• Nie Znaleziono Wyników

Kamyk i róża : jednoaktówka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kamyk i róża : jednoaktówka"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

EiiiMMimMiiiiimimmimmiimiimmimmimmimmimiiMiMimmimm

Biblioteka Główna UMK Toruń

Kamyk i Róża

JEDNOAKTÓWKA

g ^ Q - ^ 0 2 iiiiiiiniirimTin—"

W N A

O D B I T K A Z “ E C H A M U Z Y C Z N E G O ” 1505 T e l l P l a c e , C h i c a g o , III.

(B.

mmi!

J. Z.) WYD. MUZYCZNE (B. J. Z.) 1505 Teil Place, Chicago, Illinois

iiiiiiiiiliiiiilliiiiiiiiiiiiilillliiiiillllltiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiliiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii =

(2)

O S O B Y :

W e r a — J ó z ia — S p r a w i e d l i w o ś ć . S c e n a p r z e d s t a w ia s k r o m n y p o k ó j m ie s z k a ln y .

-O

Scena 1.

W e r a : — Płakać możnaby krwawemi łzami na niesprawiedliwość na świecie. Feralny dzień dzisiaj, czy co?

J ó z i a: — Uspokój się. Nic znów tak złego się nie stało. Nie wszędzie być musimy.

W e r a : — Tobie łatw o tak m ówić, bo nie znasz się na pięknie, nie znasz się na artyźmie. Mnie

— sztuka do życia potrzebna. Boże, jakie za- cofaństw o, jakie to przestarzałe poglądy rodzi­

ców, którzy dzieci dorosłe jak my, zamykają w domu, a sam i z najstarszą Stefuchną uczęsz­

czają na koncerty i do teatru. A my biedne co, siedzieć m usim y w domu i spać nam iść każą jak prostym szkolniakom. Nie mówię, gdybym była złą córką, mieliby rodzice prawo zostaw ić mnie za karę w domu. Przyznaj Józiu sama,

że jestem dobrem dziewczęciem . J ó z i a: — Jak czasem .

W e r a — (z fur j ą ) : — A to mi sąd sprawiedliwy!

'Np zy nie oddaję m atce m ego zarobku, czy nie

*** OfP) U ¿5ł]o<h

chodzę po sp raw un ki, czy nie u p rz ą ta m co r a ­ no, jeszcze przed udan iem się do p racy? Czy m oże k rad n ę, zabijam , przeklinam , ro zderzam się ?

J ó z i a: — Czego się unosisz, n ik t ci zbrodni nie zarzu ca.

W e r a : — A jednak m nie rodzice ja k za zbrodnię k arzą.

J ó z i a: — P rzesadzasz! N ikt ci przecież głowy nie ścina, n ik t cię do w ięzienia n a chleb i wodę nie zam yka.

W e r a : — No, czy nie siedzim y tu jak we więzie­

niu? Inni idą sobie do te a tru , a n as zam ykają.

J ó z i a: — N ikt n a s przecież nie zam knął.

W e r a : — N aiw ne z ciebie jag n iątk o , idź zobacz.

J ó z i a — (próbuje drzw i o tw o rz y ć ): — R zeczy­

w iście zam k n ięte. Dziwi m nie to ogrom nie!

W e r a : — Ciebie to tylko dziwi, a m nie oburza!

Ja k ie m praw em to się dzieje?

J ó z i a: — Przychodzi m i n a myśl, że to m oże k a ra za to, żeś sąsiadk ę w yzw ała!

W e r a — (z iron j ą ) : — A m oże to za ow ą g ro ­ szow ą szklank ę, k tó rą stłukłam .

J ó z i a : — A m oże, gdyż ze złości ją do stóp m a ­ m ie rzuciłaś.

W e r a — (tu p iąc n o g ą ) : — Ty m i będziesz sę­

dzią?

J ó z i a: — No nie, nie! P rz ep ra sza m cię, już nic nie m ówię. Ale to wiedz, że gdybym była s ta r ­

szą, nie u cichłabym ta k potulnie.

