C re d o
WYZNANIE WIARY KOŚCIOŁA ZIELONOŚWIĄTKOWEGO
W POLSCE
REDAKCJI
Z nctdziejq
Wierzymy, że Pismo Święte - Biblia - je st S łow em Bożym, nieom ylnym i natch nion ym przez Ducha Św iętego, i stanow i je d y n ą no rm ę w iary i życia.
Wierzymy w Boga w Trójcy Św iętej je d y n e g o , w o so b a c h Ojca i Syna, i D ucha Świętego.
Wierzymy w Synostw o Boże Jezu sa C hrystusa, p o c z ę te g o z D ucha Św iętego, naro dzo nego z Marii Dziewicy; w Jego śm ierć n a krzyżu za grzech św iata i Jego zm artw ychw stanie w ciele; w Je go w n ieb o w stąp ien ie i p o w tó rn e przyjście w chw ale.
W ierzym y w p o je d n a n ie z Bogiem przez upamiętanie i wiarę w ewangelię, w chrzest i Wieczerzę Pańską.
Wierzymy w chrzest Duchem Świętym, przeżywanie pełni Du
cha i Jego darów.
Wierzymy w je d e n Kościół, święty, pow szechny i apostolski.
Wierzymy w uzdrow ienie cho
rych jako znak łaski i m ocy Bożej.
Wierzymy w zm artw ychw sta
nie i życie wieczne.
G
dy piszę te słowa, zbliża się przełom starego i nowego roku. Wielu ludzi przywiązuje zapewne do tej chwili znaczenie większe, niż jest tego warta. Czy jednak zbywamy ją wzruszeniem ramion, czy też włączamy się w rytualne obchody owego umownego „przejs'cia“ - dla nas, istot żyjących w cza
sie i noszących na sobie siady jego beznamiętnie obracających się żaren, rysuje się swoisty symbol: oto czas po raz kolejny zatoczył pełne kolo i powrócił do początku.
Za sobą mamy stary rok. Jaki był? Dobry? Jasny i obfity? Czy też zły, pełen udręk i razów? A może trzeba spojrzeć na niego inaczej: to był rok, który dal i przez który przeprowadził nas Bóg. I to jest najważniejsze. Bo Bóg nas zachował, umac
niał, uczył, stawiając na naszej drodze innych ludzi, wysłuchiwał i błogosławił.
W Jego ręku, w Jego woli mogliśmy czuć się bezpieczme.
Teraz zaś nowy czas rozpościera się przed nami niczym bezkresna połać świe
żego śniegu, niezmącona jeszcze śladami stóp. Jaki też będzie ten Nowy Rok?
Czy lepszy? - szepcemy z nadzieją i natychmiast się mitygujemy: - Oby przy
najmniej nie gorszy... A może spójrzmy raczej tak: to będzie czas nowej łaski, bo jej zasoby są tak niewyczerpane jak jej Dawca, oraz czas nowych wyborów. Naszych własnych. Być może również wielkich i szczególnie ważnych, a z całą pewnością - codziennych. Zwłaszcza tych ostatnich wyborów, pozornie tylko błahych, nie po
winno się bagatelizować. Jak napisał poeta Jerzy Liebert (1904-1931): „Uczy
niwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę“.
Co więc począć, gdy nadzieja zmaga się z troską, z obawą o przyszłość?
Z lękiem wreszcie? I czy w ogóle chrześcijaninowi wolno się bać? Czy za sprawą nowego narodzenia zmienia się w mutanta niezdolnego odczuwać emo
cje, które potrafią porazić wolę i zdolność działania? Czy dar nowego życia prze
kształca go w Supermana, k tó reg o nie ima się ni lęk, ni choćby wahanie? Czy staje się hurraoptymistą z (różowymi) klapkami na oczach?
Oto zewsząd docierają wieści o wojnie, o niepokojach społecznych i zamiesz
kach, o zagrożeniu terroryzmem na skalę, którą uświadomił dopiero wrześniowy atak na Amerykę, o wzroście bezrobocia, biedzie i epidemiach. Dalekie od opty
mizmu są prognozy dotyczące sytuacji gospodarczej w świecie kurczącym się za sprawą globalnych mechanizmów. Te wieści uderzają w nas jak fale przyboju, bo nie jesteśmy odizolowani od świata, lecz związani z nim systemem naczyń połą
czonych. I uświadamiamy sobie, jak kruche jest nasze istnienie.
„Ilekroć lęk mnie ogarnia, w Tobie mam nadzieję“ - od dwudziestu kilku wie
ków te słowa Psalmisty mówią o wyborze, którego dokonuje wiara. Ilekroć... Tego wyboru trzeba dokonywać raz po raz! Ale też nadzieja, o której tu mowa, nie jest irracjonalna. To nie ślepa siła życiowa, przyrodzona człowiekowi na równi z inny
mi istotami żywymi - jak bezwiedny instynkt, który każe wciąż od nowa stawać do walki, przebijać się do słońca, przystosowywać, aby samemu przetrwać i za
chować gatunek. Ta nadzieja nie wypływa z nas. Czerpiemy ją ze Źródła. To dobrowolny wybór i świadoma decyzja - ponieważ wiemy, komu uwierzyliśmy, komu zawierzyliśmy swój los. Gwarantem naszej nadziei jest On sam. W Niego wszczepieni - z Niego czerpiemy życiodajne soki: wiarę, nadzieję i miłość. To Jego życie pulsuje w nas rytmem nieśmiertelnej nadziei i daje siłę, by iść drogą, którą obrał dla nas, by iść w Jego ślady - dokądkolwiek nas posyła.
Wokoło świat zmienia się gwałtownie, ale potrzeby pozostają te same. Lu
dzie łakną nadziei. Głodem tym żywią się reklama, media i hosztaplerzy ofe
rujący „cudowne lekarstw a“ lub „niezawodne recepty“ na wieczną młodość, urodę, bogactwo i szczęście. Ci, którzy znaleźli się w prawdziwej desperacji, szukają na oślep, skłonni uczepić się wszystkiego, co niesie nadzieję - za wszelką cenę. Pewien mędrzec żydowski powiedział: „Człowiek może przeżyć trzy tygodnie bez jadła, może przeżyć trzy dni bez wody, ale nie może przeżyć trzech godzin bez nadziei“. A nas czeka cały Nowy Rok - z Nadzieją!
hcialbym f » _ ieć świadomo
po zakończeniu tej służby, że czas, jaki dał mi Pan,
wykorzystałem jak najlepiej.
W Y W IA D z b p e m M . C z a jk o - str. 1 6 - 1 8 FO TO REPO R TA Ż śtr. 2 0 - 2 1
reko
. . . .
^ ^ y ”5 ^
W numerze:
OD REDAKCJI
Monika Kwiecień
Z nadziejq 2
KAZANIE
Mieczysław Czajko
Iść w stronę n ie b a ... 4 DUCHOWE DARY ŁASKI
Edward Czajko
Wiara, która góry przenosi 6
BIBLIA I TEOLOGIA
Tomasz Józefowicz
Chrześcijanin w obliczu wojny 8
Piotr Karas'
Wspolczujqcy Kościół... 10 ŚWIADECTWO
W yszedłem na w olność! 13
CHRZEŚCIJAŃSTWO W PRAKTYCE
Zdzisław Józefowicz
Pasja ż y c ia ... 14 POSZUKUJĄC
Ireneusz Statnik
Ś w ie c z k a ... 15 WYWIAD
Razem z moim d o m e m ... 16
_C.ńZ32C
mm
RELACJA
Monika Kwiecień
Blisko cieb ie jest Słow o... 19 FOTOREPORAŻ
Maria Krenz, Arkadiusz Czyiak
Pierwsza ksiqzka p o pow odzi... 2 0 RODZINNE PUZZLE n o w a rubryka!
Wioletta Jenderko
„Kochaj... jak siebie sa m e g o “ 22 n o w a rubryka!
NA FALI
Janusz Ciepliński
Pod prqd... 2 4
Gabrysia Maliszewska
Nieśm iertelność... 2 6
Adam Giska
Olsztyn Główny 27
WYDARZENIA
Potrójny jubileusz ... 31 STAŁE RUBRYKI:
PÓŁKA Z KSIĄŻKAMI
... 2 4
W IADOMOŚCI Z ŻYCIA KOŚCIOŁA
28
ŚWIAT
2 9
KRAJ..
Okładka: fot. Anna Stonert
Uwaga!
