starości, wi­

chrowata strzecha zdaje mu się być raczej tworem lubującej się w krzywiznach natury, aniżeli wytworem jakiejś ściśle obmyślanej za­

sady konstrukcyjnej.

Szczytem tej często bezwiednej, a tak arty­

stycznej harmonii sztuki ludzkiej z dekoracyą przyrody, są nasze wiejskie kościółki murowane a jeszcze w wyższym stopniu drewniane, o ile zachowały swe naturalne otoczenie, t. j. o ile są okolone drzewami. Cała poezya wsi, jej najwyższy urok spoczywa właśnie w tym wieńcu drzew, z poza których prześwieca biała ściana

kościółka lub czerń jego tarcic, czy gontów.

Ręką pradziadów zasadzone wyrosły potężne ciesząc się nietykalnością należną jedynie oso­

bom Bogu poświęconym. Stąd też rzadko kiedy dotknęła siekiera ich konarów a dobroczynny ich cień szacuje sobie wysoko zarówno ksiądz pleban jak i cała gromada. Stoją one czujnie na straży domu bożego i nieraz już ochroniły go od pożarów powstałych w jego sąsiedztwie.

Odpowiadają też intencyom Kościoła, który żąda należytego odcięcia świątyni od reszty zabudowań świeckich. Dziwnie brzmi w uszach szum tych kołysanych wiatrem drzew pod ko­

ściołem, gdy się z nim łączy melodya pieśni pobożnej ; a jaka wspaniała gra barw, gdy ich liście i konary oświeci zachodzące słońce, któ­

rego promienie zdają się skupiać i potęgować w koło przybytku pańskiego ! Niekiedy bania­

sta wieża, czy krzyż zatknięty na szczycie sy­

gnaturki zdradzą zdała wnętrze tego świętego gaju. Czasem drzewa przerastają i zakrywają cały gmach i robią wrażenie, że lud ukrywa wśród nich wielką tajemnicę.

Wyciąć te drzewa, odsłonić kościół — to profanacya już nie tylko z punktu widzenia estetycznego, ale nawet liturgicznego. A prze­

cież przykład trzebienia lasów wpłynął na po­

walenie w wielu miejscowościach odwiecznych lip otaczających nasze kościółki wiejskie. Co wieki wypielęgnowały i czego strzegły jak oka w głowie, to zniszczył w jednej chwili kaprys i nierozsądek jednostki, która straciła czucie z przeszłością i szacunek dla prawdziwych cu­

dów piękności. Podobny wandalizm nie da się

(4)

54 KRA KO W SKI M IESIĘCZNIK ARTYSTYCZNY

usprawiedliwić żadną wymówką, a przytaczane zwykle powody, jak np. zawilgocenie budynku kościelnego, próchnienie i obawa runięcia są, albo wprost nieprawdziwe, albo grubo przesa­

dzone, Dziś dzięki sztuce ogrodniczej mo­

żemy życie drzew znacznie przedłużyć; dla- czegóż-byśmy tedy nie mieli tej recepty zasto­

sować w pierwszym rzędzie tu, gdzie chodzi 0 ratowanie tak uroczych gajów kościelnych.

Niepowetowana niczem strata choćby cząstki tego świętego gaju powinna wpłynąć na to, aby zawczasu ratować psujące się drzewa 1 wczas w bliskości nadwątlonych sadzić nowe, któreby za dziesiątki lat objęły ich rolę de­

koracyjną, Rzecz to tak wielkiej wagi, iż bez porady artystyczno ogrodniczej i to porady fa­

chowej, nie należy w drzewostanie cmentarza kościelnego przedsiębrać żadnej zmiany. Do tego znowu nie nadają się w cale nasi ogro­

dnicy choćby z najlepszem wykształceniem, jeżeli nie posiadają tej kultury artystycznej, której wymaga nasza sprawa. Spodziewać się należy, że Związek Towarzystw upiększania kraju chętnie pójdzie duchowieństwu na rękę i zapytany o radę i wskazówki w tej sprawie udzielać ich będzie chętnie i bezinteresownie.

Mówiąc o cmentarzach wiejskich kościółków zacząłem od drzew, które stanowią ich główną ozdobę i prawdziwy czar poezyi. Zastępują one czasem nawet samo ogrodzenie cmentarza, choć najczęściej biały mur czy staroświecki parkan obwodzą dokoła wiełoboczny dziedzi­

niec kościelny. Dziki mur z rzecznych kamieni, niekiedy łamany i nierówny, że urąga najisto­

tniejszym zasadom kunsztu murarskiego. Mimo to ma ten murek swój wdzięk i dopiero, gdy go zastąpimy » stylowym murem« o fortecznem zazębieniu, zobaczymy ileśmy naszemu w iej­

skiemu kościółkowi odjęli powabu i tej miłej swojskości.

Przy kościołach drewnianych spotkać można często parkan drewniany z poziomo kładzio­

nych desek wiązanych w węgieł »na słup« pod gontowym obdaszkiem. Zapadłe w ziemię w ę­

gły utworzyły łamaną linię z daszku parkanu, którego bramy i bramki przekazały nam dawne formy architektury drzewnej. W ysuwa się na pierwszy plan brama wchodowa często zara­

zem dzwonnica i przypomina nam swym kształ- rem warownym losy naszej ojczyzny wyczeku­

jącej lada chwila napadu hord tatarskich. Prze­

chodząc przez taką bramę człowiek nastraja się mimowoli odświętnie, gdyż podnosi ona niemało powagę miejsca. Przypatrujemy się jej kształtom i liniom a ujęci jej prostotą i szla­

chetnością lękamy się o jej los, jeżeli to za­

bytek drewniany. Stary parkan z bramkami zapadłemi już nieco w ziemię łącznie z w ień­

cem drzew —- to zabytek najczystszej kultury rodzimej i godna konserwacyi pamiątka oj­

czysta. Proste sztachety, krata, nowy mur ze­

szpeciłyby ten miły cmentarzyk kościelny i dla­

tego nie powinny wchodzić w plan naszych robót restauracyjnych. Ratujmy zawczasu drze­

wne zabytki, gdyż ząb czasu jest względem nich groźniejszy aniżeli dla zabytków kamien­

nych i ceglanych.

Na cmentarzu wiejskiego kościółka spotkać można często zabytki domorosłej sztuki, której wzbroniono wstępu do wnętrza. Ulubiony te­

mat średniowiecznych misteryów religijnych

»Męka pańska* ustawiona pod ścianą kościółka zaczyna nas interesować swem pojęciem nie- zwykłem , któremu jednak brak skończonej formy artystycznej. Niedociągnięty w liniach, grubej roboty krzyż, statua czy kropielnica nie powinny ustępować "stylowym* nowoczesnym wyrobom. Tamte choć niezgrabnie wyrażają pewną oryginalną ideę, podczas gdy nowe w y­

twory znamienuje zbyt często jedynie szablon.

Brońmy nasze cmentarze wiejskie przed tego rodzaju kulturą. Ochraniajmy jego dawne za­

bytki przed zniszczeniem, którego się dokonuje w imię fałszywego postępu.

Łatwo jest zniszczyć malowniczy zakątek ziemi ojczystej, ale trudno na jego miejsce stworzyć coś prawdziwie pięknego. Pożądanie wielkiej sztuki często nam obcej a niszczenie rodzimej, choć z pozoru małej, to oznaka fał­

szywej ambicyi.

X . G. K ow alski O. Cist.

K R A K O W SK IE L A M E N T Y . POM NIK BAŁU CK IEGO I KOMITETY

POM NIKOW E.

Ż yw ot grunw aldzkiej budy panoram ow ej n a placu św. D ucha przedłużono do k ońca czerw ca. Ja k k o l­

w iek ze w zględów zasadniczych trudno to zarząd ze­

nie bezw zględnie pochw alać, jednakże godziw y cel, dla którego to uczyniono, m ianow icie um ieszczenie tam że w ystaw y »niezaw isłych«, któ rej nigdzie indziej pom ieścić się nie dało, uspraw iedliw ia je do pew nego stopnia, tem bardziej, że staraniem artystów , u rzą­

dzających w ystaw ę w m iarę ich skrom nych środków , nadano jej pow ierzchow ność znośniejszą przez od­

pow iednie przem alow anie. S podziew ać się jednak należy, że te n swój m ałosław ny żyw ot po tym r e ­ habilitującym dobrym uczynku ostateczn ie n ieo d w o ­ łalnie zakończy.

O podal tego, pięk n ą p rzed śm iertn ą chw ilą ro zja­

śnionego szatra w ybujał n ieczarow ny k w iat na traw niku p rzed kościołem św. K rzyża od strony plant, gość

(5)

KRAKOW SKI M IESIĘCZNIK ARTYSTYCZNY 55

przez ogół nie zapraszany, lecz przez szczupły ko- m itecik narzucony, chyba ani mile w idziany, ani nie p ożądany przez w szystkich jak ą ta k ą w rażliw ością estety czn ą obdarzonych i ceniących choć tro ch ę n a j­

piękniejsze k ą ty starego K rakow a.

