Mieczysław Klimowicz, Zbigniew
Raszewski
Do genealogii Bardosa : parantele
zachodnioeuropejskie
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 78/1, 233-246
1987
P a m ię tn ik L ite r a c k i L X X V III, 1987, z. 1 P L I S S N 0031-0514
MIECZYSŁAW KLIMOWICZ, ZBIGNIEW RASZEWSKI
DO GENEALOGII BARDOSA
PARANTELE ZACHODNIOEUROPEJSKIE
1
Dotychczasowe poszukiw ania rodowodu Bardosa, głównej postaci C udu m niem anego dokonyw ały się n a dwóch polach: rodzim ego folkloru i te a tr u zachodnioeuropejskiego. Ciekawe persp ek ty w y otw orzyły stu d ia Cze
sław a H e r n a s a 1. P rzyniosły one nowe możliwości in te rp re ta c ji dzieła przez w ykazanie jego związków z poetyką „ludow ej o p ery ”, pastorałki, przez odkrycie sposobu p rzenikania folkloru do sztuki, co um ożliw iło aw ans postaci chłopskich jako bohaterów lirycznych. Samego Bardosa w yw odzi H ernas z rodziny „m endykantów ”, żaków k rakow skich i pol
skich A lbertusów , nie określając bliżej tego pokrew ieństw a. Podobnie czyni R yszard W ierzbow ski, szczęśliwy tropiciel sensów alu zyjnych w Cudzie m n iem a n ym , ak cen tując mocniej związki Bardosa z polskim i A lbertusam i. Pisze m.in.:
Ramowe ukształtowanie wątku i postaci Bardosa, wędrownego studenta- -paupra, w stroju jakby po świeżej demobilizacji, objuczonego tragarza całego swego dobytku i skwapliwego obwąchiwacza gospód, spokrewnią go (jak przy
puszczalnie i noszone imię) z Albertusem (Labertusem, Wojciechem), zresztą nie wprost z późno szesnastowiecznych komedii o tym plebejskim antybohaterze, lecz z wtórnego wobec nich dialogu z 1661 r.: J a n ta s zek z w o j n y m o s k i e w skiej, dopiero od bardzo niedawna znanego dzięki unikatowi, nabytemu przez Bibliotekę Śląską w Katowicach i upowszechnionemu wspaniałą edycją Wy
dawnictwa „Śląsk” 2.
U znając B ardosa za oświeconego A lb ertu sa stw ierd za W ierzbow ski, podobnie jak H ernas, bardzo ogólne związki tej postaci z jej poprzedni
1 Cz. H e r n a s , Szkoła folkloru. Ze stu d ió w n ad „ K r a k o w ia k a m i i G ó ra la m i”.
„Pamiętnik Teatralny” 1966, z. 1/4.
2 R. W i e r z b o w s k i , O „C u d zie ” W ojcie cha B ogusła wskiego. S tu dia h isto
r y c z n o lit e r a c k i e i h is to ry c z n o te a tra ln e . Łódź 1984, s. 234. „Acta Universitatis Lo- dziensis”.
kam i, w y n ik ające z pokrew ieństw a, przynależności do jednej rodziny.
Nie ujaw n ia w zoru sy tu acji d ram atyczn ej, w k tó rej w y stępu je Bardos.
A jest to przecież sy tu a c ja typow a. S p ry tn y przybysz za pomocą fortelów i m ąd ry ch rad w ydobyw a głów nych bohaterów , zwłaszcza am antów , z ta rapatów , za co o trzy m u je zw ykle nagrodę i cieszy się wdzięcznością swo
ich przygodnie poznanych partn eró w .
Ciekawe re z u lta ty w tej dziedzinie zdaw ały się zapowiadać d aw n iej
sze badania Eugeniusza K ucharskiego i L udw ika Bernackiego. Pierw szy z nich we w stępie do edycji Cudu m niem anego z r. 1923 w skazyw ał jako źródło pom ysłu sztuki Bogusławskiego kom ediooperę A n toin e’a A lexan- d re ’a H enriego P o in sin eta Le Sorcier (1764). D rugi uzupełnia tę in fo r
m ację w iadom ością, iż operę kom iczną P oinsineta g rała tru p a francusk a w W arszaw ie w r. 1778, a p odejm ująca podobny tem at opera kom iczna Louisa A nseaum e’a Le Soldat m agicien (1760) grana by ła rów nież kilka razy w przekładzie polskim L. Pierożyńskiego pt. Ż ołnierz z p rzyp a d ku czarnoksiężnik n a przełom ie la t osiem dziesiątych i dziew ięćdziesiątych.
Jednocześnie stw ierdza, iż podnietą do napisania Cudu m niem anego stała się dla B ogusław skiego raczej kom edia niem iecka P a u la W eidm anna B e tte lstu d e n t, oder das D onn erw etter, w y dana w W iedniu w r. 1776, g ry w an a rów nież przez akto rów niem ieckich w W arszaw ie w latach 1783 i 1793 3.
Bardziej in te resu jąc y m odkryciem w ydaje się sztuka W eidm anna.
Je śli w e w spom nianych francuskich operach kom icznych stojący na k w a terze żołnierz za pom ocą m niem anych czarów uw alnia kochanków z opresji, ra tu je ich przed zem stą m ęża-rogacza, to u W eidm anna m am y praw dziw ego stu d e n ta -m en d y k a n ta , k tó ry piosenką i fo rtelam i zarabia n a życie. Podobny do Bardosowego jest jego rynsztunek:
W ilhelm ma szpadę i skromny ekwipunek na ramieniu. U boku ma na rzemieniu lirę^
P rzed staw ia się: „Rogo h u m illim e, su m pauper studiosus” (akt I, sc. 2).
Zostaje p rz y ję ty n a k w a te rę do m łyna i ostrzeżony, iż w m łynie ty m straszy; oddaje n a jp ie rw przysługę pięknej m łynarzów nie, k tó rej ko
chanek, w sk u tek niespodziew anego n adejścia jej ojca, schow ał się do sk rzy n i z m ąką. S tu d e n t oświadcza m łynarzow i, iż czuje obecność diabła, podejm uje się go przepędzić, n a co m ły n arz z ochotą p rzy staje, prosząc, aby m iał w ygląd znienaw idzonego przez niego am an ta córki, B randheim a.
S tu d e n t w ypędza rzekom ego diabła i rozładow uje sytuację, po czym ra-
8 L. B e r n a c k i , T eatr, d r a m a t i m u z y k a za S ta n isła w a A ugusta . T. 2. Lw ów 1925, s. 139 n. Wiedeńska premiera B e tt e l s tu d e n ta W e i d m a n n a m iała m iejsce w K.k. Hoftheater nächst dem Kärtnertor 17 IV 1773. Pierwodruk: 1776. Zob.
