• Nie Znaleziono Wyników

Uzasadnienie metody objektywnej w estetyce

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Uzasadnienie metody objektywnej w estetyce"

Copied!
156
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

U Z A S A D N I E N I E

METODY OBJEKTYW NEJ W ESTETYCE

(6)
(7)

33 ń

M IC H A Ł S O B E S K I

Bi b l i o t e k a n a u c z y c i e l i

O . K. W Y 2 S Z E J S O K O Ł Y R E A L N E J

W K R A K O W I E .

y p

U Z A S A D N I E N I E

METODY OBJEKTYWNEJ W ESTETYCE

K R A K Ó W

NAKŁADEM AKADEMII UMIEJĘTNOŚCI

SKŁAD G ŁÓ W N Y W K SIĘGARNI SPÓ ŁK I W Y D A W N IC ZE] POLSKIEJ

(8)

K raków . — D rukarnia U niw ersytetu Jagiell. pod zarządem J. Filipowskiego.

(9)

I. Przyroda i Sztuka.

I. R zeczy n ajbliższe b y w a ją często najdalszem i.

K o m u n a ł t e n n ie u j a w n i a się m o ż e n ig d z ie t a k ja s k r a ­ w o, j a k — w estetyce. W s z y s c y z n a m y d zieła sztuki.

O toczeni n ie m i j e s te ś m y p o n ie k ą d n a k a ż d y m kroku.

D om , któ ry za m ie sz k u je m y , sprz ęty, k tó ry ch u ż y ­ w a m y , zaliczają się do nich conajm niej pośrednio.

Mimo to w ia d o m o , j a k t r u d n ą j e s t o d p o w ie d ź n a pytanie, c z em j e s t w ła śc iw ie o w a s ztuka, ta n a sz a d o b r a zna jom a . W i d z i m y ją u sta w ic z n ie , a j e d n a k istota jej p r z e p a d a gdzieś p r z e d p y ta ją c y m n a s z y m w z r o k i e m — od P la to n a aż do dn i dzisiejszych. O d­

pow iedzi, k t ó r a b y w sz y s tk ic h z a dow oliła i z n ie w o ­ liła, d o tą d nie znaleziono.

Istota sz tu k i j e s t w ię c b ą d ź co b ą d ź — m is te ry u m . D y sp ro p o rcy a ta m ię d z y ocz yw istą p ro sto tą w yjścia a p re te n s y o n a ln o śc ią ujścia z a g a d n i e n i a sztu k i jest j e d n a k o w o ż n i e c o . .. niepokojącą. C zyżby u m y s ł l u ­ dzki b y ł rzecz y w iście niejako s k a z a n y n a o siąg n ię­

cie p o z n a w a ln o śc i je d y n ie z p o m o cą n ie p o z n a w a l ­ n e g o ? B yłb y to h o ro sk o p p r a w d z i w i e sm u tn y .

N a d to p r z y b y w a tu jeszc ze j e d n a n ie p rz y ja z n a okoliczność. M ianow icie z n ó w fa k t arcy try w ialn y . Otóż sam i w y k o n a w c y sztuki, artyści, nie zdołali

M. Sobeski. 1

(10)

2 M. 3 0 B E S K I

dać n a m d o tą d w y ś w ie tle n ia s w e g o »m etier«. O lbrz y­

m ia ich w iększ ość n a jzupe łnie j się o z a g a d n ie n i e to nie troszczy, g d y ż się b e z n ieg o d o sk o n ale o byw a.

S z tu k a n a d a je s w y m w y b r a ń c o m tę w łaśc iw o ść (z n o w u m isteryum !), że m o g ą by ć k ró la m i w jej p a ń ­ stw ie, nie w ie d z ą c w g ru n c ie rz ecz y: cz em u , naco i poco. T ylko n ie w i e l k a ich liczb a z d a w a ł a sobie z te g o s p r a w ę i niepokoiła się te m . Byli nim i z a z w y ­ czaj najw ięksi. S ta rcz y w s p o m n i e ć P o ly k le ta , L e o ­ n a rd a , Michała Anioła, R afa ela M engsa, H o g a rth a, S chillera i G oethego. L ec z i ci w ielcy nie potrafili w y ja śn ić je d n o z n a c z n ie ta je m n ic y w łasn e j wielkości.

O d p o w ie d z i ich n a w e t w p r o s t so b ie przeczą. N. p.

L e o n a r d o p o w o ł y w a ł się n a s w ą a r c y m istrz y n ię p rz y ro d ę, j a k o taką. H o g a rth cenił w niej tylko n ie ­ k tó re k rz y w e, zaś Michał A nioł n u r z a ł się całą d u ­ szą w m istycznej k ra in ie idei platońskich. G oethe w ierzył, że d u s z a arty sty -m ik ro k o s m o s , odbija jeno w s z e c h s tw o rz e n ie -m a k ro k o s m o s, a Schiller o pierał się n a K a n ta b e z in t e r e s o w n e m i b e z p o ję c io w e m u p o ­ dobaniu.

Zazw yczaj nie u p a t r u je się w t e m nic d ziw n e g o . M ówi się b o w ie m , p o r ó w n y w a j ą c : m o ż n a być za­

w o ła n y m g im n a s ty k ie m , nie zn a ją c w c a le p r a w i d e ł f u n k c y o n o w a n ia o d n o ś n y c h w ł a s n y c h n a r z ą d ó w , lub m o ż n a być d o s k o n a ły m m yślicielem , b e z znajom o- mości p r a w id e ł logiki form alnej. Lecz, niestety, a n a ­ logia ta jest tylko częściow o p r a w d z i w ą , tylko w ó w ­ czas, g d y się p o r ó w n y w a c z y n n o ś ć tw ó rc z ą z sp o r­

to w ą i m yślow ą. P o z a t e m są t e r t i a co m p a ra tio n is n ie w spółm ierne . Z je d n e j s tro n y chodzi b o w ie m tylko o śro d e k do celu, zaś z d ru g ie j, t a k ż e o sam cel, o sztukę. A n a lo g ia o b o w i ą z y w a ł a b y b e z w z g lę -

(11)

PRZYRODA I SZTUKA 3

d n i e je d y n ie p rz y zało ż en iu : m o ż n a być m is trz e m sp o rtu i m yślen ia, nie w ie d z ą c w ogóle, c z em j e s t j e d n o i d ru g ie — co byłoby sp rz e c z n e m z rz ecz y­

wistością. K oniec k o ń c e m : n ie d o sta te c z n o ść a n a lo ­ gii u n ie m o ż liw ia ow o z jej pom ocą z a m ie rz o n e u s u ­ nięcie trudności, z a w a rty c h w fakcie, źe d zieła a r ty ­ styczne po w stają n ieza leżn ie od z d a n ia sobie sp ra w y , c z e m j e s t sztuka. Gdyż c h y b a nie m o ż n a pocz y ty ­ w a ć za do statec zn e definicye o w y c h m ę t n y c h pojęć, w y z n a w a n y c h p rz e c ię tn ie p rz e z arty stó w .

P ośrednio zaś w s k a z u je w sz y stk o p o w y ż sz e n a to, że m o m e n t o w i definicyi s z tu k i p rz y s łu g u je szcze­

g ó ln e znaczenie. O koliczność ta je st zn a m ie n n ie jsz ą, niż się m o że n a p ie rw s z y r z u t oka w y d a je . P r z e d e - w s z y s tk ie m nie za chodzi on a w całej dziedz inie n a u k n o m o t e t y c z n y c h 1) t.j. p r z y ro d n ic z y c h i p o s ł u g u ­ j ący c h się m e to d ą p rz y ro d n iczą . F izyka, b o ta n i k a lub psychologia d o ś w ia d c z a ln a nie p o trz e b u ją się w szcze­

gółach troszczyć o p o d s t a w o w e definicye. A w d z ie ­ dzinie n au k idiograficznych n a p o t y k a m y w p r a w d z i e niejednolite definicye, n a t o m i a s t nie z n a jd u je m y tej b e z w z g lę d n e j zależności ca łe go s y s te m u od z a s a d n i­

czych określeń, c h a r a k te r y z u ją c y c h w ła ś n ie estetykę.

G dyż — n ie z a le ż n ie od tego, czy e s te ty k ę p rz y d z ie ­ lim y do n a u k n o m o te ty c z n y c h czy idiograficznych,

*) K lasyfikacya zdobyw ająca sobie coraz w iększe p ra w a w nauce, za p ro p o n o w a n a przez W in d elb a n d a „Geschichte und N aturw issenschaft“ S tra ssb u rg e r R ektoratsrede 1894 i przez Rickerta »Die G renzen der naturw issen sch aftlich en Begriffs- bildung* 1896. Jednakow oż w spraw ie pierw szeństw a tej kla­

syfikacji zob. arty k u ł D avida K oigena w A rchiv fiir system . Philosophie 1908, przypisujący pierw szą inicjatyw ę H arm sow i i Droysenowi.

1'

(12)

4 M. S O B E S K I

czy też do o b u — w ą tp liw o śc i nie uleg a, że k a ż d y n ajd ro b n ie jsz y p r z e j a w e ste ty c z n y b ę d z ie zu p e łn ie c z em ś in n e m w i d e a lis ty c z n y m sy stem ie Hegla, j a k w se n su a listy c z n y m D u b o sa. N a w i a s e m p o w i e d z ia ­ w s z y w ła ś c iw o ść t a z n a m io n u je prócz e s te ty k i t a k ż e etykę.