Nie poddając głębszej ocenie artystycznej w artości sam ego biustu, w ykonanego przez rzeźb iarza B łotni- ckiego, pow iem tylko, że n iebędąc arcydziełem , nie stoi też, »to zakute w bronz p o p iersie ulubionego pisarza, spoglądające z w yżyn (zbyt w yniosłych) pie- destału«, (jak się w zniośle sw ym zw yczajem w yraża N. Reform a), poniżej poziom u popraw nej i znośnej produkcyi rzeźbiarskiej i b yłoby zupełnie do p rz y ­ jęcia, gdyby nie stosunek jego do »pięknej kam iennej podstaw y«. (»N. Ref.«) B iust robi w rażen ie za cięż­

kiego i za w ielkiego, z czego jed n ak nie m ożna robić zarzu tu artyście, gdy się nie wie, czyby w skom ­ ponow aniu całości nie w yszedł jed n ak obro n n ą rę k ą przez odpow iednie ustosunkow anie i zw iązanie z p o d ­ staw ą. Tej jed n ak a rty sta sam nie pro jek to w ał.

Mimo jego sprzeciw u (poprzednio już, mimo p r o ­ te stu artysty, w ykonano rep ro d u k cy ę biustu sposo­

bem g alw anoplastycznym , zam iast odlew u bronzo- w ego, jak tego sobie życzył, co pociągnęło za sobą p ro ces sądowy), oddano zap ro jek to w an ie i w ykonanie pied estału firmie kam ieniarskiej C ekiery, w ycho­

dząc w idocznie z założenia, że biust i p o d staw a są rzeczam i zupełnie odrębnym i, a nie organiczną c a ­ ło ścią i całkiem , co do swej w ażności, ró w n o rzę­

dnym i członam i m onum entu — lecz że chodzi tylko o to, ab y biust na czem kolw iek stał, a to cośkolw iek może zrobić by lejak i kam ieniarz, nie m ający żadnego do artyzm u tytułu. T rzym ając się zasady: »byle tanio, a rzęsisto«, n arzucił w te n sposób k o m itet m iastu pom nik w praw dzie duży, ale n ad w yraz brzydki i nie harm onijny, obok którego przechodząc, najlepiej od­

w rócić oczy, bo w rażenie jest dotkliw ie przykre, zw łaszcza n a tle kościoła św. K rzyża, którego p rz e ­ piękne linie i płaszczyzny tą niekształtną, a b e z ­ czelnie n a tło kościoła w ysuw ającą się m asą są po- p ro stu sprofanow ane.

Szczególne, że te nasze k o m itety od pom ników z osobliw ą p redylekcyą, mimo persw azyi i p ro testó w (których i w tym w ypadku nie brakło), dążą, jakby w edług jakiegoś szatańsko przem yślanego planu, do o szpecania p roduktam i sw oich pieczołow itych zach o ­ dów, nacechow anych zaw sze »wysoką« k u ltu rą i »głę- bokim« artystycznem zrozum ieniem najcenniejszych, uroczych zak ątk ó w K rakow a i najpiękniejszych z a ­ b ytków architektury.

Z dziw ną też arogancyą p chają się podający się za rzeźb iarzy przed sięb io rcy kam ien iarscy ze swymi daram i na b asztę Pasam oników , (vide — n a razie uchylona — spraw a w ypukłorzeźby O racew icza), po- p rz e d m ury W aw elu (pom nik K rakusa i W andy, ku uciesze oczu naszych n a w ystaw ie Ligi przem ysłu k rajow ego w ystaw ione), na ściany kościoła M arya- ckiego (tablica G ąsiorow skiego, za zezw oleniem k o n ­ s e rw ato ra tam że w m urow ana), mimo, że na ściany te jedynie pierw szorzędne dzieła sztuki, u p am iętn ia­

jące najzasłużeńszych, w n a ro d zie, praw dziw ie w ielkich m ężów dopuszczać w olno a i to tak że z w ielkim i ostrożnościam i i w bardzo ograniczo­

nym zakresie.

Są i m iędzy rzeźbiarzam i naszym i tacy, k tó rzy ze zbytnią śm iałością i dufnością, c h arak terem ich tw órczości nie uzasadnioną, nie w ahają się pom ysłów sw oich forsow ać w uśw ięcone ogrojce królew skich krużganków , z k tó ry ch przeszłość w inna przem aw iać

sam a za siebie, nie przek rzy k iw an a w spółczesnym kom entarzem , k tó ry intruzem zaw sze b ędzie w śród um arłych. P o najdroższych zm arłych zachow ujem y pieczołow icie i z pietyzm em zam ieszkałe przez nich pok o je bez zm iany, starają c się nie ruszyć żadnego gracika z daw nego m iejsca i chronim y te pam iątki jedynie p rzed zębem c z a s u ; bez koniecznej potrzeb y nie w staw im y tam now ego w odrębnym stylu mebla, by nie zakłócił obrazu m inionych, drogich czasów sw ą nieprzynależnością. A jed n ak zam ierzał coś p o ­ dobnego uczynić p. W acław Szym anow ski, dążąc do ustaw ienia swego korow odu królów polskich jako ogni­

wa, łączącego krużganki dziedzińca królew skiego na Zam ku w aw elskim , mimo, że tw órczość jego rz e ­ źbiarska nie upraw nia do p osądzenia go o zdol­

ność skom ponow ania rzeźby z a rc h ite k tu rą o to cze­

nia organicznie zw iązanej. Nie dow iódł tej zdolności ani zharm onizow aniem sw ych kary aty d , dźw igających trum nę z całością nag ro b k a ś. p. Jeżm anow skiego i ustosunkow aniem ich mas do trum ny, ani skom po­

now aniem sw ego pom nika C hopina, gdzie w szyst­

kiego m ożnaby szukać, oprócz jakiejkolw iek myśli architektonicznej (mówię o samej rzeźbie, nie o czę­

ści architektonicznej pom nika, pom ysłu p. M ączyń- sk ie g o ); a ja k św iadczy o architektonicznym p o czu ­ ciu rzeźb iarza pow oływ anie do pom ocy arc h ite k tó w nietylko do p rac konstrukcyjnych — kiedy przecież całość pom nika w inna być przez rzeźb iarza w p ie r­

wszym zasadniczym m otyw ie pom ysłu u ję ta ? To nie są dow ody predyspozycyi do rzeźby pom nikow ej, a jed n ak szereg ludzi i pism p o p ierało to zam ierze­

nie z zapałem i gdyby nie stanow czy opór kom itetu restau racy i W aw elu, m usielibyśm y p rzełk n ąć i ten p o d arek D anaów .

Jeżeli przejrzym y ow oce działania kom itetów od w szelakich pom ników u nas, zadziw i nas ogrom złego, zrządzonego przez nie b ezk arn ie. Bo dziw nie um ieją się w y k ręcać z zadzierzgniętych przez siebie afer te nieuchw ytne, efem eryczne a a rb itra ln e ciała w ład ­ cze. P oniew aż zasiadają w nich zaw sze ludzie w p ły ­ w ow i i zręczni, um ieją p rasę p rzyciągnąć n a sw oją stronę, co tem łatw iejsze, że kierow nikom p rasy n a ­ szej p ro b lem ata artystyczne są p rzew ażnie obce i obo­

jętne, a p atry o ty czn y podkład, złączony z odsłonię­

ciam i pom nikow ych straszydeł, nakazuje nie m ącić

^podniosłego n astro ju uroczystej chwili«,

W te n sposób w ychodzą bez szw anku szpeciciele naszych m iast, m arn o tra w cy grosza publicznego, cho­

dzą dalej w swej sław ie i w ielkości, jak w słońcu i n ik t na nich w in ich nie dochodzi. A kolum na M ickiew icza w e Lw ow ie z żelaznym zydlem , naczy­

niem iście dziw nego nabożeństw a na głow icy i ge­

niuszem w yfikującym w p o w ietrzu podniebnego ca- cevalca, strzela sobie w p ow ietrze, a M ickiew icz w arszaw ski, czupiradło z bronzu, na barokow ym p ie ­ destale w stylu R onachera, w ali się bezskutecznie n a b ruk i n iestety zw alić się nie może, bo jest w id o ­ cznie bardzo chytrze zm ontow ane, a plac W arecki czeka darm o obiecanego C hopina, bo nagrodzony pierw szą n agrodzą p rojekt, nie n adaje się nań zu­

pełnie, choć to dostosow anie do danego m iejsca w w arunkach k onkursu w yraźnie było zastrzeżone (zastrzeżona też b y ła — co p raw d a — i najściślejsza tajem n ica au to rstw a, co nie przeszkadzało przyjąć na ko n k u rs p ro jek tu ogólnie znanego i w ystaw ianego n a w ystaw ach i te n w łaśnie odznaczyć pierw szą n a ­ grodą). P o w iecie: nie było lepszego; po pierw sze, jest to niepraw dą, a po drugie, gdyby ta k było, ro z ­ pisuje się drugi konkurs, jak uczyniono z konkursem

