Stanisław Eile
Alogiczność i przypadek w prozie
Żeromskiego
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/1, 3-13
I.
R O Z P R A W Y
I
A R T Y K U Ł Y
P a m ię tn ik L ite r a c k i L X V H , 1976, z. 1
STANISŁAW EILE
ALOGICZNOSĆ I PR Z Y PA D E K W PR O Z IE ŻER O M SK IEG O * W śród licznych zastrzeżeń, jak ie od początku to w arzy szyły prozie Żerom skiego, z arzu t „złej kom pozycji” i niesp ójn ej k o n stru k c ji postaci pojaw iał się szczególnie często. N aw et n iek tó rzy z p rzy ch y ln y ch pisa rzow i k ry ty k ó w m ieli m u za złe, że zlekcew ażył k an o n y „powieści dobrze w y k o n a n e j”, p a n u jące w św iadom ości odbiorców pod w pływ em lite ra tu r y poprzedniego pokolenia, z Sienkiew iczem n a czele, i głów nie k la sycznej pow ieści fra n c u sk ie j, k tó ra — podobnie ja k w szystko, co n a ro dziło się n a d S ekw aną — b y ła w Polsce id eałem arty sty czn y m . Z nam ien na pod ty m w zględem je s t opinia W acław a Borowego, jak ą w y raził np. w a rty k u le przeznaczonym dla cudzoziemców:
Trzeba przyznać, że twórczość Żeromskiego jest nierówna. Na ogół biorąc, nie był on sprawnym architektem utw oru literackiego. Tylko w nowelach,
S y z y fo w y c h pracach, Wiernej rzece i Przepióreczce można znaleźć konstrukcję
w klasycznym rozum ieniu tego słowa
Godne uw agi, że w okresie gdy zarzucano Ż erom skiem u, iż jego po w ieściom „ b ra k logiki i psychologicznej p ra w d y ” 2, A n d ré Gide pokpiw ał z przyrodzonego F rancuzom upodobania do logiczności, gdyż — jego zdaniem — pociąga ono za sobą „pośw ięcenie p raw d y na rzecz ciągłości, czystości lin ii” 3. D latego postulow ał „niekonsekw encje c h a ra k te ró w ”, op arte n a zasadzie n ieprzew idyw alności n a stę p u jąc y c h po sobie czynów 4. K ry zys daw nej powieści pociągał bow iem za sobą w alk ę z jed n y m z jej podstaw ow ych założeń: zasadą p ro g resji p rzyczynow o-skutkow ej, gdzie reg uła p raw dopodobieństw a była w d użym stopniu reg u łą logicznego w ynikania.
* Referat w ygłoszony na sesji naukowej „W 50-lecie śm ierci Stefana Żerom skiego”, zorganizowanej przez Komitet Nauk o Literaturze Polskiej PAN, Instytut. Badań Literackich PA N i Instytut Literatury Polskiej U niwersytetu W arszawskiego (Warszawa, 17—19 XI 1975).
1 W. B o r o w y , Żeromski. „Slavonic R eview ” 1936, nr 41. Cyt. za: O Ż e ro m
skim. R oz p ra w y i szkice. Wyd. 2. Warszawa 1964, s. 139—140 (przekład M. F r y -
b e s o w e j).
2 Cyt. jw., s. 132.
3 A. G i d e , Dostoievsky. Paris 1923, s. 134— 135.
4 W iele uw ag na ten temat, poza przytaczaną książką o Dostojewskim , można odnaleźć w dzienniku Edwarda w Fałszerzach oraz w Dzienniku „Fałszerzy”.
4 S T A N IS Ł A W E IL E
P ro b le m alogiczncści i p rzy p ad ku , przed k tó ry m stan ęli pisarze f r a n cuscy la t dw udziestych, był, jak w iadom o, dziedzictw em D ostojew skiego i jego k o n ty n u ato ró w , w śród k tó ry c h w y b ijał się zwłaszcza m łody K n u t H am sun. Pow ieść polska w eszła w o rb itę w spom nianego n u r tu już na przełom ie w ieków , m im o że przez długi czas innow acje w prow adzone przez w ielk ich p isarzy ro sy jsk ich uchodziły w oczach sporej części św iata literackiego za p rzejaw b a rb a rz y ń stw a , k tó re m u staran o się usilnie p rze ciw staw iać tra d y c je k u ltu ry łacińskiej. D rogę dla now ego ujm ow ania postaci torow ał energicznie Przybyszew ski, jaw n y w ielbiciel D o sto jew skiego, od lite r a tu r y dom agający się p rez e n ta c ji głębokiej jaźni, „ciem nej, gn u śn ej, niebezpiecznej i d la w szelkiego »porządku« w ro g iej” 5. N iezależnie od tego, ja k oceniano aspołeczny p ro g ram estety czny a u to ra
C onfiteor, dociekliw ość, z jak ą p o tra k to w a ł podśw iadom e „życie d uszy”,
stała się w łasnością n aja m b itn ie jszy c h p isarzy epoki.
Szczególny c h a ra k te r k o n stru k c ji osobowościowej b o h aterów Ż erom skiego już przed la ty tra fn ie u jęła Ire n a D rozdow icz-Jurgielew iczow a:
Ludzie Żeromskiego nie podlegają normie prawdopodobieństwa, pełni są nieskończonych m ożliwości. N ie można w ięc powiedzieć, jak się w danym m o m encie zachowają, co zrobią, co będą odczuw ać 6.
