• Nie Znaleziono Wyników

Kopia i zniekształcenie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kopia i zniekształcenie"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Aurelio Roncaglia

Kopia i zniekształcenie

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 85/3, 179-190

1994

(2)

Pamiętnik Literacki LXXXV, 1994, z. 3 PL ISSN 0031-0514

A U R ELIO R O N C A G L IA

K O P IA I Z N IE K S Z T A Ł C E N IE

29. Z niekształcenia, jak ie pojaw iły się w trakcie przek azu tekstu, m o żna rozpoznać i p opraw ić tym lepiej, im lepiej p o zn a się w aru n k i i m ożliwe sposoby ich pow stania. W skazanie i p opraw ienie zniekształcenia w ym aga przede wszystkim przekonyw ającego w yjaśnienia jego genezy.

Należy zatem rozw ażyć, w ja k i spo só b pow staje k opia, ja k się ją p rzech o­

wuje i przekazuje, i w zależności od tego ustalić zasady system atycznego i racjo nalnego b a d a n ia w aru n k ó w sprzyjających tw orzeniu się zniekształceń.

P odkreślm y „system atyczny i racjo n aln y ” c h a ra k te r tego postępow ania. N ie m ożem y bow iem przypisyw ać zniekształceń po p ro stu jak iejś irracjonalnej przypadkow ości: m iałoby to ta k ą sam ą w artość, co tłum aczenie ich złośli­

wością diabła, ja k uczynił to jed en z daw nych pisarzy chrześcijańskich (przypom nijm y zaklęcie O rientiusa, r. 44: „Z aklin am diabła, tego m istrza błędu, / Aby nie d o d ał ani nie u sunął litery”).

K o p ista jest człow iekiem i ja k każdy człowiek m oże się mylić. M ateriały (papirus, pergam in, p ap ier; różnego ro d zaju atram en ty) są, ja k wszelkie środki m aterialne, p o d a tn e n a zniszczenie. D latego pojęcie zniekształcenia n iero ­ zerw alnie łączy się z sam ym pojęciem przekazu. Ż adnej kopii nie m ożna uw ażać za w olną od zniekształceń. Z niekształcenia są zjaw iskiem n atu ra ln y m i ja k wszystkie zjaw iska należące do n a tu ry d ają się klasyfikow ać, a zatem klasyfikow ać je należy — w edług kategorii typologicznych, w sposób syste­

m atyczny i racjonalny.

[Aurelio R o n c a g l i a (ur. 1917), włoski filolog i krytyk literacki, profesor filologii romańskiej na uniwersytetach w Trieście i Rzymie („La Sapienza”). Edytor dzieł: G. B o c c a c c i o , Teseida (1941), Chanson de Roland (1947), M. T a n a g l i a , De Agricultura (1953) itd., oraz tekstów współczesnych, m.in. ostatniej, nie dokończonej pow ieści P. P a s o l i n i e g o Petrolio (1993). Ważniejsze studia:

Poesie d ’amore spagnole d'ispirazione melica popolaresca. Dalle K harge m ozarabiche a Lope de Vega (1953), La lingua dei trovatori. Profili di grammatica storica del provenzale antico (1965), Le origini (w: Storia della letteratura italiana, Garzanti, 1965), La tradizione trobadorica nella prospettiva dantesca (1966), La lingua d ’oïl. A w iam ento allo studio del francese antico (1971).

Przekład według: A. R o n c a g l i a , Copia e corruttela. W: Principi e applicazioni di critica testuale. Roma, Bulzoni Editore, 1975, ss. 9 6 —136.

Za wskazanie artykułów A. Roncaglii i C. Segrego, które zamieszcza się w niniejszym zeszycie, redaktor wyboru dziękuje Luigiemu M a r i n e l le m u , profesorowi II U niversità degli Studi di Roma.]

(3)

30. Zacznijm y od kilku uw ag dotyczących uszkodzeń m aterialnych. O p ró cz m echanicznego zużycia, nie d o uniknięcia naw et przy najostrożniejszym obchod zeniu się z kodeksem lub książką czytanym i często i przez więcej niż jednego użytkow nika, przyczyną zniszczenia stać się m o gą: św iatło (długo­

trw ałe w ystaw ienie na działanie św iatła p ow oduje zblaknięcie atram entu), wilgoć, w oda lub inne płyny, k tó re zam oczą d a n ą stronicę, substancje plam iące, klejące lub żrące, w ysoka te m p e ra tu ra i ogień, n iek tó re g atu n k i pleśni, niektóre żyjątk a (zwłaszcza ko rn ik i i term ity), wreszcie sam człowiek (przypad kow o lub specjalnie). M ogą zatem pow stać: zblaknięcia, rozm ycia, plam y, w ypalenia, dziury, rozm yślne skreślenia (przez opuszczenie \_per natura]

lub d o k o n a n e atram entem ), obcięcia (np. w skutek przesadn eg o p rzy cin ania stronic), rozerw ania, wycięcia (np. przy usuw aniu m iniatury), przełożenie k art (zwłaszcza w opraw ie) lub ich zagubienie. Jest rzeczą oczyw istą, że te części kodeksu, k tó re są najm niej ch ronione (pierwsze lub o statn ie stronice, brzegi każdej karty), są bardziej niż inne n arażo n e n a w ypadki. W ostateczności m oże dojść do częściowego lub całkow itego zniszczenia ręko pisu b ąd ź książki d ruk o w an ej: jest to przypadek skrajny, ale bynajm niej nie rzadk i (rękopisy, k tó re przetrw ały do naszych czasów stanow ią jedynie m ałą część istniejących daw niej; także in k u n ab u ły są nieliczne; zbiory bibliotek są stale n arażo n e n a straty i szkody, np. z po w o d u pow odzi, p o żaró w i wojen).

