Jean Wahl
Realność ku możliwości
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (8), 150-156
o m ożliwości nie pojaw ia się wcale. Zabijaj, k radn ij ile wlezie, ko chaj jak ci się podoba... W szystko odznacza się tu cudow ną łatw o ścią” . Poezję nadrealisityiczną w ypełnia to uczucie swobody, jakie d a je sen i któ re usiłu je ona odtw orzyć w swym rytm ie, w bezładzie obrazów i form . „Nic m nie nie wiąże, n aw et przyszłość” , mówi A ra gon. A P a u l E luard: „W ejdź, chodź. Niedługo, n u rk u pow ietrzny, najlżejsze pióra schw ycą cię za gardło (...) Twoje ciało płynie szyb ciej niż m yśli i nic — rozumiesz? nic nie może cię prześcignąć” . Des nos: „Pow iedziało m i widmo mewy, że w iatr, k tó ry niesie głos, jest w ielkim buntem św iata i że głos ten będzie m i łaskaw y” . O brazy senne nie tylko w y rażają tę wolność, rów nież ją g w a ra n tu ją i chro nią, nadając um ysłow i dynam ikę, dzięki której opanuje on rzeczy wistość. J a k pow iada Ju lie n Graq, są „źródłem energii” . N atom iast A ndre B reton pisał, że d a ją nam dostęp do pierw otnych sił bytu.
przełożyła Ewa Bieńkowska Robert Brechon
Realność ku możliwości *
Istn ieje — mówią nadrealiści — nieuleczalna tro sk a człowiecza, k tó rą uśm ierzyć m ożna tylko za spraw ą pracy w yobraźni, tw orzącej „nadrealność” . Ta nadrealność jest — z pew nego p u n k tu w idzenia — nierealna, ale nierealnością głębszą, jeśli dobrze rozum iem , niż to, co realne. „Człowiek proponuje i dysponu je, sam strzela i sam nosi kule — czytam y w pierw szym M anifeście — od niego ty lk o zależy, aby -do siebie w pełni należał” (bardzo to byłoby piękne, gdyby to rzeczywiście od niego tylko zależało). To znaczy, że człowiek m ógłby utrzym ać w stanie anarchii sforę w łas nych pożądań, z dnia n a dzień niebezpieczniejszą. Poezja poucza go, jak to zrobić, poniew aż nosi w sobie „doskonałe w yrów nanie gnębią cych nas niedoli” . K luczem tajem nicy je st więc poezja, jak miłość niekiedy... powiedzmy, obie razem . M oglibyśmy w ybrać parę słów: miłość, poezja, wolność, cudowność i zbudować — albo raczej odbu dować — istotę nadrealizm u rozw ażając, co znaczyły. Ale najw aż niejsze jest oczywiście zrozum ienie poezji.
D ar słowa w yłania się, z m arzenia i snu, w bezpośredniej bliskości nieświadomości; razem z nim pojaw ia się d ar tw orzenia obrazów. Dlatego wolno nam postaw ić pytanie: k tó ry z nich jest napraw dę ważny? M ówiliśmy o w yobraźni w ogóle. Ale dla Bretona, jak mi się zdaje, w ażna jest napraw dę w yobraźnia słowna.
„D ar mowy, tym bardziej zaś pism a — powiada B reton — zdaje się opierać na zdolności błyskaw icznego skrótu w w ykładaniu (o ile
* Jest to fragment wykładu wygłoszonego w 1968 r. na sympozjum w Cerisy-la- -Salle; przeikład z Entretiens sur le surréalisme. Paris 1968 La Haye.