Słow a te do złudzenia p rzy p o m in ają późniejszą opinię S a r tr e ’a o Do stojew skim 7. D ostrzeżone o bjaw y zatem , rów nie ja k p o dk reślan a przez D rozdow icz-Jurgielew iczow ą konieczność w spó łpracy czytelnika z au to rem podczas a k tu percepcji, zd ają się należeć do system u, k tó ry U m b er to Eco nazw ał „ o tw a rty m ”, p rzy p isu jąc m u założenie, że „św iat jest dziełem m ożliwości oraz że dzieło sztu k i pow inno to jego oblicze od tw a rzać” 8. R y su jący się tok w yw odu może je d n a k w odniesieniu do Że rom skiego grzeszyć błędam i, sy m p tom aty czn ym i dla każdego rozum o w ania red u k cy jnego; podobne o b jaw y m ogą w ypływ ać z różny ch p rz y czyn i spełniać różne fun k cje. Je śli pom iniem y zarzu ty, k tó re sta w ia ją au torow i P opiołów zw olennicy statycznego pojm ow ania pow ieściow ej poetyki, to i ta k nie da się przejść m ilcząco n ad opiniam i, że rozw iązania psychologiczno-kom pozycyjne b y w ały podporządkow ane d y d ak tyce lub filozofii — czy gorzej: „pisaniu n a w ra ż en ie ”, ja k się w y raził kiedyś Irz y k o w s k i9. Z atem śledząc bliżej u Żerom skiego poetykę alogiczności i p rzy p a d k u n ależy m ieć n a uw adze zarów no „o tw arcie” w e w spółczes n y m tego słow a znaczeniu, ja k sw oistą pedagogikę i filozofię, a w reszcie
5 S. P r z y b y s z e w s k i , Moi współcześni. W arszawa 1959, s. 228.
6 I. D r o z d o w i c z - J u r g i e l e w i c z o w a , Technika powieści Żeromskiego. Warszawa 1929, s. 63.
7 J. P. S a r t r e , François Mauriac i wolność. W: C z y m je st literatura? W y bór: A. T a t a r k i e w i c z . Przełożył J. L a l e w i c z . W stępem opatrzył T. M. J a - r o s z e w s k i . Warszawa 1968, s. 73—74.
8 U. E c o , Dzieło otw arte. W arszawa 1973, s. 209 (przekład A. K r e i s b e r g). 9 K. I r z y k o w s k i , Glosy do współczesnej literatury polskiej. W: Cięższy
i lże jszy kaliber. Wybrał, w stępem i przypisam i opatrzył A. S t a w a r. Warszawa
A L O G IC Z N O S C I P R Z Y P A D E K W P R O Z I E Ż E R O M S K IE G O 5
n aw et skłonność do m elodram atycznego n ad uży w ania napięć em ocjo nalnych.
W e w czesnej tw órczości ślad y zain tereso w ań zaskakującym i, podśw ia dom ym i rea k c ja m i o d n a jd u je m y w cy k lu szkiców n ow elistycznych pt.
O druchy, d ru k o w an y ch w „G łosie” w 1891 roku. B yło to w zgodzie
z techn iką obserw acji, k tó ra zd eterm ino w ała m etodę n a rra c y jn ą w ielu opow iadań i stan o w iła zapew ne owoc ówczesnego uw ielbienia Ż erom skiego d la a u to ra Z a p iskó w m yśliw eg o. O ile jed n ak u tw o ry w sty lu T urgieniew a zm ierzały do tw orzenia „ p o rtre tó w ” (np. N iedo bitek, Z a
pom nienie), to O d ruchy sk o n cen trow ały uw agę jed y n ie n a przełom ow ych
m om entach, w k tó ry c h w sposób nie uśw iadom iony przez sam ych p rze żyw ających rodzą się now e uczucia i decyzje. N ow ela Po Sedanie w czy sto spraw ozdaw czej rela cji p ro tag o n isty u k azuje jak b y p arado k saln e p rzyczy n y heroizm u. W żołnierzu z rozbitego oddziału, m arzącym już tylk o o szczęśliw ej ucieczce przed P ru sak am i, w chw ili gdy ostatn ia droga została odcięta, coś nagle „p ry sn ę ło ” : zm ienił się z zaszczutego zw ierzęcia w bo h atera, uderzającego sam otnie n a prześladow ców . Irra cjo n a ln y , podśw iadom y c h a ra k te r owej gorliw ości bojow ej uw y p u k la scena o sta t nia, kied y ciężko ra n n y i p ó łp rzy to m n y p rzy k ład a „kolbę do szczęki” i n ad al m ie rzy „do nieprzyjaciół, k tó ry c h ju ż praw dopodobnie nie by ło ” (s. 64) i°.
Q uasi-dokum entalizm cechuje do pew nego stopnia rów nież Z le p rze
czucie, gdzie n a rra to r-„ św ia d e k ” n o tu je w y n ik i przygodnej obserw acji
niepokojów „b rata-czło w iek a”, a p rzede w szystkim gw ałtow nego zała m ania się nadziei. Pom im o jed n ak pozorów b iernego zapisu zjaw iska p sy chicznego scena ostatecznie zostaje poddana stylizacji. M etafora: „cie n iu tk a n iteczka nadziei, b ard zo długa, w ybiegająca z jak ichś nieznan y ch kro sien ” (s. 62) — uk ształto w an a w w y ra ź n ej analogii do antycznego w yobrażenia losu w postaci przędącej K ioto — a zwłaszcza alegoryczna „ręka z grożącym palcem ” (s. 63) n a d a je obserw ow anym fak to m sens ogólniejszy, podsuw a m niem anie o fatu m , ciążącym pow szechnie n ad ludzką dolą.
Jeszcze silniejsze zespolenie psychologii z m etafizyk ą cechuje dw a dalsze opow iadania om aw ianego cyklu. Pokusa, o p a rta n a sym p tom aty cz nych dla Żerom skiego k o n tra sta c h : św iętość—zmysłowość, wzniosłość— w ulgarność, n a d a je chw ili pojaw ienia się tęsk n o t eroty czny ch w duszy ascetycznego k le ry k a p iętn o konieczności, u trz y m an e j w k on w encjach m odernistycznych:
W staje w nim jakaś siła nieznana, nieodegnana, potężna, potwornie słodka i wciąga go w daleki przestwór. Dzika wolność duszy rozpętała powrozy i w y rywa się jak koń młody do rozhukanego biegu... [s. 82]
10 U m ieszczane w tekście lokalizacje odsyłają do wyd.: S. Ż e r o m s k i , Dzieła. Pod redakcją S. P i g o n i a . Cytowane opowiadania zawiera w dziale II tom 2 (Warszawa 1957); Ludzi bezdomnych, Popioły (t. 1—3), D zieje grzechu (t. 1—2)' — w dziale II tomy: 3, 4—6, 7—8 (1956).