R ó w n o c z e ś n ie w y p ł y w a stąd, że e s te ty k a bez ja­

sn y c h i z d e c y d o w a n y c h definicyi do ta k ic h ż e r e z u l ­ t a t ó w d o p ro w a d z ić nie m oże. D o sad n ą te g o ilustra- cyą je st n o w e dzieło D e s s o i r a 1)- Zasadniczo z a s tr z e g a się autor, że j e s t n i e p o d o b n a zakląć ż y w e g o o r g a n i ­ z m u sztu k i w s u c h ą s c h e m a ty c z n ą f o r m u ł ę — w c z em m u racyi n i e p rz y z n a ć nie m ożna. L e c z t r u d n o po ­ godzić się z w n io s k ie m , u to ż sa m ia ją c y m niem o żn o ść u s ta le n ia jednolitej fo rm uły z niem o żn o śc ią definicyi, wogóle. D e sso ir z a d a w a l a się n e g a t y w n e m i o k re śle ­ niami. S tw ie r d z a n. p., że e s te t y k a nie m o ż e b y ć ani w y łąc zn ie o b je k t y w n ą a n i s u b je k ty w n ą . L e c z p o ­ n a d to nie w y c h o d z i i prócz g o ło sło w n e g o s t w i e r ­ d ze n ia u p r a w n i e n i a o b u s ta n o w is k , p o z y ty w n y c h ok re śle ń nie daje. I t a k dzieje się w całej je g o książce. D a rm o s z u k a m y w niej ja s n e j i z w ię ­ złej o d p o w ie d z i, c z e m j e s t s z tu k a — m im o n a ­ g ro m a d z e n i a ty s iącz n y ch fa k tó w estetycznych. P o ­ n i e w a ż s z tu k a je st m u w e w sze lk ic h sp o rn y c h k w e - stjach stale j e d n e m i d ru g ie m , w ię c w re z u lta c ie nie je s t o n a a n i j e d n e m a n i d ru g ie m . D ążąc w ięc b ez sp rze czn ie do z u p e łn e j objek ty w n o ści, dochodzi m im ow oli do sce p ty c y zm u , g dyż ta k ie w ła ś n ie p o d ­ noszenie się n a d t ru d n o ś c ia m i gdzieindziej p ow ieść nie może. Czuje on to s a m doskonale, bo w a r ty ­

*) A esthetik und allgem eine K unstw issenschaft. 1906.

(13)

PRZYKODA 1 SZTUKA 5

k u le » S k e p tiz ism u s in d e r A e s t h e t i k « *) b ro n i się en e rg ic z n ie p rz e c iw z a rz u to m ek le k ty c z n e g o sce­

ptycyzm u.

2. P i e r w s z y m k ro k ie m celem u z y s k a n ia definicyi j e s t ścisłe w y k re ś le n ie z a k r e s u b a d a ń . W s p ra w ie

tej Wyłoniły się od d a w ie n d a w n a d w i e g łó w n e k w e s ty e sporne. P o - p i e r w s z e : z a g a d n ie n ie p r z y n a ­ leżności p r o b le m u tw órczości do estetyki. P o - d r u g i e : s to su n e k p ię k n a sztu k i do p ię k n a prz y ro d y . S p r a w ą tw ó rc zo ści n a ra z ie z a jm o w a ć się nie b ędziem y, gdyż z n a t u r y rz e c z y najlepiej ją r o z p a t r y w a ć m ó ­ w ią c o » estetyce p s y ch o lo g icz n ej«. N a to m ia s t rozej­

rz y jm y się w s p r a w i e dru g iej: czy istnieje w o g ó le p ię k n o p rz y ro d y ja k o ta k ie i czy ono w system ie e s te ty k i u w z g l ę d n i o n e m być m o że i pow in n o .

S to s u n e k s z tu k i do p rz y ro d y m oże być albo po ­ t w ie r d z a j ą c y albo przeczący. P rze z p rz y ro d ę r o z u ­ m i e m y tu taj n a t u r a l n ie całą rz e c z y w is to ść p r z e d ­ m iotow ą, k tó rą u z n a je m y ja k o istniejącą niezależnie o d n asz eg o p o d m i o tu , w ię c nietylko p rz y ro d ę w ścisłem zn a czeniu, lecz t a k ż e ludzi, ich u t w o r y i u c z y n k i i t. d., z w y ją tk ie m oczywiście dzieł sztuki.

S z tu k a p o słu g u je się w rz ecz y sam ej f r a g m e n t a m i przyrody, b y w y ra z ić to, n a c z em jej w ła śn ie zależy.

I n n ą »rzeczyw istością« p o s łu g iw a ć się nie może, bo b y ła b y w te d y n iezro zu m iałą. S to s u n e k p o t w i e r d z a ­ jący s z tu k i do p r z y r o d y u t o ż s a m i a się w ięc n a p ie r­

w sze w e jr z e n ie z n a ś l a d o w a n ie m : sz tu k a m a się do prz y ro d y , j a k k opia do w z o ru . P rz y p u ś ć m y , że ta k

*) Zeitschrift fa r Aesthetik un d allgem eine K unstw issen- schaft. 1907.

(14)

6 M. SOBESKI

j e s t w rz e c z y sam ej. J ak ież b y ły b y t e g o konse- k w e n c y e ?

N a jp i e r w n i e z r o z u m ia łe m by było, s k ąd się w ł a ­ ściw ie w z ię ło z a g a d n i e n i e p iękna. Jeżeli u d a t n a k opia n a z y w a się piękną, w ła śn ie dlatego, że łu d z ą c o im itu je p rz y ro d ę, w t e d y p r z y r o d a m u sia ła b y być a b s o lu tn ie p iękną, i to bez w y ją tk u . K a ż d y f r a g m e n t p o siad ałb y w ó w c z a s dla sz tu k i r ó w n ą w a rto ść.

W i e r n e sk o p io w a n ie listk a t r a w y lub k am ien ia, sta­

łoby na ró w n i z w i e r n ą kopją u d u c h o w io n e j t w a r z y ludzkiej lu b całej sceny z życia lu dzkiego. N a jw y żej z a c h o d z iły b y t u ró żnice ilościowe, lecz n ig d y j a k o ­ ściowe. J e d y n e m k r y t e r y u m w s ztu ce b y łb y s topień p o d o b ie ń s tw a m ię d z y o ry g in a łe m a kopią. P r o b l e m p ię k n a byłby od je d n e g o z a m a c h u ro z w ią z a n y , a t e m s a m e m nie m iałb y w o g ó le racyi istnienia.

W i ę c j u ż je g o sa m o is tn ie n ie w s k a z u je , że s p r a w a m usi się m ieć inaczej. O k re śle n ie sztu k i jako kopio­

w a n ia p rz y ro d y je s t b o w i e m teo rją ta k p ro stą i j a ­ sn ą , że m ia ła b y siłę a b s o lu tn ie z n ie w a la ją c ą , g d y b y b y ła p r a w d z i w ą i ż a d n a in n a t e o r y a nie m o g ła b y się obok niej ostać.

A r g u m e n t ó w p rz e c iw n a t u r a l iz m o w i p o siad a li­

t e r a t u r a e ste ty c z n a pod o statk iem . S tą d n ie m a po­

tr z e b y szczegółow o ich w z n a w ia ć . W y c z e r p u ją c o n a ­ g ro m a d z ił je D e ssoir w w s p o m n ia n e j książce i H a rt- m a n n w sw ej e s t e t y c e 1). P r z e to p o p rz e s ta n ie m y n a kró tk iem u g r u p o w a n i u n ajw a ż n ie js z y c h m o m e n t ó w :

P o -p ie rw sz e w i a r a w w i e r n e im ito w a n ie p rz y ­ rody przez s z tu k ę j e s t z łu d z e n ie m . P r a w d z i w e kopie rz eczyw istości n a p o ty k a m y w p a n o p tic u m , lecz nie

*) Aesthetik II. Philosophie des Schónen. 1897.

(15)

PR ZY RO D A I SZTTJKA 7

w m uzea ch. M a r m u r o w a rz eźb a , w y o b ra ż a ją c a t w a r z l u d z k ą , nie j e s t n ig d y kopją o ryginału. J e s t on a j e ­ d n o b a r w n ą , zaś o ry g i n a ł je s t w ie lo b a r w n y . T w a r z lu d z k a p o k ry ta j e s t częściow o m a łe m i w łosam i, oczy posiadają m niejszy lu b w ię k s z y blask, g ra ją n a niej ś w ia tła i cienie. W s z y s tk ie g o teg o n i e m a w rzeźbie.

J e d y n ie figura w o s k o w a wr p a n o p tic u m , p o m alo w an a , p o k r y t a rz e c z y w is ty m i w łosam i, z ocz ym a s z tu c z n e m i i t. d. zb liża się ja k o ta k o do rzeczyw istości. Lecz, j a k d o św ia d c z e n ie uczy, figury t a k ie b u d z ą za w s z e n ie sm a k , a c z as am i w y d a ją się w p r o s t p o tw o rn e m i.

Do dzieł sz tu k i ich n i k t nie zaliczy. R zec zy w iście w i e r n e k o p io w a n ie rzecz y w isto śc i je s t w ię c cz e m ś b rz y d k ie m , a nie pięk n em .

P o d r u g i e : n a jd o sk o n a lsz e dzieło s z tu k i j e s t w po­

r ó w n a n i u z p r z y ro d ą , j a k o w z o re m , m i z e r n e m p a r ­ ta c tw e m . Najsilniejsze efekty ś w ie tln e G e ra rd a d e la N otte lu b R e m b r a n d t a nie są w stan ie ani w p r z y ­ b liż e n iu o d d ać rz e c z y w is te g o b la s k u d ro b n e g o p ro ­ m y k a słonecznego, ła m ią c e g o się o m iria d y w i r u j ą ­ cych pyłków. R u c h u sz tu k i p lasty cz n e w o g ó le oddać nie m ogą. P o d t y m k ą t e m w i d z e n ia j e s t s z t u k a k ra in ą zastygłej m a r t w o t y w o b e c p o tę ż n e g o życia przyrody.

L e c z z drugiej strony, po trzecie, s z t u k a p r z e w y ż ­ sza p o n ie k ą d rzeczyw istość. A rty s ta potrafi k ilku k r e ­ s k a m i w i e r n ie s p o r t r e to w a ć t w a r z lu d z k ą i silnie za­

a k c e n to w a ć jej in d y w id u a ln o ś ć . N ie p o trz e b u je się w c a le w ysilać n a w i e r n e sk o p io w a n ie p ie rw o w z o ru . O d d a n ie p o d o b ie ń s t w a jest w ię c n iez a le ż n e od ści­

słego p r z e s t r z e g a n i a p r a w d y przyrodniczej. O d z n acz a się te m p rz e d e w s z y s tk i e m k a r y k a t u r a . U ro k m i s tr z o w ­ skich szkiców ta k ie g o L e o n a r d a d a Vinci z a sa d z a się w ła ś n ie n a w ielkiej p o w ścią gliw ośc i w ścisłem im i­

(16)

8 M. SOBKSKI

to w a n iu . T ylko kilk a za s a d n ic z y c h linji j e s t u c h w y ­ conych, a m im o to o sią g n ię te jest m a x i m u m w y r a z u i in d y w id u a l n e g o pogłębienia.

