• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 9, nr 2 (1928)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 9, nr 2 (1928)"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

□ □ WftnSSHWł KRRKOW POSHfiH □□

MfESłĘCENIK EWIfiSKU SOBflŁICUJ MflRJRN.

a u e S M i Ó W SStfÓŁ ŚR£3NłCH W POLSCE. d 3

H D R E S R E D . I H D M I N 1 S T R . K S . 3 0 3 E F WI NKOWSKI

2 H K 0 P H M E >-< M A Ł O P O L S K A X ŁUKHS S ÓWKf l ®

LISTOPAD 1928

(2)

WAŻNE!

Prenumerata podwyższona !

% irunki opłaty za miesięcznik „Pod znakiem Marji“ (9 numerów rocznie) na rok szkol >y 1928/9

z przesyłką pocztową

Całnrr.cznie :

i m ?! \ \ \ i\ »**»* ttlj w

kategorii w Polsce: *• w Polsce: ^ l* * zaSr a m 3- ł J U Ł .

Pojedynczy Hmrner: d o lara)

Ola sod.-uczniów « r „ Ola w szystkich « | r n i„ . . . r n i m łódź, w szelkiej / " } H f osśb starszych fij T ' h $ I I kategorji w P o ls c r Ł J w Pclsce: JJ I j l . m w - J U -U,

Kr konta P. K. 0. 406,680, Kraków.

TREŚĆ NUMERU: str

Nasz Patron — S t. <W it. SSalicki ... 25 Lunie to oiche ustronie — Sł. £C l e g a ... ... 29 Katolicki U niw ersytet Lubelski — X. dr. J. K rus-yński . . 29 Obowiązki sodalisa w życiu uniwersyteckiem (dokończ.) — A . T a rb ń s k i 33 IX. Zjaid Związku sodalicyj marj. uczn. szk. średn. w Polsce . Lu

blii ie (coriw zdm ie) d o k o ń c z e n i e ... 35 Podzietkowao'c . , ... ... 40 J»go tajemnica F. eW. (powieść — ciąg d a ^ z y r ...' . 41 Z in'vy misyjnej — Sodalicja a au rtlitw aza m sje — X Z M asłowski 44 Modlitwa za m i s j e ... O W iadomości katolickie — z Polski — ze ś w i a t a ... 46 Co słychać z naszą Kolonją ? ... 48 VI Wykaz durów i składek na Kolonję

N we ksiiiżk i wydawnictwa (Cieszyński — Qołąb — Szottow a — J u ­ nosza — Bngusiuwska — tStablewska — N a s k r ę c k i 50 Przegląd ctasopiSm . . . ... 52

Część urzędow a i o rg an izacy jn a Komunik; t prezydju » nr 2. ... .... . Nekrologja

Nasze S>raw >zd3nia i,Biała małop. — Inowrocław — Janów lub Kraków V. — Kraków VIII. — Kraków IX. — Leżajsk — wo — Piotrków I. — Rog źno — Wieliczka)

53 53 O s tr o -

6 I!. W ykaz w kładek zw iązkow ych... .... . na ckł.

Z A L E G Ł O Ś C I K A S O W E stanowią największą plagę C entrali!

Okładkę projektow ał prof K. Kio<-so\sU a Zalu>p;i!tm.

(3)

Numer listopadowy liczy” dwa arkusze druku (32 l: str.) przy

normalnej cenie tylko ^25

STANISŁAW WITOLD BALICKI S.“ M.

KrakówśV!.;

N asz Patron.

Fragmenty**).

...Jakiegoż to bohatera naszego czci dzisiaj i wielbi świat cały'?!!—

Czy króla mocarnego, który orężem świat zadziwił, czy filozofa uczo­

nego, który rzucił w ludzkość nowe idee, czy może jakiegoś wieszcza płom iennego, który do późnej starości rozdarowywał^ludziom^,najdo­

skonalsze p oem aty natchnienia w łasne go?

Pozornie nic p o d o b n e g o ! Ten, którego imię dziś na 'ustach wszystkich czujących katolików, nie nosił ani królewskiej purpury,Jani filozoficznych tomów nie pisał, ani tragedyj żadnych ni poem atów t nie u k ł a d a ł !

Ale mimo to stał się dla gorących serc napraw dę władcągdusz, człowiekiem najmądrzejszym, poetą życia najsubtelniejszym...

A nie był ani starcem siwizną okrytym, ani mężem *u szczytu rozwoju — był tylko uczniem, był naszym k o le g ą !!

To swoje jednak ziemskie życie — zaledwie lat kilkanaście trwa­

jące — potrafił tak rozszerzyć, tak po królewsku opanować, tak głę­

boko obmyśleć i w sobie skupić, w taką pieśń natchnioną przemienić, że stał się zaprawdę w oczach naszych królem, władcą, myślicielem i poetą.

Bo takim się stał On, Stanisław Kostka, rodak nasz, gniegdyś ko lega i towarzysz — dziś doradca i opiekun, kochany i święty P a tron'1

Więc rados'ć rozpiera piersi nasze,I źe o naszym koledze i patro­

nie tak głośno dziś nie tylko w Ojczyźnie, lecz po ębcych, dalekich i zamorskich krajach — radość, źe był Polakiem i źe przez Niego wsławia się imię Polski, że gruntuje się i um acnia pewność, iż z O j­

czyzny naszej pochodzili i pochodzą nie tylko rycerze bez skazy, ludzie sławni i uczeni, pisarze i poeci, lecz, źe z jej ziemi, z jej soków ży­

w otnych powstają niedościgłe wzory cnót i piękności ducha, które jako słońca ogrzać i opromienić potrafią po wieczne czasyŁpokolenia całej lu d z k o śc i!

Urodził się i źył Stanisław Kostka w domu niem alfm agnackim , za czasów Zygmunta^ Augusta. W dom u dostatek,^naw et^przepych,

*) Z przem ów ienia w ygłoszonego na uroczystej akadem ji/ urządzonej .przezxso- Galicję gimn. im. Sobieskiego w Krakowie (VI.).^,

(4)

26 P O D ZNAKIEM MARJł Nr. 2 dążność do najwyższych zaszczytów i godności. Wszakże imię Jeg o ojca wymawiano nawet po śmierci ostatniego z Jagiellonów, jako g o d n e do ^objęcia tronu królewskiego w Polsce. Nie zbywało na am b i­

cjach i marzeniach o najświetniejszej karjerze dla najmłodszego sy n a!

Cała Polska nasycona bogactw am i i pełną, wielką radością życia!

H um anizm uczy, jak wzorem starożytnych Greków i Rzymian należy to życie urządzić sobie najprzyjemniejszem i najweselszem. Pieśni H o ­ racych i Katullów znane niemal w każdym dworze, zabawy i festyny, biesiady przydługie, nakształt „sympozionów" greckich, dowcip i żart, muzyka i tańce, widowiska i turnieje — oto obraz życia możnych, dążących do zamienienia w czyn hasła H o ra c e g o : „Carpe dietn"...

Któż z młodych nie ukochałby takich przykładów, nie przylgnąłby do takich ludzi i chwil ?! Wszak można być zresztą uczciwym człowie­

kiem, a przecież żyć wesoło, bez troski!...

Nie ukochał jednakże tak szumiącego życia, nie przylgnął do niego nasz kochany Stanisław Kostka! Jakąś bezbrzeżną pustkę wi­

dział na dnie tych uciech, radości i ambicyj. Jakiś chłód odczuwał wiejący z tych rzekomo „gorących" zabaw i ludzkich towarzystw.

J e m u w tem wszystkiem czegoś nie dostawało, nie widział w takiem życiu rzeczywistego dla człowieka celu!... Odszukał go na innej drodze!

Zgłębić siebie, pogrążyć się w nauce, a przez nią i z jej pom o- cą^zespolić się z Bogiem — oto cel, który odnalazł dla siebie. O d n a ­ lazł go, pokochał i osiągnął!

Oto, co chciał uczynić i uczynił!...

Na pom oc zaś do osiągnięcia tego celu wziął Bogarodzicę, M at­

k ę Bożą. Podziwiać wprost należy rozum i uczucie tego jeszcze dziecka.

W wieku bowiem XVI. cześć dla N. P. Marji w Polsce, wśród ogółu oświeconego osłabła i przycichł?. P o rozlicznych pieśniach „m aryj­

n y c h 0 z wieków średnich — za czasów Jagiellonów i B a to re g o ,, poeci (z wyjątkiem Szarzyńskiego) prawie że nie biorą za tem at swych p ie ­ śni postaci Bogarodzicy. Przyczyną tego wpływ i przejęcie się staro­

żytnością, a i spory religijne także przyczyniają się do tego niemało.

Nie miał więc Kostka obok siebie atmosfery przesyconej kultem dla Matki Boga i Matki n a s z e j !

Instynktem serca wyczuł jednak, że w Niej znajdzie dla siebie p o m o c i opiekę najskuteczniejszą, przeczuł zawczasu, że Ta, ku czci której powstał pierwszy hym n w polskim pisany języku — stanie się zczasem (i to niedługo) oficjalną, raz jedynie przez wszystkie stron­

nictwa zgodnie w ybraną Królową P o ls k i !

I od tej Królowej wziął Stanisław o « ą przedziwną dobroć i sło­

dycz charakteru! Nie widziano go nigdy gniewnym i za ch m jrzo n y m , owszem, zawsze wesoły, pogodny, uśm echnięty, stwierdzający całą sw ą jp o sta c ią i obejściem, że do obcowania z Bogiem i przebywania w przybytku Boga niekoniecznie potrzeba średniowiecznej, aż bezli­

tosnej a s c e z y !

