• Nie Znaleziono Wyników

Dobrze o gustach niepożądanych

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dobrze o gustach niepożądanych"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Czesław Hernas

Dobrze o gustach niepożądanych

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (30), 1-7

(2)

Nauk

0

Literaturze Polskiej

1

Instytut

Badań

Literackich PAN

dwumiesięcznik

6 ( 3 0 ) , 1 9 7 6 TEORIA LITERATURY • KRYTYKA • INTERPRETACJA

Dobrze o gustach niepożądanych

P r z y w y k liś m y u ży w a ć w liczbie p ojed yn czej te rm in u «literatura polska» i je s t za ty m p rz y z w y c z a je n ie m nie ty lk o tradycja, ale i m ożliw ość e tn o k u ltu ro w e j i teo re tyc zn e j m o ty ­ w acji, a gdzieś w im ponderabiliach k r y ją się p ew n ie głębsze k u ltu ­ row e c zy n n ik i im p e ra ty w n e , któ re uśw ięcają tę liczbę pojedynczą, choć obraz in tu ic y jn ie chroniony — ja ko jedność — i obraz rze c zy ­ w iście badany w postaci jednolitego procesu są różne, bo nie badany jest cały, zró żn icow a ny proces ro zw o jo w y, lecz ty lk o jego n u rt głów ny, zm ie n n e c e n tru m lite r a tu r y w łączone w ży w e cen tru m dziania się historii. W łaśnie historia pow oduje, że obraz litera tu ry dwoi się lub troi, że trzeba, m yślą c o czołow ych n u rta ch litera tu ry ro m a n ty zm u , m ów ić «k ra jo w a » i «em igracyjna», a m yślą c o w spół­ czesności, szuka ć h ip o te ty c zn y c h podziałów , któ re uw zględnią także rozw ój litera tu r «polonijnych». T a k czy inaczej k a żd y sposób bu­ dowania sy ste m o w y c h o p ozycji p o ró w n a w czych m a w sp ó ln y m ia­ n o w n ik i jed n o odniesienie: w obec k ra jo w ej historii, a w ięc wobec etnicznego cen tru m .

W ty m sa m y m polu w idzenia, lecz na biegunie p rze c iw n y m wobec dzieł re p re ze n tu ją c yc h i w sp ó łtw o rzą cych proces c y w iliza c y jn y , um ieścić trzeba «drugą litera tu rę polską» czy lepiej: drugie jej

(3)

skrzyd ło , tw órczość p rzeka zyw a n ą u stn ie w o kreślo n ych środowi­ skach społecznych, w yrażającą je, dla nich przeznaczoną i -przez nie kontrolow aną. U żyw ając tu w y ra zu biegun, m y ślę nie tylko o bie­ g u n o w ej odległości, lecz ta kże o sw o isty c h o b u stro n n ych m agne- tyzm a ch , przyciąganiach i odpychaniach, przejęcia ch i przem ilcze­ niach, fascynacjach i parodiach, m a n ifesta ch i atakach. Są to n ie ­ w ątp liw ie' bieguny rozw ojow e jed n e j lite ra tu ry , choć trudno opisać ro zw ó j owego drugiego sk rzy d ła ze w zg lę d u na nieporów nyw alną d o kum en tację te k stó w p rzek a zy w a n y c h u stn ie i te k s tó w p rzek a zy ­ w a n y c h p ism em czy d ru kiem . A le do ku m en ta cja , któ ra jest, w y ­ starczy jed n a k, by i tu m ów ić o je d n y m odniesieniu wobec e tn ic z­ nego ce n tru m z ty m , że je st to p rzez długie w ie k i odniesienie p o- ś r e d n i e , w yrażające się w o kreślaniu sto su n k u wobec te k s tó w ogólnonarodow ej lite ra tu ry (poprzez przejęcia ap ro b a tyw n e i paro- dystyczn e), a przede w s z y s tk im wobec n o r m a ty w n y c h wzorów k u l­ tu r y i p o rzą d ku społecznego. Z u p ełn ie inną kw estią jest pytanie: k ie d y w an onim ow ej tw órczości lu d o w ej pojaw iają się sform u łow a­ ne św iadectw a św iadom ości narodowej? I jaką wartość m ają te św ia ­ dectw a ję z y k o w e dla samego p ytania, skoro pow inno się w iedzieć, że ten stopień uogólnienia, jakiego w tek sta ch szu k a m y , jest obcy starej fo rm a cji fo lklo ru , po prostu nie m ieści się w p r z y ję ty c h za­ sadach langue. I szuka się go, choć wiadom o, że nie pow inien się pojawić. A n o n im o w i tw ó rcy, m ów iąc w im ien iu w ła sn ej g ru p y lo­ kalnej, budow ali ty m sa m y m — zgodnie z p r y m ity w n y m sposobem, ividzenia św iata i rozum ienia życia — w y p o w ie d ź uniw ersalną o so­ bie, tj. o czło w ie k u , o sw o jej ziem i, tj. o c en tru m św iata, o ojcow i­ źnie (nieko n ieczn ie, lub nie ty lk o w sensie m a terialn ym ). A m y ślę, że w ca łym okresie staropolskim ta kże i szlachta w ro zu m ieniu ty c h spraw była gdzieś w pół drogi m ię d zy ojcow izną a ojczyzną.

