• Nie Znaleziono Wyników

Poezja wobec wojny : strategia uczestnika

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Poezja wobec wojny : strategia uczestnika"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

Edward Balcerzan

Poezja wobec wojny : strategia

uczestnika

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/4, 97-130

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X V I I , 1976, z . 4

EDWARD BALCERZAN

PO E Z JA WOBEC WOJNY^ STRATEGIA UCZESTNIKA

P ierw szą pow innością sztuki, a zwłaszcza poezji, ona to bowiem sta ­ now i apogeum w szelkich arty sty czn y ch talen tó w człowieka, jest „pielę­ gnow anie uczuć życzliw ości” к Tak sądził A ugust Comte, tw órca filozofii pozytyw nej. Pisał: „Sztuka w prow adza harm onię m iędzy uczuciam i, m yślam i i czynam i” . Szlachetna życzliwość, re z u lta t złączenia w artości najw yższych: dobra, praw d y , piękna, może rozkw itać tylko w dniach pokoju, czyniąc „z p rac y dla szczęścia bliźniego źródło najw iększego za­ dow olenia”. P ra ca ulepsza życie, poezja upiększa pracę. Uczucia życzli­ wości dają szansę rozw oju pełni człow ieczeństw a i dlatego są „o w iele bardziej estetyczne niż in sty n k ty nienaw iści i przem ocy opiew ane do­ tychczas”. A zatem w ojna?... H istorie w ielkich podbojów, obrazy m ięsis­ tej m asa k ry n a polach bitew nych, sceny z życia w zgrupow aniach w oj­ skow ych, opisy broni żołnierskiej, wszystko to, owszem, pojaw ia się w rozlicznych arcydziełach lite ra tu ry św iatow ej, ale, pow iada Comte, nie o św ietności ty ch utw orów świadczy, lecz o bolesnych kom prom isach tw órcy.

Jednak można już zauważyć u nieporównanego Homera, że wobec braku bardziej zasługujących na idealizację tem atów jego geniusz artystyczny z żalem zatrzym ywał się na życiu wojowników.

Słowem : czas rozlew u krw i nie sprzy ja sztuce, w ojna grozi w y n a tu ­ rzeniem poezji.

Czy dośw iadczenia literackie w sto lat później potw ierdziły trafn ość ko n sta ta cji apostoła filozofii pozytyw nej? I tak , i nie. G dy oceniam y w ojnę jako t e m a t w y p o w i e d z i a r t y s t y c z n e j , wobec k tó re ­ go tw órca może zdobyć się na dystans, m usim y Com te’owi zaprzeczyć. O glądany z pozycji św iadka, obserw atora, k ro nik arza — tem a t w ojen ny

1 A. C o m t e , Rozprawa o duchu filozofii p o zy tyw n e j. Rozprawa o całokształ­

cie p o zy ty w izm u . Opracowała, w stępem i przypisami opatrzyła B. S k a r g a . War­

szawa 1973, s. 474. Następne cytaty: s. 459, 474, 469.

(3)

w niczym nie ogranicza pisarza i może być tw orzyw em dzieł najdosko­ nalszych. A le gdy an alizu jem y w ojnę jako s y t u a c j ę t w ó r c y , więc gdy a rty s ta je s t bezpośrednim uczestnikiem działań m ilitarn y ch , poetą- -żołnierzem , stw ierd zen ia teoretyczn e C om te’a, choć ogólnikowe, oka­ zu ją się stw ierdzeniam i nie do odrzucenia.

K u ltu ra litera c k a społeczności w stanie w alki jest o stro zdeterm ino­ w ana przez okoliczności frontow ego bytow ania, k tó re — ta k czy ina­ czej — sy tu u ją się poniżej norm alnego życia; w n iek tó ry ch zakresach stanow ią jego ew identne zaprzeczenie. F ry d e ry k Engels uw ażał za w sk a­ zane dla praw idłow ej oceny h istorii mieć stale w polu obserw acji „prosty fak t, że ludzie w pierw szej kolejności m uszą jeść, pić, mieć schronienie i odzież, zanim w ogóle będą w stanie zajm ow ać się polityką, nauką, sztuką, religią itd .” 2 Tym czasem w ojna, głód, bezsenność, w ykrw aw ienie ciała to zarazem n ieu stan n y , m orderczy w ysiłek dla ocalenia elem en­ ta rn y c h zasobów energii życiowej. M om enty w ypoczynku, „ re m o n ty ” w yczerpanego organizm u są w praw dzie przew idziane w scenariuszu w al­ ki — nie po to jednak, a b y budow ać k u ltu rę (jako cel finalny), lecz by zregenerow ane „siły ż y w e ” rzucić n aty ch m iast na pole bitw y. Sukces w bitw ie jest zadaniem n a tu ry i jednocześnie zadaniem k u ltu ry . W iersz, piosenka, słuchow isko, sp ek tak l te a tra ln y stanow ią w rów nej m ierze p r o d u k t w a r u n k ó w frontow ych, ja k i sam e sta ją się częścią u w a r u n k o w a ń w spółokreślających rozw ój w ypadków na froncie. Ich sens in stru m e n ta ln y nie ulega w ątpliw ości. Podczas w ojny „nie w pieśni tro s k a ” , pisał W ładysław B roniew ski. U żyw ając pojęć z leksy­ konu filozofii m arksistow skiej powiedzieć by można, że sztuka, u k ształ­ tow ana zrazu w strefie „n ad b u do w y ”, sta je się niespodziew anie jednym ze składników „bazy”. Zaczyna ja k b y z a s t ę p o w a ć dom i odzież, sen i pokarm , lek i o p atru nek .

Théophile G au tier gniew nie w ołał kiedyś (1835):

Nie, głupcy, nie, kretyny, wolonośce od urodzenia, książka nie jest zdpką r.a bulionie! Pow ieść nie jest parą butów ani sonet lew atyw ą; dramat nie jest koleją żelazną [...].

N ie robi się w łóczkowej szlafm ycy z metonim ii, nie da się wzuć porów ­ nania zam iast pantofla; nie można, na nieszczęście, wdziać na żołądek pary pstrokatych rym ów zam iast k am izelk i3.

Św ięta praw da! Z apew ne jed n a k ink ry m ino w an i „w olonośce” żyją w bezpieczeństw ie i dostatku. Nas in te re su je w ojna, k tó ra ogłasza za­ wieszenie n iejed nej spośród takich „św iętych p raw d ”.

2 Cyt. za: К. Маркс и Ф. Энгельс о литературе. Москва 1958, s. 9.

3 T. G a u t i e r , Ze „W s tę p u ” do „Panny de Maupin”. (Tłum. T. Ż e l e ń s k i ( Boy) ) . W zbiorze; Teoretycy, artyści i k r y ty c y o sztuce. 1700—1870. Wybór, przed­ mowa i komentarze E. G r a b s k a i M . P o p r z ę c k a . Warszawa 1974, s. 401.

(4)

Usługowe, u ty lita rn e przeznaczenie tek stu w ojennego n ajłatw iej po­ kazać na przykładzie piosenki m arszow ej. Podobnie ja k zbiorow y, hucz­ ny, zatraceńczy okrzyk „h u ra!” stanow i nie ty le spełnienie konw encji w idow iska batalistycznego, ile narzędzie w alki: spotęgow anie m ocy u d e­ rzenia na nieprzyjaciela, tak i słowo pieśniowe jest składnikiem m arszu; jego fizyczna obecność — w połączeniu z m elodią, z w ysiłkiem śpiew a­ nia, z produkow aniem dźw ięku — okazuje się dla w ykonaw ców ta k samo odczuw alna, jak i ciężar niesionego sprzętu, z tą może różnicą, że sprzęt u tru d n ia , a piosenka ułatw ia m arsz. Śpiew w ypełnia p rzestrzeń wokół idącego zgrupow ania wojow ników . Nie będzie przesadą, gdy powiem , na­ w iązując do m alow niczych m etafor G autiera, że słow o-śpiew odczuwa się jako substan cję m aterialn ą, coś niby w ielki nam iot chroniący przed k aprysam i aury : „Błoto, deszcz czy słoneczna spiekota” ... Swoistość fu n ­ kcji słow a śpiew anego nie pozostaje bez w pływ u na jego ukształtow anie literackie. N ader często tek sty piosenek uch y lają się od zadań kom uni­ kow ania now ych pow iadom ień, z uporem natom iast nazy w ają fa k ty oczywiste, dostrzegalne gołym okiem albo znane w szystkim uczestnikom w ojny. Z p u n k tu w idzenia potrzeb k om unikacyjnych np. tru d n o zrozu­ mieć powody, dla k tó rych ludzie i d ą c y w kolum nie m arszow ej po­ w ta rz a ją po w ielekroć słowo i d z i e m y . Tym czasem w piosenkach sły­ szy się co chwila:

Idziemy: w ielu nas... Idziemy, polska Armia...

Idziemy drogą, która do kraju nas wiedzie... Jedną drogą dziś w szyscy idziemy...

Hej, idą chłopcy strojni w automaty... Sciśnij pas, pora iść...

N adto częste są w y rażen ia-p ery frazy słowa „iść”, np.: A le naprzód, wciąż dalej i dalej...

My na front, na front, na fron t...4

Pow ody są w głów nej m ierze pozakom unikacyjne. Nie w ty m istota rzeczy, aby się czegoś dowiedzieć z piosenki, lecz by i ś ć w p r z e ­ s t r z e n i z b i o r o w e g o ś p i e w u .

