• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 2001, nr 5/6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 2001, nr 5/6"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

c

I S S N 0 2 0 9 - 0 1 2 0 I N D E K S 3 5 4 6 2

- H I

■ .

m a j c z e r w i e c 2 0 0 1 ( 5 9 2 - 5 9 3 ) r o k L X X II

i ■

. r

Z

...

SÄSselS

Wmt

W

I

A b y w yjść p o z a n atu raln e m etody

i m o żliw o ści p ostępow an ia, trzeba n ajpierw

w yraźn ie u słyszeć g ło s Boży.

N ie w oln o p r ó b o w a ć

iść p o w odzie w oparciu o to, że ta k p o w ie d zia ł P a n P iotrow i.

lim

Z adom ow ion a w ia ra

str. 3

Tale r o d z ił s ię w s p ó łc z e s n y ru ch z i e lo n o ­

ś w ią t k o w y

. str. 8

P rz eb ły sk Ducha w m ąd rym s ł o w i e

str. 12

(2)

ISSN 0 2 0 9 -0 1 2 0 INDEKS 3 5 4 6 2 W Y D A W C A

Instytut Wydawniczy AGAPE ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa M IE SIĘ C Z N IK C hrześcijanin jest organem prasowym

Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce P R E Z Y D IU M NRK

Mieczysław Czajko - biskup-piezbiter naczelny Michał Hydzik - zastępca prezbitera naczelnego Zdzisław Józefowicz - z-ca prezbitera naczelnego Włodzimierz Rudnicki - z-ca prezbitera naczelnego Edward Czajko - członek Prezydium NRK Marian Suski - członek Prezydium NRK Tomasz Ropiejko - członek Prezydium NRK Z E S P Ó Ł R edakcyjny

Kazimierz Sosulski - redaktor naczelny Edward Czajko - redaktor

Ludmiła Sosulska - redaktor Elżbieta Kaleta - redaktor

Monika Myszkal - redaktor graficzny Korneliusz Kaleta - redaktor techniczny Mariusz Jańczak - webmaster A D R E S K o resp o n d en cy jn y Miesięcznik Chrześcijanin Skr. poczt. 84. 05-807 Podkow'a Leśna teł. (22) 729 13 07; 654 82 96

http:/Avww'.chn.kz.pl; e-mail: agape@kz.pl K O N T O

Miesięcznik Chrześcijanin PKO BP V O/Warszawa 04 10201055 122831146 P R E N U M E R A T A W 2 0 0 1

ukaże się sześć podw ójnych num erów krajow a - pojedyncza roczna - 33,00 zł;

półroczna - 16,50 zł

zagraniczna - roczna; Czechy, Litwa, - 12 USD; Europa Zach. - 18 USD;

Ameryka Płn. - 24 USD; Australia i Ameryka Płd. - 30 USD.

N A K Ł A D 2500 egz.

D R U K

ARKA - Wydawnictwo i Poligrafia ul. Bóżnicza 5, 43-400 Cieszyn

tel. (33) 852 38 39; e-mail: arka@webmedia.pl WYZNANIE WIARY KOŚCIOŁA ZIELONOŚW IĄTKOW EGO W P O L S C E

W i e r z y m y ,

że Pismo Święte - Biblia - jest Słowem Bożym, nieomylnym i natchnionym przez Ducha Świętego, i stanowi jedyną norm ę w iary i życia.

W ierzym y

w Boga w Trójcy Świętej jedynego, w osobach Ojca i Syna. i Ducha Świętego.

W ierzym y

w Synostwo Boże Jezusa Chrystusa, poczętego z Ducha Świętego, narodzo­

nego z Marii Dziew icy ; w Jego śmierć na krzyżu za grzech świata i Jego zmar­

twychwstanie w ciele; w Jego w niebo­

wstąpienie i powtórne przyjście w chwale.

W ierzym y

w pojednanie z Bogiem przez opamię­

tanie i wiarę w ewangelię, w chrzest i W ieczerzę Pańską.

W ierzym y

w chrzest Duchem Świętym, przeżywanie pełni Ducha i Jego darów.

W ierzy m y

w jeden Kościół, św ięty, powszechny i apostolski.

W ierzy m y

w uzdrow ienie chorych jako znak łaski i mocy Bożej.

W ierzy m y

w zm artwychwstanie i życie wieczne.

numerze

© © R O O ^EW IE 1 C H R ZEST W D P C H y ŚWIĘTYM Bez względu na to jak potężne było pierwsze zstąpienie Ducha Świętego na wierzącego, jeśli nie znajduje ono swojego wyrazu w codziennym życiu modlitwy, świadectwa i świętości, szybko zacznie zanikać.

V, .

BWORZEC

Gdyby mieć noclegownię, stołówkę, pracowników... Pytałem: „Boże co robić?” I nagle olśnienie!

Zrób kanapkę! Tylko tyle.

(...)

Nie, nie głosimy im Kościoła Zielonoświątkowego, ale Jezusa ukrzyżowanego.

(...)

Myślenie o innych jest cudownym lekarstwem na własne problemy.

2 1

10

2 7

M M Ę Ł 0 1 @® LAT

© M O W Y CHARYZM ATY CZN EJ Należy podkreślić, że odnowa cha1yz.matyc7.na w Kościele Rzymskokatolickim ma swoje źródło w zielonoświątkowym doświadczeniu Kościoła w protestanckich.

Słowo wstępne redaktora naczelnego

Zadomowiona wiara

Kazanie

Pójdziesz po wodzie

Poszukując...

Co jest niemożliwe?

Tak rodził się współczesny ruch zielonoświątkowy

G ościnnie na naszych łamach

Minęło 100 lat odnow y charyzmatycznej

M iniatury egzegetyczne

Przebłysk Ducha w mądrym słowie Znaki na słońcu

Biblia i teologia

Odrodzenie i chrzest w Duchu Świętym

Relacja

Dworzec Szoa

Cudzym głosem

Porozmawiajmy

Pułapka pokemona

Poznajm y się Fundusz Ogłoszenia

W iadomości - kraj i świat W spomnienie

Grzegorz Frankowicz

2

C hrześcijanin

(3)

Iłowo wstępne redaktora naczelnego

Wspaniale jest mieć wierzących rodziców, narodzo­

nych na nowo krewnych, od dzieciństwa żyć w atmos­

ferze wiary w żywego Boga. Do takich szczęściarzy należał Tymoteusz, jak wynika ze skierowanych do niego słów ap. Pawła: Przywodzę sobie na pamięć nieobludną wiarę twoją, która była zadomowiona w babce twojej Loidz.ie i w matce twojej Eunice, a pewien jestem, że i w tobie żyje. (...) I ponieważ od dzieciństwa znasz Pisma święte, które cię mogą obdarzyć mądrością ku zbawieniu przez wiarę vr Jezusa Chrystusa (2Tm 1,5; 3,15).

Można sądzić, że tacy ludzie jak Tymoteusz mają łatwiejszy „start” dla swojej drogi wiary. Ale ewan­

geliczne wychowanie, wbrew pozorom, nie zawsze zapewnia nawrócenie się do Jezusa i pomaga w uświadomieniu sobie własnego grzesznego stanu.

Znam to z autopsji. Do dzisiaj zdumiewa mnie sposób, jakiego użył Duch Święty, aby przekonać mnie, uro­

dzonego w domu pastorskim porządnego raczej osiemnastolatka, że w oczach Bożych jestem zgu­

biony i grzeszny.

Podczas pewnego ewangelizacyjnego nabożeństwa, w którym uczestniczyłem, kaznodzieja omawiał werset:

Chrystus odkupił nas z przekleństwa zakonu, stawszy się za nas przekleństwem (Ga 3,13). Na zakończenie gorąco zaapelował do słuchaczy: „Podziękuj Jezusowi za to, że już tak dawno temu umarł właśnie za ciebie”.

We mnie jednak nieoczekiwanie pojawiła się myśl:

„Niby dlaczego mam dziękować, skoro nie prosiłem Jezusa, aby za mnie umierał”. Gdy jednak uświado­

miłem sobie, jak buntownicza była ta moja reakcja, to wszystko we mnie zamarło. Nie sądziłem, że jestem w stanie coś takiego pomyśleć. W jednej chwili zobaczyłem całą moją nicość i podłość. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wtedy dotarł do mnie wyraźny glos (miałem świadomość, że odpowiada mi Duch Święty): „Bo tak ciebie umiłował”. I to zdanie złamało moją dumę, pewność siebie, samozadowole­

nie. Coś we mnie pękło. Ze łzami pokutującego grzesznika mszyłem z ławki na zaproszenie kazn­

odziei, by stanąć w rzędzie około trzydziestki podob­

nych mi młodych ludzi. Kaznodzieja przeczytał nam fragment Ewangelii Jana: Do swojej własności przyszedł, lecz swoi go nie przyjęli. Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego (1,11-12). Potem pomodlił się o nas i zalecił dziesięciokrotne przeczytanie tej właśnie Ewangelii, dopiero potem pozostałych, a następnie Dziejów i Listów Apostolskich. Wyszedłem stamtąd ze świadomością, że Bóg przebaczył mi wszystkie grzechy. Napełniał mnie głęboki pokój i niewytłumaczalna miłość do Boga. Wiedziałem, że wreszcie jestem w porządku wobec Stwórcy, że zamieszkał we mnie Jezus Chrystus.

