• Nie Znaleziono Wyników

Świat : pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 11 (1916), nr 50 (9 grudnia 1916)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Świat : pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 11 (1916), nr 50 (9 grudnia 1916)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Cena n in ie js z e g o n u m e ru 2 0 kop

PRENUMERATA: w Warszawie kwartalnie 2 ruble (za odnosze­

nie do domu dopłaca się 10 kop. kwartalnie), z przesyłkę po­

cztową kwartalnie 2 ruble 25 kop.

O G ŁO SZENIA: wiersz nonparelowy lub Jego miejsce na 1-ej stronie przy tekście lub w tekście 1 rub.j na I stronie okładki 60 kop.) na 2-ej i 4-ej stronie okładki oraz przed tekstem 30 kop.) na 3-ej stronie okładki i ogłoszenia zwykłe 25 kop.|

Kronika towarzyska, Nekrologi, Nadesłane po 75 kop. za wiersz.

Marginesy: na I-ej stronie 10 rub., przy Nadesłanych 8 rub.j na ostatnie] stronie 7 rub. i wewnątrz 6 rub. Artykuły reklamowe

175 rubli za stronę.

Rok XI. N° 5 0 z dnia

Wydawcy: Akc. Tow. Wydawnicze „ŚWIAT”. Pod kierownictwem naczelnem Stefana Krzywoszewskiego.

W y P R A W y ŚLU BN E od Rb. 250.

KONFEKCJA

DAMSKA DLA PANIENEK I CHŁOPCÓW GOTOWA I

NA ZAMÓWIENIE TOW. AKC.

BRACIA JABŁKOWSCy

BRACKA Nr. zs.

Pamiętajcie

o wpisach szkolnych.

Wszelkie ofiary przyjmuje Administracya „ Świata “.

Warszawa wita Legiony.

W mglisty, grudniowy poranek przy szli do W arszawy dawno oczekiwani Żołnierze polscy. O czynach ich chodziły ju ż wieści chwalebne, wzmiankowały rozkazy armii, walczących na froncie wschodnim. Mi­

łość w yszła na spotkanie tych odważnych i usłała im drogę kwieciem uczuć najgłębszych. Na powitanie też żołnierza polskiego, którego nie widziała W arszawa od czasów powstania i8 jo r., poświecą „Świat", sw ój bieżący numer.

Srebrny poranek grudniowy. Na domach wzdłuż ulic powiewają cho­

rągwie narodowe. Tłum wszystkiemi strumieniami zdąża do tych arteryi ulicznych, któremi będą wkraczać Legiony. Rojno na ulicach i gwarno.

Już o dziewiątej przejść przez Aleje Jerozolimskie trudno, tak bowiem skupiły się tu tłumy, czekające na u- roczystość! Przy tryumfalnej bra­

mie, którą wystawiono tuż przy ro­

gu ulicy Marszałkowskiej w Alejach Jerozolimskich, zajęła miejsćh dele- gacya miasta wraz z Komitetem po­

witania Legionów z dr. Brudzińskim na czele. Wzdłuż Alei stoją zrzesze­

nia zawodowe, polityczne, społeczne, sportowe. Szkoły też ustawiły się w szeregu. Porządku przestrzegali stu­

denci Uniwersytetu i Politechniki.

Wojsko legionowe od dworca Kaliskiego do dworca Wiedeńskiego rozwinęło swe szyki, czekając na ko­

mendę. Niebawem zjawił się pułko­

wnik hr. Szeptycki, który obecnie sprawuje urząd komendanta sił zbroj­

nych Legionu polskiego, w towarzy­

stwie swego adyutanta Niegolewskie­

go i odbył krótką naradę z pułkowni­

kami: Berbeckim, Januszajtysem, Zielińskim, Hallerem, rotmistrzami

Beliną i Ostoją. Zagrzmiała trąbka na „baczność", rozległy się dźwięki mazurka Dąbrowskiego i komendant poprowadził swoje zastępy.

Przy bramie tryumfalnej imie­

niem miasta powitał Legiony dr. Bru­

dziński, a pp. Libicka i Zielińska wręczyły chleb i sól komendantowi.

Posypały się też kwiaty, chryzante­

my białe i żółte. I okrzyki przez tłum rzucane a rosnące w całą sym­

fonię akordów uczuciowych. Woła­

no bowiem: „Niech żyje armia pol­

ska! Niech żyją Legiony! Niech ży ­ je Józef Piłsudski!"

Pochód wojska otwierał komen­

dant hr. Szeptycki. Za nim pułko­

wnicy a później dzielny pułk drugi kawaleryi naszej z rotmistrzem O- stoją na czele.

Drugą brygadę prowadził puł­

kownik Haller. Równym, miaro­

wym krokiem płynęły szeregi sza­

rych żołnierzyków naszych. Wciąż tow arzyszyły im okrzyk, serdeczne, wiwaty. Rzucano im kwiaty, chylo­

no przed nimj sztandary. Szli oni jednak skupieni i jakgdyby niewidzą- cy i niesłyszący wszystkich tych o- krzyków radości ; m iło śc k -g ^ r^ s.

( K.U.L, )

1

Na rogu Nowego Światu i Alei Trzeciego M aja powitał wkraczający Legion polski do W arszaw y wojen­

ny gubernator niemiecki generał Etz- dorf ze świtą. Następnie Nowym- Światem, Krakowskiem - Przedm ie­

ściem przez ulicę Czystą weszły Le­

giony na Plac Saski.

Tu rozstawiły się w kolumny o rozwiniętym froncie, przez chwile czekając na przyjazd gen. Beselera.

Ody wjechał gen.-gubernator Bese- ler, rozległa się komenda „baczność".

P rz y dźwiękach m azurka Dąbrow­

skiego rozpoczął się przegląd woj­

ska. Po skończonym przeglądzie gen.-gub. Beseler wygłosił powitalną przemowę, którą powtórzył po pol­

sku hr. Szeptycki. W przemowie tej gen.-gub. Beseler wyraził radość swoją, że jako żołnierz może podać dzielnym legionistom wierną dłoń do braterstw a broni.

Po tern przemówieniu kapela nie­

miecka odegrała „Boże coś Polskę".

Gen.-gub. Beseler w raz ze świtą i komendą legionów podążyli przed Bristol. Rozpoczęła się defilada. Od­

działy sztabowe pod dowództwem pułkownika Hallera i m ajora R yl­

skiego otw orzyły pochód. Następnie szła orkiestra Legionów. Później pierwszy batalion czwartego pułku pod wodzą kap. Sikorskiego; oddział karabinów maszynowych prowadził podpor. Kosiński; drugi batalion wiódł kap. Zarzycki, trzeci zaś kap.

Smolarski. I znów oddział karabi­

nów m aszynowych pod dowództwem kapitana Kaweckiego.

Za księdzem Konopką, kapela­

nem, poszły oddziały: pułk III z ma

(2)

Sztandar, ofiarowany 2-ej brygadzie Legionów przez młodzież węgierską.

jorem Galicą na czele. Pierwszy ba­

talion prowadził kap. Zając, a za nim szedł chor. Kułakowski ze swojemi karabinami maszynowemi. Na czele 2 batalionu jechał kapit. Szczepan, mając znów ze sobą oddział karabi­

nów maszynowych podpor. Kwaci- szewskiego. Trzeci batalion prowa­

dził kap. Sokołowski, a karabiny ma­

szynowe chorąży Piwko. Saperom przodował podpor. Dąbrowski, a od­

działom technicznym kap. Helmer.

Kawalerye wiódł Ostoja. Prze­

marsz zamykały oddziały sztabu ka- waleryi, prowadzone przez pieśnia­

rza legionów, podporucznika Józefa Mączkę.