G au tier b y ł orędow nikiem „sztuki czystej”. Że tw órczość p rzezna­ czona dla uczestników w ojny nie jest „czysta” , na to nie trzeb a sp ecjal­ 4 Cytaty z piosenek żołnierskich według zbioru: Niech w iatr ją poniesie. A n to ­

logia pieśni z lat 1939—1945. [Opracował:] T. S z e w e r a. Wyd. 2, poszerzone. Łódź

(5)

ny ch dowodów. P ozostaje w szak rozstrzygnąć kw estię, czy w tym skupisku św iad ectw m am y do czynienia z jak ą ś w ogóle odm ianą sztuki. Odpowiedź nie może być jednoznaczna. W iersze w ojenne należą do sztuki o ty le, o ile n ależy do niej cały folklor. A pow iadają znaw cy:

f o l k l o r j e s t j e d n o c z e ś n i e s z t u k ą i n i e - s z t u k ą ; p o z n a w ­ c z e , e s t e t y c z n e i ż y c i o w e f u n k c j e t w o r z ą w n i m j e d n ą n i e r o z e r w a l n ą c a ł o ś ć [...]5.

G dy się p rzegląda antologie poezji żołnierskiej, n a tra fia się w nich n a dzieła tw órców przypadkow ych, na u tw o ry bezim ienne, a także na te k s ty pisarzy w y b itn y ch i znanych — zn an y ch daleko poza granicam i piśm iennictw a żołnierskiego. Raz po raz (nie zawsze) le k tu ra w ierszy „w alczących” sygnow anych nazw iskam i m istrzów sztuki słow a w praw ia w osłupienie. Nie dość n a tym , że nie różnią się one m iędzy sobą tak , ja k różnią się osobowości poetyckie ich au toró w — w in n ej m ate rii te ­ m atycznej m anifesto w an e, ale n a dobitek znik ają różnice ppm iędzy u tw orem w ybitnego a u to ra a u tw o rem bezim iennym czy utw orem n a p i­ san y m przez n ielite ra ta , nieprofesjonalistę. K to w piosence pt. M aszeruje

p lu to n , w układzie słów i rym ów tak iej oto zw rotki: M aszeruje pluton przez zielony las, Pod hukiem granatów, pod ulew ą gwiazd. Wezmę ja karabin, pójdę z nimi wraz, Pójdziem y do szturmu przez zielony las.

— rozpozna piofo K rzysztofa K am ila Baczyńskiego? 6 Jeżeli skrom nym śladem jego dośw iadczeń pisarsk ich m oże się jeszcze w ydaw ać m etafora „ulew a gw iazd” , to już re fre n i stro fy n a stę p n e całkow icie sta p ia ją się z n a jb ard ziej stereoty p o w y m i k o n fig u racjam i elem entów sztuki bez­ im iennej :

Hej, naprzód marsz, nie będzie nam źle, Czy słota, czy upał, m y śm iejem y się.

A kto p am ięta, że p o eta A dam W ażyk, p rzed w o jn ą a u to r w y rafin o ­ w an ych — in stru m e n ta c y jn ie i brzm ieniow o — w ierszy, ja k np.

0 brzasku igra ogniem i kulą —

1 w ognian wplata mnie i dzwonny rdzeń; pierzcha i w biegu rozwija rulon

srebrnej em ulsji: dzień 7

5 W. G u s i e w, Estetyka folkloru. Przełożył T. Z i e l i c h o w s k i . Wrocław 1974, s. 102.

6 K. K. B a c z y ń s k i , U tw o r y zebrane. Opracowali A. K m i t a - P i o r u n o- w a i K. W y k a . T. 2. K raków 1970, s. 568.

(6)

— że to te n sam A dam W ażyk, po Sem aforach (1924), po Oczach i ustach (1925) pisał w 1943 roku:

Czekaj, Maryś, nas, N iedaleki czas,

Gdy zmora przepadnie zła, Będzie radość, aż

Błyśnie w oku łza 8.

Zanim , korzy stając z przyw ilejów czytelnika, w ydam y w erd y k t, czy złe, czy dobre są to ry m y (pam iętając, iż oceniam y tylko część s tru k tu ry w ielotw orzyw ow ej : słowo am putow ane, głuche, bo bez m uzyki, i m artw e, bo bez ru ch u śpiew ających i m aszerujących w ykonaw ców ), u stalm y w przódy, dlaczego i ja k są one s p e c y f i c z n e . P u n k t w yjścia już znam y. C ałokształtem w ierszopisarstw a żołnierskiego, niezależnie od a u ­ to ra i jego biografii literack iej, rządzi folklor.

Praw idłowa charakterystyka poezji konspiracyjnej nie m oże się obyć bez odpowiednich kw alifikacji folklorystycznych. [...] Anonimowe, pozbawione zatem piętna osobowego autorstwa, nie istniały te teksty w jakiejś jednej, pow iedz­ my — kanonicznej postaci, lecz — jak w każdej twórczości skazanej na prze­ kaz ustny — w serii wariantów, serii praktycznie nieskończonej. Należą tu ano­ nim owe żarty i dowcipy na temat okupanta, piosenki, bezimienne parafrazy m odlitw i kolęd, trawestacje znanych utworów literackich czy hymnu narodo­ wego, teksty podkładane ipod popularne melodie, ulotne w iersze okolicznoś­ ciowe, apele, ep itafia...9

To samo m ożna pow tórzyć w odniesieniu do utw orów pisanych, czy­ tanych, śpiew anych na froncie, na poligonach, w kry jó w k ach leśnych, w oflagach. P o eta w m u nd u rze w ojskow ym uśw iadam iał sobie, iż teraz, w czasie w ojennym , o w artości u tw o ru decyduje jedno: bezzwłoczne za­ akceptow anie przez m asy żołnierskie. Głos ro zstrzygający m iał odbior­ ca-w ykonaw ca.

A nalizując strateg ię uczestnika będziem y b rali pod uw agę, rzecz jasna, w cale nie w szystkie wiersze napisane w latach w ojny i na tem a t w ojny, lecz tylk o te, w k tó ry ch podm iot monologu lirycznego c z u j e s i ę ż o ł n i e r z e m 10 i ad resu je sw oją w ypow iedź do l u d z i w o j n y . P rzede w szystkim więc do tow arzyszy broni. Ale pośrednio także do każ­ dego, kto sprzy ja arm iom w alczącym przeciw Trzeciej Rzeszy. S y tu acja

8 Niech wiatr ją poniesie, s. 685.

9 J. Ś w i ę c h , Poezja i konspiracja. W zbiorze: Literatura wobec w o jn y i oku­

pacji. Studia pod redakcją M. G ł o w i ń s k i e g o i j . S ł a w i ń s k i e g o . Wroc­

ław 1976, s. 50.

10 Postaw y cyw ilne w obec w ojny wyrażają się najpełniej w „strategii świadka”; piszę o tym w szkicu: Poezja wobec wojny. Strategie ze znań poetyckich. „Nurt” 1976, nr 5.

(7)

udziału w w alce, w ysłow iona n ajk ró cej w Śpiew ie czerw onych narciarzy (1942) Jerzego P u tra m e n ta :

Wróg ma tu polec, ty —

zw yciężyć 11

— ja k szeregow ego uczestnika akcji zb rojn ych zm usza do w ielu w y rz e ­ czeń, do ro zstan ia z dom em , z przedm iotam i lat dzieciństw a, do zapo­ m nienia o a tra k c ja c h cyw ilnego życia i odrzucenia cyw ilnych naw yków

(również n aw yków m ow y osobniczej), ta k i poecie-żołnierzow i odbiera z nagrom adzenia form lite ra tu ry „ cy w iln ej” w szystko to, co może być balastem w m arszu po zw ycięstw o. Jednocześnie — daje ekw ipunek m yśli i w yrażeń, chw ytów i m otyw ów , k tó re pow inny organizow ać w y ­ obraźnię „homo m ilita n s” i zwiększać jego psychiczną odporność na nie­ dogodności egzystencji fro n to w ej. P o dstaw ow ym te d y w yznacznikiem strateg ii p iśm iennictw a w ojennego — p rzy im ponującej obfitości tekstów w ierszow anych — jest r e d u k c j a dążeń now oczesnej liryki. O sten ta­ cy jna rezy g n acja z bogactw a stylów i p o ety k XX w ieku. O graniczenie r e p e rtu a ru środków ekspresy w n y ch do niezbędnego m inim um . J e s t to r e d u k c j a w i e l o z a k r e s o w a , obejm u jąca rozm aite poziom y — ta k pojedynczego przekazu słownego, jak i całej k u ltu ry literackiej ludzi w ojny. Spośród rozlicznych odm ian akcji red u k c y jn y ch w obrębie in ­ teresu jącej nas stra te g ii na w yróżnienie i k o m entarz zasługują trzy :

1) re d u k c ja tek stu , 2) red u k c ja poetyki, 3) red u k c ja k u ltu ry .

Redukcja tekstu

Typow ym sposobem istn ien ia przekazów językow ych w system ie folk­ lo ru jest red u k c ja tek stu . A tak u je ona u tw o ry gotowe, k tó re w sw ym kształcie p ierw o tn y m nie odpow iadają w całej pełni gustom i potrzebom duchow ym żołnierza. T akie u tw o ry u leg ają stopniow em u przetw orzeniu. Ich w ersje p ierw o tn e giną w końcu z pam ięci ogółu, a nowe w a ria n ty dążą do zaw ładnięcia odbiorcą. P rz y tra fia się to najczęściej poezji śpie­ w anej — piosenka zm ienia się bez tru d u w procesie w ielokrotnych, zbio­ row ych w ykonań. R edukcję te k stu m ożna by więc nazw ać „red u k cją w yk on aw czą” . S am m echanizm red u k ow ania te k stu nie w yczerp uje całej jego tran sfo rm acji, zazw yczaj w spółdziała z m echanizm em s u b s t y ­ t u c j i : m iejsce elem en tó w odrzuconych z a jm u ją nowe. Zarów no re d u k ­ cja jak i su b sty tu c ja m ogą m ieć c h a ra k te r p rzypad k ow y albo system ow y.

