• Nie Znaleziono Wyników

Zdrój : kultura - życie - sztuka. R. 3, nr 5=30 (1/15 kwietnia1947)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zdrój : kultura - życie - sztuka. R. 3, nr 5=30 (1/15 kwietnia1947)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Cena 20 zł.

ROK I LUBLIN, 1 - 1 5 KWIETNIA 1947 R. Nr 5 (30)

TREŚĆ NUMERU:

KALIKST MORAWSKI

WSPÓŁCZESNY TEATR FRANCUSKI PAUL VALERY

M Ó J FAUST KAROL CAPEK

REKORD

TEODOR G O ŻDZIKIEW ICZ RO DZO NY K O Ń JANINA PLISZCZYŃSKA

G USTAW PRZYCHOCKI J. E. PLOMIEŃSKI

DEBIUT POETY LU D O W E G O RECENZJE KSIĄŻEK

PRZEGLĄD CZASOPISM KONKURS O CZYTANIA

M IL E T A JAKSZIĆ

G O L G O T A

M roczy s ię niebo. A k sięży c k rw aw y W północnym , głu ch ym tli się obłoku.

CiężkJm w estch n ien iem szep ce przez traw y Czerni s ię niebo; gw iazd rój nie k rąży;

W icher. G olgota śpi w g ę sty m mroku.

Obłęd gorączki ziem ię p ogrążył, P la n e tę starą,

J a k półm rok szarą;

G rzech n a n iej sk rzyd łem znużonym sia d a — Ju ż oćm a p ad a . . .

Trzy MzułMtiiicc j>oiiuro d yszą W tej głu ch ej porze zam arłą ciszą:

P u ste i <sw tu:

Zdjęto e n ic li w ła śn ie c ia ła ofiarne:

D w a z w y k ły cii łotrów o raz B oży syn . D w a d zik ie k olce i On — sa m bez w in . . .

D n ieje już, a le brak jeszcze św itu ; Z jerozolim sk ich w ież tw ardych szczy tó w J eszcze nio pierzchła oćm a n iem iła;

Ma w schodzie zorza n ie za św ieciła ; Zorza, (iwmsLuuka dzionka m iłeg o ; Moc je szcze Loży w śród m roku w rażego.

Jak czarno sk rzyd ło k ruka m artw ego.

W śród gro zy , strachu, m roku pow odzi S troskany naród b łąk a się, brodzi W ciem n ości bagnie;

I zgiik k s ię czy n i W okół św iątyni;

K eta lud p ascn an iej k rw i dziś n ie p ragn ie.

M odlitw ą cliciam y sk rzep ić nadzieję I szep t s ię n iesie: „D nieje już, dnieje?'*

W tem »ąni>i blady sta n ą ł w śród ludzi, Obcy ty m tłum om , grozę w n ich budzi;

W śr ó d tłu m u s t a j e —

M ikt g o tu n ie zna, n ik t nic poznaje.

D uch to c z y upiór północnej doby, C zy te ż prorocze porzucił groby;

Broda się w ije w ja sn e prom ienie, W zrok w n ieb ow zięty, d ługie odzienie, O kiem sw y m g ę s ią ciem n ość przebija I drżącą ręk ą w oal odw ija

Z p r z y s z łe j sr o m o tn e j h a ń b y G o lg o ty —

„C hrystus zm artw ych w stał!" w m roku m a rtw oty Głos jeg o ton ie . . .

G olgota płonie!

A nad n ią zorza lśn i W ielkanocna, Ma n iej św ią ty n ia , ja k góra m ocna, W rum ianym blasku k ąp ie się, k rąży;

I ku n iej dąży

Z d alek iełi krain ów św ia t p rzyszłości.

P od ja sn y m n k b e m ty c h w sp an iałości Grzmi coś, ja k dzw ony;

„C hrystus zm artw ych w stał!" pow ietrzem płyn ie, Ma k rań cach m orza, w bezkresie g in i e . . . P rzez ch w ilę ty lk o — w tem m roczne siły Ziem ie sp ow iły.

W obliczu grozy B o g a spojrzenia, Co tw a rz rum ianą w bladą przem ienia, Z Ju d asza u s t się w y ry w a sk a rg a — W łosy sw e targa,

w piersi się bije, K u niebu kornie w y c ią g a szyję, N a ziem ię pada:

„P rzek leń stw o! Biada!"

C hw ieje się , p ęk a chram Salom onów Od w ielk an ocn ych pogrzm otu dzw onów .

Z okazji Świąl W i id ki oj nocy

Z serbskiego przełożył ST. K. P A P IE R K Ó W SK I

w s z y s t k i m n a s z y m C z y t e l n i k o m , W s p ó ł p r a c o w n i k o m i P r z y ja c io ło m s k ł a d a m y n a j s e r d e c z n i e j s z e ż y c z e n ia

REDAKCJA i WYDAWCA

DWUTYGODNIKA KULTURAENO-EITEKAEKIEDO „ZDRÓJ"

(2)

S t r . 2

r Z D R Ó J N r 5 (3 0 )

KALIKST MORAWSKI

WSPÓŁCZESNY TEATR FRANCUSKI

W ostatnich tatach powstały we Fran­

cji nowe kierunki teatralne, będące wyrazem zainteresowań zarówno auto­

rów, jak i szerszej publiczności. Poszu­

kiwanie nowych dróg dało teatrowi no­

we zdobycze, zarówno w dziedzinie lite­

ratury teatralnej jak i realizacji tech­

nicznej. Olw»k realizmu spotykamy idea­

lizm, mistycyzm, marzenia; obok dokład­

nej obserwacji życia stwierdzamy silny pierwiastek fantastyczny. Tragedia, ko­

media, dramat, wszystkie 'rodzaje twór­

czości1 teatralnej mają licznych, często wybitnie utalentowanych przedstawicieli.

Problemy poruszane na scenie interesu­

ją szerokie kręgi publiczności — są to przeważnie zagadnienia o charakterze ogólno-ludzkim z dziedziny życia co­

dziennego ludzi szarych jak również z dziedziny religii, polityki, kultury. Tru­

dno jednakże stwierdzić, jaki rodzaj teatru najbardziej odpowiada francuskiej publioznośści, która zarówno chętnie ogląda komedie jak i tragedie.

)

PAUL VALERY 1 JEGO „MON FAUST44 Problem istoty i celu ludzkości intere­

suje żywo teatr francuski. Liczni auto­

rzy starali się rozwiązać go, każdy we­

dług Własnego światopoglądu. „Mon Faust44, którego autorem jest wielki1 li­

ryk P a u l V a ł ć r y , zmarły w 1945 roku, to jedna z najbardziej charakte­

rystycznych sztuk współczesnych, zajmu­

jących się omawianym obecnie proble­

mem.- Valćry dał nam w „Fauście", wy­

danym w 1946 r. po> śmierci autora swój testament i jednocześnie dowiódł, że poe­

ta 'liryczny, jakim był całe życie, może stać się zupełne niespodziewanie dobrym, głębokim dramaturgiem. Jak sarn autor stwierdza w e wstępie do swego utworu, pomysł napisania Iii-go, samodzielnego

„Fausta" powstał w r. 1940. Miał to być cykl utworów scenicznych o różnej for­

mie i różnych rozmiarach. Udało mu się Stworzyć tylko 3/4 pierwszej sztuki

„Lust", oraz 2/3 z drugiej „Le Solitaire".

Razem tworzą one logiczną i zamknię­

tą w sobie całość. Możemy tylko żałować, że autor nie chciał doprowadzić do koń­

ca całego projektowanego cyklu.

Część pierwsza zatytułowana jest

„Lust , la demoisclle de cristal jest to częściowe powtórzenie historii kuszenia Fausta przy pomocy uroku kobiecego.

Faust nie umarł, tak jak podaije Goethe w drugiej części swego nieśmiertelnego dzieła, Faust według P. Valćry żyje da­

lej w naszej epoce i dyktuje swej sekre­

tarce Lust ipamiętniki. Lust jest zakocha­

na w mistrzu. Imponuje jej ogrom wie­

dzy i doświadczenia życiowego Fausta.