6 S T A N IS L A W E IL E
W „C okolw iek się zd a rzy — n iech uderza w e m n ie ” podśw iadom e po godzenie sią z losem zostało opatrzone k o m en tarzem , k tó ry w naw iąza n iu do Sofoklesa szeroko uogólnił p rzedstaw ion ą sytu ację. K ied y więc an alizu jem y now ele cy k lu w tej kolejności, w jak iej się uk azy w ały w „G łosie” , o d k ry w am y stopniow e przekształcen ie „przyp adk ów ” w p ra widłowości, p rze m ija ją c y ch „odruchów ” w u k ry te d o m in an ty ludzkiego losu. K o re lu ją z ty m procesem c h a ra k te ry sty c z n ie zm iany p e rsp e k ty w y n a rra c y jn e j: spraw ozdaw cza re la c ja pro tag o n isty (Po Sedanie), in fo r m acje w nioskującego o bserw ato ra (Z łe przeczucie) i w reszcie, pom im o pew n ych przem ilczeń, tra d y c y jn a w istocie n a rra c ja wszechw iedzącego opow iadacza w trzeciej osobie (P o ku sa , „C okolw iek się zdarzy
P ierw sze pow ieści Żerom skiego, S y z y fo w e prace i P rom ień, nie szo k ow ały jeszcze odbiorców gw ałtow nością przeskoków fab u larn y ch . S zyb kie „n aw ró cen ie” B orow icza pod w p ływ em d eklam acji R e d u ty Ordona nie budziło sprzeciw ów , gdyż p atos w y stąp ien ia Z ygiera na lekcji pol skiego d o statecznie p rzygotow yw ał pow ieściow ą pery petię. N a podobnej zasadzie już w cześniej zm ieniali się gru n to w n ie bohaterow ie S ienkie wicza, a zwłaszcza Chilon z Quo vadis, gdyż tra d y c y jn a zasada ekspono w ania przy czy n w p ro p o rcji do sk u tk ó w w tak ic h p rzyp ad kach nie zo sta ła naruszo n a. Isto tn y m m o m en tem w tw órczości Żerom skiego było pod o m aw ianym w zględem dopiero p o jaw ienie się L u d zi bezdom nych.
W L udziach b ezd o m n ych Ż erom ski zakw estionow ał dotychczasow ą zasadę ciągłości i logiki to k u przyczynow o-skutkow ego oraz trad y cy jn eg o „ p o rtreto w a n ia ” . W iąże się to zarów no z w y d a tn y m ograniczeniem w szechw iedzy i k o relaty w n ie isto tn ą ro lą p e rsp e k ty w y p erso naln ej, ja k z now ą k oncepcją postaci i stra te g ii m o ty w acy jn ej. P isarz otw arcie a k c en tu je w powieści, że n iek tó ry ch sta n ó w psychicznych nie da się zw erbalizow ać bez reszty . N iepokoje zw iązane z językow ym o dtw arzaniem przeżyć p rzek azu je Joasi, k tó ra n o tu je w sw y m dzienniku:
Mam dużo m yśli na pól świadomych, jakby zabłąkanych z cudzej okolicy, które, jeżeli naw et sama sobie zechcę sform ułować, już się zm ieniają pod piórem i nie są takie... Jak to zapisać? Tak jak nadchodzi, czy też jak się w słow ie zmienia? [s. 150]
W tej sy tu a c ji m u siały nastąpić poszukiw ania środków odm iennych niż tra d y c y jn y opis, o p a rty n a analizie i klasy fikacji. W śród nich zasłu g u je n a uw agę p ro to k o la rn a re la c ja stan ó w p rzelotnych, nieuchw y tny ch, istn iejący ch jeszcze w sta d iu m larw aln y m , poprzedzającym k o n tro lę in telek tu . Ten ty p innow acji, sy m p to m aty czn y dla aw angardow ej prozy przeło m u w ieków , zachw iał n o rm aln y m , logicznym tokiem n a rra c ji i d la tego przygotow ał tech nik ę nowoczesnego m onologu w ew nętrznego. J e żeli zw ażym y, że rów nież dialogi ju ż w ów czas p rze stają być bezpośrednią e k sp resją uczuć i m yśli osób m ów iących, stw ierdzić w ypadnie, iż sem an ty k a pow ieści k sz ta łtu je się jak b y m iędzy słow am i; przem ilczenia, elipsy i swoboda asocjacji m ają nieraz sugerow ać w ięcej niż sform ułow ania
po-A L O G IC Z N O S C I P R Z Y P po-A D E K W P R O Z I E Ż E R O M S K IE G O 7
jęciowe. K on sek w en tnie więc tra c i podstaw ę b y tu rac jo n aln a m o tyw acja w ynikow a n a rzecz g ry przypad k o w ych związków. P rzy kład ow o z a trz y m am y się nad dw om a przełom ow ym i postępkam i Ju d y m a: k łó tn ią z K rzyw osądem i zerw aniem z Joasią.
