• Nie Znaleziono Wyników

Przez dwa tygodnie na Ukrainie rosyjskie wojska trzymały mnie w niewoli. Oto, czego się nauczyłem.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przez dwa tygodnie na Ukrainie rosyjskie wojska trzymały mnie w niewoli. Oto, czego się nauczyłem."

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

https://breakingdefense.com/2022/05/russian-troops-held-me-captive-at-gunpoint-for-two-weeks-in- ukraine-heres-what-i-learned/

Przez dwa tygodnie na Ukrainie rosyjskie wojska

trzymały mnie w niewoli.

Oto, czego się nauczyłem.

Reuben Johnson

Przetłumaczył pro bono Petros Kanenas

Uwaga redaktora: 4 marca, zaledwie kilka godzin po opublikowaniu relacji z pierwszych tygodni rosyjskiej inwazji na Ukrainę, nasz współpracownik Reuben Johnson, mieszkający w Kijowie, stracił kontakt z Breaking Defense. Ostatecznie odnalazł się w Polsce, po tym, jak został obrabowany przez rosyjskich żołnierzy i przetrzymywany pod strażą przez dwa tygodnie. Poniżej przedstawiamy opowieść Reubena o jego pobycie w niewoli w rosyjskiej bazie, o tym, jak został uwolniony i czego dowiedział się o inwazji, będąc otoczonym przez rosyjskich żołnierzy.

FORT LAUDERDALE, Floryda.: Z dwunastego piętra patrzę na plażę i Ocean Atlantycki;

trudno mi uwierzyć, że kilka tygodni temu byłem więźniem rosyjskiej armii. Trudno uwierzyć, że dziś jakimś cudem jeszcze żyję.

Historia zaczyna się 4 marca, kiedy wraz z moim partnerem postanowiliśmy udać się na stację

kolejową, aby złapać pociąg ewakuacyjny z kraju. W pobliżu ukraińskich miast Irpiń i Bucza niedaleko Kijowa nasz samochód wpadł w zasadzkę oddziału armii rosyjskiej. Byli to żołnierze celowo

ukrywający się poza zasięgiem wzroku osób jadących drogą, szukający idealnego, bezbronnego pojazdu do zastawienia zasadzki. Zanim zdążyliśmy się zorientować, co się dzieje, samochód został ostrzelany z karabinu maszynowego; Jakimś cudem cała nasza trójka uniknęła pocisków, które przebiły podwozie i rozbiły szyby.

Po pierwszym gradzie kul wszyscy wyskoczyliśmy i uciekliśmy z samochodu, który następnie stoczył się do tyłu ze wzgórza i rozbił się o płot na dole. Żołnierze rosyjscy – nie zawracając sobie głowy sprawdzaniem, kim jesteśmy i czy jesteśmy żywi, martwi lub ranni – rzucili się na szczątki samochodu i rozerwali nasze plecaki i walizki, podczas gdy dwóch lub trzech z nich kazało nam opuścić schron, do którego uciekliśmy.

W ramach zapowiedzi barbarzyńskiego zachowania, z którego słynie rosyjska armia, trzymali nas na muszce, nie pozwolili nam pójść po nasze rzeczy w samochodzie i zaczęli kraść wszystko, co wpadło

(2)

im w ręce: pieniądze, które miałem przy sobie na edukację syna, komputery, dyski twarde, wszystkie nasze iPhone'y, okulary przeciwsłoneczne, perfumy, ubrania.

Ukradli mi nawet złoty pierścionek z ręki, który posiadałem od 25 lat i który planowałam podarować synowi na zakończenie studiów w maju tego roku.

Podczas gdy kierowca, którego wynajęliśmy, został tymczasowo zatrzymany, a następnie zwolniony, ja i mój partner zostaliśmy najpierw przewiezieni na jedną noc do lasu w pobliżu Kijowa. Następnego dnia przewieziono nas do podziemnego bunkra i zamknięto w brudnym, nadmiernie wilgotnym pomieszczeniu bez bieżącej wody, toalety i ogrzewania.