(6)

56 KRA KO W SKI M IESIĘCZNIK ARTYSTYCZNY

na pom nik S zew czenki w K ijow ie. N aw arzono sm a­

cznego piw ka i niew iedzieć ja k teraz w yjść z p u ­ łapki. P ow szechnie znane są dzieje pom nika M ickie­

w icza w K rakow ie, całe m artyryum , jakie p rzech o ­ dził R ygier w obec narzu can y ch przez k o m itet re c e p t i dogm acików i jeżeli pom nikow i tem u ta k w iele m ożna zarzucić (choć jest jeszcze najlepszym pom ni­

kiem M ickiew icza w Polsce), to jest to w yłącznie p raw ie w iną kom itetu. J a k k iero w ał d o tąd spraw ą, do jakich w yników artystycznych doszedł i za jaką b roń polem iczną p rzeciw adw ersarzom chw yta k o ­ m itet budow y pom nika K ościuszki, w yłuszczałem do­

statecznie w ostatnich m iesiącach. O statnio dążył do w ym uszenia przez m agistrat n a R adzie artystycznej opinii fachow ej, k tó ra b y m ogła służyć w przyszłości jako p a ra w a n p rzeciw ko zarzutom . P rzek ład an ie ta ­ kie pow tórne, czy też n aw et po trzeci raz z rzędu R adzie artystycznej kw estyi poprzednio przez nią, a lim ine ze w zględów zasadniczych odrzuconej, jest czemś zupełnie bezprzykładnem , jest naigraw aniem się z w łasnego ciała doradczego, trak to w an iem go jako garstki n iedow arzonych niedorostków , z innej stro n y znow u sp raw ia w rażen ie spekulow ania na p rzypadkow y zespół zeb ran ia i niespodzianki przy głosow aniu lub też n a znudzenie członków . Czemś zaś zupełnie potw ornym b y ł obelżyw y w niosek p. Pe- rosia, aby dać R adzie artystycznej 8 dni czasu do nam ysłu. P. P ero ś nie otrzy m ał za swój w niosek tej odpraw y, ja k a m u się jedynie n a le ż a ła ; ubolew ania zaś p ły n ące z tego źró d ła nie d o ty k ają nas w cale.

P. M arconi mógł być ze swego p ro je k tu dumnym, ale w ątpię, czy b ędzie dum ną P olska z p o m n ik a ; 0 tem zresztą zapew nie w ie lepiej p. P eroś, k tó ry w yczuw a puls jej mas, ja k najczulszy sphygm ograf 1 oblicza w lot w ynik ew entualnego plebiscytu na odłam ki p rocentów .

N a przew rażliw ość słuchu (hyperacusis) musi cierp ieć p. K onopiński, kiedy w ro k u zeszłym tak p iek ieln ą w rzaw ę ze w szystkich trzech zaborów p ły ­ n ą c ą usłyszał z pow odu p ro jek tó w w yznaczenia pod pom nik K ościuszki m iejsca odpow iedniego po za rynkiem . J a nic nie słyszałem ; anioł ciszy unosił się n ad śpiącym i zagonam i polskim i, jak zresztą p rz e ­ w ażnie... ja k zresztą przew ażnie... K ilka zaś in sp iro ­ w anych arty k u łó w w dwu czy trzech pism ach tr u ­ dno chyba uw ażać za krzyk zranionej duszy p o l­

skiej. U w ażam w raz z panem K onopińskim za w ła­

ściwe, ab y "dzisiejsze pokolenie pozostaw iło n a R yn­

ku w idom e objaw y sw oich myśli i swego kultu«, tylko uw ażam z drugiej stro n y za konieczne, aby by ły obleczone w piękną, w y tw o rn ą szatę, ty ch m y ­ śli i tego kultu godną, bo inaczej gotow i osądzić potom ni n a p rz e k ó r naszym zam ierzeniom , że m y­

śli były p uste i poziom e, a ku lt bezduszny i n ie ­ szczery.

P o stęp o w an ie k o m itetu budow y pom nika Smolki w e Lw ow ie om aw iane było w tem piśm ie k ilk a k ro ­ tn ie i daje pow ód do pow ażnych p odejrzeń, a w y­

niki działania rozm aitych kom itetów prow incyonal- nych m oże k ażdy oglądać z w iększym trudem , jak roskoszą, pow iedzm y p oprostu, z niesm akiem i p rzy ­ gnębieniem po m iastach, m iasteczkach i w siach K ró­

lestw a G alicyi i L odom eryi w p o staci rozsiew ających się zastraszająco po k raju bezsensow nych podobizn M ickiew icza, K ościuszki, B artosza G łow ackiego, K i­

lińskiego i rozm aitych tanich, a poniżej ceny ta n ­ detnych tab lic pam iątkow ych, w ykonyw anych n ieje­

d n o k ro tn ie przez bezim iennych ąu asi-rzeźbiarzy, ro z ­ paczliw y, poniżający obraz b rak u w szelkiej k u ltu ry

artystycznej i duchow ej w śród szerszych sfer gali­

cyjskiej Polonii.

Plaga pom ników łączy się ściśle z śm iertelnym grzechem nieudolnych, niesum iennych, lekkom yślnych, w szelkiego głębszego zrozum ienia artystycznego p o ­ zbaw ionych koifiitetów , złożonych p rzew ażnie z lu ­ dzi, ze sztuka m ało m ających w spólnego, tra k tu ją ­ cych przy jęty obow iązek doryw czo i pobieżnie mimo ogrom nego znaczenia spraw y, kom itetów , w k tó ry ch decydują najczęściej p o stro n n e w pływ y i kom eraże 0 w yborze w ykonaw cy, nie rozum iejących całego b rz e ­ m ienia odpow iedzialności n a siebie w obec sp o łe­

czeństw a przejętego, w k tó ry ch istotni znaw cy i a r­

tyści zasiadają w m inim alnej ilości, a z tych o sta­

tnich najczęściej m ało do decydow ania o tych rz e ­ czach ukw alifikow ani, choćby byli dzielnym i facho­

w cam i. K lęską są u nas owi znaw cy od w szystkiego, dyletanci na w szystkich polach, specyalność naszego nieszczęsnego społeczeństw a, w yw odząca swój ro d o ­ w ód jeszcze od owego typow ego szlagona daw nego autoram entu, uw ażającego się za a rb itra w e w szyst­

kich dziedzinach. Ludzie ci p ch ają się do każdej roboty, nie w ym agającej trudu, a dającej jakiś ty tu ­ lik i suggestyonują w końcu ospałem u, w indolencyi tonącem u społeczeństw u przek o n an ie o swej w szech- użyteczności. D rugą w łaściw ością ogrom nie szko­

dliw ą jest ten d en c y a przypisyw ania uniw ersalności każdej słusznie, czy niesłusznie (a to najczęstsze) na w ielkość pasow anej jednostce, k tó rej znów n a o d w ró t społeczeństw o b ezkrytyczne w szechw iedzę ta k długo suggestyonuje, aż w nią uw ierzy. Ludzie ci czują się pow ołanym i do o rzek an ia w e w szystkich sp ra­

w ach i w najlepszej w ierze w ydają najfatalniejsze sądy, a jak w szystkie niedouki są nieuleczalnie uparci.

B rak fachow ców , a legion geniuszów bez tek i, w iot- kość społecznego sum ienia, słabe poczucie od p o ­ w iedzialności, jako w ynik niskiego w yrobienia uczuć społecznych i obow iązku publicznego (nim się ro z­

winą, zjedzą nas zapew ne mili sąsiedzi do ostatniej kosteczki), oto podłoże, z jakiego w y rastają nasze k o m itety pom nikow e. Ludzi ze w szechm iar od p o ­ w iednich do tych zadań znalazłoby się u nas dosyć, lecz ci zniechęceni tem , czego doznali i co się w koło nich dzieje, trzym ają się na uboczu (nasze sp o łeczeń ­ stw o po m istrzow sku um ie zniechęcać tak ich ludzi), a na pierw szy plan w ysuw ają sięnajnieodpow iedniejsi.

1 nic a nic nie jest lepiej pod tym w zg lęd em ! a czy będzie ? Nie zanosi się n a t o !

