• Nie Znaleziono Wyników

Odrodzenie : tygodnik, 1945.05.13 nr 24

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odrodzenie : tygodnik, 1945.05.13 nr 24"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Kraków, dnia 13 maja 1945 r.

#

meklemburskich piaskach

Rok II

E U G E N I A K O C W A

Na

N a m e k le m b u rs k ic h p ia s k a c h , w o d le g ło ś c i 86 k m od B e rlin a , a 120 od m o rs k ie g o w y ­ brzeża, w y ro s ło k o s z m a rn e m ia s to . M ia s to b a ra k ó w ta k b liź n ia c z o do sie bie p o d o b n y c h , że g d y b y n ie k o le jn e n u m e ry , n i k t n ie m ó g łb y je d n e g o od d ru g ie g o o d ró ż n ić . T o m ie js c e k a ­ to r g i ty s ię c y o fia r z c a łe j n ie m a l E u ro p y , k t ó ­ r y c h je d y n ą w in ą b y ło to, że k o c h a ły s w o ją o jczyzn ę i c h c ia ły d la n ie j p ra co w a ć. P o m ie ­ szane z z a w o d o w y m i z ło d z ie jk a m i, w s z e lk ie ­ go a u to ra m e n tu z b ro d n ia rk a m i i p r o s ty tu t­

k a m i, n a p ię tn o w a n e ty m sa m y m o h y d n y m p a ­ s ia k ie m i oznaczone k o le jn y m n u m e re m , k o ­ b ie ty s ta n o w ią c e n ie je d n o k ro tn ie k w ia t in te ­ lig e n c ji, skazane b y ły na ciągnącą się la ta m i mękę.

R a v e n s b rü c k — to n a jw ię k s z y k o b ie c y obóz k o n c e n tra c y jn y . O ile w in n y c h obozach k o ­ b ie ty s ta n o w iły t y lk o m n ie j lu b w ię c e j lic z n y d o d a te k do obozów m ę s k ic h , o ty le R a v e n s - b r ü o k b y ł obozem prze zn a czo n ym w y łą c z n ie d la k o b ie t.

W b lo k u 16 m ieszczą, się tz w . „z u g a n g i“ , c z y li n o w o p rz y b y łe . Już są p o n u m e ro w a n e , ale n ie m a ją jeszcze p r z y d z ia łu do p ra c y . To n a jn iż s z a k a s ta społeczności o b ozo w ej, tz w .

„ v e r fü g b a r y “ ,^ c z y li ta k ie co m a ją b y ć do d y s p o z y c ji w m ia rę p o trz e b y . N a je d n y m ta - b u re c ie sie d zi nas po 2, 3 a n a w e t 4. W e jście do s y p ia ln i w d z ie ń p o d g ro źbą n a js u ro w s z y c h k a r w z b ro n io n e , s ta n ie w k o r y ta r z u w z b ro n io ­ ne, z m ia n a m ie js c a n a s a li też w z b ro n io n a . Jeste śm y p r z y k u te na g o d z in y , d n i i ty g o d ­ n ie do tego samego s k ra w k a ta b u re tu . W ię ­ z ie n ie w y d a je n a m się w te j c h w ili szczy­

te m sw o b o d y ; g d y t y lk o s tra ż n ik z a m k n ą ł d r z w i c e li, r o b iły ś m y cośm y c h c ia ły . T u z sza­

ta ń s k ą p e r fid ią o p ra c o w a n y system d ła w i w ię ź n ió w ic h w ła s n y m i rę k a m i. „S z ta b o w a “ bloku 16 to tz w . „z ie lo n a ła ta “ , c z y li ozn a­

czona z ie lo n y m t r ó jk ą te m z ło d z ie jk a - r e c y d y - w is tk a , k tó r a w ie r n a s w y m p rz y z w y c z a je n io m o k ra d a w s p ó łto w a rz y s z k i, p o p e łn ia ją c w s z e lk ie m o ż liw e n a d u ż y c ia p r z y ro z d z ia le je d ze n ia . Z u p o d o b a n ie m też s z a rp ie i p o p y c h a p rz y k a ż d e j o k a z ji. J e j w ła d z a je s t n ie m a l ró w n a w ła d z y d o z o rc z y n i, a je ś li d o z o rc z y n i p o t r a f i z b y le p o w o d u lu b n a w e t bez p o w o d u d la sam ej f a n ta z ji — k o p n ą ć lu b u d e rz y ć w tw a rz , dlaczegóż b y ona n ie m ia ła r o b ić tego sa­

mego?

S ie d z im y w ię c b ie d n e „ v e r f ü g b a r y “ . Z be z­

n a d z ie jn o ś c i, z m ę k i c z e k a n ia i n u d y o g a rn ia na s p rz e m o ż n a chęć u c ie c z k i — u c ie c z k i w sen.

W y s ta rc z y op rzeć rę k ę n a stole , a g ło w ę na ręce, a b y m o m e n ta ln ie z ja w ił się s e n -w y b a - w ic ie l. P o g rą ża m się w n icość i w n ie p a m ię ć

— i n a g le b u d z i r y k „ s z ta b o w e j“ : „S c h la fe n v e rb o te n ! K o p f h o c h !“ R o zm ow a też z a b ro ­ n io n a . M im o to ro z m a w ia m y . P o c z ą tk o w o szeptem , p o te m szept p rz e c h o d z i w g w a r, w r e ­ szcie w ha ła s, ro z d z ie ra ją c y uszy k r z y k . N ie ­ u s ta n n y r y k „s z ta b o w e j“ : „R u h e ! R u h e !“ — p o tę g u je jeszcze tę p ie k ie ln ą w rz a w ę . K r z y k u c is z a 's ię d o p ie ro w te d y , g d y z ja w ia ¡się „c z e r­

w o n a o p aska“ . J e j p r z y jś c ie n ie w r ó ż y n ic do bre go. T rz y d z ie ś c i do p ra c y ! N a o c h o tn ik a !

„ V e r f ü g b a r y “ b ra n e są do n a jc ię ż s z y c h r o ­ b ó t: w o ż e n ia taczek, p c h a n ia w o z ó w z cięża­

re m , no szenia k a m ie n i. N a d w o rz e z a w ie ja , nasze u b ra n ia p o d szyte w ia tre m . Choć sie­

dze nie n a b lo k u je s t m ęką , n i k t się n ie k w a ­ p i do w y jś c ia . W ię c „ k o lo n k a “ ła p za k a r k : je d n ą , d ru g ą , trz e c ią , pom aga je j „s z ta b o w a “ , w y w o łu ją c z g łę b i s a li te, co się je j n ie p o ­ d o b a ją lu b n ie o k u p u ją . J u ż b y się i w ys z ło , ale ja k p rz e b ić się p rze z tę z w a rtą gęstw ę c ia ł lu d z k ic h , ja k p rz e d o s ta ć się do s z a fk i po ż a k ie t i c h u s tk ę n a głow ę ? P o d ło g ą p rz e jś ć n ie sposób, id ziesz w ię c po ta b u re ta c h , d e p­

cząc p o sie dzą cych n a n ic h to w a rz y s z k a c h , p rz e p ro w a d z a n a w y z w is k a m i i p rz e k le ń s tw a ­ m i. J u ż d o b rn ę ła ś do s z a fk i, w k ła d a s z ż a k ie t, sięgasz po b u ty --- i p rz e ra ż e n ie zjeża c i w ło s y n a g ło w ie : b u tó w n ie m a ! J a k tu w y jś ć n a m ró z bez b u tó w ? A z resztą n ie w o l­

no. B u n k ie r , s z tra fb lo k , 25 n a t y łe k — w s z y s t­

k ie te fu n d a m e n ty la g ro w e j d y s c y p lin y w i ­ r u ją c i p rz e d oczym a z p rz e ra ż a ją c ą w y r a z i­

stością — i z n ic h się r o d z i b ły s k a w ic z n a de­

c y z ja : K to ś z a b ra ł m o je b u ty , no to ja za­

b io rę czyje ś! I ju ż sięgasz rę k ą , ale o k a ­ z u je się, że m asz m n ie j szczęścia n iż p r z y - w ła s z c z y c ie lk a tw o ic h b u tó w . Ja ka ś N ie m k a z ogoloną g ło w ą rz u c a się n a cie b ie i w ś ró d s tra s z liw y c h p rz e k le ń s tw w y r y w a c i b u ty — s w o je b u ty . Z ro z p a c z liw ą d e te rm in a c ją się­

gasz po na stępn e — z n ó w to samo. A t u „ s z ta ­ b o w a “ ry c z y , żeby się śpieszyć. T e ra z ju ż g u ­ bisz się c a łk ie m . R u c h y tw o je s ta ją się n ie ­ c elow e i n ie s k o o rd y n o w a n e , czujesz się ja k w k o s z m a rn y m śnie, k ie d y to śpiesząc się,

po ra z d z ie s ią ty m usisz z a w ró c ić od d r z w i, bo jeszcze czegoś z a p om n iałaś. N a g le p r z y to m ­ nieje sz, spostrzegasz, że ju ż n i k t n ie k rz y c z y i z u c z u c ie m u lg i stw ie rd z a s z , że cię b ra k b u tó w u ra to w a ł. „ K o lo n k a “ , n ie m ogąc się c ie ­ b ie doczekać, z n a la z ła in n ą o fia rę .

