C ena n in ie js z e g o n u m e ru k o p . 20.
PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4 . Rocznie Rb. 8. W K r ó le s t w ie I C e s a r s t w ie : Kwartalnie Rb. 2.20. Półrocznie Rb.
4.50 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic a : Kwartalnie Rb. 3. Półrocznie Rb. 6. Rocznie.
Rb. 12. M i e s ię c z n ie : w Warszawie, Królestwie I Cesarstwie kop. 75, w Aus- tryl: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor. Rocznie 24 Kor. Na przesyłka „Alb*
SzŁ~ dołącza się 60 hal. Numer 60 hal- Adres: „ŚWIAT** Kraków, ulica Du
najewskiego Ns 1. CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonpareiowy lub lego mielące na 1-e| stronie przy tekście lub w tekście R b -1. na 1-el stronie okłsdkl kop. 60.
Na 2-e| I 4*e| stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cla strona okładki
• ogłoszenia zwykłe kop. 26. Za tekstem na blałel stronie kop. 30 Kronika to*
warzyska. Nekrologi I Nadesłane kop. 76 za wiersz nonpareiowy. Marginesy:
na l*e| stronie 10 rb , przy nadesłanych 8 rb., na ostatnie) 7 rb- wewnątrz 6 rb. Artykuły reklamowe z fotografiami 1 strona rb. 176. Załączniki po 10 rb.
od tysiąca.
A dres Redakcyl I Adminlstracyl: W A R SZA W A , Zgoda N» 1.
T e le fo n y : Redakcyl 73*12. Redaktora 68*76. Adminlstracyl 73*22 i 80*76.
Orukarni 7*36. FILIA w ŁODZI, ulica Piotrkowska Na 81. Za odnoszenie do
domu dopłaca się 10 kop. kwartalnie.
Rok X. Ns 39 z dnia 25 września 1915 r.
Wyaawcy: AKC.Tow. wydawnicze „ŚWIAT". Warszawa, ulica Zgoda Na 1.
Pod kierownictwem naczelnem Stefana Krzywoszewskiego.
©
GOTOWYCHDamskich . Męzkic hiUc z n io w s k ic h^
•JÓ Z E F SK W A R A '
właściciel Kazimierz Skwara
W ARSZAW A
N'in
i »’<««
r 0 d administracyi.
Wielkie trudności, z jakiemi walczyć musimy w obec
nych czasach, zmuszają nas do wczesnego uregulo
wania nakładu „Św iata” . Celem więc uniknięcia przerwy w wysyłaniu pisma, prosimy uprzejmie Szan.
Prenumeratorów o rychłe odnowienie przedpłaty na
IV-ty kwartał. J
W I L N O .
Jeżeli zajęcie Warszawy przez wojska niemieckie było dla Rosyi o- głuszającem uderzeniem maczugi, to zdobycie Wilna stanowi drugi, bodaj czy mniej bolesny cios!!
Normalnie sercem państwa jest jego stolica. Rosya wszakże jest tak dziwacznym organizmem państwo
wym, że jego centra życiodajne leżą nie w głębi, lecz na peryferyi. Nie Moskwa, a nawet nie Petersburg sta
nowią o istnieniu potęgi państwowej rosyjskiej, lecz Warszawa, Helsing- fors, Ryga, Odesa, Kiiów, Wilno.
Pozbawiona tych miast, z któ
rych każde stanowi ośrodek dla ja
kiejś dzielnicy, o wyraźnej indywi
dualności historycznej lub etnicznej, Rosya cofa sie w swe granice przy
rodzone, w granice W. Ks. Moskiew
skiego; z wielkiego imperyum o za
kusach światowładczych staje się państwem bardziej wprawdzie jedno- litem, lecz pozbawionem większego wpływu w polityce europejskiej.
W szeregu tych miast, po War
szawie, mającej zresztą charakter zgoła odrębny, specyficzny — pier
wsze miejsce co do znaczenia mocar
stwowego Rosyi zajmuja Kijów i Wilno. Kijów, jako stolica budzącej
Pamiętajcie o wpisach szkolnych.
Wszelkie ofiary przyjmuje Administracya „ Świata “.
sie Ukrainy; Wilno, jako stolica da
wnego W. Ks. Litewskiego, w które
go skład prócz Litwy etnograficznej wchodzi rozległa, sześciomilionowa Białoruś.
Wilno jest pomnikiem trwałym wpływów państwowości polskiej, któ
rych 100 lat najstraszliwszych gwał
tów wytępić nie zdołało.
Wilno jest najdalej na Wschód wysunięta placówkę kultury zacho
dniej, twierdza polskości i katolicy
zmu, oblegana bezskutecznie przez hordy Murawiewa i jego następców.
I stąd płynęła i płynie zawzię
tość rządów rosyjskich przeciwko temu nieszczęsnemu miastu, które z rezydencyi królewskiej Zygmunta Augusta, poprzez krótki okres Aten litewskich, spadło do poziomu „gu- biernskawo goroda“, „istinno-russkoj Wilnv“.
Zaledwie echa stłumione wszyst
kich tych okropności, jakie przeżyto Wilno w drugiej połowie wieku XIX-go, dochodziły do uszu szerokie
go ogółu. Wdzięczne zadanie będzie miał historyk, odsłaniając bez za
strzeżeń karty martyrologii wileń
skiej za rządów Murawiewa, Kauf- mana, Kachanowa, Orżewskiego.
Znane sa dobrze wszystkim dzieje męczeństwa filaretów, nie ob
cym jest przebieg procesu Konar
skiego, lecz niesłychane te gwałty i prześladowania, aż do stracenia Sie
rakowskiego. Iszory, Kalinowskiego włącznie, biedna wobec konsekwen
tnego systemu ucisku i deprawacyi moralnej, jaki zapanował na Litwie, a przedewszystkiem w jei stolicy, po zgnieceniu ostatniego powstania.
Niemałe spustoszenie poczyniły orgie czynownictwa rosyjskiego, nie
jedna dusze złamały, niejedna dzie
dzinę życia spaczyły i zatruły. Lecz rdzeń społeczeństwa pozostał nie
tknięty i zdrowy. Nadeszły czasy sa- tumalii znikczemniałych prałatów Niemekszy, Żylińskiego, Tupalskie- go. Zdawało sie, że kościół nawet zachwiał sie w swych podstawach.
