• Nie Znaleziono Wyników

CARMEN SAECULARE

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "CARMEN SAECULARE "

Copied!
156
0
0

Pełen tekst

(1)

Q UINTUS H ORATIUS F LACCUS

POEZJE

(2)

CARMEN SAECULARE

PHOEBE SILVARUMQUE POTENS DIANA

Febie! Diano, lasów można ksieni!

Gwiazdy niebieskie! Czcigodni i czczeni!

Dajcie nam, o co błagamy w pokorze W tej świętej porze,

Gdy sybillińskich prawem przepowiedni Wybranych panien i chłopców chór przedni Do bóstw, co siedem wzgórz umiłowały, Wznosi hymn chwały.

O, dobre Słońce, co lśniącym rydwanem

Wschodzisz, zachodzisz i znów wschodzisz ranem, Obyś miast większych nad Romę wspaniałą Nie oglądało!

I ty, co sprzyjasz narodzinom dziatek, O, Ilityjo! Nie opuszczaj matek, Czy Genitalis miano, czy Lucyny Masz w urodziny.

Pomnóż potomstwo, bogini łaskawa, I w swej opiece małżeńskiej miej prawa I ślubne związki, co nowego dużo Potomstwa wróżą,

By — gdy sto dziesięć lat obiegnie wkoło — Można ci pieśń tę powtórzyć wesoło

I te obchody przez trzy noce całe I trzy dni białe!

O, nieomylne w tym, co raz powiecie,

Parki, kres rzeczom kładące w wszechświecie!

Z przeszłością niech się szczęśliwa myśl sprzędzie Tego, co będzie!

Niech ziemia, w trzody bogata i w plony, Cererę zdobi w kłosiane korony!

Niech deszcz ożywczy i nieba powiewy Karmią zasiewy!

Schowaj grot, dobry i życzliwy Febie, I słuchaj chłopców, gdy błagają ciebie, Słysz panny zbożne!

Jeśli Rzym dziełem, bogowie, jest waszym, Jeśli trojański zastęp z Eneaszem

Na brzeg etruski, rozkazom poddany, Został zagnany —

Który, gdy ujrzał ojczyzny pożogę, Lary ocalił i siebie, i w drogę

Z druhami ruszył, lecz w szczęśliwsze strony, Niż gród rzucony —

Czysty obyczaj młodym dajcie, bogi, A starcom żywot spokojny i błogi!

Cały zaś naród mnóżcie w płód obfity, W mienie, zaszczyty!

Co chce, niech zyska przy wołów ofierze Wnuk, po Anchizie sławny i Wenerze, W boju zwycięski, w zwycięstwie niesrogi,

(3)

3 Gdy pobił wrogi.

Już Med uznaje albańskie topory, Oręż, co podbił mórz i ziem przestwory.

Już Ind i zawsze dotąd hardy Scyta O rozkaz pyta!

Już Wiara, Pokój, Cześć, dawna Prostota I pogardzona śmiało wraca Cnota.

Wraca Obfitość z obliczem nam błogim I z pełnym rogiem.

Wieszczy i w srebrny róg zbrojnie przybrany Febus, dziewięciu Kamenom oddany, Który mdłe ciała nasze ma w swej pieczy, Sztuką swą leczy,

Na palatyńskie ołtarze życzliwie Patrząc, Rzymowi i latyńskiej niwie Niech błogosławi i chowa bez szkody Na przyszłe gody!

Niech Awentynu i Algidu pani

Próśb, które wznoszą mężowie wybrani, I modlitw, słanych przez młodzieńcze chóry, Wysłucha z góry!

Z wiarą, że modły te Jowisz i bogi Słyszą, w domowe chór wraca już progi, Gdy na Dyjanę i Feba hymn chwały Wyśpiewał cały.

(4)

LISTY

JAK PIERWSZY RYM MÓJ...

Prima dicte mihi, summa dicende Camena

Jak pierwszy rym mój złożon w rannej dobie, Pozwól, bym i ostatni dziś poświęcił tobie,

Mecenasie! Lecz czemuż, gdy mię wiek przyciska, Chcesz mię wywodzić w szranki na nowe igrzyska?

Nie ten już wiek i umysł. Wejan osiwiały Zawiesiwszy w świątyni swą tarczę i strzały,

By go lud nie wyśmiewał, w wiejskie swe schronienie, Jak niezdatny, kryje się między buków cienie.

I mnie już coś do ucha poszeptuje w ciszy:

„Wyprząż starego konia wprzód, nim się zadyszy I upadając na łeb nie będzie wyśmiany".

Tak i ja, dotąd muzom, miłostkom oddany, Już to wszystko porzucam i w tym jestem cały, By to, co jest prawdziwym, co jest bez zakały, Co jest przystojnym, poznać i tego pilnować.

Spytasz, jakiego mędrca myślę naśladować:

Odpowiem, że żadnego. Nie mym powołaniem Czołgać się niewolniczo za czyjemciś zdaniem;

Tam ląduję, gdzie ciężka zaniesie mię burza.

Czasem się myśl ma w sprawach publicznych zanurza, Nieraz mię i Arystyp zajmuje uczony,

Lecz zawsze prawej cnoty czciciel nieskażony, Nie siebie rzeczy, ale rzecz sobie poddaję.

Tak jak snu pozbawionym noc długa się zdaje, Dzień najemnikom, a noc tym, co pod opieką, Tak i mnie wszystkie chwile leniwo się wleką, Chwile, co przeszkadzają tej trzymać się drogi, Z których równie korzysta bogacz i ubogi, Która starym i młodym zarównie szkodliwa,

(5)

5 Cóż nam czynić zostaje? Oto, co możemy,

Jeśli dla bolu oczu dobrze nie widziemy:

Użyć lekarstwa, co w tym razie nieomylnym.

Nie jesteś, jak ów szermierz, wytrwałym i silnym, Przecież wzmacniaj twe członki; i to rzecz niepróżna Dojść do pewnego stopnia, gdy dalej nie można.

Jeśli cię męczy skąpstwo, chciwość cię uwodzi, Są słowa, jest głos, co tę słabość ułagodzi.

Nadyma-ć żądza sławy, jesteś nazbyt dumnym I acz młodzik, sam jeden sądzisz się rozumnym, Są i na to sposoby. Czytaj, czytaj pilnie

Rozsądne książki, a te-ć uleczą niemylnie.

Zawiśnik, pijak, burda, w zemście swej zażarty, Nie masz człeka, co by był tak srogi, uparty, Który by się nie zmiękczył, nie dał udobruchać, Byle tylko cierpliwie chciał prawdy posłuchać.

Cnotą jest wad unikać, mądrością, mym zdaniem, Starać się nie być głupim. Patrz, z jakim staraniem Unikasz tego, co ci przykrym, nienawistnym, Bieżysz za tym, co mniemasz, że ci jest korzystnym.

Wystawiasz się na trudy, znosisz prace twarde, By odepchnąć od siebie ubóstwo, pogardę. . Leci przez ogień, morza, skały najeżone Chciwy kupiec na Indu brzegi oddalone, By powiększyć swe skarby. A gdy mędrzec jaki Uczy go, że w zwodnicze zapuszcza się szlaki, Głupstwo jego na rady tak zdrowe nie zważa.

Gdyby szermierz, co śmiało swe życie naraża,

Chcąc w szrankach olimpicznych, wśród patrzących wrzawy, Zyskać uwity z laurów wieniec, nieraz krwawy,

Gdyby on, mówię, wiedział, że również nagrody Osiągnąć może w ciężkie nie idąc zawody, Czyliżby się narażał? Słowa niedzisiejsze, Srebro od złota, złoto od cnoty podlejsze.

Ale wy, przyjaciele, latacie za złotem,

Pierwsze u was dukaty, cnota gdzieś tam potem.

(6)

Te to prawidło żądze bogactw w was rozżarza, Te po ulicach młody i stary powtarza.

Masz rozum, obyczaje, lecz do sta tysięcy, Jeśli ci nie dostaje pięć, albo coś więcej, Policzą-ć do pospólstwa. Nie lepiejże wnosi

Młodzież, co wśród swych zabaw takie zdanie głosi:

„Wyższym będziesz od innych, jeżeliś cnotliwy".

Wreszcie to jest prawidło nigdy niewątpliwym:

Nie cierpieć żadnej skazy, mieć czyste sumienie.

Powiedz, jakie u ciebie zdanie w wyższej cenie?

Czy tego, co ci prawi: „Choćbyś się i zmazał, Mniejsza o to, bylebyś swojego dokazał",

Czy tamtego, co-ć mówi: „Na cnocie twej wsparty, Staw mężne piersi, gdy cię los gnębi zażarty".

Gdyby mię lud nasz spytał, co się z swobód chlubi, Czemu ja nie pochwalam tego, co on lubi,

Dlaczego w zdaniu moim przeciwię się jemu, Rzekłbym, co niegdyś liszka rzekła lwu choremu:

„Siady mię trwożą, widzę każdy twór zwierzęcy, Gdy rad wnijdzie do ciebie, nie powraca więcej".

Lud jest bestią stogłową, pójdęż z nim w zawody?

Ci w dzierżawę chwytają publiczne dochody, Ten łakociami ująć chce majętne baby,

Ów starca, zwłaszcza kiedy bezdzietny i słaby;

Temu rośnie majątek przez lichwy szkaradne, Inni biorą sposoby, równie jak te zdradne.

Lecz trwająż w przedsięwzięciu choć jedną godzinę?

Bogacz na miłą Bajów gdy patrzy krainę, Woła: „Jakże na świecie równe położenie, Jak ta morska zatoka, te wody, te cienie!"

I wraz już woła: „Niechaj przyjdą z okolicy Piękny dom mi budować biegli rzemieślnicy".

Damom, jeśli ma w domu swym małżeńskie łoże, Mówi: „Bezżenny tylko szczęśliwym być może".

Jeśli go nie ma, śmiało przed wszystkimi plecie:

„Żonatym tylko ludziom dobrze jest na świecie".

(7)

7 I biednego z majętnym na jednej kładź szali.

Patrz, i on nauczony przez lekkości nasze,

Zmienia łaźnie, garkuchnie, swe biedne poddasze, Płynąć na małej łodzi tak nudzi się prawie

Jak bogacz, gdy żegluje na przestronnej nawie.

Gdybym ja na spód kładąc bogatą czamarę, Włożył na wierzch odzienie wytarte i stare Lub gdybym włos zaczesał na stronę przeciwną, Śmiałbyś się do rozpuku. Czemuż ci niedziwno, Żem ja codziennie moje zwykł odmieniać zdanie.

Czegom pragnął, tym gardzę, to, com chwalił, ganię, Jak morze nadymam się i znowu osłabiam,

Buduję, zrzucam, okrąg w czworokąt przerabiam.