A le k o s z m a r w ró c i, w r ó c i n a p e w n o p rz y w ie c z o rn y m ap elu. A p e l — to n a jw y ż s z a la ­ g ro w a konieczność, od k tó r e j t y lk o ś m ie rć może u w o ln ić . A lb o o b ło żn a choroba. A le nie zawsze. N a a p e l trz e b a w y jś ć w k o m p le tn y m s tro ju . W y s ta rc z y pokazać się bez c h u s tk i na g ło w ie , ażeby się n a ra z ić n a n ie c h y b n e p o b i­

cie prze z do zorczyn ię. X n ic n ie pom oże t ł u ­ m aczenie, że c h u s tk ę k to ś u k r a d ł. W in ie n je s t n ie ten , k to u k r a d ł, ale te n k o m u u k ra d z io n o . T u ta j, n ib y n a ja k im ś p o n u ry m s z a ta ń s k im b e ne fisie, o d w ra c a ją się w s z y s tk ie p o ję cia . T o co na w o ln o ś c i b y ło do bre , tu je s t złe

— i o d w ro tn ie . D e lik a tn o ś ć je s t n ie d o łę s tw e m , uczciw ość — g łu p o tą , a b ru ta ln o ś ć — w y ra z e m tę żyzn y. O fic ja ln ie z a b ro n io n e je s t w szy s tk o , co może w y ra ż a ć serdeczność, lu b słu żyć, do w y w o ła n ia p o d n io ś le js z y c h uczuć. J a k n a js u ­ r o w ie j za k a z a n y je s t u ś c is k d ło n i i p o c a łu ­ nek. N ie w o ln o trz y m a ć się p o d ręce, n ie w o l­

no żegnać się z n a k ie m k rz y ż a . A le w o ln o , a n a w e t trz e b a : k rzyczeć, po pych ać, p r z e k li­

nać, d e n u n c jo w a ć .

J e d n o s tk i m n ie j od p o rn e p s y c h ic z n ie nie m ogą się w ty m w s z y s tk im odnaleźć, n ie m o ­ gą po ją ć , co się z n im i i k o ło n ic h d z ie je i w p a d a ją w m e la n c h o lię . N ie rz a d k o w id z i się na te re n ie la g r u ta k ie > „bo że d rz e w k a “ , k tó r e s ta n ą w s z y p o d ścianą m ogą ta k stać g o d z in a m i, i żadna s iła lu d z k a n ie może r u ­ szyć ic h z m ie js c a lu b d o b yć z n ic h głosu.

N a jb a rd z ie j c ie r p ia ły w la g rz e — tego n ie ­ m ie c k ie g o s ło w a używ am , celow o , p o n ie w a ż z p o ls k im s ło w e m obóz łą czą się z u p e łn ie in n e s k o ja rz e n ia — otóż w la g rz e n a jb a rd z ie j c ie r­

p ia ły je d n o s tk i s u b te ln e i w ra ż liw e , o s k ło n ­ no ściach a rty s ty c z n y c h lu b in te le k tu a ln y c h , k tó r e n ie m o g ły się po go dzić z tą z m o rą ż y ­ c ia ta k p rz e d z iw n ie w y k o s z la w io n e g o , że n ie m ożn a go b y ło p o ró w n a ć do niczego, z czym c z ło w ie k d o tychczas się z e tk n ą ł. J e d n o s tk i b ru ta ln e i fiz y c z n ie s iln e c z u ły się w la g rz e n ie n a jg o rz e j. R o b iły n a w e t sw o is te la g ro w e k a rie ry , z o s ta w a ły „ s z ta b o w y m i“ , „ k o lo n k a m i“ , p o lic ja n tk a m i. K o b ie ty in te lig e n tn e , z a p ra w io ­ ne do p ra c y n a d sobą i do w e w n ę trz n e j d y ­ s c y p lin y , b r o n iły się za pom ocą s iln y c h w ę ­ z łó w k o le ż e ń s tw a ; po prze z n ie u g ię tą w ie rn o ś ć s w o im zasadom z a c h o w a ły łączność ze s w y m p o p rz e d n im życie m , p rz e rz u c a ją c m o s t po n a d czarną o tc h ła n ią w y n a tu rz o n e j e g z y s te n c ji;

s u b lim o w a ły c ie rp ie n ie , p rz e tw a rz a ją c je na w a rto ś c i now e. N a jb ie d n ie js z e i n a jb a rd z ie j godne w s p ó łc z u c ia b y ły te duże w ie js k ie d zieci, o duszach ja s n y c h , rw ą c y c h się do sło ńca ; z a g u b iły się w te j p o tw o rn o ś c i, nie m ogąc z ro z u m ie ć , za co je ta k a m ę k a s p o t­

k a ła . B y ły to w ie lk ie z b r o d n ia r k i i groźne w r o g i h itle ro w s k ie g o re ż y m u : je d n a prze szła g ra n ic ę , b y dostać się z p o w ro te m do sw o ich, in n a n a p is a ła w liś c ie z N ie m ie c coś, co się w ła d z o m n ie po do ba ło, jeszcze in n a u c ie k ła z p ra c y , bo ją „b a u e r k a “ b iła . N ie k tó re z n ic h z n a ła m od p o c z ą tk u i ze zgrozą p a trz a ła m , ja k się z d n ia n a d z ie ń ro z p rz ę g a ły w e w n ę tr z ­ nie, ja k ż d z ie w c z ą t — m oże tro c h ę p o w o l­

n y c h i n ie ś m ia ły c h , lecz p rz e c ie ro z s ą d n y c h i m iły c h — p rz e d z ie rz g a ły się w g łu c h e na w szy s tk o , tra g ic z n e „bo że d rz e w k a “ .

M in ę ły d w a la ta . T e ra z ju ż m a m y s w o je s ta łe k o lu m n y . N ie je s te ś m y ju ż s z a rp a n y m i i p o p y c h a n y m i „ v e r fu g b a r a m i“ , ale za to ja k g a le rn ic y c ią g n ie m y s w o ją ta c z k ę z d n ia na dzień, z d n ia n a dzień. P ra c u je m y po 12 go­

d z in n a dobę, o d b y w a m y c o d z ie n n ie d w a ape­

le robocze: r a n n y i p o łu d n io w y i d w a apele lic z e b n e : r a n n y i w ie c z o rn y . T e apele w ie ­ czorn e to p r a w d z iw y koszm a r, zw łaszcza d la nas, p ra c u ją c y c h n a z e w n ą trz . W ra c a t a k i

„a u s s e n “ (ta k się p o p u la rn ie n a z y w a ły z n ie ­ m ie c k a p ra c u ją c e za b ra m ą ) po 12 -go dzin ne j h a ró w c e , z m o rd o w a n y , z z ię b n ię ty , w y g ło d z o ­ n y, często p rz e m o c z o n y do n i t k i — c ia ło d o ­ m aga się choć c h w ili o d p o c z y n k u p o d d a ­ chem , a tu czeka go jeszcze co n a jm n ie j 1 -g o - d z in n a s tó jk a , a często 2 - i 3-g o d zin r:a , je ś li się apel n ie zgadza.

W s ta je m y , n a w e t w z im ie , o w p ó ł do c z w a r­

te j w nocy. Z d a je się, że c z ło w ie k d o p ie ro co zasnął, n ie lu d z k o zm ęczonem u noc bez snów , a ra c z e j te n fr a g m e n t no cy, k ie d y m u p o ­ z w o lo n o spać, prze szed ł ja k o k a m g n ie n ie , a tu ju ż z r y w a go p r z e r a ź liw y r y k la g ro w e j s y ­ re n y . W te j sam ej c h w ili r o b i się trz a s k , r u ­ m o r, k to ś ju ż z a p a lił ś w ia tło , z g łę b o k ic h d z iu p li tr z y p ię tr o w y c h łó ż e k w y s y p u ją się,

w y le w a ją rozespane k o b ie ty . Ł a p ią rę c z n ik i i zaczyna się w y ś c ig do u m y w a ln i. T e ra z je ­ steśm y n a b lo k u czysto p o ls k im . A P o lk i l u ­ b ią się m yć. N a w e t w n a jw ię k s z e m ro z y ro z ­ b ie ra ją się do naga, p a ra b u c h a z n ic h ja k ze z g o n io n y c h k o n i. A le je s t t y lk o dw a d zie ścia u m y w a ln i na 400 osób. I t y lk o d w a d zie ścia m in u t od s y re n y n a w s ta w a n ie do s y re n y n a apel. D w a d z ie ś c ia m in u t na u m y c ie się, ucze­

sanie, u b ra n ie , zaściele nie łó ż k a w e d łu g spe­

c ja ln y c h la g ro w y c h p rz e p is ó w , z je d z e n ie ś n ia ­ d a nia, a w s z y s tk o to w n ie s a m o w ity m ścisku, k t ó r y p ę ta i h a m u je ru c h y .