Teraz, po czterdziestu latach od tamtej chwili, gdy sam mam dorosłe córki, które należą do Jezusa nie jedynie dzięki zabiegom swoich rodziców (choć staraliśmy się, oczywiście, wychować je według Bożych zasad), jeszcze bardziej jestem świadomy tego, że wiara w żywego Boga nie jest prostą konsekwencją wpływu otoczenia i wychowania. To Duch Święty przekonuje o grzechu, a Jezus, gdy zamieszka w sercu człowieka, wnosi tam wiarę. Gdyby chodziło przede wszystkim o nawrócenie do chrześcijańskiego stylu życia, to tak, ważny jest wpływ chrześcijańskiego otoczenia. Ale czy taki „nawrócony” rzeczywiście jest uczniem Chrystusa?

Posłużę się pewnym przykładem. Kiedyś, gdy znaj­

dowałem się w gronie kilkudziesięciu przywódców kościelnych z różnych krajów europejskich, z zaskoczeniem wysłuchaliśmy zwierzenia pewnego czterdziestoletniego pastora. Jego żona całkiem ińedawno nawróciła się podczas jednej ze zborowych ewangelizacji i zgłosiła się do chrztu. Sęk w tym, że gdy się z nią przed laty żenił, była członkinią tego zboru, i to córką pastora. Naprawdę pobożna, cicha, skromna kobieta. Wzór pastorowych. Cóż więc było przyczyną tego nietypowego wydarzenia? Wyjaśniła to zborowej starszyźnie. Otóż chrzest przyjęła w wieku lat czternastu, dlatego, że tak zrobiły jej koleżanki ze szkółki niedzielnej, a ona przecież nie mogła zawieść oczekiwania rodziców... Następne dwadzieścia lat przeżyła w przekonaniu, że wszystko jest w porządku, chociaż czasem miała wrażenie, że jakby na czymś innym polega prawdziwe chrześci­

jaństwo i wiara w Jezusa. I naraz, podczas ewange­

lizacji, Duch Święty prawdziwie poruszył jej serce, przemówiło do niej Boże Słowo, i tak naprawdę po raz pierwszy w życiu z głębi serca zawierzyła Chrystu­

sowi. Dlatego też postanowiła dać się ochrzcić, nareszcie naprawdę z własnej woli, z własnej inicjaty­

wy, bo miała pewność, że rzeczywiście została naro­

dzona na nowo. „Moja żona stała się inną kobietą - zakończył pastor. - Jest pełna życia, włączyła się do służby i jest moją nieocenioną pomocnicą”.

Chwała Bogu za wierzących dziadków i rodziców!

Za ich przykład właściwego stosunku do Boga i cierpliwe chrześcijańskie wychowywanie, co zawsze jest cennym depozytem, kapitałem procen­

tującym przez całe życie. Ale przede wszystkim dzięki im za to, że modlą się o swoje dzieci i wnuki, aby każde z nich doszło do zbawczego poznania Chrystusa. Pomni na Jezusowe słowa: „Musicie się na nowo narodzić” troszczą się także i o to, aby ich pociechy nie były zdane jedynie na wiarę cudzą, choćby nawet „wyssaną z mlekiem matki”.

f / l -O /\u-Ć6lj 2 (-~bs O S u ^ S.dcT y

5-6/2001 Chrześcijanin

3

(4)

K azanie

Jezus nie byl ograniczony naturalnymi możliwościami ludzkiego ciała.

Był ponad nimi i w każdej chwili mógł okazać nadna­

turalną moc.

I zwróćmy uwagę, ż.epomi­

mo takich możliwości, nigdy nie nad­

używał swej władzy nad światem fizy­

cznym.

p r o c e n tS ^ c S a io w ^ ie ^ m ie pływać. A ilu potrafi po w odzie chodzić? Czy w ogóle można chodzić po wodzie? Chociaż człowiek to nie ryba i w oda nie jest jego środowiskiem natural­

nym, to jednak coś go ciągnie w tę stronę, bow iem kontakt z głęboką w odą m oże być wspaniałym przeżyciem. Niestety, m oże się też skończyć nieszczęściem.

M amy wobec tego trzy kategorie ludzi. Jedni z lęku przed głęboką wodą w ogóle trzym ają się od niej z daleka. Drudzy, ignorując wszelkie prawa, braw urow o rzucają się do wody i nieraz giną. Inni, nie lekceważący praw fizyki, wcho­

dzą w kontakt z głęboką w odą i czerpią z tego wiele niezapom nianych wrażeń.

Do takiej głębokiej wody porównam y właśnie duchow ą sferę naszego życia z Bogiem, a zrobi­

my to na podstawie Słow a Bożego z Ewangelii M ateusza 14,22-33.

/ zaraz wym ógł na uczniach, że w siedli do lodzi i pojechali przed nim na drugi brzeg, zanim rozpuści lud. A gdy rozpuścił lud, wstąpił na górę, aby samem u się modlić.

A gdy nastał wieczór, był tam sam.

Tymczasem łódź miotana przez fa le oddaliła się ju ż od brzegu o wiele stadiów; w iatr bowiem był

przeciwny.

A o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, idąc p o morzu.

Uczniowie zaś, widząc go idącego po morzu, zatrwożyli się i mówili, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.

Ale Jezus zaraz do nich powiedział: Ufajcie, Ja jestem , nie bójcie się!

A Piotr, odpowiadając mu, rzekł: Panie, je śli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie.

A On rzekł: Przyjdź. 1 Piotr, wyszedłszy z łodzi, szedł po wodzie i przyszedł do Jezusa.

A widząc wichurę, zląkł się i, gdy zaczął tonąć, zawołał, mówiąc: Panie, ratuj mnie.

A Jezus zaraz w yciągnął rękę, uchwycił go i rzekł mu: O małowierny, czemu zwątpiłeś?

A gdy weszli do łodzi, wiatr ustał.

A ci, którzy byli w łodzi, złożyli mu pokłon, mówicie: Zaprawdę, Ty je ste ś Synem Bożym.

M arian Biernacki

Piotr dobrze znal naturalne możliwości porusza­

nia się po głębokiej wodzie. M ieszkał nad Jeziorem G alilejskim i był rybakiem. W iedział, że do tego potrzeba łodzi i wioseł, a jedynie na niewielką odległość i przy spokojnym lustrze wody m ożna popłynąć bez niczego, jeżeli oczy­

wiście w ogóle potrafi się pływać. Piotr znał wszystkie kłopotliw e ograniczenia i niebezpie­

czeństwa wynikające z pom szania się po wodzie naturalnymi metodami. W ystarczyło, że powiał przeciwny wiatr, a już było trudno posuw ać się do przodu, nie m ówiąc ju ż o burzy, która groziła zatopieniem łodzi i śmiercią.

Tekst Ewangelii głosi, że Pan rozkazał uczniom wsiąść do łodzi i popłynąć bez Niego na drugi brzeg. Wyruszyli gdy ju ż było ciemno, a mieli dopłynąć do ziemi Genezaret. Nie poszło im ła­

two. Faktycznie - jak rozum iem - mieli płynąć (z okolic Betsaidy) w zdłuż północno-zachodniej linii brzegowej jeziora i prawdopodobnie cho­

dziło im o to, by ze względów bezpieczeństwa trzym ać się blisko brzegu. Tym czasem przeciw ­ ny wiatr znosił ich na środek i byli ju ż wiele stadiów od brzegu1. Zm agania z wiatrem i fala­

mi trwały niemal całą noc. Byli znużeni, zm ę­

czeni i myśleli tylko o jednym : żeby już wresz­

cie dotrzeć na miejsce, a to niestety nie było takie łatwe.

