• Nie Znaleziono Wyników

"Naga dusza" i eksperyment egzystencjalny

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Naga dusza" i eksperyment egzystencjalny"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Dorota Siwicka

"Naga dusza" i eksperyment

egzystencjalny

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 78/1, 155-163

1987

(2)

DOROTA SIWICKA

„NAGA DU SZA” I EKSPERYM ENT EGZYSTENCJALNY

Ś ledztw o w spraw ie „nagiej duszy”

Z w rot „naga dusza’.’ m a w sobie niezw yczajną energię. Pom iędzy słow am i „dusza” i „naga” przeskakuje dziwaczne napięcie. M ogłoby ono w yw oływ ać zaintrygow anie, gdyby — dzięki swej w yrazistości w łaś­

nie — nie stało się stereotypem . „Naga dusza” — to Przybyszew ski, to Młoda Polska. Taki tró jk ą t opisuje u trw alo n y obraz potoczny k u ltu ry pew nej epoki. „Naga dusza” utraciła swoje sensy, moc, a n a w e t zaw arty w niej ładunek w yzw alający śmieszność. P rz y pomocy tego określenia dusza m łodopolska sam a na sobie „harakiri uczyniła” — konkludow ał z czasem Przybyszew ski.

Dla fachow ców sp raw a „nagiej duszy” łączy się z kłam stw em P rz y ­ byszew skiego, kłam stw em nie pierw szym i nie ostatnim . A u tor ten tw ierdził bowiem, że nie kto inny, lecz Adam Mickiewicz, używ ał przed n im zw rotu „naga dusza”. Pozostaw ił św iadectw a: w listach, w Szla­

k ie m duszy polskiej, w przedm owie do De profundis, we fragm encie W śród obcych. Nie chciano m u wierzyć. W tej jednej z w ielu batalii prow adzonych przeciw n adm iernem u zaufaniu do słów Przybyszew skie­

go zasadniczą rolę odegrał obszerny przypis K azim ierza W yki z Moder­

n izm u polskiego 4 Otóż W yce nie udało się znaleźć „nagiej duszy” u Mic­

kiew icza w ogóle. Badacz uw ażał to za zrozum iałe, gdyż, jak sądził (zresztą niezupełnie słusznie), poeta przyjm ow ał przeciw staw ienie ducha i duszy jako w ładzy niższej, zw iązanej jeszcze z cielesnością, i posługi­

w ał się wobec tego term inem „d uch”. Ja k b y mało było tego argum entu, W yka w ytaczał dalsze. Zestaw ił relacje Przybyszew skiego i przede w szyst­

kim stw ierdził ich sprzeczność: podejrzany P. m ylił się w zeznaniach, raz mówiąc, że term in zaczerpnął z M ickiewiczowskich prelekcji, innym razem w spom inając, iż pisząc pierw sze m anifesty o jego używ aniu przez wieszcza jeszcze nie wiedział. W yka dodawał, że sprzeczność tę pom ija,

1 K. W y k a , „Naga dusza” i naturalizm. W: Modernizm polski. Kraków 1968, s. 158—159.

(3)

156 D O R O T A S I W I C K A

um ieszczając ją jed n ak w sw ym historycznym przypisie jako dowód n a bałam uctw o. Poza ty m stw ierdzał, że w listach Przybyszew skiego nie ma śladu rzekom ego rozczytyw ania się autora Confiteoru i O nową sztuką w prelekcjach. Te trz y dowody: b rak „nagiej d uszy” w pism ach M ickie­

wicza, sprzeczności w relacjach Przybyszew skiego i jego nieznajom ość p relek cji św iadczyły przeciw ko niem u. Słow em —- pow oływ anie się na M ickiewicza było, zdaniem W yki, nieu p raw nio ny m działaniem P rz y b y ­ szewskiego, pragnącego w późniejszych latach ozdobić sw oją m łodzień­

czą teorię odpow iednio dostojnym drzew em genealogicznym .