P o d a je m y n o w e konto:M iesięcznik "Chrześcijanin", BZ WBK, 10 O /W a rsz a w a
nr 49 1090 2574 0000 0006 4400 8327, z d o p isk iem "ofiara n a pism o 2002"
P r e n u m e r a ta k rajo w a z a rok 2002 w ynosi 39,60 zł
[KAZAN IE
Iść w stronę nieba
bp Mieczysław Czajko
R
ozpocznę to rozważanie od w s p o m n ie n ia . W czasach studenc
kich przebyw ałem w zborze, w którym był też pew ien star
szy, dostojny w swej siwiźnie brat. M iał on zwyczaj każdemu wierzącem u człow iekow i za
daw ać donos'nym głosem py
tanie: „Jak stoisz?“. W przypad
ku rozm ow y w cztery oczy szkopuł nie był wielki, a m eta
fora zrozumiała. Gorzej, kiedy tub aln y głos d o cierał w tram
waju, z tylnego pomostu, do współwyznawcy znajdującego się na przedzie wagonu. W tedy z reguły odpowiadało się sze
rokim, serdecznym uśmiechem, połączonym z nieśmiałym po
dziękowaniem. M iało się jed nak przy tym wrażenie, iż pyta
jący nie czekał na odpowiedź.
N im bowiem uśmiech ogarnął całą twarz, docierała do nas jeg o serdeczna rada: „Patrz, żebyś nie upadł!“. Efekt był co najmniej dwojaki. W spółpasa
żerowie nie rozumieli ani pyta
nia, ani zachęty. M y z kolei, wracając na przykład z m ło
dzieżowego spotkania, zachę
caliśmy się nawzajem, by wsia
dając do tram w aju, szybko sprawdzić, kto będzie tow a
rzyszem naszej podróży. I choć jest to scenka humorystyczna, którą m ożna w różnoraki sposób interpretować, w moim repertuarze językow ym na stałe zagościło pytanie: „Jak stoisz?“.
Jan Chrzciciel, za prorokiem Izajaszem, uczył, jak przygotować się na przyjście Chrystusa Pana.
Zachęcał do prostowania przed N im swych ścieżek. Zbawiciel, gdy przyszedł, powiedział, że jest „drogą i prawdą, i życiem“.
Objawił prawdę, iż „po dwóch drogach kroczy ludzki ró d “ - jak śpiew am y w jednej z pie
śni. Zachęcał, aby przez ciasną bramę wejść na wąską drogę, bo ona prow adzi do życia. Od kiedy zaś - dzięki łasce Pana Jezusa - idziemy tą drogą, czeka nas bardzo ważne zadanie. Otóż musimy nie tylko chcieć stać na dobrej drodze, ale też właściwie kroczyć tym błogosławionym szlakiem i właściwie zachowywać się podczas wędrówki. M usimy zdawać sobie sprawę z zagro
żeń, by na tej prostej drodze nasz szlak nie był kręty. I o tym chcemy teraz porozmawiać.
N ie k ie d y p o tr z e b u je m y , b y k to ś „ d o k ła d n iej w y ło ż y ł n a m d r o g ę P a ń s k ą “ (por. D z 18,24-28). W Efezie pojawił się Apollos, Żyd rodem z Aleksandrii. Jego charakte
rystyka jest ze w szech m iar pozytywna. Był należycie przy
gotow any („doskonale znają
cy P ism a“), m iał w łaściw e predyspozycje („człow iek w y
m o w n y “), do b rze przek azał wieść o drodze Pana („przemawiał z wielkim zapałem“), zw iastu
jąc, nie miał żadnych zaham o
w ań („odw ażnie przem aw iał w s y n a g o d z e ” ). D o k ła d n ie nauczał „tego, co dotyczyło Jezusa“, ale m imo tych wszyst
kich zalet potrzebował, by Prys- cylla i Akwila „wyłożyli mu dokładniej drogę Pańską“.
Apollos dobrze „stał w Panu“, bo był zdolny do przyjęcia korekty, pouczenia. A przecież mógł być pyszny, zarozumiały;
mógł mieć pretensje do wszyst
kich razem i do każdego z osob
na, że dopiero teraz nim się zainteresowano; m ógł szukać identycznie wierzących przyja
ciół. O n je d n a k dobrze „stał w P an u “, bo um iał przyjąć posługę w spom nianego m ał
żeństwa. A gdy chciał przenieść się do Achai, otrzym ał list polecający. Apollos nie opierał się tylko na tym, co potrafił, co sobą reprezentował, ale także na tym, jak był postrzegany przez innych. Zależało mu na Uście
„do uczniów, aby go przyjęli“.
Każdy z nas potrzebuje spot
kać na swej drodze Pryscyllę i Akwilę. Każdy z nas m a też p rzy w ilej oczek iw ać, że sam zostanie użyty w takiej ro li.
P otrzebujem y siebie naw za
jem , by w łaśc iw ie k ro c zy ć d ro g ą B ożą.
T rzeb a d b a ć , b y „ z d ro g i p ra w d y n ie z b o c z y ć “ (2 Tm 2,17-18). A postoł P aw eł pisze o H ym eneuszu i Filetosie, iż w łaśnie im się to, niestety, przydarzyło. Jaka by ła tego przyczyna? P raw dopodobnie znaleźli się pod silną presją sw ych g reck ich słuchaczy, którzy nie byli w stanie w y
obrazić sobie zm artw ychw sta
nia ciała. Poszli w ięc na kom prom is i zaczęli głosić jed y n ie duchow e zm artw ychw stanie.
Przez to zeszli je d n a k z drogi praw dy, stali się rozbitkam i
w w ierze i ponieśli k o n sek w encje sw ego czynu („odda
łem [ich] szatanow i, aby zo
stali pouczeni, że nie w olno b lu źn ić“).
Kiedyś czytałem, że w pew nym kraju nowe wspólnoty roz
poczynają pracę od ankiety na temat oczekiwań zborowników.
0 ile pom ysł sam w sobie je st ciekawy, o tyle symptomatyczne b y ły o d p o w ie d z i. Z n a la z ło się w n ich w szy stk o : i klub, 1 basen, i życzenie, by nie m ó
wić o grzechu ani o potępie
niu. Najmniej było oczekiwa
nia na Słowo Boże i modlitwę.
M ów iąc językiem D ziejów Apostolskich, ankietowani ocze
kiwali w szy stk ieg o , co je s t związane z „usługiwaniem przy stołach“, a najmniej tego, co a p o sto ło w ie u z n a li za fu n d a m ent sw ego pow ołania („My zaś pilnować będziemy mod- htwy i służby Słowa“).
Czasami jesteśm y pod presją rozm aitych oczekiw ań, chęci odnoszenia sukcesów w służbie albo pragnienia, by coś się działo. M usim y wtedy uważać, bo w takiej chw ih ła tw o p ó jś ć na kompromis i zboczyć z drogi prawdy.
N ie w olno „w ykrzyw iać p r o s ty c h d r ó g P a ń s k ic h “ (D z 13,4-12). Oto na Cyprze, przy Sergiuszu Pawle, najwyższym rzymskim urzędniku na tej wys
pie, ważną osobistością był nie
ja k i E lym as, fałszyw y prorok i czarnoksiężnik. Prokonsul, człowiek rozumny, chciał słuchać Słow a Bożego i dlatego zaprosił Barnabę i Saula. Słowo Pańskie w zbudza w iarę i z tego faktu niezadowolony był wspomniany czarnoksiężnik. Przystąpił do sw ego nikczem nego dzieła, starając się odwieść Sergiusza Pawła od wiary. Saul, zwany Pawłem , napełniony Duchem Świętym, zwrócił się do Elyma- sa z ostrym pytaniem-polece-
niem: „nie zaprzestaniesz ty w y k rz y w iać p ro sty ch dróg P ańskich?“ .
D roga Pańska jest tak prosta, że „nawet głupi na niej nie zbłądzi“ - mówi prorok Izajasz.
Elym as ją wykrzywiał. Jakie były tego skutki? Kto poniósł szkodę? Barnaba i Saul? Nie!
S ergiusz P aw eł, p ro k o n su l?
Też nie! R zym ski urzędnik
„uwierzył, będąc pod wraże
niem nauki Pańskiej“. Szkodę poniósł czarnoksiężnik Elymas, fałszywy prorok. Oślepł, ogar
nęła go ciemność i przez pe
wien czas zdany był na kogoś, kto by go prowadził.
N ależy przeciw staw ić się tym , „którzy chcą nas nie
pokoić“ na drodze Pańskiej (Ga 1,7). M am y przyw ilej iść tą drogą z radością, którą daje pewność zbawienia. Nie wolno zarówno niepokoić innych, jak też samemu poddawać się nie
pokojom. Coś z tego przeżyli Galacjanie. Ich radość zbawie
nia zak łó cili ludzie, którzy sam i nie rozumień, iż „spra
w iedliw y z w iary żyć będzie“
i chcieli polegać na uczynkach Prawa. Pojawiła się fałszywa nauka i dlatego Paweł musiał przypomnieć na mocy apostol
skiego autorytetu, że jest tylko jedna Ewangeha, a ktokolwiek siałby niepokój, „niech będzie przeklęty“. Apostoł użył tak m ocnego sform ułow ania, bo doskonale wiedział, że zamęt może zakłócić naszą wędrówkę.
W końcowej części swego Listu w yraził jed n ak pew ność, że je g o ad resaci b ęd ą m yśleć zgodnie z je g o nauczaniem ,
„a ten, kto ich niepokoi, kim kolwiek by był, poniesie karę“.