O ile, po c z w a rte , sz tu k i p lasty cz n e w z n ie c a ją prz y n ajm n ie j p ozory n a ś la d o w a n i a rzeczywistości, to j u ż zu p e łn ie nie m o ż n a te g o p o w ie d z ie ć o m uzyce.

D uc h lu d z k i s tw o rz y ł m u z y k ę z w ła s n y c h sił, bez ż a d n y c h w z orów . Gdyż ty c h kilk a m o m e n t ó w m u z y ­ cznych, n a p o t y k a n y c h w p rz y ro d z ie : ś p ie w p ta k ó w , s z u m w ic h r ó w , m o r z a i t. d. nie m o ż n a c h y b a za w z o r y do m u z y c z n e g o k o p io w a n ia poczytyw ać. B ra k im b o w i e m p r z e d e w s z y s tk ie m ry tm u , te g o z a s a d n i­

czego p i e r w ia s tk u w sze lkie j m uzyki.

P o piąte, o bstając k o n s e k w e n t n ie p rz y te o ry i na- turalistyczne j, z n ie w o lo n y m się j e s t p o m in ą ć i n d y ­ w idualność. P r z y k o p io w a n iu b o w i e m p rz e s z k a d z a , ona raczej a nie po m ag a. A ż a d e n arty sta, choćby n a w e t w w ł a s n e m m n i e m a n i u z d e k la r o w a n y natu- ralista, indy w id u aln o ści"sw ej n a o łta rz u teo ry i w ofie­

rz e złożyć nie zechce. W r e s z c ie , po szóste, w s y s t e ­ m ie t y m b r a k n a jzupe łnie j m iejsca d la twórczości.

J esz cze tru d n ie j tu ta j się z nią u p o ra ć, aniżeli z i n ­ d yw id u aln o ścią . Boć c h y b a zręczności w niewolni- c zem k o p i o w a n i u — z w o l n ą , a u to n o m ic z n ą t w ó rc z o ­ ścią n ik t z r ó w n y w a ć nie będzie.

Z fałszyw ości założeń n a tu ra lis ty c z n y c h w sztuce w y n i k a tedy, że s t o s u n e k sz tu k i do p r z y r o d y nie m o że być b e z w z g l ę d n i e p o tw ie rd z a ją c y : p rz y ro d a ja k o t a k a nie j e s t i nie m o że być a b s o lu t n y m w z o ­ r e m sztuki, a t e m s a m e m s z tu k a nie j e s t i nie m o ż e by ć jej kopią. W i e r n e n a ś l a d o w a n i e p rz y ro d y w y ­ t w a r z a m o n s t r a — a o łó w ek zd o ln e g o sz k ic o w n ik a nie troszc zy się z b y tn io o w ie rn o ść przyrodniczą.

(17)

PRZYRODA I SZTUKA 9

W i ę c w ła ś n ie w sz y stk o to, co d e c y d u je o a r ty z m ie d a n e g o dzieła, o d b ie g a od s w e g o p rz y ro d n ic z e g o p ie r w o w z o r u .

J e d n a k o w o ż w o b ro n ie n a t u r a liz m u m o ż n a b y p rz y ­ toczyć jes zc ze n a s tę p u ją c ą okoliczność. Otóż p orów ny- w a ją c dzieło sztu k i z o ry g in a łe m n. p. p o r t r e t m a lo ­

w a n y lu b rz eźbiony, d o strz e g a m y , że a r ty s t a u tr w a li ł tylko n ie k tó re cechy, czyli że d o k o n a ł d oboru. Może te d y ty lk o n ie k tó re p ie rw ia s tk i rz ecz y w isto śc i p o sia­

dają w a rto ś ć a r ty s t y c z n ą , a czynność a r ty s ty z a sad za się w ó w c z a s n a u m i e j ę tn e m w y n a le z i e n i u i u t r w a l e ­ n iu tychże. O d p o w ie d ź n a to w i n n y n a m dać d w ie instancye, m ian o w icie: h is to ry a sz tu k i i e s te ty k a e k s ­ p e r y m e n ta ln a .

P rz y jrz y jm y się pierw szej. N ie k tó re p rz e ja w y zdają się w rzeczy sam ej za te m p rz e m a w ia ć . P rz e d e w s z y s t- k ie m r z e ź b a g re cka. N ie r a z n a p o t y k a się zdanie, że w y b i t n e p o d o b ie ń s tw o rz e ź b g re ck ich m ię d z y sobą s p r a w i a w ra ż e n ie , j a k o b y pochodziły od g r o n a u c z ­ n i ó w j e d n e g o i te g o s a m e g o m istrza. M istrzem ty m m o g ła b y być t e d y p rz y ro d a. A te m s a m e m m o ż n a b y przypuszczać, że arty śc i g re ccy w y k ry li i o d tw a r z a li o w e a b so lu tn ie a r ty s ty c z n e p ie rw ia s tk i rz e c z y w is to ­ ści, co tłó m a czy ło b y p o d o b ie ń s tw o ich dzieł.

L ec z o b s e r w a c y a ta nie j e s t z n iew alającą. N a jp ie r w należ y pam iętać , że z n a n e n a m m a r m u r y g re ck ie są w znacznej części jen o m a ło z m o d y fik o w a n e m i k o ­ piam i n ie k tó ry c h n a ju lu b ie ń s z y c h w z o ró w , n a d to n ie ­ r a z tylko kop iam i rz y m sk iem i. P o w tó r e : tylko rz e ź b y z tych s am y ch epok są do siebie p o d o b n e . Boć c h y b a m a r m u r ó w F id y a s z a i L i s y p p a n ik t z r ó w n y w a ć nie b ę ­ dzie. A że p e w n e g r u p y u t w o r ó w z p e w n e g o ściśle o k re ślo n e g o o k re s u w z a j e m n i e Się p rz y p o m in a ją , je s t

(18)

10 M. SOBBSKI

zjaw iskiem z u p e łn ie n a t u r a l n e m w kraju, gdzie od- ra z u całe s z e re g i a r ty s tó w w s t ę p o w a ł y n a n o w e tory, a nie tylko pojedyńcz e jednostki. A ta k i s ta n rz ecz y z n a m io n u je w ła ś n ie sz tu k ę g re c k ą i — d o d a jm y dla p o t w i e r d z e n ia — t a k ż e p e w n e o k re s y sz tu k i fra n c u ­ skiej. Dość p rz y p o m n ie ć p ierw sze, bliźniaczo sobie po­

do b n e, p ró b y im p resy o n istó w , g r o m a d z ą c y c h się koło M aneta, Moneta, C e z a n n e ’a, R en o ira, Y an G ogha. Ja- sn e m w ięc jest, że ta czysto z e w n ę t r z n a okoliczność w o b ronie tezy n a tu ra lis ty c z n e j z u ż y tą być nie m oże.

G d y b y istota s z tu k i p o le g a ła rz e c z y w iś c ie n a k o ­ p io w a n iu p e w n y c h fo rm rzecz y w isto śc i, w t e d y tylu- w i e k o w e jej dzieje b y ły b y n ie c h y b n ie te fo rm y d o b i­

tn ie u w y d a tn iły . P o s ia d a lib y ś m y n i e w z r u s z o n e id e a ln e

»kanony«, w ro d z a ju P o ly k le to w y c h . L ec z w y w o d z i ć nie p o trze b a, że ta k ie k a n o n y s p o w o d o w a ły b y n ie ­ b a w e m s k o stn ie n ie i z s c h e m a t y z o w a n i e się sztuki.

O j a k im k o l w ie k r o z w o j u p o n a d o w e k a n o n y n a t u r a l n ie m o w y by nie było. A w ła ś n ie dzieje sz tu k i pouczają, że k a ż d a e p o k a in n e m i ocz ym a p a trz y ła n a p rz y ro d ę.

Kształty, k tó re g o ty k f r a n c u s k i u w a ż a ł za doskonałe, u c hodz iły w ocz ach r e n e s a n s o w y c h w ło c h ó w za b a r ­ b arz y ń sk ie , za »gotyckie« 1).

N e g a t y w n e te w y n ik i z d z ie jó w s z tu k i p o t w i e r ­ d z a najzu p e łn ie j e s t e t y k a e k s p e r y m e n ta l n a . J a k w ia ­

*) Ciekawe p rzykłady p rzytacza A. Jolles w ro zp raw ie »Zur D eutung des Begriffs N atu rw ah rh eit in der bildenden Kunst*, F reib u rg 1905. W y w o d y jego k o n cen tru ją się w zdaniu: »...dass N atu rw ah rh eit kein A usdruck m it feststehender B edeutung in der K unstgeschichte sein kan n , sondern dass es die Pflicht eines jed en ist, sich jedesm al, w enn e r an ein Iiu n stw e rk heran- tritt, k la r zu m achen, w as sich der Kiinstler in seiner eigenen Zeit u n te r diesem Begriff vorgestellt haben wiirde*. Str. 51.

(19)

PRZYRODA I SZTUKA 11

domo, g łó w n y m b o d ź c e m do u f u n d o w a n i a tej n a u k i było dla F e c h n e r a w y k ry c ie r z e k o m e g o e s te ty c z n e g o zn a c z e n ia »z łotego działu« p rz e z Zeisinga. F e c h n e r w y k o n a ł s z e r e g p o m ia ró w n a d zieła ch sztu k i i p rz e ­ k o n a ł się, że proporcyi tej n a jzupe łnie j nie p rz y s łu ­ g u je zna cze nie k a m ie n ia filozoficznego w estetyce, j a k i e u s iło w a ł jej n a d a ć Zeising. Zaś w ła s n e je g o n o w e p o m ia ry zostały z n ó w p rz e z je g o n a s tę p c ó w p o w a ­ żnie z a k w e s ty o n o w a n e . L ec z w k a ż d y m razie ro z p o ­ czął się o dtąd o ż y w io n y r u c h w tej dzied z in ie i po­

j a w i ł się cały s z e re g b a d a c z y j a k L i g h t n e r W itm e r, J. Cohn, C h o w n , M e u m a n n , E. D. Puffer, Kulpę, Gor­

don, Ja k ó b S eg ał i inni. O sta te c z n e re z u lt a t y b a r d z o li­

c znych tych b a d a ń są w ie lc e c h a ra k te ry s ty c z n e . O ś w ie ­ tla j e p o g lą d o w o A d a S ilb e rstein w a r ty k u le »Spół- c z e sn a e s te ty k a e k s p e r y m e n t a l n a « x). D o w ia d u je m y się tam , że e k s p e r y m e n t p o tw ie rd z a c z asam i tylko to, co e s t e t y k a ju ż d a w n o bez n iego w ie d z ia ła . » W s p r a ­ w ie pro sty ch fig u r g e o m e tr y c z n y c h e k s p e r y m e n t po ­ t w i e r d z i ł tylko to, co L ip p s przez an a liz ę i o b s e r w a ­ cję stw ierdził. O fo rm a ch c z as u p o w ie d z ia ł e k s p e r y ­ m e n t rz ecz y p o w s z e c h n ie zn a n e , t a k sam o o komi- źm ie. B a d a n i a e k s p e r y m e n t a l n e a n i nie p rz y sp o rzy ły fa któw , a n i nie dały n o w y c h objaśn ień fa k tó w z n a ­ nych, n a d o m i a r e k s p e r y m e n t a to r z y są pod w p ł y w e m teorji, k tó re chcą po p rz eć lub o b a l i ć « 2). R ó w n ie ż C harles L alo z w r a c a w o bszernej k ry ty c z n e j p r a c y s) U w agę n a m a łą doniosłość p o z y ty w n y c h r e z u l t a t ó w e s te ty k i e k s p e ry m e n ta ln e j, w o b e c trzy d z ies to k ilk u let-

*) Przegląd filozoficzny, W a rsza w a . 1908.

a) 1. c.