Uroczystość skończyła się o go­

dzinie 12 i pół. Skrzętne a piękne warszawianki zaprosiły legionistów na obiad na ulicę Miodową. Podwie­

czorek zaś urządzono w galeryi Lu- xenburga. Wieczorem Teatry Wiel­

ki, Rozmaitości. Letni i Nowość;

wystąpiły z przedstawieniami galo- wemi. W niedzielę zaś w Bristolu odbył się podwieczorek, a Teatr Pol­

ski zagrał dla legionistów ..Księdza Marka".

Warszawa — stolica żołnierzyka swego przytuliła do piersi. Powitała go serdecznie i tkliwie.

Kals.

Między Styrem i Stochodem.

Szeregowcom i oficerom 5 p. p. poświęcam.

W czerwcowy słoneczny dzień pędził pociąg wojskowy z Kowla do Maniewicz, unosząc mnie coraz da­

lej i dalej od centrów spokojnego, kulturalnego życia w powstającej Polsce, od Krakowa, Warszawy, Lublina — w zapadłe bory Polesia wołyńskiego w jego piachy .i bagna, wchłaniające od pół roku tyle krwi...

Z okien wagonu widać, jak o- kieirn sięgnąć, piękny kobierzec łąk błotnistych. Desenie wonnych kwia­

tów, wszystkiemi barwami tęczy gra­

jących w zlocie słońca, inkrustowa­

ne srebrem pni brzozowych na tle zielonych traw, najpiękniejsze wido­

ki roztaczają.

Chmura pyłu kwietnego wisi nad Stochodem. Pomimo huku pociągu słychać wyraźnie ten głuchy a peł­

ny gwar miliardów owadów, unoszą­

cych się nad Jąkam; i trawami zbóż.

Spełnia się odwieczne mysteryum nieśmiertelnej Przyrody...

Wtem różnobarwny kobierzec kwietny zaczyna od Hulewicz przy­

bierać wyraźnie krasny odcień. Czer­

wone maki, jak wielkie kielichy krwią wypełnione, dominują nad in- nemi kwiatami. Tworzą się wido­

me zupełnie czerwone drogi, pasma szerokie strumieni krwawych, całe stawy czerwone wreszcie. Zda się parny, ckliwy zapach krwi idzie z nich w lazurowe niebo...

Jakże męczący, okrutny jest ten widok!

Przed marszem powitalnem hr. Szeptycki wraz z adjutantem, swoim Niegolewskim koło

dworca Wiedeńskiego czyni inspekcyę. Fot. Maryan Puka.

Sosnowy bór, rozrosły na su­

chych, piaszczystych wzgórzach pod Kościuchnówką. Upał południa lip­

cowego. W atmosferze stężałej w słońcu istne piekło wściekłych po­

świstów, ryku, wybuchów... Każdy

■nerw stuletniego lasu napięty jest, jak cięciwa luku.

Po raz pierwszy w życiu jestem w promieniu działania „huraganowe­

go" ognia artyleryi. Z okopu, na skraju lasu, widać w ilewo białą redu­

tę Piłsudskiego, w dali zaś buchają wulkany piachu na t. zw. Polskiej Górze. Tam jest klucz pozycy; na­

szego odcinka nad Styrem.

* *

Jasno-iblękitną kopulę niebios raz wraz rozdziera parabola grana­

tów, dziurawi przeczyste sklepienie pękający szrapnel, rozsiewający w dzikim chichocie setki kulek i siekań- ców.

* * *

Tam na górze wszystkie prawie oddziały odradzających się Legio­

nów polskich, w roku ubiegłym jesz­

cze, krwawe hekatomby złożyły. Je­

dynie 5-ty pułk piechoty, t. zw. Zu­

chowatych Berbeckiego, nie dostąpił wówczas krwawego zaszczytu. Za to dziś obsada lewego zbocza góry wła­

śnie pułków; temu przypadła.

(3)

Wkroczenie Legionów do Warszawy w dniu 1 grudnia 1916 r.

a B B S F g g iP g

' Lar'*’ ' i a!

KziWl 8i§^8S15^w

A h b! ^ I r *

Wrw^a

V F ■ ■ Ib

1 gru d n ia 1916 r. na u lic a c h W arszaw y z la w iły się dzie ln e p u łk i ka rp a tczykó w i ułanów pod do w ó dztw em s w o ich w ypró bow a nych w ogniu o fic e ró w . Na p rz y ję c ie Jednak p rz y b y li w szyscy p u łk o w n ic y legionu p o ls k ie g o . Na c z e le sta n ą ł ob ecny kom endant hr. S z e p ty c k i, a za nim d z ie ln y J a n u s z a jty s , w sła w io n y w bo ja ch B e rb e c k i, śm ig ły b o h a te r w s z y s tk ic h p ieśn i b o h a te rs k ic h ro tm istrz B e lin a , z a w z ię ­ ty na w ro g a Z ie liń s k i, chyży a czujny O s to ja , n ie u g ię ty i pewny pułk. R ydz-S m ig ły. C z e k a ją aż ich zaw e zw ie rozkaz kom endanta,

by PÓJŚĆ W p o ch ó d p o w ita ln y . Fot. Maryan Fuks.

Z a szum iały d rzew a z liś c i og ołocone- K o ło d w o rca W ie d e ń skie g o u s ta w iły się sztab i o rk ie s tra . P unktu alnie o godzinie 9 m. 40 rozkaz z u st kom endanta: ,,B a czn o ść"... I p o p ro w a d z ił hr. S z e p ty c k i s w o je za stę p y b o jo w e . Fot. Maryan padł

Fuks.

(4)

W a le i J e r o z o lim s k ie j u s ta w io n o b ra m ę p o w ita ln ą : w r ę c z y ły C hleb i s ó l p p . Z ie liń s k a i L i­

b ic k a . P rz e m ó w ił m a g n ific e n c y a d r. B ru d z iń s k i: , , W ita m y w was wcielenie naszych tr a d y c y j­

nych bojów o -wolność i n ie p o d leg ło ść o jc z y z n y " . Fot. M a rya n Fuks.

Góra Polska dymi, jak olbrzy­

mia kadzielnica, którą szatan rozhu­

śtał na łańcuchach poświstów arma­

tnich.

Myrrhą szatańskiej kadzielnicy stały się w tym boju ukochane ciała żołnierzyków naszych.

Pułk stracił swego dowódcę ciężko rannym, obu komendantów batalionów zabitymi, połowa dowód­

ców kompanii legia zabitych i ran­

nych, więcej niż połowa oficerów i prawie połowa żołnierzy spłaciły krwią serdeczną dług ojczyźnie i sła­

wie wojska...

Zginęli. „Jak kamienie, ręką Bo­

ga rzucone na szaniec", poszli po ko­

lei na śmierć. Jak Kamienie. Bez­

cenne rubiny, diamenty...

Gdy wbrew wojskowej wiedzy, regulaminom, prawom rozwinęła się

•tyralierka oficerów I-go- batalionu kap. Sawy, a za nią linia szarej, zdziesiątkowanej żołnierskiej wiary zdawało się, że czyn młodych hero­

sów ocali losy bitwy. Niestety, prze­

ciwko żywiołowi bezdusznej fali mo­

skiewskich mas ludzkich, przeciwko matematycznie obliczonym wysiłkom wściekłego ognia piekielnych dział nie poradziło junackie męstwo.

Zginęli. Drogie kamienie, w zło­

to i srebro piachów Reduty oprawne.

Stratowane kobierce łąk nad Stochodem. Pył piachu z dróg i tra­

któw odwrotowych wżera się w oczy i w usta nieludzko utrudzonych żoł­

nierzy.

