• Nie Znaleziono Wyników

Rola. R. 8, nr 27 (1914)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rola. R. 8, nr 27 (1914)"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

To w a rzystw o tkaczy

pod wezwaniem ś. Sylw estra w K orczynie obok Krosna

przyjmuje len i konopie do wymiany za płótna bielane lub szare o zwykłej lub po

dwójnej szerokości, po cenach możli

wie najniższych. K o r c z y n a obok K r o m a

Zakład pogrzebowy „Concordia11

jedyny w Krakowie ^BgSSSSSSI który posiada własny wielki wyrób II

t r u m i e n

Jana Uolnego

P l a c S z a t a p a A s k l L . 2 , (dom Wiosny).

Telefon Nr. 881.

r

K z a d o w o u p ra w n io n a

Fabryka wód mineralnych sztucznych i specyal. leczniczych

p o d firm a

K. R Ż Ą C A I C H M U R S K I

Kraków, ul. iw . Gertrudy 4.

w y r a b ia p o d k o n tr o lą K o m is y i p rz e m y s ło w e j T o w . L e k a r s k ie g o k r a k . p o le c o n e p rzez t o i T o v irz y s tw o

W ODY MINERALNE SZTUCZNE

o d p o w ia d a ją c e s k ła d e m ch em ic zn y m w o d o m : B i l i ń s k i e j , G i e s h i ib l e r s k i e j , S e l t e r i k i e j , V i c h y , M o m b u rg , K i s si n ge n tu dzież s p e c y a ln e le c z n ic z e , j a k : lito w a , b r o m o w ą , jo d o w ą , że- laz istą , k w a ś n ą o raz w o d y m in e ra ln e n o rm a ln e z przepisu prof.

Jaworskiego. — S p r z e d a ż c z ą stk o w a w a p te k a c h i d rogu ery ach . C e n n ik i na ią d a n ie d a rm o .

Przy zamówieniach prosimy powoływać się na ogłoszenia „R oli“ .

Za 6 Kor. b e c z u łk ę 5 k g . zn ak om itej

m a J o w e f l J R

Z* 4 Kor. skrzynkę 150 sztuk

l c w ł u r g l l Marki „B. R." iiii Nr 4

wyijrll u poWmaim:

Fabryczny skład serów B R A C I R O L M I C K I C H ( Kraków, Wielopole T/24 i Rynek gł.i róg Siennej

Cennik różnych serów darmo i oplatnie.

ników „ W e s tfa lia " .

SYNDYKAT ROLNICZY

Reprezentacya firmy D e e r i n g - C h i c a g o B r o n y sprężynowe, talerzowe, K osiarki, Żni­

w ia rk i, W ią z a łk i, G rabiarki, P rzetrzą sa cie.

Wielki zapas części zapasowych.

Własne warsztaty reparacyjne.

N a c z y n i a i przybory m leczarsk ie. Oferty i cenniki na każde żądanie darmo i opłatnie.

Węgiel kamienny z kopalń krajowych i zagranicznych.

KOKS ostrawskl I górnośląski.

KRAKÓW,

Plac Szczepański 1. 6.

N a s in n a • k o n ic z y n , tr a w , buraków, roślin strączko- n a o lU lld » wych i warzywnych o gwarantowanej czyito- ści i sile kiełkowania.

Mnuinyw • tomaiyna, superfosfaty, saletra chilijika, sól iłd lf U t j ■ potasowa, kainit. k r a j o w y i stassfurcki, wa­

pno azotowe.

M a«7unu rnlniP7P* w yJA «n* zeprezsntacya na Gali- lu a o Ł jllj rU llllb lo ■ 0yę wszechiwiatowo znanych siew-

(u o)

rtq i, kroi;, kiltywalorj, sienniki, walce elc. etc.

T Y G O D N IK O B R A Z K O W Y N A N IE D Z IE L Ę KU P O U C Z E N IU I R O Z R Y W C E .

Towarzystwo wzajemnych ubezpieczeń w Krakowie

najstarsza i najzasobniejsza instytucya asekuracyjna polska, przyjmuje na najdogodniejszych warunkach ubezpieczenia od ognia, gradu/na życie (kapitałów, posagów i rent), oraz od kradzieży I ra­

bunku. Fundusze gwarancyjne Towarzystwa wynoszą przeszło 68 milionów koron.

Informacvi udzielają Dyrekcya oraz wszystkie Zastępstwa i Agencye Towarzystwa. 197

Numer 27 D nia .I lip c a 1 9 1 4

KRAKÓW,

u lica św . T om asza

32.

(2)

„ S I N G Ł R A '

najnowsza i najdo­

skonalsza m aszyn a

„ S IN G E R A "

maszyny

nabywać m o ż n a li tylko w n a s z y c h

składach.

do szycia.

Siipr Co., Towarzjslwo ikejfjng maszyn do szycia

K RAKÓW , u lica S z p ita ln a L. 40,

naprzeciw Teatru Miejskiego. ( 2 1 6 c)

F ilie: K r a k ó w — K a ź m ie r z W o ln ic a 1 3 . T a rn ó w ; — W a ł o w a 1 3 . N o w y S ą c z — J a g i e l l o ń s k a 2 6 4 S a n o k J a g i e l l o ń s k a 4 9 /50 . — C h r z a ­ n ó w — M ic k ie w ic z a 1 2 / 1 3 . T a r n o b r z e g — R y n e k 1 0 1 . B o c h n ia —

u l. S z e w s k a N r . 3 6 7 . Ż y w ie c — Z a b ło c ie u l. G ł ó w n a N r . 1 0 5 .

M - c e l a s c y « . Z

Jeszcze około 7 o m orgów g ru n tu o r n e g o i ł ą k I-sz e j k la s y w m n ie js z y c h i w ię k s z y c h p a r c e la c h w o d le g ło ś c i 6 kim. od K rakow a po K. 1.450 za m o r g ę d o s p r z e d a n ia . P o ło w a c e n y

k u p n a m o że n a d łu g ie la t a b \ ć r o z ło ż o n a n a s p ła ty . Z g ło s z e n i* w p r o s t d o w ł a ś c i c ie l a : E D W A R D Ś M I E C H O W S K I

K r a k ó w , u l. Z y b lik ie w io z a 20 .

t

Sina Pelz

K r a k ó w , ul.

Gertrudy 29/R.

A n k e r R e m o n t o ir z e g a re k r e g u lo w a n y z g w a - r a n c y ą 3 ' — K . , 3 s ztu k i 8 ' — K . Harmonika z 8 -raa k la w is z ., I r e g is te r , ś l i ­ czn a 3 K . , z 10 - m a k la w . 2 re g is tr. 6 K . N a ż ą d a n ie d a rm o i o p ła t n ie k a ta lo g z 4 0 0 0 illu s t r .

S m a c z n e i n ie u le g a ją e e z e p s u c iu

o w o c ó w , m i ę s a i j a r z y n

konserwy

może sporządzić każda go­

spodyni sam a ła tw o i ta ­ nio za pomocą l i f o r U a . Słojów i apara-

do konserw.

D a rm o ilu s t r o w a n y c e n n ik z p o - ż y te c z n e m i p r z e p is a m i w y s y ła

firm a

J. W e c k , Mahren.

S c h S n b e r g N 5 7.