N a p ie rw s z y d ź w ię k la g ro w e j s y re n y p o d ­ ry w a m się ja k za p o c iś n ię c ie m sprę ż y n y , sia ­ da m n a łó ż k u i c a ły n ie s k o ń c z e n ie d łu g i dzień, k t ó r y m a m p rz e d sobą, s ta je m i p rz e d oczy­

m a n ib y ja k iś o lb r z y m i cię żar, k tó r e m u n ie po d o ła m . O g a rn ia m n ie lę k , w ię c p rę d k o r o ­ b ię z n a k k rz y ż a , z a m ia s t m o d litw y k r ó tk ie w e s tc h n ie n ie do Boga, b y p o m ó g ł m i te n cię ża r u d ź w ig n ą ć — i ju ż z e s k a k u ję z łó żka , b ieg nę w ra z z in n y m i do u m y w a ln i: t y l ­ k o n ie m yśle ć, t y lk o się n ie z a s ta n a w ia ć , a n i s e k u n d y n ie w o ln o s tra c ić , bo ju ż się n ie n a ­ dąży. A tu ścisk, p ie k ie ln y ścisk w szędzie, a n i się do pchać do s z a fk i po k u b e k , jeszcze t r u d ­ n ie j z k u b k ie m do k o tła po ka w ę . P ije m y , p a rz ą c się, a tu ju ż z n o w u ry c z y syrena.

A p e l. S to im y . J a k o k ie m sięgnąć d łu g ie , nieko ńczące się szeregi k o b ie t w p a s ia k a c h i d re w n ia n y c h c h o d a k a c h , ta k u p o d o b n io n e do sie bie je d n o s ta jn o ś c ią w ię z ie n n e g o u b io ru , że p rz y w o d z ą n a m y ś l k o s z m a rn e p o m y s ły H u x le y a o lu d z ia c h p ro d u k o w a n y c h s e ry jn ie

— n ie u ro d z o n y c h , lecz w y b u te lk o w a n y c h . Po a p e lu lic z e b n y m n a s tę p u je a p e l roboczy.

U s ta w ia m y się w k o lu m n y . Po b o k a c h k o ­ lu m n y robocze, n a ś ro d k u la g ro w e j „ v e r iu g - b a r y “ . W k o lu m n a c h ro b o c z y c h są b r a k i. T o k tó ra ś z a c h o ro w a ła , to p rze szła do in n e j k o ­ lu m n y , to z n ó w się ja k o ś u k r y ła . N ie je s t to w c a le ła tw e , ale p o m y s ło w o ś ć lu d z k a je s t w ie lk a . W ięc k o lo n k a , k t ó r e j lic z b a m u s i się zgadzać, w y s k a k u je na ś ro d e k la g ro w e j, ła ­ p ie za r ę k a w p ie rw s z ą z b rze ga i c ią g n ie do s w o je j k o lu m n y . N ie pom ogą tłu m a c z e n ia n ie ­ szczęsnego „ v e r fiig b a r a “ , że m a r a n y n a n o ­ gach, gorączkę lu b d z iu ra w e b u ty . K o lo n k a je s t g łu c h a n a w s z y s tk o , lic z b a m u s i się zga­

dzać, c ią g n ie w ię c o p ie ra ją c ą się o fia rę , ta k ja k n ie g d y ś n a 16 b lo k u . O d w ra c a m się, żeby na to n ie pa trze ć. Po d w u la ta c h p o b y tu w la g rz e o h y d n y te n w id o k p rz e jm u je m n ie c ią g le je d n a k o w y m w s trę te m , ja k b y n a p rz e ­ k ó r p rz y s ło w iu , że „d o w s z y s tk ie g o m ożna się p rz y z w y c z a ić “ .

W reszcie ru s z a m y . P ra c u ją c e w w a rs z ta ­ ta c h — do s w o ic h p ra c o w n i, m y „a u s s e n y “ pod b ra m ę. Jest. g o d zin a w p ó ł do szóstej — w g r u d n iu noc to jeszcze głę b o ka . W ię c s to im y po d b ra m ą i cze ka m y aż się ro z w id n i. C zeka­

m y go dzinę, p ó łto r e j, d w ie . W ś c ie k ły n a d ­ m o r s k i w ia t r d m ie p ro s to w tw a rz , d ro b n y deszcz w y tr w a le sią p i. C h u s tk i na g ło w a c h ju ż c a łk ie m m o k re , c ie n k ie k u r t k i też p rz e ­ m a k a ją . M a rz n ie m y , lo d o w a c ie je m y , z d a je się na m , że n ie m a ju ż w nas a n i o d ro b in y cie pła , że n ie z d o ła m y p o ru s z y ć s k o s tn ia ły m i c z ło n k a m i. W reszcie je d n a k n a d c h o d z i w p ó ł do ósm ej, g ę sty m r o k zaczyna się nieco ro z ­ rzedzać, je s t ju ż ty le ś w ia tła , że w a r to w n ik d e c y d u je się w y p u ś c ić nas za b ra m ę . M asze­

r u je m y w p ó łm ro k u , p ie rw s z e zorze z a s ta ją as ju ż n a m ie js c u p ra c y .

C ałe g ó ry p ia s k o w e z n ik a ją p o d u m ę czo n y­

m i rę k a m i k o b ie t, k tó r e m a rz ą ju ż n ie o ty m , a b y usiąść, ale b y choć stanąć na c h w ilę . W y s ta rc z y je d n a k op rzeć się na m o m e n t na ło p a cie , a ju ż się ro zle g a z n ie n a w id z o n e :

„ w e it e r m a c h e n “ ! K o b ie ty n ie n a w y k łe do f i ­ zyczne j p ra c y , w y c z e rp a n e w ie lo m ie s ię c z n y m p o b y te m w w ię z ie n iu beż p o w ie trz a i ru c h u , c ią gn ą w y ła d o w a n e ta c z k i po p ia c h u , u p a d a ­ ją c ze zm ęczenia, d ła w ią c się w ła s n y m se r­

cem, k tó r e p o d c h o d z i aż do g a rd ła . L u b służą ja k o „e rs a tz “ s iły p o c ią g o w e j, p c h a ją c w y ła ­ d o w a ne w o z y . B u d u ją ró w n ie ż d ro g i, są za­

tr u d n ia n e p r z y r e g u la c ji rz e k , w y k o p u ją na b a g n is ty m te re n ie p n ie drze w n e, s to ją c po k o la n a w w o dzie . R o z b ija ją k ilo fe m b e to n o w e o b m u ro w a n ia , b y d a w n ą sadzaw kę z a m ie n ić n a te re n u p ra w n y . C ie rp ią n ie t y lk o od c ię ż k ie j p ra c y , lecz b a rd z ie j jeszcze w s k u te k d o k u c z liw o ś c i w s p ó łto w a rz y s z e k , z a p ra w io ­ n y c h ju ż do fiz y c z n e j p ra c y .

S tą d też p ę d w ś ró d in te lig e n c ji, ażeby się

„z a d e k o w a ć “ gdzieś w w a rs z ta c ie , ja k k o lw ie k te w a rs z ta ty , to też m o rd o w n ia . C iasno obok siebie, w k u r z u i z a d u c h u siedzą nowoczesne n ie w o ln ic e i szyją , s z y ją , szyją. S z y ją d n ie m

i nocą, g d y ż w s z y s tk ie n ie m a l w a rs z ta ty p r a ­ c u ją n a d w ie z m ia n y . Jedne s z y ją b ie liz n ę , in n e m u n d u r y d la esesow ców, in n e p r u ją z ra ­ b o w a n e po c a łe j E u ro p ie f u t r a i szyją z n ic h k o m b in e z o n y d la w o js k a , na fr o n t w s c h o d n i, tz v d ® Ł n o r a k i“ . Jeszcze in n e k le ją ze s p e c ja ln e g P ^ ra p ie ru u b ra n ia d la ty c h , co m im o a n o ra k ó w b rz u c h y sobie o d m ro z ili. Te z n ó w p lo tą w a rk o c z e ze sło m y, z k tó r y c h się r o b i b u ty . P ra c a w s tra s z liw y m k u rz u , na stojąco, z r ę k a m i p o d n ie s io n y m i do g ó ry , gdyż słom ę w iesza się u s u fitu , n ie u s tę p u je n a j­

g o rs z y m z p ra c za b ra m ą . W d o d a tk u w w a r ­ sztatach, szczególnie ty c h , k tó r e p ra c u ją d la w o js k a , s zaleją esesowcy. N ie m a d n ia , a zw łaszcza no cy, ażeby n p . o s ła w io n y B in d e r n ie p o b ił kogoś do k r w i, często do u t r a t y p rz y to m n o ś c i. I to za rze czy n a jz u p e łn ie j b ła ­ h e : za z d rz e m n ię c ie się p r z y p ra c y , za ro z ­ m ow ę, lu b źle w s z y ty rę k a w . E sesoweom n ie u s tę p u ją zresztą do zorczyn ię. T e pó źniejsze, z p o b o ru , za b ra n e n a p o d s ta w ie u s ta w y o w o ­ je n n y m p rz y m u s ie p ra c y , są n a ogół lu d z k ie , czasem n a w e t d e lik a tn e i dobre. T e pie rw s z e , o c h o tn ic z k i, do brze w y tre s o w a n e i p rz y g o to ­ w a n e do s w e j r o li, rz u c a ją się n a lu d z i ja k w ś c ie k łe z w ie rz ę ta . Z nan a b y ła z tego z w ła ­ szcza n ie ja k a L e h m a n n ze Ś lą ska, k tó r a w a ta k u f u r i i z a k a to w a ła , z a k o p a ła na ś m ie rć m ło d ą C ygankę.

