• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 11, nr 8 (1931)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 11, nr 8 (1931)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

□ □ W fln S S B W R K R H K Ó W P 0 2 H H Ń □ □

M IESIĘCZN IK SWIH2KU SGDBLłCHJ MRRJRN.

tnue2H łÓ U 52 KÓi/ŚREDNICH W PGLSCS. C 3

H D R E S RED.I RDM1 N1 STR.

K S . 3 0 3 E F WINKOWSKI

2 R K 0 P R M E X M A Ł O P O L S K A X Ł U K R S S Ó W K a .

MAJ 1931

(2)

Warunki prenumeraty miesięcznika „Pod znakiem Marji" (9 numerów rocznie) na rok szkolny 1929/30

z przesyłką pocztową niezmienione

C a ło r o cz n ie :

iiSTSSl 77571 --3 f“ 115rt 11 ;ł

kalegorji w Polsce: “ “ “ w Polsce: J U “ *• z ,l r,1Iltł- ł JU Ł l .

P o jed y n czy nu m er: (p6l dolara)

Dla sod.-uczniAw * r Dli wszystkich n r m „ . , r n

i młodz. wszelkiej

f \

( ! [ osób starszych 1*1 ( I f ^ (1 H f

kategorii w Polsce: ““ W** w Polsce; S*» " W JU JJI.

@ Nr. konta P. K. 0 . 406.680, Kraków. 0

TREŚĆ NUMERU: str.

Błogosław iona bądź — B. G e r t h...177 Badź pobożny V. — X . Jó zef W inkow ski (d o k o ń c ze n ie )... 177 Zawitaj ranna Jutrzenko — L. B a ł d a...179 Zakład — opow ieść ze szkolnego życia — IV. - D igam m a . . . .1 7 9 Jak umierał w Afryce mały. czarny m in istr a n t? ...IM Msza św. harcerzy f r a n c u s k ic h ... ... 18 j W iadomości katolickie — Z Polski - ze ś w i a t a ... 188 Z Kongresu Marjańsklego w K rak ow ie... 190 Z niw y m isyjnej — X . Z. M a s ło w s k i...191 II. Zjazd prowincjonalny krakowski (S p r a w o z d a n ie ) ... 1^3 Jak to było w niedzielę na K o lo n jl? ...195 N ew e książki i wydawnictwa — (C ieszyń ski - S a w ic k i — M orcinek

B a n d ro w sk i M eissner W alew ska M ickiew icz

W słu żb iePod zn a kiem C h rystu sa )... 196

Część urzędow a i organ izacyjn a :

Komunikat Prezvdjum Nr 3 1 ...198 Z Centrali I od W y d a w n ictw a ... 198 Zmiany I uzupełnienia w rekolekcjach m aturzystów 1 9 3 1 ... 199 Nasze sprawozdania (Jarosław U — R o g o ź n o )... 1^9 VIII. Wykaz darów 1 u k ła d e k ... 200

O Ł c ła d it r p r o j . k t o w * } p r o f . K . K ł o l . o w s l c i , Z a l c o p a n .

(3)

B R O N IS Ł A W G E R 1H S . M B yd g o szcz IV .

Błogosławiona bądź

...

B łogosław iona bądź, o P ani św ia ta I

Do stóp Twych św iętych chylę się w pokorze, C ud ch w a ły Tw ojej d u szę m ą oplata,

P rom iennym blaskiem błyszczą cnót Twych zo r ze I W k rą g Twego tronubiałych kw ia tó w p ę k i Ślą Tobie P ani sw o je w onie złote.

Z d ró j ła sk prom iennych płynie z Tw ojej ręki.

Co koją ludzkich serc ból i tęsknotę.

P rzy jd ź do nas, Pani, p r z y jd ź w blaskach i chwale, W bieti s z a t Twoich, w archanielskiej świcie, R o zja śn j m roczne, tęskne życia dale, Poprow adź lu d tw ó j w szlachetniejsze życie.

M iłością swoją w zr u s z ludzkich serc tonie, R ękę sw ą połóż, gdzie krew lśn i i r a n a ; Niech ś w ia t miłością k u Tobie zapłonie Królowo naszych sercN ie p o k a la n a !

K s. JÓZEF W INKOW SKI.

Bądź p ob ożn y!

V.

(dokończenie)

N a wzór modlitwy porannej, o której mówiliśmy w pierwszej, części tej naszej pogadanki*), każdy sodalis z łatw ością może sobie ułożyć własny pacierz wieczorny. 1 tutaj wkładając osobistą treść, oso­

biste potrzeby w modlitwę, włoży w nią własną myśl, serce, duszę...

Klękając przeto znowu, u schyłku pracow itego dnia do swej iOZ- mowy z O jcem niebieskim, z jakąż prostotą spróbuje ująć ją w taką mniej więcej form ę:

„Boże mój i P anie! O to kończy się znów jeden dzień m ojego życia. Zacząłem go w imię Tw oje i tak go też zakończyć pragnę, nim

*) p. numer kwietniowy str. 153.

(4)

178 P O D ZNAKIEM MARJ1 N r 8 się udam na nocny spoczynek. Z całego serca dziękuję Ci za łaski i błogosław ieństw a dziś z Twej ręki odebrane, szczególnie zaś za to...

pow odzenie... za tę... radość dzisiejszą. S potkała mnie też dziś ta przy­

krość... upokorzenie... cierpienie... Przyjmuję je chętnie od Ciebie, Panie mój, jako pokutę za r^oje przewinienia tak liczne. 1 dziś się ich nie­

stety nie wystrzegłem. Uległem jeszcze tej wadzie... i t t j pokusie...

O braziłem C ię Panie Najwyższy (tu czynisz krótki przegląd dnia całego, rachunek sumienia z myśli, słów, czynów, zaniedbań obowi<uków...) I znów okazałem się złym i niewdzięcznym względem C iebie. Jakże jestem jeszcze słaby, ułomny... Racz mi przebaczyć O jcze Najlepszy!

Ju tro z łaską Twoją chcę lepiej pracow ać nad sobą. Polecam Ci noc dzisiejszą, pozwól mi wypocząć uczciwie, bym z nowemi siłami jutro Ci służył i pełnił Twą świętą w olę“ .

I znów do tej szczerej, własnej modlitwy dodajesz w edtug życze­

nia Ojcze nasz, Z drow aś, P od Twoją obronę, westchnienie za dusze zm arłych i Twój serdeczny pacierz wieczorny skończony.

Nie lękaj się tylko układać w ten, czy podobny sposób Twoje z Bogiem codzienne rozmowy. C hoćbyś miał bardzo mało talentu w tym kierunku, możesz Mu dać myśli, uczucia, akty woli napraw dę bardzo w ar­

tościowe. A może... może zdołasz i w czasie Mszy świętej stworzyć sobie czasem jedną lub dru g ą osobistą modlitwę, może potrafisz ułożyć sobie ak ty własne, — te najcenniejsze — po przyjęciu świętej Komunji..? Tylu ludzi zostawiło nam po sobie przecudne modlitwy własne, by u nas tylko sodalisą i p o etę Lucjana Rydla wymienić... Czemużbyś i Ty nie m ógł wlać w m odlitwę cząstki sam ego sieb ie?

Zdaje mi się, że to, co d o tąd tu powiedziałem , stanowi rdzeń zagadnienia trudności naszych modlitewnych, którym poświęciłem ten obszerniejszy nieco artykuł. W głębienie się w te skrom ne uwagi, a przedewszystkiem p ró b a ich zastosow ania praktycznego, niejednemu sodalisowi, z Bożą pom ocą, przyniesie niemałą korzyść w tej dziedzinie.

Na zakończenie chciałbym dorzucić jeszcze dwa słowa.

