• Nie Znaleziono Wyników

Odrodzenie : tygodnik, 1949.04.17-24 nr 16-17

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odrodzenie : tygodnik, 1949.04.17-24 nr 16-17"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

ñ J u n t e r *

p t p a l u j ö § n ą g

O B O R O W S K I ♦ C Z E S Z K O ♦ J A S T R U N ♦ M I Ł O S Z ♦ P I E Ń C Z Y L I N ♦ P R Z Y B O Ś O

ODRODZENIE

t y g o d n i k

R edakcja:

Daszyńskiego 16 A d m in is trzc ja : Daszyńskiego 14 C e n a 5 0 zł

R o k V I W a rs z a w a , d n ia 17.1V - 24 .1 V k w ie t n ia 1 9 4 9 r . J \r 1 6 - 1 7 ( 2 2 9 - 2 3 0 )

JERZY BOREJSZA

O R L I G O Ł Ą B

Z POWODU KONGRESU POKOJU W STOŁECZNYM MIEŚCIE PARYŻU

W o jn a n ie p o trzeb n a po ecie, an i m u ra rzo w i, p o ­ n iew aż obaj z sensem b u d u ją :

Jeden — wiersze wesołe, drugi — teatr, lub szkolę,

albo zwyczajny dom, z oknem na świat;

a kiedy dom skończony, , przychodzą mądre żony

K ie d y czw a rte go k w ie t n ia b r. zn a ­ la złem się zn o w u w w ą s k ie j u lic z ­ ce d z ie ln ic y ła c iń s k ie j i k r ę ty m i Schodami w s p ią łe m się do w ie lk ie j P raco w n i P a b lo Picassa, p o w ita ł ńm ie k r o n ik a rz je g o ż y c ia J a im e Sabartes; z a p y ta n y o sowę, k tó r ą r o k . tem u w id z ia łe m w p ra c o w n i ż y w ą i P rzedstaw ioną n a obrazach, od po­

w ie d z ia ł:

— Sow a zdechła — zm ora zde ch- m uza p rzyszła , te ra z je s t gołąb,

• n a s tę p n y m raze m zobaczysz orła...

W ie lk i m is tr z n o w e j h a r m o n ii b a rw i l i n i i , P a b lo Picasso w y ­ c ią g n ą ł na p o w ita n ie o b ra z y i Szkice ry s o w a n e w P a ry ż u po p o w ro ­ cie z W ro c ła w ia i św iadczące o P ra w d z iw y m w c z u c iu się w po lską te tu k ę lu d o w ą . T e o b ra z y o fia r o w a ł

M u z e u m N a rod ow e go .

O to p o r tr e t ż o n y m a la rz a w s tr o ju

"C w ic k im O to je g o d z ie c ia k w n a -

®zym k a fta n ik u g ó ra ls k im , rz e c z y w i­

stość prze ło żona na ję z y k n ie fo to ­ grafa, ale m a la rz a . W id a ć ja k głę ­ bokie p rz e m ia n y zachodzą w ty m W ie lk im tw ó rc y , ja k u re a ln ia się je - So pra ca, ile c ie p ła i o p ty m iz m u w h a rm o n ii b a r w przyn oszą je go o s ta t­

nie ob razy. S am P a b lo Picasso tchnie o p ty m iz m e m w a lk i.

D ługo , z h iszp a ń ską w e rw ą opo­

wiada o ty m , ja k i o ż y w c z y w p ły w W ychowawczy w y w ie r a na n im p a r­

tia, m ó w i o g łę b o k im z w ią z k u m a la ­ rza ze s z tu k ą lu d o w ą , o p o k re w ie ń ­ stwie tw ó rc z o ś c i i h is t o r ii lu d u hiszpańskiego i p o ls k ie g o :

. D o ż y ję w y z w o le n ia H is z p a n ii,

^ w y ś c i e d o ż y li w y z w o le n ia P o l - dM . Sowa m o ja zdechła, z ro b iłe m Q,a naszego K o n g re s u P o k o ju p la k a t 2 gołębiem ... O to p ie rw s z y s z k ic — Copiero co o p ie rz o n y go łą bek, z ro -

K. I. GAŁCZYŃSKI

A nna SegTicrs i Eugenia Cotton

b iłe m go z m y ś lą o W ro c ła w iu ... — Weź go sobie, n ie c h będzie p a m ią t­

k ą p ię k n e g o prze życia . A eto szkice g o ię b i, za k t ó r y m i w id z ę s k rz y d ła orła... w k ró tc e go łą b nasz z m ie n i się W orła...

T e s ło w a P a b lo Picassa p rz y s z ły m i na m yśl, k ie d y w czasie posiedze­

n ia b iu r a k o n g re s u słu c h a łe m p e łn e ­

go poczucia godności, sp o k o ju ' i s iły p rz e m ó w ie n ia ’ w ie lk ie g o u k r a iń s k ie ­ go pisarza ra d z ie c k ie g o A le k s a n d ra K o r n ie j czuka. B y ło to w d n iu p o d p i­

sania P a k tu A tla n ty c k ie g o :

czącego b iu ra o rg a n iz a c y jn e g o k o n ­ gresu p ro fe s o ra F r y d e r y k a J o llio t- C u rie , o b s e rw u ją c w y trw a ło ś ć L a u - re n ta Casanovy, b. m in is tra , ra d y ­ k a ła Y v e s Fargesa, w ie lk ie g o p is a ­ rza A ra g o n a , księ dza Jea n B o u llie r, ż a rliw o ś ć p a n i C o tto n, w ie lk i w k ła d p ra c y gospodarzy kongresu, F ra n c u ­ zów do zna je się uczu cia d u m y , że od K o n g re s u W ro c ła w s k ie g o s p ra w a p o k o ju posunęła się ta k ba rdzo n a ­ przód. Podczas gd y W ro c ła w b y ł t y l ­ k o z a r ę c z y n a m i z ideą p o ­ k o ju i to zarę c z y n a m i in te le k tu a li­

stów , P a ry ż to w ie lk ie z a ś l u b i - n y z w o lą o b ro n y p o k o ju potężnego r u c h u ro b o tn ic z e g o ś w ia ta , ru c h u m ię d z y n a rd o w e g o k o b ie t-m a te k , n a ­ ro d ó w k o lo n ia ln y c h w a lczą cych o w o lno ść na c a łe j k u li z ie m s k ie j.

Jakże żałośnie i p o n u ro p rze d sta ­ w ia się w obec n ic h p a n ik a rz w o je n ­ n y , dro b n o m ie s z c z a ń s k i k o łtu n o szczurzych oczach i k u rz e j p ie rs i, ta k p o d a tn y jeszcze n ie d a w n o na ro z k ła d o w ą a g ita c ję zastraszania sto­

sow aną prze z H itle r a i M u s s o lin ie - go, p a n ik a rz , k t ó r y — ś w ia d o m ie e ty n ie ś w ia d o m ie , ale re a ln ie p rz y ­ c z y n ia się do w z m o c n ie n ia lu d z i chcących a w a n tu ry w o je n n e j. Nasza po staw a i po staw a n a ro d ó w w y z w o ­ lo n y c h n ie może polegać na r e n tie r - s k im p a s o ż y tn ic z y m sto su n ku do w ie lk ie g o za p rz y ja ź n io n e g o m o c a r­

stw a, k tó re k r w ią s w o ic h synów , p r z y w s p ó łd z ia ła n iu in n y c h b o jo w ­ n ik ó w o 'w o ln o ś ć — z d ru z g o ta ło p o ­ tęgę h itle ry z m u ,, ale na codziennym , ro z ra c h u n k u : co u c z y n iłe m d la u m o c n ie n ia obozu p o k o ju ?

P oczucie w ie lk ie j i n ie z ło m n e j s i­

ły obozu p o k o ju n ie oznacza b y n a j­

i stawiają na oknie kw iat.

Laurent Casanova i Ksiądz Jean Boulier Ta pelargonia: to pokój;

i te wiersze: to pokój;

i ta ulica, przez którą z pracy kroczysz.

Spójrz: nad Wisłą, pod słońcem dzieci w piłkę baw ią się,

a wiosna kwiatom przeciera oczy.

Powiedzcie m i teraz w y tu, zacni panowie z U ol-Stritu, komu to z was potrzebne, komu,

czemu to was tak bierze, by bombą w k w iat i w wiersze

i w ten pogodny powrót ojca do domu?

Czy znów jakaś przykra bessa?

Czy jeszcze mało w sejfesach?

Jakaż fujarka tu gra?

A może, traw ieni dolarem, nowy pomysł z nowym pożarem, by w zamieszaniu ukraść?

Wolnego, kochani chłopcy, ostrożnie! uol-stritowcy,

sprawa się kom plikuje od lat paru;

Pan M alrau x buty wam liże?

Nasz sztandar płynie wyżej!

wyżej od gwiazd fałszywych waszego sztandaru.

’ — N i e ' b ę d z ie m y i n ie chcem y p rz e k o n y w a ć z w o le n n ik ó w w o jn y Jesteśm y s iłą i ko n g re s nasz je s t w y ra z e m te j o g ro m n e j s iły ...

T o m ó w ił c z ło w ie k , k tó re g o p a ­ m ię ta łe m ja k w n a jtru d n ie js z y c h c h w ila c h lą d o w a ł sam o lo te m n a fro n c ie , w e s o ły i pe łe n w ia r y w z w y c ię s tw o .

