• Nie Znaleziono Wyników

Szkice historyczne, T. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szkice historyczne, T. 4"

Copied!
164
0
0

Pełen tekst

(1)

B IB L IO T E K A „SŁO W A P O L S K IE G O “.

r v .

D^arol Szajnocha*

Paiistwowckjo

(2)

Z drukarni „Słow a P o lsk ie g o ', pod zarządom Z. Hałacińskiogo.

(3)

Śmierć Czarnieckiego»

: L i o T / i - K A

Pd!)ShV0W^0-tic»u!T! C Z i, w <3LI\

Kr..

i^ Ip c z n e g S

■a»

(4)
(5)

I. W ą t p l i w o ś c i

Mało która z g scen naszej przeszłości ujęła osta- tniemi czasy tak żywo serce i wyobraźnię narodu jak poetyczna chwila śmierci wielkiego wojownika z Czarń- cy, Stefana. Przypomniał ją w pięknej dumie history­

cznej Czajkowski, wprowadził ją na scenę Odyniec w prologu do nowego dramatu „Lubomirski“, przedsta­

wił ją w obrazie Suchodolski, utworzył z niej cenne dzieło pędzla ziomek nasz Loeffler. Dzięki tylu hołdom poetów i artystów obudziło się powszechne rozmiłowa- wanie w tej rzeczywiście nadobnej chwili. Uboga chata śmierci hetmańskiej, koń żałosny u łoża bohatera, świeżo nadesłana od króla buława polna — stały się ulubionemi wspomnieniami wszystkich czcicielów sztuki i dziejów.

Przy tak gorącem dla tej sceny współczuciu ja­

kąż przyjemnością byłoby znaleść się na miejscu wy­

darzenia, zapytać o chatę, w której umarł Czarniecki, przypatrzyć się może jakiemu pomnikowi, jakiejkolwiek

(6)

6 Biblioteka .Słowa P i n i e g o “.

pamiątce. Ale przyjemności takiej użyć można tylko w im aginacyi; rzeczywistość nie zna wrażeń podobnych- W rzeczywistości każdy przyjeżdża obojętnie gościń­

cem, przy którym stała chata pamiętna. Miłośnicy i nie- miłośuicy sztuki, znawcy i nieznawey historyi, wszy­

scy z pośpiechem mijają miejsce, gdzie żaden ślad pa­

mięci, żaden krzyż ani kapliczka przy drodze, nie zwra- c ;ją uwagi ludzkiej. Co więcej — nie wiemy wcale z pewnością, gdzie i kiedy umarł Czarniecki.

Przychodzi wprąydzie każdemu pisarzowi histo­

rycznemu przy wzmiance o śmierci bohatera wytknąć jej czas i miejsce, ale jakże dziwaoznie różnią się od siebie dodawane w tej mierze wiadomości I Możnaby owszem mniemać, iż jakiś duch zawistny umyślnie po­

gmatwał podania dziejopisów, aby wieczystą niepewno­

ścią osłonić historyę ostatnich dni Czarnieckiego. Oba*

czmy tylko, co za niezgodność w oznaczeniu miejsca śmierci hetmańskiej.

Od najdawniejszych aż do ostatnich czasów miała tę smutną sławę wieś Sokołówka pod Dubnem. Wzięli ją od współczesnego Kochanowskiego wszyscy biogra­

fowie późniejsi, mianowicie nieoszacowany jezuita Nie- siecki w swojej koronie polskiej i również zasłużony pijar Krajewski w „Żywocie Czarnieckiego“. Nie masz wprawdzie dość wyraźnie w Kochowskim, że ta Soko­

łówka leży w pobliżu Dubna, ale ponieważ Kochowski tuż przed wzmianką o niej kładzie Czarnieckiemu w usta pytanie: jak daleko jeszcze do Dubna? — dla­

tego przyjęto powszechnie Sokołówkę pod Dubnem,

(7)

K. Szajnocha: «Szkice historyczne“. 7

i przez bllzko dwa wieki nie podnoszono żadnego o to sporu.

W ostatnim atoli czasach wyszło kilka pamiętni­

ków historycznych z epoki Stefana Czarnieckiego, które przed ułatwieniem zupełnego rozwiązania zagadki tem- bardziej ją zaciemniły. I tak wydany we Lwowie przed dziesięciu laty Pamiętnik Mikołaja Jemiołowskiego pi­

sze o naszym bohaterze, iż „w Sokołowie miasteczku w drodze żywota dokonał“. Ogłoszony w Warszawie r.

1855 Latopisieo Joachima Jerlicza donosi o nim, iż umarł we wsi Sokula, w mili oć, Brodów ku Lwowu, Nareszcie wydany w Wilnie r. 1860 Pamiętnik Michała Leona Obuchowicza mówi, iż Czarniecki zeszedł ze świata w Białej cerkwi na Ukrainie. ,

Z dwóch najnowszych biografów hetmana jeden, p. L. Jenike w piśmie warszawskiem Księga świata z roku 1855 daje pierwszeństwo Jerliczkowej wzmiance o wsi Sokula w pobliżu Brodów, ale nie znajdując tam w rzeczywistości żadnej Sokuli, a znalazłszy przeciwnie Sokołówkę, przyjmuje tę ostatnia jako miejsce śmierci hetmańskiej. Drugi i ostatni ze znanych nam pisarzów w tym przedmiocie, pan Julian Bartoszewicz w wy­

chodzącej właśnie publikacyi warszawskiej pod tytułem : .Hetmani polscy“ idzie za Pamiętnikiem Jemiołow- skiego, lecz podane przezeń miasteczko Sokołów zamie­

nia w wieś tejże nazwy.

Tak więc, wieś Sokołówka pod Dubnem, miaste­

czko Sokołów, Sbkula, Białacerkiew, miasteczko Soko- łówka w pobliżu Brodów i wieś Sokołów.

(8)

8 Biblioteko „Słowa Polskiego* „

Taż sama gmatwanina w oznaczeniu dnia i mie­

siąca śmierci. W szyscy dawniejsi pisarze jak Koehow- ski, Ńiesiecki i Krajewski, przestają na wzmianoe roku 1665. Dopiero autor wydanych w roku 1829 Wspo­

mnień zgonu zasłużonych w narodzie Polaków“, p. E.

Marylski, podał bliższą datę 3 grudnia roku 1665, którą powtórzono także w niedawnej publikacyi war­

szawskiej pod napisem: „300 portretów zasłużonych w narodzie Polaków i Polek.“ Żałujemy jednak tej do­

kładności, gdyż w grudniu roku 1665 był Czarniecką z pewnością od więcej niż pół roku już w grobie.

Przekonywują o tern powszechnie znane wypadki wskazanego tu roku 1665, zgodne w tej mierze z po­

daniami kilku dalszych pisarzów. Pierwszy z tych Jer- liez, położył wiadomość o zgonie Czarnieckiego w za­

pisku zaczynającym się od wyrazów: „Roku Pańskie­

go... miesiąca Februarii 16 dnia“. Ale w ustępie tym wilda się tyle najrozmaitszej daty wypadków, iż niepo­

dobna wyrozumieć, do którego właściwie odnosi się dzień 16 lutego,

Z tej przyczyny nie ufa Jerliczowi, bibliografia p. Jenike, lecz gdzieindziej dalszych poszukując wska­

zówek, wyraża się z powątpiewaniem w przypisku: mu­

siało to być w styczniu albo w lutym 1665 roku“. Za­

pisek Michała Lwa Obuehowicza nie wymienia daty samego zgonu, ale szerzące się o nim pogłoski kładzie u .ubawem po mięsopuście, to jest w drugą połowę lu­

tego. Pan Julian Bartoszewicz prawi stanowczo: umarł

(9)

K. Szajnocha; „Szkice historyczne“. 9

w styczniu 1665 roku“. Ztem wszystkiem nicupewnia' to o miesiącu, a dzień pozostał wcale nietknięty.

I gdybyż jeszcze na tem skończyły się wątpliwości.

Tymczasem rozczytując się we wskazanych tu pismach o Stefanie Czarnieckim, napotykamy coraz nowe zaga­

dki. Wespół z miejscem i dniem jego śmierci nie znane jest także miejsce jego spoczynku pośmiertnego — nie wiemy z pewnością gdzie się urodził — nie mamy na­

wet pewności jak się nazywał — Czarniecki czy Czar­

necki.