Mefistofeles liczy na to i stara się od­

tworzyć historię Fausta i „Małgorzaty", taką jak odmalował ją Goethe w pierw­

szej części „Fausta". Diabeł pobudza fantazję Lust, kusi również uoznia Fau­

sta, olśnionego pięknością sekretarki mi­

strza. Ale zamiar pozostaje tylko w dzie­

dzinie zamiarów i ta przechodzimy do oryginalności P. Valóry i do jego kon­

cepcji człowieka świata. Faust tak jak i sam Valćry przeszedł cały cykl do­

świadczeń życiowych. Myśl jego nie do­

szła do żadnych konkretnych rezulta­

tów z wyjątkiem ogólnego zwątpienia.

Jedyna pewność to nicość życia i czło­

wieka. Wprawdzie Lust widzi w mistrzu

„księcia idei", ale mistrz uznaje swe my­

śli tyłko jako puste abstrakcje. Duch ludzki idzie nie tam, dokąd kieruje go własna wola, jak twierdzi optymistka Lust, lecz dokąd może i jak może. Myśl to „nałóg samotny, który wierci w nudzie czarną dziurę, którą wypełnia głupota".

Również miłość nie ma dla Gusta żad­

nego uroku — jest to złuda i nic więcej.

W konsekwencji diabeł jest bezsilny.

Faust ironicznie’ uczy Mefistofelesa, że

„na świecie istnieje coś więcej niż do­

broć j zło". Sam diabeł jest zaskoczony tą bezgraniczną negacją wszystkiego.

A więc cóż pozostaje Faustowi? Chce on pozbyć się wszystkiego, co wiąże go z zie­

mią i skończyć „lekki, wyzwolony na zawsze ze wszystkiego, co jest do cze­

goś podobne**. Indywidualność rozpływa

się w maisie, wsizystko nawet złoto jest zakwestionowane. A mimo tego nihiliz­

mu Lust i liczeń podziwiają Fausta i uważają go za „pochodnię epoki".

Faust nie kochia nawet własnego dzieła, żyje z dnia na dzień. Jeżeli Faust nie działa na nas odpychająco i jeżeli ma­

my dla niego zrozumienie i współczucie, to dlatego, że podziwiamy w nim inte­

ligencję i wyobraźnię poetycką. Valery uznaje wraz ze swym Faiustem, że czło­

wiek jest panem swych czynów i może pustkę życia wypełnić według własnych upodobań. To uznanie wolnej woli i god­

ności osobistej jednostki, silniejszej niż otaczający ją świat, któremu się ma pod­

porządkować, — to jeszcze jeden imoytw, który łagodzi nihilizm życiowy Fausta.

PAUL CLAUDEL

Paul Claudel jest kontrastem Paul Va- lery. Mamy w dziełach Claudela do czy­

nienia ze 'skonkretyzowanym światopo­

glądem życiowym, światopoglądem czy­

sto katolickim. Paul Claudel, liczący dzi saj 78 lat, (urodził się w 1868) ostatnio mianowany członkiem Akademii, jest najwybitniejszym dramaturgiem katolic­

kim współczesnej Francji. Jego drama ly mają tezę moralną opartą o świaito pogląd religijny autora. Jednakże osoby tych dramatów żyją własnym życiem, psychicznie dobrze uzasadnionym; wal czą one z przeciwnościami i drogą prze­

zwyciężenia swych namiętności dochodzą do równowagi i spokoju wewnętrznego.

Autor zachowuje idużą bezstronność w odmalowaniu typów, które nie mogą być mu sympatyczne np. bar. Turelure w ,4 Otage" jest Itak przedstawiony, że mi me swej ujemnej wartości moralnej wy­

wołuje więcej współczucia niż odrazy Jego bohaterowie to postacie heroiczne, szlachetne, .pełne poświęcenia dla innych.

Cygne de Goufontaine poświęca się dla kościoła. Żeby ratować Piusa VII, który uciekł z więzienia francuskiego, zgadza się poślubić prefekta cesarskiego Ture- lure, który zna miejsce pobytu Głowy Kościoła i tylko za cenę ręki Cygne‘a zgadza się milczeć.

Pomysł ucieczki Papieża z więzienia napoleońskiego jest oryginalną fikcją Claudela. Rezygnacja Cygne‘a nie przy­

chodzi łatwo, musi ona stoczyć walkę we­

wnętrzną trudną i bolesną. Tym większe­

go znaczenia nabiera jej ofiara.

Viólaine w „1‘Annonce failte A Marie"

to inny typ bohaterstwa, poświęcenia i miłości bliźniego. Claudel umie nie tylko odtworzyć piękno średniowiecza, ale potrafi również psychikę ludzi śred niowiecznych uczynić zrozumiałą współ­

czesnemu widzowi drogą odpowiedniego podkreślenia cech ogólnoludzkich boha­

terów. Budowniczy katedr Pierre de Craon jest chory na trąd, który w śred­

niowieczu wzbudzał ogólny strach. Vio- laine chcąc, mu okazać współczucie prze­

zwycięża strach i całuje chorego. Pierre wyzdrowiał, Violaine zachorowała. Za­

chowuje pogodę ducha i szlachetność du­

szy. Za zło, którego doznaje od siostry, odpłaca miłoścą. Powyższe sztuki Clau­

dela powstały w okresie 'poprzedzającym pierwszą wojnę światową. Później nie zaniechał on twórczości dramatycznej.

Jego utwory grywane są stale w teatrach francuskich. Ostatnio w r. 1946 grano w Paryżu „Le pćre humilió". Inny utwór Gtauidela „Le Soulier de Satin" przedsta­

wia nam obrazy z przeszłości katolickiej Hiszpanii.

Symbolizm Claudela, wprowadzenie postaci świętych potęguje nastrój mi­

styczny, właściwy utworom dramatycz­

nym tego autora. Nie wyklucza to by­

najmniej realizmu w odtwarzeniu posta­

ci i środowiska, dzięki czemu nastrój podniosły nie wyklucza prawdotpodo- b.eństwa. Postaci dzielą się na dw'e gru­

py: te, które nie słuchają głosu Boga i te, które są mu posłuszne. Prawdziwa większość należy do tych ostatnich. Oso­

by teatru Claudela są jednostkami psy­

chicznie i duchowo dobrze odtworzony­

mi. Ich rezygnacja i poświęcenie wypły­

wają z wolnej woli. Nie są narzucone

przez masę, społeczeństwo, są Utworem etyki i, woli danego człowieka, kltóry po­

święcając się czyni to z pogodą ducha, albowiem czuje swą siłę moralną i wol­

ność. Dobrowolna rezygnacja bohaterów Claudela ize szczęścia, czyni len akt ofia­

ry jeszcze bardziej wymownym i wzru­

szającym.

ANDRE GIDE

Tealbr Claudela i Valery to teatr dla publiczności myślącej, zdolnej do rozu­

mienia problemów poruszanych przez au­

torów. To samo tyczy teatru Andrć Gi- de‘a. Dzieło Gidea określono jako stop­

niową dechrystianizację i postawienie człowieka jako jedynego obiektu zain­

teresowań autora. Wokiość jednostki jest mu droga ponad wszystko. Od spo­

łeczeństwa, od państwa wymaga jedne­

go tylko: by mu pozwolono myśleć i ko­

chać swobodnie. Dramat „Thesće", ogło­

szony w 1946 r., jest wymownym świa­

dectwem tych ideałów autora. Zgodnie z tradycjami literackimi Francji forma mitologiczna ma osłonić myśli zawarte w utworze. Tezeusz jest bohaterem, któ­

ry nie odrzuca żadnego pokarmu (nouir- ritare) ziemskiego, żadnej rozkoszy ży­

cia. Jednocześnie jednak pracuje on dla szczęścia całej ludzkości. Tezeusz zda- je sobie sprawę z tego, że największe nie­

bezpieczeństwo dla jednostki to pozosta­

wienie jej samej sobie w bezruchu. Na­

stępuje to po osiągnięciu celu, jaki wy­

tknęła sobie dana jednostka. W micie o Tezeuszu najbardziej pociąga autora symbol — labirynt. Drogi, po których porusza się umysł ludzki, są skompliko­

wane, prawdziwy to labirynt, z którego jednak myśl ludzka zawsze znajdzie wyjście. Myli się głównie serce i zmysły.

