Jan Prostecki
Wypadki recenzenta
Palestra 2/1(5), 74-78
W n u m e r z e 25 „ P r a w a i Ż y c i a ” z dn. 1.XII.1957 r. u k a z a ł się a r t y k u ł pt. „ P r z e g l ą d a ją c *Pale strę*“. A r t y k u ł t e n w y w o ł a ł d u ż e p o r u s z e n ie w ś r ó d s z e r o kich k ó ł a d w o k a c k i c h i n ie t y l k o a d w o k a c k ic h . R e d a k c j a „ P a l e s t r y ” o t r z y m a ł a b a r d z o w i e l e w y p o w i e d z i s u r o w o o c e n ia j ą c y c h n i e w ł a ś c i w o ś ć f o r m y a r t y k u ł u , a n a d e w s z y s t k o g a n ią c y c h te n d e n c j e do og ra n ic za n ia w o ln o ś c i d y s k u s j i w p i ś m i e p r a w n i c z y m na t e m a t y p r a w n ic z e . P o n i ż e j z a m i e s z c z a m y d w i e c h a r a k t e r y s t y c z n e w y p o w i e d z i n a s z y c h c z y t e l n i k ó w . R e d a k c j o
W y p a d k i re c e n ze n ta
F a ta liśc i tw ierdzą, że w życiu m ogą się zdarzyć n a jb a rd zie j p rz y k re w y p ad k i i że nie m a na to żadnej rady. Publicyście dw utygodnika „ P ra w o i Ż ycie“ R afałow i M lodarow i zdarzyło się p rze jrz e ć w rześniow y (3) n u m e r „ P a le s try “ — w łaśnie przejrzeć, a nie przeczytać. I na to też n ie m a żadnej rady. T ak po w stał a rty k u ł pt. „P rzeg ląd ając «P alestrę» “, k tó ry R edakcja „ P ra w a i Ż ycia“ opublikow ała w n rz e 25 z dnia
1 g ru d n ia ubiegłego roku.
D uża rzecz — p ra w ie 400 w ierszy d ru k u , w ty m 4 w y cięte z k o n te k stu cy taty , p a rę nielojalności polem icznych, p a rę przem ilczeń, w iele a u to ry ta ty w n y c h pouczeń, tro c h ę d ro b n y ch złośliwości. Z e s p ra w isto t ny ch — to wszystko.
N r 1 W Y P A D K I R E C E N Z E N T A 75
Ze szczegółów. R ecenzent rozp raw ia się w sposób „zasadniczy“ z trz e m a artyku łam i: prof. Papierkow skiego — o p raw ie prasow ym , K azim ie rz a K retow icza — o chuligaństw ie, T adeusza W onera — z „O b ra ch u n kam i z przeszłością“. Nie znalazły też u zn an ia w jego oczach w spom nie nia ad w. M ieczysława Jarosza. Te o statn ie — z b ra k u w alorów dyd ak tycznych dla m łodzieży.
D la uproszczenia sobie rob oty recen zen t postanow ił trzy m ać się je d nolitego schem atu. Je d e n przypadkow y c y ta t służy m u do sn ucia szero k ich w niosków „naukow ych“ i „p o litycznych“, oczywiście n eg aty w n y ch
dla autorów , acż nie pozostających w żadnym zw iązku z zasadniczą treścią artykułów . W y jątek zrobiono dla K azim ierza K retow icza: aż dw ie cytaty!
K iedy nie starcza cy tat, M łodar czyta m iędzy w ierszam i, w yciągając potrzebne sugestie z „subtelnej kom pozycji zdań “. J e s t to u m iejętność godna uwagi, ale nie nowa. Jeszcze w latach p rzed w o jenn ych in ży n ier Ossow iecki p o tra fił ponoć czytać listy w zam kniętej kopercie. W spół cześnie — o ile p am iętam — podobnej sztu k i dokonał w rok u 1955 pe w ien św iadek w głośnym wówczas procesie. Z tak im i u m iejętnościam i m ożna z pow odzeniem redagow ać w każdym piśm ie, k tó re n a to re fle k tu je, .rubrykę „G w iazdy m ówią...“. Ale recen zji z nie przeczy tan y ch a rty k u łó w n aw et Ossowiecki n ie pisyw ał. R afał M łodar, ja k się okaże dalej, nie jest tak sk ru p u latn y .