Sekretaryat Komitetu obyw. dla sprawy F. Kurasia

w Tarnobrzegu poleca:

Kolasiński Zygmunt: Skarbczyk pieśni narodowych (60 najpopularniejszych pieśni nar.

z życiorysam i autorów i o b ja ś n .) ...K. —BO

Kuraś Ferdynand: Z pod chłopskiej strzechy. P o e z y e ... K. —■ 80

Kuraś Ferdynand: W iązanka z chłop­

skiej niw y. P o e z y e ... K. —* 5 0

Kuraś Ferdynand: Tatarzy w Sandom ie­

rzu. Dwie legendy. Z przedmową Zygm unta K o la siń sk ie g o ... K. -'B O

10% z rozsprzedaży przeznaczono na Dar Narodowy w po­

staci zagrody dla poety ludowego P. Kurasia.

Z a zmianę adresu należy się 40 halerzy

P e w ie n m ło k o s o d e z w a ł się w to w a r z y s t w ie :

— W ie r z ę t y lk o w to , c o w i d z ę ; P a n a B o g a n ie w id z ę , w ię c w n ie g o n ie w ie rz ę .

N a to k s ią d z :

— J a p a ń s k ie g o ro zu m u n ie w id z ę , w ię c n ie w ierz ę, ż e b y ś p a n m ia ł ro zu m .

W ytłum aczył.

— C z y p a n r a d c a o d z w y c z a ił się od p a le ­ n ia w p ó ź n ie jsz y m ju ż w ie k u ?

— N ie , ja ja k o n ie p a lą c y p r z y sz e d łe m na ten ś w ia t.

J a n e k ( p a t r z ą c n a s ło n ia ) ; — W ie ta tu ś, n am o b o m p r z y d a ła b y się ta k a sk ó ra .

O j c i e c : — A to b ie co s m a rk a c z u p r z y ­ ch o d z i d o g ł o w y ?

, J a n e k : — N o , b o w te n c z a s ta ta n ie m u ­ s ia łb y się b a ć m a m y , a ja n a u c z y c ie la .

-u VT*u

O ao Nc/l O

60O

O*N c/lO

10.000 Koron nagrody

dla pozbaw ionych z a r o s t u | - - - - i ł y s y c h . - - - Broda i włosy rzeczywiście w 8—14 dniach za pomocą prawdziwie duńskiego Nokah-Balsamu przywrócone. Starzy i młodzi, męż zyźni 1 ko biety potrzebują tylko Nokah-Balsamu dla wyty potrzebują tylko Nokah-Balsamu dla wytworzenia brody, brwi i włosów, bo jest dowiedzionem, że Nokah-Balsam jest jedynym środ­

kiem nowoczesnej wiedzy, który po 8 14 dniowem użyciu tak dodatnio na cebulki włosowe działa, że włosy zaraz poczynają odrastać. — Nieszkodliwość pod gwarancyą. Jeżeli to nie jest prawda, wypłacimy

10.000 koron gotów ką

Ikażdemu pozbawionemu zarostu, łysemu lub cienkowłosemu, który No- __ __ ' kah-Balsamu s i edm t y g o d n i używał .

Jesteśmy jedyną firmą w Swiecie, która podobnej gwarancyi użycza. LekarsKie naukowe opisy i wiele poleceń (pochwał). Przed naśladownictwem przestrzega się pilnie.

„Odnośnie do moich prób z pańskim Nokah-Balsamem mogę Panu donieść, że jestem z niego zupełnie zadowolony Początkow o odnosiłem się do Nokah-Balsamu z niedowierzaniem , dośw iadczenie nauczyło m nie czego innego. Już po kilku dniach było w idać skutek, a po czterech tygodniach dostałem wspaniałe wąsy. Skutek je s t zwłaszcza dlatego niebywały, źe dotychczas pom im o 27 la t przed użyciem Nokah-Balsamu ani śladu zarostu nie było. Będę P ana z wdzięczności wszędzie polecać i kreślę się z poważaniem H. H j o r t . Dr. T vergade“.

„Mogę każdej pani praw dziw ie duńskiego Nokah-Balsamu jako miłego i niechybnego środka dla porostu włosów polecić. Od dłuższego czasu cierpiałam na silne w ypadanie włosów, wiele łysinek na głowie okazywało się. Po cztero- tygodniow em używ aniu balsam u włosy zaczęły znow u odrastać i stały się gęstemi, ciężkiemi i pięknem i.

Frl. C. H o l m . G othersgade 12“.

1 paczka Nokah Silny A. 10 koron, B. 6 koron + opłata 55 halerzy. D yskretne opakow anie. Pieniądze z góry lub zaliczką. (Przyjmuje się także m arki listowe jako opłata). Proszę pisać do

H o s p i t a l s L a b o r a t o r y u m Copenhagen K. 475 Postbox 95 (DSnem ark).

(Kartki korespondencyjne opłaca sią 10 halerzami, listy 25 halerzami).

Przy zamówieniach prosimy powoływać się na ogłoszenia »Roli«.

(3)

TYGODNIK OBRAZKOWY NIEPOLITYCZNY KU POUCZENIU 1 ROZRYWCE. ____

Przedpłata: Rocznie w Austryi 4 /50 kor., półrocznie 2^40 kor.; — do Niemiec 5 marek; — Jo Francyi 7 franków; — i o Ameryki 2 (dolary. — Ogłoszenia po 3o halerzy za wiersz jednoszpaltowy. — Numer pojedynczy 10 halerzy; do nabycia

w księgarniach i na większych dworcach kolejowych. Adres na listy do Redakcyi i Adm inistracyi: Kraków, ulica Św. T o ­ masza L. 32. Listów nieopłaconych nie przyjmuje się. Godziny redakcyjne codziennie od godz. 3 do 6. Telefon nr. 50.

Zamordowanie Arcyks. Franciszka Ferdynanda

austryackiego Następcy tronu

i Jego M a łżo n k i Zofii von Hohenberg.

Arcyksiąźą Franciszek Ferdynand bawił w Serajewie, stolicy Bośni, z okazyi manewrów.

Gdy arcyks. Franciszek Ferdynand z małżonką ks. Zofią Hohenberg jechał w niedzielą 28 czerwca przed południem automobilem, r z u c o n o na a u t o m o b i l b o m b ą . Arcyksiąźą reką odrzucił bombą. Bomba wybuchła obok samochodu.

Jadący w drugim samochodzie hr. Boos Waldegg i adjutant przyboczny szefa rządu podpułkownik Marizzi odnieśli lekkie rany. Z publiczności sześć osób odniosło lżejsze lub ciąższe rany.

Sprawcą zamachu, drukarza z Trebinje, na' zwiskiem Cabrinović, natychmiast ująto.

Po uroczystem przyjąciu w ratuszu w yje' chał Arcyksiąźą powtórnie wraz z małżonką na przejażdżką po mieście. Wtedy gimnazyaliści VIII klasy, Princip i Grabowo, dali kilka strzałów z browningów do automobilu.

Arcyksiążę został raniony w głowę, a księżna Hohenberg w podbrzusze.

Oboje rannych przeniesiono do ko- .naku, gdzie zmarli wskutek odniesionych

ran.