Tak minęła północ, potem trzecia straż nocna i dopiero o czwartej straży nocnej2, czyli po godzinie trzeciej nad ranem, nieopodal łodzi coś nagle zamajaczyło w ciemnościach. Przestraszyli się i aż krzyknęli. Okazało się, że to Jezus przyszedł do nich idąc po wodzie. Tego się nie spodziewali. Wtedy w głowie Piotra zrodziła się fantastyczna myśl. Miał dość tej łodzi i mało skutecznych wioseł. Zaim ponow ało mu i pociągnęło go to, co zrobił Pan. Widząc chodzącego po wodzie Jezusa, Piotr, jako jedyny z grona uczniów, zauważył w tym szansę dla swojej wiary i postanowił ją wykorzystać! Pomyślmy - co za facet?! Jest ciemno, mokro, chłodno, głodno i do domu daleko, a jem u wpada do głowy taki pomysł! „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. Przecież dużo łatwiej było­

4 | 5-6/A>0l

C hrześcijanin

(5)

wodzie

by poprosić Jezusa, żeby to On do nich przyszedł, albo też skierować w Jego stronę łódź. Ale Piotr nie szukał tego, co byłoby łatwiejsze i prostsze.

Jego nieopierzona jeszcze wiara w Boga potrze­

bowała prawdziwych doświadczeń. Wyczuwał, że nadarzyła się okazja, że chodzący po wodzie Pan Jezus stanowi wyzwanie dla jego wiary w Boga, że nie przypadkowo Jezus pojawił się w tych trudnych okolicznościach i pokazał im, że można przekroczyć naturalne ograniczenia. M ógł oczywiście zacząć narzekać, w imieniu wszyst­

kich wyrazić pretensję o to, że Jezus wypuścił ich na tę całonocną męczarnię, mógł zacząć prosić o pomoc, aby szybko dotrzeć do celu. O dziwo, niczego takiego nie zrobił. Wręcz przeciwnie. W głowie zaświtała mu zdumiewająca, ale godna naśladowania myśl, która nie dotyczyła prag­

nienia jak najszybszej zmiany okoliczności na lepsze, lecz testu własnej wiary i wspaniałego przeżycia.

Piotr dobrze wiedział czym m oże się skończyć jeg o w ycieczka poza burtę łodzi i kontakt z głęboką w odą daleko od brzegu. W iedział, że nie m oże tego zrobić w oparciu o swoje natu­

ralne m ożliwości, że taki krok musi być po­

przedzony konkretnym słowem Pana. Stąd jego prośba do Jezusa - „Panie, każ mi przyjść do siebie po w odzie”. Dopiero gdy usłyszał z ust Pana: „Przyjdź” , wyszedł z łodzi i szedł po w o­

dzie. Nieważne, że w pew nym m om encie zw ą­

tpił i zaczął tonąć. Pan Jezus go poratował i razem weszli do łodzi. Jedno teraz dla Piotra było już jasne: N a słowo Pana, m ocno wierząc temu, co On powiedział, m ożna chodzić po w odzie! D zięki tym krańcow o trudnym okolicznościom , w jak ich się znalazł wraz z innym i uczniam i, P io tr m iał m ożliw ość przeżyć znaczące dośw iadczenie dla swojej wiary w Boga i tej okazji nie zmarnował!

Pom yślm y jakie zastosowanie może mieć ta zdum iew ająca historia, gdy chodzi o nasze życie duchowe. Dobrze znamy te wszystkie naturalne czynności w ykonyw ane codziennie w związku z naszą wiarą w Boga. Czytanie Biblii, modlitwa, chodzenie na nabożeństw a itp. Dzięki temu

utrzym ujem y się na powierzchni i nasza łódź posuw a się do przodu. Jest to postępowanie jak najbardziej prawidłow e i słuszne, wynikające zresztą z posłuszeństw a Słowu Bożemu.

Ale byw a czasem i tak, że te rutynowe uczynki pobożności w pewnych okolicznościach okazują się niewystarczające. M iewam y wyraźne odczu­

cie, że utknęliśm y w m artw ym punkcie. M o­

dlim y się, czytamy Biblię, „w iosłujem y” w na­

szym chrześcijańskim życiu na różne sposoby, a choroba nie ustępuje, problem wręcz jakby na­

rasta i ogrania nas fala bezsilności. Jakże wiele pozostaje poza naszym zasięgiem! Jakże wiele nas trzym a i ogranicza!

Dobrze jest, gdy wówczas w naszych sercach i myślach pojawia się Jezus oraz silne pragnienie bycia takimi jak On. Proszę więc zwrócić uwagę na to, że On sam uwzględniał ograniczenia wyni­

kające z życia w ciele i na co dzień się im pod­

dawał. Norm alnie, jak wszyscy, korzystał z łodzi, odżywiał się, spał i wędrował. Ale w istocie Jezus nie był ograniczony naturalnymi możliwościami ludzkiego ciała. Był ponad nimi i w każdej chwili mógł okazać nadnaturalną moc. I zwróćmy uwagę, że pomimo takich możliwości, nigdy nie nadużywał swej władzy nad światem fizycznym.

A więc dobrze jest, gdy w obliczu ciężkich doświadczeń życiowych, na krawędzi wyczerpa­

nia, dławieni przykrym uczuciem bezsilności - możemy zobaczyć Jezusa chodzącego po wodzie i zapragnąć upodobnienia się do Niego! Zapragnąć nie tyle jak najszybszego rozwiązania problemu, co raczej wypróbowania naszej wiary, aby stać się takimi jak On, i to zarówno w pływaniu łodzią, jak i w chodzeniu po wodzie!

Aby być takim ja k Jezus, trzeba z Jezusem żyć.

Trzeba osobistego z N im kontaktu. Nie m ożna być ja k Jezus bez Jezusa! Dopiero wtedy, gdy trw am y w osobistej więzi z Bogiem , gdy słu­

cham y tego, co On nam m ów i, jesteśm y w stanie po Bożem u oceniać otaczającą nas rzeczyw istość i w łaściw ie się w niej poruszać.

6

Aby wyjść poza naturalne me­

tody i możliwoś­

ci postępowa­

nia, trzeba naj- pierw wyraźnie usłyszeć głos Boży. Nie wolno próbować iść po wodzie w opar­

ciu o to, że tak powiedział Pan

Piotrowi.

Chrześcijanin

/200I

5

(6)

I wcale nie chodzi tu o to, że wtedy nasze życie zaow ocuje sam ym i cudow nym i rozw iązaniam i, że przez wiarę będziem y odtąd ju ż co chwilę chodzić po wodzie. Nie słyszałem , żeby Piotr kiedykolw iek później to pow tórzył, ale od tego czasu wiedział, bo się przekonał, że gdy się jest z Jezusem , taka m ożliw ość istnieje kied y ­ kolwiek.

Aby wyjść poza naturalne m etody i m ożliw oś­

ci postępow ania, trzeba najpierw w yraźnie usłyszeć głos Boży, że On chce, abyśm y tak zrobili, że B óg nam na to pozw ala. N ie wolno próbow ać iść po w odzie w oparciu o to, że tak pow iedział Pan Piotrowi. Przyjdzie czas, że i nam pozwoli przeżyć cud! Trzeba na to liczyć i o tym z B ogiem rozmawiać! Jednak póki co trzeba nadal „w iosłow ać”, brać lekarstw a, zm a­

gać się z przeciw nościam i, cierpieć niedo­

statek, um artw iać to, co w naszym ciele jest ziem skiego i m arzyć, i tęsknić, i m odlić się. że pew nego dnia Pan Jezus pozw oli nam w kon­

kretnej sprawie „pójść po w odzie”, to znaczy dośw iadczyć w zw iązku tym , co nas obciąża, nadnaturalnej mocy. Ale proszę: m arząc o tym, aby ja k Piotr pójść po w odzie, bądźm y ja k Piotr roztropni i nie w ystaw iajm y naw et jednej nogi za burtę łodzi, dopóki osobiście nie usłyszym y od P ana w yraźnego polecenia, by tak zrobić.

W gruncie rzeczy z tej lekcji Słow a Bożego płynie dla nas następująca nauka: Podejm owanie codziennych działań w ramach naszych natural­

nych m ożliwości, prowadzących do przezw y­

ciężenia przeszkód i o siągnięcia słusznych celów życiowych stanowi wyraz naszej ducho­

wej równowagi i świadczy o zdrow ym stosunku do Boga i Jego Słowa. W ierzący człow iek nie musi się wstydzić tego, że próbuje „płynąć ło­

dzią”, że idzie do lekarza, że dostępnym i mu środkami walczy z nałogiem, przeciwstaw ia się pokusom itp. Piotr nie musiał się wstydzić, że wcześniej płynął łodzią, bo nawiasem mówiąc, znalazł się w niej z polecenia Pana. Jednakże w trakcie tych wszystkich naturalnych działań powinniśm y wyglądać okazji do wypróbow ania naszej wiary i spodziewać się, że w każdej chwili Pan Jezus może nam na to pozwolić. Ba!