w ogóle m ożna mówić o w ykładaniu) niew ielkiej ilości faktów poe tyckich lub innych, k tóre są dla m nie tw orzyw em ” . Czym są nad realistyczne obrazy? J e st jeden, sławny, k tó ry — jeśli wolno po wiedzieć — podaje w wątpliw ość parasol i m aszynę do szycia. Za w dzięczam y go Lautréam ootow i. O cóż chodzi? Trzeba zbliżać, łą czyć fak ty i rzeczy zazwyczaj nie podciągane pod w spólny m ianow nik. Ale to zbliżenie nie będzie ciekawe, jeśli nie dokona się w n a j w yższym napięciu. „Obraz jest czystym tw orem ducha” — mówił Reverdy, jeden z m istrzów Bretona. Ale obraz nie rodzi się ze zwy kłego porów nania, trzeb a „zbliżenia dwóch istotności m niej lub wię cej odległych” . Im związek m iędzy nim i będzie dalszy a zarazem trafn y, ty m bardziej w yrazisty będzie obraz, tym więcej będzie m iał uczuciowej mocy i poetyckiej realności. Realności poetyckiej — ale realność poetycka to, jeśli rozum iem , realność po prostu. „Trzeba kalkow ać w łasne obrazy” — m ówi w ważnej nocie Breton. Trzeba więc znaleźć pismo myśli. Ale odsłania się tu osobliwe zmieszanie. P otęga w yobraźni jest zarazem potęgą losu, aktu, w którym ry su jem y obrazy dane nam przecież, nadchodzące skądinąd. Mogą to być głupstw a, absurdy... które zmienią się powoli w dzieła sztuki. „Nad naw ałnicam i zjawi się cudowna p a rty tu ra ”. Muzyczne porów nania są stosunkow o rzadkie u nadrealistów , dlatego te właśnie podkre ślam. Zatem nie chodzi o talent, ale o coś innego, o wolność; a także o rzeczywistość i życie.
Istn ieją rozm aite sposoby posługiw ania się językiem , ale n ad reali styczny jest najw znioślejszy. Języ k nadrealistyczny objaw i się i nie jako wzięci w spotkaniu ze szczególnymi, uprzyw ilejow anym i przed m iotam i. Coś na kształt platonizm u ry su je się w pierw szym M anife ście: „Można by sądzić — m ówi Breton — że zam iast poznawać, zaw sze raczej rozpoznajem y” . Jakże to bliskie m yśli platońskiej, teorii anam nezy.
Tak więc należy zbliżać obrazy różne. Ponieważ jedne będą praw do podobnie wyższe, drugie niższe, błyśnie m iędzy nim i iskierka. O bra zy, które przytoczę, nie przekonują mnie całkowicie, muszę je jed nak przypom nieć: „pieśń pluszcząca w stru m y k u ” — to R everdy — albo: „dzień rozłożył się jak biała serw eta” . Oto dwie istności, zbli żone w sposób, k tó ry nas zaskakuje. Zdumieni, m am y popaść w zach w y t nad cudownością, k tórą chcielibyśm y osiągnąć. Z przypadkow e go poniekąd zbliżenia dwu biegunów trysnęło szczególne światło, św iatło obrazu, na któ re jesteśm y nieskończenie uw rażliw ieni. „W ar tość obrazu zależy od piękności uzyskanej isk ry ” . Pojaw ia się teraz nowa dwuznaczność. Słowo „piękność” oznacza tu coś nieskończenie cennego, jak u Rim bauda, kiedy woła: „O moje dobro! Moje pięk no!” Ale gdzie indziej B reton lży piękno. To samo napięcie i dwois tość znajdujem y u Bretona. W artość obrazu jest w każdym razie funk cją różnicy potencjałów m iędzy dwoma przew odnikam i. Trzeba, aby zjaw iła się iskra... Ale — w gruncie rzeczy — w yrażaliśm y się dotąd tak, jakby z jednej stro ny był przedm iot, a z drugiej podmiot.
Ale n apraw dę jesteśm y „rozpuszczalni” ; nasza m yśl rozpuszcza się w przedm iocie; i człowiek rozpuszcza się we w łasnej myśli. Je st za tem coś powszechnego, coś, w czym jesteśm y zanurzeni.