Nie powieszże, gdy szał ten we mnie się powtarza:

„Trzeba go wziąć w opiekę lub przydać lekarza".

O Mecenasie, moja obrono i wsparcie!

Gdyby mię kto chciał skrzywdzić skrycie lub otwarcie, Wiem, żebyś się ty ujął za twym przyjacielem.

Kończę więc, mowy mojej było tylko celem:

Dowieść, że człek nieskażon przez drożne nałogi, Słowem, prawdziwy mędrzec jest wyższym nad bogi;

Jest pięknym, jest bogatym, słowem, królem królów,

Zwłaszcza kiedy podagry nie doświadcza bólów.

Tłum. Julian Ursyn Niemcewicz

FLORZE, KTÓREGO ZŁĄCZYŁO...

Flore, bono claroque fidelis amice Neroni

Florze, którego złączyło z zacnym i sławnym Neronem Wiernej przyjaźni uczucie! Jeślić przypadkiem ktoś sprzedać Chcąc niewolnika, co w Tibur, albo też w Gabii się. zrodził, Pocznie tak prawić: „Ot, biały, widzisz, i piękny od czubka Aż do pięty; za osiem możesz go dostać tysięcy;

W domu zrodzony, do usług zdatny na pańskie skinienie;

Liznął troszeczkę greczyzny; użyć go można do każdej Rzeczy; jak glina wilgotna wszelkie on kształty przyjmuje

(8)

I do kieliszka ci nawet mile zaśpiewa, choć śpiewać

Nikt go nie uczył. Nie wierzą wprawdzie takiemu, co mnóstwem Świetnych obietnic swój towar, pozbyć go pragnąc, zachwala, Mnie przeć konieczność nie nagli, szczupłą, lecz własną mam sumkę.

Za te pieniądze ci żaden kupiec nie spuści, a tylko Tobie tak tanio go daję. Biedak raz jeden mi skrewił

I pod schodami, jak zwykle, siedział ze strachu przed cugiem".

Chłopca gdy kupisz i jeśli, oprócz skłonności do czmychu, Nic w nim nie razi, to kupiec zabezpieczony, jak sądzę, Weźmie zapłatę, bo wskazał wadę, jak prawo nas uczy;

Czy go jednakże zaskarżysz, dręcząc niesłusznym procesem?

Ot, gdyś wyjeżdżał, mówiłem, leniuch że jestem, mówiłem, Żem niedołęga nieomal w takich usługach, byś sporów Srogich nie wszczynał, gdy żadne listy ode mnie nie przyjdą.

Cóż mi to jednak nadało, jeśli ty gwałcisz i prawo Za mną mówiące i nawet skarżysz się na to, żem skłamał,

Bom spodziewanych przez ciebie wierszy nie przysłał. Więc słuchaj!

Żołnierz Lukulla, zebrawszy sobie wielkimi mozoły

Nieco na drogę, gdy znużon w nocy gdzieś zasnął, postradał Wszystko do grosza. Jak wściekłe potem wilczysko, zarówno Srogi i sobie, i wrogom, paszczą zgłodniałą zażarty,

Wygnał, jak mówią, z któregoś zamku królewską załogę, Gdzie za silnymi okopy znaczne leżały bogactwa.

Tym się więc czynem wsławiwszy zyskał zaszczytną nagrodę, Nad to zaś jeszcze sestercjów dostał dwadzieścia tysięcy.

Wkrótce też potem, gdy pretor, jakąś tam inną chcąc zburzyć Twierdzę, tegoż żołnierza zaczął namawiać i prosić

Słowy takimi, co nawet tchórzom by męstwa dodały:

„Idź, mój dzielny, tam dokąd męstwo cię woła, niech szczęście Ci towarzyszy, a świetną zyskasz nagrodę! Cóż stoisz?"

Na to, choć prostak, jednakże szpaczek, odpowie: „O, pójdzie, Pójdzie, gdzie zechcesz, mój wodzu, taki, co trzosa się pozbył..."

Miałem to szczęście, że w Rzymie chować się mogłem i uczyć, Ile swym gniewem Achilles Grekom zaszkodził, a potem Nieco wyższego poloru dały mi zacne Ateny,

Tak iż zaiste pragnąłem prostą od krzywej rozpoznać

(9)

9 Ciężkie mnie jednak wygnały czasy z miłego ustronia

I do obozu, co nie miał sprostać potężnym Augusta Barkom, poniosła rekruta powódź domowych rokoszy.

Skoro zaś tylko mi stamtąd dało odprawą Filippi, Wnet pokornego, z obciętym skrzydłem, chałupy i huby Pozbawionego ojczystej, bieda zuchwała do wierszy Wreszcie zmusiła. Lecz teraz, kiedy mam, ile mi trzeba, Jakaż by czaszkę cykuta mogła mi dosyć wyczyścić, Gdybym nie sądził, że lepiej chrapać niż pisać wierszydła?

Wydzierają, uchodząc, lata nam jedno po drugim;

Już mi wydarły chęć żartów, uczty, miłostek, rozrywek;

Teraz i wiersze chcą gwałtem wyrwać; cóż począć, mój bracie?

Wreszcie nie wszyscy to samo zwykli podziwiać i lubić;

Tobie piosenki do smaku, tego tam bawią i jamby, Innych Bijona rozprawy pełne złośliwych dowcipów.

Zda mi się prawie, iż trójka gości przy stole się kłóci;

Każdy, w swym smaku przeciwny, innych domaga się potraw.

Czym was uraczę, a czego nie dam? Odpychasz to, czego Inny zażądał, dwom drugim kwaśne i przykre, coś pragnął.

Ale to mniejsza! Czy myślisz, wiersze iż pisać mi łatwo W Rzymie, wśród tylu kłopotów, tylu codziennych utrudzeń?

Ten chce, bym ręczył za niego, inny, bym wszystko zaniechał, Wierszy zaś jego posłuchał; tamten na wzgórzu Kwiryna, Ten, gdzie Awentyn się kończy, chorzy obadwaj, więc odwiedź!

Wszakże, jak widzisz, ta przestrzeń arcydogodna! „Lecz wolne Przecież są wszelkie ulice, przejdziesz pogrążon w swych myślach.

Ot, przedsiębiorca przebiegły pędzi tragarzy i muły;

Ciągną żurawiem do góry kamień lub belkę ogromną;

Z półtoraczniemi się wozy smutne ścierają pogrzeby;

Tutaj pies wściekły ucieka, świnia tam pędzi zbłocona.

Chodź no mi teraz i dźwięczne wiersze układaj w twej głowie!

Cała pisarzy czereda z miasta do lasów ucieka,

Służąc Bakchowi, co rozkosz we śnie i w cieniu znajduje, Ty zaś żądałeś, bym wpośród dziennych i nocnych hałasów Śpiewał i puszczał się w ślady wieszczów po wąskiej drożynie!

Umysł, co puste Ateny obrał tam sobie, lat siedem Na swą naukę poświęcił, co się zestarzał od książek

(10)

I od rozmyślań, w milczący zwykle zamienia się posąg I najczęściej do śmiechu gawiedź pobudza; a ja bym Tutaj, wśród prądów i burz miejskich, miał sądzić, że warto Splatać wyrazy, co mają z lutni dobywać nam dźwięki?

Byli raz w Rzymie dwaj bracia, rzecznik i mówca, tak czuli, Jeden drugiemu iż w mowach sypał pochwały bez końca, Jeden w braciszku Grakchusa, drugi Mucjusa podziwiał;

W mniejszym czyż stopniu poetów równe nie dręczą obłędy?

Tamten elegie, ja ody piszę: „Cudownie!" — wołamy —

„Wydłutowały snadź wszystkie Muzy twe wiersze!" A patrzaj, Z jak natężonym pragnieniem, z jaką to pychą ze wszech stron Oglądamy świątynię, rzymskich gdzie wieszczów tak mało!

Potem zaś (masz-li czas wolny?) idąc, posłuchaj z daleka, Co tam obadwaj przynosim, czemu wieńcami się darzym.

Biją nas, ale my wroga równą plag liczbą nękamy,

Walczym wytrwale od zmroku, jak te Samnity przy ucztach.

Alceuszem zostałem jego ot głosem, on moim

Czymże? A czymże, jeżeli nie Kallimachem? Gdy jednak

Nie dość mu na tym, Mimnermem będzie, niech wzrasta przydomkiem Tak upragnionym! Niemało znoszę, by wieszczów drażliwe

Plemię ukoić, gdy pisząc staram się jeszcze o poklask Ludu pokornie. Lecz skoro spełnię ten zaciąg i znowu

Rozum odzyskam, wnet uszy zatknę dla wszystkich, co czytać Chcą mi bezkarnie swe dzieła. Z tych wierszokletów się śmieję, Oni zaś piszą wesoło, sami szanują się szczerze,

Chwalą, szczęśliwi, swe wiersze, chociaż ty milczysz uparcie.

Kto zaś poprawny poemat pragnie utworzyć, ten biorąc Swoją tabliczkę przybierze ducha prawego cenzora,

Ten się nie wstydzi wyrzucać wszystko, co nazbyt jest gminne, Wszystkie mniej cenne wyrazy, wiersza zaszczytu niegodne, Choćby się z miejsca swojego ruszyć nie chciały i choćby, W świętym jak Westy tajniku, tak się nietknięte trzymały.

Trafnie odnajdzie dla ludu, co z dawna ciemnym dlań było, I malownicze przedmiotów nazwy na jaśnią dobędzie, Które, przez starych Katonów albo Cetegów użyte, Wiek zapomniany i szpetna pleśni zakała pokrywa;

(11)

11

Pełen zapału, przejrzysty, będzie wylewał, jak czysta Rzeka, swe skarby, obdarzy Lacjum bogatym językiem, Nazbyt co bujne, poskromi, nadto chropawe dorzeczną Pracą ogładzi, wyrzuci wszystko, co nie ma wartości.

Choć się namęczy, to jednak pozór rozrywki przybierze, Czyniąc jak aktor grający już to gburnego Cyklopa, Już to Satyra. Wolałbym ujść za szaleńca, nieuka,

(Byle mnie zwodzić lub bawić mogła ma słabość), niż w gniewie, Mimo świetnego rozumu, zęby wyszczerzać. Był w Argos Człek znakomity, co siedział w próżnym teatrze i klaskał Pełen radości, w mniemaniu, cudne iż słyszy trajedje;

Zresztą ze zdrowym rozsądkiem wszystkie wypełniał czynności.

Sąsiad wyborny był z niego, miły gospodarz, dla żony Nader łagodny, a służbie swojej tak bardzo pobłażał,

Iż się nie wściekał, gdy spostrzegł pieczęć u flaszki zerwaną;

Łbem nie uderzał o skały, w studnie otwarte nie wpadał.