O stra ro zp ra w a z a d m in istra to re m Cisów ro zp a try w a n a z p e rsp e k ty w y całościow ej s tr u k tu ry u tw o ru nie je s t oczywiście „przy p ad k iem ”, gdyż stanow i isto tn y etap d ra m a tu „ro zd artej sosny”. Istn iejące tu zw iązki m ają w szelako c h a ra k te r fu n k cy jn y . N ie o p ierają się n a logice w yn ikan ia, lecz na ry tm ic e pow tórzeń, spó jn ych dzięki ciągłości p ro blem ow o-tem a- tycznej. W ażną rolę kom pozycyjną spełn ia rów nież k o n trasto w y uk ład jakości em otyw nych. W percep cji czytelniczej a w a n tu ra w Cisowskim p a rk u je s t alogiczna — w sensie: nie zapow iedziana — gdyż n a stę p u je w okresie „zaw ieszenia b ro n i” m iędzy m łodym lek arzem a ad m inistracją. Z d ru g iej stro n y jed n a k nagłe w targ n ięcie d ra m a tu w sielan k ę m iłosną J u d y m a i Jo asi realizu je sym p to m aty czn ą dla Żerom skiego „ re to ry k ę ” k o n tra stó w i stanow i celow y sk ład n ik stero w ania uczuciow ym napięciem odbioru. Rów noczesna jedność problem ow a, p ow tarzająca się w alk a obo w iązku z egoistycznym p rag n ien iem szczęścia, zapobiega am orfizm ow i fab uły.
N ajb ard ziej odkryw czy jest sam sposób dokonyw ania p rez e n ta c ji w y da rz e ń owego rozdziału. Ż erom ski bow iem u n ik ając jakichkolw iek u p rze dzeń zbliżającego się d ra m a tu staw ia odbiorcę jak b y w pozycji św iadka a k tu aln eg o rozw oju w ypadków . Zabieg te n um ożliw ia p erso naln a p e r sp ek ty w a n a rra c y jn a , dzięki k tó re j analizow ana sy tu a c ja odsłania się poprzez p ry z m a t osobistych doznań Ju d y m a , a nie w realizacji w szech w iedzącego opowiadacza. W spom niane doznania z kolei tw orzą szereg różnoro d nych i pozornie nie upo rząd k ow an y ch im pulsów . Na początku Ju d y m , „zatopiony po uszy w m iłości”, nie chce tracić osiągniętej ró w now agi duchow ej. N aw et gdy n a wieść o zam u lan iu rzeczki u d aje się w k ie ru n k u ro b ó t — działa in sty n k to w n ie, bez żadnego planu. M yśli w ów czas o całkow itej rezyg n acji z dalszej w alki o zdrow otność w Cisach, później p rag n ie rato w ać honor lek arsk i złośliw ym dow cipem o „roli społecznej” zakładu, ale w łaściw ie ty lk o jak iś podśw iadom y bodziec czy nakaz pcha go w stro n ę „starcó w ” . O stateczny bieg w ypadków , p rz y noszących ra d y k a ln ą zm ianę zastanego u k ład u rzeczy, zd eterm ino w any będzie już ty lk o n ag ły m w y b u ch em „szew skiej p a s ji”, k tó ry spow odow ali w yzyw ającym zachow aniem się W ęglikow ski i K rzyw osąd. N a fa k t, że n a w e t i od tego p u n k tu powieści Ż erom ski nie pragn ie w yw ołać w rażenia docelowego rozw oju w yd arzeń, w sk azu ją w ah an ia Ju d y m a m iędzy de cy zją w y jazd u z Cisów a kom prom isem z zarządem uzdrow iska.
O sta tn i rozdział L u d zi bezd om n ych , scenę zerw an ia z Joasią, pom im o zasady rytm iczn eg o p o w tarzan ia tego sam ego i ciągle nie rozw iązanego k o n flik tu a u to r obarczył w ym ow ą m etafo ry czną, przez co n a d a ł owej scenie fu n k cję powieściowego fin ału . T yle że jest to fin a ł szczególny,
8 S T A N IS Ł A W E IL E
k tó ry od początku budził w ątpliw ości k ry ty k ó w . N ajczęściej z a rz u ty b y ły w y n ik iem nieporozum ienia, dotyczącego zastosow anych konw encji. P e rsp e k ty w a n a rra c y jn a Ju d y m a , p rz y rów noczesnej koncepcji g ry sprzeczności w jego osobowości i alogicznego rozw oju zdarzeń, w y k lu czała tra d y c y jn e zasady m otyw acji. S k ry stalizo w an a z psychologicznego p u n k tu w idzenia decyzja protag o nisty , podobnie ja k w sporze z K rz y - w osądem , nie poprzedziła spotkan ia z Joasią, ale p ow staw ała podczas niego i to w d o d atk u drogą w e w n ętrzn e j w alki, k tó re j nie zam yka n a w e t o statn ie zdanie powieści. A m bicje ideow e Żerom skiego spow odow ały wszelako, że m am y do czynienia z czym ś w ięcej niż p ro to k o larn y m zapi sem fen om en u psychicznego, d y le m a tu człow ieka, w k tó ry m w e w n ętrzn y n ak az obow iązku, „dług p rz e k lę ty ”, głuszy n a tu ra ln e prag nienie szczęścia osobistego.
P isarz sta ra n n ie przygotow ał a k o m p an iam en t em otyw ny, k tó ry m iał zadecydow ać o fu n k c ji a p elaty w n ej końcow ego w ydarzenia. Rolę tę spełnia zdem onizow ana w izja w ielkiego p rzem y słu i p on u ry k ra jo b ra z Zagłębia, nacechow any znacząco tak im i rekw izy tam i, ja k o b d a rty pień sosny, o stry k rz y k paw ia i przede w szystk im pow racający trz y k ro tn ie m oty w „m artw ej w o d y ” . T w orzy to w szystko atm osferę śm ierci, o k tó rej przypom ina zresztą bezpośrednio postać k o b iety nieuleczalnie chorej na gruźlicę i sam obójstw o K orzeckiego. O ile a w a n tu rę w Cisach m ożna było p o trak to w ać jako nie p rzem y ślan y od ru ch jed no stk i — teraz, gdy za Ju d y m e m słyszym y „płacz sam otny, jed yn y, płacz przed obliczem Boga” (s. 369), sta je m y niem al w obliczu sp ra w ostatecznych. Scena pod w zględem psychologicznym i problem ow ym „ o tw a rta ” — sta je się li ryczn ą p u e n tą powieści. Z n am ienna dla tw órczości D ostojew skiego p sy chologia alogiczności i p rzy p a d k u zostaje ostatecznie w p rzęgn ięta w służ bę d y d a k ty k i ta rg a n ia serc. P o w stała sy tu a c ja dla jed n y ch w zruszająca i ap elaty w n a, a dla innych, tak ic h ja k Irzykow ski, o p a rta jed yn ie n a złudnej i p rze m ija ją c ej reto ry ce „byczego n a s tro ju ” .