Pismo święte, Duchem Bożym natchnione, zaleca nam wyraźnie p rzed m odlitwą do Boga przygotow ać sw ą duszę. T o w ażne! P arę sekund zastanow ienia się przed każdą czynnością przynosi naszemu działaniu niezmiernie wiele pożytku, cóż dopiero p tzed rozmową z N aj­

wyższym Panem i Stw órcą naszym.

D o kogo mam przemawiać za ch w ilę? Kto ja jestem w obec N ieg o ? C o chcę osiągnąś przez ten pacierz ? Jak g o odpraw ię ? O to garść zapytań. Skupieniu wewnętrznemu dają one bardzo wiele. Modlitwa idzie po nich już całkiem inaczej.

A wreszcie... wreszcie jeszcze strona zew nętrzna modlitwy.

Nie zdajemy często sobie sprawy, jak potężnie oddziaływ a ona na wnętrze człowieka. Czy nie zauważyliście, że milej jakoś i radośniej płynie nam życie i praca w schludnem , sprzątniętem mieszkaniu, a prze­

ciwnie w pokoju pełnym nieładu odczuw a się zawsze jakieś przy g n ę­

bienie i rozdrażnienie duchow e. Na uprzątniętym stoliku łatwiej odrabia się lekcje i pisze zadania, aniżeli w śród stosów porozrzucanych książek, zeszytów, pudełek i kto wie, jakich jeszcze przedm iotów .

(5)

fsr 8 P O D ZNAKIEM MAKJ1 179 T ak! N iedarm o stare łacińskie przysłow ie p ow iada: Ordo e s ł anim a rerum łramesque a d Deum.**)

O tóż i m odlitwa nasza koniecznie teg o zew nętrznego porządku potrzebuje. I nigdy nie trze b a go się w stydzić!

U klęknąć więc przyjdzie na obydw a kolana. R ęce złożyć pobożnie na piersiach, jak przepisuje liturgiczne praw o Kościoła, oczy podnieść n a krzyż C hrystusa czy obraz Matki Najświętszej, wytrwać tak do końca pacierza, a i ten porządek pom oże nam odnaleźć duszę w m o­

dlitw ie i na jej skrzydłach stanie się przewodnikiem do Boga.

L U D W IK B A Ł DA S. M.

P oznań.

„Zaw itaj ranna JutrzenkoY1

W śród m orza cieni, M roków otchłani R o zb łysła ś g w iazdą, Co się ru m ien i W ra n n ej pomroce, Z łotem migoce,

O P a n iII Z am arłe ty c ie

B u d zis z na nowo.

G dy b łyśn iesz g w ia zd ą Jasną o św icie, Co zło to roni W la zu ró w toni,

K rólow o !!

W śród g rzech u nocy G wiazda złocista Zabłysła cudnie, W p e łn i s w e j m o c y ! Z d ziew ic w ybrana, N iepokalana,

P rzeczysta I ! W itaj J u tr ze n k o

R ozprom ieniona N a d w in odm ętem I C zysta Panienko, W s w y m m ajestacie W g w ia źd z iste j szacie

W sław iona I!

Zakład

O pow ieść ze szkolnego życia.

(Ciąg dalszy)

IV.

P a n Zgorzelski, dyrektor 1-go gimnazjum państwowego w N. na­

cisnął biały guzik elektrycznego dzwonka, spoczywający w pięknej oprawie marmurowej na jego urzędowem biurku. Za chwilę wszedł d o kancelarji służbistym krokiem terćjan, Czyżyk i w pełnem szacun­

ku milczeniu odebrał z rąk dyrektora dużą, czarną księgę z ogłosze­

niam i dla uczniów. Skłonił się i tym sam ym krokiem opuścił kance-

**) P o rząd ek je s t d uszą w szystkich rzeczy i ścieżką do B oga.

(6)

180 P O D ZNAKIEM MAKJ1 Nr 8 larję. P an Czyżyk znał służbę i chlubił się tem, źe jem u nie potrzeba byio ani słowa rozkazu. Wiedział już zgóry, co m a czynić i spełniał obowiązek z pow agą i godnością.

Wyszedłszy od dyrektora, skierował się zaraz na drugie piętra i roznosił kurendę, poczynając, jak od lat, jak zawsze o d klasy VIII-ej, dla której stale żywił szczególne poważanie. Wysłuchiwał odczytyw a­

nia ogłoszeń w 12 klasach zakładu z tem samem zawsze przejęciem, jakkolwiek mogły one mu się dobrze znudzić, po tylokrotnem po w ta­

rzaniu. I dziś razem z chłopcami słuchał urzędowego t e k s t u :

W niedzielę dnia 16-go b. m. o g o d zin ie 11-tej p rze d południem u d ziela ć będą pa n ow ie pro feso row ie rodzicom i opiekunom u czniów tutejszego g im n azju m in form acyj o postępach i zachow aniu m łod zie­

ży . W szyscy uczniow ie o b o w ią za n i są za w ia d o m ić o tem s w o ją opiekę dom ow ą...

W szechwładne słowa kurendy sprowadziły więc w owym dniu całą wędrówkę narodów do g m achu szkolnego. Już na pobliskich uli­

cach wiodących do gimnazjum znać ją było całkiem wyraźnie. Jak zwykle, przeważały matki. Szły strojne d a m y z wysokiej inteligencji miasta lekkim, posuwistym krokiem, biegły nerwowo skromnie odzia­

ne kobiety z warstw rękodzielniczych, tu i ówdzie przewinęła się w chustce n a.g ło w ie, przybyła z prowincji wieśniaczka lub uboga ro ­ botnica miejska. A wszystkie niespokojne, podrażnione, nieraz bardzo przygnębione spodziewanemi wieściami.

Ileż goryczy, ile strapienia, ile bólu i upokorzenia w serce matki potrafi wnieść taka „ w y w ia d ó w k a " ! Czy syn kiedy o tem pamięta...?

Pani Walicka wyszła dziś wcześniej do kościoła, by tam, u s tó p ołtarza zaczerpnąć w gorącej modlitwie siły i odwagi do wszystkiego, co ją niewątpliwie czekało w gimnazjum... Serdeczny uścisk nieco już zdrowszego Władka, który strapionej matce na dzień dobry g o rą ­ co, jak nigdy dotąd, obcałował spracowane ręce, były jej niemałą w tem udręczeniu pociechą.

Wróciła do domu. Dała dzieciom śniadanie, Zosię wyprawiła na szkolne nabożeństwo, poczem sam a wybrała się na ową konferencję informacyjną.

Na szkolnych korytarzach, pełnych publiczności czuła się bardzo nieswojo. Zdaw ało się jej, że wszyscy wiedzą, w jakiej sprawie przy­

chodzi, wezwana urzędowo przez dyrekcję... jak delikwentka... za winy syna... najgorszego ucznia klasy...

Stanęła cicho w ogonku przed drzwiami sali VI a, drżąc nerwowo na myśl o spotkaniu się z jej wychowawcą...

Nareszcie wyszła jej poprzedniczka...

— Ja .. panie profesorze... o W ładysława Walickiego... — zaczę­

ła nieśmiało — Mam tu list z dyrekcji... byłam... to jest... zostałam wezwana...

— Aha 1 O Walickiego ! Proszę pani — z nim zupełnie ź l e ! Z nauką fatalnie, o proszę — przewracał gorączkowo kartki klasowego katalogu... tyle przedmiotów! Zachowanie od początku roku w prost

(7)

Nr 8 P O D ZNAKIEM MARJ1 181 naganne... no! a ostatnia sprawa kwalifikuje go w zupełności do usu­

nięcia z gimnazjum... A dlaczego on nie chodzi teraz do klasy?

— Zachorował panie profesorze, dość poważna grypa, gorączkuje.,.

— T a k ? Pani nie zgłosiła nam jednak jego choroby według obowiązujących przepisów! Czy pani wie, czego on się znów dopuścił?