Gdy patrzę na drogę, która jest ju ż za mną, jak na dłoni widzę tę prawdę. Spotykałem w ielu, skądinąd gorliw ych ludzi, którzy koncentrow ali uw agę na „naw racaniu ju ż
nawróconych“. Ileż było przy tym pom ysłów, m ód, zach
wytów, nowinek! Ileż rad, by coś jeszcze „dodać do łaski“ . Z e smutkiem wspom inam tych, którzy ponieśń karę i których nie m a dzisiaj na Bożym szlaku.
„N ic dodać nie m ożesz do łaski, bo łaska to Boży jest dar“
- m ów i pieśń, która ciągle brzm i w mej duszy.
T rzy m a jm y się w ięc d r o gi P a ń sk ie j, p o d ą ż a jm y n ią z o d w a g ą . Świadom i zagro
żeń, idźm y prostym B ożym szlakiem, z radością wyznając, że zm artwychwstałem u Panu, Jezusow i C hrystusow i, „dana je st w szelka w ładza w niebie
i na ziem i“ .
□
I »ilfrlif r lM
ń
DARY ŁASKIWiara, która góry przenosi
Edward Czajko
Bo zapraw dę pow iadam w am , gd ybyście m ieli w iarę ja k ziarnko gorczycy, to pow iedzielibyście tej górze: P rzenieś się stąd tam , a przeniesie się, i nic niem ożliw ego dla w as nie b ęd zie“ (M t 17,20).
W
iara niejedno ma imię.Istnieje wiara, która jest naszym credo;
doktryną, którą wyznajemy.
Możemy podać następujące odsy
łacze biblijne: Ef 4,13 - „Aż doj
dziemy wszyscy do jedności wiary“; 1 Tm 6,20-21 - „Tymote
uszu! Strzeż tego, co ci powier
zono, unikaj pospolitej, pustej mowy i sprzecznych twierdzeń, błędnej, rzekomej nauki, do której niejeden przystał i od wiary odpadł“; Jud 3 - „uznałem za konieczne napisać do was i napomnieć was, abyście podjęli walkę o wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym“.
1. Mając na uwadze wiarę jako doktrynę, dzielimy zwykle listy apostolskie na dwie części: na część doktrynalną, czyli credo, i część etyczną, która mówi, jak w świetle tej doktryny ma wyglądać nasze moralne życie.
Podstawą ewangelickiej i ewange- likalnej doktryny jest Pismo Święte.
Ono też zawsze ma być funda
mentem wszystkich nowych kate
chizmów, wszystkich naszych wyznań wiary. Można je formu
łować tak, jak starożytny zbór rzym
ski sformułował tzw. Apostolicum, czyli skład apostolski, sobory w Nicei i Konstantynopolu - nicejsko-konstantynopolitańskie wyznanie wiary, Atanazy - tzw.
Quicumque, czyli atanazjańskie wyznanie wiary, a Kościół Zielono
świątkowy w Polsce - swoje, publikowane w każdym numerze
„Chrześcijanina“. Istotne jest tylko to, by u podstawy każdego credo leżał przekaz, jaki niesie Pismo
Święte. Gdy więc dzisiaj mówimy o kimś, że „zmienił wiarę“ - znaczy to, że zmienił przynależność koś
cielną albo wyznaniową i związane z nią credo.
2. Następny rodzaj wiary to wiara zbawcza - ufność położona w Bogu odnośnie do naszego zbawienia. Oto znowu kilka odno
śników biblijnych dotyczących tego rodzaju wiary: „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny“ (J 3,16);
„Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar“ (Ef 2,8); „Bez wiary zaś nie można podobać się B ogu“
(H br 11,6). Dzięki tej wierze jesteśmy usprawiedliwieni przed Bogiem (Rz 5,1). U podstaw Reformacji legło właśnie odkrycie przez Marcina Lutra w Liście do Rzymian (3,28), że „człowiek bywa usprawiedliwiony przez wiarę, niezależnie od uczynków zakonu“. Ten rodzaj wiary jest udziałem każdego nawróconego, nowo narodzonego dziecka Bożego.
Inaczej być nie może.
3. TVzeci rodzaj wiary, który Nowy Testament określa tym sa
mym słowem, co w pierwszych dwóch wypadkach (gr. pistis), to wiara będąca owocem Ducha (Ga 5,22). Tutaj greckie pistis pol
skie przekłady Pisma Świętego tłu
maczą jako ‘wierność’. Wiara stanowi więc także owoc Ducha, obok innych wspaniałych Jego owoców. Człowiek, który akceptu
je chrześcijańską doktrynę i jest usprawiedliwiony przez wiarę, może być - i powinien - wiemy
Bogu do końca, wiemy powołaniu, wiemy zobowią
zaniom, wiemy ślubowaniu. We wszystkim wiemy.
4. W końcu mamy też czwarty rodzaj wiary, którego mogą doznawać dzieci Boże w chwilach przez Boga łaskawie danych. Jest to wiara cuda czyniąca (lac. fides miraculosd), wiara, która góry przenosi. Ten właśnie rodzaj wiary umieszcza Paweł w swoim spisie darów duchowych w 1 Kor 12. Aby lepiej zrozumieć, na czym polega ów duchowy dar wiary, należy powołać się na ilustracje biblijne.
Bardzo często przytacza się tu przykład działania Eliasza na Górze Karmel (1 Kri 18,33-35). Dzięki przebłyskowi Ducha otrzymał on dar wiary cuda czyniącej, która dała mu całkowitą pewność, że jego konfrontacja z czterystu pięćdziesięcioma prorokami Baala zakończy się zwycięstwem, a nie porażką.
Dzięki tej pewności sprawił nawet, że sytuacja wyglądała jeszcze bardziej beznadziejnie, polał bowiem wodą ofiary i napełnił nią rów wokół ołtarza. Duchowy dar wiary pozwolił Eliaszowi z ufną odwagą zwrócić się do Pana w pełnej pokoju i zaufa
nia modlitwie, na wzór modlitw Jezusa, bez histerii właściwej prorokom Baala. Rezultat? Ogień Pana
rys. A nnie Vallotton __
spadł na Eliaszowe całopalenie, a był to ogień tak potężny, że strawił nie tylko ofiarę całopalną, ale także drwa, kamienie i ziemię, a wodę w rowie oczywiście wysuszył. Taki cud nie pozostał bez potężnego odzewu. Lud padł na twarz i wyznał: Pan jest Bogiem!
Tę samą prawdę o wierze cuda czyniącej należy odnieść do modlitwy tego proroka o deszcz. List Jakuba mówi, że „Eliasz był człowiekiem podobnym do nas“ (Jk 5,17). Znaczy to, że nam także wolno oczekiwać i prosić o taki duchowy dar, gdy wymaga
tego sytuacja w naszym życiu czy posłudze („starajcie się też usilnie o dary duchowe“ - 1 Kor 14,1).
Z życia Pana Jezusa chciałbym z kolei przypomnieć Jego przyjście do Betanii, do domu Marii i Marty, po śmierci ich brata Łazarza (J 11). Spójrzmy najpierw na Martę. Miała wiarę doktrynalną, wierzyła, że jej brat
„zmartwychwstanie przy zmartwychwstaniu w dniu o statecznym “ (w. 24). M iała w iarę zbawczą:
„Ja uwierzyłam, że Ty jesteś Chrystus, Syn Boży, który miał przyjść na świat“ (w. 27). Nie miała jednak wiary w cud wskrzeszenia Łazarza, choć na początku nieśmiało zwróciła się do Pana Jezusa: „o cokolwiek byś prosił Boga, da ci Bóg“ (w. 22). W czynie Pana Jezusa, Syna Człowieczego, widzimy natomiast w działaniu duchowe dary z „listy apostolskiej“
z 1 Kor 12. Wskrzeszając Łazarza z Betanii, Jezus dowiódł, że ma szczególny rodzaj wiary - dar czynienia cudów, bo to był cud przecież, oraz dar uzdrawiania, bo przecież jakaś choroba była powodem śmierci Łazarza.
___________________________________________ rys. A nnie Vallotton __
Pozostając przy Ewangeliach, chciałbym przypom
nieć prośbę setnika o uzdrowienie jego sługi, który leżał w domu sparaliżowany i bardzo cierpiał (Mt 8,5nn.). Jak pamiętamy, Jezus jego prośbę wysłu
chał i oznajmił: „Przyjdę i uzdrowię go“. I tu w wierze setnika nastąpił przebłysk Ducha: odparł, że nie jest godzien przyjmować w domu takiego gościa, prosi tylko o słowo ku uzdrowieniu. Sługa został uzdrowiony na odległość, a wiara setnika spotkała się z następującą oceną Pana Jezusa: „U nikogo w Izraelu tak wielkiej wiary nie znalazłem“ (Mt 8,10).