U szkodzenia, k tó re czynią tekst nieczytelnym lub m aterialn ie likw idują jego część, są przyczyną l u k. Istnienie i ro zm iar takich luk d a się n atych m iast rozp o zn ać w egzem plarzu, któ ry bezpośrednio uległ w ypadkow i, w znacznie zaś m niejszym sto p n iu w k opiach ew entualnie sp o rząd zon ych n a podstaw ie tego egzem plarza ju ż po jego uszkodzeniu. K opiści sum ienni zo staw ią białe m iejsca o dpo w iadające w ypadkow i, jak iem u uległ w zorzec; ale kopiści n a d g o r­

liwi m ogą dołożyć stara ń , by te b ra k i uzupełnić (bądź op ierając się na hipotezie, bąd ź sięgając do innych egzem plarzy), kopiści zaś niedbali m ogą przepisać w jedny m ciągu zachow ane p a rtie tekstu, nie zo staw iając m ateria l­

nego śladu po luce, możliwej do w ykrycia tylko dzięki nieciągłości sensu (a w pew nych p rz y p ad k ach takiej nieciągłości nie m usi się d o strzeg ać na pierw szy rzut oka). M oże się wręcz zdarzyć, że roztarg nieni kopiści (przytrafiło się to naw et w ydaw com !) nie zauw ażą dziury i m echanicznie przepiszą litery, jak ie im podsuw a stro n a prześw itująca spo d spodu. W takim p rzy p ad k u , jeśli zachow ał się egzem plarz, k tó ry ucierpiał ja k o pierwszy, filolog będzie w stanie stw ierdzić, że k aż d a k o p ia m ająca lukę — nie d ającą się inaczej w yjaśnić — m usi po chodzić (bezpośrednio lub pośrednio) od egzem plarza, k tó ry m ateria l­

nie do zn ał szw anku. Jeśli n ato m iast egzem plarz się nie zachow ał, to m ożn a za k ła d ać jego istnienie, uznając w każdym razie pow inow actw o św iadczących o nim dow odów : w szystkich egzem plarzy, gdzie d a się zauw ażyć wpływ pierw otnego uszkodzenia. (Zw róćm y zresztą uwagę, że na tej podstaw ie m ożna pow inow actw o stwierdzić, ale nigdy go nie m ożna wykluczyć: kopie w olne od luki odpow iadającej m aterialn em u uszkodzeniu w zorcow ego egzem ­ p larza m ogły być sp orządzon e n a jego podstaw ie, zanim w ydarzył się w ypa­

dek, bąd ź też lu ka m ogła zostać uzu p ełn io n a w inny sposób.) W poszczegól­

nych p rzy pad kach, skutki m aterialnych uszkodzeń m ogą sugerow ać inne p rzy d atn e wskazów ki. Jeśli np. lu k a jest w ystarczająco rozległa, by m ożn a było przypuszczać, że jest wynikiem zagubienia całej stronicy wzorca, to będzie m ożna odtw orzyć, ja k długie były jego stronice; po dobnie — ja k długie były

180 A U R E L IO R O N C A G L IA

(4)

linie, jeśli lu k a m a tak i rozm iar, że m o żn a przyjąć, iż o d p o w iad a długości linii. Jest to jeszcze łatwiejsze, gdy zd a rzą się (co nie jest rzadkie) l u k i p o ł ą c z o n e, czyli luki tego sam ego ro zm iaru pow tarzające się w reg ularny ch od stępach, ja k to się dzieje, gdy jak iś w ypadek (np. dziura, naderw anie, nieostrożne w yrów nanie brzegów ) pow oduje uszkodzenie kilku kolejnych stronic.

N a szkody m aterialne nie trzeb a zatem patrzeć ja k n a fakty tylko negatyw ne, lecz także ja k n a dane, k tó re m o żn a w ykorzystać w ro zu m o w an iu krytycznym w sp osó b pozytyw ny.

31. P rzed om ów ieniem błędów kopii w arto — p o d k ątem p rzy d atn o ści w krytyce tek stu — d o k o n a ć pobieżnego przeglądu serii operacji, w k tó ry ch skład w chodzi a k t k o p iow ania, i przypom nieć, w jak ich w a ru n k ach zew n ętrz­

nych przebiegał on zazwyczaj w średniow ieczu.

A kt k o p io w an ia p op rzed zo n y jest przygotow aniem m ateriałów do pisania, w szczególności k art, n a któ ry ch m a znaleźć się kopia. S posób linio w an ia („na sucho” lub tuszem ), liczba linii n a stronicy, ew entualny p od ział stro nicy n a dwie lub więcej kolum n, m niejsze lub większe m arginesy — w szystko to są elem enty, n a k tó re należy zw rócić uwagę. M o g ą one bow iem odzw ierciedlać bardziej lub mniej ustalone zwyczaje różnych skry p to rió w i różnych ko pistów , p om ag ając w zidentyfikow aniu po cho d zen ia ko deksu i rozró żnieniu ew en tu al­

nego w kładu pracy wielu osób. N ierzad k o uzyskuje się naw et w skazów kę co do użytego w zorca, gdyż nieraz kopiści o d tw arzają jeg o zew nętrzny wygląd.

P odział n a kolum ny m oże stać sję o kazją do typow ych błędów polegających na om yłkow ym zbiciu w jednej kolum nie słów lub liter należących, w danej linii, do innej kolum ny. D ługość i liczba linii w ażne są do ustalenia zak resu ew entualnych luk. Przem ieszczenia w iążą się b ard zo często z p aginacją i z rozkładem linii w egzem plarzu, od któ reg o pochodzi kopia.

A kt k o p io w an ia jest n atu ra ln ie o p eracją zasadniczą. Oczywiście przepisy­

wanie m ogło przebiegać także po d d y k tan d o , ale zabieg właściwego k o p io w a ­ nia jest o wiele częstszy. N ie dlatego, żeby był znacznie szybszy (jak tw ierdzi Dain), lecz dlatego, że pozw ala n a staran n iejszą kaligrafię. K opię sp o rz ąd za n o b ard zo często „system em kaw ałków [alla p e c ia Y tzn. dzieląc egzem plarz k opiow any i ro zdając poszczególne składk i kilku kop istom w celu szybszego w y konania pracy. T a zaś była dość m ęcząca: „tres digiti scribunt, totum corpusque laborat”, skarżył się jed en z kopistów , i m iał rację — faktycznie, pozycja była niew ygodna i średniow ieczny k o p ista pisał przew ażnie (jak w idzim y to na m in iatu rach ) trzym ając n a ko lan ach tabliczkę, n a k tórej kładł k artę (pulpit skośnie pochylony w pro w ad zo n o do p iero p o d koniec śre d n io ­ wiecza). O św ietlenie często było takie, że oczy b ard zo się męczyły.

P o sk opiow aniu tekst k olacjo now ał sam k o p ista lub przełożony sk ry p ­ torium (stąd po praw ki, w pro w adzone tą sam ą lub inn ą ręką). T akże rub ry- kow anie, czyli naniesienie tytułów ko lo row y m atram en tem , było w ykonyw ane po skopiow aniu, przez tego sam ego lub innego kopistę (i w ten sposób m ożn a wyjaśnić błędy ru b ry k o w an ia lub jego b ra k ; częste anepigrafy, czyli tek sty bez tytułu, i bezim ienne, tj. bez nazw iska a u to ra , ja k też teksty z ty tu łam i wym yślonym i lub z arb itraln y m i atrybucjam i). P o d o b n ie jest z ru b ry k o w a- niem liter początkow ych (nie zawsze p raw idłow o in terp re to w an o literki zaznaczone n a m arginesie przez pierw szego kopistę), a tym bardziej m in iatu r.