Ta jego dobroć i pogoda udzielała się c iłe m u otoczeniu... W e ­ selej i jaśniej działo się wśród kolegów, g d / Kostka był między nimi, czyto na wspólnej nauce, modlitwie, j czy rekreacji. Całe jego życie

(5)

Nr. 2 P O D ZNAKIEM MARJI 27 spłynęło bowiem wśród uczących się kolegów, całym jego dobytkiem bvła książka, zeszyty, inkaust i piór parę... Świat cały — tak w sobie zamknięty i b o g a t y ! W tym świecie czuł się atoli nasz święty P atron najszczęśliwszym! Uczył się pilnie, choć z początku nie miał nadzw y­

czajnych zdolności i pamięci. Zrozumiał jednak, że opanuje i pokona wszelkie trudności przez wytrwałe, systematyczne uczenie się. 1 tu pokazał niepospolitą wytrwałość i silną w o l ę !

Był wyjątkowym młodym Polakiem, który zawczasu zrozumiał, że nie jednorazowy, choć wielki wysiłek błyszczy, świeci i do celu prowadzi — lecz ta drobna, codzienna szara, mrówcza praca, to c o ­ dzienne znoszenie cegiełek pod budowę wzniosłego gm achu, który staje dopiero wtedy, gdy się tych cegiełek naprawdę dużo n a g r o m a ­ dzi !...

W tej pracy był niezrównanym i nieorześcignionym .. Szła mu zaś lekko, bo ją kochał, bo ją uważał za część składową modlitwy i zbliżenia się ku Bogu...

Po pracy odpoczynek: krótkie chwile wesołości z kolegami, ale kolegam i wybranymi. O d brudu, fałszu, pochlebstwa, niepoczciwych myśli i brzydkich słów stronił Kostka i uciekał... Dowiadujemy się ze współczesnych aktów, że mdlał na skutek złych lub nieprzyzwoitych rozmów, tak subtelną w nim była myśl i przeczyste serce!

Po pauzie, po rekreacji znów praca, a potem — szukanie sa­

motności w kościele lub kaplicy, gdzie tak się zapamiętywał w m o ­ dlitwie, że popadał w ekstazę, oderwany od ziemskiej rzeczywistości, pieszczący się małym Jezusem bezpośrednio, przebywający w towa­

rzystwie Bogarodzicy i Niebian z taką sam ą rzeczywistością, z jaką parę godzin przedtem przebywał z własnymi kolegami i przełożonymi.

O to rys jego dni i życia! Czy trzeba dodawać, że z najtkliwszą miłością odnosił się do swych rodziców i brata, który nie szczędził m łodszem u od siebie Stanisławowi wielu przykrości i szturchańców.

Ze słodyczą i anielską cierpliwością znosił wszystkie przykrości i do- kuczliwości. z głębokiem uszanowaniem i wdzięcznością odnosił się d o swych pedagogów, przełożonych i wychowawców, z największą delikatnością uczuć spieszył do zasmuconych i biednych z pomocą, pocieszeniem, dobrem słowem i jałm użną! Dawał siebie całego, d a ­ wał swoje kochane, przeczyste serce!

To też głucha zapano wała rozpacz w sercach współuczniów i to ­ warzyszy, gdy serce to bić przestało w dniu 15 sierpnia 1568 r. w sam dzień Wniebowzięcia Najśw. P. Mirji... Lecz nie czas był oddaw ać się smutkowi i rozpiczy. O to samorzutnie, za w e w nętrznym duszy r o z k a z e m , na pierwszą wiadomość o śmierci ośm nastoletniego P o la ­ ka, t ł u m y Rzymian i cudzoziemców, przebywających w prastarem mieście, poczęty płynąć falą do celki, g d z ie spoczywały zwłoki tego młodzieńca... j

A on leżał bez bolesnego piętna śmierci, piękny jak anioł, lekką uśmiechnięty, o twarzy tem bielszej i delikatniejszej, że otaczały jo

krucze, lśniące włosy... t

(6)

28 P O D ZNAKIEM MARJI N r 2 T łum y przyszły uczcić zmarłego młodzieńca; te tłumy pierw sze wymawiały w najpokorniejszej modlitwie słowa prawdy, że „świętym jest ten Polak!"...

Od dnia tego rósł kult i uwielbienie dla naszego patrona po całej Ojczyźnie i po cudzoziemskich krajach... Wreszcie dwieście lat tem u zaliczono Go uroczyście w poczet świętych.

Z tą chwilą pochyliła się przed nim i tiara papieska i korony królów katolickich, ugięły się kolana najwyższych dostojników, tak kościelnych jakoteż i świeckich...

Rzesze wiernych garnąć się poczęty do jego stó p ; szli starzy i młodzi! Starzy z prośbą, by błogosławił i wziął w opiekę ich dzie­

ci i w n u k i ; młodzi •— by nie przestał być dla nich najlepszym opie­

kunem i doradcą....

I stał się nasz Święty orędownikifm i tłumaczem gorących próśb modlących się przed tronem Boga... Orędował za wszystkimi potrze­

bującymi, na'jgoręcej jednak za własnym narodem, za kolegami, roda­

kam i! Rycerze, walczący pod Chocimem, Jem u przypisywali świetne zwycięstwo ; skołatana ludność na kresach wschodnich, nękana moro- wem powietrzem Jem u przypisywała ocalenie, Jem u zawdzięczają nie­

przeliczone zastępy dawnych i dzisiejszych kolegów pomoc w naukach, możność utrwalenia się w dobrem, poniechania złych przywar i. na­

łogów!

Więc słów nie m am y radości, że Kostka z pośród nas pochodzi,

że

Polakiem z krwi i kości, że synem tej przesławnej naszej Ojczyzny, że uczniem był i kolegą naszym. On wie, jak z niego dumni jesteśmy, jak Go kochamy i kochać chcem y!

Wiemy jednakże i to, że dalecy jesteśm y często od tego wzoru, jaki nam po scbie zostawił. Wierzymy jenak, że sam młodym będąc, wyrozumie nas łatwiej i chętniej i niejedno przewinienie przed Bo­

giem wytłumaczy i usprawiedliwi!

Ufamy w anielskość Jego i dobroć niezmierną i wierzymy m o c­

no, że nas nie opuści i nie porzuci nigdy, że na nasze szczere w oła­

nie z pom ocą i pokrzepieniem pospieszy i stanowczo się przyczyni d o tego, byśmy w tem życiu stali się tak, jak On, niezłomni i nie­

zachwiani w dobrym charakterze i w pięknych czynach! Wierzymy! — i prosimy Go najserdeczniej, by biorąc w opiekę wszystkich młodych, szczególnie opiekował się nami, zgrupowanym i pod znakiem Marji, abyśm y kiedyś choć w części drobnej opromienili zasługami i chwałą naszą Ojczyznę tak, jak On ją rozsławił po krańce mórz, na ziemi i niebie!

^Młodzi ludzie, którzy z taką łatwością odrzucają wiarę, nie wiedzą , jakim trudem, i za cenę ilu cierpień z powrotem

się ją odzyskuje. Fawel Claudel

W spółczesny (ur. 1868) najwybitniejszy poeta francuski,^'nawró­

c o n y po wielu głębokich wstrząśnieniach i przejściach.

(7)

N r 2 „ P O D ZNAKIEM M ARJI" 29 S T A N IS Ł A W TELEGA S. M.

Rzeszów, kl. VIII.

X ubie to ciche ustronie

...

Lubię to ciche ustronie 'lak smętne, zadumane, Gdy w mroku wieczornym tonie

Pól ciszą kołysane...

Gdy z blaskiem cichych promieni Kładą się cienie wieczorne.

Ody niebo się krwawi, płom ieni Gdzieś dzw ony biją klasztorne...

Lubię to ciche ustronie fi ' Gdy budzi się o świcie.

Gdy w staje z pól nad błonie Radosne, ja sn e życie.

Gdy z śpiewem szarej p ta szyn y, Na chwałę N a jśw iętszej Panny Na chwałę Boskiej Dzieciny,

Dzień się rozdźwięczy ranny.

Lubię to ciche ustronie

G dzie wśród girlandy kw iatów Bolesne ułożył skronie

N a krzyżu — On — Pan św iatów l Gdzie krzyż sw e złote ramiona

Ku górze w zniósł w błękity, Gdzie na krzyżu Chrystus kona Św iatom głosząc nowe św ity.

Lubię to ciche ustronie la k smętne, zadumane, Gdy w mroku wieczornym tonie

Pól ciszą kołysane...

Gdy z blaskiem cichych promieni Kładą się cienie wieczorne Gdy niebo się krwawi, płomieni

Gdzieś dzw ony biją klasztorne...

Ks. dr. JO Z E F KRUSZYŃSKI R ektor Uniwersytetu Katolickiego w Lublinie.

Katolicki Uniwersytet lubelski.*)

W grudniu b. r. upływa dziesięć lat o d pow stania K atolickiego U niw ersytetu w Lublinie. Jaka była przew odnia myśl założycieli, jak przedstaw ia się U niw ersytet dzisiaj, jakie są jeg o najbliższe potrzeby i zadania — oto pytani?., na k tóre pragnąłbym odpow iedzieć.