Ta dziura miała być naszym domem przez dwa tygodnie. Nie mieliśmy kontaktu ze światem

zewnętrznym, a więc nie mieliśmy bezpośrednich informacji o tym, że inwazja Moskwy na Ukrainę konsekwentnie nie spełnia żadnego z jej celów operacyjnych. Nie wiedzieliśmy też, jaki czeka nas los.

Pod pewnymi względami ta niewiedza była dobra. Nie wiedzieliśmy o międzynarodowym horrorze zbrodni wojennych, który rozgrywał się w innych częściach kraju. Ale nawet w czasie naszej niewoli i późniejszej – wciąż tajemniczej – wolności, pojawiały się oznaki tego, co miało nadejść.

Czas, który spędziliśmy w karcerze, dawał też wiele pośrednich wskazówek, że inwazja na Ukrainę stała się upokarzającym spektaklem. Zgodnie z przysłowiową „bandą, która nie umiała strzelać prosto”, pierwotny harmonogram natychmiastowego zwycięstwa prezydenta Rosji Władimira Putina, którym Kreml głośno się chwalił, zanim wysłał swoje legiony za granicę, zamieniał się w jedną żenującą porażkę na polu bitwy za drugą, a żołnierze w bunkrze wiedzieli o tym.

Ale to, co działo się w świecie zewnętrznym, nie miało znaczenia dla nas w naszym nowym domu.

Dwa tygodnie. Ponad 300 godzin – i w każdej z tych godzin, kiedy nie spaliśmy, w rogu siedział strażnik z AK-47, a my zastanawialiśmy się, czy to właśnie dzisiaj ta broń zostanie skierowana przeciwko nam.

Pod ziemią w Hostomlu

Ten podziemny bunkier znajdował się na terenie lotniska Hostomel, tuż pod Kijowem. Przez wiele lat lotnisko to było bazą operacyjną dla towarowych linii lotniczych Antonowa. Słynęło również z tego, że znajdował się tu jedyny istniejący latający egzemplarz największego samolotu świata –

sześciosilnikowego An-225 Mrija.

Ten wyjątkowy samolot został zniszczony już w pierwszych dniach po pierwszych atakach rosyjskich sił zbrojnych (VSRF) 24 lutego. Szacuje się, że przywrócenie tego kawałka historii lotnictwa do stanu używalności wymagałoby od 350 do 500 mln USD, ale może to być nierealne. Doświadczony inżynier Antonowa powiedział CNN, że „nie można mówić o naprawie lub odrestaurowaniu tego samolotu – możemy jedynie mówić o budowie kolejnej Mriji, wykorzystując poszczególne elementy, które można odzyskać z wraku i łącząc je z tymi, które jeszcze w latach 80. były przeznaczone do budowy drugiego samolotu".

To, że An-225 został zniszczony, mimo że był zaparkowany w specjalnym hangarze i z dala od głównych pasów startowych, było jasne od pierwszego dnia pobytu w więzieniu. Rosyjskie wojsko

(3)

próbowało przejąć kontrolę nad Hostomlem 24 lutego, aby wykorzystać pasy startowe do

sprowadzenia dodatkowych sił inwazyjnych. Ale jak w każdej innej bitwie stoczonej przez Rosjan, ostrzał i użycie ciężkiej broni były masowe i niepotrzebnie niszczące, a nie precyzyjne i celne.

Rosyjski wywiad nie docenił również liczebności sił ukraińskich broniących lotniska i ich początkowe jednostki szturmowe zostały wyparte, co zostało określone mianem „rosyjskiej katastrofy lotniczej".

Wywołało to ostrą bitwę o lotnisko, w której strona ukraińska walczyła o kontrolę nad obiektem, co spowodowało zniszczenie pasów startowych do tego stopnia, że nie nadawały się do użytku.

Zniszczenie Mriji i ogólną dewastację lotniska można było zobaczyć, gdy przywieziono mnie do obiektu, a następnie zawiązano mi oczy i wprowadzono do podziemnego bunkra, w którym spędzę wiele dni.

Niezdolność do zdobycia lotniska w nienaruszonym stanie była symbolem niezdolności Moskwy do spełnienia choćby jednego głównego wymogu planu wojennego, który ogłosiła na początku inwazji. W chwili, gdy trafiłem do placówki w Hostomlu, wojna, która miała się zakończyć pod koniec lutego, trwała już od marca i stała się konfliktem o dwucyfrowej długości. Wojska rosyjskie nie zdobyły jeszcze ani jednego większego miasta. Rosyjskie straty w ludziach i sprzęcie przewyższały nawet najbardziej pesymistyczne początkowe szacunki.