Dążność pisarza do niespodzianek, p rzede w szystkim lirycznych, w y raźnie w zm aga się w Popiołach. U d erzająca „przypadkow ość” toku fab u larn eg o tej pow ieści została w yczerpu jąco sch arak tery zo w an a przez dotychczasow ych badaczy u . W iadom o w ięc, że gw ałtow ne zw roty, w k tó re o b fitu ją zwłaszcza dzieje R afała O lbrom skiego, nie są zapow iadane n a rra c y jn ie i o p ierają się bądź na nieoczekiw anych spotkaniach, bądź na zask ak u jący ch reak cjach boh aterów . W ym ienione d e te rm in a n ty tw o rzą w szelako szeregi jakościow e odrębne. Z astąp ienie daw nej docelow ej p ro g resji w ydarzeń , w yznaczanej s ta łą in te n c ją postaci prow adzących, n a tu ra ln ą , a zatem rów nież „p rzy p ad k o w ą” g rą okoliczności zew nętrznych, było zdobyczą S z k o ły uczuć F la u b erta, now ej powieści rosyjskiej i sk an
11 N ajciekaw iej pisze o tym K. B a r t o s z y ń s k i w rozprawie „Popioły
A L O G IC Z N O S Ć I P R Z Y P A D E K W P R O Z I E Ż E R O M S K IE G O 9
dynaw skiej. N atom iast stra te g ia nieoczekiw anych czynów m ogła być no w oczesna o ty le, o ile korelow ała z koncepcją p oten cjaln ie szerokich m oż liwości m o tyw acy jn y ch . W Ludziach b ezd o m n y c h Ż erom ski szedł w za sadzie ty m w łaśn ie torem , tw orząc sy lw etk ę Ju d y m a ze sp rzecznych dążeń i podśw iadom ych im pulsów . W Popiołach zaś ulega w y ra ź n ie reto ry ce w zruszenia. Je d y n ie w zakresie p rezen tacji n iek tó ry ch „m o m entów ”, zazw yczaj m ało isto tn y ch dla głównego przebiegu zdarzeń, udoskonala sw ą dysonansow ą psychologię. O siągnięte re z u lta ty b y ły od początku w ysoko oceniane przez w ielu k ry ty k ó w 12. Z p e rsp e k ty w y in teresującego nas p ro blem u p rzedstaw io ne rea k c je psychiczne są p rzy padkow e w ty m znaczeniu, że nie zapow iada ich a n i logika k o n tek stu sy tuacyjnego, ani ko n sekw encja sta ły c h p red y sp ozy cji osób przeżyw ających. K iedy R afał, ścigany przez w ilki, „M agnął kozła przez łeb k o b y ły ’^ i „zleciał w głęboką zaspę”, „Przez chw ilę leżał n a w znak, po szyję za n u rzo n y w m iękk im śniegu, bezw ład ny i p raw ie r a d z t e g o , co się stało ” (podkreśl. S. E.), m im o że stra c ił szansę ucieczki przed p rześla dowcam i, k ó ry ch w idok zjeżył m u p rzed chw ilą w łosy n a głowie (t. 1, s. 108). Podobnie C edrę, gdy w H iszpanii zdejm ow ał z żerdzi powieszo nego żołnierza francuskiego, ogarn ął m im o w spółczucia i p rzerażenia „szczególny rodzaj w ew n ętrzneg o śm iechu” na w idok m akabrycznej de form acji zm asakro w an y ch zw łok (t. 3, s. 36).
Tego ro d za ju „ o d ru ch y ”, bardzo częste w Popiołach, n a d a ją poszcze gólnym przeżyciom c h a ra k te r autonom iczny, fu n k cjo n aln ie niezależny od sekw encji zdarzeń. Je śli n a b a lu u szam belanow ej O łow skiej R afał prag nie zabić K rzy szto fa Cedrę, a n a w e t n asu w a m u się cały p lan owego czynu, nie pociąga to za sobą żadnych k o nsekw encji i w rezu ltacie n ie stanow i przesłan k i dalszego ro zw o ju fab uły . N ajw ażniejsze decyzje bo h ateró w są jed n a k najczęściej d y k to w an e przez sw oisty porządek li ryczny, k tó ry z p u n k tu w idzenia jak ie jk o lw ie k m o ty w acji psychologicz nej m a c h a ra k te r dość apodyktyczny. D o w y ją tk ó w należy jedna z w cześ niejszych scen powieści, k ied y n a rr a to r śledzi u R afała stopniow e i pół- św iadom e n a ra sta n ie postanow ienia o nocnej w y p raw ie do D ersław ic (t. 1, s. 94— 95). Później jed n a k n a w e t w ęzłow a, p a trio ty c z n a decyzja O lbrom - skiego i C edry, dotycząca bądź co bądź ra d y k a ln e j zm iany dotychczasow e go, dostatniego życia n a rzecz niepew nego żołnierskiego losu, została ujaw nio na dopiero w m om encie, g d y ju ż zapadła, na zasadzie em ocjonal nej p u e n ty po opow iadaniu O jrzyńskiego. Mówiąc ogólniej: niespodzie w ane z a k rę ty fab u la rn e , zw iązane przew ażnie z życiem eroty czn ym bo haterów , sp ełn iają w ym agania in te n sy fik a cji odbioru. D latego m iłość m a tu c h a ra k te r nieokiełzanego żyw iołu, k tó ry może w ybuchnąć w n a j m niej spodziew anych m om entach. P o w tó rn a nam iętność R afała do H
e-12 Chodzi tu m. in. o liczne rozprawy S. Brzozowskiego oraz I. M atuszewskiego, a z prac późniejszych o cytow aną książkę I. Drozdow icz-Jurgielew iczow ej i m ono grafię S. A dam czew skiego S ztuka pisarska Żeromskiego.