Głównym celem założenia katolickiej W szechnicy w odrodzonej Polsce, było stw orzenie ogniska Myśli Katolickiej, ośrodka, gdzieby o n a znalazła nietylko swą obronę i uzasadnienie, ale przedew szystkiem pole rozwoju, pole tw órczej, naukowej pracy. Przez pow ołanie do ży­

cia katolickiego U niw ersytetu Polska stanęła w rzędzie tych narodów , k tó re swemi wyższemi uczelniami o charakterze katolickim stw ierdzają bezpodstaw ność pokutującego jeszcze gdzieniegdzie tw ierdzenia o nie­

zgodności wiary z rozumem, owszem są namacalnym niejako dow odem wielkich korzyści, jakie płyną dla nauki z połączenia głębokiej wiary z przekonaniem katolickiem.

Z celem tym łączył się inny — wytworzenie elity umysłowej, myślącej i czującej po katolicku inteligencji polskiej. D om agał się te g o

*) Na serdeczną prośbę Redakcji raczy} J. Magn. X. Rektor przesłać nam wy­

czerpujący artykuł na tem at, który po Zjeździe lubelskim szczególnie powinien zaintere- resow ać naszych sodalisów. Najczcig. Autorowi składamy za okazaną nam znowu ży­

czliwość wyrazy gorącej podzięki.

(8)

3ft P O D ZNAKIEM MARJI Nr 2 fakt, że katolicyzm naszych t. zw. sfer inteligentnych opiera się nie­

jednokrotnie zbyt wyłącznie na tradycji i uczuciu, że brak mu niekie­

dy głębszych podstaw myślowych, a skutkiem teg o nie ma mocy prze­

konania i nie prowadzi do czynu.

Spraw a ta nabierała szczególniejszej wagi w chwili, gdy po zna­

nej deklaracji W ilsona, w ynagradzającej narodow i polskiemu dziejową krzyw dę, O jczyzna miała odzyskać niepodległość. U schyłku wojny należało pom yśleć o organizowaniu polskiego szkolnictwa, o zbudow a­

niu machiny państw ow ej, wielkie i odpow iedzialne zadania staw ały p rz ed społeczeństw em polskiem.

N a pierwszy plan wysuwało się zagadnienie katolickiej sokoły w P olsce; faktem zaś stwierdzonym jest, że o charakterze i kierunku cśw iaty w szkołach niższych i średnich decydują prędzej czy później p rą d y panujące na uniw ersytetach.

Drugim ważnym problerr em było przygotow anie organów pań st­

wowych i działaczy społecznych w duchu katolickim, urzędników, mi­

nistrów , posłów, adw okatów , sędziów, jak również fachowców w za­

kresie handlu, przem ysłu, komunikacji i t. p.

W reszcie należało pom yśleć o przygotow aniu zdolnych i o d p o ­ wiedzialnych publicystów i dziennikarzy, k t ó r y b y prasę katolicką w Polsce postawili na odpow iednio wysckim poziomie.

W szystkim tym zadaniom nie m ógł sprostać oczywiście sam Uni~

w ersytet, to też w myśl jego założycieli był on tylko pierwszym za­

sadnicze m ogniwem i jakby naturalnym inspiratorem i ośrodkiem ca­

łe g o szeregu innych instytucyj naukow ych o charakterze bardziej p ra­

ktycznym , m ających za bezpośrednie zadanie ekonom iczne podniesie­

nie kraju przez rczw inięcie przem ysłu i handlu.

T ak szeroko zakreślone pleny wymagały ogrom nych funduszów, k tó iy ch zobow iązał się dostarczyć główny, obok ks. Idziego R adzi­

szewskiego, tw órca U niw ersytetu Lubelskiego, p. K arol Jaroszyński.

J e g o wielomilionowa forLuna pozw alała na najśmielsze projekty. W o b rę­

bie Lublina miał pow stać szereg instytucyj przemysłowych, których za­

daniem było finansowanie U niw ersytetu i dzieł z nim związanych.

W ciągu pierw szych trzech lat istnienia zawdzięcza U niw ersytet swoją egzystencję p. Jaroszyńskiem u. N iestety konfiskata majątków p. Ja ro ­ szyńskiego przez bolszewików zniweczyła jego wielkoduszne zamiary.

W drugim roku istnienia U niw ersytetu ks. Idzi Radziszewski zmuszony by ł pom yśleć o szerszej podstaw ie, niż ta, k tó rą m ogła mu zapewnić pcm o c jednostki. Jsk b y naturalnym odruchem serca myśl jego zw róci­

ła się ku A m eiyce, ku polskiemu W ychodźtw u, u k tó reg o spodziew ał się znaleźć zrozum ienie dla swej idei, chęć i m ożność pom ocy.

Nadzieja jego nie zawiodła. Dzięki Polonji am erykańskiej U niw er­

sy tet m ógł przetrw ać najbardziej krytyczne chwile sw ego istnienia w okresie spadku waluty polskiej. Pom oc Ameryki nie m ogła zaspo­

koić w szystkich p otrzeb U niw ersytetu, musiano się jeszcze zwrócić z pro śb ą o środki d o społeczeństw a wewnątrz kraju. Popłynęły dość hojne ofiary, obracane wyłącznie na utrzym anie personalu p rofesorskie­

go, o inwestycjach i przygotow aniu napół zrujnow anego gm achu, udzie­

lonego przez rząd polski nie m ogło być mewy.

(9)

N r 2 P O D ZNAKIEM MARJI 31 P o śmierci ks. R adziszew skiego dn. 22 lutego 1922 r., k tóra b y ­ ła dla młodej instytucji ciężkim ciosem , R ektorem U niw ersytetu został mianowany O . Jacek W croniecki z Zakonu K aznodziejskiego. Pierw- szem jego dziełe n było stw orzenie „Tow arzystw a Uniwersytetu Luoel- sk ieg o “ , któ reg o zadaniem miało być rozwinięcie planowej, zorganizo­

wanej akcji w śród społeczeństw a polskiego. N a czele Tow arzystw a stanęła R ada złożona z pięciu Biskupów, w ybranych przez konferencję B iskupią, 7. członków fundatorów i pięciu osób, w ybranych przez w al­

ne zgrom adzenie. U tw orzono sek retarjat propagandy, k tó reg o zadaniem było zjednyw anie członków dla Towarzystwa. O rganem Towarzystwa zostały „W iadom ości Towarzystwa U niw ersytetu L ubelskiego" pod ają­

ce kronikę życia U niw ersytetu oraz inform ujące o rozwoju Towarzystwa.

D la członków Tow arzystw a ustanow iono składki w edług n astę­

pujących norm : członek fundator 50.000 zł., dożyw otni 2.000 zł., czyn­

ny 50 zł., rocznie i w spierający 5 zł. rocznie. Towarzystwo do te g o czasu liczy w swem gronie dwóch członków fundatorów , kilkudziesię­

ciu członków dożywotnich, zgórą 100 czynnych i blisko 400 w sp ie­

rających.

Jednocześnie z tą p racą organizacyjną przystąpiono do fundacji sal w ykładow ych na U niw ersytecie. Rodzina hr. Antoniostwa R ostw o­

row skich ufundowała w r. 1927 pierwsza, salę im. H. Sienkiewicza, ozdobiotią pięknym biustem mistrza mowy polskiej d łu ta Piusa W e- lońskiego.

W roku 1924 po ustąpieniu O . Jacka W oronieckiego, rektorem został wybrany ks. biskup Czesław Sokołow ski, sufragan diecezji p o d ­ laskiej. Po niespełna rocznem kierow nictwie ustąpił z zajm ow anego stanowiska.

W roku 1925, d. 16 czerw ca na posiedzeniu Rady Biskupiej d la spraw U niw ersytetu w Lublinie został rektorem ks. Józef Kruszyń­

ski. W tym samym roku przystąpiono d o poważnych inwestycyj. Zo­

stał wykończony całkowicie południow y pawilon, przeznaczony na m ie­

szkania dla profesorów i dla Bratniej Pomocy studentów U niw ersyte­

tu Lubelskiego. W następnym roku w ykończono pawilon w schodni i doprow adzono d c oierw otnego stanu południow ą część gm achu, stanow iącego b. klasztor dom inikański.*)

*) Uniwersytet mieści się w tak zw. koszarach Świętokrzyskich, w skład których wchodzi b. klasztor dominikański wraz z kościołem skonfiskowanym i przerobionym na koszary za rządów austrjackich Józefa II. W początkach 19 wieku A ustrjacy dobudo­

wali do klasztoru dwa rozległe, dwupiętrowe pawilony, wschodni i zachodni. Ro usu­

nięciu się Austrjaków, Rosjanie, objąwszy po nich rządy, dobudowali do frontu pawi­

lon północny, zamykając w ten sposób czworobok z obszernym dziedzińcem 8 0X 40 metrów. Niezależnie od tego dziedzińca w obrębie murów klasztornych za pawilonem południowym, zbudowanym przez Uniwersytet znajduje się mały dziedziniec dzisiaj już całkowicie uporządkowany. W gmachu Uniwersytetu mieściły się do wybuchu woj­

ny koszary wojskowe, a podczas wojny szpital wojskowy. Po wojnie polskie władze wojskowe zgodziły się na oddanie b. koszar świętokrzyskich Uniwersytetowi. W chwi­

li przejmowania przez U niwersytet w r. 1921, gmach znajdował się w tak opłakanym stanie, że niezdatny był do użytku. Uniwersytet przeprowadza stopniowe inwestycje, przygotowując w ten sposób pomieszczenia na sale wykładowe i przystosowując budy­

nek do potrzeb obecnych.