O so b n ą op eracją, w ykonyw aną przez w yspecjalizow anego kopistę, była także

K O P IA I Z N IE K S Z T A Ł C E N I E 1 8 1

(5)

182 A U R E L IO R O N C A G L IA

tran sk ry p cja zapisu m uzycznego n ad tekstam i poetyckim i (bard zo często w śpiew nikach sp o ty k a się przygo to w an ą pięciolinię, ale n u t n a niej nie napisano).

Sporządzenie rękopisu kończyło się o p raw ą (ona tak że m ogła spow odow ać błędy, np. gdy w mylnej kolejności łączono składki b ąd ź gdy k a rty od w ró co n o lub zagubiono).

32. W ykonanie k opii je st — dla przekazu tekstu — aktem zasadniczym . W spółczesny d ru k a rz w gruncie rzeczy też w ytw arza kopię, przy użyciu śro dk ów technicznych innych niż daw niej. G łó w n a różnica m iędzy re p ro d u k cją za po m o cą d ru k u a rep ro d u k cją ręczną polega n a tym , że d ru k um ożliw ia o trzym anie dużej naw et liczby identycznych kopii, podczas gdy cudem byłoby n a tk n ą ć się na d o sk o n ale tożsam e kopie przepisane ręcznie. K ażdy k o p ista m a sw oją osobow ość, w ykształcenie, zwyczaje i tro sk i; każdy kop ista, choćby najbardziej zdolny i uw ażny, popełnia błędy (im zaś lepiej p o znam y osobow ość, wykształcenie, obyczaje i tro sk i poszczególnych kopistów , tym lepiej będziem y m ogli zidentyfikow ać ich błędy). W s p ó ł c z y n n i k c z ę s t o t l i w o ś c i b ł ę d ó w jest inny u każdego kopisty, zależnie od jego zdolności i uwagi, a naw et u tego sam ego kopisty zm ienia się z chwili n a chw ilę; jest rzeczą n a tu ra ln ą , że częstotliw ość błędów m aleje, gdy kop ista p rzy k ład a się do swojej pracy, ale szybko rośnie, gdy zaczyna on być zm ęczony. N a tu ra ln ie nie m ożn a przew i­

dzieć m iejsca w ystąpienia błędów , ale statystycznie d a się ustalić, że w od cin ­ kach tek stu danej długości w ystąpi w s p ó ł c z y n n i k p r a w d o p o d o b i e ń ­ s t w a b ł ę d ó w nie spadający poniżej pewnej granicy dolnej. P rzeciętny ko p ista po pełn ia co najm niej jed en błąd n a stronicy.

Oczywiście, przy przejściu od kopii d o kopii pojaw ia się zjaw isko

k u m u l a c j i b ł ę d ó w, k tó ry ch liczba rośnie w postępie geom etrycznym . Z tą n a tu ra ln ą tendencją („entropia stale w zrasta”) k o n tra s tu ją zabiegi (skierow ane przeciw nie niż entro p ia) tych kopistów , którzy, poprzez k olacjonow anie i ko niek tu ry , d ążą do wersji bardziej popraw nej. Interw encje takie są pew ną form ą krytyki tek stu : i jest norm alne, że zjaw isko to nasila się, gdy od ciągu kopii przepisyw anych ręcznie przechodzi się do ciągu kopii d ru ko w an ych (w now szych edycjach w m iarę m ożliwości p o p raw ia się błędy edycji p o p rz ed ­ nich). N a tu raln ie zabiegi takie nie zawsze — zwłaszcza, gdy o p a rte są na k o n iek tu ra ch — p ro w a d zą do właściwego rozw iązan ia i przyw rócenia orygi­

nalnej w ersji; błędy będzie je d n a k trudniej rozpoznać, gdyż oczywiste przeocze­

nia u stąp ią m iejsca innow acjom w pew ien spo sób uzasadnionym .

Innow acje (błędy i św iadom e interw encje) n ak ład ające się w poszczególnych kopiach są źródłem różnic, jak ie stw ierdza się m iędzy k op iam i (lekcje k o n ­ kurencyjne, czyli w arianty). P oró w n an ie różnych kopii ( k o l a c j o n o w a n i e ) zawsze łączy się z rozpatrzeniem pewnej liczby w ariantó w , różnie um iejsco­

w ionych; ale — nie należy o tym zapo m in ać — pojęcie błędu zakład a, oprócz stw ierdzenia jego w ystępow ania, także a k t o sąd u ze stro n y krytyk a. Czasem łatw o będzie ustalić, k tó rą z dw óch lub więcej k o n k uren cyjny ch wersji należy uznać za błędną ( b ł ę d y o c z y w i s t e ) , czasem n ato m iast będzie to tru d n e lub naw et niem ożliwe, gdy — ja k się to często zd arza — dwie lub więcej k on ku rencyjnych wersji d a się je d n ak o w o zaak cep to w ać ( w a r i a n t y a d i a - f o r y c z n e , czyli r ó w n o w a ż n e ) . Jest oczywiste, że gdy istnieje m ożliwość o rz ek an ia o błędzie, to sąd taki będzie tym szybszy i pewniejszy, im szersze i bardziej u g ru n to w an e będzie nasze dośw iadczenie krytyczne. C elow y jest

(6)

zatem p rzegląd przynajm niej typów najczęściej sp oty kan ych błędów i zdanie sobie spraw y z ich fenom enologii.

33. M o ż n a — i w ydaje się to przy d atn e w sposób oczywisty — sta ra ć się stw orzyć k l a s y f i k a c j ę t y p o l o g i c z n ą b ł ę d ó w k o p i i. Z w ykło się ro zró żn iać:

f a) w zrokowe J b) pam ięciowe błędy < c) psychologiczne

d) mechaniczne

T a klasyfikacja m a w szakże pew ną wadę, k tó rą należy n aty ch m iast zasygnalizow ać. Z achow anie określenia „psychologiczne” dla odrębnej k a te g o ­ rii błędów spraw ia w rażenie, że czynniki psychologiczne nie grają żadnej roli w innych k ateg oriach . W rzeczywistości ta k nie jest. Już sam a k t lek tu ry nie jest bynajm niej w olny od interferencji psychologicznych: ten, k to czyta, nie zatrzym uje uw agi w rów nym sto p n iu n a każdej literze, lecz gdy tylko ro z p o z n a kilka, m a skłonn ość do uzupełnienia w myśli całego słowa, łatw o zaś w tym w zględzie ulega wpływowi pojęć, z k tórym i jest obeznany, i okolicznościom , w ja k ic h przebiega lektura.