W e r a : — Tw oje szczęście, że ustępu jesz!

J ó z i a: — Żal mi, żeś ta k niespraw iedliw a.

3

(3)

W e r a : — Co ja? K ocham spraw iedliw ość po­

n ad w szystko! A ty mi śm iesz niespraw iedli­

w ość zarzucić? Obie nie jesteśm y n iesp raw ie­

dliwe, ale rodzice są nim i, skoro n a s p o z o sta ­ w ianiem w dom u krzyw dzą.

J ó z i a: — Rodzicom w olno ta k postąpić!

W e r a : — N iepraw da! Z ab ierają Stefę, pow inni i n a s zabrać!

J ó z i a : — S tefa sta rsz a , rozu m n iejsza, więcej od n a s ze sztu k i sk o rzy sta. Za ro k lub dw a rodzice i n a s zab ierać będą, ciebie n a w e t p rę ­

dzej, boś sta rsz a . *

W e r a : — T em bardziej n a u k tw y ch nie p o trz e ­ bująca.

J ó z i a : — Choćby tein się pociesz.

W e r a — (ziew a).

J ó z i a: — Widzisz, ja k a ś znużona.

W e r a : — To z nudów , a nie ze zm ęczenia.

J ó z i a : — Kto wie ?

W e r a : — Z pew nością z nudów . — (Ziew a po­

w tó rn ie ).

J ó z i a — (ziew a t a k ż e ) : — Z arażasz m nie.

W e r a : — Cóż za to m ogę, przecież nie ja w ym y­

śliłam ziew anie.

J ó z i a : — Ziew anie je s t dow odem , iż czas udać się n a spoczynek.

W e r a : — Za nic w świecie, m usim y ta k długo siedzieć, aż rodzice ze S te fk ą pow rócą, niech się przek o n ają, żeśm y już dorosłe i w ytrzym ałe, że razem z k u ra m i spać nie chodzim y.

J ó z i a : — Ale św iatła szkoda. Siedzimy, ale nic nie robim y. Św iatło kosztuje.

W e r a : — S ta ry bilet do te a tru też kosztow ał, o na te ra z w te a trz e też nic nie robi.

J ó z i a: — Czy chcesz, aby w te a trz e cerowała pończochy? Ona ta m też m a pracę, bo z uw a­

gą i skupieniem p a trz y n a scenę.

W e r a : — To m y też pracu jem y, z u w a g ą i sku­

pieniem p atrzy m y n a siebie, albo n a znane nam ściany.

J ó z i a: — Z azdrość przez ciebie mówi.

W e r a : — R aczej gniew n a niespraw iedliw ość rodziców. .

J ó z i a: — Z a sta n a w ia m nie to niezm iernie, że spraw iedliw ość w ciąż m asz n a u stach .

W e r a : — Bo ko ch am ją, uw ielbiam i szan u ję ją.

J ó z i a : — A ja praw dziw ej spraw iedliw ości, to się boję.

W e r a : — Boś głupia. Spraw iedliw ość je s t czem ś ta k w spaniałem , k tó ra w szystk ich rów no obda­

rza.

J ó z i a : — Ale tak ż e rów no s ą d z i!

W e r a : — K tóra nikogo nie krzyw dzi.

J ó z i a: — Ale też nic nie przepuszcza.

W e r a : — K tóra nie upośledza.

J ó z i a: — Ale w szy stkich dosięga.

W e r a : — Spraw iedliw ość, to im p o n u jąca p o tę ­ ga!

J ó z i a : — D usza się przed nią korzy.

W e r a : — Serce jej zaw sze pragnie, ale oczy jej darem n ie szu k ają.

J ó z i a: — Byle ją serce czuło i um ysł uznaw ał, nie p o trzeb a jej oglądać.

W e r a : — M am w ieksze od ciebie w ym agania.

5

(4)

J ó z i a : — To nic now ego u ciebie.