(10)

P O D ZNAKIEM MARJI N r 2 W roku 1927 z pow odu braku funduszów poczyniono tylko mniejsze przeróbki i adaptacje. W roku 1928 przystąpiono do gru n ­ townej przebudow y pawilonu zachodniego. G dy ta inwestycja zostanie wykońezona, pozostaje jeszcze do odbudow y kościół podom inikański, znajdujący się w południow ej części gm achów i skrzydło frontow e, czyli pawilon północny. U niw ersytet zamierza z wiosną r. 1929 przy­

stąpić do odbudow y kościoła. Co się tyczy pawilonu frontow ego, ze względu na znaczne koszta odbudow y zgddn>e z planami przygotow a­

nemu przez architekta, prof. M. Lalewicza, p race m ogą być podjęte po zebraniu potrzebnych funduszów.

W r. 1927 otw arto sześć nowych sal fundacyjnych, a m ianow icie:

sala im. J. Świątobliwości Piusa XI., fundacji E piskopatu Polskiego, sala ku czci polskiego W ychodźtw a w A m eryce. Salę tę ufundow ał U niw ersytet w dow ód wdzięczności za otrzym ane ofiary z A m eryki w r. 1921/2 przez pośrednictw o ks. W acław a Kneblew skiego. Sala ku czci św. Tomasza z Akwinu, fundacji Polskiej Prowincji Ó O . D o­

minikanów. Sala posiada b:ust d o k to ra A nielskiego, wykonany przez arty stę rzeźbiarza, br. Dam jana Stankiewicza z Z. K. we Lwowie. S a ­ la im. ks. Stanisław a K onarskiego, fundacji A ntoniostw a Piaseckich z P opkow ie; Sala ku czci Pow stańców 1863 r., fundacji księżnej Mar- ji Sw iatopełk-C zetw ertyńskiej i sala im ks. Piotra W awrzyniaka, fun­

dacji Ligi Katolickiej i D uchow ieństw a archidiecezji gnieźnieńsko-po-

znańskiej. * ,

W r. 1928 zostały otw arte trzy nowe sale: K ardynała S tan isła­

wa Hozjusza, fundacji A nieli hr. Potulickiej z Potalic. Sala posiada piękny p o rtre t kardynała ofiarowany przez fundatorkę. Sala im. ks.

Rom ana Sanguszki, męczennika i b o h a te ra narodow ego po pow staniu listopadow em w r. 1831 i ks. R om ana .Sanguszki, zam ordow anego przez bolszewików w Sławucie w r. 1917, fundacji Konstancji z Zam ojskich i jej syna Rom ana ks. Sanguszków z Tarnow a. W reszcie sala im. Jul- jusza Słow ackiego, fundacji L ubelskiego K om itetu sprow adzenia zw łok

poety do kraju.

W dalszym ciągu są czynione adaptacje celem otw arcia nowych sal i U niw ersytet zw raca się do osób, któreby zechciały uczcić wy­

bitnych członków swych rodzin, lub też postacie historyczne zasłużo­

ne w dziejach Polski, o stworzenie nowych fundacyj. K ażda sala fun­

dacyjna posiada nad drzwiami w stylowem obram ow aniu tablicę m ar­

murową w rozmiarach 8 8 X 4 7 cm. z odpow iednim napisem złoconym.

(Dokończenie nastąpi).

P am iętajm y, że k a żd a sodalicja, przystępując do Z w ią zku , podpisała w deklaracji § 5. lit. e. Statutu, który b r z m i: Soda/icje zw ią zk o w e są obowiązane prenum erow ać dla każdego sodalisa organ Z w ią z k u .

C zy to w szędzie spełnione ?

(11)

N r 2__________________F O D ZNaKIEM M A R J1_______ 33 A D A M PAK LIŃSKI S. M.

Stud. med. Poznań

O bow iązki sodalisa w życiu uniwersyteckiem.

(Dokończenie)

S cdalis to ideał człowieka — katolika — P olaka, do któ reg o każdy z nas powinien się starać zbliżyć.

Scdalis je st s p o ł e c z n i k i e m , czyli pracuje w organizacjach, zgodnych z duchem katolickim, nie tylko jako bierriyf członek, należą­

cy dlatego, że ciągnie z dar.ej organizacji korzyści,: ale pracuje p ra ­ wdziwie.

S c d a l i s j e s t o b o w i ą z k o w y m . W ypełnia to,c co organi­

zacja każe. Uczęszcza na zebrania, wygłasza referaty, bierze żywy udział w dyskusji. J e st to punkt ogrem nej wagi, bo to jest właśnie jedynym sposobem w yrobienia się społecznego. Sodalis, jako społecznik, powinien dbać o to, by teg o w yrobienia nabyć w najbardziej d o sk o ­

nałej fermie. *

S cdalis jest p u n k t u a l n y , zarówno idąc do kościoła, czy"na wykład, czy w ieszcie na zebranie. Punktualność i słowność wyżyciu koleżeńskiem jest bardzo ważnym dowodem w artości osobnika.

S cdalis jest p i l n y i s y s t e m a t y c z n y w pracy. Iluż to stu ­ dentów je st studentam i tylko w okresie egzaminów, a przez cały rok chodzą r.a wykłady, by sp o tk ać znajcm ych, albo też w ególe nie cho­

dzą. A potem „na łeb, na szyję" uczą się w strachu, w niepewności, czy zdążą chociażby przerobić m aterjał. O opanow aniu zaś jeg o a b s o ­ lutnie irew y być nie może. Na zrozumienie rozm aitych kwestyj trzeba czasu. T rudno coś „strawić** lub przem yśleć dokładnie w paru zaledwie dniacł), c jy tygodniach. Czas egzaminów — to czas p cw tóiki m aterjału.

W yśw ietlanie kwestyj — to studja całoroczne. W ięc scdalis — to ca­

łoroczny student, nie baw idam ek. Dla sodalisa egzaminy i kollokwje powinny być przyjemnością, a może naw et popisem . __

K to pracuje •— potrzebuje wytchnienia i zabawy., IK to pracuje umysłem, musi dać wytchnienie umysłowi, a więc ! m usza doŁ pracy swe ciało. Przez c o ? Przez sp o rt (A. Z. S.), przechadzki.

: : 1 •" '".a S K T JS S H S S

I w tedy daje się umysłowi wytchnienie, gdy pozwala mu się swo­

bodnie, nie krępując zbytnio uwagi, kojarzyć wyob»ażenia, pojęcia;

można to łatw o uczynić pod wpływem muzyki, krajobrazu, trudniej już p o d wpływem o pery, te a tr u / |

A i wówczas umysł wypoczywa, gdy k teś w ciąga w pole świa­

dom ości całkiem odrębny rodzaj wyobrażeń. Tym nowym rodzajem wy­

obrażeń i pojęć może być i belletrystyka, albo w ególe dziedzina nie związana bezpośrednio z przedm iotem moich studjćw . Tu jednak p o ­ winna być m iara! Rozryw ka i zabawa nie może przeważać nad pracą.

Człow iek jest stw orzony do pracy, nie zabawy. Inaczej ow ładnie nim nuda, a co za tem idzie pessymizm, niechęć^do życia, w egetacja...

(12)

34 P O D ZNAKIEM MARJI N r 2

Sodalis u n i k a p o d e j r z a n y c h t o w a r z y s t w . Jest to naj­

ła tw ie js z y sposób, ażeby ze sodalicyjnego stanow iska zlecieć tlo rzędu tych wielu „studentów " w cudzysłowie. Ich tryb życia ogranicza się d o w egetacji, bezmyślnych przygód i do wypowiadania frazesów na wszelkie tem aty. Początkow o, wierzę, człowiek taki może komuś zaim ­ ponow ać. Czas egzaminów, względnie bliższa z nim styczność, w yka­

zuje, kto to jest.

K oledzy ci, ci t. zw. „studenci" zasługują nie na potępienie i w zgardę ale raczej na litość za swą bezmyślność. Poznają to oni sa ­ mi przy końcu studjów. Praw da, że wielu zdąży się cofnąć przed zu­

pełną ruiną, ale wielu. . przeklina chwilę, kiedy ich „m ili“ koledzy w ciągnęli do sw ego „zacnego" grona. I cóż im z tego, że się bawili, jakaż korzyść r e d n a ? Dziś inteligentów zawodowców coraz to więcej.

Jeżeli kończący studja ma liche przygotow anie do sw ego zawodu, to nie zmoże konkurencji swych dawnych kolegów po fachu. Grozi mu pomimo tylu lat pobytu na uniw ersytecie — przym ieranie głodem . Dziś we wielu zaw odach nie wolno być partaczem , dziś trzeb a być znakom icie przy/otow anym do zawodu. Można to osiągnąć przez pilną i system atyczną pracę, przez solidne prow adzenie się, bo i ten m om ent g ra dziś pew ną rolę na uniwersytecie. Przy egzaminie profesor łatw o pozna, czy ktoś pracuje, czy się bawi, czy ktoś studja trak tu je p o ­ ważnie — czy do nich jeszcze nie dorósł, czy ktoś jest studentem rzeczywiście — czy „studentem " w cudzysłowie.