„ A le w id z is z — tłu m a c z y m i je d n a z to ­ w a rz y s z e k — w w a rs z ta c ie n ie g ro z i c i p r z y ­ n a jm n ie j to, że dadzą c i pra cę, k t ó r e j fiz y c z ­ n ie n ie możesz po do łać. A g d y ś m y p ra c o w a ły w „o g ró d k a c h “ , m u s ia ły ś m y no s ić ta k ie głazy, że u p a d a ły ś m y p o d ic h ciężarem . A d o z o r­

c z y n i szczuła nas psem , żeb yśm y s z ły p r ę ­ dzej. O d tą d ja k og n ia lę k a m się „a u s s e n u "

Ja ta m m im o w s z y s tk o trz y m a m się w y ­ tr w a le „a u s s e n u “ , choć n ie m a m fiz y c z n y c h w a ru n k ó w . O rg a n iz m m ó j a n i ru s z n ie może się p rz y s to s o w a ć do te j p ra c y , ta k b a rdzo p o n a d je g o s iły ; w p a d a m z c h o ro b y w cho­

robę, niszczą m n ie d łu g o trw a łe g o rą c z k i B a rd z ie j je d n a k n iż te j p ra c y po n a d s iły lę ­ k a m się z a m k n ię c ia w w a rs z ta c ie , n ib y w p o ­ d w ó jn y m w ię z ie n iu . Coś m n ie zaw sze cią gn ę­

ło za b ra m ę . A w a n s o w a ła m też k o le jn o z ło - p a c ia rz a i z w ie rz ę c ia po cią gow eg o n a r o b o t­

n ic ę ro ln ą , a p ó ź n ie j le śną . W le s ie ś c in a ­ ły ś m y sosny, n ie je d n o k ro tn ie po 200 la t m a ­ jące, p rz e rę b y w a ły m ło d n ik i, s ło w e m w y k o ­ n y w a ły p ra c ę d r w a li. C ię ż k a to b y ła pra ca, a le ś m y ją lu b iły , g d yż c ie s z y ły ś m y się p r z y n ie j s to s u n k o w o dużą sw obodą. W y s p e c ja li­

z o w a ły ś m y się w te j p ra c y , co p o n ie k ą d im p o n o w a ło d o z o rc z y n io m — m o ż liw e też, że m ia ły re s p e k t p rz e d n a s z y m i s ie k ie ra m i, dość, że się do nas p r a w ie n ie w trą c a ły . W z im ie i t u b y ło b a rd z o cię żko, ale za to w le c ie ro z g rz a n y la s p a c h n ia ł ta k c u d n ie i tą k c u d n ie ta ń c z y ły n a ściółce le ś n e j c e n tk i ś w ia tła i cie nia . I to n a m nasz tr u d w y n a ­ gradzało.

J e ś li z d ro w e b y ły w la g rz e gnębione, to cho re s to k ro ć b a rd z ie j jeszcze. P rz y p ra c y p o n a d s iły , g ło d z ie i z im n ie za ch o ro w a ć n ie b y ło tru d n o . D z ie ń w d zie ń c ią g n ą ł p o d r e ­ w i r (ta k się ta m n a z y w a ło a m b u la to riu m ) d łu g i w ą ż lu d z k i, dochodzący n ie ra z do t y ­ siąca osób. T u ju ż m ożn a się b y ło n a p a trz e ć s tra s z liw e j n ę d z y lu d z k ie j. C hore, tra w io n e w y s o k ą go rączką , z p ia n ą n a usta ch, s ła n ia ­ ją ce się ja k ła c h m a n , choć je trz y m a n o pod ręce, cho re o g łę b o k ic h ro p ie ją c y c h ra n a c h i ta k c uch ną cych, że z o d le g ło ś c i k i l k u k r o ­ k ó w w y trz y m a ć b y ło tru d n o , g r u ź lic z k i ta k w y c h u d łe , że w ie rz y ć się n ie c h c ia ło , iż w ty c h s z k ie le ta c h plącze się jeszcze reszta życia , o b łą ka n e , k tó r e ju ż stąd n ie w ra c a ły , p rz y p ro w a d z a n e p rze z b lo k o w e n ie d la le ­ czenia, lecz p o to, b y m ie ć n a b lo k u s p o k ó j, o w rz o d z ia łe i p o ła m a n e re u m a ty z m a m i — p rz e s u w a ły się d z ie ń w dzień, d z ie ń w dzień n ib y s tra s z liw e oska rżen ie, w o ła ją c e o p o m ­ stę. B ła g a ły , je ś li n ie s ło w a m i, to w z ro k ie m — ju ż n ie o leczenie, bo le czenie b y ło fik c ją , a ra c z e j w ie lk ą w y g ra n ą n a lo te r ii, k tó r ą t y lk o n ie lic z n i sz c z ę ś liw c y m o g li w y c ią g n ą ć , b ła g a ły o m ożność p o zo sta n ia n a b lo k u , b y leżeć ja k m a r tw a k ło d a , b y t y lk o się n ie r u ­ szać. I często o d c h o d z iły z n ic z y m . L e k a r k a w y m y ś la ła im od ś w iń lu b le k a rz p o p y c h a ł je w p rz e jś c iu . A p rz e d m o im p rz y jś c ie m do la g r u b y ł jeszcze ta k i, k t ó r y k o p a ł chore.

O p o w ia d a ły m i to osoby n a jz u p e łn ie j w ia r y ­ godne. P o k p iw a n ie sobie z c h o ry c h , to b y ła n ie w in n a ig ra s z k a . C zy w s z y s c y le k a rz e b y li ta c y ? N ie , b y li i in n i. O b o ję tn i. N ie le c z y li, lecz i n ie u p o k a rz a li. U rz ę d o w a li — b r a li p e nsję. B y ł n a w e t je d e n , k t ó r y z a p o m n ia ł, że m a do c z y n ie n ia z n u m e ra m i i tr a k to w a ł

(2)

Sir. 2

O D R O D Z E N I E

Nr 24

je ta k , ja k b y b y ły lu d ź m i. B a d a ł, o s łu c h iw a ł, n ie szczędził z w o ln ie ń od p ra c y . A le tego po d w ó c h ty g o d n ia c h prze n ie sio n o .

M e d y c y n a za p is a ła się dość s m u tn o w n a ­ szej p a m ię c i. Z ja w ie n ie się gru b e g o le k a rz a z od ległego o k ilk a s t a c ji. s a n a to riu m w H o - h e n ly c h e n s ia ło p o p ło c h w la grze . B y ł to n ie ­ o m y ln y z n a k , że będą p o trz e b n e n o w e k r ó ­ l i k i d o św ia d cza ln e . R e k r u to w a ły się one w y ­ łą c z n ie z nieszczęsnego lu b e ls k ie g o tra n s p o rtu . P od ob no w s z y s tk ie lu b lin ia n k i p rz y je c h a ły z w y r o k a m i ś m ie rc i. W ię c d y r e k to r la g ru s p rz e d a ł je le k a rz o w i, chcącem u p rz e p ro w a ­ d z ić d o ś w ia d c z e n ia n a d re g e n e ra c ją tk a n k i k o s tn e j. D o do św ia dcze ń b ra n o p rz e w a ż n ie m ło d e dziew czę ta, w y jm o w a n o im części k o ś c i z u d i g o le n i, zaszczepiano b a k c y le g a n g re n y.

N ie k tó re z n io s ły to s to s u n k o w o d o brze — na p a m ią tk ę po ty m e k s p e ry m e n c ie n a ż y w y m lu d z k im c ie le p o zostało im t y lk o tr w a łe oszpecenie, in n e p r z y p ła c iły to życie m , jeszcze in n e z o s ta ły n a całe ż y c ie k a le k a m i. N a b lo ­ k u 15, tr a p io n y m c ią g ły m i re w iz ja m i, gd yż u c h o d z ił za b lo k b u n to w n ic z e k , b y ło ic h 70.

G d y po p e w n y m czasie zażądano dalszych

się w rę c z bezcenne, n ib y b ib lio te k i. W ie lk ą p o p u la rn o ś ć z y s k a ła sobie w ś ró d nas p e w n a Ł u ż y c z a n k a . O fic ja ln ie u w a ż a n a b y ła za N ie m k ę , g d y ż n a ro d o w o ś c i łu ż y c k ie j N ie m c y n ie u z n a ją , ale zaw sze p o d k re ś la ła s w o ją p rz y ń a le ż n o ś ć łu ż y c k ą , p rz e b y w a ła ty lk o z P o lk a m i i w la g rz e n a u c z y ła się m ó w ić po p o ls k u . B y ła to w ła ś n ie ta k a c u d o w n a g ło w a - e n c y k lo p e d ia , do k tó r e j zaw sze m ożn a b y ło n ie z a w o d n ie sięgnąć, chociaż je j w ła ś c ic ie lk a ju ż 10 la t b y ła u w ię z io n a . Z a p rz y n a le ż n o ś ć do p a r t ii s o c ja l-d e m o k ra ty c z n e j z o s ta ła ska­

zana na 7 la t w ię z ie n ia , a g d y ju ż m ia ła w y jś ć na w o lno ść, p rz e w ie z io n o ją do la g ru . J u ż po m o je j ucieczce, w czasie w ę d r ó w k i po łu ż y c k ie j z ie m i, doszła m n ie w ie ś ć o ie j ś m ie rc i. T ra g ic z n a ś m ie rć — po la ta c h t A i , w p rz e d d z ie ń w y z w o le n ia .