Siadem W yki poszła M aria P odraza-K w iatkow ska, k tó ra w ro zpra­

wie „Naga dusza” i „epoka m u n d u r ó w ” p rzedstaw iła „nagą duszę” jako form ułę stw orzoną nie ty le przez Przybyszew skiego, co przez jego k r y ­ tyków tłum aczących w ten sposób niem iecki term in „nackte Seele” i sto ­ sujących go do jego twórczości, form ułę przez niego sam ego potem zaak­

ceptow aną 2. P re te n sje Przybyszew skiego a u to rk a p o trakto w ała podobnie jak jej poprzednik. Także w przypisie przypom niała przypis W yki i aby potw ierdzić jego diagnozę, sięgnęła do S łow nika języka Adam a M ickie­

wicza, k tó ry, owszem, w y kazuje tej tezy słuszność. M ożna w nim od­

naleźć jedynie określenie zbliżone, pochodzące z w iersza W id ze n ie :

„I ziarno duszy nagie pozostało” . O brazuje ono jednakże użycie w y ra ­ żenia „ziarno d uszy”. W edług tegoż słow nika nie ma bow iem u M ickie­

w icza zw rotu „naga dusza” . P am iętać trzeba jednak, że p raca ta nie o bejm u je znacznej części w ypow iedzi wieszcza, przede w szystkim z o k re­

su tow ianistycznego, k tó ry c h dokładne brzm ienie mogłoby, zdaniem jej autorów , budzić w ątpliw ości.

S praw a m ickiew iczow skiego rodow odu „nagiej duszy” pozostała w ten sposób w przypisach. P rzy jęło się sądzić, że n aw et jeżeli istnieją związki m iędzy „nagą duszą” a rom antyczną filozofią, to legenda tw o ­ rzona przez Przybyszew skiego, jakoby M ickiewicz tego określenia u ż y ­ wał, była w yłącznie m istyfikacją.

Tym czasem M ickiewicz m ówił o „nagiej du szy ” — n a zebraniu To­

w arzystw a L iterackiego Polskiego 3 m aja 1842. U żył tego sform ułow ania w przem ów ieniu, k tó re znane jest pod ty tu łem Nadeszły inne czasy.

U roczyste posiedzenie 3-m ajow e m iało nieoczekiw anie gw ałtow ny przebieg. N aw et C zartoryski, k tó ry rozpoczął zebranie i taktow nie je zakończył, książęcą k lam rą p rób u jąc spiąć w ybuchow ą całość, nie za­

pobiegł zam ieszaniu i skandalow i. Mowa księcia poświęcona była m .in.

K o n sty tu cji 3 m aja. Po nim w y stąp ił S tefan W itw icki i odczytał roz­

dział z Wieczorów pielgrzyma. N aw oływ ał w n im k rajow y ch m agnatów do w ybudow ania szczelnej fortecy przez zachow anie w szystkich, n a w e t n ajd rob niejszy ch form polskości w dom owym życiu. Mówiąc tak, W i-

2 M. P o d r a z a - K w i a t k o w s k a , „Naga dusza” i „epoka m u ndu rów ”.

W: Somnambulicy, dekadenci, herosi. Kraków 1985, s. 297—299.

(4)

tw icki rozw ijał ideał „panatadeuszow ski”, czyniąc z niego naukę p rze­

trw an ia przez pielęgnację form y narodow ej. M ickiewicz „dosiedział te ­ d y — ale gdy przyszło m u odpowiedzieć — buchnął gniew em W pam ięci słuchaczy pozostała jego „dum a niesłychana” , „gniew w iel­

k i”, głos „wielkiego natchnienia, w ylany jednym ciągiem z potężną siłą słow a” , wreszcie „niepokój w ew n ętrzn y i coś zupełnie niedobrego” . P rzem aw iając, M ickiewicz wzm ocnił siłę sw ych słów uderzeniem pięści w stół. A kied y skończył, „nie czekając co m u jeszcze na to odpow ie­

dzą — po ostatnim swoim w yrazie — cały rozogniony w yszedł”, w y­

szedł „zostaw ując zgrom adzenie jak b y głosem pioruna zm ieszane” 3. K il­

k a osób płakało. Zapadła cisza.