Dedal, budowniczy labiryntu, przygoto­

wał dla każdego, kto wchodzi w ten nie­

znany świat, rozmaite pułapki w postaci pięknych zapachów, odurzających napo­

jów; wszystko ilo otacza człowieka złudą i rozkoszą. Nić Ariadny ułatwia człowie­

kowi wybrnięcie z labiryntu życiowego i myślowego. „Ta nić będzie twym związ­

kiem z przeszłością, wracaj do niej i do siebie samego. Nic nie powstaje z nico­

ści i to czym jesteś obecnie, czyim bę­

dziesz w przyszłości, opiera się na prze­

szłości. Oto jakie wskazówki otrzymuje Tezeusz od Dedala. Gide jest przeświad­

czony, że żadna złuda nie może nabrać stałości. Natomiast wOlność jest niezbęd­

nym warunkiem postępu. Tezeusz już ja­

ko król Aten robi następujące spostrze­

żenie: „Myślałem, że człowiek nie jest wolny że nL dy nie będzie wolny i że nie byłoby dobrze gdyby nim był. Ale nie mogłem pchnąć go (człowieka) na­

przód bez jego zgody ani otrzymać tej ostatniej bez pozostawienia ludowi przy­

najmniej pozoru wolności". Jak zauwa­

żył jeden z najwybitniejszych współcze­

snych krytyków literackich, Andrć Rous- seaux, Gide wystawił sobie pomnik pi- sząc „Tezeusz®". Gide często w swych poprzednich -dziełach dawał wyraz nega­

cji i oderwania się od rzeczywistości i moralności. Siłą „Tezeusza" jest związa­

ne z ziemią, wiara w wolność i postęp jednostki. „Tezeusz" jest odwrotem od negacji moralności oraz ironicznego sto­

sunku do życia. Mamy w nim pozytyw­

ne rozwiązanie problemu bytu i sensu człowieka.

SARTRE I EGZYSTENCJALIZM Z problemem istoty człowieka i ludz­

kości wiąże się problem egzystencji czło­

wieka. Tym problemem zajmuje się egzy- stencjalizm. Twórcą kierunku tego tak modnego i szeroko dyskutowanego jest pisarz i filozof w jednej osobie J e a n P a u l S a r t r e, autoT licznych po­

wieści, rozpraw i dramatów. Tymi ostat­

nimi zajmiemy się specjalnie. Zasadni­

cza teza egzystencjalizmu to stwierdzenie faktu, który uważa się za bezsporny, a mianowicie, że istotę człowieka okre­

śla jego egzystencja (essence). A więc czyny określają człowieka. Jest on od­

powiedzialny za nie tymbardziej, że swym wyborem angażuje całą ludzkość.

To, co człowiek wybiera, uważa niewąt­

pliwie za dobre, a więc sugeruje swym wyborem innym drogę postępowania. Ma­

my więc rówsież pustkę i negację, jako punki wyjścia bytu jednostki egzysten­

cjalnej. W dramatach stara się Sartire przeprowadzać tę tezę, pełną zresztą nie­

domówień i sprzeczności, które wywołu­

ją zarówno w Europie jak i w .Amery­

ce ożywioną dyskusję na temat egzy­

stencjalizmu. Dramat Sartre‘a „Les mou-

ches"

sprowadza cały problem do wal­

ki wewnętrznej ; wyboru człowieka. Jup- piter gnębi mieszkańców Argosu wyrzu­

tami sumienia z powodu zamordowania Agamcmnona. Erynie (Les mouches) pod­

sycają 'rozpacz ,i u p o korzenia człow ie­

ka. Orestes tłumaczy mieszkańcom Ar­

gos, że są oni naprawdę wolni, że nie potrzebują odczuwać żadnych wyrzutów sumienia. To, co zrobili, było ich aktem woli, z której nikomu nie są obowiąza­

ni zdawać sprawy. W granym w ubie­

głym roku „Les lluis Cios" mamy pro­

blem zagadnienia życia i cierpienia. Au­

tor nie wierzy w piekło, ale jako fikcja literacka jest ono dla niego pomocą.

Ińós Garcio i Estólle żyją w piekle. Te nieszczęśliwe jednostki znają się dosko­

nale, mają wzajemny wstręt do siebie, bo nie mają żadnych tajemnic w stosun­

kach wzajemnych; nienawidząą się, ale nie mogą przestać być sobą, zmazać swej przeszłości, przerobić własnego ja, która ich przeszłe czyny dokładnie określiły.

Pliekło polega na tym, że istoty te nie są zdobię do wytworzenia nowej przy­

szłości. Siła przeszłości jest zbyt potęż­

na, by można było z nią walczyć. Strata wolności i możności zmian, ^połączona z egzystencją innych istot, które o lej stracie przypominają, — to jest właściwe piekło w koncepcji Sartre1®. Dwa

m i m

dramaty Sartre‘a, grane również w ro­

ku 1946; „Morts sanis sepulture" orać

„La putain respectueuse" studiują czło­

wieka w różnych okolicznościach trud­

nej egzystencji. W pierwszym chodzi o studium zagadnienia czy człowiek tor­

turowany wycena wszystko, czy też nie i czy należy zabić człowieka, co do któ­

rego przypuszcza się, że na torturach zdradzi innych. Wybór wolny decyduje o fakcie, który złoży się na określenie egzystencji człowieka. Temat dramatd za­

czerpnięty z ostatniej wojny powiększa akualność sztuki. W drugim 'dramacie dziewczyna uliczna decyduje sama, czy wyznać prawdę ozy też nie. Od jej wyz­

nania zależy los murzyna podejrzanego o zabójstwo białego. Rzecz dzieje się w Ameryce. Dramat SaTtre‘a przedstawia więc proces formowania egzystencji ludz­

kiej w konkretnych przypadkach życio­

wych. Wybór pozostawiony jest całkowi­

cie uznaniu działających jednostek, ni­

czym nie skrępowanych. Wybór ten by­

wa nieoczekiwany i w gruncie rzeczy nie zawsze zrozumiały w swych głębszych motywach wobec braku jakichkolwiek dyrektyw działania.

Sartre, Gide, Claudel, Yalóry studiują cel i istotę bytu człowieka i ludzkości i odpowiadają na pytania związane z pro­

blemem różnie, zależnie od światopoglą­

du życiowego autora.

JEAN GIRAUDOUX

Jean Giraudoua zajmuje się posMie- gólnymi fazami życia człowieka i waż­

niejszymi problemami życia ludzkości.

Autor wychodzi ze stanowiska, że czasy, w których dramaturg wybierał sobie te­

mat swobodnie, nie licząc się z niczym, minęły już, dziś temat wybiera sobie au­

tora, narzuca mu się jako konieczność, nad którą ne można przejść do porząd­

ku dziennego. Twórczość teatralna Girau- doux, zmarłego w 1944 r., jest ilościo­

wo i jakościowo wielka. Stara się on zro­

zumieć duszę świata i podtrzymać jej wzniosły ton. Stara się być wyrazem ,/te­

go sumienia dźwięcznego, tej rozmowy namiętnej, aie bezinteresownej z praw­

dami niezmiennymi lub też okoliczno­

ściowymi". Jego „Sodomę et Gomorrhe", wystawiona w 1943 r. w Paryżu, cieszy­

ła się wielkim powodzeniem. Autor

(3)

N r 5 (30) Z D R Ó J S ir. 3

„E lek try ", „A m fitriona 38“ „ „Siegfrie- d a “ i innych sztuk jest niezależny od ugrupow ań politycznych czy też lite ra c ­ kich, w ypow iada swobodnie, to, co mu n ak azu je sum ienie. A naliza głęboka i do­

k ład n a w ażnych problem ów życiowych zapew nia G iraudoux w ażne m iejsce w h isto rii n ie .tylko teatru, ale i całej cy­

wilizacji współczesnej. N apisana w 1935 roku „L a guerre de T roić n ‘a u ra pas lieu" poru sza problem zawsze aktualny.