Ale oto ukazuje sie na ambonie tra
giczna postać księdza Piotrowicza, palącego wobec licznie zgromadzo
nego w kościele tłumu zrusyfikowa
ny rytuał i wyklinającego wszechpo
tężnych prałatów. Księdza natych
miast wywieziono na Sybir, lecz ten niezwykły czyn odwagi cywilnej ze
lektryzował zgnębiona ludność, bu
dząc w niej otuchę. A potem wy
wieziono biskupa Hryniewieckiego, biskupa Zwierowicza. biskupa Roppa, i każdy taki gwałt wywoływał tern większa zaciętość, tern silniejsze przywiązanie do tradycyi, tern mo
cniejsza odporność na wpływy wy
naradawiające.
Gdy już sie zaczęły zacierać w pamięci krwawe obrazy egzękucyi Lukiskich, stanął przed dawnym pa
łacem biskupów wileńskich śpiżowy monument Wieszatiela, odnowił nie- zagojone rany i w sercach rozpalił nowy ogień.
W twardej i poseonei szkole ro
sło nowe pokolenie, a coraz cięższe ciosy spadały na społeczeństwo, co
raz surowsze zakazy sie sypały.
Zaciął sie jednak gród Gedymi- nowv j w milczeniu znosił niesłycha
ne katusze moralne. Nałożył maskę kamienna i trwał.
Kruszyły sie zwolna mury Św.
Jańskie pod obuchem czasu, a może jeszcze bardziej od bijących w nie stów obcych, twardych, często plu
gawych... Te same mury. co chci
wie ongiś wchłaniały szepty podnio
słych przysiąg Promienistych, które
4
Brama wchodowa gmachu po-BazylJańskie- go w Wilnie.
rozgrzewała buchająca żarem wymo
wa Lelewela.
Ponuro szumialy samotne drze
wa na górze Trzykrzyskiei nąd bez- imiennemi mogiłami powstańców, w czarna noc rzuconych tu w dół...
Pogrążona w zadumie o chwale i świetności minionych dni, wpatrzo
na tęsknię w daleka linie borów, sta
ła góra Zamkowa, nie poznając zmienionych rysów rozpostartego u stóp jej miasta...
Napływały wciąż nowe fale, zmywając okruchy przeszłości, przy
nosząc nowe myśli, nowe wierzenia, nowa mowę...
Dawne Wilno. Wilno polskie, Wilno Mickiewicza i Syrokomli, za
mknęło sie w sobie, cierpiało i cze
kało.
Aż przyszła godzina próby naj
cięższej. Prastara wieża katedralna ze zgroza ujrzała w tłumie zgroma
dzonym dokoła pomnika Katarzyny zgięte w kornym ukłonie postacie magnatów litewskich.
Rumieńcem wstydu zalały sie twarze polskie.
Z goryczą poeta wołał:
,,K o le b k o o rłó w , d u ch a w ie lm o ż n e g o K o le b k o ! R w ą s ię n a r u in a c h s tru n y ! T u ś m ie r ć c h o d z iła , tu p ło n ę ły łu n y P o ż a r ó w ... D o tą d n a je m n ic y s tr z e g ą T y c h g ro b ó w , w k tó r y c h p r ó c h n i e ją c a łu n y , I m y ś lą , ż e z n ic h w s t a n ie p r o c h w ie lk ie g o N a r o d u , ż e s ię u p i o r y r o z b ie g ą
P o ś w ie c ie , p o m s ty c is k a ją c p ioru n y.
O W iln o ! b o r ó w li te w s k ic h s tr a ż n ic o ! T w ó j d z ie ń c z e r w o n y b y ł, a w n o c y W s ta ł w ia tr i z a tr z ą s ł k rw a w ą s z u b ie n ic ą A P a n n a s e r c a tw e h a ń b ę n ie m o c y P o ło ż y ł, m ó w ią c : „O to z te g o g r o d u W y n ie ś li d u c h a w ie lk ie g o n a r o d u ! “ .
Lecz poeta był w błędzie. Ducha wielkiego narodu nie zabiły ani szu
bienice. ani napisy: „goworit’ po pol
ski wosprieszczajetsia". am upadek moralny jednostek. Przygasł on jeno, lecz gdv sie tylko wieży roz
luźniły, gdy doleciał świeży podmuch wolności. — zapłonął wnet żywiej i już sie stłumić nie dał.
* Z nastaniem „ery konstytucyj
nej “..Wilno poczęło zwolna odzyski
wać swe naturalne oblicze. Ukazały sie na ulicach polskie szyldy, z pod prasy drukarskiej zaczęły wychodzić polskie pisma i książki, ze sceny i z mównicy publicznej rozległo sie sło
wo polskie, a gdy po raz pierwszy od pół wieku, w Boże Ciało, ruszyła przez miasto procesya. zgromadziła kilkudziesieciotysieczny tłum wier
nych. kroczący ze łzą w oku a po
bożna pieśnią polska na ustach.
A chociaż krótki był okres swo
body. chociaż niebawem reakcya znów wysunęła swe drapieżne pazu
ry. rozbudzone życie zrywało sta
wiane tamy i rozlewało sie szeroką falą.
W ciągu ostatniego dziesięciole
cia Wilno stało sie znów poważnym ośrodkiem myśli twórczej polskiej, promieniującej na kraj cały. Mimo trudne warunki zewnętrzne i wewnę
trzne. gdyż przymusowy letarg kil
kudziesięcioletni nie mógł nie od
działać szkodliwie na organizm spo
łeczeństwa. Wilno dało inicyatywę do mnóstwa przedsięwzięć kultural
nych i społecznych, z których wię-
K o ś c ió ł św. Anny w W ilnie
kszość sie utrzymała, rokując naj
piękniejsze nadzieje rozwoju.
Dwadzieścia kilka pism, teatr.
Towarzystwo Przyjaciół Nauk. Bi
blioteka im. Wróblew
skich, Towarzystwo 0- pieki nad dziećmi, T-wo popierania pracy spo
łecznej. T-wo Dobro
czynności. Lutnia. So
kół, Pogotowie Ratun
kowe, mnóstwo przytuł
ków, ochron, zrzeszeń samopomocy i zawodo
wych — oto dorobek o- statnich lat dziesięciu.
A ile instytucyi zosta
ło zamkniętych przez władzę, lub upadło skut
kiem krepowania ich działalności przez admi- nistracyę.
