Cena >
Nr. 16 Kraków, dnia 18 marca 1945 r. Rok II
Zamek piastowski w Opolu przed zburzeniem przez Niem ców
1
Gorszy od ucieczki je st pow rót.
P rzed w rześniem 1939 roku, m a jąc p ow oła
nie do p ruskiego w ojska, Polak, obyw atel Rzeszy, p rzek raczałem „zieloną g ran icę" spie
sząc z O pola do W arszaw y. W styd w lókł się za m n ą ja k kłoda. Co tu ukryw ać. To była ucieczka. Cóż stąd, że za sobą zostaw iałem n ie uchronnie czekające m nie K Z Lagry, w ię
zienia, koszary. N ikła to p raw d a, w obec tej drugiej, ogrom niejszej, że zostaw iałem za so
bą tysiące bliskich tow arzyszów w alki, ko le
gów, przyjaciół, któ rzy nie m ogli lub nie chcieli opuścić rb dzinnej ziemi. „W ytrw am y i w ygram y!" — śpiew aliśm y w spólnie ty le - kroć razy przez ten o k res la t w ściekłych i la t podłych polsko-niem ieckiego porozum ienia, ubijanego naszym kosztem . I oto oni — w y trw ali. J a —- uciekłem .
Przez pięć la t i sześćdziesiąt trzy dni p o b y tu w W arszaw ie głupi w styd tłoczący se r
ce p rze o b ra żał się w m ózgu w opętańczy dług.
Przeżyć — aby dług spłacić, przeżyć — aby odrobić zaległe, przeżyć — aby w rócić i zw ró cić n iezabrane.
W lu ty m 1945 ro k u p rzek raczałem „zieloną granicę", śpiesząc z K rak o w a n a w yzw olony O polski Śląsk. W racałem z K rakow a. W ar
szaw y — m iasta, k tó re pokochałem ja k dzie
ciak odnalezioną cudem m a tk ę — już nie b y ło. W pam ięci pozostało upio rn e c m en ta rz y sko i w nim zagubiony, przy w alo n y gruzem grób.
G ran ica nie by ła zielona. Czarny, ob rzy d li
wy śnieg, rozgnieciony gąsienicam i czołgów, zm ieszany ze spalidłem zw ęglonych chałup.
G dy szedłem w 1939, było słońce i były żn i
wa. P ach n ia ł chleb. W 1945 ćm ił deszcz.
Ś m ierdziało głodem i śm iercią.
W dom u? Nie m a domu. Są zgliszcza. T ak ja k w W arszawie. N ajbliżsi? Nie m a n a jb liż szych. W ywiezieni. T ak ja k z W arszaw y. To
w arzysze w alki? W obozach. Na frontach.
W ziemi. W niebie.
G orszy od ucieczki je s t pow rót.
Zm ierzch! w styd. W ydrętw ił się ból. K ie
dym szedł przez Oleskie, kiedym w k raczał w K luczborskie, kiedy w ia tr bił m nie po tw a rzy i siekł deszczem, p o dbijanym śniegiem , to źrenice szeroko o tw a rte piekły, ja k w tedy — w paźd ziern ik u — gdym w lókł się _po raz o sta tn i przez W arszawę. I ja k w tedy, pięści zw ierały się w bun t, k tó ry by mógł ro z k rw a - w ić cały św iat, aby św iat bolał ta k ja k my, aby ta k zgrzytał ja k my, aby ta k w ył ja k my.
Za dużo krzyw d. Za dużo. To już n ie k a m ienie rozrzucone przez szatan a po polu. To ciągnące się bez k resu kam ieniołom y krzyw d.
2
Od Szczecina po Zgorzelec n a w schód bił ta ra n p ru sk i i m iażdżył. Zdobyw ał w yjściow e pole dla czołgów przeznaczonych n a Wołgę i U ral, K u b ań i T erek. U g n iatał ziem ię s ta ra n n ie na lotniskow iec G erm an ii p rąc ej na wschód. W iekam i rozdzierano trzy stu k ilo m e - tro w ą g ardziel g ranicy O dry i Nissy n a d w u tysięczną granicę a ta k u z 39 roku.