H ektor i Ulysses, dwaj bohaterow ie, żoł­

nierze frontow i nie chcą wojny, rozum ie­

ją się w zajem nie, p ró b u ją przeszkodzić w ojnie tro jań sk iej. Dem agogia polityków , szowinistów, retorów , czyni ją n ie u n ik ­ nioną. Lud, jej ofiara, nie izdaje sobie spraw y z ogrom u (nieszczęścia), które zlbliża się, nie rozum ie wysiłków H ekto­

ra i Ulyssesa, którzy p rag n ą o dsunąć k a ­ tastrofę, ulega pustej gadaninie, o p e ru ­ jącej frazesam i o godności n aro d u , ho- noTze państw a, którym nic n ap raw d ę nie zagraża. Chciwość łu p u ji m iraż zdobyczy terytorialnych czy też bogactw otępia do reszty bezkrytyczny tłum. P ośm iertna sztuka G iraudeaux grana w 1946 r. to

„La folie d e C haillot". Porusiza o na p ro ­ blem zajm ujący i laktualny. „Szalona z Chaillot chce uw olnić świat od ludzi złych, zatruw ających, atm osferę życia współczesnego. Zwabiła o n a do podziem i w swym pałacu lajenzystów, niebieskie ptaki, demagogów; w padają oni w pu- łaąkę i n ie m ogą w yjść n a świat. Wza- m ian za to z podziem i w ychodzą do­

broczyńcy ludzkości z P asteurem n a cze­

le. K onkluzja sztuki je st n astęp u jąca:

„W ystarczy je d n a kobieta rozum na, by szaleństwo ś-wata połam ało sobie n a niej zęby". E lem ent bajkow o-fam łastyczny, sceny liryczne i realistyczne n a d ają tej sztuce sw oisty urok. N ajm niej, co m oż­

na o niej powiedzieć, to to, że je st to szuka n ie banalna. K rytyka społeczeń­

stwa w spółczesnego je st tra fn a . N iew ąt­

pliw ie teiatr francuski poniósł przez śm ierć Giiiraudoux w ielką stratę, tru d n ą do w yrów nania.

TEATR PSYCHOLOGICZNY Spośród przedstaw cieli teatru psycho­

logicznego, badającego uczucia je d n o ­ stek i analizującego ich pow stanie i roz­

wój należy w ym ienić p rzed e wszystkim J e a n A n o u i 1 h ‘a, F r a n c o i s M a u - r i a c ‘a, P i e r r e E m m a n u e il‘a i G a- b r ł e 1 M a r c e l a .

J e a n A n o u i l h należy do w ybit­

nych dram atu rg ó w współczesnych. Ten młody stosunkow o człowiek ma już p o ­ kaźny dorobek literacki. Jego „Antigone"

analizuje subtelnie psychologię kobiety, aczkolw iek obcesja sam obójstw a, ciążą­

ca n a d b ohaterką stw arza przykrą uczu­

ciowo atm osferę. W innych d ram atach jak „Le voyageur sans bagages" i „Le sauvage“ widzim y now y aspekt, tw órczo­

ści A nouillra. Pierw iastki rom antyczne, ponure, łączą się z klasycziij-m greckim ; a u to r pokazuje nam się jako tragik, ale nie. pozbaw iony dużej dozy hum oru. T e­

a tr A nouilh‘a to protest przciw ko wszel­

kiem u konform izm ow i życiowemu, to podkreślenie niezależności? w łasnego „Ja".

Ulubione tem aty a u to ra to w stręt do brzydoty społeczeństwa, hip o k ry zja ofi­

cjalnej m oralności, m onotonia i b a n a l­

ność codziennego życia. Jak Diogenes szukał człow ieka, tak sam o Anouilh szu ­ k a istoty godnej n apraw dę m iana czło­

w ieka Nie znajdując go tw orzy sobie własne typy. W „Le Sauvage“ sikrzypacz kia n ie chce rzucić swego św iata, w k tó ­ rym w zrosła i w k tórym czuje się na miejscu, m im o jego ujem nych stro n , z k tó ry ch całkow icie sobo zdaje spraw ę.

W „Le yoyageur sans bagage" mam y koncepcję człoweka, który odzyskał p a ­ mięć i poznaje nędzę m o raln ą rodziny i otaczającego go świata. „II avaił uin p riso n ier" to finansista, sikazany we W łoszech na 15 lat więzienia. Po uw ol­

nieniu zrozum iał, że p raw dziw e szczę­

ście to poszukiw anie własnego, praw dzi­

wego szczęścia, niezależnie od o taczają­

cego św iata i jego praw . Sens teatru A nouilh‘a to w stręt do istniejącego świa­

ta i poszukiw anie czegoś lepszego, poszu­

kiw anie praw dy. Czy i gdzie ją znajdzie, tru d n o n arazić przewidzieć.

F r a n c o i s M a u r i a c znany jest przede wszystkim jako pow ieściopisarz.

W swych utw orach scenicznych an alizu ­ je uczucia — w p :erwszym rzędzie isto­

tę i konsekw encje grzechu. Problem grzechu interesuje ze zrozum iałych

względów katolickiego pisarzia. F ran cji.

Jego d ram at „Asmodóe" (1937) wywołał duże zainteresow anie. O statnio w 1945 roku ogłosił nowy d ram at „Les m ai aim es" (ly45). Egoizm ojca, k tó ry dla wygody osobistej chce zachować przy so­

bie starszą córkę Elżbietę, pow oduje in­

trygę. w której rezultacie E lżbieta nie poślubiła Alaiiin‘a, n rm o iż oboje się ko­

chają. P oślubiła go m łodsza sio stra Ma­

rian n a. Rezultatem tego jest unicszczęśli- wienie na całe życie trojga ludzi, co je d ­ nak jest obo jętn e sam olubnem u ojcu, j a ­ kim jest Yirelade. W listopadzie 1946 r.

zapow iedział M auriac w odczycie publicz­

nym, że wycofuje się z teatru, by w ró ­ cić całkowicie do powieści.

(i a b r i e 1 M a r c o 1, egzystoncjalista katolicki, przed staw ia n a m w sw ych d ra ­ m atach zajm ujące p roblem y życia w spół­

czesnego. T eatr jego to te a tr filozofa, teatr tajem nicy życiowej. Problem y po­

ruszane na scenie przeżyw a a u to r we­

w nętrznie, sum ietiie w łasne je st dla nie­

go głównym p u n k iem o p arcia dla anali­

zy ludzi i świata. Jego sztuki „Un hom m e de Dieu" ctzy też „Le d a rd " s ą dowodem głębokiego przem yślenia czy to zjaw isk indyw idualnych, czy też politycznych. Te ostatn ie p o ru sza ,/Le |d a r d " (1936), przedstaw iając konflikt międizy faszyz­

mem a kom unizm em .

Brak miiejsca nie pozw ala omówić do­

kładniej d ra m a tu młodego poety k a to ­ lickiego P ł e r r e E m m a n u e l‘a, który w „Le lep reu x “ ośw ietla konflikt m iędzy uczuciam i rodzibnym i, a religijnym i.

PAUL YALERY

M O J F A U S T

(S Z K IC E *)

( F a u s t ż y je w naszy ch czasach. Z ajm u ­ je się d yktow aniem p am iętników sw ej se­

k re ta rc e p an n ie L ust. M e f i s t o f e l e s odw iedza F a u s t a i w yw iązuje się między nim i c h a ra k te ry sty c z n a rozm owa, będąca obrazem negatyw no-ironicznego sto su n k u F a u s ta do w szystkich zagadnień ż y d a

i św ia ta ).

AKT I - SCEN A I I

F . : — Posłuchaj. N ie m ogę Ci ukryw ać, że nie zajm u jesz ju ż w świecie te g o sta n o w iska, k tó re zajm ow ałeś niegdyś.

M .: M yślisz?

F . : — Zapew niam Cię. Oh, nie mó ,vi?

o tw ych o brotach handlowych, an i n aw e t o czy sty ch zyskach. A le .kredyt, po w aża­

nie, zaszczyty . . .

M .: — Być może, być może.

F . : -— N ie w zbudzasz zupełnie strac h u . P iekło u k a z u je się dopiero w o sta tn im a k ­ cie. N ie n aw iedzasz ju ż um ysłów ludzi n a ­ szych czasów. Is tn ie ją w praw dzie m ałe g ru p y am ato ró w i ludzi zacofanych. A le Tw oje m etody są p rzestarzałe, Twój w y g ią ł fizyczny śmieszny.

M.: — I pew no uroiłeś sobie, żeby m nie odmłodzić.

F . ; —■ Dlaczego nie ? N a każdego kolej.

M .: — Kusicielu!

F . : — C hciałbym przede w szy stk im za­

baw ić Cię trochę. J e s t to sposób, ja k i w y­

nalazłem , ażeby zabaw ić tro ch ę sam ego sie­

bie. Z am ienim y n a s z ą władzę.