W ypowiedź M ickiewicza zachow ała się w dwóch w ersjach spraw o­

zdania z zebrania, w ydrukow anych w „D zienniku N arodow ym ” (nr z 3 V 1842) i w „Trzecim M aju” (z 14 V 1842). A utorem pierw szej relacji był F eliks W rotnow ski, drugiej — praw dopodobnie L eonard Niedźwiecki.

M ickiewicz pow iedział w ted y m.in.:

W w ersji pierw szej:

nadeszły inne czasy; trzeba wszystko zdjąć z siebie, rozkryć, n a g ą pokazać d u s z ę i w niej w szystko znaleźć

W w ersji drugiej:

Ale dziś czasy się wypełniły, teraz względy w szelkie zasługi, urzędu, m a­

jątku, im ienia, obywatelstwa, zdarte są i odrzucone — z d u s z a m i n a g i m i nam tu teraz stawać [...]4.

Przem ów ienie M ickiewiczowskie stało się skandalem . M ickiewicz w y ­ stąp ił przed em igrantam i jak ktoś obcy i zażądał od nich czegoś, czego nie zrozum ieli: żeby odsłonili swoje dusze. Był obcy nie tylko jako przedstaw iciel sekty, ale i z powodu odm ienności m iejsca, z jakiego m ó­

wił, porządku stanow iącego od pewnego czasu przestrzeń jego życia.

M ickiewicz przeszedł przez doświadczenie, przed którym , jak sądził, bro ­ n ili się słuchacze — przez egzystencjalne doświadczenie w ygnania. To, co było historią i w ykreślonym przez nią losem Polaków — ich narodo­

w ą biografią — p rzybrało rysy sy tu acji egzystencjalnej um iejscaw iającej w ygnańca w zupełnie inny sposób i wobec niego samego, i wobec o tw ie­

rającego się na nowo universum . Doświadczenie historyczne uderzyło w jego egzystencję. E m igrant nie był dla Mickiewicza jedynie uchodźcą politycznym . Konieczność opuszczenia ojczyzny stanow iła tylko n a jb a r­

dziej dotykalną, ale nie n ajw ażniejszą część jego nowej pozycji. M ickie­

wicz m ówił słuchaczom , że w szystkie k sz ta łty Polski, cała jej przeszłość

3 Spis w ażniejszych relacji o wystąpieniu Mickiewicza, z których pochodzą cy­

tow ane fragm enty, sporządziła Z. M a k o w i e c k a (Mickiewicz w Collège de France. Warszawa 1968, s. 273—274).

4 A. M i c k i e w i c z , Dzieła. Wyd. Narodowe. T. 13 Warszawa 1953, s. 169, 171. Podkreśl. D. S.

(5)

158 D O R O T A S I W I C K A

i całe jej życie zniknęło, że upad ły in sty tu cje , urzędy, nazw y. W tym przekonaniu, iż tam tego k ra ju n ap raw d ę już n i e m a , i że nie m ożna w rócić do Polski t a k i m s a m y m , jak im się z niej wyszło, zaw ierało się rów nież prześw iadczenie o konieczności rozstrzygnięcia p y tań pod­

staw ow ych — nie sporów politycznych — lecz p y tań o możliwości dzia­

łan ia człowieka w świecie, o jego przeznaczenie, o ciało i duszę, o dobro i zło, o k o n ta k ty z innym i, o zw iązki ze św iatem ożyw ionym i nieoży­

wionym , o m ałżeństw o, o sny, o pisanie poezji, o . sposób gotow ania ow sianki, o k rój żakietu, o gesty w ykonyw ane w tań cu i o brzm ienie głosu — o to w szystko, na co próbow ał odpowiedzieć towianizm .

