• Nie Znaleziono Wyników

Wiara i zawierzenie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wiara i zawierzenie"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Wiara i zwierzenie – Kazimierza Wierzyńskiego, poety.

Kazimierz Wierzyński zmarł w 1969 roku, obchodzimy zatem pięćdziesiątą rocznicę jego śmierci. Nie była to ani data szczególna, ani wydarzenie wyjątkowe. Zmarł artysta i człowiek spełniony, odszedł po prostu, bo przyszedł czas odejścia, a on jak nikt umiał żyć w zgodzie ze swoim czasem. Dlatego o wiele ważniejszą rocznicą, nie tylko ze względu na doskonalszą jakby okrągłość, wydaje mi się stulecie wydania debiutanckiego tomu wierszy poety z roku 1919. Niewielki zbiorek opatrzony prowokacyjnie prostym tytułem Wiosna i wino był jedną z pierwszych polskich - już w Polsce - książek poetyckich. Wypełniony zachwytem nad młodością i wolnością mimowolnie stał się jednocześnie sygnałem i symptomem - że oto otwiera się przed polską poezją przyszłość. Książce tej przypada więc honor reprezentowania naszej niepodległości w poezji, a jej autorowi należy się szczególne uznanie, tym bardziej, że nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Więcej: okazał się poetą (i Polakiem) niemal wzorcowym.

Dominującą, dla mnie, cechą poezji Wierzyńskiego jest jej budujące przesłanie.

Nie to wprost wyrażone, lecz to wchodzące pod skórę i w kości, w oddech i w mięśnie. Ich czytanie sprawia niemal fizyczną przyjemność, wariacko raduje, niejasno podnieca, ale nie to stanowi o ich wyjątkowości; raczej to, że pod wpływem przeczytanego wiesza, człowiek ma ochotę działać – zrobić coś, cokolwiek, byle było dostatecznie wielkie: szlachetne, piękne, dobre. Może więc nie o przesłaniu, lecz o wezwaniu, o zachęcie należałoby mówić? Tajemnicza energia, którą wyzwala i niesie znakomicie skomponowany wers, strofa, myśl jasna a niebanalna, pozostaje formalnie nieuchwytna. Bo przecież nie są to wiersze innowacyjne, technicznie wyjątkowe; przeciwnie, zaledwie samodzielne w swojej tradycyjności. Czy jednak, to nie ta właśnie artystyczna pewność siebie skłania, aby im zaufać? Warto! Bo takie frazy zachęcają do życia. Ale do życia nie byle jakiego. Życie bowiem samo w sobie, zdaje się wierzyć Wierzyński, warte jest ryzyka uwierzenia w nie dlatego, że otwiera przed każdym jego własną szansę na spełnienie. Łatwo ją zmarnować, jeśli żyje się byle jak. Przez życie iść zatem należy w rytmie kroków stawianych samodzielnie, ale ze świadomością, że moja ścieżka ostatecznie biegnie równolegle do tych, jakie wydeptali inni; iść trzeba z podniesioną głową, uważnie przypatrując się otoczeniu, żeby ze spotkań z ludźmi i wydarzeniami uczynić sobie przedmiot namysłu. A więc - życie jako wiersz? To właśnie udało się temu poecie jak chyba żadnemu innemu.

Taka harmonia między życiem i dziełem, taka zgodność bycia z myśleniem, pragnienia z wolą – to cud zaiste. A jako, że cud, to i potwierdzenie – że świat taki właśnie jest, i może nawet to jest ten świat, którego jesteśmy częścią, póki co, ale go nie zauważamy... Kazimierz Wierzyński, pisał, żył, a nawet wyglądał tak, jakby był skończonym dziełem sztuki – olimpijskim herosem. Słowa wypowiadał trafne, myślał precyzyjnie, a głos jego (zostało sporo nagrań), twarz i postawa (na każdym zdjęciu) emanowały optymizmem, nie zamierzonym bynajmniej, lecz spontanicznym – akceptacją doczesności we wszystkich jej sprzecznościach. A do tego jeszcze ten arystokratyzm ducha, przenikliwość umysłu, trafne wybory, bo nieskalane małostkowym lękiem.