W bił się w uszy i spow szedniał frazes o sied m iu set la ta c h Ś ląska. Z w ym ęczonej pięciu la ta m i w ojny w yobraźni tru d n o w ydo
być w idow isko siedm iuset lat. Nie tru d źm y się. Z apom niana k rzy w d a zczerniała ju ż w zie
m i n a w ęgiel — p rze k lęte bogactw o Śląska.
W ystarczy sięgnąć pam ięcią bliżej, w czasy od żelaznego kan c le rz a do b ru n atn e g o : bis-
EDMUND OSMAŃCZYK
Kraj krzywdy
m arckow skie „E n tw e d er germ an isieren oder au sro tten ", trzy śląskie pow stania, plebiscyt, te rro r p ac y fik ac ji poplebiscytow ej, b an d y or- geszów, G renzschutzu, czarnej R cichsw ehry — organizacji, z k tó ry ch wyszli n ajw y b itn ie jsi gestapow cy, opraw cy W arszaw y i O święcim ia, M ajd an k a i Zam ościa, ritte rk re u z tra e g e ry , vondem bachy. „N arodow ościow a w a lk a g ra niczna stosow ać m usi w szystkie m etody: od szlachetnych do n a jb ard zie j podłych" — uczył w S tu ttg a rc ie pro feso r P leyer, „w ódz" h isto ry k ó w niem ieckich. I stosow ali, m etodycznie, po p ru sk u , sto p n iu jąc szlachetność do szczy
tów podłości i zbrodni.
E tn o g rąf;d polityczna, najcyniczniejsza z nauk, m ów iąca o żywych, a miicząC? u ro czyście o pom ordow anych, zasypyw ała p ia skiem zapom nienia k ażdą niem iecką zbrodnię, p rzy w alają c w arstw ic ę krzy w d y polskiej k a m ieniem politycznego rozsądku — „stało się".
E tnografow ie nasi przez sto la t notow ali ty l
ko, że w Nysie, K ładzku, W rocław iu, Szcze- cinku, K ołobrzegu w tym a w tym ro k u o s ta t
ni raz słyszano m ów iących po polsku. S ta w ia no n ag ro b k i z nazw iskiem i datą, a sz lac h et
n iejsi dodaw ali prośbę o w ieczne odpoczyw a
nie. W tym p o tw ornym n a w a rstw ia n iu się k rzyw dy i osłupiałym n o to w an iu zgonów b y ło coś niesam ow itego. Tak, osłupiali k rz y w dą, przez 63 dni, z k tó ry ch każdy był w iekiem , m yśm y notow ali śm ierć k olejną każdej ulicy W arszaw y, a w idząc niesam ow itość tej klęski, tępieliśm y w suchym stw ie rd z an iu faktów .
G inął język polski n ad dolną O drą i Nissą, ginęli Polacy. Jeszcze w 1844 ro k u W ilhelm IV,
Groby książąt opolskich Bolka I (1281—1313) i Bolka II (1313—1356), oraz Bolka III (t 1382) i jego małżonki Anny (t 1378), mieszczące się za głównym ołtarzem dawnego kościoła Minorytck
Pod fundam entam i zburzonego zamku piastowskiego w Opolu znaleziono dobrze zachowane ślady dawnych budowli drzewnych, pochodzących z w ieku X, a będących niew ątpliw ie
zabytkiem polskim
k ró l p ru sk i, w ydał w P oczdam ie po polsku
„ In stru k c ję dla sołtysów w h ra b stw ie kład z- kim ". A K ład zk to je st Glatz. Jeszcze K ra szew ski w Lignicy i Głogowie rozm aw iał po polsku, o W rocław iu nie w spom inając.
