• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 8, nr 7 (1928)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 8, nr 7 (1928)"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

□ □ W R R S S R W R HRHKÓW P G 2 N A Ń □ □

MIESIĘCZNIK SWIHSKU SODHŁICHJ MHRJRH.

tZ3Ue2HiÓW SSKÓŁ ŚREDNłfiH W POLSCE. EZ3

H O R E S R E D . I H D M I H i S T R . K S . 3 Ó 3 E F WI NK O WS K I

S H K O P H M E X M f l Ł O P O L S K H X Ł U K R S S Ó W K f l .

KWIECIEŃ 1928

(2)

W A Ż N E !

Warunki prenumeraty m iesięcznika „Pod znakiem Marji" (9 numerów rocznie) na rok szkolny 1927/8

z przesyłką pocztową NIEZMIENIONE Całorocznie :

i i i jj J “ m 7} «■ t-ji

kategorji w Polsce: * w Polsce: Ł I U Li. zagranic?. £!.

Pojedynczy numer:

i n ni . u nr j ł *=>“ i i nr kategorii w Polsce: H** w Polsce: a'* nuroucą. " J u l .

Nr konta P. K. 0 . 496.680, Kraków.

©•••c®®®®®o®®o®®®®®®®$®®©s&®©e®9©®e©©© «©&©:£©

TREŚĆ NUMERU: str

Z m a rtw y c h w sta ł!... ...145

Na lepsze jutro — na lepszy dii< ń — Z P / u s k i ...146

Wiosną — J. R u l l i n ... ... . 148

Brzemię odpowiedzialności — X J W . ... ... .... i 48 Katolik z wiary i c z jn u ... ... ... 50

.K ról samochodów" — o r e l i g j i ... . . 152

Wyznanie porucznika' ... . 155

Zerwane nici — X J. W i n k o w s k i ... 157

List do prezesa, który się martwi — K s i ą d z ... 158

Wiadomości katolickie — Z Polski — ze świ t a ... 1 yj Z akadern. Koła Misyjnego w Po?naniu ... ltil Rzeczy c i e k a w e ... ... 162 i Nowe książki i wydawnictwa (W ojciechowski B zow ski - H u p e r t — R o c z n i k ) ... • ... 161 J Czasopisma nadesłane do Redakcji . ... 162

Część urzędow a i o rg an izacy jn a Komunikat Prezydjum Związku Mr 7... ...163

Nekrolog j a ... • ... 163

Ze spraw K o lo n ji... ... 164

Z listów neszych Przyjaciół ... 165

Od W ydawnictwa ... .... / ... 166

Nasze Sprawozdania ;(Bflrauowicze — G niezno — Jar. siaw II. — Ka­ towice — Kraków II. — Kraków 111 — Kr. 1. Huta — Łuck — M i e l e c ) ... 166

VII. Wykaz darów i w k ł a d e k ... . 168

" z " A L E G Ł O Ś C I K A S O W E

stanowią największą plagę Centrali 1_______

Okładkę projektow ał prof K. Kłossowski w Zakopaitem.

(3)

Zmartwychwstał!

P atrzcie!

Piotr i* Jan społem bieżą do grobu Jezusa.

Chwilę temu Marja z Magdali zdyszana przyniosła ,do wieczernika wieść niepojętą, iż w zięto P ana z grobu i oto ci dwaj, bez chwili namysłu, bez wahania biegną co sił, Piotr i on uczeń drugi, którego m iło w a ł Jezus...

Jan A postoł z całą swoją płomienną miłością, głęboką wiarą i nieskalaną duszą biegnie... i on — najmłodszy z A po­

stołów i najbardziej umiłowany, wiedzie nas młodych za sobą do Zm artwychwstałego Jezusa...

Nie brakło go u stóp krzyża, nie!, może brakować go w triumfalnej grocie Zmartwychwstania.

Tam, on — pierwszy sługa i sodalis Marji trw ał niewzru­

szony, jedyny z uczniów, wierny do ostatka...

Tu — pierwszy u grobu, bierze nagrodę za miłość i wierność.

Tam na Golgocie, zwyciężając obawę i wzgląd lu d z k i brał z wysokości krzyża pasowanie na sodalisa M atki Dziewi­

cy — już na zawsze!

Tu — pierwszy z A postołów ogląda znaki triumfu Jezusa i staje się uczestnikiem jego zwycięstwa.

Idźmy za Janem S o d a lisi!

(4)

146 PO D ZNAKIEM MARJ1 Nr 7

Odważni w wierze, wytrwali w cierpieniu, bohaterscy w walce, trwajmy u boku Matki naszej pod Jezusowym krzy­

żem obowiązku, pracy i ofiary. Gdzie Ona, tam i my być musimy, choćby poświęcić siebie do o sta tk a !

A Dobry Pan w nagrodę za wierność i nam nie odmówi cudów Zmartwychwstania i Triumfu swojego.

Przez wiarę, nadzieję i miłość złączeni z Piotrem i K o­

ściołem, dobiegniem i my do blasków ostatecznego zwycięstwa

^ostatecznej, najwyższej nagrody...

Niech się jwięc krzepią serca, niech się prężą młode pier­

s i^ dłonie i krok szybki niech się podwaja — jako Janowi...

D o Pana idziem, d i Chrystusa Zmartwychwstałego bieżymy.

I nic już na świecie nie zawróci nas z tej drogi ku N ie -e mu ! Prawda (J^o:hani Sodalisi ?

Prezydjum ) Z w ią zku i R edakcja m iesięcznika składają C zcigodnym X X . Moderatorom, D rogim Sodalisom ij w szy- s tk im ] S z. C zytelnikom i Przyjaciołom naszego Z w ią zku i pism a najserdeczniejsze życzenia radosnego Alleluja.

ZD ZISŁA W PRUSKI S. M.

*kl. VII. g., P iotrków ^I.

N a lepsze ju tro — na lepszy d zień...

...Celem sodalicji marjańskiej je st: „p rzei szczególną cześć Najśw.

P anny wyi-obić w każdym stanie za:tęp ładzi dzielnych — aby przez nich ^święcić poszczególne jstany, a przez stany społeczeństwo całe".

Cel ten stawia sobie sodalicja mariańska jasno i wyraźnie, g d y i jej członkowie muszą wiedzieć, dokąd ich sodalicja prowadzi. O c o lo te g o celu ooraca się cała nasza działalność, nasze posiedzenia i o b ra­

dy, nabożeństwa i zebrania miesięczne. M ożaaby śmiało o nich powie­

dzieć ze S k arc ą: „Zbieramy się tu w In ię Pańskie, na opatryw anie niebezpieczeństw naszych, aby to, co się do upadku w nas nachyliło — podeprzeć, co się skaziło — naprawić, co się rozwiązało —- spoić".

I spytałby niejeden, co my młodzi, z gote.ni ręka ni możemy po­

deprzeć, co naprawić, co sp o ić ? — Mie jestże to czasem poryw ania się ^z .motyką na s ło ń c e ? — N iel Bo my nie chcem y nic zmieniać

(5)

Nr 7 P O D ZNAKIEM MARJ1 147

■dokoła, tylko w sob ie; a g d y w sobie zmienimy, w tedy i to, co się w nas nachyliło — podeprzem y i to, co się w nas rozwiązało — spo­

imy !