Obu sprawców zamachu ująto. Zebrane tłum y chciały ich na miejscu zabić.

Zamach wykonany został w chwili, gdy

*' rcyksiążą jechał wraz z małżonką automobi- lem przez Corso wśród szpaleru wojskowego.

Za szpalerem nie wolno sią było publiczności zatrzymywać, sprawcy zamachu udało sią jednak przedostać przez szpaler. Nastąpca tronu jechał automobilem szefa rządu krajowego Potiorka.

Przez całą drogą rozlegały sią głośne owacye lu­

dności. Zarówno nastąpca tronu, jak i małźon- ka jego, stracili zaraz po strzałach przytomność.

Przewieziono ich do pałacu szefa rządu, lecz pomoc lekarska była już daremną. Natychmiast po zamachu wydano bardzo obszerne zarządze­

nia, celem stwierdzenia, 'czy sprawca zamachu miał współwinnych. Przypuszczają, że istniał spi­

sek, zorganizowany w Belgradzie, stolicy Serbii.

Sprawca zamachu Gawryło Princip liczy lat 19, pochodzi z Grachowy, w powiecie Livno.

Dłuższy czas przebywał w Belgradzie na nau­

kach. Przy przesłuchaniu podał, że już dawno miał zamiar zamordować jakąś wysoko posta­

wioną osobistość. W niedzielą czekał na przy­

jazd arcyksiącia na wybrzeżu Appel i kiedy sa­

mochód w powrocie z ratusza przy skrącaniu w ulicą Franciszka Józefa musiał zwolnić biegu, Princip dokonał zamachu. Chwilą wahał sią, ponieważ i księżniczka Hohenberg siedziała w samochodzie, potem jednak strzelił szybko raz po raz. Princip przeczy, jakoby miał wspól­

ników.

Nadejko Cabrinović, którego zamach bombą sią nie udał, oświadczył, że otrzymał bombą od jakiegoś anarchisty w Belgradzie, którego na­

zwiska nie zna. Po zamachu skoczył do rzeki Mijacka, aby umknąć, lecz policyanci i publi­

czność pogonili za nim i ująli go.

Kilka kroków od miejsca, gdzie dokonano drugiego zamachu, znaleziono bombą, prawdo­

podobnie pochodzącą od trzeciego spiskowca.

(4)

4i8 J »R O L A«

An ton i Sł. Bassara.

W o b l ę ż o n e j W a r s z a w i e .

Powieść historyczna.

12. Kościuszko w Warszawie.

Od wypadków, opisanych w poprzednich rozdzia­

łach, upłynęło parę miesięcy. Podczas tego Warsza­

wa sposobiła się do ostatecznej walki, zaś K ościu­

szko starał się corychlej przybyć do stolicy, wzmocnić ją swemi siłami i pod jej murami rozprawić się

z wrogiem.

A tymczasem sprzymierzone wojska pruskie i moskiewskie usiłowały go odciąć od stolicy. Nie narażając si£ nigdy na większą bitwę, nacierały w ostrożnych podjazdach, usiłując odnaleźć słabą stronę w kolumnach polskich, aby módz którą z nich od reszty wojska oderwać, a przez to ułatwić sobie przystęp do Warszawy.

Z końcem czerwca zaczęły się też codzienne utarczki, zwłaszcza od strony Łowicza. We wszyst­

kich jednak byli Polacy górą, gdyż walczyli z wię­

kszym zapałem, bo w obronie swej własności.

Tak z każdym dniem wojska Naczelnika coraz bardziej zbliżały się ku Warszawie, ku której równo­

cześnie zdążały korpusy Zajączka i Mokronowskiego.

W ślad za nimi szedł ku stolicy nieprzyjaciel.

Ale naczelnik miał już do Warszawy drogę zupełnie otwartą.

Na wiadomość o przybyciu Kościuszki ruch niezwykły zapanował w mieście. Przysposabiano się gorączkowo do uczczenia największego wodza naro­

du i wybawiciela Ojczyzny.

W dniu tym od samego rana na wszystkich kościołach kołysały się dzwony, zwołując ludność na wielką uroczystość. Na ratuszu, na gmachach pu­

blicznych pojawiły się barwne chorągwie narodowe, a ulicami przeciągały oddeiały straży miejskiej, ufor­

mowane z mieszczan i rzemieślników, z chorągwiami i muzyką.

Wszędzie widać było poważny a radosny na­

strój, gwar, wrzawę, a nad tem wszystkiem rozcią­

gało się szafirowe niebo i sypało złotymi promieńmi słonecznymi. Sztandary i chorągwie kołysały się w powietrzu, poruszane lekkim wiatrem.

Szykowały się procesye, cechy i wojsko. N are­

szcie pochód cały ruszył przez ulicę królewską na Marszałkowską, a potem na Mokotów, na powitanie Kościuszki.

Cała Warszawa opasana była bowiem obecnie przez wojska polskie, stojące trzema obozami. Pod Marymontem stał Mokronowski, na Czystem Zają­

czek, pod Mokotowem Kościuszko, a naprzeciw nich silnie oszańcowani Moskale i Prusacy.

Na Mokotów na powitanie Kościuszki ruszył więc cały pochód. Za procesyami, cechami i woj­

skiem runął tłum cały. Z kilkudziesięciu tysięcy pier­

si zagrzmiała pieśń: Bo&e iu dobroci nigdy nie prze­

brany, wstrząsając powietrzem i niosąc korną prośbę do stóp Najwyższego.

A na wieżach grały dzwony i łączyły się z pie­

śnią w jeden akord potęgi i chwały.

Natód szedł witać Kościuszkę, a w uroczystej tej chwili nikt nie pomyślał o królu. Stanisław A u­

gust Poniatowski stał podówczas w oknie swego pałacu i patrzył zamyślony na tę odpływającą falę ludu.

— Komu innemu to przeznaczone — myślał — co mnie należeć się powinno 1

Bolało go takie opuszczenie, choć czuł, że nań zasłużył.

— Sam jestem winien... — szepnął.

—- Nie, Najjaśniejszy Panie! Nie sam, ale i do­

radcy twoi — odezwał się ktoś z stojących obok króla.

— Niech będą przeklęci, jako i ja jestem prze­

klęty — rzekł król smutnie.

* Nie uspokoiło go to jednak, bo po chwili ode zwał się znowu:

— Królem jestem bez narodu, wodzem bez woj­

ska, a wkrótce może i bez tronu.

Łza spłynęła po jego licach.

— Boże! dlaczego tak jest, a nie inaczej?! — krzyknął głośno — Za có spotyka mnie to pohań­

bienie?

Jakb y w odpowiedzi na ten wykrzyk przed oczyma jego duszy ukazała się postać kobiety mło­

dej, pięknej, uśmiechniętej do niego, w płaszczu gro­

nostajowym, z koroną na głowie.

— Katarzyna! — jęknął. — Tyś hańbą moją, tyś przekleństwem mojem. Jam cię więcej ukochał niż naród własny, niż szczęście własne, a tyś mnie do hańby pchnęła, a naród mój w kajdany chcesz zakuć! O bądź stokroć przeklętą, jako ja przeklę­

ty jestem !

Jęczał król i złowrogie widmo pragnął odpę­

dzić od siebie. Daremnie! Kobietę tę widział wszę­

dzie, jako plamę swojego żywota. Usiłował oderwać myśl od niej, a nie mógł.