(8)

Zniekształcenia przypadkow e w yn ik ają z zakłóceń w społecznym obiegu utw oru; niekiedy są zm ianam i realiów , p rzestrojeniem k o lo ry tu lokal­ nego pieśni — bez w pływ u na jej ideologię (np. w tekście R ozszum iały

się w ie rzb y płaczące zam iana słowa „w ierzb y ” na „brzozy”) 12. Tego ro­

dzaju w ydarzenia nie będą nas interesow ały. Ich treść in fo rm acyjn a jest znikom a. O św iatopoglądzie człowieka będącego w okolicznościach wo­ jen n y ch w iele m ówią natom iast przekształcenia system owe, k tó re żądzą się sw oistą logiką i urzeczyw istniają cele w yraziście określone.

O tym , jak głęboko sytu acja w ojny p o trafi ingerow ać w a rc h ite k tu rę ideow ą w iersza (gdy wiersz podlega regułom tra n sfo rm ac y jn y m folkloru

in statu nascendi), świadczą dzieje pew nej piosenki żołnierskiej: jednej

z n ajbardziej po p u larn y ch w latach 1939— 1945, głośnej też po w yzw o­ leniu i znanej do dziś.

Śpiewano ją w kraju i za granicą, w wojsku i w oddziałach partyzanckich, a nawet w w ięzieniach i w obozach koncentracyjnych. Rozpowszechniła się również w niektórych obozach jeńców wojennych, dokąd przynieśli ją pod koniec 1944 roku powstańcy w arszaw scy13.

D odajm y: została w iernie i zgrabnie przetłum aczona na język ro ­ syjski.

Oto przed w ojną, w r. 1933, na k onkurs „Żołnierza Polskiego” w ysłał w iersz (i nie uzyskał nagrody) k ap ral M ichał Zieliński, bez szczególnych sukcesów p ró b u jący sw ych sił w rzem iośle w ierszopiskim nauczyciel m u­ zyki z Jaro sław ia tudzież podoficer zawodowy. Była to b allada w ierszo­ w ana, realizu jąca tra d y c y jn y schem at fab u la rn y baśni m agicznej: za d obry uczynek, przedsięw zięty bezinteresow nie, b oh atera spotyka cu­ dow na nagroda. F ab u ła u tw o ru nieskom plikow ana. Z piersi zbolałej i sm utnej ucieka przed ludźm i zakochane serduszko dziewczęce, litości­ w y żołnierz chowa je w plecaku, a gdy w boju tra fia go kula, w ojak nie um iera, śm ieje się ze śm ierci, „bo w plecaku / M iał w zapasie drugie serce”. N apisany z m yślą o w ykonaw cy w ojskow ym — u tw ó r te n n a ­ w iązyw ał do n iektó ry ch schem atów cyw ilnej liry k i profesjonalnej. Zanim zdobył rozgłos, uległ w obiegu pow szechnym n ad er zasadniczym prze­ kształceniom . E lem enty niefunkcjonalne, obce ówczesnym potrzebom ludzi w ojujących, prędko się z tek stu Zielińskiego w ykruszyły. N adto w ykonaw cy dopisali nowe słowa, nowe w ersy, a i całe strofy.

Wolno przypuszczać, że w yczerpanie się optym izm u, znam ienne dla drugiej dekady okresu m iędzy w ojnam i, dekady nie bez racji nazyw anej „ciem ną” , owe ap atie i lęki, złe przeczucia i ponure przepow iednie, tak

12 Zob. Niech w iatr ją poniesie, s. 18.

13 Ibidem, s. 139. Informacje o autorze Serca w plecaku oraz cytowane dwa w a­ rianty tego tekstu — według tego samego źródła, s. 138—139, 23, 87.

(9)

niepokojąco m anifestow ane sta n y dep resy jn e boh aterów liry k i profesjo­ n aln ej — stan o w iły w 1933 r. ew id en tn y w zór dla a u to ra Serca w ple­

caku, skoro w iersz w w e rsji p ierw o tn ej rozpoczynał się tak: Z piersi młodej się wyrwało,

W ciężkim bólu i rozterce I przed ludźmi uciekało Zakochane czyjeś serce.

Taka dław iąca, n ad to już „w y po n urzo na” rozpacz nie podobała się widocznie m asow em u w ykonaw cy pieśni: ból „ciężki”, urzeczow iony, do­ ty k aln y , sta ł się w now ym w arian cie bólem „w ielkim ” — a b stra k c y j­ nym , więc i lżejszym jak by . N iechęć do n atu ra listy c z n e j konkretności, w ym uszającej chw ile zbędnych w m arszu zastanow ień i kłopotliw ych unaocznień, dała o sobie znać także w przerób kach dalszych p a rtii te k s ­ tu. Słowa: „A w plecaku m iał czerw one / Zakochane serce tw o je ” zostały zapom niane, a w raz z n im i całą stro fę z w iersza usunięto. Praw dopodob­ nie epitet „czerw one” narzu cał n iep rzy jem n e asocjacje: krw aw iące, p a ­ chnące szpitalem , „bebechow e” . Nie to jest je d n a k n a jb ard ziej w ym ow ne. C yw ilną liry k ę p ro fesjo n aln ą (i cyw ilną grafom anię) od daw na, a w dzie­ sięcioleciu „ciem n y m ” zwłaszcza, in try g o w ał lęk człow ieka przed życiem, wszelkie drogi w ew n ętrzn ej „em ig racji” jednostki. Na ty m tle m otyw ucieczki przed ludźm i, b a n a ln y bo b an aln y , nie w ym agał dodatkow ych uzasadnień, b y ł zrozu m iały sam przez się — jako sygnał w yw oław czy stereotypow ej sy tu acji liry czn ej. W system ie pojęć fo lk lo ru żołnierskie­ go ten sam m otyw nie m iał ra c ji by tu . Serce zakochane nie może „po­ stępow ać” ja k dezerter: jeżeli cierpi boleśnie, to dlatego jedynie, że p rze ­ żyw a u d ręk ę tęsk n o ty w dniach o k ru tn e j rozłąki w ojennej. Zam iast niew ytłum aczaln y ch, w obec w o jn y niestosow nych słów pierw otnej w e r­ sji:

I przed ludźmi uciekało — żołnierze zaczęli śpiew ać:

I za w ojskiem poleciało

Nagle w szystko staw ało się jasne. Z akochana dziew czyna m iała chłop­ ca w w ojsku. Nie dość n a tym . J e d n a p o p raw k a pow oduje drugą, now y porządek w artości zdąża k u przebu d ow an iu całości — od fundam entów . Na to, ab y kochające serce w yrw ało się z piersi i w ędrow ało za w ojskiem — żołnierz pow inien zasłużyć. U w iarogodnić sw ą postaw ą tę cudow ną baśń o ocaleniu przez miłość. Bo w m iłości ta k jak w arm ii: nie dostaje się nagród za nic. Tym czasem postaw a „le g u n a ”, zarysow ana w tekście Zielińskiego, budzi uczucia m ieszane.

(10)

Nad żołnierza nie masz pana, Nad karabin nie masz żony. 0 dziewczyno ukochana, Oczka twoje zasmucone —

— to brzm i fałszyw ie. Tak mógł śpiew ać żołnierz przedw ojenny, laluś z defilady, k tó ry prochu nie w ąchał i wszy go w transzei nie gryzły; za b u tn y m „panem ” , nad ęty m służbistą, serce dziewczęce na k raj św iata nie poleci. Serce m usi „w iedzieć” — ponad w szelką w ątpliw ość — że w ojsko jest szczerością samą. Nie odtrąci, nie obśm ieje, nie oszuka („Żoł­ nierz dziew czynie nie skłam ie”, jak śpiew ano w latach sześćdziesiątych n a festiw alach piosenkarskich). W m iejscu przytoczonej w yżej strofy pojaw ił się re fre n — dzieło anonim ow ych w ykonaw ców :

Tę piosenkę, tę jedyną,

Śpiewam dla ciebie, dziewczyno, Może także jest w rozterce Zakochane twoje serce. Może beznadziejnie kochasz 1 po nocach tęsknisz, szlochasz? Tę piosenkę, tę jedyną,

Śpiewam dla ciebie, dziewczyno.

Baśń o miłości beznadziejnej objaw iła się oto jako baśń o m iłości od­ w zajem nionej. P rz y okazji anonim ow i w spółukładacze nowej w ersji

Serca w plecaku uregulow ali, by ta k rzec, stylistyczn y bieg tek stu . Nie­

fo rtu n n e: „A choć go tra fiła w ielce / K ula, gdy szedł do a ta k u ”, zastą­ piono, zgodnie z logiką polszczyzny, słowami: „I choć go tra p iły w ielce / K ule, gdy szedł do a ta k u ”.

Inną postać red u k cji, całkowicie już bezcerem onialnej, przy b ierały zabiegi ad ap tacyjn e, dokonyw ane na utw orach m uzycznych i słow no- -m uzycznych. Jeżeli Rom an Ślęzak (na krótko przed wojną) u k ład a tekst

R ozszu m ia ly się w ierzb y do m elodii m arsza A gapkina Pożegnanie Sło­ w ia n ki (z 1912 r.), jeżeli słowa O ki Leona P a ste rn a k a połączono z m elo­

dią pieśni O leandry „z popularnego ongiś w odew ilu S tefana Turskiego

Lola z L udw inow a, opartego na m iejskim folklorze K rak o w a” 14, to

w jed n y m i d rugim w ypadku, a podobnych zapożyczeń było sporo, p ie r­ w otne sensy tek stu m uzycznego, sensy w ynikające z przeznaczenia i ga­ tu n k u dzieła, z czasu i m iejsca narodzin, giną w nowej stru k tu rz e : są zbyteczne. A ni bowiem „słow iańskość” m elodii w piosence Ślęzaka, ani pam ięć o wodew ilow ym rodowodzie m elodii w pieśni P a ste rn a k a — nie uczestniczą w recepcji tych utw orów . Są zbyteczne.

