• Nie Znaleziono Wyników

Myśl Literacko-Artystyczna. 1896, nr 8

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Myśl Literacko-Artystyczna. 1896, nr 8"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

IbTr. G- Ł w ó w , lO . czerwca 18 96 r.

P r e n i^ e r a t ę „M y ś li'1, chcą" pism o n asze u p rz y ­ stępnić najszerszym w ar­

stwom , obniżam y znacznie.

W ynosić ona będzie w ią z i prem iam i:

we Lw ow ie:

rocznie . 4 zł. — ct.

p ó łro czn ie 2 „ — „ k w artaln ie 1 „ — * Za doręczeniu ilo domu d o p ła c a się 5 ct. m iesię­

cznie.

Na prow incyi i w c a łe j M o n arch ii A u stro -W ę g .

rocznie . 4 zł. 50 ct.

k w a rta ln ie 1 „ 15 „ w Niemczech

:

rocznie . 10 m rk. — feu kw artał. 2 „ 50 „

W e F ran cyi:

ro czn ie . . 16 fr.

k w a rta ln ie . 4 „ N um er pojedyńczy 2 0 ct.

l i t e r a c k o - a r t y s t j czn a.

O głoszenia i reklam y

przy jm u je A d m in istracy a

„M yśli11 po 10 ct. za w iersz p etitem lub jeg o m iejsce za pierw szy ra z

a po 5 ct za następny.

Kijkopisów dro b n y ch nie zw raca się.

,

Listów n'eoptaconych Redakcya ni 3 przyjm uje.

R ed akcya i A d m in is tra c y a : w e L w o w ie p rz y ul ,Z im o ro w ic z a I. 2 0

gdzio też u p rasza się o n ad sy łan ie w szelkich

przekazów i pism P ren u m eratę przyjm ują, ró w n ież: w e Lw ow ie: w szystkie k sięg arn ie . — W K ra k o w ie : k sięg arn ie : (re'> etaera i Spki, S p ó łk i w ydaw niczej, Zw olińskiego i S półki i

J.

A. K rzyżanow skiego. — W Poznaniu: k się g a rn ia C ybulskiego —

N um era pojedyncze d j nabycia we Lw ow ie w b iu ra c h dzienników : Plohna i O lszewskiego.

J O A C H I M L E L E W E L .

Społeczeństwo nasze z ło ż y ło za iu icy aty w ą młodzieży krakow skiej n ależay hołd pamięci wielkiego h isto ry k a , z ok azy i 35 rocznicy jego zgonu.

L elew el był pierw szym p olskim historykiem , k tó ry zrozum iał, że h is to ry a m usi mieć szersze a m ocne podstaw y, by św iadectw a jej m ia ły n a ­ u kow ą w artość, pierwszy z polskich uczonych d ą ż y ł do zw iązania organicznym węzłem historyi z szeregiem dotychczas oddzielnie stojących i o d ­ dzielnie b a d a n y c h um iejętności, Dążność do ści­

słości, do sum iennego kontrolow ania świadectw h istorycznych, doprow adziła L e le w e la do w y ro ­ bienia sobie takiej m etody historycznej, k tó r a w z a s a d a c h swoich nie różni się od m etody naw et dzisiejszych badaczów. P rzed ew szy stk iem rozsze­

rz e n ie m a t e r y a ł u badań. Do Lelew ela m a t e r y a ł ten stan o w iły przew ażnie pom niki h is to ry o g ra - ficzne — Lelewel pierw szy n a równi z p o m n ik a ­ mi historyograficznem i — s taw ia d o kum enty, na równi z tam tem i używa ich on w swych p rz e d stawieniach.

Światło dzienne u j r z a ł Lelewel w W arszaw ie 22. m arca 1786 r. E dukacyę szkolną o trz y m a ł w konwikcie Ks. LJijarów w W arszaw ie, gdzie w m łodych ju ż la ta c h okazyw ał wielkie zam iło­

wanie do badań historycznych. Na Akadem ii w i­

leńskiej z a p is a ł się n a w ydział filozoficzny a k u r s a filologii, s łu c h a n e u G roddeka, w prow adzi- y go w św iat sta ro ż y tn y . W ty m czasie ogłosił wiele ro z p ra w h istorycznych, głównie tre śc i p o l e ­

micznej. co zwróciło na niego uwagę ówczesnego uczonego św iata i T a d e u s z Czacki, tw órca s z k o ­ ły k rzem ienieckiej, zaprosił go na k a te d rę h i ­ s to ry i w g im n a z y u m wołyńskiem . Lecz już w r.

1810 usuw a się L elew el w zacisze życia p r y w a t­

nego i poświęca się c a łk ie m b ad a n io m h i s t o ­ rycznym . W r. 1814 o trz y m a ł na wileńskim U n i­

wersytecie posadę zastępcy p rofesora, gdzie wy­

k ł a d a ł historyę powszechną i wznowił wydawni ctwo T yg o d n ika W ileńskiego. W roku 1 8 1 8 -ty m zostaje w W arszaw ie bib liotekarzem i p r o f e s o ­ rem na Uniwersytecie. W s k u te k ogłoszenia r o z ­ praw y konkursow ej o sposobie u cz e n ia historyi, pow ołauy z o s ta ł znowu do W i l n a , jak o s tały profesor, lecz w r. 1824 sp ra w a fiiarecka p o z b a ­ w iła go tej posady. Przez sześć l a t poświęcał się badaniom dziejowym, aż l a t a 1830 i 1831 pow ołały go do czynu, do pracy publicznej. P o ­ seł i minister — był je d n a k zawsze więcej uczo­

nym i tereo ty k iem . Zmuszony emigrować, p r z e ­ b yw ał w P a ry ż u , potem w B rukseli, w alcząc z nędzą, lecz nie u sta ją c w pracy . D nia 29. m aja 1861 r. u m a r ł w P ary żu , pozostaw iając n a d e r b o g a te owoce swej uniw ersalnej pracy, p j w a ż a n y przez swoich i uznany przez obcych, jako mię d z y n a r o d o w a p ow aga naukow a Dzieła jeg o wy­

szły w zbiorowem wydaniu pod ogólnym ty tu łem :

„P olska, dzieje i rzeczy je j (1 8 5 1 — 64 r .) “ w 20

tom ach i zaw ierają, prócz zu an y ch już prac

wiele nowych a cannych m a tery ałó w do dziejów

polskich przez L elew ela zebranych.

(2)

Pieśń rozkoszy.

CZ. c y k lu : „Adoracya").