M etoda p ublicystyczna M łodara je s t b ardzo c h a ra k te ry sty c z n a . J e j kw intesencję zaw iera zakończeftie a rty k u łu „P rzeg lądając « P a lestrę » “, k tó re pozw alam sobie tu przytoczyć w dosłow nym brzm ieniu:
„Z am ykam w rześniow y n u m e r « P alestry » “. W yłuszczyłem dość obszernie sw oje p re te n sje do k ilk u autorów . N ie sposób nie zgłosić też p rete n sji pod adresem Redakcji. L e k tu ra w rześniow ego n u m e ru św iad czy o nazbyt szeroko pojętej to leran cji w kw alifikow aniu m a te ria łu , dzięki czemu znalazły się w d ru k u arty k u ły , k tó re nie zasłu gu ją chyba na rozpow szechnianie i p o p u lary zację przez organ N aczelnej Rady A dw okackiej. Lepiej by się też chyba stało, gdyby R edakcja, p rz y całym szacunku dla autorów , nie dopuszczała do inicjow ania sporów ju ż w y gasłych i publikow ania poglądów p rzestarzały ch i daw no obalonych.
Chyba że R edakcja poglądy te podziela?“.
J a k widać, zakres „roszczeń“ recen zen ta rozszerza się. J u ż nie o kilku autorów chodzi, ale o całą R edakcję „ P a le s try “, a n aw et — ja k b y tro chę o... N aczelną R adę A dw okacką. B yw a, że a p e ty t rośn ie w m ia rę pisania.
G e n e raln ie biorąc, za rz u ty wobec „ P a le stry “ są w iec dw ojakiego rodzaju:
1) R edakcja je s t z b y t to le ran c y jn a wobec poglądów autorów , które d ru k u je potem na łam ach pism a;
2) R edakcja podżega w ygasłe sp o ry i p o p u lary z u je poglądy już obalone.
„ C h y b a że R edakcja poglądy te podziela“. To „C hyba, że (...)“ po brzm iew a 'ja k ą ś znajom ą nutą... W zestaw ieniu z rozsianym i su b teln ie w tekście a rty k u łu alu zjam i o sugerow aniu m arksistow skiej teorii p ra w a karn ego o „d y sk ry m in acji w zakresie ochrony czci“ i aluzjam i o „określo ny ch ro zg ry w k ach “, jak ie prow adzą „pew ne koła“ adw oka tu r y — to „C hyba że (...)“ nab iera dopiero w łaściw ego w dzięku i „w y d źw ięk u “. Podobny g a tu n e k p isarstw a je s t n a w e t dość rozpow szech niony, tylko że nie n azyw a się to recenzją.
I tu je s t sp raw a m etody. K ażdy, kto choćby tylko p rzerzu cił 3 num er „ P a le s try “, pow inien zauw ażyć, że a rty k u ł prof. P apierkow skiego Re d ak cja zaopatrzy ła w stępem podkreślającym jego d y sk u sy jn y charakter. W ięcej n aw et — w ty m sam ym n um erze zam ieszczony je s t polem izu jący z tezam i prof. P apierkow skiego a rty k u ł członka K o m itetu R edak cy jneg o prof. Litw ina.
K ażdy, kto choćby p rz e jrz a ł w ypow iedź adw. W onera, pow inien zauw ażyć, że je s t ona polem iką w łaśnie z arty k u łem ... innego członka R edakcji.