B reton pod koniec M anifestu mówi: „Spieszę dorzucić, że nie obcho dzą m nie przyszłe techniki su rrealisty czn e” . In te resu ją go więc — jeśli dobrze rozum iem — obecne, np. pism o autom atyczne. P odtek sty zdań B retona są często tru d n o uchw ytne, np. „nadrealn e słowo w e w nętrzne to słowo nie inne niż to, k tóre mówiąc podsuw a mi w y raz niegniew nie” . J e st to więc słowo w ew nętrzne, k tó re podsuw a mi w yrazy najsłodsze, najbardziej m iękkie, lecz także gniew ne. Czy poeta pow oływ ał swe słowo do istnienia sam czy też ono go naw ie dzało? „Chcę dawać to, co uczyniłem i to, czego nie uczyniłem ” . Poe ta był w stanie św iętej gorączki, my zaś pow inniśm y iść za nim tak daleko, jak potrafim y. „Żyć i nie żyć — oto drogi w yobraźni” . „Istnienie skry w a się gdzie indziej” . F orm uła R im bauda kończy pierw szy M anifest.
W przedm ow ie napisanej w 1929 r. (sam M anifest pochodzi z 1924) B reton staw ia pod znakiem zapytania ziem skie istnienie, w yposaża jąc je we w szystko, co nie mieści się w granicach zazwyczaj zakre ślanych. N iechaj będzie wyzw olona wyobraźnia, bowiem tw orzy p rzedm ioty rzeczyw iste. I podaje p rzykład działania wyobraźni: poe ta może zobaczyć nadrealnie naw et p ły tk ę parkietu: „Zapraw dę, to coś było jak b y jedw abne, z jedw abiu pięknego jak w oda” . Wodą zaś je st jed n ym z żywiołów cieszących się w zględam i B retona — jest nośnikiem uniw ersalnego d ram atu . Od chw ili uchw ycenia wizji n ad realn ej odsłania się nam, nam samym , tajem nica, k tó ra jest nam i i zarazem w szechśw iatem . Tajem nica, k tó rą jesteśm y m y sami, p rzy pom ina Uczniów w Sais Novalisa i przypom ina także P ytię z Delf. Nie będę się dłużej zatrzym yw ał nad drugim M anifestem . Z n ajd u je się w nim słyn n y fragm ent, o który m już powiedziano, że jest za bardzo znany: „W szystko każe wierzyć, że jest takie m iejsce w um y śle, gdzie śm ierć i życie, rzeczyw iste i w yim aginowane, przeszłe i przyszłe, przekazyw alne i nieprzekazyw alne nie było już ujm ow a ne jako sprzecznie” . Aby w yeksplikow ać ów tekst w m ierze, w jakiej je st on eksplikow alny, należałoby odosobnić w ym ienione przykłady, bo przecież stosunek przeszłego i przyszłego to nie to samo, co re lacja m iędzy przekazyw alnym a nieprzekazyw alnym , ta zaś jest znów czymś innym niż związek m iędzy wysokim a niskim. B reton szedł tu śladem H eraklita, chw ytając przeciw ieństw a, zestaw iając je i mówiąc,, że jest jeszcze najw yższy p unkt, do którego m am y do trzeć, m ianowicie coincidentia oppositorum . Jakżeż nie wspomnieć M ikołaja z Kuzy!
Możliwości są poniekąd tak jak rzeczy realne. Możliwość prze ku realności, realność ku możliwości. G ra m iędzy nim i trw a. Ale dość ju ż rozw ażań nad M anifestem ! To, co pragnę jeszcze powiedzieć, niech będzie rozm yślaniem nad poetą nadrealności. W ybór nazw iska
1 5 3 ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY
jest a rb itra ln y — W illiam Blake. Mówiąc o B lake’u będę kontynuo wać m oją analizę nadrealności.
Rozpoczął od w ierszy w zasadzie nie różnych od poem atów m u współczesnych. Ale naw et w pierw szych widać znaki zapytania, któ re potem drążyć będą jego myśl:
Tygrysie! Łuną dzikiej mocy W ogromnych świecisz borach nocy! Twą przeraźliwą piękność jakież Stworzyły ręce, jakież oiczy?