Opatrzność umieściła te olimpijskie cnoty w życiu spełnionym, codzienność poety obdarzając losem fortunnym. Bo zaiste wszystko przychodziło mu łatwo – i pisanie, i zbliżenia z bliźnimi. Ten cud artystycznego i życiowego spełnienia czyni

(2)

go, z dzisiejszej perspektywy, pierwszym pośród Skamandrytów… Tuwim, jakże sprawny, nie był zbyt mądry, Słonimski bystry, a za to oschły, Lechoń egotyczny i egzaltowany, a Iwaszkiewicz cyniczny pięknoduch. Wierzyński miał każdej z tych wad w sam raz i akuratnie, żeby zrównoważyły zalety, których mu Natura nie poskąpiła. Aż chciałoby się uwierzyć, że jego talent objawił się Polakom w tym szczególnym momencie, żeby ośmielić ich do korzystania z daru wolności z młodzieńczą brawurą. Żeby odważyli się być odważnie, czyli być… poetycko. Bo, czy nie uczyli nas nasi poeci, że tak właśnie być się godzi po polsku? Trudno nie ulec jego czarowi. Ten człowiek nie miał chyba wrogów, wszyscy go kochali, co w artystycznym światku i w polskim grajdołku, nie zdarza się często. Pojawił się jak ktoś od dawna wyczekiwany; jakbyśmy go potrzebowali.

Kiedy otwiera się tom Wierszy zebranych poety urodzonego w (polskim wówczas) Drohobyczu, a zmarłego w Londynie (dla niego też polskim), to dość przeczytać wiersze pierwszy i ostatni, żeby między Wiosną i winem a Snem marą przeczuć jakąś Całość, na którą złoży się kilkaset utworów, stylistycznie różnorodnych, a zawsze doskonałych. Ekstatyczny witalizm młodzieńczej pieśni zdaje się otwierać przyszłość z tą sam mocą, jaka tkwi w bezpretensjonalnym pożegnaniu z doczesnością, zapisanym dosłownie w ostatnich godzinach życia. Ale te wiersze łączy nie tylko szczerość, ludzka droga do prawdy, łączy je również świadomość. Treścią całego dzieła Wierzyńskiego jest bowiem samowiedza natchnionego poety, który mimowolnie pozwala się podglądać przenikliwemu filozofowi – bo obaj są razem tą samą osobą. Jakby, posiadłszy zdolność do utrzymywania trwałej równowagi między szałem a mądrością, artysta swoim życiem i swoim pisaniem jednocześnie potrącał orficką strunę, której rezonans uczynił go poetą niemal archetypowym. Sam o sobie zresztą mówił, że gdyby dane mu było życie drugie, to znowu spędziłby je na pisaniu wierszy.

A przecież w jego wyznaniach nie ma krzyny ekshibicjonizmu. Nawet w tych wczesnych, których bohaterem jest młodzieniec zachłystujący się własną młodością;

może się w nie doskonale wcielić młodość każdego chłopaka, i dziewczyny też. Sam kiedyś uległem ich czarom… Pamiętam, że dwutomowe wydanie Dzieł zebranych kupiłem jakoś w latach szkolnych i odtąd oszałamiałem się tymi wierszami na niejednych wagarach. Szły do głowy jak wódka i papierosy, jak wydumane aromaty ciał kobiet podglądanych znad książki, świadcząc o tym, że poezja jest - Logosem zmysłów. Głos poety wodził na peryferie, barwił szare miasto nietutejszą radością.