Ten gdy nakładem i dbałą krewnych opieką wyleczon Żółć ciemierzycą wyczyścił, wygnał chorobę i znowu Przyszedł do siebie, zawołał: „Życie, przez bogi, wydarliście Zamiast zachować temu, co wszelkiej, o bracia, rozkoszy Teraz pozbawion najmilszą stracił już swoją ułudę!"

Przyda się przecież niieć rozum, marnych wyrzekłszy się fraszek, I odpowiednie młodzieńcom oddać zabawki, nie gonić

Za wyrazami, na lutni które łacińskiej wygrywać Można, lecz życia prawego rytmów i taktów się uczyć.

Przeto tak nieraz do siebie mówię i milcząc rozmyślam:

Gdybyś, choć pijąc bez miary, nie mógł pragnienia ugasić, Do lekarzy byś poszedł; że zaś, im więcej nabyłeś,

Pragniesz tym więcej, czy tego wyznać nikomu już nie śmiesz?

Gdyby stręczone ci zioła albo korzonki twej ranie Ulżyć nie chciały, przestałbyś zaraz korzonków i ziółek Tych bezskutecznych używać. Częstoś już słyszał, że komu Dali bogowie majątek, temu rozumu przybywa;

A choć się wcale nie stałeś mędrszym od czasu, jak wzrosły Twoje dostatki, to jednak słuchasz tych marnych doradców.

Gdyby cię przecie bogactwa mogły uczynić roztropnym,

Mniej bojaźliwym, mniej chciwym, wtedy musiałbyś się wstydzić,

(12)

Jeślibyś znalazł na świecie jeszcze chciwszego od siebie.

Jeśli to własność, co ktoś tam kupi na wagę za pieniądz, Toć używanie też daje własność, jak twierdzą prawnicy.

Pole więc, które cię żywi, twoją własnością, a włodarz, Któren bronuje Orbiusa z pola, co-ć mąki wnet dadzą, Ciebie za pana uznaje. Płacisz, a za to ci dają

Grona, kurczęta i jaja, wina beczułkę; w ten sposób Ty kawałkami kupujesz pole, za które mógł Orbius Bogacz zapłacić tysięcy trzysta lub więcej. Na jedno Wyjdzie, czy teraz z gotówki żyjesz, czy dawniej tak żyłeś, Płacąc gotówką. Aryckie albo wejenckie kto role

Kupił od dawna, kupioną jada jarzynkę, choć myśli

Może inaczej, kupionym drzewem kociełek swój w chłodnych Nocach ogrzewa, choć swoim zowie aż dokąd topole,

Stojąc na pewnej granicy, chronią od wyzwisk sąsiada;

Jakby to było własnością, co w chwilce ulotnej godziny Prośbą lub kupnem, lub gwałtem, albo na koniec i śmiercią Zmieni wnet pana i przejdzie w ręce znów kogoś innego.

Tak więc, ponieważ nikt zgoła wiecznie używać nie może, Dziedzic zaś jeden po drugim idzie, jak fala po fali, Na cóż spichlerze i wioski? Po cóż do lasów Kalabrii Jeszcze lukańskie dodawać, jeśli i wielkich, i małych Zetnie ów Orkus, którego złotem przebłagać nie można?

Kości słoniowej, marmuru, srebra, tyreńskich posążków, Drogich kamieni, obrazów, szaty purpurą pojonej Wielu przeć nie ma, są tacy nawet, co o to nie dbają.

Czemuż to jeden z dwóch braci woli próżniactwo, igrzyska, Wycier oliwą, niż bujne sady daktylów Heroda;

Drugi zaś, bogacz zgryźliwy, w lasach siekierą i ogniem Pola nowotne od wschodu słońca karczuje do zmierzchu?

Wie to ów duch opiekuńczy, gwiazdą co życia kieruje, Bóstwo istoty człowieczej, które umiera z człowiekiem Każdym z osobna, zmiennego lica, raz błogie, raz srogie.

Będę więc, z miernych dostatków biorąc co trzeba, używał, Nie lękając się wcale, jak mnie osądzi mój dziedzic, Jeśli prócz tego, co dałem, więcej nie znajdzie; jednakże

(13)

13

Poznać zapragnę, jak wielce różni się wesół i skromny Od marnotrawcy, jak wielce sknera od ludzi oszczędnych.

Inna rzecz bowiem rozrzutnie trwonić, a nie chcieć wydatków Zbytnich i wcale o większe zbiory nie trudzić się marnie;

Wszakże najlepiej, jak chłopcy czynią w dniach świętych Minerwy, Spiesznie i krótkiej, i miłej chwili używać, gdy można.

Z dala niech będzie od mego domu plugawe ubóstwo, Zresztą mi jedno, czy małym statkiem, czy wielkim popłyną.

Jeśli pomyślny Akwilon wzdętych mi żagli nie pędzi, Za to mi życia żeglugi wiatry przeciwne nie mącą.

Siłą, dowcipem, wyglądem, stopniem, dzielnością, majątkiem Z pierwszych ostatni, lecz między ostatnimi jam pierwszy.

Chciwym nie jesteś? To dobrze! Czyliż to jednak z tą wadą Także i inne uciekły? Jestże twe serce od marnej

Chętki zaszczytów, od gniewu, strachu przed śmiercią też wolne?

Ze snów czy szydzisz i cudów, z strasznych czarodziejstw i wróżek, Z nocnych upiorów i zjawisk, z guseł tessalskich się śmiejesz?

Czy dnie urodzin z wdzięcznością liczysz, przebaczasz znajomym, Czy łagodniejszym i lepszym w miarę starości się stajesz?

Cóż ci to nada, gdy z mnóstwa kolców li jeden wyjąłeś?

Żyć nie umiejąc jak trzeba, ustąp bieglejszym w tej sztuce!

Nabawiłeś się dosyć, dość już i jadłeś, i piłeś,

Czas już ci odejść, by ponad miarę spitego przypadkiem

Nie poszturchała cię młodzież, której rozpusta przystoi.

Tłum. Marceli Motty

CZĘSTO MYŚLĘ ALBIUSZU...

Albi, nostrorum sermonum candide iudex

Często myślę, Albiuszu, mych szkiców sędzio łaskawy, Co ty teraz porabiasz w swojej krainie pedańskiej.

Piszesz wiersze, co zaćmią nawet sławę Kasjusza?

Lub może tylko wędrujesz wśród lasów cichych i rzeźwych I milczysz, i snujesz myśli godne mądrego człowieka?

Znam ciebie: nigdy nie byłeś ciałem bez duszy. Bogowie Urodę ci dali i dobra, i sztukę cieszenia się nimi.

Czegóż by więcej pragnęła piastunka dla dziecka swojego,

(14)

Jeśli jest mądre i zawsze potrafi wyrazić, co czuje, Sławę ma zacną i czystą i zdrowie dobrze mu służy, I chleba nie brak na stole, i pustką nie świeci kiesa?

Pomiędzy nadzieją a troską, zdala od trwogi i gniewu Każdy dzień witać trzeba, jakby to był już ostatni.

Z wielką radością przyjmiesz świt nowy, niespodziewany.

A mnie, którego skóra błyszczy od tłuszczu, odwiedzisz, Jeśli wart twego śmiechu wieprz z Epikura trzody.

JEŚLI CIĘ, MÓJ TORKWACIE...

Si potes Archiacis conviva recumbere lectis

Jeśli cię, mój Torkwacie, łoże Archijasza I jarzynka podana skromnie nie odstrasza,

Czekam z chwilą, kiedy już zmierzchać się zaczyna.

Spijał będziesz spuszczone w roku Taura wina;

Z Petryna pod Minturną ta kadź mi przysłana.

Masz co lepszego, przynieś, a nie, to znaj pana!

Ognisko już czyściutkie, błyszczą Lary, sprzęty.

Co tam marne widoki, bój o grosz zacięty, Proces Moscha! Cezara jutro urodziny!

Więc się wyśpisz porządnie, a potem godziny Przegawędzim przy winie, by noc letnią zdłużyć.

I cóż by mi po wszystkim, gdybym nie mógł użyć?

Pedant, kutwa, po którym dziedzic jest bogaty, Coś mi szaleństwa bliski. U mnie wino, kwiaty — I niech mi tam zadają płochość zazdrośniki!

Czegóż winko nie sprawi? Rozwiąże języki, Nadzieję wyróżowi, tchórza roześmieli,

Prostakom w łbach rozjaśni, smutnych rozweseli.

Kogóż mownym obfite nie zrobią kielichy?

Wrzeszczy i dokazuje biedak, przedtem cichy.

No, ja się już postaram — a czynię to z chęci — O kobierczyk, serwetę, co nosa nie skręci, Misy, puchary, co byś w nich przejrzał się cały, Przyjaciół, co nie zdradzą gadki poufałej.

(15)

15

Chyba że go wcześniejsza uczta indziej skusi Lub mu gładka podwika zamysły odmieni.

Kilka miejsc jeszcze wolnych zostanie dla cieni;

Lecz w wielkim tłoku, pomyśl, jak od capów jedzie.

Napisz, kto jeszcze z tobą będzie na obiedzie, I ciskaj zaraz sprawę, by nie wiem jak pilną.

A czeka klient w atrium — czmychnij furtką tylną!

Tłum. Jan Czubek

NICZYM SIĘ NIE PRZEJMOWAĆ...

Nil admirari prope res est una, Numici

Niczym się nie przejmować — rzecz jedyna z rzeczy, Co szczęście, mój Numicy, daje i bezpieczy.

Niejeden na to słońce i gwiazdy w przestworze, I zjawiska niebieskie, zmienne w każdej porze, Patrzeć może spokojnie: ty na ziemskie płody, Na dziw morski, co indzkie bogaci narody, I kresowe Araby, na Kwirytów dary

I poklask masz się gapić z zachwytem bez miary?

I kto pragnie w zachwycie i kto strat się boi, Oba jednacy; obu żądza niepokoi,

Gdy obu nagła zmiana przeraża i nęka.

Czy się cieszy, czy smuci, czy pragnie, czy lęka, Jedno: tak niespodziana radość, jak cierpienie, Znienacka uderzając, wprawia w osłupienie.

Mądrość głupotę, krzywdę sprawiedliwość płodzi, Gdy cnota nierozważnie granice przechodzi.

Spiż oglądaj i srebro, i stare marmury, Zachwycaj się klejnotem lub barwą purpury;

Ciesz się, gdy w ciebie, mowcę, liczne patrzą oczy, Lataj na forum rano, wracaj, gdy się mroczy, Bo nużby więcej zebrał z posagowej niwy

Mutus, wzbudzając w tobie, nie ty w nim podziwy!