O grobie hetmańskim wyezytujemy najwcześniej­

szą wzmiankę w ks. Krajewskim, który z naocznego obeznania się z miejscowością donosi: Zwłoki bohatera naszogo przeniesione do Czarńcy, w kościele tamtejszym który 011 wystawił, spuszczone do grobu widzieć jeszcze dają ostatki popiołów wybawiciela ojczyzny“. Nowszy zaś biograf p. Jenike kończy swą pracę słowami: „Je­

den z miłośników pamiątek krajowych w Warszawie przechowuje prawdziwe czy urojone szczątki kości trumny naszego bohatera“. Kilka innych zbiorów pa­

miątek narodowych szczyci się kilku iunemi jużto wię- kszemi jużto mniejszemi relikwiami zwłok bohatera, a ustnem podaniem doszła nas pogłoska o złożeniu trumny w podziemiach kościoła w Białymstoku.

Rodzinncm gniazdem wielkiego bojownika miano z dawien dawna wieś Czarńcę w województwie lo- mierskiem. U ks. Niosieokiego czytamy natomiast Czar­

ka. W ostatnich kilku latach za ogłoszonym w v. ir- szawie roku 1851 Dykcyonarzem Biograficznym Pqw-

(10)

10 Biblioteka „Słowa Polskiego*.

szechnym powtarzali pp. Jenike i Bartoszewicz jako miejsce urodzenia Czarnieckiego nieznaną dotąd wieś Żornaw.

Nazwisko wreszcie hetmańskie brzmiało i brzmi powszechnie Czarniecki. W Jerliczowym zaś latopisie i w ks. Niesieckiego Herbarzu polskim (wydanie lips­

kie J. N. Bobrowieza HI 186—197) wraz z przemianą Czarńcy w Czarnkę pojawia się nowe brzmienie Czar­

niecki. Znajdując je tylko w niektórych pismach póź­

niejszych, i wielce niejednostajnością taką zgorszeni, chcieliśmy już eałkiem o niej zapomnieć, gdy oto cie­

kawy ustęp „Wspomnień“ żyjącego dotąd autora, p.

Franciszka Kowalskiego, w nowy wprawił nas kłopot.

Przypomina sobie p. Kowalski między innemi odwiedziny u państwa Czarnieckich w Zaborolu pod Łuckiem, gdzie szanowny gospodarz domu, czczony w okolicy jako potomek nieśmiertelnego Stefana, daje mu objaśnienie następujące: W rosyjskiem języku za­

wsze się m iękczy samogłoska e jak gdyby było je.

Więc jeżeli po polsku np. Korecki, to po rusku Ko- riecki, Czetwertyński, Czietwiertyński, Sołomerecki, So- łomieriecki. A że oni mieli do czynienia z panem Ste­

fanem, co ich tłukł najwięcej, i był ich postrachem, więc jego imię było im znajome i nazywali go rabaja sobak-a Czarnieckaj. A zatem uważasz asindziej, że to nie my, ale Moskali zrobili go Czarnieckim przez mięk­

kie wymawianie litery e. I on tylko jeden nazywał się Czarnieckim, bracia zaś iego, których miał sześciu, Czar­

neckimi.“

(11)

K. Szajnocha: „Szkice historyczne*. 11 Mamyż tomu zaufać? Nio przyjdzież owszem po­

wtórzyć tem niecierpliwiej: jak się rzeczywiście nazy­

wał? gdzie się urodził? gdzie leży? kiedy i gdzie umarł Czarniecki ?

Tem smutniejsze to wątpliwości, iż dotyczą je­

dnego z największych mężów naszej historyi. Owszem, po ukoronowanych wodzach narodu jak Chrobry, Ło­

kietek, Kazimierz Wielki lub Jan Sobieski, jestto nie- zaprzeczenie nasz mąż największy.

I nie potrzeba całej zaprawdę książki, aby dać 0 tem wyobrażenie. Ze szponów lwa, z kilku doryw­

czych natrąceń historycznych poznasz największego z Polaków. Ogrzejmy się kilku promykaroy wielkości 1 chwały męża, który nawet powszechnie znanego grobu dziś nie ma.

II. Chwała.

„Na kresach chrześcijaństwa, w obliczu pogan“ — jako o Polsce bulle prawią papieskie — nie łatwo było o inną wielkość okrom rycerskiej. Rycerzem też, wo­

jownikiem, wzorem cnoty żołnierskiej i niczem więcej, był nasz Czarniecki — ale gdyby cały naród poszedł był za tym wzorem wspaniałym, mniejby mu potrzeba było żałować braku cnót innych.

Z tego też rycerskiego źródła wielkości Stefano- wej wypłynęła jedyna sprawiedliwie ganiona mu przy­

wara — porywczość, srogości bliska. Dwóch innych

(12)

zarzutów nabawił go ten sam duch kam iści i porządku, który tworzy ryeerzów, ale chociaż hetman w równym stopniu cierpiał w opinii ziomków z tego powodu, kar­

ciły mu oba zarzuty raczej cnotę niż wadę.

Ganiono Czarnieckiemu iż „duszą i ciałem oddany był dworowi“. Gdzieindziej mogło to z większą słuszno­

ścią uchodzić za przywarę powszednich ludzi. Przy gwałtownym w Polsce popędzie do tamowania we wszy- stkiem czynności dworu, każdy mąż z głową i sercem poczuwał się do obowiązku stawania przy koronie.

Wolnemi głosami obrawszy króla, należało go poczytać za żywe uosobienie Rzeczypospolitej i wspierać w nim cały naród. W szyscy też wielcy mężowie naszej histo- ryi, Tarnowski za obydwóch pierwszych Zygmuntów, Żółkiewski i Chodkiewicz za Zygmunta tH; Koniec­

polski za Władysława IV, Jan Sobieski, za Jana Kazi­

mierza, wiernie trzymali z dworem, obojętni na prze­

śladującą ich za to opinię. W czasach Stefana była tego większa potrzeba niż kiedykolwiek.

Ganiono mu również zbytnią oszczędność, grani­

czącą z chciwością, I trudno było zaiste uniknąć tego zarzutu, nie będąc wraz z wszystkiemi rozrzutnym i marnotrawnym, wraz z wszystkiemi niedbająeym 0 jutro. Przezorniejszy Czarnecki podzielał tę zaletę 1 niesławę z wszystkimi wyższymi ludźmi swojego cza­

su, mianowicie z jedynym obok siebie wielkim w przy­

szłości mężem — Janem Sobieskim.

Zato ileż hartu, wytrwałości, zaparcia się musiano wynosić pod niebiosa w tym srogim oszczędnym mężu 1

1- .^.Mintcka „Stówa lyt^ lcog

(13)

K. Szajnocha; „Szkice historyczne“. 13 Żaden z bohaterów a nawet męozenników jakiegokol­

wiek zawodu nie służył z takiem natchnieniem powoła­

niu swojemu, nie włożył tyle poświęcenia w swój zawód jak nasz Stefan Czarniecki. Pisze o tern w prostych ale treśtciwych wyrazach Jerlicz: „Który ani o domie, ani 0 żonie, ani o dzieciach, ani o zbiorach nie dbając, żywot swój tak prowadził i skończył: zawsze dzień 1 noc na koniu, nie dbając ani o namioty/ ani o karety ani o wyśmienite potrawy i trunki. A le pogoda, czy niepogoda, zawsze jednako, pokarm onego, jeżeli jest, wędzonka, a napój woda, pościel w o jłok, a wezgłowie siodło. Takie spanie onego było. Nic czekając dnia, ale i o północku, albo z wieczora nieprzyjaciół łowił i zno­

sił — którego spraw i dzielności wypisać żaden nie może.

Dokładniejszem kreśleniem jego czynów zajęci, a właśnie w rycerskich przymiotach najbardziej rozmi­

łowani pisarze jeszcze wyżej ton uwielbienia podnoszą.

Przeszedłszy w swoich dziejach Rzeczypospolitej polskiej cały szereg wielkich mężów narodu i mając za Jana Kazimierza wydać sąd o Czarnieckim, pisze o nim su­

rowy w wyrokach Moraczewski: Czarniecki między wszystkimi wojownikami polskimi chyba tylko po Bo­

lesławie Wielkim mógłby dostać drugie miejsce. Imię jego w dziejach Polski X VII wieku sterczy i sterczeć będzie wysoko jak sterczy przed zamkiem warszawskim bronzowy pomnik Zygmunta“.