10 S T A N IS Ł A W E IL E
len y bierze początek na zeb ran iu m asońskim , m iłosne przeżycia z E lżbietą ro zg ry w a ją się tu ż przed niebezpieczną p rze p ra w ą za W isłę. R ekord pod ty m w zględem b ije K rzy szto f Cedro, k tó reg o cichy f lir t z pięk n ą Hisz p an ką m a za tło sztu rm Saragossy, a osiąga nasilenie w chw ili, gdy bo h a te r je s t o k ro k od śm ierci.
Zaskoczenie stan o w i w szakże p rzed e w szy stk im sam a gw ałtow ność nam iętności, nie uzasadniana inaczej ja k lirycznie, za pom ocą środków sty listy czn y ch n azw any ch swego czasu przez A dam czew skiego „króle stw em s u p e rla ty w u i m a n ie ry ” 13. N aw et w p rzy p ad k u , gdy pisarz s ta ra ł się um otyw ow ać d ram a ty c z n o -a w an tu m ic z ą ucieczkę H eleny de W ith i w prow adził osobny rozdział, a b y ukazać opadające b o h aterk ę pokusy zm ysłow e, przeżycia te u leg ły całkow itej tra n sfo rm ac ji literack iej, k tó ra z a ta rła re a lia i n a p lan p ierw szy w y su n ę ła uogólniony obraz zakochania, przechodzący ostatecznie w h y m n n a cześć „oblubieńca” . Je śli zważyć, że w szystkie n iem al u niesienia ero tyczne m ają ów ponadosobow y cha ra k te r, zro zu m iały sta je się fak t, że psychologię w y p iera w ów czas w y datn ie m łodopolska m etafizy k a m iłości i śm ierci, stanow iąca liry czn ą en klaw ę w śród epickiego św iata. D latego pisarz nie dba n a w e t o to, ab y w spo m n ien ia kochanek trw a ły dłużej w św iadom ości bohaterów .
W D ziejach grzechu stra te g ia „p rzy p ad k ó w ” została silnie podporząd kow ana ogólnej filozofii u tw o ru . D latego niezależnie od gw ałtow n ych p e ry p e tii fab u la rn y c h , k tó re od początku o b u rzały k ry ty k ę , ogólny p rze bieg zd arzeń posiada tu sw oistą logikę zapow iedzi i następstw .
P odpo rządko w an ie tech n ik i „od ru chó w ” pew n ej filozofii nie było u Żerom skiego czym ś now ym ; usiłow aliśm y na to w skazać analizując m łodzieńczy cykl now el z „G łosu” . D zieje grzech u posiadają n a w e t zw ią zek z w y rażo n y m i już wówczas poglądam i o nieokiełzanej sile podśw ia dom ych tę sk n o t sek su aln y ch (P okusa ) i o w iszących n a d człow iekiem ślepych w y ro k ach losu (Złe przeczucie). T endencjom uogólniającym po wieści sp rz y ja fa k t, że pom im o daleko idącej p ersonalizacji p e rsp e k ty w y n a rra c y jn e j m am y tu często sy n tety czn e opinie opowiadacza, a obok dąż ności do u jed n o stk ow ien ia poszczególnych „m om entów ” — dep erso nalizację i sym bolizację p rzed staw ion ych stan ó w psychicznych. N adto p isarz posług u je się znanym i z w cześniejszych utw orów zapow iedziam i n astró jo w o -liry czn y m i, k tó ry c h fu n k c ja odsłania się dopiero p e rsp e k ty wicznie. W rez u lta c ie na am b iw alen tn ą, w s ty lu D ostojew skiego, k o n stru k c ję osobowości b o h a te rk i n a k ła d a się sy ste m determ in an tó w , k tó re u siłu ją n adać zew n ętrzn em u chaosow i zdarzeń pozory praw idłow ości ży ciow ych.
G en eralną linię w y p ad k ów u p rze d z a ją już n a początku an ty cy p acje liryczne. „P ro ro czy ” sen E w y w jed n y m z pierw szych rozdziałów zapo w iad a w y raźn ie jej późniejsze losy i zarazem w yty cza p rob lem aty kę. Już tu ta j w y o b raźn ia śpiącej ry su je p u e n tę powieści: heroiczną obronę N
A L O G IC Z N O S Ć I P R Z Y P A D E K W P R O Z I E Ż E R O M S K IE G O 11
Połom skiego przed b an d y tam i. P óźniejszą d eg rad ację społeczną i m o raln ą sy g n alizu je z kolei, a n a w e t obarcza kom en tarzem , sym boliczno-nastro- jow a w izja upiornego ja r u i p ły n ącej n a jego dnie tajem n iczej rzeczki, k u k tó re j Ew a zsuw a się bezw ładnie, po p ychana stra c h em i ciekawością. W reszcie ostateczn y zw ro t m arzeń sen n y ch k u rozkoszom zm ysłow ym jakiegoś rajsk ieg o ogrodu zdaje się tw o rzyć d ialek tyczn e p en d a n t do po przedniego obrazu, u w y p u k lając zn am ien n ą dla całej powieści dychotom ię m iędzy „być” a „w ydaw ać się” (t. 1, s. 73— 75). W m yśl podobnych za łożeń postać P o chro n ia s ta je się w ażna ju ż od początku, pom im o że w y s tą p ił tam w epizodycznej n a pozór scenie i przez długi czas nie m iał jeszcze odegrać żadnej roli. W odczuciach E w y bow iem pierw sze sp o tk a nie z b a n d y tą n a b ie ra c h a ra k te ru znaczącego· Szczególnie w yw ołana lękiem obsesja d rap ieżn y ch rąk , zd ający ch się dusić za gardło, wnosi a k c e n t n iepokoju, zrozum iałego dopiero z p e rsp e k ty w y całości. G dy znacznie później b o h a te rk a w raca m y ślą k u przeszłości, p rzy p isu je P o - chroniow i ran g ę fatu m , ciążącego n a d jej losem „w sposób ja k gdyby przew id ziany od daw na, w yroczny i n iezm iennie logiczny” (t. 2, s. 82).