(Co za wstyd, wszak od ciebie urodzony gorzej!) Czas, co było pod ziemią, na słońcu położy I znów świetność pognębi. Wielbi cię, jak boga,

(16)

Portyk Agryppy, widzi Appijusza droga:

Pójdziesz, gdzie Ankus z Numą poszli, sławni króle.

Poczujesz kłucie w boku albo w nerkach bóle:

Szukaj zaraz lekarstwa. Chcesz-li żyć szczęśliwie

(Któż by nie chciał!?): rzuć rozkosz, szukaj cnoty chciwie;

Ona jedna da szczęście. Lecz jeśli czcze słowo Jest cnota, gaj — drwa tylko, wciąż nadrabiaj głową, Żeby w porcie być pierwszym, w Cybirze nie stracić, Talencik zaokrąglić, z nim drugi pobracić,

Trzeci do towarzystwa, czwarty dać do pary.

Bo przyjaźń, kredyt, żonę z bogatymi dary, Ród, urodę król-pieniądz już dla ciebie chowa;

Ozłoconego wieńczą Wenus i Wymowa.

Z mnóstwem sług, lecz bez grosza Kappadoków króla Naśladować się nie waż. Pytano Lukula,

Czyby nie mógł sto płaszczów dać na przedstawienie.

„Sto? Skądże tyle?" rzecze, lecz da polecenie Szukać; co będzie, przyśle. Wnet odpowie listkiem, Że ich ma pięć tysięcy i że służy wszystkiem.

To dom pański dopiero, tam się dobrze dzieje;

Gdzie pan nie wie o wszystkim, kraść mogą złodzieje.

Więc jeśli ci to daje szczęście i bezpieczy, Wczas się imaj, a późno odżegnuj tych rzeczy.

Jeśli blask, popularność jest tak szczęścia bliska, To kupmy niewolnika, co szepta nazwiska,

W lewy bok raz wraz szturka, zmusza przez kamienie Wyciągać rękę: „Ten tam, ów tam ma znaczenie;

Ten rozdaje topory: gdy nie łaskaw na cię,

Poderwie, oj, stołeczka". Dodaj: „ojcze", „bracie!", Podług wieku i takeś krewny z całym światem.

Jeśli żyć — jest jeść dobrze, toż ranek, a zatem Hej, na ryby, na dziki, jak niegdyś Gargili, Co z sieciami, z oszczepem kazał w rannej chwili Sługom przez tłok na forum przeciągać, by potem

Jeden muł w oczach wszystkich mógł przewieźć z powrotem

(17)

17

Kupnego dzika. Zjadłszy, zaraz do kąpieli, Czyniąc ceryckich godną rzecz obywateli, Lub mądrego Uliksa nikczemnej czeladzi, Co to bardziej brzuchowi niż ojczyźnie radzi.

Jeśli życia bez igier nie ma i kochania,

Jak chce Mimnerm, cóż służyć Cyprydzie zabrania?

Zdrów bądź i szczęśliwi Pisząc, podziel ze mną szczerze,

Masz-li sam co lepszego, lub wierz, w co ja wierzę.

Tłum. Jan Czubek

PIĘĆ DNI MIAŁEM...

Quinque dies tibi pollicitus me rure futurum

Pięć dni miałem być na wsi: nie stawiam się w słowie, Bawię miesiąc. Lecz jeśli dbasz o moje zdrowie, Co czynisz dla chorego, równie racz uczynić Dla bojaźni choroby i nie chciej mnie winić.

Chronię się skwarów słońca, lękam się tej pory, Która oczy przeraża czarnymi liktory.

Bladzi ojcowie, matki o dzieci się trwożą, Wszędzie prawne zabiegi zgubne febry mnożą.

Lecą na śmierć lichymi sprawkami zajęci, A sąd z ich testamentów odrywa pieczęci.

Skoro się grunt albański zabieli od śniegu,

Twój luby wieszcz pospieszy do morskiego brzegu.

Tam gdy w oszczędnej pracy ciężki czas przesiedzi, Ciebie z Zefirem, z pierwszą jaskółką odwiedzi.

Nie tak mi darów twoja szczodrota udziela, Jak Kalaber gruszkami karmi przyjaciela.

„Jedz!" — „Dość jadłem". — „Weź, co chcesz". —

„Wdzięcznym twej ofiary". —

„Weź, proszę, zanieś miłe dla twych dzieci dary". —

„Jak gdybym wziął, tak cenię chęć szczerze wylaną". —

„Nie chcesz? Więc się te gruszki dziś wieprzom dostaną".

Czym gardzi sam, to głupiec i rozrzutnik daje.

Stąd się lęgły i lęgną niewdzięczników zgraje.

(18)

Mądry tych darzy, w których widzi rozum, cnoty;

Zna dobrze, co miedziany pieniądz, a co złoty.

Ja mego dobroczyńcy okażę się godnym.

Nie chcesz mi się dać ukryć w kąciku swobodnym?

Wróć zdrowie, czarnym włosem kryte wróć mi czoło, Niech śmieję się, jak dawniej, żartuję wesoło

I pełne z dobrym winem wypróżniając czary Gniewam się na nieczułość upartej Cynary.

Chuda myszka do skrzyni wąską szparą wlazła, Kontenta, że dostatkiem pszenicy znalazła.

Jadła, spasła się, ale tłusta wyjść nie zdoła.

To postrzegłszy łasica z daleka zawoła:

„Chuda-ś wyszła i chuda szczupłym wyjdź otworem".

Wrócę wszystko, co trzeba, tymże pójdę torem.

Nie chwalę ja skromności, choć sam dobrze jadam, Lecz swobodę nad wszystkie bogactwa przekładam.

Znasz mnie i sam przyznałeś, żem nie jest nieskromny.

Tyś król mój, tyś mój ojciec i czyliś przytomny, Czy nie, tymi imiony twoję dobroć głoszę.

Wrócęż zimno twe dary? Ty sam osądź, proszę.

Dobrze Telemak mówił: „Kiedy nie ma błoni, Nie ma paszy, niezdatna Itaka dla koni.

Atrydzie! Dary twoje nie mogą mi służyć.

Zatrzymaj je, sam lepiej potrafisz ich użyć".

Małe małym przystoją. Nad Rzymu przepychy Miękki przekładam Tarent albo Tybur cichy.

Filip mówca, którego imię w sądach słynie, Szedł do siebie o drugiej z południa godzinie I kiedy się uskarżał, obciążony wiekiem,

Że mieszkał na przedmieściu od rynku dalekiem, Postrzegł kogoś (dopiero z niego brzytwę złożył Balwierz; nożykiem sobie paznokcie chędożył).

„Demetry!" mówi chłopcu sprawnemu w języku.

„Bież, pytaj się i donieś, kto to w tym sklepiku, Jakiego mienia, ojca, patrona i stanu?"

Spieszy chłopiec, pyta się i donosi panu:

(19)

19

Z równymi sobie żyje, ma swój własny kątek, Krząta się w swój czas, wytchnie, szuka i używa.

Gdy wszystkie interesa swoje poodbywa, Idzie na Pole Marsa albo na igrzyska". —

„Życzyłbym" mówi Filip „poznać się z nim z bliska.

Chcę z nim mówić, niech będzie u mnie na wieczerzy.

Bież, zaproś". Ale Mena dziwi się, nie wierzy,

Słowem dziękuje, nie chce. „Cóż to? Mnie odmawia?" —

„Tobie, hultaj: lecz może i bojaźń to sprawia".

Rano Filip na rynku woźnego zastaje, Ten kusemu ludkowi starzyznę przedaje.

Wita go. On swą pracę, swoje zatrudnienia Przekłada, że uchybił winnego uczczenia.

„Chciałem, lecz widzisz, jaka wstrzymała przeszkoda". —

„Pod tym warunkiem stanie między nami zgoda, Jeśli ze mną jeść będziesz. Cóż?" Mena nie przeczy.

„Czekam, przyjdź w swoim czasie, teraz rób twe rzeczy".

Przyszedł, gadał, co mówić, co zmilczeć należy, Pożegnał się; już rybka do ponęty bieży.

Rano klient, a za to dobre je wieczerze.

W dni odpoczynku Filip na wieś Menę bierze.

Jedzie na koniu, chwali sobie rzeczy nowe:

„O, jak tu piękne miejsce, jak powietrze zdrowe!"

Śmieje się Filip, dobrze udała się sztuka.

I gdy sobie wytchnienia i rozrywki szuka, Daje sumkę, a drugą pożyczyć przyrzeka.

Tak do kupienia roli namówił człowieka.

Kupił. Krótko: gospodarz z dworaka się robi.

Więc żwawo się do roli, do winnic sposobi, Skrzętny, chciwy, bez przerwy pilnuje lemiesza I starość sobie zbytnim zabiegiem przyśpiesza.

Lecz kiedy kozy zdechły, złodzieje rozkradły Owce, żniwa chybiły, woły z pracy padły, Zgryziony taką sprawą w północy się zrywa, Jedzie i do Filipa z żalami przybywa.

Ten widząc, że zarosły, chudy i znędzniały:

(20)

„Zdajesz się nadto skrzętny, o siebie niedbały". —

„Gdybyś chciał rzecz oznaczyć wyrazem właściwym, Słusznie byś mnie, patronie, nazwał nieszczęśliwym.

Lecz na rękę, na bogi i na twoje życie

Proszę cię i zaklinam, wróć mi dawne bycie!"

Filip zważywszy, ile od niniejszej doli

Lepsza dawniejsza, chętnie wrócić mu pozwoli.

Niechaj to wszystkim będzie w pamięci wyrytem,

Że się każdemu trzeba mierzyć swym kopytem.

Tłum. Franciszek Ksawery Dmochowski

CELSOWI, PISARZOWI W ORZSZAKU...

Celso gaudere et bene rem gerere Albinovano

Celsowi, pisarzowi w orszaku Nerona,

Życz, Muzo, pomyślności i zdrowia, proszona.

Jak ja mam, spyta-li, powiedz: U mnie cudne Zasady, ale życie przeciwne i nudne.

Nie, że grad zniszczył wino, skwar oliwki w sadzie, Lub żem tam gdzieś na halach szkodę poniósł w stadzie, Lecz w duszy czuję jakąś chorobę, nie w sobie,

Nie chcę słyszeć ni zażyć, co ulży chorobie, Na lekarzy się złoszczę, na przyjaciół warczę, Co pragną ze mnie wygnać te oznaki starcze.

Co mi szkodzi, wciąż pragnę; co pomaga, burzę,

W Rzymie Tybur uwielbiam, wietrznik — Rzym w Tyburze.

Czy zdrów, czy mu się wiedzie, czy wszystko do smaku?

Czy go młody pan lubi, czy lubion w orszaku?

