• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1961, nr 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1961, nr 10"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

C H R Z E Ś C I J A N IN

E W A N G E L I A — Ż Y C I E C H R Z E Ś C I J A Ń S K I E — J E D N O Ś Ć — P O W T Ó R N E P R Z Y J Ś C I E C H R Y S T U S A

„Idźcie te d y i czyńcie uczniam i w s zy stk ie narody, chrzcząc je to im ię O jca, i Syna, i Ducha Ś w ięteg o “.

Ew. Sw. Mat. 28. 19

„ A lbow iem n ie w s ty d z ę się za Ew angelię C h rystuso­

w ą, p on iew aż je s t m ocą Bożą ku zbaw ien iu każdem u w ierzącem u “.

Rzym. 1, 1-6

Rok zało że n ia 1929 W arszaw a, październik 1961 Nr 10

T reść n u m e ru : J e d n a z p rzy c zy n n ie d o w ia rstw a w śró d lu d u Bożego — P o łap cie n am liszki, k tó re pisują w innicę... — Ś w iatło ;Z cien ia p rzy sz ły ch d ó b r (P rzy k ry cie ze s k ó r b o rsukow ych i ze skór b a ra n ic h ) — O p o w iad a n ie le k a rz a e w a n g elisty (Przyszedł po zbaw ien ie -z w alizką...) — C h ry stu s u m iło w a ł K ościół (D iakoni — F in a n se K ościoła) — Op-owieści Tom asza (Mój M istrz chodzi ipo m orzu) — K ro n ik a -— K o n w a lia .

JEDNA Z PRZYCZYN NIEDOWIARSTWA WŚRÓD LUDU HOŻEGO

„ Jakoż w y m ożecie w ierzy ć, chw alę je d n i o d d ru g ich p r z y jm u ją c , p o n iew a ż ch w a ły , k tó ra je s t od sam ego Boga,,

nie szu k a cie"

i (Jan 5, 44).

N ajp ierw -chciałbym zw rócić uw ag ę n a fakt, ja k ą -cenę m a dusza ludzka, człow iek w oczach Bożych; ja k bardzo n a s Bóg w C hry stu sie nie ty lk o um iłow ał, lecz uczcił, w yniósł pon ad w szelkie stw o rzen ie (Ps. 8,5.6): „...Cóż jest człowiek, iż n a ń pam iętasz, albo syn człow ieczy, iż go naw iedzasz? A lbow iem m ało m niejszym uczyniłeś go o d Aniołów, chw ałą i czcią u k o ro ­ now ałeś go“. Zaś w P salm ie 113, 7.8 — m ów i P salm ista: „Podnosi z p ro ch u nędznego, a z gno­

ju w yw yższa ubogiego, aby go posadził z k sią ­ żętam i lu d u sw ego“ .

K to jeszcze nie zrozum iał ze słow a Bożego, jak b ardzo rozchodzi się Bogu o to, aby -czło­

w iek n a Jego obraz stw orzony, został p rz y w ró ­ cony do pierw otnego, sta n u chw ały Bożej, ten -niech prosi o światło- Boże w ty m w zględzie, gdyż to nas n ajw ięcej prow adzi do pokory.

W końcu, co m ów i o ty m A postoł Jezusow y:

„Albowiem , 'które O n przejrzał, te te ż przezn a­

czył, aby byli przypodoba,ni obrazow i S yna Jego . . . -a k tó re przena-czył, te też powołał, a k tó re pow ołał te też uspraw iedliw ił, a k tó re uspraw iedliw ił, te też uw ielbił. Cóż ted y rze- czem y n a to? . . . k tó ry ani w łasnem u Synow i nie przepuścił, ale Go za nas w szystkich w ydał;

jakożby w szystkiego z -Nim nie d a ro w a ł n a m ? “

(Rzym. 8, 27-32). !

Otóż w Chrystusi-e Jezusie, ale tylko w N im w racam y d-o Boga; przy w ró cen i jesteśm y do stanu łaski, w jak iej b y ł człow iek n im upadł.

To jest ona -chwała Boża, lu b w y raźn iej m ó ­

w iąc, w ty m tk w i ta Boża -chwała, ż-e złożył o fiarę z Jednorodzonego Syna Swego, aby nas, grzesznych ludzi, podnieść z tego upodlenia grzechu i posadzić z C h ry stu sem n a niebiosach.

(Efez. 2, 5.6): „I gdyśm y b yli u m arły m i w grze­

chach, ożyw ił nas pospołu z C hrystusem , i po­

społu z N im w zbudził, i pospołu z N im posadził na niebiesiech w C h rystusie Jezuse...“ . To jest ta chw ała, o k tó re j P a n Je zu s m ów i: „...a chw a­

ły, k tó ra je st od sam ego Boga, n ie szu kacie“.

Jeżeli k to ś n ie oceni należycie tego d a ru Boże­

go w C hrystusie, że w N im jesteśm y n ie -tylko po jed n an i z Bogiem, lecz uczynieni (na nowo stw o rzen i — Efez. 2, 10) sy n am i Bożymi, a tym sam ym i dziedzicam i w iecznego k ró le stw a Bo­

żego, w tenczas n ic dziwnego, że się ogląda za m ałoznacznym i błyskotkam i, za uznaniem , za czcią i c h w a łą ludzką.

S tą d A postoł m ówi: „ Jeśli ted y z a k ry ta jest Ew angelia nasza, za k ry ta jest p rze d tym i, k tó ­ rzy giną. W k tó ry c h bóg św ia ta tego- oślepił zm ysły, to jest w niew iernych, a b y ,im n ie św ie­

ciła św iatłość (blask) chw ały C hrystusow ej, k tó ry je st w yobrażeniem Bożym “ (drugi Adam ) (2 K or. 4, 3-7). K om u raz zaśw ieciła ta -chwała pow ołania Bożego w C hrystusie, te n o nic w ię­

cej n ie dba, ty lk o aby się Je m u podobać.

S tąd słowo P a n a Jezusa: „Jakoż w y możecie

w ierzyć, ch w ałę jed n i od drugich p rzy jm u ją c ? “

Z ty ch słów Zbaw cy w ynika, że to w łaśnie jest

w ielką przeszkodą, a n aw et w p ro st niem ożliw e

praw dziw ie w ierzyć, a jednocześnie szukać

chw ały u ludzi, -czy uznania, czy czci. Te słow a

(2)

2 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 10 P a n a Jezu sa z d ra d z a ją n a m przyczynę, dla

któ rej ludzie w ierzy ć n ie m ogą.

W -każdym z nas tk w i głęboko u k ry te poczu­

cie godności w łasnej, w artości. W szystkie inne grzechy d a ją się łatw iej poznać i odkryć w s e r ­ cu ludzkim , lecz pycha, ta spoczyw a n a sam ym dnie serca. M ożna to nazw ać am bicją, osobistą godnością, poczuciem w łasn ej w artości, u ja w ­ n iającej się w w ykształceniu, czy szczególnych uzdolnieniach, tale n ta c h lu b w artościach in te ­ lektu. W oczach Bożych jed n a k ta k ie m n ie m a ­ nie o sobie m a ta k ą sam ą cenę, ja k k a żd y in n y grzech, za -który S y n Boży złożył o fia rę k rw i Sw ojej n a k rzy ż u G olgoty. 1

R ękę n a serce! Jeżeli chcem y dożyć uczcze­

n ia od Boga, ch w ały Jego — to tylko n a tej

drodze, n a k tó re j je j doznał Jego Jednorodzony Syn, Jezus C hrystus: Podw yższony n a krzyż, zhańbiony, u m ie ra śm iercią złoczyńcy; a t-o przecież m oje i tw o je m iejsce. Jeżeli z tą sp raw ą w sercu nie ro zp ra w im y się, n ie oczyścim y pod krzyżem Jezu sa C hrystusa, nic innego n a m nie pomoże. A w te j s y tu a c ji i w ie lu w ierzących tk w i uw ięzionych. D ożyje k to ś osobliwszej ła ­ ski, grozi m u niebezpieczeństw o podniesienia się n a d innych, p rz y n a jm n ie j w duchu albo m yśli, że m ając obfitość Bożego D ucha, m oże sobie pozw olić w yrokow ać o in n y ch bezw zględ­

nie. Ach, ile to niebezpieczeństw czyha i n a nas odkupionych ludzi. Na straż! Pokora je s t b ro n ią k u zw ycięstw u!

K.

POŁAPCIE NAM LISZKI, KTÓRE PSUJA WINNICĘ...

P rzytoczony te k s t Słow a Bożego w zyw a wy- iraźnie do sc h w y tan ia liszek (lisów), k tó re przez

•ogrodzenie w k ra d a ją się do W innicy P ańskiej i w yrząd zają straszliw e szkody latoroślom tak , że G ospodarz nie m oże zeb rać gron w e w łaś­

ciw ym czasie, i oglądać m oże zam iast owocu sam e łodygi.

Cóż to za liszki szkodliw e, i ja k je m ożna połapać? Je d n y m ze szkodliw ych gatunków ty c h liszek, czyniących ty le spustoszenia w Ogrodzie Bożym , są n i e p o r o z u m i e n i a w Zborach. L udzie niedobrego usposobienia i niespokojnego ducha w eszli do Bożego; są stale niezadow oleni w swoim życiu; m a ją cią­

gle jakieś p re te n s je do in n y ch i w ielkie w y ­ m agania św iętości od w szystkich, ale jed n o ­ cześnie bardzo folgują i pobłażają sobie.