A by ziściła si^ praw d a słów łegjonisty o swej ojczyźnie — naj- większych stów, jak pow iaaa W itkiewicz: „aby Polska — nie ta o d morza do morza, ale ta, co bije w każdem sercu" nie zginęła, na to potrzeba, aby każda serce czuło się polskiem i w miarę siły .o p a try ­

wało niebezoieczeństwa" u d ręczonego kraju; aby nad wszystkiemi szla­

kami, po których ludzie dążą do swych cjlów , unosiio się wielkie tchnienie ojczyzny, aby było nam drogowskazem .

A dokonać tego — w jaki sposób ?

W iele zastanawiali się nad tem dawni i współcześni myśliciele, aż doszli do przekonania i stwierdzili z całą stanowczością, że o tyle będziemy działać dla d o b ra kraju, o ile sami staniemy się lepsi,

W ięc pierwszą literą n iszej pracy sodalicyjnej winno być ulep­

szanie samych siebie. — A więc wyrabianie charakteru! — D latego i w tym celu istnieje sodalicja m arj^ńika. Aspiranci, kandydaci, jak również sodalisi winni uświadomić sobie, co ich skłania do wpisania się do sodalicji — winni rozważyć, jaki pożytek daje im sodalicja i co- by chcieli, aby im so d d icja dała.

A jeśli na te pytania dadzą sobie odpow iedź i odczują potrzebę przynależenia do soddicji — ślubować winni, że dzień po dniu p o ­ św ięcać oędą c ję ść swych chęci, swych przyjemności na rzecz dobra pow szechnego; że codziennie zdawać będą sobie spraw ę z myśli, uczuć postępków i codzień będą się brać za bary i zm agać ze sobą. —■

Mickiewicz powiedział: „o ile powiększycie i polepszycie dusze was7e, o tyle powiększycie prawa w*sze i powiększycie grartice".

W ięc — charakter, przedewszystkiem charakter, moc woli. Mięk­

k o ś ć —- to w róg ideału. Miękidem d(uLem nie wyrzeź>i$s, na miękkiern kruszcu trw ałego śladu nie zostawisz. A my sodalisi, chcemy rzeźbić przyszłość. W yrobienie woli —1 to fundam ent tej budowy. T aka jest nasza idea przewodnia, lecz wszelka idea, to tylko dro g a do mety.

Metą jest ideał.

Jakim jest nasz id e a ł? — Jed en dla wszystkich w spólny: ofiarna praca dla społeczeństwa, praca, stojąca n i e n a d r o d z e n a s z y c h ż y c z e ń , a l e n a d r o d z e n a s z y c h o b o w i ą z k ó w i p o w i n ­ n o ś c i .

Pamiętajmy, abyśmy nic takiego nie popełniali, przez cobyśm y zasłużyli być nieszczęśliwymi.

Drugi id e a ł— ideał osobisty, jest dla każde j o inny. Bo jak słusznie K althof pow iedział: „Vlój ideał jest moim; me mogę go na innych przenosić, ani go innym pożyczać, ani go d o . drug.ca dopasow ać" —-

„Czem ty masz zostać, t e n ja stać się nie mog»j, ani ty nie możesz zostać tem, czem ja winienem zostać'1.

Każdy z nas ma swój cel i każdy zdąża do mety życiowej. Niech zatem k iżd y idzie d ro ją , którą już teraz sobie wytknął, a spełni g o ­ dnie obowiązki obyw atela kraju, a powinność członka sodalicji marjaś*

skiej — przedewszystkiem .

(6)

148 P O D ZNAKIEM MAKJ1 Nr 7

JE R Z Y ROLLIN S, M.

cW i o s n a

, c

Wiosną —

; B ą d ź pozdrow iona naszych serc Królowa, Jasnym prom ykiem w schodzącego sionka, Pięknością lilji — św iergotem skow ronka — / w ód szem rzących piosenką echową

Wiosną —

B ą d ź pozdrow iona' uśm iechem kaliny / rąbkiem zo rzy, co się kąpie w w odzie J skargą cichą serca d ziew czyny I zorzą ognistą w zachodzie — — —

Wiosną — \

W iosną św ia t w ielki i cały o — P a n i!

Z m odlitw ą na ustach do Ciebie się niesie, A g ło s p ta szęcy szu m ią cy p o lesie J u i n u c i: — .M y Tw oi p o d d a n i'...

Wiosną —

7obi* Królowo Wszechświata — Jako ofiarę niesiemy cierpienie!

/ źal za grzechy — własne poświęcenie, B o Tyś o l — M arjo w litość bogata!

Wiosną —

Imię 7we nasze szum ią zdroje,

Gdy się w nich księżyc przegląda sre b rzy ły , Ustępuje widmo między fa l zw oje: — 7wój io je s t obraz przeczysty...

Wiosną —

Błogosław nam w tru d zit, niedoli — W zejdź na niebiosa, ja k cudna Jutrzenka, Zakończ tierpienia serc biednych w niewoli-—

Bo z przyjśnem Twojem ustaje — męka — M arjo !..

Brzemię odpowiedzialności.

Bywa czasem tak w życiu m łodego chłopca, że d o n jejęc rodzinny dotknie jakieś okropne nieszczęście, jakiś zgon lub ciężka choro b a i nagle na je^o m łode, słaue barki zwali się brzem ię olbrzy-

■■ich, nieraz nad siły obowiązków, olbrzymich odpowiedzialności za dom i za młodsze r odze ńs t wo. 1 świadczy życie i dziesiątki przykła­

dów, że zwykle takie brzemię, takie poczucie niesłychanie wyrabia w o­

lę, krystalizuje charakter i że z tak ifg o młodzieńca niemal zawsze wy­

ra sta dzielny, prawy, nieprzeciętny człowiek.

Nie myślcie jednak, D rcdzy Sodalisi, że dopiero ciosów trzeba, aby w m łodej duszy wyrobić poczucie odpowiedzialności, że tylko nie­

liczne jednostki przechodzą "przez j«j szkołę w latach młodych, szko-

(7)

4ę tak bolesną i ciężką, iż słusznie naw et wzdrygałoby się przed nią W asze serce.

~ W ielka, poważna, św ięta odpowiedzialność ciąży już dziś, naw et już oddawna, na każdym z Was. O dpow iedzialność naw et bardzo zróżniczkowana, za W aszą duszę, za zdrowie, za rodzeństw o i kolegów za m łodość ich świętą, za całą przyszłość,.

A w śród ty ;h różnych rodzajów odpowiedzialności bardzo d o ­ niosłe miejsce zajmuje ta, o której mówić Wam chcę dziś, acz nie Łez wahania, odpowiedzialność za przyszłe pokolenie/..

Czy to nie zbyt głęboki tem at, problem dla młodych c h ło p c ó w ? ? C zy nie wzruszą oni ramionami na jego rozw ażanie??

A jednak nie waham się !

Kto jak kto, ale sodalisi, i oni chyba przedewszystkiem, zdolni są nad tą kwestją poważnie pomyśleć, i głębiej się zastanowić.

Przymknijcie oko W asze, a wzrokiem duszy wybiegnijcie w przy- ,Szłoś(H zobaczcie w tej przyszłości siebie, jako ludzi dojrzałych, o b y ­

wateli państwa, ojców rodzin, ojców W aszych dzieci... W szak to przyszłość niewątpliwie olbrzymiej większości W as — dzisiejszych chfopców i uczniów.

I któż z W as, nie chciałby, nie pragnąłby całem sercem w tem nowem życiu, w tej dalekiej przyszłości pełnego szczęścia? pełnej ra ­ dości przy domowem, własnem ognisku, pełnej pociechy z własnych dziatek. . dobrych, zacnych, czystych, ukochanych...?

