WIELKOPOLSKA IZBA LEKARSKA
KWIECIEŃ 2016
21
Lekarska bezradność w okowach zależności?
W
W y y d d a a w w a a ł ł o o b b y y s s i i ę ę , , ż ż e e n n a a s s z z l l e e k k a a r r s s k k i i z z a a w w ó ó d d z z a a w w i i e e r r a a w w s s o o b b i i e e n
n i i e e z z w w y y k k l l e e d d o o b b i i t t n n i i e e w w y y r r a a ż ż o o n n ą ą a a u u t t o o n n o o m m i i ę ę d d z z i i a a ł ł a a n n i i a a . . Z Z a a s s a a d d - - n
n i i c c z z o o p p r r z z e e c c i i e e ż ż n n i i e e m m o o ż ż n n a a s s o o b b i i e e w w y y o o b b r r a a z z i i ć ć , , b b y y k k t t o o ś ś b b y y ł ł w
w s s t t a a n n i i e e w w n n i i k k n n ą ą ć ć w w i i n n d d y y w w i i d d u u a a l l n n i i e e p p o o d d e e j j m m o o w w a a n n e e d d e e c c y y z z j j e e , , d
d o o t t y y c c z z ą ą c c e e c c z z y y t t o o d d i i a a g g n n o o s s t t y y k k i i , , c c z z y y t t e e ż ż l l e e c c z z e e n n i i a a . .
W
obliczu spotkania z pacjentem mamy szansę podej- mować nieskrępowane merytorycznie decyzje. Oka- zuje się jednak, że zewnętrzne okoliczności związane z organizacją systemu opieki medycznej – na przykład z uwa- runkowaniami zarządzana w naszych szpitalach – wpływać mogą niezwykle niekorzystnie i nieraz działają nawet destruk- cyjnie.W trakcie rozwoju technik medycznych i ewolucji naszego zawodu sytuacja nieco się skomplikowała, gdy w relację pa- cjent – lekarz zaczął wdzierać się element odpowiedzialności finansowej i medycyna w pewnym sensie stała się biznesem, a organizmy szpitalne zaczęły się rozrastać. Stwarzało to ryzy- ko mnożenia obwarowań proceduralnych i prawnych. Ale i tak zawsze pozostawała pewna „szczelina niezależności”, której nikt nie był w stanie zmodyfikować. nie są one w stanie istotnie zmodyfikować podejmowanych przez nas decyzji. Także ob- serwowane coraz częściej postawy pacjentów zgłaszających pewne oczekiwania (tzw. medycyna życzeń), nieraz niezgodne z logiką postępowania medycznego, nie mogą zaburzyć auto- nomii naszych wyborów.
Jednym z powracających motywów szczególnego zatroskania w ostatnich miesiącach są wielokrotnie obserwowane próby sto- sowania zewnętrznego organizacyjnego nacisku przy wykony- wanych przez nas lekarskich działaniach. Nieraz mają one sku- tek paraliżujący na wielu spośród nas, a także są w stanie wyeliminować niezwykle cennych i ofiarnych lekarzy.
Jednym z przykładów są obserwowane próby wpływania w wielu spośród szpitali powiatowych – prowadzonych przez powiatowe samorządy. Anegdotyczne stają nieraz w naszym lekarskim środowisku opowieści o zarządzających – z klucza często partyjno-układowo-towarzyskiego podejmujących od- powiedzialność za te szpitale. Wypowiadają się w nieraz w sprawach medycznych czy związanych z organizacją ochro- ny zdrowia z kategorycznością odwrotnie proporcjonalną do po- siadania kompetencji w danym zakresie, co budzi szczególną żałość. Budziłoby to śmiech, gdyby nie okazywałoby się groź- ne dla naszych lekarskich losów. Obserwować można, jak wie- le naszych koleżanek i kolegów jest osaczonych bezsensowny- mi organizacyjnymi opresjami podcinającymi im skrzydła. Obok wielu przykładów negatywnych w tym względzie pozostają w sumie pewnie nieliczne rodzynki świadczące o logicznym traktowaniu personelu lekarskiego w tych szpitalach.
Obserwując losy kilku szpitali powiatowych, w zasadzie bli- ski jestem osiągnięcia pewności stwierdzenia, że samorządy po- wiatu nie wydają się jednostkami kompetentnymi do prowa- dzenia swoich szpitali. Stwierdzenie bolesne, ale dość wyraziste.
Może takie stwierdzenia są w dużej części skutkiem obserwo-
wanej i potwierdzanej przez wielu niekorzystnej ewolucji po- staw osób pełniących role samorządowe. Trafiają tam często osoby, które nie spełniły się na innych polach zawodowego ży- cia. Stąd jakże ważnym pozostałoby lekarskie angażowanie się – mimo naszego braku czasu i rozlicznych lekarskich obo- wiązków – utrzymując wpływ na władze samorządowe powia- tów czy innego szczebla.
Nie można także nie wspomnieć o ryzyku nadmiernej inge- rencji w naszą działalność medyczną i jej organizację przez przedstawicieli innych organów założycielskich. Ingerencja ta i wpływ muszą być niezwykle mądre, działać powinny stymu- lująco, ze strategią długofalową, także w odnosieniu do per- spektywicznego kształtowania optymalnie kompetentnych i ofiar- nych kadr medycznych, zapewnienia ich ciągłości i rozwoju.
Pozostaje podstawowe pytanie, na ile samorząd lekarski umie skutecznie bronić nas i nasze środowisko przed nieuprawnio- nymi – mało kompetentnymi – ingerencjami w nasze medycz- ne działanie i jego wymiar organizacyjny. W obliczu obserwo- wanej bezradności wielu kolegów pracujących w szpitalach powiatowych widzę nie tyle brak skuteczności, ile nawet wła- ściwego rozeznania, zrozumienia i zaangażowania. Samorząd
– zajęty samonapędzającym się administracyjnym kołowrot- kiem – nie sprawdza się, niestety, w tej roli.
Zwłaszcza ze względu na te obserwowane zjawiska pozosta- je podstawowym postulatem zachowanie przez nas przywódz- twa w opiece zdrowotnej, do jakiego jesteśmy powołani z racji wykonywania naszego zawodu i naszych kompetencji. Wów- czas jesteśmy w stanie uniknąć nadmiernej ingerencji w naszą bieżącą medyczną działalność. Pierwszym argumentem za tym przywództwem staje się nasza wiedza, czyli dane naukowe, któ- re musimy zachować jak najbardziej pogłębione. Drugim jest fakt bezpośredniego (a nie teoretycznego) kontaktu z pacjen- tem, który staje się potężnym orężem w naszym przywództwie.
A trzecim fakt składanej przez nas przysięgi Hipokratesa, że dobro pacjenta musi być przez nas wysoko stawiane i cenione.
SZCZEPAN COFTA