Powie ci „tak" — to naprzód złóż powinszowanie, A potem mu do ucha wkładaj przykazanie

I niech je jak najczęściej rozważa u siebie:

Jakiś w szczęściu dla drugich, tacy my dla ciebie.

Tłum. Jan Czubek

(21)

21

ZACIEKŁY TY MIESZCZUCHU....

Urbis amatorem Fuscum salvere iubemus

Zaciekły ty mieszczuchu! Niech zawzięty Hreczkosiej ciebie listem dziś nawiedzę.

To jedno kładzie między nami miedzę, Bo zresztą niemal równiśmy z bliźnięty, Tak to nas w zdaniach naszych nic nie waśni.

Tylko, jak stoi w Ezopowej baśni,

Z braci gołębi dwóch tyś rad, gdy gnuśnie Pilnując gniazda duch twój w tobie uśnie, Mnie zaś niesforny umysł mój wygania

W szum puszcz, w łąk świeżość, w zboża falowanie, W skały obrosłe mchem i w chłodne zdroje.

Cóż chcesz? W tym życie i królestwo moje.

Bom ja dopiero wtedy, miły bracie, Swobodny całkiem, kiedy mi się uda Mieć za plecyma wasze duszne cuda, Które w równi z Niebem wywyższacie.

Jam jak z kapłańskich jeden posługaczy, Co, gdy mu kością w gardle już pierniki Stanęły słodkie, drapnął, drągal dziki, I gdzieś się w kącie czarnym chlebem raczy.

Jeśli z przyrodą rad byś żyć wesoło,

To jak gdy chatę stawiasz, wprzód w swej porze Grunt opatrujesz, tak tu, czyż być może

Miejsce po temu, jak jest ciche sioło?

Kędyż jak na wsi znośniej zbieży zima?

Kędyż łagodniej wiatr na wodzy trzyma Lwa, gdy słonecznym żarem wskroś przeszyty Psią się wścieklizną miota? I gdzież, proszę, Znane są komu słodsze snu rozkosze?

I czyż libijski marmur w drobne płyty Zieleńszy u was lub choć w woń bogaty, Jak nasze łąki bujno tkane w kwiaty?

Woda, przemocą wzięta w ciasne rury,

(22)

Które rozsadzić w każdej chwili rada, Czyż jest czyściejsza od strumyka, który Szemrząc swobodnie, z pochyłości spada?

Wszak nawet sami, w waszych kolumn lesie, Chętnie drzew licznych las pielęgnujecie I dom jest u was tym cenniejszy przecie, Im z niego widok w szersze błonia niesie.

Ci, co w Akwinie pragnąc, nieostrożni, Tyryjskiej szaty lichą czerwień kupią, Mniej stratni jeszcze niż ów z głową głupią, Który od błędu prawdy nie rozróżni.

Im więcej żądz swych kto w pomyślność włoży, Tym w przeciwności cierpieć będzie srożej — Bo wszak utracić wielce cię rozżala

To, coś ukochał. Miej od siebie z dala

Wielkość wszelaką. Tam gdzie dach słomiany, Rozkoszniej żyjesz, niźli król z dworzany.

Jeleń, przeważną obdarzony siłą, Często koniowi nie dał jeść na łące.

Temu nareszcie gdy się to sprzykrzyło, Człeka przyzywa w pomoc. Ten mu lśniące Dał w pysk wędzidło. „Hajże! Teraz gonim Wspólnego wroga!" Ale, gdy już po nim,

Koń wzdycha. Wprędce współka mu ta zbrzydła, Bo ni się jeźdźca pozbył, ni wędzidła.

Tak kto ubóstwa gdy go zdjęła trwoga, Swej się swobody wyrzekł, która przecie Ponad najdroższe skarby bywa droga, Pana, podobnie jak ten koń na grzbiecie, Wciąż w ujarzmionej dźwigać będzie dumie, Przeto, iż sobie starczyć sam nie umie, I kto chce lepiej niźli ma, ten bliski

Człeka, co z prędka wszedł w obuwie nowe.

W nazbyt przestronnym padł i rozbił głowę,

(23)

23 Więc, drogi Fusku, żyć tak, jak nam bywa

Z góry znaczono — mądrość to prawdziwa.

Dlatego, proszę, jeśli nad potrzeby Ujrzysz co u mnie, cóż dopiero, żeby Dojść miało wiedzy twojej, że gromadzę Dostatki w znoju — to ci daję władzę Zelżyć mię zaraz ostatnimi słowy.

Gdyż pieniądz — wierz mi — w miarę, jak kto woli:

Lub z niego sługa, albo pan gotowy...

Co do mnie — wolę wolność od niewoli.

List ten skreśliłem u świątyni starej, Kędy się modlą ludzie cichej cnoty — Lecz nie zupełnie jestem swój, z tej miary

Że ciebie nie ma ze mną, Fusku złoty.

Tłum. Felicjan Faleński

JAK CI CHIOS SIĘ WYDAŁ...

Quid tibi visa Chios, Bullati, notaque Lesbos

Jak ci Chios się wydał, Lesbu ostrów sławny, Jak cudny Samos, Sardes, Krezusa gród dawny, Jak Kolofon i Smyrna? Czy wierzyć ich chwale?

Czy wszystkich Błonie nie ćmi i Tybrowe fale?

Czy gród jaki Attala przypadł ci do smaku, Może Lebed, gdyś lądów i mórz syt, biedaku?

„Wiesz, co dziś Lebed? Dziura gorsza niż Gabije Lub Fideny. Ach, tam się zagrzebać po szyją I zapomniawszy swoich od nich zapomniany, Patrzeć z brzegu na straszne Neptuna bałwany!"

Lecz z Kapui do Rzymu gdy jadąc wysiądziesz,

Mokry i głodny, wiecznież tam w karczmie żyć będziesz.

Zziębnięty o ogrzanej dobrze łaźni marzy, Lecz czym prędzej ucieka, skoro się wyparzy;

A chociaż nawą Auster ciska najstraszliwszy, Łodzi nie sprzedasz, Morze Egejskie przebywszy.

Rod ci tyle i Lesbos, gdy możesz żyć w Rzymie, Co opończa gdzieś w czerwcu, co fartuszek w zimie,

(24)

Tyber w mrozy styczniowe, kominek w upały.

Póki fortuna sprzyja, pókiś zdrów i cały,

Chwal w Rzymie Chios, Samos, chwal Rodos z daleka!

Da ci bóg szczęścia chwilę, co szybko ucieka:

Bierz, wdzięczny, nie odkładaj na potem słodyczy, Byś kończąc w każdym miejscu mógł rzec bez goryczy:

„No, żyłem!" Bo gdy troski jedna mądrość płoszy, Nie widok lazurowych bez granic pustoszy Jadąc za morze, klimat zmieniamy, nie siebie.

Po co skrzętne próżniactwo, pod inne podniebie Po co jeździć za szczęściem? Wytęż oczy, uszy:

Przy tobie jest — w Ulubrach, gdy spokój masz w duszy!

Tłum. Jan Czubek

TAK JAK, WINNIUSZU, DŁUGO...

Ut proficiscentem docui te saepe diuque

Tak jak, Winniuszu, długo i szeroce Na drogę w głowę kładłem ci łopatą, Pisma w zamkniętej znakiem mym powłoce Chciej Augustowi wręczyć. Ale na to Patrz, by był całkiem zdrów i dobrej myśli Ten Pan Dostojny, zwłaszcza zaś najściślej Pilnuj, gdy sam się o tę rzecz dopomni.

Powtarzam: działać masz jak najprzytomniej, Bo możesz, gdyby niestosowna pora,

Pogrzebać razem dzieło i autora.

Gdyby ci jednak moje to zlecenie —

Przebacz, Winniuszu — nazbyt ciężyć miało Na grzbiecie zgiętym, wolę nieskończenie, Byś raczej w kąt gdzie rzucił sprawę całą, Niżeli gdybyś, już u samej mety,

Z juki się mymi potknął, i — niestety! — Śmiesznie przypomniał ludziom nazwę osła, Z którą się pamięć ojca twego zrosła.

Gdy zaś szczęśliwie zmysł się twój wysili

(25)

25 I kiedy wreszcie działać już wypadnie

W miejscu stosownym i stosownej chwili, Proszę cię, ksiąg mych nie chciej, dajmy na to, Nieść, jak pod pachą niesie chłop od radła Na targ barana, lub pod dobrą datą

Pyrrhia wór kłaków, który gdzieś ukradła, Lub z szynku wyszły partacz lada jaki, Czapkę niosący w ręku i chodaki.

Także się nie waż głosić zbyt uprzejmie Każdemu wobec albo wszem z osobna, Jako w mej tece siedzi tak nadobna Rzecz, iż Cezara zachwyceniem przejmie.

A na wypadek wszelki znaj przysłowie:

Że mądrej głowie dość na jednym słowie.

Zaczem twój sługa nisko ci się kłania,

Trzymaj się ostro, nie zdradź zaufania!

Tłum. Felicjan Faleński

RZĄDCO LASKU I WIOSKI...

Vilice silvarum et mihi me reddentis agelli

Rządco lasku i wioski, gdzie znajdują siebie,

Gdzie pięć chat, pięciu siedzi poczciwców na glebie, Jeżdżących aż do Warii! Ślepy na korzyści,

Wsi nie cierpisz. No, dobrze. Kto z nas lepiej czyści:

Ty rolę czy ja duszę? Czystszy ja czy wioska?

Mnie tu trzyma o Lamię przyjaciela troska, Co właśnie brata stracił i płacze bez końca, Lecz się rwę do wiejskiego powietrza i słońca, Gotów ciasne przełamać szranki, niecierpliwy.

Ja, że wieśniak, ty twierdzisz, że mieszczuch szczęśliwy.

Kto drugiemu zazdrości, swym losem się brzydzi, Jeden i drugi głupio winę w miejscu widzi:

Człowiek winien, co od swej nie ucieknie troski.

Ty, miejskie popychadło, wzdychałeś do wioski, Teraz na wsi igrzyska i łaźnia cię nęci.

(26)

Jam wciąż jednaki: ze wsi do Rzymu wbrew chęci Wyjeżdżam, ulegając koniecznej potrzebie.

Nie zachwyt, przedmiot tylko różni nas od siebie.

Co u ciebie paryje i dzikie pustacie, Taki, jak ja, uwielbia; co wy uwielbiacie,

Dla mnie wstrętne. Burdel cię, knajpka zatłuszczona Ciągnie, widzę, do miasta. Na wsi ziemia płona Prędzej pieprz i kadzidło da niż winogrona;

Zaś karczma nie szynkuje tuż pod bokiem wina, Ni do tańca wesoła nie zagra dziewczyna, Żebyś mógł się wyskakać. Na wsi pilnuj pory, Kop motyką od dawna nie tknięte ugory;

Wół spoczywa, nie człowiek, co mu liście smyka.