Tego rodzaju ludzie nie zdają sobie spraw y, że w te n sposób -obrażają Boga, zasm ucają D u ­ cha Św iętego, a sp ra w ia ją ta k w iele goryczy i boleści sw em u -otoczeniu, pustosząc je, gdyż duch ludzki nie m oże przebyw ać długo w ta ­ kiej atm osferze i w oli raczej opuścić m iejsce goryczy, k tó re gotów zam ienić na pustynię!

D aw id kiedyś prosił P a n a Boga o ta k ie w y ­ zw olenie od m iejsca goryczy, w ołając: ,,...Obvm m iał sk rzy d ła jako gołębica, zaleciałbym- a od­

począłbym . Oto by m daleko zaleciał, a m iesz­

k a łb y m n a puszczy” (Ps. 55,7.8).

P a n d aje Sam człow iekowi cichego i łagodne­

go ducha, Sam zaspakaja serce człowieka, a ten.

k to uspokojony został przez P an a, te n rozpo­

czął św iętow ać szabat i w dzięcznym sercem dziękuje za to odpocznienie (Żyd. 4,9.10). Ta­

k i człow iek n ie m a ciągłych p re te n s ji do ludzi, za w y ją tk ie m jed n ej osoby, bardzo dobrze zna­

nej sobie, a tą osobą jest on sam ! „N ędzny ż ja człow iek!” (Rzym. 7,24) O to te n je s t w inowa) -

„Połapcie n am liszk i, lis zk i m a łe, k tó re psu ją w in n ic e ; p o n ie w a ż w in n ic e n a sze k w itn ą ”.

P ie śń S alom . 2,15

cą i początkiem w szelkich nieporozum ień: t-o ten, k tó ry chce sw oje zło i kw as zakryć oskar­

żaniem -innych ludzi, a sam będąc złośnikiem — p re te n sje , oskarżenia i żal m a do praw ie w szystkich ludzi! A tym czasem trz e b a osądzić przede w szystkim samego- siebie, i dać sie ukrzyżow ać z C h ry stu sem (Rzym. 6,6; Gal.

5,24; 6,14). W ta k im zaś zakw aszeniu ludzie ci k rzy ż u ją ale... innych, a naw et przez to Sam ego Jezusa C hrystusa! (Gal. 5,15; Tym. 6.4:

1 K or. 3,3).

P odobny g a tu n e k szkodników w W innicy P ańskiej to „liszki szem rzące“. S ta ry to rodzaj szkodników i znan y z Biblii; to one ta k strasz­

nie spustoszyły W innicę Bożą, n aró d w ybrany, w drodze do Ziem i O biecanej. T-o o n e podcinały m łode p ęd y w iary , że d ro g a m usiała trw a ć aż czterdzieści lat. To one doprow adziły lud Boży do upadku i spustoszenia, a ileż i Mojżesz, słu­

ga P ański, w ycierp iał przez nie (5 Mojż.

1,27-37; 1 K or. 10,10).

Te sam e liszki szem rzące przeszły i do W in­

nicy P ańskiej Nowego T estam entu i w yrządza­

ją nie m niejsze szkody. To one podcinają n a j­

częściej m łode lub nieutwierdzon-e jeszcze la­

torośle, w ą tłą i zagaszają w iarę, ufność, i r a ­ dość zbaw ienia. To one m ają zaw sze i praw ie do w szystkich — żale, p reten sje, narzekania, osądzenie; nie d b a ją o to, że szkodzą sobie i innym współp-ielgrzymom (Fil. 2,4.5; 1 Pio­

tr a 4,8.9).

J e s t jeszcze jed e n rodzaj szkodników , to

„liszki p lo tk u jąc e ” ! O! ileż krzyw dy, ileż spu­

stoszenia uczynił i jeszcze czyni ten gatunek liszek. Ileż łez popłynęło i płynie z oczów lu­

dzi niesłusznie, n iespraw iedliw ie odm aw ianych.

(3)

Nr 10 C H R Z E Ś C I J A N I N 3 Ile nieszczęścia rodzinnego, a n a w e t rozbitych

rodzin. Ile bezsennych nocy, ile goryczy i h a ń ­ by przeżyw ają ludzie z pow odu tych szkodni­

ków. >

P o p a trz m y na c h a ra k te r ty c h szkodników . Z a jm u ją się o ni zaw sze in n y m i osobam i i ich spraw am i, w szczególności ty m i spraw am i, które w życiu sam ej liszki są w nieporządku.

Z ajm ują się tą dziedziną życia przede w szyst­

kim, w k tó re j sam i grzeszą (m yślą, m ow ą lub uczynkiem ). D latego też posądzają in nych o to samo w czym żyją, i ty m śm ielej rozpow szech­

n iają kłam stw o i oszczerstw o, ja k b y to m ogło uspokoić ich w łasne sum ienie i uczynić czymś lepszym od otoczenia, choćby w e w ładnych oczach.

P lo tk a rstw o i oszczerstw o zabija ducha ludu Bożego, doprow adza przyzw oitego człow ieka do rozterki i rozczarow ań, osłabia gorliw ość szcze­

rych, a o to w rogow i ludu Bożego chodzi! Z a­

uszników , sączących żm ijow y ja d do ucha tra k ­ tu je S ta ry T estam en t surow o, zaliczeni są oni' do w rogów ludu Bożego. Je ślib y śm y czynili te rzeczy, zaliczam y się do tych, k tó ry c h im iona nie w ejdą do ksiąg Bożych (Ps. 69,29). Zbaw i­

ciel nasz uczy bow iem nas, abyśm y nikogo nie posądzali i n ie potępiali. Je śli m am y w sercu miłość Bożą,' a ta okazać się m usi w szczegól­

ności w obec dzieci Bożych; nie pow inniśm y n i­

gdy dopuścić podobnego sta n u do swego serca!

P rzypom nieliśm y o k ilk u zaledw ie g a tu n ­ kach liszek-szkodników w W innicy P ań sk iej.

Pom inęliśm y inne, ja k na p rzy k ła d nałogi. Ale w ystarczyłoby i tam ty c h , n a jg ro źn iejszy ch m o­

że, pozbyć się, a jakże by o d etch n ął lu d Boży!

I dlatego pow inniśm y szukać rad y , jak te lisz­

ki połapać i unieszkodliw ić. P a n W innicy w i­

dzi tych szkodników w śród Sw ego ludu, i d la­

tego d aje polecenie, ab y śm y to czynili!

P am iętajm y , że d obry gospodarz codziennie ogląda swe gospodarstw o i pilnie go strzeże;

widzi dobre i złe, ogląda szczegółowo ogrodze­

nie czy jest s z c z e l n e , czy nie jest w y ła ­ m ane, czy drzw i i w ro ta dobrze z a m y k a ją się, i czy stróż w innicy n ap ra w d ę czuwa w e dnie i w nocy!

Czy jesteśm y ogrodzeni? A cóż jest naszym ogrodzeniem, w iem y? Słowo Boże jest naszym ogrodzeniem w życiu, ono nie dopuszcza ty ch szkodników, aby w ta rg n ę li do serca i życia naszego. A może ogrodzenie je st tu i ta m usz­

kodzone, lub całkow icie obalone, a do naszego serca (uczuć i m yśli) w chodzi kto chce i kiedy chce, a pierw szym sk utkiem tego — n ie p o k ó j!

Cielesność bierze górę n ad w ia rą i Słowem Bożym, a owoc tego — nie m ożem y żyć rad o ś­

cią zbaw ienia! : i

Cóż robić w tedy? N atychm iast skontrolow ać ogrodzenie życia naszego. P rz y dobrym ogro­

dzeniu i zam kniętych drzw iach, łatw o jest w y - łanać liszki psujące naszą radość z b aw ien ia!

Kto widzi n a p ra w d ę sw oje w in y i rozum ie je

— to już dobra oznaka, i nadzieja, że człow iek ten wyswobodzi się z ciem nych naleciałości i nałogów! Biada tym , k tó rz y nie chcą widzieć

siebie sam ych lu b przyzw yczaili się żyć w raz ze szkodnikam i, i u w ażają to za stan n o rm al­

ny! A objaw em tego stan u jest, że nie lubią oni przy jm o w ać Słow a Bożego, p ło t ich życia rozw alony tak , że nie m ają ochoty n aw et go n apraw iać, żyją sam i w biedzie i nieszczęściu, i chcą, aby i in n i też w nieszczęściu i biedzie żyli!

Jeśli z pom ocą Bożą u sunęliśm y z serca n a ­ szego i życia w szelkie te szkodliw e i dzikie zw ierzęta, to p o p raw m y też i nasz stosunek i w zm ocnijm y pom oc dla stróżów W innicy P a ń ­ skiej !

W innica m usi kw itnąć, aby przynieść owoc!

C hrześcijanin, k tó rem u liszki zagryzły kw iaty radości zbaw ienia, jakże m a owocować dla P a ­ na. G dy obficie k w itn ą ć będziem y, obfity owoc przyniesiem y!

W innica p o w inna być pielęgnow ana, aby obfite gro n a b y ły zabezpieczone przed uszko­

dzeniem . M usim y jed n a k drugich po d trzy m y ­ wać, jed n i dru g im pom agać nieść ciężary! P a ­ m iętajm y , że k to owoc przynosi lub dźwiga, pochyla się do sam ej ziemi! P a n go podpiera, aby się nie załam ał. Błogosław iony kto jest pom ocnikiem P ań sk im w te j sp ra w ie !

