• Nie Znaleziono Wyników

+"&$4'56*.012

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "+"&$4'56*.012"

Copied!
294
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

!

!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

+"&$4'56*.012

%URQLVıDZD0DOLQRZVNLHJR

768"95:";

<"%69*="5(9'64'5>

?8")*='@"%69*

(4)

2

Laboratorium Kultury

Rocznik, ISSN 2084-4697

Wersją prymarną jest forma drukowana, wersja pdf jest dostępna na stronie http://www.laboratoriumkultury.us.edu.pl/PDF/LK_2013.pdf

Redaktorzu numeru:

Marek Pacukiewicz, Adam Pisarek

Redaktor naczelny: "EBN 1JTBSFL r Przewodnicząca Rady Naukowej: Ewa Kosowska Redaktorzy tematyczni: Kamil Buchta, Jakub Dziewit, Marek Pacukiewicz, Małgo- S[BUB 3ZHJFMTLB  &NJMJB 8JFD[PSLPXTLB r Redaktor językowy: Małgorzata Rygielska Sekretarz redakcji: ,BNJMB (ˌTJLPXTLB r Redaktor wydawniczy: Jakub Dziewit Korekta: &NJMJB 8JFD[PSLPXTLB r Tłumaczenia: ,BNJMB (ˌTJLPXTLB r Redaktor tech- niczny, skład: 5PNBT[ ,JFLPXTLJ r Opieka artystyczna, projekt graficzny: Agnieszka -FT[rWspółpraca redakcyjna: Grażyna Wilk oraz Elżbieta Gwóźdź i Małgorzata Kołodziej

Lista recenzentów współpracujących publikowana jest na stronie http://www.laboratoriumkultury.us.edu.pl

Adres redakcji:

Laboratorium Kultury Plac Sejmu Śląskiego 1

40-032 Katowice

Wydawca:

grupakulturalna.pl ul. Słowackiego 15/13

40-094 Katowice Publikacja dofinansowana przez Uniwersytet Śląski w Katowicach.

Współpraca:

Wszystkie zdjęcia wykorzystane w publikacji pochodzą ze zbiorów biblioteki London School of Economics and Political Science.

Wszystkie artykuły opublikowane w „Laboratorium Kultury” są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Unported.

Druk i oprawa: Booksfactory / www.booksfactory.pl Nakład: 250 egzemplarzy

Katowice 2013

(5)

,

są niezwykle trudne do uchwycenia i zarazem bardzo złożone;

nie są one zawarte w jakiś trwałych, materialnych dokumentach, lecz w zachowaniu i pamięci żywych ludzi.

B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku

(6)

-

Marek Pacukiewicz, Adam Pisarek Ewa Kosowska, Anna Gomóła Małgorzata Rygielska Adam Pisarek Jakub Dziewit Kamil Buchta

Marek Pacukiewicz Paulina Miśkiewicz Magda Anna Korbela Kamil Kozakowski

Zuzanna Orzeł

Emilia Wieczorkowska

Kamila Gęsikowska

Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

(7)

.

Wprowadzenie Kuchnia w Biszkeku

Listy uwierzytelniające antropologa

Antropolog, czyli gość. O badaniach terenowych Bronisława Malinowskiego jako formie kontaktu kulturowego

Jak połamać sobie zęby? Analiza polskiego dyskursu nt. twórczości fotograficznej Bronisława Malinowskiego Funkcje i interpretacje. Analiza porównawcza założeń teoretycznych Malinowskiego i Geertza

Złote runo

Bronisław Malinowski – nauczyciel przyszłych badaczy

„Wyobraź sobie czytelniku…” – obraz Trobriandów w Argonautach zachodniego Pacyfiku

„Demony” Malinowskiego, czyli o czarownikach i wiedźmach z obszaru Nowej Gwinei

Malinowski w „Żółtym Prostokącie”, czyli po co nam antropologia?

Między monografią a…?

Historia pewnego małżeństwa Kolejnej rewolucji nie będzie Indeks osób

7 13 29 61 93 121

151 175 197 217

235

257

265

275

283

(8)

/

(9)

0

W historii nauki bardzo często wskazuje się swoiste postaci-symbole, kojarzone z wielkimi przełomami; ich dzieła to „kamienie milowe” określonych dyscyplin.

Z biegiem czasu jednak owe „kamienie milowe” stają się coraz bardziej skon- densowanymi znakami podsumowującymi długie, skomplikowane narracje. Tak było również w przypadku Bronisława Malinowskiego. Zaproponowany przez niego model badań terenowych doczekał się dociekliwych opracowań, jak i zde- cydowanej krytyki; bardzo często ulegał przy tym uogólnieniu.

Jesteśmy przekonani, że warto z tego powodu po raz kolejny spojrzeć na kla- syczny dziś tekst Argonautów zachodniego Pacyfiku, zwracając uwagę nie tylko na

„dyskurs” antropologicznego projektu Bronisława Malinowskiego, ale również na konkretne narzędzia i strategie stosowane w badaniu kultury partykular- nej. Warto więc pochylić się nad tym, w jaki sposób swoją koncepcję badawczą określa, wyraża i prezentuje sam antropolog – gdzie przebiegają granice jego

„laboratorium”, rozumianego nie tylko jako określona przestrzeń i zamieszkujący

ją tubylcy, ale również cały sztafaż praktyk terenowych, opisowych, analitycz-

nych i interpretacyjnych.

(10)

1

Teksty pomieszczone w niniejszym tomie prezentują różne perspektywy oglądu; zarówno pod względem formalnym jak i metodologicznym. Wydaje się nam, że dzięki zróżnicowaniu narzędzi badawczych i teoretycznych, jak rów- nież stylów narracji aplikowanych do Argonautów, uwypuklone zostały złożo- ne konteksty i aspekty tego dzieła. Zdajemy sobie sprawę, że (nawiązując do sformułowań samego Malinowskiego) wielu badaczy „robiło” już ten „teren”;

mamy jednak nadzieję, że nasz „survey” również przyczyni się do wzbogacenia wiedzy o nim.

Grażyna Kubica we wstępie do najnowszego wydania Argonautów… na- pisała: „Wokół postaci antropologa i jego głównego dzieła narosło już tyle interpretacji, że dobrze będzie wrócić do samego tekstu”

1

. Pracowaliśmy nad Laboratorium Bronisława Malinowskiego, wsłuchując się w te słowa. Zadaliśmy sobie również szereg pytań, które Kubica sformułowała w swoim artykule:

„Czego możemy się dowiedzieć o Argonautach dzisiaj? Czym dla nas może być tak książka po przeszło 80 latach od jej napisania? Czy jest tylko hermetyczną klasyką, czy ciągle inspirującym przykładem literatury antropologicznej? Czy jesteśmy jeszcze w stanie zachwycić się tym niewiarygodnym przykładem et- nograficznej roboty?”

2

. Na pewno nie uzyskaliśmy wyczerpującej odpowiedzi, mamy jednak nadzieję, że niniejszy tom będzie dowodem, że na początku XXI w. warto wczytać się ponownie w klasykę literatury antropologicznej. W tym kontekście drugi numer czasopisma jest również deklaracją strategii, jaka ma przyświecać „Laboratorium Kultury”: strategii powrotu do miejsc, tekstów i nazwisk kluczowych dla wyznaczenia granic nauk o kulturze i centralnych dla owej refleksji pojęć.

Dodajmy jeszcze, że trzymany przez Państwa w rękach tom stanowi rów- nież uwieńczenie projektu badawczego Laboratorium Bronisława Malinowskiego, realizowanego przez Naukowe Koło Antropologii Kultury pod patronatem

„Laboratorium Kultury” w latach 2012–2013. Ponieważ rok założenia Koła na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego przy Zakładzie Teorii i Historii Kultury zbiegł się z 90. rocznicą wydania Argonautów zachodniego Pacyfiku Bronisława Malinowskiego, temat pierwszego wspólnego przedsięwzięcia na- sunął się niejako sam. W trakcie cyklicznych spotkań Studenci, wspierani przez Pracowników i Doktorantów z Zakładu Teorii i Historii Kultury, szczegółowo

1 G. Kubica, Argonauci, Trobriandy i kula z perspektywy stulecia, w: B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005, s. XX.

2 Tamże.

(11)

2

analizowali trobriandzką monografię, starając się poprzez jej tekst zrekonstru- ować metody i strategie badawcze klasyka XX-wiecznej antropologii. W ramach projektu zorganizowana została również konferencja naukowa, która odby- ła się 10 kwietnia 2013 r., trzy dni po kolejnej rocznicy urodzin Bronisława Malinowskiego.

***

Niniejszy tom nie powstałby, gdyby nie wsparcie wielu osób i  instytucji.

Chcielibyśmy niezwykle serdecznie podziękować Bibliotece London School of Economics & Political Science, dzięki której w numerze znalazły się repro- dukcje fotografii Bronisława Malinowskiego oraz Zakładowi Teorii i Historii Kultury Uniwersytetu Śląskiego za opiekę instytucjonalną nad projektem i cza- sopismem. Przede wszystkim jesteśmy niezwykle wdzięczni za cenne rady, me- rytoryczną pomoc i wielką przychylność Pani Profesor Ewie Kosowskiej i Pani Profesor Annie Gomóle. Musimy również dodać, że wygląd numeru zawdzię- czamy w dużej mierze Pani Catherine McIntyre, która odpowiadała cierpliwie na dziesiątki pytań dotyczących wykorzystania zdjęć z trobriandzkiej kolekcji Malinowskiego. Dziękujemy również Pani Grażynie Wilk za nieocenioną po- moc redakcyjną.