F. H a d a m o w s k y , Die W ie n e r H o j th e a t e r (S ta a t s t h e a te r ) 1776— 1966. V erzeichniss d e r a u fg e f ü h r te n S t ü c k e m i t B e s ta n d n a c h w e i s u n d täglich en Spie lpla n. Cz. 1. Wien 1966, s. 17.
zem z B randheim em gasi pożar stodoły, zapalonej od pioruna, jedna w ten sposób sobie i B randheim ow i życzliwość starego m łynarza, rozw iązując pom yślnie konflik t m iłosny.
W artość odkrycia Bernackiego polega n a próbie w łączenia rodowodu B ardosa i sztuki Bogusławskiego do trad y cji europejskiej. Rzecz w ydała się nam w a rta dalszych badań n a tym terenie; podjęliśm y je też wspólnie w w iedeńskiej N ationalbibliothek. O kazuje się, że chodzi tu o trad ycje bogate, a dotychczasow e m niem ania n a tem at związku sztuki Bogusław skiego z tym , co się działo współcześnie w teatrze europejskim , a zwłasz
cza w iedeńskim , w ypadnie w niejedn y m m iejscu skorygować.
W Niemczech, poczynając od reform acji, m ożna zauważyć w ielką obfitość sztuk poświęconych życiu studentów ; obok ujęć farsow ych, dia
logów p arodiujących ry tu a ł akadem icki, w osobną grupę w ydzielają się kom edie o synu m arn otraw n ym , nasycone bogatą o rnam en tyką biblijną;
ich dydaktyzm m a na celu z jednej stro n y popraw ę m łodych ludzi po
padłych w rozpustę, z drugiej — ostrzeżenie rodziców posiadających u ro dziwe córki przed niebezpieczeństw am i znajom ości z lekkom yślnym i s tu dentam i. N u rt ten, żyw y w w. XVI i XVII, je st k ontynuow any rów nież w czasach Oświecenia, z tym , iż typ ko n flik tu staje się bliski dram ie m ie szczań sk iej4.
Do X V -w iecznych kom edii zapustnych (,,Fastnachtspiele”), ośm ieszają
cych chłopskich synów lub przedstaw iających ich aw ans jako studentów , naw iązał H ans Sachs, nadając jed n ak swoim kom ediom c h a ra k te r w y raźnie farsow y. I tak np. w Der farendt schuler im paradeiss (1550) stu - d e n t-m en d y k a n t („B e tte ls tu d e n t”) żali się przed pew ną kobietą na swój los; kiedy w trakcie rozm owy wspom ina o uniw ersytecie w P aryżu, ko
b ieta zam iast „ P a ris” zrozum iała „Paradies” (raj) i prosi, aby p rzebyw a
jącem u tam zm arłem u jej poprzedniem u mężowi dostarczył pieniądze i odzież. S p ry tn y stu d e n t szybko zorientow ał się w pom yłce kobiety i obiecując spełnić prośbę, zabiera to, co w ręczyła m u do przekazania.
N astępnie w raca z podróży jej d rugi m ąż i dow iedziaw szy się o zdarzeniu w y rusza w pogoń za oszustem. Spotkany jedn ak podróżny, k tó rem u zau
fa ł (był nim w łaśnie ów student), u k rad ł m u konia, w raca więc z niczym do wsi, a jego gadatliw a m ałżonka opowiada w szystko sąsiadom.
4 Zob. E. S c h m i d t , Komödien von Studentenleben aus dem sechzehnten und siebzehnten Jahrhundert. Leipzig 1880. Spośród X VIII-wiecznych dram o życiu stu
dentów można wym ienić takie, jak: Der deutsche Student. Ein Trauerspiel in fünf Aufzügen. Lüneburg 1779. — Der verführte und wieder gebesserte Student, oder der Triumph der Tugend über das Laster. Ein prozaisches Lustspiel in fünf Anzügen.
Frankfurt 1770. (Oba teksty w antologii: Deutsche Schaubühne. T. 96). O motywie studenta w literaturze niemieckiej XVIII w. traktuje rozprawa doktorska: Kurt L a n g e , Der Student in der deutschen Literatur des 18. Jahrhunderts. Wrocław 1930; poświęcona jest jednak tylko powieści i brak w niej wątków „Bettelstn den ta”.
W in nej kom edii Sachsa, D er fa h re n d schuler m it d em teu felp a n n en (1551), chodzący po jałm użnie w ędrow ny S tu d e n t n ap oty ka w izbie w ieś
niaczkę goszczącą swego am anta, m iejscow ego klechę. Z ostaje w y rz u cony za drzw i p rzy akom paniam encie obelżyw ych słów. K iedy w raca do
dom u m ąż niew iasty, u k ry w a ona klechę i ślady uczty. W tedy wchodzi pow tórnie S tu d en t, oświadcza łatw o w ierny m w ieśniakom , iż posiada sztu kę czarnej m agii, k tó rej w yuczył się w w yższych szkołach, p o trafi leczyć ran y , odnajdow ać skarby, skradzione dobra i zaklinać diabła. Na dowód tego przepędza takiego „d iab ła” w postaci klechy, czym zyskuje sobie w dzięczność w ieśniaczki, gacha i podziw jej m ęża oraz sow itą nagro dę od w szystkich. W arto dodać, że u H ansa Sachsa, w brew daw nej tra d y c ji w agantów , S tu d e n t posiada miecz, k tó ry m p rzy zaklęciach m agicznych zakreśla koło. Ten sposób zaklinania będzie pow ielany u naśladow ców Sachsa, p rzy czym akcja często dzieje się we m łynie, jak np. u H einricha K rusego Die eifersüchtige M üllerin, gdzie schem at sztuki o w ypędzaniu diabła uległ niew ielkiej m odyfikacji. O bydw ie facecje Sachsa, zarów no 0 studencie przepędzającym diabła, jak i jadącym do ra ju , m iały n a śla dowców w Niemczech, m .in. tę d ru g ą p rzerobił Jakob A y re r n a ,,S in g spiel” pt. D er F orster im S ch m a lzkü b el (druk: 1618). F ran z H ilverding m iał ją grać jeszcze w B erlinie w lata ch 1741— 1742 5.