D o liczby studentów z imienia m ożnaby zaliczyć bardzo wielu korporantów . Je st rzeczą ciekawą i godną zastanowienia, jakie stano­

wisko ma zająć sodalis wobec korporacji. W szędzie ideologja k o rpora- cyj jest bez zarzutu, naw et pochw ały godna. A le co wykazuje p ra k ty k a ? ! Iluż to kolegów przed w stąpieaiem było porządnym i ludźmi, a po w stą­

pieniu...? Tak, stali się „morowymi gośćm i", tylko nauczyli się „p ić“

na kom ersach... rozpili się, a zdrowie ich. .? T ą d ro g ą do ruiny fi­

zycznej n ie d a le k o ! Czy w obec teg o należy rzucić kamień potępienia na te szeroko na polskich uniw ersytetach zakorzenione organizacje ? Mie, byłoby to niespraw iedliw e! A le polecać w stępow anie do k o rp o ­ racji byłoby dla sodalisa naigrawaniem , wyzywaniem własnej woli. K to m a silną wolę, tem u nikt szkodzić nie może, przeciwnie może naw et korporacja być dla niego bardzo owocną. A le często zło potrafi i tę wolę usidlić. D ro g a zaś w przepaść o wiele łatwiejsza !

W o b e c tak ieg o stanu rzeczy, ten, kto pomimo że w yrobił sobie silną wolę, nie igra z nią, kto jest indywidualistą, ktc nie znosi p rz e­

starzałych tradycyj i śmiesznych nieraz przew odnictw rówieśników, te n o d d a korporacji, co należy, nie potępi jej bezw zględnie, ale też sam do korporacji nie wstąpi, bo szkoda na nią i czasu i pieniędzy.

D la niego jedyną, praw dziw ą korporacją pozostanie Sodalicja M arjań- ska. T a mu w ystarczy. I słuszn'e, bo nie można się wszędzie udzieiać, wszystkim służyć i wszystkim wygodzie. Najow ocniejszą bowiem je st p raca w ytężona tylko w jednym kierunku.

O rganizacja sodalicyjna na każdym kroku przypomina, że nie tylko nauką żyje człowiek, ale i słowem Bożem.

(13)

Nr. 2 F O D ZNAKIEM MARJI 35 Fodalis nie powinien opuszczać Mszy św. w niedzielę, powinien chociażby r«z w roku odpraw ić rekolekcje. Ile tam zaczerpnie ożyw­

czych myśli dla ducha, ile mu tam przybędzie sił i zapału do pracy.

A jeśli już komuś udało się przebyć szczęśliwie c z ;s studjów uniw ersyteckich, to i wówczas nie powinien pozostać tylko dobrym zawodowcem , wówczas tem bardziej spoczywa na nim obow iązek konty­

nuow ania pracy sodalicyjnej na niwie sodalicji panów.

K ażdego zapew ne zadziwia, że cały tegoroczny IX. Zjazd Związku w Lublinie przepojony był tą jedną myślą, tem jednem pojęciem : O b o ­ wiązek. Ja k ż e : aktualną jest dzisiaj ta myśl w Polsce, dziś, gdzie wię­

kszość obowiązki w obec Ojczyzny uważa ta przesąd, a obowiązk' oby­

w atelskie spełnia jeno z musu lub korzyści materjalnej.

Koledzy Sodalisi! Jesteśm y Polakami, uważamy się za patrjotów . P olska dopiero s>ę buduje. Mamy obow iązek moralny i patrjotyczny zaprząc i siebie do tej pracy, każdy w edłvg sił swoich.

Jeżeli ze szko:y i dom u wyniesiemy jeno formalistyczne poczucie obow iązku — będziemy 1ylko pańszczyźnianymi robotnikam i P o ls k i;

nic pozatem . Nie tęd y jednak prow adzi dro g a do twórczej pracy, do budow y państw a i kraju i nie na tem tylko poprzestaje prawdziwy patrjotyzm . Praw dziw y patrjota chce budow ać, w zakresie swych sił, ale zawsze budow ać. K ażda zaś tw órczość łączy się integralnie z głę- bokiem rozumieniem i szczerem ukochaniem obowiązku. T ego właśnie ch ce nauczyć Sodalicja M arjańska.

Polsce budującej się po trzeb a dużo twórczych umysłów, k tó reb y stały się przewodnikam i narodu. Czyżby scdalicja nie m ogła być dum ną, gdyby owymi filarami byli jej w ychow ankow ie?! Dziś na każdem polu je s t dużo do zdziałania. N iechajby c to ć jeden z każdej sodalicji szcze­

rze i całkow icie poświęci! się jednej dziedzinie, a kto wie czyby ży­

czenie takie nie stało się rzeczywistością.

Koledzy l Jak o Sodalisi • A kadem icy bądźm y studentam i napraw dę, od d an i pracy całkow icie!

W ted y sodalicja przysłuży się Ojczyźnie, Ludzkości, a przez to przysporzy prom iennej chwały Bogu, Marji i Kościołow i katolickiem u.

II Zjazd Iwh śm iali maiiaittli u n i i szi- średnich.

(XX. M oderatorów i D elegatów )

w Lublinie, w dniach 6 — 8 lipca 1928 roku.

Sprawozdanie.

Drugi dzień Zjazdu (sobota 7-go lipca).

(dokończenie).

Posiedzenia II. i III. S ek cji Zjazdu to jest sodalicyj gim nazjalnych i sodalicyj sem inarjalnych odbyły się równocześnie o godzinie 5 tej popołudniu.

(14)

POnZNAKIEM'WA'<1 IX. ZjazdZwzkuw Lubliniew dziedzcuUniwersytetukatolickiegotamże.

(15)

Nr 2 P O D ZNAKIEM M ARJI 37 II. Sekcją (gimn.) kierow ał X. Mod, F. de V i 11 e (W arszaw a I.) re fe ra t p. t. O b o w i ą z k i s o d a l i s a w ż y c i u u n i w e r s y t e c - k i e m “ wygłosił p. A dam P a r l i ń s k i z sod akad. stud. m edycyny w Poznaniu. D oskonały referat nagrodzono licznemi oklaskami, poczem potoczyła się bardzo ożywiona dyskusja, w której szereg mówców p o ­ ruszył spraw ę należenia do korporacyj akadem ickich, obow iązek przej­

ścia do sodalicji akadem ickiej i dalszą w niej pracę, konieczność rz e ­ telnej pracy naukowej na studjacb wyższych i kończenie ich możliwie najlepsze w przepisanym term inie, łączności trw ałej z daw ną sodalicją gimnazjalną, łączności między sodalicjami szkolnemi jednego miasta, odpraw iania raz w roku akadem ickich rckolekcyj zamknięt>ch. Spraw y te niezmiernie żyw otne znalazły swe ujęcie w szeregu rezolucyj, które uchw alono przedstaw ić na ostatniem zebraniu pienarnem .

O godz. 19-tej przew odniczący zamknął zebranie.

II. Sekcją (semin.) kierował X. Mod. W ład. C z e c h (Siedlce III.) refera t „ O b o w i ą z e k s o d a l i s a w s e m i n a r j u m i w p r z y s z ł o ś c i n a p o s a d z i e n a u c z y c i e l s k i e j " w ygłosił sod S t e f e n S m o ­ l a r z , prezes sod semin. naucz. Siedlce III. W dyskusji om ówiono zagadnienia pracy apostolskiej w seminarjutn i na posadzie, obow iązek głębszego kształcenia się religijnego, zwłaszcza przez odpow iednią le­

kturę, zakładania sodalicyj nauczycieli, utrzym anie kontaktu z sodalicją serainarjalną po maturze. Uchwalono szereg rezolucyj, między niemi także jedną obowiązującą do prenum erow ania mięsięcznika „Pod zna­

kiem M arji“ na posadzie nauczycielskiej.

O b ra d y zam knięto o godz. 19-tej.

Po zebraniach obydw óch sekcyj zamówiony fotograf dokonał b a r­

dzo u dat a ego zd jęc ia w szy stk ich uczestników , k tóre stanow ić będzie dla n.ch miłą pam iątkę Zjazdu.

B ezpośrednio potem spożyto wieczerzę, po której czekała wszy­

stkich przem iła niespodzianka w postaci W ieczornicy przygotow anej przez sodalicję Pań lubelskich. W parę minut po 8-mej przyjechał do U niw ersytetu J. E N ajprzew. Ks. Biskup Fulman, który zajął miejsce w śród młodzieży w jadalni akadem ickiej. Przezacne G ospodynie z ujmu­

jącą gościnnością zastawiły olbrzym ie stoły herbatą, stosami w ybornych ciast, owoców, a dla ochłodzenia po upalnym dniu lipcowym w d o ­ d atku tak pracowicie spędzonym, obfite, znakomite lody. Na sali wy­

tw orzył się niezmiernie szybko ten dziwny, rodzinny nastrój, który tak w ybitnie charakteryzuje nasze Zjazdy. R zekłbyś, że tu wszyscy znali się oddaw na i zawsze na jednej siedzieli ławie. A to przecie po je d ­ nym delegacie zjechali się chłopcy, którzy d o tąd nigdy się w życiu nie widzieli. Zauważył ten szczególny nastrój J. E. Ks. Biskup, któ ry w , serdecznej, przyjacielskiej przem owie, istotnie jak ojciec do swej dziatwy, podniósł to głębokie zżycie się m łodej Polski w sodalicjach m arjańskich i życzył gorąco, by stało się ono podw aliną jedności i mi­

łości bratniej tak potrzebnej naszemu narodowi. Dziękował J. Ekscelen­

cji prezes Związku, zaznaczając z radością, że je st to pierwszy ze zjazdów, na którym sam A rcypasterz już nie na uroczystem zebraniu, ale na ro ­ dzinnej wieczornicy znalazł się w śród młodzieży i razem z nią zasiadł