W ie lk i b y ł ró w n ie ż pęd do uczenia się j ę ­ z y k ó w obcych. P oza osobam i, k t ó r y m p r z y ­ g o d n ie p o m a g a ła m , p ro w a d z iła m s y s te m a ty c z ­ n ie p rze z r o k g ru p ę m ło d y c h d ziew czą t.

W z ru s z a ją c ą rzeczą b y ło pa trz e ć , ja k te dziew czę ta, w ym ę czon e c a ło ty g o d n io w ą n o c ­ ną p ra c ą w w a rs z ta c ie , w n ie d z ie lę re z y g n o - d z ie s ię c iu i w e z w a n o je im ie n n ie do r e w ir u , w a ły ze snu, ażeby się uczyć. N ie p o m o g ły z b u n to w a ły się, n ie c h c ia ły iść. W z ię te p rz e ­

m ocą, u c ie k ły z r e w ir u na b lo k . B y ło to w z im ie . N ie w y c ią g n ię to z tego k o n s e k w e n ­ c ji. N a ja k iś czas s p ra w a u c ic h ła . A ż d o p ie ro za k ilk a m ie s ię c y , w s ie rp n iu 1943 ro k u , k o ­ szm ar z n ó w p o w ró c ił. Z n ó w z aw ezw a no do r e w ir u 10 lu b lin ia n e k , ale ju ż n ie te, co w z i­

m ie . A le i te się z b u n to w a ły . O ś w ia d c z y ły , że na o p e ra c ję n ie p ó jd ą . D a re m n ie tłu m a ­ czono im ze s tro n y z a rz ą d u la g ru , że n ie m a m o w y o ż a d n ych o p e ra c ja c h czy in n y c h d o ­ ś w ia d c z e n ia c h , że są W ezwane t y lk o n a b a ­ danie. N ie p o s łu c h a ły . W ie d z ia ły , co o ta ­ k ic h o św ia d c z e n ia c h sądzić. W te d y c a ły b lo k d o s ta ł k a rn ą s tó jk ę . Po k il k u g o d z in a c h s tó j­

k i z ja w ił się d y r e k to r la g r u i o ś w ia d c z y ł, że te 10, k tó r e n ie c h c ia ły iść do r e w ir u , p ó jd ą za k a rę do b u n k ra . W y s tą p iły c h ę tn ie z sze­

reg u. C ie m n ic a po łą czona z g ło d ó w k ą w y d a ­ w a ła się im s to s u n k o w o m a łą rzeczą w o be c o p e ra c ji, gro żące j ś m ie rc ią lu b k a le c tw e m . I ta m w ła ś n ie , w b u n k rz e , w w a ru n k a c h n a j­

o h y d n ie js z y c h , na p ry c z a c h z a m ia s t o p e ra - c y jn y c h s to łó w , d o ko n a n o n a n ic h o p e ra c ji.

Z d z ie s ię c iu u n ik n ę ła o p e ra c ji t y lk o je d n a , k tó r a z ta k ą f u r ią k o p a ła i g ry z ła , że n a w e t esesowcy, s p e łn ia ją c y ro lę a s y s te n tó w , d a li za w y g ra n ą .

O b ra z n ie b y łb y z u p e łn y , g d y b y m n ie w s p o ­ m n ia ła o s tra s z liw y m g ło d zie , k t ó r y c ie rp ia ­ ły ś m y w o k re s ie p rz e d p a c z k o w y m . W ie le z nas w y s c h ło n a s z k ie le ty , a m y ś l o je d z e ­ n iu c h o d z iła za n a m i n ie o d s tę p n a ja k cień.

J a d ły ś m y w te d y w s z y s tk o , co da ło znaleźć się na p o lu : szczaw ie i m lecze, k o r z o n k i w sch o d zą ce j b r u k w i i b u ra k ó w , n a w e t s ło d ­ k ie k o rz e n ie ta ta ra k u . Jesien ią, g d y k o r z o n k i b r u k w i z a m ie n iły się w c ię ż k ie s ło d k ie g ło ­ w y , żadne k a r y n ie b y ły z do ln e o d stra szyć nas n ie t y lk o od je j je d z e n ia w p o lu , ale od p rz y w o ż e n ia je j do la g ru , b y p o ż y w ić g łod ne to w a rz y s z k i z w a rs z ta tó w . W o z iły ś m y też z ie m n ia k i g o to w a n e w łu p in a c h , k t ó r y m i nas d o ż y w ia li ba ue rzy.

A p o te m p rz y s z ły p a c z k i ż y w n o ś c io w e i ży ­ cie z y s k a ło z u p e łn ie n ie s p o d z ie w a n y u ro k . K to n ie g ło d o w a ł m ie s ią c a m i i la ta m i, k to n ie c z u ł ja k sęp g ło d u s z a rp ie m u w n ę tr z ­ no ś c i n ic z y m m ity c z n e m u P ro m e te u s z o w i, te n n ig d y n ie zro z u m ie , co znaczy p ra g n ie n ie , b y ra z się n a je ś ć do syta. K a ż d a p a c z k a z dom u, to b y ło u ro c z y s te ś w ię to , to — p o c z ą tk o w o zw łaszcza — b y ło w y d a rz e n ie , k o m e n to w a n e prze z c a ły b lo k .

W k ró tc e się je d n a k okazało, że n ie sam ym t y lk o c h le b e m ż y je c z ło w ie k . L e d w o ś m y za­

s p o k o iły g łó d fiz y c z n y , p o c z ę ły ś m y ty m do­

t k liw ie j o d czuw ać g łó d m ózg u i ducha. Już i w c z e ś n ie j k r ą ż y ły m ię d z y P o lk a m i — m i­

m o s u ro w y c h z a k a z ó w — s trz ę p y lite r a t u r y . P o w o d z e n ie m c ie s z y ły się zw łaszcza w ie rsze . O soby, k tó r e n ig d y n ie in te re s o w a ły się p o ­ ezją, łu b też z w ie k ie m z a in te re s o w a n ie to u tr a c iły , u c z y ły się te ra z w ie rs z y n a pam ięć.

Z r o b iły ś m y ro d z a j w y m ia n y , czy też s k ła d k i k u ltu r a ln e j — i w te n sposób z je d n e g o czy k i l k u w ie rs z y , k tó r e ta i o w a m ia ła w p a ­ m ię c i, p o w s ta ła je d y n a w s w o im r o d z a ju an­

to lo g ia p o e tó w p o ls k ic h , a n a w e t obcych. T e ­ ra z te n ru c h n a b ra ł ro z p ę d u i w s z e c h s tro n ­ ności. Z w ła szcza, że ze zw o le n ie n a p a c z k i ż y w n o ś c io w e z b ie g ło się z u tw o rz e n ie m czy­

sto p o ls k ic h b lo k ó w . G d y t y lk o z n a la z ły ś m y się razem , u w o ln io n e od t y r a n ii n ie m ie c k ic h . k r y m in a lis te k i p ro s ty tu te k , zaraz za c z ę ły ś m y się o rg a n iz o w a ć . U cze nie się w ie rs z y , poprzez k tó r e c h c ia ły ś m y n a w ią z a ć do da w n e g o ż y ­ cia, p rz e ro d z iło się w p o tę ż n y r u c h in te le k ­ tu a ln y , k tó re g o żadne g ro ź b y a n i k a r y n ie z d o ła ły zah am o w ać. U c z y ły ś m y się same i nasze to w a rz y s z k i, u rz ą d z a ły ś m y o d c z y ty na te m a ty lite r a c k ie i n a u k o w e , d y s k u s je o s p ra w a c h spo łe cznych, n a w e t s z o p k i li t e ­ r a c k ie w o k re s ie Bożego N a ro d z e n ia , n a w e t k o n k u r s y m uzyczn e. P roszę w z ią ć p o d uw agę, że n ie b y ł to „ O fla g “ , gd zie te rze czy b y ły do zw o lon e, gd zie lu d z ie m ie li dużo w o ln e g o czasu i obszerne b ib lio t e k i do d y s p o z y c ji.