Zaledwie który ze znawców przeszłości naszej o- pisał tylu sławnych mężów żywoty co Niesiecki w swo­

jej Koronie Polskiej, a komuź według niego należy się

(14)

Biblioteka „Słowa Polskiego*.

palma pierwszeństwa? Oto wielkiemu Stefanowi na Gzarńoy, Kilka charakterystycznych wyrazów pracowitego heraldyka przedstawia go szczytem najwyższej doskonałości, do jakiej zdołała się wzbić rycerska cnota Polaków.

„Stefan szósty syn Krzysztofa, sławny na cały świat wojownik, odwagi i Marsa polskiego korona“. Korona tern piękniejsza, ideał tem nadobniejszy, iż świecił z poza mroku zapoznania i losów nieżyczliwości. Naj­

większy z wojowników nie mógł za życia dosłużyć się buławy, nie ma po śmierci grobowca.

A podniósłszy cnotę polską do ideału, Btał się po­

dobnież ideałem wszelkiej zasługi. Gdzież Bowiem za­

sługa nad ocalenie ojczyzny, dokonone przez Czarneckiego w ostatniej ruinie kraju za Szwedów. Wymowniej od wszystkich znanych nam głosów przyznał mu to sam ocalony król Jan Kazimierz, przemawiając do bohatera w akcie nadania mu prawem dziedzicznem starostwa tykocińskiego:

„Rzeczom zewsząd zgubionym jeden już tylko po­

został ratunek, lecz z daru nieba dany był Stefan. Szero­

ko po tylu królestwa naszego prowincyaeh rozpostarty wylew okropnych nieszczęśliwośei, skażona wiara, wy­

darte skarby narodu, najmocniejsze królestwa warownie wzięte lub zniszczone, my sami opuszczeni od obywa- telów, wolni do niewoli prawie przyprowadzeni, między tak okropnemi zewsząd klęskami, długo nikogo, któryby opór śmiał stawić, dopóki nad mniemanie wszystkich nie zabłysło męstwo Stefana. Wśród takiej burzy pra­

(15)

K. Szajnocha: „Szkice historyczne“. 15

gnęli wszyscy męża, któryby zepsute i niesforne rycer­

stwo do ściślejszej przywiódł karności, któryby upada­

jącego królestwa chwałę podźwignąl. To wszystko speł­

nił Czarniecki, jak na to po szczęśliwym ziszczeniu

się

wielkich życzeń naszych z podziwieniem wszyscy

pa­

trzymy... Umiejętność wojskowego rzemiosła w inszych narodach kwitnąca, z Polski wygnana, w nim jednym ocalała. Przecież wszystkiego z umiarkowaniem od na­

szej łaski dopraszał się, ażeby ani ze wszystkiem o so­

bie zapomniał, ani zbytecznie pamiętał. Niesprawiedli­

wością byłoby niedać mu tego, co on dał wszystkim—

głowie naszej koronę, królestwo stanom, ojczyznę oby­

watelom, mieszkańców miastom, miasta prowineyom, Koronie i Wielkiemu Księstwu prowineye . . . Którego więc dzielnościom Rzeczpospolita, prawie ze swojego wypędzona siedliska, niedawno swoje dziedzictwo odzy­

skała, temu Tykocin łask naszych pamiątkę wieczną, za powszechną zgodą stanów Rzeczypospolitej na teraź­

niejszy Sejm walny zgromadzonych, przychylając się do tegoż sejmu konstytucyi, na wieczność oddajemy“.

Kiedy też w innej porze chciano całemu narodowi uzbroić ducha do również wielkiej zasługi jak owa Czar­

nieckiego za Szwedów, zdało się pierwszą ku temu rzeczą wskrzesić pamięć tego wielkiego zbawcy ojczy­

zny. Okazała się w pierwszych czasach sejmu czterole­

tniego odezwa treści następującej:

„Wzór rycerza polskiego 1 Chcąc pamięć cnót Po­

laków uwiecznić i prawdziwy przykład do naśladowa­

nia szlachetnej naszej młodzieży okazać, wystawić sta­

(16)

16 Biblioteka „Słowa Polskiego'*,

tuę Stefana Czarneckiego na środku Przedmieścia Kra­

kowskiego nie tylko pozwalamy mocą sejmu teraźniej­

szego, łeez do tego dzieła zachęcamy z tym napisem:

Stany Rzeczypospolitej skonfederowanej zgromadzone 1788 roku temu co nigdy o Rzeczypospolitej nie zwąt­

pił, co o królu swoim nie zapomniał, co w najgorszych Rzeczypospolitej czasach gdy wszystko stracone zdawa­

ło się , mężnie i radząc i czyniąc, Rzeczpospolitę zba­

wił, króla swego tron wiernością nieprzełamaną i mę­

stwem niezw^ciężonem zabezpieczył, wzorowi Polaków Stefanowi Czarneokiemu“.

Nie przyszedł jednak do skutku zamiar odezwy, a użyte w niej odmienne brzmienie nazwisk Czarnecki zamiast Czarnieeki wraca nas poniewolnie na poie wąt­

pliwości. Chcąc wielkiemu mężowi jeźlinie do pomnika tedy przynajmniej do wyświetlenia niektórych zagadek bibliografii dopomódz, pokusimy sio rozwiązać je tu po części.

III. D aty pewniejsze.

Chodzi nam tu głównie o wiarygodne. oznaczenie miejsca i czasu śmierci. My tu zaś ku temu oprócz wyszczególnionych poprzednio świadectw, jeszcze kilka damy nowych ważniejszych.

Pierwszą i prawie rozstrzygającą w tej mierze wiadomością jest list współczesny z Warszawy, pisany dnia 1 marca 1665, a umieszczony w wychodzącej

(17)

K. Szajnocha; „Szkice historyczne“* 17 podówczas w Paryżu Gazctto de France, mianowicie w numerze 41, z dnia 4 kwietnia 1665. Zaczynając od doniesień o pierwszym wyjściu królowej po wyzdrowie­

niu i o sejmikach przed blizkim sejmem, oznajmia list następnie:

„Nadeszła tu wiadomość o śmierci jenerała Czar­

nieckiego, który umarł 16 lutego, w miejscu o 8 mil odłogiem od Lwowa, dokąd jechał dla leczenia się z ran swoich. Strata jego dała się bardzo boleśnie uczuć kró­

lowi JMośei, dla którego nieboszczyk był zawsze bardzo wiernym i przywiązanym. Przed mianowaniem następcy na godność hetmańską, którą zmarły Czarniecki piasto­

wał tylko przez dni 10 lub 12, kazał król JMość jak powiadają napisać do oficerów armii na Ukrainie, aby sobie obrali komendanta“...

Drugiem nowem świadectwem jest list Jana Sobie­

skiego pisany do przyszłej żony w 11 dni po śmierci bohatyra, t. j. dnia 27 lutego, a umieszczony w zbio­

rze listów tegż króla niedawno przez Z. A. Helcia wy­

danym. Donosi tedy Sobieski w tym liście z Żółkwi, iż Czarnecki „tylko w ośm mil stąd odemnie dokonał żywota“.

Trzeeiem niemniej ważnem źródłem wiadomości 0 śmierci Czarnieckiego jest zapisek współczesny w IX.

tomie wielkiego dzieła niemieckiego pod tytułem Thectr- trum Europeum i t. d. Wyszedł ten tom IX. najwcze­

śniej ze wszystkich dzieł historycznych, w których wspomniany jest zgon hetmana, bo już w roku 1672, 1 wraz z obudwoma listami powyższemi należy do naj-

' ’' 2

(18)

¿~

18 Biblioteka „Słowa Polskiego".

bliższych zdarzeniu świadectw. Czytamy w nim podo­

bnież o śmierci Czarneckiego na Rusi, o 7 mil odle­

głości od Lwowa.

Z temi trzema źródłami zestawmy jedno zpoprze- dnio wskazanych świadectw, j. j. wzmianko w latopi- ścu Joachima Jerlicza, a odsłoni się nam prawdą śle­

dzona. Każde z zestawionych tak czterech świadectw nie nazywa wprawdzie miejsca śmierci hetmańskiej, ale wskazuje położenie jego na mapie. List w Gazzele de France i zapisek w Theatrum Europeum dają mu 7 lub 8 mil odległości od Lwowa, list Jana Sobieskiego 6 mil od Żółkwi, zapisek Jerlicza odległość 4 mili od Bro­

dów. Wytknijmyź na na mapie punkt, mający taką odległość od miast wskazanych, a będzie to miejscem śmierci Stefana Czarneckiego.fPunktem zaś takim jest dzisiejsze miasteczko Sokołówka, na drodze z Brodów ku Lwowu, tegoż właśnie oddalenia od wskazanych trzech miast, zwłaszcza według miary dawnych mil polskich.