J e śli więc p rzy ty m w szystkim pisze się owo u rocze „C hyba że (...)“, to m am y do czynienia po pro stu ze zw ykłym ... św iadom ym lub n ie św iad om y m p rzeinaczaniem faktów . Św iadom ym — jeśli a u to r rzeczy w iście d o kładnie p rz e jrz a ł „ P a le strę “, nieśw iadom ym — jeśli sobie tej faty g i p rze d napisaniem „recen zji“ n aw et nie zadał.
P ią te g o n arzuca m i się myśl, że p u b licy sta „ P ra w a i Ż ycia“ d o kład nie „ P a le s try “ nie p rzeg ląd ał. Bez w ątp ien ia nie je s t to najlepszy obyczaj recenzentów .
W ogóle w y ob rażen ia R afała M łodara o obyczajach' obow iązujących w pu b licy sty ce i dysku sjach naukow ych zadziw iają. P rz ejd ź m y bowiem do zarzu tó w p o staw ionych „ P a le strz e “.
J e s t za rz u t to leran cji. W k ażdym p iśm ie pośw ięconym spraw om za w odow ym i fachow ym istnfeją tylko dw a rac jo n aln e k ry te ria doboru m ateriałó w : w artość in te le k tu a ln a treści i poziom fo rm aln y . K ry te ria te obow iązują oczywiście tylko w tedy, gdy pism o nie je s t zorganizow ane na zasadzie tow arzyskiej kapliczki w zajem nej adoracji. Z daw ałoby się —
Nr 1 W Y P A D K I R E C E N Z E N T A 77
no to riu m . A przecież p u b lic y sta „ P ra w a i Ż ycia“ jeszcze się tego nie nauczył.
J e s t też zarzu t „inicjow ania sporów ju ż w ygasły ch “. A rty k u ły „P a- le s tr y “, któ ry ch z arzu t ten dotyczy, po ru szają problem y chuligań stw a, p ra w a prasow ego, p o staw y adw okata w obec fak tó w naru szan ia praw o rządności. K tó raż to z ty ch s p ra w p rzestała być ak tu alna? J a k iż to k ró tk i k u rs p raw a karn eg o P olski L udow ej a u to ry ta ty w n ie przesąd ził d y s k u s ję o zagadnieniach ochrony czci czy definicji chuligaństw a, jakiż w y k ła d politycznych założeń w y m iaru spraw iedliw ości w sposób o s ta te c z n y przesądził zasady zawodowej e ty k i adw okata? I znów trz e b a by zacząć od e le m en ta rz a ,' że w d y sk u sjach n aukow ych nie m a tem ató w „ ta b u “, nie m a zagadnień raz na zawsze rozstrzygn ięty ch przez p ry n c y p ia ln e podsum ow anie, a n a w e t pojęcie rew izjonizm u m a zupełnie inny
niż w polityce, niekoniecznie p ejo ra ty w n y sens. R afał M łodar, ja k w y n ik a z jego zarzutów wobec „ P a le s try “, żadnej z ty ch p ra w d n ie je s t .świadom. To po części uspraw iedliw ia jego zdenerw ow anie.
G dyby jed n a k było tak — a w yłączyć w szak tej ew entualności nie m ożna — że jest on z w y kształcenia p raw n ikiem , św iadczyłoby to b a r dzo n iedobrze o jego m entorach.
* *
*
«
N ie chciałbym ja k p iłk ą baw ić się o d b ijan iem z a rz u tu n a d m ie rn e j to le ran c ji pod adresem R edakcji „ P raw a i Ż y cia“. N ie ośm ielę się też przypuszczać, że R edakcja solid ary zuje się z p rak ty k a m i swego p u b li
cysty. P am iętam y przecież ośw iadczenie R edakcji, jak ie ukazało się w n u m erze 4/57 „ P raw a i Ż ycia“ z okazji opublikow ania na łam ach tego p ism a pew nego arty k u łu , dla oryginalności swoich tez w zbudzającego pożałow ania godne nieporozum ienia w śród czytelników . W ośw iadczeniu ty m czytam y m iędzy innym i:
„(...) N adesłany nam a rty k u ł u znaliśm y w praw d zie za d y sk u sy jn y , lecz rów nocześnie ak cen tu jący ak tu aln e zagadnienia i z tą m yślą a rty k u ł te n — p o dkreślając tę jego aktualność — opublikow aliśm y; d ru k o w aliśm y go nie na zasadzie s o l i d a r n o ś c i , lecz na zasadzie t o l e r a n c j i , podobnie zresztą jak szereg in nych p ublikacji.