M y ś m y m ia ły w o ln ą t y lk o n ie d z ie lę — i to n ie zawsze — a d y s p o n o w a ły ś m y t y lk o ty m , cośm y z d o ła ły prz e n ie ś ć w na szych g ło w a c h . P o c z ą tk o w o b y ło to b a rd z o n ie w ie le , p o ­ w s z e c h n y m b o w ie m o b ja w e m b y ł w la g rz e z a n ik p a m ię c i: h is to r y c z k i n ie p a m ię ta ły n a j­

w a ż n ie js z y c h da t, g e o g ra f k i n ie m o g ły sobie p rz y p o m n ie ć n a jb a r d z ie j z n a n y c h na zw . P rz e ­ ż y ty w s trz ą s z a p ę d z ił to w s z y s tk o gdzieś d a ­ le k o w g łą b naszego m ózgu. S to p n io w o je d n a k zaczęło to w ra c a ć . N ie k tó r e g ło w y o k a z a ły

re w iz je , k t ó r y m i co ja k iś czas n ę ka n o p o ­ d e jrz a n e b lo k i. N ie p o m o g ły z a k a z y ro b ie n ia ja k ic h k o lw ie k n o ta te k . N ie o d s tra s z y ły nas n a w e t o fia r y , k tó re d o s ta ły się do b u n k r u czy k a rn e g o b lo k u . Raz ro z p ę ta n y ru c h nie

ZOFIA NAŁKOWSKA

d a ł się ju ż z a trz y m a ć . S p o n ie w ie ra n e , b ic z o ­ w a n e fiz y c z n ie i m o ra ln ie , w a lc z y ły ś m y o n a ­ sze p ra w o do czło w ie c z e ń s tw a , o w o ln o ść — je ś li ju ż n ie cia ła , to o w o ln o ś ć ducha. Z n u ­ m e ró w s ta ły ś m y się z n o w u lu d ź m i i n ie p o ­ z w o liły ś m y się z d e g ra d o w a ć po ra z d ru g i.

Z a k a z o m i szy k a n o m p r z e c iw s ta w ia ły ś m y z d e c y d o w a n y b ie r n y opór. N u r t ż y c ia u m y ­ słow ego i d u cho w eg o p ły n ą ł coraz g łę b ie j.

U rz ą d z a ły ś m y n ie d z ie ln e n a bo żeń stw a, r e k o ­ le k c je w o k re s ie w ie lk a n o c n y m . A nagą ścia­

n ę la g ro w e g o b lo k u , o k tó r ą p rz e d ty m o b i­

ja ły się t y lk o p rz e k le ń s tw a i w rz a s k i, z d o b ił te ra z o b ra z C h ry s tu s a z m a rtw y c h w s ta łe g o — n ie z w y k ła k o n c e p c ja p e w n e j m ło d e j m a la r k i z W a rs z a w y . C h ry s tu s , nę dza rz w y c h u d ły i um ę czon y — t a k i w ła ś n ie ja k m y — p o d ­ no si się z z ie m i m o g ił i k rz y ż ó w i w y c ią g a ra m io n a k u n ieb u.

G dzie je ste ś te ra z , m a ła M yszko ? G dzie jesteście, d ro g ie to w a rz y s z k i? C zy p a m ię ta ­ cie, ja k d rż a ły ś m y ze szczęścia i w z ru s z e n ia , słysząc s y re fty a la rm o w e i h u k p rz e c ią g a ją ­ cych n a d n a s z y m i g ło w a m i a lia n c k ic h sa­

m o lo tó w ? Dozorczynde i esesowcy b ie g li w te ­ d y do s c h ro n ó w , a m y ś m y się p rz e w ra c a ły n a d ru g i b o k i z a s y p ia ły z uc z u c ie m szczę­

ścia. N ie lę k a ły ś m y się ty c h bo m b, n io są cych śm ie rć, g d y ż w ie d z ia ły ś m y , że n ie d la nas b y ły przeznaczone.

Eugenia K ocw a

W Ę Z Ł Y Ż Y C I A ’

D z iu n io o p o w ia d a ł, co r o b ili cud zoziem scy goście po ra u c ie . B y li s a m i w B r is to lu , b y li też gdzieś na S ta ry m M ie ście , zd a je się, że u F u k ie r a n a w in ie . T a ń c z y li z fo rd a n s e rk a m i, n ie m ie li k o b ie t, ic h s tó ł s ta n o w ił od oso bn ion ą w yspę.

— Poszedłeś gdzieś jeszcze tańczyć? — n ie ­ db a le s p y ta ła C e lia , b le d n ą c ś m ie rte ln ie .

T a k , — o d rz e k ł E d m u n d zm ieszany.

K o b ie ty , siedzące p r z y s ą sie d n ich s to lik a c h z n ó w p a tr z y ły n a B ara za. N ie n a p iękn ego , w y k w in tn e g o , zap ię te go n a o s ta tn i g u z ik E d ­ m u n d a O xeń skieg o, ale w ła ś n ie n a B araza, k t ó r y tego n ie lu b ił. G d y do s to lik a po dszedł O c z a jo w s k i, B a ra z w s ta ł i p o ż e g n a ł się, m ó ­ w ią c , że je s t z a ję ty . W y s z e d ł z k a w ia r n i s p ie ­ sznie, i t u t a j n ie podch od ząc do te le fo n u . M y ­ ś la ł o sobie i o Sonce. M y ś la ł, dlaczego się to w s z y s tk o ta k p o p lą ta ło .

R o z d z i a ł I I .

C e lia A ra m o w ic z ó w n a c h c ia ła z a te le fo n o w a ć do E d m u n d a zaraz n a z a ju trz po ra u c ie . M ó g ł­

b y k to m yśle ć, że n a p ra w d ę ta k p iln o je j b y ło p o d z ie lić się z n im z a b a w n y m o d k ry c ie m , d o ­ ty c z ą c y m s tareg o W y s o k o ls k ie g o .

O d dłuższego ju ż czasu, b y w a ła w do m u A ra m o w ic z ó w s k ro m n a i zara zem p r e te n s jo ­ n a ln a osóbka, p a n n a H o n o ra ta R o z w ie ls k a . P rz y c h o d z iła z m a łą , p ła s k ą w a liz e c z k ą , w y j ­ m o w a ła z n ie j s z p ry c k ę R ecord, g o to w a ła ją w b la s z a n y m p u d e łk u na gazie w k u c h n i i z w ie lk ą d e lik a tn o ś c ią , a zara zem zręczn ie i p rę d k o r o b iła in je k c je p a n i A ra m o w ic z o w e j n a p rz e m ia n i sam em u m in is tr o w i. M ia ła w te j to re łjc e ta k ż e p r z y b o r y do m a n u - i p e d ic u re ’u, a w p o trz e b ie g o to w a b y ła „u ło ż y ć “ p a n io m w ło s y po u m y c iu n ie g o rz e j od fr y z je r a . U m ia ­ ła też r o b ić m asaż z a ró w n o k o s m e ty c z n y , ja k le c z n ic z y i b a r w ić b r w i h e n n ą w sposób tr w a ły . Te je j u m ie ję tn o ś c i z n a jd o w a ły w ro d z in ie A ra m o w ic z ó w s ze ro kie zastosow anie.

M a ło się o d z y w a ła , a je ż e li to ju ż r o b iła , to głosem c ic h y m i c o k o lw ie k p rz e ry w a n y m , z w ie lk ą d y s ty n k c ją , o g ra n ic z a ją c się ściśle do rze czy n ie z b ę d n y c h . P a n i A ra m o w ic z o w a u w a ż a ła , że je s t „n a m ie js c u “ i n a w e t ją l u ­ b iła . N ie w a h a ła się, zw łaszcza p o d n ie o b e c­

ność m in is tr a , z a p ro s ić ją n a ś n ia d a n ie . B y ła te ż n ie z w y k le ła d n a , co p r z y je j s k ro m n y m u ło ż e n iu n ie o d ra z u rz u c a ło się w oczy.

Z ty c h n ie w ie lu je j s łó w m ożn a b y ło je d n a k w y ro z u m ie ć , że n ie d łu g o p rz e s ta n ie z ara biać, że czeka ją p e w n a z m ia n a w życiu . S to p n io w o u ja w n iło się n a w e t, że w ła ś c iw ie je s t z a rę ­ czona. N a rz e c z o n y je j o k a z a ł się z w o ln a c z ło ­ w ie k ie m p o w a ż n y m i n a s ta n o w is k u . N ie m ó ­ w iła k to to je s t, ale n i k t się co p ra w d a ta k b a rd z o o to n ie d o p y ty w a ł.

I oto na gle, p rz e d n ie d a w n y m czasem, w y - . z n a ła p a n i A ra m o w ic z o w e j p r z y u m ie ję tn y m m asażu a rtre ty c z n y c h g u z ó w n a je j stopach, że c z ło w ie k ie m , z k t ó r y m się zarę czyła , je s t m ia n o w ic ie g e n e ra ł Jasp is W y s o k o ls k i. T a n o ­ w in a n a w e t m in is t r o w i w y d a ła się dość sen­

sacyjna . T oteż C e lia m ia ła p o d s ta w ę m n ie m a ć , że z a p o w ie d ź ta k n ie o c z e k iw a n e g o w y d a rz e n ia w b lis k ie j r o d z in ie będzie d la E d m u n d a w ia d o ­ m ością in te re s u ją c ą .

O d te le fo n u p o w s trz y m y w a ło C e lię n ie w y ­ ra c h o w a n ie a n i chęć o b u d z e n ia w E d m u n d z ie n ie p o k o ju , a n i n a d z ie ja , że je j m ilc z e n ie s k ło n i go do z ro b ie n ia p ie rw s z e g o k r o k u . A c h nie.