— Wiem panie profesorze! Przyznał mi się do wszystkiego!

— A a ! Przyznał s i ę ! No proszę, to go nieco ratuje... Gdy wróci d o klasy, muszę z nim przeprowadzić śledztwo dyscyplinarne, spisać protokół... To strach, co za kłopot mamy z tym chłopcem... Nie ręczę pani, czy nie przeważy zdanie, by się go pozbyć z zakładu...

— Panie profesorze, błagam, niech pan się zlituje już nie nad nim, ale nademną... Wdowa jestem, sama jedna.., niemal bez środ­

ków, córkę mam w gimnazjum także... Co ja pocznę nieszczęśliwa!

Czuła, że jej łzy dławią gardło, cisną się do oczu, ze wszystkich sił powstrzymywała wybuch płaczu... Profesor spojrzał na nią uważnie...

Z wybladłej twarzy wyczytał mękę i ból... Żal mu się zrobiło matki...

— Niechże się pani uspokoi... Zobaczymy, co śledztwo wykaże...

Jakie pobudki, czyja może namowa...

— Ach panie profesorze! głupota, dzieciństwo, zakład sztubacki...

Opowiedziała mu wszystko, co słyszała o tej sprawie z ust syna i zdawało się jej, że groźne rysy wychowawcy klasy złagodniały nieco, a usta jakby... jakby wstrzymywały się od niby-uśmiechu... Jakiś pło­

myczek otuchy zatlił w jej skołatanem sercu... A rozjaśniał 011 się, lub przygasał, w miarę, jak odbywając istną drogę krzyżową po salach in­

nych profesorów, wysłuchiwała niezliczonych skarg i narzekań na opła­

kane postępy i jeszcze bardziej opłakane zachowanie Władka...

Na ostatek zostawiła sobie księdza prefekta, czując instyktownie, że tam znajdzie pociechę dla siebie.

Długi „ogonek" przed klasą, w której przyjmował, nakazywał cierpliwe czekanie. Dobiwszy swej kolei, weszła, uprzejmie chwaląc Boga.

Ksiądz przyjął ją bardzo życzliwie, wysłuchał jej opowiadania i zwierzeń serdecznych, podał nadzwyczaj trafną i głęboką, choć krót­

ką charakterystykę Władka, która napełniła ją podziwem dla przeni­

kliwości i doświadczenia pedagogicznego kapłana... Obiecał pom oc w sprawie karnej, przejął się szczerze jej ciężkiem położeniem mater- jalnem i pożegnał słowami otuchy, ufności w Opatrzność Bożą nad jej rodziną.

Uspokojona nieco, już chwytała za klamkę, gdy odwołał ją raz jeszcze do siebie i podając adres, zapytał, czy nie byłaby łaskawa w pewnej sprawie odwiedzić go za dwa, trzy dni w prywatnem mie­

szkaniu przy kościele franciszkańskim... Przyrzekła najchętniej, choć nieco zdziwiona i wyszła... Czuła, że mimo wszystko, jakoś jej raźniej na duszy, niż wtedy, gdy wchodziła w mury gimnazjum i poczęła swym zwyczajem w cichości dziękować za to Bogu i swej Bolesnej Opiekunce...

(8)

Władek oczekiwał matki z najwyższą niecierpliwością. Czuł na twarzy gorączkę wypieków, za każdem skrzypnięciem drzwi w sieni wybiegał myślą na jej spotkanie... Niestety, to, co mu przyniosła ze szkoły, nie mogło go uspokoić zupełnie... Czuł. że burza wisi nad nim dalej i już tylko modlił się, aby zbyt groźną nie była. Zaproszenie matki przez księdza zaintrygowało go w najwyższym stopniu i mimo wysiłku swego mózgu, w żaden sposób nie mógł dojść, co m o g ła być jego powodem...

Zagadka wyjaśniła się we wtorek.

Ksiądz opowiedział pani Walickiej, że przed niewielu dniami spotkało g o wielkie nieszczęście. Utracił jedyną, ukochaną siostrę, matkę kilkorga nieletnich dzieci, żonę skromnego nauczyciela w p o d ­ górskiej okolicy. Najstarszego chłopca, Janka, ucznia VII klasy gim ­ nazjum w X. pragnie wziąć na swe utrzymanie, by choć w części ulżyć nieszczęsnej rodzinie i w niebezpiecznym wieku matkę mu za­

stąpić... Niestety! Janka nie może zabrać do siebie w obecnych w a ­ runkach, w dwóch małych pokoikach trudno mu o pomieszczeniu chłopca pomyśleć... Szukał więc odpowiedniej stancji i opieki... P o ­ myślał właśnie w niedzielę o dom u pani Walickiej. Ma do niej za­

ufanie jakieś, więc prosi, by mu nie odmówiła. Janek, o ile go zna, to porządny, wzorowy chłopak. Nie pozostanie więc pewno jego pobyt u niej bez wpływu na Władka, któremu przy dobrem, sercu a słabości woli i charakteru, koniecznie trzeba towarzystwa i oddziaływania star­

szego nieco kolegi...

Pani Walicka nie mogła wprost wyjść ze zdziwienia. Propozycja księdza najpierw ją przeraziła, potem zdumiała... Bo jakże! Brać na odpowiedzialność jeszcze jednego, g d y z własnym chłopcem rady so­

bie dać nie m ogła? to ją zastraszało niepomiernie, ale z drugiej stro ­ ny nie mogła oprzeć się zdumieniu, bo pom oc przychodziła, jak z nieba. Mały pokoik, który odnajm ow ała z mieszkania, stał jej od pierwszego pusty. Lokatora, skromnego urzędnika „od podatków" prze­

nieśli do innego miasta. Następcę odpowiedniego jakoś trudno było z n a le ź ć .. Dałaby więc chłopców razem, sama z Zosią nie gniotłaby się tak okropnie. A parę złotych przydałoby się niesłychanie... Nie!

O dm ówić nie mogła ! Bóg jej zsyłał pomoc, nie odmówi jej więc i nadal. I może... może odpowie jakoś zaufaniu przezacnego kapłana.

Zgodziła się więc. Ułożyła zaraz bliższe warunki. Janek, przyjęty już przez dyrektora, miał przyjechać jeszcze w tym tygodniu ..

182 P O D ZNAKIEM MARJ1 N r 8

W ładek projekt księdza prefekta i zgodę matki powitał z en tu ­ zjazmem. Czuł się już znacznie lepiej, więc głośne: Hip hip hurra zabrzmiało na łóżku, a kołdra razem z nogam i uniosła się gwałtownie w powietrze. Chłopcu znudziło się już leżenie, obrzydła bezczynność, chciał zaraz wstawać, urządzać pokój, przenosić meble. Ożywił się, był pełen najlepszej myśli... Zdawało mu się odrazu już niepodobień­

stwem, by go mieli „wylać“ ze szkoły, jeśli sam ksiądz prefekt taką propozycję zrobił jego matce. Czuł przecież w tem wszystkiem dow ód zaufania dla nich, co więcej nawet, jakby zaszczyt ze strony księdza,

(9)

Nr 8 WOP ZNAKIEM MARJ1 183 którego w głębi serca podziwiał, może naw et uwielbiał, ale zawsze obciążony nieczystem sumieniem, bał się i unikał potrochu...

Pani Walicka z trudem musiała ham ow ać wybuchy wracającego zdrowia. Chciała dociągnąć oznaczonego przez lekarza terminu pierw­

szego opuszczenia łóżka przez chłopca, bojąc się bardzo recydywy choroby, tak groźnej, zawsze, jak wiadomo w swych skutkach i m o ­ żliwych komplikacjach...

Ale na trzeci dzień po opadnięciu temperatury, w piątek, mógł W ładek nareszcie wstać na kilka godzin i myśleć o udaniu się d o szkoły — (ach to ś le d z tw o !) — koło najbliższego poniedziałku.

