• Nie Znaleziono Wyników

Dwa eseje o malowaniu natury : przestrzeń jako "forma formata" (o obrazach Jacka Sempolińskiego, 1971)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dwa eseje o malowaniu natury : przestrzeń jako "forma formata" (o obrazach Jacka Sempolińskiego, 1971)"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Wiesław Juszczak

Dwa eseje o malowaniu natury :

przestrzeń jako "forma formata" (o

obrazach Jacka Sempolińskiego,

1971)

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (9), 112-119

(2)

Wiesław Juszczak

Cel artystycznego działania D w a e s e je o m a l o w a n i u n a t u r y

Przestrzeń jako „forma formata” (O obrazach Jacka Sempolińskiego, 1971)

Przyroda była dla nas piękną, gdy wyglądała za razem jak sztuka; sztuka zaś m oże tylko w t e d y być nazwana piękną, kiedy jesteśm y świadom i tego, że jest sztuką, a mim o to w y d a je się nam p r z y ­ rodą.

Kant B ezkresna różnorodność m ożli­ w ych pu n k tó w w yjścia i nieskończona liczba roz­ w iązań m ożliwych, nieograniczona swoboda w ybo­ r u i konieczność w y b ieran ia czynią każdy krok w sztuce niepew nym i tru d n y m . K ażda decyzja w y­ daw ać się tu m usi n iezm iernym w yrzeczeniem , w szelkie sp ełnienie je st zarazem jed y n ie rezy g n a­ cją. D ojrzałość m ierzy się w ew n ętrznie rosnącym i ty lk o w ątpliw ościam i, a w pogłębiającym się po­ czuciu niedoskonałości to, co zdobyte, p rzestaje się liczyć. W ażne jest samo ponaw ianie w ysiłku, cy­ kliczne pow racan ie do ty ch sam ych z pozoru prób, zaczynanie jak b y bez żadnych wstecz doświadczeń. Sztu k a wówczas jaw i się jako coś innego niż p ro ­ d ukow anie dzieł sztuki, niż w y tw arzan ie pięknych przedm iotów p o p ro stu , z k tórych każdy stanow ić m a sam ą dla siebie całość — skończoną. Cel a rty ­ stycznego działania u kazu je się wówczas jako coś nie podlegającego m aterializacji, coś nieosiągalne­ go nigdy w pełn i, przybliżanego jedynie w ow ym p o naw ianym wciąż akcie, którego treść, też zawsze niepełną, o d czytu jem y z pozostaw ionych śladów :

(3)

113 D W A E S E J E O M A L O W A N I U N A T U R Y

z budow li i w ielkich utw orów orkiestraln ych , z pieśni i poem atów , z posągów, fresków, płasko­ rzeźb i obrazów . I to, co pięknem ty ch przedm io­ tów nazyw am y, to zaledw ie rozbłyskujący na ich pow ierzchni, rozśw ietlający ich w nętrze refleks tam tego dalekiego celu. Nie więcej niż refleks, bo — jak pow iada filozof renesansow y — „w żadnej m aterii form a n iem aterialn a i um ysłow a nie może być od dan a taką, jak ą rzeczywiście jest. Każda w i­ dzialna form a praw dziw ej i niew idzialnej form y, istn iejącej w um yśle i będącej sam ym um ysłem , pozostanie zawsze tylko jej podobizną i obrazem ”. Niesłusznie więc, kiedy m yślim y o formie, łączym y ją z w idzialnym jedynie kształtem . M alarstw o nie jest sposobem w idzenia, lecz unaocznianiem sensu, odkryw an iem oczom sposobów pojm ow ania św iata w nas i św iata poza nam i. J e s t to ukazyw anie zna­ czeń, lu b raczej ukazyw anie drogi wiodącej k u znaczeniom , k tó rych się do końca nie da zgłębić, a le któ ry ch się też innym sposobem nie da zasu­ gerować nawet. J e s t ono ściganiem praw dy, chw y­ taniem duchow ego w sidła niedoskonałe zapewne, lecz jedyne. J e s t p rzym ierzaniem skończonego do nieskończoności, nach y laniem ku sobie dwu nie­ porów nyw alnych w ym iarów .