N ie łu d z iła się p rze cie ż a n i n a c h w ilę , że b ę ­ dzie o c z e k iw a ł te le fo n u „ d n ie m i n o c ą “ . I on zresztą, ta k m ó w ią c , n ie m y ś la ł, że ona u w ie ­ rz y . O w szem ; z a c h o w y w a ł się czasam i w t a k i sposób, ja k b y ją k o c h a ł — ale t y lk o d la ż a rtu , t y lk o się ta k n a tę czułość p rz e k o rn ie s t y li­

z u ją c . To sam o b y ło z je g o p o g ró ż k ą , że „m o że się p rz y z w y c z a ić “ . N ie u w ie r z y ła b y n a w e t,

*) C ią g d a ls z y . P o r . n r n r 13— 23 „ O d r o d z e n ia “ .

g d y b y m ó w ił n a serio. N ie u w ie rz y ła b y , że ta k n ie w y s ło w io n e , dech z a p ie ra ją c e szczęście je s t m o ż liw e . Że w ogóle je s t do zniesie nia.

N a w e t g d y b y m ó w ił n a serio. A le n ie m ó w ił n a serio. T a k sobie t y lk o z n ią ig ra ł, ja k z in n y m i.

C e lia n ie te le fo n o w a ła dlateg o, że po p ro s tu ba ła się z n im zobaczyć. B a ła się n a w e t u s ły ­ szeć je go głos ,w te le fo n ie . G łos le n iw y i m ię k ­ k i, k tó re g o n ie m a n i k t poza n im n a z ie m i.

G łos z a trz y m u ją c y się p rz e k o rn ie i p ieszczo t­

liw ie n a ja k ic h ś s ło w a c h bez znaczenia — ja k g d y b y m ia ły coś znaczyć. O d ra z u w c ią g a ją c y w o b rę b tego za c z a ro w a n ia , k tó r e m u n ie u m ia ­ ła się oprzeć, z k tó re g o n ie u m ia ła się w y ­ p lą ta ć .

B a ła się je g o g ło s u i b a rd z ie j jeszcze słó w . B o m ó g ł n a jg rz e c z n ie j, n a jb a r d z ie j ła g o d n ie p o w ie d z ie ć , że n ie m a w o ln e g o w ie c z o ru , że

— ach, n ie s te ty ! — je s t z a ję ty . M ó g ł n ie b a c z ­ n ie, n ie w ie d zą c, co c z y n i, skazać ją n a cze­

k a n ie jeszcze prze z dzień, a lb o prze z dw a, a lbo p rze z t r z y d n i. G d y ona n ie m o g ła w y ­ trz y m a ć je d n e j g o d z in y !.

W ra c a ła do swego niedużego, z a sta w io neg o c ię ż k im i m e b la m i p o k o ju , p rz y n o s iła ze sobą te le fo n . I s ie d z ia ła ta k tu ż p r z y ap a ra cie , p o ­ s ta w io n y m n a o d g ię ty m b la c ie s e k re te ry , p a ­ tr z y ła w he ba no w e g a łk i czeczo tow ych s z u f­

la d e k , lic z y ła , że je s t ic h dziesięć — p ię ć po je d n e j i p ię ć po d r u g ie j s tro n ie c z a rn y c h f i ­ la r k ó w , za k t ó r y m i k r y ły się jeszcze d w ie z a ­ k o n s p iro w a n e s z u fla d k i p io n o w e . M a ły p o rc e ­ la n o w y k a ła m a rz w n ie ś m ia łe k w ia tu s z k i, o b ­ w ie d z io n y z t y łu g a le r y jk ą , ło s o s io w a o k ła d k a z m a r o k a ń s k ie j s k ó ry , w tło c z o n e ge o m e tryczn e desenie, z s o n e ta m i S z e k s p ira w ś ro d k u , m a ­ lu tk a W enus z różo w e go k r y s z ta łu n a p o p ie l­

niczce — to w s z y s tk o w id z ia n e s m u tn y m i ocza­

m i s ta w a ło się częścią je j m y ś li o n im , b ra ło u d z ia ł w te j s tra c o n e j s p ra w ie .

B a ła się go usłyszeć, a co d o p iś ro w id z ie ć ! N ie b y ła n ig d y s w o bo dna a n i p e w n a siebie, g d y b y ła z n im . P rz e c iw n ie , o g a rn ia ł ją n ie ­ p o k ó j, zam ę t i lę k . To b y ł je d y n y c z ło w ie k , k t ó r y b u d z ił w n ie j n ie z a d o w o le n ie z siebie.

C z u ła się p r z y n im niezrę czna, w y d a w a ło je j się, że źle sie dzi, k r ę p o w a ły ją z b y t c ie n k ie , z w y r a ź n y m i k o s tk a m i n o g i, ża duże ręce.

C zu ła się n ie ła d n a , n ie m ogąca się podobać.

C z u ła się w in n a , że je s t ta k a . N a te n czas z rz e k a ła się od ra z u w s z y s tk ic h s w o ic h a t u ­ tó w . M ó w iła b y le co, z a p o m in a ją c n a jego w id o k w s z y s tk ie g o , co m ia ła m u do p o w ie d z e ­ n ia , czym m ia ła go z a c h w y c ić , z je d n a ć d la s ie b ie i z n ie w o lić . To n a jw a ż n ie js z e u la ty w a ło je j z g ło w y . B y ła n ie n a tu ra ln a , n ie o p a n o w a n a , trzepo cąca się bez sensu. Ile ż d a ła b y za to, b y choć ra z u m ie ć go p o tra k to w a ć ja k in n y c h z n a jo m y c h ch ło p c ó w , k t ó r y m i p o m ia ta ła , n ie p rz y w ią z u ją c do n ic h żad ne j w a g i, a k tó r y c h bez w y s iłk u p o c ią g a ła sobą. N ie m u s ia ła p rz y n ic h m yśle ć, co m ó w i. M ó w iło je j się samo n a jle psze , najszczę śliw sze, celow e i tra fn e .

M in ą ł dzień, m in ę ła noc i z n o w u zaczął się dzień. W d o m u ja k z w y k le d z ia ło się n ie d o ­ brze. O jc ie c b y ł n ie z a d o w o lo n y , p r z y cbiedzde z a p a d a ły d łu g ie m ilc z e n ia . N ie p rz y z n a w a ł się, o co m u cho dzi, ale C e lia w ie d z ia ła w s z y s tk o , p rz e n ik a ła go na w s k ro ś . B r a ł p o ­ w a ż n ie n ie p o k o je , grożące w je g o m n ie m a n iu E u ro p ie . A ci, od k tó r y c h w s z y s tk o zależało, w y d a w a li m u się g łu p i, w y d a w a li m u się śle pi.

W y c h o d z iło n a to, że po p ro s tu n ie b io rą pod u w a g ę je go ostrzeżeń, n ie s łu c h a ją je go p r z e ­ s tró g i w ska zań . W szyscy n ie m ie li słuszności, m ia ł ją on ty lk o . N a p o z ó r b y ł n ie z a d o w o lo n y z in n y c h , d la C e lii p rze cie ż b y ło ja sne , że n a j - b a rd z ie j m ę c z y ło go n ie z a d o w o le n ie z siebie.

S ą d ziła , że trz e b a m ie ć znaczenie w ś ró d lu d z i, owszem . A le n ie trz e b a u ty s k iw a ć , g d y się go n ie m a.

T o le ra n c ja ro d z ic ó w , k tó r ą doszedłszy do u ż y w a n ia ro z u m u , w y w a lc z y ła sobie sama, nie

zabezpieczała je j p rz e d n ie d e lik a tn y m i u w a ­ g a m i m a t k i i w y b u c h a m i n ie h u m o ru ojca.

P o c h le b ia li sobie, że są no w o cześni. N ie n a ­ rz u c a n o je j p r o je k tó w m a łż e ń s k ic h , p o z w o ­ lo n o cho dzić n a w y k ła d y , n ie p rz y p o m in a n o , co w in n a je s t s w o je m u n a z w is k u . Z ty m w s z y s tk im d z ia ło się i u n ic h p o d o b n ie , ja k wszędzie. W p a r u ju ż u ta rc z k a c h z ojcem p a d ły te n ie p o z o s ta w ia ją c e w ą tp liw o ś c i sło w a. Że p o w in n a m ie ć „s z a c u n e k d la sie b ie “ , że p o w in n a m ie ć „tr o c h ę a m b ic ji“ . M o g ła z ro ­ zum ieć, że n ie p r a g n ę li go d la n ie j za męża.

A le b y ło zabaw ne, g d y w z b r a n ia li m u tego, 0 co się b y n a jm n ie j n ie ub ie g a ł.

Te rz e c z y p o d c in a ły je j s k rz y d ła . P rze szka ­ d z a li je j, u t r u d n ia li jeszcze tę s p ra w ę i ta k d la n ie j ciężką.