M.: — To m i odpow iada. T y ośm ielasz sę m niem ać, że j a m ógłbym potrzebow ać Ciebie ?

F . : Wiem, co mówię. T kw isz w W iecz­

ności, m ój Diable, i je ste ś ty lk o duchem.

N ie m asz w ięc zupełnie m yśli. N ie um iesz ani w ątp ić an i szukać. W istocie je ste ś nie­

słychanie prosty, P ro sty ja k ty g ry s, k tó ry je s w saech p d tęg ą łupu, a sprow adza się cały do in sty n k tu m orderstw a. Zaw dzięcza w szystko baranom i k o zo m : sw oje m uskuły i pazury, sw oje podstępy i sw oją olbrzym ią cierpliwość. N ie m a w Tobie niczego w ię ­ cej, pożeraczu dusz, k tó ry nie um ie ro z­

sm akow ać się w ty c h duszach. N ie dom y­

ślasz się naw et, że n a św iecie istn ieje coś więcej niż dobro i zło. N ie tłum aczę Ci tego, nie je ste ś zdolny zrozum ieć mnie. Mówię Ci tylko, że m ożesz potrzebow ać kogoś, k to by m y ślał i rozw ażał z a Ciebie. C zysty um ysł, n a w e t nieczysty, n ie je s t do tego zdolny.

M.: — N igdy do m nie n ie przem aw iano tym tonem . P rz y n ajm n iej od daw na. Mó­

wisz, że je ste m niezdolny do m yślenia, ja, k tó ry p rzenikam w asze myśli.

M.: — Nie. P oruszasz się ja k p iorun po

*) Paryż 1946, Gailimard.

Również bogata p ro d u k cja kom ediowa musi być pom inięta. W tej dziedzinie n a ­ leży wymienić choćby tylko M a r c e l A c h a r d. Jego ostatnia kom edia (1946)

„A uprćs de m a bhm de" w yw ołała duże zaimt treso w an ie publiczności. Zasadniczo jednak kom edia nie wnosi niczego now e­

go w ostatnich czasach. T eatr Jule® Ro- inaiins i Roniain Rollandu jak również Marcel PagnoLa, Jean, Cocteau, ,1. B. Blo­

cha, A rm anda Salacrou należy do trw a­

łych zdobyczy literatu ry francuskiej.

Również mus? być pom inięta twórczość zupełnie now ych talentów , jak ; L o u i s D u c r e u x („Un souyeuir dT talie"

1946), M a r c e t O 1 i v i e r („Davi-d et Bets-abee" 19461, S u z a n n e Li. t u r i wielu innych.

K onkludując możemy stwierdzić, że teatr francuski idzie własnym i drogam i, poszukuje coraz now ych tem atów, sta ra się znaleźć odpowiedź na najw ażniejsze pytania interesujące współczesną ludz­

kość. Łączy on w sobie najw ażniejsze elem enty literackie i teatralne. Jest cza­

sem rom antyczny, czasem sym boliczny, czasem znowu n auralistyczny; rep rezen ­ tu je tragedię i kom edię; tem aty czerpie zarów no z h isto rii ja k i z życia współ­

czesnego. Indyw idualność a u to ra praw ie zawsze w yw iera silny w pływ n a jego dzieło. Równowaga m iędzy rozmaili./mi prcblem anii i formami nie pozw ala prze­

w idywać, ozy i ja k i k ieru n ek wybiije się w najbliższej przyszłości n a pierw szy plan.

Kalikst Morawski.

n a jk ró tszy c h dro g ach n a tu ry ludzkiej. S ą to d ro g i zła.

M.: — To w szystko n ależy zobaczyć. J e ­ ste ś d ziw ną osobą. M ało znałem takich, k tó rz y um ieliby, mogliby, chcieliby ta k ja k ty sta n ą ć poza naw iasem . P rzeszły m i ca łe m iliardy dusz p rzez szpony i c z y się w y ­ dostały, czy też w nich pozostały z a u w a ­ żyłem ja k m a ła liczba z tej ogrom nej liczby były to is to ty nie m a ją c e sobie równych.

W idziałem d ziesiątk i tysięcy Cezarów, ta k błyszczących ja k Juliusz, w idziałem pod d o sta tk ie m Sofoklesów, A rchim edesów , P la ­ tonów , K onfucjuszów, Piraksyttiesów . N ie mówię ju ż o pięknościach, k tó re uw ażały się za bezkonkurencyjne, o w irtu o za ch pierw szorzędnej wielkości, o an a ch o retac h sk rajn y c h , o w szy stk ich fa b ry k a n ta c h rze­

czy wzniosłych, że b y ś w iedział ja k to je st zabaw ne i kom iczne obserw ow ać m asę isto t jedynych w sw ym rodzaju, zlepionych r a ­ zem ja k pszczoły. J e s t to m ój piękny rz u t oka. K ażdy uw ażał się za jedynego w sw ym rodzaju i robił bez w ątp ien ia to, czego trz e ­ b a było, ażeby nie m ieć nikogo podobnego ta le n ta m i, wdzdękulem, gw ałto w n o ścią lu b głębią. W y starcz y m i ta m na dole zestaw ić geniusz z geniuszem te g o sam ego ro d z a ­ ju , ażeby -wprawić i u trz y m a ć w w iecznej rozpaczy ty c h w szystkich zarozum ialców w w ielkim stylu. S ą w śród nich ta c y jalc diam ent, k tó re g o ca ły b la sk dla w a s byłby blaskiem szkła, jeżeli by ty m przepalonym w ęglem bru k o w an o u lice albo gdybyś(cie znali, ta k ja k j a w n ę trz a sta ry c h w u lk a­

nów. I gdyby znano n ad m iar te g o co je st najrzadsze, o ra z ilość ludzi pierw szorzęd­

nych n a przestrzen i tysiąca, wieków, wów­

cz as d ia m en t dum y spadłby do zera. A le Ty, T y m nie interesujesz. Tw ój w ypadek je s t być m oże całkiem szczególny.

F . ; — Oddycham .

M.: — T ak . A ni niebo, a n i piekło nlie m ogły C iebie za trzy m a ć. M ożna by powie­

dzieć, że w yrzuciłeś z siebie bez różnicy z a ­ rów no m iód ich obietnic ja k i go ry cz ich gróźb. Dzięki te m u je s t możliwe, że m nie zdum iew asz, rzecz bardzo zadzw iająca.

F .: — A więc, dobrze. Z aw rzyjm y p ak t.

M.: — A le T y mi nio nie powiedziałeś.

F .; — P osłuchaj, chcę stw orzyć w ielk ą rzecz, a m ianow icie książkę.

M.; — T y ? Czyż nie w y sta rc z a Ci, że sam je ste ś k sią ż k ą ?

F .; — M am sw e powody. B yłaby to In­

ty m n a m ieszanina m ych praw dziw ych i f a ł­

szyw ych wspom nień, m ych idei, m ych prze, w idyw ań, hipotez, dobrze przeprow adzo­

nych dedukcji, dośw iadczeń urojo n y ch — w szy stk o zaś różne głosy m ojego Ja . Moż­

n a je p rzy ją ć z jednego p u n k tu widzenia, lub odrzucić z innego.

M .: -— To nie je s t z b y t nowe. K ażdy czytelnik bderze to zad an ie n a siehie.

F . : — Być m oże n ik t nie p rzeczyta te j książki, a le ten , k to by j ą przeczytał, nie m ógłby ju ż czytać innej.

M.: — U m rze z nudów.

F . ; — Cicho bądź. Chciałbym , ażeby to dzieło było n ap isan e sty le m m ojego w y n a­

lazku, kitóry pozwoli przechodzić cudow nie od! dziw aczności d o pospolitości, od b e z ­ w z g lę d n e j f a n ta z ji do n a js k r a jn ie js z e j do­

kładności, od najb ard ziej p ła sk ie j praw dy do ideałów n a jb ard zie j . . . n a jb ard zie j k ru ­ chych.

M .: N ie z n a m in n y ch .

F . ; S tyl naknmi.ee, k tó ry obejm uje w szystkie m odulacje du szy i w szy stk ie w y­

żyny um ysłu, k tó ry ta k ja k u m ysł cofa cza- sem to, co w yraża, ażeb y odczuć to , do w y ra ża i k tó ry dnje się poznać ja k o w ola w yrazu, ja k o ży jąc e ciało tego, kitóry mówi, ja k o zbudzenie się m yśli, k tó r a n ag le <fea- wi się, że m ogła przez ja k iś c z a s zlać się z jakim kolw iek przedm iotem , chociaż to p o ­ łączenie w łaśn ie je s t je j is to tą i rolą.

