Śląska] Biblioteka Publiczna
4 0 4 - 8 9
t, !■
® ' X I
BIULETYN
A R T Y K U Ł O W Y
Z O K A Z U
T Y G O D N IA P O L S K I E G O ZWIĄZKU ZACHODNIEGO
ROK 1937
P O M O R Z E
W P R Z E S Z Ł O Ś C I I T E R A Ź N I E J S Z O Ś C I
Z A P
Z A C H O D N I A A G E N C J A P R A S O W A - W A R S Z A W A
A L E J E U J A Z D O W S K I E 30 M. 7
Do
PP. RED AK TO RÓ W PISM POLSKICH
N in iejszym dajem y do swobodnego u ż y tk u p ra sy zbiór artykułów , dotyczących spraw jednego z najw ażniejszych dla p r zy sz ło ś c i P o lsk i terenu, a mianowicie Pom o
rza, ja k o całości.
N ie b ędziem y za trzy m y w a li się d łu żej nad dowodzeniem wagi tego zagadnienia, ani p ó trzeb y dokładnej je g o znajom ości ze stro n y społeczeństw a polskiego.
P op rzestaniem y ty lk o na najogólniejszym stw ierdzeniu, że niejednokrotnie daje się obserwować, zjaw isko nieznajom ości najpow ażniejszych nawet problem ów Pom orza, jego historii, bądź też życia współczesnego.
Zadaniem tegorocznego „Tygodnia Polskiego Z w iązku Zachodniego”, poświęconego Pom orzu, je s t p r zy c z y n ić się do usunięcia tych braków.
Załączone a r ty k u ły opracowane są p r z e z n a jlep szy ch znawców przedm io tu. P unktem wyjścia ich autorów je s t w yłącznie potrzeba inform ow ania społeczeństw a o p rze szło ści i teraźniejszości Pomorza. S tą d też ka żd y z załączonych a rtyku łó w m oże być przedru- w any p r z e z p ism a odrębnych nawet obozów p o lityczn ych , byle tylko złączone troską o los i w arunki życia tej je d n e j z najw ażniejszych dzielnic Rzeczypospolitej.
A r ty k u ły zw iązane są z prowadzoną p r z e z P olski Z w iązek Zachodni w czasie od 30 marca do 6 kw ietnia r. b. akcją propagandową. Jednakże nie znaczy to, by aktualność p o w yższy ch artykułów była czym kolw iek ograniczona do pow yższego term inu. Przeciwnie, n in iejszy zbiór a rtyku łó w p o m yśla n y je st ja k o stała rezerw a redakcyjna dla pism , które będą chciały i u m ia ły z n ie j należycie korzystać.
Pozostawiając całkowitą swobodę korzystania z p o w y ższy c h artykułów , w zam ian nie w ym agam y od R edakcji nic, prócz jednego, to je s t aby w razie potrzeby dokonania p ew n ych skreśleń wprowadzane zm ia n y nie zn ie k szta łc a ły m y ś li autora, ani tendencji a rtyku łu .
Z astrzeżenie to je s t tak zrozum iałe i naturalne, że nie w ątpim y w całkow itą p od ty m w zględem lojalność i poszanowanie ze stro n y całej prasy.
Z tą dobrą wiarą i przekonaniem oddajem y do rąk p r a sy n in iejszy zbiór, zapewnia
jąc o ż y w e j w dzięczności w stosunku do tych, k tó rz y najintensyw niej z niego czerpać będą.
Jednocześnie zw racam y się z prośbą o nadsyłanie num erów prasy, w k tó ry c h ukażą się przedrukow ane artyku ły; chcem y bowiem stw ierdzić, czy i w ja k ie j m ierze praca nasza okazała się pożyteczną.
Komitet Wykonawczy Tygodnia Redakcja Biuletynu Polskiego Związku Zachodniego Artykułowego Z. A. P.
W arszawa, m arzec 1937 r.
1
T Y D Z I E Ń
P O L S K I E G O Z W I Ą Z K U Z A C H O D N I E G O
30. III. - 6. IV. 1 9 3 7
KOMITET H O N O R O W Y S T A N O W I Ą .
G e n e r a ł Leon B e r b e c k i — P re z e s Ligi O b ro n y Powietrznej i P rz e c iw g a zowej; P rezes S ta n is ła w B u k o w ie ck i; Ks. Juliusz B u r s c h e — G e n e r a ln y S uperin ten d e n t; S e n a t o r B ernard C h r z a n o w s k i; Minister Dr Roman G ó r e c k i — P rez es F ederacji Polskich Z w ią z k ó w O b r o ń c ó w Ojczyzny;
W o je w o d a Dr Michał G r a ż y ń s k i — P rez es Z w iązku H a rc e r s tw a Polskiego;
P re z e s Dr Henryk G ru b er; Dr Bronisław H e ł c z y ń s k i — P rez es Funduszu S z kolnictw a Polskiego Z a g r a n i c ą ; Inż. C z e s ła w K la r n e r — P rez es Z w iązku Izb Przem ysłow o-H andlow ych; W ic e p r e m ie r Inż. Eugeniusz K w ia tk o w sk i;
G e n e r a ł Brygady S ta n isła w K w a ś n i e w s k i — P rez es Ligi M orskiej i Ko
lonialnej; S ta ro s ta Krajowy W incenty Łqcki — Prez es Instytutu Bałtyckiego;
Ks. Biskup S ta n isła w O k o n i e w s k i — Biskup Chełmiński; Minister Julian P i a s e c k i - P rez es Tow arzystw a Pom ocy Polonii Z a g r a n ic z n e j; Minister W ła d y sła w R a c z k i e w i c z — W o je w o d a Pomorski; Pułkownik M ieczysław S c i e ż y ń s k i — P rez es Z w iąz k u D ziennikarzy R. P.; W a c ła w S i e r o s z e w s k i — P rez es Polskiej A k a d e m ii Literatury; W ład y sła w S o łt a n — Prez es Polskiej M acierzy Szkolnej; G e n e r a ł Kazimierz S o s n k o w s k i — P rez es Funduszu O b r o n y Morskiej; K azim ierz S t a m i r o w s k i — P rez es Polskiego Z w iąz ku Z a c h o d n ie g o ; Minister Dr Juliusz Trzciński.
7 "li* .
OBYWATELE! i
D o ro c zn y m z w y c z a je m w d n ia c h o d 3 0 m a r c a d o 6 kw ietn ia b. r. o d b ę d z i e się n a t e r e n ie c a łe j R z e c z y p o spolitej „Tydzień P o lsk ie g o Z w iqzku Z a c h o d n ie g o " .
W z a k r e s i e p r o p a g a n d o w y m „Tydzień" t e g o r o c z n y p o ś w ię c o n y b ę d z ie s p r a w o m P o m o rz a . P o m o r z e — to n a j
d r o ż s z y s e r c u p o lsk iem u , o d w ie c z n ie polski i w ę z łe m n a js z c z e r s z y c h u c z u ć z c a ł o ś c ią Polski z w iq z a n y p łat n a s z e j ziemi. P o m o r z e — to p łu c a Polski, g w a r a n c j a m o c a r s t w o w e g o s ta n o w is k a R z e c zy p o sp o litej. G r u n to w n a z n a jo m o ś ć s p r a w P o m o rz a jest o b o w ią z k ie m k a ż d e g o P o lak a.