Nigdy nie pozwolono nam zobaczyć, co dzieje się poza pomieszczeniem, w którym byliśmy

przetrzymywani. Mogliśmy jednak wiele usłyszeć. W pomieszczeniach po drugiej stronie korytarza znajdowało się centrum łączności, które przez cały dzień odbierało transmisje radiowe i telefoniczne.

Elektroniczne dźwięki, które sygnalizowały nadchodzącą wiadomość, były jak poranny budzik, który oznajmiał nam, że rozpoczął się dzień pracy w tym bunkrze, w którym nas zamknięto.

Po drugiej stronie pokoju słyszeliśmy niepokojące odgłosy krzyków, a czasem niekończący się deliryczny bełkot rannych żołnierzy. Rosjanie używali tego miejsca jako centrum triage'u, w którym opatrywano rannych i przystosowywano ich do transportu przed wysłaniem do właściwego szpitala polowego. Słyszeliśmy też, jak z pistoletu do taśm odwijana jest duża rola taśmy pakowej – dźwięk związany z pakowaniem zmarłego żołnierza do worka na zwłoki.

W końcu nawiązaliśmy kontakt z pilnującymi nas żołnierzami, a także z personelem medycznym, który leczył mnie na nadciśnienie. Ich postawa wyraźnie różniła się od postawy wypranej z mózgu kadry dowódczej. Większość z nich była młoda i nigdy w życiu nie była poza granicami Rosji. Inwazja na Ukrainę była ich pierwszą „wycieczką zagraniczną”, z której wielu z nich nie wydawało się

zadowolonych.

Po kilku dniach zaczęli przyznawać, że zanim opuścili Rosję, wszyscy otrzymali kilka wariantów tej samej wiadomości: „Będziemy na Ukrainie maksymalnie cztery do pięciu dni, a potem Ukraina zostanie podbita i wrócimy do domu”.

Jednak gdy konflikt przeciągnął się do drugiej połowy marca, dla żołnierzy stało się jasne, że nikt nie zamierza wracać do domu w najbliższym czasie. Tymczasem oni sami zostali odcięci od wszelkich kontaktów z rodzinami. W przeciwieństwie do niektórych z napadających i mordujących żołnierzy w terenie, którzy dzwonili, by poinformować ludzi w Rosji, ilu Ukraińców zgwałcili lub zamordowali, ci żołnierze nie mieli telefonów komórkowych ani możliwości skontaktowania się z domem.

(4)

Najwyraźniejszą oznaką tego, że ukraińskie wojsko nie było tak podatne na ataki, jak sądzili rosyjscy żołnierze, był fakt, że życie nad podziemnym schronem na terenie lotniska toczyło się pod ciągłym ostrzałem. Bombardowania – zarówno nieliczne, dwu- lub trzyrundowe ataki moździerzowe typu „hit and run”, jak i długotrwałe, skoncentrowane ostrzały artyleryjskie – miały miejsce o każdej porze dnia.

W niektórych momentach słychać było nawet ostrzał z broni ręcznej – co wskazywało, że siły ukraińskie atakujące lotnisko są prawie nad nami. Podczas jednego z ataków na bunkier, w którym byłem przetrzymywany, strażnicy w pomieszczeniu otrzymali nawet dodatkowy zestaw kamizelek kuloodpornych. Wyglądało to tak, jakby Rosjanie spodziewali się, że lotnisko Hostomel i ten bunkier zostaną opanowane przez ukraińskie wojsko, a w korytarzach dojdzie dosłownie do walk między pokojami.

W ciągu tych dwóch tygodni męki kilkakrotnie usłyszeliśmy, że nasze uwolnienie jest w trakcie organizacji – obietnica ta wydawała się w najlepszym wypadku złudną nadzieją. Nic z tego, co nam mówiono od momentu wzięcia nas do niewoli, nigdy nie okazało się prawdą. Kiedy mijały kolejne dni bez wieści, że mielibyśmy być przewiezieni do jakiegoś korytarza humanitarnego, zakładaliśmy, że jest to albo kolejny przejaw nieprofesjonalizmu rosyjskiej armii, albo rodzaj chorej wojny psychologicznej.