(16)

38 P O D ZNAKIEM M ARII N r 2

u jednego stołu, poczem wezwał sodalisów do szczególnie gorącej czci i oddania dla N ajprzew ielebniejszego E piskopatu Polski, na k tó ­ re g o cześć wzniósł okrzyk, pow tórzony z zapałem przez księży i mło­

dzież. Rozpoczęły się pieśni bez końca intonow ane i prow adzone nie­

strudzenie przez delegatów z K rakow a i z kilku innych sodalicyj a przy bardziej znanych chw ytane przez całą salę z p o tęg ą m łodych, roz­

palonych szczerą radością piersi. N ie obeszło się naw et bez udatnych m onologów . I jeszcze raz w odpow iedzi przemówił fsP. Ks. Biskup, prezes Związku podziękow ał Przezacnym Paniom z Sodalicji lubelskiej, a X. P rałat de Vilie J. Magn. X. R ektorow i Kruszyńskiemui na zakoń­

czenie zabrzmiały ^Błękitne sztandary, którem i żegnaliśm y opuszcza­

jąceg o nas o późnej godzinie Ekscelencję. W ślad za biskupim pojaz­

dem ożywione grom adki podążyły Racławickieroi Alejami w stronę do ść odległych kwater, raz jeszcze w rozmowie przeżyw ając b o g a te w rażenia m inionego dnia zjazdu.

Trzeci dzień Zjazdu (Niedziela 8-go lipca)

Już o wpół do 8-ej zebrali się wszyscy delegaci w kaplicy U ni­

w ersytetu, w której Mszę św. oapraw ił dla nich prezes Związku i po ew angelji wypowiedzał krótką sodalicyjną egzortę na tem at postaci trzech m łodzieńców ewangelicznych i ich stosunku do C hrystusa Pana, jak o wzoru naszego oddania się Zbawicielowi w sodalicjach i naszej roli w obec narodu i społeczeństwa. Z całem uznan.em podnieść nale­

ży, iż do Koir.unji świętej nieobowiązującej ściśle przystąpili w szyscy sodalisi.

G dy młodzież udała się na śniadanie, w ładze Związku ściśle w e­

d łu g oznaczonego program u rozpoczęły swoje pracow ite obrady.

XV. Posiedzenie W ydziału W ykonaw czego odbyło się w sali U niw ersytetu o godz. 8'43. O b e cn i: M oderatorzy p ro w in cy j: gnieźń.- pozn. X. i_. Ł agoda, warsz. X. F. de Ville, krakow skiej X. J. W in­

kowski, nieobecni: prow. lwowskiej X. K. Thullie (uspr.) i wileńskiej X . L. Chom ski (uspr'.) n adto obecni sodalisi p re z e si; z Gniezna, W ar­

szawy, Wilna, Krakowa (Zakopanego),nieobecny prezes ze Lwowa (nieuspr.) Przedm iotem ob rad b y iy : 1) wnioski z posiedzeń sekcyjnych i plenarnych, k tóre bez zmian zatw ierdzono, 2) sprawa re fere n ta dla spraw misyjnych w Związku — przyjął X. M od. Masłowski z W olszty na 1. 3) spraw a kooptacji do W ydziału W ykonaw czego m oderato a dla spraw sodalicyj sem inarjów nauczyc. w miejsce X. Mod. W ł. C ze­

cha, który wniósł rezygnację — objął X. M od Zygm. Masłowski (j.w.) 4) spraw a referenta dla kółek abstynenckich, nie załatw iono definityw­

nie, 5) Podw yższenie prenum eraty m iesięcznika o 5 gr. za egzem plarz, uchw alono 6) Zatw ierdzenie statutu now ego Związku XX. M oderatorów w archid. krakow skiej przez dotyczącą władzę duchow ną przyjęto d o w iadomości, 7) nominacje m oderatorów diecezjalnych podlaskiego, łom żyńskiego, chełm ińskiego omówiono, 8) spraw ę dalszej akcji na rzecz Kolonji aprobow ano.

Posiedzenie zam knął prezes Związku o godz. lO tej.

(17)

N r 2 t^OD ZNAKIEM MAKJl 39 VI. Posiedzenie Rady Naczelnej rozpoczęło się o godz. 10‘10.

O b ecn i m oderatorzy d iecezjalni: częstochow ski, gnieźnieński, katowicki, kielecki, krakow ski, lubelski, piński, podlaski, sandomierski, w arszaw ­ ski. N ieobecni m oderatorzy d iecezjaln i: chełmiński, lwowski, łódzki, łucki, płocki, poznański, przemyski, tarnow ski, wileński, włocławski, O becni niemal wszyscy sodalisi-prezesi diecezjalni.

O b rad y zagaił prezes Związku, i przedstaw ił w ogólnych zary­

sach działalność Rady Naczelnej w ubiegłym roku szkolnym, poczem w wyczerpującej dyskusjj omówiono spraw ę Kolonji, której R ada N a­

czelna zapewn ła gorące odparcie, następnie statu t i program działal­

ności now ego Związku XX. M oderatorów sodalicyj w archidiecezji k ra ­ kowskiej, wnioski zgłoszone na Zjeździe lubelskim, wkońcu zamierzony o b ch ó d dziesięciolecia Związku i Ił. K ongres na Jasnej Górze w lipou 1929 roku. W dyskusji nad tą o statn :ą spraw ą przew ażyła opinja, iż co do udziału sodalisów w K ongresie nie należy sodalicjom związko­

wym stawiać ograniczeń, poza temi, które wskazują warunki zdrow ot­

ne i rodzinne ich członków (zezwolenie rodziców i potw ierdzenie s ta ­ nu zdrow ia przez X. M oderatora) wkońcu omówiono pew ne postula­

ty w spraw ie rekolekcyj m aturzystów.

Po wyczerpaniu dyskusji zamknął przewodniczący zebranie o g o ­ dzinie 11’30.

II. Zebranie plenarne rozpoczęło się w auli U niw ersytetu w kil­

ka n-inut po w pół do dw unaste'. Przew odniczący prezes Związku o d ­ czytał kilka nadeszłych telegram ów i listów z życzeniami dla Zjazdu, poczem przystąpi! do czytania zredagow anych już rezolucyj. W kolej- nem głosow aniu przeszły wszystkie jużto jednogłośnie, jużto ogrom ną większością. Kilka z nich wywołało, jeszcze krótką dysnusję. U p ad ł wn osek sod Piotrków I. o zmianę term inu zjazdów Związku na sku­

tek wyjaśnień prezesa o ogrom nych trudnościach iechnicznych w o rg a ­ nizowaniu Zjazdów. P, zy tej sposobności wyjaśnia również prezes, dla­

czego uchw ała zjazdu wileńskiego z r. 1926 o ścisłem przestrzeganiu w ysyłania tylko jednego delegata od każdej sodaiicji nie może ulec zm ianie i robi zarzut niekarności t y n sodalicjom, które z naciskiem dom agały się pon nożenia dla nich liczby delegatów , wkońcu porusza spraw ę niepunktualności zarządów sodalicyj związkowych w stosunku d o życzeń centrali i obowiązków przyjętych statutem Związku.

Przew odnictw o zebrania obejm uje zastępca przew odniczącego sod.

O noszko i udziela głocu prezesowi, który wygłasza w yczerpujący re ­ fe rat o Kolonji sodalicyjnej na Snieżnicy. Kreśli w nim historję teg o w ielkiego dzieła, przyjęcie projektu przez sodalicje związkowe, którym w yraża g łęao k ie uznanie, niestrudzoną w spółpracę i ofiarną inicjatywę X. Kan. Stabraw y proboszcza w Mszanie Dolnej, w końcu stan finan­

sów i najbliższe projekty, w edług których K olonja choćby w skrom ­ nych rozm iarach ma być otw arta na przyszłe wakacje. R eferat przyję­

to z niebywałym entuzjazmem i wszystkie rezolucje referenta uchw alono w śród długo niem ilknących oklasków.

X Mod. Krasuski stawia wniosek o w yrażenie podziękow ania p re ­ zesowi Związku. Przyjęto z oklaskami. Przewodniczący krećli historję

(18)

40 P O P ZNAKIEM M AR(I N r 2

pracy nad zorganizowaniem Z jardu i podnosi niestrudzoną pracę X . Kan. Krasuskieg-o zarówno na miejscu w Lublinie, jak przez k o re sp o n ­ dencję nieustanną z prezydium i to już od pierwszych dni stycznia 1928.

i dziękuje Mu najserdeczniej (oklaski).

N a zakończenie według- dawnej tradycji naszych zjazdów związ­

kowych odm awiają wszyscy głośno, na kolanach, sodahcyjiy akt p o ­ święcenia się N. Marji Pannie, poczem żegna zjazd gospodarz U.iiwer- sytetu J. M. X. K ektpr Kruszyński podnosząc ideę tej najwyższej w Polsce Uczelni katolickiej i polecając ją sercu i pamięci sodalisów.

i O becni wznoszą okrzyk na cześć Magnificencji i powstawszy n to n u ją hymn Związku „Słłękitne ro zw iń m y szta n d a ry".