K iedy m ów ił M ickiewicz: ,,bo wiedzcie, że już nic nie macie: imię, zaszczyty, dostojeństw a, zdarte z w as daw no i daleko precz odrzucone” 5, w skazyw ał na tę przełom ow ą chwilę, kied y pozbaw iony w szystkich form w ygnaniec sta ł się z w yroków h istorii kim ś innym , niż był — sta ł się n a g i. Był jak A dam i Ewa, k tó rz y opuściw szy ra j zauw ażyli sw oją nagość — pierw szy znak nowej sy tu acji. Sala 3-m ajow ej uroczy­

stości w yp ełn iła się ludźm i uw ażającym i k u lty w o w anie polskich form i politykę za zaangażow anie w narodow ą spraw ę. Dla M ickiewicza form y te b y ły już m artw e i dlatego to, co oni m ieli za życie praw dziw e, on osądzał jako m a s k a r a d ę , jako u b ieran ie się w stro je u k ryw ające stan rzeczyw istej nagości. Nie szukał zrozum ienia u słuchaczy, lecz u d e ­ rzał w nich, jak b y chciał, b y zd arte jego siłą odpadły p rzebrania. Aby zobaczyli, że k ró l jest nagi. P ró b u jąc rozsadzić tak „tw ierdzę przeszłoś­

ci”, w ystępow ał i przeciw daw nem u sobie.

W now ej, egzystencjalnej nagości Polaków M ickiewicz w idział szan ­ sę. Mówił:

Rzadki jest m oment, w którym dozwolono wieszczom zupełnie się w y- wnętrzyć, ducha swojego, przybierającego pierwej różne formy, nago niejako okazać e.

P ozbaw ienie się form daw ało możliwość dokonania podstaw ow ych rozstrzygnięć p rzed tem ja k b y niedostępnych: dotarcia do jedynie re a l­

nego porządku duchowego. Z tego porządku, z „nagich dusz” Polaków , w yłonić się też m iała i Polska, k tó ra w raz z nim i doszła do kresu i p rze­

szła przez m isteriu m śm ierci i zm artw ychw stania:

Naga — w styksow ym w ykąpana mule, Nowa — nagością żelazną bezczelna — 7.

W yobrażenie „nagiej d uszy” p rzew ija się stale przez k a rty tow ia- nistycznych dokum entów . Podczas jed n ej z rozm ów w Kole, w edług re ­ lac ji Goszczyńskiego, M ickiewicz, m ów iąc o świecie ducha, dodawał:

5 Ibidem, s. 169.

6 Ibidem, s. 170

7 J. S ł o w a c k i , Grób Agamemnona, w. 100— 101. W: Dzieła w szystkie. Pod redakcją J. К 1 e i n e r a. T. 9. W rocław 1956, s. 75.

(6)

Co w am powiadam, nie gadam tego z głowy, nie daję wam doktryny; w i­

działem ten świat, byłem w nim kilka razy, dotknąłem się go duszą nagą 8.

Obok „nagiej duszy” w ystępow ał na rów nych praw ach także „nagi du ch ” . S tał się on trw ały m elem entem języka braci, k tó rzy m ówili o „bó­

lu nagiego du cha”, o „duchu w całej nagości”, o tym , że trzeba „stanąć nago” .

Przem ów ienie M ickiewicza w w ersji z „Dziennika N arodow ego” zo­

stało przedrukow ane w P ary żu w 1877 r. przez W ładysław a M ickiewicza w dziele Współudział Adam a Mickiewicza w sprawie A ndrzeja Tow iań­

skiego. P rzybyszew ski mógł więc znać M ickiewiczowską w ypow iedź na zebraniu Tow arzystw a Literackiego Polskiego. I nie m usiał w tym celu w ertow ać sta ry c h pism. W ystarczyło, aby wziął kiedyś Współudział do ręki. „Naga dusza” tkw iła mocno w tow ianistycznym pojęciu czło­

w ieka. Z całą pewnością Przybyszew ski nie m istyfikow ał więc w taki sposób, jak sądził W yka 9.

I — dodać trzeba jeszcze — przem ów ienie M ickiewiczowskie zrobiło w m odernizm ie pew ną karierę, acz nie za spraw ą Przybyszew skiego, tylko A rtu ra Górskiego, k tó ry w r. 1908 w ydając tom utw orów M ickie­

wicza przedrukow ał w nim tę w łaśnie w ypow iedź i od niej n azw ał ca­

łość: Nadeszły inne czasy. To sam o przem ów ienie stało się jak b y nicią przew odnią jego Monsalwatu. W ypowiedzi M ickiewicza w spierać m iały tezy tej pracy, zw racającej się w sw ym odnowionym ideale sztuki ro ­ m antycznej — paradoksalnie — przeciw ko litera tu rz e spod znaku P rz y ­ byszewskiego.