D w a bieguny, z k tó ry c h p ierw szy w p isy w a ł nas w europejskie procesy cyw iliza cyjn e, drugi zaś — zgodnie ze środ o w iskow ym i, zróżn ico w a n ym i ho ryzo n ta m i w idzenia i norm am i oceny — w y p o ­ w iadał się o t y m w p isyw a n iu , określają granice litera tu ry w szero­ k im ro zu m ieniu tego term in u . N a t y m polu «m agnetycznym », p e ł­ n y m napięć w za je m n y c h i przyciągań pojaw iają się i ż y ją zbiory te k s tó w (w łaśnie zbiory, a nie po jed yncze te k s ty ) nie dające się p r z y ­ pisać w sposób p e łn y do żadnej z d w u tra d y c ji biegunow ych, choć

(4)

w r ó ż n y m stopniu • i w ró żn y sposób z n im i są zw iązane. T y m i zbioram i nie zajm ow ał się dotąd ani h isto ry k litera tu ry, ani fo lk lo ­ rysta, o tw ierała się ja kb y trzecia p e rsp e k tyw a literaturoznaw cza, nie ro zp o zn a n y jeszcze obraz chaotycznego bogactwa. P rzy ją łe m dla określenia tego obrazu robocze określenie «trzecia literatura». N azw a ta była d y sku to w a n a i nie w arto b y się p rzy n iej upierać, g d y b y pojaw iła się lepsza. Dlaczego nie u w a ża m za lepsze propo zycji «obieg trzeci» c z y «obszary trzecie»? M oże z n a w y k u , by trzy m a ć się te k stó w (a w ięc pojęcia «literatura»), bo w końcu ty lk o z odczytania te k s tó w w y n ik a ć mogą propozycje porządkow ania zbiorów , określa­ nia p o e ty k , p rojektow ania n u rtó w na ty m polu p o ś r e d n i m . Ź ró d łem rozbieżności zdań jest w istocie jedno pytanie: czy to jest literatura, c zy paraliteratura? P r z y jm ijm y dla porzą dku, że i na ty m polu po średnim trzeba oczyw iście oddzielić litera tu rę od p i­

śm iennictw a , ale po ty m zabiegu nie w id zę in n ej m ożliw ości, ja k ta, by p rzyją ć, iż owa intencjonalnie estetyczn a reszta jest w e w ł a ­ ś c i w y m s o b i e o b i e g u s p o ł e c z n y m literaturą. A więc sądzę, że odtw arzać trzeba je j obraz na tle je j w ła sn ych p rzezn a ­ czeń, obiegów , odbiorów, c zyli różnicow ać sposób w idzenia i bada­ nia, ta k sam o ja k ró żn ic u jem y od pew nego czasu postępow anie ba­ daw cze w obec fo lklo ru , rezyg n u ją c z tra d y c y jn y c h n a w y k ó w h isto­ rycznolitera ckich.