I jeszcze jeden przykład biblijny, z Dziejów Apostol
skich, jak duchowy dar wiary legł u podstaw uzdro
wienia chromego przy bramie świątyni. (Chcę przy tym zaznaczyć, że dar ten nie służy wyłącznie do celów uzdrowienia). W kazaniu wygłoszonym po tym cudzie apostoł Piotr powiedział: „Przez wiarę w imię jego [Jezusa - przyp. mój] wzmocniło jego imię tego, którego widzicie i znacie, wiara zaś przez niego wzbudzona dała mu zupełne zdrowie na oczach was wszystkich“ (Dz 3,16).
Tutaj będzie, jak sądzę, rzeczą stosowną przytoczyć treść rozmowy, jaka odbyła się między dwoma sługami Słowa Bożego: młodym, zdrowym ewange
listą i niemłodym już, chorującym duszpasterzem lokalnego zbom. „Bracie, chorajesz, bo nie masz wiary“ - odezwał się młody ewangelista. Na to pastor:
„Miły bracie, wiarę to ja mam, ale zdrowia nie mam“. Jak to skomen
tować? Czy mieli oni rację? I tak, i nie. Gdy pastor stwierdził, że ma wiarę, tylko zdrowia mu brakuje, to oczywiście mówił prawdę, że ma wiarę odnośnie do doktryny, wiarę ku zbawieniu oraz że jest wierny w swoim życiu i po
słudze. Nie przyznał jednak, iż nie posiada duchowego daru wiary, by przyjąć uzdrowienie. Młody ewangelista zaś miał rację, gdy powiedział, że pastor nie ma du
chowego dam wiary ku swemu uzdrowieniu, ale nie wziął pod uwagę faktu, że jest on również człowiekiem Bożym, człowiekiem wiary. Zresztą ewangelista też nie miał w tym momencie duchowe
go dam wiary, by służyć ku uzdro
wieniu swego starszego kolegi w służbie. Bo gdyby miał, to kła
dąc rękę na jego ramieniu, rzekłby:
„Bracie pastorze, uzdrawia cię Jezus Chrystus“.
A teraz przykład z historii.
Mężem Kościoła, u którego duchowy dar wiary przejawiał się często, był Jerzy Müller (1805-1898) z Bristolu, w Anglii, nie bez powodu nazywany mężem wiary. Był on założycielem słyn
nego Domu Sierot w Bristolu. Już sama idea stworzenia tego ośrodka, jego zorganizowanie, przybycie pierwszych wychowanków były wynikiem działania duchowego dam wiary w życiu tego człowieka.
Wiarę tę można było ujrzeć także później, w codziennym życiu mieszkańców Domu Sierot.
Pewnego dnia nie było czym nakarmić kilkuset dzieci. Mimo wszystko Jerzy Müller kazał na
kryć do stołu. Dzieci zasiadły do pustych talerzy, zmówiono mod
litwę dziękczynną. I oto naprzeciw jednych drzwi sierocińca zepsuło się koło komiego pojazdu, woźnica nie mógł jechać dalej i podarował dzieciom kosze pełne chleba, a przed drugimi drzwiami domu pojawiły się bańki z mlekiem. Oto przykład przebłysku Ducha w duchowym darze wiary u tego wierzącego człowieka. Jego historia zaprzecza zresztą tezie głoszonej przez nie
których nauczycieli pentakostalnych,
że bramą do wszystkich ducho
wych darów jest dar mówienia językami. Jerzy Müller tego dam nie miał.
Wydaje mi się też, że nie po
winno tu się obejść bez polemiki.
Polemiki z tymi, mianowicie, kaz
nodziejami, którzy próbują stępić ostrze Jezusowego radykalizmu odnośnie do wiary, która góry przenosi. Zwykle przytaczają oni opowiastkę o kobiecie, której przeszkadzała góra wznosząca się przed jej domem. Otóż pewnego wieczora kobieta ta modliła się
„z wiarą“, by ta góra została prze
niesiona sprzed jej okien, by mogła mieć widok na dalszą okolicę.
Rano wstała, patrzy przez okno, a góra stoi, jak stała. Na to ta kobieta: „W iedziałam , że tak będzie“. Tutaj zwykle następował śmiech audytorium, po czym kaz
nodzieja tłumaczył, że Pan Jezus miał na myśli góry problemów, trosk, zmartwień, wątpliwości itp., które może usunąć wiara skiero
wana do Pana. Pokusie stępienia ostrza Jezusowego radykalizmu uległ również Smith Wiglles- worth (1859-1947), nazwany przez swego biografa apostołem wiary, który powiedział: „Znany cenny werset mówi o przenoszeniu gór, usuwaniu trudności“.
Otóż nic bardziej fałszywego.
Pan Jezus mówił naprawdę o górze z kamieni i skał, o prawdziwej g ó rz e . P o d o b n ie ja k m ó w ił o wielbłądzie i prawdziwym uchu igielnym, a nie o jakiejś furtce czy bramce w Jerozolimie. A że takiej wiary, która by przenosiła góry fizyczne, Pan nie daje, to inna rzecz. Nawet apostoł Pański mówi:
„choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry p rz en o sił...“
(1 Kor 13,2). Może Pan jej nie daje ze względu na nasz egoizm, bo moglibyśmy wtedy, na przykład, kierując się patriotyzmem, przenieść Alpy na Pomorze Zachodnie, krzy
wdząc w ten sposób Szwajcarów.
Pozwólmy Słowu Bożemu na jego radykalizm.
*
Hanna Gronkiewicz-Waltz, kato
licka charyzmatyczka, podzieliła się kiedyś takim świadectwem:
BIBLIA I TEOLOGIA
Chrześcijanin
„Jednym z drobnych przykładów Jego nowego działania w moim życiu stało się rzucenie palenia.
Pam iętam , że pow iedziałam :
»Panie Boże, jeśli rzeczywis'cie obdarzyłeś mnie mocą swojego Ducha, to proszę Cię, abym prze
stała palić papierosy«. I stała się rzecz niewiarygodna - w ciągu tygodnia rzuciłam palenie, które towarzyszyło mi przez 13 lat“.
Zachęcony tym „drobnym przykładem“, chcę podzielić się własnym świadectwem o prze
błysku Ducha w duchowym darze wiary. Był styczeń 1992 roku. Nowa władza państwowa słaba, a zło coraz mocniejsze.
Trudno było się do tego przyzwy
czaić. Samochód, dzisiaj narzędzie pracy, a nie luksus, bez blokady skrzyni biegów i kierownicy, bez alarmu, zostawiłem nie za zamy
kaną bramą kościelnego parkingu, lecz - jak przez lata - na ulicy i po
szedłem na naradę. O godzinie siedemnastej narada się skończyła, wyszedłem, patrzę, a samochodu nie ma. Po zgłoszeniu kradzieży wracałem do domu autobusem, myśląc: „No cóż, teraz będziemy jeździć autobusem: na nabożeń
stwa, w odwiedziny do współ
wyznawców w domach, w szpi
talu itp.“ Autobus zatrzymał się przed światłami na jednym z głów
nych skrzyżowań i oto otrzymałem nagłe, jak grom z jasnego nieba, natchnienie do modhtwy, pozba
wionej formy liturgicznej i nawet bez „Amen“: „Boże, Ty nie musisz tego robić, ale możesz sprawić, by ten samochód się odnalazł“. Ogar
nął mnie wtedy niewysłowiony pokój. Nazajutrz wszedłem do na
szego sekretariatu i jedna z sióstr mówi: „Co, samochód ukradli?“. Ja na to: „To nic, znajdzie się“.
A potem refleksja: dlaczego ja tak mówię? Po kilku dniach otrzyma
łem wiadomość, że samochód jest do odebrania na policyjnym par
kingu. Drobny przykład. Drobny przykład przebłysku Ducha w wie
rze cuda czyniącej.
Soli Deo gloria (Bogu jedynie chwała)!
□
Tomasz Józefowicz
T
o, co wydarzyło się 11 września 2001 r., długo jeszcze będzie kładło się złowrogim cieniem na historii świata. Zapamiętamy tę datę dobrze, bowiem tego dnia dokonano najstraszniejszego zamachu ter
rorystycznego. 19 zdecydowanych na śmierć desperatów porwało trzy wypełnione pasażerami cywilne samo
loty i uderzając w obie wieże nowo
jorskiego World Trade Center oraz w lewe skrzydło Pentagonu, pogrze
bało pod ich gruzami kilka tysięcy ludzi. Czwarty samolot-pocisk, praw
dopodobnie tylko dzięki bohaterskiej postawie jego pasażerów, nie dotarł do celu, jakim był Biały Dom, i rozbił się na terenie Pensylwanii.
Dziś już wiadomo, że za tymi zamachami stoi Osama ben Laden i jego międzynarodowa organizacja terrory
styczna „Baza“. Stany Zjednoczone rozpoczęły w Afganistanie działania zbrojne, których celem jest złapanie zbrodniarzy oraz zniszczenie obozów treningowych i zaplecza militarnego
„Bazy“- Interwencja amerykańska nosi wszelkie znamiona interwencji karnej.