A tymczasem, kiedy król borykał się sam z swe mi myślami, Warszawa cała szła na powitanie K o ­ ściuszki.

Naczelnik nie spodziewał się niczego. Powró­

ciwszy co tylko z okopów, gdzie badał stanowiska nieprzyjaciół, zasiadł z oficerami do narady.

Nagle na polach Mokotowskich rozległ się po­

tężny, jak huragan, okrzyk:

— Niech żyje Ojczyzna! Niech żyje Kościuszko ! Zerwali się wszyscy z siedzeń.

— Co się tam dzieje? — zapytał naczelnik.

A w tej chwili wpadł do namiotu oficer słu­

żbowy.

— Generale Naczelniku! — zameldował — ca­

ła Warszawa zdąża na twe powitanie!

B łysk zadowolenia przebiegł po twarzy wodza.

Nie cieszyły go owacye, czynione dla niego, lecz napawało go radością umiłowanie świętej sprawy.

W skromnym stroju, tak jak był, piechotą wy­

szedł naprzeciw tłumów.

(5)

Nr 27 »K. O L , A « Spostrzeżono go, wychodzącego z namiotu, więc

ponownie rzucono w powietrze radosny okrzyk:

— Niech żyje Kościuszko!

Zaszeleściały chorągwie i, jakby na dany znak, pochyliły się trzykrotnie ku ziemi. A nieskończone okrzyki płynęły ponad dolinę Wiślną i budziły ra­

dość i nadzieję lepszej przyszłości u wszystkich.

K iedy Kościuszko stanął przed tłumami, wysu­

nął się z pośród nich starzec, mieszczanin warszaw­

ski, z chlebem i solą na srebrnej tacy. Schylił się przed Kościuszką, a podczas gdy wiatr igrał z jego si­

wym włosem, on głosem drżącym od wzruszenia mówił:

— Wielki nasz Wodzu... Naczelniku!... T yś nas wszystkich powołał pod broń, abyśmy w wolnej Oj­

czyźnie mogli spożywać chleb spokojnie 1... Przyjm ten chleb od wolnych obywateli... na wolnej ziemi!...

Łzy stłumiły jego słowa. Schylił więc tylko głowę jeszcze niżej i podał chleb Kościuszce.

Przyjął Naczelnik dar ten, może najcenniejszy z darów, jakie go kiedykolwiek w życiu spotkały.

— Bóg zapłać! — rzekł. — Obyśmy go zawsze w wolności spożywać mogli.

I temu żołnierzowi z krwi i kości drgać powie­

ki zaczęły ze wzruszenia. A piersi tłumów wzdęły się i wyleciał z nich gromki okrzyk:

— Niech żyje Kościuszko! Niech żyje Naczelnik!

A bohater stał wzruszony i załzawionym wzro­

kiem dz.iękował tym tłumom za radość, jaką sprawiły jego sercu.

Zaledwie przebrzmiały okrzyki, zbliżył się ku Kościuszce prezydent Warszawy.

— Witaj nam, Naczelniku, i wejdź w te mury, które wśród siebie królów i bohaterów chowały, a teraz shańbione przez Moskali, króla i własnych roda­

ków! — rzekł. — Wejdź i broń nas od hańby i niewoli!

I znów zabrzmiały okrzyki:

— Niech żyje wolność! Niech żyje niepodległość!

Niech żyje Kościuszko!

Naczelnik tymczasem wmieszał się w tłum. Po przywitaniu się z członkami R ad y Tymczasowej po­

szedł, gdzie stały uszykowane cechy. Na czele szew­

ców stał znany mu już Jan Kiliński, którego sam za służby oddane Ojczyźnie, mianował był pułkownikiem

Majster zdjął rogatywkę z głowy i huknął z ca­

łej piersi:

— Niech żyje zbawca Ojczyzny!

A Naczelnik, podawszy mu rękę i uścisnąwszy serdecznie, rzekł:

— Pułkowniku! W imieniu Ojczyzny dziękuję ci za wszystko, coś dla niej uczynił. Dziękuję ci za miłość twoją dla niej i za twą odwagę. Mam nadzieję, że na czele twego pułku oddasz jej jeszcze niejedną przysługę.

Zapał ogarnął szewców. W osobie ich mistrza spotykał ich zaszczyt nielada. Oto ten bohater, wsła­

wiony niedawno w walkach o niepodległość Ame­

ryki a obecnie zwycięzca z pod Racławic, "brata się z pracownikami od kopyta. Każdy z nich postanowił sobie w głębi duszy życie dać w ofierze za tę Ma- tkę-Polskę i za jej oswobodziciela.

I znowu zabrzmiały okrzyki na cześć Wodza i na cześć Matki-Polski. A kiedy przebrzmiały, zwró­

cił się Naczelnik do Kilińskiego z życzeniem, aby mu wskazał tych, którzy najdzielniej stawali w pa­

miętnych dniach walki z Moskalami. Chciał im udzie­

lić odznaczenia.

— Wszyscy oni — rzekł Kiliński — porówni dobrze się zasłużyli Ojczyźnie! Wszyscy i nie wiem, o ile jeden przewyższył drugiego.

Ale równocześnie przebiegł szmer po szeregach, z którego wypłynęło jedno imię:

— Marcin! Marcin Zawada!

— Któż to jest? — zapytał Naczelnik.

— Mój czeladnik i przyjaciel serdeczny! — od­

parł Kiliński.

— Obywatel Marcin Zawada, porucznik 20 puł­

ku, niech wystąpi! — rozkazał Kościuszko.

Z poza piec innych wysunął się blady i zmize- rowany Marcinek. Stanął nieśmiało przed Naczelni­

kiem, drżąc cały.

—r- Poruczniku! coćjest? — zapytał Kościuszko.

— Jam nie porucznik żaden, generale! — rzekł Marcin — lecz szewc zwyczajny.

— Od chwili, gdy cię nazwałem porucznikiem, jesteś nim, abyś tak dalej służył Ojczyźnie, jak do­

tychczas.

— Dziękuję za łaskę, ale jej przyjąć nie m ogę!

— szepnął zmieszany Marcinek.

— Dlaczego? — zapytał Kościuszko.

Kiliński opowiedział mu pokrótce sercowe stra­

pienia chłopca.

K iedy dziewczyna znikła, Marcin nie mógł so­

bie znaleść miejsca. Przeszukał całą Warszawę, ale ani śladu po niej nigdzie nie znalazł. R ob ił wycieczki nawet w okolicę, ale również bezskutecznie. Gryzł się i chudł niepomiernie, ale ukojenia nie znachodził.

Nic go nie cieszyło, na niczem mu nie zależało. On tylko jednego pragnął, o jednem myślał. Chciał je ­ szcze choć raz w życiu zobaczyć Zośkę, a potem...