I.

byciem zmęczony, żółcią karmiony Przybywam luba do ciebie Tyś ini aniołem z przejasnem czołem,

Tyś gwiazdką na ciemnem niebit'.

Oc/.y się moje wtopiły w twoje Przepastne źr. nic lazury — Rozpacz ma kona u twego łona

Zwątpienia pierzchają chmury.

Usta spalona w twe zróżowione Zatap iu n wargi rozwarte I chwytam ciebie, cisnę (!■» siebie

Ty moja boska Astarte.

2

.

Sto słońc zapalać! światła 1 niech plonie!

Niech spada ciepłą, złotą kaskadą Na jaśmin ciała, niech drzy na łonie.

Niech pi rś całuje liliowo — bladą.

Niech światła b l a ;ki jej złote włosy

W swych eterycznych szukając falach, Hymn zaśpiewają tysiąco — głcsy

W burzliwych, dotąd nieznanych skalach.

Niechaj z niej światło zerwie osłony, I po klasycznych płynąc konturach,

W krwi jej rozpali pożar szaiony,

Niech on rozgorze w ócz jej lazuraci,.

A kiedy wreszcie oczy upoję * Harmonią kształtów boskiego ciała, W wounych jej ramion wplotę "Się zwoje

By czuć ja k ciało jej ku mnie pała.

3.

[ będę potem w*'de mon im szale Ust twych całował słodkie korale.

I będziesz drżała w mem uściśnieniu, Jakoby ptaszę w żarnym płomieniu.

I będziesz do mnie tulić się dziecię Snać najszczęśliwsza na całym święcie.

I ja k o powój tak sie owije Twe śnieżne ramię o moją szyję.

[ od rozkoszy łzy będziesz ronić I spazmatycznym śmiechem się bronić.

Aź wreszcie żarem uciech zmęczona.

Na biel pościeli padniesz spłoniona.

A gdy w źrenicach twych ognie zgasną Znów będziesz cichą, anielsko-jasną,

Zdzisław .

1

Z Y D O R U N C E W I C Z .

B o e i A i n e H A .

(N owela im presyonistyczna).

B y ło to je d y n e je g o zajęcie od ro k u . S tr o f o w a ła g o za to A g n ie s z k a , n a z y w a ją c bez o g ró d k i n ie d o łę g ą , s tro fo w a ł ró w n ie ż p a n J a k ó b , je d y n y z lic z n y c h n ie g d y ś p rz y ja c ió ł, k tó r y g o jeszcze czasam i o d w ie d z a ł, lecz on, K o ł e k nie r o b ił so b ie w iele z ty c h s tro ■ fo w ań .

— P r a c o w a ć ! — o d p o w ia d a ł z w y k le — lecz po co , a z r e s z tę ! ja k ? . S k le p u , k tó r y m ia łe m n ie g d y ś w m ia ste c z k u , n ie mam już d a w n o , g o s p o d a r z y ć n ie u m iem , p r z y tem n ą ty c h k ilk u z a g o n a c h , k tó r e p o sia d a m , czyż b y się o p ła c iło ? O t b y le w yży ć... I n n a rzecz

g d y b y o n a tu b y ła . A ! g d y p o w ró c i, z a p e ­ w n e że p ra c o w a ć b ę d ę , c h o ć b y o d ś w itu do no cy,..

T y m cz asem , z ło ży w szy tro s k ę , o w sz y stk o n a g ło w ę i b a r k i A g n ie s z k i, z a g łę b ia ł się p o c a ły c h d n ia c h w ro z p a m ię ty w a n ia p rz e sz ło ś c i lu b to n ą ł w ró ż o w y c h n a d z ie ja c h n a p r z y ­ szło ść.

O, b o w ie rz y ł w to św ięc ie , że o n a p o ­ w ró ci. I to w k ró tc e , n ie z a d łu g o . O c z e k iw a ł jej z d n ia n a dzień.

N ie ra z p a n J a k ó b . z a g lą d n ą w s z y do d w o r ­ ku , m a w ia ł z w y rz u te m :

— Mój L o l k u ! trz y k a p ita ln e g łu p s tw a c ięż ą n a tw o jem su m ien iu . P ie rw s z e , że w o - g ó le p rz y s z e d łe ś n a ś w ia t m ając , ta k ie n ie ­ z d a tn e i a r c y n ie p r a k ty c z n e u s p o s o b ie n ie , k tó r e k a z a ło ci o d d z ie c k a sz u k a ć zaw sze te g o , czego n ie z g u b iłe ś , i p r a g n ą ć te g o , cze­

g o n i e m a ; d ru g ie , że b ę d ą c ja k n a m a ło -

(3)

Nr. 8 M Y Ś L 53

Od r a d z e n i e i d e a l i z m u .

III.

W sz ę d z ie w ię c , we wszystkich objawach nauki i sztuki, obserwować możemy odrodzenie idealizm u. Co zaś się w yda nieco p a r a d o k s a l- nem, "to to, iż spróbuję w ykazać tę tendencyę naw et — w polityce.

P rzy zn ajm y , iż rz ą d z ą dzisiaj nie idee o- gólne, ani naw et wielkie interesy dobrobytu, chwa­

ły narodowej,. lecz in te r e s y pry w atn e, osobiste a m b ic y e i a p e ty ty .

D otykam t u kwestyi n ie z m ie r n ie drażliwej i przedew szystkiem z a strzeg am się, iż jakkolw iek n a myśli mam socyalizm — socyalistą nie jestem wcale. Ze wszystkich re form , jakiemi nam grozi socyalizm, nie uznaje żadnej. Reformy te wszakże są ty lk o stanem przejściow ym k ie ru n k u , i j a k ­ kolw iek pod nazwę socyalizm u podszywa się nie­

r a z niejedno p o g a rd y g o d n e uczucie — posiada on w sobie j e d n a k siłę nie do przezw yciężenia : siłę idei.

J a k ż e bowiem w ytłum aczyć inaczej p o w s ta ­ nie „socyalizmu katolickiego ? “ G d y b y nie było

■ w teoryi socyalistycznej nic więcej, prócz n ien a ■ wiści i zazdrości, prócz egoistycznych zachcianek i niskich in teresów osobistych — co by w ta k im r a z ie stawiało opór gorącym przeciw nikom, k tó ­ r y c h socyaliści mają legiony? i jak b y śm y w ytłu­

m aczyli ludzi t a k i c h , ja k d a w n y arcy b isk u p

*) P o d łu g F e rd y n a n d a B runetiere.

m ia ste c z k o w e g o k u p c a , w c a le za m o żn y m c z ło ­ w iek iem , o ż e n iłe ś się z w ę d ro w n ą a k to rk ą , a trz e c ie i n ajw ięk sze, że g'dy cię o n a w p rz e c ią g u d w u la t z ru jn o w a ła do szczętu i o p u ­ ś c iła n a s tę p n ie , m y ślisz jeszcze o niej a z w ła ­ szcza, w ierzy sz, iż p o w ró c i do cieb ie, h ołysza!

