R ok X. N o w e m ia sto , dn ia 25 lip ca 1938. N r. 14
| Ż N I W O .
Już lipcowe grzeje słońce, Żniwo, hej, u w ró t!
Wedle drogi żeńców gońce, Z pieśnią idzie lud.
Hej. nasz dobry Panie, Boże !
Lepsze czasy, złote zboże, Daj nam, Panie, d a j!
Niech Twa miłość litościwa
Nam przywróci dawne żniwa
I zachowa k ra j!
Szczęść Boże, żniwiarzom!
Cała Polska znajduje się obecnie pod znakiem żniw. Po w szystkich naszych polach od świtu do zachodu słońca słychać wesołe pobrzękiw anie kosy.
Gdy żniwa są piękne, a plon obfity cieszą się mil
ionowe rzesze rolnicze, spodziew ając się przy Bo
skiej pomocy pięknych i obfitych zbiorów.
Z uroczystościąi z zarazem trw ogą myśl rolnika to w arzyszyła ziarnu, k tó re jesienią rę k ą siewcy rzu cone, pod ziemią uk ry te kiełkow ało, ozimina u ra stała, łodyga podnosiła się, zakończona zielonym kłosikiem , którego skw arne lipcowe prom ienie za
m ieniły w złoty kłos. N ietylko jeden. Łan cały, pole wielkie chyli się pod naporem lada w ietrzyku.
polnego um ilają tę ciężką pracę, — k tó rą Bóg szczęści, bo
Złote zagony Zda się kołyszą, Brzęczą jęczmiony, Pszenice w iszą;
Więc spieszyć trzeba Po d ary Nieba.
Spieszcie więc i wy młodzi Czytelnicy w pole, po plony dobre, z Wami zaś przy pracy zawsze będzie nasze serdeczne „Szczęść Boże”'.
Redakcja.
Słońce przygrzew a, zaw artość zżółkłych kłosów tw ardnieje, zboże dosycha. Bujne pola się kołyszą, jak b y w swym szumie chciały w yłkać prośbę o żęcie.
Teraz rozpoczyna się ak t pracy włościanina- Usieczone szlaki kobiety wiążą w snopki, sztygują- Sztygi (gdzieindziej nazyw ane mendlami) jedne za drugiem i rzędam i pokryw ają pole-rżysko. I te gro m ady snopków ulegną zagładzie. D rabiasty wóz zabierze do stodoły. Tam lub zgrupow ane w stogu spoczną do chwili m łócki. Pozostanie słom a uży
teczna, m iechy ziarna zmiele kam ień m łyński na m ąkę. Część zboża przechow ana znów zbliżająca się jesień ukryje w łonie twórczej ziemi — i znów
■astępuje ten sam proces.
Tymczasem jeszcze tętni życie żniwne. Sły
chać naw oływ ania żniwiarzy, tu rk o t wozu cwału- jącego po sprzęt. Mimo, że pot nieraz strum ieniem płynie z czoła — w duszy jakoś wszystkim wesoło, bo długo było niepewne, co Bóg da : plony dobre czy liche. Więc też teraz śpiewy, w esołe naw oły
wania, słuchanie skow ronka, przepiórki i konika
Lato w zwyczajach ludowych.
Lato je st czasem najintensyw niejszej pracy, zbioru plonów, to też dopiero po żniwach wolno w ytchnąć, odpocząć i zabawić się. Zwyczaj do
żynek jest też rozpow szechniony w całej Polsce, a pieśni dożynkow ych mamy ogrom ną obfitość.
Żniwa praw ie w całej Polsce, z wyjąt. północnych kresów i Podhala, rozpoczynają się 15 lipca. P ier
wszy dzień żniwa ma ch ara k ter uroczysty, żeńcy idą w pole z pieśniam i. Dziedzicowi, kiedy ukaże się w polu, dziewczęta owijają nogi pow rósłem ze słomy, aby otrzym ać wykup. Pogoda w żniwa d e
cyduje o szczęśliwym zbiorze i o całym roku — widać to z przysłów : „Kto we żniwa patrzy chło du, nacierpi się w zimie g ło d u “. „Zle na P roko
pa, jak zm oknie ko p a”.
W sierpniu, kiedy już całe zboże je st zebrane następuje ważny i radosny obrzęd dożynek. W y
praw iają go zwykle dwory, na Mazowszu jednak i w niektórych m iejscow ościach i w łościanie świę-
cą zakończenie żniw obfitszą, niż zwykle ucztą, śpiewem i tańcami.
Ciekawym obrzędem , coraz bardziej już zani
kającym, jest zwyczaj „strojenia przepiórki”. Na polu, w miejscu odkrytem , pozostaw ia się niezżętą kępkę zboża. Po zebraniu plonu, kępę dzieli się na części, plecie się z nich w arkocze i wiąże u gó
ry pod kłosam i, tw orząc w ten sposób rodzaj sklepienia. Pod niem układa się na kaw ałku płótna kaw ałek chleba, grosz i sól, co ma sym bolizować do statek i dobry plon dla rolnika. Na
stępnie trzeba przepiórkę „obrać”. Je st to zabawa dla parobków , któ rzy chw ytają dziewczynę — przew odnicę i ciągną po ziemi dokoła przepiórki, aby ją nogam i «oborała”. Zam iast przodow nicy to samo robią nieraz młodej żniwiarce, k tó ra po raz pierw szy w tym ro ku stan ęła do żniwa. Roz
ochoceni żniwiarze nie d arują czasem i w łodarr owi
— każdy z nich musi „oborać” przepiórkę.