Włócznie z gwiazd (kiedy spadły bożych I płacz gwiaździsty skrzył się w niebie, Czy On polubił cię? Gn stworzył Jagnię! Czy stworzył także cieibie?1
Odpowiedź, jakiej praw dopodobnie udzielał w duchu Blake, brzm ia ła: Bóg lub miłość.
Ta odpowiedź nie zadowoli Bretona. Teraz jednak jesteśm y przy B lake’u, niezbyt daleko — w gruncie rzeczy — od py tań nadrealizm u i samego Bretona. Gruda i k a m y k — ciem ny z pozoru wiersz u kazu je nam teorię miłości B lake’a:
Miłość nie szuka nigdy siebie Ani o siebie ma staranie. Miłowanemu tworzy niebo I tam gdzie piekieł są otchłanie.
To dopiero akt pierw szy. D rugi rozpoczyna się od słów:
Tę pieśń śpiewała gruda gliny • Deptana bydła racicami;
Lecz ze strumienia kamyk mały Tymi za ćwierkał ge(j słowami: Jedynie siebie m iłość szuka; Dla .swego szczęścia i roz<koszy Miłowanego spętać pragnie;
Wbrew niemu mury piekieł w zn o si2.
Równocześnie Blake uśw iadam ia sobie istnienie nędzy. Jesteśm y tu niedaleko od spostrzeżeń, k tóre legły u podstaw tak surrealizm u, jak m arksizm u, skoro M arks w Anglii w łaśnie zaczął pisać swe dzieło. „Tworzą sobie niebiosa z naszej nędzy! — woła Blake — Tu, w Lon dynie, w krzyku każdego człowieka, w krzyku dziecka, którym m iota strach, w każdym głosie — słyszę k ajdany w ykute przez ducha, sły szę zwłaszcza, jak na mieście, o północy, przekleństw o młodej ulicz nicy kazi łzę nowo narodzonego dziecięcia” .
1 W. Blake: Poezje wybrane. Przekład Z. Kubiaka. Warszawa 1972 PIW, s. 75. 2 Ibidem, s. 68.
Nie będę badał w szystkich m otyw ów, k tó re złożyły się na B lake’a pieśni profetyczne, jakże różne od pieśni niew inności i doświadczenia. In n y już B lake p u b lik u je poetycką prozę Z aślubiny niebios i piekieł. O gląda tam w alkę duchów, duchów rozum ujących i słodkich em ana- cji, k tó ry ch try u m f odrodzi w końcu człowieka powszechnego. Tak u B lake’a, jak u B reto n a — k tó ry znał go doskonale i w ielekroć doń naw iązyw ał — w y stę p u je idea jedności, integralności. Nie możemy oddzielać rzeczy od siebie; odnosi się to tak do B lake’a, jak do B reto na. Istnienie człowiecze jest rzeczyw istym złem, poniew aż bez p rze ciw ieństw nie ma postępu. Blake przypom ina tu H eraklita, na pewno byli m iędzy nim i pośrednicy, praw dopodobnie Böhm e i Sw edenborg. Trzeba zachować energię i rozum zarazem , chociaż rozum to w róg energii. Czyż jed nak energia nie jest tym , co płodzi zło? Rozważanie B lake’a przypom ina tu nieraz B au d elaire’a, a często Nietzschego. Blake odrzuca całą trad y cję platońską, k tó ra dzieli człowieka, tra d y cję, k tó ra podporządkow uje to, co zmysłowe tem u, co rozumowe. „Ciało jest tą częścią duszy, k tó ra rozróżnia pięć zmysłów. Rozum ogranicza e n e rg ię ;. energia zaś to w ieczna rozkosz. Poeta jest — w brew sobie — po stronie dem ona” . M ilton — zauw aża Blake — jest o w iele bardziej interesu jący , gdy opisuje diabła, niż gdy przed staw ia Boga. D latego — powiada — M ilton jest nieśw iadom ie dem o niczny. P o eta jest zawsze po trosze uczniem diabła. Tu należy spytać, razem z N ietzschem z jednej, Bretonem z drugiej strony: czy trz e ba w ybrać zło? Czy też należy w ybrać jedność dobra i zła, bo w ybór czystego i prostego nie jest możliwy? (...)