A środki z a ra d c z e ? Ogół nasz, w ładze a u to n o ­ miczne, instytucye i k o rp o racy e pow inny w reszcie zrozum ieć, że do k o m itetó w pom nikow ych należy pow oływ ać w yłącznie najdzielniejszych, w ypró b o w a­

nych fachow ców — a rty stó w o w ysokiej kulturze i pierw szorzędnych estetów zaw odow ych, zaś ludzi z innych zaw odów w m iarę potrzeby, jedynie z gło­

sem doradczym i jako siły pom ocnicze w kw estyach i czynnościach n a tu ry p raw n ej, technicznej, ek o n o ­ micznej i organizacyjnej; nie jak się stało przy p o ­ m niku Bałuckiego, k tó ry jest artystycznym skandalem i nieprzyzw oitością w obec kościoła św. K rzyża, gdzie p. H ubaczek d o b rał sobie ludzi zdolnych i zasłużo­

nych, ale do ty tu łu znaw stw a w spraw ie rzeźb y p o ­ m nikowej nie upraw nionych. Biuro budow nicze m iej­

skie, w obec tak ich faktów dokonanych, znajduje się istotnie w trudnem położeniu, niem niej R ada m iejska, co jed n ak nie uspraw iedliw ia lekkom yślnego pozw o­

lenia n a szpecenie m iasta. Je d n a k w ładza m iejska w tych sp raw ach najczęściej jest m ięk k a; w szak piękno nie przynosi w yraźnych, obliczyć się dających,

(7)

K RA KO W SKI M IESIĘCZNIK ARTYSTYCZNY 57

p ro cen tó w . Nie doszli znać ci panow ie jeszcze do zrozum ienia, że zyski z tego źródła, ta k lek ce w ażo ­ nego przez nich, są ogrom ne w łaśnie przez sw ą nie- liczebność i w ieczne przez sw ą nieujętość.

A panow ie z kom itetu niechaj sobie uprzytom nią, że podpisali czyn niekulturalny, w yrządzili szkodę społeczeństw u i p e łn ą odpow iedzialność za nią p o ­ noszą. D okąd będzie stał pom nik, będzie stał za ich spraw ę, z ich w iny — ich brzydki czyn. Czy miłe im to prześw iadczenie ? Czy nie w styd — choć tr o ­ c h ę ? Je d y n ą ex p iac y ą: przenieść pom nik w łasnym kosztem z bezpośredniego sąsiedztw a św. K rzyża i fundow ać now y p ied estał w porozum ieniu z od n o ­ śnym a rty stą i nie bez oceny pow ażnych rzeczo ­ znaw ców . D r. H en ryk K u n zek

ŚW IEŻE LAURY A BD ERY TÓ W W PO LSK IC H

< A T E N A C H .

W ielkim nakładem p racy i pom ysłow ości d ek o ­ ra c y jn o -m a la rsk ie j, zupełnie niecodziennej w swoim rodzaju, przem alow ano p o rtal n aro żn ik a ulicy S zcze­

pańskiej i Sław kow skiej. M alow ano i m aluje się u nas kam ienne p o rtale olejną farb ą n a rozm aite n ie ­ byw ałe kolory, w esołe, żałobne, sielankow e (np. dziś szczęśliw ie przem alow any traw iasto - zielony p o rtal gm achu w ięziennego, może jako to rtu ra m oralna dla skazanych, przypom inająca im zieloną traw k ę u w ej­

ścia do dom u niew oli, z którego nie ta k rychło ich na n ią w ypuszczą, a m oże jako sym bol nadziei w p rz e ­ ciw ieństw ie do bram y dantejskiego piekła), ale tak bogatej polichrom ii d o tąd nie zaryzykow ano.

Różow e m arm ury, złote księżyce, słońca, gw iazdy i kapitele, złocone ornam enta sk ład ają się na całość fascy n u jącą; a szklisty czarny szyld ze złotem i lite ­ ram i, ro zp ięty dum nie w śród renesansow ych, gzym- sowań, zabija w szystko w okół sw ym blaskiem na znak, że on tu jest panem w szechw ładnym , jako złotego cielca rep re z e n ta n t, głosząc sław ę tego, za którego sp raw ą stały się te cuda, głębokiego p sy ­ chologa w iedzącego, że p o tw o rn a b rzy d o ta przyciąga ko b ietę w ięcej od piękności, a k o b iety są p rzecie najlepszym i »kundm anam i«.

A m agistrat p a trz a ł na to spokojnie z p o b łażli­

wie - życzliw ym uśm iechem (boć przecież p a n u ­ jąca e g id a: p o p ierać handel, nie kłaść tam y n o ­ wym wym ogom p raktycznego życia). D awniej je ­ szcze, gdy um ieszczono sklep w p o rtalu i sień p ię ­ knie sklepioną ro zcięto m urem na dw oje, w ybito w m urze tuż przy p o rtalu szkaradne drzw iczki z ohy­

dn ą czeluścią kw adratow ego o kienka po nad nimi, w k tó rą obecnie na dob itek w staw iono krzyczący szyld k aw iarn i S auera. D rzw iczki te i okienko z e ­ psuły zupełnie w ygląd fasady p a rte ru i sam ego p o r­

talu. G dybyż przynajm niej, jeżeli już isto tn ie um ie­

szczeniu sklepu w p o rtalu nie m ożna było w żaden sposób przeszkodzić, (a czy isto tn ie nie m ożna było przeszkodzić ?) staran o się w ym iary ich i k ształt z e ­ stro ić z otoczeniem tak , aby zło było jak n ajm n iej­

sze! N ikt w idocznie nie pom yślał o tem , nik t w ido­

cznie nie zw ró cił na to u w a g i! Bo kom uż u nas z a ­ leży na tak ich lapaliach! — chyba »garstce p rzeczu ­ lonych estetów « — jak się raz p odobało w yrazić k o resp o n d eto w i »Słow a Polskiego«.

Z akochani w K rakow ie k rak o w ian ie - ateńczy- cy przechodzą tam tęd y codziennie i p a trz ą na to s p o k o jn ie ; n ik t d o tąd głosu nie podniósł, n ik t z p ro ­ testem grom kim nie w ystąpił — znieczulenie i in-

dolencya, najw iększe przek leń stw o n aro d u w niewoli!

I niech n ik t nie mówi, że to p rzesada, rozdym ająca rzeczy m niejszej w agi do w ielkich ro z m ia ró w ; w rz e ­ czach w ielkich, czy m ałych, przejaw y duszy z b io ro ­ wej są te s a m e ; i reak cy i n a m niejsze w olno w n o ­ sić, jak się zachow a przy w iększych.

W iele już u nas zniszczono i zepsuto pięknych, starych portali, sporo p rzerobiono na sklepy, czem odb ierając im w łaściw e przeznaczenie, do którego były kom ponow ane, spycha się je p o n iek ąd do rzędu m artw ych m uzealnych zabytków , mimo, że zostają na daw nem m ie jsc u ; jask raw o ść um ieszczonych w nich w ystaw i obram ień o d b iera im znaczną część ich uroku, z p o rtaló w stają sję ram am i dla rzeczy, zgoła z nim i niezgodnych, p rz e sta ją być rzeczą piękną, po zo stają tylko zabytkiem .

N ależy p rzeto z całym naciskiem w alczyć przeciw takiem u p rzerab ian iu portalów , zw łaszcza, jeżeli po za nim i ro ztacza się sień o w artościow em sklepieniu, w razach zaś, gdy zła uchylić się nie da, m am y p rz y ­ najm niej p raw o żądać, aby p o rtalu nie obłupyw ano i przycinano do chw ilow ych p o trzeb sklepu — jak to byw ało już n iejed n o k ro tn ie i by urząd zać w ystaw y, jak najm niej dla w yglądu p o rtalu szkodliw e.

N aród, będący w rozbiciu okropnym i niew oli, jak nasz, jeżeli nie um ie uszanow ać i ukochać spu­

ścizny po św ietnej przeszłości, k tó ra w inna być dla niego skarbem bezcennym , jest jak ów zbankrutow any w y­

ro d e k szlachetnej rodziny, p o n iew ierający i bezcze­

szczący św ięte ro d zin n e pam iątki, o d a rty z p o sza­

now ania w łasnej krw i i siebie, w yzuty ze szczerej, głębokiej w iary w racy ę swego istnienia. Zbyt w iele sm utnych objaw ów , ab y nie ch w y tała trw oga, że do tego stanu się z b liż a m y ; a kon sek w en cy e w tym r a ­ zie ? — M ów ić s tra sz n o !