Z przestrzeloną piersią, z raną ręki, bezsilny, nieprzytomny prawie, zczernialy, jak proch, leży na wózku

pułkownik Legionów Berbecki. Wo­

koło wozy, wrzask ludzkiej ciżby, oszalałe od razów zwierzęta pocią­

gowe, osadzone ciężarem trenów.

Wszystko w tumanach szarego, gryzącego pyłu, gdzie tai się śmierć.

A jednak „już wiedzą, że my je­

steśmy niezniszczalni". I z tej pró­

by wyszły młode zastępy obronną ręką.

Stochód. Rzeka Stochód, stu ramionami rozlewająca się szeroko, szeroko...

Z krwawych strumyków, jezior, stawów, kałuż sączy się życiodajna 4gmoc w ziemię.

D ru g i p u łk u ła n ó w O s to i na p la c u S a s k im : b y ł w b o ja c h z a w z ię ty c h na b ło ta c h p o le s k ic h , t r a p ił s w o ją n ie u s tę p liw ą , k a w a le ry js k ą s z a rż ą a te r a z z a w ita ł d o W a rs z a w y na k r ó tk ą C h w ilę , by o d e jś ć na z im o w e le ż a do O s t r o łę k i i M iń s k a M a z o w ie c k ie g o . F o t M aryan Fuks.

Podskórną drogą z ' błot i pia­

chów Polesia przenikać będzie hen, w kierunku na zachód, ku Warsza­

wie.

Wylanej krwi młodego polskie­

go żołnierza, Stochód odrodzi oj­

czyznę.

M. Dąbrowski.

Polskie Biuro Prasowe w Sofii.

W Sofii dn. 15 paźdz. 1916.

Jak wiadomo, zagraniczny oddział prasowy krakowskiego „Naczelnego Ko­

mitetu Narodowego" rozwinął od począt­

ku swej działalności bardzo energiczną akcyę publicystyczno-dziennikarską, ce­

lem oddziaływania na opinię .publiczną za granicą, zarówno wśród mocarstw centralnych, jak i państw neutralnych i koalicyi. Początkowo praca w .tym kie­

runku szła bardzo opornie, rozbijając si£

o nieufność władz wojskowych i cenzu- rainych wszelkich państw i narodowości.

W miarę jednak, jak wzrastał rozgłos Le­

gionów i sprawy polskiej, — w miarę, jak ona poczęła się stawać zagadnieniem o charakterze międzynarodowem, a na­

wet wyzyskiwaną przez niektóre rządy do własnych, egoistycznych celów, — nasuwały się i trudności dla samodziel­

nej akcyi z polskiej 'Strony.

I tak z czasem powstały - we wszystkich niemal centrach politycznych Europy ważne dla nas placówki praso­

we, które, stojąc w nieustannej lączno-

(5)

L

j

MS

1 ,

Z e b ra ło się tłu m u co niem iara. A w sz y s tk o z okrzykiem na ustach: „n ie c h żyje w o jsko p o ls k ie !11, ,,niech żyje P iłs u d s k i!1*. I kw ieciem

da rzono d z ie ln y c h ż o łn ie rzy. A oni s z li skup ie ni i zam knięci w so b ie . Fot. M aryan Fuks.

W arszaw a d la le g io n is tó w u rz ą d z iła c a ły szereg p rz y ję ć : T e a tr W ie lk i, R ozm a itości, L e tn i, N o w ości i P olski da ły specyalne p rz e d s ta w ie n ia . P odejm ow ano le g io n is tó w w ,,P o lo n ii“ , ,,B ris to lu “ , u p. D zie w u lskich . W ,,B ris to lu “ na p o d w ie c z o rk u , ja k w id a ć na ilu s tra c y i, zg ro m a d zili się w y b itn i p rz e d s ta w ic ie le W arszaw y i tu w y p o w ie d zia n o c a ły szereg mów, w ie ń c z ą c y c h z a słu g i legionu

p o ls k ie g o . Fot. Maryan Fuks.

5

(6)

Stanęli na placu, gdzie odbywały się rewie staref armii Królestwa Kongresowego. Chwiały się tu na wietrze orły czwartaków. A w dzień pamiętny 1-go grudnia w ordynku bojowym zawitały pułki karpackie, by znów do wieńca wofennej gloryi dorzucić sławę oręża z pod

Nadwornej i RafaJłoweJ. Fot. Morycu Fuks.

ści z centralą swą, t. j. Naczelnym Ko­

mitetem Narodowym w Krakowie, infor­

mują w zgodny z interesami narodowemi polaków sposób prasę zagraniczną o sta­

nie sprawy .polskiej.

Sofijskie Biuro Prasy powstało w sierpniu ub. r. Początkowo całą akcyę dziennikarsko-informacyjną w Bułgaryi prowadziła znana publicystyka polska i bułgarska, stale w Sofii zamieszkała, p. Wanda Zembrzuska. W pierwszych miesiącach wojny znalazła się ona w bardzo trudnem położeniu. Odcięta od kraju, nie mogła zasięgnąć bezpośred­

nich informacyi z odpowiedniego źródła.

Informowana zaś ubocznemi drogami z obu stron, z Wiednia i Petersburga, dłu­

gi czas nie mogła się zoryentować wśród najsprzeczniejszych wiadomości, docho­

dzących z dwu obozów.

. Ostatecznie energicznym krokiem wyjazdu do Wiednia, gdzie się znajdował podówczas N. K. N., przerwała ten stan niepewności. Z początkiem 1915 r. na­

wiązawszy bliższe z reprezentacyą gali­

cyjską stosunki, od kwietnia tegoż roku stalą już jest pośredniczką pomiędzy społeczeństwem polskiem i bułgarskiein, informując wzajemnie ich prasę o poło­

żeniu politycznem w obu krajach. Rezul­

tatem nawiązania stosunków z N. K. N.

było wysłanie w lipcu 1915 r. osobnego delegata na teren bułgarski, celem roz­

winięcia energicznej akcyi dziennikarsko- politycznej wśród bulgarów, oraz utwo­

rzenia w Sofii stałego środowiska, z któ- regoby promieniowały na Bułgaryę i Bałkan cały należyte informacye o spra­

wie polskiej. W usiłowaniach swych znalazł on szczere poparcie ze strony hrabstwa Adamostwa Tarnowskich, któ­

rzy we wszystkiem popierali usiłowania

członków biura, za co należy im się na tern miejscu serdeczne podziękowanie.

Założone przez wysłannika N. K. N.

w Sofii Biuro Prasy pozyskało na prze­

wodniczącego swego osobistość bardzo wybitną w Bułgaryi i gorąco polakom oddaną, prof. wszechnicy sofijskiej, tira Bojana Penewa. Prof. Penew nie obcy jest naszemu społeczeństwu. W r. 1913, po ukończeniu nieszczęśliwej drugiej wojny bałkańskiej, objeżdżał wraz z żo­

ną swoją, poetką bułgarską, p. Dora Ou- be-Penewową ziemie polskie. Szereg miesięcy spędził w Krakowie, następnie zatrzymał się dłuższy czas w W arsza­

wie, poczem zwiedził i Poznańskie, wszędzie odbywając studya i poszuki­

N a ro g u N o w e g o Ś w ia ta i a le i ,,T rz e c ie g o M a ja 11 p o w ita ł gen. E tz d o r f le g io n y p o ls k ie , ja k o g u b e rn a to r w o je n n y W a rs z a w y . A na p la c u S a s k im g e n e r a ł g u b e rn a to r von B e s e le r , po p rz e g lą d z ie w o js k a rz e k ł do ż o łn ie rz y p o ls k ic h : „T ow araysee! P o zdraw iam was serdecznie w sto licy w a s ze j o jc zy zn y , któ rą pom ogliście p r ze z w asze m ęstico oszoobodaić". Fot. M a rya n F uks.

wania naukowe po bibliotekach polskich, Prof. Penew, oddając się badaniom filo­

logii słowiańskiej, szczególnie upodobał sobie język i literaturę polska. To też od szeregu łat prowadzi na wszechnicy sofijskiej stałe kursa literackie z zakre­

su polszczyzny. W swoim czasie mówił o nowszem piśmiennictwie polskiem; w ub. roku szkolnym wykładał Mickiewicza, którego kontynuuje i w roku bieżącym.

