Cena 15 zł.
■
TREŚĆ NUMERU:
i STEFAN WOLSKI
MARIA STUART
WOJCIECH NATANSON
KRAKÓW A JERZY SZANIAWSKI
NARCYZ ŁUBNICKI
AMICUS CRITICUS, SED MAGIS AMICUS CRITICISMUS
LIRYKA SERBSKA w przekładach St. K. Papierkowskiego
ALEKSANDER OLKIEWICZ
POWRÓT
ZDZISŁAW PAPIERKOWSKI
KRYMINALISTA
MARIAN MORELOMSKI
ORESTEJA W WARSZAWSKIM TEATRZE POLSKIM
JANINA PLISZCZYNSKA
ROK I LUBLIN, 1 5 -3 0 KWIETNIA 1947 R. Nr 6 (31)
KWESIIA W YCHOW AW CZA W „SZCZENIAKACH"
Recenzje księżek
STEFAN WOLSKI
M A R I A S T U A R T
O ..Marii S luarl" Juliusza Słowackiego tak wiele najprzedniejszych umysłów i znawców rzeczy zabierało głos, że - - wy
gnam szczerze— do lem atu lego podcho
dzę z 'Zażenowaniem. Ponieważ kw estia o- praco w an ia klllku uwag o dram acie pozo- staje w związlku z w ystawieniem tragedii w T eatrze Lubelskim . pragnę zastrzec się, że a rty k u ł niniejszy będzie m iał c h a ra k te r bardziieij inform acy jno - u ty litarn y niż literacko - odkrywczy. Nie zam ierzam bowiem pretendow ać do oryginalności i n a ścianach wiedzy o Słowackim o d k ry wać freski dawno już odnalezione.
Gdyby kłoś spojrzał na „M arię Stuart"
Juliusza Słowackiego w oderw aniu od jej tła historycznego jako na d ram at p rzed staw iciela rom antyzm u, odrzucając suge
styw ny wpływ nazw iska W ielkiego A uto
ra (które mogłoby podważyć obiektywizm owego spojrzenia), zadziwiłby się i może przeraził spiętrzeniem zła zaw artego w utw orze. Mógłby naw et mleć w ątpliwości czy życie zdolne jest dostarczyć lak p o n u rego d ram atu zbrodni w środow isku dzie
sięciu zaledwie osób. Mógłby również zastanow ić się nad w artością rom antyzm u, grzężnąeego w tem atyce tak wysoce p o sępnej, bez cienia nieledw ie uśm iechu ludzkiego. Byłoby to je d n a k w ejrzenie pow ierzchow ne. Niie odkryłoby ono w
„M arii S tu art" nic poza izalelami scenicz
nym i, ostrość.ą rysunku ch arak teró w i poetyckim dźwiękiem pięknych strof.
F an tazja, w yobraźnia i poezja — pow ie
działby, i byłby w tym zdaniu rów nie d a leko ja k i blisko praw dy. „M arii S lu arl"
bowiem nic m ożna rozw ażać bez w n ik nięcia w istotę czasów w spółczesnych h i
storycznym postaciom dram atu, ja k i z p o m inięciem kilku inform acyj zw iązanych z osobą twórcy z okresu pracy nad tą sztuką.
Hiistóryczna M aria S tu art (nr. 8.12.
1542 r.), córka Jak u b a V szkockiego 1 Ma
rii Guise, jako sześcioletnie dziecko zn a
lazła się na dworze francuskim , przezna czona na m ałżonkę następcy tronu F r a n ciszka 11. Mając szesnaście hit poślubiła delf.na, który jed n ak bardzo prędko zm art W ielki plan frtincusk.ego króla p o łączenia pod berłem Marii i F ranciszka trzech narodów : francuskiego, szkockiego i (ewent.) an g ielsk eg o został zniw e
czony. M aria pow raca do Szkocji obcią żona złym wpływem dworu francuskiego, k tó ry przez lata w yciskał na li.eukszlał- tow anym ch arak terze kobiety p.ętno lek kości obyczajów, zmysłowości i d e p raw a
cji. W 'k ra ju ogarnęła Marię z p unktu w al
ka, tocząca się między k a to lik a m i i pro testantam :. B aiując się w n .eznanej i nie
bezpiecznej syiuacji. królow a poślubiła w 23 raku z y e .a daieklegi krew nego, H en ry k a S tuarta lorda D arn ley a, sądząc, że z pom ocą tego m ożnow ładcy szkockiego zdoła rozbić obóz protestantów , z a sila
nych ludźmi i pień ędzmi z p ro leslan ek ej Anglii Elżbiety. Małżeństw,, to n a przy nio-sło Marii S tu a rt nic dobrego. H enryk bowiem nie tytko nie był jej pom ocny w walce, ale przeciw nie, jego żądza w ła
dzy zbliżyła go do przeciw ników k ró lo wej. Kiedy zaś za jego spraw ą zeslaił za
m ordow any ulubieniec Marii lulu sta Ił z ziio, nastąpiło zerwanie, które zakończyło się śm iercią D a rn le y a w zam achu zorga
nizow anym przez kochanka królowej lir.
Botwela. Śledztwo nie ud >wodn ło mu
zbrodni: nie było leż dowodu współwiny Marii. W krótce też M aria S tuart po raz trzeci zaw arła zw iązek m ałżeński.
Trzeci z kolei jej m ałżonek: lir.. Bolwel nie zm ienił w niczym toczącej się fali przełom u dziejowego. Miecz reform acji zm iótł królow ą z gran ic Szkocji. Praw ow i
ta dziedziczka tro n u angielskiego (Marla S tuart pochodziła w prostej linii od H en
ryka VII), jak na ironię, szukała schro
nienia u Elżbiety angielskiej, k tórą p rz y padek urodzenia uczynił przyw ódcą p ro - I osi autów . E lżbieta skorzystała ze sposob
ności i uwięziła ryw alkę, następnie w yto
czyła jej proces o w spółudział w zam or
dow aniu Damley*a, i wreszcie (po 20 p r a wie latach więzienia), w ykryw szy spisek, w którym rzekom o b rata udział Maria Stuart, w ytoczyła jej nowy proces. Zapad!
w yrok skazujący n a śm ierć, nieszczęsną królow a zakończyła swój tragiczny żywot pod toporem k ata w 1587 r.
Nie była to przecie wyłącznie tragedia rodziny królew skiej. M aria S tu art urodzi
ła się na kraw ędzi epoki, która kończyła się nieodw ołalnie. Nowe czasy budow ał przew rót, hliiey w ślad za reform acją.
