W S P R A W IE A U T O R S T W A „ G Ł O S U W O L N E G O ”
489
ci, że „starosta kie-rn-owski senatorem jednak nie. b ył”, ale .wypada „ekskluzę” roz ciągnąć i na króla. Nie m a zresztą powodu przyw iązyw ać zbytniej w agi do rea liów tego zredagowanego przez Sołignaca w stępu.Wreszcie kw estia określona przeze m nie jako „najbardziej n iejasn y punkt h i potezy o autorstwie- Białło-zora” (s. 140), fakt :że Leszczyński w kilka lat po doko naniu przeróbki zlecił w ydać w N ancy „Głos” w w er sji A. Moje rozważania w tej spraw ie n azw ali recenzenci „karkołomnym rozum owaniem ”. Być może. A le chcę zwrócić .uwagę -na okoliczność, że jeśli się przyjm ie pierwszeństw o w ersji A, to rów nież „kontrhipoteza” łam ie kark na w ydaniu n-an-cejskim z 1743 roku. D lacze góż Leszczyński po ta-к przedziw nym i tak starannym przeredagowaniu w łasnego dzieła w ydaw ałby je w „niechlujnej” w ersji pierwotnej? W kręgu tych karkołom nych alternatyw w ydaje m i się mniej nieprawdopodobne przypuszczenie, że król Stan isław w polskim w ydaniu „Głosu” uszanował oibcy tekst autorski i ograniczył s:ię do opublikowania sw ojej przeróbki w autoryzow anym poniekąd tłum aczeniu francuskim.
Reasum ując, sądzę że punktem w yjściow ym obrony hipotezy o autorstw ie Leszczyńskiego winno- być obalenie m ojego (a przyjętego przez R ecenzentów) w y w odu o p ierw szeństw ie w ersji A. Jeśli rozwinie się dalsza dyskusja, to z n aci skiem zwracam uiwagę na -ten punkt jako — w moiim przekonaniu ·— zasadniczy. W obecnym stadiu-m dyskusji podtrzym uję pogląd, że autorstwo Białłozo-ra u w a żam za bardziej -prawdopodobne niż Leszczyńskiego. U ściślę -jednak m yśl, której w yraźnie n ie sform ułow ałem w „dwóch hipotezach”. Jestem bardziej przekonany,, że Leszczyński n ie jest autorem we-rsj-i A „Głosiu -Wolnego”, niż że w yszła ona spod pióra Mateusza Białłozora. W -teij spraw ie -argumentację negatyw ną uważam za silniejszą niż pozytyw na. Zw ątpiw szy w Leszczyńskiego:, w ysu n ęłem na jego m iejsce jedynego- kandydata do -autorstwa, na którego w skazuje w spółczesne i po w ażne źródło: świade-ctiwo Macieja Dogiela. Jeśliby jednak w yłon iły się istotne kontrargum enty przeciw Białłozorowi, to jeszcz-e- nie sądziłbym , żeby przez to sta nęła otworem droga -dla Leszczyńskiego. W idziałbym w ów czas m ożliwość trzeciej hipotezy: jakiegoś nieznanego a-utora, w okół którego oplotło się bluszczowe pisar stw o króla Stanisław a.
Emanuel R ostw o ro w sk i
*
Recenzja nasza z książki -prof. E. R o s t w o r o w s k i e g o m iała w zasadzie charakter spraw ozdawczy. Szczegółowa replika Autora pozwala nam na szersze uzasadnienie naszego stanow iska. Na w stęp ie jednak chcem y w yjaśn ić kilka n ie porozumień.