O podal oporządzonego p o rtalu w p rzeb u d o w a­

nym dom u przy ulicy Szczepańskiej w ybito dw ie niek ształtn e czeluści n a pierw szem p iętrze na p o ­ m ieszczenie w ystaw sklepow ych bez najm niejszego w zględu na rozm ieszczenie i k ształt innych okien i cały c h a ra k te r fasady. W ygląd jej stał się o d ra ż a ­ jącym i cała p ra w a strona ulicy S zczepańskiej dzięki tej bezm yślnej, barbarzyńskiej przeróbce, zatraciła swój spokojny harm onijny ch arak ter. R ady a rty sty ­ cznej nie pytano, boć p rzecie chodziło o rzecz w a ­ żną. A urząd b u dow niczy? W idocznie spieszno mu, by się zata rły corychlej ślady, że na tem miejscu niegdyś stało piękne, w olne, p o lsk ie, królew skie m iasto, ab y tem w ygodniej m ożna założyć na nim śm ietnik w yrzucanej z E u ro p y tan d ety . Czy w yście się już zu p ełn ie p rzestali w stydzić, p a n o w ie ? P R Z E B U D O W A BUDYNKÓW PO SZPITA L N Y C H

NA W A W ELU .

W ieść się rozeszła, że w ygotow ano już w biurze budow niczym m iejskim plany na przebudow ę tych budynków , m ających służyć do pom ieszczenia zbio­

ró w m uzeum narodow ego. Z ałatw iono to zw ykłą urzędow ą drogą, tra k tu ją c sp raw ę tę, niezw ykłej dla całej Polski doniosłości, rów norzędnie z ew idencyą re k ru tó w lub akcyzą m iejską. A przecież tu ro zch o ­ dzi o rzecz n iesłychanie tru d n ą do rozw iązania pod w zględem technicznym , a przedew szystkiem a rty sty ­ cznym, o stw orzeniu godnego sąsiada kom nat naszych królów , o zabudow anie W aw elskiej góry, polskiego akropolu. C ała P olska w inna n ad tym dziełem czu­

w ać, najdzielniejsi jej arch itek ci z w ytężeniem w szyst­

k ich sił stanąć do św ietnego w yścigu pod hasłem

(8)

58 KRA KO W SKI M IESIĘCZNIK ARTYSTYCZNY

jej sławy, jak ongiś H elleni na olim pijskich igrzy­

skach, a sąd ludzi pięknu oddanych i w ielkość za­

dania ogarniających, uw ieńczyć w inien najgodniej­

szego, aby pow stało dzieło, k tó reb y sprostało p rzo d ­ kom, a zm usiło do czci potom nych, aby się nie o b ru ­ szył cień W yspiańskiego, k tó ry całe życie o uśw ie­

tn ien iu polskiego akropolu marzył, czując słusznie, że w nim a rk a przym ierza n aro d u spoczyw a i z prof.

E kielskim d o kładne plany zabudow ania W aw elskiej góry gotow ał. M iasto tego, m iasto ogłosić konkurs szeroki i w ażności spraw y godny, k tó ry b y najzdol­

niejszych naszych arch itek tó w zastęp do najw iększego w ysiłku zachęcił, k ró tk ą drogą w ykonanie p ro jek tu poruczono p. Zaw iejskiem u, jak pierw szy lepszy b iu ­ row y kaw ałek . P rzecież to tylko o W aw el chodzi, na którym kiedyś m ieszkali jacyś polscy królow ie, u tru d n iający obecnie regulacyę m iasta, którego p u ­ stą p o łać najpraktyczniej byłoby ro zp arcelo w ać na domy czynszow e (i geszefcik niejeden grzeczny by się przytem ukroił); z podnóżem , nie ta k daw no temu, zrobiono już początek.

P an Zaw iejski dow iódł już niejednokrotnie, że mimo w ielkiego bezsprzecznie architektonicznego ta ­ lentu i dużej zaw odow ej w iedzy duszy daw nego k ra ­ kow skiego budow nictw a nie czuje zupełnie i nie umie się do niej przystosow ać, — zbytnio naw skróś p rz e ­ siąknął fatalnym k ierunkiem n aśladow ania niew olni­

czego stylów i kom binow ania ich bez ładu i składu w dziw aczne, p rzeb aro k o w an e całości, ab y m ożna spodziew ać się po nim kom pozycyi architektonicznej, mogącej zestroić się z zam kiem królew skim . T ru ­ dno uw ierzyć, aby m agistrat nie cofnął się jeszcze póki czas z drogi w ygodnego biurow ego »Schimmla«

i zaniechał tego, co jest w tym w ypadku w obec c a ­ łego n aro d u jego obow iązkiem , tj. rozpisania od p o ­ w iedniego konkursu. W aw el jest w łasnością całego narodu, sym bolem jego jedności, jest rzeczą p u b li­

czną, niech w ięc publicznie pow ołani tw ó rcy i zn a­

w cy jego zabudow aniem kieru ją, a nie je d e n z w ielu galicyjskich m agistratów . D r. H e n ry k K u n zek.

O PO M NIK I

N A R Y N K U K R A K O W SK IM .

Stojąc n a straży p ięk n a K rakow a, notow ać b ę ­ dziem y p od tą ru b ry k ą głosy i p ro te sty nam n ad sy ­ łane, a odnoszące się do pom ników stojących lub pow stać m ających na R ynku krakow skim .

R ed a kcya .

W ielm ożni P a n o w ie !

W odpow iedzi na cenne pism o W. P anów z dnia 5. m aja b. r. donoszę, że do głosu W aszego w sp ra­

w ie ocalenia piękności k rakow skiego ry n k u najzu­

p ełniej się przyłączam . W ystaw ienie pom nika K o­

ściuszki n a ry n k u byłoby św iadectw em u bóstw a dla m iasta, ra z na zaw sze zniszczyłoby p rzep ięk n ą h a r­

m onię otoczenia, i ta k już w połow ie pom nikiem M ickiew icza oszpeconego, K ościuszce im ienia, ani zaszczytuby nie przysporzyło, pam ięciby nie św ie­

ciło tak , jak św ięci jej p ro sty kam ień n a m iejscu przysięgi, a dzieła m arnegoby nie odm ieniło. P rz e ­ ciw nie. N ajw iększych ludzi pam ięć głoszące n ajw ię­

ksze nieraz dzieła sztuki w m ałych dziedzińcach, po przedm ieściach częstokroć stojące stają się miejscem pielgrzym ek, a jeden z najohydniejszych konceptów ,

znany posąg B aw aryi stojący w pokaźnem miejscu, tem w iększy budzi niesm ak i pogardę. D zieło w znio­

słe w szędzie w zniosłem zostanie, a dzieło m arne, lub choćby tylko nied o sk o n ałe w pośród w spaniałego tła staje się ohydnem , o otoczeniu ubliża i intencyi uhybia. Tak, czy ow ak ry n ek krakow ski obejdzie się bez upiększać, choćby »arcydziełam i«, a p rz e p ro w a ­ dzenie tego barbarzyńskiego p ro jek tu o którym m owa byłoby nieskrom nością w obec kultury, jednem w ię­

cej zw ycięstw em kołtuństw a n ad pięknem i pow agą nastroju, zw ycięstw em efek ciarstw a n ad uczuciem , a ta n d ety n ad sztuką... i śmiem dodać.,, k lęsk ą zd ro ­ wego sensu.

Z w ysokiem pow ażaniem

Lwów. M ichal P a w liko w ski.

Do

TOW A RZY STW A

OCHRONY PIĘK N O ŚCI K RA K O W A I OKOLICY Szanow ni P a n o w ie !

W odpow iedzi na łaskaw ie n ad esłan e mi pismo z d. 5. maja, mam zaszczyt prosić W as o p rzy łącze­

nie mego nazw iska do szeregu innych, oby n ajli­

czniejszych, pro testu jący ch przeciw ko postaw ieniu pom nika K ościuszki w m iejscu ta k chybionem ze w zględu na artystyczny całokształt, jak R y n ek k ra ­ kow ski. D ość już hańby dla ku ltu ry now oczesnego K rakow a, że stoi »M ickiew icz«, jako w ieczysta p rz e ­ stroga, jakich pom ników staw iać nie w o ln o !

Ł ączę w yrazy głębokiego pow ażania W arszaw a. T a d eu sz N alepiński.

W A L K A O P O M N IK I W P A R Y Ż U . R A D A M. PA RYŻA, jak podaje Jo u rn a l bierze w opiekę m iasto p rzed niew łaściw em staw ianiem pom ników . Oto rad n i R ebeillard, Le C orbeiller i P a ­ w eł E scudier postaw ili w niosek, aby nieprzeciw dzia- łać kultow i sław nychludzi, lecz ustanow ić praw idła, w e­

dług k tó ry ch w znoszone m ają być statu y i pom niki.

P ro p o n u ją tedy, ab y każde zgłoszenie o m iejsce pod pom nik zanim przedlożonem zostanie R adzie m iej­

skiej, przeszło przez uchw ałę kom isyi adm inistracyj­

nej sztuk pięknych złożonej z w ybitnych i znanych artystów . R ada m iałaby obow iązek zbadać dokładnie plany i szkice i w ydać o nich sąd w łaściw y.