Niespodziewanie, 14 dni po porwaniu, przyszło dwóch żołnierzy i oznajmiło nam, że zostaliśmy zwolnieni i musimy wyjechać – natychmiast. Kiedy zapytaliśmy o rzeczy osobiste, o których

powiedziano nam, że zostaną nam zwrócone, żołnierze powiedzieli, że „może uda się je wysłać innym pojazdem do miejsca, w którym zostaniecie uwolnieni”. Nie będzie dla nikogo szokiem fakt, że nigdy więcej nie zobaczyliśmy naszych rzeczy.

Po 40 minutach jazdy do innego budynku poza terenem Hostomla zostaliśmy pozostawieni na całą noc, aby spać na metalowych krzesłach. Byliśmy przekonani, że w którymś momencie powiedzą nam, że jesteśmy przewożeni do więzienia w Rosji lub wysyłani do jakiegoś centrum przesłuchań, ale rzeczywistość okazała się równie chaotyczna i niezorganizowana jak cała inwazja Rosji. Cztery godziny jazdy – przez strefę promieniowania Czarnobyla, nie mniej – a potem bezceremonialnie zrzucono nas na pobocze drogi. Żołnierz wskazał i powiedział: „Białoruś jest w tamtą stronę – idźcie”.

Zaczęliśmy więc iść. Od granicy białoruskiej (po niekończących się pytaniach białoruskich służb o to, co nas spotkało na Ukrainie) zostaliśmy zabrani do Czerwonego Krzyża. Następnie przewieziono nas do sanatorium w Homlu, drugim co do wielkości mieście na Białorusi, gdzie wzięliśmy pierwszy od dwóch tygodni prysznic. Następnego dnia pojechaliśmy pociągiem do Brześcia, na granicy z Polską, a potem do Terespola, gdzie wsiedliśmy do autobusu jadącego do Warszawy.

Przez kilka tygodni żyliśmy dzięki hojności naszych polskich przyjaciół, starając się jak najlepiej odbudować nasze życie i pogodzić się z tym, co się wydarzyło, zarówno dla nas osobiście, jak i dla kraju, który od dziesięcioleci nazywam domem. W końcu zdecydowaliśmy się na powrót do USA.

Nigdy nie powiedziano nam, dlaczego zostaliśmy zwolnieni – choć później dowiedzieliśmy się, że wiele osób działało za kulisami, aby tak się stało.

Pod tym względem byliśmy szczęściarzami; teraz wiemy, że tysiące Ukraińców jest deportowanych do Rosji jako faktyczni zakładnicy, a nieznana liczba cywilów leży w masowych grobach, jako ofiary

(5)

straszliwych rosyjskich zbrodni wojennych. Ich historie mogą nigdy nie zostać opowiedziane, dzięki krwawym, potwornym działaniom Putina i jemu podobnych.

Dlaczego inwazja nadal jest porażką.

Jeszcze przed moim zatrzymaniem można było dostrzec zalążki braku sukcesu Rosjan w niemal każdym ważnym aspekcie tego konfliktu. Jednak po dwóch tygodniach spędzonych z rosyjskimi siłami kilka kwestii stało się jasnych.

Nierealistyczne oczekiwania: Wszyscy rosyjscy wojskowi, z którymi rozmawiałem, twierdzili, że powiedziano im: „Ukraińcy spasują, poddadzą swoje pozycje i zanim się obejrzycie, wrócicie do domu”. Jednak w miarę upływu czasu stało się dla Rosjan oczywiste, że ich przełożeni, którzy dawali im te różowe prognozy, nie mieli pojęcia o prawdziwych możliwościach Ukraińców.

Doprowadziło to do sytuacji, w której wojna stała się długotrwałym zmaganiem i ma coraz bardziej negatywny wpływ na spójność jednostek i skuteczność bojową Rosjan.