8 S. G o s z c z y ń s k i , Dziennik S p ra w y Bożej. Opracował i wstępem poprze­

dził Z. S u d o 1 s к i. Т. 1. Warszawa 1984, s. 204.

9 W tomie poezji K. B o c z k o w s k i e g o W niewoli, w śniegu, w ciepły m czółnie k r w i (Wrocław 1981, s. 40), w cyklu zatytułowanym Apokryfy, opierającym się na wypowiedziach wielkich twórców, które nie należą jednakże do ich kanonicznych wizerunków, znajduje się w iersz Do braci, będący parafrazą poetycką M ickiewiczow­

skiego przemówienia w Towarzystwie Literackim Polskim. Utwór ten brzmi tak:

Bo w iedzcie

że nic już nie macie imię

zaszczyty dostojeństwa zdarte z w as dawno i daleko precz odrzucone Trzeba wszystko zdjąć z siebie nagą pokazać duszę

— i w niej wszystko odnaleźć

W objaśnieniu do tego wiersza (s. 48) autor zwraca również uwagę na nie­

porozumienie w sprawie mickiewiczowskiego rodowodu „nagiej duszy” spowodowa­

ne przez przypis Wyki. W ten sposób „naga dusza” wróciła w obręb poetyckiej refleksji nad egzystencją.

(7)

ICO D O R O T A S I W I C K A

W alka z tru p ią pow łoką

Ruch M ickiewiczowskiego odsłonięcia poprzedzała diagnoza s tw ie r­

dzająca, że rzeczyw istość rozpadła się na dw ie różne ontycznie sfery:

p o w i e r z c h n i ę i g ł ę b i ę .

Pow ierzchnia jest w to w ianistycznym system ie w yobrażeń tylko okryciem nałożonym n a byt. Okrycie, skoro zostało nałożone, pozostaje czymś dodanym , w tó rn y m , w p ew n y m sensie n ien atu raln y m . J e s t ro ­ dzajem n aro śli d eform ującej p ierw o tn y k ształt. W idzialna i zmysłowo dotyk alna pow ierzchnia p re te n d u je do tego, by stać się jedy ną rzeczy­

w istością i przez to odkrycie m ask u je istotność w nętrza. P raw d a k ry je się w ew n ątrz oddzielona od fałszu ostrą granicą pokryw y. O krycie nałożone n a b y t uw iera, przeszkadza, wiąże ruchy, nie pozw alając roz­

w inąć się w ew n ętrzn ej, p ierw o tn ej sile w yrzucającej n a pow ierzchnię jed y n ie o d p ry sk i w łaściw ych form . Form y zew nętrzne są tylko okale­

czonym i przez tę k ręp u ją cą m aterię k ad łu bam i praw dziw ych kształtów . P ra w d a w ym aga więc odkrycia, zdarcia okrycia. Taka jest logika jednego z fu n d am e n ta ln y ch ruchów europejskiej w yobraźni. W szystkie schody prow adzące w dół, zejścia do kopalń i pieczar, do środka ziemi i na dno m orskie, w szelkie odsuw ania zasłony i teorie ogołocenia, m eta ­ fory łupin i ziarn a poddane są tem u sam em u gestowi. Z erw anie pokryw y jest ruchem odsłonięcia ,,nagiej p ra w d y ” .