Powinniśmy prosić Go o to i uważnie słuchać Jego głosu, zwłaszcza gdy trudności narastają i ciężar jest już nie do uniesienia.

Właśnie w tych najciemniejszych chwilach życia winniśmy, jak Piotr, mieć takie marzenia przed Panem, by On pozwolił nam doświadczyć czegoś nowego w życiu wiary, by zezwolił nam pójść po wodzie. I kiedy Duch Święty da nam do serca takie przekonanie, gdy w danej sprawie zamiesz­

ka w nas Słowo Pana zezwalające nam na nad­

naturalne zachowanie, wtedy stanie się cud i ob­

jaw i się chwała Boża! W tedy pójdziemy po wodzie i nie będziemy się obawiać, że zwątpimy i zaczniem y tonąć. Pan jest z tymi, którzy wprowadzają wiarę w czyn i zawsze ich poratuje.

iüA koniec

Nic dziwnego, że czasem męczy już nas i nuży pływanie w łodzi, to wieloletnie racjonalne prak­

tykowanie pobożności w granicach naturalnych możliwości. Uznajemy nawet sens takiego na­

szego losu na ziemi i nie buntujemy się przeciwko tym ograniczeniom życia w ciele. Będziemy dalej iść tą drogą i w iernie naśladow ać Jezusa.

Zdajemy też sobie jednak sprawę z tego, że uczynki bez wiary — to religia. Dlatego, jako prawdziwi chrześcijanie, tak jak Piotr wierzymy, że mimo wszystko można chodzić po wodzie.

Wierzymy, że Bóg w każdej chwili może dokonać w naszym życiu cudu. A ponieważ wiara bez uczynków jest martwa, spodziewajmy się i pro­

śmy Pana, by pozwolił nam wprowadzać naszą wiarę w czyn.

W każdej życiowej trudności, w cierpieniu, w niedostatku, roniąc łzy i ocierając krople potu, w każdym kolejnym problem ie zauważajmy szansę wypróbow ania naszej wiary. Tylko wtedy każdy z nas, nie raz i nie dwa, pójdzie po wodzie! Warto, każdego dnia ciężko wiosłując, warto na to liczyć. Naprawdę warto!

PRZYPISY

1. stadia = ok. 180 m

2. wg zwyczaju rzymskiego noc dzielono na cztery straże:

1 straż - g .18-21; 2 straż - g. 21-24; 3 straż - g. 0 - 3;

4 straż - g. 3 - 6 rano.

Natomiast wg zwyczaju żydowskiego noc dzielono na trzy straże: 1 straż - od zachodu słońca do g. 22;

2 straż - od g. 22 do 2 po północy; 3 straż - od g. 2 do

wschodu słońca. ®

do w o d z i e

6

Chrześcijanin 5-6/2001

(7)

g o s z u k u ją c ..

j e n i e m

Ireneusz Statnik

S tanow isko, ja k ie zajm ują uczestnicy p u b ­ licznych debat ostatnich dziesięciu lat w Polsce często w yznaczają ich poglądy na m iejsce Kos'ciola w życiu publicznym , jego zadania i sposób ich realizacji. Nieraz m ogliśm y słyszeć lub czytać o czyichś obawach przed państwem wyznaniow ym z jednej a uczynieniem wiary sprawą czysto pryw atną z drugiej strony. W ydaje mi się, że istotnie konsekw encja w poglądach jednego bądź drugiego rodzaju prow adziłaby do zajęcia jed n eg o z w yżej w spom nianych stanowisk. Twierdzę jednak, że chrześcijaństwo ew angeliczne wolne jest od w ikłania się w tę dwubiegunowość.

„N aw rócenie do C hrystusa, przyjęcie wiarą u sp raw iedliw ienia ofiarow anego nam przez Boga darmo, z łaski, jest uznawane przez ew an­

gelicznie w ierzących za niezbędną koniecz­

ność.” 1 Do czego jest to konieczne? Do tego, aby zostać zbawionym. Czy m ożna sformułować praw o nakazujące ludziom zbaw ienie? Nie m ożna - pod karą pełnej nieegzekwowalności.

Nie jest zatem m ożliwe coś takiego, ja k ew an­

geliczne państw o w yznaniow e. O czyw iście, m ożna nakazać przestrzeganie norm moralnych zgodnych z chrześcijańskim i zasadam i postę­

powania, a i to tylko niektórym i. Nie otrzymamy jednakże w ten sposób chrześcijańskiego prawa.

W pełni chrześcijańskie prawo jest bow iem zapisane na kartach Biblii i poza nią może zostać utrwalone jedynie w ludzkich sercach. Jest to więc prawo o wewnętrznym , duchow ym charak­

terze i uczynienie zeń praw a stanowionego, państw ow ego je s t niem ożliw ością. M ożna człowieka zmusić do tego, co zewnętrzne, co

widoczne, do pewnych działań, nie m ożna go jed­

nak zmusić do zmiany myślenia, żalu za grzechy, wiary w Jezusa, miłości do Boga i chęci służenia Bogu i bliźniemu przez całe życie. A tego właśnie domaga się ewangeliczne chrześcijaństwo.

D la ew angelicznego chrześcijanina wiara nie jest i nie może być również sprawą prywatną.

Chrześcijanin to świadek Jezusa Chrystusa, któ­

rego m a wyznawać, głosić i pokazywać swoim życiem . „Tyz p iknie” - m oże pow tórzysz, Czytelniku, za starym góralem. Zwróć jednak uwagę na to, ja k wspaniała perspektyw a się tu otw iera! U sunięty bow iem zostaje dylem at naszych czasów: pełen nienawiści fundam enta­

lizm z jednej, a nihilizm z drugiej strony (to krańcowości, rzecz jasna). D ylem at dram aty­

czny, bo przypom inający pytanie „na co chcesz zachorować?” czy też „w jaki sposób chcesz być ścięty?”. Zostaje on usunięty, gdyż obydwie te postawy sprzeczne są z najgłębszą istotą chrześ­

cijaństwa. To jednak nie my, chrześcijanie, usu­

w amy ten dylemat. Usuw a go Jezus Chrystus.

On przyszedł wyzwolić człowieka. Tylko w Nim nie stajemy przed strasznym w yborem między m iłością a prawdą. On nas miłuje i uczy miłości, bo Bóg jest nńłością. On mówi prawdę i chce prawdy, bo Jezus jest prawdą. Tylko w Nim jest wolność od strachu przed tym, że słowa takie, jak „m iłość” , „prawda” , „prawdziwa w olność”

zam ienią się w swoje okrutne przeciwieństwa.

PRZYPISY

1. Tadeusz J. Zieliński: „Chrzes'cijanstwo ewangeliczne”

[w: ] „Myśl ewangeliczna” nr 1-3/89, s. 10.

H

5-6/200U Chrzcśiijiuiin 7

(8)

Tak rodził się w sp ó łczesny

ru c h

zielonoświątkowy

M iało to miejsce w Stanach Zjednoczonych w roku 1900.

M łody duchowny, metodysta, Charles F. Parham, postanowił cos' zrobić ze swoim ducho­

w ym życiem . C zytał Dzieje Apostolskie, Listy Pawła i po­

równywał słabos'ć własnej słu­

żby z opisaną tam rtnocą. Gdzie byli nowo nawróceni? Gdzie cuda? U zdrow ienia? M usiał przyznać, że chrzes'cijanie pier­

wszego wieku znali tajemnicę, którą jego kos'ciół utracił.

We wrzes'niu 1900 roku Parham postanowił odkryć tę tajemnicę.

Doszedł do wniosku, że wym a­

gać to będzie gruntownych stu­

diów biblijnych, głębszych, niż te, na jakie sam m ógłby się zdo­

być. Zdecydował zatem utw o­

rzyć szkołę biblijną, w której będzie zarazem i dyrektorem, i studentem. Nie pobierał opłat.

Na pokrycie wydatków każdy student dawał to, co mógł.

Pierw szą spraw ą było teraz znalezienie miejsca - budynku, który można by wynająć za ni­

ską albo żadną opłatę. I Parham znalazł taki budynek w Topeka, w stanie Kansas. Był on nie tylko obszerny, ale i okazały.