(11)

N a m arginesie uw ag o baśniow ych p o d tek stach Serca w plecaku w a r­ to odnotow ać zagadnienie szersze: tra n sfo rm ac je w ykonaw cze, red u k cja i su b sty tu c ja , zm ierzają n iejed n o k ro tn ie do w łączenia te k stu w system znaczeń m itycznych. K o lek ty w n y w ykonaw ca nie dba o pełnię praw d y realistycznej. Z daje sobie doskonale spraw ę z tego,

że nie jest tak na wojnie, jak jest w żołnierskim ś p ie w ie 15.

M it stanow i tu praw o i pow inność sztuki. Z a s t ę p u j e arg u m e n ­ tację ideologiczną, w yd o by w a w obrazach w alki racje ja k gdyby „w yż­ sze” od a k tu aln ie uzn aw an y ch w żołnierskiej p u blicystyce konieczności likw idacji w roga, bo — u n iw ersalne, odwieczne, unoszące „tu i te ra z ” w stre fę „zawsze i w szędzie”.

J a k w ytłum aczyć fenom en popularności piosenki Feliksa K onarskiego i A lfreda Szutza C zerw one m a k i? Oprócz okoliczności zew nętrzny ch 16, m ilitarn ej i politycznej n a tu ry , k tó re w polskiej historii w ojny z h itle ry z ­ m em każą n am w yróżnić bitw ę pod M onte Cassino, zapew niając po śred ­ nio rozgłos pieśni o tej bitw ie, w grę w chodzą także w ew nętrzne jakości tekstu. In te rp re ta c ja C zerw on ych m a kó w — w planie operacji w ierszo- tw órczych — nie przynosi jed n ak zadow alających rozstrzygnięć. W iersz okazuje się m ontażem chw ytów nieoryg in alny ch , odznacza się, ja k w ięk ­ szość tek stó w z tego k ręg u , pokorą w obec norm od daw na skodyfikow a- nych i w gruncie rzeczy „niczyich”. In te rp re ta c ja w porząd k u logicznym (ściślej: zdrow orozsądkow ym ) pogłębia w ątpliw ości. A u to r na pierw szy rzu t oka zdaje się tu popełniać b łąd w sztuce agitacji. Rozsław ia zw y­ cięstwo silnego n a d słabym . O w rogu czytam y, że k ry je się w gruzach jak szczur. Je st to więc w róg tch órzliw y (skoro m usi się kryć) i bez­ b ro n n y (skoro nie chroni go tw ierdza, lecz zgliszcza). Na ty m tle, w g ra ­ nicach tek stu , tru d n o pojąć, dlaczego obezw ładnienie p rzeciw nika aż ta k żałosnego nazyw a się nagle „szaleństw em ” ; skąd ta w ysoka cena krw i, któ rą trzeb a było płacić za sukces nad „szczurem ” ? Obrazy:

15 Z piosenki anonim owej pt. Ś w iat cały śpi spokojnie. W: jw., s. 52.

16 Dobra poezja może być poezją okolicznościową, twierdził G. W. F. H e g e l

(W ykłady o estetyce. Przekład J. G r a b o w s k i e g o i A. L a n d m a n n a . T. 3.

Warszawa 1967, s. 325), „po prostu dlatego, że nie uważa ona zewnętrznej okolicz­ ności za cel istotny, s i e b i e zaś tylko za środek do celu; przeciwnie, wchłania w siebie m ateriał owej rzeczywistości, aby potem kształtować go i rozwijać w opar­ ciu o uprawnienie i w olność fantazji. W tej sytuacji nie poezja jest czymś okolicz­ nościowym i akcesoryjnym, lecz m ateriał stanowi ową zewnętrzną sposobność, która staje się dla poety im pulsem do głębszego wniknięcia w rzecz [...]”. C zerw onym

m akom do dobrej poezji daleko. A jednak i one także zdają się potwierdzać traf­

(12)

Runęli przez ogień szaleńcy! Niejeden z nich dostał i padł...

[ ]

Runęli z impetem szalonym, I doszli!... I udał się sztu rm !17

— pozostają w sprzeczności logicznej z pierw szą strofą-: pierw sza strofa nie dopuszcza m yśli o niepow odzeniu w tej bitwie.

A ni analiza figur wiersza, an i analiza pojęć logicznych i ich n a stę p ­ stw a — nie tra fia ją w istotę rzeczy. C zerwone m aki swą rzeczyw istą energię czerpią z innych źródeł. Spójność w ew nętrzna tesk tu jest tu spójnością w ypow iedzi krasom ów czej, k tóra apeluje do ś w i a t o - o b - r a z u m i t y c z n e g o . K rasom ów ca, zgodnie z zaleceniem A ry sto te ­ lesa, pow inien znać sposoby w zruszania odbiorcy, przy czym do w zru ­ szeń szczególnie ak tyw ny ch należą „litość, oburzenie, złość, nienaw iść, zawiść, zazdrość, zaczepność”. Złość i nienaw iść, decydujące o urzeczy­ w istnieniu zw ycięstw a („Lecz silniejszy od śm ierci był gniew ” — pisze Feliks K onarski), stanow ią bodziec dla dążenia do „odw etu za widoczne lekcew ażenie okazane bezzasadnie czemuś, co dotyczy nas sam ych, albo czemuś, co dotyczy naszych przy jació ł” 18. Pierw sza stro fa analizow a­

nego w iersza nie ocenia więc, jak by się mogło wydaw ać, siły czy sła­ bości wroga, lecz p rzedstaw ia jego w i n ę , a tem u celowi służy spe­ cjalne oznakow anie przestrzeni przedstaw ionej w tekście:

Czy w idzisz te gruzy na szczycie? Tam wróg twój się kryje jak szczur! Musicie! Musicie! Musicie!

Za kark wziąć i strącić go z chmur!

W m itycznej w izji św iata, fu nkcjonującej w w yobrażeniach potocz­ nych, szczur jest przybyszem z d o ł u (z podziemia, z lochów, z nory), rep re z en tu je b y ty n i s k i e (napiętnow ane brzydotą, zw iązane z roz­ padem , gniciem itd.). Dopóki szczur, robak, gad, płaz p rzeb yw ają w m iej­ scu w yznaczonym przez — n a tu ra ln e czy Boskie — w yroki, dopóty budzą odrazę, ale nie nienaw iść. Z chwilą, gdy łam ią ład św iata i zaczy­ n a ją bezczelnie piąć się w górę, popełniają czyn św iętokradczy. S tają się u zu rpato ram i w p rzestrzen i bytów w ysokich. To roznieca nienaw iść. P o ry w a do k rw aw ej zem sty. W ty m ujęciu każde słowo pierw szej stro fy uzyskuje znaczenie specjalne. „G ruzy na szczycie” są oznaką skażenia stre fy s a c r u m , jej p ro fanacji przez inw azję „szczurów ”. W róg „k ry

-17 Niech wiatr ją poniesie, s. 687—688.

18 Cyt. za: J. D a w y d o w, Sztuka jako zjaw isko socjologiczne. P rzyczynek do

ch arakterystyki poglądów estetyczno-politycznych Platona i Arystotelesa. Warszawa

(13)

je się” nie z b ra k u sił do w alki, lecz dlatego, że w yrok na niego już zapadł: m usi zginąć, poniew aż n a ru szy ł porządek N atu ry . W reszcie n a­ kaz „strącić go z c h m u r” znaczy — w języ ku treści m itycznych — „przyw rócić zachw iany ład w św iecie”. Sam sztu rm na wzgórze jest z po­ zoru tylko epizodem w dziejach antagonizm ów politycznych m iędzy n a­ rodam i. Sens u ta jo n y tego epizodu, zaszyfrow any w obrazach i w y c z u ­ w a n y przez odbiorcę naty ch m iast, bez zastanow ień, k sz ta łtu je się po­ n a d historią. Ów z b ro jn y odw et „szalonych, za ża rty c h ” m ścicieli to ich odpowiedź na upokorzenie ■— obrona honoru. W iersz podkreśla z nacis­ kiem : „I poszli [...] za h onor się bić” ; „Tu P o lak z honorem b rał ślu b ”. A k t spełnienia k a ry — kon sek w en tn ie — w yraża się tak że poprzez m i­ tologiczne sym bole „gó ry ” i „do łu” :

I doszli!... I udał się szturm! I sztandar swój biało-czerw ony Zatknęli na gruzach, wśród chmur!

K ody m itologiczne o dg ry w ają pierw szorzędną rolę w liryce ty r te j- skiej. Z alecają się ekonom icznością oraz skutecznością bezsporną. N a­ daw ca i odbiorca nie są tu zobligow ani do w ysiłku erudycyjnego: pod­ staw ow y „ b a n k ” w yobrażeń m ieści się we frazeologii potocznej — w y ­ starczy ją uruchom ić, ab y osiągnąć pożądany efekt. Publiczność kocha m ity. Szuka w nich błyskaw icznej i całościującej syntezy w ydarzeń, k tó re u m y k ają reflek sji in te le k tu a ln e j lub dopom inają się natarczyw ie o an a­ lizę zbyt czasochłonną, n ad to ju ż w y rafin o w an ą, „dzielącą włos na czwo­ ro ”. Języ k znaków m ity czn y ch jest „gorący” , oszczędza p rzeto tru d u m e­ d y tac ji (naw et m ed y tacji zdrow orozsądkow ej), reży seru je natom iast odbiór em ocjonalny. Z nam ienne, że w m etam orfozach tek stów fo lk lory­ stycznych, choćby w opisanych tu przeobrażeniach Serca w plecaku, kod m itologii nie ginie. Przeciw nie. R edukcje om ijają go, su b sty tu cje usiłują wzmocnić.