Lepiej zatem odnieść się w sposób bardziej obiektyw ny do operacji, n a k tó re d a się rozłożyć a k t kop iow ania, i przełożyć p o p rz ed n ią klasyfikację n a następ u jącą:

Ç a) lektury J b) zapam iętywania błędy < c) dyktanda wewnętrznego

(_ d) ręcznego wykonania

Jeszcze lepiej jest uściślić tę klasyfikację poprzez k o n k re tn ą analizę ru c h u m iędzy dw iem a płaszczyznam i, odróżniająceg o m echanizm k o p io w an ia od m echanizm u bezpośredniego zapisu. T en o statn i przebiega w jednej tylko płaszczyźnie: k arty leżącej przed o so b ą piszącą. O czy i uw aga skryby -k op isty (także a u to r przepisujący w łasny tekst po stępuje po d tym względem ja k kopista) m uszą n ato m iast przesuw ać się, w o dstęp ach czasu mniej więcej regularnych, z płaszczyzny w zorca na płaszczyznę kopii. P ołączenie m iędzy dw iem a płaszczyznam i m usi być zag w aran to w an e przez pam ięć (k tó ra m a zachow ać bez uszczerbku w rażenie w zrokow e i m entaln e pewnej p artii tek stu od chwili, gdy oczy przestają czytać wzorzec, do chwili, gdy ręka skończy o d tw arzać to w rażenie n a kopii) i przez uw agę (k tó ra m a d o k ład n ie o dnaleźć ten p u n k t w zorca, d o k ą d z kopii należy powrócić). M echanizm k o p io w an ia m ożna zatem przedstaw ić schem atycznie w następujący sposób:

KOPIA I ZNIEKSZTAŁCENIE 1 8 3

N a tym schem acie w yróżn io no cztery kolejne ruchy, k tó re p o w tarzają się przy każdej partii przepisyw anego tekstu czyli, ja k określam y to za p o m o cą term inu, przy każdej „peryk opie” :

(7)

a) le k tu ra w zorca;

b) przejście z płaszczyzny w zorca na płaszczyznę kopii;

c) sporządzenie kopii;

d) p o w ró t z płaszczyzny kopii na płaszczyznę w zorca.

K ażd y z tych ruchów m oże być źródłem błędów , w yróżnim y zatem : a) błędy lektury (zaw ierające bądź m aterialn e błędy p opełnione przy od czytyw aniu w zorca, b ąd ź też błędy spow odow ane wpływem czynników psychologicznych na ak t lektury);

b) błędy zapam iętyw an ia (wraz z wszelkimi interferencjam i, jakie m o g ą n a k ła d a ć się n a pam ięć w trakcie przechodzenia z płaszczyzny w zorca na płaszczyznę kopii);

c) błędy d y k ta n d a w ew nętrznego (na k tó re także m ogą mieć wpływ czynniki psychologiczne, począw szy od interferencji m iędzy w rażeniem w zro ­ kow ym a w rażeniem akustycznym lub artykulacyjnym , aż do substytucji w ynikających z m entalnego p rzekład u sensu) i m echaniczne błędy w y k o n an ia ręcznego;

d) błędy zespolenia (przeskoki i pow tórzenia) w skutek nieuw agi przy pow rocie z płaszczyzny kopii n a płaszczyznę wzorca.

W edług tego schem atu ro zpatrzym y teraz p o k ró tce różne typy błędów.

34. L ek tu ra tekstu, jakiej d o k o n u je k o p ista m ając n a względzie sp o rz ąd ze­

nie kopii, jest w sposób konieczny nieciągła, obejm uje k ró tk ie segm enty. C o więcej, jeśli tylko jakieś szczególne tru d n o ści w odczytaniu w zorca nie w ym uszają w olnego tem pa, litera po literze, to o so b a czytająca nie zatrzym uje uw agi je d n ak o w o n a każdej literze, lecz p ostępuje syntetycznie, starając się o b jąć jedn ym rzutem o k a całe słowo lub więcej słów i p ró b u jąc uchwycić, p o n a d poszczególnym i zn akam i, sens ogólny. Jednym rzutem o k a obejm uje się przeciętnie o ko ło d w u n astu liter, a nierów nom ierne natężenie uwagi, ja k ą się pośw ięca każdej z nich, jest kom pensow ane przez integrację m en taln ą je d n o ­ stki znaczącej. W tych w a ru n k ach dość łatw o przeczytać jed n o słow o zam iast innego. Oczywiście, większa lub m niejsza d o k ład n o ść lektury zależy także od czytelności w zorca, od do breg o w zroku kopisty, od ośw ietlenia i od innych p o d o b n y ch okoliczności. K ażdy typ pism a zaw iera litery, k tó re łatw o z so bą pom ylić: pom yślm y np., ja k łatw o dziś jeszcze w codziennej pisow ni wziąć n za u albo, daw niej, / za w ydłużone s (/). O zam ian y tego typu jest szczególnie łatw o, gdy rodzaj pism a kopio w aneg o w zorca różni się od tego, do któ reg o k o p ista przyw ykł: k ażd a za m ia n a typu zapisu (od k apitały do uncjały i do m inuskuły karolińskiej) niesie ryzyko pew nych charakterystyczny ch pom yłek (tak charakterystycznych, że z p ow tarzających się błędów filolog m oże w nio­

skow ać o typie pism a w zorca, k tó ry kop ista m iał przed oczyma). Ale trzeb a podkreślić, że naw et wtedy, gdy popełnia on błędy typu paleograficznego — kiedy spo ty kam y przyp adek „litterarum figuras similitudine aliqua inter se com m utatas” (by opisać ten fakt słow am i, jak ich użył h u m an ista G a sp a rin o B arzizza w jedn ym z listów do C o rn e ra — zob. B. Sabbadini, Storia e critica di testi latini. W yd. 2. P ad o v a 1971, s. 81 n.) — to za m ia n a d o k o n u je się raczej m iędzy słowem a słowem niż m iędzy literą a literą: w rzeczywistości czyta się najczęściej nie je d n ą literę zam iast innej, ale je d n o słowo zam iast innego, dorzu cając odru ch o w o te litery, któ ry ch się nie przeczytało do k ład n ie w skutek

1 8 4 A U R E L IO R O N C A G L IA

(8)

K O P IA I Z N IE K S Z T A Ł C E N I E 185

pośpiechu. W takich p rz y p ad k ach substytucji słów grają rolę w n ieun ik nion y sposób czynniki psychologiczne (np. fakt, że k o p ista znał lepiej je d n o słow o niż drugie): najczęstsze błędy lektury z a k ła d a ją faktyczne błędy w m yśleniu. Błędy lektury nie w aru n k o w an e psychologicznie, w ynikające jedynie z tru d n o ści od czytania pism a zazwyczaj łatw o zd a rza ją się w nazw ach własnych. Szczegól­

nym i dość częstym typem błędu lektury jest zam ian a cyfr i liter. Inny szczególny typ błędu lektury (ale właściwie należałoby m ów ić o błędzie interpretacji) polega n a złym rozw iązaniu zn a k u sk ró tu (znaki sk ró tu [segni di abreviazione] lub ab rew iatu ry [com pendi] stały się pow szechniejsze począw szy od w. X II —X III, w pism ach scholastycznych często zaś w ystępują zn ak i sk ró tu w ieloznaczne bąd ź też indyw idu alne system y skrótów , w ym agające o drębnej analizy). [...]