W m iejsce w ym ordow anych, zgerm anizow a- nych (ci szli w w iększości do m iast) p rz y b y w ali P olacy-niew olnicy. P olska o d sunięta od B a łty k u i O dry dusiła się rozrodczością chłop
skiej nędzy, gdy P rusy, w yrosłe z hom oseksu
alnych zakonów krzyżow ych schły bezrod- nością. Ta nędza polska była g w a ra n tk ą roz
ro stu P ru s i g w a ra n tk ą bezkarności trz e b ie nia P o lak ó w -au to ch to n ó w na ziem iach p o m orskich i w rocław skich. W m iejsce P olaka spod K oszalina, Słubic (F ra n k fu rt n ad Odrą), S trz elin a czy K ładżka, P olaka, m ającego tr a - 'q' rcję osiadłości n a w łasnej ziemi, przybyw a z „K ongresów ki", czy „G alicji" P olak — „by
dlę r t boczę" — p ra c u ją c y na „cudzym " dla n ac ji pańów . Je d y n ie Śląsk Opolski, w schod
nie pobrzCŻe w rocław skiego, B abim ojskie, K ra jn a , K aszuby zdołały się n ajd łu że j u trz y m ać w etn o g ra fii Żywych. W tej niezm iennej przez w ieki u p raw ie ziem i przez P olaków w całym N adodrzu ję st COŚ rów nic p o tw o r
nego, ja k w tych kam ieniołom ach M atth au sen czy B uchenw aldu, gdzie w m iejsce Polaków zm arłych p rzybyw ali w ciąż now i Polacy ży
wi, z w iślańskiego m atecznika.
3
P a trz ę w uczciwe oczy F ranciszka Ciup- ki, se k re ta rz a Z w iązku P olaków na pow iat gliw icki, spotkanego po tylu la tac h i słucham ,
Wieża piastowska w Opolu, jedyna pozosta
łość po zburzonym zamku
ja k opow iada o sw ym trzy i półrocznym p o bycie w obozie B uchenw nlde w raz z ty siąc a
m i Polaków z Opolszczyzny. Mówi o tych, któ rzy tam jeszcze przeb y w ają, m ówi o tych, któ rzy sta m tą d ju ż odeszli. O szlachetnym S tan isław ie W eberze, o F ranciszku M yśliwcu, siedem dziesięcioletnim gospodarzu ze S p rz ę cie (jest jego p o rtre t W yspiańskiego p. t. „Sol
ski w W arszaw iance"), k tó ry to będąc p rez e
sem Z w iązku P olaków na Ś ląsku odm awia!
w yjściy z obozu p rzed zw olnieniem reszty je go ziom kćw ; o S tan isław ie O lejniczaku, p ro fesorze bytom skiego gim nazjum , k tó ry z a m y ślał n apisać książkę o B uchenw aldzie, p. !.
„L e ich e n trag e r an ’s T or!" Zw ” " " : :"'Ti bę w iem byio p o ia im y m , ,.c p rzy cipciu la k .m hasłem w yw oływ ano dyżurnych przed bram ę, poczem następow ało w ynoszenie trupów z b a rak ó w i kaźni do krem ato riu m . P rzesuw a się lita n ia nazw isk znanych, bliskich, n a jm il
szych, k tó re ożyją ju ż tylko w pam ięci, nigdy w życiu.
W opowieści F ra n k a nie m a m dłego cier- p iętn ictw a, je st raczej przyćm iony uśm iech nad bólem m inionym , k tó ry w y d aje m u się czym ś dalekim , nieistotnym w obec bólu dnia dzisiejszego. Te w szystkie kam ieniołom y bu- chenw aldzkie, pom orskie, w rocław skie, opol
skie — to ju ż historia. N iezapom niana, ale i m ato czytana dziś, w obec faktów gorz
kiej p raw d y teraźniejszości.
D ziała w K atow icach K om itet O byw atelski Polaków Ś ląska Opolskiego, złożony z garstk i daw nych działaczy Opolszczyzny. P ordzik, K łaka, C iupka, Tkocz, Kośny, K ubls, N antka, A ffa, K lim a, Ja ra sz, M a rk w art, Wiesiołek, Koszyk, D em arczyk, K ałuża, Z m arzły i inni.
W szystko dobre śląskie nazw iska. P rzez b iu ra K om itetu codziennie p rzew ija się k ilkaset ludzi, a większość to uchodźcy z Opolszczyzny.
Uchodźcy dw ojacy: je d n i z 1921 — p o p o w sta
niowi, poplebiscytow i; drudzy to z 1945. B iu
ra K om itetu to chyba n ajtrag ic zn ie jsz a spo
w iednica ludzkiej rozpaczy.