Potem, niechby się działo, co chciało. On pragnął jedynie wiedzieć, co ma o swej umiłowanej sądzić:

czy dziewczyna z Moskalem zbiegła, czyli też rozpacz popchnęła ją do jakiego szaleństwa? A może jakie nieszczęście ją spotkało ? Chciał zobaczyć ją jeszcze żywą, lub umarłą. Gdyby zaspokoił to ogromne swoje pragnienie, nie oszczędzałby życia. Poszedłby w naj­

gęstszy grad kul i niechby zczezł marnie. Nie mając jednak pewności co do losów dziewczyny, nie chciał przyjmować na siebie żadnych obowiązków, którym nie mógłby sprostać, a które przykuwałyby go do siebie i przeszkadzały w poszukiwaniach.

Ale Kościuszko, wielki znawca serc ludzkich, znalazł wnet lekarstwo na jego upór,

— S yn u ! — rzekł — Któż z nas nie ma spraw osobistych, któreby go mogły od służby Ojczyźnie odwodzić? W szyscy je mamy i częstokroć może wa­

żniejsze od twoich. A le Ojczyzna wszystkiem nam być powinna: i matką, i kochanką, i żoną. Dla niej powinniśmy rzucić wszystko, co od niej nas odcią­

gać może; dla niej poświęcić nam trzeba radości

(6)

420 . R O L A . Nr 2 7 i smutki nasze, bo ona jedna jedyna tu na ziemi,

dla której żyć winniśmy.

Słowa te wzruszyły wszystkich do głębi. Mar­

cinek przypadł do kolan Naczelnika i począł je ca­

łować z uniesieniem. Tak mu był wdzięczny za nie bo choć nie oddalały od niego strapień osobistych, ale wskazywały mu cel inny, donioślejszy i świętszy.

Podniósł Kościuszko z ziemi rozrzewnionego chłopaka.

— Nie zrozum słów moich — rzekł — abym ci i o sobie myśleć zabraniał. Owszem, pozostanie ci i na to dość czasu, a sposobności do poszukiwań nie zabraknie wcale. Towarzysze ci pomogą, starsi doradzą. Być może, że wśród swoich zasiągniesz ję­

zyka, a może ci jej u wrogów poszukać wypadnie.

W każdym razie lepiej ci będzie na czele oddziału, aniżeli w samotności.

Słowa te rozrzewniły Marcinka.

— Naczelniku! Chyba życiem ci odpłacę za dobroć twoją! — zawołał.

— Służ wiernie Ojczyźnie — odrzekł Kościu szko — innej od ciebie zapłaty nie żądam.

Rzekłszy to, opuścił Naczelnik wzruszonych do głębi szewców, aby udać się do innych cechów i ka­

żdemu powiedziedzieć życzliwe słowo, a wrazie po­

trzeby udzielić odznaczenia.

A tymczasem wciąż jak kanonada szły okrzyki:

— Niech żyje Naczelnik; Niech żyje wolność!

Oddawszy hołd zasłudze i powitawszy bohatera, obywatele w porządku powrócili do miasta.

Kościuszko dopiero nad wieczorem w otoczeniu licznego orszaku udał się do stolicy. Na ulicach: Mar­

szałkowskiej, Królewskiej, na Krakowskiem Przed mieściu aż do placu Zygmunta tłoczyły się oczek u jące tłumy. Wszystko, co żyło, wyległo na ulice, aby choć raz jeden zobaczyć bohatera z pod Racławic.

Nareszcie zakołysały się fale ludu, a wśród nich ukazał się na Krakowskiem Przedmieściu Kościuszko.

Jechał obok Mokronowskiego zamyślony, smutny.

W głębi swej duszy widział przyszłość przed sobą i wiedział, że wrogowi trzeba będzie odbierać ziemię piędź po piędzi, że wiele ofiar ponieść trzeba będzie aby ją z najeźdźców oczyścić.

A gdy tak nad tem rozmyślał, rozchyliły się tłumy, pośród których ukazała się długa linia dzie­

wcząt ubranych biało, z koszyczkami kwiatów. Stru­

mienie barwnego kwiecia spłynęły pod nogi Naczel­

nika, obsypały jego mundur, a z piersi dziewczęcych podniosły się okrzyki:

— Sława ci, sława, sława!...

Naczelnik podnosił głowę, uśmiechał się do zgromadzonych tłumów i skinieniem ręki dziękował za owacyę i okrzyki.

Tak witała Warszawa bohatera narodowego, a tymczasem żelaznym pierścieniem otaczały ją siły moskiewsko-pruskie, gotując się do strasznego boju, aby corychlej zgnieść ten poryw do wolności.

Czyhała przemoc, sposobili się do jej odparcia patryoci, a król bezczynnie przebywał w swym pa­

łacu — słomiany król. (Ciąg <luiszy nastąpi.).

P O B U D K A .

(Do Braci „Sak siak ó w “ ).

Przecz zabaczyłeś se polski Chłopie, jakeś pod Stoczkiem armaty brał — do kolan stojąc w krwawym ukropie, w moskiewskie ścierwo kosę’ś Twą pchał!?

Przecz zabaczyłeś, żeś jest mocarny i w nędzy wiedziesz dziś żywot marny, przecz smutku chmura kryje Twą twarz?!

Hej! W górę serca! Piasta prawnuki!

Trza nam rozświetlić ciemnoty noc!

A nie kos błyskiem, pożarów łuną, lecz wzrokiem, zbrojnym w oświaty moc.

Bo nie trąb dźwięki dziś hasłem naszem, dzisiaj nie kosą, ani pałaszem

walczyć nam trzeba o prawa swe! . H e j! Baczność C hłopy! Bo dnieć zaczyna, już się wesoły rumieni Ś w it !

Baczcież, by zastał W as hań, na łanie, K iedy Wawelu ozłoci szczyt!

I nie z schyloną pokornie głową,

lecz z okiem, w Jutrznię utkwionem nową, bo »osobliwe« nadchodzą dnie!

Czuwajcie, Chłopy! W zagrody Wasze zakradł się straszny, zajadły wróg;

co się kłonicy nie lęka ciosu, ni go przerazi dział groźny huk.

On dusze Wasze w zgliszcza spłomiema, 0 wieki cofa czas Odrodzenia,

z czół Waszych zdziera rycerzy znak.

Kropla po kropli w złudnej postaci wlewa do duszy śmiertelny jad :

karczma mu twierdzą — a szynkfas szańcem, On Was wypiera z rodzinnych chat —

1 wpędza głodnych w Prusaka paszczę, co Wam za pracę grzbiet biczem głaszcze i w twarze rzuca:... „Polnisches Schwein!“*) Ej, Chłopie, Chłopie! Taż Twoje dziady broczyły dłonie w niemieckiej krwi;

przecz więc pozwalasz, że Prusak-żmija tak z Ciebie w oczy bezkarnie drwi?!

Przecz zapominasz, że pięść masz twardą, przecz mu nie pluniesz w ślepie z pogardą, przecz mu obelgi nie wtłoczysz w p ysk ?1!...

Wszak hańbiąc Ciebie, — Matkę Twą hańbi, przed Której mieczem tak niegdyś drżał:

kiedy na krwawych Grunwaldu polach sztandar z Pogonią i Orłem wiał.

Broń hardo. Bracie, Polski imienia, aby nie klęły Cię pokolenia, żeś był Ojczyzny wyrodny syn !

Wiek już przeminął, jak piętno „chama"

zmył z czoła Twego Racławic znój, gdy w armat paszcze śmiało zazierał Bartos Głowacki, Wódz Boży Twój.