Na tęż Sokołówkę w pobliżu Brodów zgadzają się dalej pośrednio lub bezpośrednio inne świadectwa o miejscowości z wyjątkiem całkiem bałamutnej wzmianki Obuchowicza o Białej Cerkwi na Ukrainie.

Jerlicz słyszał o Sokołówce, ale pokręcił ją w nieistniejącą nigdzie Sokulę, idąc w tern albo za ja­

kiem gminnem, narzeczowem brzmieniem tej nazwy, albo co najprawdopodobniejsza za złudzeniem własnej oamięci.

(19)

K. Szajnocha: „Szkice historyczne.“ 19 Kochowski dobrze wymienił miejsce, nie mówiąc nawet wyraźnie, jakoby jego Sokołówka leżeć miała w pobliżu Dubna, lecz niewłaściwą wzmiankę o tern mieście £ostatniem wprowadził jakąś Sokolówkę pod Dubnem, nie zgodną w żadnej mierze ze wskazaną od­

ległością od Brodów,_Lwowa i Żółkwi.

Pamiętnikowi M. Jemioło wsk i ego tylko bezprzy­

kładnie pod względem druku wydanie ujęło chwałę pod względem trafności w wskazaniu miejsca. Zamiast mylnie bowiem wydrukowanych wyrazów „w Sokołowie miasteczku1', należy czytać „w. Sokołówce miasteczku“, w którojto wzmiance Jemiołowski jako mieszkaniec po- blizkiej ziemi bełzkiej nazywa Sokołówkę trafnie mia­

steczkiem, nie zaś jak mniej z temi stronami obeznani Kochowski i Jerlicz — wsią.

Tak więc i charakterem miasteczka, i powszech­

nie przyjętą nazwą, i świeżo tu wskazaną miarą potrój­

nej odległości od Brodów, Lwowa i Żółkwi — okazuję się nasza Sokołówka w ziemi niegdyś lwowskiej, dziś w obwodzie złoezowskirn, niewątpMwęm miejscem zgonu wielkiego męśa.

Również dokładnie da się oznaczyć dzień i mie­

siąc śmierci hetmańskiej. Byłto dzień 16 lutego 1665.

Zgadzają się nań podobnież ów list warszawski w Ga­

zecie i latopisiec Jerlicza, tamten wyraźnie, ten położo­

nym na czele swojej wzmianki podpisem: „miesiąca februaru, 16 dnia.“ Tylko niezgrabność pióra Jerliczo- w8go, które ową wzmiankę mnóstwem innych wypad­

ków różnej daty nadziało, tak dalece zaćmiła wskaza- 2*

(20)

20 Biblioteka „Słowa Polskiego".

nego w podpisie dnia, iż żaden z dzisiejszych biogra­

fów nie dopatrzył w nim istotnej daty śmierci.

Upewnia ją dalsza zgodność wszystkich innych wskazówek. W dyaryuszu M. L. Obuchowicza czytamy, iż pogłoska o śmierci hetmana doszła na Litwę nieba­

wem po mięsopoście, t. j. w drugiej połowie lutego.

Owe r. 1672 w Frankfurcie drukowane dzieło niemie- akie T h e a t n m Europeum wymienia samą połowę lu­

tego. Wspomniany powyżej list Sobieskiego z Żółkwi wzmiankuje o innym „wczoraj“ t. j. dnia 26. lutego otrzymanym liście z Warszawy, w którym doniesienie 0 zeszłym z tego świata hetmanie. Już więc na kilka dni przed 26 lutego, wiadoma była w Warszawie śmierć bohatyra. Dnio 28 lutego konferowano tam przytoczony przez Jana Jenike przywilej na chorągiew kozacką po Czarnieckim. Nazajutrz po tym przywileju, t. j. dnia 1 marca, wyszedł z Warszawy do Gazety francuskiej ów list ze stanowczą wiadomeścią o dniu śmierci het­

mańskiej — dniu 16 lutego 1665.

Nie mniej stanowczo da się także wyświecić wąt­

pliwość o różnicy brzmienia Czarniecki czy Czarnecki.

Rzecz to niegyś całkiem jasna i pewna, późniejszemi dopiero wymysłami omglona. Za życia nie nazywał się nasz Stefan inaczej jak Czarniecki. Dowodem na to jego własne podpisy na listach, uniwersałach i aktach urzędowych, od 1681 r. po koniec życia. Dowodem da­

lej takie a nie inne brzmienie nazwiska we wszystkich po polsku pisanych aktach, przywilejach i konstytu­

cjach. Dowodem wreszcie powszechne używanie tegoż

(21)

K. Szajnocha: „Szkice historyczne“, 21 brzmienia przez spółczesnyeh pisarzów w języku pol­

skim.

Tylko po łacinie pisano zwykle Czarnenius, co za­

pewne było pierwszą przyczyną różnobrzmienności. Ze spółczesnyeh pisarzów sam tylko Jerlicz dopuszcza się tej odmiany. Jedyny zaś pisarz nieco późniejszy, pod którego piórem brzmienie Czarnecki mogłoby nabrać pewnej powagi, i któremu w istocie zarzuciliśmy po- poprzednio używanie tej formy, n i g d y j e j n i e u ż y ­ w a ł . Podsunął mu ją z bezprzykładną samowolnością powtórny jego wydawca p. J. N. Bobrowicz, drukując w swojej sfałszowanej edycyi lipskiej zawsze i bez wy­

jątku Czarnecld, gdy tymczasem w oryginalnym Nie- sieckim stoi natomiast wszędzie Czarniecki.

Nie byłoby więc potrzeby zastanawiać się dłużej nad tą różnicą, gdyby nie owa przez pana Kowalskiego zasłyszana w Zaborolu tradycya. Według tej mieli do­

piero Moskale przezwać pogromcę swego Czarnieckim, jego zaś bracia i synowie zazywali się niezmiennie Czarneckimi.

Mniemanie to mogło uróść w tradyeyę, ale nie ma żadnej podstawy w rzeczywistości. W wojnach mo­

skiewskich wsławił się Czarniecki pod koniec żywota, a już przez wszystkie czasy poprzednie zwie się on stale Czarnieckim. Podobnież piszą się jego bracia i synowcowie, mianowicie jego synowiec Stefan, głośny później marszałek konfederacyi gołąbskiej. Znamy jego podpisy na wielu listach i w wydanym we Lwowie

(22)

22 Biblioteka „Słowa Polskiego“.

roku 1845 Poczcie podpisów na elekcyaeh w latach 1648, 1674 i 1763 — a wszędzie toż samo brzmienie Czarniecki.

Co więcej — ten marszałek gołąbski a oraz pi­

sarz polny koronny Stefan, był ostatnim z Czarniec­

kich. Jak hetmanowi tak i dziewięciu jego braciom rodzonym nie dał Pan Bóg wnuków po mieczu. Je­

dyną nadzieją rodu pozostał syn dziewiątego brata Marcina, ów marszałek gołąbski i pisarz polny. Kiedy i ten w roku 1705 bez męskiego potomka zeszedł ze świata, ograniczyło się imię Czarneckiego na jedną tylko niewiastę, córkę Stefana Zofią, zamężną Michałowi Potockiemu, pisarzowi polnemu koronnemu. Z jej śmiercią w 1725 roku wygasło całkowioie to imię.

Świadectwem tego kazanie na pogrzebie tejże Zo­

fii Potockiej, w którem ona nazwaną jest wyraźnie ostatnią rodu swojego. Tytuł tego kazanią: „Wieczność sławy i domu Czarnieckich po zeszłej śp. JW. Jej­

mości pani Zofii Potockiej, pisarzowej polnej i marszał- kowej trybunału koronnego z Czarnieckich ostatniej, w JW W . Potockich domu konserwowana, a w dzień wtóry pogrzebu w kościele krasnostawskim Societatis Jesu przez x. Jana Leguckiego, tegoż zakonu kazno­

dzieję, R. 1723 d. 27 kwietnia“.