A le d o d ajm y, że rów nie interesujące są p yta n ia o obiegi nie­ w łaściw e, c zyli inne n iż p rzew id yw a n e przeznaczenie (jeśli da się je z te k s tu odczytać). M ożna w ięc p yta ć o «obiegi niskie» litera tu ry «w ysokiej», c zyli poszukiw ać obrazu złożonych procesów e d u k a c y j­ n ych , m ożna te ż m ów ić o «obiegach w ysokich» litera tu ry «niskiej», a w ięc o n a cisku potrzeb c zyte ln ic zy c h na literaturę. N a jtru d n ie j je st oddzielić w łasne, s u b ie k ty w n e n o r m a ty w y e stetyczn e o b ie k ty w ­ nego badacza (tu odsyłacz do Janusza Sław ińskiego, « T eksty» 1976 n r 2) w t y m śro d ku lite ra tu ry i m a te c zn ik u kiczu, fila ntrop ii, n ie ­ z w y k ły c h zd arzeń , e lo k w en tn e j d y d a k ty k i, fa scyn acji w ie lk im św ia­ tem , a trzeba tu i być sobą — poddać się potrzebie n aiw n ej in te rp re ­ tacji — i nie być sobą, tj. w y m ie rzy ć sobie (jako czyteln iko w i) spra­ w iedliwość z o w y c h p o d w yższa ją cych ko tu rn ó w , koniecznie duchow o w y ższy c h n iż zw y c za jn e para m etry lu d zkie. A le m ożna i zejść z k o ­ turnów , a n a w e t w arto, bo i tw ó rcy norm , m iar i k o tu rn ó w chętnie

(5)

wracają do m atecznika, ja k b y poddając się o w y m nie rozpoznanym m agn etyzm o m :

«Po co uda jesz jakąś w yższość duchow ą, po co obnosisz się z am ­ bicjam i in te le k tu a ln y m i, po co kła m iesz, że in te re su je cię cała praw ­ da o człow ieku, dobra i zła? P rzecież kochasz szm irę, sztuczne łzy, fa łszy w e dobro, ckliw e, oszukańcze uczucie, id io tyczn e szczęśliwe za­ kończenia. (...) Jesteś szm iru sem , m ó j drogi p o w iern iku . I ja je ste m szm irusem » M ożna to m ów ić z a k c e n te m s k ru c h y — ja k T. K o n ­ w icki («K alendarz i klepsydra», s. 199), ale m ożna to te ż doskonale zracjonalizować, czyli w prow adzić na k o tu rn — ja k W . G om bro­ wicz. Tego ju ż nie m ó w i szm iru s ja k K o n w ic k i («Ja jestem cały z w as (...) ale k ie d y zostanę sam na sam z papierem (...) chcę być sobą, a w ięc ca ły m z was, i nie m ogę. Chcę opisyw ać od początku do końca samo dobro, a pisze m i się to dobro ja kieś n ie zb y t dobre, dobro, z którego ciągle w y ła zi zło»). K ie d y m ó w i G om brow icz, jego zejście w m a te c zn ik nie je st odruchow e i naiw ne, on nie idzie ta m t na bosaka, lecz w łaśnie w koturnach, w co zresztą tru d n o u w ierzyć, m oże ty lk o niesie te k o tu r n y przew ieszone p rzez ram ię, by szyb ko je ubrać, gdy trzeba i ja k trzeba i m oże u k ry w a ją c sw oje głębsze, naiw ne, pra w d ziw e em ocje (bo po co by ta m szedł?) pow iedzieć szm iru so m ju ż z w ysokiego ko tu rn u : «(...) zła literatu ra polska była dla m n ie i ciekawa, i pouczająca». T u nie m a m iejsca na em ocje, to je st pozycja p rzed sądem , i w d o d a tku n iew łaściw ej, od razu n a j­ w y ższe j instancji, bez przeprow adzenia śled ztw a w e w ła ściw ym o b i e g u , tj. w e w łaściw ej instancji. To tak, ja k b y narrator «Dzien­ nika» (s. 92) z nie w y ja śn io n ych pow odów utożsam ił się ze z n a n y m