Janek Strzelski przyjechał w sobotę.

Przyszedł ć o nich popołudniu wraz z księdzem, na widok któ rego, Władek miał wielką ochotę nakryć się całkiem kołdrą, schować głowę pod poduszkę, skryć się pod łóżkiem... gdyby, nie to, że na pół ubrany leżał sobie na niem i w żaden sposób nie mógł już wy­

konać wspomnianych wyżej operacyj... Zerwał się więc, pocałował księdza w rękę i znów spotkał się z tym przenikliwvm wzrokiem, co zdawał się czytać w duszy i zaglądać w nią do głębi... Ksiądz po ­ groził mu niby surowo palcem, ale widać było odrazu, że chłopca nie potępia, jakby to zrobił może kto inny po tylu smutnych do ­ świadczeniach... Załatwił sprawy Janka krótko, serdecznie i wyszedł, poleciwszy siostrzeńca raz jeszcze opiece pani Walickiej, a sercu i życzliwości jej dzieci.

Janek zrobił na wszystkich jak najlepsze wrażenie. Niezwykle miły z wejrzenia, opanow any w ruchach, szczerze grzeczny i uprzejmy,, a przytem dziwnie delikatny, mimo energji przebijającej z głosu i ca­

łego zachowania, miał w sobie ccś, co pociąga, budzi szacunek i za­

ufanie zarazem, przy młodym nawet wieku... Znać tylko było na jeg o twarzy wielki smutek. Stracił m atkę ukochaną i to tak nagle, że do dziś wierzyć w to nie mógł, pogodzić się nie mógł z myślą, że jej już niema, niema na zawsze, że on — jest sierotą... Odczuli wszyscy boleść chłopca, przypominała im ją ciągle czarna, krepowa opaska na jego ramieniu i budziła tem większą życzliwość, tem większą serdeczność...

Wspólnie z Władkiem, który nie mógł już wytrzyrrać dłużej swej bezczynności blisko dwutygodniowej, zabrali się do rozpakowa­

nia i rozmieszczenia skrom nych zawartości dwóch walizek Jankowych...

W szafie ułożyli bieliznę i powiesili ubranie, książki i zeszyty złożyli na półce.

Strzelski na stoliku swoim z całym pietyzmem postawił fotogra- fję ukochanej matki, a potem wyciągnął z walizki jakiś zawinięty w papier, dość duży obrazek i uprzejmie zapytał pani domu, czy pozwoli mu przybić go nad łóżkiem. Po chętnej zgodzie pani W a­

lickiej rozwinął ostrożnie papier i na wbitym w ścianie gwoździu za­

wiesił swój oprawny za szkłem dyplom sodalicyjny...

W ładek przypatrzył się dyplomowi z wielkiem zdziwieniem, p o ­ tem spojrzał długo, uważnie na Janka i zapytał na razie jeszcze ciągle przez studenckie „w y“ :

(10)

184 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 8

— Należycie do sodalicji ?

— Naturalnie! O d czwartej klasy! A w y?

—- Ja... to jest... właściwie... jeszcze n i e !

— To niema sodalicji w w aszem gim nazjum ? Ależ to niem ożliwe?

Wiem od wuja, że ją przed paru laty założył i ogrom lie się cieszę, że mnie przyjmie...

Władek zaczerwienił się mocno. Sam nie wiedział, co odpow ie­

dzieć. Że sodalicja była w szkole, wiedział nadto dobrze. Ale zapisać się do niej? Nie! Wszyscy koledzy z którymi żył bliżej, jednozgodnie zawsze twierdzili, że sodalicja nie dla nich, ani dla niego. Nie taili w rozmowach, że to niewola. Ciągłe pacierze, adoracje, nabożeństwa, zebrania i co najgorsze — ta spowiedź co miesiąc...! Uznawali, że dla takich chłopców spokojnych, kujonów... „porządnych", to jeszcze ujdzie, ale dla miłośników swobody, ludzi wolnych, wesołych — nie!

Sodalicja, absolutnie nie dla nich... Oni przecież wcale nie pragną być „za porządni"! I Władek czuł, jak wartość Janka mimo całej sympaiji opadła w dół w jego oczach... Ogarnął go niepokoi, co po ­ wie na to „klub“, że u niego mieszka „pobożny" sodalis i jeszcze większy niepokój na myśl o tym „księdzu-wuju*... Zrobiło mu się jednem słowem nieswojo, stracił humor, a radość z przybycia nowego kolegi do ich domu spowiła jakaś chmura niepewności, niepokoju czy lęku...

Władek Walicki stanowczo nie chciał i szczerze obawiał się być w życiu za pobożny, za doskonały, za święty! D igam m a.

(Dokończenie nastąpi)

Jak umierał w A fryce mały, czarny ministrant?

Dwunastoletni Molumbo, mały murzyński chłopczyna był m ini­

strantem całem sercem. Ministranturę swoją umiał wybornie na p a ­ mięć co do słowa, a we Mszy świętej był rozkochany do tego stopnia, że ze swego mszalika uczył się na pamiąć także słów wym a­

wianych przez kapłana. Odziany w czerwoną sutannę i białą komeżkę, usługiwał zawsze we dwójkę księdzu Verriet, misjonarzowi z Wikar- jatu Apostolskiego Nowej Antwerpii i za mc w ś w ie d e nie byłby nikomu ustąpił tego zaszczytu i tego szczęścia. W głębi tajemnic swego serca marzył i śnił o tem, by zostać kapłanem...

Pewnego dnia jednak Honorat Molumbo zachorował,.. Musiał z boleścią i płaczem opuścić swoje miejsce przy ołtarzu. Choroba potęgow ała się coraz bardziej... P ew nego wieczora, a było to już późno w piątek przed Zielonemi Świętami, obudzono ojca Verriet, gdyż stan malca pogorszył się bardzo... Kapłan udał się zaraz do chat dzieci i zastał swego małego ministranta rozciągniętego na słomianej macie. Wychudzona bardzo twarzyczka rozpalona była gorączką, oddech krótki i szybki, a serce zaledwo biło.

(11)

IV. NADZW YCZAJNY DO DATEK ILUSTRACYJNY

rutes Breton (1827—1906) M atko N ajm ilsza, św ię te g o maja K rólow o

m ódl się za nam i i naucz nas słu żyć Ci w sodalicyjnym d u ch u !

Ś w ięta Joann a D ’Arc, Patronka Francji (1412— 1431).

Ś w ię to przypada dnia 30 maja (rocznica śm ierci).

(12)

Ite m issa est — w uroczystej M szy św . na szczycie P iq u e L ongu e (3300 m ) w Pirenejach (ze zb io ró w l’Illustration, P aris do artykułu: «M sza św . harcerzy francuskich*).

(13)

Nr 8 P O D ZNAKIEM MARJ1 185

— Jak się miewasz mój Honorku?

— Ojcze, widzę jasno, że nigdy nie zostanę księdzęm... To za nadto piękne dla takiego biedaka chorego, jak ja... W ostatnim cza­

sie już nawet nie umiałem uważnie służyć do Mszy św. Ale to nie naumyślnie, bo tak mnie bolało tu w głowie i w sercu... O! tu...

— Dziecko moje drogie, nie myśl o tem. Czyż Bóg nie jest koci ającym O jc e m ? Jesteś chory, bardzo chory, gdyby Pan Jezus chciał cię wziąść do nieba, czybyś odmówił ?

— Ach n i e ! Ojcze... ale ja nie zawsze byłem grzeczny... Czy nie byłbyś tak dobry mnie w yspowiadać?

Honorek wyspowiadał się. X. V. słyszał potem, jak się modlił gorąco: „O mój Jezu wiercę w Ciebie mocno, kocham Cię i zgadzam się na śmierć dla Twej miłości. Marjo dzieckiem Twojem jestem, dopomóż mi !“.