W e r a : — Chcę spraw iedliw ość widzieć.

J ó z i a : — Bądź sa m a spraw iedliw ą, to ją u sie­

bie zobaczysz.

W e r a : — Na n auczycielkę zak raw asz, pam iętaj, żeś m łodszą.

J ó z i a: — P a m ię ta m doskonale, ale żałuję, żeś p rzerw ała ta k pięk n ą rozm ow ę. Lubię cię W ero i k och am , gdy ta k pow ażnie ze m n ą ro z m a ­ w iasz i nie dajesz m i odczuć, żem m łodsza.

W e r a : — P rz e sta ń , nudzisz m nie.

J ó z i a: — P om ów m y jeszcze choć tro c h ę jak przedtem .

W e r a : — M aru d na jesteś! M usisz poczekać, aż pow róci mi ochota. Ja k o m łodsza m usisz się zastosow ać.

J ó z i a : — Mnie się zdaje, iż m łodszą być nie je st w cale upośledzeniem . P om yśl W erciu, to, co ty przeżyw asz i co s ta rs i m a ją poza sobą, to ja m am jeszcze przed sobą. C zeka m nie więcej przeżyć, k tó ry c h jeste m ogrom nie ciekaw ą.

Tkw i w tern uro k praw dziw y...

W e r a — (m ach n ąw szy r ę k ą ) : — Nudzisz m nie, p rze stań ! — (Z iew a).

J ó z i a: — Zm ęczona jesteś, połóż się.

W e r a : — N ie ." Z m ęczona nie jestem , tylko w y­

nudzona. T a k mi się przykrzy... — (Kładzie łokcie n a stół, podpiera głowę, ziew a).

J ó z i a : — Z agaśm y św iatło i udajm y się n a spo­

czynek.

W e r a — ( s e n n ie ) : — Nie m ów nic, bo m nie już drażnisz i niecierpliw isz.

6

J ó z i a : — To nieum yślnie.

f e r a — (pochyla głowę n a rozłożone n a stole ręce, s e n n ie ) : — U m yślnie, czy nie um yślnie, to w szystko jedno, daj m i św ięty spokój.

j ó z i a — (stoi chwilę przy niej, p otem cich u tk o dochodzi do półki, bierze zeszyt i ołówek, siada przy stole i zaczyna rysow ać. N iezadługo w s ta ­ je, dochodzi do W ery, gładzi jej w ło s y ) : Spi, twderdziła, że nie była zm ęczona. Z am iast po­

łożyć się, to tu n a stole będzie spała. Co m am a i ojciec n a to pow iedzą, n a sa m ą m yśl dreszcze m nie przechodzą. M iałyśm y się daw no położyć!

Co tu począć, czy zbudzić W ercię? — (P o trz ą sa zlekka jej ra m ię ). — Nie śm iem jej silniej t a r ­ gać. I chcę i nie chcę, aby się zbudziła. Z dwTojga złego, wrolę nic. Bo jak ją tu rodzice zobaczą, to nie wiem , co to będzie, a jak ja ją zbudzę, będzie się sio strzy czka gniew ała. N aj- lepiej byłoby zgasić św iatło i sam ej się położyć, czuję, "że i m oje pow ieki m i ciężą. Je d n a k odejść nie m ogę, W era często śpi niespokojnie, spadnie z k rzesła i jeszcze się pokaleczy. N iem a rady, trz e b a zostać. — (P rzeg ląd a k s ią ż k i) . ——

W ole rysow ać, niż czytać, ale dziwnie m i się m e wiedzie. — (S iad a przy stole, o tw iera książkę, zagląd a do niej, lecz w n e t ją odkłada) : — Spraw iedliw ość, to rzecz przedziw na! Sum ienie m i mówi, iż m usi to być coś niesłychanie do­

skonałego, coś, co nie ulega w ątpliw ości, cos n ieuniknionego. Boję się spraw iedliw ości, bo sum ienie niespokojne. Ile to nieścisłości w p ra c a c h m oich zachodzi, ile to słów m arn y c h