1 oto błysk światła, tak jaskraw ego, aż razi w oczy... T o przy­

szłe szczęście, ta cnota W aszych dzieci, ten ich charakter, co więcej szczęście, cnota, charakter wnuków, prawnuków, całych przyszłych po­

koleń w dużej, olbrzymiej mierze zalety od W aszej dobrej, uczciwej,

©eystej młodości.

W aszej dobrej, uczciwej, czystej m łodości! — S ły szy cie?

To nie frazes, to nie przesada, to szczera istotna praw da, cho­

ciaż tak wielka, tak olbrzymia, tak cięik a — iż obawiam się, czy wszyscy już dziś zdolni jesteście ją pojąć i rozumieć. A le choćby część pojęła — to już dość, aby o niej mówić... Mówić dziś, gdy chy­

ba za szatańskim podszeptem to brzemię odpowiedzialności o jó ln ie pragnie się strząsnąć z m łodych bark, wyrzucić z młodej świadom ości.

W mówić w siebie, że za siebie i tylko za siebie się odpow iada, a na odpow iedzialność przyjdzie czas kiedyś, po latach i latach, gdy się sta­

nie nad kolebką dziecięcia.

Inaczej, o jakże inaczej mówi Bóg, Stw órca i Dawca życia tw e­

go i życia przyszłych pokoleń. Bóg, który w najświętszym i najm ędr­

szym planie Swoim postanowił, aby życie rodziło życie, i aby człowiek pochylony wiekiem ku ziemi i śmierci odradzał się w przyszłem po k o ­ leniu dzieci swoich i przekazywał im z własne j o ducha i ciała, zaró­

wno dobro jak zło, aby czuł się po wszystkie dni życia sw ego ogni­

wem łańcucha ludzkości i rodu swego, i aby za dalsze ogniwa dźwigał i rozumiał całą i pełną odpowiedzialność. Taki plan Boży, taka Boża wola i żadna ludzka wymówka, żaden opór na ten porządek nic nie

poradzi...

Nr 7 ____ P O D ZNAKIEM MARJ1 149,

(8)

- 150 P O D ZNAKIEM MAKJ1 Nr 7 W strząsające memento z Bożego natchnienia głosi wielki prorok Jerem jasz, gdy w Księdze swej te głębokie kreśli nam słowa: Ojcowie zje d li jagodę w in n ą niedojrzałą a zęb y s y n ó w drętw ieją (Jer. 18,2).

Sodalisie 1 Ty odżyć masz kiedyś w Twoich najdroższych. Za nieb już dziś spoczywa na Tobie przeogrom na odpowiedzialność przyszłego, dostojnego ojcostwa!

Czyś gotów ją podjąć i dźwigać ? Czyś gotów o niej nieustan­

nie pamiętać dla szczęścia Twego i Tw oich?*

A przeto zbieraj i grom adź w duszy Twej młodej wszystko, co Boże, co debre, co czyste. U c ijń Twą duszę kryształem niewinności, jądrem zdrowia i siły, skarbnicą wszelkiej cnoty. Zbieraj dla siebie i dla Twych potomków. Niech Ci nie będzie zbyt ciężki, zbyt gorzki żaden trud, żadna walka, żadne zaparcie! A nadewszystko bądź czy­

stym ! Pamiętaj, iż żadna cnota, jak czystość, nie przepromienia nawskróś i duszy i ciała i to na trwałe i na zawsze, na pokolenia całe, i żaden grzech, jak nieczystość — nie kala ich na trwałe, na pokolenia i po­

kolenia.

O g dybyś pojął, o gdybyś zrozumiał! Ty! Przynajmniej Ty S o ­ dalisie i żył,. żył pełnią nieskalanego życia w Twych myślach, słowach i czynach. Żył dla siebie i dla Twoich najdroższych kiedyś, dla przy­

szłych pokoleń, dla przyszłej P o lsk i!

Niech Ci to ziści Bóg i N iepokalana!

X J. W.

Katolik — z wiary i czynu.

(Ciąg dalszy).

Po krótkim pobycie w Ministerjum Marynarki, Jan du Plessis zostaje wezwany do Aubagne i mianowany komandorem sterowca A.T.2. Dnia 25 października robi pierwszą wycieczkę. Po wielu latach, w których jego zimna krew i taktyka dały się poznać, został wyznaczony do organizacji Centrum Lotniczego w Cuers-Pierrefeu, w Prowancji.

Pierwszą wizytę w Centrum rozpoczyna od kościoła, gdzie przy­

bywa na posiedzenie katechizmowe. Wielkie było zdziwienie, kiedy zobaczono tego wysokiego wzrostu oficera, klęczącego przed cyborjum i modlącego się przez dobry kwandrans, z głową ukrytą w dłoniach.

Nazajutrz komunikuje, następnego dnia również. Przykład ten zrobił o ilej się zdaje, ogromne wrażenie na mieszkańcach owej mieściny,, gdyż w kilka dni potem p isze:

„Mieliśmy przepiękną uroczystość Najświętszego Serca. Proboszcz prosił mnie, abym niósł chorągiew, którą dnia tego poświęcił. Uw a­

żałem to za wielki zaszczyt i przyjąłem jedynie dlatego, ażeby móc lepiej błagać Najśw. Serce o opiekę dla Francji i dla moje|

własnej rodziny, którą pragnąłbym widzieć podobną do tej, w której byłem wychowana*.

(9)

N r 7 P O D ZNAKIEM MARJł 151

W tymże miesiącu lipcu przychodzi mu myśl poświęcenia rodzi­

ny Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Prosi więc ojca, aby dnia tego zjednoczył się myślą z nim i jego żoną. Dnia 22 listopada 1916 r.

trzeci galon dołącza do dwóch poprzednich podporucznika... I prawie jednocześnie na jego horyzoncie zarysowuje się sylwetka „Dixmunde*.

' Po usilnem bronieniu w Minist' rjum już prawie przegranej spra­

wy praw karnych -— wyznaczony zostaje do Międzysojuszniczej Ko­

misji, której zadaniem jest dopilnować wydania przez Niemców ste- rowców sojusznikom. W ich liczbie znajduje się przyszły „Dixmunde“.

Czy jemu przypadnie zaszczyt odprowadzenia go triumfalnie do Francji? Mógł wąipić, gdyż o jego zasługach i niezwykłych zdolno­

ściach często zapominano. Drudzyby piorunowali, on zadowolnił się napisaniem : „Co mię bawi, to właśnie to, źe pytają mnie o radę, kogo trzeba wybrać... Udzieliłem swej rady rozsądnie, ale trochę upokorzo­

ny... Doskonała to lekcja pokory. Tak mało mam sposobności do ro­

bienia postępów w tym względzie, że podziękowałem Bogu za pamięć o m n ie |i przyprowadzenie mnie do porządku".

Mógł on zresztą powierzyć innym staranie o dostateczną ocenę jego zasług, lecz nie: „Nie trzeba robić żadnych kroków. Zdaje mi się, że znają mnie dosyć, aby mię wybrać; ale byłoby zbrodnią z m o­

jej strony starać się,' o zajęcie miejsca kogoś, może o wiele mnie przewyższającego”.;

Tymczasem przemówili wyżsi naczelnicy. 11 czerwca Jan du Plessis otrzymał służcowy list z oznajmieniem że został wybrany na komenderowanie sterowcem L. 72 — był to przyszły „Dixmunde“ .