Któż rozpozna, kto Bóg, a kto diabeł? Cóż to jest dobro, co zło? Blake pisze, że dnia pew nego zasiadł do stołu z Izajaszem i Ezechielem. „O biadow ali ze m ną, a ja spytałem , jak m ieli czelność tw ierdzić z ca łą pewnością, że m ów ił do nich Bóg” . Izajasz odparł: „Nie w idziałem Boga i nie słyszałem nikogo w skończonym szumie m ych zmysłów. Lecz one odkryły nieskończoność w każdej rzeczy. Przekonany, trw am w m ojej pewności, to zaś jest m oją pewnością, że głos jest głosem Boga” . T rzeba więc, abyśm y — uw olnieni od pospolitego p raw a — w yzw olili praw dziw ą energię i autentycznego ducha. Czło w ieczeństw o jest ju ż upadkiem i myślę, że tak samo było w nad- realizm ie. „D aw ni poeci — mówi Blake — ożywiali przedm ioty zm y słu, tw orząc geniuszy lub bogów” . Tak stw orzony został system k orzystny dla tych, którzy — wychodząc od przedm iotu — um ieli zagarnąć w niewolę um ysłow e istności; usiłowali zmienić je w rze czywistość, a naw et w abstrakcję. „Oto początek kapłaństw a. K apła ni oświadczyli, że tak w łaśnie rozporządzili bogowie, i ludzie zapom nieli, że w szystkie bóstw a m ieszkają w piersi lu dzk iej” . Tu k ry je się odpowiedź B lake’a na nasze pytanie: cóż to jest, ta nadrealność? Czyżby była transcendentna? Nie, m ówi Blake, nadrealność m iesz ka w piersi człowieka, ale ta pierś człowiecza jest sam ą boskością. Nie m a religii n atu raln ej! To jeden z aksjom atów B lake’a.
to jasne, ale też nie m a duszy pozbawionej ciała; i walki duchowe m uszą być krw aw e. Te sam e w yrazy spływ ają z piór Blake’a i Rim bauda. Blake, jak Rim baud, pokłada ufność w duchowej walce: „ Ist nieją b itw y inne niż na m iecze” . Istn ieje bowiem bóstwo in telek tu al nej definicji, bóstwo określające, bóstwo złe. B lake nazywa je Uirizen (zapewne od zniekształconego słowa „horyzont”). „W szystko to, co określa, m usi zostać pokonane, aby w ybuchła nowa rew olucja. Poza rew olucjam i, am erykańską i francuską, poza rubieżam i Europy i A m eryki rozpościera się szeroka rów nina, pysznią się góry. Obalo ne zostanie widmo intelek tualn ej spekulacji! W szystko co żywe jest św ięte, życie zaś czerpie rozkosz z samego życia” .
N astąpi tak a chw ila — chw ila nadrealności — w której utożsam ią się form y, naw et drzewo, ziem ia i kam ień; w szystkie ludzkie form y identyczne, k tó re dotąd żyły i rozbudzały się powoli ku lotnem u ży ciu dusz, miesięcy, k ształtów i godzin — ockną się ostatecznie w wiecznej radości. Tak w łaśnie zostaje osiągnięta nadrealność — w tym , co Blake nazyw ał „chw ilam i szczególnym i” („m inutę particu lars”) i w łaśnie w ich szczególności. Dlatego też w yruszył do boju z m aszyną, podobnie jak później nadrealiści. Pow stanie m iasto tech niki, technopolis, które m usi zostać w końcu zniszczone i pochło nięte. Trzeba zatem um ieć zobaczyć czas poza naszym czasem, p rze strzeń poza zw ykłą przestrzenią, nieprzeliczalną mnogość wieczno ści. Na sztychu B lake’a dziecko we łzach ukazuje nam drogę i w y prow adza z labiryntów ; uw olnieni ludzie przechadzać się będą w wieczności, wszyscy niby jeden człowiek, chroniąc się jedni w d ru gich. Dla Blake’a najw ażniejsze jest to, co nazyw a on „radością pło m ien n ą” , albowiem wszystko co żyje jest św ięte i dusza jest n a j w iększą rozkoszą dla duszy. Trzeba czegoś większego, bardziej uni w ersalnego niż rew olucja francuska i am erykańska, aby narodził się przyszły człowiek, którego ręka i pierś będą niczym złote, kolana i lędźw ie zaś srebrne. Dla Blake’a, jak dla Rim bauda, działanie m u si towarzyszyć poezji a poezja rytm izow ać działanie, i w tym pu n k cie obaj zgadzają się z Bretonem .