(5)

przez dzień się wypowie, jak się to czasem k o ­ goś o strem słow em u raz i lub zrani, ile to z w iny sam o lu b stw a uchybień zachodzi, s tra c h pom yśleć. — (Z am yśla się. Po c h w ili):

— Nie pojm uję W erci, że ta k tej spraw iedliw o­

ści p ragnie, przecież spraw iedliw ość nietylko innych, ale i ją sa m ą dosięgnie. — (P odpiera jed n ą rę k ą g ło w ę ): — Spraw iedliw ość, to coś n iesk alan eg o i św iętego. — (Z am y k a o c z y ) : — Spraw iedliw ość... — (U sypia jak p rzedtem W ercia przy sto le).

Scena 2.

( R o z l e g a j ą się c ic h e t o n y m u z y k i. U c h y l o n e m i d r z w ia m i w s u w a s ię b e z s z e le s tu s p r a w i e d l i w o ś ć , p o s t a ć p i ę k n a i w y ­ n i o s ł a w b i a ł e j t o d z e z k o s z y k ie m k w i a t ó w i d u ż ą w a g ą . S t a j e p o z a s to łe m , p r z y k t ó r y m są ś p i ą c e d z ie w c z ę ta , o ile m o ż n o ś c i n a m a łe m , p o p r z e d n i o p r z y g o t o w a n e m w z n i e s i e ­ n iu . G ło s e m p e ł n y m p o w a g i i n a m a s z c z e n i a , m ó w i w o ln o i d o b i t n i e ) :

Je ste m spraw iedliw ość! Błogosław ieni, k tó rz y ła k n ą i p ra g n ą spraw iedliw ości, albow iem oni bę­

dą nasyceni! .Błogosławione dusze z potrzeby przyzyw ające m nie do siebie. B łogosław iona m łodzież, k tó ra m yśli o m nie. Zw ierciadłem jestem życia i czynów w aszych. Wiedz Józiu, próżne tw e niepokoje! — (S ta w ia koszyk n a stole, podnosi ręk ę z w a g ą ) : — Na w adze s p ra ­ wiedliwości czyny tw oje zważę. Od z a ra n ia życia byłaś chorem dzieckiem , ale żeś w dzięcznością odpłacała m atc e za czuw anie n ad tob ą, do w agi życia tw ego w padł k w ia t w dzięczności. — (W rzu­

ca różę n a szalę w ag i). — Za znoszenie boleści 8

w padł k w ia t cierpliw ości i w oń roztoczył. — (W rzuca drugi k w ia t). — W raz ze zdrow iem po­

w róciła ci żywość dziecięca, lecz splam iła się k a p ry se m i p so tą — (spuszcza k a m ie ń ), — co kam y czkiem spadło n a o d w ro tn ą szalę. Aż dziw, co się stało, k am y czek niegodziw ości przew ażył w onne cnoty tw oje, cięższy był od róż życiowego z aran ia. L a tk a m ijały, dobre i złe skłonności rozpoczęły w alkę, ale, że serce zwyciężyło, więc szala dobra zaczęła szalę zła p rzew aża!. Spadła n a szalę ró ża w spółczucia, fiołek skrom ności, li- lijka niew inności i k ilka m ałych kw iatków , d ro­

bnych, codziennych cn ó t dziew częcych. W p rze­

ciw ną szalę w padł n ie ste ty k a m y k niedbałości w pracy, ale "wobec przew ażający ch kw iatów cn ó t tw oich nie dokonał znacznej zm iany, lecz jed n ak zaciężył i w agę cn ó t um niejszył. Spam iętaj to n a całe życie. — (W m iarę w yliczania kładzie kw iaty, lub k a m y k i). — Dla przypom nienia, iż m asz w y trw ać w dobrem , zostaw ię ci jeden z kw iatów cn ó t tw oich, aby ci przypom inał, że spraw iedliw ość istnieje i w szystko n a jej w adze zw ażone być m usi, zanim biali anieli w ynik w księdze żyw ota złotem piórem z w łasny ch sk rzy ­ deł "wziętem, zapiszą. — (Kładzie k w ia t n a stole przed Józia, p otem w ypróżnia w agę i zw raca się do W e ry ):"— T yś dziecię m oje podobna do ćmy, k tó ra łaknie słońca, a opala sobie sk rzydła w pło­