Prezes Związku zamyka Zjazd o godzinie LJ3 tej,

U dział sodalicyj zw iązkow ych w Zjeździe lubelskim. J i k wyżej wspom nieliśmy przybyło na Zjazd 5^j XX. M oderatorów z całej Polski, kierujących sodaliciami Ci, którzy przybyć nie mogli, w znacznej większości nadesłali do prezydjum Związku listy uspraw iedliw iające nieobecność ważnemi powodami. D elegatów przybyło 13f) z tyiuż s o ­ dalicyj związkowych, nie przysłało wcale d e l e g a t a / ^ niżej wymienionych sodal.cyj, (z tych znowu poważna większość niestety bez uspraw iedli­

wienia nieobecności, jakkolwiek w deklaracji przystąpienia do Związku podpisem zarządu stwierdziły dobrow olne przyjęc:e na siebie ob o w ią­

zku regularnego obsvłania według Ustawy wszystkich zjazdów zw ią­

zkowych.) Są to sodalicje: Baranowicze, Biała podl., Białystok Ił. Bo­

chnia, Brodnica, Brześć n. B., Chełm lub., Chodzież, C iechanów , D u- bno, Grudziądz, Jarocin, Kościan, Koźmin, L wów I.. Lwów III., Lwów VI., Łom ża I., Łom ża II., Łowicz, Łódź li., Łuniniec, M asłowice 1., N ow ogró dek, O strow o, Prużana 1., Przemyśl, Radom IV., Rzeszów 111., Staszów , S taro g ard , Strzyżów, Suchary, Tarnow skie G óry 11., Toruń, T urek, W adow ice, Warszawa V-, W arszaw a VI., W arszawa VII., W ąb łzeró o , W ejherow o 11., W yszków n. B., Zawiercie, Zduńska W ola. Dla prezy- djum Związku jest przedm iotem ogrom nej troski i prawdziwej, g łę b o ­ kiej przykrości myśl, że aż 45 sodalicyj pozbaw iło s:ę tych ogrom nych duchow ych i organizacyjnych korzyści, jakie wszystkim uczestnikom dał wspaniale udały IX. Zjazd Związku w Lublinie.

Podziękowanie.

Prezydjum Związku pozwala sobie złożyć wyrazy gorącei w dzię:zności w szy­

stkim Tym, którzy przez swój łaskawy udział raczyli uśw ietnić IX. Zjazd Związku, a przez pe'ną życzliwości pomoc i chętne w spółdziałanie przyczynili się do jego zna­

kom itego, a więc w skutkach tak bardzo doniosłego przebiegu, W pierwszym rzędzie J. E. Najprzew. Ks. Biskupowi Marjanowi Fulmanowi, arcypasterzowi diecezji lu b e l­

skiej za celebrę w katedrze, udzielenia n as:ej m łodzieży Komunji św i głębokie słowa od ołtarza, za łaskaw e przybycie na Wieczornicę i spędzenie w śró i naszych księży i sodalisów kilku, najm ilej u nas zapisanych godziu oraz za te dw ukrotne, ojcowskie przem ówienia Jego Magnificencji Najprzew Ks. Rektorowi Drowi Józefowi

(19)

J N r 2 P O D 'Z N A K IE M MAKJi 41

•Kruszyńskiemu, za niestrudzony udział w całym Zjeździe, kilkakrotne przem ówienia i tak ofiarne, bezinteresowne udzielenie gmachu U niw ersytetu K atoliikiego na w szy­

stkie obrady i posiłki zjazdowe. J. W. Panu Piera:kiem u, Kuratorowi O kręgu Szkol­

nego Lubelskiego za przybycie na iniugurację i cenne rsłowa powitania Zjazdu. N aj- przew. K siędiu Rektorowi S im inarjum Duchownego, Świetnym Dyrekcjom G im na­

zjów, Zarządowi K onwiktu Te-oi >gicznego i Obyw atelstwu katolickiemu miasta L ub­

lin a za udzielenie wybornych kw ater dla księży i młodzieży.

Słowa osobnej podzięki kierujem y do naszych Sz. Prelegentów z Przew. X.

Prof. Dre n Janem Dąbrowskim i P. \n>. Siennickim na ciele za o oraiow inie i w ygło­

szenie głęboko pom yślanych, wybornych referatów. Przew. Ks. Kanonikowi FlorjŁ no­

wi Krasuskiemu, m oderatora vi obydwóch sodalicyj lubelskich dziękujem y za p rzy g o ­ tow anie Zjazdu i jego ś vietną organizację techniczną, K om itetow i Pań z Sodalicyj pań lubelskich z W. P. Gorbaczewską i Romanowską na czele za pełną pośw ięcenia pracę w przy goto waniu i zn:kom i!em przeprowadzeniu całej strony gospodarczej Zjazdu. (Dary w naturze złożyły WP Gutowska, Hemplowa, Pokorna i Piaseckie K ół­

ko Ziemianek.) X. Prokuratorowi Seminarjurp J. Sadowskiem u za niezrów naną gościn­

ność i kapłańską usłużność dla naszych księżv moderat rów, wkońcu reprezentantom organizacyj katolickich zą przem ówienia pow italne, a naszym Drogim Sodallsom lu ­ belskim za napraw dę braterskie zajęcie się delegatam i przez cały czas zjazdu i w y ­ trwałe, tik ż e nocne dyżury na dworcu kolei.

W cudownej miłości Niepokalanej Dziew icy poczęta ł zgodnie sharmonizow ana praca tylu c z y n n ik ó w .i osób przyniosła w skutkach niezapom niany Zjazd, który, da Bóg, w długie lata owocnym będzie i wielce doniosłym dla Sprawy Bożej i M arjań- skiej w Polsce.

Zakopane we w rześniu 1928.

Ks Józef W inkow ski prezes Związku.

Jego tajemnica.

Opowieść sodilicyjna przez F. W. z mies. sod. „U nscre F ahne“. . (ciąg dalszy)

W dniu dziesiątego listopada skończył Alfred 14 rok życia. N a urodziny otrzymał od rodziców własny, osobny pokoik.

Cóż to była za radość! N aw et jej nie przeczuwał. Siedział s o ­ bie rano przy śniadaniu w jadalnym pokoju, gdy nagle odezwał się d o ń ojciec :

— No Fredziu! Będziesz miał dziś niespodziankę!

Oczywiście odrazu było po śniadaniu ! Aifred zerwał się na równe n a równe nogi i pobiegł do ojca.

— T atu siu ! J a k ą ? No powiedz zaraz, tatuśku!

Ojciec uśmiechnął się tylko i nic nie mówiąc, zaprowadził g o do przedpokoju. Je d n e z drzwi, wiodące do składziku sukien i ubrań były ozdobione zielonemi gałązkami. Ojciec nacisnął klamkę, drzwi się otwarły i Alfred zdumiony ujrzał milutki, zaciszny pokoik.

— N o ! Masz już czternaście lat. miejże więc osobny pokój!

Chłopiec cały czerwony z radości, promieniujący uciechą, pa­

trzył tylko na swoją izdebkę i poprostu nie mógł wymówić ani sło­

wa. Nareszcie odetchnął sobie głęboko i powoli jakby z niedowierza­

(20)

42 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 2 niem p o w ie d z ia ł: mój pokoik! Poczem obrócił się gwałtownie i p o ­ czął z uniesieniem całować ojcu ięce, Była to chwila żywiołowej radości.

I oto już od miesiąca mieszka „u siebie“. Mały pokoik jest je g o królestwem, w którem rządzi i włada niepodzielnie. Najlepsi rodzice urządzili mu też ten kącik według jego serdecznych upodobań. Przy oknie małe biurko z pułecz'<ami i szufladami. W nich notatki i zeszy­

ty Aifreda. album z markami, rysunki i wiele, wiele bardzo ważnych przedmiotów. Półka na książki szkolne stała pod ścianą. Czego tam nie było! O d dużego atlasu geograficznego do małego, szkolnego śpiewniczka — całe skarby wiedzy i m ą d r o ś c i! Między niemi z a p lą ­ tało się i parę powieści dla młodzieży, miesięcznik sodalicyjny, cza­

sopismo radjoamalorów i liczne inne wydawnictwa, interesujące żywo gospodarza. Studenckie łóżko i umywalnię troskliwa ręka matki utrzy­

mywała we wzorowym porządku. Na ścianach mile jaśniały portrety rodziców i małe widoczki, a nad łóżkiem widniał pam iątkow y o b ra ­ zek od I. Komunji świętej i oprawiony pięknie dyplom sodalisa, mię­

dzy niemi pośrodku przepiękny Pan Jezus na krzyżu, gdy na biurecz- ku stał wizerunek Najświętszej Matki z Dzieciątkiem.

W tym pokoiku siedzi oto nasz Alfred, dziś wieczór, 31 g ru d ­ nia w ostatni dzień kończącego się 1925 roku. Leży przed nim książ­

ka ślicznie oprawna, duża... Ale Alfred me czyta. Książka ma strony całkiem czyste To dzienniczek, który otrzymał na gwiazdkę od ro­

dziców. O d tygodnia już myśli i myśli, coby w mm napisać i od czego zacząć. To przecież musi byC coś bardzo ważnego ! Tyle razy brał już pióro do ręki, zastanawiał się głębo<o i me mógł zaciąć.

Na dworze się ściemniało. Powoli ołowiane niebo poczęło sypać delikatnym śniegiem. Alfred spojrzał na zegarek Już wpół do p i ą t e j ! A h ! Na piątą ogłoszono zebranie sodalic,i, a po niem, o ósmej miał się odbyć wieczorek z przedstawieniem małych „Jasełek". Alfred miał w yznarzony u r:ą d g o sp o d a iz a na sali. Miał w prow adzać gości i wskazywać im miejsce. Zam knął więc dziennik i po m y ślał: „ J u t i o l O d now ego roku zacznę już pisać!"