Bądź więc dziś godny tego Hetmana, czuwaj, bo idzie chwila wołana,

bo Zmartwychwstania czujemy dreszcz 1 Więc z piersią, zbrojną W iary pancerzem, z pierwszym się wrogiem rozpraw, co sił, to i drugiego szatańską pyi hę

Bóg sprawiedliwy roztrąci w pył.

I wskrzesisz Matkę ze snu mogiły, w którą Ją ręce wraże wtrąciły, i w tem Ci, Bracie, poszczęści Bóg!...

Władysław Sioło.

* ) C z y t a j : P o lu is z e s S z w a j n ! — p o ls k a ś w iu io !

(7)

Nr 27 »R O L A« 421

N A P O L E P O Z B O Ż E .

Już błysnęło słonko Boże, hej, koniki, wio po zboże! Bóg urodzaj dał obfity, więc dla dziatek i ko­

biety będzie żywność na rok cały... Wio, koniku, wio, mój mały!

Nazwozimy snopów żyta, a gdy zima znów za­

wita, wymłócimy i zmielemy i jak państwo żyć bę­

dziemy, byle tylko B óg ocalił i pożarem go nie spalił.

Wio, mój siwku, wio, bułany, wio, kasztanku mój kochany! Bóg nam dary zsyła z nieba, więc je zwozić rychło trzeba i złożyć Mu trza podzięki za dar hojny z Jego ręki.

Praca ciężka, trud niemały, ale życia przez rok cały, więc dalejże do roboty, by uniknąć deszczu, słoty, a stokroć się trud opłaci, plon za pracę nam

zapłaci. Antoni Socha.

Z polskiej dziedziny.

Niema na świecie narodu bez wad, idealnie czy­

stego, nieskażonego brakiem duchowym. Plemię sło­

wiańskie również ma wiele stron ujemnych a tem- samem i my, Polacy.

Jeżeli chcemy się zastanowić, z czego wyrodziła się większa część naszych wad narodowych, musimy cofnąć się w ubiegłe czasy, kiedy Polska istniała jako grupa polityczna między państwami Europy.

Chociaż w dawnych czasach nie było uświadomienia między szerszemi warstwami a między wieśniakami zwłaszcza, to jednak nieskalany brudami fałszywej kultury t. z. chłopski rozum więcej wartał, niż dzi­

siejszy, rzekomą oświatą rozparzony umysł. Mniej było wad, bo trzeźwiej spoglądali na świat nasi oj­

cowie. I tak szanowali przodkowie ziemię rodzinną i chleb z niw laszych i prostota zwyczajów i oby­

czajów była potężną dzwiganią życia społecznego, broniąca nas przed zepsuciem.

K iedy jednak z biegiem czasu wydatność ziemi pomnożyła się dzięki kulturze, kiedy polska nietylko tubylców żywiła, lecz także zasilała płodami sąsiadów wkradła się do nas rozrzutność i lekkomyślność. Szły pieniądze do kraju wielką falą, ale jeszcze większą rozchodziły się na stroje, huczne uczty i zbytkowne a hulaszcze życie. Coraz mniej zważano na to, że dostatki kiedyś wyczerpać się muszą, marnowano je lekkomyślnie, aż przyszedł głód i nędza, która i na dzisiejsze czasy się przeniosła.

Lekkomyślność, to wrodzona Słowianom wada, najbardziej żywotne siły narodu niszcząca... Ile to sił, mienia ojcowskiego, rodzinnej chudoby lekko­

myślnie tracimy?

Nierozwaga, to drugi błąd polskiej natury.

Wszystko u nas, z małymi chyba wyjątkami, robi się na „ślepy traf“, nie rozpatrzywszy poprzednio sprawy przedsiębranej należycie; nie rozważamy,

czy się jej podoła, czy ona pomyślny przynie­

sie rezultat, bierzemy na barki ciężar nad siły.

Późno dopiero, (Polak mądry po szkodzie), spostrze­

gamy nasze płoche postępowanie, ogarnia nas zwąt­

pienie i — idziemy w przyszłość złamani, bez celu, bo jaki cel zniechęcony do pracy człowiek posiadać może ?,..

W wielkiej mierze przyczynia się do naszej nie­

doli brak wytrwałości. Zaczynamy coś robić z nad­

miernym zapałem, który gaśnie, jak słomiany ogień a pracy w skutku do końca się nie doprowadza. Tyle pięknych planów, wzniosłych idei wymarzy człowiek, ale cóż z tego, jeżeli się ideału nie wcieli w cia­

ło czynu?

Oprócz wielu innych, najbardziej w oczy uderza ta nasza chłopska zawziętość, objawiająca się w pro­

cesach, którymi sądy są przepełnione. Gdzie się ru­

szyć, w małej mieścinie, czy powiatowem, mieście, dzień na dzień można zobaczyć przed sądami biednych chłopów naszych, licho odzianych, gdyż grosz do kieszeni adwokatów wędruje; gwary kłótni, przekleń­

stwa miotane na przeciwników o piędź zaoranej zie­

mi, wypasionej łąki, kobiece »klekoty« (bo i kobiet w tern czartowskiem dziele nie brakuje), żydowskie fałszerstwa i kruczki prawne — oto atmosfera sądo­

wo wiejska. W niej przysposabia się małe pachole, przyprowadzane tak często do przedsionka piekła, na przyszłe życie, życie nigdy nie przerwanej kłótni.

Mniejsza o pieniądze... ależ do jakich krańców przy­

szłość nasza zbliży się, gdy dusze, przesiąknięte jadem bratniej nienawiści, nie widzą przed sobą nic, jak ma- teryalizm i wypływające zeń kłótnie.

Ej do pracy, do pracy wiejska rzeszo! Boga i Ojczyznę miej na pamięci, a będziesz silnie i w y­

trwale

czynami zgody drogę Matce słać i pod sztandarem »zgody, pracy* stać!..

Wł. Łukasik.

(8)

. R O L A . Nr 27

C i ę ż k i e c za s y .

Od poranku do wieczora słychać różne żale, kw asy Jęczą mali, średni wielcy, że nastały ciężkie czasy.

Dziedzic daje wioską w najem lub sprzedaje żydom lasy, Bo potrzeba żyć wesoło, a tu teraz ciążkie czasy.

Miejskie panie z biedy noszą coraz droższe suknie, pasy, Kapelusz jak m łyńskie koło, w te szkaradne ciążkie czasy, W karnaw ale grzm i m uzyka, piszczą skrzypki, huczą basy, Ja k i taki podskakuje, bo nastały cieikie czasy.

Po karczm iskach w każdej porze oblążone są szynkw asy.

Piją ludzie na „zgryzotą", że nastały ciążkie czasy.

Rząd pod w yższył tytoń, wódką, b y napełnić puste kasy, W ięc sm arkacze piją, palą, w szak to teraz ciążkie czasy.

G m achy sądu oblążone, za „p ysk ó w k i" skarg są m asy, Każdy sobie honor pierze z nudów, że są ciążkie czasy.

Powiedz k o m u : W eż gazetą, bąknie słowo jak z pod prasy:

— Czyś oszalał, grosza niema, a tu coraz ciążkie czasy.