Ten sam m otyw s tu d e n ta zaklinającego diabła rozw inął się w H isz
panii, jak pisze K a rl K onrad, może z sy ry jsk ich lub gallickich, a może z indogerm ańskich baśni, o czym św iadczy in term ed iu m C ervantesa Cueva de Salam anca (druk: 1615)6. S chem at uderzająco podobny do sztuk H ansa Sachsa. P ankracio, w którego dom u dzieje się akcja sztuki, dojeżdża na wesele siostry, żegna się z żoną L eonardą, k tó ra u daje w ielką czułość. Po odjeździe m ęża zaczyna go w yklinać i razem ze służącą K ry sty n ą p rz y gotow ują ucztę dla sw oich kochanków : zak ry stia n a R eponce’a i balw ierza Nicolasa. W tem wchodzi s tu d e n t z S alam anki, C arraolam o, prosi o nocleg 1 w sparcie, opow iada sw oje przygody. Rozbrojone tym k obiety żądają tylko d y sk recji i udzielają m u gościny. W chodzą zakry stian i balw ierz, niezadow oleni z obecności stu d en ta; tym czasem w wozie, k tó ry m jechali P an k racio i jego p rzy jaciel Leoniso, złam ało się koło, wobec czego po
stan aw iają w rócić do dom u i dać wóz do n ap raw y . W dom u P a n k rac ia odbyw a się uczta, obok k obiet uczestniczą w n iej zak rystian i balw ierz z g itaram i oraz stu d en t. K ied y P an k racio puka, żona każe obu am antom
6 Dane na tem at H. Sachsa i jego naśladowców — na podstawie: K. K o n r a d , Die deu ts c h e S t u d e n t e n s c h a f t u n d ih r V e rh ä ltn is zu B ü h n e u n d D ram a. Berlin 1912,.
s. 32 n. Do tekstu sztuki H. K r u s e g o Die eifersichtige M üllerin (w zbiorze:
F a stn achtspiele . Leipzig 1887) nie udało się nam dotrzeć. Konrad pisze na ten tem at (s. 40): „Abstrahując od w ynajętej dziewki, brak istotnych odchyleń. Lubieżny wikariusz, który próbuje w kraść się w łaski młynarki, i grubiańska kłótnica von Küchenbasen padają ofiarą dziarskiego studenta. Przesądny młynarz triumfuje, gdyż.
otrzymał niezbite dowody siły sztuki m agicznej”.
“ K o n r a d , op. cit., s. 41.
schować się do skrzyni z węglem, stu d en t zaś idzie n a swoje posłanie ze słomy. Po w ejściu P ankracio n a ty k a się na studenta, rozm aw ia z nim i w końcu ak cep tu je obecność w swoim dom u dziwnego gościa, k tó ry chełpi się posiadaniem d aru przyw oływ ania diabłów n a swoje usługi, dodając, iż tej w iedzy tajem nej w yuczył się w pieczarach Salam anki. P o niew aż w szyscy go proszą o zadem onstrow anie tych um iejętności, stu d en t oświadcza, że w yw ołane diabły będą m iały postaci zak ry stian a i b al
w ierza, po czym zaczyna śpiew ać piosenkę-zaklęcie; w ta k t piosenki za
k ry stian i balw ierz w chodzą z koszem pełnym jedzenia i w ina jako diabły, k tó re jedzą, piją, śpiew ają i tańczą. Sztuka kończy się śpiew kam i rzeko
m ych diabłów i zadowoleniem P an k racia z powodu poznania tajem nic pieczar S a la m a n k i7.
Nie są dotąd zbadane w pływ y tej sztuki n a upow szechnienie w euro
pejskim tea trz e m otyw u stu d e n ta zaklinającego diabła. K arl K onrad w spom ina o niem ieckiej przeróbce Pieczary Salam anki dokonanej przez Em ila G ötta pt. V erbotene F rüchte, w k tó rej akcja dzieje się w Troyes, balw ierz i zakry stian stali się k ap itan em R obinetem i ju n k rem Julesem , a w ędrow ny hiszpański stu d en t niem ieckim w agantem R o b e rte m 8. Ed
m und D orer w bibliografii z drugiej połowy w. XIX: Die C ervantes- -L ite ra tu r in D e u tsc h la n d 9, chyba nieco przecenia ten w pływ , skoro w rozdziałku „Die Höhle von Salam anka”. U m arbeitungen dieses Z w i
schenspieles w ym ienia takie pozycje, jak Ch. F. Schw anna Der Soldat als Zauberer, O perette (1772) oraz W eidm anna Der B ettelstu den t, oder Das D onnerw etter. W zestaw ieniu bibliograficznym pojaw iają się X V III-w iecz- ne w ydania B ettelstu d en ta i jego Χ ΙΧ -wieczne kontynuacje. Rażą tu ta j niedokładności, takie jak nieznajom ość pierwszego w ydania B e tte lstu d e n ta W eidm anna, różnych edycji i ad aptacji tej sztuki. Co gorsza, D orer nie wie, że Der Soldat als Zauberer ukazał się po raz pierw szy druk iem w M annheim ie w r. 1772 i stanow i właściwie dość w ierny przekład fra n cuskiej opery kom icznej A nseaum e’a z m uzyką P hilidora, pt. L e Soldat magicien (1760). F ak ty te podał zgodnie z nowszym stanem b adań K on
rad 10.
7 Zob. M. C e r v a n t e s d e S a a v e d r a , Intermedia. Przełożyła Z. S z 1 e y e n.
Kraków 1967. Z. S z m y d t o w a (Cervantes. Warszawa 1955, s. 61—62) idąc za badaczami francuskimi stwierdza, iż Pieczara Salamanki porównywana jest z Geor- g e ’em Dandinem M o l i e r a . Nie dotyczy to jednak interesującego nas tu motywu.
Czas powstania Intermediów Cervantesa, w ślad za badaczami włoskim i, określa Szm ydtowa na r. 1612, a druku na 1615.
8 Zob. K o n r a d , op. cit., s. 362. Warto dodać, iż Niemcy przerabiali Pieczarę Salamanki na operę komiczną, o czym świadczy wydana w Wiedniu w r. 1723 Die Höhle von Salamanca. Opera buf fa in einem Akt, autorstwa B. P a u m g a r t - n e г a, z m uzyką M. Z a l l i n g e r a .
9 E. D o r e r , Die Cervantes-Literatur in Deutschland. Bibliografische Übersicht.
Zürich 1877.
10 K o n r a d , op. cit., s. 158—159.
J a k widać, N iem cy tłum aczyli i C ervantesa, i A nseaum e’a. P o ra więc zapytać, czy we w szystkich w ypadkach była to ta sam a tra d y c ja , czy też zachodziły w niej jakieś zasadnicze różnice.
Z acznijm y od tego, że u Francuzów nie m a owego S tu d en ta. Są m n ie
m ane c z a ry ,.a le sp ra w u je je Żołnierz, D otychczasow e u stalen ia w yw odzą ten pom ysł z kom edii D an cou rta Le Bon soldat, w ystaw ionej 10 X 1691 w P ary żu. W w ieku X V III Żołnierz pojaw ił się w operze kom icznej, w dwóch w arian tach : A nseaum e’a z m uzyką P hilid ora (Le Soldat m a gicien, 1760) i P oinsineta, rów nież z m uzyką P h ilid o ra (Le Sorcier, 1764 и .