*) L ’esthetique experim entale contem poraine. P aris 1908, m ianow icie str. 197 i nast.

(20)

12 M. SOBESKI

nich z a b ie g ó w — m im o że zasadniczo o jej p o ż y t e ­ czności nie w ą tpi.

W o b e c te g o za d z iw ia ć nie p o w in n o , że, za p r z y ­ k ła d e m L ip p sa, w o g ó le rację b y t u tej n a u k i p o w a ­ żnie k w e stjo n o w a ć m o ż n a — o ile się nie z a d a w a la z a p e w n i e n i e m jej z w o le n n ik ó w — np. M e u m a n n a 2), że zn a jd u je się ó n a obec nie jeszc ze w p o c z ą tk o w e m s t a d y u m s z u k a n ia i że nie m ia ła d o tąd czasu w y ­ t k n ię c ia sobie j a s n e g o s y s te m a ty c z n e g o celu b ad a ń . N a to m ia s t w k a ż d y m ra zie p e w n e m jest, że e s te ­ t y k a e k s p e r y m e n t a l n a ja k i c h k o l w i e k form rz e c z y w i­

stości o abso lu tn ej w a rto ści estety c zn ej nie w y k ry ła . Toć n a w e t p ro p o rcy a złotego działu, m a ją c a n a p o ­ z ó r tyle w id o k ó w p o w odz enia, zaw iodła.

T e m s a m e m w ię c i t a in s ta n c y a tezie natu ra li- stycznej k u pom o cy w e z w a n ą b y ć nie może.

B y za p o b ie d z n ie p o ro z u m ie n io m , z w r a c a m y u w a g ę , że by ła tu m o w a o e k s p e r y m e n t a c h d o k o n y w a n y c h z fo rm a m i prz y ro d y , w s ztu ce zachodzącem i, n. p.

z fig u ra m i g e o m e t r y c z n e m i i t . d. — nie zaś o e k s p e ­ r y m e n t a c h w p r o s t z d zieła m i sztuki.

3. C zem ż e je s t t e d y p r z y ro d a d la a r ty s ty ? P o ­ m n ą c n a z a p a ln e h y m n y , ś p i e w a n e po w sz e czasy n a jej cześć, m o ż n a b y p rz y p u szcz ać, że jest o n a alfą i o m e g ą n atc h n ie ń . Czy Giotto, czy R e m b r a n d t , czy M an e t — w sz y sc y oni z a p e w n ia j ą , że są tylko n ie u ­ d o ln y m i u c z n ia m i tej a rcym istrzyni. W o b e c te g o nieco d z i w n y m w y d a ć się m u s i z n a n y fa k t z dziejó w sztuki, że a r ty s ty c z n e z r o z u m ie n ie pejza żu pojaw iło się d o ­ piero w p ie rw sz e j połow ie XIX w ie k u , nie licząc spo­

*) E in fu h ru n g in die A esthetik der G egenw art. 1908, str. 22.

(21)

PRZYRODA I SZTUKA 13

ra d y c z n y c h p rz e b ły sk ó w u C lau d e L o rr a in a , P o u ssin a , R u is d a e la i innych. M u th e r w sw ej historji m a l a r s t w a fra n c u sk ie g o w XIX w i e k u tłó m a c z y to ro z w o je m w ielk ich m iast. D opiero g d y artyści, z a m k n ię c i w cia­

sn y c h i d u s z n y c h m u r a c h m iejsk ic h , poczęli tę sk n ić za p rz y ro d ą — odczuli całkow icie jej p ię k n o i o d kryli pejzaż. P ó k i życie r o z g r y w a ł o się g łó w n i e n a łonie przyrody, nie u m i a n o się nią zachw ycać, ja k o cz em ś z b y t z w y k łe m i co d z ie n n e m . Toć lu d w iejski je s t po dziś dzień m n iej w r a ż l i w y n a ro z sia n e w o k ó ł skarby, aniżeli p rz e c ię tn y m ie s z k a n ie c w ie lk ie g o m iasta.

W i ę c p r z y r o d a staje się » m istrzynią« a r ty sty w szc zególnych w a r u n k a c h . N ie z w łasnej m o cy b u ­ dzi się o n a do życia w sztuce, tylko z woli i łaski człow ieka. Toć byli artyści, j a k n a j w r a ż l i w s i n a g rę b a r w , ś w ia te ł i cieni, a m im o to nie ceniący p e jza żu n a w e t j a k o tła, n. p. Botticelli lub Michał Anioł. Gdyż pejzaż by ł im n i e p o t r z e b n y dla w y r a ż e n i a tego, n a c z em im w ła śn ie zależało. W rzecz y w isto śc i w ię c u daje się a r ty s t a d o piero w t e d y po n o w e fo rm y do przyrody, g d y ich p o trz e b o w a ć zaczyna. T ę s k n o ta za p rz y ro d ą n a u c z y ła cenić p rz y ro d ę ja k o t a k ą i o t w o ­ rz y ła oczy n a pejzaż.

N a w i a s e m p o w ie d z ia w s z y , byłoby w ielce cieka- w e m za daniem , w y o d r ę b n ić z dziejó w sztu k i p o w o ln e p o d b ijan ie przyrody, w m ia rę a rty s ty c z n e g o z a p o tr z e ­ b o w a n ia . W y k a z a ł o b y się w t e d y niech y b n ie , że p rz y ­ r o d a n a b i e r a w a rto ś c i j e d y n ie w m ia rę p o tę g o w a n ia się w a rto śc i d u c h a tw ó rc z e g o , że w ię c rz e k o m e b e z ­ w z g lę d n e m is tr z o s tw o p rz y ro d y w o b e c a r ty s ty j e s t z łu d ze n iem . Nie p rz y ro d a n a r z u c a się artyście, lecz

*) Ein Ja h rh u n d e rt franzosischer Malerei. 1901.

(22)

14 M. SOBESKI

a r ty s ta s ięg a s a m o w ł a d n i e po jej formy, a g d y po­

trze b a, n a w e t je łam ie. P e jz a ż e ja p o ń sk ie H okusai u rą g a ją p e r sp e k ty w ie . K o n tra p o s ty m a r m u r o w y c h g i­

g a n t ó w M ichała Anioła n ie m o ż liw e są w rz e c z y w i­

stości, p r a w a sta ty k i im przeczą. A je d n a k są to p r a ­ w d z i w e i w ielk ie d zieła sztuki.

J e d n e m s ło w e m : całe b o g a c tw o form p rz y ro d y je s t tylko śro d k ie m do celu, tylko n a r z ę d z ie m d u c h a t w ó r ­ czego. Ich p o dobanie się lub n ie p o d o b a n ie się, w ł a ­ śnie ja k o m o m e n t ó w przyrody, m a tylko d r u g o r z ę ­ d n e znaczenie. Gdyż z c h w ilą , gdy r ę k ą arty sty p rz e ­ niesione zostały do p a ń s t w a sztuki, stają się m o m e n ­ ta m i j u ż ty lk o s z tu k i i tylko j a k o tak ie r o z p a tr y w a n e być m ogą. K ilka k re se k ołó w k o w y c h , szkicujących nos lu b palec, m o że być arcydziełem . Zaś c z aru jąc a b o g a c tw e m r y s u n k u m e d u z a m orska, u t r w a l o n a n a p a p ie r z e z w s z e lk ie m i z d o b iąc em i ją b a r w a m i i ś w ia ­ tłam i, b ęd z ie rz ecz ą arty sty c z n ie zu pełnie obojętną, jeże li o d tw o rz y ła ją r ę k a z a w o d o w e g o kopisty obje- k t ó w zoologicznych, k t ó r e m u , w im ię ścisłości n a u ­ kow ej, nie w o ln o n a w e t by ć artystą. T akie, s k ą d i n ą d n ie z m ie r n ie c e n n e a l b u m Haeckla, o d t w a r z a ją c e c u ­ d o w n e i j a k b y z bajki poczęte k sz ta łty niższych z w ie ­ rząt, stoi n a t u r a ln ie zu p e łn ie p o za g ra n ic a m i sztuki, m im o sw e g o t y tu łu : K u n s tfo rm e n d e r N a tu r. Gdyż inaczej n a j w i ę k s z ą a r ty s tk ą b y ła b y — pły ta fo to g ra­

ficzna.

Z ch w ilą więc, g d y s z tu k a t y l k o kopiuje kształty sw ej m istrzy n i, u l e g a w w a lc e k o n k u re n c y jn e j z r z e ­ m iosłem fotograficznem . L e c z z d ru g ie j strony, j a k w ia d o m o , s z t u k a bez form p rz y ro d y istnieć nie może.

G d y b y się w ysilała n a ja k i e k o l w i e k inne, w p rz y ro ­

(23)

PRZYRODA I SZTUKA 15

d zie nie zach o d zą ce form y, s ta ła b y się n ie z ro z u m ia łą w s z y s tk im , k r o m m o ż e w ł a s n e m u ich tw órcy.