Trzeba więc przejść przez przeciw ieństw a, rozorać przeciw ieństw a i związać je n a pow rót w mnogich rezonansach w zajem nych. Istnie ją bowiem przeciw ieństw a boskie i zwykłe, któ re są pospolitym i sprzecznościam i. N egacje nie są przeciw ieństw am i; przeciw ieństw a istn ieją we wzajem ności, podczas gdy negacje nie istnieją napraw dę, podobnie jak zastrzeżenia, w yjątki i niew iary. One wszystkie nie po zostaną po wiek wieków. Tym czasem rozum jest właśnie zdolnością rozdzielania.
Radość jest stanem człowieka; niewinność, doświadczenie również. Pierw sza kroczy niewinność, doświadczenie drugie. Poprzez nie (ob chodząc się bez Heglowskiej syntezy) zdążamy ku naczelnej jedno ści, dom inancie, k tó rą B lake nazyw a człowiekiem czującym, „eta- ty w n y m ” . Różni się on od człowieka New tona i Locke’a, dwóch w iel kich adw ersarzy Blake’a. J e st czymś diam etralnie innym niż homo
scientificus. Posiądziem y sztukę i naukę w ich nagim pięknie, p raw dziwą sztukę i praw dziw ą naukę. (...)
Dlaczego B lake k ry ty k o w ał Locke’a i N ew tona oraz ich poprzednika — Bacona? Poniew aż były to inteligencje, k tóre dzielą. J e st coś cen niejszego niż inteligencja, m ianow icie w yobraźnia: „Nasze spojrze nia są ideam i w yobraźni” . B erkeley to filozof, k tó ry w y w arł w ielki w pływ na B lake’a i nie m niejszy na B retona. Ten ostatni cy tuje go p rzy n ajm n iej dw akroć.
M iejsce jedno stki ludzkiej zajm ują więc stany, nie tak jednak, by jednostkę unicestw ić; przeciw nie, pow inna zostać zachowana. W s ta nach tych odnaleźć m am y — b y użyć słów Hegla — przekształcone „w szystko to, co najczystsze w naszym życiu” . Oto praw dziw e „ J e ruzalem n iebiań sk ie” (ty tu ł ostatniego poem atu B lake’a), oto m o m ent, w k tó ry m A lbion (czytaj: człowiek powszechny) zjednoczy się znów z sobą sam ym . Idea integralności jest — koniec końców — k a m ieniem w ęgielnym nadrealizm u.
Blake podjął próbę, k tó ra daje nam po jęcie, co może zdziałać nad- realizm , bo, trzeba powiedzieć, nadrealizm dom aga się działania. J a k poeta może działać? Idea działania ledw ie ry suje się u B lake’a; do niosła i w ażka jest u B retona. Spójrzm y, ja k pieśniarz m oże zarazem przekształcać życie, jak n auki R im bauda i M arksa godzą się z sobą. To w łaśnie jest propozycja B retona, widoczna zwłaszcza w N aczy niach połączonych. M ożna też sięgnąć do Freuda... J a k te d o k try n y mogą nas wzbogacić, posunąć choćby o kro k naprzód? K roki te — jeden po drugim — zbliżają nas być może do nadrealności, k tó ra zresztą — z innego p u n k tu w idzenia — ju ż została osiągnięta, hic et n u n c : dla B lake’a w Londynie, w P ary żu dla poety P ary ża — B reto na.