W innica P a ń sk a przechodzi też i przez okres zim owy; każde dziecko Boże, każda latorośl, m usi przeżyw ać dośw iadczenie; a P a n oczysz­

cza gałązki życia, aby w ięcej owocu rodziły, aby ja k n ajw ięcej dusz przyszło do P a n a przy naszej usłudze! P a n strzeże, aby w „zim owy czas” dośw iadczenia szkodniki n ie zagryzły drogiej lato ro śli na śm ierć! N ie próżno P salm i­

sta świadczy: „P okarałci m ię P a n srodze, ale m ię na śm ierć nie po d ał” (Ps. 118,18).

„...Bo k to się w as dotyka, do ty k a się ź re n i­

cy oka M ego” (Zach. 2,8) — pow iedział P an o dzieciach Swoich! I dlatego biada tem u kto gryzie, dotyka dziecka Bożego, sługę Pańskie- go!

„Połapcie n a m liszki, k tó re p sują w innice!”

W szyscy, k tó rz y należym y do sług Jezusa C h ry stu sa a P a n pow ołał nas do pracy w Jego W innicy — zobow iązani jesteśm y czynić to, co nakazał nasz Pan!

Tylko zły i leniw y sługa, jest obojętny na rozkaz P ański, ale ci, k tó rz y Go kochają, z gor­

liw ością b ęd ą w ykonyw ać w olę Jego! W tej W innicy jeste śm y szafarzam i i robotnikam i, a P a n m a n a uw adze tylko nasze dobro!

S. Waszkiewicz

„Ale owoc Ducha j e s t m iłość, wesele, pokój, n ieskw apliw ość, dobrotliw ość, dobroć, wiara, cichość, w s tr z e m ię ź li­

w o ś ć ”

Gal. 5,22

(4)

4 C H R Z Ę Ś C I J A N I N Nr 10

ŚWIATŁO Z CIENIA PRZYSZŁYCH DÓBR

„ Zakon m ając cień p rzy szły c h dóbr, a nie isam obraz rzeczy...”,

„...prawdą je s t ciało C h r y stu s o w e ”.

Żyd. 10,1; Kol. 2,17

C zęść I — P rzybytek i jeg o c z ę ś c i sk ła d o w e

9. Przykrycie ze skór borsukowych i ze skór baranich

„U czynisz też przykrycie na nam iot ze skór baranich czerwono farbowanych, i przykrycie ze

skór borsukowych na w ierzch.“

2 Mojż. 26,14

Przypuszczam , że jeszcze nie zapom nieliśm y naszego przedostatniego rozw ażania, w k tó ry m przyjrzeliśm y się tem u przedziw nem u b u d y n ­ kow i z drzew a sytym , jego efektow nem u w y ­ glądow i, lśniącem u od złota, k tó ry m p o k ry ty był zew nątrz i w ew nątrz. Lecz te złocone ścia­

n y nie b y ły w idoczne dla każdych oczu, jak być m oże w ielu przypuszcza i jak pokazaliśm y je w naszej, pogadance.

Nie, przeciw nie, cała św iątnica b yła ta k okryta, że na zew nątrz nie przedostaw ał się ani jed en pro m ień jej w ew nętrznego blasku.

Dzięki czterem przykryciom , u k ry w a ła ona sw oje piękno przed każdym , stojącym n a ze­

w nątrz. D w ie opony i dw a p rzy k ry cia o tulały ją ze w szech stron. Je d n a opona b y ła z m ister­

nie w ykonanej tk an in y , a d ru g a — z białej ko­

ziej sierści; p rzy k ry cia zaś by ły w y k o n an e ze skór zw ierząt.

P rz y jrz y jm y się tro ch ę bliżej ty m w szyst­

kim czterem okryciom . P rz ed e w szystkim n a obłożonych złotem ścianach z (desek) drzew a sytym , rozciągnięta było opona z m i­

ste rn ie w yszytym w yobrażeniem C herubinów , k tó re by ły też w idoczne w e w n ę trz u św iątnicy.

Z estaw iona z dziesięciu szerokich płócien, za­

k ry w a ła obydw ie boczne ściany, ty ln ą ścianę oraz tw orzyła sufit. N astępnie b yła zaw ieszona druga opona, m ianow icie opona z koziej s ie r­

ści, a b yła ona dłuższa i szersza od pierw szej, i dlatego zupełnie zakryw ała, w iszącą pod n ią oponę z C herubinam i, ta k iż z zew nątrz spod niej nic nie było w idać.

Na ty c h dw óch oponach leżały dw a p rz y k ry ­ cia ze skór. Z cytow anego przez nas m iejsca P ism a Św iętego w idzim y w yraźnie, iż te dw a ostatnie przykrycia, k tó re zam ierzam y teraz rozpatrzeć bliżej, b y ły to przykrycia ze skór borsukowych i ze skór baranich.

Przypuszczam , że przy pow ażniejszym zasta­

now ieniu się, stanie się oczyw iste dla każdego poświęconego um ysłu, iż dw ie w spom niane opony oraz te dw a rozp atry w an e p rzy k ry cia w skazują nam na dw ie cechy C hrystusa. G dy pierw sze dw ie w sk azu ją n a Jego w yw yższenie, ostatnie dw a m ów ią o Jego poniżeniu. A po­

niew aż obydw a rodzaje ty c h n a k ry ć spoczy­

w ały n a w yzłacanych deskach, będących w y ­ obrażeniem , ja k w idzieliśm y już, Kościoła

Pańskiego, je s t w ięc oczyw iste, że praw dy, któ re one w yobrażają, odnoszą się do C hry­

stusa.

Z atrzy m am y naszą uw agę n a jp ie rw na przy­

k ryciu ze skór borsukow ych. To było p rz y k ry ­ cie zw ierzchnie, a więc w idoczne z zew nątrz;

jest ono sym bolem C hrystusa w Jego zew n ętrz­

nym w yobrażeniu, w k tó ry m p rzy b ra ł ,,k ształt niew olnika.“

W yobraźm y sobie, że jakikolw iek, zupełnie obcy człow iek, po raz pierw szy u jrz a ł by św iąt- nieę, odzianą w tę grubą, pro stą i niepokaźną pow łokę o b arw ie szaro -czarn ej; czy m ógłby on choć trochę dom yślać się, ja k w ielkie zna­

czenie m a te n szaro-czarny nam iot? Czy m ógł­

by przypuścić, jak a w spaniałość, jakie piękno i jak a głębia tajem n ic u rk y w a się w jego w n ę­

trz u , że jest to p rzy b y te k N ajwyższego? Nie!

W łaśnie to grube przy k ry cie ze skór borsu- czych, zdaw ało się, że pow inno by nie dopu­

ścić pow stania n aw et podobnych m yśli. Zupeł­

nie inaczej m ógł sobie w yobrażać dom , i jako daleko bardziej okazałe to m ieszkanie Jehow y!

T ylko w ejście do w n ę trz a tej niepokaźnej, a olbrzym iej skrzyni, a nie pow ierzchnia jej, dało b y pożądane św iatło niew tajem niczonem u;

nato m iast jej zew n ętrzn y ty lk o w ygląd — nie m ów ił nic.

Je śli oglądam y C h ry stu sa w Jego poniżeniu i w kształcie niew olnika ty lk o , naszym i n a tu ­ raln y m i oczami, nie m ając szczególnego świa­

tła z góry, to czy nie przyjdziem y do takiegoż sam ego w niosku? Czyż nie dochodzą m iliony ludzi do takiego re z u lta tu jeszcze i w naszych czasach?

U m iłow ani! nienaw rócony człow iek, i teraz nie z n a jd u je nic osobliw ego w Jezusie; on ty l­

ko może się dziw ić tem u, że i n n i widzą w N im ta k w iele i ta k N im są przejęci i za­

chw yceni; natom iast on sam przechodzi obok Niego chłodno i obojętnie; nic nie pociąga go do Niego.

Słowo prorocze o C hrystusie pozostaje w peł­

nej sw ej m ocy ta k w odniesieniu do j e d- n o s t k i , j ak i do t ł u m u ; jest aktualne w k a ż d y m czasie, i dla w s z y s t k i c h k ra in św ia ta i w szystkich k ró le stw ziemskich, a jed n a k dla nienaw róconych Jezus zawsze po­

zostaje jako T en „nie m ający k s z t a ł t u a n i

p i ę k n o ś c i “ ; „i w idzieliśm y Go“ — mówią

jednogłośnie, „ale nic n ie było widzieć, czemu

byśm y Go żądać m ieli“ . I tak, w ich oczach On

pozostaje człow iekiem , k tó ry nie może- zyskać

ani łaski, ani w zględów u ludzi. A le .jeszcze

o w iększym poniżeniu Jego mówi nam prorok

w yjaw iając, że w oczach l u d z k i c h p r z e m i e r z -

(5)

10 C H R Z E Ś C I J A N I N 5 ła jest nad in nych ludzi osoba Jego, a kształt

Jego n a d synów ludzkich.“ T u oni p o rów nują Go i n a ró w n i ze zw ykłym i ludźm i ośm ielają się Go kłaść n a wagę, i jakiż tego rezu ltat?