Redukcja poetyki

Istn ieją sposoby ochrony dzieła przed opisanym i wyżej przeobraże­ niam i. A u to r może w procesie tw o rzen ia uprzedzać dom niem ane in te r ­ w encje w ykonaw ców . Służy tem u celowi zabieg niezaw odny: r e d u k ­ c j a p o e t y k i , k tó ry pozw ala bacznie nadzorow ać dzieło niegotow e, pow stające dopiero w w yobraźni poety jako zam ysł w iersza. R edukcja poetyk i to, inaczej m ówiąc, p r z e d w s t ę p n a c e n z u r a a u t o r ­ s k a . U ru cham ia ona w stru k tu rz e u tw o ró w takie „u rząd zenia” , k tóre autom atyczn ie w y k lu czają m ożliwość rozw iązań „niesłusznych”, tj. niedo­ puszczalnych z p u n k tu w idzenia literack ich p rag n ień ludzi w ojny. P a ­

(14)

m iętajm y , iż poetyka zredukow ana nie jest — po p ro stu — zbiorem form i l o ś c i o w o tylko zubożonym o niektóre tro p y i fig u ry stylistyczne: tro p y i fig u ry ocalone, faw oryzow ane w p racy nad tekstem , ulegają tu ­ ta j zm ianom j a k o ś c i o w y m . W nowej k onfiguracji — rea liz u ją no­ we funkcje. P ro ced er red u k c y jn y rozpoczyna się od ograniczenia pola kom petencji podm iotu lirycznego. Zmusić bow iem do posłuszeństw a m o­ wę to znaczy uzyskać w ładzę nad mówcą: w p ro jektow any m w św iat w ier­ sza. W szelkie zatem pom niejsze, lokalne reo rien tacje w system ie chw y­ tów pisarskich stanow ią re z u lta t m anipu lacji prew encyjnych, dokonanych na podm iocie lirycznym .

J e st to kw estia n ad w y raz isto tn a w poetyce w iersza polskiego. Jeżeli dla R osjanina „ liry k a ” to przede w szystkim „dźw iękom ow a” (z w u k o -

riecz’), „m uzyka słów ”, ry tm brzm ień, kom pozycja intonacji, jeżeli dla

inn ych obyczajów percep cyjn y ch czy kierunków literackich „ liry k a ” s ta ­ now i re z u lta t „odm ow y” używ ania słowa w fu n k cji znaku — n a rzecz jego jakości przedm iotow ych, zbliżających poem at do m alow idła, to dla większości polskich czytelników , od czasów rom an tyzm u na pew no, „li­ ry k a ” nierozerw alnie w iąże się z m anifestacją m ow y osobniczej i obja­ wia się jako eksp resja indyw idualnego przeżyw ania św iata.

Tym czasem podm iot w ypow iedzi poetyckich w strategii uczestnika jest p o d m i o t e m k o l e k t y w n y m . W iersze pochodzą od „m y ” :

Tadeusz Borowski:

Nie próżno stopa depcze kamień, nie próżno tarcz dźwigamy, broń, wznosim y czoło, mocne ramię i ukrwawiam y w boju dłoń 19. K rzysztof K am il Baczyński:

My m amy usta — szabli sztych, od głodów w yschłe, z grozy sine; my mamy oczy — śmierci krzyk — — celne, co trafią krwawą w in ę 20. A dam W ażyk:

W yszliśmy z lasów w ilgotnych, jeszcze nie wiedząc dokąd, w iśnie dojrzały w sadach, hełm y tarzały się w zbożu.

Opodal zdartych zasieków niemiecki ciągnął się okop, szedł odór trupi i tygrys spalony stał lufą do ziemi 21.

19 T. B o r o w s k i , Pieśń (z cyklu Gdziekolw iek ziemia). W: Poezje. Wybór i w stęp T. D r e w n o w s k i e g o . Warszawa 1974, s. 30.

20 B a c z y ń s k i , op. cit., s. 24. 21 W a ż y k , op. cit., s. 94.

(15)

Zaim ek „ ja ” , ilekroć w y stęp u je, stanow i zw ykle synekdochę słowa „ m y ”. O znacza „ja jak o jeden z w ie lu ”. Proces w tap ian ia jednostki w zbiorowość — a z p e rsp e k ty w y jed n o stk i je st to daleko idąca red u k cja jej p rzy w ilejó w — ilu s tru je n a d e r sugesty w n ie cytow any tu już w iersz Baczyńskiego M a szeruje p luton. G dy w jed n y m w ersie u trz y m u je się jeszcze podział n a „ ja ” i „oni” :

Wezmę ja karabin, pójdę z nimi wraz,

— to już w w ersie n a stę p n y m „ ja ” i „oni” su m u ją się w niepodzielne, in te g raln e „m y” :

Pójdziem y do szturmu przez zielony las.

Podobnie w S k o k u na K ra kó w A n d rzeja B rau n a 22. W iersz zaczyna się od słów: „Było nas k ilk u ”. K ilk u uczestników b raw u ro w ej akcji d y w e r­ sy jn ej. O pow iada jed e n z nich. Raz po raz m ów i we w łasn y m w yłącznie im ieniu: „cóż m i ta m pow rót, byle poszło” . Albo: „może już dziś gryzł bę­ dę ziem ię” . W szelako a u to p re ze n ta cja n a rra to ra p rze p lata się ustaw icz­ nie z pokazem zachow ań i rozm yślań całej grupy . Ich zachow ania: „w y­ bebeszym y im na nice / garaże, la g ry na P o d w alu ” . Ich reflek sje: „to przecież m y jesteśm y w ła d z ą ”. W końcu przew aża m ow a kolektyw u. In ­ dyw id u aln e rea k c je opow iadacza — n a tle całości te k stu — rozum iem y jako egzem plifikację em ocji zbiorow ych. Jego słowa: „może już dziś gryzł będę ziem ię” , re p re z e n tu ją stan św iadom ości każdego z osobna i w szyst­ kich razem b o h ateró w S k o k u na K ra kó w . „ J a ” istn ieje tu o ty le tylko, 0 ile może zaśw iadczyć w iarogodność życia psychicznego „ m y ”. G dy za­ tem w w ierszu p o jaw ia ją się zdania pozbaw ione in fo rm acji o nadaw cy („Cześć, pow odzenia!” ; „P alić nie w olno ” ; „Tylko spoko jnie”), to p resja kolektyw ności eksponow anych przez te k s t działań jest ta k silna, że iden­ ty fik u je m y owe zdania z m ow ą „ m y ” : podm iotu zbiorowego.

„N iepodobieństw o. T ylko niepodobieństw o w ro zw oju poezji się li­ czy” — dowodził Z bigniew B ieńkow ski (a za nim Jan u sz S ła w iń sk i)2:{. S tra te g ia uczestnika, odw rotnie, na p rzek ór dążeniom cyw ilnej liry k i pro­ fesjo n aln ej, sw ym id eałem uczyniła podobieństw o: u w y d a tn ia jąc b ra k róż­ nic m iędzy człow iekiem a człow iekiem (żołnierzem a żołnierzem ), ukazu­ jąc zrów n an ie w szystkich losów lud zk ich w sy tu a c ji w alki — tej sam ej 1 o to samo.

A dam W ażyk:

Ci, co w ołali „merde” w Bir-H akeim ie, ci, co topili statki w Tulonie,

22 A. B r a u n , S kok na K raków . „Tw órczość” 1946, z. 9.

23 J. S ł a w i ń s k i , Próba porządkow ania dośw iadczeń. W zbiorze: Z p roble­

(16)

do tamtych byli podobni.

Ci, którzy niegdyś padli w Madrycie i którzy w zięli pierwszeństwo śmierci, do w szystkich byli podobni 24.

W szyscy podobni do wszystkich! Dla idei zw ycięstw a w w ojnie jest to żelazne praw o. Dla sztuki poetyckiej — strz a ł w serce.

T rojakiego rodzaju okoliczności złożyły się na te n sta n rzeczy. N aj­ p ierw polityczne. A kcentow anie różnic m iędzy biografiam i i postaw am i uczestników w alki z faszyzm em oznaczałoby legalizację antagonizm ów w ew nętrznych. P ro paganda, w raz z lite ra tu rą , usiłow ała oddalić pam ięć o w szelkich — grożących rozłam em — resen ty m en tach i urazach. O nie- naw iściach klasow ej, św iatopoglądow ej, ideologicznej prow eniencji lepiej było zamilczeć. P a m ię ta m y z B agnetu na broń Broniew skiego: ,,Są wt oj­ czyźnie rac h u n k i krzyw d, / obca dłoń ich też nie przekreśli, i ale k rw i nie odm ówi n ik t”. W iersz, piosenka, egzystując dłużej w świadomości żołnierzy niż gatu n k i dziennikarskie, z w iększym jeszcze niż propaganda uporem odrzucały te m a ty konfliktow e, ko n cen tru jąc się wokół p rac in te ­ g racyjnych , a to znaczy: p rzekładających tożsam ość nad różność.

Idą chłopy i pany, idą razem zbratane, idą z lagrów, z posiołków, z zesłania, idą śląskie pieruny, osiw iałe leguny, wspólnej drogi już nic nie przesłania.

U nas w szyscy koledzy, idzie więzień z Berezy, b yły glina i hrabia chorąży,

I dalej:

O nic nikt cię nie pyta. Jesteś? Dobrze i k w ita 25.

Gdy n ik t o nic nie p y ta, w a lk a i zem sta stają się skuteczne. Zarazem jed n a k poezja, poezja liryczna, tra c i p u n k t oparcia. C ytow any wyżej w iersz Leona P a ste rn a k a pt. W arszaw sko je szosse brzm i jak m im ow iedna definicja l i r y k i z r e d u k o w a n e j , k tó ra przeistacza się w n i e - l i r y k ę . W iersz te n tra fia w sam o cen tru m system u strateg ii uczestnika.