Nie wiedziałem, że wiele oznak tego zjawiska pojawia się w świecie rzeczywistym. Jeden z rosyjskich dowódców czołgów, znany w prasie ukraińskiej jedynie pod pseudonimem „Misza”, powiedział Ukraińcom, że przekazał im swój czołg, ponieważ „jego koledzy z załogi czołgu uciekli do domu, zostawiając go w tyle”.

„Nie widział sensu w dalszej walce” - powiedziało ukraińskie źródło wojskowe cytowane przez ukraińską państwową służbę informacyjną.

Ten sam rosyjski żołnierz powiedział Ukraińcom, że nie może wrócić do domu, ponieważ „jego dowódca zagroził, że go zastrzeli i zgłosi za zaginionego w walce”. Stwierdził on również, że w

rosyjskich jednostkach „praktycznie nie ma zapasów żywności, a zarządzanie jednostką jest chaotyczne i prawie nie istnieje. Poziom demoralizacji jest ogromny”.

Nic dziwnego, że warunki stały się tak fatalne, że inna rosyjska jednostka zbuntowała się, przejechała po nogach swojego dowódcy jednym z czołgów i zostawiła go, by się wykrwawił i umarł...

Brak racjonalnych i zdefiniowanych celów: Te fatalne warunki pogarsza fakt, że strona rosyjska nie jest w stanie określić żadnych racjonalnych, realnych celów swojej niesprowokowanej i nieuzasadnionej inwazji na Ukrainę. Podczas pobytu w niewoli moje własne doświadczenia wskazują, że o ile żołnierze niższego szczebla otwarcie mówili o swoim zakłopotaniu i obawach, o tyle próba zaangażowania starszego oficera dowodzącego ludźmi stacjonującymi w tym bunkrze w dyskusję na temat tego, o co chodzi w tej wojnie, była daremnym wysiłkiem.

Nawet sugestia, że państwa sankcjonujące Moskwę i dostarczające Ukrainie broń to działania podjęte przeciwko Putinowi w wyniku inwazji, wywoływała długotrwały, gniewny wybuch. Te napady wściekłości wydawały się bardziej produktem prania mózgu niż profesjonalnej oceny wojskowej opartej na danych wywiadowczych. Scenariusz był zawsze taki sam: powtórzenie tej samej litanii osobistych i politycznych pretensji, z których rosyjski prezydent zasłynął w kontaktach ze światowymi przywódcami, takimi jak prezydent Francji Emmanuel Macron.

(6)

Podsumowując linię partii uzasadniającą inwazję: cały świat jest przeciwko Rosji i od wieków nie ma ani jednego narodu, który nie wyrządziłby krzywdy narodowi rosyjskiemu i jego mieszkańcom.

Dlatego konieczne stało się „zdemilitaryzowanie i zneutralizowanie Ukrainy”, aby zapobiec

„ludobójstwu ze strony kijowskiego reżimu”. (To uzasadnienie oparte na logice precla dogodnie ignoruje fakt, że demokratycznie wybrany prezydent Ukrainy, Wołodymyr Żeleński, jest Żydem i że kilku jego krewnych zginęło w Holokauście).

Twierdzenia Putina, jakoby ukraiński nazistowski rząd był winny ludobójstwa, potępił nie kto inny, jak José Casanova, emerytowany profesor socjologii na Uniwersytecie Georgetown. Rosyjscy

propagandyści w cyniczny sposób próbują zdyskredytować ukraińską niepodległość i przejawy własnej tożsamości narodowej, określając je mianem nazizmu – wyjaśnia.

„Za każdym razem, gdy Ukraińcy próbują stworzyć demokratyczne społeczeństwo, próbuje się im wmówić, że to naziści” - powiedział rozgłośni NPR. „Musisz odczłowieczyć drugą [stronę], zanim zaczniesz ją mordować, i to właśnie dzieje się teraz”.

Błędy logistyczne i błędy w dowodzeniu: Braki paliwa, amunicji i żywności były zgłaszane już w pierwszych dniach inwazji, ale niewiele zrobiono, aby im zaradzić. Niektóre z tych faktów zostały udokumentowane już we wczesnych dniach wojny, ale z ośrodka w Hostomlu, gdzie byłem

przetrzymywany, można było dostrzec, że wojska rosyjskie wkroczyły na Ukrainę niewyposażone i nieprzygotowane ani na poziom oporu, jaki stawiali Ukraińcy, ani na czas trwania konfliktu.