Obok prof. Penewa w pracach sofij- skiego B. P. bierze udział grono pola­

ków, w Sofii zamieszkałych, jak p. Ste­

fan Łaszewski, syn znanego w całej So­

fii emigranta polskiego, jednego z ostat­

nich żołnierzy ze słynnego oddziału Alaj- kozaków Sadyka-paszy Czajkowskiego.

Popularna jest wśród całej polonii buł­

garskiej gospoda starego Łaszewskiego, pół-chan turecki a pól-zaścianek szla­

checki, w którym każdy wędrowny czy przejezdny polak znajdzie staropolską gościnę. Stefan Łaszewski, urodzony już w Sofii, dziś bardziej zrósł się z Bulga- ryą, jakkolwiek myśli i mówi po polsku.

Był słuchaczem filozofii na wszechnicy sofijskiej, a obecnie jest żołnierzem w armii bułgarskiej na froncie w Dobrudży.

Nadto z polaków w biurze sofijskiem pracuje art.-mal. p. Wawrz. Chorembal- ski, który z wybuchem wojny dostał się z Francyi do Bułgaryi. Jemu biuro za­

wdzięcza artystyczne przygotowanie i urządzenie rfw wystaw Legionów pol­

skich w stolicy bułgarskiej. Pierwszą pomieściła w oknach swej wystawy skle­

powej księgarnia państwowa I. Kasaro- wa, — druga znalazła miejsce w ogólnej wystawie wojennej bułgarskiej, w sofij­

skiem kasynie wojskowem. Obie obu­

dziły ogólne zainteresowanie.

Prócz wspomnianych, gorliwie a bez­

interesownie pomaga w pracy p. Zofia Rzepecka, nauczycielka języka polskiego u konsula austro-węg. w Sofii, dra Karo­

la Bertoniego (również polaka), córka

(7)

Dow ódca 2 brygady stacyo now an ej w W arsza w ie pułk. H a lle r:

„ P r a g n ę liśm y s tw o r zy ć w ojsko p o lsk ie , które b y u m ia ło bronić g ra n ic n a sz e j

o jc zy zn y" . Fot. M aryan Fuks.

K arabiny maszynowe, k tó re w y s łu ż y ły się d z ie ln ie młodym ż o łn ie ­ rzom i o d p ie ra ły atak pod R a fa jło w ą , Nadw orną i K ościuchn ów ką.

Fot. M aryan Fuks.

znanych działaczy w Poznańskiem, Ta­

deusz Zembrzuski, student, brat kiero­

wniczki Biura prasowego, i p. Stein-Ka- miński, urzędnik banku w Sofii, — Z buł- garów, prócz samego przewodniczącego, naiczynniejszym jest p. Christofor-lwa- now, współpracownik dzienników „Utrą"

i ,^Dnewnik“, znający dobrze język pol­

ski, jako wychowanek polskich 0 0 . Zmar­

twychwstańców w „Collegium iBulgari- cum“ w Adryanopolu. Podczas kilku­

letniego pobytu w Polsce, zwłaszcza we Lwowie, zapoznał się on wcale dobrze z stosunkami polityczno-społecznemi i kulturalnemi w Polsce. Jemu zawdzię­

cza prasa bułgarska znaczną część ory­

ginalnych i tlómaczonych artykułów w sprawie polskiej i o czynach Legionów polskich.

Sofijskie iBiuro Prasowe posiada dziś już po za sobą pokaźny dorobek pracy.

Prócz codziennej służby informacyjnej w prasie bułgarskiej, przedstawiającej się w postaci kilkuset artykułów najroz­

maitszej treści, dotyczących zawsze Pol­

ski, jej obecnego położenia i walki o lepszą przyszłość, wydało Biuro dru­

kiem dotychczas trzy mniejsze i dwie większe publikacye książkowe, jak: „Pol­

ski głos do niezawisłe! Bułgaryi", „Wstęp do dyskusyi nad kwestya, polska!', „Le­

giony polskie", „O przyszłość Polski",

„Bułgarzy i Polacy"; nadto urządziło dwie zbiorowe wystawy Legionów, in- terwiewy i konferencye ze wszystkimi wybitniejszymi przedstawicielami rządu bułgarskiego, gabinetu, szefami partyi, postami do sobrania, profesorami i publi­

cystami, oraz ogłosiło ankietę iv sprawie polskiej, która dala w rezultacie około 50 odpowiedzi najpoważniejszych osobisto­

ści w Bułgaryi. Odpowiedzi tych część drukują obecnie piotrkowskie „Wiado­

mości Polskie", całość ukaże się w osob- nem wydaniu kilkujęzycznem, oraz w cy­

klu publikacyi Dep. Wojskowego N. K. N.

p. t. „Polska a Europa".

Biuro sofijskie w całej swej działal­

ności dotychczasowej doznawało jaknaj- życzliwszego poparcia zarówno u rządo­

wych czynników bułgarskich, jak i od licznego grona przyjaciół i sympatyków Polski wśród kół inteligencyi, profeso­

rów, literatów i dziennikarzy bułgarskich.

Za życzliwość tę i poparcie składa im wszystkim na tern miejscu najgorętsze podziękowania. W ład. Dóbr.

Polskie Biuro Prasowe w Sofii.

W nętrze lo ka lu oraz grono w s p ó łp ra c o w n ik ó w S o fijs k ie g o B iu ra Prasy N. K. N. Siedzą: p. Z o fia R zepecka, a rch iw a ryu szka , prof. uniw.

dr. Bojan Penew, p rze w o d n ic z ą c y , p. W anda Zam brzuska, dr. T. S t. G ra bow ski d e le g a t N. K N. i z a ło ż y c ie l biura. S to ją : pp. W. Chorem- b a ls k i, S t. Ł a s z e w s k i, K. S te in -K a m in ski, T. Zem brzuski i C h ris to fo r Iwanow. — K ie ro w n iczką b iu ra Jest p. W anda Zem brzuska.

7

(8)

GODŁO HERBOWE WARSZAWY.

P ro f. W . T ro ja n o w s k i.

to rzeczową odpowiedź Oczy całej Polski zwrócone są obe­

cnie ną Warszawę. Stolica nasza posia­

da suggerującą moc dla całego kraju.

Oodlo jej herbowe nęci i wabi tysiące tę­

sknot. Trytonida, uzbrojona mieczem, pociąga wyobraźnię polską i nikt nie py­

ta, skąd zjawiła się na tarczy herbowej warszawskiego grodu?

Krążą o niej legendy więcej lub mniej do­

wolne, fantazyj­

ne. H is to r y c y sami zresztą do- p o m ag a 1 i do tworzenia s i ę tych legend. In­

teresujące j e s t j e d n a k , skąd zjawia się sy­

rena i czemu właśnie syrena zawładnęła tar­

czą .naszej sto­

licy?

Na pytanie

daje .znany art.-malarz i prelegent w ar­

szawski, prof. Wincenty Trojanowski.

Poświęcił on badaniom i dochodzeniom tej kwestyi kilka lat żmudnej pracy.

Niezrażony szedł wytrwale od formy do formy, przestudyował całą ewolucyę two­

rzenia się godeł, szukał pojęć na określe­

nie symbolów .i badania swoje zamknął w ciekawem twierdzeniu, że pierwotnem godłem Warszawy była tetramorfa.

r P ie czę ć W arszawy z roku 1422.