Hej narodzie! ile sią dzieje, czas porzucić te grym asy, Trza w głupocie ustatkować, nim nadejdą ciążkie czasy,

F r a n c is z e k , A d a m s k i .

K u l a w y d z i a d .

Podczas wiosny w jednej wiosce, na samym końcu pod lasem, stała chata. Można ją było zaliczyć nie do najuboższych chat całej wsi. Znajdowało się w stajni parę pięknych koni i ładny prosiak chował się w chlewie; parę morgów pięknego pola należało do chaty a w skrzyni była także spora garść dukatów.

Chłop jak topola wysoki, młody i rzeźki do pracy, baba także jeszcze młoda, hoża i przystojna kobieta a dziatek czworo biegało i bawiło się.

Słońce przechyliło się już dolarze z południa, miało się ku wieczorowi. Drogą od wsi szedł kulawy dziad i skierował swoje kulawe kroki prosto ku owej chacie, chacie sknerów, jak ich we wsi nazywano, z po

wodu że kobieta owej chaty była wielka sknera.

Słońce prawie skryło się za las i poczęło się ściemniać, gdy dziad stanął na progu chaty.

— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

— Na wieki wieków Amen! — odpowiedziała kobieta, zerkając oczyma na dziada.

Dziad poprosił o nocleg i został na noc.

K iedy rozsiadł się na ławie, poprosił o ziemniaki i garczek i nastawił to na kominie. Gdy się ziemniaki poczęły warzyć, wyjął jakąś szmatę z torby i włożył w garczek a po chwili schował. Baba zerknęła do garnka i zobaczyła w nim coś na wodzie podobnego do okrasy.

Po wieczerzy ułożyli się wszyscy do snu, ale baba całą noc mało spała, lecz przemyśliwała nad tem, czem dziad ziemniaki omaścił.

Na drugi dzień chłop pojechał w pole przygo­

tować rolę pod zasiew, a baba ugościła dziada i po­

częła go wypytywać o tajemnicę omasty. Dziad nie chciał się zdradzić, ale gdy go zaczęła prosić, aby jej w ykrył tajemnicę i odstąpił tę cudowną okrasę, dziad się zgodził na to za wynagrodzeniem 100 koron. Baba ucieszyła się, że nabyła tak tanią na całe życie oma­

stę, wyliczyła więc dziadowi 100 koron i jeszcze ob darzyła go, czem mogła. Dziad kontent, że mu się nadarzyła taka sposobność oszukania baby, śmiał się z niej tylko w duchu. Wkrótce pożegnał się z babą i spiesznie znikł w lesie, jak kamfora.

Baba po jego odejściu postanowiła zrobić próbę z ową cudowną szmatą. Jakież jednak było jej stra­

pienie, gdy przekonała się, że była to zwykła szmata, bez żadnych cudownych własności a ona padła tylko ofiarą swej głupoty. Jędrzej Czarnik.

Nowe k s i ą ż k i .

Do pamiętnika. Zbiór wierszy do albumów, pa­

miętników, pocztówek, listów i książek podarunko­

wych w dzień urodzin, imienin, bierzmowania, ko­

munii św., ślubu i t. p. Nakładem Księgarni »Stella«

w Cieszynie 1914 r. Cena 1 K . 20 h.

Pod powyższym tytułem ukazała się książeczka, zawierająca 500 krótkich wierszy rozmaitych poetów, która będzie każdemu wielkiem ułatwieniem przy wpisywaniu się do pamiętników i t. p. Z tak wiel­

kiej ilości wierszy tego rodzaju każdy wybierze so­

bie łatwo stosowny dla siebie.

W albumie miłości i przyjaźni. Zbiór najpiękniej­

szych wierszy do pamiętników, albumów, pocztówek i listów. Nakładem księgarni »Stella« w Cieszynie.

Cena 60 h.

Podobną do pierwszej przeznaczeniem jest i ta druga książeczka; różni się jednak od niej, gdyż za­

wiera w sobie więcej wierszyków miłosnych, a więc przeznaczona jest przedewszystkiem dla zakochanych.

Rozmówki polsko-niemieckie w życiu praktycznem- Nakładem księgarni »Stella« w Cieszynie. Cena 90 halerzy.

Dla każdego, kto wyjeżdża do Prus, Ameryki i t. p. książeczka ta okaże się niezbędna. Są w niej różne pytania i odpowiedzi, łatwe do wyszukania, z których wrazie potrzeby łatwo korzystać. Przejrzy­

sty i praktyczny układ czynią książeczkę ową bar dzo pożyteczną.

Władysław Jeziorski: Śpiewnik narodowy. W y­

danie II. Nakładem I£oła ^Macierzy szkolnej« w Pol­

skiej Ostrawie. Cena 40 h.

Jest to zbiorek najpopularniejszych piosnek pa tryotycznych w liczbie 116. Dla miłośników śpiewów narodowych jest to książeczka nieoceniona, nie po winno jej więc zabraknąć w żadnym domu polskim.

Samouczek techniczny. Wydawnictwo popularno­

naukowe. Nakład Bolesława Londyńskiego i Spółki.

Warszawa.

Pod powyższym tytułem ukazało się kilka bro­

szurek bardzo pouczających i ciekawych, w cenie od 20 hal. do 30 hal. Nr. 1. zawiera: Jak urządzić sobie samemu telegraf bez drutu; nr. 2.: Induktor, przyrząd do wywoływania iskier, podręcznik ilustro­

wany, niezbędny dla osób, które sobie same sporzą­

dzają telegraf bez drutu; nr. 3.: Akumulatory, przy rządy do nagromadzenia siły przy robocie przery­

wanej ; nr. 4.: Ja k się buduje aparat fotograficzny;

nr. 5.: Ja k się fotografuje?; nr. 6.: Telegraf Morse’a;

nr. 7.; Jak się zaprowadza telefon domowy?; nr. 15.:

Ogniwa i baterye galwaniczne; nr. 16.: Motory ele­

ktryczne; nr. 17.: Budowa latawca.

Każda z tych książeczek zawiera kilka, kilka­

naście a nawet kilkadziesiąt rysunków w tekście.

Książeczki nr.: 2, 6, 15 i 16 kosztnją po 20 hal., nr-: 3> 4 i 525 hal., zaś nr. 1, 7 i 17 po 30 hal.

Wszystkie pisane są przystępnie, zrozumiale, a więc może z nich korzystać każdy i omawiane w nich rzeczy dla samego siebie zastosować.

K toby chciał sobie którą z tych książeczek na­

być, najlepiej to uczyni wprost w Księgarni »Stella«

w Cieszynie (Śląsk austryacki), skąd mu je na żą­

danie wyszlą pocztą.

(9)

Nr 27 »R O L A < 423

J U L I U S Z P R U S . ( L u d w i k S t . U n s i n g ) ,

Błędy zycici.

P o w i e ś ć *).

I.

BARTŁOMIEJ I JEGO SYN.

Tak jak losy ludzkiego życia toczą się wkoło jednostajnie, gdy po radości nastają dni smutku, po pracy spoczynek, jednych nawiedza szczęście, drugich znów niedola przytłacza, albo szczęście jednego, jest nieszczęściem drugiego, je ­

den zarabia drugi traci; ktoś oszczędza, ktoś znów przepi ja, tak i w naturze toczy się wszystko niezmienną koleją, choć rozmaicie.