polonistą z «F erdydurke», k tó r y pragm atycznie chw alił — nie w d a ­ jąc się w szczegóły; ten zaś prag m a tycznie gani bez m ożliw ości odwołania. A le im bardziej gani, ty m w y ra źn ie j ry su je się za m ie­ szanie w k o le jn yc h przesłankach — b u n tu ją się p rzeciw k o n k lu zji, do k tó re j prowadzą. W ielka, ed u ka cyjn a literatura polska, p rze d ­ m io t d u m y i p rzed m io t nauczania (ale czy przedm iot c zyte ln ic zy c h poszukiw ań?), a w ięc dobra literatura polska — ja k to pow szechnie p r z y jm u je m y — jeśli się je j bliżej p rzyjrzeć , jest w istocie siłą a u ­ torytarną, to c zy n n ik edukacji zbiorow ej; je j narratorzy, je j pod­ m io ty liryczne u k ry w a ją w głębi — p o d ejrzew a m y to lub je s te śm y p ew n i — sta tu s za w odow y polonisty, mogą — jako n auczyciele —

(6)

budzić sym p a tię, ale nie zaufanie, wobec nauczycieli trzeba bardzo uważać, m ają moralność stolarza w obec nieh eb low an ej d eski, pro- wadzą, m u szą prowadzić sw oją tw ardą grę uw odzicielską na rzecz ró żn y c h ko n ieczn ych w artości zgodnie z k ie ru n k ie m szko ły i p r o ­ g ra m em klasow ym . S ty k a ją c się z Parnasem , jeste śm y od razu w sy tu a c ji uczn ió w i n a w e t lu b im y być edukow ani, to zbiorow a po­ trzeba w ew n ętrzn a , m asochizm n a tu ry , ale lubiąc to heblow anie, je s te śm y przeciw w sze lk im program om kla so w ym , a n a w et przeciw całej szko le cyw iliza cji — to odruch n a tu ry — i m a m y przekonanie u czniów , że szkoła, dążąc do s e r y j n e j rep rod ukcji w zorów , le k - c ew aży ty m sa m ym , a n a w e t n iszc zy naszą niepow tarzalną (m oże brudną, ale a u ten tyczną) lu d zk ą in dyw idualność. «Dobra» literatura m a w ięc to dobro jakieś n ie z b y t dobre.

Dlatego poza «historią M ickiew iczó w i P rusów » potrzebne są ta kże dalekie przedm ieścia Parnasu, gdzie nie wiadom o czy to w ieś, c zy m iasto, c zy fo lklo r, czy literatura. K ie d y ś k u ltu ra przedm ieścia była zabudow ą żyw iołow ą, dziś przedm ieścia to dzielnice w illow e. Z a ta rły się podziały, pom ieszały się granice k ry te rió w w c z y te ln i­ ctw ie, k r y ty c e , system ie program ow ania i system ie odbioru, k ie d y ś jasne na tyle , że m ożna było dzielić litera tu rę na złą i dobrą. Zła literatura z p e ry fe rió w w eszła do śródm ieścia, dobra m a pozacierane szy fr a m i zn a k i rozpoznaw cze je j służb e d u k a c y jn y c h lub zn a k i po­

dejrza n ej jakości. G dzie dziś te zb io ry złych , ale a tra k c y jn y c h po­ wieści, rom ansów literacko n iec h lu jn y c h , ale a u ten ty czn y c h w od­ słanianiu lu d zkieg o brudu, n a jle p szym , bo nie zam ierzo n ym odsła­ nianiu («brudy ty c h d u sz autorskich» G om brow icz)? Jeśli pojaw i się jakaś «powieść fry zje rsk a » , staje się e w en em en tem , n iem al e w e ­ n e m e n te m życia literackiego. Pow ieści Germ ana, M n iszkó w n y, Z a ­ rzy c k ie j, M ostow icza są, p ró b y ich w znaw iania, film ow ania, przera ­ biania na słu cho w iska radiow e p o tw ierd ziły ich w artość, ale też ich niew spółczesność. Został jed e n n a jw y b itn ie js zy pisarz z pogra­ nicza sy ste m ó w n o rm a ty w n y c h , p rzy k tó r y m na w et G om brow icz zdjął ko tu rn y : «C zyta m S ien kiew icza . Dręcząca lektura. M ów im y: to dosyć kiep skie, i c z y ta m y dalej. P ow iadam y: ależ to taniocha — i nie m o że m y się oderwać. W y k r z y k u je m y : nieznośna opera! i c z y ­ ta m y w d a lszy m ciągu u rzeczeni. P o tę żn y geniusz! i nig d y chyba nie było ta k p ierw szorzędnego pisarza drugorzędnego» (s. 292).