W z a k r e s i e z b ió rk o w y m w d n ia c h ty ch p r z e p r o w a d z o n a b ę d z i e n a t e r e n ie c a ł e g o P a ń s tw a z b ió r k a n a c e le sta tu to w e P o lsk ie g o Z w iq zku Z a c h o d n ie g o , n a c e le p l a n o w e g o i w s z e c h s tr o n n e g o ro z w o ju sił p o lsk ich n a z a c h o d z ie . Do ud ziału w e w szy stk ic h a k c ja c h „Tygodnia", d o s k ł a d a n ia ofiar n a r z e c z p r a c y p o lsk ie j n a z a c h o d z ie , w z y w a m y c a łe s p o łe c z e ń s tw o p o lsk ie. H a słem n a s z y m niech b ę d z ie : „Siła n a s z a w jed n o lito ści d z ia ła ń n a s z y c h ! "
Je d n o lito ś c i tej w o d n ie sie n iu do s p r a w y P o m o r z a um iej
m y d a ć d o w ó d ż y w o ś c ią n a s z y c h z a i n te r e s o w a ń , p o w s z e c h n o ś c ią d r o b n y c h c z y n ó w ofiarn y ch .
N iech nikt w P o ls c e d la s p r a w y tej o b o ję tn y nie b ę d zie!
KOMITET W Y K O N A W C ZY
TYGODNIA PO LSK IEG O ZWIĄZKU Z A C H O D N IE G O
2
Tydzień Pomorza
Pomorze stanowi przedmiot szczerej miłości całego Narodu i całej Rzeczypospolitej Polskiej. Ten kilkakrot
nie tracony i kilkakrotnie odzyskiwany szmat ziemi pol- siej, dzisiaj nigdy nierozerwalnymi węzłami z całością Państw a związany, ma szczególny przywilej budzenia w sercach narodu samym dźwiękiem swego imienia głę
bokich uczuć, szczególnie żywego zainteresowania.
A jednak zbyt pospieszny byłby sąd, któryby z tych bezspornych przesłanek uczuciowych chciał wyprowadzać dogmatyczne twierdzenie, że w naszym — jako- całości Państw a i całości -społeczeństwa — stosunku do Pomorza nie ma zaniedbań i przewin, że w stosunku do wszyst
kich potrzeb i wszystkich postulatów Pomorza umieliśmy zawsze znaleźć właściwy ton realnego stosunku, żeśmy z nich z dostateczną pilnością uczynili wykładnik p rak tycznej polityki administracyjnej, gospodarczej i kultural
nej w stosunku do Pomorza jako całości.
Bo. o jednym przede wszystkim pamiętać należy.
Z trzech dzisiejszych województw zachodnich Rzeczypo
spolitej Pomorze jest tym, które z pod rządów pruskich wyniosło najwięcej realnych i niezaspokojonych potrzeb, które pod tymi rządami utrzym ywane było nie tylko w w arunkach zewnętrznej niewoli narodowej, ale i w w a
runkach wybitnie niesprzyjających należytem u rozwojowi naturalnych sił gospodarczych, społecznych i kultural
nych tej dzielnicy. Stąd też w każdej z tych dziedzin su
ma dawniejszych zaniedbań i dzisiejszych potrzeb Pomo
rza jest bezporównania większa, niżeli ma to miejsce w odniesieniu do Wielkopolski, czy Śląska.
Pomorze pod rządami pruskimi mogło' być poniekąd kopciuszkiem wśród innych dzielnic. Pomorze w Rzeczy
pospolitej musi być ziemią wśród innych szczególnie uprzywilejowaną, tętniącą bujnym życiem w szechstronne
go rozwoju. To zasadnicze nastawienie kierunkowe nie budzi w Polsce wątpliwości. Czy jednak jest ono w pełni i należycie realizowane w naszej praktyce dnia codzien
nego?
Przy postawieniu tego- rodżaju pytania od razu nasu
wa się niejako odpowiedź: Gdynia. Przecież niesłychany, imponujący, rozwój Gdyni, to dzieło ogromnych środków m aterialnych i ogromnej energii ludzkiej, stanowiący nie
zwykły, wyjątkowy w prost w stosunku do naszych możli
wości, w kład całej Polski w teren W ojewództwa Pomor
skiego. Czyż to. jedno słowo nie starczy za odpowiedź na wszelkie tego rodzaju pytania i wszelkie wątpliwości?
Jednakże odpowiedź ta nie jest ani dostateczna prze
konywująca, ani bezwzględnie słuszna. Rozwój Gdyni jest przede wszystkim żywym świadectwem realnego sto
sunku do głoszonych haseł należytego wyzyskania nasze
go brzegu morskiego, naszego Morza. Nie można jednak zamknąć oczu na fakt, że w zakresie planowego wysiłku, mającego na celu podniesienie i ożywienie Pomorza, jest ogromna niewspółmierność w sposobie potraktow ania po
trzeb samego wybrzeża i potrzeb reszty terenu Pomor
skiego. W ybrzeże istotnie wchłonęło wielki zasób sił i środków, podniosło i w ielokrotnie wzmogło intensyw ność swego życia. Dotyczy toi jednak niemal wyłącznie wąskiego pasa pobrzeża, niezmiernie słabo daje się od
czuć na terenach cokolwiek już od tego pobrzeża odle
glejszych. Można by paradoksalnie, lecz nie bez pewnej słuszności powiedzieć, że Gdynia dzisiaj w większym bo
daj stopniu związana jest z Warszawą, niżeli z powiatami północnego Pomorza.
Ten stan musi się zmienić. Musimy pamiętać, że obok zagadnień morskich, które w dalszym ciągu muszą zacho
wać niczym nie pomniejszoną siłę atrakcyjną i pobudza
jącą energię całej Polski, istnieją również i zagadnie
nia reszty Pomorza. Zagadnienie to dotyczy niemal wszel
kich dziedzin życia państwowego, narodowego, społecz
nego i kulturalnego. Poczynając od sprawy podziału ad
ministracyjnego, po przez sprawy rolne, sprawy należytej organizacji życia gospodarczego, spraw y oświatowe i szkol
ne, spraw y spółdzielcze, spraw y właściwych dla terenu pomorskiego form pracy organizacyjnej i społecznej — istnieje szereg problemów, z których każdy domaga się nieustającej i czujnej aktywności wszystkich czynników, które za właściwy rozwój życia polskiego na Pomorzu po
noszą odpowiedzialność.
A równocześnie jest jeszcze i inna sprawa: sprawa n a
leżytego zbliżenia Pomorza do reszty Polski, tego zbliże
nia, które w ynika nie z literatury i pisanego słowa, nie z odczytów i prelekcji radiowych, lecz z tej najpełniejszej i najlepszej formy znajomości, która jest wynikiem tylko bezpośredniego zetknięcia.
I tutaj znowu wysuwa się zagadnienie podobne do omó
wionego wyżej. Ruch turystyczny z terenu całego Państwa na teren W ojewództwa Pomorskiego jest bardzo' żywy.
Lecz znowu nadmiernie jednostronnie skupia się on tylko na wąskim pasku pobrzeża, zapoznając niepomiernie piękne i ciekawe inne tereny, w które przecież całość Województwa Pomorskiego obfituje w tym stopniu i z tak ą różnorodnością, że bezsprzecznie należy ono do najpiękniejszych i najciekawszych zarazem dzielnic całej Rzeczypospolitej.