Deszcz lunie: chybaj co tchu nad brzegi strumyka!

Morduj się, bo nuż woda na łąkę się rzuci!

Teraz słuchaj, co naszą harmoniję kłóci.

Com cienkie nosił togi, włos miał połyskliwy, Kochanek bez podarków Cynary, acz chciwej, Com się we dnie zalewał falerneńskim sokiem, Dziś lubię krótki obiad, drzymkę nad potokiem;

Dziś miłostek mi nie żal, lecz już wstyd miłości.

Na wsi mi powodzenia nikt nie pozazdrości, Zdradnie z kąta nie oplwa jadem nienawiści;

Śmiech tylko, gdy Horacy rolę z głazów czyści.

Ty byś, widzę, ochłapy wolał w mieście sprzątać, By się tylko do miejskiej czeladzi przyplątać.

Toć drew, mięsa, jarzynki, którą pchasz do brzucha, Serdecznie ci zazdrości frant szczwany, koniucha.

Zły koń, że nie przy pługu, wół, że siodła nie ma:

Najlepiej, kto w czym biegły, niech tego się trzyma.

Tłum. Jan Czubek

(27)

27 CZY MI WIOSKA...

Ne perconteris, fundus meus, optime Quincti Czy mi wioska, mój Kwinkcy, hojnie zbożem płaci, Czy owocem, jagódką oliwną bogaci,

Czy jest łąka, winorośl, wiąza żonka czuła — Pytasz; więc ci swą wioskę opisze gaduła.

W pasmo górskie dolinka wrzyna się cienista.

Rano prawy bok grzeje słońca twarz ognista;

Schodząc, na lewy rzuca słabnące promienie.

Klimat cudowny. Dodaj rumiane derenie I tarnki w obfitości, dębów dwa rodzaje, A każdy trzodzie owoc, zaś panu cień daje:

Tarent zielony, z domu nie ruszywszy krokiem.

Zdrój płynie, co go śmiało zwać możesz potokiem, Czyściejszy i zimniejszy od wody Hebrowej;

Leczy słabe żołądki, dobry na ból głowy.

Tej to miłej ustroni, a wierz mi, i cudnej

Zawdzięczam, żem we wrześniu zdrów i niemarudny.

Ty masz się dobrze, jeśliś tym, co w ludzkiej mowie:

Od dawna ja, Rzym cały szczęśliwy cię zowie.

Sobie ty wierz, co drugi powie, mniej ciekawy;

Wiedz, że szczęśliw jest tylko człek mądry i prawy, A choćbyś zdaniem wszystkich był czerstwy i zdrowy, Gorączki nie ukrywaj pod czas obiadowy,

Bo cię zdradzi rąk drżenie nie bez twojej szkody.

Głupi wstyd, co ukrywa zadawnione wrzody.

Niech cię kto w wszystkich wojnach zwycięzcą obwieści, I niech ci tymi słowy słodko ucho pieści:

„Czy ty lud szczerzej kochasz, czy lud mocniej ciebie, Wie Jowisz, twój i Rzymu opiekun na niebie" — Łatwo w słowach odgadniesz Augusta pochwały.

A czyś godzien być nazwań mąż prawy, rozumny?

„Z tych nazw pochlebnych i ja, i ty byłbyś dumny".

Lecz kto chwali, i zgani, kiedy w złym humorze;

Tak urząd niegodnemu lub odebrać może.

„Połóż, to moje" — rzecze. Kładę, idę smutny.

A gdy kto krzyknie za mną: „Złodziej, łotr wierutny,

(28)

Ojca własnego zdusił, ostatni z zbrodniarzy!" — Mam się gryźć tym oszczerstwem i mienić na twarzy?

Kto chciwy próżnej chwały, złej lęka się sławy — Kaleka, niech się leczy! Któż tedy mąż prawy?

„Kto czci ojców uchwały, szanuje ustawy, Kto często ważne sądzi i rozsądza sprawy, Kto ręczy za przyjaciół i staje za świadka".

Lecz wie całe sąsiedztwo, rodzina, czeladka, Że to wilk-potwór, co się w owczej skórze skrada.

„Nie ukradłem, nie zbiegłem" — niewolnik powiada. —

„Za to cię tej batogi nie oduczą sztuki". —

„Nie zabiłem". — „Na krzyżu nie zjedzą cię kruki". —

„Chłop ze mnie praw, rzetelny". — ,,Psyt, psyt!" Sabell syka.

Chytry wilk dołu, jastrząb sidełek unika, Rybka nagryźć przynęty nie czuje ochoty:

Nie grzeszy człowiek prawy z miłości do cnoty.

Ty winy chcesz uniknąć: prawda z kar bojaźni;

Lecz na wszystko się targniesz, gdyś bezpieczen kaźni

„Ależ z tysiąca korcy ukraść ćwiartkę bobu Nie grzech — drobny ubytek z bogatego żłobu".

Poczciwiec, człek powszechnie w mieście szanowany, Gdy wieprza albo wołu stawi przed kapłany,

„Ojcze Janusie — wrzaśnie — i ty, Apollinie",

Potem: „Mocna Lawerno — szepta — szczęść chudzinie.

Daj ludzi zwodzić, otocz świętości urokiem, Otul me nocne sprawki nieprzejrzystym mrokiem!"

Cóż gorszego niewolnik od chciwca-brudasa, Co na drodze się schyla po wbitego asa?

Kto się uparł co posiąść, strach ma przy uporze:

Czyż taka mysz na pudle szczęśliwą być może?

Rzuca broń i na oślep zmyka z pola chwały, Kto się uwziął grosz robić i w tym tonie cały.

„Mogąc sprzedać, po cóż byś zabijać miał jeńca:

Będzie korzyść z pasterza, oracza i żeńca.

Żeglarz, zimą się puści na burzliwe morze,

Zmniejszy drożyznę, w worach będzie dźwigał zboże".

(29)

29

„Cóż mi zrobisz, Penteju, Teb władco i panie?" —

„Co masz, wszystko ci wezmę". — „Bydło, mierne może, Sprzęty, srebro? Weź sobie!" — „Kajdany nałożę I stróża okrutnego postawię u proga". —

„Sam się zbawię, gdy zechcę, przy pomocy boga".

A powiedzieć chciał przez to: „Umrę, bo i czemu

Miałbym gardzić ratunkiem: śmierć kresem wszystkiemu"

Tłum. Jan Czubek

MASZ TY ROZUM I SAM WIESZ...

Quamvis, Scaeva, satis per te tibi consulis et scis Masz ty rozum i sam wiesz, o Scewo mój drogi, Czy się i jak wycierać godzi pańskie progi.

Lecz słuchaj, co przyjaciel powie, współzawodnik, Acz sam uczeń w tych rzeczach, sam ślepy przewodnik;

Nieźle wiedzieć, jak robił twój starszy towarzysz.

Chcesz się dobrze wysypiać i o ciszy marzysz, A kurzu, kół turkotu nie znosisz, mój synu, I karczemki ci wstrętne — jedź do Ferentynu.

Boska błogość nie same li nawiedza pany:

Szczęśliw, kto się i rodził, i umarł nieznany.

Chcesz-li zaś swym dopomóc i sobie wygodny Byt zapewnić, przybliż się do sytego głodny.

„Nie jadł rzepy Arystyp na dworze tyrana". —

„Rzepy nie jadłby cynik, gdyby złapał pana".

Teraz powiedz, którego z tych wolisz głowaczy Słowa i czyny albo, młodszy, słuchaj raczej, Czemu ja Arystypa mam za przewodnika.

Oto, jak on zjadłego zwykł zbijać psiarczyka:

„Ty błaznujesz ludowi, ja sobie: wygląda Lepiej i piękniej; służę, ale sługa żąda Konia i utrzymania. Ty żebrzesz kęs chleba, Więc sługa, a łżesz, żeś pan, że ci nic nie trzeba".

Arystyp czci, majątku, blasku nie miał za nic, Ale im czołem nie bił, więzień ciasnych granic.

Cynik, co mu podwójna płachta do okrycia Jest wszystkim, bez niej chyba nie rozumie życia.

(30)

Tamten, płaszcza z purpury nie mając, w odzieży Byle jakiej na rynek w ścisk największy bieży I w obojej postaci dostojnym się widzi.

Cynik szkarłatem jak psem, jak wężem się brzydzi I nie wdzieje, a choć mróz, on nadrabia miną.

No, oddajże mu płachtę: niech kpy nie wyginą!

Wieść wojny i rodakom pokazywać jeńce — To zasiąść tron Jowisza, boskie zdobyć wieńce;

Pierwszych w narodzie przyjaźń nie ostatnią chwałą.

„Nie każdemu się dostać do Koryntu dało".

Siedzi na myśl, że celu nie dopnie zwycięsko. —

„Dobrze; ale kto dopiął, ten zrobił rzecz męską".

Tu jądro zagadnienia. Ten ciężar odrzuca, Bo nad siły, bo barki ma stare i płuca;

Tamten bierze — i cnota jest pustą zabawą, Lub do czci i nagrody mąż czynny ma prawo.

Ubóstwo przed swym królem milczeniem pokrywać Lepiej płaci niż żebrać; przyjąć a wyrywać,

Różnica — a toż po to przystałeś do pana.

„Matka mi ubożuchna, siostra nie wydana, A grunt i trudno sprzedać, i nie bardzo żywi".

Toż to dziadów „Grosz dajcie!" Wnet drugi się skrzywi:

„I mnie też!" wrzaśnie. Trudno, trzeba dzielić bułkę.

Kruk, gdyby milczeć umiał, nie jadłby na spółkę I oszczędziłby sobie kłótni, złości, wstrętu.

Jedziesz do Brundizyjum, cudnego Surrentu:

Nie skarż się na wyboje, chłód, deszcze ustawne, Na rozbity sepecik, na skradzione strawne.

Sztuczki to pani duszki te płacze obłudne, Że jej ktoś skradł naszyjnik i podwiązki cudne, Bo później pan nie wierzy, choćbyś płakał szczerze.

Tak i ja kuglarzowi, raz zwiedzion, nie wierzę, Choćby też złamał nogę. Gdy nikt nie podnosi, Ze łzami na świętego Ozyrysa prosi:

„Podnieście! nie żartuję: jam nędzny kaleka". —

„Nie ma głupich!" tłum wrzaśnie i, aż wstanie, czeka.