Dla pełniejszej d o kum entacji w yw odu w arto chociaż w skrócie p rzed staw ić schem at francuski. Za podstaw ę bierzem y n ajbard ziej popularną sztukę — i w niem ieckim , i w polskim obszarze językow ym — a m iano
wicie A nseaum e’a Le S oldat m agicien z roku 1760. Rzecz dzieje się w do
m u m ieszczanina A rganta. Obok w łaściciela dom u w ystępują: jego żona, służący P ie rro t, kochanek żony pan B londineau (adw okat), Żołnierz i oberżysta. A rg a n t śpiew a arię o kobietach, k tó re przekształcają się w jędze, i w ychodzi z dom u nakazu jąc P ierro to w i daw ać baczenie na w szystko w czasie sw ojej nieobecności. W chodzi Żołnierz, oświadcza, iż o trzy m ał polecenie zakw atero w an ia się w ty m domu, p y ta o piękne ko
biety i śpiew a bojow ą arię. P o jaw ia się żona A rganta, k tó ra po w y ja ś
n ien iu Żołnierza, że pozostanie on tylko na jed n ą noc, udziela m u n a to pozwolenia. P an i A rg an te cieszy się, że m ęża nie ma, i śpiew a arię o swoim nieszczęśliw ym m ałżeństw ie, po czym w pada adw okat Blon
dineau, opow iada o fata ln y m stanie interesó w jej męża, oświadcza sw oją miłość i zostaje zaproszony1 n a kolację. Poniew aż P ie rro t oznajm ia, iż nie m a ani grosza, adw okat d aje m u pieniądze i w ysyła po zakupy, po czym zasiadają do kolacji. Nagłe p u k an ie do drzw i: to A rgant, k tó ry w cześniej w rócił. P ie rro t każe pani schować stół i n akrycie z jadłem do innego po
koju, adw okatow i zaś poleca w leźć do kom ina. A rgant, zdenerw ow any długim oczekiw aniem przed drzw iam i, dom aga się kolacji, n a co P ie rro t odpowiada, iż jest tylko pieczone jabłko, zaw iadam ia rów nież o p rz y byciu Ż ołnierza n a k w aterę. W chodzi Żołnierz, k tó ry przez dziurę w su ficie w szystko słyszał, uzyskuje akceptację A rganta, oznajm ia przy tym , iz nie może zasnąć, bo je st w ściekle głodny. K iedy A rgan t odpowiada, że sam jest głodny i nie m a go czym p rzyjąć, Żołnierz przedstaw ia się jako znaw ca sztuk czarnoksięskich i zaprasza A rg an ta n a kolację. Z abierając się do czarów, p a trz y n ajp ierw , gdzie w schód słońca, zatacza szablą krąg, aby n ik t za blisko nie mógł podejść, ustaw ia się w środku koła, w ym aw ia niezrozum iałe zaklęcia, po czym śpiew a arię w zyw ając diabła, aby p rzy niósł coś do jedzenia, w ym ieniając szynkę, k u rę, sałatę i szam pan. N a
stępnie podchodzi do szafki, gdzie to w szystko leży, każe Pierro tow i n a-
11 Zob. ibidem.
k ry ć do stołu i zaprasza obecnych. Oświadcza, iż przygotow ał to dobry, przyjacielski diabeł, dlatego trzeba go uwolnić. Mimo protestów obec
nych, A rganta, jego żony i P ierro ta, każe pootw ierać drzw i i śpiew a arię, w k tó rej w zyw a diabła, aby się ukazał w postaci adw okata, na co adw o
k a t w ychodzi z kom ina i ucieka. W szystko kończy się dobrze, Żołnierz godzi A rg an ta z żoną.
P rzedstaw iliśm y przegląd sztuk, z pewnością niepełny, zaw ierający p raw ie identyczny schem at k o n stru k cy jn y o niesłychanej żywotności w Europie na przestrzeni k ilk uset lat. Schem at ten m a pew ne narodow e swoistości. Na terenie Niemiec i H iszpanii głów ną postacią jest w ędrow ny Student, „ m en d y k an t”, k tó ry uczył się w iedzy tajem n ej w szkołach w yż
szych lub w pieczarze Salam anki. We F ran cji — Żołnierz stojący na kw aterze. Nieco inna jest „przestrzeń te a tra ln a ”, w której działają: s tu den t niem iecki odwiedza chaty wiejskie, leśniczówki, od końca XVII w.
akcja dzieje się we m łynie. N atom iast hiszpański S tu d en t działa w dw orku szlacheckim lub w dom u m ieszczańskim , podobnie jak francuski Żoł
nierz 12. Zawsze zastają podobną sytuację; niechętnie trak tow an i, nieraz w yrzucani za drzw i, szybko o rien tu ją się, że gospodyni przy jm u je am an ta pod nieobecność męża. W stary ch niem ieckich farsach jest to zw ykle w ik ary lub „klecha”, u C ervantesa też osoba praw ie duchow na — za
k ry stian , p rzy czym m am y tu taj dwie p a ry — gospodyni p rzy jm u je sw e
go am anta, służąca swego (balwierza); we francuskich sztukach pojaw ia się typow y przedstaw iciel środow iska mieszczańskiego, np. praw nik.
We w szystkich w spom nianych sztukach mąż niespodziew anie w raca do domu, długo m usi stukać, aż m u otworzą, poniew aż trzeba schować jedze
nie i am anta czy — jak u C ervantesa — am antów . Chowa się ich w sk rzy
ni na węgiel, w skrzyni z m ąką lub w kom inie. S tu d en t i Żołnierz, m nie
m ani znaw cy sztuki tajem nej, oferują swe usługi, m ianowicie chcą w yw o
łać lub też przepędzić diabła, czym szczególnie jest zainteresow any w cho
dzący mąż, gdy np. w leśniczówce lub we m łynie coś straszy. U C ervantesa rzecz m a posm ak niezdrow ej ciekawości: p rak ty k i tajem n e to naruszenie zakazu inkw izycji. Żołnierz w yw ołuje diabła na swoje usługi, aby d o star
czył jem u i dom ownikom coś do jedzenia i picia. Identyczny jest sposób uw olnienia u k ry ty c h kochanków — p rzy b ierają oni na życzenie m ęża lub ojca (jak u W eidm anna) postać diabłów i u m yk ają z zagrożonego m iejsca.