M .; — H o ! H o ! w idać, że obcow ałeś ze mną. Ten styl w ydaje m l się całkiem mefl- sto fd o w sk i, P an ie A u to rz e . Słow em s ty l to diabeł.

F . ; — N ajw ięksi tw órcy dali m i p rz y ­ k ła d zapożyczeń.

M.: — N a widły! potw ierdzam to. Jeżeli zdarza, się, że ja k a ś p ięk n a k o b ie ta u k ła d ­ nie klejnoty zam ożnej i b rzy d k iej kobiecie, widzę w ty m ty lk o n ap ra w ę nieporządku i słuszno przyw rócenie harm onii, i ze sw ej stro n y p om agam ja k n ajb a rd z ie j te j s p ra ­ wiedliwości. J e s t słuszne i godne, ażeby pię­

k n a is to ta była m ożliwie n ajb ard zie j p ię­

k n a i żeby b rzy d k a n ie u rą g a ła d e k re to ­ w i, k tó ry zrobił z n iej godny u bojowania obiekt, od k tó re g o u ciek a n a w e t spojrze­

nie.

F ,: — M am w ięc w głow ie to w ielkie dzieło, k tó re powinno uwolnić m nie o s ta ­ tecznie ode m nie sam ego, od k tó re g o j e ­ stem ju ż 1 ta k oderw any. Chcę skończyć lekki, uw olniony n a zaw sze od w szy stk łę- go, co podobne jest, do czegoś. I odejść w swoim k ie ru n k u lub w k ie ru n k u sw ych daw nych kolegów ja k podróżny, k tó ry rz u ­ cił sw ój b ag aż i idzie n a oślep nie tro szcząc się o to, co zo staw ia a a sobą.

M.: — A więc cheesz skończyć ja k lite ­ ra t, ja k zw ykły zdobywca. T rudno je s t dzierżyć pióro. Czyż ja n a p rz y k ła d pt- szę?

F .: — Oto, od czego w łośnie m oje w iel­

kie dzieło m a uwolnić m nie w reszcie.

M .: — Ozyż ble.raesz runie z a w in ietę n a końcu rozdziału?

F .: — P a trz ! Św ietny pom ysł. Ak> nie.

P o trz eb u ję L u st i Ciebie. Poprow adzę w as oboje p rzy pom ocy m ej po tęg i poprzez ro zm aite m iejsca św iata, gdzio chciałbym:

zobaczyć klasycznego dem ona, k tó ry m t y jesteś. N ie ukryw am Ci, że w ydajesz się bardzo niem odnym . Z da je się, że nie poj­

m ujesz p rzeraźliw ej nowości te j epoki.

M .: — Człowiek jest, ciąg le te n sa m i ja również. O b sta ję p rz y tym ,

F .: — T kw isz w błędzie historycznym . A ż d o tą d środki um ysłu ludzkiego były ta k słabe, że doty k ał on ty lk o pow ierzchni p ro ­ blem ów i dobierał się z tru d e m do su b stan ­ cji życia. N ajw iększy m onarcha m ógł ty lk o

zab ijać 1 budować. Sądzono, że to w szy st­

ko, co przew yższa t e możliwości ta k o g r a ­ niczone, należy do rzędu zjaw isk n a d p rz y ­ rodzonych. M ag ia ży ła z te j w iary. Coś o tym wiesz, dostojny M efisto fd esie! P o ­ w inieneś o ty m wiedzieć tym lepiej, że sam js te ś tw o rem tradycji.

M.: — P o w lniet.ee, bier-aesz m n ie za m it.

F .: — B iorę CSlę z a to, czym się s t a jesz.

M .: — A jednocześnie żąd asz ode m nie przysługi, człow ieku! W szyscy s ą ta c y s a ­ mi, jeżeli n ie zaw sze ta c y sam i.

F .: — A ja mówię, że chcę ci służyć, najp ierw je d n ak chcę, żebyś zrozum iał ja k tw o ja w ła sn a sy tu a c ja je s t pow ażnie z a ­ in te reso w an a t ą n iesłychaną zm ianą, o k tó ­ re j mówię. Człowiek pozbyw a się z dnia n a dzień swego „zaw sze te g o sam ego czło­

w ieka", k tó re g o o b rab iasz od nieszczęsne­

g o A dam a począwszy. Pośw ięciłeś się zw o­

dzeniu i gubieniu n a p rz e strz e n i pokoleń tego sam ego s ta re g o ty p u stw orzenia i u p raw ia sz tw oje rz e m io sło . . .

M.: — P rzepraszam , sztukę.

F .; — T w oją sztukę w edług rutyny, k tó ­ r a ja k dotąd b y ła dość szczęśliwa. Stosu­

jesz zupełni o elem en tarn ą w iedzę o 3ercu, o prostocie całkiem anielskiej, ilu stro w a n ą

(Dokończenie na str. 9-ej)

(4)

S rr. 4 Z D R Ó J N r 5 (3 0 )

ALEKSANDER KOSSOWSKI

Zarys rozwoju stosunków wyznaniowych

Z

agadnienia w yznaniow e są zawsze li wszędzie żywotne i aktualne. P rze­

życia religijne w yciskają n ie zatarte pięt- to n a psychice, zarów no poszczególnych jednostek ja k grup społecznych i n a ro ­ dowych. Świat w ew nętrzny każdego z nas nie stanow i naszej w yłącznej w łasności

•indywidualnej. W ierzenia w yznaw ane przez przygniatającą większość ludności w zm acniają zw artość i spoistość narodu.

W szelkie natom iast p rą d y przeciw kato- lickie (protestanckie, sekciarsk'ie, praw o­

sławne) na ziem iach polskich w yzw alają siły odśrodkow e, destrukcyjne, osłabia­

ją poczucie w spólnoty narodow ej.

Kozważamia powyższe m ożna zastoso­

w ać d o naszych Ziem Zachodnich Odzy­

skanych: Prus, Pom orza Zachodniego i Śląska.

Proces ch rystianizacji tych obszarów nie wszędzie m iał jednakow y przebieg i tempo. W ybrzeża Bałtyku, bardziej niż Śląsk oddalone od ognisk cywilizacji chrześcijańskiej, później stały się tere­

nem ożywionej akcji m isyjnej. K rzyża­

kom w lich w ypraw ach n ie chodziło wca­

le o zw alczenie pogaństw a. Prusow ie ochrzczeni nie mieli dostępu do kościo­

łów w e wsiach niem ieckich. W obec b ra ­ ku księży posiadających znajom ość języ­

ka pruskiego posiłkow ano się przy spo­

wiedzi tłum aczam i. Nie m ożna się więc dziw ić, że bałw ochw alstw o w Prusiech długo się trzym ało.

Legat apostolski W ilhelm z Modeny p rzeprow adził w Anagri 4 lipca 1423 r.

podział ziiemi p ru sk iej n a trzy diecezje.

Pow stały biskupstw a: sam hijskie, w a r­

m ińskie i pom ezańskie. Biskupi w arm iń ­ scy od XIV w. posiadali tytuł książęcy.

Fale rew olucji religijnej XIV w. d o ta r­

ły już w krótce p o w ystąpieniu L utra 1 do ziem polskich. Postępom p ro testan ty za- cji obszarów n adbałtyckich sprzyjała łączność gospodarcza a przede w szystkim w spólnota etniczna z ludnością Rzeszy Niemieckiej.

Ks. pruski A lbrecht H ohenzollern po sek u lary zacji P ru s ro zw in ął energiczną ak cję p ro testan ck ą, udzielał pomocy m a­

terialn ej j opieki różnow iercom polskim , gościł ich u siebie w Królewcu, kolpor­

tow ał d ru k i p rotestanckie. W spierali' go biskupi sam bijski P olentz i pom ezański Speratus. Otoczył A lbrecht opieką An­

d rzeja O siandra z Norym bergi, który w poglądach sw oich odchylił się od d o k try ­ ny L utra.