Przykłady i przesłanki tego rodzaju możnaby mnożyć bez końca. W niosek jest jeden i prosty. Stosunkowi uczu
ciowemu całości społeczeństwa do Pomorza nie odpo
wiada dziś jeszcze należyty stopień znajomości ani samej dzielnicy, ani jej potrzeb i zagadnień realnych. Zadaniem tegorocznego Tygodnia, zorganizowanego staraniem Pol
skiego Związku Zachodniego, jest naprawienie tych za
niedbań, przypomnienie i przedyskutow anie całości za
gadnień pomorskich. Wynikiem tej dyskusji powinno^ być pobudzenie społeczeństwa całej Polski do żywszego, n i
żeli dotąd zainteresowania tymi zagadnieniami, przy rów noczesnym wzmożeniu stopnia planowości w ich p ra k tycznej realizacji na terenie samego W ojewództwa Po
morskiego.
Zamierzenie to, oparte o przekonanie, że wyrazem prawdziwej miłości i przywiązania może być tylko dąże
nie do najgłębszej i wszechstronnej znajomości zagadnie
nia — jest zamierzeniem, które niewątpliwie napotka na żywy i serdeczny odzew w całym społeczeństwie polskim.
Niechaj odzew ten wyrazi się w czynnym stosunku do wszystkich haseł i celów Tygodnia, w szczególności do tego naczelnego hasła, którym jest pogłębienie w całym społeczeństwie gruntownej znajomości Pomorza i wszyst kich jego spraw.
3
£ ösiomc- hmkVl
• ...
r f ' - ■■■
iö»y ■
M arian Ś yd ow
Piękno Pomorza
Nasza dzielnica nadm orska zajm uje w śród regionów turystycznych Polski — na rów ni z Małopolską — całkiem w yjątkow e stanowisko. Tak ja k Małopolska posiada mo
nopol na tereny wysokogórskie, tak jedno tylko Pomorze posiada unikat turystyczny w Polsce — brzeg morski.
I to jest jego najw ybitniejszą cechą, jego chlubą i dumą.
Posiadanie brzegu morskiego wystarczyłoby, ażeby zapewnić Pom orzu uprzyw ilejow ane miejsce w turystyce polskiej. To wybrzeże zasłania też w rzeczywistości szero
kim w arstw om w głębi k ra ju spojrzenie na inne walory turystyczne Pomorza, a szkoda to wielka, gdyż jego n aj
piękniejsze okolice są oddalone od m orza i od głównych szlaków, w iodących n ad morze.
W eźm y choćby tak ą dolinę dolnej W isły, k tó ra jest n atu raln ą drogą do m orza i osią geograficzną, kulturalną i gospodarczą Pomorza. I całość i poszczególne odcinki te
go krajobrazu, długości 200 km., są ze wszechm iar godne uw agi i m ają dla poznania tej dzielnicy znaczenie pierw
szorzędne.
Zacznijm y od miejsca, gdzie dolina dolnej W isły zw raca się ku północy, t. j. nabiera kierunku że tak po
wiemy m orskiego (bo Pom orzanie oznaczają słowem
„m orsko” — północ). Rozsiadł się tu na wysokim praw ym brzegu p rastary Toruń, nie tylko stolica województwa pomorskiego, lecz jego głowa i serce. Kto chce do gruntu poznać Pomorze, jego oblicze duchowe, niezłomne trw a
nie przy Polsce, niech zajrzy do starych kościołów toruń
skich, niech odczyta na starych ołtarzach, na obrazach w otyw nych jęd rn ą polszczyzną słowa z serca płynące...
Niech p rzy jrzy się zbudow anem u na gruzach zamku krzyżackiego Dworowi M ieszczańskiemu i spojrzy na przeciwległy brzeg, n a Kępę BazarowTą, gdzie Jagiełło dy
ktow ał butnem u krzyżactw u pierw szy pokój toruński (r. 1411), i na jagiełłowy zam ek dybowski...
Tyle tu pięknie zachowanych średniowiecznych m u
rów, tyle pam iątek zacnego życia mieszczańskiego daw
nych wieków, że trudno oderwać się; a tu woła współ
czesność wielkim głosem o swej obecności, chlubi się ro
ześm ianym i w słońcu przedmieściami, zieleńcami, nowo
czesnymi gm acham i publicznymi. Toruń za czasów pol
skich energicznym ruchem rozsadził ciasny pierścień for
tyfikacji pruskich i stw orzył przy moście drogowym im.
M arszałka Piłsudskiego nową wielkom iejską dzielnicę o perspektyw ach napraw dę stołecznych. Stanął tu nowy gmach Starostw a Krajowego i buduje się Muzeum Ziemi Pom orskiej. T ak odrabia T oruń zaległości z czasów, gdy pod skutkam i polityki zaborców cofnął się w rozwoju o kilka wieków.
K orzystając z dogodnej kom unikacji rzecznej, tu ry sta zwiedzający dolinę W isły pom orskiej może w Toruniu, jako punkcie wyjściowym, wsiąść n a statek w iślany w kie
runku Gdańska, by od strony wodnej poznać tę uroczą okolicę. M iasta nadw iślańskie Pom orza przedstaw iają się od stron y rzeki niezwykle okazale, jako położone na ogół wysoko, na kraw ędzi wyżyn, sięgających m iejscam i aż po sam ą Wisłę. Lepiej też są dostępne drogą wodną, gdyż z w yjątkiem T orunia i Tczewa leżą nad bocznym i liniami kolejowymi.
Szczególnie im ponująca jest sylw eta Chełmna, pię
trzącego się na wyniosłym praw ym brzegu wieżycami swych sześciu kościołów gotyckich i renesansowego ra tu sza. U rok tego starożytnego grodu podnoszą przepiękne planty, założone u stóp średniowiecznych m urów , przed słynącą cudow nym obrazem M atki Boskiej Bram ką.
Z tego miejsca, będącego ja k gdyby O strą B ram ą po
m orską, roztacza się poryw ający w idok na pobliską nizi
nę chełmińsko-świecką i przeciwległe m iasto Świecie.
Osobliwość to w swoim rodzaju jedyna — miasto,
zbudowane w dwóch kondygnacjach. Dolne m iasto, poło
żone na cyplu lądowym przy ujściu rzeki W dy do Wisły, dziś składa się właściwie tylko z zam ku krzyżackiego i go
tyckiej fary otoczonej m uram i miejskimi. Miasto górne, nowszej daty, leży na wyższym brzegu lewym; powstało w głównych zarysach dopiero po r. 1860, gdy starsze m ia
sto dolne w skutek ciągłych wylewów W isły nie dało się dłużej na tym miejscu utrzym ać.
Płynąc statkiem wdół rzeki, po obu stronach mamy żyzne żuławy czyli niziny nadwiślańskie, odgrodzone od rzeki wałami. Czasem tylko dochodzą kraw ędzi wyżyn do brzegu, jak w okolicach Grudziądza, gdzie tw orzą zespoły krajobrazow e niecodziennie malownicze.
Sam Grudziądz jest może najbardziej malowniczo po
łożonym m iastem pomorskim. O dgradzając się od W isły nieprzerw anym szeregiem piętrzastych śpichrzów, m a po
zory starodaw nej fortalicji, której punktem szczytowym jest góra zam kowa z wyniosłą wieżą, t. zw. W alczakiem.