35. N ie d a się un ik nąć przerw y, choćby ja k najkrótszej, m iędzy m o m entem lektury w zorca a m om entem m aterialn eg o sp orządzenia kopii. P o dczas takiej przerw y pam ięć kopisty m usi p rzechow ać wiernie, bez zm ian i strat, perykopę, czyli fragm ent tekstu objęty lek tu rą. Jeśli p ery k o p a jest za długa, jeśli k o p ista jest zm ęczony lub m a jak iś k ło p o t, jeśli zew nętrzne bodźce p ro w a d zą do roztargnienia, to b ard zo łatw o m oże dojść do zm ian i u by tk ów w z a p a m ię ta ­ nym m ateriale. O w a tendencja d o działan ia syntetycznego, w pływ ająca, ja k stw ierdziliśm y, na sposób czytania, w pływ a nieprzerw anie także n a sposób zapam iętyw ania. R ów nież pam ięć sk ło n n a jest zatrzym yw ać się na sp raw ach najw ażniejszych, a pom ijać to, co jest lub w ydaje się re d u n d an tn e. D latego ubytki dotyczą przede w szystkim słów m ających w praw dzie pew ną w artość stylistyczną, ale nie, abso lu tn ie koniecznych do zachow an ia sensu, a także elem entów niezbędnych do zach o w an ia sensu, lecz pełniących tylko rolę więzi składniow ych: słów „pustych” lub „lekkich”, przyim ków , spójników , przeczeń, w yrazów m onosylabicznych. P am ięć także zm ierza d o banalizow ania, zm ien ia­

ją c szyk słów w zd an iu zgodnie z k o n stru k cją najbardziej n orm aln ą. P o n a d to , stale bez n aru szan ia ciągłości (w yraźne rozgraniczenie byłoby tu często arbitralne), na błędy lektury m o gą się n ak ład a ć zniekształcenia typu p sych o­

logicznego. W szczególności trzeb a pam iętać o tendencji do tego, co m o żna nazw ać „tłum aczeniem m en taln y m ” ; signifiant ro zp o zn an e w czasie lek tu ry jest w myśli tłum aczone na w łasne signifié, to zaś z kolei m oże ponow nie zostać przełożone na inne signifiant, m ające w artość ró w n ow ażn ą lub zbliżoną, lecz form ę jeszcze lepiej zn a n ą kopiście. P roces ten m oże przebiegać au to m atycznie, ko p ista m oże sobie z niego nie zdaw ać spraw y; ale m oże także przekroczyć pró g św iadom ości. D ostosow anie się do n orm y w zakresie pism a, m orfologii, składni, substytucje leksykalne, a d a p ta cje stylistyczne m ogą pojaw ić się albo bez św iadom ego udziału kopisty, z racji „tłum aczenia m entalneg o”, albo celow o, ja k o w ynik św iadom ych zabiegów (a jeśli nie są one system atyczne, także i to ro zróżnienie m oże wcale nie być jasne).

C ałkiem m im ow olne są n a to m ia st te substytucje, k tó re m ożn a określić m ianem lapsusu: gdy na elem enty tek stu n ak ład a ją się skrycie elem enty w obec niego zew nętrzne, ale z jakieg okolw iek p o w o d u istniejące w psychice kopisty, w yłaniające się z podśw iadom ości lub sugerow ane k o nk retn ym i o k olicz­

nościam i.

M im ow olne są także „interferencje pam ięciow e” p o cho dzen ia czysto lite­

(9)

rackiego: gdy n a zap am iętan y tekst n a k ła d a się w spom nienie drugiego p o d o b n eg o fragm entu, tek stu tego sam ego lub innego, zm agazynow anego w pam ięci k op isty ze szczególną siłą im presyw ną. [ ...]

36. P o tych dw óch m om en tach — lektu ry i zap am iętan ia — następu je trzeci, transkrypcji, w któ ry m rozró żniam y asp ekt m entaln y (d y k tan d o we­

w nętrzne) i m aterialn y (w ykonanie ręczne). K o p ista przenosi uw agę z p łasz­

czyzny w zorca n a płaszczyznę kopii i zaczyna pisać; ale podczas gdy d łoń kreśli litery, um ysł p rzep ro w ad za operację praw dziw ego d y k ta n d a na w łasny użytek : piszący p o w tarza sam sobie, choćby tylko w myśli, fragm ent tekstu, k tó ry przeczytał i zapam iętał do przepisania. O tó ż ju ż w czasie lektury, naw et bezgłośnej, z o b razam i w zrokow ym i m achinalnie łączą się o dpow iednie o b razy akustyczn e i artykulacyjne, znane kom petencji językow ej kopisty. W czasie d y k ta n d a w ew nętrznego te ostatn ie n a k ła d a ją się na pierw sze i piszący m a n a tu ra ln ą skłonność do o d tw arzan ia ich w piśm ie za po m o cą zn ak ów o d p o ­ w iadających jego własnej faktycznej wymowie. Przez to także jego ew entualne błędy w ym ow y łatw o będ ą m ogły przen ikać do zapisu.

N a proces d y k ta n d a w ew nętrznego m oże n ak ład a ć się inny typ błędów , osobliw y, lecz dość częsty. S tw ierdzono tendencję do pow iększania w kopii liczby występującej we wzorcu o jednostkę. Z d arza się bowiem, że — łącząc m e­

chaniczne d y k tan d o wewnętrzne z autom atycznym liczeniem sam orzutnie u ru ­ cham ianym w w ypadku w ystępow ania liczb — kopista, zam iast pow tórzyć czy­

ta n ą liczbę, dyktuje ją sobie, i zapisuje liczbę następującą bezpośrednio po niej.