A po tem ro zm o w a z n a jw ię k s z y m poetą F ra n c ji, P a u l E lu a rd e m , k t ó r y p rz e c z y ta ł ra z jeszcze w ie rs z s w ó j o W a rsza w ie :

N a d z ie ja tw o rz y tęczę d ró g

C z ło w ie k z Z ie m i u s tą p ił m ie js c a c z ło w ie k o w i na z ie m i“

A po tem o b ia d z je de nasto m a in ­ te le k tu a lis ta m i - M u rz y n a m i, w ś ró d k tó r y c h z n a la z ł się uczo ny — m e d y k z M ad ag askaru , de legat n a K o n g re s W ro c ła w s k i R a y m o n d R a b e m a n a n ja - ra , poeta m a d a g a s k a rs k i de R a k o to - R a tsim a m a n g a . S k o rz y s ta li o n i ze s p o tk a n ia z P o la k a m i, ab y p rz y ­ p o m n ie ć :

— O w o lno ść naszego k r a ju w a l­

c z y ł P o la k — B e n io w s k i!

*

P o m im o o g ra n ic z e ń w iz o w y c h i p o d a tk ó w a d m in is tra c y jn y c h , z m ie ­ rz a ją c y c h do p o m n ie js z e n ia znacze­

n ia K o n g re s u w P a ry ż u — potęga z w a rte j w o li lu d ó w , trw a łe g o sprze­

c iw u — h is te ry c z n y m i a w a n tu r n i­

czym p ró b o m p rz e c iw s ta w ie n ia się f r o n t o w i p o k o ju d e c y d u je o a tm o sfe ­ rze p rz e d k o n g re s o w e j. J e ś li n a w e t o g ra n ic z e n ia w iz o w e będą u tr z y m a ­ ne w sto su n ku do p rz e d s ta w ic ie li P o ls k i, n ie osłab i to naszej w ię z i z lu d e m fra n c u s k im ; w z m o c n i ją w sp ó ln a n ie n a w iś ć do sy g n a ta riu s z y p a k tu n o w e j napaści na w o lno ść i suw erenność na ro d ó w .

P a trz ą c na s p o k o jn y , ś w ia d o m y s w e j słuszności w y s iłe k p rz e w o d n i­

m n ie j bezczynności czy b e z w ła d u W k a ż d y m k r a ju d e m o k ra c ji lu d o w e j, a prze de w s z y s tk im w naszym k r a ju każda c h w ila m u s i u t r w a lić się w z m o żo n ym w y s iłk ie m od b u d o w y . M ożem y b y ć d u m n i z naszej d ro g i do s o c ja liz m u , z naszego ż o łn ie rz a , sy ­ na lu d u . k t ó r y t y le p ię k n y c h k a r t zap isa ł w d z ie ja c h w a lk o w o lność na ro d ó w . N ie je s t w in ą K o s tk ó w N a p ie rs k ic h i B a rto s z ó w G ło w a c ­ k ic h , że w o s ta tn ie j w o jn ie ic h spad­

k o b ie rc y z n a le ź li się pod s tra te g ią p o lity c z n ą i w o js k o w ą B e c k ó w i R y d z ó w -S m ig ły c h O k a m ie ń ro b o t­

n ic z y i o k a m ie ń c h ło p s k i n ie „ p o ­ tk n ie się , w ię c e j Szczęście naszej O jc z y z n y “ . Po ra z p ie rw s z y w sw o­

ic h d z ie ja c h lu d nasz o d z y s k a ł w ła s ­ ne pa ń stw o .

P o tę ż n y ru c h p o k o ju w y le c z y ł się z p a c y fis ty c z n y c h m rz o n e k — s ta ł się ru c h e m re a ln y m , k t ó r y o c e n ia ­ ją c trz e ź w o s y tu a c ję m ię d z y n a ro ­ dow ą dostrzega w rz e c z y w is ty m w z m a c n ia n iu e le m e n tó w p o k o ju — k a fta n bezpieczeństw a na fu r ia tó w w o jn y . P ra w d z iw a p ro pa gan da p o ­ k o ju o p ie ra się na u ś w ia d o m ie n iu o- g ó ło w i r o li, ja k ą w w a lc e o p o k ó j o d g ry w a postęp. Postęp w Pols-ce m a zresztą s w ó j w ie lk i ro d o w ó d k u lt u ­ r a ln y ; je ś li M ik o ła j R e j z N a g ło w ic k ilk a s e t la t p r z e tr w a ł w z a p o m n ie ­ n iu szla che ckim , ab y go d o p ie ro O św iecenie w y d o b y ło z n a fta lin ? / — ilu ż to M ik o ła jó w R e jó w , k s ię ż y Ś cie g ie n n ych . B a rto s z ó w G ło w a c k ic h czeka na w y d o b y c ie ic h przez now e p o k o le n ie h is to ry k ó w ? Nasz o b o w ią ­ zek w obec ru c h u p o k o ju s p e łn im y , je ż e li be zustan nie w k a ż d e j fa b ry c e , w k a ż d y m dom u, w k a ż d y m w a r ­ sztacie, na k a ż d y m p o lu i ugorze, w ka ż d e j c h a łu p ie bę dziem y w a lc z y ć o postęp, b ę d z ie m y w z m a c n ia ć gospo­

darczą, p o lity c z n ą i k u ltu r a ln ą siłę P o ls k i L u d o w e j, w c ie la ją c w życie

Pablo Picasso

C O N G R È S M O N D I A L

DES P A R T I S A N S DE . LA P A I X

P A R I S les 20, 21, 22, 23 A V R IL '

zasadę in te m a c jo n a lis ty c z n e g o b ra ­ te rs tw a lu d ó w .

P a z u r d z ie jó w w y g rz e b u je dla g i­

nącego ś w ia ta ty lk o b e łko cących i b ła z n u ją c y c h p rz y w ó d c ó w ja k H itle r i M u s s o lin i, C h u r c h ill czy je go am e­

ry k a ń s k i m ocodawca. L ic z ą o n i na og łu p io n ą , o tu m a n io n ą i z h is le ry z o - w a n ą pu bliczno ść i d lateg o n ic d z iw ­ nego, że k a ż d y a n a lfa b e ta p o lity c z ­ n y u ś w ia d o m io n y prze sta je być ic h z w c le n n ik ie m , ic h ostoją.

N ie m ogąc się zdobyć na no w ą — pożal się Boże — id e o lo g ię dla a n a l­

fa b e tó w i k re ty n ó w p o lity c z n y c h podżegacze w o je n n i o d g rz e b u ją z b a n k ru to w a n e p o m y s ły h itle r o w ­ skie . P r z y p o m n ijm y n ie k tó re z ty c h m ę tn y c h te o ry je k :

a) B ro ń cudow na, W u n d e rw a ffe , bom ba a to m o w a , w o jn a b ły s k a w ic z ­ n a — te c h n ik a w y z w o lo n a od czło­

w ie k a . R a c h u b y na cud a te c h n ik i z a w io d ły ju ż H itle r a ; dziś s ze rm ie ­ rz e te j b r o n i p ro pa gan do w o -sza n- ta ż o w e j, d a re m n ie p ró b u ją z a tr u ­ w a ć dusze n a ro d ó w ja jc z a n y m p ro ­ szkie m . P ie c h o ta je s t i pozostała na d a l k ró lo w ą w s z y s tk ic h b ro n i, co przełożone na ję z y k c y w iln y ozna­

cza, że o p rz y s z łe j w o jn ie ' de cydo­

w a ć będą z n o w u lu d y , dające ż o ł­

n ie rz a . P rzełożo ne zaś n a ję z y k b u ­ sinessm anów , oznacza ta, że je ś li podczas p ie rw s z y c h dw ó ch -,vojen ś w ia to w y c h m ożna b y ło d o ro b ić się g ru b y c h d o la ró w kosztem k r w i p ie ­ c h u ró w , prze de w s z y s tk im r o s y j­

s k ic h , to te ra z trz e b a będzie w y s ta ­ r a ć w łasnego, anglosaskiego p ie c h u ­ r a i to c zystej k r w i anglosaskiego, bo lu d y k o lo n ia ln e będą w p ra w d z ie w a lc z y ć , ale p rz e c iw s w o im gnębi- c ie lo m . J e ś li zaś id z ie o te c h n ik ę , n ie m a żad nych p o d s ta w p rz y p u s z ­ czać ab y w ynalazczość i te c h n ik a p a ń s tw w y z w o lo n y c h u stę p o w a ła a m e ry k a ń s k ie j. Na o d c in k u te c h n ik i Z w ią z e k R a d z ie c k i s w o ją w y p ró b o ­ w a ł ju ż — ja k w ia d o m o — n a skó ­ rz e faszystów .

b) „ T e o r ia “ rz ą d u ś w ia to w e g o , rz e ­ k o m y „ r a d y k a liz m “ m o n d ia liz m u , k tó r y m agenci T ru m a n a u s iłu ją szczególnie o s ta tn io — p rz e d K o n g re ­ sem P a ry s k im — m ą c ić u m y s ły . B e r­

tra n d Russel, a n g ie ls k i lo k a j d o la ­ ro w e g o pana, w y b e łk o ta ł, że ch o d z i tu o rz ą d S ta n ó w Z je d n o c z o n y c h nad ś w ia te m , c z y li m ó w ią c po p ro s tu o n o w y H e rre n v o lk . N o w i d o la ro w i u - szczęśliw iacze lu d z k o ś c i, w ych o d źcy z E u ro p y i p re te n d e n c i do o jc o b ó j- s tw a k u lt u r y ro d z ic ie ls k ie j, k tó rz y p ra g n ą s p ro w a d z ić du m ne — słusz­

n ie d u m n e zę s w e j przeszłości—-lu dy do r o l i s w o ic h k o lo n ii, p o n ie ś li ja k w ia d o m o ju ż p ie rw s z ą s ro m o tn ą k lę s k ę z o k a z ji ś w ia to w e g o p la n u gospodarczego podanego w ja g n ię ­ cej s k ó rc e p la n u M a rs h a lla .

c) K o s m o p o lity z m — z w o le n n ic y w y k u p ie n ia E u ro p y w y s tę p u ją tu w masce re w o lu c jo n is tó w , d la k tó ry c h k u lt u r y n a ro d o w e są w s ecznym p rz e ż y tk ie m w w y ś n io n y m przez n ic h w ie k u k u lt u r y a m e ry k a ń s k ie j.