Marek Pacukiewicz

Adam Pisarek

(12)

!3

(13)

Kategoria 3/18 - Ethnographer, zdjęcie 13

(fragment)

(14)

!4

D4"*+$@$4@9"

Prof. zw. dr hab., filolog i kulturo- znawca, kieruje Zakładem Teorii i Historii Kultury w Instytucie Nauk o Kulturze i Studiów

Interdyscyplinarnych w Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pracuje nad wykorzystywaniem tekstu literackiego w badaniach antropologiczno-kultu- rowych. Autorka i redaktorka kilku- nastu książek. Opublikowała m.in.:

Negocjacje i kompromisy. Antropologia polskości Henryka Sienkiewicza (2002), Antropologia literatury (2003), Stąd do Teksasu (2006); [red.] Wstyd w kultu- rze 2 (2008).

7ddW=ecÈėW

Dr hab., adiunkt w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ. Zajmuje się badaniami nad antropologicznymi uwarunkowaniami nauki polskiej.

Autorka i redaktorka kilku książek.

Opublikowała m.in.: Saga rodu Borejków (2004), Jan Michał Witort – wprowadzenie do antropologii pokole-

nia „ludzi naukowych” (2011), [red.]

Konstanty Ildefons Gałczyński – znany

i nieznany. Szkice i rozprawy (2005),

[współred.] Wiedza o kulturze w szkole

(2007), [współred.] Bezpieczny świat

wielu kultur i narodów (2011).

(15)

!,

Na przełomie września i października 2012 r. byłyśmy w Kirgistanie. Program dwutygodniowego wyjazdu naukowego przewidywał przede wszystkim pobyt w Biszkeku. Wynajęte od Eugenii Michajłowny mieszkanie w centrum kirgiskiej stolicy okazało się znacznie wygodniejsze i tańsze niż planowany wcześniej ho- tel. Pozwoliło nam też swobodnie dysponować czasem: dogodna lokalizacja umożliwiała korzystanie z bogatej oferty naukowej i kulturalnej. Z reguły sporo czasu spędzałyśmy na uniwersytetach: wyjazd na międzynarodową konferencję wiązał się z gościnnymi wykładami i spotkaniami. W Biszkeku jest także kilka- naście muzeów, galerii sztuki, teatrów – przyjaciele zaplanowali dla nas na tyle bogaty program, że na własną inicjatywę pozostawało już niewiele czasu. Tym mniej na odpoczynek.

Jednak pod koniec pobytu zdarzyła się deszczowa niedziela: początek jesieni nie nastrajał do nadmiernej aktywności. Zwiedziłyśmy zatem pobliskie mu- zeum rewolucjonisty Michaiła Frunzego (jego imię w latach 1926–1991 nosiła stolica republiki), a potem wróciłyśmy do domu na gorącą kawę. Niełatwo po kilku miesiącach odtworzyć ścieżki, jakie wiodły nas od wymiany wrażeń po kontakcie z zabytkami czasów rewolucji do rozważań na temat potrzeby po- rządkowania teorii potrzeb kulturowych. Niewątpliwie punktem wyjścia był przeniesiony w całości do muzeum rodzinny dom Frunzego. Zastanawiałyśmy

+(5EC'"*4*F'@>969(

(16)

!-

się, co skłoniło syna dobrze sytuowanego prowincjonalnego lekarza do wyboru tak dramatycznej drogi życiowej; jak opisać zależność między indywidualnymi motywacjami ludzkich wyborów a manifestowanymi postawami, między bio- logicznymi i pozabiologicznymi potrzebami a reakcjami kulturowymi. Siedząc w kuchni Eugenii Michajłowny i  popijając kawę, wpadłyśmy w wir dyskusji.

Minęło sporo czasu, zanim zorientowałyśmy się, że dochodzimy do ustaleń, które należałoby utrwalić. Tak powstał nagrany na dyktafon, a potem spisany i autoryzowany zapis refleksji, którym sprzyjała atmosfera pewnego gościnnego domu w Biszkeku.

E.K. Mówienie o tym, że człowiek posiada potrzeby, zakrawa na truizm. Gdy jednak spojrzymy na ten problem z perspektywy teorii kultury, to okaże się, że kategoria potrzeby pojawia się praktycznie przy każdej próbie odpowiedzi na pytanie o genezę i funkcje, a niekiedy także o strukturę kultury. Ewolucjoniści nie rozwinęli autonomicznej teorii potrzeb, ale rolę tychże w tworzeniu kultury uwzględniali implicite. Gdy spojrzymy chociażby na Bastianowską koncepcję idei elementarnych, łatwo to dostrzec.

A.G. Przecież jeśli każdy skrawek ziemi może być ojczyzną wynalazku, a już starożytni twierdzili, że „matką wynalazku jest potrzeba”, to bez reakcji na po- jawiające się potrzeby indywidualne...

E.K. ...pytanie zresztą, na ile to, co uznajemy za indywidualne, jest indywi- dualne w istocie...

A.G. ...ale przede wszystkim bez reakcji na potrzeby społeczne nie można mówić o kulturze w znanej nam dzisiaj postaci.

E.K. Bardzo wyraziście postrzegał tę implikację Malinowski, twierdząc, że kultura jest zespołem reakcji na podstawowe i pochodne potrzeby człowieka.

A.G. Co ważne – Malinowski, w przeciwieństwie do wielu innych badaczy, te potrzeby – które można określić wtórnymi – lokuje poza człowiekiem, w śro- dowisku kulturowym. Potrzeby te, zwane przez niego pochodnymi, nie są bez- pośrednimi potrzebami człowieka, ale wtórnego środowiska, które stworzył.

Ponieważ jednak człowiek nie zaspokaja swych potrzeb bezpośrednio, tylko poprzez owo środowisko, to jest ono warunkiem zaspokojenia potrzeb biolo- gicznych. Człowiek zatem, zaspokajając potrzeby biologiczne w środowisku kulturowym, tworzy, a potem zaspokaja potrzeby pochodne.

E.K. Pojęcie potrzeby w odniesieniu do koncepcji Malinowskiego jest bar-

dzo ogólne, można powiedzieć – mało operacyjne, ponieważ łączy w sobie

zbyt wiele różnych znaczeń i odesłań. Podobnie zresztą jest u Ralpha Lintona,

(17)

!.

chociaż ten, w przeciwieństwie do Malinowskiego, świadomie rezygnuje z ana- lizy potrzeb podstawowych, fizjologicznych, ograniczając się do wtórnych, psy- chologicznych, czyli: bezpieczeństwa na dłuższą metę, odzewu emocjonalnego i nowych doświadczeń. Jednak żadna z nich nie jest jednorodna i każda prowo- kuje do kolejnych pytań. Potrzeba odzewu emocjonalnego jest zróżnicowana w zależności od normy biograficznej – dziecko potrzebę odzewu powinno mieć zaspokojoną natychmiast, dorosły może ją mieć retardowaną. Nie tak dawno temu można było na przykład czekać dwadzieścia lat na czyjś powrót z Syberii, w nadziei, że ów powrót będzie spełnieniem emocjonalnych oczekiwań. Więcej – nadzieja na zaspokojenie też była jakąś formą zaspokojenia. Nadzieja jest bo- wiem formą reakcji na potrzebę. Jeżeli kobieta kiedyś czekała na narzeczonego przez lata, to tworzyła wizję potencjalnego spotkania. A jednocześnie unikała emocjonalnej pustki, w przekonaniu, że gdzieś jest ktoś, kto kocha, myśli i cze- ka. Człowiek potrafi sobie skonstruować świat emocjonalny w oparciu o drugą osobę, której fizycznie przy nim nie ma, może ten świat tworzyć w wyobraźni, ponieważ ma kulturową świadomość, że obecność drugiego jest dla niego bar- dzo ważna. Czasami to tylko intuicja, która każe uznawać, że kontakt z innym człowiekiem, tu i teraz, jest wartością. Czasami jest to wyraźna świadomość kulturowej czy emocjonalnej wspólnoty.

A.G. Nasuwa się pytanie, na ile taka postawa ugruntowała się i upowszechniła dopiero po romantyzmie.

E.K. Niewątpliwie manifestowanie uczuć pojawia się znacznie wcześniej:

spójrzmy na staroegipskie freski nagrobne, płaskorzeźbę na etruskim grobowcu przedstawiającą zakochanych małżonków. Literatura, w tym już liryka starogrec- ka wyraźnie wskazują na wartość więzi emocjonalnych, chociaż na podstawie takich źródeł nie możemy rozstrzygnąć, czy mamy tu do czynienia z wzorami rzeczywistymi czy idealnymi. Potrzeby psychologiczne, o których pisze Linton, są uniwersalne tylko w pewnym wymiarze. Istnieją przecież różnorodne sposo- by realizacji potrzeby odzewu emocjonalnego, a są one zróżnicowane kulturowo, w tym środowiskowo i biograficznie. Nikt jeszcze nie opisał, jaki może być reper- tuar tych potrzeb, jaka jest ich skala i formy oczekiwanej realizacji, tym bardziej, że wchodzimy tu w chronioną sferę życia osobistego. Natomiast akcentowana przez Lintona potrzeba nowych doświadczeń jest ważna, ponieważ przekłada się między innymi na poszukiwania nowych lądów czy odkrycia geograficzne...

A.G. Czyli to wszystko, co jest wobec człowieka zewnętrzne.