Pamiętać n a l e ż y przytem, że samorząd miejski jest wyłącznie w ręku polskiem i że w Dumie petersburskiej re
prezentuje Wilno—polak.
F o f. Z a m ę t. O gó lny w id o k Wilna.
Nie pomogły wszystkie usiłowa
nia rządu nadania miastu kolorytu wschodniego: ani wznoszenie nad
miernej ilości cerkwi, ani stawianie pomników rosyjskich, ani nasyłanie armii „obrusitielej". poczynając od general-gubernatorów a kończąc na tragarzach kolejowych, ani ubieranie dorożkarzy w moskiewskie ,.pod- dziowki". ani dziecinne przerabianie końcówki nazwy miasta. Wilno po
zostało miastem polskiem. Stanowiąc zaś centrum kulturalne, administra
cyjne i ekonomiczne dla całego nie
mal obszaru dawnego W. Ks. Litew
skiego, wywiera nań wpływ niemały.
Jaki los czeka Wilno w dalszej przyszłości? Któż to dziś przewidzieć zdoła? W dymie pożarów i krwa
wych oparach kryją się jeszcze wy
roki przeznaczenia. Ale tajemny głos serca mówi, że nie wróci już dawny porządek, dawna poniewierka.
Może proroczą wizyą natchnio
ny poeta warszawski, chwilowy gość w Wilnie, pisał:
„N a w s c h o d z ie n iz k o z o r z a s ię c z e r w ie n i I p o r a k o ń c z y ć m ą w ę d ró w k ę n o cn ą , O , s t a r e W iln o ! o to ś m y s p r z ę ż e n i M iło ścią w ie r n ą i j a k ś m ie rć ta k m o cn ą!
Z a c h w ilę w sło ń c u s ta n ą tw o je d o m y I g r o b y tw o je , i s e r c a tw y c h lu d z i, C ie m n o ś ć j e s t b o w ie m , ja k o s e n z n ik o m y , Z k tó r e j s ię d u s z a j a k ze s n u o b u d e i ! “ .
Dla stolicy Litwy odwraca się nowa, tajemnic pełna, karta dziejów.
Ludwik Abramowicz.
K o ś c ió ł św. M ik o ła ja w Wilnie.
2
Brak koni w Królestwie Polskiem, w okresie wojny europejskiej.
P rzen oszenie z b o ż a w 1915 roku.
Fot. Ig n a c y M ę c ik .
Śmierć Pawła I-go.
(Wedlugpamiętnika.Adama Czartoryskiego).
W teatrze łódzkim wysta
wiono słynna sztukę historyczna Dymitra Mereżkowski-go „Car Paweł I". w tłómaczeniu p. Pe
kińskiego. Sensacyjny ten dra
mat wejdzie wkrótce na scene jednego z teatrów warszawskich.
Podajemy tu. jako przygotowa
nie do tego widowiska, opowieść tragicznej śmierci Pawła I wedle najbardziej zasługującego na wiarę pamiętnika Adama Czar
toryskiego. przyjaciela wówczas Aleksandra I. Ta opowieść jest najważniejszym dokumentem do tego zdarzenia; sa o tern i inne dokumenty, jeszcze ważniejsze, ale te przechowują sie zazdro
śnie w specyalnem tajnem ar
chiwum domu Romanowych. do którego najzautańsi nawet hi
storycy przystępu nie maja.
Paweł I nie ufał nikomu, nawet własnej żonie. Nie ufał też młode
mu Czartoryskiemu, przyjacielowi wielkiego księcia Aleksandra, i wy
słał go do Włoch, jako rosyjskiego posła przy królu Sardynii. Czartory
ski nudził sie śmiertelnie na dworze jego sardyńskiej mości, gdzie nic nie było do roboty, gdy nadeszła wiado
mość o śmierci Pawła I. Jak to sie
Stało? Kuryer zachowywał sie wobec ulewy zapytań, jak głucho-niemy. 7 marca (1801 r.) otrzymał polski ksią
żę własnoręczna kartkę od nowego cesarza: „Wiesz już, że po śmierci ojca objąłem rządy państwa. Prze
milczam szczegóły, by ci je ustnie opowiedzieć. Pisze teraz, byś na
tychmiast zdał wszystkie sprawy twojej misy! najstarszemu po sobie, a sam byś zaraz ruszył w drogę do Petersburga. Niepotrzebuje mówić, z jaka niecierpliwością oczekuję cię.
Bądź zdrów, mój kochany. Posyłam ci paszport do przejazdu przez gra
nicę. Aleksander". Po przyjeździe do Petersburga Czartoryski znalazł swego cesarskiego przyjaciela zanie
pokojonego i udręczonego. „Gdybyś ty był tu, nigdy by sie to nie sta
ło", — mówił mu. O morderstwie ojca rozmawiał z Czartoryskim wie
lokrotnie i z zupełną szczerością, na
wet z wylaniem. Nie przypu
szcza! on, że dojdzie do zabójstwa.
Pahlen i Panin mówili mu tylko o złożeniu z tronu, o przymusowej ab- dykacyi; w myśli przeznacza! ojcu pałac św. Michała na dożywotnie mieszkanie, z możnością robienia tam, coby mu się tylko podobało. Na to istotnie dal swe przyzwolenie ku
sicielom pól roku temu, na to tylko.
To zaś było koniecznością państwo
wą i narodową, szaleństwa Pawia bowiem ciągnęły Rosyę do nieu-
chromiej zguby; nikt przy nim nie byl bezpiecznym, a na czoło najważ
niejszych państwowych instytucyi wypływały błazny i nieuki; pierwszy urząd w państwie sprawował cesar
ski golibroda. Bezstronny, prawy i czysty Czartoryski ubolewa nad zbrodnią, niemniej konieczność usu
nięcia z tronu (nie ze świata) Pawia wielokrotnie potwierdza.