Z te g o w sz y s tk ie g o w y n ik a n a ra zie tylko tyle, że piękno p rz y ro d y m u s i się za sadniczo różnić od p ię k n a sztuki, m im o że s z t u k a p o słu g u je się fo rm a m i prz y ro d y .

W e ź m y ja k o p rz y k ła d pejzaż rz e c z y w is ty i m a ­ lo w an y . P e jz a ż m a lo w a n y , jeżeli j e s t istotnie d zie­

łe m sztuki, w y w o łu je w e m n ie koniecz n ie p ew ie n o k re ślo n y nastrój, m ia n o w ic ie ten, n a k tó ry m a r ty ­ ście zależało. N a to m ia s t p ejzaż rz e c z y w isty m oże w e m n ie w z b u d z i ć n a jro z m a its z e nastroje, będ ą ce za le ż n e od mej ogólnej dyspozycyi psychicznej w tej w ła ś n ie chwili, i p o n ie k ą d t a k ż e od mej woli. W o ­ b e c p e jza żu rz e c z y w is te g o je s te m p a n e m m y c h uczuć.

Jeżeli je s t e m s m u tn y , w l e w a m w e ń mój sm u tek , a jeśli je s t e m wesoły, p rz e p a ja m go m ą radością.

Zaś w o b e c p e jz a ż u m a lo w a n e g o je s te m ich sługą.

Choć p rz y s tą p iłe m d o ń w esoły, to j e d n a k s m u t e k w k r a d a się w m ą d u s z ę , jeżeli a r ty s t a chciał tak, a nie inaczej. Oto p ie r w s z a f u n d a m e n t a l n a różnica m ię d z y p i ę k n e m p rz y ro d y a sztuki. A się g a o n a j e ­ szcze dalej. N ietylko czuję się z n ie w o lo n y m p rz ez a r ty s t ę do w z n ie c e n ia w sobie p e w n e g o n astro ju , jeże li w o g ó le chcę je g o u t w ó r o d cz u ć i zrozum ieć, lecz n a d to w y c z u w a m , że a r ty s ta s a m o w ł a d n ie te n w ła ś n ie nastrój w pejzaż wlał, że fo rm y prz y ro d y p o d p o r z ą d k o w a ł n o w e m u h e t e r o n o m ic z n e m u p ie r­

w iastk o w i. N astrój b o w i e m nie je s t k o n ie c z n y m m o ­ m e n t e m r z e c z y w is te g o pejzażu. Mogę się n im za­

c h w y c a ć b e z ja k ie g o k o lw ie k n astroju. S a m a g r a ś w i a ­ teł, b a r w i h a r m o n i a k o n t u r ó w s ta rc z ą , by s p r a ­ w i ć przyjem ność. N a to m i a s t w sztuce to n ie starczy,

(24)

16 M. SOBBSKI

gdyż inaczej s z tu k ą b y ła b y j u ż b a r w n a fotografja.

W sztuce m o ż e się rzecz m ie ć n a w e t w p r o s t p r z e ­ ciw nie: w s z y s tk o to, co s t a n o w i pięk n o rz ecz yw i- w i s t e g o pejzażu, a w ię c h a r m o n j a linji b a r w , ś w i a ­ te ł i cieni, nie j e s t k o n ie c z n y m m o m e n t e m p ię k n a m a l o w a n e g o pejzażu. A rty s ta m o ż e b o w i e m s tw o ­ rz y ć pejzaż, b ę d ą c y p e łe n kakofonji, a m im o to p e ­ łe n p o tę ż n e g o n astro ju , np. grozy. T a k im i są n ie ­ k tó re p łó tn a E d w a r d a M uncha.

P ię k n o p rz y r o d y nie d e c y d u je w ię c o p ięk n ie sztuki. To ostatn ie m u si te d y posiadać w ła s n e a u to ­ nom iczn e zasady. A czyżby m ogło być w o g ó le i n a ­ czej, jeżeli się zw aży, że s z t u k a j e s t b e z p o ś re d n im w y p ł y w e m d u c h a lu d z k ie g o , g d z ie d u c h t a k silnie i t a k d o b itn ie czuje się s a m y m sobą. Isto ta sz tu k i w i n n a z a te m by ć u g r u n t o w a n ą p r z e d e w s z y s tk ie m w istocie ducha. A życie d u c h a w życiu p rz y ro d y nie całe się za m yka . Nie m o ż e te d y piękno a r t y ­ styczne z n a jd o w a ć się r a z e m z p i ę k n e m przyrod- niczem n a tej sam ej jakościow ej linii — choćby n a w e t n a m iejscu w y w yż sz onem . T a k n ależ y rzecz ro z u m ie ć n a w e t w te d y , g d y się, za p r z y k ła d e m H e g la lub H a r t m a n n a , u w a ż a p rz y ro d ę za p r z e d s io n e k d ucha, za d u c h a w s w y m i n n o b y c i e 1). Gdyż duch, b ę d ą c y p r z y r o d ą , w ła ś n ie j u ż n ie je st d u c h e m . R ó żnica m ię ­ dzy nim i nie jest ilościowa, tylko ja k o ś c io w a .

4. R o z p a t r z m y się t e r a z bliżej w p ięknie p r z y ­ rody. P ię k n o d o s tę p n e n a m j e s t j e d y n i e za pom ocą zmysłów. L e c z n a t u r a l n ie nie zna czy to b y n ajm n iej, że każ de p ię k n o je s t p i ę k n e m zm y sło w em . Za tak ie

’) Termin Trentow skiogo.

(25)

PRZYRODA I SZTUKA 17

u w a ż a ć należy to tylko, co b e z p o ś re d n io m ile pieści n a ­ sze zmysły, p o d o b n ie j a k słodycz c u k r u zm ysł sm aku.

W sztuce chodzi w y łą c z n ie o zm ysły w z r o k u i słu­

chu, n a z w a n y m i stąd od d a w ie n d a w n a e stetyc znym i.

P rz e d m io ty sz tu k i, p rz e z n a c z o n e dla p o w o n ien ia, s m a k u i dotyku, nie istnieją. T a k sam o n ie m a ich dla reszty zm ysłów , stw ie rd z o n y c h , prócz o w y c h pięciu p o p u larn y c h , p rz e z n o w s z ą psychologię.

Znaną je st c i e k a w a lite rac k a p ró b a H u y sm an sa . W pow ieści »A re b o u rs « pokusił on się o analizę rz e k o m y c h este ty c z n y c h w r a ż e ń , d o z n a w a n y c h za p om ocą p o w o n ie n i a i sm ak u . Opisał symfonie, w y ­ w o ła n e p rz e z s k o m b i n o w a n e w ą c h a n ie z h a rm o n iz o ­ w a n y c h p e r fu m i prz ez popijanie zestro jo n y c h likie­

rów . P r ó b a ta została — próbą. By odczuć b o w ie m o w e w o n n e i s m a k o w i t e m elodye, t r z e b a być conaj- m niej t a k . . . p rz e c z u lo n y m j a k książę Des Esseintes.

Ą na pato lo g iczn y c h fu n d a m e n t a c h nie w o ln o w z n o ­ sić e stety k i no rm aln e j, t. j. kuszącej się o p o w s z e c h n e znaczenie.

R ó w n ie ż p o w o ł y w a n ie się n a r z e k o m e w r a ż e n i a estety c zn e, d o ś w ia d c z a n e p rz e z osoby ociem niałe za pom ocą zm y słu d o tyku, n iczego nie d o w o d z i dla tej sam ej p rz y czy n y : n ien o rm a ln o śc i. W z r o k i słuch p o ­ zostają w y łą c z n ie z m y słam i p ię k n a i sztuki.

N a to m ia s t inaczej m a się rzecz z p ię k n e m p rz y ­ rody. R ozkoszy, sp ra w ia n e j np. p rz e z las, n ajz u p e ł­

niej nie w y c z e rp u ją w r a ż e n i a w z r o k o w e i słuchow e.

Gdy w u p a ln y dzień w k r a c z a m y w cienisty las, o g a r ­ nia nas o rz eźw ia ją cy chłód i upajają cy a r o m a t d rz ew . Całą piersią w c h ła n ia m y św ież e w ilg o tn e pow ietrze.

Zm ysły t e m p e r a t u r y i p o w o n ie n ia są w ięc p ie rw sz ą i najsilniejszą p rz y c z y n ą n a s z e g o zadow olenia.

M. Sobeski. 2

(26)

18 M. SOBESKI

D opiero d r u g o r z ę d n i e o d d z ia ły w a ją n a n a s w r a ż e ­ n ia s łuchow e . A często o d c z u w a m y w p r o s t b r a k ich, j a k o coś p o z y ty w n e g o . Gdyż m o ż e najsiljej z w s z e l­

kich a k u s ty c z n y c h w z ru s z e ń , s p r a w i a n y c h prz ez las, działa cisza leśna. Ś w ie r g o t p ta c tw a i p o sz u m d r z e w schodz ą n a d r u g i plan. Choć ich niem a, nie o d cz u ­ w a m y ich b ra k u . A m im o to p r z e m a w i a do n a s me- lo d y a lasu w całej sw ej potędze.

W s z y s tk i e te zm y sły są p r z e z las t a k z a a b so r­

b o w a n e , że najsłabiej o d c z u w a m y w r a ż e n i a w z r o ­ kow e. P o s tr z e g a m y w p r a w d z i e g rę ś w ia te ł i b a r w , w id z im y k o n t u r y d r z e w p o jedyńcz ych i całych grup.

L ecz łudzić się n ie p o d o b n a : to tylko to n y poboczne, d źw ię czą ce cicho obok p o tę ż n e g o k a m e r to n u , w y g r y ­ w a n e g o p rz e z re s z tę zmysłów.

U ro k lasu p o le g a w ięc b e z w ą t p i e n i a prz ed ew sz y st- k iem n a niższyc h zmysłach. G d y b y b o w ie m w s z y ­ stkie zmysły, z w y ją tk ie m w z ro k u , znieczulić, g d y b y ogołocić las z a r o m a tu , w ilg o tn e j świeżości, ś w i e r ­ g o tu p ta c tw a , p o s z u m u d r z e w lu b ciszy leśnej (od­

c z u w a n e j przecież j a k o coś p o z y ty w n e g o ) — w t e d y s a m o w r a ż e n ie o p ty c z n e b y ło b y w ielce nieszczególne, w y k l u c z y w s z y n a t u r a l n i e w sz e lk ie sk o ja rz e n ie p a ­ m ięciow e. W s z y s tk o p rz y je m n e , z a w a r t e zazw yczaj w p rz e ż y c iu »lasu«, p ry sło b y — i pozostałoby j e d y n ie ja ło w e w r a ż e n i e optyczne.