O dnośnie do realizacji m aterialnej — to każdy m oże zobaczyć, ja k nied o­

kładnie ruchy ręki byw ają skoordynow ane z intencjam i, ja k m ożna się pom ylić co do ruchów w ykonanych i zam ierzonych, zwłaszcza gdy trzeba pow tórzyć jeden po drugim kilka ruchów identycznych. W p rzyp adk u skom plikow anych splotów graficznych m ogą w ystąpić wtedy — z pow odu nieodpow iedniego p anow ania n ad odrucham i m otorycznym i — przemieszczenia, uproszczenia ( h a p l o g r a f i e ) lub n ieupraw nione po w tó rzen ia zn a k u ( d i t t o g r a f i e ) : ogólnie rzecz biorąc, błędy m echaniczne całkiem p o d o b n e do tych, k tó re każdy piszący m oże popełnić poza kopiow aniem , w bezpośrednim zapisie. [...]

37. J a k o o sta tn ią trzeba rozp atrzy ć katego rię błędów „zespolenia”, w iążą­

cych się z p o w rotem uwagi z płaszczyzny kopii na płaszczyznę w zorca.

W o d ró żnieniu od błędów w ykonania, k tó re m ogą pow stać także w o ry g i­

n alnym zapisie, błędy „zespolenia” pojaw iają się w yłącznie w akcie k o p io w a­

nia; ale, po do b n ie ja k poprzednie, polegają n a opuszczeniach, p odw ojeniach i przem ieszczeniach. N a ogół łatw o je rozróżnić, gdyż m ają inny zakres: błędy w y k o n an ia m ogą dotyczyć tylko niewielu liter, podczas gdy błędy zespolenia m ogą odnosić się do b ard zo obszernych p artii tekstu. Ich źródłem jest om yłkow e ustalenie p u n k tu po w rotu do tekstu: przepisawszy perykopę, k op ista w raca w zrokiem d o wzorca, by odszukać dalszy ciąg tekstu do przepisania, ale się myli i dalej czyta od miejsca innego niż to, do którego doszedł: albo wcześniejszego (m am y wtedy pow tórzenie fragm entu tekstu), albo — o co dużo łatwiej — późniejszego (występuje wtedy ominięcie fragm entu tekstu). D o błędu przyczynia się najczęściej tożsam ość lub podobieństw o między punktem , do k tórego sięga przepisana perykopa, a punktem , od którego zaczyna się przepisy­

wać następną. O kazją do mylnego naw iązania m oże stać się pow tarzające się wyrażenie, słowo, sylaba, a naw et litera (skok „du même au même”; bądź też, ja k się mówi, „skok przez homoioteleuton [sa /ίο per omoteleuto] ”, lecz term in ten m a,

1 8 6 A U R E L IO R O N C A G L IA

(10)

KOPIA I ZNIEKSZTAŁCENIE 1 8 7

ściśle rzecz biorąc, m niejszy zakres). Ale p u n k tem odniesienia m oże stać się jakikolw iek zn ak d em arkacyjn y w tekście: np. początek p arag ra fu lu b linijki.

Schem atycznie m echanizm ten p rzedstaw iają następu jące figury:

a) o p u s z c z e n i e :

płaszczyzna wzorca

ruchy łączące

płaszczyzna kopii

b) p o d w o j e n i e :

płaszczyzna wzorca

ruchy łączące

płaszczyzna kopii

Przem ieszczenia są n a ogół skutkiem interw encji następ ujących p o o p u sz­

czeniu fragm entu. K o p ista (lub k o re k to r, dysponujący ko m pletn ym eg zem pla­

rzem) spostrzega, że fragm ent tekstu zo stał pom inięty i w łącza go w n ie o d ­ pow iednim m iejscu (albo dopisuje n a m arginesie z odsyłaczem , k tó ry m oże być przez następ n eg o kopistę opuszczony lub źle zinterpreto w any , co p ro w ad zi do przem ieszczenia). [...]

38. O p ró c z błędów nie zam ierzonych, kopiści m ogą w prow ad zać d o tek stu zm iany także św iadom ie. B ynajm niej nie sporadyczne, zm iany takie n ależą do n ajbardziej dla k ry ty k a zdradzieckich. Dzieje się tak, gdyż p rzeoczenia w większym lub m niejszym sto p n iu m echaniczne ujaw n iają się często przez w ynikające z nich zakłó cen ia sensu lub form y tekstu, podczas gdy m a n ip u ­ lacje intencjonalne, ja k o sensow ne i dosto so w an e do w ym ogów form alnych, w ykryć jest znacznie trudniej, a m ogą naw et o k azać się całkiem nie d o ro z ­ p o znania. Ich fenom enologia odbiega od fenom enologii błędów p o sp o li­

tych [errori servili], a zbliża się raczej do opisu „w ariantów a u to rs k ic h ” i tw orzy analogiczną pro blem atykę, gdyż — ingerując rozm yślnie w tek st — k o p ista przypisuje sobie upraw nienia, k tó re pow inny należeć d o ko m petencji a u to ra .

D o k o n a jm y teraz pobieżnego przeglądu typów zam ierzonych interw encji, dzieląc je n a: a) cięcia; b) in terpolacje; c) ad a p ta cje; d) p ró b y hipo tety cznego przyw rócenia fragm entów uznany ch za zniekształcone.

a) C i ę c i a . P o d o b n ie ja k w skutek błędu zespolenia (zwłaszcza „<du même au тёте”) k o p ista m oże d o k o n a ć przeskoków , k tó ry ch nie spostrzeże, ta k też m oże poczynić cięcia w p artia ch tekstu uznanych za zbędne lub nie n a m iejscu.

N ie zaw sze m oże być łatw o ro zp o zn ać inten cjo nalno ść lub p rein ten cjo n aln o ść

(11)

188 A U R E L IO R O N C A G L IA

w p rz y p ad k u takiego opuszczenia; ale opuszczenia nie dające się wyjaśnić przez hom oioteleuton i nie n aruszające ciągłości sensu będ ą należeć raczej do pierwszej niż do drugiej kategorii. U sunięcie części u znanych za nie najw aż­

niejsze zd arza się dość często w tekstach m ających c h a ra k te r didaskaliów , w sto su n k u do k tó ry ch d a się odczytać zam ysł kondensacji raczej niż w y k o n an ia kopii w całości. Z tekstów wszelkiego ro d zaju m o gą wypaść odniesienia zd ezaktualizow an e i być m oże niezrozum iałe. P om inięcie części u znanych za nieodpow iednie z przyczyn m oralnych, politycznych lub religij­

nych m oże być narzu co n e przez w ładze zew nętrzne (cięcia cenzury) albo w ynikać z własnej decyzji kopisty kierującego się ostro żn o ścią; ale naw et sk ru p u ły indyw idualne zawsze d a się odnieść do zasad społecznych, zak o rze­

nionych w epoce i w określonych historycznie środow iskach. P od su m o w ując:

zam ierzone cięcia nie m og ą nie mieć przyczyn dających się zidentyfikow ać;

ujaw nienie zaś cięcia zawsze p ow in no się łączyć ze w skazaniem ew entualnych przyczyn zdolnych ten zabieg wyjaśnić.