m ieniu świecy, k tó rą słońcem być m niem a. Po- dobnaś do jesien n ych liści z drzew już spadłych, k tó re w ia tr m iota. Byłaś dzieckiem dobrem , pniołom podobnem , uśm iechem ro zpoczynałaś

(6)

życie, rad o śc ią byłaś rodziców , co ró żą białą spłynęło do w agi spraw iedliw ości. — (S puszcza różę b iałą ). -— P o tem spadło m nogo drobnych gałązek dobrych zam iarów i chęci, lecz te n ie ­ stety , praw ie nic nie zaw ażyły. P o żąd ałaś m nie nie dla siebie, ale dla d rugich, aby tobie lepiej było i kam y k sam o lu b stw a w padł n a szalę. Uwiel­

białaś m nie i czciłaś dlatego, że nie upośledzam i nie krzyw dzę! P ra g n ę ła ś m nie i pożądałaś, szu ­ k a ła ś m nie dla w rażeń i pięknych w yobrażeń, nie dla czynu. Byłam dla ciebie pięknem , a nie do­

brem , a sko ro się jedno z dru g iem rozłącza, po­

żytek istn ieć p rzestaje. Nie zrozu m iałaś m ej tr e ­ ści i istoty. M iałam ci być tylko pięknem n ęcą- cem w idzeniem , a nie probierzem czynów i życia drogow skazem . D latego k am y k i grad em — (sy­

pie kam y czki) — posypały się n a szalę zła i nie- godziw ości, popędiiw ości i złości, niesum iennej pracy, szorstko ści, grzeszn ych m yśli, złych słów, zbyt ostrego sądu, obm ow y i n a d m iern y ch w y­

m agań. P a trz , jak szala nieliczne k w iaty cnót przew ażyła. Lecz pociesz się m łoda duszo, wiele kw iatów jeszcze przybyć m oże, zależy to od woli tw ojej. Ciesz się, że niem a tu kam ieni św aidom ej złej woli i zbrodni. Dla p rzestro g i zostaw ię ci jeden z kam ien i w ad tw oich, aby ci przypom inał, że wiele ich na szali spraw iedliw ości czeka w pierw zró w now ażenia z k w iatam i, a p otem ich przew ażenia. P a m ię ta j, iż błogosław ieni, któ rzy spraw iedliw ością żyją, albow iem spraw iedliw ość w ybaw i ich w dzień sądu. — (Schodzi ze stopn ia, położyw szy k a m y k przed W erą, zab iera koszyk 10

i wagę, tak, jak weszła, wychodzi bez szelestu.

Słychać cichą m uzykę).

Scena 3.

J ó z i a — (przeciera o c z y ) : — Sen, czy cudow­

ne widzenie mnie nawiedziło? — (W staje). — Przecież nie spałam, zamknęłam tylko oczy na chwilę i złota zjawa uraczyła m ą duszę. Złu­

dzenie było tak piękne, że m usiał to być sen, gdyż rzeczyw istością być to nie mogło. — (Bu­

dzi Werę szarpiąc ją za r a m ię ): — Werciu, droga Werciu, zbudź się i powiedz, śnię ja, czy też nie śnię?

W e r a — (zrywając s i ę ) : — Kto tu był i co m ó­

wił? Pot kroplami zrosił me czoło. Strach, co przeżyłam.

J ó z i a: — Tyś chora m oże, czego się lękasz?

W e r a — (spostrzegłszy k a m ie ń ): — Ach, to prawda, kamień został na dowód, że ta — pię­

kna, a groźna — zjawa tu była.