K on sek w entn ie — w tak im stopniu, w jak im sy tu a c je powieściowe tw orzą ry tm ic z n y zespół w a ria n tó w podobnego u k ład u m otyw acyjnego: dom inacji libido lu b zew nętrznego zła, uosobionego w postaciach b a n d y tów — psychologię z astęp u je założona ontologia. D latego s tr u k tu ra
D ziejów grzech u prow okow ała opinię, że to a u to r sw ej bo h aterce „każe
kraść, a u to r każe jej m ordow ać” 14. D ow odem b y w ała przede w szystkim d ru g a część powieści, gdzie w życiu duchow ym E w y złożona g ra im p ul sów u stę p u je raczej n a rzecz w szechw ładnej, niszczącej siły nam iętności. Podobnie gw ałtow ne obudzenie się zm ysłów u fila n tro p a B odzanty jest ty lk o pow ieściow ą ilu s tra c ją filozoficznej alegorii łabędzi białego i czar nego.
Ciążenie D ziejów grzechu k u n ad a w a n iu „p rzy p ad k o m ” w potocznym rozum ieniu znam ion w e w n ętrzn y ch konieczności oraz perspektyw icznego p orządkow ania chaosu zd arzeń fa b u la rn y c h stanow i dom inan tę, ale nie w yczerp uje w szy stk ich m ożliwości tej skom plikow anej powieści. Alogicz- ność jak o program ow e przełam an ie sy stem u przyczynow o-skutkow ego p ojaw ia się tu ta j, podobnie ja k w e w cześniejszych utw orach, w dw ojakiej fun kcji. S p o ty k am y więc sy tu acje, w k tó ry c h zaskoczenie będzie tylk o w zm agało patos gw ałtow nych decyzji. P rz y k ła d e m jest choćby całkow icie pozbaw iona w cześniejszych uzasadn ień p rzem ian a E w y na w idok Elby, kiedy postanoyvila rzucić b iern ą egzystencję u boku Jaśn iach a i w yjechać n a dalsze poszukiw anie Ł ukasza:
Ewa siedziała wciąż na tym sam ym miejscu, wpatrzona w w yspę tajemniczą. W pewnej chw ili oczy jej zapłonęły gniew em , ogniem nieugaszonym, długo
trwałym . I
Szepnęła do siebie: — Tak!
12 S T A N IS L A W E IL E
Rzekłszy ten wyraz, w stała z m iejsca i jeszcze przez chw ilę m ierzyła w yspę oczyma. Wracała do miasta. Przechodząc obok niew ielkiego posągu N a poleona, spojrzała ku niemu, wzniosła oczy z uśm iechem zachwycenia. Zdało się jej, że ten posąg teraz dopiero ujrzała na placu.
— H asło nasze — E l b a ! — w yszeptała z tym sam ym uśm iechem na ustach, [t. 2, s. 23]
„P rzy p a d k i” jako „g ra m ożliw ości” n ato m ia st p o jaw iają się w D zie
jach grzech u n a p raw a ch epizodów w ów czas, gdy n a p lan pierw szy
w y su w a się psychologiczne cieniow anie „m om entó w ”. W powieściowej b iografii p a n n y P o b ra ty ń sk ie j stan ow ią n a s tro je chw ili, pozbaw ione lo gicznej w ięzi przyczynow ej z n astęp u jący m i zdarzeniam i. Ew a np. od czuw a n iesm ak i lęk n a w idok zbliżającego się Ł ukasza, chociaż ciągle półśw iadom ie m arz y o ty m , a b y z n im się spotkać (t. 1, s. 52— 53). W ty m sam y m okresie, gdy pędziła jeszcze spo ko jny try b życia u boku rodziców, b ły sk leżącego n a stole noża pobudza ją nagle do tego, by pchnąć n im w p ierś siostrę A nielę, k tó ra n ieta k to w n ie w y raziła się o N iepołom skim , ale o statecznie ów im pu ls nie pociągnął za sobą żad n ych n a stę p stw fa b u la rn y c h (t. 1, s. 106).