Autor ma zastrzeżenia co do określenia „kontrhi-po-teza w łasn a”. U żyw ając te go sform ułow ania n ie m ieliśm y zam iaru sugerow ać czytelnikowi, że naszą w ła s nością jest tw ierdzenie proponujące ustalenie zależności m-iędzy w ersją A i B, które rzeczyw iście rozw ażane b yło w „Legendach i faktach ”, and też nie ch cieliś m y podawać 'za -własną hipotezę o- da-cie pierwodruku „Głosu W olnego” (w 1733 r.), która zresztą znana była już przed ukazaniem się dzieła prof. E. R ostw orow skie go. Autor sam w skazał na różnicę m iędzy naszym a sw oim sform ułowaniem . Jeżeli jednak jest on zdania, że -różnice 'te n ie wnoszą -nic nowego do dyskusji, chętnie zrezygnujem y ze słow a „w łasna”, uw ażając tę spraw ę za nie bardzo- i-sto-tną. Nie w iem y też, na jakim m iejscu naszej recenzji opiera Autor zarzut o „ważeniu św iad ectw ”. W ydawało nam się, ż-e- podaliśm y uzasadnienie faktu, dlaczego n-ie lekcew ażym y przekazów Załuskiego:, Janoelkiego, Konarskiego. Jedno ze zid-ań re pliki Autora m oże w yw ołać u czytelnika w ątpliw ość, czy recenzenci w trakcie pracy opierali się na oryginalnych tekstach Leszczyńskiego. N ie sądzim y, aby prof.
490
E . R O S T W O R O W S K I, W . M. G R A B S K I , J . A. O J R Z Y f ï S K IR ostw orow ski rzeczyw iście podejrzew ał nas o takie lekcew ażenie recenzenckiego obowiązku. Chcąc jednak uniknąć podejrzeń czujem y się w obowiązku poinfor m ować, że oprócz w ydania R e m b o w s k i e g o posługiw aliśm y się X V III-w iecz- nym w ydaniem z ornam entem roślinnym , niei w ykorzystanym zresztą przez A utora przy opisie zachowanych w P olsce egzem plarzy *. P oniew aż jest to w ydan ie, jak się w ydaje, najm niej staranne, stąd pochodzi zapewne różnica zdań na tem at „chropowatości stylu , a n aw et i pew nej niechluijności”.
Przechodząc do m e ritu m spraw y oddzieliliśm y idąc śladem Autora spraw ę Białłozora od spraw y Leszczyńskiego. Zauważyć tu należy, że w tekście recenzji n ie odrzucaliśm y bezw zględnie hipotezy o autorstw ie Białłozora. U w ażaliśm y ją jednak za m niej prawdopodobną z następujących powodów:
1. Przyjęcie tej hipotezy pociąga za sobą konieczność w yjaśnienia, jakim i m o tyw am i k ierow ali się kanonik Białłozor, D ogiel i Schoepflin w tajem niczym ukry w aniu w iadom ości o autorstw ie Białłozora. W recenzji sygnalizow aliśm y już istn ie nie łańcucha tajem nic. Po replice Autora i przyjęciu dwuznaczności notatki O giń skiego m usielibyśm y uznać, że szw agier Białłozora tak ściśle dochow yw ał tajem nicy, że· n aw et pisząc notatkę na sw ój pryw atny użytek obaw iał się w yjaw ić praw dziw ego autora. W szystko to razem w ydaje się\ dość nieprawdopodobne.
2. W św ietle zachowanej w A rchiw um R adziw iłłow skim w AGAD korespon
dencji rodziny Białłozorów, n ie w ydaje się, aby starosta kiernow ski m ógł być
w ybitną indyw idualnością. M oże ju ż ciekawszą postacią jest jego krew ny — Jerzy Białłozor.