Dnia 11 sierpnia 1920 r. przychodzi do skutku triumfalna p o ­ dróż z M aubeuge przez całą Francję. Zanim jednak wyszedł z szopy na pomost łódki, na miejsce, gdzie m n ł przeżyć tyle niezapomnia­

nych godzin — przyczepia na białej opasce trójkolorową chorągiew, mającą obraz Najśw. Serca Jezusowego. O 9 ej rano przelatuje ponad Montmartre i leci dalej na południe, ku Paray-le-Monial, potem do Notre Dame de Fourniere, Marsylji, do Notre-Dame des Neiges, No- tre-Dame de Sartte.

„Cóż to za urocza pielgrzymka, pisze z entuzjazmem — niepra­

w d a ż ? I czyż pielgrzymi powietrzni nie są w istocie uprzywilejowani?"

Po przybyciu do Cuers, pierwszym jego krokiem była obecność Tia błogosławieństwie Najświętszego Sakramentu, a potem prośba do proboszcza o odprawienie dziękczynnej Mszy św.j

Trzy lata przejdą, zanim „Dixmunde“ wzbije się znowu w p o ­ wietrze. Jan spędza je na bardzo skrupulatnem przygotowaniu się do obrony swojej sprawy w lotnictwie wojskowem, w marynarce, w par­

lamencie i przed opinją publiczną. Napotyka na brak sądu u jednych, głupotę u drugich, ale niczem się nie zraża. Pomimo wszelkich opie­

szałości i nieporozumień — wytrwałość jego w końcu podniesie „Dix- munde*. W małem swojem biurze redaguje raporty, organizuje konfe- retirSe, pisze artvkttlv do pism.

(10)

152 P O D ZNAKIEM M A Rjl N r 7

Z Bożą łaską — notuje — zrobię to, czego nikt jeszcze nie zro­

bił dotąd. Jeżeli Bóg zechce mi dopomóc, zaznaczę epokę w lotnic­

tw ie,'m o że tak wielką, jak była w 1492 roku w żegludze morskiej".

Tymczasem, jakby dla przygotowania się do heroicznej ofiary, której Bóg od niego zażąda, ulegnie ostatniej, okropnej próbie. 10 sty­

cznia 1921 r. rodzi mu się drugi syn. Ale radość z tego powodu zo­

staje’ wkrótce przyćmiona, gdy i w 10 dni potem matka walczy ze śmiercią.

Z początkiem marca 3-ch doktorów oznajmia, że niema ratunku.

Jan czuwając przy łożu konającej, jak na prawdziwego chrześcijanina przystało — poddaje się woli Bożej. Modli się tylko:

„Panie! jeśli jest możliwem, miej litość nad mojemi dziećmi i oddal ten kielich goryczy ode innie".

Nagle niepohamowana pewność ratunku wstępuje do serca peł­

nego wiary i nadziei. Istotnie, drgania śmiertelne ustają, gorączka zmniejsza się, siły wracają. Tylko serce pozostaje dotknięte wadami.

Usunąć zaś je będzie mogła tylko Najświętsza Panna. Postanawiają więc podróż do Lourdes i 7 sierpnia zanurzają chorą w sadzawce, a potem prowadzą do d-ra Marchand’a.

Bardzo szczegółowe badanie nie wykazuje, nic anormalnego w płucach, a co jest bardziej zadziwiającem — nic niebezpiecznego w sercu. Ciężar ciała charęj wzrasta szybko. We wrześniu radjografja potwierdza diagnozę doktora. Najświętsza Panna dokonała cudu. Te­

raz trzeba spełnić zrobione votum, którem jest pieszajpielgrzymka z Cuers do Lourdes.^

Oto 17 maja następnego roku Jan du Plessis wyrusza w drogę i w piętnaście dni, ubrany jak cygan, z workiem na plecach, odbywa 540 kilometrów odległości od Morza Śródziemnego do Qave.s

(Dokończenie-nastąpi).

„Król sam ochodów 44 — o religji.j

Sławnego amerykańskiego fabrykanta samochodów, Forda, który z prostego robotnika doszedł pracą własną do olbrzymiego majątku i dziś jest jednym z najbogatszych ludzi w Stanach Zjednoczonych (dziennie wychodzi z jego fabryk 8000 gotowych samochodów), zapy­

tał niedawno pewien dziennikarz amerykański: „co sądzi o Chrystu­

sie P a n u ? “ Ford odpowiedział: „Wierzę w Chrystusa i w Jego naukę":

— A którą część Jego] nauki]*uważa pan za najlepszą i naj- praktyczniejszą?j

— Kazanie na górze. Da ono się przystosować do życia w każ­

dym ośrodku przemysłowym i przynosi dobre skutki.

— Czy pan swe przedsiębiorstwa prowadzi według kazania na górze? — pytał dalej dziennikarz.

(11)

N r 7 P O D ZNAKIEM MARJI 155

— Tak, odpowiedział Ford. Jest to nasza konstytucja, która znakomicie daje się wprowadzić w czyn.

— A co pan sądzi o religji?

— Uważam ją za rzecz dobrą — i sam ją wyznaję.

— A czy pan pojmuje religję?

— Nie, — odrzekł Ford. — Religja jest podobna do elektry­

czności. Całe życie studjowałem elektryczność, mówiłem z Edisonem, ale jej obaj nie pojmujemy. Wiemy, że wydziela ona światło i świat ulepsza, ale nie wiemy, czem jest. Podobnie ma się rzecz i z religją.

Widzę jej skutki w życiu ludzkiem, widzę, że czyni ludzi i życie le­

psze mi, ale istotę jej trudno pojąć

— Jaki jest pański sąd o Bogu i nieśmiertelności?

— Wierzę w Boga i nieśmierrelność duszy — rzekł Ford. Czło­

wiek, który podziwia w przyrodzie jedność i piękność, a w Boga nie wierzy, jest głupcem.

(„Nowa Zorza")

W yznanie porucznika.

Byłem leniem co się zowie. Ale mimo to jakoś bez opóźaienia dobiłem do matury i wstąpiłem do szkoły wojennej. Ostatecznie nie byłem znów taki głupi, a w dodatku ojciec mój był generałem.

Służyłem w artylerji i miałem już szlify porucznika na sobie, a za sobą — a h ! — pewną liczbę całkiem „głupich" wypadków.

Ostatni, który mi się właśnie przydarzył, był już zupełnie ponad mia­

rę i narobił takiego hałasu koło mej osoby, że zdobyłem się na dość diiki pomysł skończenia ze wszystkiem...

Wieczór miałem udać się do kasyna oficerskiego i położyć na stole przed gronem kolegów nabity rewolwer, a potem prosić ich, by otwarcie mi powiedzieli, czy mój ostatni występek, znany i głośny, splamił honor wojskowy. Dałem sobie słowo honoru, że na odpowiedź twierdzącą, na miejscu w łeb sobie palnę... Byłem jej zresztą zupełnie pewien.

Czekałem więc nadejścia wieczoru i dla skrócenia mocno d e n e r ­ wujących godzin, wybrałem się na przechadzkę po mieście. Sam nie wiem, jak się to stało, że znalazłem się nagle przed gmachem jezu­

ickiego kolegjum, gdzie dotąd nie postała moja noga, bo trzeba wie­

dzieć, że przed laty byłem uczniem w jezuickiej szkole...