W m iarę rozw oju fa b u ły pow ieściow ej u k ieru n k o w an e p rzem ian y Ew y pow odują, że zespół m ożliwości, k tó ry m i fab uła ta rozporządza, zostaje w y d a tn ie ograniczony. Ew a s ta je się przede w szystkim uogól nioną „ Je w e ”, „kob ietą n ieśm ie rte ln ą ” (jak się w y raził Łukasz), czyli — zgodnie z duchem epoki — uosobieniem płci. Je d n a k i wówczas sp o ty k a m y n iek ied y sy tu acje, w k tó ry c h te c h n ik a „odruchów ” służy p rezen tacji alogicznego stru m ie n ia przeżyć jednostkow ych. P rz ed e w szystkim chodzi tu o scenę w hotelu , k ied y Ew a o d daje się stu d en to w i L itw ickiem u pod w pływ em w iadom ości o ślubie Ł ukasza Niepołom skiego. U stęp ów nie cieszył się u zn an iem k ry ty k i, a eg zaltow any sty l o statn ich zdań posłużył n a w e t ostatn io A rtu ro w i S andauerow i jako p rzy k ład literack iej ta n d e ty 15. Je śli je d n a k nie zadow olim y się pow ierzchow nym grym asem , tru d n o nie dostrzec, że pisarz śm iało n aru szy ł tu ta j tra d y c y jn ą reg u łę racjonalnego przy g otow an ia czynu, zastępu jąc ją p ro to k o la rn y m zapisem przy p adko w ych, lecz zw iązanych z k o n tek ste m sy tu a c y jn y m nastrojów . U kazał więc falow anie tęp e j obojętności i n a trę c tw a w spom nień, aby po scenie zupełnej apatii, k tó rą sy g n alizu je b iern a o bserw acja p okoju i k rajo b raz u za oknem, w prow adzić rozpaczliw ą decyzję zapom nienia o w szystk im w objęciach obcego człow ieka (t. 2, s. 36— 39). T rudno się w daw ać w problem atyczne oceny psychologicznej praw dziw ości ukazanego w ydarzenia, ale nie ulega w ątpliw ości, że p rzew aga m otyw ów bezpośrednich, jako sposób u zasadnie nia decyzji, wiąże powieść Żerom skiego z poszukiw aniam i sym p tom atycz ny m i dla lite r a tu r y X X -w iecznej.
Śm iałe i now oczesne są także te m onologi w ew nętrzne, w k tó ry c h dążność do u chw ycenia jedn ostk ow y ch „m om entów ” przew aża n ad uogól
A L O G IC Z N O S C I P R Z Y P A D E K W P R O Z I E Ż E R O M S K IE G O 13
n ia ją c y m liryzm em . P rzo d u je pod ty m w zględem p rez e n ta c ja przeżyć Ew y w Monaco. W izyta w sły n n y m k asy n ie i obserw acja g rają cy c h nasuw a b o h aterce drogą asocjacji ciąg czysto osobistych skojarzeń, k tó re p rze p la ta ją się z rep o rtażo w y m opisem bezpośrednio dostrzegany ch faktów . I ta k •tłoczący się w salach ludzie w yw ołali u Ew y obraz dw orca w arszaw skie
go, w ow ej chw ili, k ied y czekała n a Ł ukasza, sta rsz y p an g rają cy w „ rouge-et-noir” n asu n ął tk liw ą m yśl o ojcu, in n y zaś, p o d starzały ele gant, sw ym ro zrz u tn y m bogactw em sprow okow ał gw ałtow ną nienaw iść i pośrednie w spom nienie n ędzy szw aczek znanej z au to p sji (t. 1, s. 284— 286). Nieco później, gdy b o h a te rk a siedzi n a sofie m arnego lokaliku, sta n d ep resji, fizycznego uczucia w s trę tu oraz p ragn ienie ciepła i spokoju przechodzi w chaotyczne m arzenie. Sielski obrazek p rzy ro d y w łoskiej jest p ro stą rek o m p en satą za b rzy d o tę otoczenia i fa ta ln ą pogodę w M onte Carlo, ale późniejszy to k sk o jarzeń s ta je się bardziej swobodny. Mieści się w nich ironiczne poczucie paradoksów histo rii (am fite a tr rzym ski, w k tó ry m lw y ro zszarp y w ały ludzi, w zbudza k om entarz: „D ziw na rzecz, że tu ta j te ra z nie m a k n a jp y z o stry g am i i białym w inem ...”), a dalsza scena, gdy pojaw ia się Ł ukasz z córeczką, su g e ru je podśw iadom ą tęsk no tę za nie zrealizow anym m acierzy ń stw em (t. 1, s. 297— 298).
Z asygnalizow ane zjaw iska w y czerp u ją w zasadzie m ożliw ości poetyki alogiczności i p rzy p ad k u w tw órczości Żerom skiego. Można ty lk o zauw a żyć, że w późniejszych u tw o rac h „n iespodzianki” b y w a ją silniej podpo rządkow ane ten d en cji niż w om ów ionym dorobku. T estam en t Ogrodzieńca i przem iana G ranow skiego w W alce z sza ta nem — oto egzem plifikacja cech zn am ienn ych dla owego etapu, k tó ry uw ieńczyło bezzasadne n aw ró cenie Chudego w T u roniu i zw iązana z ty m pery petia.
S u b telniejszą próbą połączenia powieściowego „ p rz y p a d k u ” psycholo gicznego z d y d a k ty k ą b yła n a to m ia st znana sekw encja Przedw iośnia, kied y C ezary B a ry k a po ideow ych ro zte rk a c h i ostateczny m zerw aniu z L a u rą sta je n a czele pochodu na B elw eder. J a k dalece tok ty ch w y d arzeń odbiegał od tra d y c y jn y c h konw en cji powieści „zaangażow anej”, św iadczą znane nieporozum ienia in te rp re ta c y jn e , jak ie cechow ały większość ów czesnych w ypow iedzi k ry ty czn y ch . Tym czasem scena z L au r ą nie może być tra k to w a n a an i jako epizod o derw an y od w ypadków n acechow anych ideologicznie, ani też jak o podstaw ow a przyczyna zaska k u jącej decyzji Cezarego. F u n k cja tej sceny s ta je się zrozum iała ty lko wówczas, gdy w pow ieściow ym „ p rz y p a d k u ” dostrzeżem y konsekw encję w cześniej zap rezen to w anych przesłanek: św iatopoglądow ego k ry zy su bo h a te ra. W okolicznościach człow ieka poszukującego i niezdecydow anego klęska czysto osobista bezpośrednio m o ty w u je krok, k tó ry w efekcie stanow i „ o d ru ch ” tragiczny, o u k ry te j w ym ow ie a p elaty w n ej, nazw anej przez sam ego a u to ra przestrogą. „ P rzy p a d e k ” n a służbie uogólnień ideo w ych — to chyba znam ienne zam knięcie działalności takiego pisarza jak