Mieszkaniec Topeka o nazwis­

ku Stone podjął się zbudowania dla siebie dwom. Niestety, gdy wybudował już jego połowę, zabrakło mu pieniędzy. Parter był więc wspaniały: rzeźbiona klatka schodowa, masywne ko­

minki, kosztowna boazeria. Ale piętro zostało ju ż wykończone najtańszą sosną. W Topeka bu­

dynek ten miał odpowiednią do historii swego powstania na­

zwę: „Kaprys Stone’a”. Charles Parham przeprowadził się do te­

go „Kaprysu Stone’a” i ogłosił, że każdy, kto chce się do niego przyłączyć w studiowaniu No­

wego Testamentu, będzie przy­

jęty. Zgłosiło się czterdzieścioro studentów.

P rzychodzili pieszo, przy­

jeżdżali bryczkam i i wozami bagażowym i, z żonam i i dzieć­

mi. Przyw ozili w szystko co potrzebne do p row adzenia g o sp o d arstw a dom ow ego, i w krótce za w spaniałym dw orkiem S tone’a suszyły się na sznurkach pieluszki, a przed frontem, na trawniku, pasła się krowa. Tym sposobem m iasto o trzym ało je sz c z e lepszą pożyw kę do rozmów, niż tę, której dostarczył sam budow ­ niczy Stone.

Charles wiedział, w jakim kie- runku powinny zmierzać stu­

dia. Od piętnastu lat wielu protestantów zw racało coraz w iększą uw agę na religijne przeżycie pojawiające się w ja ­ kiś czas po nawróceniu. Było to bardzo konkretne dos'wiad- czenie, które niektórzy nazy­

wali „drugim aktem łaski” , inni

„drugim błogosław ieństw em ” , a jeszcze inni „uśw ięceniem ” . Ale zaw sze istotą przeżycia było spotkanie z D uchem Świętym.

O bietnica now ego rodzaju łączności z Duchem Świętym widoczna jest w całym Nowym Testamencie. Jest o tym m owa już w początkowych rozdzia­

łach Ewangełii. Mówi się tam, że przez pewien czas Żydzi myśleli, iż Jan Chrzcicie] może być obiecanym M esjaszem. Ale Jan im wyjaśnił: „Idzie za mną mocniejszy niż ja, któremu nie jestem godzien rozwiązać rze­

myka u sandałów. Ja chrzczę was wodą, ale on chrzcić was będzie Duchem Św iętym ”. To właśnie Jan Chrzciciel stwier­

dził, że chrzest Duchem Świę­

tym będzie znakiem wyróżnia­

jącym Mesjasza.

® j C h r z e ś c i ja n i n 5-6/2001

(9)

0 Duchu Świętym m ówił Jezus zw łaszcza pod koniec swojego życia. Miał On być pocieszy­

cielem uczniów, stać u ich boku w czasie trudności, w prow a­

dzać ich we wszelką prawdę, zająć miejsce Jezusa. Po swoim ukrzyżow aniu i zm artw y ch ­ wstaniu Chrystus ukazywał się uczniom i powiedział im, że m ają pozostać w Jerozolim ie.

M usicie czekać - powiedział - na obietnicę Ojca, o której wam mówiłem. Jan, ja k wiecie, chrzcił wodą, ale wy po nie­

w ielu dniach zostaniecie o- chrzczeni D uchem Św iętym . W ięc uczniow ie, zgodnie z pouczeniem , czekali.

A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli wszyscy razem na jednym miejscu. I powstał nagle Z nieba szum, ja kb y wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli. I ukazały się im języki ja kb y z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym , i zaczęli m ówić innymi językami, tak ja k im Duch poddaw ał (Dz 2,4).

Od tego właśnie napełnienia Duchem Świętym datuje swój początek Kościół. M łody K o­

ściół, nowy i mały, otoczony przez wrogów, posiadał moc uzdraw iania, przekonyw ania 1 rozwoju.

Kościoły, które kształtow ały się w m iarę upływ ających w ie­

ków, zachowały w swojej tra­

dycji ślad napełnienia Duchem Świętym. Zarów no w Kościele katolickim , luterańskim , czy episkopalnym , zachowany zo­

stał ślad myśli przejawiającej

się w czasie nabożeństw a kon- firm acyjnego czy w obrzędzie bierzm ow ania, że w łaśnie wtedy w iem y otrzym uje szcze­

gólny dar m ocy do pro w a­

dzenia chrześcijańskiego życia.

A le zarów no w eslejańscy metodyści, jak i „uświęceniow- cy” zwrócili uwagę na fakt, że cerem onia konfirm acji je st zw ykle tylko rytuałem i nie daje żadnej mocy. Twierdzili z całym przekonaniem , że ten chrzest jest przeżyciem i nie następuje autom atycznie w w y­

niku odpraw ianych ceremonii, ale, jeżeli zachodzi taka ko­

nieczność, należy go ustaw icz­

nie szukać aż do chwili, gdy- chrześcijanin uzyska pewność, że został napełniony Duchem Świętym.

Skąd jednak wziąć taką pe­

w ność? N iektórzy tw ierdzili, że nie istnieje żaden dowód, iż przez wiarę przyjęło się chrzest w Duchu. Inni znowu głosili, że człow iek poznaje, iż został w ypełniony D uchem dzięki temu na przykład, że zyskuje moc jego życie modlitew ne.

Generalnie te kryteria, na które się pow oływ ano były jednak dość nieokreślone.

Charles Parham i jeg o studenci postawili sobie za zadanie od­

krycie kryterium , które je st pewne. W „Kaprysie S tone’a”

P arham i je g o przyjaciele poświęcali czas na studiowanie Biblii, mycie naczyń, dojenie krowy, m odlitw ę i szukanie niewątpliwego dowodu obec­

ności D ucha Świętego. (...) Ich podekscytowanie udzieliło się i Parhamowi. Czy mówienie innymi językam i jest tym zna­

kiem, którego poszukiwał?

Była ju ż późna noc. - Zasta­

nawiam się, co by się stało, gdybyśm y ju tro w szyscy zaczęli się modlić o przyjęcie chrztu w D uchu Św iętym , takiego ja k został opisany w D ziejach A postolskich, z m ów ieniem języ k am i? - pow iedział do studentów . N astępnego dnia do modlitwy przyłączyli się wszyscy m ie­

szkańcy „K aprysu S to n e ’a” . M odlili się od rana do popo­

łudnia. Atm osfera naładow ana była oczekiwaniem . Ale zaszło słońce, a nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego.

I naraz, o godzinie siódmej w ieczorem - a był to wieczór sylwestrowy - m łoda student­

ka, Agnes N. Ozman przypom ­ niała sobie pew ną rzecz. Wiele razy w Dziejach Apostolskich chrzest w Duchu połączony był nie tylko z modlitwą, ale i pe­

w nym działaniem - osoba m odląca się nad pragnącym otrzym ać chrzest kładła na nią ręce. O dnalazła w Biblii te fragmenty. M iało to miejsce w Samarii, Damaszku, E fezie...

I zawsze to słowo ręce. Nałożył na niego ręce... N ałożył na niego ręce...

Agnes Ozm an odszukała Par- hama. Powiedziała mu o tym, co odkryła. - Czy pom odlisz się o mnie w ten sposób? - poprosiła. Parham wahał się, ale - zapytawszy Pana w m od­

litwie, czy jest to właściw ie - łagodnie położył ręce na gło­

wie Anges. Natychm iast z jej ust popłynęły ciche słowa, których nikt nie rozumiał... ■

Zarówno w Kościele katolickim, luterańskim, czy episkopal­

nym, zachował się ślad myśli przejawiającej

się w czasie nabożeństwa konfirmacyj- nego czy w ob­

rzędzie bierz­

mowania, ż.e właśnie wtedy wierny otrzy­

muje szczególny dar mocy do prowadzenia chrześcijań­

skiego życia.

(10)

ffijościnnie na naszych lamach

_ m n i

M in ę i U U

charyzmatycznej w Kościele

Odpowiedział im: Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii,

i aż p o krańce ziem i (Dz 1,7-8 BT).

Należy pod­

kreślić, że od­

nowa charyz­

matyczna w Kościele Rzymskokato­

lickim ma swoje Źródło w zielo­

noświątkowym doświadczeniu Kościołów protestanckich.

Początków współczesnego ru­

chu charyzmatycznego (zielo­

noświątkowego) należy szukać w Stanach Zjednoczonych. Tru­

dno jest jednak wskazać kon­

kretną datę. Istnieją dwie możliwe odpowiedzi na pytanie o ścisły początek tego prze­

budzenia religijnego.