E.K. Tak, ale nie zapominajmy, że w potrzebie tej kryje się jeszcze jeden bar-

dzo istotny aspekt – kwestia aspiracji. Przez aspiracje mamy natomiast przejście

(18)

!/

na umiejętności, wiedzę oraz ideologię. Zatem nie tylko dążymy do nowości w zakresie posiadania nowej kuchenki mikrofalowej czy poznania nowych spo- sobów całowania, ale także w zakresie zrozumienia zauważanych prawidłowości i rozpoznania nowych idei. Potrzeba nowych doświadczeń nie jest jednorodna, i na poziomie refleksji teoretycznej powinna zostać potraktowana jako znamien- na generalizacja, w praktyce wymagająca jednak gruntownej analizy każdego przykładu, jaki przywołujemy.

A.G. Poziomy aspiracyjne zależą między innymi od statusu biograficznego – bardzo młody człowiek odczuwa potrzebę nowych doświadczeń bez przerwy i bez przerwy ją zaspokaja. Te działania budują jego obraz świata, systematycznie go uzupełniają i przekształcają. To, co zyskujemy dzięki poszukiwaniu tego, cze- go jeszcze nie rozumiemy, przekształca nasz sposób istnienia. Ten mechanizm dostrzegamy zarówno w cyklu życia jednostki, jak i – co zauważyli Jurij Łotman i Boris Uspienski – w trwaniu danej kultury. Kształtowanie się pojedynczego czło- wieka, jego rozwój osobniczy jest oczywiście uzależniony od kultury, w której ów człowiek żyje. Wydaje się, że w kulturach zwanych „tradycyjnymi” proces ten bywa bardziej przewidywalny, przynajmniej na tyle, że liczba dostępnych „modu- łów” wiedzy i sposobów interpretacji życiowych wydarzeń jest dość ograniczona.

Co więcej – kulturowo zorganizowany przebieg nabywania nowych wiadomości i przeinterpretowywania starego zasobu odbywa się w bardziej uporządkowa- ny sposób – kolejne etapy życia wymagają „zaliczenia” następnych „modułów”

wiedzy, a rytuały przejścia można uznać za rodzaj życiowych egzaminów. Jest to związane z tym, iż w kulturach tradycyjnych przekonstruowywanie obowiązu- jącego modelu wiedzy odbywa się bardzo subtelnie i dla ludzi z zewnątrz często niezauważalnie (to sprawia, że nawet badacze – na co zwrócił uwagę Michael Carrithers – ulegają mitowi ich niezmienności). Natomiast w kulturach złożonych, a zwłaszcza we współczesnej kulturze globalnej „uwolniona informacja” (przez Neila Postmana trafnie nazwana „kulturowym AIDS”) sprawia, że trudno wska- zać, co i w jakim stopniu kształtuje młodego człowieka i daje mu narzędzia do rozumienia świata. Ta prawidłowość może stanowić podstawę typologii kultur, ponieważ przekonstruowywanie w kulturach złożonych, cywilizacyjnych odby- wa się bardziej spektakularnie – zmiana kulturowa, która jest rodzajem wartości i konieczności zarazem...

E.K. ... i pewnego dążenia i pewnego imperatywu....

A.G. ...jest uzależniona, po pierwsze, od wieku, a wiek generuje rodzaje i kie-

runek poszukiwań. Po wtóre, ważne jest, czy szukamy tego, co jest wewnątrz,

czy tego, co jest na zewnątrz. Jeżeli jako dziecko poznajemy zewnętrzność to

(19)

!0

musimy z niej konstruować rzeczywistość. A kiedy dostrzegamy, że zewnętrz- ność jest też jakoś skonstruowana, wtedy musimy próbować znaleźć narzędzia do jej rozumienia i ją dostosować do własnych potrzeb…

E.K. ...do naszych kompetencji. W którymś momencie powiedziałaś, że pró- bujemy zrozumieć świat.

A.G. Lub przynajmniej jakiś jego fragment. Nie możemy tego zrobić od razu, ale sposób, w jaki rozczłonkowujemy nasz „przedmiot poznania” jest wielorako uwarunkowany. Początkowo nie zdajemy sobie sprawy z tego mechanizmu, po prostu mamy potrzebę poznania lub zrozumienia jakiejś cząstki otaczającego nas świata.

E.K. To by oznaczało, że nasze potrzeby mogą, a nawet muszą przekładać się na konkrety i na bezpośrednie zaspokojenie w postaci konkretnych wytworów – zarówno materialnych, jak i społecznych, a nawet duchowych. Na przykład dziecko, czując zagrożenie, tuli się do matki, a dorosły zaczyna się modlić. Choć z modlitwą sprawa jest bardziej skomplikowana – to trzeba jeszcze rozważyć.

Są potrzeby, które się przekładają na pewien rodzaj dążeń – to takie potrzeby z retardacją – potrzeby z wbudowaną potrzebą odwleczenia realizacji.

A.G. Poniekąd potrzeby realizowane procesualnie.

E.K. Nie o realizację mi teraz chodzi – interesująca jest sama natura potrze- by. Jeśli na przykład mam potrzebę, o której wiem, że nie może się zrealizować od razu, to moją potrzebą z innego poziomu staje się dążenie, by ta pierwsza realizowała się przez dłuższy czas. Chęć dłuższego oczekiwania na efekt Maria Ossowska nazwała potrzebą antycypacyjną. To dobre określenie – jego autorka jako przykład potrzeby antycypacyjnej podaje czekanie na prezent. Nie tylko sam prezent jest ważny, ale i potrzeba, a może przyjemność oczekiwania na niespodziankę. Uważam, że należy opracować teorię potrzeb antycypacyjnych, bo one dotyczą bardzo wielu różnych poziomów naszego życia. Mogą dotyczyć procesu wykonywania czegoś, realizacji, bo w tym procesie też się człowiek może spełniać. Ale chyba ważniejszy jest sam proces oczekiwania na to, że bę- dzie można zacząć coś robić, zanim zacznie się robić, by uzyskać efekt. Tu już są wstępnie zarysowane poziomy tego, jak te potrzeby związane z dążeniami można by było klasyfikować. Potem jest kwestia potrzeby zinwentaryzowania rozmaitych dążeń. Można wstępnie przyjąć, że ideologia jest formą ich inwen- taryzowania, porządkowania, klasyfikacji...

A.G .... i ustalania hierarchii.

E.K. Zgoda. To cel ideologii. Czym natomiast jest idea jako potrzeba?

Wydaje się, że idea byłaby zgodą na niemożliwość całkowitego spełnienia, formą

(20)

!1

potrzeby, która nie musi być zaspokojona do końca, ale która wskazuje kierunek myślenia, rozwoju, zainteresowań...

A.G. Czy mówisz o idei, czy o typie wzoru idealnego?

E.K. Mówię o idei jako wartości, która może być potem przekładana na różne wzory idealne. Bo na przykład, jeśli we wszystkich znanych społeczeństwach jest idea „dobrego człowieka”, to przecież równocześnie istnieją różne wzory idealne pokazujące, co to znaczy być dobrym człowiekiem. W każdej kulturze ten „dobry człowiek” istnieje jako określony wzorzec postępowania. „Kali kupić krowę”, „Kali dać krowę” albo „Kali ukraść krowę”. Ale wiadomo, że jeśli Kali ma być dobry, to musi coś robić, spełniać jakieś warunki. Wzór idealny jest po to, by wskazywać Kalemu kierunek działania. Dlatego sądzę, że idea jest uniwersalna a wzory kulturowe są kontekstualne. Ideę dobrego człowieka mamy u Kanta – myślę o imperatywie kategorycznym, ale aż strach, co by było, gdyby podpo- rządkować ją innym założeniom etycznym. Na wysokim poziomie uogólnienia wszystko ma swoje stosunkowo oczywiste uzasadnienie, chociaż nie zawsze jest łatwo ten wysoki poziom uogólnienia sformułować.

A.G. Twoim zdaniem, diabeł tkwi w szczegółach?

E.K. Zdecydowanie tak. Dlatego mówienie o  koncepcji potrzeb Malinowskiego zawsze stanowi dla mnie pewien problem – nie lubię samego słowa „potrzeba”, bo w języku polskim jest ono zbyt ogólne. Zbyt wiele się za nim kryje. Można powiedzieć, że należy do grupy terminów blokujących my- ślenie. Dopóki się go nie zidentyfikuje w tej funkcji, trudno się nim właściwie posługiwać, bo w ferworze dyskusji w sposób niekontrolowany przeskakujemy z jednego poziomu refleksji na inny. Żeby to niebezpieczeństwo wyeliminować, należałoby zidentyfikować kryjące się za samym słowem znaczenia i próbować je opisać – funkcjonalnie i strukturalnie. Analizę funkcjonalną potrzeb warto połączyć z pogłębioną refleksją chociażby nad problemem instytucji kulturowej z pytaniem o jej funkcje i o cel, ale też z pytaniem o funkcję celu, czyli o funkcję wartości wzoru idealnego – jak to kiedyś powiedział dr Eugeniusz Jaworski.

A.G. W refleksji Malinowskiego priorytetowa wydaje się funkcja i...

E.K. ....i instytucja jako jednostka opisu kultury...

A.G. ...czyli analiza funkcjonalna i analiza instytucjonalna – kwestia tego, czym jest efekt końcowy i jak do niego dochodzi. Ważne jest również pytanie, na które kiedyś zwróciłaś uwagę: jaka jest różnica między „po co” i „dlaczego?”.