W alka, k tórą toczyli „papiści" i p ro te stanci m iała nie tylko aspekt religijny Była to w ałka o now e zdobycze społecz
ne, w której m iał zostać rozryty o sta tecznie duch średniow iecza, a niedobit
ko,wie. przekw itłego fcodaliznm : rycerze i duchow ni, od wieków dzierżący władzę, mieli w ydać o statn ie tchnienie
Agonia m inionego świata to okre
A N T O N I R Ó Ż Y C K I
Znakomity skłor, z pokolenia iych największych ludzi polskiego teatru, dyrektor Teatru Miejskiego w Lublin e, obchodzić będzie w dniu 8 '• s a br 40-lecie swojej p a ty scenicznej. Dyrektor Różycki występi w utworze Jerzego Szaniawskiego p. t. „Adwokat i róże".—
życia M arii Stuart. N iew ątpliw e tragiczna la postać jest w yrazem owego czasu, który rów nie byt krw aw y jak i konstruktyw ny w końcowym efekcie. N iew ątpliw ie los królow ej niezdolnej spostrzec konieczno
ści i nieodw ołalności p rzem ian społeczno- religi jiiych, z góry był przesądzony. To zaś, że nie dorosła o na do zadań i m ąd ro ści męża stanu i w rezultacie nie zdołała wywrzeć konkretnego wpływu n a b.eg w ypadków , plącząc się w zbrodni i in
trygach dw orskich (w n ajm n iej odpo
wiedniej do tego chwili), słało się dla niej wyrokiem , którego w ykonanie zaledwie się odw lekło.
Zdawałoby się, że Juliusz Słowacki uchw ycił sens, i owego czasu walk: o po
stęp, i owych ludzi przeciw nych obozów.
Nazwanie ..Marii S tu art" dram atem h i
storycznym uspraw iedliw iałoby ten po
g lą d . W realizacji koncepcji wyszło jed nak coś form alnie tylko związanego z Iłem historycznym tragedii królow ej.
Mając do dyspozycji m ateriał twórczy z jednej strony w iążąey się z dram atycz
ną historią owych czasów XVI w., a z d ru giej stromy - z tragedią żywych ludzi, Słowacki • poeta poszedł tropem w ięk
szej dań wówczas tragedii!: tragedii duszy człowieka. Stąd jego „M aria S tuart" nie jest b ynajm niej d ram atem historycznym a w ybitnie —-psychologicznym .
1 ’< >c z ą I k (> w y a.k e en I a.k 1 u p i e.rw s z ego, odsłaniającego w opow iadaniu pazia w rzenie rew olucyjne w Szkocji na Ile ataków prołeslantów na obóz katolicki, którego sercem jest dw ór królew ski, za
powiada pozorniie dalszo bieg w ypadków o potężny m ładunku problem u historycz
n eg o . Akcent len natychm iast praw ie n ik nie, a na jego m iejsce wchodzi n u la uczu
cia i zbrodnfi o c h a rak terze (ze współczes
nego p u n k tu widzenia) .krym inalnym . Autor zatem nie w ykorzystał m ateria
łu historycznego w stopniu oczekiw anym i — m ógłby ktoś rzec — zm arnow ał te
m at. Być może wpłynęła na to lek tu ra H istorii Szkocji szkockiego pow ieśćiopi- sarza i historyka szkoły rom antycznej W alter Scott, a i kilku jego opracow ań li.larackich ,z życia królow ej, k tó re były dla Słowackiego bodajże jedynym źród
łem p o z n an ia dziejów M arti Stuart, a k tó re należy uw ażać za naśw ietlenie jed n o stronne. Możliwe jednak, że Słowacki przeczytał także Marię S tu art Schillera i AlTierego ii ich śladem poszedł w k ie ru n k u analizy duszy kró lo w ej, zn ajd u jąc w takim ujęciu nęcącą bliskość dla własnych w ew nętrznych przeżyć.
Nie zw racając więc zbylnio uwagi na le części m ateriału, których autentyzm byt niezaprzeczalny, poeta w ybrał szereg taktów , co do których h isto ria staw iała tylko hipotezy, i na tej w dzięcznej k an
wie u tk ał częściowo własną koncepcję węzła przyczyn, w rezultacie których n a
stąpił historyczny fakt zam achu na D arnley‘a i jego śm ierci pod gruzam i w ysadzonej w pow ietrze willi koło E dyn
burga w r. 1567.
Pow ołując do życia postacie dram atu:
ktrólowę Marię, D a rn le y a , M orlona, Riz- z.ia, BolweFa, D o u g lasa, I .iindsey‘a, N ick‘a, pazia i Astrologa, poeta w rysun
ku ich charak teró w i psychiki był znacz- nile bliższy autentyzm u epoki niż w tych partiach dram atu, które m usiat w ypełnić fantazją. I,udzie połowy XVI w. — to synonim niezlozum iałyeb praw ie dla n o woczesnego człowieka, sk rajn y ch sprzecz nośei. L iteratu ra zajm ująca się owymi czasami, usiłując rozw iązać zagadkę
„tam tego człow ieka", nie dochodzi na
wet do tajem nicy jego „chem icznej" fo r
m u ły . J a L /e ż b o w ie m pogodzie poboż
ność Marii Sluarl z jej zm ysłowością, która właściwie była po prostu rozpustą?
Jak związać w logiczną całość jej sub
telność i delikatność obok zbrodniezośei, cynizmu i brutalności'? Czy owe w zajem
nie w ykluczające się cechy były a try b u tem wyłącznie ch arak teru b ohaterki d ra
m atu? Nie. Brud m oralny i w ew nętrzna dzikość |o znana właściwość ludzi epoki Marii Stuart. W łaściwość idącą rów nole
gle ze zdobyczami wieku O drodzenia;
lo — czasy wczesnego Szekspira i Baco
na, a równocześnie epoka bloTa ducho
wego; t o —-m iłość czysta a jednocześnie ro.zpnsan.ie najniższych instynktów . Bo
h a te r o w ie ..Mairii S tu art" w większości odzw iereiadlają te niezrozum iale dla nas doprow adzone do skrajności n iekonse
kwencje budowy duszy ludzkiej. To wiś.
poeta .zdołał z ogrom ną w yrazistość ą po
kazać wszystkie le sprzeczności, przen i
kając. twórczym spojrzeniem mrok i ob
cość tam tych czasów, jest dowodem, że liałehnieniie jego dotknęło owego pier
w iastka ludzkiej mantry, który jest w człowieku w ie c z y sty . Nazwać go — zdaje się — należałoby .poprosili: d o b r o ,i z ł o , w zajem nie w ykluczające się i w zajem nie w spółżyjące przez wieki.