Znany owszem ciekawy list marszałka gołąbskiego Stefana, pisany w roku 1676 ,do wojewody chełmiń­

skiego Jana Gnińskiego, przed którym biedny marsza­

łek w następujących wyrazach użala się na s w o j ą nie­

dolę osierocenia:« Język wymówić nie może... oo Pan

(23)

IŁ Szajnocha: „Szkice historyczne“. 23

Bóg ze mną czyni, gdy mię in dimidio dierum meorum a) sprowadza prawie z placu benemerenłium b) Bogn, kró­

lowi, panu i ojczyźnie z tym ciężkim żalem moim, gdy się nieszczęśliwy domu mego superstest post fu n era o) rodzica, stryjów i rodziny mojej, ledwie już nie sam jeden zwaliwszy na się ciirsu futorum d) jakichkolwiek sławy przodków moich zarobek, w tak lichym i opła­

kanym zdrowiu oglądam. O sors mea, n ullis deflunda taehrymis.... “ c)

Widać też takie usychanie szczepu Czarnieckich herbu Łodzią w owym Poczcie głosujących na czte­

rech pomienionych elekeyach, pomiędzy którymi na przeszło 20 Czarneckich liczy się tylko 1 Czarniecki, właśnie synowiec hetmański Stefan, podpisany roku 1674 Ponim ani w roku 16S7 ani 1764 nie spotykamy się już z żadnym Czarnieckim.

Nie mniej pewną lubo nader smutną wiadomość możemy podać wiadomość o grobie hetmańskim w Czarńcy. Winniśmy ją zaszczytnie znanemu archeo­

logow i:^ Łepkowskiemu, mianowicie zaś świeżo wyda­

nemu pismu pod tytułem „Żbiór ś. p. Tomasza Zieliń­

skiego w Kielcach. Oddział starożytności“ — gdzie do­

tychczasowa wątpliwość o zwłokach Czarnieckiego po­

raź pierwszy dokładnie jest wyświecona. Posłużył ku temu list od jednego z dzisiejszych posiadaezów

q) w połowie dni moich — b) zasługujących się do­

brze — c) pogrobowiec po śmierci — d) biegiem losów — O losie mój, na któregd opłakanig łez mi nie starczy.

(24)

14 Biblioteka „Słowa Polskiego“.

Czarńcy pisany, w którym naprzód świadectwo rzeczy­

wistego złożenia trumny hetmańskiej w Czarńcy, dalej następujące doniesienie o jej smutnym losie w czasach ostatnich.

Pozostaje wątpliwość o miejscu urodzenia. W tej mierze musimy tylko zaprzeczyć myłce, nie mając nic pewniejszego do postawienia natomiast. Myłką zaś jest podanie ostatnich biografów o jakiejś o j c z y s t e j wsi Czarnieckich nazwanej Żornaw, w granicach wojewódz­

twa sandomierskiego. Nietylk-o w województwie Sando­

mierskiem, lecz w całej Polsce nie b y ł o osady tego na­

zwiska. Wprowadził ją najpierw warszawski Dykcyo- narz Biograficzny powszechny z r. 1861, nie wskazu­

jąc żadnego źródła. Prawie wszystkie powszechne dyk- cyonarze tego rodzaju bywają u nas przekładami dzieł zagranicznych. Możnaby przeto wnosić, że ten Żornaw nieznany wszedł do dykcyonarza z jakiejś w obcym języku skreślonej biografii hetmana, które przez zwy­

czajne niegdyś u Niemców i Francuzów pisanie głoski Z. zamiast polskiego Cs., n. p. Zarnezky zamiast Czar­

niecki, zjawił się jakiś z niemiecka zmyślony Żarnaw zamiast polskiego „Czarńca-“ Inaczej mogłoby w brzmie­

niu Żornaw ukrywać się niedalekie od Czarńcy miaste­

czko królewskie Żarnów, nie mające przecież żadnego rodzinnego związku z domem Czarnieckich. Na wszelki wypadek należy zaniechać niczom nie sprawdzonego Żornawia, a przecież na starodawnem gnieździe rodzin- nem Czarńca.

(25)

EL Szajnocha: „Szkica historyczne“.

15

i Aby jednak nie skończyć ■wątpliwościami, udajmy się w dwie inne miejscowości, z których jedna przypo mni nam bardzo miłą a nawet najdokładniejszy bio-, grafom nieznaną chwilę w życiu- hetmańskiem — druga zaś pozwoli przypatrzeć się bliżej jego zgonowi w owej chacie Sokołowieokiej.

IV. M o s t y .

Użalając się na zupełny brak wiadomości w pry- watnem życiu hetmana, nie umią dotychczasowi bio­

grafowie wykazać nawet pory ożenienia się Czarnie­

ckiego. Nastąpiło to w roku 1637 kiedy według pow­

szechnego przyjęcia liczył do 38 lat żyoia. W esele ubo­

giego starościca żywieckiego niczyjej wówczas nie zwra­

cało uwagi, a samemu panu młodemu bardzo skromna w ogólności wróżyła przyszłość.

Trudno też było wyglądać innej, mając kilkana^

ścioro rodzeństwa a tylko jedną Czarńcę do działu. Na Czarńcy siedział sam ojciec, starosta żywiecki Krzy­

sztof, dopiero pod koniec życia nawrócony heretyk, a z dziesięciu jego synów dwaj zostali xiężaxni, jeden poświęcił się palestrze, resztę zaś obrało zawód żoł­

nierski. Z tych ostatnich niektórzy wyszli do cudzych krajów, i w Węgrzech, Niemczech, a nawet w Malcie>

obozowy pędzili żyw ot Inni w ojczyźnie zarabiali na chleb i sławę, służąc pod sztandarem własnego króla, i nie gardząc też chorągwiami Puńskiemi. Nasz Stefan

(26)

26 Biblioteka „Słowa Polskiego".

zaciągnął się pod rozkazy sławnego hetmana i wojo­

wnika Stanisława Koniecpolskiego, i w jego obozach odbywał pierwszą 6zkołę wojenną.

Jako znanego już żołnierza chciaTgo mieć w swo­

jej służbie wojewoda krakowski Stanisław Lubomirski, a że Koniecpolscy z Lubomirskimi jedną stanowili pro- zapię, ile że sam hetman bliskim był temu domowi miał nawet Lubomirską za sobą, więc powiodło się wojewodzie pozyskać Stefana Czarnieckiego. Pod temi rodzinnemi znakami upłynęły Stefanowi początkowe lata zawodu, nietylko jemu samemu, ale i ojczyźnie pamiętne bardzo i drogie.

W samej bowiem pełni młodości Stefanowej za­

siadł na tronie dzielny Władysław IV., a trzy pierw­

sze lata jego rządów okryły cały naród chwałą i szczęściem, Trzy zwycięskie wojny z Moskwą, Tur- eyą i Szwecyą, uwieńczone trzema korzystnemi trakta­

tami pokoju obudziły we wszystkich sercach jakieś dzi­

wne uczucie pomyślności i błogich wczasów, których w każdym zakątku kraju chciano pełnemi użyć pier­

siami.

Wtedy i rotmistrza chorągwi usarskiej Stefana Czarnieckiego zdjęła ochota zakosztować pożycia w kole rodzinnem, Był już w wieku dojrzałym, wojna moskiewska przyniosła mu darem krółowskim 500 włok gruntu w powiecie starodubowskim, a temiż wła­

śnie czasy bo w roku 1636 zmarł w sędziwym wieku pan starosta żywiecki Krzysztof, i miało się dostać sy­

nom po cząstce ojcowizny.

(27)

K. Szajnocha: „Szkice historyczne*. 27 W takim zbiegu rzeczy skłonił się Stefan ku sio­

strze panów Kobierzyckich w województwie Sieradz­

kiem. Byłto także dom o wiele zamożniejszy w synów niż wsie, bo przyszła narzeczona Stofanowa liczyła pię­

ciu stryjów i sześó ciotek rodzonych. A le w zawiera­

niu związków ślubnych kierowano się wówczas zasadą

„równy z równą“, a pod tym względem odpowiadała Czarńca wybornie Kobierzyckowi. Stanął tedy kontrakt małżeński między Stefanem Czarnieckim a panami Kobierzyckimi o siostrę Zofią, a w zapusty roku 1637 miało odprawić się wesele.

Jak największej ozdoby zapragnął mu pan młot»*

obecności swojego niegdyś chlebodawcy i mistrza ka­

sztelana krakowskiego i hetmana w. kor. Koniecpol­

skiego. Wybrał się on był właśnie ze swoich Brodów na sejm, zapowiedziany w Warszawie na miesiąc luty.