3. Autor odmawia w artości św iadectw u Ogińskiego pow ołując się m iędzy in nym i na dużą różnicę w iek u m iędzy nim a M ateuszem Białłozorem . Warto jednak podkreślić, że w 1733 r. O giński był aktyw nym działaczem politycznym stron ni ctwa stanisław ow skiego *. Św iadectw o Ogińskiego nie obala oczyw iście w sposób bezw zględny tezy Autora, jednak w dużym stopniu ją podważa, gdyż jeśli n aw et
przyjm iem y, że Ogiński n ie należał do „najbliższego otoczenia M. Białłozora, to
nie m ożna zanegować, że należał ido jego najbliższej rodziny”. Wiadomo zaś, że szlacheccy statyści nie m ieli na ogół zw yczaju ukrywać sw ych prac przed kręgiem znajomych. Tu też należy zauważyć, że do opinii publicznej pogłoski o autorstw ie Leszczyńskiego docierały już przed 1763 r., bo co najm niej od ukazania się dzieła Janockiego (1750).
4. Św iadectwa Konarskiego, Załuskiego i Janockiego Autor traktuje jako od bicie „anonimowej opinii”. O ile zgodzić się chyba można z Autorem w w ypadku Janockiego, o tyle spraiwa K onarskiego jest już m niej oczyw ista. U trzym yw ał on kontakt z Leszczyńskim , a naw et, o czym Autor wspom ina, b y ł w 1747 r. w L o taryngii. N ie m ożem y się także zgodzić z opinią Autora o św iad ectw ie Załuskiego. Autor sam przyznaje (s. 141), że przebyw ający w Lotaryngii w latach 1737—Ί742 Załuski „znał n iew ątpliw ie „raptularz” i zapewne posiadał jego k opię”, uważa jed nak, iż m ógł on nie rozporządzać „żadnymi bliższym i inform acjam i” o nancejskiej edycji polskiego tekstu (dom niemany rok 1,743). W ydaje się nam ,to m ało prawdo
podobne, a w każdym razie to, co w iem y o kontaktach Załuskiego z Leszczyń
skim , n ie może być podstawą do utożsamienia jego św iadectw a z „anonim ową opi
n ią”. Raczej uzasadniać m oże1 w niosek przeciwny.
5. N asz dom ysł o otrzym aniu przez Białłozora m anuskryptu „Głosu W ol
n ego” od sam ego króla Autorowi „nie w ydaje się ani potrzebny... ani trafn y”. Być może. Ale chcem y zw rócić uwagę, że „o b liskich stosunkach Stanisław a z B iałło zorem ” pisze sam Autor (s. 134).
6. Głównym argum entem w spraw ie Białłozora jest św iadectw o D ogiela. Autor 1 B ib l. U Ł sy g n . 10.10988.
W S P R A W IE A U T O R S T W A „ G Ł O S U W O L N E G O ’
491
n ie ma w ątp liw ości co do obiektyw nego przekazania przez kolejnych inform atorów w e r sji kanonika Białłozora. W ydaje nam się jednak, iż kw estia w iarygodności te
go przekazu n ie jest taka prosta. Autor w praw dzie podkreśla, że Doigiel „był u m y słem krytycznym ”, jednak w yprow adzenie w iarygodności szczegółow ego stw ier dzenia na podstaw ie ogólnej w iarygodności źródła j;est powszechnie uznane za błąd m etodologiczny. Podkreślić należy, że nie· znam y opinii inform atorów o auten tyczności przekazywanej przez nich wzm ianki. Brak sądu krytycznego w skazyw ać w praw dzie m oże na aprobatę, z drugiej jednak strony nierozpowszechniande in for m acji m ogłoby św iadczyć o niepew ności w tym względzie.