Prof. Trojanowski przy tern zazna­

cza: „Najdawniejsza pieczęć z godłem herbu Warszawy jest przytwierdzona do aktu zawarcia pokoju nad jeziorem Miel­

no przez Władysława Jagiełłę i Wielkie­

go mistrza krzyżackiego Pawła de Russ- dorf w r. 1422. Postać tego godia jest tetramorfą, czyli połączeniem w jednej

P ie c z ę c ie W arszaw y z r. 1589, 1563 — 1614 do 1791 r.

figurze czterech symbolów ewangeli­

stów: człowieka, orla, lwa i wolu. Jest uzbrojona, albowiem miała bronić miasto i Mazowsze od napadu .pogan — wrogów Ewangelii. Oodlo to przybrał i nadal

■miastu książę Janusz I starszy w ,r. 1375 lub 1376. Wtedy też Warszawa otrzy­

mała prawa samorządu.

W wieku XVI pod -wpływem Rene­

sansu zmieniono tetramorfę na .postać in­

ną, złożoną z niewiasty :i smoka. Godło to było używane na pieczęciach Warsza­

wy aż do wieku XVIII.

Trzeci typ, to godło obecnie jeszcze używane: pół-kobiety i pól-ryby, tak zwana syrena, a właściwie Trytonida.

Pojawia się ona po raz pierwszy na dy­

plomie wydanym przez Augusta .III w r.

1750.

Prof. Trojanowski stwierdza też, że

„przyjęcie tetramorfy, czyli symbolu czterech ewangelii, za herb Warszawy, prawdopodobnie przypada w czasie za­

prowadzenia w Polsce święta Bożego Ciała".

Ze względu na charakter tetramorfy, na jej znaczenie symboliczne, widziano w tej postaci wyobrażenie plastyczne si­

ły ukrytej a potężnej. Przypisywano jej, jak 1 wogóle samym ewangeliom, wła­

sności cudowne, ochronne. Te trzy ty­

py godła herbowego naszego grodu od­

powiadają wyobrażeniom Warszawy, ja­

ko stolicy książęcej, Warszawie, stolicy państwa polskiego, .i Warszawie nowo­

czesnej.

— Jak pan profesor .przyszedł do wyjaśnienia tego interesującego faktu co do trzech typów pieczęci?

— Badałem i zestawiałem ty.py pie­

częci na aktach naszych grodzkich i uda­

ło mi się z całą ścisłością ustalić ich ewo­

lucyjną genezę.

— Skąd jednak wzięto się twierdze­

nie co do tetramorfy?

— Na, pieczęci tej z aktu .pokojowe­

go wyraźnie .można skonstatować typo­

wą tetramorfę. Że fakt nie ulega wątpli­

wości, zaznaczył już słynny archeolog fiorenoki, dyrektor muzeum prof. Giaco- mo de Picoia. Wszystkie przytem szcze­

góły, z jakich pieczęć ta się składa, a więc tarcza, na której godło zdobiące po­

le pieczęci, miecz w formie zbliżonej do szabli, jaki trzyma .postać herbowa, lite­

ry legendy umieszczonej w otoku, a po­

między niemi, głównie literą T, wskazują jaknajściślej, że pieczęć ta mogła był wy­

konana tylko w drugiej .połowie wieku XIV, nie wcześniej, ani nie później.

— Czy pan profesor w tej materyl wyda jakąś publikacyę?

— W sprawie tej zjawiła się już od­

bitka ze sprawozdań z posiedzeń Towa­

rzystwa naukowego warszawskiego. To­

warzystwo też naukowe wydaje obszer­

ną moją pracę, która się niebawem zjawi na półkach księgarskich. Firlej.

N a w id o w n i z ty g o d n ia .

A SCLUITH , p re z e s m in i­

s tr ó w a n g ie ls k ic h , p o ­ d a ł s ię d o d y m is y i w s k u ­ t e k n ie p o ro z u m ie ń c o do

G re c y i.

L L O Y D G E O R G E , a n g ie l­

s k i m in is te r w o jn y , p o d a ł s ię d o d y m is y i w s k u te k n ie p o ro z u m ie ń co d o G re ­

c y i.

S T A N IS Ł A W D ZIE R ZB 1- C K I,u c h y l i ł s ię o d d a ls z e ­ go p e łn ie n ia o b o w ią z k ó w p rz e w o d n ic z ą c e g o R ady G łó w n e j O p ie k u ń c z e j.

A D A M hr. R O N I K I E R z r z e k ł s ię s ta n o w is k a p re z e s a K o m ite tu R a d y

G łó w n e j O p ie k u ń c z e j.

G U S T A W D A N IŁ O W S K I, r e p re z e n ta n t P. P. S. w R a­

d z ie M ie js k ie j, z r z e k ł s ię m a n d a tu w s k u te k s ła b e g o

z d ro w ia .

(9)

Z teki karykatur „Św iata . Prezydyurn Rady Miejskiej st. m. Warszawy.

(R y so w a ł S ta n isła w D obrzyń ski).

Wiceprezes dr. Józef Zawadzki. Prezes dr. Józef Brudziński. Wiceprezes Artur Śliwiński.

Teatry warszawskie.

Teatr Polski wystawił nową i ory­

ginalną tnagedyę „Zuzanna", młodego autora, p. Gustawa Beylina. Treść i tło zaczerpnięte zostały z biblii, z księ­

gi proroctwa Dawidowego, przekazują­

cego w jednym z rozdziałów znaną hi- storyę o cnotliwej Zuzannie, żonie Joa­

chima, .nagabywanej i kuszonej do grze­

chu przez dwu starców niecnotliwych.

Następuje oszczercze i mściwe oskarże­

nie, sąd, skazanie niewinnej, aż nareszcie uwolnienie za sprawą młodego pacholę­

cia, Daniela (późniejszego proroka), przez którego usta P an przemówił; nie­

winność i prawda zostają wyświetlone, a źli starcowie śmiercią pokarani. Joachim, o którym biblia mówi, że po wyroku u- niewinniającym „Chwalił 'Boga wraz z Helcyaszem (teściem), jego żoną y ze wszemi powinowatymi, że się nie nalazla w ,niey (Zuzannie) rzecz sprośna" — u- kazuje się w dramacie jako namiętny za­

zdrośnik. Już na wstępie, żegnając się z żoną przed podróżą, którą mu autor od­

być kazał, mówi: Zazdrosny jestem o każ­

dy wzrok obcy, który spocznie pożądliwie na różach i liliach twego ciała. A wró­

ciwszy i dowiedziawszy się, że nietylko starcy, ale dużo innych żydów patrzyło na Zuzannę w kąpieli, topi w jej piersi nóż zazdrosny', nie bacząc, że oskarżenie by­

ło potwarzą i że niewinność ofiary zo­

stała stwierdzona. Uczucie zazdrości nieco chorobliwe. Jednak to samo uczu­

cie posłużyło autorowi do napisania ła­

Na fro n c ie zachodnim.

P rz e d s ta w ie n ie d la ra nn ych ż o łn ie rz y w p a ry s k ie m T ro c a d e ro .

dnej sceny w pierwszym akcie, kiedy ta zazdrość męża przyjęta zostaje z zado­

woleniem przez Zuzannę, bo przekonywa ją o .potędze miłości z jego strony'. Przy-

O Al G7TIIIZl ANTYKI @BRONZY0SREBRA@PORCELANA0DYWANY0MEBLEAMTVI/\A/ADM

O A L U N O Z I U K I

abegutnajerś

-

tokrzyskam35.

A N I Y K W A K IN

(10)

F E R T N E R i S -k a N o w y -Ś w ia t N s 6 3 .