Obok tej istn ieje inna jeszcze skala, do której się sztuk a praw ie n ieu sta n n ie odnosi. Tę drugą zawie­ ra w sobie n a tu ra . O na także d aje się pojąć jako form a, jako całość ekspresyjna, jako u k ład znaczeń, k tó ry chcem y przeniknąć, zrozum ieć sztukę. I stąd m alow anie pejzażu porów nać m ożna do ustaw iania n aprzeciw siebie ty c h dw u form jak dwóch lu ste r p rzeglądających się w zajem : staw ianie „form y stw a rz a n e j” , k tó rą uzm ysław ia, k tó rą w sobie nie­ sie obraz — w obec „form y tw o rzącej”, czyli p rzy ­ rody. P ierw sza m a odsłaniać to, co druga trzym a w u taje n iu — m a czynić bezpośrednim to, co się k ry je poza kuszącym i urokam i malowniczości, po­ za m yląco łatw ą m ową poszczególnych kształtów

Malarstwo unaocznianiem sensu Natura to układ znaczeń 8

(4)

114

Z kształtów wydobyć sens m etafizyczny

i barw , poza w szelką przypadkow ością, poza zm ien­ nością odw odzącą nas od tego, co istotne, broniąc p rzy stę p u do absolutnej dziedziny nienaruszaln ego trw an ia. Tak, dzięki sztuce, n a tu ra m a się uczy tel­ nić dla nas, sztuka zaś — dzięki n a tu rz e — m a się sta w ać bard ziej „o rg aniczna”, b ard ziej „ n a tu ra l­ n a ” i tw órcza — (bowiem w form ach stw arzany ch odzw ierciedla sp o ntaniczną k rea c y jn ą siłę form y form .

O bnażanie więc, o dkryw anie owej form y oddala nas o statecznie od jednostkow ych konkretów . Bo sztuk a je st n ajbliżej swego niedosiężnego celu i rów nocześnie najbliżej n a tu ry nie w tedy, gdy ko­ p iu je zew nętrzność, gdy n aślad u je jej w yglądy, lecz k ied y w kracza na obszar obiektyw ności „oder­ w a n e j” . Na ty m obszarze czujem y się w yzw oleni z te rro ru konw encjonalnych przyporządkow ań, spod ry g o ru n ajb ardziej w ysublim ow anych, od­ kryw czych sym boli, k tó re — zawsze tra d y c ją ob­ ciążone — zakotw iczają nas w w erb aln ej je d n o ­ znaczności. U ciekam y ze strefy znaczeń już zdo­ b y ty c h i znanych: rzeczyw istą świeżość poznania zapew nia n am ta sztuka, k tó ra d eform uje — czyli z k ształtó w pojedynczych i z ich sum y w ydobyw a ich m etafizyczny sens, ich form ę ostateczną. Z ob­ razu w yłan ia się p rzy ro d a znacząca — zam iast po­ dobnej tylko.

Na gruzach zaniechanych czy zapom nianych już p raw pow staje now y porządek: pow ietrze jest cięż­ kie ja k woda, a woda lekka jak pow ietrze. Skaw a- lone b ry ły św iatła kam ien u ją, m iażdżą przedm ioty, i ra n ią oczy w bolesnym pod słońce patrzen iu . Mo­ że jed n a p rze strz e ń w ychodzi cało z tej m etam o r­ fozy. R ozpoznajem y ją, ale jej fun k cja się zm ie­ nia. Nie je s t to ta sieć, k tórą w codziennym do­ św iadczeniu łow im y k sz ta łty zjaw isk. Nie je st to już „fo rm a” zm ysłowego w yłącznie poznania. T ak jak farb a odm aterializow uje się w blask i cień, tak i p rzestrzeń ow a — w yzw olona z brzm ienia

(5)

115 D W A E S E J E O M A L O W A N I U N A T U R Y

fizyczności — o tw iera swoje w nętrze na przyjęcie poetyckiej wiedzy.