Kapłan odszedł... Chłopczyna usnął na chwilę...

Na, drugi dzień po Mszy świętej, więc w sobotę przed Zesłaniem Ducha Świętego przyjął Molumbo swoją ostatnią Komunję i święte Namaszczenie... Wzruszeni koledzy towarzyszyli modlitwą tym obrzędom... Zbliżała się ag >nja. Krople potu pokryły twarzyczkę dziecka, usta poruszały się w modlitwie... Działo się w jego duszy coś nadzwyczajnego... Nagle wyszeptał całkiem wyraźnie słowo „To- banda" — Zaczynajmy.

Oczy miał zamknięte, usta ciągle w modlitwie, a ręce... ręce dziecka poczynały naśladować w iernie ruchy kapłana przybierającego się w szaty święte przed Najświętszą Ofiarą... Może .. może konającemu zdawało się, że wyśnione, wymarzone szczęście kapłaństwa stało się już jego udziałem ?

Uczynił wielki, poważny znak krzyża i wyszeptał po łacinie:

— In nomine P atris et F ilii et Spiritus Sancti. Am en. Introibo a d altare Dei.

Cisza. Nikt się nie poruszył w izdebce.

Chory poczekał, a potem rzekł: No odpowiedzże przecie!

By konającemu nie czynić przykrości, ksiądz i zakonnica i ko­

ledzy poczęli mu wspólnie o d p o w ia d a ć : A d Deum, qui laetificat fu- ventutem meam.

Molumbo rozpogodził się przedziwnie i z ust jego popłynął ca­

ły psalm 42: Judica me Deus bez żadnej omyłki, potem Confiteor, M isereatur, Indulgentiam.

Odpowiadano mu na wszystko.

A on dalej „odprawiał1* swoją „pierwszą Mszę świętą11 — pier­

wszą i ostatnią.

Oremus rze'<ł, potem K yrie eleison; wznosząc kapłańskim ru­

chem ręce, zaintonował Gloria in excelsis i całe po łacinie bez omyłki odmówił.

Dominu i vobiscum , Oremus, Kolekta była o Najświętszym S a­

kramencie : D eus qui nobis sub Sacram ento m irabili...

(14)

186 P O D ZNAKIEM MARJl

Zdumienie obecnych rosło, walcząc z najgłębszem wzruszeniem.

Po długiej przerwie — na epistołę i ewangelję, których chlop- czyna nie mógł z pamięci oczywiście odmówić — rozpoczął C redo, zaraz potem naśladował ruchami Ofiarowanie, umycie rąk... wypo sie­

dział O rate fra tres

Gdzie on się tego .wszystkiego wyuczył?

Umierający słabł w oczach... Ale oto celebruje d a l e j : P er om nia saecula saeculorum

D om inus vobiscum Sursum corda

G ratias agam us D om ino D eo nostro...

Cała prefacja niedzielna bez myłki i Sanctus... Potem Kanon, w głośniej wyszeptanem M em ento gorąca modlitwa za księiy, zakon­

nice, kolegów, dzieci...

Obecni nie mogą wstrzymać gorących łez...

1 jeszcze P odniesienie.. Znów chwila nieruchoma... I jeszcze wy szeptane z wysiikitm Pater noster i w koń:u trzykrotne D om ine non sum d/gnus z ruchem naśladującym podanie sobie i przyjęcie N aj­

świętszej Hostji...

Potem maleń i czarny kapłan rączki złożył na piersiach i już się nie poruszył. Na twarzy rozlał mu się wyraz anielskiego szczęścia...

lego uśmiech z c s ‘ał m u n a z a w -z e , uwieczniony nawet na rysach śmierci...

Wieczorem tego dnia nowa mała mogiłka przybyła na misyjnym cmentarzu. W śród jęków, płaczu i łez złożono czarnego ministranta na doczesny spoczynek. Na grobie zasadzono lilje i zatknięto mały, prosty krzyżyk z napisem :

H onorat M olum bo, um arł 7 czerw ca 1924.

W sam dzień Zielonych Świąt kapłan - misjonarz za duszę swego ministranta odprawił Mszę świętą... Służył mu już tylko jeden chłop- czyna, stały towarzysz zmarłego.

Skąd w czarnych krainach pogańskich takie kw iaty? Gdzie ro dzą »ię takie lilje przeczyste?

Ónego czasu rzek i J e z u s : W yzn aw ani Tobie Ojcze, Panie nie­

ba i ziem i, iżeś te sp ra w y z a k r y ł p rze d m ądrym i i roztropnym i, a o b ja w iłeś j e m aluczkim ... (Mat. XI. 25).

(na podst. opow. X. Verriet w „Małym Światku" nr. 1 i 2 rok 1928)

Msza święta harcerzy francuskich

na wysokości 3300 metrów.

W mieście Belleville, we Francji istnieje pod wezwaniem „D re­

wnianego Krzyża" kościelne kółko śpiewać cie, złożone z 30 młodych

(15)

Nr 8 P O D ZNAKIEM M ARJi 187 chłopców. W czasie uroczystych nabożeństw liturgicznych występują cni przybrani w długie, białe alby, ściągnięte paskiem (cingulum), a na piersi noszą sk r o mn y i prosty krzyż drewniany. Równocześnie tworzą oni drużynę harcerską i serdecznie są rozmiłowani w w) soko g ó r a c h wycieczkach. Marzeniem dzielnych członków tego kółka było

uczestniczyć prz) najmniej raz w życiu przez swój śpiew liturgiczny w solennej Mszy świętej z asystą, odprawionej, nie w jakiejś mrocznej, gotyckiej, ręką ludzką wzniesionej świątyni, ale w Bożym kościele niebosiężnych szczytóv, francuskich Pirenejóv.

Bawiąc tedy w lipcu ub. roku w pielgrzymce pobożnej w Lourdes, ruszyli całą „trzydziestką*, obejmującą chłopców od lat 14- 19 w te wspaniałe góry. Przekroczyli granicę Hiszpanji, koncertowali na vet przed następcą tronu hiszpańskiego, poczem znów szczytami wrócili na terytorjum francuskie i wieczorem, dnia 24 lipca, przez olbrzymie pola wiecznego śniegu dotarli do schroniska w d ’Ossone.

0 świcie drugiego dnia, związawszy się potężną iiną, ruszyli pod wodzą dwóch najlepszych przewodników na szczyt.

Po trzech godzinach uciążliwego marszu po lodowcu, zalanym oślepiającemi promieniami słońca, doszli do ostatniej przełęczy pod wierzchołkiem „Pique L ongue“ (Długa Włócznia), wznoszącym się na 3298 metrów nad poziom morza. Tułaj to miała się w dzień św. Jakóba, wielkiego Apostoła Pańskiego dokonać upragniona Prze­

najświętsza Ofiara.

Jak wyznali sami przewodnicy, szczyt ten posiada zupełnie wy­

jątkowe i nieznane w Pirenejach warunki dla odprawienia Mszy świę­

tej. Najpierw dość znaczna szerokość samego wierzchołka, dalej mo żliwość ustawienia ; pom ocą turystycznych lasek polowego ołtarza, a przedewszystkiem najzupełniejszy brak wiatru, który po innych szczytach wyprawia prawdziwe harce.

Dyrektor kółka „Drewnianego Krzyża" X. Paulin (czyt. Połę) z catą gotowością ofiarował się odbyć tę uciążliwą wycieczkę nac/.czo, ale też Bóg stokrotnie wynagrodził mu to poświęcenie złożeniem N. Ofiary w tak wspaniałej, iście Bożej świątyni.