N a tow ianizm m ożna spojrzeć jako n a rodzaj e g z y s t e n c j a l n e ­ g o e k s p e r y m e n t u , którego uczestnicy prag nęli pozbyć się w szyst­

kiego, co było w ich życiu pow ierzchniow e — a więc m artw e, zew nętrz­

ne i jako tak ie przypadkow e, chaotyczne. Chcieli tak się przem ienić, aby całym istnieniem — w sp raw ach w ielkich i drobnych — kierow ała ekspresja w ew n ętrzn ej energii. S tanow iłaby ona jed no litą zasadę s ty ­ listyczną porząd ku jącą w szystkie poruszenia człowieka i uw aln iającą go od chaosu właściw ego życiu „na pow ierzchni” . G dyby udało się w te n sposób osiągnąć, że „naga dusza” sta ła b y się jedyną zew nętrznością, znikłby dojm u jący rozdział n a pow ierzchnię i głębię, n a pozór i rzeczy­

wistość, m askę i autentyczność. Poszukiw anie nagości istnienia było d ą ­ żeniem do p rzyw rócenia odeb ran ej w artości, zagubionej — jak sądzili tow iańczycy — tożsamości.

W ygnaniec — m ów ił M ickiewicz — został nagi. Ale to, co poeta rzucał jako hasło: „z duszam i nagim i n am tu teraz staw ać [...]”, zam ie­

niało się z efektow nego gestu n a codzienną pracę Koła, na tru d pow ol­

nego oczyszczania i przem iany, żm udnego uw aln iania w ew nętrznego r u ­ c h u z k ręp u ją cy c h go powłok. 7 m aja, a więc zaraz po przem ów ieniu w T ow arzystw ie, M ickiewicz pisał do A leksan dra Chodźki:

Już jesteś na drodze, bo spowiedź pierwszy krok ku samemu sobie, ku temu źródłu w głębi ducha tryskającem u, skąd oczyściwszy brzegi w szystko trzeba dobywać. [...] W tenczas w jednej chw ili przeznaczonej pokusa odstępuje

(8)

i zasłona jedna lub więcej spada z oczu! Ah! ileż to na nas tych zasłon!

Ile to tych łupin musim z siebie zedrzeć! Wierz temu, co piszę, bo to znam z doświadczenia 10.

Koło było m iejscem , gdzie staran o się drogą stałych ćwiczeń stw o­

rzyć nadzw yczajne napięcie pozw alające zrzucić „zasłony” i „łu p in y ” , 0 któ ry ch pisał Mickiewicz. Czym one były? Słabością, grzechem , p rzy ­ zw yczajeniem , uległością wobec form i konw encji tow arzyskich. Zresztą, próbom ich porzucenia tow arzyszyć m usiało rozeznanie, co jest łupiną, a co w artościow ym w nętrzem . I tu potrzebny był w zór — sta ł się nipi Towiański.

W m otyw y takiej oczyszczającej przem iany obfituje Dziennik Spra­

w y Bożej S ew eryna Goszczyńskiego. N ajbardziej w yrazistym p rzy k ła ­ dem p ro jek cji m arzenia o sobie są jego sny. To, co na jaw ie było stra sz ­ liw ym w ysileniem , zakończonym n a ogół niepow odzeniem , w snach p rzy ­ bierało k ształt zbawczego fantazm atu.

[1845] 9 marca, poniedziałek: Zrzucałem z siebie brudną koszulę a brałem białą. Byłem półnagi, kiedy Mistrz nadszedł i patrzył na mnie. Wstydziłem się, że mię zeszedł w takiej chwili.

[1847] Z 25 na 26 maja, z wtorku na środę: Odziany byłem szczątkami trupa pod koszulą, jak koszulą. Zrzuciłem koszulę, a z nią owe szczątki. Nieznajom i przychodzili i jedni śm ieli się z mojej nagości, drudzy mi ją wyrzucali.

15 listopada, poniedziałek: Sen o Mistrzu. Byłem w kąpieli, myłem głównie ręce i piersi. Mistrz siedział z boku i powiedział mi coś bardzo ważnego, tyczą­

cego się mojej pracy, alem nie pamiętał po ocknieniu się. Jak mi się przypo­

mina w czuciu, był to podobno wyrzut, że się wciąż tylko oczyszczam po sta­

remu, a nie jawię w czynach tej czystości.

Dwa tygodnie później: Sen dziwny. Służba z duchem brata Radwańskiego.

Moje plecy czarną skórą pokryte, która dawała się oddzierać n .