(7)

N o rm a tyw n a granica m ię d zy złą a dobrą litera tu rą przyw ołuje podziały kied yś ży w e , zasadnicze, naładow ane o b y w a te lsk im i em o­ cjam i, głębokim i niepokojam i. A le te niepokoje dziś ja k b y się od­ w róciły. K ied yś te ży w io ło w e przedm ieścia szm iru só w , batiarów, p ry m ity w ó w , gangsterów , pro leta riu szy i pseudoproletariuszy oglą­ dane b y ły jako zagrożenie etn iczn ej k u ltu r y , ja ko te r e n y p r z y m u ­ sow ej, koniecznej e d u k a cji. B ał się K arol L u d w ik K o n iń sk i w 1938 r., że ta w całości gangsterska literatura «w c zy te ln ic tw ie szerokich m as m iejskich , z m łodzieżą szkó ł średnich w łącznie, skuteczn ie k o n ­ kurow ać będzie z litera tu rą ‘odgórną’, ale ju ż nieporów nanie z w y ­ cięsko z literaturą p ra w d ziw ie ludow ą, z c z y s ty m i i zd ro w y m i K u ­ rasiami»... W alczył, by z w y c ię ż y ły g u sty p o ż ą d a n e , by zagro­ dzić drogę «żerow aniu na gustach niepożądanych», pop ytow i na n iezd ro w y snobizm , gu sto w i do proletariackiego realizm u, o czeki­

w aniu b ru ta lnych fry k a só w . I aż żal pom yśleć, że ta w alka w p o ­ łowie została w ygrana po w ojnie. Bo m oże i zw y c ię stw o , i k lęska b y ły p o m y łk a m i w założeniach strategicznych. K o n iń sk i aprobował w łaściw ie jed en n u r t w te j trzeciej literaturze: « czystych i zd ro ­ w y c h K urasiów », a w ięc pisarstw o ludow e, zgodnie z p o w ta rza n ym od w ie k u X I X przeko na n iem , że lu d m a coś do pow iedzenia — i to coś było p rojekcją zaw sze niedopow iedzianą, lecz n ie z w y k le zapowiadającą. Po w ojnie zrealizo w a ły się m arzenia w ty m sensie, że zaham ow ano ro zw ó j brukow ców , a drogą p rzy m u so w e j o św iaty (gdzie było trzeba, np. w a lka z a n a lfa b etyzm em ) przyłączono lu d do k u ltu r y . Zaczęło się w ięc spełniać to, co n a jkró cej u ją ł Ż erom ski: «S yn o w ie chłopów, u k o ń c zy w sz y studia, staną się tw ó rca m i k u ltu r y nieszlacheckiej, now ej, n ieznanej. P olska nie m a sw o je j d o k tr y n y , to też nie ucina głów p rzec iw n ik o m zba w czej, ja ko b y , d o k try n y » . M yślę, że m arzenie o niezn an ej, now ej, zrodzonej z ducha lu d u tw ó r ­ czości jeszcze się nie spełniło, a m oże i nie spełni się w te j postaci tra d y c y jn ie w yobrażanej. To tem a t do osobnych rozw ażań o u k r y ­ w anej indyw idualności w pisarstw ie lu d o w y m , o w s ty d liw y m o b y ­ w a telstw ie i n ie w s ty d liw y m e ste tyzm ie , o strachu p rzed p e łn y m w yp o w ied zen iem siebie (Jan Pocek: «rozstrzelano w e m n ie energię apostołów zabito m łodzieńczą w iarę ja n ó w w ięc ja kże m i stanąć do boju o n o w y św iat o p rzyszłość świetlaną»), ale też o z ły m p r o je k to ­ w aniu p e rsp e k tyw y: pisarstw o ludow e było ty lk o s tu le tn im n u r te m