Pejzaże z epopei (O obrazach

Przemysława Brykalskiego, 1972)

quale per incertam lunam sub luce [maligna est iter in silvis, ubi caelum condid.it umbra Iuppiter [et rebus nox abstulit atra colorem.

i(Aeneis, vi: 270—272)

N ietrudno dostrzec w eposie klasycznym dw a istotnie różne spsoby ukazyw a­ nia n atu ry . K ażdy z nich stw arza krajob raz o od­ m iennym w alorze em ocjonalnym , w ydobyw ając zeń inny sens i inaczej go odnosząc do całości, do zasadniczego tonu dzieła. Można tu po prostu w y­ różnić k rajo b razy poetyckie „.pełne”, p rzedstaw ia­ ne szczegółowo, i zaznaczane zaledw ie, sugerow a­ ne tylko.

Pierw sze więc po w stają powoli, na bliskich p la ­ nach, w y łan iają się w tym sam ym hieratycznym ry tm ie co w szystkie kluczowe epizody, są włączo­ ne w głów ny ,tok n a rra c ji, są praw dziw ie epickie. O dbieram y je ja k o organiczną część antropocen- trycznego św iata, bo tak im n ad e w szystko jest św iat epopei. O pis ogrodów A rm idy u Tassa, opisy r a j ­ skiego p a rk u u M iltona należą do tego typ u rozbu­ dow anych pejzaży, pejzaży zaludnionych lub d a­ jących się ogarnąć praw ie bez resz ty ludzkim um y­ słem , lud zką m iarą, albo m iarą boską w yobrażoną na podobieństw o człowiekowi dostępnych skal. Lecz gdy Eneasz, zanim zacznie opowieść o upadku Troi, próbując jeszcze odw lec bolesne w spom inanie,

Przedstawie­ nia natury w eposie klasycznym

(6)

tłum acząc się spóźnioną porą, mówi: „iara n o x hu-

m ida caelo prcuecipitfLt” — spokojnie m iarow e

tętn o eposu zostaje na m om en t w strzym ane. W n a­ głym rozbłysku jak iejś lirycznej chw ili p rzeo b ra­ ż ają się p erspektyw y. Na m gnienie cofa się w głąb d o tyk aln a p rzed tem rzeczywistość. O to now y ele­ m en t n a d a je rzeczom now y w ym iar: ponad łoża­ mi ucztujących, nad pałacem D ydony blednie ogrom ne niebo, dogasają gw iazdy, „już chyli się w ilgotna noc” .

Podstaw ow ą cechą takiego, zarysow anego jed ny m g estem poetyckiego k rajo b razu stanow i to, że nie da się go oglądać — że można go ty lk o zobaczyć. J e s t lap id a rn y i intensyw ny. Choćby obejm ow ał najro zleglejsze obszary, sprow adza się do n araz U niwersalne pochw y tn ej nasyconej jedności. W ytycza un i­ centrum w ersaln e cen trum , p u n k t szczególny, od którego

biegną, lub w k tó ry m p rzecinają się w szystkie d ro ­ gi poznania, w szystkie szlaki w yobraźni, w szystkie linie magicznego' sch em atu św iata. Podobny obraz, jaw iąc się w utw orze lirycznym , nie m usiałby być obarczony fu n k cją podobną. Tu zaś o ciężarze ek s­ p resji dfecyduje m o num entalny h o ry zo n t reszty dzieła, k o n tekst epicki. Bo epos m a być z założenia sw oistym odw zorow aniem rzeczyw istości całej, m a być jej m odelem idealnym . I p rzeto każdy p u n k t jego, brzem ien ny treścią nieuchw ytną, kuszący nie- dookreśleniem , n ab iera znaczenia symbolicznego, su g eru je poczucie ja k g dyby pozazm ysłow ego kon­ ta k tu z istotą całości. Z d aje się zaw ierać klucz do w szystkich szyfrów , w jakich nieskończoność może być zapisyw ana. Taki zw arty, m om entalny k r a j­ o b raz z epopei jest niby sm uga m eteoru: wyznacza odległość bezm ierną, głębię tła, silniej pozwala uzm ysłow ić sobie nieruchom ość konstelacji, budzi tęsknotę za trw aniem , i znika. T aki k rajob raz m u­ si być pow ołany do istnien ia przez uogólnianie. P rz y ro d a m usi się w nim staw ać ab strak cy jn a, ob­ jaw iając jed y n ie n ajdalsze swe zarysy. A stąd,