Zdjęcie koszuli, zam iana bru dn ej na białą, kąpiel, zrzucanie z siebie resztek tru p a czy zdzieranie czarnej skóry — w szystko to obrazy aż nadto odpow iadające w yobrażeniom odnow y i przem iany. Jednakże w snach Goszczyńskiego uderza w yraziste ich pow iązanie ze z d e j m o ­ w a n i e m o d z i e n i a , zrzucaniem pow lekającej nowego człowieka s ta ­ rej m aterii. Trup, k tó ry m po k ry te jest „ja” , p rzysłania je jak koszula 1 zdejm ując ją, zdejm uje się także drugą koszulę — tru p ie resztki. O k ry ­ cie jest czymś m aterialn ie integralnym , co trzeba oderw ać razem z k a ­ w ałkam i ciała, razem ze skórą. Czynności tej tow arzyszy ból, w styd i n iejasn y w y rz u t o ciągłą połowiczność oczyszczania, a także stra c h przed śmiesznością, k tó rą w yw ołuje nagość.

W snach Goszczyńskiego w idać resztki tłum ionej przez niego w tym okresie frenetycznej skłonności. Ale obrazy te oddają także pew ną w łaś-

10 M i c k i e w i c z , op. cit., t. 15 (1Ö54), s. 437—438.

11 G o s z c z y ń s k i , op. cit., s. 273, 334, 382, 383.

11 — P a m ię t n ik L ite r a c k i 1987, z. 1

(9)

162 D O R O T A S I W I C K A

ciwość zarów no tow ianistycznej w yobraźni, jak i języka K oła S praw y Bożej: skrzyżow anie tego, co duchowe, z tym , co fizjologiczne, w znio­

słości z tryw ialnością. T ru d zrzucania z siebie tru p ich szczątków starego człow ieka oddają często tak ie w yrażenia, jak ,,pot ducha”, „ b ru d ”, „w y ­ p ró żn ien ie” czy „sm ród” . M ają one w sobie tę sam ą niestosowność, co term in „naga dusza” , któ reg o fizjologiczne skojarzenia tak baw iły p rze ­ śm iewców Przybyszew skiego. W yd ają się one bliskie określeniom m i­

stycznym , tak im jak choćby „ogołocenie”. Jed n akże tow ianistyczny eks­

p e ry m e n t odsłonięcia „nagiej duszy” był jak n ajd alszy od m istycznego zerw ania zw iązków z ciałem i jego ziem ską egzystencją. W łaśnie opero­

w anie w tej konkretności, szczegółowości, m aterialności u rab ianej zgod­

nie z jednolicie o rganizującą ją zasadą duchow ą daw ało także efek ty w języku S p raw y Bożej.

Tow ianizm b y ł odm ianą u t o p i i p r z e z r o c z y s t o ś c i . W sw ym eksperym encie próbow ał bow iem tak ukształtow ać rzeczyw istość — a w niej i ludzką postać — aby jej k sz ta łt idealnie odpow iadał w ew n ętrz­

nem u porządkow i bytu. Ciało tow iańczyka, n ieustan nie treno w ane i żło­

bione zgodnie z zasadam i estety k i nowego człowieka, przestaw ało być u bran iem czy p rzeb ran iem i staw ało się form ą, przez k tó rą sw obodnie p rzeb ijała w ew n ętrzn a energia. B yła to form a przezroczysta, gdyż każde poruszenie duszy n a ty c h m ia st uw idaczniało się w geście, w w yrazie oczu, w głosie. To p rześw iecanie w nętrza, brzm ienie „nagiej duszy” tow iań- czycy n azyw ali „ t o n e m ” . Ton b y ł ty m czystszy, im skuteczniej udało się usunąć przegrodę, na k tó re j m ógłby się załam yw ać. Tow iańczyk słu ­ ch ający tonu b rata , p a trz ąc y w jego tw arz, chciał w niej zobaczyć — i sądził, że w idzi — jego duszę, tak w łaśnie, jak b y była ona naga. U topia przezroczystości jest przede w szystkim w iarą w możliwość bezpośred­

niego obcow ania ludzi, k tó rz y zdarli ze sw ych tw a rz y m artw o tę m a­

sek 12.