Porów nanie w y p ad a na niekorzyść Jego; On w ydaje się lżejszy. Ta rzeczyw istość, um iło­

wani, często oburzała m oje serce w łaśnie dla­

tego, że sta le słyszym y i w idzim y, jak w ielu pociąga, zajm uje, in te re su je bardziej postać każdego człow ieka, k tó ry zdobył sobie sław ę w tym świecie, niż osoba C hrystusa. W szelkie słowo pióra S chillera albo G oethego, w szyst­

ko, co piszą o A leksandrze W ielkim i N apoleo­

nie, co m ówi h isto ria o P lato n ie i Pitagorasie, 0 staro ży tn y ch i w spółczesnych m ężach stan u 1 bohaterach, to w szystko chciw ie się czyta, pochłania, p o w ta rz a się tysiące razy, i ci w szy­

scy m ężow ie s ta ją w w yidealizow anych o b ra ­ zach, w złotych laurach, w ynosi się ich n a w y ­ sokie p iedestały i ze czcią n aw et ugina się przed nim i kolana; n ato m iast C hrystus, ta k m ało pociągający, jak b y o k ry ty ty m sam ym borsuczym pokrow cem — ja k ów N am iot P rz y ­ m ierza.

I gdy prorok zm uszony (aby jaśniej odtw o­

rzyć stosunek niek tó ry ch ludzi do C hrystusa) był użyć bardziej jask raw y ch b a rw do tego obrazu, w k ład a w ich u sta ta k ie w yrażenie:

„N ajw zgardzeńszy był, i naj podlejszy z ludzi, m aż boleści ... skądeśm y Go z a n i c n i e m i e l i “ (Izaj. 53, 3); a to słow o w zupełności odpow iada rzeczyw istości. U tysięcy, tysięcy w zgarda — to dola Jego; jakże u w ielu b rak n ie m ęstw a, aby w ypow iedzieć jedno słow o w J e ­ go obronie i n a Jego chw ałę, ja k b y On tego nie był w a r t ! I napraw dę, daleko iść nie trzeba, ażeby przekonać się osobiście o tym , że nie m a m iasta, gdzie by się nie znalazło m nóstw o lu ­ dzi, k tórzy Go z a n i c m a j ą . Tak, Jego kształt człow ieka i obraz niew olnika oraz po­

niżenie, n a k tó re w skazuje to szare pokrycie N am iotu, przeszkadzały w ó w c z a s nien a- w róconem u człowiekowi, przeszkadzają i o b e c n i e zobaczyć w N im Tego, o K tórym pisali Mojżesz i prorocy — C hrystusa, P om a­

zańca. Bożego. On jest i pozostaje dla n ich „ J e ­ z u s em, s y n e m c i e ś l i J ó z e f a “, i ich biedne, zaślepione oko pozna Go nie w cześ­

niej, aż objaw i się On n a obłokach niebieskich, z mocą i ch w ałą w ielką; chyba, że w m iłosier­

dziu Sw oim zechce otw orzyć im w cześniej bło­

gosław ioną tajem nicę, ośw iecając ich oślepio­

ne oczy; w ów czas i dla n ich sta n ie się On W y­

brańcem . Daj Boże, ażeby to stało się u d zia­

łem w szystkich nas!

Jeśli borsukowe przykrycie objaw ia nam C hrystusa w kształcie niew olnika, to czerwone okrycie nam io tu m ówi nam o c a ł e j p i ę k ­ n o ś c i j e g o g ł ę b o k i c h c i e r p i e ń . To jest w łaśnie obrazem tego C hry stu sa w

„czerwonym odzieniu“, a K tórego szaty, „jako tego, k tó ry tłoczy w p rasie “ (Izaj. 63, 2); lecz to nie k rew cudza, a Jego w łasna, k tó rą ta k był zbroczony. Je śli idziem y za N im drogą Jego najgłębszego poniżenia i drogą cierpień, to co

chw ila, k ro k za krokiem spotykam y Go w tym czerw onym przykryciu. G dy tylko zbliżam y się do G etsem ane, słyszym y dochodzący do n a ­ szych uszu odgłos bolesnych w estchnień Syna Bożego, poruszający w najw yższym stopniu nasze serce. P oruszam y się naprzód, aby do­

w iedzieć się, co to się dzieje, i oto K toś leży przed nam i na ziemi; upadł na tw arz, zroszoną potem , ale jak im potem ? Ciężkim i kroplam i k rw i spływ a on z Jego czoła, zraszając ziemię, płynąc prosto do naszych stóp. W staw szy zaś z tego m iejsca, spieszy On na spotkanie szuka­

jących Go, w yciągając do nich ręce Swoje, aby ochronić Swoich; „Jeśli ted y Mię szukacie, do­

puśćcież ty m odejść“ (Jan 18, 8), -— oto Jego opiekuńcze w ołanie do tych, k tó ry m samego Siebie w y d a je ,zachow ując się jak owca przed tym i, k tó rzy ją strz y g ą “.

A ci w iążą M u ręce, i oto już stoi On przed S anhedrynem , i n a G abbacie (Litostrotos), i tu, w łaśnie tu , dw u k ro tn ie zdzierają z Niego szaty i szarp ią Jego św ięte ciało rzym skim biczem tak, że cały oblew a się krw ią, k tó ra przesiąka i b a rw i szaty Jego. Chcesz-li Go widzieć w czer­

w onym okryciu ze skór baranich? O t o t u m a s z p e ł n y o b r a z !

Lecz drodzy przyjaciele, to jeszcze nie w szyst­

ko; obraz w skazuje na jeszcze sroższe cierpie­

nia, w skazuje on na g w a ł t o w n ą ś m i e r ć , k tó ra nastąpiła.

Te czerw one skóry, ja k zw ykle przypuszcza się, b y ły zciągnięte z baranków , złożonych na całopalenie P an u ; a ud ziałem ich b y ła śm ierć.

Tak też było i z Panem . On m usiał stać się o fiarą za nas, i ja k n a m w iadom o, O n się nią stał, u m ie rają c n ajh an ieb n iejszą śm iercią. W ie­

cie o Jego śm ierci, że On sta ł się przekleństw em za nas, ażeby odkupić nas od przek leń stw a za­

konu, jako napisano: „ P rzek lęty każdy, k tó ry w isi :na d rzew ie“ (Galat. 3, 13). Tak, tam na drzew ie, n a k tó re O n Sam Sw oim ciałem zaniósł grzechy nasze (1 P io tra 2, 24), tam się On stał praw dziw ym „mężem boleści“ i „świadomym niem ocy“; tam b y ł „On zraniony d la w y stęp ­ ków naszych, starty je st dla niepraw ości na­

szych“, ta m „kaźń pokoju naszego“, i tam „si- nością Jego jesteśm y uzdrowieni“. I przez jakie straszn e to rtu ry przeszedł On tam ! Żaden obraz nie może nam dokładniej otw orzyć tego, jak to czerw one n ak ry cie ze skór baranich.

J a się tem u n ie dziwię, że dla bardzo w ielu, C hrystus w ty m obrazie w ygląda jeszcze m niej pociągająco, niż w ty m przy k ry ciu ze skór bor- suczych. T u w łaśnie On dla św iata jest „ka­

m ieniem obrażenia“ i zgorszenia dlatego, że św iat n ie zna ani Jego Sam ego, ani Jego m iło­

ści, k tó ra objaw ia się naszym sercom w ty m kształcie.

*

P rz y p a tru ją c się dokładniej, bardzo prędko spostrzeżem y, że to grube przykrycie ze skór borsukowych i czerwone ze skór baranich były równie konieczne, jak i te pięknie i ozdobnie utkane opony, znajdujące się pod nimi. P o n i­

żenie P an a naszego było rów nie w ażne dla Je-

(6)

6 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 10 go chw alebnego dzieła odkupienia, dla chw ały

Bożej i dla zbaw ienia w szystkich nas, jak i J e ­ go uw ielbienie. J a k b y się On m ógł stać n a ­ szym T Z baw icielem bez tego poniżenia? J a k m ógłby On stać się dziedzicem , będąc przecież Sam Bogiem, Jehow ą, K tó ry w szystko stw o­

rzy ł i p r z e z K t ó r e g o było stw orzone w szystko na niebie i n a ziem i? Przecież do Niego w szysko należało samo przez się. A by się stać dziedzicem i m ieć w spółdziedziców , m u­

siał On zejść ze Sw ego stanow iska, zewlec się, to je s t w ystąpić ze Sw ojej boskości i Swej w ielkości dlatego, że to, co należało do Niego z ty tu łu p raw a n aturalnego, m ogło być dane M u w stanie poniżenia t y l k o w postaci d a r u , c z y d a r o w i z n y . O ty m m ów i Pan, zw racając się do C h rystusa: „Żądaj ode M nie, a dam Ci n aro d y d z i e d z i c t w o Tw oje; a osiadłość T w oją, granice ziem i“ (Ps.

2, 8). N a te n stan P a n prosto w sk azu je potem , gdy m ówi o Jeg o posłuszeństw ie do śm ierci, a to do śm ierci k rzy ż o w ej: „ D l a t e g o “ też Bóg n a d e r Go w yw yższył, i dał M u im ię, ponad w szelkie im ię, aby w im ieniu Jezusow ym w szelkie się kolano skłaniało, ty ch , k tó rzy są na niebiesiech, i tych, k tó rzy są n a ziemi, i tych, k tórzy są pod ziem ią, a w szelki język, aby w yznał, że Jezu s C hrystus je s t P a n e m k u chw ale Boga O jca“ (Filip. 2, 9— 11). A tak , jak przez to poniżenie On doszedł do doskonałości Sw ej, jako Zbaw iciel, ta k z Niego też w y p ły ­ w a nasze zbaw ienie i uczestnictw o w dziedzic­

tw ie Jego, jak to je st pow iedziane w Liście do Żydów (5 ,8 ,9 ): „A choć b ył Synem Bożym, w szakże z tego, co cierpiał, nauczył się posłu­

szeństw a. A ta k doskonałym będąc, stał się w szystkim Sobie posłusznym p rzy czy n ą zb a­

w ienia w iecznego“.