Twierdza Mestwina potęguje to w rażenie warowności Grudziądza. W łaściw y charakter nadaje m iastu dobrze rozw inięty przem ysł o więcej niż lokalnym znaczeniu.
Licznie rozsiane po śródmieściu zabytki baroku polskiego są tu świadkam i pracy twórczej wieku siedemnastego i osiemnastego, kiedy to Pomorze rozw ijało się i kw itło pod opiekuńczymi skrzydłam i Orła Białego.
W arow ny Grudziądz m a swój odpowiednik po tam tej stronie W isły w niegdyś w arow nych Sartowicach. P o
w iadam y „niegdyś”, po zamczysku sartow ickim pozostały bowiem tylko wspomnienia. W spom nienia w alk b ohater
skich rycerzy Światopełka pomorskiego z Krzyżakami, zmagań, któ re zakończyły się czasowym zwycięstwem ry cerzy Czarnego Krzyża. Cm entarzyk przy kaplicy św.
B arbary na wzgórzu zam kowym znaczy do dziś obwód dawnego zam ku książąt pomorskich, po którym zresztą nie m a już śladów. Przylegający do miejsc historycznych p ark m a jo ratu sartow ickiego jest niewątpliw ie najpięk
niejszym i naj rozleglej szym ogrodem ozdobnym n a Po
m orzu. W yzyskano w yjątkow o sprzyjające w arunki m iej
scowe — wzgórza poprzerzynane głębokimi parow am i — ażeby stw orzyć ogród czarowny, o efektach m iejscam i w prost bajkowych. W iekowe drzewa, w śród nich sporo okazów egzotycznych, malowniczo ugrupow ane na sposób angielski, dają idealne ram y dla rozległych widoków doli
nowych. Słusznie nazwano Sartowice „perłą W isły” ; szko
da tylko, że poza najbliższą okolicą są tak m ało znane.
Powiada przysłowie hiszpańskie: „Quien no vió Granada, no vió n ad a” (Kto nie widział Grenady, nic nie w idział).
Śmiemy twierdzić, że nie zna Pom orza i jego powabów, kto nie widział Sartowic.
Dalsze w drodze ku m orzu lewobrzeżne m iasta nad
wiślańskie otoczone żyznymi nizinam i patrzą ku Prusom W schodnim : Nowe, Gniew, Tczew — grody chlubiące się bogatą przeszłością, po której dotrw ały do naszych cza
sów liczne pam iątki w postaci kościołów średniowiecznych, zamków, domów mieszczańskich. W ybitnie oryginalne jest oblicze Gniewu, z rynkiem »otoczonym domami pod
cieniowymi; z góry zamkowej doskonale widać Kwidzyn po tam tej stronie granicy — czerwienią płonące m u ry po- krzyżackich budowli kościelno-warownych.
O statni etap podróży wdół rzeki obejm uje odcinek W isły, zw any W isłą m orską, od Tczewa do Gdańska i W isłoujścia, a dalej m orzem do Gdyni. Płynie się wśród brzegów niskich; kraj po obu brzegach przybiera postać Holandii: żyzne niziny, kanały obrzeżone sm ukłym i drze
wami, w iatraki... W reszcie przed nam i las wieżyc Gdań
ska; „gruba M aryna” czyli pękata wieża kościoła N. Marii Panny, śmigła wieża ratuszow a i tyle innych w sylwecie
. -
« S i ;
tego m iasta, co „niegdyś nasze będzie znowu nasze...” we
dług wieszczych słów Mickiewicza...
W ypływ am y n a m orze; za Sopotem już nasz brzeg, tak malowniczy, że oka oderwać nie można. Kolibki Ma
rysieńki Sobieskiego podchodzą bujny m lasem aż prawie nad m orze; Orłowo roztacza wieniec białych will pośród wzgórz; Radłowo opada strom ym klifem z wyniosłości najwyższej nad naszym m orzem (90 m ); wreszcie Ka
m ienna Góra i Gdynia. Otacza nas odrazu, oszołamia bu j
nym ruchem p o rt najm łodszy a równocześnie najżyw ot
niejszy na Bałtyku. Owładnęła nam i atm osfera światowe
go handlu m orskiego: tu szeroko o tw arta bram a Rzpłitej, otw arta dla tow arów zam orskich, dla statków wszystkich narodów żeglarskich, z najdalszych krajów , z najodleglej
szych zakątków nadm orskich.
Zwiedzanie Gdyni i jej urządzeń portow ych zajmie nam sporo czasu; nie będzie to czas stracony, bo wtedy dopiero przekonam y się, czym jest m orze dla Polski.
Zwiedziwszy w szystko najdokładniej, złożywszy hołd p ra
cy, k tó rą tu włożono by uniezależnić Polskę od kaprysów ludzi obcych, posłużym y się Gdynią jak o punktem w ypa
dowym celem odwiedzenia najciekaw szych m iejsc nad
brzeżnych.
A jest ich sporo. Możemy w ybrać się statkiem na Hel, do Pucka; bulw arem nadm orskim pojedziemy z Wielkiej W si do Jastrzębiej Góry, by podziwiać strom e brzegi nad W ielkim Morzem; odwiedzimy jezioro Żarnowieckie i Żar
nowiec niegdyś klasztorny, z przepięknym kościołem i cennym skarbcem . A zapuszczając się dalej w głąb po
w iatu morskiego, nie ominiemy W ejherow a, na którego lesistych wzgórzach rozsiadła się słynna K alw aria o 32 kaplicach. Letnią porą zdążają tu w niedzielę i święta liczne pielgrzym ki z Kaszub całych; najlepsza to sposob
ność, by poznać nasz lud nadm orski, jego powagę i szcze
rą pobożność.
W ybrzeże nasze z przyległościami należy do najbar
dziej znanych w Polsce atrakcyj turystycznych Pomorza, nie będziemy więc wchodzili w szczegóły. W arto jednak zwrócić uwagę na kilka jeszcze regionów, które godne są oka turysty, a są m niej znane, gdyż leżą nieco na uboczu, zdała od u ta rty ch szlaków.
Mamy na m yśli przede w szystkim pojezierza: k artu s
kie i brodnickie, oraz Bory Tucholskie. Zapalonemu tu ry ście dadzą one dużo, zwłaszcza jeżeli łączy on w sobie za
lety sportow ca wodnego z w aloram i autom obilisty. Nie wszędzie bowiem m ożna dotrzeć drogą kołową; m iejsca
m i i piechotą trudno dostać się do m iejsc uprzyw ilejow a
nych przez przyrodę; a że drogi wodne są na Pom orzu świetnie rozwinięte, najwygodniej nieraz prześlizgnąć się kajakiem w śród wyniosłych zboczy i ciasnych przesm y
ków.
K ajak przyda się szczególnie na pojezierzach, których jeziora częstokroć połączone są strum ykam i lub podzielo
ne jedynie w ąskim i pasm am i stałego lądu. Pojezierną po
dróż rozpocznijm y od pojezierza brodnickiego, które roz
lewa swe wody na pi-zestrzeni dwóch powiatów, wśród dość znacznych wzniesień i rozległych lasów. Całość pod niejednym i względami nie ustępuje słynnej Szwajcarii Kaszubskiej, a ja k powiada J. Kołodziejczyk („W yciecz
ka na pojezierze brodnickie” ), „śmiało tw ierdzić można, że w prom ieniu 200 kim. od W arszawy... nie znajdzie tu ry sta podobnie pięknego terenu” .