Ci z 1921 po tracili najbliższych, przeszli obo
zy, w ięzienia — za zbrodnię pow stania sprzed 20 laty. Ci z 1945 to sam a esencja krzyw dy, esencja zdolna zabić tysiące ludzi, tylko nie ich, rodzonych pokoleniam i w krzyw dzie. Ci pow stańcy m ieli choć dw adzieścia la t polskiej państw ow ości, złej czy d obrej, ale polskiej.
Ci pozostańcy nie m ieli nic, n aw e t tej kropli dw udziestu lat. na w yschłe gardło sw ych dzie
jów. Tam ci m ieli gestapo lat. 5, ci la t 13.
Je śli ktoś n ie może w yobrazić sobie siedm iu
set lat, niech zrozum ie choć te o sta tn ie la t trzynaście. Dla K ra k o w a oznaczałoby to żyć pod w ładzą gestapo do 1952 roku! R ozum ie
cie?
4
Iluż tych P olaków na Opolszczyźnie? Milion Cały milion. P lebiscyt — oszustw o siedm iu złodziei. Po plebiscycie sam i Niem cy jeszęze w 1926 roku, w podręcznikach szkolnych, stw ierdzali, że w O polskim większość m ówi po polsku i je st pod działaniem ja d u „G ross- polnischepropaganda". Ludzie nie znający Śląska, k tó rzy w idzieli zew h ętrzn ą powłokę, którzy w idzieli d y g n itarzy p a rty jn y c h o p o l
skich nazw iskach, k tó rzy w idzieli spisy SA i SS, póki ukazem nie zniemczono nazw isk, głosili rezygnacyjnie śm ierć ostatniego sło
w iańskiego przedm urza. D opiero trzeba było
w ojny i ukazan ia się F ranzów L ew andow
skich w W arszaw ie, Rosa K oslow skych w K ra -
S f r. 9 O D R O D Z E N I E N r 1&
sowie, aby zrozumiano, że volksdeutschostwo jest wrzodzianką, występującą z łatwością i na piersiach i na głowie, a nie tylko na śląskiej dłoni. Wystarczy odrobina głupoty — urzecze
nia pychą pruską, albo odrobina gnoju — w charakterze ludzkim. W Kozielskim mówią:
„Kaj są ludzie, tam są haźle". Haziel to ro
dzime słowo na WC.
Kiedy przyszedł wrzesień 39, po sześciu la
tach gestapo, milion Polaków Śląska Opol
skiego czekało wyzwolenia. Pierwsze dni przy
niosły stuk kolb po nocy i masowe aresztowa
nia. Bili, tłukli, kazali śpiewać „Wytrwamy i wygramy" i bili, bili do utraty tchu w wy
pasionych piersiach SS-manów. Potem przy
szła noc. W Krakowie, miejscu pielgrzymek opolskich, siedział Frank, w Katowicach Bracht! Nie było wsi, z której by nie pognano ludzi do Buchenwaldu, obozu Polaków Rze
szy. Wróciło ich niewielu i to nie na długo. Po miesiącu, najwyżej dwóch, znów więzienia i śledztwa, a w najlepszym razie koszary Wehr
machtu. Reszta siedzi po dziś dzień. Całą w oj
nę. Wieki całe.
Jednocześnie szła mobilizacja. Najrodniejszy W całej Rzeszy kraj dawał najliczniejsze mło
de roczniki. Pod Warszawą, Kutnem i Lwo
wem rozstrzelano tych, którzy we wrześniu starali się przedrzeć do polskich linii. W Pa
ryżu powieszono tych, co poszli do niewoli, a w błyskawicznym debacie nie zdążyli wy
tłumaczyć Francuzom paszportu niemieckiego i polskiego serca. To samo w Brukseli, to samo w Amsterdamie. Rodziny aresztowano, wy
siedlono do Bawarii, wypędzono na Westfalię.
Za każdym żołnierzem z Opolszczyzny biegł na front czerwony paszport gestapo „P V “ (po- litisch verdachtig). Ilu padło na froncie wschodnim od strzału w tył głowy, kiedy pró
bowali ucieczki na drugą stronę, Bóg jeden zliczył. Żniwo śmierci przez lata 1939—45 w niektórych wioskach rosło do 9O’ /o powo
łanych.