Działania odwetowe mają także na celu zapobieżenie kolejnym atakom ze strony talibów. Zatem Ameryką kieruje z jednej strony chęć wymierzenia sprawiedliwości, z dmgiej zaś troska o bezpieczeństwo swoich obywateli (i obywateli innych państw) w przyszłości. Do USA dołączyli ich sojusznicy. Polacy również mają mieć w tych działaniach swój udział.
Wiadomo, że podczas operacji, której towarzyszą zmasowane ataki bombowe, nieunikniona jest śmierć niezaangażo- wanych bezpośrednio w walkę cywilów.
CO MÓWI BIBLIA?
Jak chrześcijanin powinien oceniać obecną sytuację? Jakie działania ma uznać za słuszne? Jaka postawa jest jego obowiązkiem? Co Pismo Święte chce nam powiedzieć o karaniu jednych i bra
niu w obronę dmgich?
Apostoł Paweł, pisząc do wierzących w Rzymie, napomina ich, by sami nie wymierzali kary, ale pozostawili ją gniewowi Bożemu. Ich obowiązkiem jest wroga nakannić i napoić, a zło dobrem zwyciężać (Rz 12,19-21). Zaraz potem Paweł dodaje jednak, że Bóg ustanawia władzę, która ma być narzędziem wymie
rzania kary złoczyńcy (Rz 13,4). Władza jest więc Bożym sługą - dla dobra wierzących. Podobne stwierdzenie znaj
dujemy w I Liście Piotra 2,14. Użyte przez Pawła w Rz 12,19 i 13,4 słowo greckie ekdikeo ma dwa znaczenia:
1. ‘brać w obronę kogoś’, ‘pomścić kogoś’ i 2. ‘karać coś’, ‘wymierzać karę za coś’. Apostoł Piotr używa formy rzeczownikowej ekdikesis, która również ma te dwa podstaw ow e znaczenia:
1. ‘wymierzanie sprawiedhwości’, ‘kara’
i 2. ‘branie kogoś w obronę’, ‘pomsta’.
Związane w powyższymi działaniami czynności są oczywiście nie do pomyśle
nia bez użycia siły, czego Paweł wydaje się w pełni świadomy, kiedy ostrzega, że funkcjonariusze władzy „nie na próżno miecz noszą“ (Rz 13,4). Z nauczania obu apostołów można zatem wstępnie wy
snuć wniosek, że Bóg sankcjonuje użycie siły w celu wymierzania sprawiedliwości i obrony ludzkiego życia tylko wówczas, gdy dokonuje tego zbrojne ramię władzy, nigdy jednak, kiedy robią to jednostki pozbawione jej pełnomocnictwa.
NA WZÓR CHRYSTUSA
Jednak zarówno Piotr, jak i Paweł wzywają wierzących do czegoś więcej.
Mianowicie chcą oni, by chrześcijanie w ogóle zrezygnowali z dochodzenia swoich praw, stawiając im za wzór samego Chrystusa (Rz 12,14; 1 Kor 4,12-13;
Flp 4,6-7; 1 P 2,18-23). W szczególności dotyczy to sytuacji, kiedy wierzący są prześladowani ze względu na Niego.
Taką okoliczność, pisze Piotr, chrześci
janie powinni nawet uznać za powód do radości (1 P 4,13-14). Paweł i Piotr są w tym względzie wiernymi kontynua
w obliczu wojny
torami nauczania samego Jezusa. Ich Pan wzywał uczniów, by nie sprzeciwiali się złu, nadstawiali drugi policzek, odda
wali swoje mienie, nie stawiali oporu (M t 5,38-42). Wypełnił te słowa, kiedy kazał Piotrowi schować miecz, a sam poz
wolił się aresztować i przybić do krzyża (Jn 18,10-11; Mt 26,51-52). Zamiast niena
widzić, Jezus nakazał uczniom miłować nieprzyjaciół i modlić się za tych, którzy ich przesiadują (Mt 5,43-44). Wisząc na krzyżu, modlił się: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią“ (Łk 23,34).
NIE BĄDŹ BIERNY
Warto jednak podkreślić, że wyrzeczenie się przemocy nie jest z punktu widzenia Jezusa jednoznaczne z biernością. Kiedy jeden ze sług Annasza wymierzył Mu policzek za rzekomy brak szacunku dla osoby arcykapłana, Jezus odpowiedział:
„Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, że źle, a jeśli dobrze, czemu mnie bijesz?“
(J 18,23). Wbrew temu, czego spodziewa
libyśmy się w takiej sytuacji, nasz Pan nie
„nadstawił drugiego policzka“, lecz ostro zganił ów niekontrolowany wybuch gniewu.
Widzimy, że Jezus nie pozostawał bierny wobec swoich wrogów, choć nie zawsze Jego reakcja była taka sama.
Niektórych zdobywał swoją dobrocią.
Uleczył na przykład Malchusa, który przyszedł go aresztować i w starciu z Piotrem stracił ucho (Lk 22,51). Wy
rzekając się użycia siły, Jezus pozostaje wrażliwy na ludzką krzywdę. Kobiety przyłapanej na cudzołóstwie nie po
zostawił na łasce i niełasce „stróżów prawa“. Starał się chronić jej życie bez uciekania się do przemocy. Naśladowca Jezusa nie może zatem pozostać obojętny, gdy widzi, jak ktoś wyrządza drugiemu krzywdę. Kiedy jadę autobusem, a grupa wyrostków pozbawia innego pasażera zawartości portfela, nie mogę siedzieć cicho, wlepiwszy wzrok w spis treści kieszonkowego Nowego Testamentu.
Muszę zareagować, co nie znaczy, że mam się na rabusiów od razu rzucić z pięściami.
ETYKA WYRZECZENIA SIĘ PRZEMOCY Czy Jezus podał jakieś uzasadnienie dla głoszonej przez siebie słowem i czynem etyki wyrzeczenia się przemocy? Można wskazać przynajmniej dwa: jedno zwią
zane z charakterem Boga, a drugie z naturą Królestwa Bożego.
Po pierwsze, uciekanie się do przemo
cy w celu dochodzenia swoich praw byłoby mezgodne z charakterem Boga, którego Jezus i Jego uczniowie chcą głosić i reprezentować. Bo czy m ożna mówić o Bożym miłosierdziu, o tym, że Bóg nierychły jest do gniewu i daje grzesznikom czas na opamiętanie, a jedno
cześnie wymierzać tym samym grzesz
nikom karę, gdy tylko pogwałcą u sta
now ione przez nas praw a? Pospiesz
ne wymierzanie sprawiedliwości nie byłoby zgodne z charakterem naszego Ojca. Wroga mamy oszczędzić, dając mu czas na opamiętanie.
o
Zanim rozlegnie się huk bomb, chrześcijanin z całych sil zabiegać będzie o pokój i zbawienie wszystkich:
sprzymierzeńców i wrogów
Po dmgie, wyrzeczenie się przemocy ma być również świadectwem tego, że choć żyjemy na tym świecie, należymy do innego Królestwa, które nie jest z tego świata. Z tego powodu uczniowie nie mieli walczyć w obronie Jezusa. Gdyby
Królestwo Jezusa było „z tego świata“, walczyliby, ale dlatego, że jest „nie z tego świata“, Jezus nakazał im schować broń (J 18,36). Tego Królestwa nie ustanawia się przy pomocy siły oręża.
STOSUNEK DO WŁADZY
Choć uczniowie, tak jak ich Mistrz, nie są z tego świata, pozostają na tym świecie i dlatego ich etyka nieuciekania się do przemocy ma granice. Wytycza je Boża troska o doczesne uporządkowa
nie życia ludzkiego. Ponieważ Bóg nie chce siłą zmuszać nikogo do przyjęcia Jego panowania, a jednocześnie pragnie uchronić ludzkość przed całkowitą zag
ładą, ustanawia władzę świecką i ocze
kuje, że chrześcijanin będzie jej poddany - także wówczas, gdy władza ta wy
mierza sprawiedliwość. Człowiek wie
rzący ma obowiązek wspierać władzę w realizacji wyznaczonych jej przez Boga funkcji: wymierzania sprawiedli
wości i obrony. Z tego między innymi powodu chrześcijanin nie powinien uchylać się od płacenia podatków. Nie oznacza to, że wierzący ma być wobec władzy bezkrytyczny ani ślepo jej pod
dany. Władza, która nie spełnia nale
życie funkcji sługi Bożego - tzn. stania na straży sprawiedliwości (wspomniane wcześniej słowo ekdikeo to zbitka ek -
‘z’ i dike - ‘sprawiedliwość’), do
puszczając się niesprawiedliwości - nie może liczyć na poparcie chrześcijan.