P o g a rd z a n ie d o ro b k ie m k u lt u r a l­

n y m n a ro d u je s t szczególnie ja s k r a ­ w e w o kre sie , g d y lu d y , o d rzu ca ją c zm u rs z a łe i z g n iłe fo rm y , się ga ją do S k a rb n ic y p o s tę p o w y c h n u r tó w w s w y m ro d o w o d z ie k u ltu r a ln y m .

d) T e o r y jk i o k a te g o ria c h n a ro ­ d ó w , ra s o w y p o d z ia ł lu d z k o ś c i, k tó ­ r y s łu ż y do u za sa d n ie n ia te j n ie lu d z ­ k ie j m o rd o w n i, ja k ą z p o p a rc ie m ,,in te le k tu a lis tó w “ z W a ll-S tre e t o r ­ g a n iz u je się w In d o n e z ji, na M a d a ­ gaskarze, w In d ia c h i w A fr y c e P ó ł­

n o cn e j, n ie m ó w ią c ju ż o h a ń b ie ly n c h u w sam ych S tanach Z je d n o ­ czonych. T e b e s tia ls tw a zm uszą za­

p e w n e p r z y r o d n ik ó w do w n ie s ie ­ n ia n o w e j .p o p r a w k i do n a u k i D a r­

w in a .

T e „ t e o r y jk i“ ponoszą je d n ą k lę ­ skę po d r u g ie j w m ia rę w z ro s tu s ił obozu p o k o ju , s ta ra ją się p o d trz y ­ m ać sw ą egzystencję n ie p o c z y ta ln y ­ m i g ro źba m i.

Podżegacze w o je n n i, z m ie n ia ją c ra z po ra z sw ą ta k ty k ę , p ra g n ą bądź to zastraszyć n a ro d y p o to k ie m gróźb, bądź uś p ić ic h czujność p a c y fis ty c z ­ n y m i o ś w iad czen ia m i. A n i je dn o, a n i d ru g ie n ie u d a je się: a n a lfa b e ty z m p o lity c z n y lu d ó w m a się k u k o ń c o ­ w i.

S ło w o ,,p o k ó j" po łą czyło się z czy­

n e m mas, prze sta ło być m rz o n k ą i p u s ty m d ź w ię k ie m .

G ołą be k w ro c ła w s k i w y r ó s ł na g o łę bia p a ry s k ie g o . Jest to o r li go­

łą b .

K o n g re s W ro c ła w s k i b y ł po cząt­

k ie m je d n e g o etapu, K o n g re s P a ry ­ s k i, je s t w y ra z e m d ru g ie g o eta­

p u : w z ro s tu p o g łę b ie n ia , rozszerze­

n ia i r u c h u o b ro n y i w o ln o ś c i na ro d ó w i c z ło w ie k a . B ęd zie on p o ­ c z ą tk ie m no w ego, rz e c z y w is te g o i d łu g o trw a łe g o w y s iłk u na rod ów , zm ie rzają ceg o k u w z m o c n ie n iu w s w o ic h k r a ja c h s iły p o stępu i p o ­ k o ju .

T en o r li lo t lu d u , ta z w a rta w o la n a ro d ó w p o w in n a w y g ra ć i n ie w ą t­

p liw ie w y g ra b itw ę o p o k ó j.

J e rz y B orejsza

R?.y:nanû R a b e m a n a n ja ra , R a k o P - R atsim am an ga , D 'A rb o u s s ie r, Jsr»y B o re js z a

(2)

S tr. 2

O D R O D Z E N I E Nr 1Í — l t

MIECZYSŁAW JASTRUN

B A L L A D A

O ZŁEJ N O C Y

Przypom nij kaźń uliczną, I tłum y, które milczą, I tupot czerni zbrojnej.

Przypomnij dzień zwycięstwa

W szelestach, w szumach, w chrzęstach, Ty — wolny, wolny, wolny...

Z widm am i w nocnej zmowie, W tej izbie jesionowej Na ręku wspieram skronie, Słucham szelestu rzeczy, Ważr swój los człowieczy,

I mam go pełne dłonie, W góralskiej izbie starej Wskrzesiłem dawne mary, Zwołane przyszły do mnie.

Broniłem się daremnie,

Łańcuchem brzęczą we mnie.

Nie mogę ich zapomnieć.

Pośród góralskiej chaty Pies siwy i kudłaty,

Łasząc się cicho, jakby Łapami nie chciał zbudzić Opodal śpiących ludzi, M a oczy pełne prawdy.

Nie stukaj mroźny wietrze 0 szyby, gdzie powietrze Rozpłaszcza mordę siną.

W zimową noc nie stukaj, Jur' nie powrócę tutaj —

f Niech dawne m ary giną!

Nie oatrz mi w czujne oczy.

Ja wiem jak pianę toczy Pies wściekły na łańcuchu, Jak się źrenica zwęża,

Jan krzak sic zmienia w węża, Jak wpełza gad w posuchę.

Ja uie chcę słyszeć więcej Jak mi łaskoczą serce Jaszczurki w dzień upalny, Jal. blask i szelest kłamie, Jak moje własne ramię Przerzuca się w cień palmy.

Trzaskają drwa sosnowe.

Płomień mi objął głcwę 1 włosy moje pieści, Po jesionowym stole Przesuwa światła pole I błyszczy na psiej sierści, U tego umrę stołu, Bym narodzony znowu Zetlałą zrzucił odzież, I wolny już od siebie

Pod wielkim , czystym niebem Obttdził się o wschodzie.

Ś L A D

W pobliżu gór i pastwisk skwarnych, Blisko poszumów morza gwarnych, Pośród pustynnych krajobrazów, Gdzie długą włócznią tracki jeździec Zabija iwa w kamiennym gnieździe, Gdzie drzewc w skałę wszczepia^ pazur.

Jest grobowiec niski, w którym Świeże jeszcze dziś lazury Pokazują dzień pogrzebu, Pokazują w zamyślonym Wzroku umarłego żony Światło wykradzione niebu, Pokazują konie karę, Starożytnych piekło stare, Ślepy ja r za Kazanłykiem .

A ni czarnomorskim brzegu,

W bryzgach ciepłych fal i w śniegu Naga biegła w pustce dzikiej

Zc schwytaną mewą w dłoni...

Fale się łasiły do niej.

W lókł swój cień poganiacz osłów, Napo' Turek, pół Słowianin, Nieforemny jak Bałkany, Z twarzą szarą i zarosłą.

Ty, siostra doświadczenia, ucz mnie Przez Iwa, przez żm ii jad, przez włóczme, Że to, co w życiu nas urzeka,

To an; piękno gór, ni wody, A ni westchnienie płonki młodej.

Lecz niezatarty ślad człowieka.

JERZY SAWICKI

D W I E M I A R Y

Jedna miara

W te j c h w ili o d b y w a się p rz e d są­

dem p rz y s ię g ły c h p o łu d n io w e g o o b ­ w o d u n o w o jo rs k ie g o proces p rz e c iw 12 cz ło n k o m p a r t ii k o m u n is ty c z n e j z sekre ta rzem g e n e ra ln y m W illia ­ m e m F . F o s te re m na czele. Z a rz u ty p rz e c iw k o n im u ję te z o s ta ły w dw óch o d rę b n y c h akta ch.

P ie rw s z y o b e jm u je u c z e s tn ic tw o w „o rg a n iz a c ji; k tó r a g ło s i i w y z n a ­ je zasady, m ające na c e lu o b a le n ie s iłą lu b g w a łte m rz ą d u S ta n ó w Z jed no czonych .

W d ru g im ak c ie o s k a rż e n ia c z y n i s ię im z a rz u t, iż w in n i są z b ro d n i, gd yż w e s z li w „p o ro z u m ie n ie “ , k tó ­ re m ia ło n a celu:

a) ogłaszanie i ro zp o w sze ch n ia ­ nie... ksią żek, a rty k u łó w , czasopism i gazet, głoszących zasady m a rk s i- z m u -le n in iz m u ;

b) z a k ła d a n ie i p ro w a d z e n ie szkół i k u rs ó w , g d z ie s tu d io w a n o zasady m a rk s iz m u -le n in iz m u .

O ska rże n ie o p ie ra się na u s ta w ie A lie n R e g is tra tio n A c t, z na ne j ja k o S m ith A c t z r. 1940 *).

N ie je s t to p ie rw s z y w y p a d e k , k ie d y k la s y rządzące S ta n ó w Z je d ­ noczonych o d rę b n y m i a k ta m i u s ta ­ w o d a w c z y m i, k tó re Sąd N a jw y ż s z y u z n a ł za zgodne z k o n s ty tu c ją i g w a ra n c ją w o ln o ś c i słow a, p ró b u ją z w a lc z y ć postępow e d o k try n y i p o ­ g lą d y .

W r. 1798, k ie d y p a rtia fe d e ra li- styczna b y ia u w ła d z y , K o n g re s czte­

re m a u s ta w a m i, z n a n y m i ja k o A lie n and S e d itio n A cts, o g ra n ic z y ł w o l­

ność p ro p a g a n d y . W te d y ch o d ziło 0 u n ie m o ż liw ie n ie głoszenia zasad 1 d o k try n R e w o lu c ji F ra n c u s k ie j.

F o rm u ła ówczesna b rz m ia ła : „ K a ­ ra ln e jest... podżeganie dobrego lu ­ du S ta n ó w Z je d n o czo n ych (the good people o f U S A ) do n ie n a w iś c i p rz e ­ c iw rz ą d o w i“'.

S iły społeczne o k a z a ły się je d n a k s iln ie js z e od te j u s ta w y , k tó r a po k ilk u la ta c h sko ń czyła s w ó j n ie ­ s ła w n y ży w o t.