G dy celebrans z diakonem i subdiakonem przywdziewali święte, purpurowe w tym dniu, szaty liturgiczne, drużyna harcerska, ku zdu­

mieniu przewodników jeszcze większą odbyła metamorfoze. W kilku minutach dzielni harcerze wydobyli z plecaków i włożyli na siebie dłubie alby, na piersiach wieszając swoje drewniane krzyże. Kilku objęło funkcje akolitów i ministrantów, reszta rozpostarła nuty, aby po gregorjańsku w czasie Mszy św. odśpiewać części zmienne z pro- prium o św. Jakóbie Apostole oraz na cztery głosy mieszane K yrie 1 Gloria Palestriny, Sanctus Bacha i A gnns Lassus’a*).

Najcudowniejszą chwilą był m oment Podniesienia, gdy wśród obłoków kadzidła, przy srebrnym głosie dzwonka, śnieżna Hostja uniosła się nad śnieżyste szczyty pirenejskie ku lazurom nieba.... Cóż dziwnego, że dłonie celebransa drżały serdecznem wzruszeniem...

*) Patrz Dodatek Ilustrowany.

(16)

188 P O D Z N A K IEM MARJ1 Nr 8 Po dokonanej Ofierze, nasi młodzi chłopcy, dzieci przedmieścia, przeważnie rękodzielnicy i robotnicy, przejęci do głębi nigdy nieza­

pomnianym, jedynym chyba w świecie momentem, schodzili w unie­

sieniu i zadumie ze szczytów gór ojczystych w doliny... ku świętemu Lourdes, gdzie czekała na nich z innemi łaskami Niepokalana Dziewica...*).

(według rillu stration ).

WIADOMOŚCI KATOLICKIE

K om u n ik aty K atolick iej A g e n cji P rasow ej w W arszaw ie Z POLSKI.

K ongres M arjański z oVazji 500 nej rocznicy Sobjru Efeskiego odbył się w dn. 11 i 1? kwietnia b r w Krakowie, głó w n ie jako m anif;sta ja polskich sodalicyj marjańskich, i zam ienił się w jedną najwspanialszych uco zyst ści religijnych ostatnich lat w naszej O jczyźnie. Pod wodzą J. Em X. Kardynała Prymasa Hlonda i 11 A rc.b i sk u p o w i Biskupów polskirh cd b ył się szereg nabożeństw i ur czystych zebrań. W szy­

stko zakończył jedyny w sw oim rodzaju pochód religijny na Wawel. Piszem y o tym K ongresie na Innem jeszcze miejscu.

R ek olek cje w ielk op ostn e w P olsce znowu i w tym roku św ięciły sw ój trium­

falny pochód po naszym kraju. W spom inaliśm y już w poprzednim numerze o im ponu­

jących rekolekcjach akfdem ików (około 5000 p u y Komunji św.l) w Warszawie. Po­

dobne rekolekcje odbyły się tam że dla m ężczyzn z inteligencji. D o Komunji św . wielkanocnej przystąpiło około 2000 panóv. Podobnie rekolekcje odprawili oficerow ie garnizonu warszaw skiego W Rrdoiniu rekolekcje dla inteligencji odprawił osobiście sa n Arcypasterz, X. Biskup Jasiński. Kościół był w ypełniony po brzegi. Spow iedzi św. słuchało 20 księży do godziny 11 w nocy W Poznaniu odbyły się w czasie W. Tygodnia rekolekcje dla artystek i artystów teatrów poznańskich. Rekolekcjami kierował ks. prał. Aleksander Zychliński przy b licznym udziale uczestników.

ZE ŚWIATA.

W ielkan oc w W atyk an ie W dniu Zmartwj ch > stsnia Pańskiego O jcitc ś * \ odprawił M szę św . w kaplicy Sykstyńskiej i udzielił Komunji św. około dwustu osobom , przeważnie z kół dyplorralycznych

Cenny dar C hińczyka d la Ojca Św. Chińczyk O n s!-tson g, gorliw y katolik, ofiarował Ojcu św . nlezw j kle cenny dar w postaci wspaniałe o (brązu z ramami, wykonanem i z drzewa, oraz z wizerunkiem krucyfiksu, wyhaftowanym "a jedwabiu.

Radjo w W atykanie. Dokonano próby aparatu nadawczo odbiorczego ,D u p le x “, przeznaczonego do zw ykłych rozmów telefonicznych Była to rozmowa ze

*) D zieląc się z naszym i Czytelnikam i tym pięknym obrazkiem p ob ożn oś.i francuskiej m łodzieży katolickiej (na 2 tygodn ie przed tem zdarzeniem dla innej znó w jej organizacji odprawiono Mszę św. na w ieży Eiffla w 1’aryżu) nie m ożem y jedn k powstrzym ać się od zaznaczenia pewnej różnicy zachodzącej w naszy.-h polskich od czuciach i aktach religijnych Śm iem y twierdzić, że tkw i w nich jakby w ięcej, po w agi 1 jakiejś m ajestatycznej pow agi czci dla Najśw. Sakramentu Stąd i Biskupi nasi, idąc za przepisem prawa kościelnego, w w yjątkowych zupełnie wypadkach i tylko dla w ielkich rzesz ludzi w uroczyste świę*a udzielają pozw olenia na połową Mszę św iętą (nie m ów im y tu oczyw iście o wojsku), w ychodząc z zasady, że jedynem m'ej scem odpow iedniem dla sprawowania Najdostojniejszej Ofiary Eucharystycznej są

św iątynie, dla Niej przecież w zniesione. Redakcja.

(17)

P O D ZNAKIEM MARJI 189

stacją Dorchester w Anglji, gdzie, mimo niespizyjających warunków atm osferycznych, komunikaty watykańskie słyszane byty bardzo wyraźnie. Równie dobrze słyszano w Watykanie słow a Anglików. Rozm owę przeprowadził Marconi osobiście. W ciągu nocy nawiązano połączenie telefoniczne z amerykańską stacją Long Istand. Oprócz Watykanu taki aparat D uplex posiada tylko Marconi.

P o stęp y k a to licy z m u w S tan ach Z jednoczonych Am. Półn. Rozwój katoll cyzm u w Stanach Zjednoczonych postępuje w stosunku do przyrostu ludności pięcio krotnie szybciej. Gdy przed 150 laty John Caroll został pierw szym biskupem amery­

kańskim, w Stanach Zjednoczonych było zaledw ie 6 kościołów i około 20 tysięcy wiernych. D ziś ilość kościołów wynosi 18 tysię y, a liczba wiernych 20 miljonów.

Jeszcze przed 90 laty było w Stanach Zjedn. jedno tylko arcyblskupstwo w Baltimore, dziś terytorjum Stanów obejm uje 105 d iecezyj W sam ym tylko r. 1929 było 38.000 nawróceń na katolicyzm. Siła kftollków amerykańskich spoczyw a w ich szkołach i na to szczególniejszą zwraca się uw agę. Katolicy amerykańscy pochwalić się mogą utrzy­

m ywaniem (państwo nie łoży nic ani na kościoły, ani duchow ieństw o, ani na szkoły katolickie) ośm iu tysięcy szkół ludow ych, w których 60 tysięcy nauczycieli wychow uje 2.300.000 d zieci; dalej 2.400 szkół średnich, 60 szkół w yższych i uniw ersytetów oraz 80 seminarjów nauczycielskich. D o tego doliczyć należy jeszcze 190 seminarjów i szkół duchownych.

R ek olek cje w ielk an ocn e członków korpu su d y p lo m a ty czn eg o w H adze.

Internuncjusz apostolski w Holandji, Mgr. Schioppa, zorganizował w Hadze w czasie W. Tygodnia rekolekcje dla katolickich członków korpusu dyplom atychnego i dla ich rodzin oraz dla katolickich członków kolonji francuskiej w stolicy holenderskiej. Kon­

ferencje rekolekcyjne, prowadzone w języku francuskim, odbyw ały się codzienn if.