E.K. Jasne. Przywołajmy dla przykładu jakąś instytucję edukacyjną.

A.G. Czy instytucją edukacyjną jest szkoła, czy uczenie dzieci?

E.K. Instytucją edukacyjną jest dla mnie szkoła, bo mamy tam i personel

(21)

!2

i normy, a tworzymy ją po to, żeby kształcić dzieci w sposób zestandaryzowa- ny. Na marginesie: Alvin Toffler uważa, że współczesna szkoła, uformowana w początkowym okresie rozwoju cywilizacji naukowo-technicznej i na potrze- by społeczeństwa industrialnego, posiada cele ukryte: uczenie punktualności, posłuszeństwa i rutyny. To zakładałoby diaboliczny zamysł twórców tej sza- cownej instytucji; byłabym raczej skłonna twierdzić, że Tofflerowi udało się zidentyfikować funkcje, zresztą jak się okazało niezmiernie przydatne, które zostały spożytkowane w procesie przebudowy, „unowocześniania” infrastruk- tury społecznej.

A.G. Czy formuła „szkoła to instytucja” nie jest przypadkiem metaforą?

E.K. Nie. Przyjęłabym, że szkoła jest instytucją, która ma przejrzystą zasa- dę naczelną, zakładającą, że wartością jest uczenie dzieci, i nieprzewidywalną dodatkową funkcję, jaką jest nauczenie nie tylko tego, czego szkoła chce ich nauczyć. Ale przecież dzieci uczą się także w domu; tam zresztą wcześniej do- strzeżono wartość uczenia. I to, co z domu wyniosą, jest niezwykle ważne dla ich funkcjonowania w społeczeństwie. Nie mówimy jednak, że dom, a w praktyce rodzina, jest instytucją edukacyjną, chociaż niewątpliwie taką rolę też odgrywa, podobnie zresztą jak środowisko pozadomowe. Szkoła jako instytucja wyspe- cjalizowana pojawia się na pewnym etapie rozwoju społeczeństwa złożonego.

W pewnym momencie wiedza i umiejętności wyniesione z domu przestają wy- starczać, a konieczność wypracowania wzorców rozmaitych nowych zachowań, w tym komunikacyjnych, obowiązujących w wielkich społecznościach, wymu- sza standaryzację w treningu kolejnych pokoleń.

A.G. To, o czym w tej chwili mówimy, wiąże się z pytaniem o klasyfikację instytucji...

E.K. Tę klasyfikację Malinowski uzależnia przede wszystkim od zasad spo- łecznej integracji. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że zasada naczel- na instytucji wiąże się z jedną z zasad integracji społecznej. Natomiast zasady integracji społecznej są formą reakcji na potrzebę integracji.

A.G. Potrzeby integracyjne pojawiają się na różnych poziomach.

E.K. Wynikają z potrzeby zaspakajania potrzeb biologicznych bądź innych potrzeb wtórnych. Żeby je zaspokoić, należy działać celowo, zatem w zasadzie naczelnej instytucji jest cel (zaspokojenie) i kierunek działania, którym dodat- kowo przypisywana jest określona wartość.

A.G. Jeśli chodzi o zasadę naczelną, czyli statut, mamy do czynienia z an-

tropologicznym paradoksem, dzięki któremu Malinowskiemu udaje się opisać

w sposób oczywisty, to, co pozornie oczywiste, po to, by wyciągnąć na plan

(22)

43

pierwszy to, co bywa zupełnie nieoczywiste. Jeżeli zakładamy, że ludzie świado- mie zbierają się po to (chodzi tu o zasadę naczelną), żeby zbudować łódź, dom czy kształcić dzieci, to zbierają się w teoretycznie konkretnym celu. Natomiast Malinowski opisuje poziomy nieoczywistości, czyli konsekwencje braku teore- tycznej wiedzy o spójności kulturowej, a więc niedostrzeganie tego, że ten cel, który jest celem pozornie...

E.K. ...nadrzędnym...

A.G. ...nie tylko – pozornie trafnie, lecz wybiórczo określonym – w rzeczywi- stości punktowo wskazuje zadanie, a jednocześnie – dodatkowo ujawnia niewi- doczne uprzednio relacje. Z jednej strony mamy pytanie „po co” sformułowane na poziomie celu. Malinowski mówi, że na to pytanie jest odpowiedzią funkcja, która wskazuje całą złożoność procesu realizacji zadania, dzięki czemu proste pytanie „po co” zyskuje głęboką odpowiedź na niesformułowane pytanie „dla- czego”. I to tworzy napięcie między strukturą głęboką i powierzchniową.

E.K. A z drugiej strony mamy pytanie „dlaczego”, albo lepiej: „z jakiego po- wodu?”, nie formułowane wprost dlatego głównie, że odsyła do diachronii, do tego, co jest przeszłością teraźniejszości. Funkcjonalizm był w dużej mierze reakcją na ewolucjonizm i na kierunki historyczne. Uzależniając opis kultu- ry od funkcji Malinowski stawiał na teraźniejszość, rezygnował z wyjaśniania przyczyn. Tymczasem, jak słusznie zauważyłaś, w złożoności procesu realizacji założonego celu pojawiają się ślady minionego. Schemat nakazujący odróżnić cel od funkcji wyraźnie wskazuje, że powołana do życia instytucja wykorzystuje te doświadczenia (lub musi się liczyć z istnieniem takowych), które mogą zna- cząco wpływać na skuteczność realizacji zasady naczelnej. Ale Malinowski nie miał chyba jeszcze jasnej koncepcji struktury głębokiej...

A.G. ...a tym bardziej nie mógł steoretyzować napięcia między strukturą głę- boką a powierzchniową.

E.K. Kiedyś chętnie posługiwałam się frazą „rodzina jest ulubioną zabawką etnologów” – tymczasem rodzina jest po prostu instytucją rozpoznaną przez nich dość gruntownie w różnych kulturach.

A.G. Badania nad rodziną i pokrewieństwem pozwoliły antropologii uzyskać status nauki i wskazały jej specyficzne pole badawcze.

E.K. Jeżeli się przyjmie, że rodzina w ogóle – jako instytucja – cel ma bardzo

podobny, bo wynikający z zasady reprodukcji, to w poszczególnych kulturach

jej funkcje, ze względu na odmienne uwarunkowania kontekstualne, mogą być

zróżnicowane. Ale też dzięki temu, że to jest jedyna instytucja opisana w mia-

rę dobrze (personel, normy, infrastruktura materialna itd.) można popatrzeć

(23)

4!

przez jej pryzmat na to napięcie, o którym wspomniałaś. Na poziomie struk- tury powierzchniowej odpowiedzi na pytanie „po co” są na pierwszy rzut oka bardzo podobne, dopiero struktura głęboka generuje różnicę między jedną a drugą kulturą. Czym jednak jest ta różnica? Ontologicznie trudno ją uchwy- cić, funkcjonalnie natomiast wskazuje ona chyba drogę przejścia od konkretnej instytucji do konkretnej kultury. Różnica tworzy zatem jedynie iluzoryczną podstawę porównywania kultur, podczas gdy w istocie jest immanentna, na tyle silnie zakorzeniona w kontekście, że bez niej konkretna kultura w swojej odmienności przestaje być zrozumiała. Zatem wszelkie analogie, budowane w oparciu o powierzchniowe podobieństwo są nieuzasadnione i mogą prowa- dzić do nieporozumień. Instytucje, ale także przedmioty, zachowania i pojęcia, są wszędzie z pozoru takie same. Bez głębszego ich zrozumienia nie można zrozumieć jednak kultury, ale i bez zrozumienia pozostałych instytucji i zjawisk tworzących kulturowy kontekst nie sposób zrozumieć konkretnej instytucji.

A.G. Jeśli zadamy sobie pytanie, czym jest rodzina, i spróbujemy na nie odpo- wiedzieć w duchu Naukowej teorii kultury, to zauważymy jedynie potrzeby i ich zaspokajanie (prokreacja i metabolizm). Rodzina zaspokaja potrzeby nutrytyw- ne i ekonomiczne. Takie działania jak ochrona ciała są także zaspokajane w ro- dzinie – w codziennym życiu. Podobieństwo, o którym wcześniej powiedziałaś, wynika z tego, że potrzeby o charakterze biologicznym w większości kultur są zaspokajane w pierwszej kolejności przez rodzinę. Natomiast źródłem zasadni- czej różnicy jest ideologia – nie chodzi mi tu o idee, a właśnie o ideologię, czyli złożony system obrazów kulturowych, które są przez rodzinę generowane lub przyjmowane z zewnątrz, przetwarzane i utrwalane. Rodzina dookreśla system relacji między ideami. Tworzy układ związków między obrazami, które zostają wdrukowane lub chociażby zaproponowane młodemu pokoleniu.

E.K. Jeżeli chodzi o kultury tradycyjne to zawsze mamy do czynienia z ma- trycowaniem, z wdrukowywaniem wzorców odziedziczonych z przeszłości, bo trwałość tych kultur budowana jest przez ograniczanie nowości – novum nie może być większe niż datum; nowe nie może być rozleglejsze od zastanego.

Szersze spektrum zmiany w praktyce dotyczy tylko elit, bo nawet znacząca zmia- na w tej – z założenia wąskiej – warstwie nie grozi dezintegracją całej kultury.

A.G. Nasuwa się przy okazji pytanie: jaka jest dopuszczalna proporcja mię- dzy elitami świadomie otwartymi na zmianę a resztą społeczeństwa...