(31)

31 RZEKŁ PRAWDĘ STARY...

Prisco si credis, Maecenas docte, Cratino Rzekł prawdę stary Kratyn, uczony Meceno:

„Ta długo nie pociągnie, źle słychać z Kameną, Co pije wodę". Odkąd wieszczowie szaleni Do Satyrów przez Bakcha i Faunów wliczeni, Muzę czuć rano winem, a pochwały wina I Homera zdradzają, że był pijaczyna.

Ba, i nasz ojciec Enniusz także nie inaczej, Tylko wina golnąwszy bój śpiewał junaczy.

„Forum dla trzeźwej tłuszczy, co się o grosz bije, Ale wam do poezji wara, wodopije!"

Ledwiem ten wyrok wydał, aż tu wieszcze przednie W nocy żłopią na umór, śmierdzą winem we dnie.

Bo gdy kto dzikim wzrokiem, bosy, kusy togą Dzięki tkaczom Katona uda postać srogą, To już samym Katonem cnotliwym ma zostać?

Pękł Jarbit, Tymagnowi chcąc językiem sprostać, By także za trefnisia uchodzić i śmieszka.

Najprędzej naśladuje błąd w drugim koleżka:

Gdybym był blady, kminek piliby na bladość.

O naśladowcy, marna trzodo! Ach, aż zadość Śmiechu, żółci ruszyły we mnie wasze krzyki.

Pierwszym drogę torował przez kraj pusty, dziki, W niczyjem nie szedł ślady. Myśl śmiała, niepłocha Porywa tłumy. Jam też pierwszy Archilocha

Przeszczepił, ducha i rytm naśladując jamba, Nie treść i nie zabójcze słowa dla Likamba, Nie już mniejszego wieńca godzien lub przygany, Żem i w kunszcie, i w rytmie unikał odmiany.

Śpiewa w ton Archilocha duch męski Safony, Śpiewa Alcej, układem, treścią wyróżniony;

Bo ani się nad teściem w zjadłym wierszu znęca, Ani dla narzeczonej postronka nie skręca.

W Lacyjum był nieznany i jam go objawił, I nowe z lutni tony dobywając sprawił, Że mię kółko wybranych czyta i pochłania.

(32)

Wiesz, czemu mi czytelnik nie skąpi uznania W domu, a poza domem ulegam obmowie?

Bo ja wietrznego ludu łask, głosów nie łowię Na przynętę łachmana, dobrego obiadu, Luminarzy nie słucham, by ich zębcem gadu

Kąsać w klubach krytyków — tym wszystkim się brzydzę;

Tu sedno. „W pełnej sali ja czytać się wstydzę Moje lekkie ramoty, by im dodać wagi" —

Rzekę. — „Kpiarzu, dla wyższej je chowasz powagi, Dla Jowisza: snadź ufasz, że ty go zabawić

Jeden możesz — też skromność!" Miałem się mu stawić, Lecz nuż jeszcze przed walką podrapie mnie pierwej!

„Miejsce mi nie dogadza" — krzyknę, żądam przerwy;

Bo z żartu wnet do kłótni i gniewu przyjść może,

A z gniewu do wściekłości i walki na noże.

Tłum. Jan Czubek

OJ, TY KSIĄŻECZKO!...

Vertumnum lanumque, liber, spectare videris Oj, ty książeczko! Więc cię już pokusa Oprawy zdobnej oraz chęć ogarnia Iść pod Wertumna posąg i Janusa, Kędy Sozjuszów gnieździ się księgarnia?

No, no, nie jesteś z tych, co gdzieś w rupiecie Rzucić się dadzą. Zna cię niezbyt wielu — Rada byś, żeby cały świat. A przecie Nie w tym ja ciebie hodowałem celu.

Ha, trudno, kiedy wola twoja taka!

Lecz wiedz, kochanie, że kto raz drapaka Dał w świat szeroki, już za takim zdradnie Na wieczne czasy klamka się zapadnie.

Niewczesny wtedy płacz: „O nieszczęśliwa Moja godzina! Cóżem to zrobiła?

Ginę z kretesem!", jak z dziewczyną bywa, Gdy kochankowi staje się niemiła.

Gdyż — obym twojej uporczywej chuci

(33)

33 Rzymskie ci serca tkliwa młodość zjedna.

Lecz, gdy cię wreszcie, kto już chce, przerzuci, Będzie to twojej zostawione woli:

Lub samochcący stać się pastwą moli, Lub w lada wózek spakowana sprośnie

Wynieść się choćby tam, gdzie pieprz nie rośnie.

Wtedy się będę grubo śmiał. Bo było

Słuchać starszego. Choć to wprawdzie zrobię Jak chłop, co z krnąbrnym osłem radzić sobie Nie mogąc, w przepaść pchnął go całą siłą.

Cóż czynić? Spróbuj zbawić tych, co sami Chcą gwałtem skręcić kark! I na tę chwałę Przyjdzie ci w końcu, że, gdzieś za lasami, Nie jedna baba wyschła i wybladła, Składania głosek, jakby abecadła, Będzie na tobie uczyć bębny małe.

Z tym wszystkim, póki w chłodnej gdzieś zaciszy Siedząc wybranych grono towarzyszy

Życzliwie jeszcze czytać ciebie raczy, Mów im o twoim sprawcy: żem prostaczy Syn wyzwoleńca, nic nie wziąwszy z domu, Sam sobie wszystko winien, nie zaś komu — A tak, wartością własnej mej zasługi,

Brak zrównoważam ciżby przodków długiej.

Z tym się ja moim zaleceniem całem,

Wkraść w łaski Możnych wielkie szczęście miałem.

Zresztą: niewielki wzrostem, w srebrne nici Przedwcześnie mając zdobny włos, w słodyczy Słońca się kocham. Co się zaś dotyczy

Usposobienia: z prędka gniew mię chwyci, Choć znów ochłonę łatwo w jednej chwili.

Mów zaś, o wiek mój kto się pytać imię:

Żem lat czterdzieści cztery miał, gdy w Rzymie

Z Loliuszem Lepid konsulami byli.

Tłum. Felicjan Faleński

(34)

EPODY

NA LIBURNIJSKĄ WSIADŁSZY...

Ibis Liburnis inter alta navium

Na liburnijską wsiadłszy, przyjacielu, nawę, Przeciw potężnym statkom ruszysz na wyprawę, Gotów niebezpieczeństwo wszelakie wziąć na się, Byleś je od Cezara odparł, Mecenasie!

Cóż ja pocznę, któremu życie płynie miło, Gdy ty żyjesz, przeciwnie — ciężarem by było.

Czy wywczasów, jak każesz, mam używać sobie, Które mnie niezbyt nęcą, jeślim nie przy tobie, Czyli też mam przygody wszelkie znosić śmiało, Tak jako wojownikom walecznym przystało?

Będę je chętnie znosił i czy przez wyżyny Alpejskie, czy przez Kaukaz pójdę niegościnny, Czyli gdzieś do zachodniej najdalszej zatoki Z mężnym sercem za tobą podążę bez zwłoki.

W czym ja tobie, niebitny i słaby, przysporzę Ulgi swymi trudami, zapytasz się może?

Oto przy twoim boku w mniejszej będę trwodze, Bo częściej nieobecnych dręczy ona srodze;

Jak ptaszyna, bezpiórych pilnująca dzieci, Bardziej lęka się najścia węża, gdy odleci Od nich na chwilę, chociaż ich więcej nic zgoła, Jakkolwiek przy nich czuwa, obronić nie zdoła.

Z ochotą ja i na tę wojnę, i w przyszłości Na każdą ruszę chętnie dla twojej miłości, Nie po to jednak, aby szereg nazbyt długi Wołów na moich łanach ciężkie włóczył pługi, Lub by trzody, nim letnie nastaną upały, Na lukańskie pastwiska Kalabrię zmieniały, I nie po to, by willa, na wzgórzu wzniesiona Tuskulańskim, sięgała murów Telegona.

(35)

35 W tym celu zaś bynajmniej skarbów ja nie składam,

By skryć je w ziemi, jak ów Chremes, kutwa znany, Lub strwonić, niby jakiś młodzik rozpasany.

SZCZĘŚLIWY TEN, KTO...

Beatus ille, qui procul negotiis

„Szczęśliwy ten, kto nie wie, co to lichwa, bórg, Nie licząc zysków ani strat,

Wołami swymi orze pradziadowski mórg, Jak zacni ludzie z dawnych lat!

Bo ze snu go nie budzi ryk wojennych trąb, Ni morska go nie trwoży głąb;

On z dala mija możnych panów hardy próg, Ni miejski go nie nęci bruk.

On woli winorośli wybujały krzew Owijać o topoli pień;

Jałowe pędy nożem precz odcina z drzew, By szczepić nowy sok w ich rdzeń.

To ku wąwozom, kędy słychać ryki trzód, Spojrzenie zwraca swoich lic,

To z plastrów zgarnia w czyste garńce gęsty miód, To wątłe owce zacznie strzyc.

A gdy nad wioską jesień wznosi czoło swe, W złocisty uwieńczone plon,

O, z jaką on uciechą słodkie gruszki rwie I kraśne pęki winnych gron,

By do Pryjapa i Sylwana, stróża miedz, Z dziękczynnym darem żwawo biec!

Jak miło spocząć, kędy rośnie stary dąb, Gdzie trawa bujna — aż po pas.

Gdzie bieży nurt, ujęty w brzegów stromy zrąb, Gdzie ptasząt skargą dźwięczy las,

Gałązki szemrzą, woda z szumem płynie hen, A człeka wabi błogi sen!

A kiedy grzmiący Jowisz zimę zdarzy znów I przyjdzie słota, śnieg i szron,

(36)

On rusza w gon, na łów, na łów, ze sforą psów Osaczać dzika z wszystkich stron.

Na lekkich prętach rzadką rozpościera sieć, By wpadł w pułapkę tłusty drozd,

Szaraki płoche chwyta, a już rozkosz wprost Wędrowną czaplę w sidłach mieć.

Wśród takich zabaw któż by nie zapomniał wnet Nawet miłosnych trosk i bied?

A cóż, gdy skromna żona dziatek umie strzec I nad dobytkiem czuwa wciąż,

Ot jak Sabinka, albo zdrowa jako rydz Apulka z wdziękiem smagłych lic.

Jak ona wyschłe drewka żwawo rzuca w piec, Gdy wraca w dom strudzony mąż!

Gdy wiedzie syte bydło za obory płot, Wymiona mlecznych doi krów,

Wytrawne wino z beczki leje w dzban, i ot, Ma obiad gratis, smaczny, zdrów.

Ach, wolę ten oszczędny, wiejski życia tryb Od ostryg i zamorskich ryb

(Jeżeli ode wschodu która z morskich burz Zapędzi je do naszych mórz).