Była w nim słodycz grzechu usprawiedliwienia, jakiego potrzebuje rozbudzone pragnienie ucieczki z ciasnego życia tu i teraz. A zarazem to te same nonszalanckie eksklamacje czepiały się drzew na plantach i krzaków na działkach, przywiązując młode ciało do wiosennego wiatru, który zawsze w końcu wiał do domu. Czyż bowiem jego bliskość nie brała się z tej domowej, swojskiej aury jaką roztaczała wokół… polskość jego poezji? Polskość czerpana nie z symboli, nie z historii, lecz ze sposobu postrzegania dookolnego świata. Z jednej strony rosyjska śpiewność, gest duchowy szeroki niczym ukraiński step, a z drugiej łacińska wzniosłość i grecka jasność myśli. Czy nie taka chciała być poezja wolnych, znowu i nareszcie wolnych, ludzi we własnym kraju? To nie była już wolność do zdobycia, to było życie, zawsze pojedyncze, do zagospodarowania. Może dlatego był to pierwszy poeta, z którym się kolegowałem. Może dlatego, że z jego poematów da się całkiem praktycznie skorzystać?

(3)

Kiedy dzisiaj czytam, wznowiony niedawno, Pamiętnik poety, zapis swoistej autobiografii mówionej pisarza, to zadziwia mnie, jak mocno każdy niemal wiersz jego wyrastał z konkretnego przeżycia, któremu towarzyszyła refleksja; i jeszcze: jak doskonale zachowały się te olśnienia w pamięci poety. Wydaje się jakby Stwórca dał Kazimierzowi życie po to, żeby zostały po nim poematy. On zaś był tej autobiograficznej metodzie wierny do końca; w wierszu Zaklęty, swoim przedostatnim, pisał:

Nawet wątpiąc o sobie, wiedziałem o sztuce,

Że nad wszystko, nad zgubę, dotrzymam jej miary.

Z Pamiętnika poety dowiadujemy się, że większość wierszy, które weszły w skład debiutanckiego tomu, jego autor napisał w rosyjskim obozie jenieckim, gdzie trafił jako podporucznik armii austriackiej i spędził tam bez mała trzy lata. Te wszystkie upojenia naturą, przestrzenią, ciałem nawiedzały poetę podczas krótkich spacerów po łąkach tuż za drutami! Oto młody oficerek chłonie i wyrzuca z siebie poczucie wolności, nie bacząc na to, że jest więźniem. Jakąż wolność czuć może, jeśli nie wewnętrzną? Czyż nie było to uczucie podobne temu, które Polacy musieli przechować w sobie przez ponad stulecie? Tuż przed rewolucją w tym obozie odwiedza go dawny kolega, proponując mu zorganizowanie ucieczki. I więzień odmawia. Dlaczego? Bo zakochał się w rosyjskiej dziewczynie, widuje ją tylko przez płot, ale przecież nie może jej opuścić. Oszalał z miłości? Czy odebrała mu rozum romantyczna dusza polskiego panicza? Kiedy w końcu zdecyduje się na samodzielną ucieczkę, przyjdzie mu zapuścić się w głąb sowieckiej Rosji ogarniętej przez wojnę.

Będzie ciężko, ale co się z tego wierszy nazbiera, to na kilka tomów starczy.

Wydaną w 1919 roku książkę otwiera tytułowy wiersz Wiosna i wino; i to nie jest, trzeba przyznać, zbyt mądry wierszyk, niechaj więc nas nie kusi jego detaliczna analiza. Ale czyż nie ta właśnie jego nonszalancja budzi naszą zazdrość o to, czego dane jest doświadczać autorowi? Chociaż nie znajdziemy w nim wulgaryzmów, wiersz kipi prymitywnymi instynktami. Nie dba ani o logikę, ani o ideologię, pozwala sobie być tworem umysłu ukształtowanego ledwie przez zeszłoroczną maturę. A zarazem ma on przecież szlachetną formę toastu, co pozwala jego autora zaliczyć do grona biesiadników greckich, rzymskich, prowansalskich. I autor ma, jeśli nie świadomość, to na pewno przeczucie, że do tego towarzystwa go przyjmą, bo Apollo z Dionizosem pospołu zechcieli wejrzeć nań łaskawym okiem.