Być może, iż Słowacki świadom ie pod te uogólnienia podstawił wielkości bard ziej pulsujące życiem: m i ł o ś ć i z b r o d-
(Dalszy ciąg na str. 2-ej).
S ir. 2 Z D R Ó J N r 6 (31) o i ę. W ielkości zaś le dźw igają boha
terow ie d ram atu jak piętna, a w retorcie ich czynów raz po raz zm ienią się one w k ie ru n k u uwzniioślenia lub zohydzenia m iłości, albo — potępienia lub uspraw ie
dliwi!,entia zbrodni.
M aria - królowa to kobieta, k tórą — ja k było .powiedziane - ro z p u stn y dw ór firainicu s k i z d ep nawo w a I. Nie u kształtow a
ny ( liarakler. słaba wola, luźna podsita- w a etyczna. chorobliw ie w y b u jała zmy
słowość — oto fundam ent, n a k tó ry m wy
rosła zbrodnia. Kobieta piękna, roztacza
ją c a koło siebie czar czysto zmysłowy, wy poważona w .delikatniej lub mocniej zarysow ane cechy dem onizm u — oto za- irzjewie izła i niepokoju zmysłowego..
E go sika, dum na .próżna lecz tchórzliw a.
W decydującej chwili obaw ia się wypo
w iedzenia słowa, którym naładow ana jest w ew nętrznie: zabij! (...„chciej mnie zrozum ieć blagami! Czyliż duszy sk ry to ść m am wyjaw ić słowami, choć wiem, że ta mowa sum ienie ini o b arczy — z echem nie pły n ie'.. Pow inien zginąć!").
Botwel z Iście dem oniczną iro n ią wyci
sk a z niej to słowo, pytając: „kto?".
Jak ciężko było w yrzec ito co stało się następnym ogniwem zbrodni: „K ról!”
Mania jest areyobłudna. Botwel szydzi t niej, mówiąc: „W ięc udaw aj, że czytasz
— udaw aj przed Bugiem! Jeśli Bóg nie pochw ali, człowiek cię pochwali.. N ieje
den powie: „Patrzcie, m a świętość a n io ła! Ba kob eta p rzed śm iercią już świętą zostanie. Prom ień światłości w krótce
•wystrzeli ,z jej czoła; Paltrzciel O na się m odli zia m ęża skonanie... „O M ariol Po
rz u ć trwogę ii płoche p r z e s ą d y Jeżeli Bóg m a sądzić, już zapadły sądy..."
Jest w tym szyderstw ie w ielka p raw d a psychologiczna. Ludzdie m oralnie, upadli ch ętn ie przyw dziew ają ów płaszcz o- ch ro n n y pozorów, ażeby w ytłum aczyć się b o d aj przed własnym spojrzeniem w e
wnętrznym.
W ujęciu Słowackiego dalsza p ostać d ra m a tu : Bilzzio jest człow iekiem o n is
k im ch arakterze, który pogłębia przepaść m iędzy małżonkami;, dyskretnie usiłując w płynąć n a królow ę w k ie ru n k u k rw a
wego rozprawiŁemiia się iz ludem . Ma on ochotę w y wrzeć większy w pływ n a losy p a ń stw a ,n iż może ito uczynić n o rm aln ie n ad w o rn y W łocli-luitnisla. Jednakow oż decydująco oddziaływ a n a losy królow ej dem oniczny Bowel. Jest to ły p z w y ra chow aniem kroczący drogą zbrodni, w y
posażony w silną wolę (w p rzeciw ień
stw ie d o M arii i H enryka, a właściwie — i do pozostałych po staci d ra m a tu ). ’
Klasycznym przy kładem rozbieżności dobrych ii, złych cech jest Duglas. Dumny rycerz, m ający duże zasługi ja k o dw orza
n in potrafi być jednocześnie brutalem wobec królow ej i w przystępie mściwoś
ci z zim ną krw ią m orduje Bizzia.
Specjalną uwagę zw raca posłać dw ora
k a Mortoma. C hytry, o k ru tn y , ostrożny
— o n jeden wybiega poza krąg zbrodni
czych know ań, o p arty ch n a motyw* e zem sty i zazdrości o m iłość i o władzę, i on. tylko spokojnie w aży skutki zam ie
rzo n ej ucieczki Bizzia: możliwości dy
wersja politycznej ja k ą może on zrobić na katolickim dw orze F ra n c ji lub n a dworze papieża. Licząc się z tym, podnieca m ści
we uczucia H enryka a Duglasa aż uzysku
je taki poziom w rzenia, ż już nie ulega -kw estii, że Biizzio zginie. Oto dwulicowy
m ąż stan u , k tó ry nie p a li za sobą mostów n a wszelki w ypadek, bo ostatecznie nie w iadom o jak potoczy się dalej bieg wy
padków . O dnajdujem y w nim bez tru d u w cielenie polityka, który po przew rocie o k resu refo rm acji usunie w cień władzę królów , czyniąc ją m n iej więcej azczą formalnością.
Środow isko tych nędznych dw oraków
— to, w ośw ietlaniu Słowackiego, gniaz
do zła, pom nożone o głowę królew skich m ałżonków . To — w n aw iązan iu do h i
storycznego asp ek tu d ra m a tu — ostatni m o h ikanow ie kończącego się św iata feo- dalnego którzy — ja k każda zam ierająca siła społeczno - poiliilyczmia — p rzed zgo
n em p o żerają n a jp rz ó d wtosne ciało.
Czy zbrodniczą parę: M arię li je j ko
c h an k a dosięgnio k a ra ? Słowacki tego n ie mówi. Ale k a ra będzie. Z apow iada ją głos ludu. „S traszne o k rzy k i ludu w tę n oc zb ro d n i ciem n ą" pow iada Botwel z niejakim lękiem i poryw a za sobą swą ofiarę: królow ę, k tó rej p o siad ł duszę.
„...Chodź ize m nąl.., Chodź ze m ną...“ , w o
ła ją niczym szatan.