A żeby kom isya m ogła sw obodnie osądzić i w y­

pow iedzieć się o przyjęciu lub odm ow ie rzeźby, o p ierając się jedynie n a czysto artystycznych m o­

tyw ach i ażeby nie pow strzym yw ały jej w zględy na poczynione już w ydatki, orzeczeniu jej podlegać m ają nie w ykonane i w ykończone już ^dzieła, p rzygoto­

w ane do u staw ien ia na placach, ale szkice i projekty.

Z drugiej strony nasuw a się k w esty a nadm iernego zapychania pom nikam i ulic i m iejsc przeznaczonych na przechadzki. W przyszłości należałoby tego uni­

kać, skupiając statu y i biusty na pew nych p rz e s trz e ­ niach, gdzie osiągałyby one w rażen ie dekoracyjne.

M ożnaby rów nież zużytkow ać n iek tó re m ury jak np.

na budynku przytykającym do M aternite, gdzie u sta ­ w ioną została płaskorzeźba dra T arn ier, a w reszcie fasady budynków publicznych, k tó re pow inny być dopełnione dek o racy ą rzeźbiarską.

(9)

KRA KO W SKI M IESIĘCZNIK ARTYSTYCZNY 59

Zw racając uw agę na korzyść jaka w yniknąć by m usiała dla m iasta z ustanow ienia podobnej kom isyi zw racają się w ym ienieni w yżej R adni do dyrekcyi adm inistracyjnej a rc h ite k tu ry i ogrodów , ażeby z a ­ jęła się tą kw esty ą w raz z urzędem sztuk pięknych.

E d m u n d L e R oy.

PO SIED ZEN IE W YDZIAŁU

TOW ARZ, OCHRONY PIĘK N O ŚCI K RA K O W A I OKOLICY

odbyło się w dniu 12. m aja b. r. w lokalu T o w a­

rzystw a. Dr. K unzek re fe ro w a ł spraw ę p rzezn aczo ­ nych na zburzenie cennych dom ów krakow skich, jak kam ienicy »pod Murzynami® na rogu ul. F lory- ańskiej, narożnej kam ienicy z posążkiem na M ałym Rynku, dom u o fasadzie roccoco w ul. K anoniczej i szeregu innych. U znając p aląc ą p o trzeb ę uchylenia zagłady tych zabytków , W ydział uchw alił jednom y­

ślnie odnieść się pisem nie do G rona K onserw atorów , z p ro śb ą o w drożenie k o n tr-ak cy i jak n ajbardziej energicznej, n a w łaściw ej drodze. W kw estyi ochrony Błoń od zabudow yw ania zatw ierdzono p ro je k t me- m oryału, m ającego być przedłożonym R adzie M iej­

skiej. P rzew odniczący przedstaw ił n astęp n ie rażące zaniedbanie kilku placów m iejskich, jak R ynek kle- parski, plac B iskupi, plac B ernardyński, plac na G roblach, i podniósł p o trzeb ę o p raco w an ia p ro jek tu ich u p o rz ą d k o w a n ia , poczem w nioski uchw alone przez W ydział posłużą do ujęcia w k o n k re tn e ż ą ­ dania. W spraw ie Rynku głów nego uchw alono z e ­ staw ić i podać w »M iesięczniku« streszczenie a n ­ kiety, przeprow adzonej w swoim czasie na te n t e ­ m at z inicyatyw y T ow arzystw a, oraz w ezw ać miasto do ro zp isan ia kon k u rsu na plan uregulow ania tego najpiękniejszego placu w Polsce. Z kolei p rzew o ­ dniczący porusza spraw ę zajęcia się podm iejskiem i okolicam i w ycieczkow em i, w rezu ltacie czego uch w a­

lono po dyskusyi porozum ieć się w tej kw estyi z T o ­ w arzystw em turystycznem , w zględnie odnieść w spól­

nie do w łaściw ych w ładz. P ostanow iono zw rócić się z zaproszeniem do szeregu osób w m ieście, dla p o ­ zyskania m iejscow ych k o respondentów .

TOW A RZYSTW O SZTUKI STO SO W A N EJ

»ZESPÓŁ®

W E L W O W I E .

Dnia 25. m arca b. r. zaw iązało się na podstaw ie zatw ierdzonych p rzez c. k. N am iestnictw o statu tó w Tow arzystw o sztuki stosow anej »ZESPÓŁ« z siedzibą we Lwow ie, ktorego pierw szy W ydział u k o n sty tu o ­ w ał się w sposób n a stę p u ją c y :

P rezes M aryan O l s z e w s k i , m alarz; w iceprezes W ładysław J a r o c k i , m alarz; sek retarz M aryan O s i ń s k i , a r c h ite k t; sk arb n ik W itołd M i n k i e w i c z , a rc h ite k t; gospodarz W iesław G r z y m a l s k i , a rch i­

te k t; inni członkow ie W ydziału; Władysław D e r ­ d a c k i , a rc h ite k t; Zbigniew L e w i ń s k i , a rc h ite k t;

D r W ładysław K u b i k , o g ro d n ik ; F ry d ery k P a u t s c h , m alarz; K azim ierz S i c h u l s k i , malarz,

A dres Tow .; LW ÓW , ul. M. M agdaleny 3.

Za W ydział Tow. sztuki stosow anej »Zespół« we Lwow ie.

M aryan O siński, M aryan O lszew ski,

sekretarz. prezes.

W niedzielę dnia 2. lipca 1911 r., staraniem P re- zydyum Związku tow arzystw upięk szan ia kraju, o d ­ będzie się w K rakow ie w połączeniu ze zjazdem m i­

łośników zabytków sztuki i historyi Z JA Z D D E L E G A T Ó W

T O W A R Z Y S T W U P I Ę K S Z A N I A K R A J U z następującym porządkiem dziennym : O godz. 3 ll2 popoł., posiedzenie D elegatów Związku.

O godz. 8 w ieczór, odczyt p. t. »K rajobraz i wieś polska«, w sali Tow . Technicznego, ul. S traszew ­

skiego 28 II p.

Po odczycie zebranie tow arzyskie.

Zw iązek to w arzy stw upiększania kraju, zaw ią­

zany p rzed rokiem z siedzibą w K rakow ie, p od h o ­ noro w ą p re z e su rą J . E. L eona hr. P inińskiego, u rz ą ­ dzając zjazd obecny, pragnie przezeń uzyskać w za­

jem ne ściślejsze zbliżenie się poszczególnych T o w a­

rzystw , poznanie w zajem nych p otrzeb, porozum ienie się co do program u i środków działania, św iadom e i pełne zap ału zjednoczenie się w kulturalnej p racy dla kraju, w silnej w oli ocalenia dla przyszłości jego pięk n a odrębnego a ta k sw ojskiego, k tó re jest n a j­

istotniejszym w yrazem ducha narodu.

Pełni ufności, że myśl, k tó ra nas ożyw ia, zn aj­

duje żyw y oddźw ięk w e w szystkich b ratn ich to w a ­ rzystw ach, m am y zaszczyt zw rócić się z uprzejm em zaproszeniem do P. T. panów delegatów o w zięcie udziału w zjeździe i spodziew am y się, że liczny kom plet zebranych, um ożliw i pow zięcie doniosłych planów n a ro k następny, a ścisła solidarność d o ­ zw oli n a ich szybkie i pom yślne przep ro w ad zen ie.

K raków , w czerw cu 1911 r.

D r. H . K u n zek, D r. Sł. G oliński,

sekretarz. prezes.

Z MUZEUM NARODOWEGO.

SPRAW A PRZEKSZTAŁCENIA BUDYNKÓW SZPITALNYCH NA WAWELU

NA MUZEUM NARODOWE.

W pierw szych dniach m aja poruszono w naszych dziennikach spraw ę adaptacyi gm achu poszpitalnego

na cele M uzeum N arodow ego. W ystąpiono z za rz u ­ tem , że lekcew aży się spraw ę ta k w ażną, p rzy g o to ­ w ując pospiesznie plany, k tó re m ają być w ykonane w zarządzie m iejskim , podczas gdy należało rozpisać konkurs dla ogółu polskich a rch itek tó w i ro zstrzy ­ gnąć go w gronie najw ybitniejszych w całej Polsce znaw ców .

(10)

60 K RA KO W SKI M IESIĘCZNIK ARTYSTYCZNY

O tóż myśl tę musimy uznać za nieodpow iednią, a to z n astęp u jący ch pow odów :

1. W ew n ętrzn ą a d ap ta cy ą m oże kierow ać jed y ­ nie b ezp o śred n i zarząd M uzeum w porozum ieniu z specyalnie w yznaczonym architektem , Tylko D y­

rek cy a Muzeum, m ając obraz całokształtu zbiorów i zakreślony program , może w iedzieć, jak należy u rz ą ­ dzić w n ętrze, a organem kontrolującym m oże być w yłącznie k o m itet M uzeum i budow nictw o m iejskie, 0 ile chodzi o techniczne w zględy. N ieszczęściem m uzeów było, gdy staw iano je tylko jako m onum en­

taln y b udynek dla fasady w edług banalnego, szablo­

now ego typu.