N a w sz e lk ie te je d n a k d e lik a tn e , p r z y ­ ja c ie ls k ie re fle k sy e i m niej d e lik a tn e u w a g i s ta r e j A g n ie s z k i, u p a r ty K o łe k a lb o c h m u ­ r z y ł się ty lk o i m ilczał, a lb o też k iw a ją c d o ­ b ro d u s z n ie g ło w ą , p o w ta r z a ł ze s p o k o je m :

— A ja w am p o w ia d a m , że n ie s łu s z n ie ją o sąd zacie... o d je c h a ła o d em n ie, b o c ią g n ę ło j ą do d a w n e g o zaw o d u , ja k ry b ę do w o d y . A le w ró c i z p e w n o śc ią T y lk o c o jej n ie w idać.

P rz e z c a ły ro k , a n i n a m o m e n t o niej n ie z w ą tp ił i d o p ie ro dziś. . n ie sp o d z ie w a n ie , c ięż k ie ja k ie ś m y śli w d a r ły m u się cło m ó zg u i z a m ą c iły sp o k ó j, ja k i ta m p a n o w a ł. P o w ie -

z Mayence, Mgr. de K e tte le r w Niemczech, j a k k a r d y n a ł Manning w Anglii lu b k a rd y n a ł Gibbons w Ameryce, k tó rz y chwycili w swe dłonie ster katolickiego socyalizmu? Sam o jego zjawienie się świadczy o szlachetnej idei, tkwiącej n a dnie t e ­ oryi socyalistycznej. J e s t to więc powiew ideału, który p rz y o b le k a ją c się w niemożliwe do u r z e ­ czywistnienia kształty, niemniej j e d n a k je s t w yrazem tendencyj idealistycznych , d rz e m ią ­ cych n a dnie d u sz y ludzkjej.

Usiłowałem wykazać w zrost ru c h u id e a li­

stycznego we wszystkich k ie ru n k a c h myśli l u d z ­ kiej. Na czyją k orzyść dokonyw a się to o d r o ­ dzenie, j a k a stąd pow stanie religia, m o raln o ść, polityka — to tajem nica przyszłości. Wogóle można powiedzieć, że ru c h św iata prow adzonym je s t przez dwie siły : idealizm i n a tu r a liz m . J e d n a m o ­ że i przew aża nad drugą, obie j e d n a k w spółistnieją.

P o d trz y m y w a ć i rozwijać je dnę,niszczyć złe w pływy d ru g iej — oto zadanie. N atu ralizm p ełen j e s t niebezpieczeństwa, ale i idealizm m a swoje sła b e strony, w sam ej sztuce choćby, w l i t e r a t u r z e i m uzyce: nie możem y bowiem p o z w o lić , aby z jednej strony była tylko s z tu k a d la s z t u k i , a z drugiej, by p o d p o rz ą d k o w a n ą ona b y ła w z u ­ pełn o ści pożytkowi. Nie zapoznajem y wielkości nauki, ale nie m ożem y się z g o d zić, ab y b y ła je d y n y m a rb itre m życia ludzkiego. C z y n i e znaczy to, że jest czas i dla idealizmu i d la n a t u r a li • z m u ? J e s t to k o u k lu zy a bardzo ostro żn a - • i obawiam się, czy nie w yda się wam ona zbyt oportunistyczną.

d z ia ł so b ie że m y śli te p rz y s z ły m u, g d y p a ­ t r z y ł n a tę ta m b o c ia n ic h ę n a g nieździe

T a k , o n a p o w ró c iła , a ta m ta ? o d ro k u , n a w e t listu nie m ia ł o d niej, a n i w ie d z ia ł g d zie się o b ra ca...

P oczciw y K o ł e k u czu ł, że je s t n ie z w y k le w z b u rzo n y . P o w s ta ł z sze z lą g a i d łu g o p r z e ­ c h a d z a ł się p o izbie.

— A m oże o n a is to tn ie n ie w ró c i, m oże n ie m y śli n a w e t o te m ? — z a p y ta ł się n ag le- N ie, to n iem o żliw e ! — z a p rz e c z y ł sam so b ie n a ty c h m ia s t. P o w ró c i z p e w n o ś c ią ; o b ie c a ła p rz e c ie ż !

J a k b y c h c ą c się u p e w n ić o tem , p r z y ­ s tą p ił do b iu r k a i w y s u n ą w s z y szufladę, w y ­ j ą ł s ta m tą d s ta r a n n ie zło żo n y , p o ż ó łk ły już n ieco a r k u s ik p a p ie r u .

R o z ło ż y ł g o i p rz e c z y ta ł u w a żn ie, p o

ra z z a p e w n e ty s ią c z n y w życiu.

(4)

Ażeby n a p ra w ić złe w rażenie, pośpieszam dodać, iż czas t e ra z je s t na idealizm i n a re a k - cyę we wszystkich k ieru n k ach i wszystkiemi siłam i przeciwko natu ralizm o w i, który ta k silnie utkw ił n a m we krwi. Ja k k o lw ie k bowiem wyraźne są przejaw y r o s n ą c e g o odrodzenia, są to jeszcze tylko niestety, sła b e odblaski. ' -

A nie obaw iajm y się t y r h uczuć. Idealizm , u jęty w odpowiednie f o r m y , d a je tylko dobro i zdrow ie. B ą d ź m y więc szczerze idealistam i!

B ądźm y n a w e t w prost z in te re s u , abv n ie b e z p ie ­ cznym ideom przeciw staw ić inne, bardziej s z l a ­ chetne. B ądźm y id ealistam i w in te re s ie l i te r a tu r y i sztuki, które b y ły b y inaczej prostem rzem ios­

łem , rzem iosłem hezużytecm em , g d y b y nie przy

św iecała im idea. W reszcie b ą d ź m y id ealistam i w interesie w iedzy i nauki, których postępy b y ­ łyby zb y t nie znacznem i, gdyby zm ierzały tylko do udoskonaleniu życia m a t e r y a l n e g o ; któ ry ch zasto so w a n ia d o p ro w a d z iły b y n as szybko do r o ­ zumowanego b a rb a rz y ń s tw a , b a r d z ie j nieznośnego,., bardziej o k ru tn eg o i rozpaczliwego, niż pierwotne.