W olność m yśli i d y sk u sji nie da się zrealizow ać bez m arg in esu błę dów. I to błędów d w o j a k i e g o rodzaju: co do sam ej treści w ypow ie dzi i co do g r a n i c y i c h d o p u s z c z a l n o ś c i ; p ierw sze b y w ają b łęd a m i autorów ; d rug ie — redakcji.
T rzeba unikać jed n y c h i drugich. J e d n a k dro g a u n i k a n i a b ł ę d ó w byw a niekiedy rów nie niebezpieczna ja k ta, na k tó re j n ietru d n o o ich popełnienie. Ten p ro d u k t dośw iadczenia społecznego m a szczególną w ym ow ę w- naszym tru d n y m czasie. T ru d n y m d la w szystkich ludzi m yślących, piszących, po szukujących.“
Podzielając w p ełn i głębokie rozw ażania R edakcji i rozum iejąc w szystkie trudności zw iązane z unikaniem błędów i w ypaczeń, pozwolę sobie jed y n ie w yrazić żal, że R afał M łodar m iast czytać m iędzy w ier szam i „ P a le stry “ nie zajm ie się uw ażną le k tu rą w ierszy n a kolum nach w łasnego pism a.
Jan Prostecki
D la c z e g o nie o d p o w iad am y?
W środow isku adw okackim w iele h ałasu w y w o łał zam ieszczony w „P raw ie i Ż yciu“ (nr 25/42) z 1 g ru d n ia 1957 r.) ata k n a „ P a le strę “.
N iew ątpliw ie n iełatw a je s t polem ika z p rzeciw nikiem gó ru jący m elastycznością m etod, przekonaniem o swej nieom ylności. P rzed e w szyst kim zaś tru d n o się w ażyć na polem ikę z ludźm i, k tórzy u w ażają się za w szechw iedzących i k tó ry m dla tra fn ej oceny całości w y starczy p rzejrze nie kilku fragm entów . R afał M łodar nie zadał sobie naw et' tru d u prze czytan ia tego, co potępił, co poniekąd zn ajd u je n aw et p otw ierdzenie w sam ym ty tu le jego a rty k u łu „P rzegląd ając « P alestr껓. Je śli się kiedyś rozczaruje do swej genialności i zdecyduje na su m ien n e przeczytanie, a przy okazji także przem y ślen ie tego, co przeczyta, to w ów czas m oże oceny sw oje zrew id u je i p o stara się o logiczne ich uzasadnienie. W tedy też może przyzna, że prof. P ap ierk o w sk i w sw ych a rty k u ła c h nie p rz y p isu je b ynajm niej d o k try n ie m arksistow skiej poglądów d y sk ry m in u ją cych obyw ateli w zakresie ochrony czci, a K azim ierz K retow icz nie w y pow iada się „przeciw ścisłości i p rec y z ji“ w rozum ow aniu.
„ P a le stra “ nie jest organem A kadem ii N auk. J e s t pism em redagow a nym i czytanym przez p rak ty k ó w . Lecz ci p rak ty c y prócz w y d aw nictw p rakty czn y ch czy tu ją rów nież i naukow ą lite ra tu rę praw niczą. W iedzą oni, że w Polsce je s t w ięcej niż jed n a k a te d ra p raw a karnego, i nie p rzy zn ają tej k ated rze p a te n tu na nieom ylność a m onopolu na in icjow a nie sporów i ich gaszenie, n a otw ieranie i zam ykanie d y sk u sji p ra w n i czych. U w ażam y p rzeto, że byłoby rzeczą niepożądaną p o d ejm o w an ie