W la ta c h 1917— 1920 po P a ź d z ie r­

n ik o w e j R e w o lu c ji ogłoszono c a ły szereg fe d e ra ln y c h i s ta n o w ych a k tó w u sta w o d a w czych , zna nych ja ­ k o C r im in a l S y n d y c a lis m A cts.

S k ie ro w a n e one b y ły p rz e c iw k o r u ­ c h o w i ro b o tn ic z e m u i p ro p a g a n d z ie

• zasad m a rk s iz m u .

Jeden z n ic h S e d itio n A c t z 16.V .1918 r. k a rz e np. s u ro w o taką pro pa gan dę : „ k t o słow em , pism em , d ru k ie m , ogłoszeniem w z y w a , na­

k ła n ia lu b g ło s i ja k ie k o lw ie k o g ra ­ n ic z e n ia p r o d u k c ji w y ro b ó w w ty m k ra ju ... p o trz e b n y c h do p ro w a d z e n ia

* ) § 10 c y t. u st. g ło si m . in . :■ „P o d le g a karze... k to św iado m ie... g ło si, ro zp o ­ w szechnia... ob ow iązek, konieczność, po­

trze bę... o b alenia ja k ie g o k o lw ie k bądź rz ą d u S tanó w Zjednoczo nych s iła lu b g w a łte m alb o przez z a b ó js tw o u rzę d ­ n ik a ...“

w o jn y , w k tó rą S ta n y Z jednoczone m o g ły b y b y ć u w ik ła n e ...“

W te n sposób ch cia n o z d ła w ić g ło ­ sy k r y t y k i p rz e c iw w y s y ła n iu w o js k in te rw e n c y jn y c h do R o s ji oraz p ro ­ testy p rz e c iw d o staw o m b ro n i k o n tr- re w o lu c j on is tom .

Jeden z a m e ry k a ń s k ic h p r a w n i­

k ó w , n ie z w ią z a n y c h w ca le z le w i­

cą, p o w ia d a : „U s ta w a ta b y ła n ie ­ bezpieczną b ro n ią w rę k u m ś c iw y c h i fa n a ty c z n y c h p r o k u r a to r ó w “ .

O becnie k la s y rządzące U S A u ż y ­ w a ją tz w . S m ith A c t z r. 1940, w y ­ danego w czasie w o jn y p rz e c iw k o h itle ro w c o m i faszystom , ja k o p re ­ te k s tu do zaka zan ia p ro p a g a n d y za­

sad m a rk s iz m u - le n in iz m u . M y , p ra w n ic y , d la k tó r y c h fo rm u ła p ra w n ic z a n ie może zasłon ić je j społecznej tre ś c i, n ie m a m y w ie l­

k ic h złudzeń, z n a ją c skła d , p o g lą d y w ię k s z o ś c i Sądu N a jw yższe go S ta ­ n ó w Z je d n o czo n ych o ra z ro lę , ja k ą s p e łn ia ł w h is to r ii U S A , że u ż y je się go z n o w u ła tw o , b y s w y m a u to ­ r y te te m i rze ko m ą ,,be zstro n n o ścią “ p o k r y ł g n ę b ie n ie p o stępo w ych d o k ­ t r y n w in te re s ie rząd zących m on o­

p o li. A n g lik B ro g a n w te n sposób w y r a z ił s ię n ie d a w n o o Sądzie N a j­

w yżs z y m : „ O n i (A m e ry k a n ie ) ro z u ­ m ie ją je d n a k le p ie j ju ż n iż d o ty c h ­ czas, że Sąd N a jw y ż s z y je s t o rg a ­ nem p o lity c z n y m , k t ó r y nie sta n o ­ w i ta jn e g o ź ró d ła czystej w ie d z y p ra w n ic z e j, gdzie t y lk o ju r y ś c i m a ­ ją dostęp“ . R ó w n ie ż r a p o r t tzw . K o ­ m ite tu T ru m a n a o o c h ro n ie „ p r a w o b y w a te ls k ic h “ n ie po zostaw ia żad­

n y c h złudzeń co do tego, że z o ch ro ­ n y te j n ie będą k o rz y s ta ć k o m u ­ n iś c i.

S z u k a n ie zatem lu k i w ro z u m o ­ w a n iu a k tu o ska rżen ia przez p rz e ­ k o n y w a n ie . iż „ te o r ie m a rk s iz m u - le n in iz m u “ n ie głoszą „ p r z e w r o tu g w a łte m lu b s iłą “ , że w olność sło­

w a nie je s t je d y n ie „w o ln o ś c ią k a r ­ t e li“', je s t zad an iem ja ło w y m , z g ó ry skazanym na niep o w o d ze n ie w ś w ie ­ t le d o tychczaso w e j p r a k ty k i Sądu N a jw yższe go S ta n ó w Z je d n o c z o ­ nych.

S cholastyczne o p e ro w a n ie p u s ty ­ m i fo rm u ła m i, k ie d y S ąd N a jw y ż ­ szy S ta n ó w Z je d n o c z o n y c h s ta l i s to i na s tra ż y ż y w y c h i re a ln y c h in te re s ó w k la s y rządzącej, k tó r ą re p re z e n tu je , b y ło b y n ie p o trz e b n ą s tra tą czasu, chyba, że m ia ło b y ono na celu j e d y n i e w y k a z a n ie ca­

łego z a k ł a m a n i a ty c h o rę d o w n ik ó w „w o ln o ś c i a m e ry k a ń ­ s k ic h “ . Z a k ł a m a n i e po­

wyższe je d n a k o w i e 1 e I e- p i e j c h a r a k t e r y z u j e za ch o w a n ie się rz e c z n ik a tychże

„w o ln o ś c i“ w czasie d e b a ty n a d k o n ­ w e n c ją o lu d o b ó js tw ie w to k u ob ra d O gólnego Z g ro m a d z e n ia N a ro d ó w Z je d n o c z o n y c h w la ta c h 1947 i 1948.

resowani są, by propaganda rzeko­

m y c h „ r ó ż n ic ra s o w y c h “ b y ła n i e ­ o g r a n i c z o n a . O na b o w ie m p o zw a la o d w ró c ić u w ag ę od is tn ie ­ ją c y c h w e w n ą trz „rz e c z y w is ty c h

ró ż n ic k la s o w y c h “ .

D w ie są m ia r y k o n s ty tu c y jn e , stosowane przez o rę d o w n ik ó w tz w . w ie k u am e ryka ń skie g o .

Jedna — z e z w a l a na p ro p a ­ gandę n ie n a w iś c i ra s o w e j, r e lig ijn e j i n a ro d o w e j, gdyż rz e k o m o g w a ra n ­ tu je ją k o n s ty tu c ja a m e ryka ń ska .

U d z i e l a © n a © e h r o * Y p o d ż e g a c z o m d o l u d © * b ó j s t w a i m o r d e r c o m - D ru g a — karze za głosze nie zasad m a rk s iz m u , za p r o p a g a n d ?

z a s a d r ó w n o ś c i bez

w z g lę d u na rasę, r e lig ię lu b na ro­

dowość. Z a m y k a w w ię z ie n iu p ra w ­ d z iw y c h s o c ja lis tó w i ko m u n is tó w -

T a sam a fo rm u ła p ra w n a ma d z iw n ą g ię tk o ś ć i z m ie n n ą kla sow ą treść, k tó r e j żadna k a z u is ty k a nam n ie zasłon i.

Opinia sędziego Breindeisa

J a k ta w o lno ść głoszenia „ró ż n o ­ ro d n y c h d o k try n " , na k tó rą p o w o ły ­ w a ł się d e le gat U S A , w y g lą d a , 0 ty m ś w ia d c z y s p ra w a A b ra m s c o n tra U S A z r . 1919, gdzie zasądzo­

no oskarżonego za p u b lik a c ję dw óch a rty k u łó w , k tó re d e m a s k o w a ły w y ­ s iłk i k a p ita lis ty c z n y c h p a ń s tw do p rz e p ro w a d z e n ia skute cznej in t e r ­ w e n c ji w p o re w o lu c y jn e j R o s ji.

K r y t y k o w a ły one p re z y d e n ta i „ p lu - to k ra ty c z n y s p is e k “ w W aszyng to­

n ie za w y s y ła n ie w o js k a do R o s ji ora z d o m a g a ły się, b y ro b o tn ic y n ie p r o d u k o w a li a m u n ic ji na szkodę ro b o tn ik ó w , w a lc z ą c y c h o w o lno ść 1 zdobycze socjalne.

P od o b n ie w s p ra w ie G itlo w p rz e ­ c iw s ta n o w i N e w Y o r k z r . 1925.

T a k w ię c p ra w o k a rn e i sądy po­

szczególnych s ta n ó w o s tro k a rz ą pro pa g a n d ę p rze stę pstw a , lecz t y ! - k o w t y c h w y p a d k a c h , g d y je s t ona s k ie ro w a n a p r z e ­ c i w k o d o b r o m , w k t ó ­ r y c h w y ł ą c z n i e z a i n ­ t e r e s o w a n e s ą k l a s y r z ą d z ą c e t e g o k r a j u .

W s p ra w ie G ilb e r t c o n tra M in n e ­ sota, p ro w a d z o n e j w r. 1920 prze d Sądem N a jw y ż s z y m U S A , g d y za­

cho w a w cza w iększość sędziów u z n a ­ ła p ra w o poszczególnych s ta n ó w do o g ra n ic z e n ia „w o ln o ś c i s ło w a “', g w a ­ ra n to w a n e j p o p ra w k ą I i X I V do

k o n s ty tu c ji, sędzia B ra n d e is W s w y m v o tu m m n ie js z o ś c i s cha rakte­

ry z o w a ł tę ju d y k a tu r ę w sposób

n a s tę p u ją c y : , •!