Okoliczność dru g a to zw ierzchnictw o n orm folkloru nad norm am i tw ó r­ czości autorskiej. Roztopienie osobowości nadaw cy w k o lek ty w n y m u k ł a ­ d z i e n a d a w c z y m stanow i konsekw encję w łączenia poezji w m e­ chanizm folklorystycznej kom unikacji socjalnej.

Trzecia w reszcie okoliczność — niespodziew anie! — w ynika z p ro fe­ sjo n aln y ch kom pleksów poezji cyw ilnej, k tó ra, ja k się okazuje, m iała w łasne powody, aby — uczestnicząc w w ojnie — dobrow olnie przyjąć

24 W a ż y k , op. cit., s. 82.

25 L. P a s t e r n a k , Warszawskoje szosse. W zbiorze: Imię nam Polska. A n to ­

(17)

su prem ację folkloru, i to w łaśnie w kw estii w y b o ru p e rsp e k ty w y „ m y ” zam iast tra d y c y jn e j p ersp e k ty w y „ ja ”.

Cóż to za pow ody? P o ezja ty rte js k a żądała dem o n stracji „woli m ocy”. W p ew ny ch okolicznościach, zw łaszcza n a początku w ojny, ty lk o słowo mogło być te re n e m takiej d em onstracji. G dy w ydaw ało się, że klęska Polski je st nieo d w racaln a — p rzy n a jm n ie j w zasięgu biografii starszych gen eracji (pisał A n to n i Słonim ski: „ Ja ju ż tej w o jn y nie w y g ra m ”), fol­ k lo r żołnierski m usiał — m im o w szystko — u trzy m y w ać w iarę w m ożli­ wość sukcesu pospolitego ruszen ia sił w yzw oleńczych w k ra ju , a także na każdym z fro n tó w d ru g iej w ojny.

Sens inform acji z reguły przerastał jej faktyczną zawartość. [...] Ileż z tego punktu w idzenia znaczył krótki napis na m urze ulicznym ! Krótkie, św ieże hasło „Polska w alczy” [...]26.

Im k ró tszy tek st, tek st poetycki, te k s t w szczepiający się n aty ch m iast w pam ięć, ty m dogodniejsza sposobność rozw inięcia, przed staw ien ia za pośrednictw em obrazu, u g ru n to w an ia w reszcie tej m yśli naczelnej — 0 istn ien iu w nas tak ich zapasów energii, k tó re w y starczą do u p o rania się z potęgą m ilita rn ą T rzeciej Rzeszy. Tym czasem poezja cyw ilna — zorien tow an a k u n a jsu b te ln iejsz y m dy lem ato m lirycznego „ ja ” — nie by ła skłonna do p rez e n ta c ji ch a ra k te ró w silnych ani, zwłaszcza, do p rze ­ m aw iania z pozycji silnej jed n o stk i. P rzeciw nie. Z aletą podm iotu w ypo- w iadaw czego w y d aw ała się um iejętn ość po skram iania pokus nieskrom - ności, a w ersja do a u to c h a ra k te ry s ty k p atety czn y ch , zgoda n a pow ściągli­ wość em ocji i jednocześnie c e n z u r a w s t y d u w ocenie w łasnych tale n tó w życiow ych jako u z u s w ysłow ienia lirycznego. Po m łodopol­ skich kosm icznych b u tad a c h (Tadeusz M iciński: „ J a kom et k ró l — a duch się w e m nie w ic h rz y ”), po fu tu ry sty c z n e j, już n a d e r dw uznacznej, zaba­ w ie w m egalom anię (B runo Jasień sk i: „Jadę, k ról, do Polinezji na swój a u to re c ita l”) dw ie n a jb a rd z ie j w dw udziestoleciu m ięd zy w o jen n ym w p ły ­

w ow e in stan cje poetyckiego rzem iosła i poetyckiego sm aku, S k am an d er 1 A w ang ard a, każda z in n y ch w zględów , w y k lę ły i w y k p iły re to ry k ę a u to - p anegiryczną. Cóż, że ukochanie w łasn y ch um iejętności i spraw ności b y ­ w a n iek ied y p r a w d ą psychiki ludzkiej i m a p raw o uchodzić za s z c z e r o ś ć ? O n a d u ż y w a n iu szczerości w poezji pisał Tadeusz P eip er:

H ałaśliw e głosy, bezładne ruchy, na ustach kreda mająca im itować św iętą pianę w ieszczów . Słuchajcie: ci trata tar ze uczucia są potworkam i, które k ła­ m ią 27.

M ając te d y do w y b o ru moc i słabość, podm iot liry c zn y w u tw o rach M S. Ż ó ł k i e w s k i , Model polskiej konspiracyjn ej ku ltu ry literackiej. W zbio­ rze: Literatu ra wobec w o j n y i okupacji, s. 25.

(18)

cyw ilnych (lat trzy d ziestych i czterdziestych) skłaniał się raczej k u spo­ w iedzi z chw il słabości. W k o n fro n tacji uczuć okrzepłych z uczuciam i rozchw ianym i łacniej d em onstrow ał chw iejność niźli okrzepłość. Insce­ nizując spór pom iędzy niepew nością a pew nością — prędzej jed n ak p rzy ­ znaw ał się do niepew ności. A w ojna zm uszała do zm iany postaw y pod­ m iotu. W ym agała rozstrzygnięcia kw estii: jak w kroczyć w strateg ię uczestnika nie w yk raczając przeciw ko nakazom sztu ki cyw ilnej? W yjś­ ciem najprostszym okazał się podm iot zbiorowy. Pokaz mocy, parad a siły, m an ifestacja energii, przedsięw zięcia — jak już powiedziałem , sprzeczne z a k tu a ln y m m odelem osobowościowym lirycznego „ ja ” jednostkow ego — nie budziły zastrzeżeń w u tw orach, k tó re w yrażały przekonania zbioro­ wego „m y” .

S pójrzm y: gdyby cytow any tu już w iersz Baczyńskiego brzm iał tak: Ja, co mam usta — szabli sztych,

od głodów w yschłe, z grozy sine; ja, co mam oczy — śmierci krzyk — — celne, co trafią krwawą winę

— stano w iłb y ew id en tn ą stylizację na m łodopolszczyznę, a byłb y to z p u n k tu w idzenia zap atry w ań ów czesnych reg res litera c k i (mógłby też przyw odzić n a m yśl skom prom itow ane monologi „żołnierza-sam ochw ała”, a w ięc w zory n iefo rtu n n e także dla d y d ak tyzm u stra te g ii uczestnika). Z chw ilą zaś, gdy dokładnie te sam e słowa w y k rz y k u je m ilionow e, bez­ graniczne „ m y ” w alczącej Polski, jakież może to rodzić p ro testy? P ato s m as stanow i ich przyw ilej w pełni n a tu ra ln y ; opozycja „w sty d u ” i „bez­ w sty d u ” w ogóle nie wchodzi w grę, zostaje uchylona.

W utw o rach z „ m y ” liry czn y m ostaw ały się i zdobyw ały przew agę fo rm y zgodne z m ową zbiorowości, zanik ały n atom iast w p ły w y form cechujących idiolekty poetyckie. T ak więc wieloznaczność słow a liryczne­

go ustępow ała jednoznaczności ag itacyjnej. Sym bol cofał się przed alego­ rią. Synekdocha w y pierała m etaforę. M e t a f o r a p r o b l e m a t y c z ­ n a ustępow ała m iejsca m e t a f o r z e a p o d y k t y c z n e j . Ilekroć w w ierszu p ojaw iały się w yrażen ia obdarzone „pam ięcią” cywilnego, a rty ­ stycznego rodow odu, ty lek ro ć całość w iersza, całość podporządkow ana ga­ tu n k o m ko m unikacji p rak ty czn ej, zacierała ślad y poetyckości ty c h w y ­ rażeń: tek st był p lakatem z d o b i o n y m poezją, ale sarn nie resp ek to ­ w ał zaleceń d ram a tu rg ii poetyckiej sensu stricto.

G dy „ ja ” liryczne jest indyw idualnością, jego przenośnie są rów nież św iadectw am i in d yw id u alnej w ynalazczości nazew niczej. O bow iązują do­ póty, dopóki trw a le k tu ra danego utw oru. M ają zatem c h a ra k te r p ro b le­ m atyczny, zakładają praw dopodobieństw o sporu. Ale gdy podm iot m ó­ w iący rep re z en tu je dużą w spólnotę nadaw czą, jego z kolei przenośnie m uszą — w granicach świadom ości tej w spólnoty — odznaczać się tra

(19)

nością zobiektyw izow aną. M etafora apo d y k ty czna su g eru je „n a u traln o ść ”, ja k gd yby nie b y ła in d y w id u aln y m spokrew nieniem pojęć, lecz p ro d u k ­ tem rzeczyw istości pozapoetyckiej, k tó ra z a s ł u ż y ł a sobie na takie a nie inne określenie słow ne.

„Razem b ijem y pruskiego zw ierza” (L ucjan Szenwald); „ P ru s złow ro­ gich rozbijem y głaz” (E dm und Osm ańczyk); „G ru n w ald znów się pow tó­ rzy ł w glorii zw ycięstw n ie z n a n e j” (W itold D ederko) 28. „ P ru sk i zw ierz” i „głaz P r u s ” to e p ite ty z a w i n i o n e ja k b y przez nieprzyjaciela. P o­ dobnie alegoria „ G ru n w ald n o w y ” — nim pojaw iła się w w ierszu — by ła fak te m o k u p i o n y m w w alce z Trzecią Rzeszą. Takie u k łady m o tyw acy jn e w y k lu czają dysk u sję z tek stem . T rafność w yrażenia m eta ­ forycznego m ierzy się sto p niem zgodności tego w y rażenia z ogólnie p rzy ­ ję tą oceną w y d arzeń bieżących, a ocena m usi być jednoznaczna. W szyst­ kie opalizacje sem anty czn e słowa, zaw irow ania w izji poetyckiej zostają w yelim inow ane jako niepotrzebne.