W\ g ło sił je ks, Yves de La Briere, profesor Instytutu Katolickiego w Paryżu i Aka- demji Prawa M iędzynarodow ego w Hadze. W rekolekcjach w zięło udział bardzo w ielu dyplomatów i altaches w ojskow ych, należących do poselstw Austrji, Belgji, Danjl, Hiszpanji, W ielkiej Brytanjl, Francji, Węgier, Polski, Portugalii, A rgentyny, Brazylji, Chili, Kuby, Peru i Venezueli.

Ż yw iołow y p rotest robotników h ole n d ersk ich przeciw ko w oln o m y ślicielo m . W ostataich czasach zw iązek holenderskich w olnom yślicieli „De D agera’d“ rozwinął przy pomocy prasy szczególn e mocną propagandę antykatolicką wśród robotników pro­

wincji Limburga. Na te prowokacje nadzwyczaj ostro odpowiedział m ejscow y katolicki syndykat robntniczy przez w ydanie odezw y, którą pow tórzyły w szystkie katolickie pisma holenderskie. W o d ezw ie tej robotnicy limburscy oświadczają, że publicznie niszczyć będą wydaw nictw a .D ageraad ” i rzucić je tam, gd zie należne im m iejsce, a ponadto dla zadośćuczynienia plugaw ionem u Imieniu Chrystusa i Matki Kościoła zakupują solenną Mszę św ., podczas której w szyscy przystąpią do Stołu Pańskiego i odnowią śluby wierności i m lło ś.i ku B ogu i K ościołow i św . N ie poprzestając na tem, jednocześn ie ośw iadczają, że licząc dziś ju ł 2 0 0 0 0 zrzeszonych w tej prowincji robotników katolickich, dążyć będą w szelkiem i s łaml, by na każdą zniew agę, wyrzą­

dzaną C hrystusow i i Kościołowi, odp ow ied zieć tysiącem now ych członków, przez co da się poznać wolnom yślicielom , że obudzili drzem iącego lwa.

N aw rócenie się krew nego przyw ódcy k on serw atystów a n g ie lsk ich , Baldw ina.

Kardynał Bourne u d iie lił św ięceń kapłańskich X. Enochowl Teodorowi Baldwin'owi, krewnemu Stanley'a Baldw in’a, przywódcy partji konserwatywnej i b. prezesa rady ministrów. N ow y kaptan przed nawróceniem się był duchownym anglikańskim . Studjował on teologję na uniw ersytecie w Fryburgu.

D zia ła ln o ść zw iązk u lek a rzy k a to lick ich w e W łoszech. W wykonaniu rezo­

lucji, pow ziętej na zjeździe w Rzymie w r. ub., zw iązek katolickich lekarzy włoskich zorganizow ał w marcu rb rekolekcje dla sw ych członków i dla lekarzy niezrzeszo- nych. Dla lekarzy m ieszkająrych w północnych W łoszech, rekolekcje odbyły się w Roe koto Brescia, a dla innych, którzy mieszkają w środkowej i po’udniowej części kraju, — w Castelpsndoifo.

Zw iązek k a to lick ich stu d en tek m e d y cy n y w P aryżu Od dziew ięciu let Istnieje w Paryżu Związek katolickich studentek m edycyny, zw any „Conference Pasteur*

Stow arzyszenie 'o, które zaczęło pracę cd pięciu członkiń, liczy ich dziś 130. Urządza ono regularnie wieczory dyskusyjne, na których om awiane są kw estje religijne, pastoralno • m edyczne oraz sprawy, łączące m edycynę z duszpasterstwem . Pozatem zw iązek organizuje corocznie, zw ykle w okresie W ielkanocy, rekolekcje dla sw ych członkiń.

(18)

190 P O D ZNAKIEM MARJ1 N r 8

M ałżeństw a k o ścieln e jako obow iązujące w Grecji. O statnio komisja kodyfi­

kacyjna Grccjl pod przewodnictwem ministra spraw iedliwości rozpatrywała now y pro jfk t prawa małżeński* go. Komisja 16 tu glosam i przeciwko 3 uchwaliła zstrzym ać dotychczasow ą kościelną formę zawierania m ałżeństw, połączoną z cerem oniałem reli gijnym , jako istotny warunek, obowiązujący do w rżności małżeństwa. Uchw ałę swoją komisja m otywuje kon'ecznością liczenia s'ę z przekonaniami religijnem i ludnrści i po szanow aniem tradycji. Komisja Kodyfikacyjna Polski — niestety nie chciała wziąć pod uwagę uczuć religijnych narodu polskiego. Opracowany przez Komisję i przestany do M inisterstwa Spraw iedliwości projekt prawa m ałżeńskiego i c o do treści i co do ducha jest całkowicie sprzeczny z zasadami Kościoła katolickiego oraz z w ielow iekow ą tra dycją narodu polskiego.

U stąp ien ie w rogiego r e lig ji ju g o s ło w ia ń sk ie g o m in istra ośw iaty. Z Belgradu donoszą, że dotychczasow y minister ośw latv, M aksim owicz, ma ze sw eg o stanowiska ustąpić. Powodem tego jest różnica zdań m iędzy nim a Innymi ministrami w sprawie w ykładów religji w szkołach niższych i średnich. W iększość ministrów jest zdania, iż w tym w zględ zie należy jaknajw lększy posłuch dać żądaniom Kościoła katolickiego, czem u M aksimowicz się sprzeciwia, nie tając, jako członek loży m asońskiej, sw ego w rogiego do Kościoła stanowiska.

Z K ongresu Marjańskiego w Krakowie.

(Kilka zdjęć na filmowej taśmie).

Skromny Zjazd naszej prowincji krakowskiej Związku sodalicyj uczniów szkół średnich łączym y z potężnym Kongresem, szczęśliw i, że m ożem y uczestniczyć w tej wspaniałej manifestacji katolickiej i marjańsklej Polski.

W sobotę, 11 kwietnia zaczynam y swój Zjazd nabożeństw em sodallcyjnetn w kaplicy cudownej Mptki Bożej Bolesnej, czczonej przez cały Krakó»\ Najdostoj­

niejszy Arcvpasterz, mimo zajęcia Kongresem, przybywa do nas osob ^ cle, by je odprawić... W ystawia w monstrancji Najśw iętszy Sakram ent., intonuje ie n i Creator...

Śpiewam y w szyscy z całej d u s z y .. W ciszy kreśli potem krzyż błogosław ieństw a Najświętszą H ostją nad naszemi głow am i., nad całą prowincją...

Po pierw szem zebraniu n aszego Zjazdu inauguracja Kongresu.

Najwspanialsza sala Krakowa, „Złota sala* Dom u katolickiego zalana potokami św ia tła ., w ypełniona 2000 ludzi z całej Rzeczypospolitej. Na estradzie ryngraf Marji...

U jego stóp Kardynał Prym ts Polski w purpurze., książęta Kościoła w fjo leta ch ..

Rozbrzmiewa w potężnym chórze prastara Boga R odzica . Wrażenie potężne... Prze­

mawia Metropolita Krakowski, jak zw ykle gorąco, siln ie, głęboko ..

Z Inauguracji sp ieszym y do Domu sodalicji akademickiej pod W awelem. Jakie przemiłe przyjęcie! Z całej Polski i z Gdańska starsi bracia nasi, sodallsl z wyższych uczelni witają nas naprawdę jak bracia. Witają X. Prezesa Związku, pozdrawiając w Nim dobrze sobie znanego kierownika w ielu seryj rekolekcyjnych dla maturzystów...

X. Prezes w odpow iedzi kreśli garść wspom nień ze sw ych akademickich czasów na Jagiellońskim U n iw ersytecie 1 dwuletniej prefektury sodalicji akademików krakowskich I ciężkie boje o narodowy i katolicki charakter tej uczelni, zalanej w ów czas przez lew icow ych w olnom yślicieli...