Na wielce urozm aiconą rzeźbę pojezierza składa się.
kilka czynników: pozostawione przez cofający się lodo
wiec ostatniej epoki lodowej odłam ki skalne, bezładnie a jednak nie bez system u porozrzucane, utw orzyły m a
lowniczą plątaninę wzgórz, garbiących się ponad kotlina
m i dolinnym i na różnych wysokościach. W kotlinach lśnią tafle licznych jezior, o najprzeróżniejszych kształ
tach: to wąskich, wydłużonych, to znów rozlewających się szeroko, a w szystkie niem al o brzegach to falistych, to głęboko w rzynających się w ląd.
Jeziorom dodają uroku — poza m iejscam i urwistymi,
wysokimi brzegami — lasy sosnowe, mieszane. N iektóre jeziora, ja k np. W ielkie Partęciny, są całkowicie zam knię
te pasm em lasów; na brzegach innych przezierają zno
wu — 130 przez gęsty drzew ostan — niw y starannie upraw ne, dochodzące niekiedy do samych brzegów.
Najpiękniejsze partie pojezierza brodnickiego znaj
dzie tu rysta w okolicach Górzna, w leśnictwach Nosek i Ruda. Dolina Branicy, ciesząca się w tych stronach słu
szną sławą, daje nieraz złudzenie pejzażu górskiego. Nie
zwykle strom e jary, głębokości dochodzącej do 30-u m e
trów , i puszcza, praw dziw a puszcza 200-letnich grabów, dębów, buków z bogatym podszyciem drobiazgu leśnego, podkreślają charakter górski tego krajobrazu. Nierów
ność terenu utru d n ia regularną eksploatację leśną, a tam gdzie nie sięga zaborcza ręka ludzka, puszcza w całej pierw otności panuje gąszczem leśnym, nieprzebytym w m iejscach podmokłych, bagiennych. Tu, w dolinie B ra
nicy, m ożna jeszcze nasycić oko widokiem pierw oboru pomorskiego o drzewostanie mieszanym, k tó ry szczegól
nie jesienną porą — wrzesień bywa tu cichy, pogodny, ciepły — daje scenerie już całkiem bajkowe.
Surowsze piękno cechuje pojezierze kartuskie, popu
larnie zwane „Szw ajcarią Kaszubską”. Nazwa trochę pom patyczna, ale... „coś w tym je st”. Jeżeli przyjm iem y, że uajwybitniejszym znam ionem krajobrazu szwajcarskiego jest pierw iastek heroiczny — tu go odnajdziemy. Krzesz- na — w pobliżu W ieżycy — m a w sobie wzniosłe, heroicz
ne piękno. Toć to w tych okolicach widownia legendar
nych zm agań Stolimów, olbrzymów podań kaszubskich — z w rogim i siłami przyrody. Może to dalekie echo walk Pom orzan z W aregam i? Może tu rozstrzygały się w za
mierzchłej przeszłości losy tej ziemi, k tó ra pokoju zazna
ła tylko w ścisłej łączności z Polską...
Jesteśm y w krainie „tysiąca jezior”. W samym po
wiecie kartu skim jest ich 173. Tu są słynne zdroje Ra- duni, k tó ra bierze swój początek głównie z jezior: Stęży- czyno, W ielkie jezioro Radlińskie, Kłodno, Brodno i Ö- strzyce. Z najwyższego wzniesienia Pomorza, W ieżycy (331 m ), m am y rozległy, poryw ający widok na wieniec jezior, wzgórz i lasów, k tó ry otacza Kartuzy. Ziemia fa luje tu ja k morze, nagle zastygłe w ruchu. Aż po hory
zont nic jak zielone w zgórza; gdzie nigdzie błyska w słoń
cu zwierciadło wodne; Radunia krętym biegiem to ruje so
bie drogę w śród lasów. Niezapomniane, niem al bezbrzeż
ne perspektywy...
K artuzy same zaciekawią turystę kościołem poklasz- tornym i erem em — jedyną pozostałością po klasztorze kartuzów - pustelników. Idyliczne położenie m iasta, zbio
ry kaszubskie gromadzone n a miejscu, hotele dobrze do
stosowane do ruchu turystycznego, czynią z K artuz ideal
ny p u nk t wypadowy i postojow y. Pobliskie Borkowo, m a
jące najlepsze w arunki śniegowe na Pom orzu, zimową po
rą przyciąga rzesze lubow ników sportu narciarskiego.
Pozostaje nam do zwiedzenia ostatni z wielkich tere
nów turystycznych Pom orza—Bory Tucholskie. Najlepszy tu dojazd od stacji m agistrali Bydgoszcz—Gdynia, Basko
wie, ku Osiu i Tleniowi. Po drodze w arto odwiedzić wiel
kie elektrow nie wodne w Gródku i Żurze. Żur jest cieka
wym przykładem , że technika nieraz, niszcząc pierw otne piękno krajobrazu, dodaje m u nowych, nieznanych akcen
tów. Sztuczne jezioro o długości 12 km, udostępnione dla turystyki wodnej, jest dziś jedną z atrakcyj tych okolic.
Bory Tucholskie uchodzą za połać Pom orza n a jb a r
dziej m onotonną, niemal pozbawioną w alorów turystycz
nych. Całkiem niesłusznie. Oczywiście zależy wrażenie, choćby przelotne, od obranej trasy. Bywa tak, że dzie
siątkam i kilom etrów nie widzi się nic poza „drągow iną”, jak tu się nazyw a bory sosnowe sadzone pod rząd. Czasem przeryw a tę m onotonię w idok jeziora zagubionego wśród piasków. W niesamowitej ciszy tego odludzia rozlega się czasem pukanie samotnego dzięcioła lub głuchy krzyk pu
szczyka.
Nie wszzędzie są Bory takie właśnie. P rzy Osiu i Tle- 5
!Ż.:XUl(Vi :
' . \ r / ■!
~i ' . i ' . .. i. >. ; ;
niu, w dolinie W dy (inaczej zwanej Czarnąwodą) — poka
zują oblicze uśmiechnięte. W da niby potok górski pieni się n a głazach porzuconych siłą lodowca na jej dnie, ście
śniona urw istym i brzegami, rwie ku nizinie z impetem iście młodzieńczym. Las liściasty n a zboczach tworzy m alow nicze grupy; nie b rak naw et ciekawego reliktu w postaci sbsen bartnych. T a rom antyczna okolica w po
bliżu leśniczówki S tara Rzeka nosi niemniej rom antycz
ną nazw ę Piekła.
Miłośnicy przyrody znajdą w tych stronach rzadkie okazy św iata zwierzęcego: zim orodki, czarne bociany, so
koły, a także różne gatunki wodnego ptactw a. Rewiry ło
wieckie obfitują w dziki, zające, sarny, tak dalece, że dzi
czyzna staje się plagą wiosek, zagubionych w Rorach.
N ajciekaw sza osobliwość Borów leży trochę na ubo
czu: cisy staropolskie nad jeziorem Muki’z, w nadleśnictwie W ierzchlas. Jest to jedyna w swoim rodzaju pozostałość po dawnej puszczy pom orskiej, najpiękniejsze skupienie cisów w całej Europie. Dziwne zbiorowisko starodrzewu cisowego, szczególnie w świetle księżyca, w ciche noce le
tnie w ywiera potężne w rażenie pradaw nego uroczyska.