E.K. ...która uprawia co najwyżej wybiórcze naśladowanie powierzchownie rozumianej nowości, nie zawsze wchodząc w istotę nowego wzoru...

A.G. ...ale dzięki temu pozwala kulturze przetrwać? Od którego momentu

(24)

44

grozić może kulturze dezintegracja? Wróćmy jednak do przykładu „dobrego człowieka” – to rodzina przekazuje obrazy-wzorce „dobrego ojca”, „dobrego męża”, „dobrej matki”, „dobrego syna” etc., to rodzina ukonkretnia wzorzec roli społecznej. Bycie dobrym człowiekiem zależy od miejsca zajmowanego w rodzi- nie i od tego, z kim się jest w tych relacjach. Inny model realizuje syn, któremu umarł ojciec i który musi wspomóc matkę i zająć się młodszym rodzeństwem, a inaczej realizuje wzór „dobrego syna” młody człowiek, który ma rodziców, dziadków i pradziadków. Tu relacje związane z posłuszeństwem i odpowie- dzialnością są całkiem inne. Rodzina kształtuje system powiązań między ideą bycia „dobrym”, a ideą „dobrych stosunków” i „dobrego działania”. Struktura konkretnej rodziny, która jest realizacją modelu kulturowego, daje każdemu jej członkowi kulturowy obraz świata wynikający z zależności między obrazami składowymi.

E.K. Każda rodzina przekształca się, bo przystosowuje się do tych, których uprzednio wychowywała.

A.G. Im starsze pokolenie – zwłaszcza w kulturach tradycyjnych, tym takie modyfikacje są mniejsze. Natomiast w kulturach współczesnych przez mecha- nizm prefiguracji mogą się one stopniowo zwiększać. Rodzina przekazuje każ- demu dziecku repertuar obrazów świata i wzajemnych powiązań między nimi.

E.K. Zauważ, że gdy mówimy o rodzinie, to zaczynamy od małżeństwa, czyli od momentu, w którym dwoje w miarę dorosłych ludzi spotyka się ze sobą i zakłada nowe gniazdo.

A.G. Mówisz oczywiście o takim typie małżeństwa i rodzajach rezydencji małżeńskich, które są dopuszczalne w Europie.

E.K. Tak. Zaczyna się od uzgodnienia ich własnych sposobów wartościowa- nia i postrzegania świata (te uzgodnienia rzadko bywają dyskursywne, adaptacja opiera się na obserwacji lub reakcji w postaci krótkich, doraźnych komentarzy) oraz na ujawnianiu nawyków indywidualnych, które są konfrontowane w ogra- niczonej przestrzeni wspólnego mieszkania (domostwa), w sytuacji wspólnego bycia dzień i noc, bez możliwości spokojnego ukonstytuowania się w nowych relacjach. Młoda dziewczyna wychodząc za mąż nie może liczyć na to, że gdy spotka się z jakimś nieoczekiwanym przyzwyczajeniem męża, to będzie miała czas na to, żeby się z nim oswoić i włączyć je we własny system wartości. I męż- czyzna też nie ma chwili, żeby racjonalnie spojrzeć na odmienność przyzwy- czajeń żony.

A.G. A trzeba zauważyć, że im bardziej złożona kultura tym większa szansa, że

systemy wartości i sposoby postrzegania świata mogą być od siebie bardziej odległe.

(25)

4,

E.K. Jest to zatem czas gwałtownej konfrontacji nawyków – i jeśli można mówić o szoku kulturowym – to chyba pierwszym szokiem jest dzisiaj nie tyle noc poślubna, ale raczej „dzień poślubny”, w którym okazuje się, że ta potrawa, którą ona kocha najbardziej, jemu zupełnie nie smakuje lub odwrotnie. W po- czątkowej fazie małżeństwa więzi emocjonalne osłabiają ostrość nieuniknionej obcości, która się pojawia w przypadku założenia nowej rodziny. Jeśli w ciągu roku lub dwóch urodzi się dziecko, to jest ono nie tylko tak wychowywane, jak mówiłaś przed chwilą, ale również edukowani są dorośli, bo oni modyfikują sie- bie nawzajem i kształtują dziecko. Ich walka o to, który system wartości z dwóch źródłowych jest ważniejszy sprawia, że dziecko z trudem wypracowuje sobie harmonijny obraz świata.

A.G. To także – w dużej mierze – uzależnione jest od rezydencji małżeń- skiej. Matrylokacja i uxorilokacja utrwalają wartości rodziny żony, patrylokacja (i w jakiejś mierze virilokacja) – męża.

E.K. Stąd niewiasta, to ta, która ‘nie wie’, niczego nie rozumie, gdy przychodzi do domu męża, – zwłaszcza z perspektywy jego matki i jego babki.

A.G. Najbardziej sprzyja równowadze w  małżeńskich konfrontacjach neolokacja.

E.K. Tak się dzisiaj wydaje. Jeśli małżonkom uda się ustalić konsensus mię- dzy wartościami, to dziecko wychowywane jest w miarę spokojnie, wzrasta w wynegocjowanym obrazie świata. Prawdopodobnie wszelkie przestrogi przed mezaliansem w kulturach tradycyjnych, a zatem te, które chroniły przed skut- kami nadmiernych różnic między rodzicami, miały na celu dobro potomstwa.

Bowiem z młodego człowieka, który nie posiada jednolitego obrazu świata, sil- nie zintegrowane społeczeństwo nie miało pożytku. Jest to kwestia mechanizmu kultury, która broniąc się przed wewnętrzną niespójnością, broni swej integral- ności i jednorodności powiązań między wartościami. System wartości może być utrwalany głównie przez rodzinę, bo w zasadniczym zrębie kształtuje się do szóstego roku życia. Jeśli dziecko zauważa tarcia między rodzicami, to relaty- wizuje sobie przedwcześnie hierarchię aksjologiczną – nim ta zdąży się w pełni ukonstytuować. Ponadto ważne jest pytanie o rodzinę jako system wychowania dorosłych. Sprawa się komplikuje, jeśli dochodzą wpływy rodzeństwa, teściów (i świekrów), dziadków i pradziadków. Jeśli zatem u Malinowskiego małżeństwo jest jedną z instytucji wynikających z biologicznej potrzeby reprodukcji, to taka konstatacja powinna być dopiero punktem wyjścia do pogłębionej analizy.

A.G. Na pewno istnieje wielka różnica między rodziną w  tradycyjnych

kulturach prostych i we współczesnych kulturach złożonych. Mikrokultury

(26)

4-

plemienne niewątpliwie zachowały wyższy stopień spójności rodziny niż roz- budowane kultury społeczeństw industrialnych i postindustrialnych, w których dawne mechanizmy spójnościowe zostały pozbawione mocy.

E.K. Przetrwały jednak wyobrażenia „dobrej rodziny”. Znamienne, że za- kładając rodzinę, najczęściej mamy pewność, że nasza będzie „dobra”. Zmiany zaszły bardzo daleko, ale pamięć o tym, jak powinno być, pozostała.

A.G. Być może te zmiany zawsze zachodziły i jedynym mechanizmem chro- niącym przed „ostateczną rzeczy zmianą” była wyłącznie pamięć.

E.K. Dlatego zapewne obecnie obserwujemy wzrost zainteresowania pa- mięcią kulturową.

A.G. A ta przecież zbudowana jest na mechanizmie pamięci biologicznej.

E.K. Wygląda na to, że zarysowało się nam kolejne przejście pomiędzy pa- mięcią biologiczną a kulturową, między źródłem wyobrażenia a wyobrażeniem, między mechanizmem napędzającym działanie a działaniem, między biologicz- ną potrzebą a kulturową reakcją...

A.G. Nie tylko – chodzi jedynie o to, co jest biologiczną podstawą danej potrzeby czy czynności, ale również o to, co tę potrzebę biologiczną kulturowo opracowuje, hierarchizuje. Biologia jest tym, co w nas naturalne; potrzeba jest tym, co my jako ludzkie zwierzęta musimy zaspokajać, aby przeżyć. Ale żeby żyć w świecie ludzkim musimy istnieć w pewnym porządku ideacyjnym – cho- dzi o to, że kultura to narzędzie, przerabiające zwierzęta w coś innego – tak jak u Słowackiego: zwykłych zjadaczy chleba w anioły.

E.K. Zakładając, że natura jest rozumiana przez pryzmat tradycji humani- stycznej, a nie od strony genetyki czy memetyki. Ten poziom nas tutaj nie in- teresuje – nie ustalamy, w jaki sposób człowieka determinuje biologia, tylko koncentrujemy się na poziomie jego świadomości, jego narastającej wiedzy o własnej cielesności i o skutkach wpływów potrzeb biologicznych na konstru- owanie świata ludzkiego.

A.G. A nawet jeszcze trochę inaczej. Pytamy o to, na ile biologia jest jedynie zapleczem działań kulturowych i w jaki sposób zwyczajni ludzie, którzy żyją w różnych kulturach uruchamiają mechanizmy zaspokajania potrzeb.

E.K. Przecież nawet najprostsza potrzeba biologiczna zawsze jest zaspakaja- na w obudowie kulturowych wyobrażeń.

A.G. A my próbujemy teoretycznie zbliżyć się do odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób kulturowe wyobrażenia funkcjonalnie w kulturze zastępują samą potrzebę, a jednocześnie pozwalają na jej realizację.