Zbliża się północ. Opuszczam y, gościnne progi.

Spieszym y ku Rynkowi. Na tle ciem nego nieba goreje wspaniale ośw ietlona potężnem i reflektorami w ieżyca marjacka i fasada kośclołat. Cudownie odcinają się zwłasza przepiękne sylw ety jej hełm u uw ieńczonego złotą koroną.. Widok n ieza­

pomniany... cudow ny. W bazylice w ystaw iony Najśw. Sakram ent.. Setki m ężczyzn zatopionych w adoracji... Ze m szą św iętą w ychodzi niezm ordowany Arcypasterz kra­

kowski. Brzmią z tysięcy piersi prześliczne pleśni marjańskie... D o komunjl św iętej klękamy przez cały, olbrzym i kościół... Oprócz Księcia Arcybiskupa rozdaje ją długo...

długo jeszcze kilku kapłanów... Cudowna, niezapomniana noc Kongresu.,.

(19)

P O D ZNAKIEM M A Rjl 1§1

Poranek niedzielny przepracowaliśmy uczciw ie na naszym zjeździe prowincji.

Po przerwie południow ej i przechadzce po m ieście, ?nów sp ieszym y do Złotej sali na plenum K ongresu.. Jakież wspaniale referaty! Ojciec Rostworowski m ówi o tęsknocie w sp ółczesn ego człow ieka za Bogiem , a histoiyk, profesor i dziekan w arszaw skiego Uni wersytetu sodalls dr. Halecki z niezw ykłą swadą c udziale katolika w szerzeniu now oczesnej kultury. Czujem y w szyscy, żę dla tego u czonego wiara jest treścią duszy, treścią życia, treścią całej w iedzy. .Ż ałują nas katolickich uc7onych, że wolność naszego badania krępują w ięzy dogm atu! Jest przeciw nie! To my jesteśm y szczęśliw si cd na­

szych kolegów n e w i e n ą o c h i w dzięczni Kościołowi, że p cdaj;c nam N ajw yższą Prawdę Bcżą, tem seirem ( h a n i nas od zejścia na m anow ce ludzkiego, ułom nego rozumu...*

Pochód na W aw el! Któż go zdoła kiedy zatrzeć w sw ej pam ięci! Za sodalicja mi żeńskiem i te setki i setki m ężczyzn z pierwszej inteligencji w kraju, uczniów szkół średnich, akadem ików i panów z różańcem w ręku, g ło ś.io edm awianym po uli­

cach Krakowa prd w c d ją Kardynała Prymasa i biskupów polskich, idących z nami za ryngrafem M arji! Chóry witają pochód. G łów na w a ta przed prastarym ratuszem pre­

zentuje broń... Prymas Polski udziela oficerom i plutonow i klękających żołnierzy apo stolsk iego błogosław ieństw a. .

Mr^k zapada na i K rakow em .. Pierw sze gw iazdy m igocą na n ie b ie .. D ochod zi­

my pod w aw elskie wzgórze . Błękitny sztandar zakopiańskiej sodalicji na czele w ie ­ dzie nas blisko 200 w czwórkach do tego ssnctuarjum Polski .. Z w ieżycy Zygmuntów- skiej uderza nagle królewski dzwon... Najpierw bardzo pow oli... rzadko... potem rozkołysany miarowo bije w sp a n ia le .. triumfalnie... p o tę ż n ie .. Jakiś dreszcz przebiega nam dusze... serca.. Mylą się lóżań ccw e ja c lo ik i i z naszego sodalicyjnego zastępu zrywa się samorzutnie, gorąco, jak ol-rzyk bojowy nasza najdroższa pobudka:

B łękitn e ro zw iń m y szta n d a ry ...

Z pod zn a k u M a rii rycerski m y h u f Błogosław nam C h ryste na bój . . h i

Jeszcześm y nigdy ta k nie śp iew cli n aszego hymnu! Jakieś Boże misterjum roz­

gryw a n;m się w d u s ia c h . Młcda, scdallcyjna Polsl-a rozwija sw oje sztandary ma- rjsńskie i wchodzi dc łrćłew sk iej świątn ey całego Narccu .. R o zśp ew a n a .. lozircd łcn a .. pokorna a przecie ufne i całą duszą wierząca w z w jc lę s tw o .. A Zygirunt bije 1 bi­

je ... W aw elskie w ieże stoją w cgniu światła... Spiżow y K ościuszko, rycerz bohater w spiął rumaka, a rogatywkę zdjąwszy krakowską, g łow ę ku katedrze obrócił, od Boga biorąc siłę i moc na bój zw ycięsk i... Jeszcze chwila, a wraz ze sztandarem naszym oprzem y się o srebrną trumnę św ięteg o S tan isław a... kryjącą cudow nie zrośnięte szcząt­

ki... my najmłodsze dzieci sodalicyjne Polski z jej pięciu cudow nie w jedno zrośnię tych z daw nych zaborów dlecezyj... Jest., jest za co śpiew ać z Zygmuntem prastare ł e D eum i z rąk Prymasa Polski b łogosław ieństw o brać S a n ctissim u m na dalsze prace, znoje i walki...

Za Marji ryngrafem .. pod błękitnym sztandarem... w dźwiękach królewskiego dzwonu pójdzlem zaw sze wierni, bohaterscy tam, gd zie wołasz nas Matko Nssza...

U czestnik.

Z niwy misyjnej

Powołania misyjne

(intencja na maj).

Papieże, zw łaszcza ostatni, często wskazywali na wielki brak pracowników m isyj­

nych t. j. kapłanów m isjonarzy

O jc iic św B enedykt XV pisze w sw rj encyklice m isyjnej o tej spraw ie t a k t . ..konitcznem jes t zapobiegać n ied o statł cznej liczbie m isjonarzy. Już daw niej odczuw a ło się zbyt m ałą ich liczbę, lecz tem dotkliw sze s tra ty zad ała wojoa, irz e z co n iek tó re części winnicy Pańskiej pozbaw ione zostały zupełnie p ra co w n ik ó w ..* 1) O b ecn y papież

1) Por. Ks. B ajerow icz: .O rz e c z e n ia papieskie", str. 20.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Hojny dar złożyły nam obie sodalicje lubelskie (Lublin I. raczyły przesłać centrali. Sodalicyj starszego społeczeństw a: Sod. Jednym, to mój pobyt w

1931 Kolonia sodalicyjna archidiecezji lwowskiej II Zjazd prowincjonalny krakowski (Sprawozdanie) Zmiany i uzupełnienia w rekolekcjach maturzystów 1931.. Rezolucje I

I myśl poświęcenia się Bogu na służbę ołtarzy coraz silniej, c o ­ raz wyraźniej poczyna nurtować w młodym czeladniku szewskim. Zaiste w 22 roku życia

bach, na wyjazdach do chorych. Ostatecznie kościelny podawał ją już tylko przy najgorszej pogodzie... Na delikatnem płótnie pokazały się pęknięcia, małe

narze katoliccy zawsze troszczyli się o pozyskanie dzieci dla C hrystusa. Ułatw ić pracę misyjną w śród dzieci pogańskich powinny dzieci katol., cieszące się od

żącej mu całkiem poważnie przyszłości, niespostczeżenle, powoli... Koledzy udawali oczywiście, że nie wierzą, 1 podniecali chłopca coraz więcej swyin zwyczajem,

waniem treści modlitewnej swych pacierzy codziennych do istotnych potrzeb swej duszy; nie może sobie dać rady z pogodzeniem idącej w nim ciągle naprzód ewolucji

Biskup Chomyszyn (ob. 1225 założono pierwszy klasztor pauliński na Wegrzech Odtąd zakon ten zaczął się rozwijać bardzo szybko, zwłaszcza w Polsce, we Francji,