W tej posępnej atmosferze zbrodni i nieustannej grozy znajdujemy odpręże
n i e
w postaci pazia M arli Stuart. Jest to
n iejak o kw iat na pustyni, wcielenie czy
stej miłości j niewinności!. W tej postaci i w niektórych partiach wyznań Riizzia (ostatnia scena 2 aktu) poznać m ożna bez tru d u samego Słowaiekicgo. (Sam zresztą poeta wyznaj-e
t ow liście do lnait.ki z 9. II. 1832 r.). ln.na p o stać (zmyślona) ,d ra m a tu : Nick p rz y k u w a uw agę k o n tra
stem swej konstrukcji. Szlachetne, w ierne serce człow ieka pochodzącego z ludu.
Słowacki kryje
l edodatnie, rom antyczne cechy b ła z n a pod m aską śmiechu. Nick kochał swego pana, m ałżonka Marii, i pracow ał n ad tym, ażeby w yrobić w nim m ęsk o ść, sz lac h etn o ść i siłę woli. O bser
w ując z p e rsp e k ty w y .zdrowego rozsądku to co się działo n a dw orze Marti! Stuart, rozum ie do ja k ie j trag ed ii prow adzi splot p rze c iw sta w n y c h nam iętności, które o p ę
tały ro d z in ę k ró le w sk ą i jej otoczenie, i dobrow olnie w ypija truciznę podaną H enrykow i, ażeby go ocalić dla ludu, którem u król w przełom ow ych chw ilach walki jest potrzebny. W obliczu zbliża
ją c e j się śmierci Nick w ypow iada gorzkie stów a potęp ien ia pod adresem próżnego, eksiluizywnegio i bezw artościow ego społe
czeństw a dw orskiego: „Panow ie m ogą sm utek głosić jękiem , płaczem, nędzarz śmiać ,się piotrafi — p o trzeb u je ciileba..."
Tragiczny dźwięk m ają te słow a k o n ają
cego błazna. W ydaje się jak b y obok nie
go w y n ik ła iz m roku zbrodni gniewna i w arz s p r a w i *e d 1 lii w o ś c ii i ik ar y • Na .specjalną uwagę zasługuje fakt, że Słowacki pisząc „M arię S tu art" liczył 21 lat życia. Miiiał on już copraw da za sobą szereg utw orów ępickich jak: „Hugo",
„Mulich", „ Ja n Bielecki"; m iał poza sobą pierw sze próby literackie: „D um a u k ra iń ska", „Sonety miłośnie do Ludw iki" i poe
m at „Sziamfory", n ie zm ienia to przecie faktu, iż „M arię S tu art" pisał młodzie
niec, który m im o sporego ład u n k u o- czy tan ia (m ając zaledwie 8 lat czytał już Iliadę H om era, P lu ta rc h a i Niemcewicza'1 i m arzycielstw a, n i posiadał josizoze b o gactw a przeżyć dojrzałego człowieka. P a
trząc ma życie i lludzi od strony prze
w rażliw ionej duszy spojrzeniem klasycz
nego uczuciow ca, n ie .mógł .zgłębić zagad
ki. psychiki i myśli kobiety. Na tle n ie szczęśliwej miłości do Ludw iki Sniadec- kiej uform ow ał się w jego dojrzew ającej dopiero psychice kom pleks, którego wy
razem w codziennym życiu była niechęć dlo kobiet a w bujnym iprzeżywniu we-
WOJCIECH NATANSON
Kraków a Jerzy Szaniawski
Nia p rzeło m ie 19-go i 20-go stulecia m iasto K raków było miejscem , k tó re sku
piało ne sobie oczy całej Polski. Tu w at
m osferze w zględnie sw obodniejszej, p ra
cow ał U niw ersytet i A kadem ia U m iejętno
ści, tu w spaniale rozw inęła się literatu ra, sztuki plastyczne ii teatr. Z całej Polski, z W arszaw y skrępow anej uciskiem car
skim , z P oznania dyszącego pod pruskim butem i z reszty k ra ju płynęły pielgrzym
ki do K rakow a, by ujrzeć nowe sztuki teatraln e, n a które gdzieindziej nie po
zw alała cenzura.
w iię lrzn y n i .n ie z a sp o k o jo n a niczym cie
k a w o ść p o z n a n ia p ra w d y o duszy n ie w ia sty .
Być m oże, iż te w łaśn ie czystoi osobiste m o m e n ty w p ły n ęły d e c y d u ją c o za ró w n o
I lia
w y b ó r te m a tu do dirugiej sikolei tr a gedii (pierw szą była ,,M iodow o"), ja k ró w nież ma ro z w ią z a n ie k o n c e p c ji w k ie ru n k u p sy c h o lo g ic zn y m ; p o zn a n ia ta je m n ic y duszy k o b iety : Mamili sz k o ck ie j. J e j p rzecież a u to r pośw ięca gros sw oich m y
śli, c z y n ią c ją o sią d ra m a tu , o k o ło k tó re j p o zo stałe o so b y .skupiają się .rysun
k ie m rac z e j szkicow ym , ,a i to u ję ty m z p u n k tu ro z w a ż a n ia ich sto su n k u do M a
rii. Ileż ra z y o d n a jd u je m y w
M a r i iS tu a rt u o so b ie n ie L ud w ik i S n ia d e c k ie j, a w Riz- z u i p a z iu w y raz m yśl ii u czuć sam ego A u to ra (p rz y to czo n y w yżej list do m a t
ki). Fakty: le .w y starcz ają co p rz e m a w ia ją z a d u s z n o ś c ią n a s z e j tezy.
R ezultatem w ięc .spojrzenia n a wczes
ny utw ór dram atyczny Słowackiego od stro n y jego aspektów historycznych i o- sobislo-psychologicznym jest wniosek, że poeta m ino .pozorów o b jc k ty w iz n iu le
m at potraktow ał wysoce su b jek ly
w in ie ,używ ając historii Marii Stuart właściwie za p re te k st do wypowiedzenia szeregu .własnych myśli li. uczuć.. Jak się stało, że m im o to d ram at Słowackiego nie stracił na w alorze historycznym i n a praw dzie psy
chologicznej łudzili połowy XVI w. — jest tajem n icą geniuszu poezji i wielkiego ta
lentu dram atycznego. T alent te n w „Ma
rii S tu art" iznalaizł nlie tylko zaspokoje
n ie dlla egotyciziniych .spraw poety, ale przede w szystkim sta ł się pozycją, b o d aj
że przełom ow ą w biistoiriii polskiego d r a m atu poetyckliego. Mimo bowiem , iż Za
chód imliiał już za sobą wielkiego Szekspi
ra, w Polsce isipraiwa t a leżała odłogiem.