E.K. Być może to jest źródłem napięcia między porządkiem fenomenalnym

(27)

4.

a porządkiem ideacyjnym. Porządek fenomenalny umożliwia nam spełnianie potrzeb stricte biologicznych, które w procesie zaspakajania przestają być wy- łącznie biologiczne, bo się natychmiast przekształcają i przechodzą na poziom ideacyjny. W dodatku te relacje przejścia są na tyle zamazane, żeby niełatwo je było rozdzielić.

A.G. Bo coś, co jest jednocześnie potrzebą, jest...

E.K. ...autokomentarzem, komentarzem do siebie. Kiedyś etnometodologia próbowała stworzyć narzędzia, żeby opisać skutki działania takiego mechani- zmu, ale jak dotąd wypróbowała praktycznie tylko jeden z możliwych pozio- mów deskrypcji problemu.

A.G. To, o czym teraz mówimy, pozostaje na poziomie zarówno pojedyn- czych idei i obrazów oraz wzorów idealnych, natomiast etnometodolodzy pró- bowali zrobić na podstawie języka siatkę tego, co i jak my jako ludzie danej kultury nazywamy, i tego, w jaki sposób nasz świat jest porządkowany przez nazywanie. Eliade sugerował w Obrazach i symbolach, że czym innym jest nazy- wanie słowne, a czym innym jest zwarty przekaz obrazowy. Obrazy pojmujemy nagle – „dobry człowiek” to nie kwestia dwóch leksemów złożonych we frazę nominalną – to pewien obraz, który uruchamia...

E.K. ....wyobraźnię. Wyobraźnia jest oparta na pamięci. Jest sposobem kon- figurowania tego, co pamiętane i tego, co doświadczane, w projekty nowej ja- kości. Trzeba także dodać, że człowiek posiada dwa typy pamięci – formuliczną i fantazmatyczną. Formuliczna – oparta na słowie – zmierza ku stereotypowi, fantazmatyczna krystalizuje się w różne formy przedstawień obrazowych (sym- bol, alegoria, metafora, porównanie etc.).

A.G. Podejście etnometodologiczne było ważne, ale jeszcze ważniejsze jest uświadomienie sobie, że za słowami – nie muszą, ale mogą – kryć się kompleksy ideacyjne. A nie tylko prosta relacja utrwalona w układzie leksykalnym.

E.K. Dobrze to ujęłaś. Zatem jednym z fundamentalnych zadań antropologii powinno być odsłanianie, jak w poszczególnych kulturach traktowanych dystry- butywnie można interpretować taki kompleks ideacyjny, jakim jest koncepcja standardu kulturowego, definiowanego przez sposoby reakcji kulturowych na potrzebę podstawową bądź pochodną.

A.G. Być może niesłabnąca popularność ustaleń Malinowskiego wyni- ka z tego, że jego teoria kultury obfituje w podobne kompleksy ideacyjne.

Zauważone, dobrze sformułowane, zanotowane i otwarte na nowe interpretacje.

(28)

4/

G&%6@>5>6C'6;

Kuchnia w Biszkeku

Kuchnia w Biszkeku jest autoryzowanym zapisem rozmowy, którą autorki przeprowadzi- ły jesienią 2012 r., w stolicy Kirgistanu. Dyskusja, inspirowana wizytą w lokalnym mu- zeum, dotyczyła problemów wynikających z kulturowych reakcji człowieka na potrzeby biologiczne i pozabiologiczne. Wychodząc od koncepcji Bronisława Malinowskiego autorki podjęły refleksję nad możliwościami budowania takiej teorii kultury, która by wykorzystywała zróżnicowane lokalnie reakcje na uniwersalne potrzeby człowieka.

G())"%-;

Kitchen in Bishkek

Kitchen in Bishkek is an authorised transcription of a conversation which took place in autumn 2012, in the capital of Kirgizstan. The discussion, inspired by a visit to the local museum, was concerning the problems of a cultural reception of the human reaction to biological and non-biological needs. Using Bronisław Malinowski’s conception, the authors have pondered upon a possibility of creating a theory of culture, which would make a use of local differences of reactions to universal human needs.

Słowa klucze: teoria potrzeb, teoria kultury, analiza instytucjonalna, Bronisław Malinowski

Keywords: theory of needs, theory of culture, institutional method of cultural analysis,

Bronislaw Malinowski

(29)

Kategoria 3/18 - Ethnographer, zdjęcie 5

(fragment)

(30)

41

CWė]ehpWjWHo]_[biaW

Doktor, adiunkt w Zakładzie Teorii

i Historii Kultury UŚ. Autorka książek

Dwa guziki. Norwid i ewolucjonizm

(Katowice 2011) oraz Przyboś czyta

Norwida (Katowice 2012). Interesuje

się teorią i historią kultury, antropo-

logią kultury oraz kulturoznawczo

zorientowaną antropologią literatury.

(31)

42

H!'@&-*

km_[hpoj[bd_W`ÚY[ž

[jde]hW\W

W Argonautach zachodniego Pacyfiku Malinowski podkreśla, iż etnograf, oprócz przebywania, a właściwie zamieszkania w wiosce krajowców, aby uzyskać wy- mierne wyniki swoich badań, powinien także zadbać o prawidłowy sposób ich przeprowadzenia. W tym celu „musi zastosować wiele specjalnych metod zbie- rania materiału, posługiwania się nim i utrwalania go”

1

. Pytania o to, w jaki spo- sób uzyskuje się dane, jak można je wykorzystać w procesie badań terenowych, a także jaki sposób rejestracji/zapisu

2

jest najbardziej odpowiedni, pozostają aktualne do dziś i każdy, kto wyrusza na badania, nawet gdyby dotyczyły naj- bliższej mu społeczności, musi się z nimi zmierzyć i na nie odpowiedzieć. Jakość źródeł wywołanych przez etnografa zależy oczywiście od wielu różnych i powią- zanych ze sobą czynników. Jak trudno dokonać najprostszej nawet obserwacji uczestniczącej, nie popełniając zbyt wielu błędów przekonujemy się dopiero podczas badań w terenie.

1 B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o  poczynaniach i  przygodach krajowców z  Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005, s. 17.

2 Celowo używam takiego zestawienia słów: może bowiem chodzić zarówno o zapis graficzny, słowny (tutaj oczywiście istotna jest również postulowana przez Malinowskiego znajomość języka krajowców, sposób i okoliczności sporządzania notatek itd.), jak i wykonywanie zdjęć, czy utrwalanie dźwięków. Poradniki dotyczące tego, w jaki sposób zbierać dane, jak je utrwalać itd., pojawiały się już wcześniej. Por. ważne również dla Malinowskiego (i wielu jego poprzedników) materiały i wskazówki zawarte w Notes and Queries on Athropology.

(32)

,3

Opisy sposobów zbierania danych dotyczących różnych aspektów życia plemiennego odnajdziemy nie tylko we Wprowadzeniu, ale i w kolejnych roz- działach Argonautów... Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, iż Malinowski nie zawsze umożliwia czytelnikowi wgląd we wszystkie dokumenty etnograficzne, które były efektem długotrwałej pracy w terenie

3

. Każdorazowo umieszcza jed- nak informacje, dotyczące sposobów rejestracji

4

, porządkowania i utrwalania zebranych materiałów, wykorzystywanych nie tylko jako instrument badawczy, ale także jako podstawa konstruowanej później monografii.

Przygotowanie monografii terenowej wymaga uprzedniej analizy i interpre- tacji zebranych wcześniej materiałów, często reinterpretacji własnych wniosków, korekty zauważonych błędów, a także podjęcia decyzji, co i w jakiej formie na- leży umieścić w tekście głównym, co i przy pomocy jakich środków wyrazu przekazać czytelnikowi

5

, a  także jaki zaproponować układ całości. Pisanie Argonautów… było więc jednocześnie tworzeniem i odtwarzaniem, interpre- tacją i reinterpretacją, scalaniem i aktem wyboru. Ukształtowanie warstwy ję- zykowej Argonautów…, kompozycja monografii, zawartość poszczególnych rozdziałów wynikają z przyjętych przez Malinowskiego założeń badawczych.

Literackość stanowi wartość naddaną: za każdym zdaniem tekstu kryją się bo- wiem dni i miesiące badań kultury żywej. Argumentem przemawiającym za trafnością tego spostrzeżenia są nie tylko uwagi Malinowskiego poczynione w Dzienniku... i listach do różnych adresatów, ale i krótkie wyjaśnienia zamiesz- czone w Argonautach… – często na marginesie głównych rozważań albo po pro- stu w przypisach. We Wprowadzeniu Malinowski tłumaczy również przyczyny, dla których zrezygnował z umieszczenia wszystkich sporządzonych przez siebie tabel, kart synoptycznych, czy innego typu zestawień:

W książce tej poza załączoną dalej tabelą, która nie należy ściśle do rzędu dokumentów omawianych tutaj przeze mnie, czytelnik znajdzie zaledwie kilka wzorów tabel synoptycznych, takich jak

3 Część tego typu materiałów odnajdziemy w archiwach London School of Economics & Political Science. http://www2.

lse.ac.uk/library/archive/Home.aspx, 10.01.2013.

4 Być może, na co zwraca uwagę w swoim artykule mgr Jakub Dziewit, najmniej informacji otrzymujemy na temat techniki wykonywania przez Malinowskiego zdjęć w terenie. Por. J. Dziewit, Jak połamać sobie zęby? Analiza polskiego dyskursu nt. twórczości fotograficznej Bronisława Malinowskiego (w niniejszym tomie).