W ł a ś n i e n a o d w r ó t dzieje się w sztuce. L a s w sztuce ma, ściśle w z ią w sz y , sen s jed y n ie jako m a ­ lo w any. P r z e t o tu taj m u s z ą j u ż w r a ż e n ia o p ty czn e być d la n a s c a ły m lasem .

W p ię k n ie p rz y ro d y o d g ry w a ją w ię c — w p r z e ­ c iw ie ń s tw ie do p ię k n a sz tu k i — niższe zm y sły w y ­ b it n ą rolę.

(27)

PRZYRODA I SZTUKA 19

N adto należ y u w z g lę d n ić n a stę p u ją c ą okoliczność.

D ośw iadczenie uczy, że rozkosz z m y s ło w a , s p r a ­ w ia n a przez p rz y ro d ę , b y n a jm n ie j ca łe go n a sz e g o estetycznego s t o s u n k u do niej nie w y c z e rp u je . Z w y­

kliśmy, ja k w iad o m o , p a t r z e ć n a p rz y ro d ę ja k o n a skarbnicę s ta n ó w naszej duszy, k ł a d ą c w nią n asze lęki i ufności, n a s z e ra dości i niepokoje. L ec z w ł a ­ śnie dlatego, że w s z y s tk o to k ł a d z i e m y w p r z y ­ rodę, to ono p ię k n a p rz y ro d y ja k o takiej nie d o t y ­ czy. Tutaj m y s t w a r z a m y p ię k n o przyrody. Zupełnie inaczej dzieje się w sztuce, m im o że n a p o zó r m oże się sp ra w a w y d a w a ć tą sam ą. I tu taj tre ść dzieła u zy sk u jem y p rz e z sko jarz en ia, g d y ż n. p. fa rb y na płótnie są b ą d ź co b ą d ź tylko fa rb a m i n a płótnie.

N atom iast o d c z u w a m y b e z pośrednio, że tak ie w ła śn ie u g r u p o w a n ie b a r w n a płótnie je s t w y r a z e m takiej właśnie treści. I to odczucie j e s t t a k silne i d o m i n u ­ jące, że fa k t za p o ż y c z e n ia treści z naszej d u sz y nie w stęp u je w c a le w sferę ś w ia d o m o śc i (o ile go n a t u ­ ralnie u m yślnie nie p rz yw ołuje m y). P a t r z y m y tylko i patrzeć m o ż e m y n a dzieło sztuki, ja k o n a k o n k r e ­ tn y w y ra z k o n k re tn e j d u c h o w e j treści. N. p. pejzaż zim ow y S ta n is ła w s k ie g o je s t b e z p o ś re d n im k o n k r e t ­ n ym w y r a z e m s m u t k u i m a r t w o t y zimy.

Zaś w o b e c p rz y r o d y n a j w y r a ź n ie j czujem y, że m y je s te ś m y a u t o r a m i jej e w e n t u a ln e j treści, a w ięc także a u t o r a m i jej e w e n t u a l n e g o p o z a zm y s ło w eg o piękna.

W e ź m y kilk a p rz y k ła d ó w . Cóż m o ż e być p ięk­

n ego w szarym , m o n o to n n y m , n u d n y m deszczu, tłu ­ k ą c y m o szyby? Toć lu d z ie o n a t u r a c h p ro sty c h i n ie ­ arty sty c z n y c h czują w takiej chw ili w s t r ę t i rozstrój.

N a to m ia s t p r a w d z i w i e p i ę k n y m , b o n ajtajniejsze 2’

(28)

20 M. SOBESKI

s t r u n y d u s z y z całą p o tęg ą p o ru sz ający m , m o że się stać t e n w id o k dla tych, k tó rz y potrafią w n iego w la ć c h o p in o w s k ie s m u t k i i za w o d z e n ia .

Z w i d o k ó w p rz y ro d y n a jw ię k s z ą s y m p a ty ą i po­

p u la rn o ś c ią cieszą się w sc h o d y i zach o d y słońca, bo n ajłatw iej t a m o najsilniejsze skojarz en ia: dzień się rodzi, d z ie ń z a m ie ra i t. d. R z e k o m e m u s z c z e g ó ln e m u b o g a c tw u g ry kolo ró w o w sc h o d z ie i za chodzie n ie ­ w ie le u s tę p u ją ani p o t ę ż n a sym fonja słoneczna, w y ­ g r y w a n a o g łuszająco w u p a l n e p o łu d n ie lipcowe, ani p r z e b o g a t e z m a g a n ie się ś w ia te ł i cieni w p o c h m u rn y ro z w ic h rz o n y dzień jesienny. Mimo to w sc h o d y i za­

chody u c h o d z ą za najpiękniejsze.

P r z e j a w y i w y d a r z e n i a atm o sfe ry c z n e i k o s m i­

czne, o lśn iew ają ce nas, p ię k n e m i są g łó w n ie z po ­ w o d u uczuć, k tó re p o śre d n io b u d zą . Zorza polarn a , g w i a z d y spadające, b u r z a z p i o r u n a m i u p rz y to m n ia ją n a m d o s a d n ie n asz ą małość, słabość i znikomość, i tem p r z e d e w s z y s tk i e m w s trz ą s a ją do głębi. Inaczej nie u s t ę p o w a ły b y im b ły sk o tliw e z jaw isk a zręcznej pirotechniki.

F i r m a m e n t n ie b ie sk i za sła n y g w i a z d a m i s p r a w ia n ie z w y k le silne w ra ż e n ie . N iezliczone ra zy sław iono go jako rzecz s k o ń cz en ie piękną. T y m c z a s e m e s t e ­ t y c z n a w a r to ś ć jego, ja k o tak ieg o , nie je s t z b y t dużą.

W i e r n i e s k o p io w a n y p rz e z m alarza, p r z e d s t a w ia ł b y dla n as z y ch ucz uć tylko m niej lu b więcej obojętn ą m a p ę to p o g rafic zn ą nieba. N a ś l a d o w a n y »en m in ia ­ t u r ę «, n a suficie zaciem nionej sali, nie zdołałby r ó w ­ nież n a s głębiej poruszyć, z p o w o d u sw ej n iere gu- larności i chaotyczności. Zaś rz e c z y w is ty f irm a m e n t działa n a n a s silnie dzięki s w y m a b s o lu tn y m r o z ­ m iarom , p rz y g n ia ta n a s s w y m o g ro m e m i tch n ie n ie

(29)

PK ZY H 0D A I SZTUKA 21

niesk o ń cz o n o ści s p ły w a n a nas z niego. W t e d y staje się on d o piero p r a w d z i w i e pięknym .

W r a ż e ń a k u s ty c z n y c h d o starc za p r z y r o d a b a r d z o wiele. L e c z b e z sk o ja rz e ń u c z u c io w y c h są one w s z y s t­

k ie jało w em i. P o s z u m w i a t r u je s t w ó w c z a s czem ś n u d n e m lu b w p r o s t n i e p rz y je m n e m . Melodyi n ie m a w p rz y ro d zie w ogóle. Ś p ie w sło w ik a je s t b a r d z o słabą i b ie d n ą ro z k o s z ą , gdy o dłącz ym y od niego nastrój ciepłej, w o n n e j nocy m ajow ej. I m ito w a n y w jak ik o lw iek sposób, n ajw yż ej zaciekaw ia, lecz m u ­ zycznie d u szy naszej się nie czepia. Ś w ie r g o t sk o ­ w ro n k a , bez j a s n e g o w i o s e n n e g o słońca i bez d y ­ szącej pod n im życiem roli, pozostałb y jeno is tn y m — ś w ie r g o te m . W ł a ś n i e n iem u zy c zn o ść p rz y ro d y ilu­

s tru je d o s a d n ie różnicę m ię d z y jej p ię k n e m , a p ię ­ k n e m sztuki, k tó re s t w a r z a sobie s a m o d zie ln ie d u ­ sza ludzka.

W d z ied z in ie optycznej p i ę k n e m i n a z y w a m y prze- d e w sz y s tk ie m n ie k tó re kw iaty, m otyle, ptak i i niższe org a n iz m y . Lecz i tu taj piękno n a s a m e m w r a ż e n i u w z r o k o w e m nie polega. U b a rw ie n ie k w ia tó w , n a w e t n a jb o g a tsz e , jest d la n a s rozkoszą g łó w n ie dlatego, że w iem y, że k w ia ty żyją, choćby już n a w e t nie p a ­ chniały. Ł u d z ą c o n a ś l a d o w a n e k w ia ty z p a p ie ru lub w o s k u b u d z ą w nas n iesm ak , z ch w ilą g d y się o ich sztuczności p r z e k o n y w a m y . S u b te ln y r y s u n e k listka t ra w y , trz y m a n e g o pod słońce, s p r a w ia w y s o k ie za­

d o w o le n ie estety c zn e, bo czujem y, że u fo rm o w a ły j e g o m i s te rn ą s tr u k tu r ę ta je m n ic z e siły o rga nic zne.

D o k ła d n a im itacja w cien k im d ru c ie je s t n a m z u ­ p ełnie obojętną.

To sam o dotyczy w sp a n ia ły c h z w ro tn ik o w y c h m otyli. P r a w d z i w i e p ię k n e m i są one, g d y b ujają

(30)

22 M. SOBESKI

w p ro m ie n ia c h ciepłego słońca n a s t u b a r w n y c h w o ­ niejących k w ia ta c h , g d y są w ięc h a r m o n ij n y m a k o r­

d e m n astroju, przez n a s w p rz y ro d ę w le w a n e g o . N a ­ d z ia n e n a szpilki i u m ie s z c z o n e pod szk łem w m u ­ zeach zoologicznych, tra c ą z n a c z n ą część u ro k u . E s te ­ t y c z n a ich w a rto ś ć m aleje n a d to w y b itn ie , g d y się w sp o m n i, że p rz eciętn y m alarz zdoła nietylko te sam e, ale i zna cznie b o g a ts z e a k o r d y b a r w i r y s u n k u z pa­

lety i o łó w k a w y c z a ro w a ć . W o g ó le , n a w ia s e m po ­ w ie d z ia w s z y , izo lo w an ie o b je k tó w przyrody, o bniża często ich w a rto ść estetyczną. N. p. w ie l o b a r w n e u p ie ­ rz e n ie p t a k ó w staje się n ie ra z d o piero p ię k n e m n a o d p o w ie d n ie m tle, g d y n. p. żółte i c z e rw o n e p a p u g i zlew ają się h a r m o n ijn ie z soczystą zielenią k rz e w ó w . Zaś ogląd ają c je odosobnione, p o d z iw ia m y raczej śm iałość w u k ła d z ie ich u b a r w ie n i a , o ile nie za­

d z iw ia n a s cz asam i w p r o s t te g o ż k rz y k liw o ść — a nie s m a k w y t w o r n y i p r a w d z i w i e artystyczny.