Tego dnia, nie wiedząc wcale w jaki sposób, stanąłem niespo­

dzianie oko w oko przed bratem furtjanem — takim sobie świątobli­

wym człowiekiem o jasnych blond włosach, który się do mnie przy­

jaźnie uśmiechał i pytał jakoś serdecznie:

— A czego pan sobie życzy?

— J a ? — Naprawdę niebardzo wiem... To jest... Czy tu niema jakiegoś znajomego ojca?

(12)

— A pan tu z okolicy? T ak?

— Oh niel Ja z drugiego końca Francji. A le kiedyś byłem uczniem ojców... i...

Na te słowa mina braciszka z życzliwej, zmieniła się w radosną.

Promieniejąc cały z zadowolenia p o w ia d a :

— Ależ to pan tułaj, jak u siebie. O h ! proszę tylko iść sobie tym korytarzem, tam na drzwiach są wypisane wszystkie nazwiska...

Pewno pan znajdzie...

— A to wybornie mój bracie, bardzo dziękuję.

No i poszedłem.

Na pierwszych drzwiach czytam : O. M in iste r— no — pieniędzy nie potrzebuję, bo przecież dziś wieczór... Na drugich: O. Prefekt — h u ! — w n o g il Tu pachnie trzcinką... Ale oto trzecie drzwi... Kto? — Ojciec N. N. — znam g o ! Więc

— puk, puk...

— szszęę...

— dzień dobry ojcul

— dzień dobry panie p o ruc zniku!

— Ojciec mnie nie poznaje? Jestem X., były uczeń z N.

— Pan t u ?

Serdeczny uścisk dłoni, a potem to głębokie spojrzenie w oczy i

— Pan się jednak mocno zmienił?

— Chce ojciec powiedzieć: zgałganiał?

— Oh, oh...

— Mina zaw adjaki? P raw da?

— Ąleż mój przyjacielu!

— Żeby to tylko m i n a !

— Ależ mój s y n u !

— No o jc z e ! — zaszczytu ci nie p rz y n o szę!

I — wyobraźcie sobie — nie pytając o żadne pozwolenia, runą­

łem na biurko księdza, zakryłem twarz i ryknąłem płaczem, aż innie chciało rozerwać. Ojciec N. pospiesznie zamknął drzwi na klucz p o ­ czerń usiadł naprzeciw mnie i objąwszy mnie lękami, jakby matczynym ruchem, odezwa! się ła g o d n ie :

— Ty cierpisz mój drogi?

— Oh ojcze, gdybyś wiedział, jaki ja jestem nieszczęśliwy!

— Ale powiedz mi, dlaczego ? Czy zechcesz powiedzieć? * Czy ja chciałem? Ależ uginałem się wprost pod ciężarem. I do­

wiedział się wszystkiego. Odkryłem przed nim duszę aż do najgłęb­

szej głębi, wypowiedziałem wszyściuteńko z dziesięciu lat służby woj­

skowej, no i zakończyłem tym projektem „honorow ego0 samobójstwa.

A on mi pozwolił mówić. Słuchał, a potem mnie, jakby stare dziecko pokarcił i duszę mi napełnił przedziwnym spokojem, udziela­

jąc rozgrzeszenia...

Na drugi dzień przyjąłem na jego mszy Komunję św. i naradzi­

liśmy się razem, jak naprawić mój i pułkowy hcnor, mądrzejszym, niż rewolwer, środkiem...

(13)

N r 7 P O D ZNAKIEM MARJI 137

Byłem potem jeszcze parę razy u niego. A dziś ten okropny człowiek, którym byłem ja we własnej osobie, przeobraził się w cał»

kiem uczciwego chrześcijanina, który się tem wcale nie wzrusza, gdy go ktoś z przekąsem nazwie „jezuitą"...

Za moje dawne grzechy proszę Was gorąco o modlitwę...

i'(z francuskiego).

X. J Ó Z E F WINKOWSKI

Zerw ane nici.

Na biurku prezesa stos papierów. W szarej okładce piętrzą się kwestjonarjusze nadesłane przez sodalicje związkowe każdej jesieni, a do tej pory jeszcze nie skompletowane, a obok cała paczka kopert zielonych, pokreślonych niemożliwie przez® pocztę i wróconych, po długiej wędrówce, do Zakopanego...

W kwestjonarjuszach brak wielu, wielu adresów naszych zeszło­

rocznych sodalisów maturzystów, w ich miejsce suchy dop isek : .adres nieznany", alb o : „przyślemy później" (co zwykle nigdy się nie speł­

nia), na innych jeszcze, przedewszystkiem tych z sodalicyj seminaryj- tiYCh, bezlitosna uwaga : „maturzyści otrzymali posady nauczycielskie, adresu ich nie znamy..."

A koperty? Ty.ch kilkadziesiąt kopert wróconych — to z powo­

du fałszywego adresu podanego centrali przez sodalicje związkowe...

Tak! Bolesny to zbiór.

Zerwane nici...

I już zwykle p rz e p a d ło ! Chyba jakiś nadzwyczajny wypadek mógłby je nawiązać. Zerwane nici tych młodych sodalisów z ich w ła­

sną sodalicją, zerwane ze Związkiem, który z braku adresu już do nich trafić nie może. Szkoda dla akcji sodalicyjnej już nie tylko w szkole średniej, ale śmiem twierdzić w Polsce — niepowetowana, strata wiel­

ka, kosztowna, co roku około 200 ludzi i to tylko tą drogą 1 I gdzie w in a ? To najważniejsze pytanie.

Gdy sobie je zadaję ze smutkiem niemałym i szukam odpowie­

dzi, myślę, że ta wina tkwi bardzo głęboko.

Tkwi w braku żywej idei sodalicyjnej w danych sodalicjach, tkwi w braku przywiązania ich członków do sodalicji szkolnej, w braku przejęcia się do samej głębi dus?y i serca sodalicją. Tak! to niewątpli­

we. I dlatego z ilości i jakości odpowiedzi w kwestjonarjuszu tak łatwo można sobie wyrobić zdanie o tęźyźtiie wewnętrznej życia so- dalicyjnego w każdym ośrodku.

To trzeba uleczyć, trzeba zmienić koniecznie i za wszelką cenę.

Wtedy Konsulta sodalicji nie będzie się biedzić n ad zdobyciem adresów tych, co poszli w świat, bo oni sami, zżyci z sodalicją, z kou-

(14)

158 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 7

suitą, z ks. Moderatorem, odezwą się natychmiast po zapisaniu na uniwersytet, technikę, czy po objęciu nauczycielskiej posady. Stanie się to potrzebą ich duszy.

Ale i Konsulta musi tu coś także uczynić. Czemu nie wszystkie sodalicje gimnazjalne zaopatrują swych maturzystów w listy polecają­

ce do sodalicyi akademickich ? Wydał je Związek i leżą, zaled vo kil­

kanaście sodalicyj zgłasza się po nie co r o k u ! A czemu nie wszystkie sodalicje, i gimnazjalne i seminarjalne i inne zaopatrują tych m atu­

rzystów w karty adresowe, na których mają tylko wpisać swe nowe mieszkanie i za 5 groszy odesłać do ks. m oderatora? I one w 2 w y­

daniach, dla gimnazjów i seminarjów od kilku lat leżą gotowe, a ogła­

szane w każdym numerze (na okładce). Niestety Konsulty same nie troszczą się o sodalicyjną przyszłość swych członków po wyjściu ze szkoły, stąd tych nici zerwanych z każdym rokiem jest więcej.