Polski książę znajdował sie w wyjątkowo korzystnych warunkach do poznania dokładnego całego tego dramatu. Nietylko z cesarzem był w bliższej przyjaźni, ale i z pier
wszymi urzędnikami państwa, jak Strogonow, Koczubej, Nowosilcow, a kilku arystokratów starej datv i starej partyi, jak Woroncowy, miało dlań szacunek i bezwzględne zaufa
nie. Prawdę zaś starał sie poznać u- silnie. Wedle jego świadectwa, sprę
żyną główną spisku byt Pahlen, gu
bernator Petersburga, człowiek nie
słychanej zręczności i przebiegłości, umiejący „zawsze wypłynąć z głębi, któraby każdego innego pochłonęła";
w Finlandyi, gdzie studya filologicz
ne odbywał, mówiono o nim: „er hat die Pfiffologie studiert (pfiffig ozna
cza przebiegły). On to zawiązał spi
sek, który właśnie gubernatorowi, mającemu dozór pałaców cesarskich, mógł się udać z łatwością. By} to zresztą. — szczegół charakterystycz
ny. — mąż zaufania Pawia. Gdy spi-
sek już dojrzała na parę diii przed katastrofa Paweł otrzyma! anonimo
we o nim doniesienie. Rozmawiając z Pahlenem więc, ostro spojrzą! mu w oczy i rzek!:
- Doniesiono mi, że spisek się przeciwko mnie wiąże.
Pahlen spokojnie sic uśmiechną!:
— To niemożliwe, najjaśniejszy panie;—gdyby spisek istniał, ja mu- siałbym do niego należeć.
To uspokoiło Pawia całkowicie.
Tymczasem spisek dojrzał. To było łatwe. Czartoryski w wielu miejscach powtarza, że spisek był wszędzie, w każdym umyśle, że wszyscy czuli, iż tak dalej iść nie może. Ten spisek został zresztą zdradzony w sam dzień wykonania zamachu: golarz cesarza. Kutajszow, obecnie wielki dygnitarz, otrzymał wszystkie o nim szczegóły i do
kładna listę spiskowców: ale szedł właśnie na pijatykę, rzekł przeto:
- Interesy na jutro.
I schował do kieszeni list nieroz- pieczętowany. Znaleziono go takim przy aresztowaniu Kutajszowa naza
jutrz po zbrodni.
Pahlen i Panin sprowadzili z prowincy; zaprzyjaźnionych z nimi generałów pod rozmaitemj pozorami, nie wtajemniczając ich w zamach.
Książe Zubow, dawny faworyt Kata
rzyny, wiedzący o wszystkiem, spro
sił ich na ucztę 25 marca (1S01 r.).
Spojonym gościom przedstawiono do
piero wymownie smutny stan mo
narchii i konieczność radykalnych środków ratunku. Mówiono « abdy- kacyi. Zapewniano, że Aleksander zna plan cały i akceptuje go. Wtedy wszyscy wyrazili swą zgodę na za
mach. Wyruszono o północy na tragiczna wyprawę. Podzielono się na dwie części, każda z kilkudzie
sięciu osób. Na czele jednej stanął Benningsen j bracia Zubowowie; ci mieli wejść przez główne wejście i pierwsi wkroczyć do apartamentów cesarza. Pahlen stanął na czole dru
giego oddziału i prowadził go ta- jemnem wejściem, przez ogrody par
ku św. Michała. Mówią złośliwi, że re
zerwował na sobie role zbawcy: gdy
by zamach się nie udał, on objawiłby sie jako pogromca spiskowców.
Adjutant służbowy, wtajemni
czony w spisek, przywiódł Ben- ningsena, z latarka w ręku, aż pod sypialnię Pawia. Młody kamerjun- ker stawił opór. Raniono go. Ale hałasu narobił. To zbudziło cesarza.
Zerwa! sie i w trwodze pobiegł ku apartamentowi żony. Ale zapomniał, że to on sam kazał drzwi zabić zu
pełnie i dywanem ciężkim je zasło
nić, obawiając sie z tej strony nie
bezpieczeństw. Tymczasem Zubow sie zląkł: ..Uciekajmy!" radził. Ben
ningsen zawołał:
— Jakto! przyprowadziłeś nas tu
ichcesz sie teraz cofać. Nie! Za- dalekośmy już sie posunęli.
Hanowerczyk Benningsen zdecy
dował o losach Rosy i. Wdarto się do sypialni cesarskiej. Znaleziono P a
wia przyczajonego, między drzwia
Na terenie wojny włosko-austryacko-niemieckiej.
Skład prowiantów na wysokości 2000 mtr.
mi a dywanem. Benningsen, z kape
luszem na głowie i szpadą w ręku, podając mu papier z wyrazami abdy- kacyi, zawołał:
— Najjaśniejszy panie, przesta
łeś panować! Oto abdykacya na rzecz w. księcia Aleksandra. Musisz podpisać.
Paweł podpisał i Benningsen wy
biegi z pokoju. Ale wtedy atletycz
ny Mikołaj Zubow rękę ną cesarza podniósł, „a to rozzuchwaliło innych;
żaden nie widział już przed sobą mo
narchy, lecz skazana ofiarę. Jeden z obecnych generałów zdjął swoją szarfę i okręcił nią szyje cesarza, in
ni chwycili za oba końce; powalony szamotał się i dusząc wola!: „Powie
trza, powietrza!" Spostrzegł czerwo
ny mundur gwardzisty i jęknął: „La
ski! zmiłuj się!" Już cesarz wyzio
nął ducha, a jeszcze go dusili, wlokąc trupa po pokoju; pastwili sie nad nim głównie najwięksi tchórze, ci, co przybyli ostatni. Powrócił generał Benningsen, a widok dokonanego mor
du przeraził go. Uciszył roznamięt- nionych i wypróżnił sypialnię. Tym
czasem Pahlen, „zbłądziwszy, jak twierdził, w ciemnych alejach ogro
du, przybył do pałacu już po mor
derstwie". Rozpoczął więc rządzić wszystkiem, spodziewając się zebrać największy owoc krwawego czynu.
Ale się zawiódł na tem. Oddalono go ze dworu i z Petersburga. Podobnie, jak Zubowych i Panina. Jeden Ben
ningsen zrobi! karyerę: mianowano go wkrótce wodzem armii przeciw
Napoleonowi. w.
Szczątki spalonej Łomży.
Z pośród członków C.K.O. m. Warszawy, którzy wytrwali na stanowisku.
Alfons Bogusławski. Stanisław Czekanowski. Andrzej Wierzbicki.
f C. K.O. zamknięto.
Po rocznej działalności Central
ny Komitet Obywatelski zmuszony został do przerwania swych licznych prac i do wstąpienia w okres likwi
dacyjny. Działalność jego była ol
brzymia i można ia nawet bezprzy
kładna nazwać. Stosowała sie ona do potrzeb, wielce różnorodnych, ja
kie z klęsk wojennych wynikały, i pokryła kraj siecią organów ratun
kowych, nader meżnie stawiających czoło niedoli powszechnej. Same licz
bowe dane sa tu już wympwnemi.