b) I n t e r p o l a c j e . P odo b n ie, ja k m oże się zdarzyć, że k o p ista niechcący włączy do tekstu glosy interlin earn e lub m arginalne, tak też m oże się zdarzyć, że uznaw szy za stosow ne coś w yjaśnić lub uzupełnić, sam takie w staw ki w prow adzi św iadom ie do tekstu, scalając je z p artia m i oryginalnym i bez użycia zew nętrznego zn ak u w yróżniającego je. T erm in „in terp o lacja” o znacza właśnie wszelkie rozm yślne włączenie w tekst elem entów obcych względem oryginalnej i autentycznej wersji ow ego tekstu. R ów nież w odniesieniu do tak ich wstawek, p o d o b n ie ja k do cięć, d a się n a ogół określić przyczyny — i trzeb a to zrobić.

W staw ki m ogą stanow ić rodzaj didaskaliów (gdy m ają wyjaśnić, zilustrow ać, egzem plifikow ać elem enty tekstu) b ąd ź m ogą m ieć c h a ra k te r polityczny (gdy m ają ujaw nić sugerow ane przez tekst p op arcie lub sprzeciw w obec jakiejś tezy alb o zyskać przychylność osób w pływ ow ych dzięki w łączonym w tekst w yrazom czci), bądź też czysto retoryczny i estetyczny (gdy m ają rozw inąć paralelizm y, zm odyfikow ać rytm zd an ia zgodnie ze schem atam i określonym i przez konw encje literackie itp.). G d y m a się do czynienia ze św iadectw am i, k tó re przeciw staw iałyby tekst węższy tekstow i bardziej obszernem u, p ro ­ blem em często niełatw ym do rozw iązania staje się określenie, czy m a się do czynienia z lu ką — w pierw szym przy p ad k u , czy też z in terp o lacją — w d ru ­ gim. Rozległe interpo lacje m ogą w chodzić w zakres p ro blem aty ki, k tó ra ostatecznie łączy się z zagadnieniem falsyfikacji.

c) A d a p t a c j e . Jak ju ż pow iedzieliśm y, d o sto sow anie do n orm y w zakresie pisow ni, m orfologii, składni, substytucje leksykalne i ad a p ta cje stylistyczne m ogą pojaw ić się bądź nieum yślnie, w w yniku „tłum aczenia m en taln ego ”, zakłó cającego wierne zap am iętan ie przez to, że na form y faktycznie przeczyta­

ne we w zorcu n ak ład a ją się form y bardziej zn an e kom petencji kopisty, bądź też specjalnie, w skutek św iadom ej decyzji sam ego kopisty, k tó ry pragnie d o ­ stosow ać lub co najm niej przybliżyć tekst d o przyzw yczajeń w łasnych oraz sw ych czytelników . K rytykow i nie zawsze łatw o jest od ró żn ić adap tacje au to m aty cz n e od zam ierzonych; ogólnie m ożn a tylko stw ierdzić, że zakres i system atyczny ch a ra k te r substytucji rosn ą w raz ze św iadom ością i że podczas gdy au to m aty zm zm ierza w k ieru n k u ban alizow ania, to d ziałan ia celowe stają się źródłem hiperpopraw ności.

W śró d ad ap tacji św iadom ych łatw o jest ro zp o zn ać te, k tó re są typu

(12)

K O P IA I Z N IE K S Z T A Ł C E N IE 189

cenzorskiego, dy k to w an e sk ru p u łam i m o raln ym i (zastępow anie w yrażeń nie­

odpow iednich bardziej stonow anym i) i w zględam i politycznym i (osłabienie bądź w zm ocnienie słów kry tyk i lub pochw ały, m odyfikacje p o w od ow an e chęcią p rzedstaw ienia jakiejś postaci czy w ydarzenia w świetle bardziej korzystnym alb o bardziej niekorzystnym ). M o żn a uznać, że p ro b lem a ty k a adap tacji graniczy z p ro b lem a ty k ą przerób ek i przekładów .

d) P r ó b y h i p o t e t y c z n e g o o d t w o r z e n i a f r a g m e n t ó w u z n a n y c h z a z n i e k s z t a ł c o n e . T am gdzie k o p ista uzna, słusznie lub niesłusznie, że we w zorcu istnieje błąd, m oże on podjąć w łasne p ró b y (bardziej lub m niej udane) przyw rócenia sensu i formy, jak ie były w oryginale. P o d o b n ie ja k dzisiejszy edytor, średniow ieczny k o p ista m oże więc w prow adzić do tek stu w łasne koniektury. Jeśli k o n ie k tu ra jest trafna, błąd znika: m ogą przez to ulec z a ­ ciem nieniu stosunk i p o w in ow actw a m iędzy rękopisam i, ro zp ozn aw ane właśnie na podstaw ie błędów w spólnych kilku rękopisom . Jeśli n ato m iast k o n ie k tu ra nie jest trafna, to tam , gdzie był błąd dający się naty ch m iast ro zp o zn ać (i ja k o taki faktycznie ro zp o zn an y przez kopistę), w kopii pojaw i się zm iana n astęp n a, drugiego stopnia, nie rzucająca się w oczy, a czasem naw et b ard zo tru d n a do uchw ycenia (jeśli k op ista, nie odnalazłszy wersji oryginalnej, wym yślił wersję p ra w d o p o d o b n ą). C hociaż m oże się to w ydaw ać p arad o k saln e, jest o statecznie jasne, że kopiści zw ażający n a zrozum iałość i spójność fo rm alną tekstu, skłonni zatem do w pro w ad zan ia k o n ie k tu r i czyniący to zręcznie, k o m p lik u ją zadan ie ed y to ra znacznie bardziej niż kopiści nieuw ażni, działający m achinalnie, niestaran n i i niezdolni do usunięcia ew identnych błędów poprzez k on iek tu ry . Z p u n k tu w idzenia krytyki tek stu p rz ed k ład a się głupich k op istów n ad inteligentnych. Jest rzeczą rozw ażną nie dow ierzać rękopisow i, k tó ry p ro p o n u ­ je tekst zawsze sensow ny, zawsze spójny: sensow ność i spójność m ogą bow iem w ynikać nie z d o sko nałych źródeł i dok ładnej kopii, lecz z ingerencji k op isty zbyt aktyw nego i pew nego siebie. [...]