Jesz cze d o b it n ie j'z a z n a c z a się to w sz y stk o w p a ń ­ stw ie n ieo rg a n ic z n e m . O p ięknie tegoż, jako takiego, m o że być tylko w szczupłych g ra n ic ach m o w a. Że m a r t w a n a tu ra , ja k o taka, b ez skojarz eń, je s t p ra ­ w d z iw ie m a r t w ą , w y w o d z i ć nie p otrzeba. B e z p o ś r e ­ dnio p ię k n e m i m o ż n a n a z w a ć ty lk o n ie k tó re kry- s z ta ło tw ó rc z e m inerały. L ec z n a jp ie r w p r a w d z i w a re g u la r n o ś ć krystaliza cy i j e s t n i e z m ie r n ie rz adką.

A p o te m połysk c e n n y c h k a m i e n i j e s t sam w sobie nieestetyczny. G dy o b ra c a m y b r y l a n t w palcach, za­

rz u ca on n a s ty siące m b e z ła d n y c h k rz y k liw y c h pro­

mieni. D opiero ja k o o zd o b a u m ie ję tn ie zu ż y ta p rz e z człow ieka, n a o d p o w ie d n ie m tle, p o cz y n a by ć pię­

knym . S am o opty czn e w r a ż e n i e w o d o s p a d u , choćby najbogaciej u b a r w io n e g o i ośw ietlonego, j e s t e s te ty ­

(31)

PRZYRODA I SZTUKA 23

cznie nikłem , gdy w y z u t e j e s t z w s p ó łu d z ia łu w r a ­ żenia ak u sty c z n e g o i p r z e d e w s z y s tk ie m , g d y nie k o ­ j a r z y się z n ie m odczucie n ie o k ie łz n a n y c h sił p r z y ­ ro d y i t. p. Nie t r u d n o się o te m p rz e k o n a ć w t e a ­ tra c h k in em atograficznych.

Koniec k o ń c e m : pięk n o p rz y ro d y ja k o takiej z a ­ w a r t e je s t w w ielce s zczupłych g r a n i c a c h *), m i a n o ­ w icie re d u k u je się ono w y łą c z n ie do p i ę k n a z m y ­ s ł o w e g o . Gdyż je d y n ie z m y s ło w a rozkosz, s p r a ­ w ia n a prz ez p rz y ro d ę , ro d z i się b e z p o ś re d n io w nas, m im o nas. J e s te ś m y w o b e c niej bierni, w c h ł a n i a m y j ą w siebie. P r z e ż y w a m y ją tak, j a k p rz e ż y w a m y

rozkosz s m a c z n e g o p o k a r m u lub napoju.

N a tom iast, j a k j u ż w sp o m in aliśm y , cała b o g a t a sfera p ię k n a p o z a z m y s ło w e g o p rz y ro d y nie pochodzi z niej, tylko z nas. My p rz e p e łn ia m y p r z y r o d ę n a ­ szą treśc ią w e w n ę t r z n ą . D lateg o w y d a je o n a n a m się p ię k n ą tą sa m ą pięknością, k tó ra z n a m io n u je sztukę. P o d le g a m y złu d z e n iu , j a k o b y p r z y r o d a by ła a u t o r e m n a sz y c h w z r u s z e ń a r ty sty cz n y ch , podczas gdy, w p e w n y c h w a r u n k a c h , jest o n a tylko ich p o ­

*) N. p. zoolog Karol Moebius w nioskuje w p raw d zie w »Ae- sthetik der T ierw elti, Je n a 1908, str. 127, że form y zwierzęce są estetyoznem i, o ile są praw idłow o u kształtow ane. Lecz słu­

sznie zaznacza, że praw idłow ość ta m oże się stać dopiero w tedy źródłem rozkoszy estetycznej, gdy j ą ju ż sk ąd in ąd znam y, bo dopiero w ów czas możemy stw ierdzić zgodność lub niezgodność danego k ształtu z jakąkolw iek praw idłow ością. N adto zdaje so­

bie sp raw ę, że estetyczne zadow olenie, zasadzające się w y łą ­ cznie n a p ierw iastkach form alnych, je s t bardzo niewielkie.

W yższych estetycznych w ra że ń doznajem y dopiero, gdy się n a m ujaw n ia psychiczne życie zw ierząt, w ich postaw ach, ru ch ach i t. d., a w ięc gdy w nioskujem y z naszych przeżyć o zw ierzęcych.

(32)

24 M. S0BBSK1

śre dnikiem . R z e c z y w is ty m a r ty s tą , isto tn y m tw ó rc ą p ię k n a p o z a z m y sło w e g o p rz y ro d y je s t d u s z a nasza, a nie p rz y ro d a.

M o m en t te n jest w y s o c e z n a m ie n n y , g d y ż w ła ś n ie on s ta n o w i istotną różnicę m ię d z y p ię k n e m p rz y ro d y a sztuki. P ię k n o sztu k i b o w i e m nie pochodzi ty lk o z nas, lecz j e s t (jak później szczegółow o zobaczy­

my), r z e c z y w is te m k o n k r e t n e m p ię k n e m , p rz e d m io ­ t o w o w jej d zieła ch u z m y s ło w io n e m , w ięc ja k o t a ­ kie, od n a s n ie z a le ż n e m . Dzieło sz tu k i je s t t e d y p r a ­ w d z iw y m a u to re m n a s z y c h p rzeżyć estetyc znych.

Zaś p o z a z m y sło w e p ię k n o p rz y ro d y j e s t tylko pię­

k n e m pożyczonem , w zu pełnej zależności od n a s b ęd ą c e m , s a m o w ł a d n i e p rz e z n a s p rz y ro d zie udzie-

5. P ię k n o z m y sło w e je s t w ięc b e z w ą tp ie n i a j e ­ d n y m z e le m e n tó w , k tó ry m i op eru je filozofja p ię k n a wogóle. S tą d sta n o w is k o i z n a cze n ie je g o należ y bliżej określić.

E ste ty k a w i n n a p o p rz e s ta w a ć n a s ta n o w is k u w y ­ łącznie estety c zn em . T e m s a m e m w y k re ś lo n e j u ż są g ra n ic e k o m p e te n c y i i p o trz e b y jej b a d a ń n a d p ię ­ k n e m z m y sło w em . W i n n a się o n a t e d y zadow olić s tw ie rd z e n ie m , że ta k ie a ta k ie p o d n ie ty z e w n ę t r z n e p o w o d u ją ta k ie a t a k ie este ty c z n e u p o d o b an ia. Do­

c ie k a n ia dalej idące e ste ty k i nie dotyczą. N ie obcho­

dzi jej ani fizykalna n a t u r a p o d n iety , ani fizyologi- czna n a t u r a w r a ż e n i a estety c zn eg o . R o z p a t r y w a n i e jej n ależ y do fizyki i do fizyologii.

Nie p o s u n ie m y się b o w i e m ani o k ro k k u isto­

cie piękna, choć b ę d z ie m y w iedzieli, że d ź w ię k i lub b a r w y z a sad za ją się n a ściśle o k re ślo n y c h falowa-

(33)

PRZYRODA I SZTUKA 25

n ia c h p o w ie trz a lu b e te r u . W y c z e r p u ją c a fizyka b a r w i t o n ó w nie potrafi n a m odsłonić ani j e d n e j p r a w d y estetycznej. N adzieje, w z n ie c o n e p rz e z rozw ój optyki i a k u s ty k i w drugiej p o łow ie XIX w ie k u , nie ziściły się. P o p i e rw sz y c h e p o k o w y c h b a d a n ia c h H e lm hol- t z a w d z ied z in ie akustyki, sp o d z ie w a n o się p o t w i e r ­ d z e n ia s t a r o d a w n e g o prz y p u sz c z e n ia , że p rz y je m n o ść w r a ż e ń z m y sło w y ch za le ż n ą je s t od prostoty i ra- cyonalności liczbow ych s to s u n k ó w , . zachodzą cych w d źw ię k ach . P rz y p u sz c z a n o , że ta k ie w ła ś n ie d źw ię k i p o w in n y być dla u c h a p rz yjem niejsze, p o n ie w a ż w olne są od zakłóceń, k tó re b y u ch o niepokoiły. J e d n a k o ­ w o ż dalsze b a d a n ia w yka zały, że p rz y je m n o ść d ź w ię ­ k ó w b y n a jm n ie j nie stoi w o d w ro tn y m s to s u n k u do t o w a r z y s z ą c y c h im zakłóceń. O w sz em istnie ją a kordy, w y k a z u ją c e z n a czn ą liczbę zakłóceń prz ez to n y skom - b i n o w a n e i prz ez d u d n i e n i a t o n ó w g órnych, a m im o to są zna cznie prz y je m n ie jsz e od a k o r d ó w z m niejszą liczbą t a k ic h z a k ł ó c e ń J). P r a s t a r e ro jen ia e s te ty ­ czne, sięgające w s w y m ro d o w o d z ie aż do P ytago- rasa, nie spełniły się: ra c y o n a ln o ś ć e l e m e n tó w fizy­

k a ln y c h nie j e s t alfą i o m e g ą estetyki. Nie m n iejsze p r a w a rości sobie irracyonalność. W dzied z in ie o p ty ­ cznej p o tw i e r d z a to p ro p o rcy a złotego działu, b ę d ą c a irra c y o n a ln ą a : b = b : a - | - b .

B e z u ż y tecz n o ść fizykalnych d o ciek a ń s t w i e r d z a p o śre d n io e s te ty k a d aw n ie js z a, k tó ra nic p e w n e g o o fizykalnej n a t u r z e p o d n ie t zm y s ło w y c h nie w ie ­ działa, a d o sk o n a le się b ez ty c h w ia d o m o ś c i o b y ­ w ała.