„ T r u d n o m i n a p ra w d ę u w ie rz y ć , żeby w o ln o ść poręczona przez k o n ­ s ty tu c ję m ia ła oznaczać t y lk o — ja k to u sta lo n o — sw obodne pra w o p ra c o d a w c y w y rz u c e n ia ro b o tn ik a na b ru k , p o n ie w a ż je s t c z ło n kie m z w ią z k u zaw od ow e go (236 U. S. 1)>

sw obodę „b u s in e s s m a n a " pro w a dze­

n ia p ry w a tn e g o b iu r a p o ś re d n ic tw a p ra c y (244 U. S. 590), lu b w reszcie swobodę z a w a rc ia u m o w y asekura­

c y jn e j co do m ie n ia zna jd ują ceg o Się za g ra n ic ą (165 U. S. 178), cho­

cia ż w ła d z a u sta w od aw cza a k ty te u z n a ła n ie je d n o k ro tn ie za sprzecz­

ne z p o rz ą d k ie m p u b lic z n y m . Nie m ogę u w ie rz y ć , b y w o lno ść ta nie m o g ła ob e jm o w a ć w o ln o ś c i głosze­

n ia bądź to w k rę g u czysto p r y w a t­

n y m , bądź to p u b lic z n ie z a s a d p a c y f i z m u...

N ie m ogę u w ie rz y ć w to, że w o l­

ność g w a ra n to w a n a w X I V p o p ra w ­ ce do a m e ry k a ń s k ie j k o n s ty tu c ji o z n a c z a j e d y n i e i w y ­ ł ą c z n i e w o l n o ś ć n a b y ­ w a n i a w ł a s n o ś c i i k o ­ r z y s t a n i a z j e j p r a w “ - T e s ło w a sędziego B ra n d e is a na­

s u w a ją się obecnie p o n o w n ie , k ie ­ d y śle dzi się p rz e b ie g procesu.

Zasada sędziego Knoxa

P rz e w o d n ic z ą c y p o łu d n io w e g o ob­

w o d u sądow ego N o w ego J o rk u g d z ie to czy się proces, sędzia K n o x w p r o w a d z ił in n o w a c ję p rz y u s ta la ­ n iu lis ty sę d zió w p rz y s ię g ły c h . P o­

lega ona na ścisłe j s e le k c ji k a n d y ­ d a tó w i no si na zw ę „n ie b ie s k ie g o k o rd o n u “ (b lu e rib b o n ).

J a k z w y k le ta s w o is ta d y s k r y m i­

n a c ja — w p ro w a d z o n a w in te re s ie k la s p o s ia d a ją c y c h — została zręcz­

n ie za w o a lo w a n a p o d n ie w in n ie

g is te r “ o ra z k s ię g i adresow e

wy­

c h o w a n k ó w ro z m a ity c h e k s k lu z y w ­ n y c h colleg e‘ó w i u n iw e rs y te tó w , M e to d a sędziego K n o x a o c z y w i­

ście n ie z a w io d ła . O to je j w y n ik i- S k ła d p ro c e n to w y zasadniczych lis t p rz e d s ta w ia się w sposób nastę­

p u ją c y : o k o ło 2 proc.... be zrob otnych lu b e m e ry tó w , 88 proc.... w ła ś c ic ie l*

p rz e d s ię b io rs tw ora z re n tie ró w , 1*1 proc.... k o b ie t.

L is ta g łó w n a z d n ia 19.1.1949, h a p o d s ta w ie k tó r e j została p o w o ła ń 3 b rz m ią c y m sloganem , że n a le ż y p o - . p o d s ta w ie K tó re j została poworam*

rz u c ić p rz e s ta rz a łą m etod ę „ p o w ó ły - ła w a p rz y s ię g ły c h dla obeęnfej sesji, w a n ia sędziów p rz y s ię g ły c h w spo- podczas k tó r e j sądzi się 12 k o m u n i-

Druga miara

W czasie, k ie d y p r o k u r a to r S ta n u N e w Y o r k sporządzał a k t oska rże­

n ia p rz e c iw k o 12 k o m u n is to m o „z b ro d n ię p ro p a g a n d y zasad m a r­

k s iz m u -le n in iz m u “ , w O N Z to c z y ła się d y s k u s ja nad zakazem „p ro p a ­ g a n d y lu d o b ó js tw a " i zakazem „ p r o ­ pa g a n d y n ie n a w iś c i ra s o w e j", n a ro ­ d o w e j lu b r e lig ijn e j.

D e le g a t ra d z ie c k i z a w n io s k o w a ł w to k u n a ra d nad p ro je k te m k o n ­ w e n c ji n a s tę p u ją c y p rze p is: „W s z e l­

k ie fo r m y p u b lic z n e j p ro p a g a n d y za p o ś re d n ic tw e m pra sy, ra d ia i k in a , k tó r y c h celem je s t w z b u d z e n ie raso­

w e j, n a ro d o w e j lu b r e lig ijn e j n i e- c h ę c i l ub n i e n a w i ś c i , lu b k tó re z m ie rz a ją do spo w o dow a­

n ia z b ro d n i lu d o b ó js tw a — są k a ­ r a ln e “ . W n io se k ten u p a d ł, a sprze­

c iw ił m u się w p ie rw s z y m rzędzie p rz e d s ta w ic ie l S ta n ó w Z je d n o czo ­ n ych , p o w o łu ją c się na n ieza w isłość p ra s y i w o ln o ść głosze nia r ó ż n o ­ r o d n y c h d o k try n w S tanach Z jed no czonych . N ie uleg a n a jm n ie j­

szej w ą tp liw o ś c i, że bez o g ra n ic z e ­ n ia p r o p a g a n d y n i e n a ­ w i ś c i ra s o w e j lu b n a ro d o w e j n ie m a s ku te czn e j w a lk i z p ro p a ­ gandą lu d o b ó js tw a i z s a m y m lu d o ­ b ó js tw e m . P rop a g a n d a ta k a w ie d z ie b o w ie m w p ro s te j drodze do z b ro d ­ n i lu d o b ó js tw a .

D e legat U S A , g ło s u ją c p rz e c iw w n io s k o w i ra d z ie c k ie m u , p o w o ła ł się na zasadę „w o ln o ś c i sło w a w je ­ go k r a ju “ .

W to k u o b ra d u p a d ł n a stępn ie w n io s e k p o p a rty prze z Z w ią z e k R a­

d z ie c k i i P olskę o z a p o b ie g a n iu z b ro ­ d n i lu d o b ó js tw a przez o b o w ią z e k z w a lc z a n ia s a n k c ja m i k a r n y m i p ra w a k ra jo w e g o p ro p a g a n d y n ie n a w iś c i ra s o w e j, n a ro d o w e j i r e lig ijn e j oraz w n io s e k o ro z w ią z a n iu w s z y s tk ic h o rg a n iz a c ji, k tó ry c h celem je st w z b u d z a n ie ta k ie j n ie n a w iś c i lu b p o p e łn ia n ie z b ro d n i lu d o b ó js tw a . D e leg acja S ta n ó w Z je d n o c z o n y c h s p rz e c iw iła się stanow czo w s z e lk im p ró b o n . w p ro w a d z e n ia do k o n w e n c ji p rz e p is ó w , u s ta n a w ia ją c y c h sankcje k a rn e za tego ro d z a ju czyny.

K ie d y d y s k u s je n a d p ro je k te m k o n w e n c ji d o b ie g a ły koń ca, w g ru d ­ n iu 1948 delegat r a d z ie c k i p o n o w n ie w y s tą p ił z w n io s k ie m , że „w s z e lk ie fo r m y p u b lic z n e j p ro p a g a n d y lu d o ­ b ó js tw a (prasa, ra d io , k in o itd .), k tó re z m ie rz a ją do w z b u d z e n ia r a ­ sow ej, n a ro d o w e j lu b r e lig ijn e j n ie ­ n a w iś c i, a lb o zachęcają do p o p e ł­

n ie n ia te j z b ro d n i w ja k ie jk o lw ie k p o s ta c i — są k a ra ln e “'.

D e le g a t U S A o b s ta w a ł p r z y s w y m s ta ry m , w ie lo k r o tn ie ju ż podnoszo­

n y m arg um e ncie , że „ g d y b y p o p ra w ­ k a ta została p rz y ję ta , s ta n o w iła b y ona groźbę d la w o ln o ś c i s ło w a i p ra ­ sy w je g o k r a ju “ .

Z n a m ie n n e je st, że n a w e t p rz e d ­ s ta w ic ie l H a it i p o p a rł w n io s e k Z S R R i w y s tą p ił z apelem do dele­

gata U S A , b y „ w in te re s ie n a ­ p ra w d ę skutecznego z w a lc z e n ia l u ­ d o b ó js tw a u zn a ł w s z y s tk ie czyny, k tó r e p ro w a d z ą do te j z b ro d n i, za p rze stę p n e “ .

D e legat .a m e ry k a ń s k i n ie w z ru s z e ­ n ie i u p o rc z y w ie p o d trz y m y w a ł sw e tw ie rd z e n ie , iż p o s ta n o w ie n ia k o n ­ s ty tu c ji U S A o w o ln o ś c i słow a sta­

ją na przeszkodzie do p rz y ję c ia tego a r ty k u łu .

Z tego w y p ły w a je de n w n io s e k : J e ż e li cho dzi o z a k a z ro z ­ p o w s z e c h n ia n ia d o k try n r ó w n o ­ ś c i — n i e m a przeszkód k o n ­ s ty tu c y jn y c h , b y o g r a n i c z y ć ic h p ro p a g o w a n ie . P o w s ta ją one n a ­ to m ia s t ty lk o w te d y , g d y zakaz ma d o tyczyć „p ro p a g a n d y n ie ró w n o ś c i i n ie n a w iś c i ra s o w e j“ . W idoczne je s t aż nadto, że im p e r ia liś c i z a in te ­

w a n ia sęd zió w p rz y s ię g ły c h w spo­

sób p rz y p a d k o w y spośród og ó łu obyć w a te li obw odu, k tó r z y w y k a z u ją po trze bn e m in im u m fiz y c z n e j i u m y ­ s ło w e j s p ra w n o ś c i".