W takich to „świętych gajach” odprawiali praojcowie n a
si tajem nicze obrzędy...
*
W krótkim zarysie staraliśm y się naszkicować, co jest najbardziej godne zwiedzenia w 5-u głównych regionach turystycznych Pom orza. P ragnąc się streścić, nie m ogli
śmy oczywiście uwzględnić wszystkich ciekawostek tej dzielnicy. A jest ich sporo także poza najwięcej uczęszcza
nym i szlakami; w spom nijm y tylko Chojnice z jeziorem Charzykowskim (spo rty w odne!), Zabory i jezioro W dzy
dzkie (m uzeum kaszubskie we W dzydzach); biskupie m ia
steczko Pelplin z przepiękną katedrą, największą św iąty
nią gotycką w Polsce; p ark w nadleśnictw ie W irty pod Starogardem , niezwykle ciekawy zespół rzadkich drzew;
Odry w powiecie chojnickim, z przedhistorycznym i k rę
gam i kam iennym i; dolinę Drwęcy z Golubiem, K urzętni
kiem i Nowym m iastem — m ały Ren pomorski. Tych kilka danych niech będzie dowodem, że Pomorze i poza w ybrzeżem m orskim posiada dość ponęt, by stanąć w pierwszym szeregu uprzywilejowanych pod względem turystycznym dzielnic Polski.
6
) Y?.>V.-’ •■.v'ü'kyr ńn
7 1' g p f e
. . ’ s!:75'7I;f;iä ■ fSSi. ‘ÜfV
7.7:.; "5 7; i - ' ; / 7 ' : : u !.77 ,7 ! ' / . 7 : .:::7<7,L,;?7 ‘v i S R i
7 . . '777j fi’r ^ U p ß V i ijia
7 ; ' 7 , ' 7 ; 5;,iSj??CCi 7!7
7’ 7 ; . 7 iUif
■! ■' ■ V;'-' 7 7 7 ; ; , i 7 7 . 7 7 , S d / -
(. > 1 l 'ł
( ^ ^ 1.7 7 ■., ^Hj*1 id:;V 77::d:j-'7.777 7'r ; V ■7..,- 'Vj.c;:t;s;7?S">
7 ; \ 7 ;
' t; 77.-;/777.: '7,7;if’>
7 r ['i 7 7 . : ■ '. . 7 7 v /
. 7; 7 7 7 . 7 7 , J- 7 K | i
d ^ ,«Vu
■ 7: 7;;:-777 7 ■ ?7, 7.ęj;,;7 7;r;iKi:i
7 7 ‘ H i * ;
Stefan Ł ukow icz—mjr, w st. sp.
Z niedawnych dziejów Pomorza
Dostęp do m orza wskrzeszonej do nowego życia Rze
czypospolitej, jej granice północno-zachodnie i jej stano
wisko nadbałtyckie nie są plonem ani zwycięstwa koalicji, ani protekcji aliantów, ani też k oniunktury wersalskiej — lecz zwycięstwa, odniesionego przez „Dawida pom orskie
go” nad „Goliatem niem ieckim ” w półtoraw iekow ym po
jedynku. Odrodzone m ocarstw o, staw iając znów stopę nad brzegiem m orskim i stw arzając nad nim cud Gdyni, oparło swą bałtycką rację stanu o granitow y fundam ent.
Była nim niezachw iana polskość ludności tej dzielnicy, k tó ra nie dała się w ytrzebić ani Zakonow i Krzyżackiemu, ani reform acji XVI i XVII wieku, ani akcji osadniczej F ryderyka II, ani też hasłu bism arckow skiem u „ausrot- ten” i jego „rugom pruskim ”, ani wreszcie ustaw om wy
jątkow ym h ak aty i jxrtokowi złota Komisji Kolonizacyj- nej.
Ludność zagrabionego Pom orza nie przestała wierzyć naw et na chwilę w odzyskanie niepodległości państwowej.
Nie poprzestając na biernym wyczekiwaniu cudu, organi
zowała się czynnie i świadomie na w szystkich odcinkach życia narodowego. Po przez w ojny napoleońskie, wiosnę ludów i pow stania w Królestwie i Księstwie, lud pomorski nie ustaw ał w m anifestow aniu swej przynależności do pnia i prądów m yśli polskiej.
I tak rok 1846 zapisał w dziejach Pom orza organiza
tora pow stania starogardzkiego, dra F loriana Ceynowę, którego głowa za owe świadectwo w spólnoty polsko-ka- szubskiej była by spadła na szafocie, gdyby nie uwolniła go rew olta berlińska. Dalsze odruchy insurekcyjne na Pomo
rzu, ogniskujące się w Polsko - Kaszubskim Narodowym Komitecie Powstańczym, zgniotło jednak stłum ienie re
w olucji w Prusach.
Nie lepszy los spotkał nadzieje, zw iązane z rokiem 1863, k tó ry nie mało Filom atów -Pom orzan widział w p ar
tiach powstańczych, niekiedy naw et całe wyższe klasy gi- mnazialne. Z Lubawskiego i Kaszub w yruszyły wówczas zw arte oddziały włościańskie obok licznej inteligencji, a niejeden z nich poszedł na zesłanie na Sybir lub do wię
zień pruskich.
W tej najcięższej i praw ie beznadziejnej dobie dzie
jowej, w której zdawało się już, że w iara o wolność o j c z y
zny stała się nierealnym zaprzeczeniem rozsądku i logiki, tendencje niepodległościowe na Pom orzu ulegają głębokim przeobrażeniom . W yw ołuje zaś krzepnięcie i hartow anie się odporności ludu pomorskiego sam zaborca, zwycięski w trzech nowych w ojnach aneksyjnych i opromieniony glorią korony cesarskiej, po k tó rą sięgnął w sali lustrzanej W ersalu.
Cios za ciosem spotyka ludność polską na Pomorzu.
Pierw szy uderza w kościół katolicki, stanow iący główną opokę języka ojczystego. Zam yka się sem inarium ducho
wne w Pelplinie, wypędza się zakony z granic państw a, ru guje się język polski na lekcjach religii. W ślad za roz
pętaniem „K ulturkam pfu” następu ją „rugi pruskie” żela
znego kanclerza, które w ypędzają 42.000 Polaków ze swych siedzib zä granicę. Pow staje Kom isja Kolonizacyjna, któ
ra rzuca przeszło pół m iliarda m arek na w ykup ziemi z rą k polskich, następują drakońskie ustaw y wyjątkowe, wymierzone przeciw żywiołowi polskiemu, rusza przeciw niemu osławiony gospodarczy i adm inistracyjny „Drang nach Osten”, bezprzykładny gw ałt eksterm inacyjny, uko
ronow any mową toruńską W ilhelm a II dnia 22 września 1894 r.
Zagrożone w swym bycie i w strząśnięte zdradą spra
wy narodow ej szeregu sprzedawczyków, społeczeństwo po
m orskie nie ograniczyło się do oporu biernego, lecz prze
szło do bezprzykładnego w historii ko ntrataku. Hasło
„ani piędzi ziemi Niem cowi“ urosło do hardego ślubowa
nia bojowego, zw arło wszystkie stany i zawody w żelazny klin szturm ow y i stało się zalążkiem nowego, nieznanego
dotąd rodzaju patriotyzm u, skupiającego wszystkie niemal siły na odcinku ekonomicznym.