W . KOSI AKIE W IC Z.

Ze stołu redakcyjnego.

„ J e r y c h o n k a “ ,

powieść M. Rodziewicss<Uvnej.

W arssaica, u L ew entala, 1S96.

Szkoda, że nie poznaliśmy Filipa, zanim uwi­

kłała go w swoje sieci baronowa Faustanger, wie­

dzielibyśmy bowiem, czy pannie Rodziewiczównie A r k u s ik z a w ie ra ł k ilk a la k o n ic z n y c h zd ań , s k re ś lo n y c h d o ść n ie w p r a w n ą r ę k ą k o b ie c ą .

B y ło to p o ż e g n a n ie , ja k ie K o łk o w i zo­

s ta w iła żona, u c ie k a ją c o d n ie g o p rz e d r o ­ k iem .

„Mój m ę ź u !“ b rz m ia ło , o w e p o ż e g n a n ie , o p u szc zam cię, g d y ż n ie m asz śro d k ó w , a ż e b y m nie o d p o w ie d n o u lrz y m a ć . P rz y te m , jam a r ty s tk a , p ta k w ę d ro w n y , k tó r e g o n a w e t ł a ń ­ cu c h em n a d łu g o do je d n e g o m iejsca nie p rz y k u je sz. T ę s k n o m i do w e s o łe g o ż y c ia i o k la sk ó w , O d la tu ję ja k o d la tu ją b o c ia n y p o d je sie ń , sąd z ę też, że m oże, k ie d y ś p o w ró c ę . J e ś li chcesz to cz ek aj".

Czy on c h c i a ł !!!

C z e k a ł też od ro k u c ie rp liw ie , w ierząc, że o n a z a p e w n e i w k ró tc e p o w ró c i. N ie dziś to ju tro .. S y ta s ła w y , z a tę s k n i w re szcie do n ie g o i p o w r ó c i ..

— O z p e w n o śc ią ta k b ę d z ie ! — rz ek ł K o łe k g ło ś n o sam do s ie b ie i uczuł, że n a ra z

chodziło o przekonanie nas, że kobieta zła, prze­

wrotna, zimna i samolubna nietylko paezy «harak- ter omotanego przez nią mężczyzny, ale i niweczy jego talent, czy też, że takie właśpie mdłe a chwiejne natury, jak bohater „Jerychonki,® ciągną, niby ćmy ku podobnym błędnym ognikom, ja k baronowa.

Koniec końców, jeżeliby nam szło o wydobycie sensa moralnego z ostatniej powieści p. Rodziewi- czównej, możemy przytoczyć jedno i drugie. Boć silnym charakterem nie je st Filip, skoro odziedzi­

czony spadek odrywa go od pracy, od sztuki i czyni zeń zblazowanego obieżyświata, skoro pokochawszy niegdyś Magdę Domontównę, mógł uledz czarowi tak pospolitej lwicy i kurtyzany, jak baro n o w a'i zaprzedać jej serce, duszę i ciało? Z drugiej j e d ­ nak strony, czyż życie, doświadczenie, nie dało nam poznać zagadkowych niemal ofiar zaślepionej namiętności? Czyż plugawe ręce wyrafinowanych lub bezdusznych zalotnic nie druzgotały najmister- niejszych i najszlachetniejszych n a t u r ? Jednem sło­

wem, obie tezy znajdują swoje potwierdzenie w życiu.

Zdaje nam się jednak, że pannie Rodziewi­

czównie nie ch idziło o tezę, ile raczej o odsłonię- cię rąbka zasłony, okrywającej ten świ«-' !’ł ć_

,7

tak świetnie przedstawił Sienkiewicz w „ l e j eiej.“ I trzebarnam przyznać, Ze pomimo p ■ - .w nia, jakie się nastręcza, „Jerychonka“ je st powie­

ścią ze wszech miar udatną. Spotykamy w niej kilka typów, doskonale obserwowanych i narysowa- nach umiejętnie. Taka Magda Domontówna nie jest w sz y stk ie , p rz e d c h w ilą p o w s ta łe n ie p o k o je i c ięż k ie m y śli, j a k b y z b la d ły i u s u n ę ły się w d a l sp ło s z o n e .

U ś m ie c h n ą ł się p ra w ie w esoło, p o b o ż n ie z ło ż y ł p o ż ó łk ły a r k u s ik do szuflady, i z d e - te rm in a c y ą p o w ró c ił n a szezląg.

W tej chw ili, u d rz w i d a ło się sły sz e ć p u k a n ie , a w ra z p o te m g ło s A g n i e s z k i :

— P ro s z ę p a n a ! o b ia d już g o tó w . C zy m am g o p rz y n ie ś ć ?

— N ie, n ie ! o d p a r ł K o ł e k z p o śp ie c h e m , p óźn iej je ść b ę d ę . S a m z a w o ła m . J e s te m o- g ro m n ie ś p ią c y te ra z .

W y r z e k ł się o b ia d u , z o b a w y , iż g d y w p u ś c i A g n ie s z k ę do p o k o ju , u s ły s z e ć m oże o d niej zn o w u ja k ą u w a g ę , k t ó r a b y m u dzi­

siaj — g d y je s t t a k c z e g o ś d ziw n ie p o d ra ż ­ n io n y s p r a w i ć ' m o g ła w ie lk ą , w ie lk ą p r z y ­ k ro ść ...

D o w ie c z o ra le ż a ł n a sze zląg u i d u m a ł

w y ją tk o w o ty lk o o p r z e s z ło ś c i; p rz y s z ło ś c i

(5)

Nr. 8 M Y

55

bynajmniej ja>ąś szablonową emancypantką lub tuzinkową --talarką, ale n a tu rą piękną, podniosłą i nawskr«& artystyczną Zyskuje ona naszą sympatyę od pierwszej chwili i nie razi nas bynajmniej jej kamraderya i pewna poufałość w stosunku z kole­

gami, których umie natchnąć czcią i uwielbieniem nietylko dla swego talentu, ale i dla swych nie­

zwykłych zalet umysłu i serca. Jakież piękne jest jej uczucie dla Filipa. Kocha go jako kobieta, lecz więcej jeszcze kocha w nim talen t i dlatego, gdy widzi, że on marnieje w ręku ladacznicy, każe mil czeć sponiewieranemu sercu i niby najtkliwsza matka postanawia ratować biedne chore dziecię.