39. O d kopii do kopii błędy się k u m u lu ją i naw arstw iają; przekaz zm ienia się coraz szybciej, a odnalezienie wersji oryginalnej staje się co raz trudniejsze.

D ośw iadczenie uczy, że błędy po pełnione w skutek roztarg nien ia, lapsusów czy pow ierzchow nego niezrozum ienia m ogą przetrw ać w pierw otnym stanie w d łu ­ giej naw et serii kolejnych kopii, podczas gdy przekształcenia tek stu n arastają, i to gw ałtow nie, w w y pad ku kolejnych nieudanych p ró b sp ro sto w an ia pier­

w otnego zniekształcenia. N a k ła d an ie się takich p ró b na wersje zniekształcone w skutek przeoczenia lub m echanicznej pom yłki jest zresztą czymś n o rm aln y m ; n ato m iast w yjątkow ym zbiegiem okoliczności jest nałożenie się n a błąd pospolity drugiego błędu kopiow an ia, w tym sam ym miejscu.

K um ulow an ie się błędów i n ak ład a n ie się n a błędy zam ierzonych m odyfi­

kacji, jak im i kopiści, nadgorliw i raczej niż dok ład n i, stara ją się nap raw ić usterki oczyw iste (lub uznane za takie), kieruje, ogólnie rzecz biorąc, generalny rozw ój przekazu ku stopniow ej banalizacji tekstu. Ju ż na pierw otnym p o zio ­ mie b analizacja stanow i najbardziej pow szechną form ę niezrozum ienia. N a ­ tknąw szy się n a słowo, k tó reg o nie rozum ie od razu, k op ista, w iedziony n atu ra ln y m odruchem , najczęściej chce usu nąć trud n o ść, bądź n ak ład a jąc na m aterialno ść k o n kretnej danej, w sam ym akcie lektury, to, co — ja k sądzi bez głębszego nam ysłu — rozum ie, bądź też zastępu jąc d an ą, k tó rą u znał za p ro blem aty czn ą, przez w łasną hipotezę interp retacy jn ą, w yglądającą bardziej

(13)

190 A U R E L IO R O N C A G L IA

lu b m niej praw dziw ie. M am y tu do czynienia z tend encją tak pow szechną i oczyw istą, że nie zdziwi nas d o k ład n y opis jej m echanizm u, znajdu jący się ju ż u F ran cesca d a B arb erino (Documenti d ’Amore. T. 1. R o m a 1902, s. 95):

Niektórzy z tych kopistów pewnego rodzaju błędu dopuszczają się wyjątkow o często.

M ianowicie, kiedy pojawiają się wyrażenia szczególne, które kłócą się z ich odczuciam i, przystosow ują je w jakiś sp osób do sw oich upodobań, wierząc, że zrozum ieli autora; a przy tym sądząc, że poprawiają — zniekształcają.

J a k o „w yrażenia szczególne [su b tilia Y przede w szystkim są n arażo n e na uzw yczajnienie słow a rzadkie, archaiczne, techniczne, nazw y w łasne; i jest oczywiste, że do zjaw isk banalizacji należy także większość ingerencji, jak im i kopiści sta ra ją się przezwyciężyć tru d n o ści w ynikające ze zniekształceń m ech a­

nicznych i z błędów pospolitych.

P o d ejm ow ane przez k opistów p ró b y przyw rócenia stan u oryginalnego u trw a la ją ostatecznie w „w ulgacie” innow acje przeciętne, ale nie w yglądające n a oczyw iste błędy; przeciw nie, są one n a pierw szy rzu t o k a ak ceptow aln e lub wręcz nie ulegające w ątpliw ości i w ten sp osó b n a d a ją m odyfikacjom tek stu c h a ra k te r nieodw racalny. O ry g in aln ą wersję m o żn a odnaleźć — i to nie zaw sze — tylko pop rzez b ardzo ro zw ażną ocenę p o rów naw czą w arian tó w i przez d o k ład n e zb adan ie kontekstów .

W tej perspektyw ie p rzy d atn e jest k r y t e r i u m „l e c t i o d i f f i c i l i o r” ,

w ynikające logicznie z tendencji do banalizacji (czyli do „lectio fa cilio r”). Już w starej A rs critica Je a n a Le C lerca (Joh ann es Clericus), op ublikow anej w A m sterdam ie w r. 1696 (wyd. 4: 1712, t. 2, s. 293), sp o ty k am y je w takim p rak ty czn y m sform ułow aniu:

Jeśli jedna z tych lekcji jest trudniejsza, inne łatwiejsze, wtedy praw dopodobnie ta trudniejsza jest prawdziwa, inne są glosami.

L ub też, w genetycznym ujęciu, k tó re p od aje P asq u ali (Storia della tradizione e critica del testo. W yd. 2. F irenze 1962, s. 122):

Wersja trudniejsza jest zazwyczaj źródłem wersji łatwiejszej, ale nie na odwrót.

Przełożyła Anna Dutka

Cytaty

Powiązane dokumenty

(znak: DOS-II.7222.1.4.2019) – pozwolenie zintegrowane na eksploatację instalacji do składowania odpadów o zdolności przyjmowania ponad 10 ton odpadów na dobę i

Dla realizacji Umowy Zespół zobowiązuje się do dołożenia wszelkich starań by zapewnić Przyjmującemu zamówienie pełny i nieodpłatny dostęp do środków i aparatury

ostatnia stoi w kolejce, cztery razy częściej w ogóle rezygnuje z zakupów i dwa razy częściej przenosi się do innego ogonka. Przenosimy się do kolejki obok, nawet jeśli potem

Poddzierżawca zobowiązany jest do wykonywania swojego prawa na Przedmiocie poddzierżawy zgodnie z wymogami prawidłowej gospodarki oraz zasadami współżycia społecznego i nie

Panu Janowi Zamoyskiemu 10 staroście kałuskiemu zł 15.. Suma fac[it] zł 89/21

W odpowiedzi na zapotrzebowanie branż odzieżowej i jej pokrewnych zasadne jest stworzenie niniejszego kodeksu oraz wdrożenie jego zapisów do rynkowych mechanizmów, aby móc

(Dz.Urz.Woj.. Rozstrzyga się o sposobie rozpatrzenia uwag do projektu zmiany planu zgodnie z załącznikiem Nr 1 do niniejszej uchwały. Rozstrzyga się o sposobie

Osoba poruszająca się przy pomocy tego typu urządzenia nie może być traktowana jako pieszy, ani też jako kierujący rowerem, co powodu- je wątpliwości i brak jednolitego