5 Można się oczywiście pokusić o  próby rekonstrukcji „projektowanego odbiorcy”, a  także upatrywać strategii nawiązywania kontaktu z  czytelnikiem. Problemy „literackości” czy szeroko pojmowanej komunikacji literackiej w odniesieniu do Argonautów…, wielokrotnie opisywane, znajdują się w tym tekście na marginesie moich rozważań.

(33)

,!

np. lista partnerów kula, o której wspominam i którą analizuję w rozdz. 13, cz. IV, lista darów i prezentów (niestabularyzowana, tylko opisowa w rozdz. 6, cz. VI); ponadto synoptyczne dane dotyczące wyprawy kula podano w rozdz. 16 oraz zestaw magii kula w rozdz. 17. Wynika to stąd, że nie chciałem przeładować tej pracy planami i wykresami, woląc zachować je do pełnej pu- blikacji moich materiałów

6

.

Świadome ograniczenie liczby zawartych w  Argonautach… tabel synop- tycznych i innych, podobnych im dokumentów

7

, oznacza, iż Malinowski dą- żył nie tylko do rzetelnego opracowywania materiałów już w trakcie pobytu na wyspach zachodniego Pacyfiku, ale i do wypracowania takiej konstrukcji etnograficznej „relacji”, która stałaby się pomocna dla przyszłych badaczy

8

. Dbał więc o zachowanie jak największej jasności wywodu, bez narzucania sposobu porządkowania danych

9

. Nakład pracy, a często też doświadczenie zniechę- cenia i niepowodzenia, które kryją się czasem za najprostszym i wydawałoby się – oczywistym stwierdzeniem – ujawnia dopiero zestawienie różnego typu dokumentów: monografii terenowych, osobistego dziennika i wielowątkowej korespondencji badacza

10

.

6 B. Malinowski, Argonauci..., s. 27.

7 Każda z trzech monografii terenowych Malinowskiego: Argonauci Zachodniego Pacyfiku (1922), Życie seksualne dzikich (1929), Ogrody koralowe i ich magia (1935) tego typu dokumenty zawiera, choć w różnej ilości.

8 Zdania na ten temat są podzielone. Por. J. Clifford, O etnograficznej autokreacji: Conrad i Malinowski, przeł. M. Krupa, w: Tenże, Kłopoty z kulturą. Dwudziestowieczna etnografia, literatura i sztuka, przeł. E. Dżurak, J. Iracka i in., KR, Warszawa 2000, s. 105–129 oraz C. Geertz, Dzieło i życie. Antropolog jako autor, przeł. E. Dżurak i S. Sikora, KR, Warszawa 2000. Polemicznie wobec propozycji tych badaczy wypowiadają się E. Kosowska i E. Jaworski, Antropologia literatury antropologicznej. Przypadek Clifforda Geertza, w: Antropologia kultury – antropologia literatury. Na tropach koligacji, red. E. Kosowska, A. Gomóła, E. Jaworski, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2007, s. 129–130.

9 Malinowski stosował przy robieniu notatek, pisaniu listów, rysowaniu map itd. kolorowe kredki, którymi bardzo lubił się posługiwać. Pisze o tym Michael W. Young, opisując prace Malinowskiego w Oburaku: „Niebieską, czerwoną i pomarańczową lub fioletową kredką wpisywał Malinowski odsyłacze do ponumerowanych stron notatników albo jeszcze innych tekstów.

W ten sposób arkusze zapisane tekstem verbatim stały się gęstymi palimpsestami. Bardzo intensywnie opracowywane teksty znikały czasem wśród komentarzy i rozlewających się po stronie notatek z marginesu. Żaden szczegół nie umknął jego uwagi;

wszędzie wyrastają terminy w języku tubylczym – na marginesach i w interliniach”. M.W. Young, Bronisław Malinowski. Odyseja antropologa 1884–1920, Twój Styl, Warszawa 2008, s. 636–637. Nie wiem, czy Malinowski wypracował np. jakiś znaczący system doboru kolorów, ale z całą pewnością tego typu informacji, związanych z pracą badacza widzianą „od kuchni” nie udostępnia w monografiach terenowych. Ze wzmianek w przypisach dotyczących tabel oraz z toku tekstu głównego w innych jego dziełach można wnioskować, iż takie postępowanie było celowe. Co więcej: umieszczenie rozbudowanych wyjaśnień, w Argonautach dotyczących m.in. przedmiotu, zakresu i badań tu opisanych, każdorazowo uzasadnia.

10 Oczywiście nie można ich traktować jako tekstów sobie równoważnych, a ich odmienność dotyczy nie tylko formuł gatunkowych, czy statusu wypowiadającego się podmiotu.

(34)

,4

„Robić” technologię

Pomimo powściągliwości przy opisywaniu badań terenowych, Malinowski w Argonautach... zwraca się bezpośrednio do czytelnika: „Wyobraź sobie [...], że znalazłeś się nagle z całym swym ekwipunkiem sam na tropikalnej plaży w pobliżu wioski tubylczej, podczas gdy statek czy łódź, która cię tu przywio- zła, odpływa i znika na widnokręgu”

11

. Nie chodzi tu jednak ani o nawiązanie do młodzieńczych lektur, obfitujących w podróżnicze i awanturnicze opowieści, ani o ćwiczenie medytacyjne, ani o tworzenie malowniczych obrazów, które mogłyby się stać pożywką dla wyobraźni. Oczywiście żadnego z tych efektów oddziaływania na odbiorcę nie da się wykluczyć; co więcej – najprawdopo- dobniej dopełniają się one wzajemnie. Nadrzędny cel przygotowanej przez Malinowskiego monografii był jednak inny: miała to być, o czym przekonują nas nie tylko pierwsze rozdziały tej książki, relacja z badań terenowych, którą można by wykorzystać jako instruktaż dla przyszłych, początkujących, bądź też pragnących udoskonalić swoje działania, badaczy kultur. Malinowski o moty- wach, które nim kierowały wspomina kilkakrotnie – w samym Wprowadzeniu i w poprzedzającym je Słowie wstępnym. Nie chodzi tu bynajmniej o proste po- wtórzenie, czy jedynie zabieg retardacyjny. Malinowski zwraca bowiem uwagę na dwie, ściśle związane ze sobą kwestie: palącą konieczność badania kultur, które wymierają na naszych oczach i wypracowanie takich metod badań, które będą mogły zostać poddane weryfikacji zarówno przez badacza powracającego w opisywany uprzednio przez niego teren, jak i przez innych antropologów.

Brak informacji m.in. o  sposobach pozyskiwania danych we wcześniej- szych pracach o charakterze etnograficznym Malinowski odczuwa jako szcze- gólnie dotkliwy, ale też próbuje wypełnić tę lukę, dokładnie przedstawiając w  Argonautach… „przedmiot, metodę i  zakres badań”, które prowadził na Trobriandach. Wymaga nie tylko od siebie, ale też od innych: rzetelnego przygo- towania, autorefleksji, uczciwości i odpowiedzialności na każdym etapie badań.

Zwraca też uwagę, że dopóki nie będziemy w stanie przeprowadzać bardziej zaawansowanych badań, należy skupić się na „robieniu technologii”. Tego typu działania, choć czasami nużące, są jednak niezbędne, zwłaszcza w sytuacji, kiedy nie udało nam się jeszcze zdobyć zaufania krajowców i nie znamy w wystarcza- jącym stopniu ich języka:

11 B. Malinowski, Argonauci..., s. 13.

(35)

,,

Powróciłem zgodnie z planem, i wkrótce zebrała się wokół mnie grupka krajowców. Kilka komplementów w pidgin-English z obu stron, trochę tytoniu wymienianego z rąk do rąk stworzyło atmosferę wzajemnej życzliwości. Spróbowałem więc przystąpić do rzeczy. Najpierw, aby rozpocząć od tematu, który nie mógł wzbudzić podejrzeń, zacząłem „robić” technologię. W pobliżu kilku krajowców było zatrudnionych przy wyrabianiu różnych przedmiotów. Nie było rzeczą trudną obserwować ich podczas pracy i uzyskać nazwy narzędzi, a nawet niektóre techniczne wy- rażenia, dotyczące samego procesu produkcji, ale na tym sprawa się urywała. [...] nie byłem [...] początkowo w stanie nawiązać [...] szczegółowszej i pełniejszej rozmowy. Wiedziałem dobrze, że najlepszym na to środkiem jest zbieranie konkretnych danych, sporządziłem więc spis ludności wioski, spisałem genealogie, narysowałem plany i zebrałem terminy pokrewieństwa

12

.

Wymóg przeprowadzania tych podstawowych, choć wcale nie najprostszych prac do dziś pozostaje aktualny.

Tabele, diagramy, tablice synoptyczne, statystyki: krótkie wprowadzenie Synoptyczny, z gr. synoptikós („ogarniający okiem”), to „przedstawiający układ elementów tworzących pewną całość; poglądowy”, a tablice (tabele) synop- tyczne to inaczej „tablice, które podają jednocześnie dane różnego rodzaju”

13

. Tablice synoptyczne były co najmniej od XVIII w. wykorzystywane i zarazem rekomendowane jako narzędzie badawcze. Zestawienia różnych danych w ta- belach w celu uzyskania całościowego oglądu pewnych zjawisk i procesów, a za- razem stworzenia możliwości ich porównań, były stosowane m.in. w pracach biblistów

14

i historyków.