Zostawszy w tym celu żoną Filipa, przekonywa się, niestety, zbyt prędko o swojej bezsilności, Dla niego nie ma już ratunku, grzęźnie bowiem coraz niżej w marazmie niskiej namiętności. Postanawia więc czekać, aż złamany, wyczerpany, przy jej sercu przyjdzie szukać ostatniej ostoi. Tymczasem szuka ukojenia w sztuce, której jest rzeczywistą kapłanką.

Obok Magdy spotykamy typ wielce orygina’ny O ryża. N atu ra to dzika, poniekąd gruba, ale w gruncie szlachetna i artystyczna. Borykający się od najmłodszych la t z nędzą, nabrał pewnej gory

c z v

dq W z i i życia, ale zachował serce zacne.

» i/w. f się do Magdy, ja k pies, który nawet i ,r . ?tą ,swoją warczy, chociaż. gotów w ogień za nią skoczyć. Oryż lęka się swego uczucia dla niej lęka się go zarówno ze względu na siebie, jak i na.

nią. W walce, ja k ą z własuem sercem stacza, miota się zapamiętale, jest, nawet chwila, kiedy mu grozi p o r u s z a ć n ie c h c ia ł, czuł, że co ś się w nim p rz e rw a ło , że m u cz eg o ś z a b ra k ło .

D o p ie ro g d y zm ro k p a d a ć za czą ł, w s ta ł i w y s z e d ł p rz e d dom , a ż e b y z a c z e rp n ą ć p o ­

w ie trz a i p o p a trz e ć n a szosę, w io d ą c ą o d miasta*

Ś c ie m n ia ło się pow oli, lecz

n a

zachodzie, p ło n ę ło jeszcze n ie b o ró ż o w y m o d b la sk ie m .

N ie u c h w y tn a , a je d n a k u p a ja ją c a woń w io se n n a p r z e s y c a ła p o w ie trz e , d rż e n ie ja k ie ś ro z k o sz n e u n o s iło się n a d ziem ią. W n ie d a le ­ k im k o ś c ió łk u d żw o n io n o n a A n io ł p a ń s k i, a h e n z p o za o p ła tk ó w s ły c h a ć b y ło p r z y tłu ­ m io n y g w a r lu d zi w ra c a ją c y c h z p o la, z r o ­ b o ty p rz y b ro n a c h i p łu g a c h ,

N ie z m ie rz o n a rz e w n o ść z a w ła d ła K o ł ­ kiem , z ro b iło m u się — n ie w ied zieć d lacz eg o

— p ra w ie sm u tn o . Z tę s k n o tą s p o jrz a ł n a szosę, b y ł a je d n a k w tej ch w ili p u s ta zu p e łn ie .

W ó w c z a s m im ow olnie, n ie zd a ją c sob ie z te g o s p ra w y , rz u c ił w z ro k ie m n a d ach , g d zie b y ło g n iazd o b o cian ie .

nałóg pijaństwa, lecz dobroć Magdy, jej szczera życzliwość trzeźwi go i godzi ze sztuką. Je s t on poniekąd antytezą Filipa i pod wpływem bowiem dobrej kobiety podnosi się i uszlachetnia.

Katastrofa nieunikniona zbliża się do kresu szybkim krokiem. Baronowa, pogodziwszy się z mę­

żem, który niespodzianie odziedziczył znaczny ma­

jątek po bracie, nie przebiera w środkach, aby się pozbyć natrętnego kochanka. Gdy jednak nie po maga drastyczna odprawa, .chwyta za rewolwer!

Wyznajemy, że pomimo całego wstrętu, jaki w nas budzi baronowa, nie widzimy j ą zdolną aż do mor­

derstwa, tem więcej, źe autorka nie usprawiedliwiła należycie tej potwornej ostatecznoścj. Filip umiera na ręku Magdy i Oryża, baronowa odchodzi bez­

karnie, rzucona na pastwę wyrzutów sumienia;

które, wątpić należy, czy tego rodzaju nędznica’

co ona, kiedykolwiek uczuje.

Fabuła, jak widzimy, bardzo naprężona, obfi­

tuje w szczegóły wielce charakterystyczne, dowo­

dzące, że panna Rodziewiczówna zna świat, klóry opisuje. Zarzucilibyśmy jednak, że autorka, oba­

wiając się szablonu, popada poniekąd w przeciwną ostateczność. Wszystkie jej postacie mają pewien pokrój dziwaczny i wybiegają po za sferę ludzi normalnych. Wszędzie znać duchowe pokrewieństwo

7

, „Dewajtisem,11

„Es W a r“ (powieść U. Sudermanna.) Z niemieckich, współczesnych pisarzy, znany jest u nas może najdokładniej Suderinann, wszyst-

B o ć k o i je g o m a łż o n k a , p o c h o w a w sz y po je d n e j no dze o ra z d łu g ie sw e d zio b y p o d s k rz y d ła , sta li n a s k ra ju g n ia z d a i, s to ją c ta k , d rz em ali p rz y tu le n i d o sieb ie.

K o łe k p a tr z y ł n a n ich , p a trz y ł, p o te m o d w ró c ił g ło w ę , o d sz e d ł k ilk a k ro ów , w r e ­ szcie zn o w u p o w ró c ił i zn o w u p a tr z y ł, p a ­ t r z y ł d łu g o , a za raz em czuł, że im d łu żej p a ­ trzy te m siln ie j, n ie p o h a m o w a n ie ] n a c h o d z ą g o zn o w u o w e cięż k ie m yśli, k tó r e g o już w p o łu d n ie d rę c z y ły .

A je d n a k , to d ziw n e 1 z a m ru c z a ł w re s z ­ cie p ó łg ło s e m — t a k a b o c ia n ic h a , to ta k ż e p ta k w ę d ro w n y i p r o s te zw ierzę, a p rzecież...

p rz ecież w r a c a do g n ia z d a !

...O d tej d o b y , sp o k ó j, d e te r m in a c y a i

b ło g ie ch w ile m a rz e ń n a śzezląg u , z n ik n ę ły

d la p o cz ciw eg o K o ł k a b e z p o w ro tn ie .

(6)

kie bowiem jego dramaty wkrótce po ukazaniu się na półkach księgarskich, ukazują się na polskiej scenie.