H

u10 u ó CL

NUJ C/1 3

< - > _

< « c « c a s c - j

tern zaś młody arty sta, p. Żytecki, pier­

wszy raz większą rolę grający, wykazał w kilku momentach .niemało sentymentu m i siły. Pani Przybyłko, jako Zuzanna, 5 pozostawiona .przez autora w ramach .pe-

~ wnej bierności, złożonej z cnoty i cier­

pienia, w ygrała te dwie nuty z całym ar­

tyzmem. Jeśli już zmienia autor treść i charaktery biblijne, mógł był śmielej rozwinąć uczucie wzajemne Zuzanny do młodego pasterza kóz. Daniela, którego dowcip i śmiałość od śmierci ją uwalnia.

Odjęłoby to może trochę cnotliwości bo­

haterce, ale nie czyniłoby jej morder­

stwa z ręki męża tak beznadziejnie o- krutnem i niezaslużonem. Autor, co jest cechą młodych dramaturgów, więcej kła­

dzie akcentu n.a piękno słowa, poświęca­

jąc dlań energię samej akcyi. Słowa te, jak już .powiedzieliśmy, są często bar­

dzo ładne, ale może czasem za długie.

Z biblijnych dwu starców, którzy przez niegodną zemstę stają się powodem oszczerczej skargi, wybrał autor tylko jednego. I on .podtrzymuje dominantę w melodyi, śpiewającej o niepokonanej chu­

ci, co dochodzi w scenie pośmiertnej aż do pewnego rodzaju bohateryzacyi posi­

wiałych pragnień miłosnych. P. Sosnow­

ski, grający tę rolę, głosi o tern uczuciu w tonie silnym, nawet podniosłym. Na­

suwa się jednak uwaga, że mniejsza, co o tem sądzi „starzec .niecnotliwy", jak go mianuje Biblia; wolno naw et z jego cier­

pieniem sympatyzować. Jednak _ważniej- szem byłoby dowiedzieć się, jak to .przyi- mie ta druga strona, która m a tem uczu­

ciem zostać uszczęśliwiona. Zwycięstwo

■będzie zawsze po stronie młodego pa­

sterza kóz, .zwłaszcza jeśli tak dobrze umie g rać na lutni...

T eatr 'Mały, po kilku niezbyt szczę­

śliwych próbach, skorzystał z powrotu na tę scenę utalentowanej artystki, p. Łą- ckiej-łPawłowskiej, i podjął się dzieła tru­

dnego, ale i chwalebnego zarazem, mia­

nowicie wystawienia 3-aktowego „My- steryum" Maeterlinckowskiego, p. t. „Sio­

stra B eatrix“. Rzecz nieco nad-poetycka, jak na użytek sceny. Madonna, schodzą­

ca ze swego piedestału w klasztorze, aby zastąpić grzesznicę, któ ra rzuca habit i daje się w ykraść złocistemu królewiczo­

wi (rzecz się dzieje w wiekach średnich), jest pomysłem tak nadziemskim, że pe­

wne jego piękności zacierają się w ra­

mach teatru, który woli zawsze relief i kontury wyraźne, aniżeli niepochwytność, choćby jak najpiękniejszą. Mimo to, dzięki bardzo sumiennej wystawie, a przedewszystkiem grze utalentowanej a r ­ tystki, która, oceniając właściwie swe siły, pozostała w granicach tkliwego li­

ryzmu, ta rzecz, powstała z nieco .prze- bujalej ,ale prawdziwej fantazyi, zasłu­

guje na szczere uznanie. '

A. B.

Z życia prowincyi.

D n ia 16 w r z e ś n ia r. b. o d b y ło s ię w B ia łe j S ie d le c k ie j u r o c z y s te z a m k n ię c ie 2 -m ie s ię c z - n ych p rz y g o to w a w c z y c h k u rs ó w n a u c z y c ie ls k ic h lu d o w y c h , u rz ą d z o n y c h p o d kie ru n kie m m ie js c o w y c h s i ł p e d a g o g ic z n y c h . J e d n o c z e ś n ie na w n io s e k m ie js c o w e g o p ro b o s z c z a ,

z a w ia z a n o S to w a rz y s z e n ie n a u c z y c ie li lu d o w y c h .

Otwarcie nowego Gimnazyum w Olkuszu.

W d niu 10 p a ź d z ie rn ik a d o k o n a n o o tw a r c ia G im n azyu m w O lk u s z u . N a u r o c z y s to ś c i te j p rz e m a w ia ł p. M in k ie w ic z , p rz e w o d n ic z ą ­ c y K o m ite tu R a tu n k o w e g o d la u b o g ie j lu d ­

n o ś c i.

Jubileusz przełożonej.

Znana w Warszawie przełożona VII-kIa- sowego zakładu

naukowego dla panien p. Fry­

deryka z Li- brechtów Thal- griinnowa ob­

chodziła w 17 li­

stopada r. b.

5 0 - letni jubi­

leusz pracy p e ­ d a g o g i c z n e j . Przez te lat pięćdzięsiąt wy­

chowała czte­

ry p o k o l e n i a wdzięcznych u- czennic. Pensya p. Thalgriinno-

wej do chwili obecnej zostaje pod jej osobistym kierownictwem.

Odpowiedzi redakcyi.

P. Gilowskiemu Stanisław ow i: Al­

bum nabyć można u p. H. Wildera, ulica Traugutta. Warszawa. Przez księgarnię krakowską Gebethnera zapewne można sprowadzić.

7 r- —

H cc o

Piwnice Polonia - Pałace

WIELKI WYBÓR ODLEŻAŁYCH WIN, KONIAKÓW, LIKIERÓW I WÓDEK.

Sprzedaż hurtowa i detaliczna przeniesiona ze sklepu frontowego do obszernego 10166 lokalu w podwórzu gmachu Hotelu Polonia-Palace wprost bramy.

— ... ... - . &

(11)

Wiadomości literackie.

KOCHANOWSKI J. K. Postęp Ludzko­

ści jako wyraz praw psychicznych roz­

woju.—E. Wende i Spółka. Warszawa—

Lwów — 1917 (1916). Odbito czcionka­

mi Drukarni Wł. Łazarskiego w Warsza­

wie. 16X22. Knl. 4 + s . 298+2 nl.

W któremś miejscu swej ostatniej pracy, przechodząc po kolei różne dzie­

dziny życia ludzkiego i rozpatrując wszelkiego rodzaju ich przejawy, po­

święca Kochanowski słów parę współ­

czesnemu piśmiennictwu i literaturze, za­

lewającym „świat, niby wodnista roślin­

ność 'Cejlonu". „Jest tam — .mówi w dal­

szym ciągu — wszystko, czego dusza zapragnie: brak tylko — książki, coby była, jak ongi, bodźcem pochodu ad astra, wierną towarzyszką życia"...

Sąd to, może, zbyt ostry i wyłączny, ale ma prawo wygłosić .go ten, kto, jak autor Postępu Ludzkości, t a k ą właśnie książką nas obdarzył. 1 jakikolwiek bę­

dzie do .niej stosunek czytelnika, tak czy inaczej na zawartość jej zareaguje, jeżeli tylko uczucie sprawiedliwości nie jest mu obce, pochylić musi głowę i uznać w .niej dzieło z rzędu tych, które c z y n e m są, tembardziej zasługującym na uwagę, że spełnianym z całą świadomością bezna­

dziejnych, zdawaćby się mogło, trudno­

ści. „.Idea" bowiem „dociekać ,na temat

„postępu" człowieka, jako jednostki, spo­

łeczeństwa, czy „ludzkości", jest właści­

wie, z punktu widzenia czasów .naszych, anomalią w znaczeniu logicznem... Jakże bowiem mówić o „postępie, t. j. innemi słowy: o zbliżaniu się do „celu", skoro zarówno samo jego istnienie, jak rodzaj leżą po za granicami terenu, uprawiane­

go przez umysłowość współczesną?"