Jarząbek czy perliczka (afrykański ptak), Dalibóg, nie smakują tak

Ni służą na żołądek, jako z naszych stref Oliwki rwane prosto z drzew,

Lub szczaw, co rośnie bujnie pośród łąk, lub ślaz, Co zdrowiu sprzyja w każdy czas,

Lub jagnię, upieczone w dniu świątecznym, lub Kozioł, niedoszły wilczy łup.

Jak miło śród tej uczty widzieć owiec ciąg, Spieszących do dom z paszy, z łąk,

Lub woły, które wloką odwrócony pług, Skończywszy całodzienny znój,

I wokół lśniących Larów rzeszę wiernych sług, Ten dworu dostatniego rój!"

(37)

37 Lecz — przyszły Idy, spłaty czas!

Więc wszystek grosz dłużników złupił, aby gdzieś Znów go lokować — jeszcze raz!

JAK WILKA Z RODU...

LUPIS ET AGNIS QUANTA SORTITO OBTIGIT

Jak wilka z rodu nienawidzi owca, Tak i ja ciebie, co nosisz na ciele Od iberskiego pamiątki bykowca I od łańcuchów obdarte piszczele.

Próżno łeb zdzierasz bogactwem nadęty.

Krwi podłej złoto szlachectwa nie daje;

Bo gdy zamiatasz kurz po Drodze Świętej Sześciołokciową togą, lud cię łaje.

Przechodzień z wstrętem na ciebie spoziera, Mówiąc: „Patrzajcie, z czego on dmie, z czego?

Czy, gdy z rozkazu bity tryumwira, Przy egzekucji aż zmęczył woźnego?

Dziś ma w Falernie tysiąc morgów ziemi:

Po Appii cugi dziarskimi ugania,

Eques, w najpierwszych ławach z najpierwszemi Siada, choć prawo otońskie zabrania.

Po co wyprawiać miedziokute floty Na zbójców morskich i na niewolników, Gdy właśnie jeden z między tej hołoty

Zrobion trybunem i dowódcą szyków?!

Tłum. Lucjan Siemieński

PRZEWIELKIE BOGI W GÓRNYM...

At o deorum quidquid in caelo regit

„Przewielkie bogi w górnym majestacie, Co niebem, ludźmi i ziemią władacie!

Cóż ten wrzask znaczy i czemu jak żmija Wzrok wasz mię rani i na wskroś przebija?

Na dzieci twoje — jeśli ci Lucyna Dopomagała przy powiciu syna;

(38)

Na nikły szkarłat tej mojej sukienki, Błagam o litość: bóg pomści te męki.

Pod macoszynym wzrokiem twym się wiercę Patrzysz jak dziki zwierz ugodzon w serce!"

Gdy tak chłopczyna mówił, drżący listek, I stał do nitki z szat obnażon wszystek, Drobniuchne ciałko tego nieboraka Mogłoby zmiękczyć nawet duszę Traka.

Kanidia w kołtun nie czesan, nie myty, Wplółtszy rój cały wężów jadowity, Bierze cyprysy rwane na mogile, Cmentarne, suche figowe badyle, Jaja maczane w posoce ropuchy,

Wydarte z skrzydeł puszczykowych puchy, Zioła, co Jolkos rodzi i Hibera —

Każde z nich srogą truciznę zawiera — Kości dobyte z pyska głodnej suki, I pali w ogniu czarnoksięskiej sztuki.

Sagana raźnie krząta się w świetlicy I kropi wodą z Awernu krynicy

Każdy kąt. Włos jej tak sterczy do góry Jak kolce jeża lub szczeć u samury.

Toż Weja, którą sumienie nie trapi, Zgięta nad ciężką robotą aż sapi,

Tak żwawo rydlem twardą ziemię kopie, Na grób dla ciebie, o biedne ty chłopię.

Postawią trzykroć w dzień przed tobą jadło, Patrzeć w nie każą głodną i wybladłą Twarzą: tyś w jamę wkopany po brodę •—

Płynący głowę tak wznosi nad wodę — A gdy zmęczone zgasną ci powieki, Boś wzrok wypatrzył w ten pokarm daleki, Wtedy wątroba twoja, szpik wyschnięty, Pójdzie na filtry miłosnej ponęty.

Neapol wierzył próżniaczy i cała Z nim okolica, że udział w tym miała

(39)

39 Co z nieba gwiazdę albo cień księżyca

Zdejmuje czarem tessalskich zaklęci.

A cóż Kanidia? Wściekła, w zębach kręci Żółtych paznokieć długi; a co gada Lub co zamilczy, któż tam z niej wybada?

„Nocy i Diano, wy wierni świadkowie!

Żadne z was tego, co się tutaj dowie, Nie zdradzi: milczeć kazaliście wszędy, Gdzie odprawiają tajemne obrzędy.

Teraz pomóżcie! Na dom mego wroga Niech się obróci wasz gniew, padnie trwoga.

W ponurej kniei, gdy się zwierz w komysze Schowa i słodkim snem się ukołysze, Cudzołożnika starca niechże ściga Śmiech i suburskich psów zgraja oblega;

Taką mu nardą namaściłam ciało, Że mi się lepszej zrobić nie udało.

Cóż to? Czy słabsza trutek moich władza Niż barbarzyńskiej Medei, że zdradza?

Przecież tym jadem pomściła się ona Na swej rywalce, na córze Kreona, Co w dar zatruty, płaszcz, gdy się oblekła, Buchły płomienie i w nich się upiekła.

Nie przepomniałam wszakże tu żadnego Ziółka, korzonka, w szparach skał skrytego.

On śpi, jam łoże tak spraktykowała, By mu już żadna w myśli nie postała.

Oho, snadź wiedźma bieglejsza ode mnie Czar z niego zdjęła, że wyszedł tajemnie.

Lecz ja ci, Warze, filtrem tak dosadzę, Że głowa twoja wróci pod mą władzę I dość wyleje łez, że i zaklęcia Marsylskie już jej nie wrócą pojęcia.

Gardzisz mną — dobrze! Moc jadu podwoję I potężnymi filtry cię napoję.

Chyba firmament wprzód w morze się stoczy, A swym ciężarem ziemia go przytłoczy,

(40)

Niżbyś miał ku mnie nie goreć, mój stary, Jak smoła, gdy ją wyleją na żary".

Pachole ono nie chce już w swej nędzy Jak wprzódy serca poruszać u jędzy ] nieświadome, co do ust mu ślina

Niesie, jak Tyest, katów swych przeklina:

„Rzeczy nieprawe lub prawe przez czary

CZEGO, PSIE, CICHE...

Cur immerentis hospites vexas canis

Czego, psie, ciche zaczepiasz przechodnie, Przed wilczym zębem tchórząc tak niegodnie?

Zwróć raczej na mnie, jeśliś tak ochoczy, Junackie groźby, a stanę ci w oczy.

Jam ni to Molos lub Lakończyk płowy, Wierny stróż trądy wychodzę na łowy, Strzygąc uszami, w bród przez zaspy I biorę zwierza najtęższego w biegu.

Ty zaś wprzód wąchasz co bądź I az grzmi knieja, tak ujadasz srodze Strzeż się, strzeż! - mówię - na takie hultaje Mam parę rogów, odpustu nie daję.

Wżdy miałeś przykład na Likamba szwagrze Na Bupalowym przeciwniku także.

Jeśli mię czarnym zębem drą partacze,

Wet za wet utnę jak dziecko nie płaczę.

Tłum. Lucjan Siemieński

GDZIEŻ WY, GDZIEŻ TAK...

Quo, quo, scelesti, ruitis aut cur dexteris

Gdzież wy, gdzież tak na oślep gnacie, okropnicy, I miecz na co goły w prawicy?

Małoż jeszcze na polach i na morzu mało Łacińskiej krwi wam się przelało?

Nie by pyszne zawistnej zaimki Kartaginy

(41)

41 Rzymianin obracał w perzyny

I nie iżby Brytyjczyk dotąd nie złamany Po Drodze wlókł Świętej kajdany,

Lecz na to, by Rzym runął, jako pragną Party, Własnymi rękoma rozdarty.

U wilków, u lwów dzikich bywa obyczajem Żreć innych, nie siebie nawzajem.

Obłęd ślepy, czy moc was jaka czarna miecie, Czy zbrodnia? I cóż odpowiecie?

Milczą, bladość im sina powlokła oblicza I myśl w nich strętwiała zbrodnicza.

Tak jest: Rzymian okropny wir losów porywa I rzeź bratobójcza straszliwa,

Odkąd wsiąkła niewinna krew Remusa w ziemię,

Co wnuków do zguby pcha plemię.

Tłum. Lucjan Rydel

CUCHNĄCEGO MEWIUSZA...

Mala soluta navis exit alite

Cuchnącego Mewiusza unosząc na nurty Morskie, wypływa okręt pod złymi wróżbami.

Pomnij, Wietrze zachodni, byś mu obie burty Srogimi chłostał falami...

Niechaj Eurus ponury wzburzy mórz otchłanie I niech wiosła rozniesie strzaskane i liny;

Niech taki wiatr północny, jak w górach, powstanie, Co drżące kruszy dębiny.

Niech mu gwiazda przewodnia nie zabłyśnie wcale W noc czarną, gdy się Orion posępny zanurzy;

Niechaj go nie unoszą spokojniejsze fale, Niż Greków niosły w podróży

Zwycięskich, gdy gniew Pallas od spalonej Troi Zwróciła na bezbożną łódź Ojleusa syna!

O jak strasznie utrudzą się żeglarze twoi,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zachęcanie daje jednak większy przyrost prawidłowych zachowań z uwagi na to, że przymus nie na wszystkich działa jednakowo – egzostatycy będą krnąbrni dla popisu,

Dzień 2 (piątek) zeszyt ćwiczeń: zadania od 1-6/80 – są bardzo łatwe nie podpowiadam Uwaga w poniedziałek będzie karta pracy na ocenę z 2

[r]

To wszystko ostatecznie prowadzi autora do „miękkiego” postulatu, by „czynić swoje” i opisywać – anali- zować – wreszcie interpretować, a jednocześnie poddawać

Rozum nowożytny, który Habermas w swym Dyskursie określa jako instrumentalny bądź celowy, jest według Hobbesa po prostu kalkulacją, kalkuluje bowiem użycie określo- nych

Gdyby istniała funkcja dwuargumentowa S(k,n) uniwersalna, to znaczyłoby, że dla każdej funkcji jednoargumentowej F(n) istnieje takie k, że dla każdego n zachodzi

Jest teraz w dużym stopniu godne uwagi, że w zachodnim krańcu kościoła wydają się znajdować ślady jeszcze wcze- śniejszych budowli.. Oba ostatnie łuki oddzielające

Wszystkie dzieci otrzymują wydruk łamigłówki, choć praca odbywa się w kilkuosobowych grupach.. Każdy zespół ma swojego