Komitetów lokalnych utworzono przeszło pięćset, przyćzem najlepiej zorganizowany powiat warszawski posiadał ich trzydzieści trzy. Schro
nisk zorganizowano 103, specyalnie dla dzieci 21, ochron nowych 215, ku
chen ludowych 126, herbaciarni 217, oprócz tego 16 punktów żywnościo
wych i sześć kuchen ruchomych, które dowoziły pożywienie do lasów, gdzie obozowali biedacy, wyga
niani ze swych siedzib. Trzysta ty;
siecy ludzi otrzymało od tych komi
tetów pomoc i poratunek, w tern dwieście tysięcy osób dostało pie
niężne zapomogi, w formie już to wsparć, już to pożyczek na pięcio
letni termin. Liczne sekcye central
ne, w Warszawie ulokowane, kiero
wały ta akcyą ratunkową, dobiera
jąc sobie najodpowiedniejszych ludzi i zyskując w drodze praktyki coraz więcej umiejętności i dokładności.
Sześć tysięcy pracowników utrzy
mywało te wielką machinę ratunko
wą w dobroczynnym ruchu.
Oprócz wyliczonych pobieżnie instytucyi C. K. O. opracowywał no
we kierunki działalności; najważnłej- szemi z jego projektów były; powo
łanie osobnego towarzystwa dosta
wy materyałów, które miało pomoc dawać tym, co za odbudowe spalo
nych wsi i zniszczonych miast się wezmą; rejestracya systematyczna wszystkich strat, przez wojnę wywo
łanych, dla ewentualnego ich pokry
cia przez skarb państwa; a także zorganizowanie ubezpieczeń, obecnie zupełnie nieczynnych, skutkiem, wy
wiezienia asekuracyjnych funduszów z kraju przez rosyjski Bank Pań
stwa.
W chwili zawieszenia C. K. O.
rozporządzał sumą miliona stu dwu
dziestu tysięcy rubli (w okrągłej po- dajemy ją liczbie). Prócz tego gu- bernialny Komitet warszawski miał przeszło 200 tysięcy rubli. Sumami temi już rozporządzono, z których lwią ich część oddano J. E. arcybi
skupowi. warszawskiemu, dla gło
dnych wogóle, przyćzem należy się spodziewać, że utworzona będzie no
wa organizacya pod lego przewodni
ctwem, na wzór tej, jakie funkcy.o- nują przy istoiicy biskupiej krakow
skiej i gnieźnieńskiej.
Ile instytucyi w kraju dotknie zamknięcie C. K. O., można, nabrać o tern pojęcia z danych, wyluszczo- nych w pismach naszych, a dotyczą
cych jednego powiatu warszawskie
go.. Ulegają tu zamknięciu: 70 o- chron, które wyrzuca na łaskę losu 5;000 biednych dzieci; 10 jadłodajni, które dawały 70 tysięcy porcyi mie
sięcznie, w czem tylko 15 tysięcy płatnych; 10 herbaciarni, które da
wały 60 tys. porcyi miesięcznie, w tern tylko 10 tys. płatnych: hurto
wnia warszawska i jedenaście skła
dów żywnościowych, do których wydawano biednej ludności bezpłat
nych bonów za 10 tys. rb. miesięcz
nie, a które pozatem dostarczały ma
som produktów po cenach możliwie nizkich.
Najbliższem naszem ratunkowem zadaniem jest teraz ratować te insty- tucye.
Teatry warszawskie.
„Pieśń z roku 1831” w teatrze Polskim.
Pieśń z 1831 roku należy do tych utworów Wyspiańskiego, które, mimo rzekomego braku akcyi, porywają widza przedewszystkiem swoją sce- nicznością. Melodya wierszą W y
spiańskiego idzie przez rampę i akor
dem głęboko odczutego echa dobywa z serca słuchacza nastrój niezwykle blizkj nastrojowi twórcy.
Ale nie to stanowi najgłówniej
szy walor „Pieśni z r. 1831“. Polega on na tern, iż poeta w jednej odsło
nie, w jednym fragmentarycznym e- pizodzie zaklął dusze powstania z 31 roku. W tym drobnym napozór fa
kcie chwilowego postoju przed i pod
czas bitwy Wyspiański w genialnym skrócie ukazał nam cała ówczesną epokę.
W duszy Chłopickiego, w jego słowach i wahaniach ześrodkował Wyspiański wszystko, co przeżyło i co przeszło powstanie.
Kiedy padają z ust Chłopickiego słowa; „Ja, tu nie rządzę. — Radzi
wiłł niech rządzi", to jak złowróż
bne ptaki, przelatują wspomnienia wszystkich błędów i niesnasek do
wódców polskich. I cała niezara
dność ówczesna, która w tak tragicz
ny sposób przegrała to. co było do wygrania pewne. A gdy z ust dręt
wiejącej z bólu Maryi rozlega się...
„Boś jest generale winny", to wzrok nasz sięga w dal i widzi Chłopickie
go. własną niewiarą, własnem kun
ktatorstwem podcinającego, jak to
porem, korzenie powstania.
Niezaradność, rozpacz, bohater
stwo — wszystko to skoncentrowało sie w pamiętnym boju o Olszynkę.
Wyspiański odczuł to, przeżył we
wnętrznie i tragicznym fragmentem w wieńcu słów przedziwnych przed oczy nasze rzucił.
Wystawienie „Pieśni" w teatrze Polskim sprawiło nam pewien zawód.
Tło całej akcyi naczelnej — nikło i zamiast uwypuklać
iuzupełniać ton słów głównych bohaterów, odsuwało się, jak mgła, gdzieś w dal, tak że się o nim zapominało, lub chwilami było nawet gorzej, gdyż paczylo wraże
nie, płynące ze słów głównych osób dramatu. Artyści śpiewali pieśń zbyt dobitnie; robiło to wrażenie, iż chcą podkreślić zdobyte przez nią prawo obywatelstwa; wypadało to jednak z ram założeń Wyspiań
skiego.
Scena przybycia starego wiaru
sa — niestety ■ — nie wywołała pełni wrażenia i grozy. Chłopicki w wy
konaniu p. Sosnowskiego odnalazł in- terpretacyę silna i pomysłowa, acz
kolwiek zanadto poszarpaną.