Gorliw ie zw alczał now inki religijnie Stanisław H ozjusz, od 1551 Toku biskup w arm iński. N ajw ięcej tro sk i kłopotów p rzy sp arzał m u Elbląg. Już w roku 1523 w zbroniono tam tejszym dom inikanom w ygłaszania k azań i dzw onienia n a n o c­

n e pacierze. R ozruchy w 1525 roku w znie­

cił w E lblągu przy b y ły z G dańska exkar- m eliln żonaty M aciej B innew ald, sam Ho- f.jusz m iał ciężkie p rzep raw y z Piotrem E rsam em , kaznodzieją p rz y kościele N. M. P.

U kazują się w E lblągu k olejno: W alen­

ty Larceviusz, Ja n Hoppe. W prow adzono luteranizm i w innych m iastach, m. in.

w Braniew ie.

Sprow adził H ozjusz do W arm ii jezui­

tów. Dnia 30 .paźdzem ka i w pierw szych dniach listopada 1564 roku staw iło się w L idzbarku, rezydencji biskupów w arm iń ­ skich jed en astu jezuitów różnej n a ro d o ­ wości. W B raniew ie pow stało kolegium jezuickie. Odbywali tam studia uczniow ie z różnych krajów m . in. ze Szwecji, N or­

wegii, Rusi M oskiewskiej. W arm ia n ie o d ­ stąpiła od jedności z Rzymem. Zawdzię­

czała to przede w szystkim jezuitom . Z chwilą przejścia elektora Ja n a Zyg­

m u n ta na kalw inizm , którem u hołdow ali rów nież jego następcy, ro zw arła się p rze­

paść pom iędzy książętam i — kalw inam i, a ludnością luterską. Liczba kalw inów w Prusiiech bard zo wzrosła na skutek akcji kolonizacyjnej prow adzonej przez W iel­

kiego E lek to ra F ry d ery k a W ilhelm a i F ry d ery k a II.

Po w ypędzeniu z Polski, n a mocy uchw ał sejm ow ych z lat 1658— 1659,

na Ziemiach

przeciw ników dogm atu T rójcy Św., czy­

li tzw. „Braci Polskich", nieliczni sto su n ­ kowo ,z nich pozostali w k ra ju . Niezłomni arian ie polscy udali się do Siedm iogrodu, na Śląsk, wreszcie do P ru s Królewskich.

Zamieszkali) tam we wsiach Kąsinowie, ok. E łku i R udaw kach. Członkowie Zboru ariańskiego w Kąsinowie powzięli w 1311 roku uchw alę o jego rozw iązaniu.

Poczynając od R ozjusza aż do roku 1795 biskupam i w arm ińskim i, z w yjąt­

kiem W ęgra A ndrzeja Batorego, byli Po­

lacy. Po Ignacym Krasickim n a stolicy biskupiej siedzieli dwaj H ohenzollerno­

wie: lir. Karol (1795— 1303) i ks. Józef (1808— 1836).

Biskup w arm iński A ndrzej Chryzostom Załuski (1698—1711) używał wszelkich dostępnych m u wpływów i środków , by wesprzeć księcia pruskiego F ry d ery k a w jego zabiegach o koronę królew ską.

W tymże kieru n k u agitowali dw aj jezui­

ci: W olff, a zwłaszcza K arol M aurycy Va- ta, Sahaudczyk, spow iednik królów So­

bieskiego i Augusta II.

Odważnie się postaw ił wobec króla pruskiego biskup w arm iński T eodor Po­

tocki (1711— 1723). Z abronił księżom w Prusiiech Książęcych w ym ieniać króla pruskiego i jego rodzinę w m odlitw ie ko­

ścielnej.

Proces ch ry stian izacji Pom orza Za­

chodniego i dalszy rozwój życia religij­

nego w tym k raju barw nie odtw arza Jó ­ zef Miłkoiwsiki w ciekaw ej p racy : „Pom o­

rze Zachodnie w stosunku do P olski" Po­

znań 1946 r.

O środkam i kultu pogańskiego na Po­

m orzu Z achodnim były Szczecin i W o­

łyń. W śród Słowian tam tejszych olbrzy­

mi w pływ n a lu d wywierali kapłani. Za-

r—1 • ., .

K ropielniczka z U rzędow a (P atrz antyku! n a atr. 10-ej)

biegom m isyjnym bałw ochw alcy pom or­

scy staw iali gw ałtow ny opór. Niemcy wraz z krzyżem mieśli mlecz, z Ew ange­

lią podbój, niewolę, w ytępienie pokojo­

wej ludności. Inną całkiem była rom ań- sko-słow iańska m eto d a n aw racan ia.

O środkiem akcji b y ł zapew ne P oznań — Gdańsk stanow ił d la św. W ojciecha pla­

cówkę 'wypadową.

W skład założonej w 1000 r. m etropolii w Gnieźnie wchodziły biskupstw a k ra ­ kowskie, w rocław skie i kołobrzeskie, czy­

li pom orskie.

Ze szczególnym poświęceniem i gorli­

wością pracow ali n a niw ie m i y jn ej bene­

dyktyni - erem ici. Koło M iędzyrzecza n ad O drą w późniejszym W ojciechow ie pow staje klasztorem benedyktyński oraz sem inarium kształcące m isjonarzy.

Postępom Ewangelii cios dotkliw y za­

dała w ojna ces. H enryka II z Bolesławem C hrobrym . Gorzkie w yrzuty H enrykow i czynił św. B runo, krew ny i przyjaciel ces.

O ttona III, w ielbiciel św. W ojciecha. Ak-

Odzyskanych

cję m isyjną na szeroką skalę p o d ją ł Bo­

lesław K rzywousty, posługując się przede wszystkim benedyktynam i. Stolicę bi­

skupstw a przeniesiono do L ubusza n ad środkow ą Odrą.

Ówczesne zaborcze dążenia niem ieckie najlepiej ujaw nia w 1107 roku arcybis­

kup m agdeburski Adelgut, w zw róconych do Sasów słowach: „Ci poganie są n a j­

gorsi ludzie na ziemi, ale ziemia ich za to najlepsza, ho tak obfituje w mięso, miód, m ąkę, ptactw o, że żadna ziemia z nią nie może się rów nać. O Sasi, poskrom iciele świata, tu możecie i 'dusze wasze zbawić ii najlepszą pozyskać ziemię do zamiesz­

kiw ania".

W 1124 r. w yruszyła w ypraw a m isyjna pod kierow nictw em Ottona, biskupa bam - berskiego. Matkowski w swej pracy o Po­

m orzu Zachodnim stw ierdza stopniow e przesuw anie się chrześcijaństw a -c połu­

dnia n a północ i obala błędne m niem a­

nie o niem ieckich źródłach polskiej kul­

tury chrześcijańskiej. Podczas drugiej k ru cjaty arcybiskup m agdeburski i ksią­

żęta sascy zainicjow ali w ypraw ę przeciw ­ ko pogańskim Słowianom. Do uczestni­

ków w ypraw y pod Szczecinom wyszedł biskup W ojciech, okazując zdum ienie, że nadeszło do k raju chrześcijańskiego zbrojne w ojsko zam iast m isjonarzy.

D om inikanie już w krótce po założeniu zakonu kaznodziejskiego rozwinęli ener­

giczną działalność m isyjną n a Rusi. Jest rzeczą bardzo znam ienną, że rów nocze­

śnie w dwóch tak odległych od siebie k ra ­ jach prow adzona jest z dużym rozm a­

chem akcja m isyjna. P rzedział w yznanio­

wy pomiędzy pro testan ck im od 1534 r.

Pom orzem Zachodnim a katolicką Pol­

ską coraz hardziej się pogłębiał, zacie­

śniał więzy religijne i k u ltu raln e ludno­

ści pom orskiej z Niemcami a oddalał i od­

stręczał ją od Polski. Nowy ruch w spie­

rali książęta pom orscy B arm in IX i F i­

lip I. Jedynie lud zachow ał w ierność Ko­

ściołowi K atolickiem u. Zwolennicy idei protestanckich rekrutow ali się z w arstw niem ieckich lub zniem czonych.

Na naszych Ziem iach O dzyskanych n i­

gdzie różnorodne pVądv religijne i k u ltu ­ ralne nie znajdow ały tak podatnego dla swego rozw oju g runtu jak n a Śląsku.