7. Ważnym elem entem przy ocenie św iadectw a D ogiela jest ustalenie, w k tó
rym roku kanonik Białłozor przekazał m anuskrypt D ogielowi. W reprodukcji za piski Lew andowskiego w idzim y datę 1733, jednak jej dwie ostatnie cyfry są prze robione. Autor potraktow ał tę spraw ę dość m arginesow o. Trzeba przyznać, że m y także zasugerow aliśm y się tym stanow iskiem pisząc recenzję. Przy dokładniej szym jednak z-badaniu zdjęcia zapiski zarówno na podstaw ie reprodukcji w książ ce, jak i w ykonanych w niej zdjęć w dużym powiększeniu, sądzimy, że można ustalić pierwotną trzecią cyfrę daty. Jest to naszym zdaniem siódem ka. Siódemka druga n ie przerobiona przeniesiona na drugą trójkę daje figurę niem alże id en tycz n ą. Jeśliby przyjąć naszą lek cję pierwotny zapis brzmiałby: 177.. [1773?]. W tym
czasie n ie żyli już ani Białłozor, ani D ogiel. Schoepflin zaś zmarł w 1771 r. P rzy jąć w ięc m usielibyśm y, że kopista rzeczyw iście om ylił się przepisując tekst, a póź niej popraw ił datę na w łaściw ą. Data 1733 sam em u Autorowi w ydała się „bardzo m ało prawdopodobna”, ze w zględu na m łody w iek Dogiela (s. 80). Jeślibyśm y ją n aw et przyjęli, w ątpim y, aby osiem nastoletni D ogiel byl już „um ysłem k ry tyczn ym ”.
Jak już w spom nieliśm y w recenzji, nie upieram y się przy autorstw ie Leszczyń sk iego. W ydaje się nam jednak ono bardziej prawdopodobne, a to z następujących
w zględów:
1. W sprawach językow ych Autor zgodził się z nami, że są one dowodem po m ocniczym . Sprawy te jednak są jeszcze niezbyt jasne. Zastrzegamy sobie m ożli w o ść powrócenia do tej k w estii po dokładniejszym przebadaniu m ateriałów jęz y koznawczych. Na m arginesie chcem y przypom nieć, że różnice w szeroko pojętym stylu w d ziesięcioleciu 1733— 1743 w ystępują _ nie tylko w „Głosie W olnym”. Np. sty l twórczości politycznej Konarskiego lat trzydziestych różni się od tego, jaki charakteryzuje jego pisarstw o w okresie w ydaw ania rozprawy „De em endandis eloquentiae v itiis”.
2. W ydaje1 się, że .dla Autora decydującym argum entem przeciw tezie o po chodzeniu obu w ersji „Głosu” od jednego autora jest przekonanie, że przeróbkę, jaką obserw ujem y w tym wypadku, można tylko dokonać na tekście cudzym: „Tak postępuje plagiator”; napisanie obu w ersji przez Leszczyńskiego „byłoby zja w isk iem patologicznym ” (s. 126). A rgum entując w ten sposób wkracza Autor w słabo opracowaną dziedzinę psychologii twórczości. Nie czujemy się powołani do oceny argum entów tego typu. Są one w każdym razie subiektyw ne, a na p ew no niesprawdzalne·.
■ 3. Autor zarzuca nam, że dość lekko zbyliśm y spraw ę różnic m erytorycznych
m iędzy w ersjam i. Napraw iam y przeto to „niedopatrzenie”. W dyskutow anej sp ra w ie stosunku do Turcji zauważyć m usim y, że w ątp liw ą jest rzeczą, aby S tan isław dostosow ując sw oją argum entację ido um ysłowości szlacheckiej kierow ał się w zg lę dami „system u tureckiego” Ludwika XV. Na dobrą sprawę nie jest to ustęp ani an ty- ani proturecki. Autor „Głosu” w yciąga jedynie w niosek z faktu groźnego sąsiedztw a potęgi tureckiej m ówiąc o konieczności utrzym ania silnego wojska. N a w oływ ań antytureckich tu n ie znajdziem y. Jedną z podstaw owych różnic w yk ry tych przez Autora jest sprawa „consilium sp iritu ale”, gdzie istnieć ma naw et „ci
492