Pierwsza - to rok 1901, tuż po założeniu przez Charlesa Foxa Parham a Szkoły Biblijnej w Topeka, w stanie Kansas, której celem było odkrywanie treści Pism a Świętego poprzez anali­

zę konkretnych tekstów bibli­

jnych. Jednym z problemów, jakie pom szano podczas spo­

tkań przy Słowie Bożym było zagadnienie dotyczące przyjścia Ducha Świętego, a konkretnie zewnętrznych oznak Jego zstą­

pienia. N a podstaw ie tekstu z D ziejów A postolskich (2,1-13), który mówił o przyj- jściu obiecanego Pocieszyciela, Parham i jego studenci wycią­

gnęli wniosek, iż jedyną pewną biblijną oznaką chrztu w D u­

chu Świętym jest dar mówienia innym i języ k am i1. Taki był początek m odlitw o now e w ylanie D ucha Pańskiego.

Pierwszą osobą, która doświad­

czyła tego daru była Agnes Ozman. Później także sam założyciel szkoły, jak i jego uczniow ie dośw iadczyli m ó­

wienia językami. W tedy właś­

nie pow stała pierw sza grapa zielonośw iątkow ców , która szczególny nacisk położyła na charyzm at m ów ienia innym i językami. W śród jej członków panowało przekonanie, iż do­

świadczenie uczniów Chrystusa w dniu Zielonych Świąt było norm alnym przeżyciem wier­

nych w pierwotnym Kościele i może być udziałem każdego wierzącego także dzisiaj5.

W szystkiego tego, co stało się udziałem Szkoły Biblijnej w Topeka zaczęły doświadczać także inne wspólnoty chrześci­

jańskie. Ruch charyzmatyczny przedostał się do Teksasu, a stamtąd, w 1906 roku, do Los Angeles, gdzie na jego czele stanął czarnoskóry kaznodzieja W illiam J. Seymour. Dla wielu znawców problematyki począ­

tków charyzmatycznej odnowy ta właśnie data jest decydująca.

Dopiero od tego bow iem m om entu ruch zielonośw iąt­

kowy zaczął rozprzestrzeniać się w Stanach Zjednoczonych, a także przenikać do Europy, aby później znaleźć sw oje miejsce także w Ameryce Ła­

cińskiej i Afryce.

O d n o w a c h a ry z m a ty c z n a w k ró tc e s ta ła się ta k ż e

dośw iadczeniem „starych” Ko­

ściołów protestanckich. Ich pas­

torzy: Dennis Bennet (Kościół Episkopalny), Harold Bredesen (K ościół E w angelicko-R efor­

m ow any), Larry C hristenson (Kościół Luterański), Rodney W illiam s (K ościół Prezbite- riański) oraz M ichael Harper (Kościół Anglikański), odegrali bardzo ważną rolę we wpro­

wadzaniu tego rachu do swoich eklezjalnych wspólnot6. Jednak, jak większość „nowości”, i ta była przyjmowana na początku z pew nym sceptycyzm em . D opiero w latach pięć­

dziesiątych ruch charyzm aty­

czny ostatecznie zaaklim aty­

zował się w różnych chrześci­

jańskich wspólnotach.

Do Polski ruch zielonośw iąt­

kowy przeniknął z dw óch źró­

deł: z Niem iec i z Am eryki Północnej. Już w 1910 roku pojawił się zielonoświątkow y Z w iązek Stanowczych C hrze­

ścijan. N astępnie w ciąż p o ­ w staw ały now e zielo n o ­ świątkowe wspólnoty chrześci­

jańskie, aż w roku 1929 zareje­

strowano Kościół Chrześcijan W iary E w angelicznej. Na dzień dzisiejszy największym przedstaw icielem klasycznego ruchu zielonośw iątkow ego w naszym k raju je s t K ościół

Chrześcijanin 5-6/200/

(11)

Zielonośw iątkow y. C hociaż ruch zielonoświątkowy w Pol­

sce (podobnie, ja k na całym św iecie) nie stw orzył jednej ogólnoświatowej struktury koś­

cielnej, a w ręcz przeciw nie, zaakceptował wielość i różno­

rodność, okazał się jednak być siłą jednoczącą chrześcijan w Duchu i prawdzie.

Aktualnie wskazuje się na trzy główne nurty w ruchu charyz­

matycznym. W pierwszym m ie­

szczą się ci wszyscy, którzy w y­

w odzą się z klasycznego m chu zielonośw iątkow ego. D rugi nurt tworzą zielonoświątkowcy znajdujący się w łonie protes­

tanckich Kościołów historycz­

nych. Natomiast nurt trzeci obe­

jm u je tzw. charyzm atyków , w tym wiernych Kościoła R zy­

mskokatolickiego7 .

Należy podkreślić, że odnowa charyzm atyczna w K ościele Rzymskokatolickim m a swoje źródło w zielonoświątkowym doświadczeniu Kościołów pro­

testanckich. Przygotow aniem na przyjęcie daru odnow y w Kościele Rzymskokatolickim był Sobór Watykański II, w cza­

sie którego spojrzano w nowy sposób na charyzmaty, odno­

wiono ich teologię. Takie doku­

menty jak Konstytucja o Ko­

ściele w świecie współczesnym

„Lumen gentium” czy Dekret o apostolstwie świeckich „Apo- stolicam actuositatem” podkre­

śliły znaczenie i powszechność charyzm atów. Ojcow ie sobo­

rowi mieli tu na myśli zarówno te najznamienitsze, które w y­

m ienia choćby ap. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian, jak i te „zwyczajne”, w które wyposaża nas Pan, abyśmy jak najlepiej mogli realizow ać swoje powołanie. Charyzmaty, które Bóg rozdziela wiernym

każdego stanu, są dane nie tylko konkretnym osobom, ale też, a może przede wszystkim, dla pożytku całego Kościoła, i to właśnie do jego przełożonych należy rozeznanie tych darów i zachowanie z nich tego, co dobre.

Początek ruchu charyzm aty­

cznego w Kościele Rzymsko­

katolickim datuje się na rok 1966, kiedy to grupa młodych

„świeckich” katolików — wy­

kładowców Uniwersytetu Du- quesne w USA, zainteresowana tym, czego Duch Święty do­

konuje w Kościołach protestan­

ckich, zapragnęła tego samego przeżycia. Po jednym z nabo­

żeństw we wspólnocie zielono­

św iątkow ej przeżyli oni do­

świadczenie chrztu w Duchu Świętym, które z czasem stało się udziałem szerszej grupy osób z ich środowiska. W ten sposób powstała pierwsza ka­

tolicka grupa Odnowy w Duchu Św iętym , gdyż taka właśnie nazw a została przyjęta na określenie osób zaangażow a­

nych w ten ruch w Kościele Rzymskokatolickim. O dynam i­

zmie rozwoju Odnowy w Ko­

ściele rzym skim św iadczy choćby fakt, iż w roku 1975 w M iędzynarodowym Kongre­

sie Katolickiej Odnowy C ha­

ryzm atycznej uczestniczyło dziesięć tysięcy osób z ponad sześćdziesięciu krajów.

W łaśnie rok Kongresu był początkiem Odnowy w Duchu Świętym w Polsce. Tymi, z ini­

cjatywy których powstały pier­

wsze grupy m odlitew ne byli m.in.: ks. Marian Piątkowski, ks. B ronisław D em bow ski, o. Adam Schulz, ks. Andrzej Grefkowicz i o. Józef Kozłow­

ski. Już od roku 1983 organi­

zowano czuwania i kongresy, na które przyjeżdżali członkowie

wspólnot z całej Polski. Obok nauczania przepełnione one były refleksją i modlitwą8.

Rok Jubileuszow y 2000 był swoistego rodzaju rocznicą ka­

tolickiej odnowy charyzmaty­

cznej w Polsce. Owocami jej dwudziestopięcioletniego roz­

woju są grupy modlitewne ist- mejące niemal w każdej parafii.

Niewiele jest chyba w tej chwili osób, które jakoś by się z Od­

nową nie zetknęły. Dla wielu kontakt z tym m chem był po­

czątkiem odkrycia na nowo swej wiary. I o to przede wszys­

tkim w Odnowie chodzi. Każdy szczególny charyzmat, szcze­

gólne dośw iadczenie Bożej obecności powinno i musi, jeśli m a być autentyczne, prowadzić do coraz głębszego odczytywa­

nia woli Pana w naszym życiu.

I to jest chyba podstawowy

„papierek lakmusowy” autenty­

cznego spotkania z Bogiem, w takim czy innym Kościele chrześcijańskim , bo przecież

„poznacie ich po ich owocach”

(por. M t 7,16).

Autorka je st studentką V roku teologii,

wiceprezesem Koła Naukowego Teologów KUL i redaktorem działu ekumenicznego w dwumiesięczniku Scriptores.