H onor problem u ra tu je jedynie „B arba
ra Radziiwłłówma" Fdlińskiego (1811 r.).
bo wcześniejsze dram aty wi&kutek nliena- turalntości, przesady, b ra k u w ew nętrznej jedności, maipuszystości stylu i inn y ch ob
ciążeń pseudo-klasycyzm u trudino nazw ać w artościow ą pozycją. B ohaterow ie ich podiobnli, byli bardziej do łallek wypirutycli z krw i niż do żywego człow ieka. A Sło
w ackiego b o h a te r — ito człow iek żywy, praw dziw y, podobny ciałem i duchem do przeciętnego śm iertelnika. Sam zaś d ra mat w swej budow ie zew nętrznej — to rzecz zu p ełn ie już b lisk a now oczesnego rozum ienia utw oru scenicznego. Copruw- d a w „M arii S tu art" Słowacki1 korzysta
Jerzy Szaniaw ski w spom inał te w ę
drów ki we w zruszającym w spom nieniu, k tó re w .roku ubiegłym n ak reślił z okazji jubileuszu Solskiego.
P o
roku 1918, w w olnej już Polsce, za
znał K raków zjaw iska odpływu. Był jesz
cze ciągle kolebką talentów i w iecznie ży
wym środow iskiem now ych artystycznych idei. Ale wielu artystów , ledwie porosisz.) w p ió rk a, uciekało do W arszawy'. K ra
kow ianie, Wbrew tem u co się mówi, nie są w cale szow inistycznie n astro jen i. Lu
bią wyśm iewać w łasne m iasto, rozkoszu
ją się iro n ią n a swój w łasny tem at. Sta
nisław W yspiański, pow iedział: „K raków trzeb a zam knąć, klucze oddać d y rek to ro wi M uzeum Narodowego, p. Koperze, — • i w ybudow ać now y Kraków , gdzieś w o- kolicach Z akopanego". I tym m oże scep
tycyzm em tłum aczy się odpływ K rako
w ian w w olnej Polsce — k u m iastom inn., bogatszym . Ten ru c h n ie był zresztą zja
wiskiem ujem nym . Przeciiwnie: cieszyli się nim rozum ni krakow ianie, gdyż w ie
rzyli, że w schodzi o n n a korzyść Polski.
D ruga w ojna św iatow a nie zniszczyła K rakow a. Nie zniszczyła — pozornie. Po
zostały b udynki, ocalały cudow ne m ury o bezcennych p ro p o rcjach . Ale straty w ludziach ponieśliśm y dotkliw e. W a rty stów i uczonych godriła p rzed e w szystkim ręk a niem iecka. „S onderaktion K rakau"
n a U niw ersytecie i p am iętn a łap an k a w k aw iarni Plastyków , były tego n ajw y m ow niejszym dowodem . T yle c h a ra k te ry stycznych dla K rakow a, tw órczych posta
ci — pochłonęła w roga okupacja.
Tym cenniejsza była pow tórna fala przypływ u jesionią i zimą 1945 roku. Ar-
z dośw iadczeń lechimiczmych p s e iid o -k la - sycyiz,mu je d n a k po.slępuje n a jz u p e łn ie j dow o ln ie z,e szty w n y m i p raw (Iłami. Nie p rz e strz e g a jedn.nśc a k c ji, gdyż w d ra m acie są w łaściw ie d w ie a k c je (d ra m a t Rizizia i d ra m a t H e n ry k a ja k o dwiie t r a gedie o d rę b n e ). Na.toniiasl łącząc te .dlwa d ra m a ty logicznym zw iązkiem p rzy c zy no w y m poprzsiz p o sta ć M arii, p o eta uzy
sk u je w ążnicą je d n o ść o so b y . N a jz u p e ł
n ie j sw o b o d n ie ro z p r a w ił się a u to r z je
dnością m ie jsc a. A kcjo bo w iem p o sz cz e
gólnych aktów' p rz e n o si się z m ie jsc a na m ie jsc e w b re w św iętym i n ie n a ru sz e tn y m regułom pseudioklaisyków. J e d y n ie w j e dności czasu S łow acki byt zgodiny z p r a wi ła m i, sk u p ia ją c ,sunnę w y p a d k ó w do
o k re su dw óch dni. N a stró j d ra m a tu ope- .rujący m iędzy ironiamiyc.znn rzew n o ścią 1 tęsk n o ścią a m ro żą cą ik.rew giroizą — to ju ż cizysla d o m e n a .zdobycze ro m a n ty z m u. .Słowacki ..byroiniiziijc" w sp o só b m i
si rzow ski.
Streszczając pow'yżs.zy wywód, należy dojść d o generalnego w n o sk u , że Juliusz Słowacki w a.spi kei.e liistoiryczinym oscy
l o w a ł
między falazją rom antyczną a au- tehtyizmem tragedii Marii Stuart, a w uję
ciu psycliołog'lc,znym, ac.zkołwiiek zbliżył s.ię do praw dy ludzi n a tle epoki,
l o j e d nak w .rozwinięciu iprniilemii zbrodlmi i ko
biety nie znalazł odpow iedzi n a subiek
tyw nie zaisadniicze dlań pytanie: kim jest
■właściwie ikobieta - „istota niezmaina".
A utor pozostał sam .z dręczącym gto nie
pokojem i niiiedoświadczaniiem. W sumie
„M aria S tu art" n ie jest w dorobku twórcy
„K róla Ducha" pozycją zw racają żywszą uwagę. W historii jednakże d ram atu pol
skiego — biorąc chironiologiioznie —• jest niew ątpliw ie dziiclłem przełom owym W tym leży jej w arto ść niioprzomija.jąca, p rz e ra sta ją c a wtiietk piisizacego jej strofy, jego w ew nętrzne rozterki i uraizy, a n a wet w arto ść poiziairacjontalnego w yczucia ludzi .i czasu epokii.
D ram at iten ,m.oże i pow inien gościć n i scenach współczesnego te a tru polskiego.
W łaściwe, celn e abliżemie go dlo nowocze
snego odbiorcy sztuki specjalnie w tym w ypadku zależy od iinscenilzacji i reżyse- riii jak również od dekoracji i kostium ów.
„M aria S tu art" zawsze pozostanie bardzo wdzięcznym polem dn popisu dla tego działu pracy tealtiru taik samo jak krea
cja postaci tragicznej królow ej pozostanie dla arty stk i niezm iennie w ielką szansą.