W y n a la z e k sędziego K n o x a polega na ty m , że w y m y ś lił on d o d a tk o w y w a ru n e k : s ę d z ia m i p rz y s ię g ły m i — jego z d a n ie m — p o w in n i1 b y ć ty lk o lu d z ie , k tó r z y n a d a ją s ię do te j f u n k c ji ze w z g lę d u na swe odpo­

w ie d n ie w y c h o w a n ie , w yso ką in te ­ lig e n c ję i o d p o w ie d n ią ocenę am e­

ry k a ń s k ie g o sposobu ż y c ia (a p p re ­ c ia tio n o f o u r w a y o f life ).

W r . 1941 został w y d a n y o f ic ja l­

n y m e m o ria ł, w k tó r y m op isano do­

k ła d n ie p r a k ty k i sędziego K n o x a w p o łu d n io w y m ob w o d zie n o w o jo r­

s k im .

B y zabezpieczyć sobie „ k w a lif ik o ­ w a n y c h “ p rz y s ię g ły c h — tw ie rd z i m e m o ria ł z r. 1941 — z a m ia n o w a ł sędzia K n o x znanego a d w o k a ta w c h a ra k te rz e k o m is a rz a — w y b o rc y . A d w o k a t ten m a duże s to s u n k i w ś ró d w a rs tw p o sia dających , sam b o w ie m je st c z ło w ie k ie m ba rdzo za­

m o żn ym (w h o has good business and so cia l connections). U ło ż y ł on lis t y p rz y s ię g ły c h na p o d s ta w ie ta ­ k ic h spisów m ieszkań ców , ja k ,,W ho is w h o in N e w Y o r k “ , „S o c ia l Re-

PRZECIW WOJNIE

rys. Stefan B rzozow ski Masowa produkcja

,stó.w, -liczy, ..tylko o k o ło 9 proc. f i ' z y c z n y c h p ra c o w n ik ó w , -zaś około 50 proc. w ła ś c ic ie li p rz e d s ię b io rs tw , d y r e k to r ó w i fa b ry k a n tó w .

S k ła d lu d n o ś c io w y tego okrę g11 zaś p rz e d s ta w ia się ta k : o k o ło 5®

pro c. lu d n o ś c i p o s ia d a ją c e j bierne p ra w o w y b o rc z e na p rz y s ię g ły c h t0 fiz y c z n i p ra c o w n ic y , zaś przedsi?"

b io rc y s ta n o w ią z a le d w ie 9 proc.

S k ła d obecnej ła w y prz y s ię g ły c h s ta n o w i zatem odwrócony obra*

rzeczywistego składu ludnościowe?0 obwodu.

O to w y n ik s e le k c ji „n ie b ie s k ie g o k o rd o n u '“ w e d le zasady sędziego K n o x a .

J a k w ia d o m o ju ż , sąd pod prze­

w o d n ic tw e m sędziego M e d in y n i0 u w z g lę d n ił z a rz u tu o b ro n y , odno­

szącego się do n ie w ła ś c iw e j i k la ­ sowo je d n o s tro n n e j obsady ła w y p rz y s ię g ły c h . Proces toczy s ię da­

le j. Ł a tw o p rz e w id z ie ć , czy ta ja ­ s k ra w a d y s k ry m in a c ja oskarżonych przez do bó r k la s o w o im w r o g ie j ła ­ w y p rz y s ię g ły c h będzie w da lszy771 p o s tę p o w a n iu u w z g lę d n io n a prze^

Sąd N a jw y ż s z y S ta n ó w Zjednoczo­

n y c h . W iadom o, że na ogół jego c z ło n k o w ie s k ła d a ją się z b. adw o­

k a tó w , ściśle z w ią z a n y c h z w ie lk i*71 k a p ita łe m fin a n s o w y m i zachow ują o d p o w ie d n ie n a s ta w ie n ie ró w n ie ż n a ła w ie s ę d zio w skie j. Z resztą Sąd te n n ie d a w n o ro z p a try w a ł podobne zaża le n ie na w y ro k , w k tó r y m pod­

n ie s io n o z a rz u t „c e lo w e g o “ s k ła d 3 lis t p rz y s ię g ły c h . W s w y m orzecze­

n iu w te j s p ra w ie (F a y p rz e c iw Sta;

n o w i N e w Y o rk z r. 1947) większość sęd zió w zażalenie o d rz u c iła . W Vo­

tu m o p o n u ją c e j m n ie js z o ś c i czyta­

m y : D o bó r p rz y s ię g ły c h na podsta­

w ie s p e c ja ln y c h d o d a tk o w y c h k w a ­ l i f i k a c j i s łu ż y przecież w y łą c z n i1*

s e le k c ji z p u n k tu w id z e n ia i?**

„p rz y n a le ż n o ś c i s ta n o w e j lu b eko­

n o m ic z n e j“ . „S ta n o w i to — tw ie r d ź d a le j m niejszo ść — p o g w a łc e n ie za­

sad, na k tó ry c h o p a rty je s t c a ły sy­

stem sądów p rz y s ię g ły c h w naszy“ * k r a j u “ .

W ie m y dobrze, że p ra w o je®1 u s a n k c jo n o w a n ą p rz -n p a ń stw o w ( * lą k la s y p a n u ją c e j, u rz e c z y w is tn i, ' ną co d zie n n ie w sądach w interesie te j kla sy. P ra w o je s t zatem zawsze n a rz ę d z ie m w a lk i w r» k u k la s y Pa‘

n u ją c e j.

_ W ie m y *eż, że b u r ż u - z ja w okre­

sie tz w . lib e r a ln y m u w a ża ła się ró w ­ n ie ż sama z w iązan a w ła s n y m p r 3' w e m . W o k re s ie im p e r ia liz m u jed;

n a k n ie u z n a je żadnego skrępoW 3' n ia n a w e t w ła s n ą egoistyczną no r­

m ą. U c is k je s t w te d y nieograniozo"

n y i n ic z y m n ie s k rę p o w a n y . W a lk 3 Staje się b ru ta ln a . P rz e p is y n ie w y * godne zostają gw ałcone.

D la te g o ro z u m ie m y d o d a tk o m w y m o w ę tego procesu:

D w ie m ia r y są stosow ane obłud­

n ie ja k dłu g o to je s t w ygód17®' G d zie je d n a k o b łu d a ju ż zawodz«

n a s tę p u je z rz u c e n ie m a s k i.

W o k re s ie fa s z y z a c ji ż y c ia — t9"

k a b y ła zawsze p r a k ty k a praW*- Jerzy Sawicłd !

(3)

Kr IB — 17

Str. 3

J ^ r z y p o m n is z może sobie, idąc m iędzy palm y:

T e j wiosny m iał się odbyć nasz zjazd m aturalny, N ie będzie go, w ięc niechże cifebie nie urazi

Toast wierszem, zwrócony — do k w a te r w Benghazi.

Z tych, których p am iętam y w ław kach naszej klasy, T y najw spanialszej św iatu przydajesz okrasy,

Jesteś ja k rza d k i m otyl. Tobie, Condottiere, D a ję myśli soczyste i w estchnienia szczere.

N ie znoszę ludzi któ rym nazbyt słabe głow y Zam ąca moczopędny tru n ek narodowy.

Ic h m ieszanina jękó w od czasów Popiela Ją trzy m nie i do cierpkich w yrażeń ośmiela.

A le ty jesteś inn y. Nad historią przykrą, Z któ rej, ja k mówisz, nigdy i nic nie w yn ikło ,

T rw asz niezłom ny. W ie k b ije w łaśnie — siedemnasty.

Istniejesz ty, kró l może, a nad w a m i gw iazdy.

Dać tw ó j p o rtret — ogarnie kiedyś m nie pokusa.

Masz w sobie coś z Zagłoby i trochę z Charlusa.

K ró lu łgarzy: Facecji m istrzu i forteli!

N a sejm ikach za kle jn o t bracia by cię m ieli (W ybacz słowo „ s e jm ik i“, w id zę ja k ci smutno, Bo w iem , że za m onarchią jesteś absolutną).

Cenię w tobie, że nigdy nie zatracasz stylu.

N aw et w p am iętn ym wrześniu, co poniżył tylu.

Pod m yśliw ców obstrzałem uciekając polem Przyciskałeś m elonik, biegłeś — z parasolem.

Ż ó łtym pyłem za tobą grało karto flisko I nigdy tak ja k in n i nie upadłeś nisko.

Z m ień m y scenę. Po latach, kiedy jeszcze śniegi C hlupią w obóz D ipisów w północnej N o rw eg ii, Jest b ry ty js k i kom endant z laseczką trzcinow ą.

Uśmiecha się. Rozum ie przecie każde słowo.

G orliw szych patrio tów bierze pod swe skrzydło Cicho mrucząc przez zęby: „Boże, cóż za bydło“.

I chichocząc zarządza narodowe święto.

P ie ją księża. W pochodzie flag i ro zw inięto.

G rzeje słońce wolności, tłum w ordynku sunie I komendant łaskaw ie ziew a na trybunie.

O D R O D Z E N I E

Tymczasem w pusty obóz żołnierze już biegną.

To co z niego wynoszą jest rzeczą dość piękną:

Dziesięć do o kow ity w ie lk ic h aparatów ,

Trzysta pięć rew olw erów , osiem skrzyń granatów I lik w id u ją — moment niem al historyczny — P ierw szy bodaj w N orw egii, schludny dom publiczny, Wśród pień nabożnych naród ze zgrozy przysiada.

Z drada panowie! — krzyczą — Hańba A n g lii! Zdrada!

R w anie włosów dostrzega się u społeczeństwa Że tak zm a rn ia ł dorobek długich la t męczeństwa.

Ocierasz chustką czoło. To n ie ża rty płaskie!