(7)

117 D W A E S E J E O M A L O W A N I U N A T U R Y

z niepew ności przeczuć, które pow stają, z nienasy­ cenia w ysokich i stale ro snących pragnień, rodzi się zaw rotna potrzeba objęcia pełni. Jeśliby mówić jeszcze dalej o ow ym drugim rodzaju, o typie zwięz­ łego, inten syw nego pejzażu z epopei, stosując do­ tychczasow e spostrzeżenia do m alarstw a, spotkać by się m ożna z jedną, na pew no uzasadnioną w ątp li­ wością. Skoro tam , w dziele literackim , lapidarny obraz określa się w swym istotnym charakterze do­ piero poprzez stosunek do całości, do tła, z jakim jest organicznie zw iązany, to aby tu ta j, na nowym obszarze doszukiw ać się n ajb ardziej m glistych n a ­ wet analogii, trzeba w pierw odnaleźć czy ustalić podobną relację „obraz — tło ” . A m alarskie dzieło jest — w dosłow nym i przenośnym znaczeniu — tylko obrazem . Całością zam kniętą, autonom iczną, bez określonego albo koniecznego tła. A ni bowiem rzeczywistość, k tóra otacza ten obraz, n ie je st jego k o ntynuacją, ani on — n aw et stanow iąc jej odwzo­ row anie, naw et uzależniony w swoim bycie od idących z niej in spiracji — nie jest jej przedłuże­ niem . Nie m a m iędzy nim i żadnej ciągłości. Nie za­ chodzi też żadne podobieństw o m iędzy sposobami istnienia każdego z nich. To samo (wyłączając za­ strzeżenie ostatnie) da się powiedzieć o stosunkach m iędzy sam ym i obrazam i. Lecz m im o w szystko w spom nianą analogię można przeprow adzić przy innym nieco, m niej dosłow nym ujęciu członów po­ rów nania, przy nieco odm iennej ich in terpretacji. Ktoś będzie u trzym y w ał, że tłem obrazu, zaple­ czem, któ rego poszukujem y, je st osobowość tw órcy dzieła. Że, dla przykładu, obrazy, o jakich teraz m y­ ślim y — nasycone, pełne napięcia, zw arte, uogól­ niające k ształt, sprow adzające go do ab strak cyjnie g eom etrycznej czystości, destylujące ze zjaw isk n a tu ry sam ą ich w izu aln ą i znaczeniow ą esencję — że te obrazy m ożna nazwać epickimi, poniew aż są odzw ierciedleniem artystycznego tem peram entu, świadomości czy wyobraźni, k tó re określilibyśm y

Zawrotna potrzeba objęcia pełni

Czy istnieje „tło” obrazu

(8)

118

Krajobraz z eposu

n a jtra fn ie j m ianem epickich. Że ob razy te stan o­ w ią re z u lta t pew nej w izji rzeczyw istości, w izji zobiektyw izow anej, pow ażnej, h iera ty c z n e j, to ta l­ nej — a więc w yw ołującej skojarzenia z eposem. J e d n a k ta k a arg u m en tacja, choć pod w ielom a w zględam i użyteczna, przekonyw ająca i słuszna, odw odziłaby nas od analizow ania ekspresji sam ego dzieła w stro n ę b ad a ń n a d psychiką a rty s ty i psy­ chologią p ro cesu twórczego. A skoro obchodzi nas tu raczej to pierw sze, n ie pow inniśm y up atry w ać w owych obrazach rez u lta tó w w iżji, ale traktow ać każdy z nich jako w izję.