Kończąc, wzywam gorąco zarządy sodalicyjne, aby dla swych najstarszych członków jeszcze przed końcem kwietnia urządziły zebra­

nie informujące ich zarówno o konieczności odbycia rekolekcyj zam ­ kniętych przed wyborem stanu, j a k i o obowiązkach po maturze; aby zamówiły potrzebne druki i wręczyły je maturzystom i aby już teraz używały wszelkich możliwych środków, by sobie od nich zapewnić nie tylko odesłanie kartki z adresem, ale i dłuższy list o nowem ży­

ciu po maturze i o ich sodalicyjnych obowiązkach.

Oby przyszły rok szkolny przyniósł jak najmniej dowodów, że serdeczne, długoletnie nici sodalicyjnej łączności z dawnymi członkami zrywają się przez egzamin dojrzałości i opuszczczenie murów szkol­

nych.

Wytężmy ku tem u wszyscy swe s i ł y !

List do prezesa, który się martwi.

III.

Zakopane, w marcu 1928 r.

Czy wiesz mój Drogi, że nasza korespondencja zainteresow ała niektórych prezesów sodalicyj? D ostałem od nich listy i pytania, nie­

stety z braku czasu trudno mi odpow iadać na nie, raczej pisząc do C iebie, uwzględnię i przez nich poruszone kwestje, na czem chyba nie stracisz?

Zkolei rzeczy należałoby Ci się dziś parę uwag- o Konsulcie.

Nie chciałbym jednak poruszać punktów omówionych w „Księdze P o d ­ ręcznej" i dlatego odsyłam Cię do zamieszczonego Um referatu, który zawiera wszystko, co w tej kwestji miałbym do powi edzeni a. INIiemal wszystkie sodalicje nasze wprowadziły już u siebie „Księgę" i wiem od nich, że z tą chwilą Doziom życia sodalicyjnego bardzo się w nich podniósł, szczególnie przez ścisłą kontrolę frekwencji na wszelkich

(15)

zbiórkach i dokładny plan pracy. Zapewne i Ty u siebie zauważyłeś to samo.

W szystkie sodalicje normalnie pracujące, kładą na spraw ę frek­

wencji nadzwyczajny nacisk. Niedawno widziałem się z prezesem jednej z nich, który nawet był łaskaw zostawić mi specjalny regulamin, uło­

żony przez Konsultę dla tej właśnie sodalicji i normujący bardzo su­

rowo karność i obowiązkowość członków. Bardzo się tym objawem szczerej troski o życie sodalicyjne ucieszyłem i myślę, że mało chyba znaleźlibyśmy w Związku sodalicyj, któreby nie zabiegały usilnie o p o d ­ niesienie poziomu tych w ielki'h cnót w swojem gronie. Doświadczenie wskazuje, że poświęcenie kilku opieszałych członków i usunięcie ich stanowcze z sodalicji, przynosi d ’a reszty doskonałe rezultaty, w p o ­ staci zwiększonej obowiązkowości tych, którym na sodalicji naprawdę zależy.

W końcu na dziś jedna jeszcze i ostatnia uwaga. Skarżyłeś się na ustawiczny kłopot ze ściąganiem wkładek, z którem i skarbnik sobie rady dać nie może, a potem rosną zaległości w centrali i nowy szereg niemiłych następstw.

Możebyście zastosowali u siebie godny opatentow ania system przyjęty w mojej sodalicji. Mieliśmy to samo. W iecznie na zebraniach skargi skarbnika, wyliczanie zalegających członków, stąd ich niezado­

wolenie, obraza i t. d. O d roku wprowadziliśmy inny zwyczaj. Oto konsultor „klasowy11 jest również skarbnikiem klasowym. Zbiera on nieustannie w edług swego wykazu wkładki i oddaje na posiedzeniu Konsulty. Wyniki są znakomite. Rozumiesz, jak taki skarbnik w tej samej klasie, mający w wykazie tylko swych własnych kolegów, potrafi zatruć im życie. iNastępuje na pięty, przemawia w wszelki możliwy sposób, wie kiedy kto ma pieniądze i ostatecznie w kładkę wydusi. Bo i teg o doświadczenie nas nauczyło, że ta niby skrajna bieda uczniow­

ska czysto jest skrajną przesadą. W szak wiemy, że na kino zawsze się ów złoty znajdzie, znajdzie się na czekoladę i karmelki i na gazetę, niestety czasem i na papierosa — niema tylko nigdy groszy na wkład­

kę, na miesięcznik. Spróbujcie mianować skarbników klasowych, a rę­

czę, że wkładki zaczną regularnie zapełniać kasę sodalicyjną.

Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i przy zbliżających cię świę­

tach Zmartwychwstania“ z serca życzę wielu, wielu łask od C hrystusa Pana Zwycięzcy.

Szczerze Ci oddany

Z K sią d z-

Nr. 7 P O D ZNAKIEM MARJI 159

Niech nikt z Sodalisów nie zapomni w czasie świąt ‘Wielkanocnych o ŹKolonji! W gronie krewnych i znajomych zbierzcie choć groszową

s k ła d k ę!

(16)

160 PO D ZNAKIEM MARJI N r 7

WIADOMOŚCI KATOLICKIE.

Zf Polski.

Nowy Nuncjusz w Polsce. O jciec św. mianował w m iejsce pow ołanego do św.

K olegium X. A rcyb. K ardynała Lauri’ego, dotychczasow ego N uncjusza Stolicy A po sto l­

skiej w W arszaw ie, A rcybiskupa F ranciszka M arm aggi’ego, ostatnio N uncjusza w P r a • dze czeskiej. Nowy wysłannik Stolicy św iętej, w ybitny uczony i dyplom ata jest od sze­

re g u lat szczególnym przyjacielem naszego narodu. Pism a katolickie p o d ają, iż d atu je się ta przyjaźń jeizcze od I szej Komunji św. dzisiejszego nuncjusza, k tó rą przyjął niegdyś u stó p ołtarza M atki Boskiej Częstochow skiej w kaplicy Braci Szkolnych w Rzymie.

W czasie najazdu bolszew ików na Polskę w r. 1923, gdy ów czesny pierw szy nuncjusz X. R atti, dzisiejszy papież, po b o h atersk u trw ał na stanow isku w W arszaw ie, X. Mar- m aeg i w Rzymie w śród młodzieży i robotników katolickich, którym i się serdecznie opiekow ał, urządził nabcżeństw o błagalne za Polską, ja k o nuncjusz dla Rumunji, w czasie pobytu sw ego w B ukareszcie otoczył serdeczną opieką tam tejszych w ychodźców polskich, a naw et osobiście w zapadłych górskich w ioskach Bukowiny ich odw iedzał, pocieszał i krzepił. W reszcie będąc nuncjuv.?m w P rad ze przyczynił się niem ało do żałobnych obchodów ku czci Sienkiew icza, k tó reg o prochy w racały wów czas do O jczy ­ zny, i sam w stolicy C zech prow adził pochód żałobny z tru m n ą wielkiego P olaka.

M ianowany nuncjuszem dla tej Polski k tó rą tak dziwnie pokochał, będzie miał tera z nieustannie sposobność okazania jej bezp o śre Inio sw ego s ;r c a i serd eczn ej p o ­ mocy dla d o b ra Kościoła św. i wiernej mu zaw sze naszej O jczytny.