,,Jeszcze chw ila, a m iałb ym powstanie warszawskie".

N iejeden m i przypadek tw ó j się przypom ina.

Oto idziesz na przykład ulicą B erlin a.

Jeżeli A n g lik niesie brzuch opięty w kh aki, Że jest niem y ja k ryba, w szelkie są poszlaki,

I kiedy zdrój słowiańskich przekleństw z niego tryśnie (M om ent na to jest zw yk le w yb ra n y przem yślnie), K ie d y ja k z beczki strum ień burzy się i pieni.

T ru ch le je w koło gawiedż, bledną Sprzym ierzeni.

I słusznie: cud podobny gdzież b y w a ł w idziany?

To ja k b y nagle z. brzozy w podstawione dzbany B ryzn ęla w ódka, albo pod morską la ta rn ią W ielo ryb jakąś swojską odezwał się arią . T a k tw ó j obrgtny dowcip d ziw i i przestrasza:

Z talentów słynna była przecie szkoła nasza.

A oto widzę ciebie w tro p ik aln y m żarze.

Scotch and soda cię trzym a p rzy życiu w Asmarze.

Rogowe o ku lary wznosi kwaśny grymas, W łaśnie przed sobą pap ier palestyński trzymasz:

T e arabskie brudasy bić się n ie um ieją, K to daje broń w ich ręce, żegna się z nadzieją.

Próżno szturm ują słabe izraelskie szańce K tó rych strzegą warszawscy Srule i Rotszwance, Próżno pasza, za czołgiem u k ry ty bezpiecznie,

Zagrzew a: „Cóż to draby, czy chcecie żyć wiecznie?“ — Żadnych skutków . To dziw ne, gdy się w sprawę wgląda.

Co ta k i ma? Ten piasek, n am io t i w ielbłąda I chce żyć? A mówiono, że bitność nie musztrą, A le się przez d o tkliw e osiąga ubóstwo.

W licznych podróżach jesteś zaję ty niezm iernie.

Choćby kw estia Sudanu — to p raw d ziw e ciernie.

A kiedy cię nareszcie o dryw ają od n ie j Liczą cię do ekspertów Europy Wschodniej.

N iem ało z twoich w ie lk ich doświadczeń korzysta Z w ana perłą mórz srebrnych niezdobyta wyspa, N a znawców' Słowiańszczyzny jest nadał posueba.

Boże zbaw króla A n g lii co tw oich rad słucha.'

Wspomnieć innych kolegów jest rzeczą uprzejm ą.

Zaprośmy ich. Niech p rzyjd ą i niech maski zdejmą.

Co robi w ie lk i E d w a r d w cieniu W atykanu?

Ręce zaciera. Wszystko idzie w edług planu

P ra w niezm ienych. T e praw a, on, E dw ard, przenika:

„Europa jest smętna i po prostu dzika.

W ie lk i Strach błądzi po n ie j. Z sin ia li ze strachu Z Zachodu na Wschód biegną, ze Wschodu na Zachód I gotowi wleźć w szpary popękanej kory

P rzebierają się szybko w ochronne kolory.

N a próżno. P ro leta riat już bierze za gardło Mieszczaństwo, które głupio drogę mu otwarło, T eo rię W oli Ludu, dziś bezużyteczną,

Spłaca metodą swoją, raczej niezbyt grzeczną, Po czym sam w łasne ciało plag tysiącem kraje.

T a k skorpion na pustyni śm ierć sobie zadaje.

Słuszna kara na w n u k i tych, którzy zb urzyli Bastylię, nie pojm ując co tracą w Bastylii, I tych, którzy nad piórem rzewne lejąc ślozy D la swojego potomstwa k ręc ili powrozy.

P rzebran i w kożuch, idąc od w ioski do w ioski, Chuchali na fo lklo ry itp. p ierw io sn ki

Aż namnożyli dziw nych nacjonałnych znaków.

To był haczyk — i sami wiszą na tym haku.

A ja k b y na pełniejsze dla siebie szyderstwo O statnią swoją tw ierdzę, bo A ustro-W ęgierską M o narchię p rzew ró c ili, ciesząc się ja k dzieci Ż e padł m ur, co ich domy chronił od stuleci.

Jednakże dziś is tn ie ją n ie w ą tp liw e dane, Ze przejściowe teorie zostaną złamane.

L e g ity m iz m jest większą, n iż ktoś sądzi, siłą.

Na n im się zw ykle wszystko co jest złe kończyło.

W iedeń będzie Habsburgów. Z n im p rzym ierze ścisłe Z aw rze Polska i D u n aj złączy z sobą W isłę“.

T a k pisze drobnym pismem E dw ard po francusku (Czy komu się podoba, rzecz w yłącznie gustu).

Potem w ygląda oknem, nakłada kalosze, Id z ie w łaśnie na bridża, kiedy toast wznoszę.

G dzie chłopcy w krótkich m ajtkach, ścieżką m iędzy gruzy, Ciągną na ręcznych wózkach ja k iś skarb nieduży

I półgłosem śpiew ają hym n w ielkieg o męża, Którego duch po śm ierci, ja k p rzyrzek ł, zwycięża,

CZESŁAW MIŁOSZ

T O A S T

P O E M A T S A T Y R Y C Z N Y

rys. Jan Lenłca

Tam błyszczy pasmem ru in I g n a c e go dzieło.

Co nocy, kie d y niebo m ienić się zaczęło

N ib y germa,ńskie drzew ko, w górze, ponad w arstw ą Ciemności i skowytu, m ia ł swe gospodarstwo:

C h w ie jn y okręt, ścigany przez lecące ognie.

A gdzie przeszedł, dno głębin zam ie n ia ł w pochodnię.

Dotychczas ta k i obraz jego m yśli mieszczą:

Zam iast oczu ma ja k b y ogrom ny teleskop, A na końcu te j ru ry albo teleskopu K rę c i się małe jab łk o , to jest k u la globu;

Obraca swoje m orza i ląd y odsłania

N iezw ykle sympatyczne dó bom bardowania.

W ięc barczysty Ignacy ciemno się ru m ien i, S w ój w zro k badacza planet k ie ru je ku ziem i, Pracą d ła w i pokusy i znów jest w zorow y O byw atel, m echanik, rzeczn ik odbudowy.

S t a n i s ł a w szybko idzie o xfordzkim tra w n ik ie m N a pociąg do Londynu. M a tam z p u łko w n ikiem A r m ii carskiej spotkanie. P o lity k i woale

N ie ma w owym spotkaniu, co mu bardzo chwalę;

P u łk o w n ik osiem dziesiąt la t m a starow ina, A źle robi, kto z ta k im dzielić św iat zaczyna.

Ojczyzną S tanisław a są laboratoria.

K ażdy w ie, że go zawsze otaczała gloria Nadzw yczajnych zdolności, tym jeszcze zdobyta Że nie P-je, nie p a li i gazet n ie czyta.

W historii m edycyny poza tym w sław iony Że żyje, chociaż dawno już n ie ma śledziony.

K ied y mu ją w y ję li, m ó w ili że gotów, Co mu n ie przeszkodziło robić nocnych lotów.

Z m atem atyków zw yk le dobrzy są lingw iści;

Ł atw o posiadł akcenty i nie bez korzyści:

W e francuskim p aryski, w an gielskim o xfordzki, W rosyjskim leningradzki, no i w polskim polski, I tu ta j właśnie kłopot, bo goląc się rano

M ru czy głośno do siebie m ow ą skandowaną

I gdyby sąsiad ucha ja k trzeba nadstaw ił;

Usłyszałby: „ M o j d iadia samych czestnych p ra w ił“, Albo czułe: „ I snitsia cziudnyj son T a tia n ie “.

W ie lk ie m a u niektórych Puszkin poważacie.

A n g lik ie m być — Staś m ó w i — cóż za nędzna rola.

Co za naród — pow iada — co n ie zna Gogola?

W ięc czując, że się w A n g lii w yzbyw a poloru.

Z n a jd u je kam e rju n kró w , albo radców dworu, P u łkow n ików , i siedząc w szumie samowara N a słówka i żarciki ciągnąć' ich się stara, W spom ina z n im i ludzi, miejsca oraz dzieła.

Bo bardzo kocha Rosję: tę któ ra m inęła.

P a s z t e t na M arszałkow skiej, z num erem „K uźnicy"

Przez ju b ile rsk ą lupę odchylenia liczy.

Niestety, ła tw ie j szturm em brać germ ańskie bazy N iż znaleźć jeden b ryla n t pozbawiony skazy.

Im okazalej błyszczy, tym w ięcej ma w ęgli (F ilo zofo w ie jacyś te p la m k i zalęgli), A kie d y jed n o lity i ze skromną m in ką O kazuje się w bliższym badaniu — cytrynką.

Pasztet po w ie lk ic h bólach m ien i się m arksistą

W pew nym stopniu. A w ja k im , sam w ie dosyć mglisto.

Jak wszyscy neofici p rag n ie oświecenia I ciężko mu to idzie. Bardzo. Jak z kam ienia.

T y le zdążył zrozumieć, że pewne zawody N ie przynoszą już u jm y. Szlachcic, n aw et młody, Może na przykład pragnąć zostać literatem . No, aktorem — jeżeli talen t m a poza tym .

K tóż d a w n ie j tym się parał? J a k i przew ró t szybfcU Chyba źle urodzeni, albo zgoła Ż y d k i.

Zdarzało się to czasem ludziom z tow arzystw a, M ówiono w ted y o nich: „O . to sztuka bystra, A le on to tra k tu je lekko, ot, na boku“.

(Że niby ma dość innych finansowych soków).

Zgadłem m yśli Paszteta, bo ja dobrze słyszę.

Prawdopodobnie zaraz a rty k u ł napisze.

N ie m iłą pew ną praw dę w tym miejscu przypomnę:

Jesteśmy pokolenie p raw ie bezpotomne.