12 Żołnierz jednak u P o i n s i n e t a przebywa na wsi, a nawet — jak w operze komicznej P. R. M o u n i e r a La Meunière de Gentilly (1768, muzyka: J. B. d e l a B o r d e ) — we młynie. Przekład niemiecki: Die Müllerin. Ein Singspiel in einem Aufzüge aus dem französischen übersetzt. Frankfurt am Main 1773. Tutaj akcja nieco zm odyfikowana w stosunku do schematu przedstawionego wyżej na pod
staw ie Le Soldat magicien. Temat ten w teatrze francuskim wymaga gruntownego zbadania, podobnie jak konieczne są studia nad scenariuszami komedii dell’arte (spoczywającymi w większości w rękopisach), w których w ystępuje dość często po
stać studenta.
W szyscy są zadowoleni. Zazdrośni m ężowie — czy, jak u W eidm anna, o j
ciec p iln u jący córki — cieszą się z poznania w p rak ty ce w iedzy tajem n ej.
A m anci w dzięczni są za pomoc w tru d n e j sy tuacji. S tu d e n t lub Żołnierz, nieraz godzący pow aśnione m ałżeństw o, oprócz wdzięczności w szystkich o trzy m u ją — zwłaszcza S tu d e n t — d ary , przedm ioty użytkow e lub po
moc w uzyskaniu zatrud n ien ia.
T rudno n a obecnym etap ie badań określić w zajem ne zw iązki pom iędzy realizacjam i tego m otyw u n a teren ie Niem iec, H iszpanii i F rancji. N ie
liczne i frag m en tary czn e opracow ania zaw ierające w zm ianki na tem at, k tó ry nas tu in teresu je, pochodzą z w. X IX, jed y n a książka o teatrze studenckim w N iem czech tra k tu ją c a nieco szerzej dzieje „ B e tte lstu d e n ta ”, w spom niana p raca K onrada, została w y dana n a początku X X w ieku.
W niej też z n ajd u je się, n iezb y t zresztą przekonyw ająca, hipoteza o p rze m ianach „ B e tte lstu d e n ta ” w Ż ołnierza n a terenie F rancji. C zytam y m.in.:
U Sachsa i Rosenpluta Student, w brew zw yczajow i starych wagantów, jaki znamy ze źródeł, nosi miecz, którym zakreśla magiczny krąg. Dopiero z póź
niejszego okresu bachantów wiadomo, że w kompanii („pu rss”) w ędrownych studentów od czasu do czasu znalazł się taki, który był uzbrojony w halabardę lub rapier dla ochrony przed napadami. Takiego w łaśnie bachanta mamy przed sobą. Jakiego rodzaju pokrewieństwo istnieje pomiędzy tym na pół żołnierskim niem ieckim Studentem w ędrow nym a francuskim Żołnierzem, na podstawie do
stępnego mi skąpego m ateriału w yw nioskow ać nie potrafiłem. Mamy do czy
nienia z rzadką grą poetycką, kiedy w m ieszaninie obu elem entów później w y stępują Student i Żołnierz 1S.
W rzeczyw istości nie m oże być chyba m ow y o „m ieszaninie” obu ele
m entów . W w iek u X V III w y stęp u ją one rozłącznie. W eidm ann np. zde
cydow anie w y k o rzy stu je trad y cję niem iecką (tzn. studencką), a jego sukces zasadza się n a tym , że znaną sy tu ację farsow ą dostosow uje do potrzeb austriackiego Ośw iecenia 14. U niego po raz pierw szy pojaw ia się postać po zytyw na (narzeczony M łynarzów ny) i przeciw staw ione zostaną sobie: s ta ry św iat przesądów (śmieszny) i now y św iat n a u k i (szlachetny i w zruszający). S tu d en t, w daw niejszej tra d y c ji sym patyczny spryciarz, ale żaden ideolog, u W eidm anna jest spryciarzem oświeconym , sprzym ie
rzeńcem inżyniera, budowniczego lepszej przyszłości.
W tra d y c ji fran cu sk iej nie doszło do takiego zasym ilow ania p ra s ta ry ch m otyw ów przez ideologię Ośw iecenia, toteż B ernacki m iał z p ew nością więcej rac ji od K ucharskiego, gdy poszukując ew en tualn y ch wzo
rów dla Bogusław skiego u stan o w ił niższą lokatę dla Poinsineta, wyższą dla W eidm anna. Słusznie rów nież w skazał na znaczenie piosenki u W eid-
18 К o n r a d, op cit., s. 42.
14 K o n r a d (op. cit., s. 356—359) twierdzi, powołując się na „Taschenbuch des W iener Theaters” 1777, iż treść B ettelstu denta pochodzi „ze zbioru dowcipnych gawęd, liczącego 6 tom ów i noszącego tytuł Vade mecu m für lustige L eu te”. N ie
stety, nie udało się nam odnaleźć owego Vade m ecu m w zbiorach wiedeńskich.
m anna. Ju ż w pierw szej w ersji jego sztuki, jeszcze bardzo krótk iej, S tu d en t śpiew a (jako jedyny). Później nie tylko rozm iary sztuki się pcx- w iększają, ale i m uzyki przybyw a.
Sztuka W eidm anna u trzy m y w ała się w rep ertu arze bardzo długo, obra
stając we w łasną tra d y c ję te a tra ln ą — W eidm ann sam był aktorem i grał rolę tytułow ą! — a ponadto w yw ołała falę adaptacji. Jed en po drugim pojaw iały się „Singspiele”, tzn. typow e dla W iednia opery z m ów ionym i dialogam i, osnute na m otyw ach W eidm anna: Der Reisende S tu d e n t (m u
zyka: P e te r W inter, 1789); Der T eu fel ein H idraulikus (muzyka: E rnst A lbrecht, 1795); Der B e tte lstu d e n t (muzyka: W enzel M üller, 1800) 15.
Zw raca uw agę zwłaszcza pierw szy z tych utw orów . Poszczególne „w ejścia”
Studen ta, w kraczającego n a scenę z piosenką na ustach, w ykazują tu uderzające podobieństw a ze słynnym „w ejściem ” naszego Bardosa.
Czy to nie dosyć zbieżności, by się dopatrzyć w sztuce W eidm anna wzoru, k tó ry mógł w yzyskać Bogusławski w Cudzie m n ie m a n y m ?
2
Zanim w yjaśnim y, dlaczego odpowiedź pow inna wypaść przecząco, m usim y złam ać zasadę, k tórej się dotychczas trzym aliśm y. W szystkie sztuki analizow ane w naszej rozpraw ie m ają — lub m iały — tek st do
stęp n y dla badaczy. W tej chwili będziem y zmuszeni zająć się sztuką, k tó rą znam y jedynie z afisza.