Stefan Wolski
tyści i .pisarze, k tó rzy w K rakow ie schro
nili głowy — pracu ją dla dobra całego k raju . My, krakow ianie, cbcielibyśm y — by mogli oni pracow ać dla m iast zrujno
w anych i spalonych, a zwłaszcza dla W ar
s z a w y ,— .którą każdy praw dziw y p atrio ta krakow ski kocha może naw et i goręcej niż m iasto rodzinne. W śród tych gości, którzy do nas przybyli — .znalazł się tak że i Szaniawski. Z jego w śród nas obec
ności jesteśm y radośni i dum ni; i tej ra
dości i tej dum y dało m iasto wyraz, przy
znając Szaniaw skiem u doroczną swą n a grodę literacką na rok 1946.
K raków instynktow nie kochał zawsze utw ory Szaniawskiego. W szystkie jego sztuki m iały u n as ogrom ne pow odzenie.
W yczuw ano m oże ja k ie ś .pokrew ieństw o i bliskość między duchem tych sztuk, a k rak o w sk ą tradycją, il stylem. Te sztuki są m ałom ów ne i n ieraz najm o cn iej odzy
w ają się swoim m ilczeniem , a w łaśnie m u
ry K rakow a m ają laką samą wymowę m ilczenia. Te sztuki w ybiegają swoją fo r
m ą i m yślą naprzód, były p rek u rso rsk ie, przełom ow e; 1 m iasto nasze także, mim o swych tradycyjnych ukoebań, sięgało ku przyszłości, ku reform om , k u napraw ie.
Juliusz Słowacki nazw ał przecież K raków
„płom ienistym skrzydłem P olski".
Swiiat twórczości Szaniaw skiego łączy głęboki n u r t uczuciowy i m o raln y z b a dawczą, czujną i k rytyczną myślą. Taki dualizm jest i krakow ianom bliski.
Gdy p rz e d w ojną, w pew nym p a ry sk im dom u wszedł n a salę p o eta Paw eł Valery, podnieśli się wszyscy n a znak szacunku:
m inistrow ie i am basadorow ie, piękne p a
nie i dygnitarze. F ran cu zi chcieli w te a sposób uczcić wieczystą, moc poezji. My, tu w K rakowie, w artość poezji znamy.
1 wiemy, że przezw yciężyć ona zdoła n a w et takie naw ałnice b arb arzy ń stw a, jak ie jirzyniosła za sobą druga św iatow a woj
na. T o jeszcze jeden pow ód zbliżenia m ię
dzy Szaniaw skim a nam i.
\ r O (31) Z D R Ó J S łr . 3 NARCYZ ŁUBNICKI
Amicus criticus, sed magis amicus criłicismus
A rty k u ł m ój pt. ,,M a t e r i a l i z n i a i d e a l i z m (III)- S t a n o w i s k a r e I i g i j n e"*) n a s u n ą ł p. ,1. P lisrc z y ń - skicj ') szereg re fle k sy j.
POBOŻNY EPIKUR
l . p i k n r nie
l i i iateistą,. bo u zn aw ał ist
n ie n ie bogów , dow odzi sz an o w n a Pole- u iistk a.
l)o tw ie rd z en ia , że E p ik u r u zn a w ał ist
n ie n ie bogów nie p o trz e b a było an i . e f l . k - sji, an i p o sz u k iw a ń w p ism ac h b adaczy filozofii lip k u ra . W y sta rc z y ło u w a ż n ie p rz e c z y ta ć ro zd z iał m ego a rty k u łu , z a ty tu ło w a n y ..W a lk a w ia tra k ó w " , g Izae p i- szę d osłow nie: .E p ik u r sp ro w a d z a bogów do u g ru p o w a n a su b te ln y c h atom ów , ale nie n eg u je c a lk o w ic e :cli istn ie n ia " . Po
lem ic zn y dow ód zatem , p rz e p ro w a d z o n y p rz e z m ego szan o w n eg o K ry ty k a z n ie m ałym n a k ła d e m s ił (z d łu ższą c y ta tą A. K ro k iew ieza i listu sam eg o E p ik u ra ) u k a z u je się ca łk ie m zbyteczny, b o nie w iadom o, c o zw alcza, sk o ro „ k o n trte z a "
K rytyka ta'k su m ie n n ie um ocniona fig u r u je ja k o teza w m o je j p rac y .
Tyle co do zagadnienia uznania bogów przez E p ik u ra. Co innego, gdy chodzi o to, czy E p ik u r był ateistą. Dowodu tej tezy O ponentka nie podała i podać nie mogła, bo tak a lub przeciw na kw alifika
cja E p ik u ra uzależniona już. jest n ie od faktycznych danych, d c c z o d definicji wy
razu „ateisto". P. Pliszczyńska liczy się tylko t etym ologicznym , często zew nętrz
nym iznaczenic.m tego w yrazu (a-theós):
w erbalny stosunek do Boga (bogów) k w a
lifikow ać m a m yśliciela ja k o teistę lub ateistę. Sądzę, że takie stanow isko jest płytkie. T rzeba wziąć pod uwagę cały sy
stem, zbadać ja k dalece deklam acja o Bo
gu (bogaeli) wiąże się z tym, co nazyw a
m y duchem system u; czy nie jest czasem czymś przypadkow ym , w ynikłym z tra dycji i przyzw yczajenia, może naw et czymś przym usow ym (czego dow ody mie
liśmy w nie je d n e j d o ktrynie zagrożonej przez fanatyzm religijny). Dopiero takie głębsze ujęcie system u myślowego up raw
n ia do popraw nego zakw alifikow ania go.
Otóż z tego p u n k tu widzenia cały system E p ik u ra — naw skroś m aterialistyczny i m cchanistyczny, uznający naw et bogów za sk u p isk a atom ów, zresztą w yłączają
cy bogów z jakiegokolw iek udziału w dziejach św iata, co więcej — n aw et 'wy
raźnie przeczący nieśm iertelności duszy, która (zbudow ana również z atomów) ro zk ład a się i ginie wraz z ciałem , — sy
stem ten, pow tarzam , jest w yraźnie atei
styczny. Nie ułam etymologii w dziedzinie filozofii. Zresztą sam w yraz „filozofia"
(dosłownie „zam iłow anie d o m ądrości") przecież n ie jeist usposobieniem uczucio
wym, jak w ynikałoby z analizy etym olo
gicznej, lecz dziedziną teoretyczną, w pew nej p a rtii n auką. Nie wolno opierać rozum ow ania na etymologii. Nazwałem w swym arty k u le ateizm „m aterializm em w dziedzinie relig.i". 1 w tym znaczeniu zaliczyłem filozofię E p ik u ra do poglądów ateistycznych. Czyż m ożna zaprzeczyć te
m u, że system E pikura, ro zp atru jący dn- aze ludzkie i bogów, ja k o grupy m ali rial- , nycli atom ów , jest „m aterializm em w
dziedzinie religijnej"?.