E . R O S T W O R O W S K I, W . M. G R A B S K I , J . A. O J R Z Y Ń S K Icha p olem ika” m iędzy w ersjam i, Wersja В pisze o trudnościach z wprowadzeniem , generalnej adm inistracji dóbr duchownych, którą postuluje w ersja A. Prof. R o stw orow ski nie m oże się zorientować, jak po uchyleniu owej adm inistracji można ujednolicić uposażenia duchowne. Tym czasem w w ersji В m am y życzenie, aby „do jednej m assy zebrane były superflua z intrat duchow nych” (wyd. R em bow skiego, s. 14). Sądzimy, że dobra duchowne1 m iały być tu adm inistrow ane analo gicznie jak starostw a, oddaw ane „do w iernych rąk”, tzn. że posiadacz beneficium , zatrzym yw ałby sobie ustaloną sumę, a nadw yżkę przesyłał do ogólnego skarbu. Różnica m iędzy w ersjam i w yd aje nam się tu niew ielka. Autor w ykrył też różnice w k w estii proponowanych m ilicji wojew ódzkich. N ie ma w edług niego· w druku życzenia, aby stanow iły one stałe źródło utrzym ania ubogiej szlachty. C ytujem y więc: „Do pożytku tej m ilicji in publicum przydaję pryw atny każdego ubogiego szlachica, któryby w tej służbie znalazł levanem ; nie szukając sukkursu podłych kodycyach, w których służyć m uszą” (wyd. z ornamentem roślinnym , dalej cyt. w ersję A, s. 55). Autor uważa, że w ersja A znacznie ostrzej wyraża się o w ład zy królew skiej. Można się na to zgodzić jed ynie pod warunkiem uwzględniania pa- ralelnych tekstów cytow anych przez Autora. C ytujem y jednak:. „Ledwo co panów naszych nad głow y nasze w yniesiem y, aż radziby po naszych karkach deptali, ra- dziby aby przy zaśm ieniu w olności naszej, która ich w yw yższa, sam i tylko św ie c ili” ‘(wersja B, s. 17; brak analogicznego tek stu w ersji A). Przytaczając cytat o szabli polskiej Autor podkreśla, że w ersja В łączy upadek m ilitarnej potęgi P ol ski z upadkiem silnej m onarchii i w zrostem w olności połączonej z nierządem , podczas gdy w ersja A zw raca rzekom o uwagę tylko na zm ianę techniki w ojow a nia w innych krajach. Przedłużam y cytat Autora z w ersji A: „...wtenczas, kiedy m iłość ojczyzny i sław y praevalebat w sercach naszych super excessum wolności, który żadnego nie m oże utrzym ać porządku, a ,be-z którego, and płaca, and d y scy plina należyta nie m oże być w woystou” (wersja A, s. 7). Proszę osądzić, czy w er sja A tak bardzo różni się w spraw ach m erytorycznych od w ersji B. Różnice is t nieją, ale jak pisaliśm y już w recenzji, .raczej w sprawach nieistotnych.
4. Autor k w estionuje naszą interpretację fragm entu m ówiącego o „stallum senatorskim ”, ze w zględu na to, że Leszczyński nigdy n ie zrzekł się korony. S k o ro zgodził się na powtórną elekcję, to chyba n ie można twierdzić, że starając się o tron w ystęp ow ał jako król. Mógł w ięc w publicystyce przypom inać sw ą godność senatorską. Ze· spraw drobnych warto nadm ienić, że w stęp do francuskich w ydań „Głosu”, do którego Autor w replice „nie przyw iązuje zbytniej w a g i”, w „Legen dach i faktach ” uznaje „za jedyne publiczne zajęcie stanow iska przez Stanisław a w spraw ie autorstw a «.Głosu Wolnego»” (s. 88).
5. Ciekawa jest przeszkoda „łamiąca kark hipotezom ”. Mimo w szystko nasza w ydaje nam się bezpieczniejsza. Jeśli udałoby się stw ierdzić, że Leszczyński w L o taryngii n ie rozporządzał polskim i drukarzami, w ów czas chyba byłoby łatw iej cu dzoziemcom składać tekst z druku, n ie zaś z rękopisu. To oczyw iście można przy jąć tylko w tedy, jeśli uznamy rok 1733 za datę pierwszego wydania.