Szła dworowi hetmańskiemu droga do stolicy najpraw­

dopodobniej temi stronami, w których się odbywać miały gody weselne, Potrzeba było tylko zabiedz drogę zaprosinami. a można było spodziewać się wstąpienia hetmańskiego w progi godowe.

.Uczynił tak rotmistrz Czarniecki, bawiący pod

porę ' w miasteczku Mosty za Żółkwią na drode het­

mana Koniecpolskiego z Brodów lub Podhorzeo na sejm warszawski. Szczęśliwy dla nas przypadek nie po­

zwolił mu złożyć zaprosin swoich w własnej osobie.

Przyszło pokłonić się o to listom, którego treść i data oświeoają poniekąd o umysłowem usposobieniu Czar­

nieckiego w tej ważnej chwili, jako też o czasie jego

(28)

gaśłubin. Nadzwyczajnie cenny jednem i drugiem, pi­

sany był ten list w Mostach dnia 24 stycznia r. 1637, h „Jaśnie Wielmożny JM. Panie Krakowski 1 Panie

i Dobrodzieju mój miłościwy !Z promoeiej. i zacnej pro- ęapiej WPana mego Mśćiwego wiele szczęścia w ubo­

gim domku moim zostawało, czego sam w sobie zna­

czne' mam dowody, z ręki W. Mśćwego Pana wszelakie wojenne zawiązawszy ćwiczenia,- które pod regimentem WMść mojego Pana szczęśliwym trwać, i w dalszy czas tyczyłem sobie. Lecz predestinaeya boska związkiem innie małżeńskim w dom JN. Panów Kobierzyckich in- wituje w czem woli Bożej succumbens , WM. Mśćwego Pana jako patrona do kondekorowania tego aktu wielce a uniżenie upraszam, obiecując przy podających się oka- zyach z ubogiego kąta mego wojenną pracą porywać się do usług WM. Mśćiwego Pana, przy zaleceniu na­

tenczas uniżonych służb moich w łaskę WM. Mśćwego Pana. Dat. w Mostach Anno 1937 die 27 Januarii, WM. Pana i dobrodzieja miłościwego uniżony sługa Stefan Czarniecki.“

Po tern liście głucho przez długie czasy o domo.

wem życiu Stefana. Za to coraz głośniej o jego pra- caoh i zasługach publicznych. Coraz też większe po­

trzeba nadstawiania piersi nieprzyjaciołom czyniła go rzadkim gościem u boku żony, a nie ostudzała mu serca dla rodziny i domu. Stała mu się tym domem starodawna siedziba ojców i dziadów Czarńca, bardzo starannie upiększona p r z e z e ń w latach następnych.“

W r. roku 1640 stanął w niej piękny kościół, nieco ji8 Biblioteka „Słowa PoiaHeco",

(29)

K . Szajnocha: „Szkice hieto/yfiżne,,.

później przyozdobił ją Stefan nowo zbudowanym przez siebie dworem, i za każdą pogodą wraca! rad w jego progi.

Da! mu tam Pan Bóg wkrótce po ożenieniu się dwie córki, Katarzynę i Konstancyę. Syna odmówi!y mu nieba, a właściwy Stefanowi hart duszy ochronił go od narzekań z tego powodu. "Wszelka jego troska 1 duma skupiła się w cbęci utrzymania w całości Rze­

czypospolitej. Ta chęć przyniosła mu wieniec zbawcy narodu, ale okryła mrokiem życie prywatne. W tern nasz Stefan urodził się ubogim, rósł „nie z roli ani z soli ale z tego co boli,“ a umarł w nędnej chacie przy drodze. Wstąpmyż za nim pod jej śniegiem za- sutą strzechę.

V. S o k o ł ó w k a

Dwudziesta ósma rocznica owego listu z zaprosi- nami na uroczystość weselną zastała Czarnieckiego w drodze z Ukrainy do Lwowa, dła leczeeia się tam z świeżo odniesionej rany kozackiej. I tegoroczny sty­

czeń stał się Czarnieckiemu równie pamiętnym, owszem najpamiętniejszym w życiu. Prawie jadnocześnie w pier­

wszych dniach roku 1665 podpisany został u dworu przywilej n a u p ra g n io n ą od lat ty lu b u ław ę, i ugodził go cios śmiertelny z ręki kozackiej. Przywilej ma datę 2 s ty c z n ia a cios n ieszc zęsn y spotkał go zapewne u b ra m S ta w iszcz a, gdzie ro z d ra ż n io n y ciąg łem i b u n ty

(30)

30 Biblioteka „Błowfc PSMia<ó«.N

kozaetwa musiał z niezwyczajną srogośeią nowy ukarać zamach.

Na wszelki wypadek doszła do Warszawy w dru­

giej połowie stycznia relacya o ciężkiem zranieniu Czarnieckiego w utarczce z Kozakami. Donosi o tem list do gazety francuskiej pod dniem 26 stycznia pisany, w którym oraz bliższa wiadomość, iż Czarniecki złożył z tej przyczyny dowództwo, i otrzyma zastępcę w Ja­

błonowskim. Rozniosła się ta niepoeieszna nowina nie­

bawem po całej Polsce, ulegająe rozmaitym wykładom na ustach przychylnych lub nieprzychylnych.

Mniej życzliwe języki wraz z dziejopisam Koehcrw- skim skin dały choroby Czarnieckiego na wiek podeszły, a zwyczajną febrę rannych mieniły febrą codzienną^

Podejżliwi jak Jerliez upatrywali trucizną, bądź to od Kozaków, bądź od swoich zadaną. Baśń to niegodna wiary, ale zaniemożenie hetmana w tej właśnie porze, kiedy król przeciw zamyślająeemu już o buncie Lubo­

mirskiemu najbardziej potrzebował jego pomocy, nie mogło nie uderzać umysłów.

Tymczasem chory chetman próbował leczyć się w swoim własnym majątku ukraińskim, w nadanych mu od króla prawem lennem Hińcaeh, dziś Lińce, opodal Niemirowa. Z trudnością mu przyszło oddalać się od wojska, zwłaszcza w przedjutrzu doręczenia bu­

ławy. Podeszłe wszakże lata, sterane ciągłemi znojami siły, nie dozwalały zagoić się ranie w Ilińcach. Ze zmarszczonem od bólów i gniewu czołem musiał sta.

(31)

K. Szajnocha: „Szkice historyczne*.' 31 rzec dać się wsadzić na sanie i wieść na leki do Lwowa.

Ciężka była droga wśród zimy, stepami ukraiń*

skiemi, bez dostatecznej pieczy lekarskiej. Czytamy w opisie Łochowskiego o towarzyszącym choremu jezu­

icie Dąbrowskim, o prowadzonym w orszaku ulubio­

nym koniu larantowatym, ale nie czytamy o żadnym medyku ani chirurgu. Pogarszał się też codziennie stan choroby, zatrważała coraz większa gorączka z rany.

Nie mógł już chory znieść jazdy w saniach, i kazał przeto nieść się dalej na noszach.

W tak smutnym pochodzie spotkał się orszak po­

dróżny około 4 lub 6 lutego z nadbiegającym z War­

szawy gońcem. Niósł on Czarnieckiemu list króla Jana Kazimierza i przywilej na buławę polną koronną po Lubomirskim. Mając doręczone sobie jedno i drugie, odczytał chory pismo królewskie, a potem obrócił się ku przytomnym i rzekł: „Zawszem się tego spodzie*

wał, że mi król da buławę natenczas, kiedy ja ustanę wojować. Gdyby łaskawy Bóg użyczył życia i zdrowia, okazałbym wdzięczność J. K. M. za wyświadczoną ła­

skę, aniby król żałował tego, żo mi dał buławę. Jeśli zaś przyjdzie umrzeć, przynajmniej na nagrobku napi­

szą, żem był hetmanem“.