Do tego dzieła zbaw ienia naszego w iecznego sprow adzało się w szystko, aby uczynić nas dzie­

dzicam i i w spółdziedzicam i. To było celem J e ­ go, i aby to osiągniąć, nie było inn ej m ożliw o­

ści, ja k zejście „do otchłani ziem i“, „skąd m iał być w e w szystkim podobny braciom “ (Żyd. 2, 17), „aby z łaski Bożej z a w s z y s t k i c h śm ierci skosztow ał“ (Żyd. 2,9). Tylko w te n sposób m ógł On usunąć w szystkie przeszkody, któ re sta ły pom iędzy Bogiem a nam i, rozw ala­

jąc śred n ią ścianę przegrody, pojednał nas z Ojcem. Tak, O n też podniósł n a s do chw ały, k tó rą m ia ł u O jca p ierw e j, n im św ia t pow stał.

Posłuchajcie, ja k p rzep ięk n e to słow a: „I gdyś­

m y b yli u m arły m i w grzechach, o ż y w i ł nas p o s p o ł u z C h r y s t u s e m (gdyż łaską zbaw ieni jesteście), i pospołu z N i m w z b u d z i ł , i p o s p o ł u z N i m p o ­ s a d z i ł n a n i e b i e s i e c h w C h r y ­ s t u s i e J e z u s i e (Efez. 2, 5, 6). A w 2 li­

ście do K o ry n tia n (8, 9) czytam y: „A lbow iem znacie łaskę P an a naszego Jezu sa C hrystusa, że dla w as sta ł się ubogim , będąc bogatym , abyś­

cie w y ubóstw em Jego ubogaceni b y li“. W idzi­

m y w ięc p rzedstaw ioną n am tę cudow ną w y ­ m ianę, gdy On będąc bogaty, zniżył się do n a ­ szego ubóstw a, abyśm y, ubodzy, m ogli w ejść do

Jego bogactw a. N iech będzie Je m u chw ała za to niew ysłow ione m iłosierdzie!

D latego to w szystko, że nie było innej drogi do naszego zbaw ienia. W ten więc sposób, to co dla św iata zdaje się być zgorszeniem i ka­

m ieniem obrażenia lub głupstw em w C h ry stu ­ sie, to stało się „mocą Bożą“ i „mądrością Bo­

żą“ dla w szystkich w ierzących. Toteż oni jed ­ nakow o u p a d a ją przed Nim w proch, czy stoi On przed nim i przyodziany przykryciem bor- suczym , czy czerw onym ze skór baranich, czy też w iszacie drogich i św ietnych opon — dy­

w anów , zn ajd u jący ch się pod nimi.

On d la nich jest jednakow o w ielki, On dla nich „w szystek jest pożądany“. (Pieśń Salom o­

now a 5, 16).

P o w racając znow u do św iątnicy m im o woli n asuw a się m yśl, że w spom niane skórzane p rzy ­ k ry cia przeznaczone były głów nie dla jej o c h r o n y i z a b e z p i e c z e n i a . Czyta­

jąc czw arty rozdział 4 K sięgi M ojżeszowej stw ierdzam y, że w szystkie naczynia św iątnicy i św iątnicy najśw iętszej, gdy by ły pakow ane do w ym arszu, by ły ow inięte w p rzy krycie ba­

ranie, a n astępnie jeszcze z w ierzchu, p rz y k ry ­ ciem ze skór borsuczych. To ostatnie, dzięki swej ścisłości i m ocy mogło skutecznie te naczy­

nia chronić przed w szelkim zew nętrznym nie­

bezpieczeństw em . Podczas w ędrów ki przez p u ­ stynię, św iątnica m usiała znosić w ia try , desz­

cze, rosę i upał słoneczny, burzę i niepogodę;

jasne, że w ty c h w a ru n k a ch w spaniała budow ­ la m u siałab y w krótce m ocno ucierpieć; lecz obydw a p rzy k ry cia skórzane, szczelne i mocne, chroniły piękne okrycia, obite złotem deski i w szystkie inne św iąty n n e naczynia i rzeczy od w szelkiego ro d zaju uszkodzeń i skalania.

A któż, um iłow ani, b ył bardziej jak Jezus w y staw iony n a w szelkie napaści i pokusy, któ­

ry ch jest ta k a w św iecie obfitość? Czy m ógłby się On ostać, gdyby nie o b rał drogi w yrzecze­

nia się Sam ego Siebie, i nie poszedł drogą po­

kory, drogą hań b y i pogardy? Tak, zaiste, On w y b ra ł drogę cierpień i śm ierci, ab y będąc po­

słusznym do końca, nie ulec jed n a k grzechowi.

Jakże M u ciężko m usiało być w ty m „p rzy k ry ­ ciu ze skór borsukow ych“, i jak okropnie cięż­

ko M u było „w pokrow cu ze skór czerw onych b a ra n ic h “, opow iedzieć n am m ógłby tylko On Sam ; lecz On je nosił dobrow olnie, i ochotnie, dlatego że w n ich On pozostaw ał oddzielony od grzeszników i w yw yższony ponad niebiosa.

Czy nie złożyło się w szystko k u tem u, aby doprow adzić Go do upadku? S zatan ze swoimi legionam i przy stąp ił do Jezu sa z całą sw ą chy- trością i złością, a jego w spólnicy i pomocnicy w śród synów ludzkich, codziennie Go pilno­

w ali i czatow ali N ań; św iat zbliżał się i przy­

stępow ał ze sw oim i żądaniam i i pogróżkam i;

byw ało też tak, że n a w e t ty c h najbliższych i ko­

rzy stający ch z Jego m iłości, m usiał On odsu­

w ać od Siebie w ra z z ich propozycjam i. Przy­

pom nijcie sobie ty lk o P iotra, jak usiłuje od­

ciągnąć P a n a Jezu sa od drogi krzyżow ej, a Pan

ty lk o tu li się do czerwonego skórzanego przy­

(7)

Nr 10 C H R Z E Ś C I J A N I N 7 krycia i u k ry w a się w nim , m ów iąc do P io tr a :

„Odejdź ode M nie szatanie, boś Mi zgorsze­

niem, dlatego, że m yślisz nie o tym , co jest Bo­

że, ale co ludzkie je s t“ (Mat. 16,23). A innym razem : „Włóż m iecz tw ój w pochw ę; izali n ie m am pić kielicha tego, k tó ry Mi d ał O jciec?"

(Jan 18,11).

T ak strzelano w Niego raz po raz, lecz nigdy ani jed n a z ty c h strz a ł n ie m ogła tra fić w nie- zam ąconą św iątnicę Jego serca. On pozostaw ał n ietk n ię ty przez ca ły czas drogi Sw ego piel­

grzym ow ania; w szystko dochodziło do Niego, lecz nic nie w eszło W eń. On m usiał dźw igać całe brzem ię, w szystek u cisk rozszalałych n a d Nim bu rz i doznać bólu w ystrzelo n y ch Doń og­

n isty ch strzał, lecz ja d ich nie tk n ą ł Go. P o­

tężne ciosy stały się ta k okrutne, że jakeśm y już w idzieli, śm ierć otoczyła Go. On mógł um rzeć, m ógł oddać życie Sw oje, ale nie m ógł odstąpić an i n a w łos z drogi Ojca Swego. Tak, On przem ógł i zw yciężył, oddaw szy S i e b i e S a m e g o , złożyw szy n a ofiarę w s z y s t - k o, czym Sam był i co posiadał.

Istn ieje jed n ak jeszcze in n y sens, za w a rty w ty c h praw d ach Bożych, n a k tó ry c h m ożem y zwrócić naszą uw agę, a m ianow icie, iż odnoszą się one i d o K o ś c i o ł a B o ż e g o t u n a z i e m i . W idzim y, że podobnie ja k C h ry ­ stus z Ojcem, K o ś c i ó ł s t a n o w i j e d ­ n o z J e z u s e m w t a k i m s a m y m k s z t a ł c i e n i e w o l n i k a , p o d c z a s

j e g o p i e l g r z y m k i n a p u s t y ­ n i t e g o ś w i a t a . To sam o przy k ry cie ze skór borsuczych i k sz ta łt niew olnika, i to sam o czerw one przy k ry cie cierp ień ze skór b a ra n ich nosi Jego kościół z C hrystusem , do dnia dzi­

siejszego. Rozum ie się, że do głębi cierpień i poniżenia C h ry stusow ego on n ig d y n ie do­

szedł i dojść nie może, lecz m ow a jego brzm i i pow inna zaw sze ta k brzm ieć: „C zarnam ci, alern w dzięczna, o córki Jeruzalem skie! Je ste m jako nam io ty K edarskie, jako opony Salom ono­

w e“ (Pieśni Sal. 1,5).

C zarny on, czarny zew n ątrz dla w zroku n ie- odrodzonych oczu; pogardzany, ja k i Jezus, U m iłow any O blubieniec jego serca, d ep ta n y i odrzucany, podobnie ja k i On — św ięty Boży.

To n ie jest czam ość grzechu, o k tó ry m tu m o­

wa; •nie, przeciw nie, pośm iewisko, pogarda i ogień prześladow ań przekształciły go w oczach tego św iata; dlatego, posłuchajcie, ja k on się w yraża o ty m : „N ie p a trz ajc ie n a m nie, żem jest śniada; b o m ię opaliło słońce“ (Pieśń Sal.