Kto .inny w podobnych warunkach ręceby opuścił, zamknął się w sobie i mil­

czał. I bez wątpienia postąpiłby zgodnie z nakazem rozumu, gdy nakazu serca wzbudzićby .nie umiał. Wszakże „intele­

ktem rozważać można to tylko, co ze sfery jego powstało; czuciem, co jest z czucia". A ten, który to napisał, z tych jest, „którym obie władze są dane". Więc i wątpić nie mógł, że, nie samą tylko sfe­

rę umyslowości dociekaniami swemi ob­

jąwszy, ale i ze źródła je czerpiąc jedno­

cześnie, skąd rzeki wody żywej płyną, znajdzie mimo wszystko takich, którzy nie zatracili .jeszcze w sobie zdolności przyjmowania „czuciem, co jest z czu­

cia". Dzięki temu powstała książka, któ­

rej zadaniem: wieść górnym szlakiem

„tam, gdzie panują ducha wyżyny prze­

zrocze".

Nie należy się łudzić: wielu książka nie .przypadnie do smaku, z konieczności bowiem pełno w niej gorzkich prawd, które niejednego kolą w najczulsze miej­

sce, prawd atol: dla oczu innych tak o- ślepiających, jak oślepiać mogą tylko

„błyskawice praw dziejowych". Nieza­

dowolenie jednak i protest wywołać mo­

że jeno wśród ślepych lub zawodowych krzykaczów, stawających zawsze w o- bronie tego, czego najczęściej sami nie czują. Ale każdy, komu skłonność pato­

logiczna do demagogii obca jest, kto czą­

stkę choć wrażliwości posiada, aby od­

czuć prawdziwy arystokratyzm ducha i w .przepojonem niem dziele uznać choć­

by przeciwnika, ale przeciwnika, przed którym odsłania się głowę — ten książce Kochanowskiego przyznać będzie musiał wśród innych miejsce wybitne i obojętnie obok niej nie przejdzie.

Praca, w której autorowi o nic in­

nego nie chodzi, jak „o nawrót psychicz­

ny z torów zwodniczej iluzyi do dróg normalnych rozwoju, z których świado­

mość ludzkości została „chwilowo" (w znaczeniu dziej owem) wykolejona" —

■porusza najżywotniejsze kwestye i za­

gadnienia szczególnej zwłaszcza wagi dla .nas w tym właśnie momencie, kiedy stanąć musimy do budowy nietylko przy­

szłych form zewnętrznych, ale i do' ura­

biania ducha, który wypełniać je będzie.

Zagadnienia te Jan Kochanowski roztrząsa z wyżyn szczytów nauki, przemawia jednak - mową, którą, jeżeli tylko zech-cą, wszyscy mogą zrozumieć, opromienia je bowiem, jak ogarniające wszechświat słońce, uczucie —

L'amor, che muove il sole e Valtre Stelle...

FABRE JEAN HENR1. Z życia owadów.

Pi-sma wybrane z „Souven.irs Entomolo- giąues". Napisał... Tłómaczyły z francu­

skiego Z. Bohuszewiczówna i M. Górska.

■Nakładem Henryka Lindenfelda. Skład główny u E. Wendego i S-ki, Warszawa 1916. 16X22.5. S. XIV+2 nl.+223 Z por­

tretem autora i ryc. w tekście.

Z pism Jana Henryka Fabre‘a nic przedtem nie było polszczyźnie .przyswo­

jone. Z dziesięciu tomów oryginału do­

konano narazie wyboru i w ten sposób powstała książka (za którą, miej my na­

dzieję, nastąpią dalsze), doskonale cha­

rakteryzująca twórczość tego niezwykłe­

go badacza-poety, o którym Maeterlinck pisał, iż jest jednym z tych, którzy bu­

dzili w nim i budzą zawsze najgłębsze u- wielbienie, a Edmund Rosta,nd przyznał, iż wielki uczony, jakim jest Fabre, „my­

śli jak filozof, patrzy jak artysta i wy­

powiada - się niby poeta". Słusznie też w przedmowie do wydania polskiego za­

znaczono, że Fabre, „niby czarodziej z bajki, rozumie mowę rozlicznych stwo­

rzeń i sam umie do nich przemawiać; po­

słuszne jego władzy, zdradzają mu one swe tajemnice... Syn słonecznej Pro- wancyi, która tylu wydała .poetów, jak­

że daleko odbiegł Fabre w swych dzie­

łach od suchych formuł systematyków' po-lineuszowskich, czyniących z nauki o życiu martwy katalog nazw! Jego język obrazowy a jędrny, jak mowa ludu, w barwnych plastycznych zwrotach snuje epopeę malutkich bohaterów', tchnieniem poezyi owiewa każde zjawisko, każdy twór boży, to znowu tryska niekiedy iście gallijskim dowcipem, a zawsze z wdzię­

kiem i prostotą oddaje myśli autora".

Stosunek swój do przedmiotu badań naj­

lepiej zresztą ujął sam sędziwy uczony, zwracając się w jednem ze swych dzieł do ogółu entomologów ze słowami: „Wy ćwiartujecie zwierzę, a ja studyuję je pod szafirowem sklepieniem nieba; wy czyni­

cie z niego przedmiot wstrętu i litości, a ja uczę je kochać. Wy badacie śmierć—

ja badam życie!".

Książka Fabre‘a zajmie wszystkich,

■przedewszj stkiem jednak literatura na­

sza dla starszej młodzieży zyskuje w niej dzieło wyjątkowej wartości, na które jak najgoręcej zwrócić należy uwagę osób zainteresowanych. Bez wątpienia uczy ona bowiem „badać duszę zwierząt w najwznioślejszych jej przejawach, badać ją przy śpiewie ptaków, pod szafirowem sklepieniem nieba".

GOSCICKI LEON KS., tajny szambelan Dworu papieskiego. Budowa Świątyni.

Wskazówki praktyczne przy wznoszeniu i odbudowie kościołów' oraz zdobieniu ich wnętrza. — Księgarnia E. Wende i S-ka Warszawa—Łódź (1916). 15.5X22.5. Knl.

2+ 168+ 1 nl.

Ruch w' kierunku wznoszenia .nowych kościołów' w ostatnich latach był ma zie­

miach polskich bardzo duży, przyniósł jednak, niestety, wiele smutnych doświad­

czeń: okazało się, że sumie włożonych wysiłków, nie mówiąc już o kapitałach pieniężnych, bynajmniej nie odpowiada­

ły ostateczne rezultaty, wyrażające się przedewszystkiem pod względem arty­

stycznym naogół niezbyt dodatnio, .nie­

kiedy zaś wprost kompromitująco. Wię­

kszą jeszcze, niż przez budowę nowych nieodpowiednich kościołów, poniosła sztu ■

ka polska szkodę przez nieumiejętną, nie­

kiedy wprost barbarzyńską restauracje dawnych; w burzeniu zabytków mniej lub więcej cennych ręka ludzka, kierowa­

na zapewne nie złą wolą, ale nieświado­

mością, wspieraną przez upór i zarozu­

miałość, jakże często wyprzedzała ni­

szczycielskie działanie czasu. W latach nam najbliższych stosunki cokolwiek pod tym względem .zmieniły się na lep­

sze dzięki działalności Tow. Opieki nad zab. pr.z„ nie mogło ono jednak, oczywi­

ście, przez tak krótki- przeciąg czasu wpłynąć na zmianę warunków zasadni­

czych, wśród których jednym z kardy­

nalnych jest konieczne uznanie przez sfe­

ry zainteresowane decydującego prawa głosu czynników istotnie kompetentnych.