Nasza jazda ciężarówką w kierunku Białorusi była wymowna, jeśli chodzi o problemy, z jakimi borykało się wojsko rosyjskie. Była to druga połowa marca i zaopatrzenie w podstawowe artykuły, takie jak benzyna, wciąż było problematyczne. Niewielka grupa pojazdów jadąca za ciężarówką, w której jechałem, nie raz musiała się nawet zatrzymywać, aby przepuścić długie kolumny ciężarówek z cysternami i innymi pojazdami zaopatrzeniowymi, które gnały na południe w przeciwnym kierunku, w stronę Kijowa.

Na drugim końcu łańcucha dowodzenia wyżsi rangą dowódcy VSRF nie mają nic poza pozbawionym inspiracji przywództwem. W wyniku ukraińskich ataków na rosyjskie stanowiska dowodzenia zginęło do tej pory 10 generałów oraz wielu innych oficerów wyższego szczebla. Wydaje się, że rosyjskie wojsko zapomniało o nauce, jaką wyniosło z początkowej inwazji na ukraiński Donbas w 2014 r. na temat wrażliwości stanowisk dowodzenia w terenie, w związku z czym takie ataki dekapitacyjne zdarzają się regularnie.

Brak dyscypliny: George Washington powiedział kiedyś: „Nic nie może być bardziej szkodliwe dla służby niż zaniedbanie dyscypliny; ponieważ to właśnie dyscyplina, bardziej niż liczebność, daje jednej armii przewagę nad drugą”. Nic dziwnego, że to właśnie niemal całkowity brak dyscypliny uczynił z armii rosyjskiej upadłego kolosa.

Na przykład jedna z wielu relacji, które pojawiły się po naszym uwolnieniu, gdy Rosjanie wycofali się z okolic Bucza, głosiła, że niektórzy z ukraińskich cywilów, którzy trafili do masowych grobów, zostali zastrzeleni, gdy po prostu jechali rowerem ulicą. Gdy wieziono nas do Hostomla, widzieliśmy na własne oczy, jak strzelano do osób na rowerach, a także wiele innych zbrodniczych czynów.

(7)

Rosyjscy weterani wojny w Afganistanie, z którymi niedawno przeprowadzono wywiady, zwrócili uwagę, że grabieże, gwałty i zabójstwa ludności cywilnej dokonywane przez żołnierzy moskiewskich na Ukrainie świadczą o tym, że armia straciła wszelkie pozory zdyscyplinowanej struktury i nie ma solidnego korpusu podoficerskiego, który mógłby ją utrzymać. Jest to również oznaka armii, która „już podejrzewa, że przegrała”.

Aktywni i emerytowani oficerowie NATO, z którymi rozmawiałem w ostatnich tygodniach o pozornie niekończącym się odkrywaniu zbrodni wojennych na Ukrainie, wypowiadali prawdopodobnie

najostrzejsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałem na temat tego, co miało być wojskowym fundamentem nowoczesnego, przemysłowego państwa.

Ich zdaniem, ta rosyjska armia nie jest niczym, czego USA i ich partnerzy z NATO powinni się obawiać. Twierdzą, że gdyby NATO interweniowało na Ukrainie, to, co zostało z armii rosyjskiej, zostałoby w krótkim czasie zmiecione z powierzchni ziemi. (Oczywiście, kraje NATO wahają się, czy to zrobić, obawiając się, że spowoduje to nuklearną odpowiedź Putina; jego palec na przycisku

nuklearnym pozostaje w tej chwili jedynym prawdziwym zagrożeniem militarnym dla Zachodu).

Nawet jeśli wojska NATO nie wkroczą na Ukrainę, nie jest jasne, jakie środki Rosja może przeznaczyć na inwazję na Ukrainę. Według szacunków wywiadu USA, 75% lub więcej wojsk moskiewskich jest już zaangażowanych w tę operację, a siły wojskowe na całym ogromnym obszarze Rosji są w dużej mierze pozbawione sprzętu, aby wesprzeć działania na Ukrainie.