Afisz ten w ydrukow ano w H am burgu w roku 1744. Zapow iada on dwie sztuki: w pierw szej kolejności kom edię P h ilip p e’a D estouches’a Le C urieux im p ertin a n t w przekładzie niem ieckim , a w drugiej — jedno
aktów kę reklam ow aną jako „całkiem now y wesoły epilog” . A utora tej d ru giej sztuki nie podano. T y tu ł przyk u w a od razu naszą uw agę: Der Z au bernde S tu d en t. A już zupełne zaskoczenie w yw ołuje spis osób, k tó ry tu w całości przytaczam y:
Gutmann, stary młynarz, bardzo przesądny, Suse, jego małżonka, młoda kobieta,
Pan Peter, bakałarz w e wsi, krewniak młynarza i kochanek młynarki, Pan Listig, student,
Hans, chłopak z m łyna ie.
/
Rzecz zdum iew ająca! W tej farsie, pewno już w 1794 r. kom pletnie zapom nianej, znajd u jem y rozkład ról znany nam ze sztuki Bogusławskie
go, a nie znany skądinąd. Rzecz dzieje się na wsi. Młoda m ężatka m a kochanka. Je j m ąż jest sta ry m m łynarzem .
is w wym ienionych „Singspielach” przeróbki tekstu dialogów Weidmanna były nieraz drobne. Szczególną popularność jego sztuce w kręgach czytelniczych X X w.
zjednał L. S c h n e i d e r wydając ją w edycji: Jokosus. Repertoir F. d. dtsch.
Liederspiel, Vaudeville und Quodlibet. Berlin 1838. T. 1.
16 Reprodukcja w: R. E d e r , Theaterzettel. Dortmund 1980, s. 53.
16 — P a m ię t n ik L ite r a c k i 1987, z. 1
G dyby nie trw ałość trad y cji, k tó rą w naszej rozpraw ie omówiliśmy, m ożna by się zastanaw iać, co w ty m tow arzystw ie robi S tu den t, pan Listig. Z daje się jednak, że to rzecz n ie tru d n a do odgadnięcia. „L istig”
jest nazw iskiem m ówiącym . W polskiej adaptacji, gdyby taka w X V III w.
pow stała, n azy w ałb y się przypuszczalnie „P an F o rte l” (lub podobnie).
On to z pew nością ra tu je z opresji M łynarkę, w yko rzy stu jąc łatw o w ier
ność M łynarza (bo i to o sta ry m m ężu w iem y, że jest „bardzo p rzesąd n y ”).
Nareszcie i S tu d e n t w tej roli co u Bogusławskiego, a także owego S tu d en ta podopieczni!
W róćm y jeszcze raz do praw idłow ości, k tó ra w ystępu je w in te re su ją cej nas trad y cji. O dsuńm y ju ż d efinityw nie jej odm ianę francuską jako m ało dla nas użyteczną. A ni w niej m łyna nie byw a, ani S tudenta. Z aj
m ijm y się ju ż w yłącznie obszarem języka niem ieckiego, by stw ierdzić, że tu S tu d e n t pojaw ia się jako m niem an y czarodziej, w rzeczywistości dobroczyńca zaam barasow anych kochanków , i te funkcje pełni od XVI w.
stale, ale podopiecznych m a rozm aitych. W n ajstarszej tra d y c ji w am ba
ras popada m ężatka ze swoim zalotnikiem . U W eidm anna — narzeczeni obaw iający się ojca panny. Czy W eidm ann zastał już ta k i w arian t, nie u m iem y powiedzieć. W iem y, że u naśladow ców W eidm anna sytu acja znana już w pierw szej w ersji jego sztuki (1775) u trz y m u je się niezm iennie. S ta ry M łynarz jest i tu. Ale nie będzie podopiecznym S tuden ta, poniew aż ofiarą zdrady m ałżeńskiej paść nie może, a to z tego prostego powodu, że nie m a żony. J e st wdowcem . Pom óc trzeba jego córce i ukochanem u tej córki.
Z czego w ynika, że Bogusław ski zastał nie jedną, lecz dwie trad y cje niem ieckie. Z ty ch dwóch w ażniejsza była dla niego ta z M łynarzem żo
naty m , zdradzanym czy też om al nie zdradzonym przez m łodą żonę. Tak w każdym razie je st w C udzie m n ie m a n y m . In try g a, k tó rą m usi rozplątać Bardos, jest dziełem D oroty, m łodej m ły n arki, nie znajdującej ujścia dla swego tem p eram en tu u boku starego W aw rzyńca. Wokół tej sy tuacji Bo
gusław ski dobudow uje inne, liczne i ważne. Będzie tu ró w n ież 'm ie jsc e n a w yw alczenie dla Basi, córki M łynarza, zgody na m ałżeństw o z chłop
cem, którego kocha. I to też się dokona za spraw ą S tu den ta. W szystko praw da, co jed nak nie zm ienia fak tu , że sy tuacją „w yjściow ą” dla Bo
gusław skiego było w iarołom stw o M łynarki.
Bez w ątpienia okoliczność to w ielkiej wagi. G dyby tra d y c ja W eid- m annow ska, z M łynarzem wdowcem, była jedyną, jaką dziś znam y, m ożna by poprzestać n a w skazaniu jej jako przypuszczalnego wzoru, k tó ry w ykorzystano w Cudzie m n iem a n ym .. Ale tak nie jest. W iemy, że istniała jeszcze inna tra d y c ja , starsza, z M łynarzem żonatym , a po
niew aż ta dla genezy C udu m niem anego w yd aje się w ażniejsza, zm usze
n i jesteśm y w yrazić przypuszczenie, że Bogusławski przystęp ując do pisania swej sztuki m iał przed oczami tek st jak iejś sztuki niem ieckiej lub austriackiej, p rzyn ależn y do tej starszej trad y cji (z M łynarzem żo
natym ).
W iem y już dziś, jak Bogusławski pisał sztuki, k tóre sam zaliczał do sw ych dzieł „oryginalnych”. Była to bez w ątpienia praca tw órcza, także i w naszym rozum ieniu, osnuw ała się jednak z reguły wokół jakiegoś gotowego w zoru 17. Taki wzór m usiał mieć rów nież Bogusławski zabierając się do pisania C udu m niem anego. Świadczy o tym przede w szystkim treść jego sztuki. Można by sądzić, że ją Bogusławski od po
czątku do końca sam w ym yślił, gdyby nie fakt, że m otyw y, jakim i się posłużył, eksploatow ano w teatrze europejskim od k ilk uset lat, a sy tu acja „w yjściow a” była już w teatrze niem ieckim gotowa, zanim Bo
gusław ski przyszedł na świat. A więc o przypadkow ych zbieżnościach nie może być m owy. Bogusławski z pewnością w ykorzystał jakiś wzór.