Oprócz nazbyt późnej pory doręczenia buławy pa­

dał na nią jeszcze inny cień smutku. Brał ją Czarnie­

cki po wyzutym z hetmaństwa marszałku koronnym Lubomirskim, s y n u owego wojewody krakowskiego Stanisława, któremu nasz S te fa n służył zbrojnie za

(32)

32 Biblioteka „Błowa Polskiego*.

młodu, le n pierwotny stosunek między ubogim szlachcicem z najmożniejszych w Koronie domów w koronie domów wpłynął bardzo szkodliwie na przy­

szłość obojej strony. Dom Lubomirskich nie mógł ni­

gdy zapomnieć, że Czarniecki wyszedł z rzędu sług jego, a Czarniecki bolał na stawiane mu zewsząd przez stronników marszałkowycli przeskody. Sam marszałek koronny i hetman polny Jerzy, godny rywal Stefanów w sprawie ocalenia kraju od Szwedów, do głównych swoich żalów przeciw królowi liczył, iż Czarniecki jako dowódca osobnej dywizyi wyjęty został z pod jego władzy hetmańskiej. Czarniecki zaś z przymówką do Lubomirskich powtarzał, że nie urósł z soli żup dzie­

dzicznych jak oni, ani z roli szerokich włości jak het­

manowi Potoccy. Ztąd i doręczona w dniu dzisiejszym buława okryta była kirem tych gorzkich wspomnień.

Zazdrośnie wielkiemu mężowi losy odmówiły mu na­

wet zwyczajnej pociechy starców, miłego rozpamięty­

wania dziejów młodości, dla niego w tak bolesne na­

stępstwa płodne.

W kilka dni po odebraniu buławy stanął hetman w granicach województwa ruskiego, w warownem mie­

ście Brodach, siedzibie swego niegdyś pana i mistrza Koniecpolskiego, kolligata rodziny Lubomirskich. Tern zbliżeniem się ku pamiątkom swojej przeszłości, ku weselnym Mostom opodal Żółkwi, ku niezbyt dalekiej od n.ch Czarńcy, ku podwójnie osamotnionej tom żo­

nie, bo i po mężu i po obudwóch zamąź wydanych górkach tęskniącej, zbliżył się chory także do ostato-

(33)

K. Szajnocha: „Szkice historyczne“. 33 cznego kresu swej podróży. Już tylko dziesięciomilowa odległość przedzielała go od Lwowa i od spodziewanej tam ulgi cierpieniom. W jednym, w dwóch dniach, można było spocząć u celu. Użyto więc wszelkich sta­

rań, aby ułatwić choremu ostatnie trudy podróży, i w Imię Pańskie ruszono z Brodów ku Lwowu.

O milę za Brodami, na dawnym trakcie lwowskim, leżało i leży ubogie miasteczko Sokołówka. Była ona już wówczas osadą miejską, lecz bądź to dla jej skro­

mnego widoku, bądź też z niewiadomości, mniemano ją czasem wioską. W każdym razie nie było potrzeby ani możności zatrzymywać się z chorym w biednej mie­

ścinie. Lubo więc choroba coraz widoczniejszem groziła niebezpieczeństwem, kazał się hetman złożyć na nosze i puszczono się w drogę do Lwowa.

Byłato niedziela, dnia 15 lutego, Tylko chęć wpro­

wadzenia rannego ośmielała do podjęcia podróży w porę świąteczną. Ale już za miasteczkiem okazało się nie­

podobieństwo dalszego pochodu zasypaną śniegami dro­

gą, śród zwyczajnych o tej porze zamieci. Każdy krok naprzód narażał chorego na zabójcze uderzenia wichrów ze śniegiem, a on sam coraz bardziej wątlał na siłach.

Każdej chwili mógł oddać ducha, skonać wśród burzy zimowej w polu, niepocieszony błogosławieństwem ostatniem. Przyszło rozstać się z myślą dowiezienia

•umierającego do Lwowa i przynajmniej dachu do sko­

nania mu pragnąc, wrócić' n^ż|£d jmd pierwszą lepszą strzechę miasteczka. '' t|) - < P \

' A 4 $ » 3

(34)

3d Biblioteka „ Słowa Polskiegó"

Ta ostatnia próba podróży tak dalece wysiliła chorego, iż za każdym krokiem oczekiwano w istocie jego zgaśnięcia. Owszem nie było już czasu szukać najdogodniejszego schronienia, lecz musiano w najbliż­

sze pospieszać progi. Jakaś uboga chata miasteczka otworzyła się ostatnim przytułkiem bohatyrowi. Tylko kilka osób z orszaku mogło zmieścić się w niej przy hetmanie, reszta miała stanąć w domkach poblizkieh.

Tamże i ulubionemu rumakowi hetmańskiemu tymeza- p ■ sowo gotowano schronienie. A le nawet w przedchwili zgonu nie zdołał hetman rozstać się z wiernym towa- rzyszem tylu wypraw zwycięzkich i kazawszy przywo­

łać masztalerza, zalecił mu najtroskliwszą pamięć o ko­

niu. Wprowadzono go do tej samej chaty co panal i ustawiono w sieni przy żłobie.

A wierny tarant, jakby rozumiał co się dzieje^ - widocznemi znakami żalu odwzajemniał przychylność pańską. Gdy chorego w głównej komorze chaty złożono, koń „nie chciał nic jeść ani pić, nogami w ziemię bi­

jąc, wzdychał i jęczał, a na wchodzących oglądał się, jakby stworzenie rozumne.“

W świetlicy tymczasem uroczysta odbywała się ij em . Czując się blizkim chwili ostatniej, zawezwał hetm. księdza Agapita Dąbrowskiego, swego od lat wielu lun lana. Przystąpił duchowny towarzysz .najod­

leglejszych wypraw hetmańskich i wysłuchał grzechów chorego. Po spowiedzi polepszyło się hetmanowi. Je­

szcze do dnia jutrzejszego snuć się miała słaba nitka- żywota. Zdała od świata i rodziny, zdała od poia sławy

(35)

Ł Szajnoha: „Szkice historyczne11. 35

i zwycięstw sztandarów, śród modłów i oiołiego oczeki­

wania kilku towarzyszów rycerskich — minęła bohate­

rowi ostatnia smutna noc w Sokołówee.

Nazajutrz w poniedziałek odprawił, ksiądz Agapit mszę ranną i dał wiatyk choremu. Tyleż jedynie było mu potrzeba jeszcze na ziemi. Wkrótce po przyjęciu komunii skonał. Za hetmanem zaś poszedł niebawem i wierny rumak. Przeczuł śmierć pańską i »upadłszy, stękając, zdechł — nie chcąc innego cierpieć jeźdźca“.

Osieroconemu dworowi hetmańskiemu pozostało tylko odwieść zwłoki do Czarńcy. Tam to według po­

wszechnego zwyczaju miały one spocząć w grobach rodzinnych. Najpierwej jednak wyprawiono gońca do króla z wiadomością o śmierci, a w odpowiedź na to przybył rozkaz królewski, aby ciało hetmańskie dla uczczenia go wielką uroczystością pogrzebną sprowa­

dzone zostało do Warszawy.

Nastąpiło to około 8 marca 1665 roku. W y­

szło pod tą datą do gazety francuzkiej w Pa­

ryżu doniesienie z Warszawy, w którem czytamy*;"

„Przywieziono tu zwłoki jenerała Czarnieckiego, aby jo pogrebać z wszelkiemi zaszczytami, jakie przynależą mężowi, który tak wielkie zasługi oddał temu króle­

stwu. Nie naznaczono mii jeszcze następcy w dowódz­

twie nad armią ukraińską...“

Dopiero po ceremonii pogrzebowej w stolicy odwieziono zwłoki do Czarńcy. Spuszczone tam do kru- chty, czekały godnego siebie nagrobka. Ale lata mi­

nęły i rozsypały się popioły w trumnie a nagrobek nie

(36)

36 Biblioteka „Słowa Polskiego".

stanął. Za wymówkę posłużyć miało, że już p o śmierci hetmańskiej wszczął się kilkunastoletni przeciąg nie- spokojów domowych i wojen zagranicznych, zaprzą­

tnęły się umysły sprawą Lubomirskiego, abdykaeyą Jana Kazimierza, rozruchami za czazów króla Michała, strasznemi wreszcie wojnami tureckiemi. Ale dostate- czneż to w rzeczy uniewinnienie?

Osobliwsza nieżyczliwość losów odmówiła Czar­

nieckiemu nawet tej pośmiertnej pociechy, aby na jego grobie czytano, iż był hetmanem. W wieku panegiry- ków nie uczczono żadnem słowem pośmiertnem wyba­

wiciela ojczyzny. Nie przyszedł podobnież do skutku pomnik sejmu czteroletniego. Dziś tyle wątpliwości w najważniejszych szczegółach życiorysu. Miałożby prawdziwem być przeczucie naszego hetmana o poko­

leniach następnych, gdy nie narzekał, że nie miał syna, bo zapewne byłby niegodnym krwi rodzicielskiej. „Nie miał syna, córki dwie spłodził“ — kończy o nim Ko- chowski — „lecz nie uskarżał się na to, że m u Pan Bóg synem nie błogosławił, bo pospolicie wielkich i zacnych kawalerów synowie odrokami bywają. I rzym­

ski Seipio i Jerzy Kastryota, obaj waleczni wodzowie gnuśnych zostawili potomków...*.