Ew angelię głoszono tam zapew ne jeszcze przed zajęciem tego k ra ju przez Miesz­

ka I w r. 990. tj. w okresie rządów cze­

skich a. być może, naw et w ielkom oraw - skieh. Rozpow szechniony b y ł n a Śląsku kult św. W ojciecha. W p racy m isyjnej przodow ali erem ici włoscy i benedyktyn, irlandey. Podług Długosza, pierwszym i biskupam i w rocław skim i byli W łosi o w y­

sokiej kulturze. Z W łoch sprow adzono duszpasterzy i księgi. Zwalczanie bałw o­

chw alstw a godziło zarazem i w związany nierozerw alnie z nim separatyzm plem ien­

ny. K ult pogański długo' i nnorczvw ie się trzy m ał jeszcze w ciągu XI w. W pływy włoskie n a Śląsku ustęp u ją m iejsca leo- dyjskim i kólońskim . Ożywione są u schył­

ku XI i w początkach XII w. stosunki k u ltu raln e Polski z F ra n c ją a F lan d rią.

Około r. 1173 pow stał w L ubiążu klasz­

tor sprow adzonych przez księcia B olesła­

wa W ysokiego cystersów niem ieckich.

W ybitną rolę w rozw oju k u ltu raln y m Ślą­

ska odegrał b iskup W a lte r (1149— 1169).

w ychow any w szkole Anselm a z Laona.

W pływ y k u ltu ra ln e f r a n c u s k i osiągnęły p u n k t szczytowy. O kres świetnego rozw o­

ju k u ltu ry eligijnej n a Śląsku zbiega się z rządam i w diecezji biskupa N ankera h.

Okszla (1326— 1341), zw olennika Ł okiet­

ka. Od X III w. docierają do Śląska prze­

śladow ane przez Kościół K atolicki ruchy religijne i sekty. 7. sąsiednich M oraw i Czech ciągnęły na Śląsk ok. r. 1261. ^ a t ­ m osferze trwogi i przerażenia po groź­

nym napadzie T atarów , liczne grupy bi­

czowników. D ruga fala ich naw iedziła Śląsk w 1349 r. Ryły to czasy srożacei <dę w E uropie dżumy. W latach 1315— 1319 ujaw niono w różnych m iastach śla sk c h

waldensów. Licznych heretyków spalono n a stosie w r. 1315 we W rocław iu, Nyssie, Świdnicy i innych m iastach śląskich. Ce­

lem stłu m ien ia ruchu b u llą z dn. 1 m aju 1318 r. ustanow ił papież Jan XXII czte­

rech inkw izytorów . G eneralny inkw izytor Jan z Schw enkenfelda, dom inikanin świ­

dnicki, poniósł śm ierć m ęczeńską 28 w rze­

śnia 1341 r. Rozwinęły swą działalność, poczynając od drugiej połowy X III w. he- ginki we W rocław iu, Swidnicyyi, być mo­

że, w Nyssie. W iadom ości o beginkach w Głogowie pochodzą z pierw szej poło­

wy XV w. Szerzyli swe nauki na Śląsku już w początkach XIV w. tzw. „bracia wolnego ducha". P rzedostali się na Śląsk rów nież husyci, m ordow ali kapłanów , łu­

pili i palili kościoły i klasztory.

Pom yślny rozw ój luleran izm u na Ślą­

sku łączy się ściśle z postępam i niem czy­

zny. Już w niespełna rok po w ystąpie­

niu I.u trą tłoczono jego pism a w d ru k a rn i w rocław skiej Adama Dyona, później zaś K aspra T.yhischo. Najgorsze czasy dla katolicyzm u na Śląsku n astały za rządów biskupa R altazara P rom nica (1539— 1562).

który iaw nie sprzyjał now inkom religij­

nym. W myśl tw ardei o k ru tn ej zasady ..cuius regio, illius religio" *) k ult n ro - testaneki w prow adzały w m iastach Radv M iejskie. K rajem p ro testan ck im stał się w krótce niem al cały Śląsk Dolny. W po­

łow ic XVT w. wszyscy książęta iśiąisley.

z w yjątkiem biskupa w rocław skiego, zer­

wali z Kościołem Katolickim.

H absburgow ie, po obieebi Śląską w swe posiadanie, z użyciem środków gw ałtow ­ nych narzucali katolicyzm . Zm uszano do wyrzeczenia sie protestantyzm u przez osa­

dzanie po dom ach różnow ierców oddzia­

łów dragonów . W yłączono ze stosow ania tej m etody n aw racan ia takie ośrodki p ro - stantvzm n jak W rocław . Legnica, Brzeg.

W ołów. Oleśnica. W okresie w ojny trzy ­ dziestoletniej ‘ różnow iercy śląscy p rz e ­ w ażnie witali najeźdźców ja k o w ybaw i­

cieli. W terenach zajętych przez w ojska cesarskie odebrano 656 św iątyń p rote­

stanckich. W iększość pastorów w yem igro­

wała ze Śląska. Ruch sek riarsk i, obejm u­

jąc duży zasięg tery to rialn y sprzęga cza­

sem tak odlegle od siebie k raje, jak Śląsk i M oskwa. Q uirinus K nllm ann n r. 1651 r, we W rocław iu, zwiedził F ra n c ję i N ider­

landy. N aw iązał k o n ta k t z „B raćm i P ol­

skim i" w tych k ra ja c h , a być może i na Śląsku i p rz e ją ł częściowo ich 'ideologię.

P ropagow ał ja w M oskwie o raz szerzył jakieś proroctw a. Spalono go w stolicy carów n a stosie w 1689 r. Po zaw arciu um ow y a ltra n sta d z k iej w 1707 r. zwróco­

no pro testan to m 121 zborów. N apór mie- m iecko-protestancki n a Śląsk w zm ógł się z chw ilą opanow ania tego k ra ju p rz e r F ry d e ry k a II. Ze względu na to, że jezui­

ci w latach 1761—-1763 jak Tównież w ogó­

le w czasie w ojny siedm ioletniej solida­

ryzow ali się z A ustrią, zam ierzał F ry d e ­ ryk IT wygnać ich. Po k asacie zakonu je­

zuitów n ie liczył się jednak z bullą pa­

pieską, zatrzym ał ich u siebie, b y ł bo­

wiem p rzekonany, że jedynie jezuici mogą podnieść poziom szkół śląskich, zn a jd u ją ­ cych się w całkow itym up ad k u . D otkliw e ciosy zadał katolicyzm ow i i polskości na terenach Rzeszy Niemieckliej B ism arck.

Zniósł w 1871 r. o d d ział k atolicki przy pruskim m inisterstw ie w yznań, w 1872 r.

pozbaw ił duchow ieństw o p raw a opiek;

n ad szkołam i.

Katolicyzm na ziem iach naszych w ogó­

le, a zwłaszcza n a Ziem iach O dzyskanych w spierał ludność w jej walce o u trzy m a­

nie ducha narodow ego i n a tym m. in.

polega jego w ielka rola dziejowa.

Aleksander Kossowski

*) Czyj k ra j, tego religia.

Cytaty

Powiązane dokumenty

czy ludowych zakorzenił się zwyczaj dopatrywama się w rozma tych obcho­.. dach, zabawach i uroczystośc’ach lu ­ dowych pozostałości z czasów

Spośród odpowiedzi otrzym anych przez Redakcję, właściwe rozw iązania konkursu nadesłali:. Gdy

Obszerny przegląd czasopism om aw ia dość szczegółowo bieżącą prasę literacko-m auko- wą. „N asze cele i

Ludy te wcześniej się rozrosły, zakw itły i m inęły, wcześniej przeszły przez poszczególne stadia ro z ­ wojow e, przez dośw iadczenia, jak ie h i­.. storyczne

Jest więc dziś rzeczą wprost konieczną zorganizowanie całego szeregu wystaw sztuki ludowej w tych miastach Polski, gdzie na to warunki powojenne pozwalają. Przede

Yermeern, malarski sztandar jego kraju, trzeba było odkrywać w dwieście lat po śmierci, a dzić odkrywa się jeszcze wciąż jego obrazy i płaci za nie

Musi on być siłą młodości, siłą dźwigania się i walki o wyższe wartości kultury polskiej, tak jak siłą młodości jest wieś, jeszcze niewyżyta, daleka

Chciał bowiem, by podhalańskie obrazy na szkle malowane nie tylko syciły jego oczy, lecz by jeszcze miał prawo powiedzieć o nich: to