Komisja Kolonizacyjna natrafiła na tak zacięty opór, że po roku 1885 zmuszona już jest kupow ać ziemię od Niemców, nie chcąc narazić akcji kolonizacyjnej na zupeł
ny zastój. Milionom pruskim Polacy przeciw staw iają dro bne kapitały, zaoszczędzone i skupione w polskich bankach ludowych, w spółkach zarobkowych i parcelacyjnych. Od r. 1896 Niemcy tracą z roku na rok coraz więcej ziemi.
Do 1900 r. w ykupują Polacy na Pom orzu 14.620 ha. Cyfra ta w zrasta do 1904 r. do przeszło 100.000 ha, pokryw ając z naw iązką straty, poniesione w pierwszym 10-leciu Ko
m isji Kolonizacyjnej.
Gdziekolwiek Komisja Kolonizacyjna wyciąga swoje macki, aby wydrzeć jakiś obiekt z polskiego stanu posia
dania, zagradza jej drogę polski nabywca, lub polska o r
ganizacja. Sprzyja tej akcji fakt, że osadnicy niemieccy, mniej od chłopa polskiego przyw iązani do zagonu, tra k tu ją nadane im osady często jako przedm iot spekulacji.
Z przeludnionych wsi pom orskich w yrusza coraz więcej młodych ludzi do kopalń i h u t w W estfalii i N adrenii, aby za uskładane tam pieniądze w ykupić choć szm at ziemi z rą k niemieckich i osiąść na własnym gospodarstwie w rodzinnych stronach.
N apór odwetowy żywiołu polskiego nabiera rozpędu i opanow uje stopniow o również m iasta i m iasteczka. Or
ganizuje handel, rzemiosło i przemysł, w ypiera Niemców z wolnych zawodów i tw orzy rodzim ą inteligencję m ie
szczańską — stan średni.
Zgęszczająca się coraz bardziej sieć kółek rolniczych, spółek m leczarskich i melioracyjnych, hodowlanych i osa
dniczych, spółdzielni handlow ych i kredytowych, związ
ków zawodowych i tow arzystw wzajemnej pomocy, owia
nych solidarnością narodow ą i gorącym patriotyzm em , staje się niepożytym arsenałem sił i środków, energii i inicjatyw y. Skonsolidowane społeczeństwo polskie Po
m orza przestaje być tw ierdzą, odpierającą ataki, prze
ciwnie, sam e podejm uje coraz groźniejsze dla niemieckie
go stan u posiadania wypady, których nie zdoła już ode
przeć ustaw a niemiecka o tak barbarzyńskim posm aku, ja k praw o przym usow ego wywłaszczenia autochtonów polskich, zastosow ane po raz pierw szy w roku 1912.
Mimo, że zm agania z przygniatającą przew agą eko
nomiczną nie przebierającego w środkach wroga absorbo
w ały w szystkie siły i całą energię społeczeństwa pom or
skiego, um iało ono mnożyć także swój dorobek kulturalny, zakładając liczne placówki pracy intelektualnej o szerokim zasięgu — tow arzystw a naukowe, czytelnie ludowe, teatry am atorskie, muzea, galerie i zbiory pryw atne i publiczne, wnosząc do skarbca m yśli polskiej nieprzem ijające w ar
tości. Nazwiska takie, ja k poetów kaszubskich Ceynowy i Derdowskiego, wielkiego historyka i długoletniego preze
sa Tow. Naukowego w Toruniu ks. K ujota, wydawcy
„G ryfa” dra Majkowskiego, organizatorów piśm iennictw a Ignacego Łyskowskiego i E dw arda Donimirskiego, twórcy m uzeum kaszubskiego we W dzydzach Gulgowskiego i wie
lu innych świadczą, że zażarta w alka z zaborcą nie ogra
niczała się tylko do odcinka ekonomicznego.
W spółczynnik ideowy znajduje zdecydowanych, ofiar
nych wyznawców rów nież u dziatwy pom orskiej. W alka 0 polską naukę religii w postaci słynnego strajk u szkolne
go w 1906/7 roku, w alka z brutalnym nauczycielem i żan
darmem, sądem i więzieniem, ta k ru cja ta katow anych 1 niezłomnych w oporze dzieci, przełam ana dopiero wy
rokam i sądów opiekuńczych, odbierającym i rodzicom władzę rodzicielską i zam ykającym i dzieci w zakładach poprawczych, była zdum iew ającą m anifestacją uczuć n a
rodowych, odbijającą się donośnym echem w całym świę
cie cywilizowanym. W rześnia pow tórzyła się na Pomo-
'■
I
- ■ - ■ ■ ' ■ ■ ■ ■ , ■ ■ ; ■ -
;v ■ , . t ' , - ' ; . ' ; : ? ' ; , . ' ■■'. / ■ , ■ '
• •
.■ , .y . 'ki-!?: ,
3 „,
• V/'^v ■ ■ V-,;
. . . ::
. ■ T ',,,
; ... . ,v
■. i'----
' • .
. ;' r. X
..•/ i . : , -: • - ; - ' ‘ • • I'” ^ ;V a 'r - •• '•
; •• •'. ;■... ...' V' -
- ' ' ! \ i : s < 1 . . ■v ' ' . ;■
: - ■ • - . vi i.,■■■’■ ‘, • .• >• ••■<..
' -r '
■■■ ■ : ' '■el V
; ; . , , v n- ; . , . . . . ; y y. ; - '
;. ■■ y , y .v .; ■ . ? • • ; „'■■■
, ■,/ y . ' / y . " . y ^ r . . . ' ' - y
; ■■..• , . . y ^ y . ^ . / y y . j . - y . n : : . ' .. •... y .
-> .:. : • .■ . - ■ ż-
■ . ' y i f c i j y i a ' . ' . y . , , : y . y ;: y y y _
; y . . :y y . v y y y / i c ' , , / ; •
.'.V / " y ' . y . : ■, . ^
. :■ y, . . . y, '.. ■ : y':,y '.'.f.! ' y;;h - ■
LI
■i'-/
ii .
y.. L ■... .; i , ;v: .. ..v
‘ I I. I . ’ . . il ■:■''<•
y ; , .1 . , i L y
• i
1;
1/.'i^y
• . . . . . . ■■ ; a L - y - i 1 '.
' c y 5' ( ‘. l a . . ' ; i. L L j . y -.y .
' _. ... • : ■ ' - •; . ■ . ' :■ •••. •
••• ■■ ■ ' 1 , . _ 'li ■ '
■: ■' y . ’ - . ż - .j' >• : ' L-C;.- r'.. • y . . y y . i i y y "..-.I.;.: y i . : L:
■ :l >.y a a ; ■; ■ y ■ ; - . .
-■'.■'.if;i a i r>i.L ...i.' i y i ; i . y r a y . y
■ . a . j l > . a r : : .
\ - ! ' ó j a : vL y-’ -1 /. Li l y I L.J'- U l ■ 1 y
; i i> y >' ’ ' . ’ ''
■ ■ L' Liii.y iiiv ; ' y y a L i . i
: iiyyi.'; iaLy
.! .H;. i : i. li.L .li-i iL -.’i L
■i
i i i I? i:
; ■ ; >y 11. , .■ y
’ l iiik .') . . y - - i . a
. . i . . . ■ f]
■ ;■ ■ y y y ■ y , ..yyi l i l ; y-, ; i . , -i jr .LLy.yiLj; L y i f y . y ä : w y y y v y isy-yy' l l l l l i Li-.iyyLL v y iy y i- l ' y i i ' y f f Lifiid-Hy l
L L / y i i i iLii.y.Iiiyy y.Li .i.:. v l yyy
■nyVL'yyyu'.;?.! i l a y l ' l a ' ' l - .y iia - a y L L y t’;.;- i y y y H y « . » y L i r n s i . .