6. Na zakończenie ‘chcielibyśm y zwrócić uwagę na jeszcze jedno „niezwykle ciek aw e” źródło, niestety niezbyt jasne i znane nam jedynie z drugiej ręki. Jest to list Momtiego do Stanisław a z dnia 22 marca 4733 r. „Sądziłem, że WK Mość m nie tylko w yłącznie posłałeś m em oran dum sw oje bezim ienne, abym go użył, jak m i się w ydaw ać będzie, ale dowiaduję się, że trzej kaw alerow ie polscy także je m ają. Prosiłem pana R ostworowskiego, aby m i oddał swój egzem plarz, ale· pan Miaskowtski już był ze sw oim w yjech ał do W ielkopolski, a pan Jabach do Litw y. Co w ięcej dow iedziałem się, że bankier Horgelin z W rocławia przesłał kopię tego pism a Prym asow i, M arszałkowi W. Koronnemu, pannie Tarło i innym. L ist ten niaweit w W ielkopolsce jest już drukowany. Tu zaś w iedzą w szyscy, że go WKMość pisałeś. W ielu sądzi, że w nim pam ięć króla Augusta niedosyć jest szanowaną. Co
W S P R A W I E A U T O R S T W A „ G Ł O S U W O L N E G O ’
493
do m nie, z boleścią pow iedzieć m uszę, że to pism o -nie zrobiło dobrego wrażenia. •Ci, co do WKMośoi ipisują, .podchlebiają Jej. (Przyniesiono m i tu tłom aczenie jego francuskie. Wybacz WKMość, że drukować n ie każę, ale jeśli go gdzie indziej w \ - drukują to n ie będzie moja w in a” 3.N ie m ożem y z całą pew nością stw ierdzić, że list ten dotyczy „Głosu W olnego”. Jest to jednak prawdopodobne, gdyż nie znamy innego bezim iennego druku po chodzącego z tego czasu, a przypisyw anego Stanisław ow i. Argumentem p rzeciw ko tej tezie m oże być fakt, że Monti m ów i o nieprzychylnym przyjęciu tego p is m a ze w zględu na niezbyt dobrą opinię po zm arłym królu, „Prefacya” zaś wyraża się o Auguście II dość przychylnie. W ydaje się jednak, że uw agi o w ładzy kró lew skiej m ogły być w spółcześnie odczytane jako ukryta krytyka dążeń ab solut nych zm arłego w ładcy. Przyjąć też można, że złe przyjęcie rękopisu mogło dopro w adzić do zmian w tekście, nie w ykluczone zresztą że „Prefaoya” była dziełem dom niem anych w ydaw ców (różnice stylistyczne!) aprobowanym później przez kró la. Sprawy n ie można rozstrzygnąć bez znajomości oryginału depeszy. Dla recen zentów jednak archiwa francuskie są w teij chw ili niedostępne.
Reasum ując — zgodnie z naszą recenzją ,— stw ierdzić m usim y, że mimo w y bitnych w alorów pracy prof. E. R ostworowskiego, przy obecnym stanie badań uważamy, iż nie m ożem y przyjąć w niosku o w iększym prawdopodobieństwie h i potezy o autorstw ie Białłozora. Spór rozstrzygną m oże dalsze badania.
W ła d y sła w M aria G rabski, Jacek A n ton i O jrzy ń sk i
JVa ty m R edakcja polem ikę zam yka.
3 M a t e r i a ł y do h i s to r ii S t a n i s ł a w a L e s z c z y ń s k i e g o , k r ó l a p o l sk i e g o , w yd . E, R а с z у ń- :s к i, P ozn ań 1841, s. 159 i 160.