Nie ta k dokładnie ja k dramaturga, znamy Sudermanna jako powieściopisarza bo, o ile wiem, jedynie jego „Kuma troska® przed laty a niedawno ostatnia powieść „Tak było" ukazały się w polskim przekładzie.

Najwcześniejszy zbiór nowel Sudermana „Im Zwielicht," zdradzających później ujawniający się wyraźniej właściwy mu sarkazm i iro n ię ; dwie nowele wydane razem pod zbiorowym tytułem „Die Ge- schwister“ może najlepsze, z powodu znakomitej ana­

lizy psychicznej, ze wszystkich utworów Suderman­

n a ; mniejszej wagi „Wesele Jolanty" i pod wzglę­

dem techniki pisarskiej rozumny „Katzensteg" — oczekują dotychczas pióra tłumacza. Pragniemy poświęcić dziś wiązankę uwag ostatniej powieści autora „ Honoru. “

Ju ż przy komedyi Sudermanna „W alka motyli" a także przy ostatniej p. t. „Szczę­

ście w zak ątk u ", k ry ty k a stwierdziła pewne obni żenie talentu do niedawna najgłośniejszego dram a­

tu rg a niemieckiego. To samo spostrzegać się daje po przeczytaniu ostatniej jego powieści: „E s war."

Niejaki Leon v. Sellenthin zawiązuje stosunek z panią Felicyą v, Rhaden, żoną swego znajomego.

Miłość t a wychodzi na jaw, skutkiem czego przy­

chodzi do pojedynku w którym ginie v. Rhaden a Leon ucieka do Ameryki. W czasie jego pobytu za oceanem, Felicyę poślubia serdeczny przyjaciel Leon Ulryk v. Kletzingk. Powróciwszy z Ameryki i dowiedziawszy się o małżeństwie U lryka z swą da­

wną kochanką (o czem Ulryk niewie) Leon poczyna się dręczyć myślą, że stał się winnym wobec przy­

jaciela, zamiast jednak zdjąć z oczu jego przepa skę, milczy. Tymczasem Felicya ciągnie go znowu w swe sidła — aż wreszcze zrorpaczouy Leon p o ­ stanawia odebrać sobie życie wraz z ukochaną ko­

bietą, która jednak pomimo, że na plan Leon się zgodziła i pomimo pseudomiłości, z ja k ą mu się narzu ca— w chwili stanowczej przywołuje męża, zdra­

dzonego przez siebie, na pomoc. Znów więc ma przyjść do pojedynku, rzecz się jednak wyjaśnia.

Kletzingk wypędza żonę z swego domu, Leon godzi się z życiem i koniec sensacyjnej powieści.

Tem at to wcale nie nowy. Tych „trójkątnych małżeństw," ja k je Ibsen nazywa, a nawet „czwo- rokątnych“ ja k w „Kłamstwach" Bourgeta mamy aż nadto w dzisiejszej literaturze powieściowej — t.ik, że powieść gdzie niema niewiernej żony zali­

czać nawet trzeba do wyjątków. Ale pominąwszy

to, i analiza psychologiczna, p o z b a w i a w „Es w a r“ wiele do życzenia.

D. c.

1

x

1

.

N otatki literacko-artystyczne.

* Z teatru. P. Kamińskiemu'zawdzięcza Lwów

Kilka wieczorów istnej biesiady artystycznej. O t a ­ lencie wybitnym p. K. dochodziły nas dotychczas jeno bardzo głośne echa z Krakowa, a jaszcze d a ­ wniej z Petersburga, ale teraz dopiero mogliśmy naocznie przekonać się, że opinja, z j a k ą do nas przybył, je st całkowicie usprawiedliwiona, powie­

dzielibyśmy więcej, że arty sta ten p rz e ra sta w rze^

czywistości głoszone o nim zdania silą niepospolitego talentu. P. Kamiński należy niewątpliwie dziś do najlepszych charakterystycznych aktorów w Polsce, posiada wybitną indywidualność gry, zarówno w ogólnero, zasadniczem pojęciu odtwarzanych postaci ja k i w najdrobniejszych, subtelnie zróżniczkowa­

nych szczegółach. W interpretacyi Kamińskiego niema przedewszystkiem szablonu, brak maniery, po której niestety starszej daty aktorzy prześliz­

gują się ku dekadencyi — jest natomiast wielka

p r a w r l a ż y c i o w a w

'-nh-j Hfl^oici. prom"U‘nH.!j;1- ca w każdej postaci, zarysowana wszędzie jasno, wypukłe i nadzwyczaj plastycznie. P . Kamiński nie jest a rty stą zaskorupiałym w pewnej ograniczonej sferze i kategoryi ról— przeciwnie, powiedziałbym, że jest może za róźnolity, trochę za uniwersalny.

Widzieliśmy go jako przebiegłego Bajdalskiego w D a m a z y m Blizińskiego bezpośrednio po Juzowie w Ł a p o w n i k a c h , K e s s l e r z e w W a l c e m o ­ tyli i D y r e k t o r z e . Jakaż to odrębność typów, jak wielka przepaść moralno-psychiczna dzieli od siebie te charaktery ! P. Kamiński jednak potrafił się wcielić w każdą post; ć i nietylko j ą odszkico- wać ale głębokiemi, wżerajacemi się w u m js ł widza rysami odtworzyć i dał nam cztery odrębne, ale skończone kreacye.

b.

* Występy Wł. Wojdałowicza cieszą się na scenie lwowskiej t e a tr u letniego dużetn a zasłużo- nem powodzeniem. B, ulubieniec publiczności lwow­

skiej, obecnie zajmujący wybitne stanowisko w t e ­ atrze Rozmaitości w Warszawie potrafi po mistrzow­

sku wcielać się

w

postacie charakterystyczne swe­

go bogatego repęrtuaru, nadając każdej roli, choćby drugorzędnej, cechy wysoce indywidualne, świadczą­

ce o inwencyi i talencie artysty. Bliziński mówił

piszącemu te słowa, (a był on, jak wiadomo, bardzo

wymagającym), że „Damazy w grze Wojdałowicza

jest lepszy od oryginału'1 a pochwała t a z ust nie-

(7)

Nr. 8

M Y Ś L 57

zapomianego twórcy Marcowego kawalera" s ta r­

czyć winna naszemu gościowi za najchlubniejsze świadectwo.