Stało się to wyraźnie widoczne na początku kwietnia, kiedy Finlandia ogłosiła plany rozważenia członkostwa w NATO. Natychmiast pojawiły się doniesienia, że Rosja przesuwa jednostki wojskowe na granicę z Finlandią, aby spróbować zastraszyć Helsinki. Jednak po bliższym przyjrzeniu się tym jednostkom okazało się, że niektóre z pojazdów to system rakietowy obrony wybrzeża i

przeciwokrętowej K-300P Bastion-P. Pociski te byłyby bezużyteczne w konflikcie z Finlandią, ponieważ na granicy między oboma krajami nie ma żadnych akwenów ani fińskich okrętów wojennych.

W rozmowie z Breaking Defense były szwedzki urzędnik ds. obrony powiedział, że „te pociski

przeciwokrętowe zostały wysłane, aby spróbować 'przestraszyć' Finów, ponieważ są to jedyne mobilne wyrzutnie rakietowe pomalowane na zielono, które Putin ma pod ręką, aby wysłać gdziekolwiek.

Wszystko inne znajduje się już na Ukrainie. Po zakończeniu obecnego konfliktu nie pozostało ani teraz, ani prawdopodobnie nie pozostanie w przyszłości wiele rosyjskich sił zbrojnych”.

Wiemy już, że rosyjska inwazja na Ukrainę okazała się jednym z największych błędów w historii współczesnych działań wojennych. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy oczekiwania na „pomyślne”

zakończenie wojny systematycznie malały. Obecnie definicja zwycięstwa sprowadza się do tego, że wojska Putina są w stanie osiągnąć niewiele więcej niż powiększenie kontrolowanego przez siebie obszaru we wschodnim Donbasie.

Jest to ten sam region, który został zniszczony i był okupowany od lata 2014 roku. Jeśli

międzynarodowa koalicja wspierająca Ukrainę utrzyma się wystarczająco długo, nawet te skromne cele mogą pozostać poza zasięgiem.

(8)

Jakiekolwiek spostrzeżenia, które mogłem wynieść z dwóch tygodni niewoli, nie były warte koszmarów i wspomnień, których nigdy do końca się nie pozbędę. Dały mi one jednak szansę

zrozumienia rzeczywistości, w jakiej przyszło działać rosyjskim siłom na miejscu. A rzeczywistość jest następująca: inwazja okazała się katastrofą, a jedynym wyjściem dla Ukrainy jest dalsze

powstrzymywanie ambicji Moskwy.

Nie mogę się doczekać powrotu do mojego domu w Kijowie, kiedy zwycięstwo – jakkolwiek by ono nie wyglądało – zostanie osiągnięte.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Film „Rok diabła” jest bardzo dobry przykładem jak wprowadzanie mylnych tropów co do konwencji oraz charakteru materiałów może być elementem budującym absurd świata

Kształcąc się w kierunku zarządza- nia w ochronie zdrowia, należy więc stale poszukiwać możliwości doskonalenia.. Młodzi Menedżerowie Me- dycyny to organizacja, która

Zapowiedziane kontrole ministra, marszałków i woje- wodów zapewne się odbyły, prokuratura przypuszczalnie też zebrała już stosowne materiały.. Pierwsze wnioski jak zawsze:

Niedawno obliczono, że w ciągu ostatniej dekady więcej Żydów stało się wierzącymi (jest to oczywiście przybliżona rachuba) niż we wszystkich siedemnastu stuleciach po

Ponieważ zaś jest ich tak wiele, to pewnie bardziej przystające do określania z chorym i jego bli- skimi sposobów pomocy, nie jest wpychanie chorego do

Język niemiecki wpływał na język ukraiński także na trzecim etapie jego rozwoju, głównie w Galicji, kiedy to na bazie języka ukraińskiego, cer-

Przenoszenie zakażenia COVID-19 z matki na dziecko rzadkie Wieczna zmarzlina może zacząć uwalniać cieplarniane gazy Ćwiczenia fizyczne pomocne w leczeniu efektów długiego

Chopina: otwarte zajęcia z siatkówki dla dziewcząt z klas 4-7 SP, młodziczka i ze szkół średnich (Prowadzi: KS Stocznia M&W).. Zajęcia taneczne dla dzieci klas