Ukraińskie sodalicje marjańskie m łodzieży szkolnej we W schodniej M ałopol- sce rozw ijają się doskonale, jak nam o tem don )si obszernie prezes ich związku. X.

d r M arkew ycz ze Lwowa P ożyteczną będzie rzeczą zapoznać z tym rozw ojem także nasze sodalicje, d lateg o kilka szczegółów z jego listu podajem y do wiadc m ości naszym Czytelnikom . W tej chwili już niem a a n i j e d n e j ś r e d n i e j s z k o ł y ukraińskiej bez sodalicji m arjańskiej (pod tym względem u nas jeszcze dużo do zrobienia — przy- p sek Redakcji). D la l i t . M oderatorów przygotow uje się na czas wakacyj osobny kurs organizacyjny. O bejm ie on około 14 rzeczow ych re fe ra tó w z dyskusjam i. W sodalicjach szkolnych odbyw ają się zwykle 4 zebrania n a m iesiąc, z tych i czysto religijne, dwa zaś zwyczajne. Jed n etn z religijnyih jes t sta le ad o racja N S ik ra m e n tu w godzinach popoł. jednego z dni pow szednich ty g o d n ia z przem ów ieniem X m o d erato ra. A d o racja ta k a przedstaw ia się wspaniale, gdyż oorócz sodalicji uczestniczą w niej członkow ie t. zw. .K ó łk a m arjań sk itg o " kl 1, II , III. gimn i u czn io w ie—goście z poza sodalicji.

W ro k u 192/ w szystkie sod=licje związkowe urządziły w dniach m iędzy 20 m aja a 30 czerw ca t zw „M rjańskie Świę'to“ . Złożyła s 'ę n a nie rano : w spólna Msza św., <o- m unja św., uroczyste przyjęcie nowych sodalisów, pooołud \iu zaś A k ad em ia M arjańska lub koncert. M anifestacje te by!y prześliczne w ogóle poraź pierwszy u rząd zo n e. N gdy sta rsz e społeczeństw o nie widziało podobnych uroczyst .ści w śród młodzieży szkół ś r e ­ dnich. To też wycisnęły one łzy radości z oczu zarów no intsliifencj' jak prostaczków . W Buczaczu uczestniczyło w u r czystości p onad 100} osób, w B rodach w pochodzie około 40 0 Związek liczy obecnie w szkołach średni h i pow szechnych (wszystkich) około 10 000 członków zgrupow anych w 100 sodalicjach. S ą też znane, dla młodz.

szkół śred n ich naw et, rekolekcje zam knięte, których udziela głów nie nasz niestrudzony istotnie w służbie m arjańs<iej Czcig. K o resp o d en t O b y Matka Naiś.y. b łogosław iła tej pracy ta k pięknej i szlachetnej, a do sam ej głębi kościelnej i k a to lick iej! *)

ZE ŚWIATA.

Wzruszający hołd złożył O jcu św. b. m inister chiński, ostatnio konsul chiński w B ernie szw ajcarskiem p. Re e Lu C h en g H siang, katolik gorliwy i w ybitny d y p lo m a­

ta k tóry kilkakroć był ministrem i sta ł naw et na czele rząd u chińskiego, a niedaw no wycofał się z życia politycznego. O tó ż złożył o a O jcu św ■ wyrazy czci najgłębszej i przesłał w jej dow ód wszystkie sw oje o rd ery cywilne, wojskow e i dyplom atyczne. D o­

*) W ro k u 1926 g o śc iliśm y w n a s z e j C e n t n l i W . O . Ł u c z y ń s k ie g o , B a z y lia n in a , je d n e g o z k ie ro w n i k ó w te g o c a łe g o r u e h u , k tó ry s p e c ja ln ie p rz y je c h a ł a a 1 d z ie ń ze L w o w a d e Z a k o p a n e g o Wy z a p o z n a ć sią Wliaej z n a s s ą e rg a n iz a u ją .

(17)

łączył do nich list n astępującej tr e ś c i: „D o Je g o Świątobliwości Papieża P iusa XI. P o d pisany, u stęp u jąc ze sw ego stanow iska w B ernie i w ycofując się z św ittn ej karjery, k tó rą,za w d z ię c za opiece Boskiej, ośm iela się prosić, z p ro sto tą syna w obec ojca, W a­

sz ą Św iątobliw ość o tę wielką laskę, żeby mu wolno było z ło ż jć u Jej stó p w hołdzie dziękczynnym za d o b rodziejstw a o trzy m an e od O patrzności, trzy najw yższe odznaki narodow e, chińską, w łoską i francuską, którem i go zaszczycono w ciągu tej karjery.

O d zn ak i te w skazują n a najw yższe stanow iska jeg o działalności urzędow ej, a do nich są załączone pism a, p otw ierdzające ich udzielenie. Podpisany b lag a Św iątobliw ość W a ­ szą, żeby raczyła przyjąć h o łd synow ski, z którym ma zaszczyt pisać się W aszej św ią ­ tobliw ości najpokorniejszym i najpc słuszniejszym sługą J. Rene Lu, m inister Chin w Bernie.

Znamienne ostrzeżenie n adeszło do .R eich s ta g u " w Niemczech, gdzie w tej chwili toczy się zacięta walka o typ szkoły państw ow ej, z któ rej chcą usunąć naukę re- ligji. W spom nianą deklarację podpisali znakomici psychjatrzy i lek arze chorób nerw o­

wych. O to , co w niej czytam y: „W obecnej chwili, godnej ubolew ania walki stronnictw o niem iecką szkołę i m łodzież, zaatakow ano w niepoczytalnej głupocie tak ż e i opokę chrześcijaństw a, n a co my, podpisani psychjatrzy i neurolodzy, p atrzący z pow odu co­

dziennych swych obow iązków i b ad ań nad chorobliw em i stanam i psychicznem i w naj­

g łęb sze otchłanie dusz, o s t r z e g a m y g ł o ś n o i p o w a ż n i e przed pom niejsze­

niem choćby w najm niejszym stopniu w sercach m łodzieży wiary chrześcijańskiej, k tó ­ ra przecież w śród burz dzisiejszych czasów jes t dla nas kotw icą..." Pod deklaracją sz e re g podpisów najznakom itszych lekarzy ch o ró b um ysłowych i nerw ow ych w Niem czech.

Znakomity pisarz angielski, H ilarjusz Belloc, w piśm ie .A m erica " wykazuje że nau k a h istorji we w szystkich krajach d o tąd pozostaje pod wpływem doktryny, w ro­

giej Kościołow i katolickiem u i d lateg o nie jest ona praw dziw ą wiedzą, zw łaszcza ta k ą nie jest ona w A nglji. T rzeb a oczyścić z te g o fa łs2u historję. „ F is to rja katolicyzm u — pisze — to rzeczyw ista historja E uropy, K ościół katolicki ukształto w ał E uropę."

Walka z przekleństwem. W e W łoszech rozpow szechniony jes t do potw ornych rozm iarów zwyczaj przeklinania i to przy lada d ro b n o st e. W alczy z nim usilnie rząd M ussoliniego i okłada karam i „przeklętaików . O becnie, jak czytamy, przyszła rządow i z pom ocą wielce oryginalną pew na o rganizacja am erykańska, k tó ra dla poległych w wojnie św iatow ej żołnierzy sw ego kraju zam ówiła w fabryce w łoskiej JO.OOO nagrobków , jednakże p. d w arunkiem , że przy ich wykonaniu żaden robotnik nie wypow ie przekleń­

stw a. W przeciw nym razie um ow a będzie ccfnięta. W spaniale i n apraw dę po am e­

rykańsku 1

W S zw ecji nie uznającej d o tąd zupełnie katolicyzmu, zanosi się jed n a k n a w ydanie ustaw y przyznającej pew ne ulgi katolikom . N arazie c lo d z i jed y n ie o ułatw ienie w p e ­ w nym sto p n iu przejścia n a katolicyzm, d o tąd praw ie niem ożliwego, oraz o dopuszcze­

nie katolików do p tw n y ch urzęoów , z w yjątkiem godności m in.strów, w końcu o m o­

żność zak ład an ia pryw. szkół katolickich. Pierw szy to w yłem w m urze zaciekłego p ro ­ testantyzm ;! szw edzkiego. O by rychło Bóg pozwolił na dalsze!