adoracje i adorowani P. Pliszczyńska przytacza następujący ustęp mego arty k u łu , w którym o m a
w iam w artość uczuć religijnych: „są one potrzebne pewnem u typowi ludzi po to, by mogli w sposób bardziej sensowny i pełny ułożyć sobie życie, by czuli nad sobą u p ie k ę w chw ilach niedoli".. — i do
chodzi do wniosku, że według mnie ty l
ko „słali " potrzebują rei gii, „m ocnym "
<W>a nie jest potrzebna. A przecież (i tu szanow na P olem istka rozw ija dialektykę, jak ie j pozazdrośliliby Jej —- o h o rren - dum! •— m arksiści): w „słabości" jest
„m oc", a w „m ocy" — „słabość" — itd.
Próżne rozszczepianie włosa. „Typ", k tó ry m iałem na myśli — to ludzie bez
krytyczni, ludzie, poszukujący sensu i w artości swego życia n a zew nątrz do- świadczen a ludzkiego — gdzi eś w urojo- Bych zaśw iatach — dlatego że nie um ieją
•obie stw orzyć celów w łasnych, ludzkich, i ponosić aa nic odpow iedzialności. To ludzie o elyce nieautonom icznej, niewy-
pracow anej ..ml w ew nątrz." n a rz n e o n ■) przez ich w łasne u ro je n ia .
Moja szanow na O p o n e n tk a w sk az u je n a p o trz e b ę a d o ra c ji, ja k o na islo tn y m o
m en t w g e n e z ie p rze ży cia religijnego.
O czyw iście, gdzie jest kult relig ijn y , lam jest a d o ra c ja . Ale w szędzie tow arzy szy
je j i stra c h I k l ó n . żeby nie o.brażać uszu w iern y c h , n azw ijm y czcigodnie „b o ja ź n ią
bożą"...). (Izy je d n a k ż e stw ie rd z en ie p rzeżyw ano! a d o ra c ji czy s tra c h u je st a r g u m e n tem n a k o rz y ść istn ie n ia p rz e d
m io tu tych prze ży ć?
F enicjanie wierzyli w krwiożerczego Molocha: adorow ali go, rzucając mu dzieci na pożarcie i linii się go panicznie.
Czy lo dowód, że laki Moloch istniał? — E gipcjanie uważali, że faraon jesi po
chodzenia boskiego i padali przed nim z czcią j grozą na tw arz (odpow iednik do ..padania na kolana", o którym pisze p.
Pliszczyńska jako o przejaw ie adoracji);
czy stąd wniosek, że faraon istotnie był synem bogów? I że synem bogów jest dzisiejszy bezrobotny Mikado, dlatego że do niedaw na wierzyli, o może i teraz je
szcze wierzą w to Japończycy?
W stanie adoracji znika zdolność k ry tycznego m yślenia, a pozo,staje tylko po
tężne uczucie, sm agające ru m ak a wyo
braźni,. Tak powistają w szystkie liiposta- zy, wszystkie h alucynacje ekstatyczne, w szystkie „w izje". Nie wymagam wiele.
W ym agam tylko elem entarnego krytycyz
mu, każącego nie przypisyw ać każdem u przeżyciu cudow nej w łasności „chw yta
n ia " rzeczywistości tylko z tej racji, że przeżycie jest intensyw ne i sugestyw ne.
Przy pom nijm y sobie własne lata szcze
nięce i ad o rację ja k iejś „nieziem skiej istoty" z sąsiedniego gim nazjum . Gzy nie rozwiewa się z czasem nasze dopraw dy w strząsające przeżycie, a przedm iot jego czy nie okazuje się czym ś zwykłym, zgo
ła różnym od naszego w ierzenia? „Pies, — mówi jeden z bard zo wpływowych filo
zofów (wolę nie zdradzić kio...), — po- znaje w swym panu swego Boga, choć pan ten m oże być ostatnim łajdakiem ".
PIĘKNO REALNE I PIĘKNO BEZWZGLĘDNE
Moja szanow na O ponentka broni „rea
listyczności" przeżyć religijnych przy po
mocy słabszej leży o „reatistyczności"
uczuć estetycznych. W ystarczy zajrzeć do pierwszego lepszego podręcznika psycho
logii (np. do II tom u „Psychologii" W it- wickiego), by stw ierdzić, że uczucia este
tyczne tym się fon. in.) różnią od uczuć etycznych lub intelektualnych, że można ich doznaw ać naw et bez subiektyw nej w ia n ’ w istnienie przedm iotu przeżycia, byleby tylko w yglądał „ujm ująco". Jeżeli argum entem o niebezprzedm iotow ości uczuć estetycznych m iała moja szanow na D yspulantka podeprzeć tezę o takim że ch arak terze uczuć .religijnych, to próba Jej okazała się stanow czo chybiona.
A może ogónikow e i niejasne tw ierdze
nie, że nie można uznaw ać w artości uczuć estetycznych „bez pozytywnego stosunku do piękna" ma oznaczać, że piękno nale
ży uważać za Absolut. bv cenić estetyczną postawę wobec przedm iotów spostrzeżeń naszych w yobrażeń? — Zdaje się, że wystarczy zapoznać się choćby n ajp o w ierzchow niej z badaniam i psychologicz
nymi i elnologicznym i na len lem at, aże
by odrzucić taką lezę, jako fantastyczną.
Dzieci i Indz e niew yrobieni k u ltu raln ie doznaja przeżyć estetycznych wobec przedm iotów, które dla nas są w ulgarne, a n ekiedy naw et o d rażające (np. dow ci
py upstrzone w yrażeniam i skatologiezny- ini luli brukow ce r. cynicznym i i b ru ta l
nym i W a ld e m a ra m i, „W e n u s p ig m e jsk a "
przypraw iłaby o mdłości niejednego este
tę — E uropejczyka, — ale pew nie i od
w rotnie! Zresztą w ystarczy przyjrzeć się tem u przew rotow i, jaki zaszedł w o- statnich czasach w gustach przew ażającej części artystów , krytyków i publiczności (odwróceń e się od realizm u i m oderni
stycznego rom antyzm u na rzecz jakiegoś ---- dla niejednego jeszcze niestraw nego — futuryzm u Picassa lub Aragona). Mówić o pięknie bezwzględnym , obow iązującym po w szystkie czasy i we w szystkich m iej
scach m ac z y — pom ijać rzeczywistość i nadaw ać bezpodstaw nie w łasnej fan ta
sty c zn e j k o n s tru k c ji cechy realn o ści. Czy ta k ie sta n o w isk o m ożna n azw ać k n tycz
ny m ?