Rzecz szczególna — najsłabiej
wypadła scena przed popiersiem Na-
poleona, natomiast scena, w której Chlopicki każę odżyć wspomnieniu, gdy gnał „przez deszcz kul pod górę pędem", była odegrana wspaniale i silnie. Pani Dunin, jako tragiczna Marya, opracowała rolę swoja inte
ligentnie i z istotnem zrozumieniem swej odpowiedzialności. Czuło się rzeczywiście, że ..pustoszył sie złoty sen jej duszy". A kiedy w rozpaczy po straconym żołnierzu-kochanku skarżyła się: „serce moje martwie
je", to czuło się. że to martwiało ser
ce Polski, tracącej najdzielniejszych obrońców w ostatniej niestraconej potrzebie orężnej. L. Ch.
Z teatru Nowego.
W letnie! siedzibie farsy przy ulicy Królewskiej rozbiła swe namioty trupa z Bagateli: balet i garść artystów drama
tycznych. Rozpoczęto od przypomnie
nia baletóiw, dawanych ostatnio w Baga
teli, i stopniowo wprowadzono do pro
gramu przewagę jednoaktówek. „Pazik"
Mieczysława Guranowskiego—to iw dość zgrabną formę ujęty dyalog poetycki o pastelowych tonach, mile dźwięczący i rozlewny. „Imieniny aktorki" zaś — to obrazek niby rodzajowy, potrącający u
■metody Zapolskiej, nieco chaotyczny i zatarły, z poczuciem pnzecież wartości scenicznych pisany i może nawet tro
chę — filozoficzny. Wśród grających — znajomi ze scen innych: panie Bończa, Leńska, Strońska, p. K. Tatarkiewicz.
Z żałobnej karty.
. f W ładysław W ojdałowicz.
Scena warszawska utraciła jednego z ■najlepszych swoich artystów. Wojdało
wicz, niezrównany „Ciaputkiewicz", do
skonały „Papkin", świetny odtwórca ty
lu innych postaci świata komedyowego, nie żyje. Zarówno koledzy, jak i publicz
ność, przez długi czas będą odczuwać je-
Władysław Wojdałowicz przy pracy.
Warszawa po odejściu rosyan.
Fol. S a ry u sz W olskt. Dworzec
go bralk. U nas bowiem rzetelnie ocenia się wartość ludzi najczęściej po śmierci, zwłaszcza tych, co za życia nie gonią za szumną reklamą, nie narzucają się ha
łaśliwie. A do takich właśnie należał Wojdałowicz. Talent swój, nad wyraz miły, ciepły i swojski, nosił skromnie, nieomal wstydliwie. W intrygach tea
tralnych nie brał nigdy udziału. Wypeł
niał ściśle i sumiennie .nakładane nań o- bowiązki, choć często nie były one do
stosowane do miary jego talentu. Ten ar
tysta z Bożej łaski był jednocześnie wzo
rem pracownika, — wypadek rzadki wszędzie, w Polsce najbardziej. Czasem tylko, gdy po dobrej, istotnie udałej roli, z kompetentnych ust słyszał wyrazy u- znania, oczy Wojdałowicza nabierały blasku, twarz okraszała się uśmiechem radości i razem wdzięczności.
Wojdałowicz niezrównanym był w rolach charakterystycznych. Każda po
stać jego żyła na scenie. Prostemi środ
kami sięgał głęboko do duszy ludzkiej, dobywając akcenty, które autor nieraz tylko nader powierzchownie zaznaczył.
W historyi teatru polskiego zapisał swe imię trwałemi zgłoskami. S/e.
f Stanisław Witkiewicz.
Zmarl w 64 roku życia jeden z naj
ciekawszych malarzy i krytyków arty
stycznych współczesnej Polski. Stani
sław Witkiewicz. Przez długie lata na
zwisko jego było synonimem bujnej mło
dości. Z tempe
ramentem bro
nił nowych war
tości w sztuce, walcząc o uzna
nie dla takich koryfeuszówna- s z e g o malar
stwa. jak Cheł
moński. Gierym
ski. Tom arty
kułów i pole
mik, zebranych p o d tytułem:
„Sztuka i kry
tyka u nas", zawsze odczy
t y w a ć .
b ę d ą
Stanisław Witkiewicz,żądni pięknych
myśli ludzie z wielkiem zainteresowaniem i uznaniem. Witkiewicz w młodości nie doceniał Matejki, ale na schyłku lat swoicli wykuł mu pomnik uznania w mo
nografii, jedynej godnej twórcy „Bitwy pod Grunwaldem".
kolei Nadwiślańskiej spalony przez rosyan.
Witkiewiczowskie ukochanie Zakopa
nego sprawiło też, że zajęto się grunto
wnie renowacyą stylu góralskiego, że przyswojono naszej architekturze ten lu
dowy, arcypolski pierwiastek budowni
ctwa. Jako malarz, Witkiewicz celował przedewszystkiem w pejzażach. Na szcze
gólne wyróżnienie zasługują: „Wiatr hal
ny", „Morskie Oko" i nagrodzony przez Krakowską akademię „Obłok". Podnie
sienie artystycznej strony naszych wy
dawnictw leżało też mocno na sercu Wit
kiewiczowi. Redagując „Wędrowca" do wspótki z Gruszeckim i Sygietyńskim, czuwał nad estetyką zewnętrznego wy
glądu pisma. Numery te pozostaną, jako piękny owoc usiłowań graficznych.
Witkiewicz pozostawił po sobie dwie książki obrazów, nowelek — specyalnie na tematach zakopiańskich osnutych.
Przez ostatnie chwile znajdował się my
ślą i sercem wśród walczących szeregów legionu polskiego, który był dla niego
„jedynym wyrazem nieskairlalej polsko
ści". W historyi sztuki polskiej i kryty
ki artystycznej Witkiewicz zajmuje jed
no z najpocześniejszych i czołowych miejsc. Niech mu ziemia polska, którą tak ukochał i wstawił, koicielką będzie i pocieszycielką! Walczył o świty pol
skie — nie doczekał jutrzni.
Ś. p. Józef Włoskiewicz.
Jeden z najstarszych dziennikarzy warszawskich, długoletni współpracownik ekonomicznego działu „Kuryera War
szawskiego". referent warszawskiego ko
mitetu giełdo
wego. Młody e- migrant w 1863 r„ dopełnił swe
go wykształce
nia na uniwer
sytecie w Tu
luzie i pracował czas jakiś, jako urzędnik mero- stwa we Fran- cyi. Do kraju ściągnął go Sa- bowski i na dro
gę dziennikar
stwa popchnął.