Naprzód wschodzi słońce, a potem zachodzi, po de szczu nastaje pogoda, po wio­

śnie, lato gorące, burzliwe, potem jesień, zima. Naprzód pada deszczyk, potem jest ulewa i pioruny, potem dnie dżdżyste, nieprzyjemne, wkońcu śnieg...

Czeka się wtedy zazwy­

czaj tych miłych dni wiośnia- nych, kiedy to słoneczko krasi się na wschodzie pur­

purą i złocistych swych a cie­

płych promieni użycza natu­

rze, która zielenieje i ludziom niesie otuchę, by nowej na­

bierali nadziei i chęci do życia.

Poza tem niema nigdy nic nowego, chyba jakaś klęska żywiołowa, gdzieś wojna, lub trzęsienie ziemi, pożar lub powódź, albo też zaraza, czasem nieurodzaj, więc bie­

da, ale i to stara historya, powtarzająca się na świecie dość często.

A człowiek, wobec klęski, zapomina, że niekie­

dy jest szczęśliwym, o niedoli pamięta długo i dla­

tego zdaje mu się, że ciągle źle i ciężko na świecie.

Lecz kiedy nastaje wiosna, kiedy od ziemi do nieba wszystko radośnie wygląda, wtedy jaki taki ożywia się, wracają wspomnienia lepszej doli i jakoś pcha się taczkę losu naprzód.

Tak dzieje się na całym świecie, gdzie tylko zaglądniesz, chyba, ie człowiek, poddawszy się nie­

szczęściu, stracił już tę nadzieję, co innych ożywia i wzmacnia.

W ioska Z., roztacza się szeroko; zaczyna się na równinie, przy gościńcu, a kończy się u skraju lasu, na chałupie Bartłomieja.

Wszystko cieszy się wiosną, idzie ochoczo w pole do orki, słychać śmiechy dziewcząt, śpiewki parob- czaków, czasem wół ryknie, koń zarży radośnie — ot, zwyczajna, wiośniana uciecha. Tylko stary Bartło­

miej jest smutny, oczy ma szklane, załzawione, a pa-

...g r a t y lk o C h r y s t u s o w i P a n u .

* ) P r z e d r u k w fo rm a c ie k s ią ż k o w y m , o r a z tłó m a c z e n ie n a ję z y k

ruski, wzbronione.

trzące w ziemię, siwą brodę, zmarszczki na czole i twarzy i odzienie stare.

Kiedyś grał często na skrzypcach, ale od dłuż­

szego czasu, pod brzemieniem troski, gra tylko Chry stusowi Panu, rozpiętemu na omszałym i przegniłym krzyżu, wkopanym w ziemię przed laty, nieopodal lasu a jego chałupy. Tam tylko chodził Bartłomiej co rano, brał skrzypce pod pachę i sęczek w rękę — pod krzyżem stroił instrument mechanicznie, pocią gał smyczkiem po strunach i wydobywał z nich to­

ny takie dziwne, że chyba on jeden mógł rozumieć.

A rozumiał widocznie, bo wnet łzy spływ ały mu po policzkach, poczem odkładał skrzypce, obejmował rękami podstawę krzyża, jak niegdyś Magdalena na Górze stracenia i wymawiał żałośnie:

— O Jezu, Panie, zmiłuj się nademną...

A na to odpowiadał mu w iatr, szemrzący wśród wierzchołków lasu , ćwierk wróbli i czasem pozdrowienie przechodzącego człowieka:

— Niech będzie pochwa­

lony...

Ale Bartłomiej nic nie sły­

szał, oprócz szumu w uszach i zgiełku w duszy i nic nie widział, krom omszałej i prze­

gniłej podstawy krzyża.

Dziwny to był człowiek.

Dawniej, Bartłomiej był wójtem, był dumnym i strze­

lał czasem głupstwa, ale lu­

dzie mieli go za mędrca i ra­

dzili się go. Bartłomiej rad udzielał, ale od ludzi trzy­

mał się zdaleka — miał już w sobie taką pańskość.

Żydów nie lubił, nie dla­

tego, że byli żydami, ale dlatego, że byli panami, a chłop durny był dziadem, że żydzi, jednoczyli się na całym świecie, zagarnęli han­

del i żyli zgodnie ręka w rę­

kę, a chłop durny był pijak i awanturnik, procesował się o byle głupstwo, nie umiał handlować i dał się oszukać.

Dlatego Bartłomiej nieraz zwoływał zgromadzenia na współkę z proboszczem i nawoływał do rozumnej gospodarki, do trzeźwości i organizowania się w kółka rolnicze.

Miał jednak wadę: Lubił używać i nadużywać.

Jak jadł to jak hrabia, jak grał w karty, to grubo, jak znów pił, to na wyścigi, bez pamięci i rachunku.

Proboszcz, który lubił Bartłomieja, często stro­

fował go za to, ale Bartłomiej, zostawał zawsze B ar­

tłomiejem, choć obiecywał poprawę.

Oprócz niezgorszego gospodarstwa, miał on je ­ szcze syna Franka. Tak, jak gospodarstwo Bartło­

mieja, niekiedy bardzo lekkomyślnie prowadzone, tak prowadzonym był syn jedynak, który odziedziczył po ojcu, pańską, ale i zarazem, bardziej lekkomyślną naturę.

Co robił Bartłomiej, robił też i Franek, tylko, że stary ograniczał się więcej i starał się zło swoje ukryć, młody nie ograniczał się nigdy i nic nie ukrywał. Ojciec zaglądał na mszę i odbywał spowiedź, syn brykał w domu Bożym i szczypał dziewczęta.

Proboszcz znowu strofował Bartłomieja za złe prowadzenie syna, a Frankowi mówił:

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak twierdzi archeolog Maciej Szyszka z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, który przyczynił się do odkrycia owej piwnicy, pierwotnie budowla ta była jadalnią i kuchnią, w

żółty szalik białą spódnicę kolorowe ubranie niebieskie spodnie 1. To jest czerwony dres. To jest stara bluzka. To są czarne rękawiczki. To jest niebieska czapka. To są modne

Co robił Bartłomiej, robił też i Franek, tylko, że stary ograniczał się więcej i starał się zło swoje ukryć, młody nie ograniczał się nigdy i nic nie

Uniwersalny, jak mogłoby się zdawać, system języka, okazuje się w przypadku Adasia niewystarczający i dodatkowo komplikujący postrzeganie – chłopiec musi bowiem nie

To nasilało się mniej więcej od czte- rech dekad i było wynikiem przyjętej neoliberalnej zasady, że rynek rozwiązuje wszystkie problemy, nie dopuszcza do kryzysów, a rola

• Ogarnij się i weź się w końcu do pracy -&gt; Czy jest coś, co mogłoby Ci pomóc, ułatwić opanowanie materiału. • Co się z

Zapowiedziane kontrole ministra, marszałków i woje- wodów zapewne się odbyły, prokuratura przypuszczalnie też zebrała już stosowne materiały.. Pierwsze wnioski jak zawsze:

Osuszacze zmienoobrotowe ALUP AVSD umożliwiają osiągnięcie najwyższej jakości powietrza przy niewyo- brażalnych wcześniej oszczędnościach energii.. Ich napęd o