TEORIA „WOJNY SPRAWIEDLIWEJ“
Tutaj właśnie, w interesującym nas kon
tekście, ma zastosowanie wypracowana przez Tomasza z Akwinu i Francisca Suareza teoria „wojny sprawiedliwej“.
Teoria ta miała pomóc chrześcijanom w ocenie działań zbrojnych i odróżnie
niu tych, które spełniają kryteria spra
wiedliwości, od tych, które ich nie speł
niają. Kryteria wojny sprawiedliwej obe
jmują warunki przystąpienia do wojny {ius ad bellum) i warunki prowadzenia wojny {ius in bello). Po pierwsze, wojna
musi być wypowiedziana przez prawo
mocną władzę. Po drugie, musi być wypowiedziana w słusznej sprawie (np. w celu wymierzenia kary barba
rzyńcom i obrony ludności). Po trze
cie - gdy wszystkie inne sposoby rozwiązania konfliktu zawiodły. Po czwarte, użyta siła musi być minimal
na (środki zastosowane w danych oko
licznościach nie mogą wykraczać poza środki konieczne do osiągnięcia za
mierzonego celu). Po piąte, musi być spełniony warunek proporcjonalności (spodziewane niepożądane konsek
wencje działań wojennych nie mogą być większe niż spodziewane pożąda
ne skutki). Po szóste wreszcie, prze
moc musi być skierowana tylko prze
ciw tym osobom, które stanowią uza
sadniony cel ataku. Jeśli akcja zbrojna spełnia powyższe warunki, można ją uznać za usprawiedliwioną.
ROZDARCIE I NADZIEJA
Uznając zasadność powyższej teorii (przy świadomości, że jej poszczególne ele
menty ciągle wymagają dokładnego zba
dania i osobnego uzasadnienia), trzeba stanowczo stwierdzić jedno: wybuch wojny zawsze będzie stawiał chrześcijanina w sytuacji tragicznej i powodował w jego sercu rozdarcie. Bo z jednej strony, chrześcijanin nie żywi militarystycznych zapędów. Jako obywatel Królestwa Bo
żego woli pertraktować, przekonywać, sam szkodę ponieść, a nawet narazić się na śmierć, byle nie dopuścić do maso
wego rozlewu krwi i wybuchu przemocy.
Z drugiej jednak strony, ta sama troska, która skłania miłosiernego Ojca w nie
bie do ustanowienia władzy karzącej złoczyńców, zmusza Jego dziecko na ziemi do współpracy z władzą na rzecz utrwalenia względnego porządku w tym świecie, nawet jeśli oznacza to osobisty
udział w wojnie. Chrześcijanin weźmie udział w wojnie sprawiedliwej, ale uczy
ni to z żalem, że nie udało się zaprowa
dzić pokoju innymi środkami. Zanim jednak rozlegnie się ryk silników i huk bomb, z całych sił zabiegać będzie - słowem i czynem - o pokój i zbawienie wszystkich: swych sprzymierzeńców i swych wrogów. A w każdym lokalnym konflikcie, o ile jest to w jego mocy, będzie przyjmował rolę mediatora, na wzór swego Mistrza, który „nie wahał się wycierpieć krzyż“, aby pojednać z Bo
giem Jego zbuntowane stworzenie.
„Błogosławieni pokój czyniący, albo
wiem oni synami Bożymi będą na
zwani“ (Mt 5,9). □
Autor jest diakonem zboru „Nowe Zycie“ w Warszawie oraz wykładowcą etyki w Warszawskim Seminarium Teologicznym.
Współczujący Kościół
Piotr Karaś
W dniach 16-17 listopada w Łodzi odbyła się konferencja „Współczujący Kościół“, poświęcona misji Kościoła wśród osób uzależnionych. Dla nas, chrześcijan zaangażowanych w pracę z tymi ludźmi, był to czas szczególny.
Przysłuchując się głównemu mówcy, Patrickowi Prosserowi z chrześcijańskiej organizacji „Life for the World“
w Anglii, zrozumieliśmy, że współczucie Kościoła to coś więcej niż przelotny dreszcz emocji. Aby współczuć - trze- ba najpierw zrozumieć siebie, człowieka uzależnionego, jego rodzinę. Kościół współczujący musi też wiedzieć, jak unikać pułapek w służbie uzależnionym. Samo współczucie nie wystarczy, jeżeli bowiem nie przerodzi się ono w pełne mądrości, ofiarne zaangażowanie - nie będziemy w stanie pomagać ludziom.
W
zborach najczęściej prezentujemy postawy wobec ludzi uzależnionych, które
balansują pomiędzy stwierdzeniem:
„Niech pokutują, to Bóg ich wyzwoli“
i „Sami sobie na to zasłużyli“. W rzeczy
wistości - przekonywał Patrick Prosser - je ż e li nasza pom oc narkom anom i alkoholikom ma się ograniczyć do wywołania ich do modlitwy na środek kaplicy, włożenia rąk i wręczenia Nowego Testamentu, najprawdopodob
niej nigdy nie będą wolni. Musimy Uczyć się z koniecznością poświęcenia sił i środków, by nawróconego, zrodzo
nego do nowego życia człowieka wyprowadzić na wolność. Wielu będzie
wracało do nałogu, a naszym zadaniem jest ponowne wyprowadzenie ich na wolność. Przekonująco brzmiały słowa Prossera: „Twierdzenie, że narkoman staje się chrześcijaninem w ciągu 24 godzin, budzi moje podejrzenie. To tak, jakbyśmy chcieli umyć okna w roz
padającej się ruderze, gdy tymczasem trzeba ratować fundamenty“.
W Kościele spotykamy jeszcze jedną postawę: „Normalni ludzie są lepsi niż nałogowcy. Normalni chrześcijanie są lepsi niż chrześcijanie uzależnieni“.
Słuchając słów Patricka Prossera, zas
tanawiałem się, jak bardzo daliśmy się zw ieść przekonaniu, że narkom ani i alkoholicy to zupełnie inni ludzie,
ludzie gorszego gatunku, wymagający pomocy w placówkach specjalnych, zamkniętych, ludzie bez szans na zmianę. To prawda, że nie jest łatwo im pomagać. To prawda, że doznajemy wielu porażek. Ale czy tak bardzo różnimy się od nich? „Nigdy nie byłem narkomanem - mówił Patrick. - Bóg jednak musiał się rozprawić z wieloma innymi grzechami w moim życiu.
Wcale nie jestem od nich lepszy“.
Sam i potrzebujem y uw olnienia Każdy z nas był nałogowym grzeszni
kiem. Dlatego potrzebowaliśmy Bożej łaski, Chrystusa - potrzebowaliśmy zbawienia. Nie zdołamy pomóc innym,
jeżeli sami nie donalis'my uwolnienia.
Dowiedzielis'my się, że w Wielkiej Brytanii ponad 80 procent ludzi uza
leżnionych doświadczało wcześniej mo
lestowania: fizycznego, seksualnego, emocjonalnego, a w niektórych przy
padkach nawet duchowego. „Mamy przybraną córkę, która była molesto
wana - mówił Patrick (oboje z żoną, Jenny, od wielu lat pełnią funkcję ro
dziców zastępczych). - Była narko
manką. Dopiero niedaw no pozw oliła się objąć i przytulić. Teraz już nazywa nas mamą i tatą. Nie mówi tego do nas bezpośrednio, ale do innych ludzi.
W idzim y, ja k B óg ją uzdraw ia.
Usługując od wielu lat chrześcijanom w Polsce, zauważyłem, jak wiele osób w alczy z bólem , który m a źródło w krzywdach doznanych w przeszłości.
Dotąd nie doświadczyli uwolnienia“.
Wielu chrześcijan nie potrafi poradzić sobie z poczuciem wstydu, samotności czy lęku. W Ewangelii Jana 8,36 mamy jednak obietnicę Jezusa: „Prawdziwie wolnymi będziecie!“. Myślą przewod
nią wieczornego kazania naszego goś
cia z Anglii były słowa: „Bóg wszelkiej pociechy“ (2 Kor 1,3). Wielu uczest
ników konferencji, zachęconych Bożym wezwaniem, mogło doświadczyć dzia
łania Ducha Świętego, przemieniającej miłości Bożej.
W spółczujący Kościół rozumie problem uzależnienia
Uzależnienie to problem duchowy.
Ludzie spoza Kościoła mówią o choro
bie, o niedojrzałej osobowości. Jako chrześcijanie wierzymy jednak, że istotą problemu uzależnienia jest grzech. Słowo ‘uzależnienie’ oznacza oddanie czemuś kontroh. Można być uzależnionym od wszystkiego, co dominuje w czyimś życiu. Niezależnie od tego, czy jest to osoba, rzecz, czy środek chemiczny. Patrick Prosser zwrócił uwagę, że w Liście do Gala- cjan 5,19-21 wśród „uczynków ciała“
wymienione są pijaństwo i... czary.