Podm iot zbiorow y —■ ograniczając zakres w pływ u m eta fo ry — faw o­ ry z u je jednocześnie synekdochę. To zrozum iałe. W liry k u w o jen n y m je ­ d e n m ówi za w szystkich, w szyscy za jednego. N iebagatelną rolę odgryw a synekdocha ty p u to tu m pro parte.

Stare miasto czołam i kam ienic stoi naprzeciw przemocy, Stare Miasto zdobywa wieniec, Stare Miasto krwią serca broczy 29.

F ig u ra to tu m pro parte ja k g d yb y n a ślad u je opisany w cześniej proce­ d er w tap ian ia głosu jed n o stk i w głos m asy. T u i tam , w strefie działa­ nia podm iotu i w p rze strz e n i rzeczyw istości unaocznionej, całość jest waż­ niejsza od części, w iększe w y stęp u je zam iast m niejszego. A le nie tylko. S ynekdocha w y m y k a się spod tra d y c y jn y c h n o rm p o etyki tropó w (ule­ ga zm ianom jakościow ym ). R ezygnuje oto z sw ych fu n k cji przenośnych — om ów ieniow ych, p e ry frasty c zn y c h — i dom aga się odczytania d o s ł o w ­ n e g o . „ S ta re M iasto” je st fo rm aln ie zam iennią słów „ludność S tarego

M iasta”. O dbiorca je d n a k pow inien zrozum ieć, że w szystko, cokolw iek m ieści się w S ta ry m M ieście, b u d y n ki, roślinność, w n ętrza m ieszkań, b ru ­ ki, kan ały, pow ietrze, w szystko bez w y ją tk u uczestniczy w czynie oręż­ 28 L. S z e n w a l d , Józe f Nadzieja pisze z A z ji Środkowej. W zbiorze: Poeci

żołnierzom. 1410—1945. Antologia w ie r s z y i pieśni żołnierskich. [Opracowali:] J. К a-

p u ś c i k , W. J. P o d g ó r s k i . Warszawa 1970, s. 504. — E. O s m a ń c z y k , List

z Berlina. W zbiorze: Imię n am Polska, s. 318. — W. D e d e r k o , Grunwald nowy.

W zbiorze: Poeci żołnierzom, s. 369.

20 S. R. D o b r o w o l s k i , Stare Miasto zw ycięży . W zbiorze: Imię nam Polska, s. 309.

(20)

nym powstańców . Zespolona z hiperbolą i poddana anim izacji („krw ią serca broczy ”) synekdocha prow adzi ku dosłowności szczególnej: m a ­ g i c z n e j . O pow odach tego sta n u rzeczy b yła już m owa — język w ier­ sza k o n sty tu u je się jako język m itu.

N ierzadko dw om a w a ria n tam i synekdochy, pars pro toto i to tu m pro

parte, rządzi reguła o d w r a c a l n o ś c i . Oto frag m en t w iersza Rom a­

n a Sadowskiego pt. B erlin w z ię ty :

Oświęcim Majdanek Dachau zaw arły szeroko — po brzegi i idą — jeszcze Treblinka idą — jeszcze Warszawa

po gzymsach wykrotach okopach i Paryż i Mińsk

E uropa30.

N azw y m iast, w kontekście języka, są zam ienniam i ty p u „całość za­ m iast części”. Te sam e nazw y, w kontekście przytoczonej w ypow iedzi, okazują się w końcu zam ienniam i ty p u „część zam iast całości”. Całość zostaje u jaw n io n a w tekście: „E uropa”. Być może jed n a k chodzi o to, aby reg u ła odw racalności działała dalej? i „E uropa” stała się synekdochą „ św iata” ? Tak. P rzeczy tajm y zakończenie w iersza:

słońce w pieśń słońce w twarz rzutem w św iat Berlin — nasz.

A w ięc było tak : B erlin chciał zapanow ać nad św iatem (czyli część usiłow ała podbić całość). Św iat uporał się z zakusam i B erlina: dokonał jego „w zięcia” (całość w chłonęła w siebie oto część w yn aturzoną, p rzy ­ w róciła jej p ierw otn ą rolę „części”). Ja k w poprzednio analizow anych tekstach, ta k i w u tw orze Sadowskiego przebieg m yśli, ru ch synekdoch — tłu m aczy się w obrębie św iatopoglądu m itycznego.

Synekdocha nie ty lk o pom niejsza rang ę m etafory. R ed uku je także m ożliw ości stylistyczne m etonim ii. Je st to kolejne odstępstw o poezji ty r- tejsk iej od kanonu poezjow ania cywilnego. Inaczej niż w „n o rm aln y m ” świecie tropów — nie synekdocha jest tu ta j odm ianą m etonim ii, lecz m etonim ia istn ieje o tyle, o ile rozw ija się w planie ideow ym synekdo­ chy. Bo m etonim ia ew okuje ł a d , a synekdocha daje w izje r o z p a d u . Pierw sza budu je, d ru g a ru jn u je . M etonim ia korzysta z układów stabil­ nych, zakrzepłych, zn ajd u je oparcie w zadaw nionych, uśw ięconych oby­ czajem i nien aru szaln y ch zw iązkach m iędzy zjaw iskam i. Nie nad aje się do rep o rtaż u z fro n tu . Synekdocha odw rotnie. N adaje się znakomicie. U rucham ia obrazy agresji, b u rzy bezruch, m iesza rzeczy, z całości w ycina fra g m en ty : olbrzym ie i najdrobniejsze.

(21)

A rtu r M iędzyrzecki:

Ludzie m uły i stal M ięśnie motor i ropa P ęk liw y szrapnela jęk Grochot salw armatnich Na drodze srebrny pył i brzęk upartych ło p a t81

Z w róćm y uw agę: „ ję k sz ra p n e la ” i „grochot salw ” to m etonim ie fro n ­ tu, sym p to m y działań w o jen n ych . A przecież w skupisku synekdoch — upod obn iają się do synekdochy. Są ta k samo osobne, w y d a rte całościom, odcięte od k rajo b raz u , ja k i „m u ły ” , „m ięśnie” , „p ył” itd.

N agrom adzenie synekdoch, frag m en tó w bez ładu i składu, w yraża stan św iadom ości pod p re sją gw ałto w ny ch afektów i chaotycznych w y ­ darzeń. G dy w szystko w okół k ru szy się i wali, nie sposób dbać o p ro p o r­ cje całości, chw yta się to, co odrębne, n o tu je się to, co najgłośniejsze, dostrzega się to, co jask raw sze od tła.

Jeszcze raz Sadow ski:

wzrok w rzęsach kłębów dymu rzut ramion — karabinów krok w krok krok w krok

pęknie rytm

walą się ściany krzywdy posągi idą w ruinę kukły gliniane pękają granat

P ę k a ry tm , p alą się rzeczy, dym ią k rajo b razy . Im w ięcej osób je d n o ­ cześnie p e rc y p u je zdarzenia bitew n e, ty m w iększy zam ęt w pow iado­ m ieniach o bitw ie. Koło się zam yka: podm iot zbiorow y m yśli synekdo- cham i, sy nekdochy są szansą zapisu m ow y zbiorowości, m ow y u ry w a ­ nej, „ z ia rn iste j” , re d u k u ją ce j k o n tem p la c y jn o -re flek sy jn e s tru k tu ry poezji. G dyby uk ształto w an ie w iersza w ojennego opisać za pom ocą no­ m e n k la tu ry w ojskow ej, to pow iedzielibyśm y, że są to osobliwe t y r a ­ l i e r y słów, rozproszenia szyku n a pojedyncze rozkazy, kom u nikaty,

znaki sy tu acji, m yśli, strz ę p y m yśli. Jó zef B ujnow ski:

To za mało. Jaki?

Ile?

Co robi? Rozsypać się! Rozdrobnić! Cekaem y ognia! Skok!

31 A. M i ę d z y r z e c k i , Inferno Track. W zbiorze: Debiuty poetyckie 1944—

1960. Wiersze, au tointerpretacje, opinie k rytyczne. Wybór i opracowanie J. К a j-

(22)

Od czoła —

od czoła

i w bok —

[ ]

Gdzie był? Kto był? Gonić! 32

Tu nie m a czasu n a postoje w yobraźni. R edukcja poetyki nie w y k lu ­ cza jed n a k — w stu pro cen tach — k o n stru k cji artystycznych , które, oglą­ dane z izolacji, mogą robić w rażen ie tropów na „cyw ilną” uk ształtow a­ nych m odłę. Nie w yklucza, lecz zm ienia ich funkcje. D aje im m ianow icie przyw ilej zdobienia przekazu i odbiera praw o działania retard acy jn eg o , k tó re w in n y ch u tw o rach zatrzym u je uw agę czytelnika na m ate rii w e r­

balnej tekstu . Je d en w ers, w y ję ty z cytow anego już w iersza Szenw alda

J ó zef N adzieja pisze z A z ji Ś ro d ko w ej — w ers z k o n tek sty w y p re p a ro ­

w any:

Pojony św iatłem polskiej litery

— w y d aje się poetycko „pięknym zdaniem ” i otw iera skom plikow any la b iry n t hipotez in te rp re ta c y jn y ch . Ileż tu możliwości g ry znaczeń! „Św ia­ tło lite ry ”. „Poić św iatłem ”. „Polskość lite r ”. T rzy k o nfigu racje sensów, trz y zagadki arty sty czn e, trz y tropy. P y tam y : Czym je st litera, k tó ra poi św iatłem ? Czym jest św iatło, k tó re niesie w sobie polskość? W p rze­ strzeni lite r i w p rzestrzen i św iatła dzieje się jakaś fabuła taje m n a . Jej losy zależą od kon tek stu . K on tekst może podważyć nasze n iejasn e dom y­ sły lub przerzucić je w nieoczekiw ane obszary im aginacji lirycznej. Nic

się jed n a k takiego nie zdarza. W iersz — b ru ta ln ie — zrzuca z obłoków na ziemię. Nie m a tu cienia m etafizyki lite r ani prom yka fenom enologii św iatła. J e s t ozdobnik. W yłącznie ozdobnik: w m ontow any w stylizację na w ypow iedź potoczną i podporządkow any frazeologii polszczyzny p ra k ­ tycznej — stylisty ce listu , podania; podania, k tóre im itu je w zorce reto ­ ry k i propagandow ej:

Ja — zbolałego polskiego narodu Syn bolejący, wierny, szczery — Polską m ową karmiony od młodu, Pojony św iatłem polskiej litery — Wierząc, że Polska nie zginęła,

Lecz w blasku nowej chwały wstanie, Chcąc włożyć swój wkład do tego dzieła, Piszę oto niniejsze podanie.