J ó z i a : — Tyś także widziała?

W e r a : — Ty także?

J ó z i a : — Piękna była i biała, z przepaską złotą na czole.

W e r a : — Z różami przyszła i wagą.

J ó z i a: — Z zielenią i kamykami.

W e r a — (zobaczyw szy po drugiej stronie stołu r ó ż ę ) : — I różę ci pozostawiła, a mnie nieszczę­

snej kamień.

J ó z i a — (biorąc różę do r ą k ) : — O radości!

Róża, różyczka kochana! — (całuje ją, potem w ą c h a ): — Ach, jak przewonna! Będę ci wier-

11

(7)

(2U£A26

n a różyczko droga, bo szalę dobra przew ażysz.

W e r a — (p atrzą c n a k a m ie ń ) : — Będę się s trz e ­ gła dać ci tow arzyszy! — (pokazuje go Józi n a d ło n i): — W iesz, co to znaczy?

J ó z i a : — Wiem.

W e r a : —- Nie mów nic, słyszałaś, co do m nie m ów iono?

J ó z i a : , — Nie.

W e r a: — To dobrze! Słyszałaś ja k ą m ow ę?

J ó z i a : — T ak p ięk ną jak ra js k a m uzykę.

W e r a : — Szczęśliw szaś niż ja, bo ró ża cnó t ci sio strą, a m nie k am y k bratem .

J ó z i a : — Nie sm uć się, piękno trz e b a z dobrem łączyć. Je ste m tw o ją sio strą, k a m y k nie m oże

być tw ym bratem .

W e r a : — P rz esta n ie nim być gdy róże cn ó t za ­ k w itną.

J ó z i a : — W ogrodzie se rc a go rąceg o prędko dojrzew ają.

W e r a : — Moje serce m usi się od tw ego ciepłem przejąć, aby w ypielęgnow ać róże cn ó t wielu.

J ó z i a — (w e s o ło ): — W iesz W erciu, obie m o­

żem y zaraz zyskać po różyczce.

W e r a : — Ja k im sposobem ?

J ó z i a : — Udajm y się n a spoczynek, ja k m am a . k azała, zanim w szyscy w ró cą z te a tru , a obie

zyskam y po różyczce cn o ty p o słu szeń stw a, o k tó rą u n a s m łodych ta k bardzo tru dn o .

W e r a : — Masz słuszność, śpieszm y n a spoczy­

nek, aby n a szali zła nie zaciężyły kam yki.

Z asłona spada.

KONIEC.

Biblioteka Główna UMK 300043342404

Cytaty

Powiązane dokumenty

W czasie kłótni na tle narodowym Róża świtała miała powiedzieć:'po wojnie w Polsce będzie zamało drzew, na których Polacy będą wieszać 2fiemców.'. W

Jako dokumentalistka Archiwum WSK jestem bardzo zainteresowana kontaktami kombatantek mieszkających na Śląsku i bardzo się cieszę, że odpisała Pani na mój list

System planowania i zagospodarowania przestrzennego opiera się na spekulacji wartością gruntu, a nie na dążeniu do ochrony terenów i ich racjo­. nalnej

B rak pienię­ dzy i inne przeszkody uniemożliwiły przedostanie się do G recji; Bogdański po­ w rócił do rodzinnej Galicji, by kontynuow ać studia we Lwowie,

Przepis ten mógłby przybrać na- stępujące brzmienie: „Kto dopuszcza się zamachu na życie lub zdrowie wielu osób lub mienie w znacznych rozmiarach, prowadzącego

Jednak wskutek II wojny światowej, egzekucja nie doszła do skutku i urato- wała jego i rodziców przed wyrzuceniem na bruk. W czasie okupacji niemieckiej pracował w gospodarstwie

Analiza historyczno-prawna rozwoju instytucji spółki z ograniczoną odpowiedzialnością….

Niet alle ingrepen in de woning kunnen in bewoonde staat worden uitgevoerd.. Er is gekozen voor “korte en hevige pijn”