PRZYPISY

1. Francis A. Sullivan,

Charyzmaty i odnowa charyzmaty czna. Studium biblijne i teologiczne.

Warszawa 1992, s. 45.

2. Tamże, s. 46.

3. Tamże, s. 47-48.

4. Monique Hebrard, Charyzmatycy.

Zarys historii Odnowy w Duchu Świętym.

Fakty, postacie, wydarzenia, wspólnoty,

Kraków 1994, s. 17-18.

5. Więcej na temat początków odnowy charyzmatycznej w Kościele Rzymskokatolickim w Polsce:

Monique Hebrard,

dz. cyt., i-. 127-133.

O dynamizmie rozwoju Odno­

wy w Kościele rzymskim świa­

dczy choćby fakt, iż w roku

1975 H’ Między­

narodowym Kongresie Ka­

tolickiej Odno­

wy Charyzma­

tycznej uczest­

niczyło dziesięć tysięcy osób z ponad sześćdziesięciu krajów.

5-6/2001 C hrześcijanin

(12)

iniatury egzegetyczne

A gdy was wydadzą, nie troszczcie się, ja k i co macie mówić;

albowiem będzie wam dane w tej godzinie, co macie mówić. Bo nie wy jesteście tymi, którzy mówią, lecz Duch Ojca waszego, który mówi w was. (Mt 10,19-20)

Niejeden raz w życiu słyszałem wypowiadany pogląd, że obietnica zawarta w powyższych wierszach odnosi się do chrześcijańskich kazno­

dziejów. Według rzeczników takiego poglądu kaznodzieja wcale nie musi się do kazania przy­

gotowywać. Gdy wejdzie na kazalnicę (piszę

„na”, gdyż, ja k powiedział dr M artyn Lloyd- Jones, kazalnica zawsze musi być wyżej niż ławki słuchaczy), to Duch Święty powie mu, co m a głosić zgromadzonym ludziom; da mu ka­

zanie. Mój akademicki nauczyciel homiletyki sprzed czterdziestu lat opowiadał nam o pe­

wnym niemieckim kaznodziei z kręgów ewan- g elicko-pietystycznych, który m iał na im ię Klaus (nazwisko zdołało się ju ż w mojej pam ię­

ci zatrzeć). Otóż na początku tenże Klaus uw a­

żał podobnie. I w iele razy mu się udawało. Ka­

zania były niezłe. Aż pew nego razu poniósł cał­

kow itą kaznodziejską porażkę. Dało się zauw a­

żyć jego brak przygotowania. A wtedy jego zna­

jom i zapytali go, czy tym razem również pod­

czas kazania przem ów ił do niego Duch Święty i co mu powiedział. Na to Klaus: Owszem, prze­

mówił i powiedział do mnie: Klaus, Klaus, ty jesteś strasznym leniem. Od tego czasu Klaus zaczął się przygotow ywać do swoich kazań. Był dobrym kaznodzieją. Jego kazania były na po­

ziomie pod względem treści, formy i... pod natchnieniem.

W ielu n a s z y c h p o p rz e d n ik ó w w w ie rz e d o św ia d c z y ło ta k ie g o p rz e b ły sk u D u ch a w m ą d ry m sło w ie , gdy staw a li „p rzed sąd a m i i n a m ie s tn ik a m i” (por. M t 1 0 ,17-18). Tym Je z u so w y m sło w e m M a te u sz a n ty c y p u je to, co p ó ź n ie j P aw e ł a p o sto ł n az w ie m o w ą m ą d ro ś c i w je d n y m ze s w o ic h s p is ó w d a ró w d u c h o w y c h ( I K o r 12,8). Ja k się o b ja w ia ta m o w a czy też to sło w o m ą d ro śc i (gr. lo g o s i so fia s)? C h c ie jm y w zw ią zk u z ty m n a jp ie r w p o s łu ż y ć się k ilk o m a p rz y k ła d a m i b ib lijn y m i. Jak o p ierw szy , p rz y k ła d ze S ta re g o T estam e n tu .

O tw ó rz m y P ie rw s z ą K się g ę K ró le w s k ą , ro z d z ia ł trz e c i. N o w o p o w o ła n y k ró l, S alo m o n , p ro si B o g a o „ ro z u m n e s e r c e ” . I p o d o b a ło się to P an u , że S alo m o n p ro sił 0 ta k ą rz e c z - m ó w i K sięg a. B óg d aje S a lo m o n o w i „ s e rc e m ą d re i r o z u m n e ” . 1 oto n ad c h o d z i c h w ila sp ra w d z e n ia , czy k ró l d o ś w ia d c z y p r z e b ły s k u D u c h a w m ąd ry m sło w ie . D w ie k o b ie ty m ie s z k a ­ ją c e razem ro d z ą synów . W n o cy je d n a z nich p rz y g n ia ta sw o je d z ie c k o na śm ierć.

G d y to s p o s trz e g a , p o d m ie n ia d z ie c k o są sia d c e . R ano ta d ru g a m a tk a p o z n a je , że to m artw e to nie je j d z ie c k o , że n a s tą p iła zam ia n a. O b ie sta ją p rz e d k ró le m . B ądź m ąd ry i ro z sąd ź, w tej c h w ili. D z isie jsz y c h d o ra d c ó w n a u k o w y c h k ró l n ie m ia ł.

P o tr z e b a m u b y ło m ą d ro ś c i z w y s o k a . P rz e b ły s k u D u c h a . T a k ie g o p rz e b ły s k u S a lo m o n d o ś w ia d c z y ł. W w y n ik u te g o ży w e d z ie c k o w ró c iło do sw o jej m atk i.

W ła śn ie d z ię k i w y p o w ie d z ia n e m u sło w u m ąd ro śc i.

E dw ard Czajko

Nasz tekst nie dotyczy więc kaznodziejów , lecz odnosi się do m ęczenników. K ontekst ew ange- lijny mówi w yraźnie, że w chw ili prześladow a­

nia ludzie Boży m ają praw o, w atm osferze m o­

dlitwy, oczekiw ać mocy z w ysokości, która się objawi w m ądrym słowie. W słowie, które nie kłam ie i nie obraża prześladowcy, bo to też nasz bliźni, ale staje się w yraźnym świadectwem o C hrystusie i naszej do niego przynależności.

Spójrzm y teraz na przebłysk D ucha w m ądrym słowie u Jezusa z Nazaretu. Pierw szym tego przykładem jest pytanie Jezusa skierow ane do arcykapłanów i starszych ludu w sprawie chrztu Jana (M t 21,25). Czy chrzest Jana był z nieba czy z ludzi? Ci zrozumieli, że obie odpowiedzi na to mądre pytanie będą dla nich niekorzystne.

W ycofali się więc z rozmowy. Następnym przy­

kładem takiego przebłysku D ucha w m ądrym

słow ie by ła odpow iedź Jezusa na pytanie odnośnie do płacenia podatku cesarzowi (patrz:

Mt 22,15-22). Była to tak m ądra odpowiedź, że do dzisiaj w zbudza najwyższy podziw. Słow o m ądrości widzim y także w wypowiedzi Jezusa skierow anej do uczonych w Piśm ie i fary- zeuszyw zw iązku z oskarżeniem kobiety, która zgrzeszyła: „Kto z was je st bez grzechu, niech pierw szy rzuci na nią kam ieniem ” (J 8,7). Jeśli zaś idzie o apostołów, to badacze zagadnienia daru słowa m ądrości podają, iż przykładem takow ego była w ypow iedź i spow odow ana przez nią decyzja co do pow ołania siedmiu diakonów w jerozolim skim zborze (Dz 6,1-7).

Na skutek słow a m ądrości i podjętej na jego podstaw ie decyzji n astąp iła og ó ln a zgoda, a spraw a Pańska zaczęła się rozw ijać intensy­

wniej: liczna uczniów się pom nażała, a naw et znaczna liczba kapłanów przyjm ow ała wiarę.

M ożna do tego, w ydaje się, dodać jeszcze obra­

dy tzw. soboru jerozolim skiego (Dz 15), gdzie niew ątpliw ie objaw iło się słowo mądrości.

Ale bądźm y praktyczni. Gdzie szukać dzisiaj przebłysku Ducha w m ądrym słowie? Jak dzi­

siaj m oże się objawić charyzm at słowa m ądroś­

ci? D onald Gee, jeden z najw ybitniejszych teologów przedakadem ickich w łonie klasy­

cznego p en tek o stalizm u , m ów i, że słow a m ądrości należy się spodziew ać zarów no w chrześcijańskim kazaniu, ja k i w chrześcijań­

skim zarządzaniu czy podejm ow aniu decyzji.