1, 6). „S am przez się“, chce pow iedzieć (ko­

ściół) „zupełnie nie jestem takim , jak im m nie widzicie; nie, to w p ły w y zew nętrzne, niezależ­

nie ode m nie samego, pozostaw iły n a m nie ten posępny cień. Kościół m ężnie i śm iało i o tw a r­

cie w ystępow ał, i „gorącość słoneczna“ poraziła go. Jeśliby on był podobny do nasienia, k tó re upadło na opokę, on n a pew no „uw iądłby i w y ­ sechł“ (Mat. 13,6); lecz teraz, słońce było w stanie tylko uczynić go „śniadym “ . I do jakiego stopnia on się opalił! W edług jego słów, „jako nam ioty K ed arsk ie“. Z pew nością — obraz, b a r­

dzo podobny do p rzy krycia ze skór borsuczych.

N am ioty K edarskie, by ły to nam io ty A rabów, m ieszkających n a p u sty n i tegoż im ienia; były w y ra b ia n e praw dopodobnie ze skór w ielbłą­

dzich, lecz w ia try , deszcze i naniesiony na nie piasek pu sty n i, czyniły, iż nie m ożliw e było w p ro st określić m ateriał, z którego b y łyby zro ­ bione. To, um iłow ani, zapraw dę obraz nadany ludow i Bożem u przez św iat, k tó ry l też i tak w łaśnie p a trz y n a niego.

N iechże sobie n ie u p rzy k rz a lu d Boży tego, a n iec h się n ie spieszy przyoblekać w jakieś b arw n e i św ietne szaty, gdyż jego udziałem jest do końca p ielgrzym ki n a p u sty n i tego św iata nosić, podobnie ja k Jezus, odzież ze skór b or­

suczych i b aranich; dlatego, że dzięki Bogu, lu d Boży wie, że je m u przy sto i inne oblicze, któ re jest w łaściw e i praw dziw e. O blubienica w P ieśn i Salom onow ej opisuje go ta k : „Lecz wdzięcznam jako zasłony Salomonowe“. To m ó­

w i — czyż nie p raw d a — o zupełnie innym jeszcze w yglądzie lu d u Bożego, ta k cudow nie odpow iadającym tem u, cośm y u jrz e li przy p rzy jrze n iu się pięknym oponom (dywanom) św iątnicy, znajd u jący m się pod skórzanym i przykryciam i. Zasłony Salom onow e należały do n ajp ięk n iejszy ch i n ajw spanialszych ozdób króla Izraelskiego; by ły one n ajb ard ziej m ister­

nie sporządzoną tk an in ą, o najpiękniejszych barw ach, cudnych n a pierw szy rzu t oka. One zdobiły w ew n ętrzn e k o m n aty króla, i w ten sposób służyły k u jego chw ale. I to m ów i oblu­

bienica, i ta k i jest jej isto tn y w ygląd.

A le czyje oko w idzi ją taką? N aturalnie, nie oko św ieckiego człow ieka; nie, on n a w e t nie m oże tego ujrzeć, dopóki P a n m u nie p rzyw ró­

ci w zroku. A ponadto czytam y w Psalm ie, iż oblubienica w ygląda ta k pięknie „w ew n ątrz“, tak, iż nie pow ołany, sto jący na zew nątrz, ten, którego oko n ie sięga głębiej lecz pow ierzchow ­ nie, nigdy n ie u jrz y O blubienicy P ańskiej w ty m ubiorze. On zawsze ty lk o będzie ją w idział obleczoną w szare p rzy k ry cie ze sk ó r bo rsu ­ czych, albo w czerw one ze skór baranich.

Do tego czasu pozostaje w m ocy pow iedze­

nie ucznia, którego m iłow ał P an : „ale się jesz­

cze n ie objaw iło, czym będziem y; lecz w iem y, iż gdy On się objaw i, podobni M u będziem y, albow iem u jrz y m y Go, ta k jako je s t“ (1 J a n a 3, 2). A do tego czasu idziem y niepoznani w skó rzan y m Iborsuczym p rz y k ry c iu przez, te n św iat.

Lecz co jest p r a w d z i w e w o d n i e ­ s i e n i u d o C h r y s t u s a i J e g o l u d u w o g ó l e , p o w i n n o z n a j ­ d o w a ć z a s t o s o w a n i e i d o k a ż ­ d e g o z o s o b n a . Je śli ja, albo ty , jeśli m y w szyscy idziem y za C hrystusem , przez ca­

ły czas naszej ziem skiej pielgrzym ki, p rzy k ry ­ ciem naszym pow inna być i sz ata ze sk ó ry bcz- suczej, szata pokory i poniżenia, a jeśli p o trz e ­ ba, to i czerw ona skóra baran ia, to jest i za­

p arłszy się siebie, nauczyć się od Tego, Kto pow iedział o Sobie: „...Ja cichy i pokornego

serca“ (Mat. 11, 29).

(8)

8 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 10 To n ie jest to, co tak zw ane chrześcijaństw o

czyni, u b ie ra ją c sw ych św ięty ch w szaty m nichów i w w ory, n ie biorąc p rzy ty m pod uwagę, że pod ty m nędznym łachm anem b iją zupełnie niesk ru szo n e i n ienaw rócone serca, k tóre w ypełnione są pychą, a chw alą się sw o­

ją zew n ętrzn ą pokorą. Podobny też w ygląd przybierali na siebie i fałszyw i staro testam en - tow i prorocy, k tó rzy sta ra li się naśladow ać pro ­ roków Bożych; w istocie bądąc w ilk am i w ow­

czych skórach, oni przychodzili, aby zwodzić lud. Nie, tu pow inien być przed Bogiem on sk ry ty , serdeczny człowiek, z którego pow inna w ypływ ać pokora i chodzenie w poniżeniu; to pow inno w ypływ ać z now ego stw orzenia, z ży­

cia, u k ry te g o z C h ry stu sem w B o g u;

a w ów czas :nie szuka się tego, co je st ziem skie, ale się m yśli o tym , co jest w górze.

Bez w ątpienia, że podobne chodzenie w k ró t­

ce uczyni ciebie i m nie, i każdego z osobna, pielgrzym am i i przychodniam i n a ty m świecie;

w krótce też ty albo ja, staniem y się podobny­

m i do gołębi w śród kruków , w szędzie w yśm ie­

w anym i, pogardzanym i, a także prześladow a- Opowiadanie l ek ar z a ewangelisty

nym i; nie obejdzie się też i bez pogardliw ego w yzw iska G alilejczyka i N azarejczyka, jak to było z naszym N auczycielem . A le cóż nam do tego? P rzychodzi godzina i cieszyć się z tego już m ożem y zawczasu, — godzina, gdy szaty skórzane, borsukow e i b a ra n ie (czerwone), będą z d jęte i odrzucone na w ieki, a w zam ian tych, dane nam będą w iecznie trw a łe szaty k ap ła­

nów i kró ló w P a n a w Jego chw ale. A wówczas w szystko otrzym a odpow iednią nagrodę. Od­

nośnie sam ych siebie w iem y, że „ten króciuch- n y i lekki ucisk nasz n a d e r zacnej chw ały w ieczną w agę n am spraw uje, gd y nie p atrzym y na rzeczy w idzialne, ale na niew idzialne; albo­

w iem rzeczy w idzialne są doczesne, ale n iew i­

dzialne są w ieczne“ (2 Kor. 4, 17. 18).

N iech b ędą oczy nasze zam k n ięte n a w szyst­

ko doczesne i w idzialne, a n iech nasz czas, n a ­ sze życie i nasze chodzenie należą teraz i w w ieczności do chw ały naszego dziw nego P a ­ na. Am en.

J. W. Kargiel

T łu m a c z y ł F. W ię c k ie w ic z

Przyszedł po zb aw ienie z walizką...

W p e w n y m m a ły m m ia steczku w y n a ję li zn a ­ jo m i opuszczony teatr na zebraniu ew angeliza­

c y jn e i zaprosili m n ie do przem ów ienia. Dobra propaganda spraw iła, że ludzie z okolicznych w si i m iasteczek licznie sta w ili się na m iejsce.

Przed zebraniem rozm aw iałem z organizato­

rem ew angelizacji, stojąc przed podium . W te m nadszedł p ew ien pan w w ie k u około 50 lat, n io­

sący w alizkę. P odszedłszy do nas postaw ił w alizkę na podłodze i zapyta: „G dzie m ogę znaleźć ew angelistę?“

M ój przyja ciel p rzed sta w ił m n ie „Oto jest ew angelista, prow adzący zebrania. M oże pan teraz z n im m ów ić, jeżeli pan tego sobie ż y c z y “.

P odałem rękę p rzyb y szo w i i za p y ta łe m w czym m ogę m u być pom ocny. „ P rzyszedłem , aby znaleźć zba w ien ie“ — rzekł. „Już p rzez w iele lat odkładałem tę sprawę, ale teraz m a m pięćdziesiąt lat, i m uszę w szy s tk o doprowadzić do porządku. P rzyjech a łem z daleka i m a m nadzieję, że m i pan objaśni dokładnie drogę zbaw ienia“.

„Dlaczego p rzyjechał pan z w alizką?“ — za­

p ytałem .

„Zabrałem bow iem ze sobą pidżam ę, gdyż p o stanow iłem tu ta k długo pozostać, aż nie znajdę zbaw ienia. Nie w rócę do dom u pierw ej, będę w iedział, że jeste m p ra w d ziw ym chrześcijaninem “.