2. K onkurs odnosićby się mógł tylko do fasady.

Otóż na ozdobną fasadę zaw sze jest czas, tym czasem b rak m iejsca w M uzeum gw ałtow nie wym aga jak najszybszych przenosin, a zatem prow izorycznego u p o rząd k o w an ia fasady Tym czasem zostanie zrestau- row an y zam ek h isto ry czn y , u porządkow ane całe w zgórze w aw elskie, a w tedy m ożna przyozdobić fa­

sadę, gdyby p o trz e b a tego w ym agała, a fundusze się znalazły.

3. Z resztą należałoby się jeszcze zastanow ić, czy przek ształcen ie użytkow ego budynku jak gmach p o ­ szpitalny na p reten sy o n aln y b udynek obok k a te d ry 1 W aw elu b yłoby stosow ne. G m ach m uzealny p o w i­

nien p rzed staw iać się jak najskrom niej, aby nie r o ­ bić kon k u ren cy i tym dw om historycznym zabytkom . 4. W reszcie zw rócić należy uw agę, że konkurs nie zaw sze daje rękojm ię, że rzecz się uda. P rz y k ła ­ dów nie chcem y cytow ać.

A taki pom ieszczone w w yżej w spom nianych a r­

ty k u łach są dalej nieuzasadnione z tego względu, że b udynek jest w łasnością kraju, a plany i kosztorysy dołączone były do p o d an ia zaledw o jako allegat do starań o pozyskanie gmachu poszpitalnego na cele M uzeum i do ew entualnych p e rtra k ta c y i z W ydzia­

łem krajow ym ,

SALA STANISŁAWSKIEGO.

D zięki hojnem u zapisow i ś. p. Ja n in y S tanisław ­ skiej p o w stała w M uzeum specyalna sala Stanisław ­ skiego.

U rządzono ją w kw ietniu b. r. ad ap tu jąc um yślnie do tego celu jedno z bocznych w n ętrz m uzealnych.

W małej salce trz e b a było rozm ieścić przeszło sto obrazków , stąd p ew n a ciasnota w urządzeniu na pierw szy rz u t oka jest w idoczna. P rzy znanem już dobrze ogółow i p rzykrem p rzepełnieniu, k tó re w M u­

zeum coraz dotkliw iej daje się odczuw ać, z trudem zdołano znaleść i tyle m iejsca n a należne uczczenie pam ięci w ielkiego a rty sty i o tw arcie dla p ubliczno­

ści w spaniałego zbioru jego dzieł, m ających doniosłe znaczenie w dziejach naszej sztuki. Zbiór te n daje im ponujący i w cale d o k ład n y obraz jego tw órczości.

Zgrom adzone tu dzieła p ochodzą głów nie z o sta ­ tn ich dziesięciu la t życia Stanisław skiego ; są jednak i w cześniejsze, ta k że możem y sięgnąć w stecz aż do r. 1887 — śledząc bieg jego artystycznego rozw oju.

K ilka o brazków (N ra 564, 598), m ów i o daw niejszej fazie m alarskiej Stanisław skiego, gdy b y ł zaciekłym i trzeźw ym p o zy ty w istą, studyującym gruntow nie n atu rę. Sum ienne te studya dały arty ście pew ną i rz e te ln ą podstaw ę, k tó ra mu św ietnie służyła, gdy przyszły chw ile szerszego tch n ien ia i rozm achu siły tw órczej. G łębokie ukorzenie się p rzed p raw d ą i p ię ­ knem przyrody, studyum tego p ięk n a najw ierniejsze, zupełne oddanie się przedm iotow i, p ły n ące z silnego

przejęcia się i u pojenia zostały zaw sze treścią du­

szy S tanisław skiego. S puścizna jego głosi n ad al ten kult szczerego o ddania się pięk n u przyrody, którego uczył a rty sta w krakow skiej A kadem ii Sztuk p ię ­ knych od r. 1897, gdy utw orzono dlań k a te d rę p e j­

zażu. W czasach zupełnego rozw ichrzenia m alarskich pojęć, jakiego dziś jesteśm y św iadkam i, obrazki S ta­

nisław skiego zdają się mówić, że w w szelkich pei- zażow ych kom pozycyach należy się przedew szystkiem oprzeć n a szczerych i pow ażnych studyach natury, że od nich zacząć, od nich w yjść należy, ażeby to, co się chce w ypow iedzieć nie było p ow ierzchow no­

ścią i blagą. To w ysoka dydak ty czn a w arto ść tej sali polskiego peizażu, k tó ra przez uczniów A k a d e ­ mii w inna być pilnie studyow ana. M ała salka na końcu M uzeum będzie i dla naszej publiczności po- żądanem sanktuaryum sztuki, w nętrzem budzącem silne w rażen ia artystyczne u każdego, kto się podda dłużej działaniu tego przepięknego zbioru m ałych a r ­ cydzieł sztuki.

U rządzeniem w ystaw y zajął się w myśl intencyi ofiarodaw czyni p. K arol F ry c z , k tórem u na tern m iejscu D yrekcya M uzeum czuje się zobow iązana złożyć najgorętsze podziękow anie. T. S z.

W SPR A W IE ARTYKUŁU W TYGODNIKU PODOLSKIM.

O dnośnie do arty k u łu um ieszczonego w t y g o ­ dniku Podolskim « p. t. »N otatki z w ycieczki n au ­ kow ej po Galicyi«, na k tó ry odpow iedź um ieściliśm y w poprzednim N rze »M iesięcznika« donosimy, że jak nas inform uje Z arząd A kadem ii U m iejętności p. Al.

Prusiew icz nie m iał ze strony A kadem ii zlecenia do p rzep ro w ad zen ia jakichkolw iek b ad ań naukow ych.

PR ZEG LĄ D M IESIĘCZNY DARY.

P rzedew szystkiem mam y do zanotow ania pokaźny d ar k s i ę ż n y M a r y i C z e t w e r t y ń s k i e j z W a r­

szaw y : szereg m ebli i sprzętów z p o czątków XIX. w.

W śród nich w yróżniają się dw a w ielkie pająki bron- zow e i ośm przyściennych pięcioram iennych św ie­

czników , dalej dw a lu stra em pirow e. Do daru tego n ależą w dalszym ciągu dw ie kom ody, trzy stoły, z nich jeden z bo g atą ornam entacyą, w reszcie dw a krzesła i kanapa.

Dalej pięk n y d ar p. H ieronim a Ł opacińskiego z L eonpola w gub. w ileń sk iej: P uszka na kom uni­

k an ty sreb rn a, złocona, z r. 1610, jaki św iadczy napis.

K ollekcya p. H e l e n y D ą b c z a ń s k i e j ze Lw ow a w zrasta z dniem k a ż d y m ; o statn ia przesyłka, k tó rą M uzeum otrzym ało z końcem k w ietn ia b. r.

zaw iera szereg p rzew ażn ie rzadkich okazów e tn o ­ graficznych, liczne okazy sztuki kościelnej i szereg obrazów różnych szkół.

N adeszła o statn ia p a rty a książek z daru D r a W a c ł a w a L a s o c k i e g o , k tó ry w r. 1906 ofiaro­

w ał M uzeum cały swój w spaniały księgozbiór. N adto w płynęła do b iblioteki kollekcya książek z d aru p.

S t e f a n a P r z y ł ę c k i e g o z W olicy koło Jasła, w k tó rej n a pierw sze m iejsce w ybijają się kilkuto- m ow e edycye klasyków francuskich w spółczesnych opraw ach.

P. W a n d a B r y T a k o w a złożyła w darze 30 odcisków stary ch pieczęci kościelnych, urzędow ych i pryw atnych.

(11)

K RA KO W SKI M IESIĘCZNIK ARTYSTYCZNY 61

R adca ces. p. A u g u s t P o r ę b s k i sk ład a w d a ­ rze dw ie skrzynie o pięknych o rn am en tach sn y cer­

skich — zakupione przezeń w południow ym Tyrolu.

D alej o fiaru ją :

P. R y b i ń s k i z W ielkich Ł uków w gub. p sk o w ­ skiej k ilk a okazów przedhistorycznych.

H r. M ę c i ń s k a z D u k l i kilka k aw ałk ó w starych m ateryi.