Podobną logiką pow ierzchni i głębi, okrycia i odkrycia kierow ali się, acz na różne sposoby, i m istycy, i F reud, i M arks, także i — P rz y b y ­ szewski. W łaśnie odsłonięcie to ruch, k tó ry M aria P odraza-K w iatkow ska uzn ała za najw ażniejszy, pisząc o tym , czym była nagość dla P rz y b y ­ szew skiego. Jedn akże ten sam gest o dk ryw ał już in ną „nagą duszę” . M ożna pow iedzieć kró tk o , że P rzybyszew ski odsłonił w niej w szystko to, czego tow iańczycy w idzieć nie chcieli — przede w szystkim ludzką pod­

świadomość. Jego „таге ten e b ra ru m ” opisyw ane było dokładnie tak, jak Tow iański przed staw iał „m anow ce duszy” — m iejsce, skąd w y łan iają się dem ony. W „nagiej duszy” ^Przybyszew skiego uk ry w ało się to, co odsuw ał od siebie Mickiewicz: ciemność, pow ikłanie, ostateczna n i e- p r z e z r o c z y s t o ś ć b y tu do końca nie rozpoznanego.

12 O utopii przejrzystości zob. w ypow iedź M. J a n i o n w: Osoby. Trans­

gresje III. Wybór, opracowanie i redakcja M. J a n i o n i S. R o s i e k . Gdańsk 1984, s. 348—350.

(10)

Tow ianistyczny ton w zbijał się w p rzejrzy ste pow ietrze. W puszczony w pieczarę „nagiej duszy” Przybyszew skiego nigdy nie w ybrzm iałby, nig dy nie dotarłb y do dna, lecz załam ałby się wcześniej w rozlicznych zakam arkach, rozszczepił w labiryncie k o ry ta rzy — i zniknął. Bezpo­

średn ia ekspresja podświadomości nie m ogła być czystością i jasnością tonu. Mogła być tylko k r z y k i e m . Lecz k rzy k sam ego P rzybyszew ­ skiego, k tó ry dał się wciągnąć sw ej „nagiej duszy”, podobnie jak Mic­

kiew icz podążał za swoją, także zagubił się, przycichł, przem ienił z cza­

sem w bełkot. Gdzieś tu spotykają się te dwie klęski: M ickiewicza-to- w iańczyka i jego demonicznego sobowtóra.

Cytaty

Powiązane dokumenty

ko zarodnie, zygospor zaś nie tworzą, tymczasem Zygorhynchus Vuilleminii tworzy zarodnie i bardzo nieliczne zygo­. spory. Na glicerynie 10 % zygospory i zarodnie

Desarguesa) Pokazać, że dwa trójk aty maj , a środek perspektywiczny, tzn. Newtona) Dany jest czworok at

Dla realizacji Umowy Zespół zobowiązuje się do dołożenia wszelkich starań by zapewnić Przyjmującemu zamówienie pełny i nieodpłatny dostęp do środków i aparatury

Po w pisaniu do odpow iedniego form ularza niezbędnych danych i w ciśnięciu przycisku wynik, program dokonuje obliczeń, których rezultat pojaw ia się w oknie dialogow ym

szkoły odpowiedzialnością za polonizację arystokracji rosyjskiej. Absurdal- ność tego zarzutu mogła się chyba tylko równać ze stylem, w jakim przepro- wadzono likwidację

Informacje pozyskane od ofiar przez torturujących i przesłuchujących ana- lizowane były przez członków grupy wywiadu w „Złotym Salonie” (Salón Dorado) znajdującym się

Dlatego pokonujemy jeszcze tylko kawałek grani, a jeszcze przed Hohberghorn (4219 m) decydujemy się zawrócić.. Co ważne – jednomyślnie, bez żadnych

Kalkulacja własna konserwacja węzłów cieplnych strona niska i wysoka konserwacja polega na: 1.. przeglądzie węzłów cieplnych przed sezonem