Greckie słowo farmakeia można prze
tłumaczyć jako ‘czary’, ale także ‘traci- cielstwo’, ‘narkomania’. Biblia jedno
znacznie potępia nadużywanie alkoho
lu (Prz 23,29; Tt 2,3; Ga 5,19-21). Jest ono równie niebezpieczne jak bałwo
chwalstwo i czary. W istocie - mówił Patrick - uzależnienie jest składaniem hołdu innemu bogu, jednak nie alko
holowi, nie narkotykom, ale samemu
szatanowi. Dlatego tak tmdno wyrwać się z tego śmiercionośnego związku.
N aw et niechrześcijanie nazyw ają uzależnienie toksycznym związkiem miłosnym. Człowiek uzależniony prag
nie wprawdzie miłości Chrystusa, chce jednak służyć Bogu, ciągle pozosta
jąc niewolnikiem nałogu. Tymczasem
„nikt nie może dwom panom służyć“
(Mt 6,24).
W spółczujący Kościół rozumie naw racających się narkom anów
i alkoholików
Często nie uświadamiamy sobie, jak trudno jest narkomanowi czy alkoho
likowi się zmienić. Nie wystarcza samo pragnienie ani decyzja zmiany. Czło
wiek, który przez lata był pod kontrolą substancji chemicznych, potrzebuje czasu, by odbudować swe życie. Rodzi się na nowo, ale jak niemowlę wyma
ga długiej i szczególnie troskliwej opieki. Od nowa uczy się radzić sobie z uczuciami. Boi się, co się teraz sta
nie z najbliższymi. Złości się i obar
cza innych winą za swój nałóg. Prze
żywa żal po odstawieniu alkoholu jak po stracie najbliższego przyjaciela. Ma wrażenie, że życie bez narkotyku nie jest już tak ekscytujące jak dawniej. Do tego doplątuje się wstyd i wyrzuty sum
ienia, często fałszywe. Alkoholik, który zaczyna się leczyć, w poczuciu winy, że zostawił rodzinę, dzieci i dom, po kilku dniach opuszcza ośrodek. Wierzy włas
nym kłamstwom. W rzeczywistości nie wróci do najbliższych. Wcześniej co dzień zostawiał ich dla alkoholu i nie miał wyrzutów sumienia.
Pracując z uzależnionymi, musimy wiedzieć, że nie potrafią właściwie oce
niać rzeczywistości. Mówią: „Chcę mieć wszystko albo nic, jeżeli nie mogę być najlepszy, nie ma sensu, bym dalej próbował. Jeżeli raz poszło źle, zawsze wszystko skończy się niepowodze
niem“. Generalizują: „Nigdy nie prze
stanę pić, nigdy nie pójdę do tego Kościoła, bo mnie zawiedli ostatnim
razem“. Nawet rzeczy pozytywne postrze
gają jako złe: „Powiedział nń komplement, bo widział, że źle wyglądam“. Czytają w myślach: ,N ie polubią mnie w tym Kościele, po co miałbym tam iść“.
Leczenie narkomana to proces, wymaga czasu. Uzależnienie to zaledwie 5-10 procent problemu człowieka, resz
ta to ból - tłumaczył Patrick Prosser.
- Ponad dwa lata temu byłem na Ukrainie. Pewien człow iek poprosił o modlitwę. Walczył w Afganistanie.
Widział tam przerażające rzeczy.
Prawie wszyscy radzieccy żołnierze przyjmowali heroinę. Przerażała ich myśl, że mogliby zostać pojmani i tortu
rowani przez Afgańczyków. Uzależnił się od heroiny. Gdy wyszedł na zapro
szenie do modlitwy, powiedział mi:
„Stałem się chrześcijaninem, ale ciągle jestem pełen lęku, mam koszmary, okrop
ne sny“. Kiedy modliłem się o tego młodego mężczyznę, aby został uw ol
niony z więzów lęku, aby wypełniła go miłość Chrystusa, nagle upadł na beto
nową podłogę. Byłem bardzo zanie
pokojony. Po pół godzinie wstał, objął mnie i powiedział: „Dzięki ci, Jezu!“.
Uwolnienie nie oznacza jedynie od
stawienia środka chemicznego. Istotą procesu uzdrawiania jest uczniostwo.
Uczenie się życia na nowo, w głębokiej więzi z Bogiem, w posłuszeństwie Bogu, w doświadczaniu przebaczenia na co dzień. Proces zdrowienia można porównać do podróży - wyjaśniał mówca. - Mijasz wiele zawiłych skrzy
żowań. I oto przed tobą prosta, szeroka, wolna od innych pojazdów droga.
Wydaje ci się, że nic nie stoi na prze
szkodzie, aby przyspieszyć. Dodajesz gazu. Nie zwracasz uwagi, że droga jest oblodzona, a na jej końcu ostry zakręt.
Pewien narkoman doświadczył cu
downego uwolnienia. Przez rok nie brał. Kiedy pomyślał, że jest już wyle
czony, że wszystko ma za sobą, poczuł się silny: „Mogę przestać, kiedy chcę“.
Nie potrafił oszacować strat, przyszłość nie istniała: „Co z tego, że jutro stracę pracę, zdrowie, przyjaciół. Liczy się dzisiaj. A dzisiaj jest ze mną moja butel
ka, mój narkotyk“. Całe myślenie zostało podporządkowane jednemu:
„Skąd wezmę kolejną działkę, bu
telkę?“. Patrick przekonywał: mogą siedzieć w Kościele, mogą mieć ręce podniesione w uwielbieniu, a w głowie kołacze się coś innego: żona mnie nie kocha, pastor nie akceptuje itd.
W spółczujqcy Kościół rozumie rodziny o s ó b uzależnionych Uzależnienie jest problemem całych rodzin. Picie powoduje napięcia w re
lacjach rodzinnych. Rodzina, w której mąż i ojciec pije - izoluje się od ludzi.
Swej tajemnicy nie wyjawi innym.
Konflikt narasta. Pojawia się agresja, przemoc. Dzieci doświadczają roz
chwiania emocjonalnego. W końcu rodzina poddaje się kontroli osoby uzależnionej. W szystko obraca się wokół m ęża czy ojca, który pije.
Wreszcie alkoholik podejmuje lecze
nie. Wyjeżdża do ośrodka. Rodzina zaczyna organizować się na nowo, już bez niego.
Co może uczynić Kościół? Jak pomóc rodzinie? Po pierwsze - uczynić uzależnienie problem em otwartym.
O tym należy mówić! Alkoholizm czy narkomania w rodzinie naszego brata lub siostry jest problemem naszego zbom.
W wielu Kościołach organizowane są grupy wsparcia nie tylko dla uza
leżnionych, ale również dla ich rodzin.
Spotykają się matki i wspólnie szukają sposobów wspomagających uzdrowienie swego życia. Zony alkoholików mogą dzielić się problemami, modlić się, na nowo budować to, co zrujnował alkohol.
Istnieje natomiast inny problem - zauważyli Prosserowie podczas spotka
nia na temat duszpasterstwa rodzin osób uzależnionych. - Czy ludzie mogą nam zaufać? Czy m ogą podzielić się z nami tajemnicą, nie ryzykując, że za chw ilę usłyszą o sw oim problem ie z kazalnicy? Pew na kobieta zw ierzy
ła się swojej pięcioosobow ej grupie z problemu, którego doświadczała jako żona alkoholika. Przełam ała wstyd, prosiła o dotrzymanie tajemnicy. Na najbliższym nabożeństwie inna sios
tra podeszła, aby zapewnić ją o mod
litwie. Powiedziała, że wie o wszyst
kim oraz że poprosiła o modlitwę inne kobiety w zborze.
U nikanie p u ła p e k w p ra cy z ludźmi uzależnionym i
Przed pułapkami w pracy z uzależ
nionym i chroni stosow anie zasad tzw. twardej miłości. Nie potępiam y alkoholików, ale na mocy autorytetu Jezusa mówim y im: „Przestańcie grzeszyć“ (por. J 8,11).
Wiemy, że nie wolno spychać na m argines narkom anów i alkoho
lików, uważać ich za ludzi drugiej kategorii. N ie pom ożem y jed n ak narkomanom, gdy w imię źle pojętej miłości będziemy chronić ich przed konsekwencjam i zażyw ania narko
tyków. Nie pom ożem y alkoholikom, jeżeli w imię miłości będziemy za
pewniać im wikt i opierunek, roz
grzeszać, nie nakreślając wyraźnych granic, nie staw iając warunków.
T w arda m iłość nakazuje m ów ić
„nie“ alkoholikowi, gdy przychodzi po pieniądze (lepiej go nakarmić), m ów ić „jutro“, gdy przychodzi, cuchnąc jeszcze alkoholem , i nale
ga, abyś mu pom ógł natychmiast.
Bardzo łatwo paść ofiarą m anipu
lacji, dlatego nie wolno pracować samemu. Pan Jezus wysyłał przecież swych uczniów parami.
Pierwsze pytanie, które zadajemy narkomanom, brzmi: Czy ty naprawdę tego chcesz? (por. J 5,6) Czy chcesz zmiany? Jeżeli ktoś potrzebuje pomocy, dopiero wówczas możesz mu pomóc.