* 6rolgbie serca (Obłąkańcy). Komedyę w 4 aktach pod powyższym tytułem złożył dyrekcyi lwow­

skiego te a tru utalentowany powieściopisarz K. Ro- jan. Nie wątpimy, że dyrekcya nasza, z powodze­

niem dążąca do podniesienia i rozszerzenia r e p e rtu ­ aru swojskiego — zakwalifikuje sztukę p. Rojana do wystawienia w najbliższym sezonie, tem snad- niaj, iż o ,,Gołębich sercach11 dochodzą nas bardzo pochlebne opinje z ust miarodajnych.

*

Z Kralcowa piszą n a m : ,,Operetka lwow­

ska cieszy się u n a s rzetelnem powodzeniem. K ra ­ ków spragniony jest przez rok cały poważniejszej i lżejszej strawy muzycznej, nie dziw więc, że teatrzyk letni w parku krakowskim (nawiasem mó­

wiąc ładnie odrestaurowany) zapełnia się co wie­

czór po brzegi a publiczność z przyjemnością na­

pawa się melodyjnemi walcami i dowcipnemi kuplo tami p, Myszkowskiego. Opera rozpoczyna swój se­

zon letni z dniem 10 bm. „ H a l k ą ' Moniuszki. Naj­

bliższy repertuar zapowiada gościnne występy pp.

Bandrowskiego, Almy, Arklowej,Floryańskiego, My- szugi i w. i. Dyrekcya opery spoczywa tu w ener­

gicznych rękach p. H ellera".

* Sztuka Grubrycii Zapolskiej „Żabusia" za­

kwalifikowaną została do wystawienia na deskach teatru Rozmaitości. Tytułową postać w tej nowości odtworzy p. Trapszo-Chodowiecka.

»

* F . S o u rg e ta najnowsza powieść p t.: „Idylle

tragiąuc “ która wychodziła w licm ie de P aris, ukazała się obecnie w handlu księgarskim.

*

Polacy na imjstawie berlińskiej. Dział pol­

ski nie wielką zajmuje salę, ogólne jednak budzi zainteresowanie; szczególniej „ Przed śnieżnym szla­

kiem" Pruszkowskiego i „Melancholią11 J a c k a M al­

czewskiego tłumy stoją. F a ła t wystawił trzy obra­

zki, z których niepospolicie wykonaną jest „Scena w atelier," Czachórski w „Biżuteryach “ celuje, jak zwykle, dokładnem wykonaniem i pięknością twarzy pań, oglądających klejnoty; B randt nadesłał „A larm ,11 Siemiradzki „Z życia rzymskiego," Rosen „Z po wrotu Napoleona r. 1812," Pochwalski dwa świetne portrety, Boznańska portret, Mehoffer portret o oryginalnej, wymuszonej pozie, ze znacznym wy­

konany talentem, Alchimowicz wrażenie robiące

„Zgliszcza,11 Ejsmond „Scenę z chaty leśnika," w której niezrównanie pochwycił typy chłopów z oko­

lic Warszawy, Augustynowicz swój wyborny portret, Wyczółkowski „Groby królewskie11 i „Chrystusa 11 w podziw wprawiające plastyką, Stanisławski kraj­

obrazy, Wodzinowski „Baletniczki," Kotarbiński

„Judasza" z pysznemi postaciami żydowskiemi, Stankiewiczówna ładne pejzaże, Kurelła sceny z po­

dróży, Pankiewicz dwa iiuprcsyonistyczne świetne krajobrazy.

* J u liu s z M assenet ukończył nową operę p t :

„Kopciuszek" (Cendrillon).

* 2 0 0 -n ą rocznicę zgonu Ja n a Sobieskiego obchodzić będzie Lwów 17 bm. W teatrze ujrzymy tego dnia znany dramat Asnyka: „ K ie js tu t1'.

* N agrody. Na ostatniem posiedzeniu akade­

mii wiedeńskiej zakomunikował zastępca kuratora

Stemayr, że nagroda imienia Grillparzera dla po­

etów przyznaną została Gerhardowi Hauptm annowi za dramat „Hannele," zaś nagroda Baumgartnera, dla przyrodników, podzieloną została pomiędzy : Le- narda w Akwizgranie i prof. Rontgena w Wiirtz- burgu,

* „ E chou tow. śpiewackie we Lwowie zyskało znakomitego dyrygenta w osobie p. J a n a Galla, wielce cenionego kompozytora. Szczęśliwy ten wy­

bór wpłynie bezwątpienia na rozwój sympatycznej instytucyi i podniesienie jej na wysoki poziom a r­

tystyczny. Prezesem swym wybrało „Echo“ p. Las- kownickiego, współredaktora „Słowa polskiego11, któ­

ry niezawodnie nie odmówi E c h u skutecznego po­

parcia.

* D zieło pośm iertne T a in ć a . W krótce wyj­

dzie pośmiertna książka Taine’a, napisana jeszcze w r. 1864 i niedrukowana p. t.: „Notes sur la France," w rodzaju dziel, które Taine poświęcił Anglii i Włochom. S ą to wrażenia z podróży. Taine pozostawił także obfitą korespondencyę. Nie ukaże się ona osobno, ale wyjątki z niej zostaną umie­

szczone w obszernej biografii, nad którą z inicya- tywy pani Taine pracuje

p.

Chevrillon, krewny i ulubiony uczeń mistrza.

* Z prośbą o zamieszczenie otrzymujemy na­

stępujące pismo : „W ydawnictw o „Ogólnego k a t a ­ logu książek polskich" — zwraca się niniejszem do wszystkich pp literatów i publicystów, którzy ogłosili w oddzielnych książkach lub broszurach między r. 1878— 1895 jakiejkolwiek treści pracę, ażeby zechcieli przesłać łaskawie dokładny spis t y ­ tułów z podaniem formatu, ilości stronic, miejsca i roku wyjścia, nakładcy, dru k am i i ceny, pod adre­

sem: „Wydawnictwo ogólnego katalogu książek polskich" we Lwowie, hotel Europejski, czem nie­

zawodnie przyczynią się do dokładności tej bibljo- gratji."

f N ekrologja. Józef Przyborowski b. prof.

Uniw. zmarł w Warszawie. — Paweł Koźmiński, utalentowany pisarz i autor dram atyczny w W a r ­ szawie. Ludwdk Boller, znakomity pejzażysta, twórca pejzażu w panoramie Racławic, u m i r ł w Monachium.

Dr. Ludwik Natanson, głośny lekarz, uczony i fi­

lantrop w Warszawie.

* K o nkursu. Powtarzamy, że warsz. Kurj.