Wytrwał też w t y c h taczkach dokońca; śmierć
nagle go porwała od biurka; w drukarni leżały świeże jeszcze jego rękopisy, gdy .nekrolog już mu pisano. Był pracowity, do
kładny i cieszył się poważaniem kolegów.
Józef Włoskiewicz.
6
W arszaw a w d n ia ch przełom ow ych.
% z okresu ostatnich tygodni, niewątpliwie zajmie należne stanowisko Straż Obywatelska m. Warszawy, powsta h «n id = Polskiego narodu Reprodukujemy powyżel grupę ll-go okręgu Staromiejskiej dzielnicy. Otoczeni wieńcem dzielne Jacuna8 ed ą 8en' ° rzy: pp- Toma8zew8kii'Kerntopf, Wapiński-Wabiński, Brug, Sąchocki komisarz, Strzyżewski, Bryliński, Krosnowskt Fot. S a ry u sa W olski
(Sprawozdanie specyalnego wysłannika
„Świata").
3 S zkolnictw o.
Wszyscy, bez różnicy przeko
nań politycznych, uświadamiamy sobie, że szkoła polska dla dobra kra
ju jest rzeczą konieczną. Przy pier
wszej więc sposobności obowiązkiem społeczeństwa jest przeprowadzanie tego kardynalnego postulatu bez u- rzeczywistnienia którego prawidłowy rozwój społeczny jest niemożliwy.
Myśl ta stała sie w Warszawie głó
wnym punktem dążności ogółu. Tym
czasem Łódź, znalazłszy sie w tych samych warunkach, jeszcze w sier
pniu r. z., pozostała wobec tej kwe
sty! prawie całkiem obojętną.
Łódź posiadała przed wojną 69 szkół początkowych miejskich: z tych polskich 34, niemieckich 23, ży
dowskich 12; prócz tego 3 maryawi- ckie i 2 cerkiewno-rosyjskie. W szko
łach tych, jak zresztą w całem miej- skiem szkolnictwie początkowem w kraju, jeżykiem wykładowym bvł je
żyk rosyjski. Ze szkół średnich Łódź liczyła cztery szkoły polskie spo
łeczne, kilką gimnazyow rządowych, kilką szkół prywatnych z prawami oraz kilkanaście pensyi dla dziew- CZ| i wybuchem wojny wszystkie szkoły te, z powodu wakacyi, były nieczynne; z nadejściem roku szkol
nego prawie wszystkie nie rozpoczę
ły działalności.
W dniu 6 grudnia dopiero roz
poczęła działania swe Sekcya Szkol
na, utworzona przy Głównym Komi
tecie Obywat., której przewodniczą
cym był Stanisław Silberstein, zaś wiceprzewod. dyrekt. szkoły handlo
wej, Wacław Kloss. Sekcya szkolna
uznała się za instytucyę, przejmują
cą zastępczo działalność dawnej, miejskiej Rady szkolnej. Pierwszą więc jej rzeczą było uruchomie
nie szkół miejskich, co wobec dezercyi personelu nauczycielskiego (z 231 pozostało ną miejscu 140), przedstawiało zadanie dość trudne.
Jednakże przy pomocy zastępców, których przyjmowano z grona osób, posiadających prawem przepisane świadectwa nauczycielskie, udało się Sekcyi stopniowo powoływać do ży
cia wszystkie szkoły początkowe. Se
kcya Szkolna sformowała przy szko
łach trzymiesięczne kursy dla anal
fabetów młodocianych, tworząc 74 komplety, w których przeszło 3 ty
siące dzieci najuboższych pobierało naukę czytania i pisania. Obok nich zaś powstały i 22 kompl. dla analfa
betów dorosłych z tysiącem prawie uczniów. Więcej kompletów Sekcya Szkolna założyć nie mogła, wycho
dząc z zasady, że: komplety te mo
gą być otwierane przez osoby, ma
jące odpowiednie koncesye od wła
dzy szkolnej. Koncesyi tych jednak w Lodzi jest zaledwie kilka (Spraw, z działaln. Sek. Szk.) niewystar
czających. Wobec wyjątkowej nę
dzy, Sekcya widziała się zmu
szoną zajrzeć w stosunki ma-
Bony Kom. Obyw. w Łodzi,kursujące na równi z pieniędzmi rosyjsklemi i niemieckiemu
teryalne dzieci, uczęszczających do szkół, czego wynikiem było wyda
wanie znacznych ilości obiadów bez
płatnych i od czasu do ozasu trochę odzieży. Prócz tego, wchodząc w położenie nauczycieli rosyjskich szkół rządowych, pozostałych na miejscu bez środków do życia, Se
kcya Szkolną asygnowała pewne su
my na zabezpieczenie im bytu.
Uważając się za instytucyę za
stępcza i chwilową, Sekcya Szkolna nie mogła, nie wychodząc poza gra
nice, legalności, wpływać w pewnej choćby mierze na charakter szkoły początków ej miej skiej, utrzymywanej za grosz polski, pozostawiając wszystko po dawnemu, aż do nowych rozporządzeń władz właściwych. Ten stan rzeczy odbił się złym wpływem i na średniem szkolnictwie. Szkoły prywatne, podobnie jak miejskie, prowadzone były bez zmian, zacho
wując nawet swe „prawa", nie mó
wiąc już o podręcznikach, wykłada
nych przedmiotach, ani języku wy
kładowym. Tylko pensye dla dziew
cząt zrozumiały w większości swej obowiązek, polszcząc swą naukę i wprowadzając przedmioty, których brak w programie szkoły naszej jest ciężką niesprawiedliwością.
7
Łódź w dniach przełomowych.
Kościół w Konstantynowie pod Łodzią, po walkach grudniowych r. z. Zbiornik wody na stacyi Łódź-Fabryczna.
Centralny Komitet Milicyi Obywatelskiej m. Łodzi, z zarządami dzielnic, oraz delegatami sekcyi przy C.K.M.O.