A jak często pomagamy tym, którzy sami nie chcą przestać?
* ❖ ❖
Konferencja została zorganizowana z myślą o chrześcijańskich pracow
nikach zaangażow anych w służbę wśród osób uzależnionych. Wzięło w niej udział około stu osób, głównie pracow nicy lokalnych oddziałów M isji „Nowa Nadzieja“, kierownicy chrześcijańskich punktów konsulta
cyjnych oraz przedstawiciele chrześ
cijańskich organizacji zajm ujących się profilak ty k ą uzależnień. C ie
szym y się, że na konferencji nie zabrakło pastorów i liderów naszego Kościoła, zainteresow anych rozpo
częciem i rozwojem tej służby w swo
ich zborach.
Popołudniowe zajęcia w mniejszych grupach prowadzili pracownicy Misji
„Nowa Nadzieja“ oraz Fundacji „Life for the World“:
1. Marek Tomczyński, pastor zboru w Janowicach Wielkich, dzielił się doświadczeniem z pracy w Chrześci
jańskim Ośrodku dla Osób Uzależ
nionych „Nowa Nadzieja“, którego jest wieloletnim dyrektorem.
2. Edward Błahut, koordynator Misji Nowa Nadzieja okręgu południowego, odw ołując się do dośw iadczeń M isji w Ustroniu, przybliżył pracę punktu konsultacyjnego, grup wsparcia i Dni Skupienia.
3. Robert i Shirley Barfoot z „Life for the World“ mieszkają od wielu lat we W rocław iu, prow adzą pracę m isyjną w Polsce, służąc małżeństwom i ro
dzinom. W Łodzi poprowadzili semi
narium na tem at unikania pułapek w pracy z ludźmi uzależnionymi.
4. Część uczestników konferencji wzięła udział w prowadzonym przeze mnie spotkaniu, poświęconym możli
wościom współpracy zbom z władzami samorządowymi i administracją rządową w zakresie przeciwdziałania narko
manii i alkoholizmowi.
Konferencja nie mogłaby się odbyć bez pełnego ofiarności zaangażowa
nia członków zbom przy ul. Jaracza w Łodzi, za co z całego serca pragnę im w tym miejscu podziękować.
Piotr Karaś
□
O soby zainteresow ane w spół
pracą: słu żb ą w śród ludzi uza le żn io n y ch , u tw o rz en iem przy zborze C h rześcijań sk ie
go P u n k tu K o n su ltacy jn e g o dla O sób U zależnionych i ich R o d zin , k o n fe ren c ja m i oraz sz k o le n ia m i p rz y g o to w u ją cym i do tej pracy, zapraszam y do ko n tak to w an ia się z B iu rem M isji „N ow a N adzieja“
w Łodzi:
Misja
Wśród Uzależnionych od Alkoholu
„Nowa Nadzieja“
ul. Jaracza 95/97
90-244 Łódź
tel.: (42) 678-04-73
faks: (42) 679-06-46
e-mail: pkaras@go2.pl
Dyrektor: Piotr Karaś
[Ś W IA D E C T W O
Wyszedłem na wolność!
Podczas konferencji „W spółczujący Kościół“
(relacja na s. 10) sobotni wieczór poświęcono n a e w a n g e liz a c ję . Ś w ia d e ctw a m i o B o ży m działaniu oraz pieśniami dzielili się pracownicy M isji „N ow a N ad zieja“ , a Słow em B ożym usługiwał pastor M arek Tomczyński.
Św ia d e c t w o Ry s z a r d a:
Przez alkoholizm doprowadziłem m oją rodzinę na krawędź przepaści. M oi trzej synowie, moja żona byli w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ byłem człowiekiem nie do zniesienia. Pracowałem na kopalni, w ydaw ało m i się, że św iat należy do m nie, a okazało się, że przegrałem swoje życie.
W ystroiłem się w garnitur, stanąłem na m oim balkonie, na dziesiątym piętrze, chciałem popełnić samobójstwo. I usłyszałem głos: „Teraz byś dopiero narobił“. Ja teraz wiem, czyj to był głos. Teraz dopiero... „Nie dość, że wszyscy wytykali palcami żonę, dzieci za to, co wyrabiasz - teraz by mieli pole do popisu“.
Postanowiłem zm ienić swoje życie. Kiedy były organizowane Dni Skupienia w W odzisławiu SI., | pojechałem. Kiedy było wezwanie do modlitwy, | stanąłem na środku. Nie wiem, co się ze m ną stało. I W ywróciłem parę krzeseł. Poczułem taki Boży dotyk. M yślałem, że to wystarczy, że nic więcej nie m uszę robić, i okazało się, że to jest złudne. Bardzo szybko wróciłem do alkoholu. Ale to już nie były powroty takie jak kiedyś. Już nie było radości.
N iosąc butelk ę, p ro siłem B oga, żeby m i ją w yrw ał z ręki.
D owiedziałem się, że w Janowicach W ielkich jest chrześcijański ośrodek. Nie byłem gorliwym kato
likiem, dla mnie Bóg nie istniał. Dlatego, że w wieku j 18 lat straciłem mamę, która bardzo mnie kochała, j Pomyślałem sobie: „Nie m a Boga“. Kiedy wyje
chałem do ośrodka janowickiego, m iałem ogromne pragnienie zmiany. Nie chciałem w tym momencie, aby m oja żona i dzieci się zmieniły, ale bym ja się zmienił. I do tego jeszcze poznałem wspaniałych ludzi: Marka, Janusza, Ewę, Darka. M yślałem , że będą wystrojeni, z koloratkami, zaczną odprawiać nade m ną modły, m oże się wywrócę, może nie.
A okazało się, że są to normalni ludzie, którzy mają normalne rodziny, dzieci. Siedzą ze m ną przy stole, jedzą to samo, co ja.
„Boże, Ty żyjesz, jesteś, pomóż mi. Potrzebuję Ciebie, potrzebuję Twojej pom ocy!“ . B óg się pDdotknął mojego serca. Bardzo tego pragnąłem.
W szyscy mi mówih: „Wiesz, ja rozmawiam z B o
giem, Bóg do mnie mówi!“. O czym oni mówią?
-zastanaw iałem się. Pierwsze dni w Ośrodku są ciężkie. Oderwanie od żony. Zona została z trojką dzieci. Syn narkoman. M ocno zaangażowany w nar
kotyki. Jego życie było równie zrujnowane, jak moje. M yślałem sobie: „Co mi Bóg może powie
dzieć w tym momencie? Co mi m oże zaoferować?“
B óg jednak żyje i wysłuchuje modlitw. Zaczął do mnie przemawiać. To było olśnienie. Parę nocy nieprzespanych. Rozm owa z Bogiem. „Boże, to jest to. Tego pragnąłem przez całe życie. Gdzie byłeś?“
„Pizy tobie. Tylko tyś chodził swoimi drogami“.
Bóg uwolnił mnie w jednym dniu od alkoholu, papierosów - w styczniu. Przyjechałem znając re
gulamin ośrodka. Wiedziałem, że nie wolno palić, m imo to po drodze kupiłem papierosy. „Nie chcę, by rządził m ną kawałek papiem lub jakiś napój“ - prosiłem Boga. Pam iętam tamten wieczór - Bóg mnie uwolnił. Odczułem Boży dotyk. Nie miałem pragnienia zapalić. Jakby coś się we mnie zmieniło.
Od tego m omentu minął już siódmy rok. Nie piję, nie palę, jestem wolny! Bóg otw orzył bramy, wyszedłem na wolność! Zdecydowałem się iść za Jezusem. Utrzymałem się. B óg dał mi wizję. Dzisiaj jestem kierownikiem misji. Pracuję w Raciborzu.
Ogrom na liczba ludzi przychodzi do nas. Wiem, że mamy zwiastować Ewangelię, nie rezygnować.
R ok tem u zginął mój syn. Sam z r e z y g n o w a ł z życia. Policjanci weszli do mieszkania po pięciu dniach. Obok ciała leżała strzykawka... Po tygodniu urlopu wróciliśmy z żoną do domu. Nie wiem, czy dał sobie „złoty strzał“, czy nie... Mówiłem: „Boże, m uszę widzieć, do czego doprowadza narkomania i alkoholizm“. Dzisiaj kocham ludzi, którzy do nas przychodzą. To są młodzi ludzie, wąchają kleje, palą papierosy. Kocham ich miłością, jaką m a Bóg.
Dziękuję Bogu, że dzisiaj mogę powiedzieć mojej żonie, że ją kocham. Przez dwadzieścia lat naszego małżeństwa nie mówiłem jej tego. Kochałem ją, lecz nie potrafiłem tego wyznać. Dziś jestem szczęśli
w ym dziadkiem. Biorę wnuczka na ręce, śpiewam mu pieśni, a on wie, że to jest ten dziadek, którego potrzebował!