P y ta n ie tylko, jaki. Spróbujm y jeszcze raz przedstaw ić spraw ę dwóch tra d y c ji niem ieckich, ty m razem w postaci schem atu.
Podopieczni: Podopieczni:
m ałżonkowie (typ A) narzeczeni (typ B)
R zut oka na ten schem at pozw ala zrozumieć, na czym w tej chwili polega kłopot badacza. Łatw o wykazać, że Bogusławski mógł znać utw o
ry ty p u B; tru d n o się z ty m zgodzić, by z nich w łaśnie m iał wziąć głów ny wzór. Z typem A jest odw rotnie. Tu Der Zaubernde S tu d e n t zaw iera doskonały m ateriał dla Bogusławskiego zasiadającego (Jo РгасУ;
ale tru d n o uw ierzyć, żeby Bogusławski znał sztukę, k tó ra o pół w ieku wcześniej b yła gran a w H am burgu. Innej zaś pow stałej w X V III w . sztuki typ u A, z żonatym M łynarzem , w tej chw ili nie znamy.
J a k w ybrnąć z tego dylem atu? Na początek może w arto przypo
m nieć, jak bujnie rozw ijało się życie te a tru niem ieckojęzycznego w w ie
ku XVIII. Jego zasięg — w porów naniu z dzisiejszym — był zdum iew ają
cy. U derza rów nież jego policentryczność. W łaściwie nie było w X V III w.
ośrodka, którego twórczość byłaby przez pozostałe jedynie pow iela
na. P rzez cały czas działały liczne centra o w łasnym rep ertu arze, a co pow stało w jednym , docierało potem do innych albo i nie.
17 Najlepsza analiza: Z. W o ł o s z y ń s k a , w stęp w: W. B o g u s ł a w s k i , H enryk VI na łowach. Wrocław 1964. BN I 153. Zob. też E. K u c h a r s k i , Bo
gusławskiego „Spazm y m odne”. „Pamiętnik Literacki” 1925/26.
Student Czarodziej
Gospodyni Gospodarz
Młynarz Młynarka
B O G U S Ł A W S K I W E ID M A N N
Oto p rzy k ład z zakresu, k tó ry nas n ajb ard ziej w tej chw ili obchodzi.
M am y przed sobą jednoaktow y ,,S in g sp iel” pt. Der Z a ub rer. L ibretto n a pisał n iejaki Henisch, m uzykę — F ran z A ndreas Holly 18. Rzecz interesu je nas, poniew aż czarodziejem (oczywiście m niem anym ) jest S tud ent. Jego podopiecznym i są skłóceni ze sobą m ałżonkowie. S ztuka należy zatem do ty p u A. Od najw ażniejszej dla nas odm iany cokolwiek oddalona, poniew aż zazdrosny m ąż nie jest m łynarzem . Je st to w iejski Gospodarz. Ten, k tó rego mąż posądza (nb. niew innie), jest m łynarzem , co nie m a większego w pływ u n a c h a ra k te r zdarzeń: m ógłby mieć rów nie dobrze inny zawód.
Rzecz spraw ia jed n ak tak ie w rażenie, jak b y autorow i żal było m ły narskiego kolorytu. Na sam ym początku, w scenie 2, M łynarz wchodzi z taczką pełną zboża, śpiew a sobie ary jk ę i każe parobkow i wnieść m iechy do m łyna. P aro b ek jest ro lą niem ą (i więcej poza ty m epizodem nie w y stępuje). S tąd podejrzenie, że m am y tu do czynienia z elem entam i szcząt
kowym i, z pozostałością jakiegoś większego zespołu m otyw ów . Pejzaż jest nam znajom y: „T eatr przed staw ia w iejski k rajo b raz z chatam i chłopskimi, w głębi w idać m ły n ”. Ja k o wzór, którego szukam y, ta sztuka nie może nas zadowolić. Ale ciekaw i z uw agi n a liczbę m otyw ów , któ ry m i poza- haczana jest i o trad y cję S tu d e n ta m niem anego czarodzieja, i o trad y cję studenckiego czarow ania w środow isku m łynarskim . N ajpraw dopodobniej au to r przerobił tę sztukę z jakiejś in n ej, daw niejszej.
Zw ażm y teraz, że rzecz pow stała w P radze, tam w ystaw iona i tam w y druk ow an a (na k ilk a la t przed w iedeńskim i try u m fam i W eidm anna).
W W iedniu nie grana. Co też pew no tłum aczy, dlaczego badacze ją p rze
oczyli (autorzy w iększych opracow ań w każdym razie nie znają tej sztuki).
P ytanie: ile jeszcze było w X V III w. takich, nie docierających do w iel
kich ośrodków, sztuk o stu d en tach czarodziejach? N ajpraw dopodobniej dużo. Liczebność zaw odow ych zespołów, stałych i w ędrow nych, pobudzała twórczość dram atyczną, dziś znaną nam tylko częściowo. Przecież tylko część sztuk drukow ano, reszta pozostaw ała w rękopisie, a z tych już w iele przepadło.
Czyżby w ynikało z tego, że Bogusław ski m ógł mieć w rękach sztukę niem iecką lub au striacką o Studencie czarodzieju, typu A, tzn. z podopiecz
ny m i m ałżonkam i, w dodatku w odm ianie, w której on jest stary m M ły
narzem , a ona m łoda i płocha? I takiej sztuki badacze do dziś by nie od
szukali? Ma się rozum ieć, że to możliwe 19. Jeśli nie była drukow ana, m ogła popaść w zapom nienie, łącznie z ty tu łe m (bo i ty tu ły sztuk granych n a prow incji znam y dziś tylko częściowo).
18 Der Zaubrer. Eine komische Oper in einer Handlung. Von K. F. H e n i s c h . Prag 1772. Kompozytora identyfikuje S t i e g e r sub voce.
19 Można sobie wyobrazić, że w łaśnie taki „Singspiel” w polskim przekładzie grany był w K rakowie w latach 1789— 1793 i że tak należy interpretować wspaniałe odkrycie, którego dokonał J. G o t (Na w y sp ie Guaxary. Wojciech Bogusławski i te atr lw ow ski 1789—1799. Kraków 1971, s. 116, 307).
Tu godzi się w trącić, że ew entualne w ykorzystanie przez Bogusław
skiego jakiejś prow incjonalnej sztuki o kłopotach starego M łynarza, n ie
m ieckiej czy austriackiej, nie w yjaśnia wszystkiego. W utw orze Bogusław
skiego jest jeszcze drugi w ątek m iłosny i jest w alka dwóch grom ad w iej
skich. O w alce wiem y, że skończyłaby się krw aw o, gdyby nie interw encja Bardosa, o charakterze zupełnie w daw niejszej trad ycji nie spotykanym .