W praw dziw ie natchnionym kazaniu - choć m usi ono być w cześniej w m odlitw ie i pracą nad tekstem Pism a przygotow ane - występuje dość często ów płom ień objawienia, w którego wyniku nasze serca zaczynają w nas pałać (Łk 24, 32: „Czyż serce nasze nie pałało w nas,

w mądrym słowie

gdy m ówił do nas w drodze i Pism a przed nami otwierał?"). Wielu z nas, ja k ufam, dośw iad­

czyło tego św iętego drżenia słuchając kazania lub nauczania, które były m anifestacją daru sło­

wa mądrości.

N astępnie, słow o m ądrości je st bardzo potrzeb­

ne podczas chrześcijańskich narad, posiedzeń, konferencji, synodów.

N ajlepiej bow iem je st wtedy, szczególnie gdy chodzi o mniej liczne naradzające się gremia, kiedy postanow ienia są podejm ow ane jed n o ­ głośnie, w w yniku konsensusu. A konsensus może być osiągnięty jedynie na skutek w ypo­

w iedzianego słow a m ądrości; słow a m ądrości, na które w szyscy się zgodzą, i które w szyscy z radością przyjm ą. Tego rodzaju chrześci­

jań sk ie przeżycia nie są nam obce. O słow o m ąd ro ści należy się ub ieg ać podczas p o ­ siedzeń zarów no rad starszych w zborach Pańskich, ja k i grem iów ogólnokościelnych.

Słow o m ądrości je st też bardzo potrzebne w m ałżeństw ie, w rodzinie, w w ychow yw aniu dzieci, w pracy zaw odow ej, w kontakcie z in ­ nym i ludźm i, w szkole, na uczelni itp. O sytu­

acjach k ra ń co w y ch , tak ich ja k p rz e śla d o ­ w anie, m ów iliśm y na początku.

K ończąc swój w ykład pośw ięcony ch ary zm a­

tow i sło w a m ą d ro śc i D o n ald G ee m ów i:

„Słow o przestrogi. Są tacy, którzy uw ażają siebie za posiadających dar słow a m ądrości i dlatego czują się pow ołani do nieom ylnego rozw iązyw ania w szystkich problem ów w k a­

żdej chw ili. O tóż w tym sensie nie m a takiego daru. C hodzi tutaj bow iem o przebłysk D ucha w m ądrym słow ie, o specjalne dotknięcie D ucha Ś w iętego, a nie o stały depozyt nad­

przyrodzonej m ądrości. W ierzący nie stają się m agazynem tego rodzaju m ądrości. A lbow iem

„w szystkie skarby m ądrości i poznania skryte są w C h rystusie” (K ol 2,3). C złow iek w ie­

rzący, który w poprzednich m om entach d oś­

w iadczał przebłysku nadprzyrodzonego daru d u ch o w eg o , p o z b a w io n y łaski C h ry stu sa m oże w y p o w ie d zieć sło w o , k tó re b ęd zie m iało cechy absolutnej głupoty. M anifestacja daru je st przedm iotem działania B oga i ma ścisły z w ią zek z b y ciem w pełni D ucha Ś w ięteg o , z trw a n ie m w n iep rz erw an ej łączności z P anem ” .

N aszą m o d lite w n ą tro sk ą je s t za ró w n o m ądrość z w ysoka w sensie ogólnym , po trzeb ­ na do pro w ad zen ia na co dzień ch rześc i­

jań sk ieg o życia i składania chrześcijańskiego św iadectw a, ja k i duchow y dar słow a m ąd ro ś­

ci. W szystko w m yśl następujących obietnic:

„A je śli kom u z w as brak m ądrości, niech prosi B oga, który w szystkich obdarza chętnie i bez w ypom inania, a będzie mu dana” (Jk 1,5) oraz „A w każdym różnie przejaw ia się Duch ku w sp ó ln em u p o ży tk o w i. Jed en bow iem otrzym uje przez D ucha m ow ę m ą d ro ś c i...”

(1 K or 12,7-8). ■

Człowiek wierzący, który w poprzednich momentach doświadczał przebłysku nad­

przyrodzonego daru ducho­

wego, pozba­

wiony łaski Chrystusa może wypowiedzieć słowo, które będzie miało cechy absolut­

nej głupoty.

Manifestacja dam jest przed­

miotem dzia­

łania Boga.

C hrześcijanin c / /7nrM -

1 Z b-6/2001 5-6/200) C hrześcijanin 13

(13)

/

b ę d ą z n a k i n a sło ń c u , k s ię ż y c u i n a g w ia z d a c h , a n a z ie m i lęk b e zr a d n y c h n a ro d ó w , g d y z a h u c z y m o r ze i f a l e (Ł k 2 1 ,2 5 )

Żyjemy w czasach końca świata. Widzimy to codziennie. Nie tylko dlatego, że oglądamy po­

stępujący proces globalizacji gospodarki świato­

wej czy zmiany świadomości społecznej prowa­

dzące do uznania tego, co jest marginesem lub grzechem za coś normalnego i wręcz godnego ochrony prawnej (np. ostatnie zmiany w ustawo­

dawstwie szwedzkim zmierzające do zabronienia negatywnego wypowiadania się na temat tzw.

„kochających inaczej” ).

Odnotowywane są też zmiany dotyczące bliższej i dalszej przestrzeni kosmicznej. Biblia kilkakrot­

nie wypowiada się na tem at znaków na Słońcu w kontekście końca świata. To co obecnie dzieje się na najbliższej nam gwieździe jest pewnego rodzaju preludium zjawisk, których świat może się spodziewać kiedy nastanie godzina „zero”. Co m am na myśli? N ajw iększą w dziejach akty­

wność m agnetyczną Słońca, zw iązaną z istnie­

niem słonecznych plam. Dla ludzi nie zajm ują­

cych się lub nie interesujących się astronom ią po­

wyższe pojęcia wydawać się m ogą zupełnie nie­

zrozum iale. Postaram się więc je krótko wyjaśnić.

Najpierw parę podstawowych informacji na te­

mat naszej gwiazdy. Słońce znajduje się w odle­

głości około 150 min kilometrów od Ziemi, a więc światło słoneczne i promieniowanie elek­

tromagnetyczne pokonuje odległość do powierz­

chni Ziemi w niewiele ponad 8 minut. Masa Słońca jest równa masie 333 tysięcy planet wiel­

kości Ziemi. Temperatura wewnątrz tego potę­

żnego termojądrowego pieca - gdyż tak napraw­

dę tym właśnie jest nasze Słońce - wynosi około 15 - 17 milionów stopni Celsjusza. Ten termo­

jądrow y piec to kula silnie rozrzedzonego gazu - helu i wodom, jest to 75% całej masy. Reakcje termojądrowe możliwe są dzięki niezmiernie wy­

sokiemu ciśnieniu wynoszącemu miliardy atm os­

fer. Wszystko to powoduje, że atomy wodom łączą się ze sobą tworząc hel, a przy okazji pro­

dukują ogromne ilości energii. O tym jak bardzo nasze biologiczne życie zależy od Słońca może-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nic nie raduje Boga tak bardzo, jak to, kiedy my czcimy Jego Syna, a chwałę Panu Jezusowi przynosi to, kiedy dusze napełnione są Duchem Świętym, bo Duch świadczy to, co Pan dla

Duch Święty jest darem miłości Boga dla Maryi, który sprawia, że również Ona stała się darem 27.. Znakiem tego daru miłości Maryi do Chrystusa jest Jej dziewic- two,

Jeśli Duch Święty nie tylko swą mocą przeniknął ciało Maryi, ale uczynił równocześnie Jej serce doskonale po- słuszne wobec […] samoudzielającego się Boga, który

Misja Ducha Świętego wobec Ma- ryi jest podwójna: przygotowuje Maryję do doskonałego daru z samej siebie (wiara jako dar), następnie wypełnia w Niej zamiary Ojca (wiara

także: JAN PAWEŁ II, Udział Maryi w oczekiwaniu na zesłanie Ducha Świętego, 4, w: Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela…, 33; TENŻE, Maryja najznakomitszym

Ludzie nie zastanawiają się nad tym, czy to jest właściwe, czy ma to swoje źródło w Bogu i Jego mocy, czy też nie.. W ostatniej księdze (Obj

Bardzo dobitnie pisze też do Galatów: „Dziwię się, że tak prędko dajecie się odwieść od tego, który was powołał w łasce Chrystusowej do innej ewangelii

moim stanem do tego stopnia, że kiedy się ubierałem po badaniu, usłyszałem z jego ust: „A kogo oni mi tu przy- wieźli, przecież to żywy trup”.. Następnego