Nauczycielstwo polskich szkól średnich w Łodzi, wiedzione zdro
wym instynktem, który w W arsza
wie stal sie bodźcem do społecznego czynu, zwołało 21 marca 1915 r.
zjazd publiczny (nie nauczycielski), na którym przyjęta została znamien
na uchwała, streszczająca zadania i obowiązki społeczeństwa wobec pol
skiej szkoły. Olównemi postulata
mi, objętemi uchwałą, były: 1) przy
musowe, powszechne i bezpłatne nau
czanie początkowe; 2) założenie kur
sów pedagogicznych w celu przygo
towania odpowiednich sił nauczyciel
skich; 3) podjęcie planowej organi- zacyi publicznego szkolnictwa śre
dniego; 4) utworzenie komisyi nau
kowo-pedagogicznej; 5) bezwzględne spolszczenie wszystkich szkól.
Sekcya szkolna, której uchwały te zostały przedstawione, uznała je za niemożliwe do przeprowadzenia, prócz punktu IV, któremu jednakże współdziałać nie mogła.
Jednak przyznać trzeba, iż sa
me warunki, w jakich znajdowała i znajduje się Łódź, były istotnie cięż
kie. Tern niezrozumialszem zatem
jest, że tyle wysiłków obywatele pol-
8
Łódź w dniach przełomowych.
Produkty dla kuchni robotniczych. Giełda pracy w Łodzi. Do roboty.
scy poświęcali dziełu utrzymania da
wnej szkoły rosyjskiej, lekceważącej najelemęntarniejsze zasady wycho
wania -narodowego.
Rok ubiegły był dla nauczyciel
stwa polskiego w Łodzi rokiem klę
ski.- Nauczycielstwo stanęło w obli
czu głodu i, nędzy. Nauczycielki w okresie tym zarabiały po 15 rb.
miesięcznie; wyjątkowo, tylko przy 36-godzinnej pracy tygodniowo, do
chodziły do rb. 40. Los mężczyzn nie był lepszy. Szkoły społeczne płaciły personelowi pedagogicznemu 50$ poprzednich pensyi, W szkołach prywatnych najpoważniejsi nauczy- cięlowie otrzymywali do 50 kop. za godzinę! A to wszystko w okresie niebywałej drożyzny. Każdy, któ tyl
ko mógł otrzymać jakiekolwiek inne zajęcie, porzuca} nauczycielstwo. Z drugiej jednak strony, znalazły się w Lodzi całe szeregi, inteligencyi, wy
rzucone z swych dotychczasowych stanowisk i zajęć, a szukające w nauczycielstwie .chwilowej deski ra
tunku, Skutkiem tego znaleźli’ się ludzie nieprzygotowani do pracy pedagogicznej, co znów ma ujemny wpływ n'a system Wychowawczy.
Jednakże, pomimo tak ciężkiego położenia, nauczycielstwo szkół pol
skich średnich nie zapomniało o swych obywatelskich' obowiązkach.
Nadzwyczajnym wysiłkiem, wierząc, iż dla szkoły Dolskiej, pomimo wszystko, musi nadejść dzień jaśniej
szy, nawet w Łodzi, stworzono przy Stów. Naucz. Pols. Kursy pedago
giczne dla kandyd. nauczycielskich.
Celem ich jest stworzenie odpowie
dnio wykształconych nauczycieli lu
dowych. Na początku października wypuszcza już one pierwszą grupę słuchaczów, liczącą sześćdziesiąt o- sób.
Niemałą zasługę w sprawach o- światowych oddały dwa miejscowe towarzystwa, mianowicie „Wiedza"
i ,-Towarz. Krzewienia Oświaty'1, które w tym strasznym roku, dzięki gorącej i energicznej pracy nielicz
nych jednostek, wielu analfabetów nauczyły czytać, wielu zaś innych o- świecało.
iuświadamiało za , pomocą odczytów- pogadanek i wykładów.
. Szkoły, średnie niejedno . miusia- łv zmienić w swym systemie wycho
wawczym.. ulegając wpływom zarzą
dzeń oświatowych Warszawy. Nie poszły jednak tak daleko. Pewnem jest chyba, że uznają autorytet Kra
jowego Wydziału Oświecenia i za
stosują się w zupełności .do. jego po
stanowień. Co. się ty.czy szkół po
czątkowych miejskich, to na razje są one jeszcze nieczynne, a los.ich za
leżnym .jest od przepisów, opraco
wywanych przez delegacyę szkolną przy nowoutworzonym magistracie.
Jest nadzieja, że delegacya ta stanie n a . stanowisku wręcz sprzecznem z tęm, któremu służyła Sekcya Szkol
na nrzy Ołów. Kom. Obyw.
Z teki karykatu
Ł o d z ia n ie w L e g io n a c h . D r. Z d z M ie c z y ń s k i, p o p u la rn y w Ł o d z i, Jako f e lie t o n is t a „Pwc>fe".
Nie idzie przecież o działalność filantropijną. Chodzi o zorganizo
wanie świadomej akcyi, w celu pod
trzymania zagrożonej najcenniejszej placówki narodowej w Lodzi. Powo
łanym do tego iest w pierwszej li
nii Krajowy Wydział Oświecenia, powiadomiony już pewnie, o stanie szkolnictwa łódzkiego, nie omieszka wejrzeć w nie i~w miarę sił wesprzeć.
Może wówczas gorące słowa „Dzien
nika Polskiego", ogłoszone, z okazyi uchwalenia przez Warsz. Kom.
Obyw. budżetu szkolnego, w grani
cach żądanych przez Wydział Oświe
cenia. w sumie 1.827,000 rb.. . znajdą echo ; w Lodzi, że: z chwilą, gdy a- becadło polskie przestało już być prześladowane, a elementarz w ytrą
cany z rąk dziecka przez nacyoną-
■ 1 izm rosyjski, polacy. pozostawieni sami sobie, pierwsze swe kroki- ku własnej, powszechnej i ludowej szko
le. kierują. VI. 5.
Artura Szyka.
Ł ó d z k i k o n k u r e n t fa b r y k i „ N o b le s s e ” w W a r- s z a w ie .
Berliński Hindenburg.
Berlinczycy wobec zasług gen. Hindenburga zbudowali mu olbrzymi pomnik, który stanął u wylotu Alei Zwycięstwa (Siegesallee), koło kolumny Zwycięstwa. Pomnik ten należy do olbrzvmów (sama głowa ma 1 metr 30 cmt., szabla zaś 6 metrów 30 cmt.). Zbudował go rzeźbiarz Marschall. Oryginalne Jest, że wbija się weń gwoździe złote, srebrne i że
lazne za odoowiednią cenę. Pieniądze idą na cele filantropiine.