To s am o odnosi się do fizyologji zm ysłów . T a k ż e

*) H artm ann. Philosophie des Schonen, str. 8 4

(34)

26 M. SOBESKI

tutaj łu d z o n o się n a d m ie r n e m i nadziejam i. J u ż p ro ­ sta refieksya, że procesy fizyologiczne j e n o t o w a r z y ­ szą e s tety c zn y m , k tó re są przecież psychologicznym i, p o w i n n a by ła d ziałać o trz e ź w ia ją c o i nie dopuścić do w y s n u w a n ia w n io s k ó w z n a t u r y pie rw s z y c h o n a ­ t u r z e d rugich. K a r d y n a l n e m u t e m u n ie p o ro z u m ie n iu u l e g a ł a i u le g a , jak w ia d o m o , często psychologia w o ­ góle. N ie p o t rz e b a t u c h y b a p o w ta r z a ć w sze lk ic h z n a n y c h k o n tr a r g u m e n t ó w , już p r a w ie k o m u n a łó w . Z ro z u m ia ła to n a w e t e k s p e r y m e n t a l n a psychologia, k tó ra p rz ecież u w yjścia s w e g o b r a ta ł a się ściśle z fizyologią. Dzisiaj nie chce o n a być ani psychofizjo- logją ani psychofizyką, jeno w y łąc zn ie p s y e h o l o - g j ą d o ś w i a d c z a l n ą 1).

Fizyologią p ro c esó w zm ysłow ych, t o w a r z y sz ą c y c h . e s te ty c z n y m procesom psychicznym , m o że w este­

tyce posiąść p e w n e znaczenie. M ianowicie m oże on a w p a to lo g ic z n y m stanie n a r z ą d ó w zm y sło w y ch p rz y ­ czynić się do z r o z u m ie n ia zboczeń w ra żliw o ści este­

tycznej i p rz e z to p o śre d n io to r o w a ć drogi do w y ­ z n a c z e n ia g ra nic n o r m a l n e g o este ty c z n e g o z a c h o w a ­ n ia się. L ec z pom oc ta je s t n ie isto tn ą , zw aży w sz y , że o b s e r w a c y a n o rm a ln y c h o s o b n ik ó w najzupełniej w y s ta r c z a do o k re śle n ia n o r m a l n e g o e stety c zn eg o u p o d o b a n ia .

U z u p e łn ie n ie d o ciek a ń n a d p ię k n e m z m y sło w e m p r z e z fizykę i fizyologję, nietylko nie p r o w a d z i do celu, ale cz asam i n a w e t w p r o s t g m a t w a drogę. Za­

k u s y sensualistyczne, ty lo k ro tn ie p o ch o w an e, co ch w ila p o w sta ją z grobu. O becnie n. p. dość z n a c z n ą wzię- tością cieszy się te o rja czuć u s tro jo w y c h d u ń s k ie g o

Ł) W . W u n d t , P s y c h o l o g i e w »Die Philosophie im Be- g inn des XX Jahrhundertsa, 1904, str. 1—51.

(35)

PRZYRODA 1 SZTUKA 27

a n a to m a i p sychologa K a ro la L a n g e g o , r e p r e z e n t o ­ w a n a w estety c e g łó w n ie p rz e z K arola Grossa :). N a ­ p o ty k a się ta m d z i w n e p o m ie sz a n ie tra fn y c h obser- w a cy i fizyologicznych z n iem niej tra f n e m i estetyczne- mi. M om enty fizyologiezne o d g r y w a j ą rolę es te ty c z ­ nych, i fizyologiezne teorje w y n ie s io n e są do godności e s te ty c z n y c h — o c z em jeszc ze p o m ó w im y .

P i e r w i a s t e k p ię k n a z m y sło w e g o m oże w ięc w o b r ę ­ bie filozofii p ię k n a w o g ó le o d g ry w a ć rolę w y łą c z n ie tylko p i e r w i a s t k a , a w ię c czegoś o statniego, n ie ­ podzielnego. D e c y d o w a ć o nim m o g ą j e d y n i e m o ­ m e n t y es tetyczne. Zaś b a d a n ie p o za estetycznej jego n atu ry , estetyce korzyści nie prz y sp arza .

N a to m ia s t zalicza się do fu n d a m e n ta l n y c h z a d a ń estetyki, ja s n e zd a n ie sp ra w y , co w s ztu ce należy a co nie należ y do z a k re s u p ię k n a zm ysłow ego, S z tu k a b o w iem , j a k j u ż w idzieliśm y, p o słu g u je się t a k ż e p ię k n e m z m y sło w em , niera z mniej, nie ra z w i ę ­ cej pow ścią g liw ie . L ec z z a w s z e u ż y w a o n a go tylko j a k o ś ro d k a pom ocniczego. Nie zależy jej n a niem , j a k o ta k ie m , nie j e s t ono jej celem , g dyż inaczej b y ła b y o n a tylko k opią przyrody, tej specyficznej d z ie d z in y p ię k n a zm y sło w eg o . Z n a t u r y rzeczy je s t w ię c jasn e w y k re ś le n ie g ra n ic p ię k n a z m y sło w e g o w s ztu ce w ielce uciążliw e. Z ada nie to u t r u d n i a n a d to okoliczność, że s z t u k a jest, j a k w iadom o, z a b a g n io n a s u ro g a ta m i. P ię k n o z m y sło w e b o w ie m p r z e m a w i a od- r a z u do szerokiej publiczności, n a t o m i a s t piękno poza- z m y s ło w e tylko do zn a w c ó w . A d o w o d z ić c h y b a nie potrze b a, że s z tu k a w y m a g a ta k ie g o s a m e g o facho­

w e g o z n a w s tw a , j a k k a ż d a i n n a specyalność, że n a

‘) A e s t h e t i k w «Philosophie im Beginn des XX Ja h r- hundertsa, 1905.

(36)

28 M. SOBESKI

s a m e m o d r u c h o w e m u p o d o b a n iu , s ą d ó w o dziełach sztu k i opierać nie m ożna. J a s n e m w ię c je s t, że a r ­ tyści, polujący n a j a k n ajsz y b sz e i n a js z e rsz e p o w o ­ dzenie, p o słu g iw a ć się b ę d ą p r z e d e w s z y s tk i e m p ię ­ k n e m zm ysłow em .

N a jw ię k sz e t ru d n o ś c i n a s trę c z a m u z y k a . T u ta j b o w ie m piękno z m y sło w e je st n ie ro z e rw a ln ie złą­

czone z p ię k n e m p o z a z m y s ło w e m . J u ż n. p. sam o z a b a r w ie n ie głosu lu d z k ie g o należy w y łą c z n ie do pie rw sz e j d z ie d z in y i j a k o tak ie nie m a ono ze s z tu k ą nic w sp ó ln e g o . A g łó w n ie w e d ł u g tej m ia ry ceni i opłaca się zazw yczaj śp iew a k ó w . S tą d nie je s t ł a t w ą rzeczą osądzić, czy popis śp ie w a k a , o b d a r z o ­ n e g o rzecz y w iście p i ę k n y m głosem , j e s t k re a c y ą a r ­ ty sty c z n ą , czy też tylko p o p r a w n e m o d ś p ie w a n ie m z n a k ó w k o m p o zy to ra . W m u z y c e in s t r u m e n t a l n e j rzecz m a się nieco inaczej, g d y ż w y d o b y c ie z in ­ s t r u m e n t u to n u o p ię k n e m z a b a r w i e n iu należ y j u ż p o n ie k ą d do sztuki.

W m a l a r s tw ie i rz eźb ie są t ru d n o śc i m niejsze.

N a d m i a r p i ę k n a zm y sło w e g o bije b o w i e m o d r a z u w oczy, ja k o s ta n i e efekty«, czyli j a k o s c h le b ia n ie s m a k o w i p rz eciętnej publiczności.

P ię k n o z m y s ło w e o d g r y w a w este ty c e p o n ie k ą d d w u lic o w ą rotę. W p rz y ro d z ie je s t ono bezpośred- n ie m ź ró d łe m roz k o szy estetycznej. Zaś z chw ilą p rz e n ie s ie n ia go ż y w c e m do sztuki, staje się ono, ściśle w z ią w sz y , p o n ie k ą d ciałem o b ce m w jej o rg a n iz m ie , u p r a w n i o n e m tylko w te d y , gdy, dzięki z r ę c z n e m u za sto so w an iu , nie z a g r a ż a p i ę k n u poza- zm y sło w em u . S z tu k a b o w ie m , g d y chce, n a jz u p e ł­

niej się b ez n ieg o o b y w a . Marja M a g d a le n a D o n a­

te lla w B a p t y s t e r y u m F lo r e n c k ie m nie p o siad a m o ż e

Cytaty

Powiązane dokumenty

Strona szeroko informuje o misjach, a także zachęca do włączania się w prowadzone inicjatywy misyjne.. Strona korzysta z kanałów Facebo- ok oraz YouTube, jest również

Jest skuteczna długofalowo: bierze pod uwagę to, co dziecko myśli, czuje, czego się uczy i jakie podejmuje decyzje o sobie samym i o swoim świecie i jak

PG Mówił Pan również, że w Dabing Street jest scena, w której bohaterowie kłócą się, używając kwestii z dubbingowanego filmu, mało tego – nie zdają sobie z tego

Coraz więcej aparatów radiowo-telewizyjnych jest w Stanach Zjednoczonych Am eryki

Najświętsza Maryja Panna, która objawiła się w Szydłowie przed 407 laty (1608 r.)' umocniła wiarę Litwinów i pomo- gła im w1trwać w obliczu wszystkich

Już nigdzie nie ma milczenia; milczenie jest czymś więcej od mowy, wiedzą o tym nie tylko bramini; cisza to największy skarb, jaki człowiek może dać sobie i światu; ale już nie

Ekonomia głównego nurtu była na to ślepa, dlatego studenci mieli prawo twierdzić, że wykładowcy nie byli w stanie wyjaśnić im, co się dzieje?. Niewiele później pojawiły

W przypadku, gdy Wykonawcę reprezentuje pełnomocnik, należy wraz z ofertą złożyć pełnomocnictwo (oryginał lub kopię poświadczoną notarialnie) określające jego zakres