K tcś zapuk ł lekko do drzwi.

Była to matk?.

— Fredziu! Twój kolega Lolek telefonował przed chwilą z pro­

śbą, byś wstąp.ł po niego idąc do sodalicji.

— Już idę m am u siu ! Pewnie na mnie czeka! I począł się ubierać.

— Sprawże się mi d o b rz e! d odała m atka — i spełnij jaknajle- piej twoją powinność. O ósmej przyjdę na Wasz wieczorek, a potem wrócimy razem do domu.

Nie minął kwadrans, a już Alfred z Leonem brnęli wśród w z m a­

gającej się śnieżycy przez jaskrawo oświetlone ulice stołecznego m ia­

sta, kierując się do sodalicyjnej kaplicy.

Leon był synem b ogatego fabrykanta. Był to chłopiec niezły w gruncie rzeczy, lecz trochę rozpieszczony przez rodziców, przytem lekkom yślny i próżny.

(21)

Nr 2 P O D ZNAKU M v a k H 43

— Wiesz co P utz? Mój kuzyn Karol proponował mi dziś kino

„Palace“ — odezwał się nag le do Alfreda. — Jaka to szkoda, że dziś właśnie ta cała historja z s o d a lic ją ! P o d o b n o film j<=st świetny.

Mógłbyś był i ty iść z nami. Co do innie, poszedłbym z całą chęcią!

Alfred zdumiony spojrzał na towarzysza.

— E h ! Cóż t a m ! Przecież nie jesteśm y już dziećmi! — śm ia­

ło rzucał słowami Leon...

Ołtarz w kaplicy sodalicyinej jarzył się światłem. Statua Nie­

pokalanej w zieleni i kwiatach U ołtarza stał X. Moderator i prze­

mawiał do swej gromadki. Ośmdziesięciu sodal sów wypełniało kapl,cę.

Kapłan mówi! o panowaniu Chrystusa Króla. Właśnie na ten te m a t O jc ie c św. Pius XI. dopieroco wydał swą sławną encyklikę...

„Jezus jest Królem całego świata. Czyż to nie szczególny o b o ­ wiązek sodalisów służyć Mu wiernie, jako rycerze, strzec się wszel­

kiej zmazy grzechowej i rozszerzać Jego królestwo?..."

Pełne zapału i miłości słowa trafiały z serca księdza do serc młodzieńczych.

Kończąc przemowę, przypomniał im jeszcze pielgrzymkę rzym ­ ską niedawno, pod jesień odbytą, przysięgę złożoną Namiestnikowi Chrystusa i Jeg o błogosławieństwo.

Alfred z początku niezbyt uważnie słuchał egzorty. Ale gdy kapłan mówić począł o sodalicyjnem rycerstwie, natężył uszy. To mu się nadzwyczaj spodobało. Oczy poczęły mu płonąć z wzruszenia.

A gdy przy końcu usłyszał tak dlań żywe wspomnienie rzymskiej u Ojca św. audjencji, jakaś myśl, jak błyskawica jasna i szybka, przebiegła mu przez głowę. W tym momencie znalazł to, czego szu­

kał tak dawno już z upragnieniem gorącem... Tak bardzo przecież, tak serdecznie chciał uczynić coś wielkiego i ważnego dla U k o c h a­

nego J tz u ia .

T ak ! O to będzie Jeg o rycerzem najwierniejszym i przyw ódcą wśród kolegów.

, Wielki plan zrodził się w tej chwili w jego duszy... Był tak szczęśliwy, tak uniesiony, tak wzruszony do głębi, że zapomniał ra­

zem z wszystkimi odmówić akt poświęcenia świata całego Chrystu­

sowi Królowi...

Gdy o godzinie 8-ej wieczór matka jego wchodziła na pięknie przybraną salę zebrań, wybiegł Alfred na jej spotkanie dziwnie roz­

radowany, promieniujący wewnętrznem szczęściem. A przecież — zauważyło natychm iast macierzyńskie oko — jakiś dziwny, pełen n a ­ maszczenia i powagi, płomień żarzył się w jego oku. Zaprowadził matkę na miejsce i zaraz odszedł, by przyjmować u wstępu do sali nowych gości...

Na wieżach miasta wybiło już wpół do jedenastej. Alfred sie­

dział w blasku lam py przy swojem biurku, pochylony nad nowym dzienniczkiem i pisał coś, a policzki płonęły mu ogniem...

(22)

44 P O D ZNAKIEM MAKII N r 2 Cicho otworzyły się drzwi.

Chłopiec zerwał się gwałtownie.

Była ta matka.

— Dziecko — połóż s i ę ! Cóż piszesz jeszcze tak pó źn ó ?

— Jeszcze c o ś 'm u s z ę zapisać w dzienniczku, m atuchno ! Zaraz, zaraz skończę.

O ho! Jakieś tajem nice! — zaśmiała się łagodnie i odeszła, kre­

śląc krzyżyk na jasnem czole chłopczyny. — Dobranoc F r e d z iu ! Ż y ­ czę ci z serca błogosławionego nowego roku, co zacznie się za chwil kilka. Pam iętaj dziecko o p a c ie rz u !

Alfred został znów sam. Pisał jeszcze długą chwilę. G d y usły­

szał jedenastą, odłożył pióro i zamknął dziennik. Nagle otworzył go raz jeszcze i u góry n ad wszystkiem, co dziś zapisał, umieścił duże- mi literami napis tytułow y: M O JA TAJEMNICA.

(ciąg dalszy nastąpi)

(wolny przekład z niem. J. W.)

Z niwy misyjnej.

Sodalicja a modlitwa za misje.

Czasy obecne są dla dzieła misyjnego przełomowe. Przeszło mi- l j a r d ‘dusz n ie 'z n a prawd Ewangelji, nie cieszy się błogiemi skutkami Sakramentu Chrztu św. Wśród tych nieszczęśliwych potężnieje jednak tęsknota za prawdą całkowitą; wśród islamizmu i protestantyzmu wzmaga się dążność do pozyskania dla siebie jaknajwiększej liczby d u s z ; narody katolickie zaś coraz żywiej interesują się dziełem tnisyj- nem. W obec tego należy działać szybko i energicznie, póki chwila sposobna. Wszyscy bez różnicy stanu i wieku winni wspierać wedle sił i możności dzieło misyj katolickich. P o m o c w rozkrzewianiu E w an­

gelji nie jest tylko przywilejem niektórych jednostek, ale jest ważnym obowiązkiem każdego katolika, temwięcej sodalisa.

Trojakim sposobem możemy wspierać dzieło misyjne: modlitwą, rozwijaniem powołań misyjnych i pom ocą materjalną. O potrzebie modlitwy za misje pięknie mówi papież B enedykt X V . : „P ow tarza­

liśmy już nieraz, że próżnym i bezowocnym będzie mozoł, jakiego podejm uje się misjonarz, jeżeli go nie użyźni łaska boża. Paw eł św.

świadczy o tern słowami: Ja sadziłem, Apollo polewał, a Bóg dawał wzrost (1 Kor. 3,6). Jed n a tylko wiedzie droga do osiągnięcia tej ła ­ ski, droga pokornej i wytrwałej modlitwy". (Encykl.: „Maximum illu d “).

Papież Pius XI. uzupełnia jeszcze wywody swego poprzednika, p o d ­ kreślając, że modlitwa za misje ma być nie tylko dorywczem ćwicze­

niem, ale stałą pra k ty k ą ; dlatego zachęca biskupów, by zalecili d o ­ daw anie osobnych modlitw za misje do nabożeństw różańcowych i t. p.

Szczególny nacisk kładzie Ojciec św. na modlitwy dzieci i młodzieży.

„Życzymy sobie bowiem, pisze, żeby w przytułkach, sierocińcach,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Związek posiada na składzie drukowane deklaracje*). A może, może znajdą się w Polsce sodalicje uczniowskie, które podejmą z nami razem walkę ze szkodnikiem i

Hojny dar złożyły nam obie sodalicje lubelskie (Lublin I. raczyły przesłać centrali. Sodalicyj starszego społeczeństw a: Sod. Jednym, to mój pobyt w

żącej mu całkiem poważnie przyszłości, niespostczeżenle, powoli... Koledzy udawali oczywiście, że nie wierzą, 1 podniecali chłopca coraz więcej swyin zwyczajem,

Postarano się o własny lokal, wybudowano scenę, urządzono poraź pierwszy w dziejach naszej wsi przedstaw ienie amatorskie wraz z zabaw ą taneczną; obecnie

dzinnego aż do stosu w Rouen. W Paryżu pod przewodnictwem prezydenta Republiki zawiązał się komitet, który postawił sobie za zadań, e utrwalić pamięć o

stwo, Domek św.. Bejzyma, W jaki sposób mołna się przysłużyć sprawie misyjnej, Stan Kościoła w Chinach. Przy sodalicji istniały także Kółka św. Stanisława

W ostatnich czasach stało się w Polsce bardzo aktualnem hasło rzucone przez Marszalka Piłsudskiego o czasach, których znamieniem ma się stać wyścig pracy.. ,

(5) (Sekcja etyczna) Zjazd przypomina, że jednym z zasadniczych obowiązków sodalisa jest być dobrym członkiem swej rodziny i obok czci, rriłości i posłuszeństwa