J a k widać, red u k c ja poetyki ste ru je nie tylko procesem tw orzenia, ale n adto jeszcze k o n tro lu je le k tu rę utw orów gotowych. O bow iązuje i na­ dawcę, i odbiorcę — w rów nej m ierze.

(23)

K toś powie, że to, co nazy w am y tu red u k cją, tra fn ie j b y było nazw ać zw yczajną nieporadnością. Sam i zresztą au to rzy — z p ersp e k ty w y cza­ su — dostrzegają w e w łasn y ch dziełach fro n to w y ch oznaki zbytniego po­ śpiechu. Je d e n z nich np. m ówi o sw oich w ierszach z la t w ojny jako o „niep oradn ych i n azb y t liry czn y ch ” , ale, dodaje, „tw orzących przecież ra p tu la rz m łodego w ted y a rty le rz y sty z włoskiego fro n tu ” 33. Bezsprzecz­ nie, w iele tu nieporadności. Ale co to znaczy? Nie istn ieje przecież — w kom u n ik acji w e rb a ln e j — „nieporadność w ogóle”. Zawsze jest n ie­ poradnością z e w z g l ę d u n a c e l w y s ł o w i e n i a . Otóż z p u n k tu w idzenia celów s z t u k i poetyckiej — tak ie w łaściwości w iersza w ojen­ nego, jak: litan ie synekdoch, n atło k m eta fo r banalny ch, zleksykalizow a- nych, apodyktycznych, am o rfizm y porządków logicznych, „ziarn istość” języka, „surow ość” frazeologii, są isto tn ie św iadectw em lichego rzem iosła. Ale z p u n k tu w idzenia s t r a t e g i i poezji ty rte js k ie j — nie, przeciw ­ nie, w łaściw ości te są dopuszczalne lub w ręcz pożądane.

Redukcja kultury

Nie m ożna w p e łn i odizolować k u ltu r y czasów w ojenn ych od k u ltu ry epok pokojow ych. O pisane w yżej m echanizm y inkw izycji psychologicznej — u ruchom ione w poetyce — nie zawsze d ziałają skutecznie. R edukcja poetyki m iew a bow iem s k u tk i uboczne: dla sp raw kłopotliw ych, p o m ija­ n ych m ilczeniem , w yznacza te ry to riu m t a b u , w k tó ry m grom adzą się treści zakazane, ale nie unicestw ione całkowicie. Im surow iej są sp y ­ chane poza piśm iennictw o legalne, ty m większe praw dopodobieństw o ich inw azji na „ n ieleg aln e” o b szary św iadom ości żołnierskiej. S p rzy ja tem u zarów no teraźniejszość ja k i przeszłość. Teraźniejszość, poniew aż w o jna nie zdołała u nicestw ić k u ltu ry cyw ilnej, ta k czy inaczej do stępn ej żołnie­ rzowi, zwłaszcza gdy jest on żołnierzem arm ii podziem nej, p arty zan tem , k onspirato rem , pow stańcem . Z obszarów w olnych od ty ra n ii w o jn y p ły ­ ną n adto — poprzez radio, prasę, u lo tk i — pow iadom ienia o życiu cyw il­ nym , a sty l ty ch pow iadom ień b y w a sprzeczny z reg u lam in em św iado­ mości w ojskow ej. Po drugie, przeszłość. „Homo m ilita n s” przechow uje w pam ięci d aw ne h iera rc h ie w artości, cyw ilne w zorce ry tu a łó w zachow a- niow ych, inne, niż chce w ojna, języki, inne, niż chce poezja w ojenna, sposoby m ów ienia o św iecie i ludziach. M ilczenie nie w ystarcza. R e d u k ­ c j a k u l t u r y w ym aga o tw a rte j polem iki. P o trzeb n e są tek sty , k tó re będą rozpoznaw ały „ d y w e rsy jn e ” , „rozm iękczające” fo rm y reak cji czło­ w ieka na św iat i p o dw ażały racje istn ien ia ty ch form .

(24)

Zbigniew Jasiński (1944):

Tu zęby mamy wilcze, a czapki na bakier, Tu u nas nikt nie płacze w walczącej Warszawie: Tu się Prusakom siada na karkach okrakiem I w rogów gołą pięścią za gardło się d ła w i34.

„U nas n ik t nie płacze”? In form acja niezgodna z praw dą. Płacz nie by ł zakazany w lite ra tu rz e w ojennej. Jakiż sens m ają te słowa? Sens polem iczny. „N ikt nie płacze” należy czytać: „nikt nie p o trzeb uje sztuki w zbudzającej płacz” . Łzy upokarzają w alczących powstańców . Ich te ra ź ­ niejszość grzebią w przeszłości. J a k gdyby jeszcze żyw i — ju ż nie żyli. N adto ich autentyczność tea tra liz u ją, czyniąc z w o jn y praw dziw ej — w ojnę w idow iskow ą, k tó ra, jak w teatrze, rodzi „podziw ” , skłania do „ b ra w ”, otacza się „śpiew am i” :

A w y tam wciąż śpiewacie, że z kurzem krwi bratniej, Że w dymie pożarów niszczeje Warszawa,

A m y tu nagą piersią na salw y armatnie, Na w asz podziw, na śpiew y i na w asze brawa.

Sam a te d y istota w alk i nie w ym aga w ytłum aczeń: w róg, czyli „oni” , to jest tylko obiekt likw idacji, b y t urzeczow iony („salw y a rm a tn ie ”), usy­ tuo w an y poza m ożliwością sporu innego niż spór na „nagie pięści” . O w y ­ tłum aczenie dopom ina się natom iast relacja pom iędzy „m y” i „w y ”. P rz estrz e ń „m y ” nie pokryw a się z p rzestrzenią „w y” :

A wy tam... A m y tu...

Z p e rsp ek ty w y odległego „ ta m ” w yłania się estetyzująca, ko n tem p la­ cyjna, a w rezu ltacie szkodliwa postaw a sprzym ierzeńców .

Czemu żałobny chorał śpiewacie wciąż w Londynie, Gdy tu nadeszło wreszcie oczekiwane święto?

Z astanaw iające, że analizow any w iersz w obrazie bitw y, b itw y sp ra ­ w iedliw ej, posługuje się m etaforą „św ięta”. Stanow i to k o lejny dowód na uw ikłanie tw órczości au to rsk iej w sieć praw ideł folkloru. Pow iada Gusiew, pow ołując się na inne zresztą fenom eny folklorystyki:

E s t e t y k a p o e z j i l u d o w e j n i e j e s t e s t e t y k ą p r ó ż n o w a ­ n i a , a l e e s t e t y k ą ś w i ę t o w a n i a 35.

W utw orze Jasińskiego m am y na pow ierzchni tek stu przeciw staw ie­ nie „św iąteczności żało b n ej” i „św iąteczności rad o sn ej”. W głębi s tru k ­ tu r y w iersza dochodzi do m odyfikacji tej przeciw staw ni: „święto żałob ­ n e ” to ty le co „święto próżniacze” (które dzieje się „ ta m ” i „u w as” );

34 Z. J a s i ń s k i , Żądam y amunicji. W zbiorze: Imię nam Polska, s. 306. 35 G u s i e w , op. cit., s. 357.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wykorzystanie punktów promocyjnych Punkty promocyjne przyznawane są w momencie wystawienia faktury dla kontrahenta, który umieszczony jest na liście osób objętych promocją i

Administracja Systemu > Konfiguracja Systemu > PDA – konfiguracja. W tym samym miejscu określane są szablony importu, które będą wykorzystywane podczas przeprowadzania importu

Jako obecnego wodza plemienia Netologów bardzo cieszy mnie, że nasi mędrcy dzielą się wiedzą, ponieważ przepływ informacji i doświadczeń z różnych ob- szarów

Drogi oddechowe : Na podstawie dostępnych danych, kryteria klasyfikacji nie są spełnione. Działanie uczulające na drogi oddechowe/skórę Ten rodzaj działania nie

Na co najmniej 5 dni roboczych przed rozpoczęciem pierwszego cyklu doskonalenia zawodowego w ramach realizacji każdej z części, Wykonawca będzie zobligowany przekazać do

Jednak nie da się nie zauważyć, że zapadające orzeczenia były pozbawione bardziej dolegliwych dla osób skazanych obowiązków, a już niemal zupełnie były

Umieść urządzenie Firefly 2+ w stacji dokującej do ładowania: dioda LED miga na niebiesko podczas ładowania i świeci na niebiesko, gdy urządzenie jest w pełni naładowane.. Aby

Jednostka planistyczna D.Z.08 powierzchnia 36,33 ha Uwarunkowania Stan zainwestowania: zabudowa mieszkaniowa jednorodzinna i wielorodzinna, usługi, w tym usługi