12 Tamże, s. 14.

13 Słownik języka polskiego, red. W. Doroszewski, t. 8, PWN, Warszawa 1966, s. 976. ‘Synoptyka’ to natomiast „krótki przegląd, krótkie zestawienie dzieł traktujących o jednym przedmiocie”, bądź też, w odniesieniu do meteorologii, „nauka o  zjawiskach mających związek z  rozwojem stanu pogody i  jej przewidywanie”. Mapy synoptyczne: „mapy pogody wykreślane na podstawie jednoczesnych obserwacji na wielu stacjach meteorologicznych, przedstawiające układ ciśnienia atmosferycznego za pomocą izobar oraz inne elementy pogody (temperaturę, wiatry itp.). Celem mapy synoptycznej jest przedstawienie rozkładu elementów meteorologicznych na danym terenie w jednym i tym samym momencie”. Tamże.

14 Warto wspomnieć przynajmniej postać Johanna Griesbacha (1745–1812), niemieckiego badacza Biblii, który jako pierwszy sporządził synoptyczne zestawienie Ewangelii. W  odróżnieniu od tablic synoptycznych służących do synchronicznego zapisu danych pogodowych, tablice synoptyczne wykorzystywane i przez historyków, i przez etnografów, skomponowane są w taki sposób, by umożliwić nie tylko ich czytanie synchroniczne, ale też diachroniczne. Dzięki temu można nie tylko dokonać porównań zjawisk we wskazanych płaszczyznach czasowych, ale też prześledzić zmiany zachodzące

(36)

,-

Z porównawczych rejestrów o charakterze tabelarycznym bądź opisowym korzystali również dziewiętnastowieczni badacze kultury. Diagramy i rysunki, które służyły przejrzystemu zaprezentowaniu czytelnikowi zależności pomiędzy danymi elementami, odnajdziemy zarówno w pracach czołowych ewolucjoni- stów, jak i badaczy opowiadających się za dominującą rolą dyfuzji, kontaktów międzyludzkich i zapożyczeń w toku rozwoju ludzkiej kultury.

Do tekstów, które warto pokrótce chociażby przypomnieć, należy m.in. arty- kuł Edwarda Burnetta Tylora O metodzie badań rozwoju instytucji w zastosowaniu do praw małżeństwa i pochodzenia. Został on udostępniony polskim czytelnikom w tym samym roku, w którym ukazał się w oryginalnym brzmieniu w Journal of the Anthropological Institute. Tylor podaje w nim informacje na temat pocho- dzenia uwzględnionych materiałów oraz cel i zalety ich prezentacji w formie tabelarycznej:

[…] podjąłem przedmiot, przedstawiający zarówno najbardziej realne jakoteż teoretyczne ujęcie, mianowicie wytwarzanie się praw małżeństwa i pochodzenia, do których od wielu lat gro- madziłem dowody, znalezione u trzystu do czterystu ludów, począwszy od drobnych hord dzikich, aż do wielkich narodów ucywilizowanych. Kategorje szczegółowe rozmieściłem w tabli- cach tak, aby się uwydatniły, że tak powiem powinowactwa zwy- czajów, wykazując, które ludy posiadają ten sam zwyczaj i jakie inne zwyczaje towarzyszą mu lub istnieją odrębnie

15

.

W ten sposób – przekonuje autor – można prześledzić nie tylko podobieństwo zwyczajów, ale też wyprowadzić z takich zestawień dane o charakterze statystycz- nym

16

. Tylor opisuje m.in., jak wyglądały zwyczaje związane z zamążpójściem,

w czasie. Należy mieć przy tym świadomość, że znajomość poszczególnych, synchronicznych przekrojów czasowych (ani ich suma) nigdy nie da nam całościowego oglądu diachronii. Tablicę synchroniczną można więc potraktować zarówno jako sposób przedstawienia i uporządkowania pewnych zjawisk, ich dokumentujący zapis, jak i narzędzie oglądu, pozwalające także innym osobom na formułowanie na tej podstawie własnych wniosków.

15

E.B. Tylor, O metodzie badań rozwoju instytucji w zastosowaniu do praw małżeństwa i pochodzenia, przeł. A. Bąkowska,

„Wisła” 1889, t. 3, z. 3, s. 614–615. Zachowuję pisownię oryginalną. Za przypomnienie o metodzie statystycznej i artykule Edwarda Burnetta Tylora serdecznie dziękuję dr. Markowi Pacukiewiczowi. Tylor przyznaje się również do początkowego zwątpienia, czy takie postępowanie badawcze i typ porządkowania dostępnych mu danych przyniesie wymierne rezultaty:

„Przed laty, zanim mój zbiór materjałów doszedł do swej objętości obecnej i mógł być rozklasyfikowanym w opracowanych tablicach, które dziś przedstawiam, uczułem naturalną obawę niepewności, czy ta robota ma być zarzucona, czy też może ta arytmetyka społeczna przyczyni się nieco do wyjaśnienia biegu dziejów społecznych” (s. 615).

16 Wśród polskich antropologów i badaczy kultury, uwzględniających w swych badaniach metodę statystyczną należy uwzględnić Jana Czekanowskiego, a także Ludwika Krzywickiego. „E.B. Tylor także pierwszy stworzył nową metodę badań.

(37)

,.

relacje między krewnymi małżonków, pyta o potencjalny wpływ na ich charak- ter typu rezydencji małżeńskiej. Stara się dociec, jak wyglądały instytucje mał- żeństwa na poszczególnych etapach rozwoju ludzkości, wylicza też zachowania uznane za przeżytki. I z przekonaniem pisze:

Nawet rysunki tego artykułu dostatecznie dowodzą, że insty- tucje ludzkie są uwarstwione tak wyraźnie jak ziemia, na której istnieją. Następują w świecie jedne po drugich [...], kształtowa- ne przez jednaką naturę ludzką, działającą śród kolejno zmie- niających się warunków życia dzikiego, barbarzyńskiego lub cywilizowanego

17

.

Na początku tekstu O metodzie badań... Tylor porusza również problem sta- tusu antropologii jako nauki i optuje za rozwijaniem nowych, precyzyjnych technik badawczych, możliwych do zastosowania w jej obszarze:

Oddawna już uwidoczniła się w antropologji wielka potrzeba wzmocnienia i  usystematyzowania jej metody. Świat bynaj- mniej nie okazał się niesprawiedliwym względem tej wzrastają- cej nauki. Gdziekolwiek antropologowie przedstawili wyraźne dowody i wnioski, jak np. w rozwoju kształtów w muzeum Pitt- Riversa w Oxfordzie, tam nie tylko specjaliści, ale wogóle ludzie ukształceni gotowi są przyjąć te wyniki i przyswoić świadomości publicznej. Dotąd wszakże metoda ścisła wprowadzoną została jedynie do pewnej części badań antropologicznych

18

.

Tylor, jeden z ówczesnych, dobrze znanych przedstawicieli brytyjskich środo- wisk naukowych związanych z antropologią, przywołuje dokonania Augustusa Henry’ego Lane-Foxa Pitt-Riversa, angielskiego żołnierza i archeologa, którego, jak podaje Carlo Severi, prawdziwą namiętnością nie była bynajmniej teoria ewolucji, lecz… batalistyka

19

. Pitt-Rivers przez około dwadzieścia lat zebrał

W przeciwstawieniu do opowieści anegdotycznej (H. Spencer) lub bezładnego nagromadzenia faktów, zastosował on do urządzeń społecznych metodę zestawienia statystycznego”, L. Krzywicki, Przedmowa, w: E.B. Tylor, Antropologja. Wstęp do badań człowieka i cywilizacji, przeł. A. Bąkowska, Pro Filia, Cieszyn 1997, s. 17.

17 E.B. Tylor, O metodzie badań..., s. 641.

18 Tamże s. 614–615.

19 Odnośny fragment w oryginale brzmi: „Dopotutto, la vera passione del Generale è stata non la teoria dell’evoluzione, ma la balistica, la stessa disciplina che gli ha procurato i suoi successi militari”. C. Severi, Prefazione, w: A.H.L.-F. Pitt-Rivers, La mente primitiva. Alle origini dell’antropologia, Medusa Edizioni, Milano 2006, p. 14.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nie zawsze leczenie chirurgiczne jest w stanie zniwelować szkody powstałe w wyniku zastosowania innych metod, odwrócić ich nie­..

Struktura krajowego systemu cyberbezpieczeństwa wydaje się logicz- na i uzasadniona, bowiem za efektywność systemu odpowiadają zespoły reagowania na incydenty

Tak więc mogę mieć tylko jedną własność, kiedy mnie boli, ponieważ ból jest identyczny z pobudzeniem włókien nerwowych C, jednak zgodnie z opisem pojęcia bólu i

Przenoszenie zakażenia COVID-19 z matki na dziecko rzadkie Wieczna zmarzlina może zacząć uwalniać cieplarniane gazy Ćwiczenia fizyczne pomocne w leczeniu efektów długiego

1 W jaki sposób dokonuje się wyboru rady uczestników scalenia, w jaki sposób prowadzone jest postępowanie scaleniowe w przypadku, gdy uczestnicy nie

Zmienność pojęcia filozofii w historii samego filozofowania powoduje, iż uchwycenie i zrozumienie tego, czym ona jest, może, zdaniem autorów omawianej tu pracy,

procesu, w którym ludzie motywowani przez różnorodne interesy starają się przekonać innych o swoich racjach, w taki sposób aby podjęto publiczne działania zmierzające

D rugą część książki stanowią prace poświęcone mniejszości niemieckiej w powojennej Polsce: Michała Musielaka - Ludność niemiecka w Wielkopolsce po I I wojnie