(37)
(38)

u t S u ñ $ A w s T H Y f f /

(39)

Ledwie nie każda z znamienitszych postaci histo- ryi naszej ma jeszcze wiele nieznanych rysów. Za lada potrąceniem starych aktów, listów, zapisków, nastrę­

czają się nowe o niej szczegóły. Miło nam z takich nieznanych dotąd matcryałów przydać dwa ciekawe rysy do dziejów króla Jana, przedstawiające go w nie­

znanym. dotąd charakterze bannity i pielgrzyma.

Wiadomość o królu Janie U l jako bannicie znaj­

dzie niestety mniej trudną wiarę niżby właściwie nale­

żało. Przyzwyczailiśmy się bowiem mieć nader niepo­

chlebne wyobrażenie o jego charakterze i postępkach w młodości. I nie dziś dopiero urosło to mniemanie, lecz panowało już powszechnie za jego życia. Ledwie nie wszystka szlachta współczesna jak z jednej strony widziała w nim jedynego obrońcę od nieprzyjaciół zbawcę kraju, tak z drugiej żywiła ku niemu głęboką

resurs

;, « 'S T R Y J U .

(40)

od dawna niechęć. Było w tem daleko więcej uprze­

dzeń niż słuszności, lubo uprzedzeń z bardzo ważnych powodów.

Początki publicznej służby młodego starosty ja­

worowskiego przypadły w porę najnieszczęśliwszą.

Okropne klęski wojen kozacko-tatarskieh za Chmielni­

ckiego rozkołatały do gruntu cały gmach społeezeński.

Sromota ucieczki pilawieckiej otarła wstyd z promien­

nego niegdyś oblicza szlachty. Niespodziewany pogrom katowski nauczył drzeć na lada wieść o chłopstwie i Tatarach. Uświęcona przez Sicińskiego wolność po­

grążania Rzeczypospolitej za lada zachceniem w otchłań nierządu rozzuchwalała do wszelkich bezpraw i gw ał­

tów. Powszechne wiarołomstwo w początkach wojny szwedzkiej oswoiło z najsroższemi zbrodniami publicz­

nemu. Spadły te wszystkie plagi na Polskę w niespełna ośmiu latach, między rokiem 164S a 1655. Miał Jan Sobieski u wstępu tej strasznej pory lat niespełna 18, u jej końca mało co więcej nad lata pełnoletności.

Wyobraźmyż sobie młodzieńca gorącej duszy, rzu­

conego na falę burzy ówczesnej. Do tego był to mło­

dzian bez. ojca, bez przewodnika, bez znanej nam po­

ważniejszej opieki męzkiej. Ojciec już przed kilku umarł latami, a znakomita wysokim umysłem matka lgnęła więcej ku starszemu z synów, Markowi, po­

wszechnie wyżej cenionemu od Jana. Upośledzony od od matki, stracił Jan niebawem i tegoż brata starszego, jedyną zapewne moralną podporę swoją. Sam jeden.

4C Biblioteka „Słowa Polskiego*.

(41)

K. Szajnocha: „Szkice historyczne“. 4 ; namiętny, powszechnym porwany wirom, jakżo daleko mógł młody wartogłów dać się unieść prądowi 1

Jan Sobieski uniósł się mniej daleko niż się mo' żna było obawiać, ale nie uniknął śladów powszechnego zepsucia. Skażona niemi młodość tern niepochlebniejszą ustaliła o nim opinią, im większe uszanowanie otaczało pamięć zmarłego ojca i brata. Przybyła, niebawem jeszcze ważniejsza pobudka do publicznej niechęci.

W ostatniom niebezpieczeństwie ojczyzny po opanowa­

niu kraju przez Szwedów, poruszona została kwestya następstwa po Janio Kazimierzu. Dla uzyskania po­

mocy albo pokoju w Wiedniu, Siedmiogrodzie i Mo­

skwie, okazano tym wszystkim dworom nadzieję zapo- wnienia sobie tronu polskiego jeszcze za życia Jana Kazimierza. Rozpoczęły się w tym celu żywe zabiegi dyplomatyczne, któro w istocio posłużyły do zerwania zawieszonej nad Polską burzy. Gdy jednak niebozpie, czeństwo minęło, zamierzył dwór warszawski położyć koniec dalszym nadziejom i intrygom tego rodzaju, a to przez podniesienie projektu całkiem nowej elekcyią Wszyscy senatorowio nietylko zgodzili się na wybór jednego z książąt francuzkich, ale jak najgorliwioj do­

pomagali królestwu w tym zamyśle. Popierał go mia­

nowicie w. marszałek kor. Lubomirski, w niedawnej wojnie szwedzkiej nieskończenie zasłużony ojczyźnie i królowi, a teraz walny promotor następcy francu- zkiego. Są nawet wszelkie poszlaki, iż sam Lubomir­

ski poddał królowej pierwszą myśl takiej elekcyi.

(42)

Biblioteka „Słowa Polskiego“.y

Ale zamysły magnatów, jak Lubomirski, dziwnie subtelnymi poruszały się sprężynkami. Lada zadraśnię­

cie miłości własnej nadawało inny obrót ambicyi, czy­

niło adwersarzom stronnika. I pan marszałek w. kor.

z nader maluczkich przyczyn stał się przeciwnikiem własnego elekcyi frńncuzkiego planu. A ponieważ i dwór wriędeński przez swego posła w Warszawie pra­

cował gorąco nad usunięciem Francuza od następstwa, więc zawiązało się blizkie porozumienie między mar­

szałkiem w. kor. a gabinetem wiedeńskim.

Ajenci cesarscy i marszałkowscy rzucili się do podburzania szlachty przeciw projektowi elekcyi, przed­

stawiając ją zamachem na swobody szlacheckie, niecąc wszędzie gwałtowny entuzyazm dla tych swobód. W y­

buchła w całym kraju niezmierna agitacya umysłów, na pozór republikańsko-narodowa, w istocie marszał­

kowsko-cesarska. Marszałek w. kor. poczytany został głównym obrońcą swobód i wraz z całą szlachtą coraz głębiej w austryacką brnął matnię. Austryacey roze- słańey układali dla szlachty łacińskie śpiewki na cześó złotej wolności, a szlachta na teatrze w Warszawie strzelała z łuków do aktorów francuzkich, którzy śmieli przedstawiać zwycięstwo Francuzów nad cesarzem.

Można więc pojąć, w jaką niechęć publiczną po­

padli wszyscy stronnicy dworu i jego planów. Między tymi był także miody Sobieski, od czasu wojny szwe­

dzkiej rzetelnie zasłużony królestwu i już chorążym koronnym mianowany. Wraz z całym prawie senatem pozostał on wiernym projektowi elekcyi i ze wszystki­

Cytaty

Powiązane dokumenty

It is increasingly recognized that effective environmental management in transboundary situations requires coordinated and cooperative action between diverse

Właściciel zwycięskiej odmiany otrzymał puchar oraz dyplom XXIII Krajowych Dni Ziemniaka. osób, i to mimo nie najlepszej po- gody

В  целом говорить об объективной по- зиции журналистов «Речьпосполитой», пишущих на тему Майдана и  событий в Украине того времени,

łości wytwórczości tekstylnej. W tym regionie również naj silniej rozwinęły się miasta, w których na schyłku stulecia źyło już blisko 30% ludności.

Prawdziw ej musiał Spencer doznać pociechy w tak smutnej chwili, widząc, iż najlepsi jego współcześnicy w A nglji i Stanach Zjednoczonych przyjęli powyższe

Il leur proposa formellement de recon­ naître et de proclam er l’indépendance de la Pologne, telle qu’elle ex ista it au temps de Sobieski... son

W ynaleziono bowiem za­ bójcze wieńce, kształtem i nazwiskiem do owych uleczających podobne, lecz w skutkach zgubne, gdyż przypraw iają o śmierć głowę, na

Poprzez okrutne kary naśla­ dowano rzekomą boską sprawiedliwość, gdyż „(...) wygodniej jest raczej wieszać i łamać kołem ludzi, aniżeli dociekać, dlaczego się ich