Duchowieństwo, z natury rzeczy naj­

bardziej sprawą budowy lub odnowy ko­

ściołów zmuszone zajmować się, korzy­

stając nawet z pomocy tego rodzaju, jak wspomniane Towarzystwo, instytucyi, nie może .nie dążyć do wyrobienia sobie wła­

snej w tym kierunku oryentacyi. .Na dro­

dze tej w-spierać je mają wydawnictwa, jak dawniejsze prace Wł. Łuszczkiewi- cza lub ks. iBrykczyńskiego i najnowsza ks. Gościckiego, oparta na samodzielnem autora doświadczeniu, które zalecać mu każę godne uwagi umiarkowanie, odbi­

jające od tak często spotykanych wy­

górowanych aspiracyi-, nie liczących się zgoła z warunkami realnymi.

Księgarnia

E. Wende i S-ka

Krakowskie-Przedmieście 9.

11

(12)

Księgarnie Towarzystwa Wydawniczego w Warszawie

mazowiecka 12 i marszałkowska 143.

POLECAJĄ NOWIE WYDAWNICTWA GWIAZDKOWE:

EdlOard Słoński. Jak to na wojence. Opowiadanie dla dzieci z ilustr. A. Dzierzbickiego Rb. 1.80.

B e n e d y k t H e rtz . Przygody Magdusi. Powieść dla dzieci z ilustr. M. Wertensteinówny Rb. 1.35 W P a m ię tn y m r o k u w o jn y . Książka zbiorowa

dla m łodzieży. Ilustracye S. Norblina Rb. 2.—

D a n te A lig h ie r i. Vita Nuova (NoweŻycie)brosz. Rb. 1.—

w opr. pł. ,, 1.75 w opr. zbytk. „ 2.50 J. G ra b ie c . Powstanie Styczniowe 1863 — 1864

brosz. Rb. 2.50 w opr. pł.

Rb.

3.10 J . G ra b ie c . Dzieje Polski Niepodległej brosz. 1.60

w opr. pł.

Pol- J. G ra b ie c . D zieje porozbiorowe N arodu 2.20

skiego brosz. Rb. 1.90

w opr. pł.

kop.

B o le s ła w Li m a n o w s k i. D zieje bitwy brosz. —.502.50 wydanie na lepszym p a p ie rze w opraw ie Rb. 1.50 J a n L o re n to w ic z . Polska Pieśń Niepodległa

brosz Rb. 1.—

w opr. kart. ,, 1.50 w opr. zamsz. 2.50 W a c ła w S ie ro s z e w s k i. Beniowski. Powieść hi­

storyczna (odpowiednia dla starszej młodzieży) brosz. Rb. 2.50

kart. 2.80 wydanie na lepszym papierze w oprawie ,, 4.50 S ie d le c k i M. d r. p ro f. Jawa brosz. Rb. 5.50 w opr. pł. ,, 6.50

J u lju s z S ło w a c k i. Pisma mistyczne w układzie St. Wyrzykowskiego brosz. Rb. 1.75

w opr. pł. „ 2.50 w op. zbytk. „ 3.—

W in c e n ty T ro ja n o w s k i. Malarstwo Włoskie z 40 planszami brosz. Rb. 6.—

w opr. pł. „ 7.75 w opr. zbytk. 12.—

S te f a n Ż e ro m sk i. Nawracanie Judasza brosz. Rb. 2.50 wydanie zbytk. w opr. „ 4.50

Z am ieć brosz. „ 2.50

wydanie zbytk. w opr. „ 4.50 K o n o p n ic k a M. Jak się dzieci w Bronowie ba­

wiły z ilustr. Dębickiego Rb. 2.—

L e ś m ia n B. Klechdy sezamowe w opr. kart. ,, 1.50 z ilustr. E. Dulaca w opr. pł. 3.—

Przygody bindbada żeglarza w opr. kart. „ 1.80

pł. „ 2.50 O rs z a H. Na ziemi polskiej przed wielu laty 1.20 O s tro w s k a B r. Książeczka Halusi z obrazkami

S. Filipkiewicza Rb. 1.80

R y g ie r-N a łk o w s k a Z. Moje zwierzęta 1.—

S m o le ń s k i J. Krajobraz polski brosz. „ 2.—

w opr. pł. 3.—

Ś liw iń s k i A. Powstanie listopadowe w opr. „ 2.30 T a lk o -H ry n c e w ic z . Człowiek na ziemiach n a ­

szych brosz. Rb. 3.60

w opr. pł. „ 4.60 K a t a lo g i n a j p i ę k n i e js z y c h w y d a w n ic t w p o ls k ic h g r a t i s i f r a n c o . 10175

£>

SALMET „MOTOR”

(B a ls a m H le th y lii S a l i c y li c i c o m p .)

Używa się przy artretyzmie, reumatyzmie i nerwobólach,

poleca własnego wyrobu

Warszawskie Towarzystwo Akcyjne „MOTOR"

M a r s z a ł k o w s k a JV° 2 3 . 9968

10181

i UOTAJCIEdoPRANIA

M IK ’

10129

-=?\

Bar Waldschleschen

M o n iu s z k i JYł 12. 10,76

Wyborowa kuchnia dobór zakąsek— flaki w Czwartki i Niedziele.

Polecamy s m a c z n e o b ia d y z 4 d a ń 9 0 » o p . K o la , c y e z 3 d a ń i d e s e r u R b . I k o p . 5 0 i a la c a r t e — Wieczorem k o n c e r t w Niedziele i Święta podczas obiadów

I,

1

1 I 1 1

F. WORONIECKI

WARSZAWA — CZYSTA Ns 2.

poleca w w ie lk im w yb o rze :

ZEGARY, ZEGARKI, DEWIZKI

MODNE ZEGARK W BRANSOLETACH i NA PAS­

KACH PRAKTYCZNE DLA pp. WOJSKOWYCH.

P r z y m a g a z y n i e p r a c o w n i a p r e c y z y j n y c h ro b ó t za g a rm istrzo w skich . 10>82

I I I I I

O dpow iedzialny re dakto r-w yda w ca: C zesław Podw iński. K lisze i druk wykonane w Za kł. Graf. Tow. A kc. S. O rg e lb ra n d a S-ów w W arszaw ie Za pozw oleniem n iem ieckiej cenzury w ojennej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydawało się, że za chwilę ten ogień, więziony pod skorupą ziemi, przedrze się wreszcie przez nią i bu­.. chnie w górę straszliwie jasnym

ogłoszenie przez Rząd Narodowy uwłaszczenia nie ,zrobiło powstania, tak jak się spo­. dziewano, ruchem ludowym, to

rego ciągnęły się długie linie na­.. szych

no pod broń. Jest to ubytek sił roboczych bardzo znaczny, a sposoby zaradzenia temu staną się palącą sprawą ekonomicz­.. ną w całej Europie. Jak wiadomo,

Z Warszawy wyszło odrodzenie, szkoły głównej krakowskiej i wileńskiej, a w promieniu owej pracy odnowiciel- skiej rodziły się pomysły utworzenia wszechnicy w

Nie umiał się wyzwolić od niej nigdy, nawet gdy po temu robił wszystkie wysiłki, oprócz tego jednego, który sam tylko mógł go na swobodę twórczą

żyła i doprowadziła do wielkiego dnia 5 listopada, dnia pamiątkowego już w historyj naszej, bo dnia tego przed jedenastu laty odbył się w Warszawie narodowy

ków w Rosyi nie toczy się odosobnionem, ściśle narodowem łożyskiem; przeciwnie biorą oni większy lub mniejszy udział w życiu wszystkich mieszkańców danej