S tu d en t czarodziej w trad y cji zachodnioeuropejskiej m a w zasadzie jedn ą podstaw ową specjalność. J e st to pomysłowe w yzw alanie osoby lub osób zagrożonych kom prom itacją z jakiejś przym usow ej kryjów ki: ze skrzyni, z kom ina, z szafy. Nie m ożna powiedzieć, żeby ten figiel był Bardosowi nie znany. W ybraną przez niego k ryjów kę (nieczynny ul w w ypróchniałej w ierzbie) wolno określić jako niebanalną, jej zastoso
w anie jest jed nak typow e dla działalności S tu den ta czarodzieja (tak samo zresztą, jak i zastosowanie szantażu wobec Doroty). Jed n ak rzecz w tym, że takie trad y cy jn e sztuki stosuje Bardos do rozw iązyw ania konfliktów jednostkow ych. Do rozładow ania k onfliktu dwóch zbiorowości m a sprzęt elektrotechniczny.
Była to oczywista nowość — naw iasem mówiąc, dosyć zagadkowa. P o w szechnie wiadomo, jak bardzo ludzie tam tego pokolenia interesow ali się m aszyną elektrostatyczną, jak byli dum ni z jej w ynalezienia. Nic jednak dotychczas nie było wiadomo o jej zastosowaniu w teatrze, toteż skłonni byliśm y przypuszczać, że Bogusławski jako pierw szy w prow adził ją na scenę.
Dziś należałoby to prześw iadczenie zakwestionować wobec faktu, że istniał i g ran y był, w dodatku w sam ym W iedniu — co wszyscy p rze
oczyliśmy — jednoaktow y „Singspiel”, k tó ry w tytu le m iał słowo Die E lektrisierm aschine. Rzecz w ystaw iono 13 XI 1788 w T heater in der Leopoldstadt. M uzykę skomponował W enzel M üller, jeden z współtw órców
„Singspielu” X V III wieku. Słowa napisał F erd y nand Eberl (nie m ylić z A n to n im !)20. Niestety, drobiazg ten nie był drukow any, rękopisu nie odszukaliśm y. W „K ritisches T h eaterjo u rn al von W ien” recenzent odmówił podania treści, ponieważ — jego zdaniem — na to nie zasługiw ała. N a
w iasem mówiąc, w ątpliw e, by m aszyna elektrostatyczna m iała już tu za
stosow anie znane nam ze sztuki Bogusławskiego. Eberl um ieścił chyba akcję w gospodzie (skoro w ystępuje u niego Pokojówka, „S tu ben m ä d
chen”) 21. Jeśli tak, oddala to nas od Bogusławskiego. N atom iast w ażny
20 Wszystkie szczegóły — według pracy doktorskiej: Dramaturgische S truktur
protokolle durchgejührt am Werk des Wiener Volksdramatikers Ferdinand Eberl (1762—1805). Dissertation zur Erlangung des Doktorgrades an der Philosophischen Fakultät der Universität Wien. Eingereicht von Wolfgang· M i k a . Wien 1967, rozdz. 23.
21 „Kritisches Theaterjournal von W ien” z 27 XI 1788 (nr 4), s. 94—96. Anoni
mowy autor tej recenzji stwierdza krótko, że i partytura, i libretto nadają się na;
podpałkę. Omawia wszakże grę aktorów. Innych recenzji nie znamy. Nie zna ich
w y d aje się sam fakt, że w r. 1794 „m achina elek try czn a” m iała ju ż za sobą pew ien staż jako rek w izy t te a tra ln y .
Nie m ożna tego powiedzieć o w alce dwóch grom ad w iejskich. W ba
lecie X V III-w iecznym — n a co słusznie zwrócił uw agę Czesław H ernas — m ożna znaleźć k o n flik t m iłosny sprzężony z w zajem ną niechęcią dwóch g ru p etnicznych żyjących obok siebie, w ty m sam ym k raju . A ustriacki ,,Singspiel”, jak się zdaje, nie zna takiej sytuacji. G rom ada w iejska po
jaw ia się czasem w tym g atun k u , nie w idzim y w alki dwóch gromad.
Czy znaczy to, że tu tra fia m y na najb ard ziej o ryginalny pokład sztuki Bogusławskiego? M ożliwe, jedn ak rozstrzygnąć w tej chw ili tego nie można.
Pew ne, wysoce praw dopodobne lub praw dopodobne w y dają się w tej chw ili n astęp u jące wnioski.
1. T radycja S tu d e n ta m niem anego czarodzieja to w teatrze eu ro p ej
skim tra d y c ja k ró tk iej, zw ykle jednoaktow ej farsy o dwóch w ątkach (jednym są niebezpieczne zaloty, d rugim — dobroczynne czary).
2. W w ieku X V III sporych rozm iarów „Singspiele” pow stają przez obudow anie tej p rak om ó rk i innym i treściam i, łatw o n asiąkającym i ideo
logią Oświecenia. U W eidm anna polega to na dodaniu dwóch innych w ą t
ków: n iefo rtu n n y ch zalotów ry w ala i chw alebnej działalności szczęśliwego k ochanka-inżyniera. Rzecz znam ienna, że w k olejnych adaptacjach w łaś
nie ta nowsza w arstw a ulega rozbudow ie.
3. U Bogusławskiego sam proceder jest podobny — farsow a prakom órka zostaje obudow ana treściam i łatw iej się poddającym i in te rp re ta c ji ideolo
gicznej.
4. Nie znaczy to, by w łaśnie W eidm ann m iał być źródłem inspiracji Bogusławskiego. W ażna okoliczność zdaje się przeczyć tem u: prakom órka m iała dwie odm iany, a z ty ch Bogusław ski w y b ra ł starszą, w y korzystując n ajpraw dopodobniej jako w zór jakiś nie znany nam dzisiaj au striacki
„Singspiel”, zapew ne pow stały n a prow incji, nie w W iedniu.
5. W iarołom stw o D oroty, zazdrość W aw rzyńca, ,,wierzbowre ” czary B ardosa to przypuszczalnie m otyw y przejęte przez Bogusławskiego z ow e
go w zoru i tylko przez niego adaptow ane.
6. O pochodzeniu drugiej w arstw y, unow ocześniającej sta rą farsę, nie m ożna dziś orzec nic pewnego.
również M i k a . Warto dodać, że wzgardzona w Wiedniu, sztuka podobała się w innych miastach. W Pradze zespół niem iecki grał ją w sezonie 1793/94 aż 7 razy.
W w ieku XVIII był to przejaw w ielkiego powodzenia. Zob. T. V o 1 e k, Repertoir prazske Spenglerovy divadelni spolećnosti v sezonè 1793— 1794. „Miscellanea Musico- logica” t. 14 (1969), s. 1—2.