A z honorem sod alisa? Włoskie m m ste rju m w ejny zabroniło stanow czo ofice­

rom tań c ze n ia c h a ile s to n a i shimmy, m c tjw u jąc , że tań c e te n i e s ą z g o d n e z h o n o r e m o t i c e r a w ł o s k i e g o . A z honorem sodalisa M a r ji? ? — pytam y jeszcze raz...

ĘNr 7 PO D ZNAKIEM MARJI 161

Z akademickiego Koła Misyjnego w Poznaniu.

D nia 8 lu teg o br. odbyło się w sali Coli. M inus doroczne W alne Z eb ran ie A k a­

dem ickiego K oła M isyjnego. Po odm ów ieniu krótkiej modł twy przez ks. dra S A bta, d e le g ata k s P ry m asa przy Kole, prezes ustęp u jąceg o zarządu kol. K apitańcźyk w s p ra ­ w ozdaniu zarządu dok o n ał przeglądu p rac Koła.

O k azało się, że Koło rozwija pow ażną p rtc ę , zm ierzającą do spopularyzow ania idei n isyjnej w śró d najszerszych kół katolickiego społeczeństw a polskiego, prop ag an d ę idei m isyjnej p row adzi drukiem i słow em . M iarą n atężenia tych poczynań może być

(18)

bibljoteczka misyjna, w ydaw ana p rzez Koło, obejm ująca obecnie 4 num ery, dalej dzia­

łalność w ydziału prasow ego, k tó ry ponaw iązyw ał k o n tak t z szeregiem czasopism m isyj­

nych, wreszcie sekcje misyjne, utw orzone przy w spółdziałaniu K oła przy stow arzysze­

niach o zabarw ieniu religijnem.

K oło odbyło ogółem 14 zeb rań i urządziło 2 n ab o żeń st va misyjne. B ibijoteka je g o liczy 150 dzieł najw ybitniejszych m isjologów. W spółcześnie pracuje ono pod zna­

kiem n a szero k ą skalę zakrojonej p ro pagandy misyjnej.

N n zakończenie spraw ozdaw ca złożył g o rące podziękow anie J. E. ks. k ard y n ało ­ wi Prym asowi d r A Hlondow i, którem u K oło bardzo w iele zaw dzięcza, J. E. ks. bi­

skupow i J. R adońskiem u, p io tek to ro w i K oła i wszystkim tym , którzy przyczynili się do rozw oju organizacji.

162 _____________ „P O D ZNAKIEM MARJ1* __________ Nr, 7

Rzeczy ciekawe.

W artość człow ieka w cyfrach. Wiadomość oczywiście z Ameryki, zawsze realnie i trzeźwo, a mądrze zapatrującej się na kwestję życia, podana w znakomitym artykule p. Laudyn-Chrzanowskiej, w nowojor­

skim „Kurjerze Narodowym" (o art. tym p. w „Sprawach Kolonji“).

O tóż dr. L. Dubin, szef biura statystycznego światowej korporacji:

„Metropolitan Life Insur. C om p.“, wielka na tem polu powaga nau­

kowa, który otrzymał od sądu polecenie, by zestawił w dolarach ko ­ lejną wartość człowieka od wczesnych lat młodości do późnei starości, przyjął za podstawę obliczenia dziecko przeciętnej rodziny robotniczej, której ojciec zarabia rocznie 2.500 dolarów (więc około 22.000 zł* — ładny zarobek robotnika w Ameryce). Otóż dr. Dubin otrzymał n astę­

pujące re z u lta ty :

Wychowanie chłopca kosztuje, nie licząc czesnego w szkole, które opłaca państwo, do 18 roku życia 7 238 dolarów. Po odliczeniu tej odpowiednio skapitalizowanej sumy wartość noworodka wynosi 933 dolarów.

Gdy dziecko postarzeje się o jeden rok, wartość jego wzrasta o 1000 dolarów. W 18 roku życia młody człowiek osiąga wartość 28.654 doi. Później rozwój przedstawia się następująco:

21 lat — 30.818 doi. 50 lat — 17.510 doi.

30 lat — 31.038 doi. 60 lat — 8.409 doi.

40 lat — 35.795 doi. 70 lat — 562 doi.

Widzimy z tego zestawienia, jaki koszt wkładają rodzice w wy­

chowanie dziecka do dojrzałości pewnej i co ono wtedy w sumie dolarów przedstawia. — Chłopak więc 18 letni ma już wartość ka­

pitału — 28 654 doi. Sądy Ameryki przy rozmaitych wypadkach do tego obliczenia kary swe o rozmaite uszkodzenia już stosują.

I ktoby to kiedy pomyślał, że n. p. nasz Związek sodalicyj kryje w sobie — oczywiście oprócz niezmierzonych, bo duchowych — t a ­ kie olbrzymie kapitały finansowe w sw jc h członkach. Bo pomyślcie tylko, że według tej normy amerykańskiej, chłopiec w 17 roku życia (przeciętny to wiek nrszych sodalisów) wart już 27.654 dolarów, czyli około 245.000 zł. Pomniejszmy tę cyfrę, gdyż zarobki w Polsce są znacznie niższe, choćby nawet do 50.000 zł., to licząc w Związku

Cytaty

Powiązane dokumenty

— Rozweseleni takim rankiem szybko załatwiamy się ze śniadaniem i gromadzimy się na Mszę świętą w kaplicy.. — Przedtem jednak odnawiamy przed wielkim

remne i zostały uwieńczone pomyślnym wynikiem. Zadowoleni byliśmy, weseli jak może nigdy w życiu. Zapraszaliśmy się wzajemnie, urządza- Kamy zabawy, wycieczki —

niczyć w nim nie może z powodu koniecznego wypoczynku waka- eyjnego po całorocznej pracy, wypoczynku i tak jeszcze zagrożonego przerwą wskutek zjazdu

Związek posiada na składzie drukowane deklaracje*). A może, może znajdą się w Polsce sodalicje uczniowskie, które podejmą z nami razem walkę ze szkodnikiem i

Na, drugi dzień po Mszy świętej, więc w sobotę przed Zesłaniem Ducha Świętego przyjął Molumbo swoją ostatnią Komunję i święte Namaszczenie... Wzruszeni

W ostatnich czasach stało się w Polsce bardzo aktualnem hasło rzucone przez Marszalka Piłsudskiego o czasach, których znamieniem ma się stać wyścig pracy.. ,

tw orzył się niezmiernie szybko ten dziwny, rodzinny nastrój, który tak w ybitnie charakteryzuje nasze Zjazdy. R zekłbyś, że tu wszyscy znali się oddaw na i

(5) (Sekcja etyczna) Zjazd przypomina, że jednym z zasadniczych obowiązków sodalisa jest być dobrym członkiem swej rodziny i obok czci, rriłości i posłuszeństwa