M a łą ró ż o w ą W e n e rą z g a s iła n ie d o p a łe k pa - piero sa. M y ś la ła te ra z o ty m w ie c z o rz e m in i­

s te ria ln y m , od k tó re g o u p ły n ą ł ju ż trz e c i dzień. D laczego n a B oga odeszła od nie g o ta m n a ra u c ie , dlaczego sam ochcąc w y p u ś c iła go z p a z u ró w ! I t y lk o z d a le ka , ś m ie ją c się 1 p rz e k o m a rz a ją c z in n y m i, w o d z iła za n im o g łu p ia ły m w z ro k ie m ? O w szem , w ie d z ia ła , że , o jc ie c je s t w s ą s ie d n ie j -sali, że b y ło b y m u n ie p rz y je m n ie z n o w u zobaczyć ją z n im . A le g n ie w y o jc a n ie b y ły ważne. C e lia ś m ia ła się z tego, w ie d zą c, ja k b a rd z o m a w s w o je j m ocy to s ta re dziecko. J e j d o ro s łe s io s try b y ły ju ż zam ężne i m ia ły w ła s n e d zie ci. A n a js ta rs z y z ro d z e ń s tw a b ra t, o ż e n io n y z cud zoziem ką, w ię k s z ą część r o k u spędzał za g ra n ic ą . B y ła w ła ś c iw ie je d y n y m d z ie c k ie m ty c h s ta ry c h lu d z i w w ie lk im o p u s to s z a ły m d o m u i dużo b y ło je j w o ln o .

N ie m o g ła z w a la ć n a o jc a s w e j w in y , sw e j n ie p o ję te j le k k o m y ś ln o ś c i. D laczego, g d y E d ­ m u n d p o w ie d z ia ł, że je s t g ło d n y , n ie poszła z n im ra z e m do b u fe tu , n ie p iła z n im w in a , n ie s ta łą b lis k o nie g o gdzieś p o d ścia ną w zie ­ lo n y m p ó łm r o k u te j sali? M o g ła to z ro b ić , n ik t n ie b y łb y je j w ty m p rz e s z k o d z ił. M o g ła ło w ić je g o ro z ta rg n io n e s p o jrz e n ie , m o g ła n a ­ rz u c a ć się je go uw ad ze, m o g ła .. . N ie szło je j o ojca, n ie szło je j o c a ły ś w ia t. N a jw a ż n ie j­

sze b y ło , że E d m u n d ta k zaraz się zg o d ził, u z n a ł je j g łu p ią o d m o w ę za w y s ta rc z a ją c ą , w c a le się n ie z d z iw ił. T o ju ż ją p rz e c ie ż o ś w ie c iło o sta n ie rzeczy, c a łk o w ic ie w n im z o rie n to w a ło . N ic , t y lk o obojętno ść, senne, ro z m a rz o n e ro z ta rg n ie n ie .

O w szem , w o s ta tn ie j c h w ili z a c ie k a w ił się ja k b y c o k o lw ie k sprawią W y s o k o ls k ie g o . Ł o ­ w iła go prze cie ż n a tę p lo tk ę , u s iło w a ła n ią p rz y c ią g n ą ć . Śm ieszne, czy m ona go w a b i!

No, m o g ła sobie oddać s p ra w ie d liw o ś ć , że w e szła w to dość g łę b o k o , że u p a d ła dość n is k o .

Ż y ła w ty m u d rę c z e n iu k a ż d o d z ie n n y m , grzę zła w nim, oblepiona, opiła, jak pszczoła m io d e m . N ie b r o n iła się w c a le , c ie rp ie ć przez nie g o jeszcze b y ło szczęściem. P ó k i tego c ie r­

p ie n ia on b y ł p rz y c z y n ą .

N o ta k , odeszła po p ro s tu , bo od ty c h jego s łó w (że „ m ó g łb y się p rz y z w y c z a ić “ ) doznała, ta k d o tk liw e g o spazm u szczęścia, że to m u ­ s ia ła odczekać, m u s ia ła dać sobie czas, b y to w n ie j w y k ip ia ło , b y się ja k o ś w y r ó w n a ło i u lę g ło . P o w ta rz a ła w m y ś li: „n ie to, ale że m ó g łb y m się p rz y z w y c z a ić “ . . . O Boże, czy od ga dł, co to je s t za ła d u n e k rozko szy, ta k ie s ło w a ..,. N ic n a ^ ś w ię c ie n ie b y ło z do ln e w z m ó c te j szczęśliw ości. M y ś l, że o n o b a w ia się w e jś ć w ja k ą ś od n ie j z a le ż n o ś ć ... w e jś ć w ja k ie ś s w o je n a d n ią p ra w a , że b y ło b y m u ju ż tr u d n o bez n ie j b y ć . . .

— Co t u i i c ie b ie d y m u ! — rz e k ła ode d r z w i p a n i A ra m o w ic z o w a . — P rzecież to się m ożna udusić.

C e lia w s ta ła w m ilc z e n iu i o tw o rz y ła okno.

— T e ra z się z n ó w p rze zię bisz.

— W ię c co m a m z ro b ić ?

— Po p ro s tu n ie p a lić ty le , — n ie u stę po­

w a ła m a tk a .

C e lia się roze śm iała.

— T y n ie n u d ź ta k cią gle , M u , — p o w ie ­ d z ia ła , p r z y tu la ją c się do n ie j.

M a tk a b y ła je j k a r y k a tu r ą , b y ła n ią samą, starszą o trz y d z ie ś c i p ię ć la t. P a trz ą c n a je j tw a rz , C e lia c z y ta ła w n ie j s w o ją przyszłość, ja k z k a rt.

P rz e s z ły do ja d a ln i. Tego d n ia A ra m o w ic z m ia ł w iz y tę swego d o k to ra i do ś n ia d a n ia za­

s ia d ł p o d ra ż n io n y . G d y m ó w ił o s w y c h do­

le g liw o ś c ia c h , to n je g o g ło s u n ie w y ra ż a ł u b o ­ le w a n ia , b y ł ra c z e j p o le m ic z n y . N a le ż a ło r o ­ z u m ie ć, że n ie t y lk o d z ie je m u się k rz y w d a , ale że je s t o fia rą czegoś, co d a ło b y się na zw a ć z u c h w a ls tw e m losu, je g o bezczelnością. Przez czas dłu ż s z y n ie m ożn a b y ło wszcząć in ne go te m a tu . K a ż d y p r z y b ie ra ł m in ę p rz y g n ę b io n ą , k a ż d y c z u ł się w in ie n lu b c z u ł p r z y n a jm n ie j, że za w in n e g o je s t p o c z y ty w a n y .

O prócz ro d z in y p r z y s to le s ie d z ia ła jeszcze p a n n a H o n o ra ta R o z w ie ls k a . Część w in y spa­

d a ła i na n ią , k t ó r e j z a s trz y k i n ie o k a z a ły się skuteczne, a m asaż o d c h u d z a ją c y też n ie da ł o c z e k iw a n y c h w y n ik ó w .

G d y się to ja k o ś w y c z e rp a ło , p a n i A r a m o ­ w ic z o w a p rz y p o m n ia ła o za p ro s z e n iu P re z y ­ d iu m R a d y m ia s ta p o w ia to w e g o , w k tó re g o p o b liż u le ż a ły W ro e im o w ic e . S zło o u ro c z y ­ stość p rz e m ia n o w a n ia u lic y . D o tych cza so w a u lic a K r ó t k a m ia ła z w a ć się o d tą d u lic ą K o ś ­ c iu s z k i.

O ka za ło się, że m in is te r n ie m ia ł b y n a jm n ie j z a m ia ru ta m się w y b ra ć .

— S zczególna rzecz — m ó w ił, n ie ta ją c i r y ­ ta c ji. — J a k z ro z u m ie ć to z a m iło w a n ie u nas do oso bisto ści pe c h o w y c h .

(C ią g d a ls z y w n a s tę p n y m n u m e rz e ).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dzieje Polski odbywają się nie tylko nad Odrą i Nisą, ale w każdym słowie, które ugruntuje prawdę o ziemi sięgającej po Nisę i Odrę, i w każdej

Sprawa przez to jest ważna, ponieważ od świadomego swoich celów realizmu powieści Prusa zdaje się, być droga niedaleka do na­.. turalizmu, jako rzekomo

Gdy jednak pierwszy Farys jakby naprzekór klęsce politycznej, prześladowaniu 1 rozproszeniu filomatów oraz rozgromieniu dekabrystów, na przekór niewoli i rozpaczy

Abstrahujemy tutaj od sporadycznych wypadków wynaturzeń, dla których jednak i tak prawie zawsze da się jako praprzyczynę wyśledzić podłoże socjalne.. W ten

się wręcz bezcenne, niby biblioteki. Wielką popularność zyskała sobie wśród nas pewna Łużyczanka. Oficjalnie uważana była za Niemkę, gdyż narodowości

Żart, humor tych czasów był wówczas w rękach najmodniejszych poetów, którzy uważali się za wrogów faszyzmu i w wielu wypadkach może istotnie nimi byli.. Ale

tego czynu przyłączyli się nawet ci, co znali tajemnicę rozkazu, zdawali sobie sprawę z nie­. właściwości terminu, z niedostateczności

Jego rówieśnicy wcale nie byli przysposobieni do tego i gdy upływały lata po roku 1848 Norwid coraz bardziej się przekonywał, że jego poczucie przynależności