(8)

p r z y s p o s o b i e n i a do litera tu ry, a k ie d y n u r t te n się w zasa­ dzie za m kn ą ł, dokonał się p e łn y i rze c z y w is ty aw ans i nie m a po­ w od u różnicow ać pisarzy w ed ług pochodzenia! I oczekiw ać, że w ła ś­ nie ze w si m a się rodzić «nowa, nieznana» k u ltu ra . C hyba po prostu z życia takiego, ja kie jest.

N atom iast zw y c ię stw o nad g ro źn ym — ja k sądzono — m ateczni­ k ie m bru kow có w okazało się k ró tko trw a łe, pozorne. I w łaśnie n ie ­ pokojące.

Bo w o jn a tu raczej niepotrzebna, lecz tolerancja, a n a w e t roz­ sądna ochrona. D zieją się tu bow iem spra w y, pró b y pom ysłów , realizacje g u stó w — ty c h niepożądanych — a w ięc zja w iska dla żyw eg o procesu lite ra tu ry konieczne, dzieją się m ię d zy ty m , co się pisze a ty m , co się m ów i, ty m , co się a k c ep tu je jako w zór a ty m , co rep re ze n tu je sobą ja ko rzeczyw isto ść, ty m , co tw o rzy litera turę z w y so k im i aspiracjam i a ty m , co tw o r z y d zisie jszy fo lk lo r środo­ w isk o w y . N iechże się w ięc rozw ija ta trzecia literatura w polu środka, potrzebna c z y te ln ik o m (jako p rzerw a w edukacji), nie taka groźna, ja k k ie d y ś sądzono (jak by się p rzyd a ł niepozorow any rea­ lizm proletariacki!), nie ty lk o w n ic z y m nie przeszkadzająca c zy ­ s ty m K urasiom , lecz przeciw n ie — konieczna i dla nich.

R zecz dobrze u ją ł J. A n d rze je w sk i, k tó r y — zachow ując d ystans w ysokiego obiegu czyteln iczego — n a zyw a «szm irę treściow ą i a r ty ­ styczną» naw o zem , ale rep rezen tu ją c tw órczość w ysokieg o n u rtu , pogardę dla te j s z m iry uw a ża za niedorzeczną, z n iej b ow iem p ły ­ nie bujna płodność sztu k i: «pow iedziałbym , iż nie dow ierzam a rcy­ dziełom , które nie pozw alają m i, d zię k i skam ieniałej doskonałości, odnaleźć za n ika ją cych ech oraz cieni n a trę tn e j i w u lga rnej szm iry» («Literatura» 1973 n r 20).

N iech się w ięc i litera tu ra w y ta rza czasem w t y m brudzie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na specjalne zamówienie wykonujemy stoły o niestandardowych wymiarach i dowolnych konfiguracjach szafek i szuflad, stoły z szafkami w opcji bez półki środkowej w szafce oraz

[r]

Położona jest tuż przy wschodnim wybrzeżu Hiszpanii i stanowi jedną z.. najbardziej imprezowych lokalizacji

a) Zmiana umowy w zakresie terminu płatności, terminu i zasad usuwania wad oraz innych nieistotnych zmian. zmiana nr rachunku bankowego). c) Zmiana danych

Zmiany, które nastąpiły w postrzeganiu Białorusi na arenie międzynarodowej, są istotne dla określenia roli i znaczenia państwa we współczesnej Europie, aczkolwiek czy

[r]

Normą w całej Polsce stał się obraz chylącego się ku upadkowi pu- blicznego szpitala, który oddaje „najlepsze” procedury prywatnej firmie robiącej kokosy na jego terenie..

czas zakupu (data i godzina uwidoczniona na dowodzie zakupu) nie może być późniejszy niż czas wysłania zgłoszenia do Konkursu. Łączna wartość nagrody tygodniowej