T a k nam ta w ojna weszła w porządek ubłapki Że w iększa liczba dzieci to w ypadek rzadki.

W ięc ulicę w T o ru n iu p rzyw ołuję z ulgą, L u d w i k przy te j ulicy k rzew i swoje pólko.

Spółdzielca jest z zawodu i tw órca d zieciarni, Z arabia, leczy, baw i, p rz e w ija i ka rm i.

Rok już bodaj upływ a, ja k w róciw szy z drogi

C z e s ł a w gdzieś pod W rocław iem moczy chude nogi.

To jest nogi dosłowne i nogi przenośne, W obu te same darcia odczuwa na wiosnę.

G dyby h istoria była ja k bankowa księga, W któ re j credit i debet gładko się posprzęga, A le n ie jest. I z tego czasem serce pęka A ch iru rg ią na ta k ie w ew nętrzne k rw a w ie n ie Jest zw yk le czas — jeże li daje zapomnienie.

K a m rata jego, W lodzia, przygarnęła Persja, Potem zw iedzał Ita lię pod wodzą Andersa, I on, i Genio — lotnik, pewnie wizy wzięli

Do ja k ie jś A rg e n ty n y czy W enezueli, Rolnicy — więc uprawiać będą ananasy.

Tęskniąc do smaku starki i suchej kiełbasy.

Czy n ik t się już n ie zgłasza? W ięc lista zam knięta.

Jest jed nak coś, co dalsze moje kro k i pęta.

M oże to nic. W łaściw ie nikom u się nic cni Po tych, co n ie w ą tp liw ie są już nieobecni.

S ł o ń n a początku w o jn y b ył szklarzem w W arszawie- W id y w a łe m go rzadko — n ieuchw ytny praw ie,

Coraz b ard ziej p rzeję ty robotą podziemną.

Potem z n ik n ą ł — i n ie w ie m ja k było na pewno.

Gestapo go dopadło kiedy był we L w o w ie — T o wszystko, bo ju ż w ięcej nic nam nie opowie.

W ybacz m i ton pow ażny, albiońska perełko.

Kochałem Słonia może m iłością niew ielką, A le ciepłą. Kosmate, długie jego cielsko

G rzało m nie w ta k ie ra n k i, kiedy nad alpejską Ścianą w yrasta św iatło. Szwajcarscy żandarm i, Że byliśm y bez grosza, koty z nam i d arli,

Przez Szw arcw ald szliśmy razem do w ró t Bazylei (N ie lu b ią tam Polaków, ja k tw ierdzą, złodziei) I dosyć przym usowe p ływ ackie wyczyny N iosły nas poprzez reńskie flu k ta czyli -płyny.

Słoniow i w ięc ode m nie należy się w ianek N ie m n ie j n iż od p rzyjaciół innych i kochanek.

Czy p am ięta ktoś jeszcze L e o n a S z r e d e r a ? To jest przykład ja k śmiesznie czasem się um iera.

Dawno ju ż bardzo, w szkole, kom edyjkę grano.

Szreder b ył w n ie j am antem . P okłócił się z damą, U d aw ał, że się strzela, chw ytał się za brzucho, Ogrom ny śmiech b ył wtedy, że ta k już z n im krucho.

Przeszły łata. N a tyfus chorował w Taszkenoie I z Krasnowodzka płynął na w ie lk im okręcie Do P ahlevi, a stamtąd jechał do Ira k u

Gdzie hamsin sypał piaskiem w nam ioty Polaków.

R az sierżant dał mu pakę i nazw ał oferm ą.

A Szreder poczuł w tedy żałość ta k niezm ierną, Ż e zab ił się. T y m samym ja k w tej sztuczce ruchem

C h y lił się, gdzieś w pobliżu obozowych kuchen I pochowany został na żó łte j pustyni

G dzie hamsin w k rw a w y m blasku m iota się i dym i.

A zresztą nie jest dla m nie okazja n i pora Zgadywać, ja k a buja na kolegach flora.

Ja n ie jestem botanik, w ięc mchy i porosty Zostaw iam tam dokładnie, gdzie same wyrosły, N ie będę w różnych krajach przekopywać d arn i.

N iko m u nic do tego, co myślą u m a rli.

Rośliśmy nieśw iadom i w naszym cichym mieście.

Oddalone jest od nas o la t chyba dwieście, Jednak niekied y, z rzadka, tak m i się w ydarzy, Ż e słyszę bicie dzwonów i k rz y k i narciarzy.

Chrzęst rzem ieni w rynsztunku oficerów konnych I fu rko tan ie sukien siostrzyczek zakonnych.

Z szyldów k ły do m nie szczerzą lw ice i tygrysy Co m ają raczej ludzkie i tubylcze rysy,

K ie d y ja , rad że lek cja n ie była zadana, Id ę czytać podróże do Tomasza Zana.

N ie troszcząc się o wieszczów, szliśm y n a w ag ary T a m m n ie j w ię ce j gdzie oni — a w ięc na Ponary, N a u rw is ka Zakrętu . W niedzielne poran ki Jeździliśm y do Jaszun, nad brzeg M ereczan kl, Tęskniąc do nadzw yczajnej, d alek ie j przygody,

Do stolicy, do siostry Ju rk a — i do brody.

N ie spotkałem ju ż nigdzie takiego baroku.

T akic h wód przezroczystych i tak ic h obłoków A także tak ic h d ziw ac tw i staroświecczyzny, K tó ra tam uchodziła za symbol ojczyzny.

K r a j ten w spom inam w dzięcznie, aczkolw iek bez żalu.

Może koło Quebecu, albo M o ntrealu D a się jeszcze zobaczyć taką skam ielinę Nieskażonej p ro w in c ji. (To kiedyś rozw inę).

Z nalem dobrze ten p o w iat deskami zabity.

Sam pochodzę z W odoktów czy in n ej U p ity ,

Będąc dzieckiem słyszałem w ustach w iejskich dziew ic Pieśni, które w „Balladach“ przerabiał M ickie w icz, Roiło się od diabłów p rzy każdej osieci,

Cóż dziwnego, że rośli w tym k ra ju poeci?

K to m i d zisiaj u w ierzy, że na -wilkołaki W dwudziestym w ieku środek stosowano tak i;

P rze b ijało się trupa osinowym kołem.

Pomagało. Powiedzą, że to z książek w ziąłem . W d zięk i tam tych okolic n ie są m i znów obce.

W odziło m nie na różne najdziksze manowce, N a mszary. gdzie skórzane lis tki bahun w ije , Zdarzało m i się w idzieć tańcujące żm ije

W porze, kiedy się właśnie kończą to ki głuszca I różowawe k w ia ty w ilcze łyk o puszcza.

No, i wrześniowa cisza borków i olszynek, Skrzyp studziennych żó raw i, echo wieczorynek.

Lecz m iędzy nami m ówiąc, ta w sław iona ziem ia Żeby tam mieszkać, była ju ż nie do zniesienia, Absurd można w ytrzym ać, jeże li jest w m iarę.

T am jed n a k był niejeden i naw et n ie parę, I przyznam się, że nie m am jakoś teraz chęci T am te senne obrazy w yw lekać z pamięci.

K to k o lw ie k m iał tam trochę w rażliw sze anteny C h w ytał fale, któ ry m i, chcąc n ie chcąc, żyjeipv I w id z ia ł całkiem jasno, że rządzą fantaści Co robią głupie m in y na brzegu przepaści.

Jakaś obywatelska rosła z tego groza,

Coś ja k skrzyp napiętego zn,nadto powroza W złej zatoce jest okręt Rzeczypospolitej I niejeden pomyślał słysząc głuche zgrzyty:

Że nie to rozstrzygnięto? Że moc? Że konieczność?

M o żliw e, ja próbuję oddać niedorzeczność K tó rą tam się wdychało i któ re j p apierków Strzegły naw et n ie czołgi, a wąs oficerków . Dodaj jeszcze do tego, że w te j samej sali IV któ re j ław kach poeci zn aki w y c in ali.

S tary M a ria n Zdziechowski uczył o zagładzie Już oto nadchodzącej. To też piętno kładzie.

Żyło się mieszaniną puszczy i d ialektó w , Rew olucji, reEigii i rzym skich pandektów.

Chciałem stamtąd uciekać, bo m ój in s ty n k t ptasi M ó w i co dla m nie zdrowe, a co hum or kwasi A ż się w e m nie m ateria zanadto zagęszcza I za mało dystansu, a za dużo w nętrza.

Pomógł mi em igrować, w sposób dosyć drański, W ojew oda tam tejszy, nazw iskiem Bcciański.

M n ie to wyszło na korzyść, ale zemsta słodka.

K to m i w ejdzie w paradę, tego przykrość spotka.

I tu ta j, ostrużynę wesołego hebla,

W kład am pom iędzy wiersze nazwisko feldfebla.

Bo słuszne, co nam Breza (ten autor) powtarza:

Dłużej pisarza — m ów i — n iź li dygnitarza.

( Dokończenie fia stronie piątej)

Cytaty

Powiązane dokumenty

usunięcie najw ażniejszej zapory.. o ddzielającej Pom orze od re szty P o lski,

nia „Groteski“ cieszą się w ie lk im powodzeniem wśród młodzieży.. dow odząc

naszego kraju, trzy wydarzenia, które w yw ołują żywą dyskusję Niew ątpliw ie, me są to jedyne zjawiska, które słusznie mogą natchnąć optymizmem: ukazanie się

holowych w czasie trwania poboru rocznika 1907, z dnia 14-go kwietnia 1928 roku („Tygodnik Po­.. wiatowy“ Nr. 16 z dnia 21-go kwietnia 1928 roku) oznajmiam, że zakaz

[r]

Adres administracji: W ielopole

[r]

Jest jeszcze wielu ludzi, którzy z powątpiewaniem kiwają głowami, gdy się mówi o lepszej przyszłości i o przebudowie naszego życia na poziomic znacz­.. nie