5.
Wreszcie przyszedł styczeń 1945. Sojusznicze radia (każdy słuchał) nawoływały do pozosta
nia na miejscu. Niemcy ewakuowali przymu
sowo. Zabierali żywność, aby zmusić do opu
szczenia wsi i miast. Ludzie chowali się, kryli po piwnicach, lasach, choć wiedzieli, że będzie głód i umęczenie. Kiedy wyszli z nor, to ślą
skimi drogami kroczyła Czerwona Armia, w zwycięskim/marszu od Stalingradu. Leo;
nad Odrą górną front przystanął gotując się do nowego skoku. Zaodrzańskie ziemi pol-
;kie Głubczyc, Prudnika, Koźla, rtaciborza, lajliczniej przez Polaków zameszkałe, pozo- tały na długie tygodnie w łapach pruskich '-ów ~ ‘ o, co tan ,ię dzieje, słuchać nie sposób, kiedy do Opolskiego Komitetu przy
bywają uchodźcy, którzy przeszli dwa fronty.
Lecz i po tej stronie frontu jest przeraźliwie.
Kompanie zniszczenia, hitlerowskie ,,Vernich- tungskommando", spaliły i zburzyły co tylko zdołać mogły. Sam front, tak łaskawy .dla K a towic, Sosnowca, Będzina, Dąbrowy, Często
chowy i Krakowa, tu, jakby tej ziemi mało było męczeństwa, przeszedł okrutnie. Niemcy’ za wszelką cenę chcieli nie dopuścić do Odry ar
mii marszałka Koniewa. Próżny trud, ale obłęd ,,Herrenvolku“ pozostawił krwawe bruzdy.
Wojska sojusznicze od Bytomia poprzez G li
wice, Wielkie Strzelce do Opola witane były biało-czerwonymi chorągwiami. Na zaoranych grobach powstańców zatknięto znów krzyże i okryto wieńcami, po raz pierwszy z napisem:
„Tym co oddali życie za Polskę". Po raz pierw
szy mogli ludzie zamienić słowo „Śląsk" na pełny wyraz „Polska".
Po wsiach, po miastach tworzyła się polska milicja, komitety obywatelskie Polaków, ko
palnie i fabryki zabezpieczyły polskie załogi.
Na ulicach pojawiły się afisze polskie i ulotki.
Pod Bytomiem w Bobrku czytałem maleńki plakacik, który zabrałem z sobą na wieczną rzeczy pamiątkę. Oto treść:
„Polacy obywatele Bobrku! Ktorzby w tyj poważnyj chwili nie chciał być Polakiem. Za
jaśniała nad polską ziemią ranna zorza, cho
ciaż jeszcze huk armatów nad nią się roznosi.
Dzięki sile wojsk rosyjskich, które z całą za
ciętością odcięły Górny Śląsk od kraju nie
mieckiego jesteśmy uwolnieni od despotyzmu faszystowskiego. Były kiedyś przed paruset laty czasy, gdzie krzyżactwo wżyrało się coraz to głębiej w ciało słowiańskie. W obecnyj chwili przyszedł odwet. Najdrobniejszy proch ziemi Polskiej wróci do Macierzy. Nie będą nasze matki-Polki rodziły żołnierzy germań
skich! Nareszcie zostały wszystkie żale i tę
sknoty do polskiej Macierzy uwieńczone rze
czywistością. Ta prastara ziemia piastowska Śląska Opolskiego, ta odrąbana gałązka po
wróciła pod płaszcz Matki. Od najdowniej- szych wieków Śląsk był polskim i pozostał nim bezspornie do dziś. To jest fakt histo
ryczny, to jest prowda, rzeczywistość 1 natu
ralne stwierdzynie. Nasza dziatwa powinna być jak najprędzej szkolona w języku polskim.
A starsi rodacy będą w normalnych stosun
kach dalej pracować, wierni hasłu naszych Ojców i Praojców:
,,Tu żyć trzeba i pracować, by Ojczyźnie ślub dochować, Siły służyć jej wszystkimi, w ukochanej
naszej ziemi."
Komitet Akcyjny Bobrku."
6.