Nie często zdarza się spotkać takie zd ecydo­

wanie. Pan Bóg zaw sze je błogosławi. M iałem pew ność, że D uch Ś w ię ty objaw i m u Pana J e ­ zusa ze w zg lęd u na jego szczerość w szu ka n iu Boga. Pan m ów i: „ K tórzy M ię szukają rano (wcześnie) zn a jdują M ię“. (P rzyp. Sal. 8,17).

U siedliśm y w p ie rw szy m rzędzie krzeseł, po- czem za p y ta łe m go: „Jakie części Pism a Ś w ię ­ tego zna pan najlepiej?“

„Ja zn a m ty lk o szesnasty w iersz trzeciego rozdziału E w angelii Jana“ — odparł.

„To je s t w spaniały w iersz“ — zau w a żyłem

— „Ciekaw jeste m , czy pan w ie rzy tem u , o c z y m on m ó w i“.

„Ależ ow szem , ka żd em u słó w ku tego w y ro ­ k u “.

„Czy m oże go pan zacytow ać?“

„Z przyjem n o ścią “ — odparł i zaczął mówić:

„ A lb o w iem ta k Bóg um iłow ał św iat, że S y n a Sw ego Jednorodzonego dał, aby ka żd y, kto W eń w ie rzy nie zginął, ale m iał ż y w o t w iecz-

„Jeżeli Pan powiada, że pan w ie rzy ty m sło­

w om , to w y sta rc zy , jeżeli u k lę k n ie m y i podzię­

k u je m y Bogu za szereg rzeczy, które panu w y ­ m ie n ię“.

„D obrze“ — odpow iedział — „chętnie u c zy ­ nię w szy stk o , aby znaleźć zbaw ienie. W ty m celu tu ta j p rzyjech a łem i jest to m y m pragnie­

n ie m “.

„ Ś w ietn ie“ — r z e k łe m —; „ u k lęk n iem y ra­

ze m i proszę, że b y pan n ajpierw podziękow ał B ogu za to, że pa n u d a ł Sw ego Syna. Czy chce pan to uczynić?“

„N aturalnie“.

„N astępnie proszę pow iedzieć Bogu, że pan p r z y j m u j e t e n d a r , p rzy jm u je Jego Syna, jako sw ego Pana i Zbaw cę. Czy pan to u czyn i? “.

„Z całą pew nością“.

(9)

N r 10 C H R Z E Ś C I J A N I N 9

„Trzecią rzeczą, za którą trzeba będzie po­

dziękow ać Bogu, jest d a r ż y c i a w i e c z ­ n e g o , i to teraz, tu ta j, gdzie pan jest, a to dlatego, że pan p rzyją ł Jezusa za sw ego Z b a w i­

ciela. C zy pan to u c z y n i?“

„Z radością“ — odparł.

„Proszę także podziękow ać Bogu za to, że pan n i e z g i n i e , że nie pójdzie do piekła, po­

niew aż w ierzy, że Jezu s C hrystus, Pan chw ały, zm azał pańskie grzechy na Golgocie“.

„Pow iem to od razu“ — brzm iała jego odpo­

wiedź.

„P rzyjacielu, teraz proszę zw rócić serce do Tego, k tó ry siedzi na praw icy Ojca, do zranio­

nego Zbaw iciela i proszę M u pow iedzieć: „P a ­ nie Jezu, d zię k u ję Tobie, żeś z a m n i e u m a r ł na k rzy żu . W ierzę, że ta m zaniosłeś m oje grzechy i tam je zm azałeś. D zięku ję Ci za

to, u w ielb ia m Cię i chcę Ci zaufać zu p ełn ie“.

„Tak — o drzekł szyb ko — ja to w szy stk o chcę uczynić, g d yż m o im pragnieniem jest zna­

leźć p o kó j“.

P otem u k lę k n ę liśm y i on zaczął się ta k m o d ­ lić: „Ojcze, d zię ku ję Ci za to, żeś posłał J e zu ­ sa na ś w i a t, aby zbaw ił św iat. O, Boże u czyń m n ie d o b r y m chrześcijaninem . O Boże, pro­

szę daj m i p o k ó j i pom óż ż y ć p o b o ż n i e . O Boże...“

W ty m m om encie w yciągnąłem rękę, d o tkn ą ­ łem jego ram ienia i rzekłem : „Proszę się za­

trzym ać; taka m o d litw a nie m a znaczenia; pan m arnotraw i sw ój i B o ży czas“.

Trochę p rzelęk n io n y w stał i w zru szo n y za­

wołał: „Co się stało; co u c zyn iłem niew łaści­

wego?“.

„Pan nie u czyn ił ani jed n e j z ty c h pięciu rze­

czy, o które prosiłem “ — w yja śn iłem . „Ani nie podziękow ał panu Bogu za d a r Syna, którego dal panu osobiście. A n i pan nie pow iedział Bo­

gu, że t e r a z p r z y j m u j e ten dar. A n i pan nie podziękow ał za dar ż y c i a w i e c z ­ n e g o . A n i te ż nie w y ra ził radości z tego, że

n i e z g i n i e . P om inął pan zupełnie Pana Jezusa i nie pow iedział M u nic o ty m , co On zrobił d l a p a n a na Golgocie. Trzeba n a j­

p ierw p rzyjąć C hrystusa, jeżeli chce się być dzieckiem B o żym . N i e t r z e b a o n i c t e ­ r a z p r o s i ć B o g a , O n j u ż w s z y s t ­ k o w y k o n a ł . D a r został dany, o f i a r a złożona, k r e w w ylana. Bóg pragnie, żeb y pan w to u w ie rzy ł i teraz p rzyją ł Zbaw iciela. Czy pan to zrobi?“

„O ta k “ — odparł — „chcę jeszcze raz się m odlić“.

U k lękn ę liśm y ponow nie, a w te d y powiedział:

„O Boże, zrozum iałem , że źle prosiłem . O Boże, p r z y jm u ję teraz S y n a Tw ego. Biorę na w ła ­ sność te n T w ó j dar, i w ierzę, że Jezus p r z y ­ szedł m n ie zbawić. Ja w ierzę, żeś teraz po po­

łu d n iu dał m i ż y w o t w ieczn y, ta k że ju ż nie zginę. O! d zię k u ję Ci za ten cudow ny pokój, k tó r y m i dałeś. Panie Jezu, d zię k u ję Ci za to, że w ziąłeś w s zy stk ie m oje grzechy i obm yłeś m nie Sw o ją krw ią. Z baw iłeś m nie; u w ielb ia m Cie- bie"/

W. L. Wilson

tłu m a c z y ł S . L ip iń s k i

CHRYSTUS UMIŁOWAŁ KOŚCIÓŁ

Z arys zasad K o ścio ła

i u

N o w y m T e sta m e n cie

D IA K O N I

Z poprzednich rozw ażań n a tem a t biskupów dow iedzieliśm y się, że ich zadaniem je s t czu­

w anie nad duchow ą s tro n ą życia Z boru Boże­

go. Z w róciliśm y rów nież uw agę na to, że bisku­

pi są nazyw ani rów nież starszym i Zboru, oraz że raczej jest k ilk u biskupów w jed n y m Zbo­

rze, aniżeli jed e n biskup, k tó ry b y był przeło­

żonym k ilk u Zborów.

Teraz p rzy stę p u je m y z kolei do zastanaw ia­

nia się nad diakonam i, kim oni są i jak ie m ają zadania.

I. Słow o „d iak o n “ znaczy po p ro stu sługa — człowiek, k tó ry w y k o n u je jak ą ś pracę, wzglę­

dnie usługiw anie. W N ow ym T estam encie jest ono często u żyte w ty m w łaśnie ogólnym zna­

czeniu. Na p rzy k ład w Rzym,. 13:14, to w łaśnie określenie jest uży te dla u rzęd n ik a p a ń stw o w e­

go, k tóry w yk o n u je fu n k c je sw e w życiu p u ­ blicznym. P odobnie i Feba, służebnica Zboru w K enchrei (Rzym. 16:1), nazw ana jest w tekście greckim — diakonisą. Sam P a n Jezus nazw any

jest (w Rzym . 15:8) sługą (diakonem) obrze­

zanych.

T ą nazw ę dano w pierw szym zborze siedm iu mężom, k tó ry ch w y b rano, aby czuw ali nad m a­

te ria ln y m zaopatrzeniem b ied n y ch (Dzie. 6:1-7).

Jak k o lw iek w sam ym ty m ustępie nie w ystę­

p uje nazw a „d iakoni“, to jed n a k nieco dalej są.

oni tak nazw ani, przy czym nazw a ta nie od­

nosi się tylko do tego ro d zaju usług, lecz do każdej innej pracy, nie określonej tam ściśle.

II. Jak k o lw iek nigdzie nie m a w yszczegól­

nionych dokładnie obowiązków diakonów , to jed n a k ich k w alifikacje są podane z w ielką do­

kładnością w I liście do T ym oteusza (3 r.). P o­

cząw szy od ósmego w iersza czytam y co n a stę ­ puje: „D iakonow ie także m ają być poważni, nie dwoistego słowa, nie pijanice w ielu wina, nie chciw i sprośnego zysku; m ający tajem n icę w ia ry w czystym sum ieniu. A ci też n iec h b ęd ą p ierw ej dośw iadczeni, zatem n iec h służą, jeśli są bez n ag any. Żony także niech m a ją pow aż­

ne, nie p o tw arliw e, trzeźw e, w ierne we w szyst-

(10)

10 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 10 kiem . D iakonow ie niech b ęd ą m ężam i jed n ej żo­

ny, k tórzy by dziatki dobrze rządzili i w łasne domy. A lbow iem , k tó rz y b y dobrze służyli, sto­

p ień sobie d o b ry z je d n a ją i w ielkie bezpieczeń­

stwo w w ierze, k tó ra jest w C hrystusie J e ­ zusie“ .