P. J ó z e f a K r u s z y ń s k a suknię balow ą em pirow ą.

P. J u l i u s z M o r a w s k i ze Zw iernika, ciekaw y kafel, znaleziony w starym dw orze.

P. G a b r y e l W a t z k a z P o d g ó rza: 2 litografie.

D r J a n Z u b r z y c k i : 5 fotografii.

L apidaryum M uzeum N arodow ego w zbogaciło się w ostatnich czasach szeregiem n astęp u jący ch o k a­

zów. Z kam ienicy D ra B ednarskiego przy ul. W i- ślnej Nr. 2 — przew ieziono fragm enty obram ienia bram y w jazdow ej z XVIII. w.

Podczas b u rzen ia kam ienicy przy ul. św. Ja n a (róg ul. P ijarskiej) uzyskano dw ie belki sufitow e XVIII.

w .; k ilk a fragm entów kam iennych rzeźbionych, oraz całą b ram ę drew n ian ą k u tą żelazem .

Ze zburzonego w celu budow y now ego skrzydła M agistratu starego budynku p arafii W W . Św iętych

otrzym ano n ad p ro że kam ienne z pocz. XIX. w.

O to plon jednego m iesiąca! Ząuw ażyć stąd m o­

żna jak ustaw icznie w zbogacają się ró żn o ro d n e działy M uzeum. J e s t zaś dla polskiej ku ltu ry pow ażną szkodą, że ze zbiorów ty ch nie m oże publiczność w pełnej m ierze korzystać, gdyż p rzep ełn ien ie M uzeum nie pozw ala n a należyte urządzenie poszczególnych dzia­

łów i w łaściw e ud o stęp n ien ie ich dla ogółu.

Z MUZEUM CZAPSKICH.

W ostatnich czasach przybyło do M uzeum tego w iele now ych i w artościow ych nab y tk ó w a to do gabinetu num izm atycznego i do gabinetu rycin. O ko­

licznością sprzyjającą było ogłoszenie licytacyi zb io ­ ró w słynnej a obecnie zlikw idow anej firm y Zschie- sche & K oder z L ipska. Zbiory te zakupił O. H elbing w M onachium i dnia 27. m arca urządził lic y ta c y ę , na k tó rą m iędzy innem i szło w iele nadzw yczaj cen­

nych i ciekaw ych m onet i m edali polskich. Na tej licytacyi był obecny kustosz M uzeum C zapskich Dr.

M. Gumow ski, k tó rem u udało nię n abyć stosunkow o b. tanio sporo now ych i u nas nieznanych medali, jak n. p. m edal A nny Jagiellonki żony F erd y n an d a austr., jak m edal arcyks. E rn e sta p re te n d e n ta do tro n u polskiego, jak p arę m edali gdańskich rob o ty H óhna lub m edale z p o rtreta m i P iastów śląskich XVII. w ieku. Prócz tego n abyto poza licy tacy ą p arę sztuk cennych do zbioru, oraz k ilk a rzadkich szty­

chów z XVI. i XVII w ieku. W śród tych w ym ienić należy jeden p rzep ięk n y sztych F ack a »il gran Mo- gor« z szerokiem i brzegam i i podpisem artysty, oraz p o rtre t J a n a Zygm unta Z apolyi przez Nelliego, k tó ry p ięk n ie kom pletuje p o rtre ty rodziny Zygm unta A u ­ gusta przez tegoż arty stę sztychow ane. N a kupno w szystkich ty ch okazów zo stał użyty fundusz uzy­

skany ze sprzedaży dubletów . O prócz n ab y tk ó w z a ­ k u p io n y ch , przyw iózł też Dr. G um ow ski ze swej podróży w ykopalisko m onet piastow skich z XII. w., łaskaw ie ofiarow ane na jego ręce dla M uzeum przez p. H enryka M ańkow skiego.

Z PAŁACU SZTUK PIĘKNYCH.

.. M A D O N N A ..

R o z s t r z y g n i ę c i e k o n k u r s u n a p l a k i e t ę z M a d o n n ą w p a ł a c u S z t u k p i ę k n y c h : Dnia 9. m aja 1911 zeb rał się sąd konkursow y po d p rz e ­ w odnictw em d y re k to ra F. K opery, złożony z P anów J a n a Bukow skiego, Ks, G erard a K ow alskiego, prof.

K onstantego Laszczki, rad cy budow nictw a Sław om ira Odrzywolskiego, P io tra Stachiew icza, J a n a S zczep­

kow skiego i Ks. 'p ra ła ta C zesław a W ądolnego. Inni członkow ie uspraw iedliw ili sw ą nieobecność.

Sąd konkursow y jednom yślnie uchw alił p rzy ­ znać I-szą nagrodę w kw ocie 600 kor. plakiecie Nr. 4 o patrzonej godłem »Lux«,

Il-gą nagrodę w kw ocie 400 k o ro n przyznał p la ­ kiecie Nr. 11 z godłem » M adonna II.« a m ianow icie sześciu głosam i p rzeciw dwom, k tó re p ad ły n a Nr. 13.

Po o tw arciu k o p e rt okazało s i ę , że au to rem pierw szej p lak iety jest Dr. H enryk K unzek, zaś d ru ­ giej W łodzim ierz K onieczny.

N astępnie sąd k o nkursow y orzekł, że ze w zględu na cenne zalety artystyczne zasługują na szczegól­

niejsze odznaczenie p lak iety Nr. 8 z godłem »Sar- mat«, Nr. 3 z godłem »Ariel«, Nr. 13 z godłem

»M atka«, Nr. 9 z godłem »M arya«; sąd zatem w y­

raził życzenie by nieznani mu artyści zgłosili sw oje n azw iska i przeznaczyli swe dzieła na w ystaw ę k o ­ ścielną.

K I L K A U W A G

O NAGRODZONYCH I W YSZCZEGÓLNIONYCH PLA K IETA C H .

G o d ł o : » Lu x « (kat. 1. 4) zw yciężyło, arty sta Dr. H enryk K unzek w ziął pierw szą nagrodę. J e d n o ­ myślna uchw ała sędziów zharm onizow ała się w tym w ypadku z pow szechną opinią licznej publiczności, k tó ra w żyw ych dyskusyach n a sali o ddaw ała palm ę p ierw szeń stw a plakiecie. W niej silnie podkreślony znalazł się ak cen t religijny, podniesiony w yrazem zachw ytu i ad o racy ą N ajśw iętszej Panny, k tó ra z a ­ patrzona, ruchem podniesionych r ą k , skłonieniem czoła, jasną pogodą ro zlan ą n a obliczu, zw raca się ku Jezuskow i, leżącem u na podo łk u N ajśw iętszej K om pozycya dw óch postaci zw iązana z sobą logi­

cznie w liniach i myśli. W dzięk, m iłość m acierzy ń ­ ską i św iętość osób połączył tu taj arty sta z trafnym odczuciem celu religijnego kultu. N ieregularne rysy tw arzy M adonny stw arzają odrębny typ, o k tó ry mo- żnaby się spierać z punktu w idzenia idealistycznego.

P iękne to dzieło, sztuki szczerej, głęboko odczutej, po w ykończeniu jej przez artystę, bo rzecz p am ię­

ciow a w ym aga jeszcze opracow ania, ukaże się p o ­ w tórnie na w ystaw ie sztuki kościelnej.

P l a k i e t a z g o d ł e m : » M a d o n n a II.« (kat.

1. 11) p. W łodzim ierza K oniecznego otrzym ała drugą

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pogadanki o życiu, społecznych jego obowiązkach i warunkach, winny posiadać uzasadnienie etyczne, reszta zaś powinna się znaleźć w całokształcie życia

Warcholik Stanisław: Szkolnictwo ludowe polskie na SJązku. Kontrola funduszów szkolnych miejscowych. Przepełnienie w lwowskich szkołach publicznyci. Uwagi nad

Jeden z dzienników lwowskich (Słowo Polskie, Nr. października) pisze w sprawozdaniu z komisyi szkolnej, że komisya „w ita z radością fakt zdecydowania się

winno wiedzieć, co to jest ziemia polska, jak wygląda, jakie ludy na niej się rozsiadły, a oprócz geografii wioski, powiatu, kraju, winno znać dobrze geografię

cza dziecko niejeden pogląd praktyczny w przyszłości. Płonną jest więc obawa, by dzieci, które, bawiąc się, pracują, nie nauczyły się pracy traktować stale

rować się powinien. Wydatność każdej pracy, a zwłaszcza pracy umysłowej w szkole, uzależnioną jest od nastroju, w jakim mała gromadka dzieci się znajduje,

natów. Stosunek obu tych zakładów: seminarjum i internatu powinien być tak ułożony, aby działalność ich wzajemnie się uzupełniała. Gdy zadaniem głównem

gółowym nauki robót, przerzuciłem ją okiem, kartka ‘za kartką, szukając przedewszystkiem owej „now ości“ — i nie znalazłem jej wcale. Przystąpiłem wobec