P ow iem y zatem : każdy z n ich stanow i osobny, skończony, p e łn y ,,ś w ia t w łasny” i jest rów nocześ­ nie w izerun k iem węzłowego p u n k tu , sam ego ją d ra tegoż św iata. Ja w i się w te j samej chw ili w obu ro ­ lach: w roli błyskaw icznie rysującego się i ginącego pejzażu i w ro li jego nieporuszonego tła. Je st i d rze­ w em , i tym je d y n y m nasieniem , z k tó reg o to w łaś­ nie drzew o w yrosło. S tanow i jednocześnie źródło w izji, jak a zeń em anuje, i daje się oglądać jak o zam k n ięty już, u trw alo n y proces ow ej em anacji. J e st cały całością i cały jej częścią. Je st cały rze­ czywistością zupełną i żyw ą; cały jest jej odwzo­ row aniem , jej m artw y m schem atem ; cały je st tej sam ej rzeczyw istości ośrodkiem streszczającym jej istotę. Cały jest w każdym m om encie w szystkim ty m nara'z i z osobna. Więc skoro go nazyw am y k rajo b razem z eposu, może tym sam ym p rzy ró w n u ­ jem y go do epopei?

W takiej dynam icznej rozbieżno-zbieżnej p e rsp e k ­ tyw ie, nie będącej p ersp ek ty w ą dla oka, lecz .per­ spekty w ą rozum ienia i w zruszenia, wśród drżącego spokoju pow stając — trw a ją tu ta j m aterie m e ta ­ liczne oboik m iękkich m gieł i pły n n y ch cieni. T rw a­ ją nietrw ale, n aw zajem rodzące siebie i w zajem p rzez siebie pochłaniane. W ybłyskują pow ierzchnie ja k b y gorących kry ształów m igocące od św iateł, k tó re ślizgają się po nich i prześw ietlają je, zde­

(9)

119 D W A E S E J E O M A L O W A N I U N A T U R Y

rzając się z blaskiem p rzen ik ającym „z drugiej stro n y ” , z w n ętrza p rzez owe płaszczyzny ujm ow a­ ny ch kształtów . Płaszczyzny lotne i stabilne suge­ ru ją tu raczej sam senis przestrzenności, niż opisują jednoznacznie p rzestrzeń : ona sam a zdaje się n ie­ uchw y tn a, ruchliw a, falu jąca od głębokich d y sta n ­ sów ku bliskim , opadająca, gasnąca na pow ierzchni płótna. W n ajb ard ziej nasyconych m rokach od n aj­ d u jem y życie opalizujących refleksów — a n a j­ jask raw sze b a rw y nie wznoszą się tu nigdy do krzyku, ta k jak gdyby albo pochłaniały nadm iar ognia, albo b y ły ro zp o sta rte po nad lodow atą ciem ­ nością.

I we w szystkich elem entach, i w całej budow ie tych pejzaży ta k ek sp resy jny ch i tak klasycznych, tak opanow anych i ta k gorączkowych, spontanicznych i pow ściągliw ych, w yczuw a się te n sam zbrojny po:- kój pom iędzy swiobodą a rygorem , harm onię nie­ ustępliw ie i nieu stan n ie w yw alczaną.

Ponad lodowatą ciemnością

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

3. „Zagadnienie prawdziwości” nie może być brane jako pytanie o „kry­ terium prawdziwości”. O kryterium prawdziwości pytamy, mówiąc: „Które spośród

Wierne odzwierciedlenie dawnego stanu prawnego w Rosji, gdzie istniał przepis, że sądy i urzędy mają się stosować do nowych ustaw, które podano im do wiadomości, chociażby

Przede w szystkim ciągle się ono zm ie­ niać m usiało, w akom odacji do cofającego się zw olna czoła lądolodu... H istoria rozw oju

It is significant that the most „Ukrainised” media consumption groups (if, of course, one can use this word for such low indicators that is understandable for Kharkov. We

A good example of dynamic equilibrium of type II(a) is provided by the use of the ASMITA model (short for “Aggregated Scale Morphological Interaction between Tidal basin and

Także analiza stylistyczna i formalna poddaje w wątpli­ wość jego autorstwo i czyni wielce prawdopodobnym udział warsztatu Agostino Tassiego, malarza, który podobnie jak

К состоянию современной литературы Астафьев постоянно возвращается в своих письмах, в одном из которых вновь напоминает об ответственности писа- теля