BOSKA HARMONIA WSZECHŚWIATA Z asadniczy p o slu lal k ry ty c y z m u każę nie p rze ch o d zić n ad n a jp o w a ż n ie jsz y m i z a rz u ta m i do p o rz ą d k u d ziennego, p o m i
jając je w stydliw ym m ilczeniem W a r ty k u le m oim p o dany zoslal cały szereg za
rzu tó w n a tu ry logicznej, teoriopoz.naw- ezej i etycznej p rze ciw k o sta n o w isk u dog
m a ty czn em u . W d y sk u sji lak z a sa d n icz ej jak ta, k tó rą p o d ję ta m oja sz an o w n a Po- lenristka, nie w o ln o b y ło p rze jść do p o
rzą d k u d zien n eg o nad lym i w szy stk im i —■
trzeb a p rz y z n a ć n ie b y w a le w ażkim i a r
gum entam i ateistów — jeżeli nie będący
mi w sia n ie dow ieść n ie is tn ie n ia Boga, lo w każdym raz ie dow o d zący m i znikom ości lub w rę cz fałszyw ości d o w odów d o ty c h czasowych Jego Istnienia, a naw et sprzeczności w ujęciu Jego istoty. Pani Pliszczyńska nawet nie p o trąciła o lę nie
bezpieczną część artykułu. W ołało pow o
łać sśę na dowód fizyko-teleologiczny is t
n ienia Boga, daw no zdyskredytow any przez Kanta.
Czy istotnie wszystko w święcie zbu
dow ane jest tak absolutnie celowo, lak h arm o n ijn ie i doskonale jak w ierzy p.
Pliszczyńska? Być może nie straciła n i
kogo bliskiego zatorturow anego w w ię
zieniu śledczym lub w obozie k o n cen tra
cyjnym przez naszych niedaw nych go- spodarzy. Ale czy nie w idziała pieców krem ato ry jn y ch i k o m ó r gazowych? Czy nie. słyszała o 'kilom etrow ych row ach w y
pełnionych po brzegi pochow anym i pół
żywi), niedostrzelom ym i ludźm i? O głowie w ięźnia, zanurzonej butem SS-mann w kałuży aż do ostatnich drgaw ek duszące
go się człow ieka? O abażurze i rękaw icz
kach z ludzkiej skóry, o m ydle z lu d z
kiego tłuszczu?
Kiedyś D ostojew ski, pisarz i myśliciel głęboko religijny mówił ustam i Iw ana K aram azow a: — „Jeśli n a święcie je*t choć k ro p elk a bezm yślnego cierpienia, jed n a choćby łza dziecka, bezw innie aa- gryzionego przez psy, — n ie chcę takiego świata i zwracam Bogu bilet n a wejście do „harm onii uniw ersalnej"... — Czyż nic a nic z tych w ątpliwości nie obudziło się w myśi i sum ieniu p. Pliszczyńskiej? Czy m ożna tak bezkrytycznie zam knąć oczy n a cale, potw orne nieraz, zło świata i pow tarzać z uporem : — Tak, tak. W szy
stko jest harm onijne, piękne, doskonale.
Ale być m oże p rzy n ajm n iej taka boska harm onijność, ład i celowość istnieją w czysto fizycznym obliczu św iata, ja k su
geruje nam nasz szanow ny K rytyk? Zo
baczmy. Biorę do .ręki niedaw no czytaną książkę: n r 9 (10) „Problem ów ". O dnaj
duję tani a rty k u ł W ładysław a Szumow
skiego, profesora historii i filozofii m e
dycyny w U niw ersytecie Jagilelońskim iit. „Czy n a tu ra ludzka je st mądra?**. Au
tor pokazuje w nim sposób istotnie k ry tyczny, że są zjaw iska przyrody, które m oglibyśm y nazw ać celowymi, ale są i takie, k tó re nazw alibyśm y niecelow ym i, a naw et takie, które mu,simy uznać za bezm yślne j potw orne. Istnieje w biologii cała gałąź, studiują'ca m onstrunlność przyrody: tzw. teratnlngia (nauka o po - łw orech). Czego lam nie znajdziemy! Opi
sy płodów bczmózgich, dwugłowych, o w iciu rękach i nogach; dzieci bezrękich lub jednonogie’:!, z rozszczepionym Kręgo
słu p em lub z ro śn ię tą kiszką o d ch o d o w ą . lu d zi d o ro sły ch z... ro g am i n a głow ie ete.
Czy te zjaw iska przyrody należą do
■owej lińskiej harm onii, którą opiejva p.
Pi szrzyńska? A k atastrofy kosm iczne?
H ozpadnięcie s ę całych św ia tó w w p rz e strzeniach m iędzygw iezdnych? A k atak liz
my ziemi? W y g in ięce olbrzym iej liczby g a tu n k ó w k o p a ln y c h ? A starzenie się o r
ganizmów 1 A p o ż e ra n ie się wzajem ne różnych gatunków i walki m iędzy jedno
stkam i tego samego gatunku — zwłaszcza ludzkiego'' To wszystko jest dobre? To w szystko świadczy o „boskim ładzie"
w przyrodzie?
Zła jest, zdaje mi się, ta k a postaw a wo
bec życia, błogosław iąca każdej jego pod
łości. To już nie jest nad lu d zk ie C hrystu
sowe „niesprzcc.w ianie się z łu “, to —•
w ogóle niew idzenie zła: nałożenie «obie
r ó ż o w ie li o k u la r ó w i u śm ie c h a n ie sic bło
gie na w id o k ró ż n il i cli k a tó w r ó ż o w y h pow ieszony cli.
S ą d z ę , że n ie iiw ln o z a m y k a ć o c z u na zlo, że z a d a n ie m g o d n i m czło w iek a jest szlachetna w a lk a ze ziem r c ie r p ie n ie m . k rz y w d ą ii im ię lego, co u w a ż a ni) za d o b re : ii ni c ra d o ś c i i b r a te r s tw a .
NAUKA ODKRYWA BOGA
l i n i i c i z i u