Codzienny, ogłosił konkurs na jedootomową powieść społeczno obyczajową współczesną, nie przekracza­

ją c ą rozmierami: 8 - 1 0 . 0 0 0 wierszy. Nagroda za najlepszy utwór wynosi t y s i ą c r u b l i . Wydaw­

nictwo K u r j e r a, prócz nągrody zapewnia jeszcze autorom prac odznaczonych przez komitet konkur­

sowy, honoraryum po 5 kop. od wiersza. Termin nadsyłania rękopisow pod adresem redakcyi K u r j . C o d z . upływa zduiem 1 listopada b. r. Red. Kurj.

Warsz. ogłosiła jak przedtem konkurs dramatyczny na sztukę oryginalną polską. Najlepszy utwór otrzy­

ma 500 rs. nagrody, druga nagroda wynosi 300 rs.

Termin nadsyłania prac Oznaczono na 1 czerwca 1897 r.

Dalszy ciąg powieści A. D um asa: „N ad u r­

wistą skałą“ odłożyć musimy dla braku miejsca do

następnego numeru.

(8)

W y ch o d z ące we Lwowie n a j t a ń s z e p i s m o

co dzien n e

:i

k o s z tu je m iesięczn ie we Lw ow ie I złr. n a p r o -

w incyi I złr. 35 ct.

GALICYJSKI e

*

rvi

B A N K K R E D Y T O W Y

U

r L. r j s .< *

począwszy od 1. lutego 1890

wydaje it j

4°|0 asygnaty kasowe y « i z 3 0 - dniowem wypowiedzeniem

3 ' 20|o asygnaty kasowe H b | Ł . ‘ | f ]

z 8 dniowym wypowiedzeniem. p es »

g Jt

W s z y s t k i e z a ś z n a j d u j ą c e s i ę w b i e g l i 4 ' / , asygnaty kasowe

( )

w

y >

n

r i

n

z 9 0 - d m o w e m w y p o w i e d z e n i e m o p i ’o-

c e n t o w a n e b ę d ą począwszy Od 1. maja H «

L _

ÓD

1890 r. po 4 % z 3U -dniow ym t e r ­

& ^

m i n e m w y p o w i e d z e n i a . H p

<d £

Lw ów d n ia 31. styczn ia 1890.

i S;

M - -

D y r e k c j a . H s

C

(Przedruk nie będzie

płacoDy.)

■=

*

dr

o

p-

(0>ł

o Ti

03*= jsc cr e-

O CO =

.S2,fe ó £ i «■■§

■ pjj ca ■— > ca

« . .S .= -g * .H>

i '(? o" S"-* =

- i h.b.urg-°

-x <u- Ł .*

n

cu* a;- i u. .v*

P c o

N N N .k i U

-N O O o M ^ ^

“ ■•g '■jfJN “■ a s

® ° g. g. -® s

°„.o_o o°»

ZT* ©~~ eT"' ^3" ~^T

^ T t T t L O ^ r t

3 5.2 «

S i CL.-O . —

pq . o 3 o

a N f-i -r-®

s CO r - 1 a - >

‘o ? . s ,

= •£ p_i O g

. O

*

2 co -d .03 o

>1 o o ° cl

co ii o w

a £ s £ E

flS w " -

h o £ .£ «

.2 g

J g c a «

a : i i i

^ <u s i « - s °

& a

1=3 o

^4

03

* . g O c

‘i E P >, IM

a .

£

£ *r 73 - — ^

■o « P.E

^ ES °

CL) &co P -w

■*

0 5

<D O

i - j j CD

V^»

‘o. O

CC " O _ o

o

•™ a

a> £ 22 _ ■=

J « E ° i Ł s f o

£ N 5 O

N . O U

s Sm

i os £

^

. o

*“ p

* " a . m

£ •

CO ' O

* -N

S"£

03 m iS) O r ,

£ O N

— ■ O

•Sć SI

P »

Ci Ctf n ■

S

.o j

- *

1 o o

s 5 -° £ ^

o ^

o g £■*■“ 2 g l i g N ^ i J M f g S . 3 1*

J C O ® 5 CO C 03

CŁ.0- O ca >-,

£ > E - = H f i « a S ^ > - S i 5

0 .22 .22 «•— ■§

n o © o _

y-4 ~9~ © © tH C ©'

IO io rł- rt" IC

e*j ►'j — _jc k * 0 C3

« r | l s ^ «

- - O & 3 g

£■5

CO

o O O)

5 O C

>< SM

-ł-' p

e r s j

. a> o- as

»- o a ca ja -* .^r=3

° i o C l. ®

03

S § - l "

c

£

-S ^-g

03

O CŁ-w O N Pł

O

PiP

r X

Treść: J. Lelewel. — Pieśń rozpaczy, przez Zdzisława. — Odrodzenie Idealizmu III., przez W . Kosiakiewioza. — Ze stołu redakcyjnego. — Notatki — W o d c i n k u B o c i a n i c h a ‘ J. Kuncewicza.

R e d a k to r odpowiedzialny i w y d a w c a : J ó z e f Borusztein. Z d ru k a rn i Inst. Sta,uropigiań3kiego.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zmniejszenie ciśnienia pod kloszem pompy umożliwiło ukazanie roli po- wietrza w propagacji fal dźwiękowych oraz skutek obecności powietrza, jakim jest siła

Mój kolega, zapytany przez nauczyciela, nigdy nie zbaranieje. Przy mnie nigdy nie będzie osowiały. I musi pamiętać, że nie znoszę.. Tak samo nie cierpię jeszcze jednej cechy

ruchu jałowego/ frokwonejo wyborczą na •'&lt;$ - 2 terenu Gliwic napłynęło 607 po.iiorów, jednak dotyczyły ono zbyt małej ilości lokali, by dać wiarygodny

Projekt jest współfinansowany przez Unię Europejską w ramach środków Europejskiego Funduszu Społecznego 5 CYKL KOLBA I ODPOWIADAJĄCE IM STYLE UCZENIA SIĘ. WYRÓŻNIONE

W związku z powyższym 20 października 2020 r. zwrócił się do Piotra K. o zwolnienie go z obowiązku zapłaty czynszu dzierżawnego za 2020 r., argumentując, że za ten

Łódź jak dotąd nie dorobiła się nieruchomości z segmentu premium, jednak wiele wskazuje na to, że i ta nisza zostanie wkrótce zagospodarowana.... Kolaż przedstawiający

Jak twierdzi archeolog Maciej Szyszka z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, który przyczynił się do odkrycia owej piwnicy, pierwotnie budowla ta była jadalnią i kuchnią, w

Nikt nie może dwom panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi. Nie możecie Bogu służyć