Regularność tu nie nudzi, nie kompromituje jej mechaniczna powtarzalność. Rytm wiersza niesie bowiem zawsze myśl, nawet wtedy, kiedy wydaje się, że autorowi chodzi tylko o to, żeby dać upust upojeniu. Niech nas nie zmyli rytm bachanaliów, to jest w istocie sztuka heroiczna, ruch wiersza przypomina raczej gibkość gimnastyka niż wygibasy na dyskotece. Wers bywa pijany, zatacza się, wykrzykuje, ale nigdy nie opuszcza go elegancja, bo pilnują jej niebanalne rymy i składnia zdania skrzyżowana z akcentami frazy niczym szpady szermierzy.

Wszystkie wiersze Wierzyńskiego nawiedza ta sama figura - Poety, który posiadłszy sztukę metamorfoz, wypróbowuje bycie rożnymi osobami, zawsze aliści będą to jednostki naznaczone dumą i niezależnością. Poeta tropi w ludziach ślad bohaterskiego bycia, bo wierzy, że człowiek z natury nosi w sobie zdolność przezwyciężania małostkowości, którą ta sama Natura kusi - jego lub ją - by zaprzestać starań. Obserwując rozwój tej persony w kolejnych tomach, widzimy, że świadomość jedności – poezji, polskości i człowieczeństwa - narasta; aż w końcu staje się wyborem, samodzielnie sobie zadanym zadaniem i celem. Z czasem poezja tak

(4)

siebie świadoma stanie się bardziej konceptualna. Wiersze, może zanadto retoryczne, będą pisane na temat. Potem jednak znowu wróci do nich nuta bezpośredniego wyznania. Ale wyznania namysłu raczej niż doznań i emocji. Bo egzystencja warta jest, owszem, przeżywania i smakowania, ale przede wszystkim przemyślenia, a wiersz służy do tego lepiej niż filozofia, bo rodzi go to samo zaufanie do mądrości płynącej z doświadczenia, które jest synonimem wszelkiej wiary. Wierzyński wierzy w poetycką wiarę. Wierzy, że ostatecznie Bóg jest przyjacielem człowieka, zaś akceptacja tej przyjaźni powoduje, że życie układa się pomyślnie - bo myśl nie wyprzedza wypadków, lecz podąża za przygodą jak wers za rytmem mowy.

Jeśli więc jego życie było poezją, to nie dlatego, że on sam był kimś wyjątkowym, lecz dlatego, że odsłonił poetyckość w życiu samym. A skoro zrobił to po polsku, to może na naszą miarę?

Cytaty

Powiązane dokumenty

Koncepcja  Wielkiej  Ma- trycy pozwala rozprawić się rów- nież z podstawową argumentacją  Richarda Dawkinsa, który sądzi,  że  przypadki,  odgrywające 

zjawiska koadaptacji systemu interpretacji z systemem akcji.. żony ani do koncepcji Kanta, który go łączył z moralną powinnością, ani do wizji Arystotelesa, lecz stał się

doceni to każdy, kto zetknął się podczas innych konferencji z notorycznymi, nawarstwiającymi się opóźnieniami w harmonogramie albo z quasi-asertywnym zachowaniem prowadzącego

Spotkanie „obrazów wspomnień”, jakimi dysponowali uczestnicy warszta- tów, z obrazami „produkowanymi” przez fotografa Zdzisława Beksińskiego okazało się

Jezusa wraz z jego zmartwychwstaniem staje się Dobrą Nowiną, jaką odtąd Jego uczniowie będą głosić całemu światu.. Zapoznaj się z opisem męki Jezusa.

Zadania domowe 2 Uwaga: Ka˙zde zadanie warte jest tyle samo

[r]

[r]