A. Otóż p ierw szą rzeczą w y m ag an ą od dia­

kona je s t pow aga. Człowiek lekkom yślny i za­

chow ujący się niepow ażnie, zapew ne nie zdobę­

dzie sobie zaufania tych, k tó ry m m a służyć.

B. N astępnie, diakon n ie śm ie być d w u języ ­ czny. Znaczy to, że pow inien on być stały i szczery w swoich w ypow iedziach. Nie wolno m u o tej sam ej rzeczy daw ać odm iennej rela cji jednym , a odm iennej drugim . R zetelność i p ro ­ stolinijność są tu rzeczą konieczną. Szczegól­

nie, jeśli jego służba będzie połączona z m a­

n ipulow aniem pieniędzm i, będzie on stosow ał ta k ie m etody, k tó reb y w ykluczały w szelką m oż­

liw ość podejrzenia, czy nieufności.

C. D alej, n ie m oże b y ć człow iekiem p iją c y m zbyt w iele w ina. N ikt nie zau fa człow iekowi nieum iarkow anem u. D ośw iadczenie uczy, że b ra k um iark o w an ia i folgow anie sobie są w ro­

gam i dokładności i solidności. R u jn u ją one św ia­

dectw o człow ieka o Bogu i czynią go niezdol­

n y m do służby Bożej.

D. N ie m oże być rów nież chciw y sprośnego zysku. W iele z ty c h w ym ogów p o k ry w a się z tym , czego się w y m ag a od bisk u p a. D uch chciwości jest p raw d ziw y m sidłem . Je śli serce człow ieka zostanie napełnione p rag n ie n ie m zdo­

bycia m ajątk u , to może się to stać nam iętnością, k tó ra m oże ogarnąć i podporządkow ać sobie całe życie człowieka. A w ted y już n ie za jm u je K rólestw o Boże i Jego spraw iedliw ość w jego życiu pierw szego m iejsca, a praca dla P an a sta je się nędzną i n ie do przyjęcia.

E. D iakon m usi zachow ać ta je m n ic ę w iary w czystym sum ieniu. To jest rzeczą n iezm ier­

nie ważną. N ie w ystarczy, aby znał praw dę.

M usi ją p rak ty k o w a ć w sw oim życiu z sum ie­

n iem w olnym od popełniania p rzestęp stw w sto ­ su nku do Boga. Zarów no H ym eneus, ja k i F i- letu s znali praw d ę Słow a oBżego, lecz zaczęli igrać z grzechem , to jest z fałszyw ą n a u k ą (II. Tym. 2:17). O drzucili oni do b re sum ienie i stali się rozbitkam i w w ierze (I. Tym . 1:19,20).

Nic nie m oże zastąpić czułego sum ienia, k tó re prędko urnie rozpoznać, co się P a n u nie podoba i sta je po stronie Bożej przeciw ko tej rzeczy.

F. A dalej czytam y: „I ci też n iech b ęd ą pierw ej doświadczani, potem n iech p e łn ią po­

sługę, jeśli są bez n a g a n y “. To je s t zasadą Bożą o w ielkim znaczeniu. „N iech b ę d ą p ierw ej do­

św iadczani.“ N a in n y m m iejscu czytam y, „Rąk n a nikogo z b y t iprędko nie w k ła d a j“ (I. Tym . 5:22). To je s t ostrzeżenie, którego każdem u z nas potrzeba. K ażdy z nas je s t sk łonny pod­

dać się pierw szem u w rażeniu, ja k ie w yw iera na nas człow iek przy p ierw szym spotkaniu.

A wówczas chcem y go zaraz postaw ić na odpo­

w iedzialnym stanow isku. D opiero po jakim ś czasie stw ierd zam y , że b y ła to pochopna decy­

zja. „N ie w szystko to co się św ieci je s t zło­

tem !“ W ydaliśm y są d po zb y t k rótkim cza­

sie!...

G. A potem , choć i może to w ydaw ać się dziw ne, i żona diakona m usi spełniać pew ne w aru n k i, jeśli on m a nadaw ać się do spraw o­

w ania sw ego urzędu! Czy to w y d aje się nie­

spraw iedliw e? C hw ila zastanow ienia się poz­

w oli n am przyjść do przekonania, że żona dia­

k ona m oże być zarów no w ielką pomocą, jak też i w ielk ą przeszkodą w pracy. Ba! Poprzez pow odow anie k łó tn i i nieporozum ień, może ona uczynić jego pozycję nie do utrzym ania. Stąd nie n a d arm o Pism o mówi: „Żony także niech m ają pow ażne, nie p o tw arliw e, trzeźw e, w ierne we w szystkim ."

H. Podobnie ja k u biskupów , ta k i u diako­

nów, rzeczą konieczną jest, aby byli oni m ę­

żam i jed n ej żony, k tó rz y b y dziatkam i dobrze kierow ali, jak i dom am i swym i. Ju ż żeśmy w cześniej w spom nieli, że jeśli jakiś człowiek n ie p o tra fi zdobyć sobie posłuchu w swoim w łasnym dom u, to je s t rzeczą bardzo w ątpliw ą, czy będzie um iał go sobie zdobyć w Zborze.

III. N agroda diakona je s t dw ojaka. Jeśli ktoś dobrze usługuje, jed n a sobie piękny stopień.

Zdobyw a sobie d o b rą re p u ta cję w śród braci — św iętych, a także nadzieję nagrody przed są­

dow ym tro n e m C hrystusow ym .

Pozatem zaś, n a b y w a ją odw agi przez wiarę, k tó ra je s t w C hrystusie Jezusie. N iewątpliwie ten św iat p a trz y n a ta k i cel jako na rzecz mało w ażną. L udziom tego św iata w ydaje się on zbyt m istyczny, nienam acalny, niew yraźny. Ale dla dziecka Bożego je s t on bardziej cenny nad zło­

to i kosztow ne kam ienie.

Je śli chodzi o w spieranie m aterialne diako­

nów , to obow iązuje zasada ta sam a, jak i w wy­

pad k u starszych. Są tacy, którzy przy pomocy z a tru d n ie n ia świeckiego zarab iają sam i na swo­

je u trz y m an ie , in n i zaś pośw ięcają się wyłącz­

nie p rac y P ańskiej, i dla tak ich zasadą obowią­

z u jącą je s t to, co czytam y w I. Kor. 9:14 —

„Tak też P a n postanow ił tym , k tó rzy Ewange­

lię opow iadają, aby z E w angelii żyli.“ Na innym m iejscu też czytam y: „A niech udziela ten, któ­

ry b yw a nauczany w Słowie, tem u, który go naucza, ze w szystkich dóbr“ (Gal. 6:6).

IV. A te ra z n a zakończenie naszych rozwa­

żań n a tem a t diakonów , chcielibyśm y raz jesz­

cze pow rócić do listu do F ilippian (1:1). Wymie­

nione są tam trz y g ru p y osób w Zborze Pań­

skim : św ięci, bisk u p i i diakoni. Je st rzeczą god­

n ą zw rócenia uw agi, że tylko te trz y rodzaje są tam w ym ienione. Na pierw szym miejscu święci, potem biskupi, w reszcie diakoni. Brak tam naw yraźniej jeszcze jednej klasy, a miano­

w icie duchow nych. W skazał n a ten fakt i B ar­

nes w sw oim „K om entarzu Nowego Testam en­

t u “ , pisząc co następ u je:

„W N ow ym T estam encie nie znajdujem y

„trzech h ierarchicznych stopni“ duchownych.

Apostoł P aw eł, w trzecim rozdziale I. listu do

T ym oteusza, w yraźnie określa cechy, któ re

w in n y charakteryzow ać tych, którzy w in n i mieć

nadzór n a d Zborem , ale w ym ienia tylko te dwie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wskaźnik ten wykorzystywany jest przede wszystkim do oceny ryzyka pojawienia się groźnych chorób: miażdżycy, choroby niedokrwiennej serca, udaru mózgu, czy nawet

Wyznaczamy (zauważamy) miejsca zerowe i biorąc pod uwagę współczynnik przy najwyższej potędze zmiennej rysujemy wykres funkcji wielomianowej (tak, jak w liceum). Na podstawie

czci, Boskiej w ielkości i wiecznej chw ały zdobi obecnie Jego czoło... O ne w szystkie pow inny być złożone na złotym

„Których ochędóstwo niech będzie nie ono zwierzchnie w spleceniu włosów i obłożeniu się złotem, albo w ubieraniu się w szaty, ale on skryty serdeczny

Jeśli chodzi o kw alifik acje biskupa, czyli starszego, Słowo Boże n ie pozostaw ia nas w.. żadnej w

runkiem przebaczenia przez modlącego się — w szystkim tym , którzy zawinili wobec niego czymkolwiek.. Takie jest niezm ienne prawo

Czy istnieje taki ostrosłup czworokątny oraz taka płaszczyzna przecina- jąca wszystkie jego krawędzie boczne, że pole uzyskanego przekroju jest więk- sze od pola podstawy

[r]