; | | y - . / H l l -iLi.-y l l v la-yay.-a y-L iL iL '.txi<uy, rm n m .d s-ń !i i'
5, i i ( j L ( ' i .
i f y y y : . . > ' i' .: v-y; a ya.iL-. ' l .a.v. I yy y '/L L i ; ;l : i-y;.': i l- ' ;■ y y i i y / y y y y v H y i'ivyd .;y .y y L ii;::,i.L . y
v: ii i .. ‘ ■ ‘ . • -i ; ‘1 i1 i ■; i'
. ,i;‘ r - . . , i . .. ,i - i -'i , l : i.L'■ >
., v , y y ...-, I. I y.-.ai- l - H i i j i i L j i C
.: : ' .. '. . . 'i ! ' i . L.i i . - . y : y y H , - y s o q y s L
. L i i . . . . ■, i.l: 'L.' i 1/;:.;!.' ; : L 0 5 { ? i v « f ••
. . . . ■■ . i . i . . , 'l r : y ' L . . y i L . i i y f , ł y L i y y : ' -. 'iC[ i i i s . . , ... ... - , .' i i ] a' . L i i , . ; ; . L . v i a ^ v i y . ;y v v a \ ; y s : > 5 l ;
. . . . i . . . i y . , ; ; ' . , .; . ‘ I ß u ' u s i g . . ■ : L L - y L ' i h ? ;
:.. .. , ■ . . a : . i l ■ ; . y i L i i i L . H h « n
y . .. . . ’ - . - . i i . i L . i "", i y l'.l v, o i y y E | o
, . ^ . . . l a - i I j i i . U i ! . v y ; t l
. . : , ■''' . i d a * - ". LL ft-JCd.H
: . | . ■:. y y y ’■ y / ' . y . ; . y L i y L ! . > i ' f i a i a e
i i : i -. y i .-i ; L y y r . . v s L L v i .
. ' v. . , ’ ..i - , ' . " ..i - y . y : :: i .. i i , y - : ' ,. i ' d : r r f ■
y i . . ■ ■ . : ■ ; i y : i y . y
, ■ ‘
y y, ,, ■ ■' . . . i . : . ' ■y.,.-. L t i M y L s y j
' . . I. ■ .... . y ; .. -y i a y H w m i
i y . i L - L - y - y. i . L i y . i a L i L L ; y . n s M
, y . , a .■ n i n : ; ; i - : , L O S
. ■ , . y . I i
. . . : i - i . . i L L i n ::i n y L / o f . i i . s f
i . ..-. y- / ’y . ■. . - . y y l i i ..; h i L i u n u ; > i n
. . . ' n - . ; H ń y a i a . n y y ' r L n i .
, ‘ » ' • n ■ y . y : . H - y I
• ■ - y , . . , : L . y L . I B ' r . j j .
H l . , ■ , ■ . . . ! ;. -I y v..yi; f ’-i I ' H H H
i l - . • y i . .. n ; .y n i y i i h
. . . H 'I '■ , . ' ■'■'"in' . a : r' ... n i i O ' / L n
i i j i i i . 1 .i-.. - . i . n ■
. u . , .: . , ' ' . " i n n s: ; ..i", i i i i #1
. , y 11'! i i . i n q
I ' ■. i . . . . ' ■ ' : I I , • Ili
, 1 ... i - y y . ; H .. ; .iy . - , H . n ; . r n L L L i v y y H . . Hi Hi i .
' i I L .. i i i - VI ' i l y y ! i ; V , L L ; . i J i i i J f i
H • . . . ■ :. i - ' . i i ' . ' .. . . . . . . i. ' . ■ y y . ' l i . H n . . . . . K i H H n i i j H ö v
■ '.'.I '.LV/X
V ...; . . . . '■ .. . i . y ; y . i . n 'i i ; i : . : n' ' >y. y. i L K '
] i : y i r r H :
■ ; . i . . . . . y . ■ . . . y y , H
- . . . , . y n i n L - ' . L L y v i y y y v , ' . . . . n v / ü i
. . ..i , . , " . n i... • . y , y n ■y'li'in, V ! ) \
H . -y n.; ' i i i : i i n n . - M L n ' i f W i i s l
. . . ' ' . . I, i " ' . ,n : .1 n i n n : H ; r . m q
, . i n. i v y •' i n ■. . i n ; "..nn
n- . " . L . I , y n . . . . I . i H :• - / ' L a '[.'.••i.y.'lJ, VV
..I n . . . . i .. n n'. . ; . u . i ' i u l . y
j . H i y y H / / - , ' L / I .. : ■ .; ' . y . . i, " > 'i. l i - i a ' ' L i i O n , : ; H>' . C' S t f o H j
. . . . . . . . . . I .' ■' ' a L / / ' Ü
.'.. . ! , . j ., : i-nnyq ydoCJU
, ■ ' , . ; n r i i j r y y { v /
i ' ■ a i .■■: H y ; y y o h ń y y y
:. ' ■ y ' : i n - ' ; , L i ! . a i y J ' / H . , . L n j l i i n H ń t ;
i '. ■'. :■ . y . . ' n n i n i j / r a H b g a q y
■ n ! " ' L . . . y i . '. ...■. H • , i. i n . m a ; ; : d i s f i a k
- i "... .. .’ . ; . . . . ' l i ; I . L i n n n . n n . ; i».'.
,.n '..'..n..H i n i n . " n , I' i . '. : ■ . . . . L n " . : y y n d d o q i i i ß . v X L ' i n n : . . ■' n . H , . ; - • " n . n ; n n \ ; - n | n i i O S n . a Ü H T v 7
' L L ' i ' i C . v L ' . . ; r v : L ; ' a . i « f f l s i n
.i. yy- ; i . r ; ' ■ / n ! ' - . y a / y L i d . ' H t n l a O d ' i ö J i
a i n . n i y n . ■ i n n - \ s r o - o r ; ■ • m s m o n & i
.. . H ( l i M . ' H i . i'. .; ' . n y y .'/ ; i : ! . n' . ' , ; ./'. •''■ I. " n/ n i n n n . n y / n H
■'i' , , - , * j. ‘ ' S[irt C
L L a y n /.--. H a. i . n. n; - . ' - . . - . - . iL i i . r . y : . y n . ' . y n . i : i ' . , i - yn, n s i n i y i j l m o m O i S i ä n n . n y y y n H ; ' n .n ;■* ;.n , .
■ - . y y ' c n H / H a n i y y a n . . . : a .nil» y y - i ' y n n. :.s H y m m V i i;nL".ini
- yy v;i I.*.-! y.y-.'. ;'/) H. ' H .* y7 1 ■■ /;
ny..-.ni;.vyyny'L?::;[.5,i d ob oi-sy
: iy i. H / L n u i n d y i q ; H i i y -
L i - . . . ,.■- - y -. n ■' . .. ■y . n n n o y o . c . i d ä V y : ' n .n ; n > . - n . n ń u r - n - n / H f d
.nni.i.nl-M li'n