Po ustrojeniu przepiórki przychodzi kolej na plecenie wieńców z kłosów w szystkich gatunków j zboża i kwiatów. N ajpiękniejszy wieniec niesie przodow nica czyli ta dziewczyna, k tó ra przez cały i czas żniw przodow ała w robocie. Za przodow nicą postępują z wieńcami inni żniwiarze i żniwiarki, z mniejszemi wieńcami i rów niankam i kwiatów.
Jeszcze nie widać grom ady, a już zdaleka rozlega się śpiew, zw iastujący dziedzicowi nadciąganie żeńców.
Otwórz nam, panie, nowe wierzeje, Bo się na polu już kłos nie chwieje,
Plon niesiem, plon Dziedzicowi w dom !
Wynijdźże, panie, na ten ganeczek,
Przyjm od dziewczyny z plonu wianeczek, Plon niesiemy, plon !
O krężne jest to właściwie ten sam obrzęd, z tą różnicą, że dożynki są zakończeniem żniwa, a okrężne — w szystkich robót polnych przed zimą, a więc i siejby. Przew ażnie jednak obydwie nazwy określają tę sam ą uroczystość i pod nazwą okrężnego rozumie się dożynki.
Ż N I W A .
(Z p o w sta n ia k o ś c iu s z k o w sk ie g o ).
Zaledwie kilka minęło tygodni, jak zaśpiew ano im w kościele: „Veni C reator!”. Dzisiaj oboje sie
dzieli na progu swej chaty. On chłop rosły, b a r
czysty, na którego tw arzy rysow ała się szczera poczciwość i dobroć. Ona m łoda w iotka i zgrabna
On nad czemś dum ał, a Basia go nie rozum iała.
B artosz patrzał w dal, jakoby czegoś szukał na w idnokręgu, a ona w ejrzała raz po raz na niego, aby wyśledzić, dokąd oczy jego zwrócone i potem w tę sam ą patrzała stronę.
Przed nimi zielone rozpościerały się kobierce.
Przyroda cała w w iosennych tonęła już szatach.
i l ^ L e t n i jakby pow iew ał w ietrzyk, a była to do
piero druga połow a kw ietnia.
B artosz i Basia długo w jedną patrzeli stronę.
W końcu ona przerw ała milczenie, zagadując go:
— Co ci jest, B artek?
W pierw szej chwili nie wiedział, co odpow ie
dzieć, m achnął rę k ą i r z e k ł:
— Nic mi, nic!
— B artek, ty masz przedem ną jakieś tajemnice, bo wciąż o czemś myślisz.
Bartosz zastanow ił się nieco i nagle się uśm ie
chnął :
— Ot, patrz na nasze oziminy. Jak ie bujne, co? Cóż to będzie za piękna pszeniczka! Oj, będą to żniwa!
I potem spojrzał w ty ł do sieni, gdzie stała kosa w yostrzona w pogotow iu i znowu się uśm ie
chnął . . .
Basia nie zw racała uwagi na ton, w jakim te słowa wymówił, lecz usłyszaw szy coś o żniwach i ona o nich myśleć i cieszyć się na nie poczęła.
Mówiła, że i ona pom agać mu będzie, że będzie zboże w snopy w iązała, nucąc piosnkę żeńców, a Bóg da może kłosy pełne, gdyż oziminy takie jędrne.
Lecz Bartosz to w dal rzucał oczyma, to zno
wu patrzał na kosę, w sieni stojącą.
— Patrzysz na to kosisko, jakbyś je chciał schwycić i kosić. A zboże jeszcze zupełnie zie
lone. Ludziska wyśmiewać się będą, żeś już kosę w yciągnął i ją w yostrzył, — zauw ażyła Basia.
— Toć w szystko gotow e być musi! Lecz to trw a tak długo — może nic już z tego nie będzie.
Tu urw ał nagle, zdawało mu się, że zawiele pow iedział i powstał.
Basia, nie rozum iejąc słów, w zdrygnęła ram io
nami i też się z progu podniosła, aby pójść do stu dni po wodę.
Bartosz oparł się w izdebce o stół i się zamyślił. Od dwóch dni darem nie oczekiwał nie
cierpliwie znaku i dlatego p atrzał wciąż w stronę m iasta, czy nie widać pożaru.
W tern Basia w padła do chaty z okrzykiem : We wsi stodoła się pali!
— W reszcie — zaw ołał Bartosz i w ybiegł przed chatę.
Istotnie wieś w stronie Książa stała w p ło mieniach. K łęby dymu wiły się ku niebu niby tysiączne ram iona olbrzymów, przyw ołujące go.
— Ha! Dzięki Bogu! Idę! — krzy k n ął i w padł do sieni. Tu Basia stała w sieni i patrząc na n ie
go drżała i była bladą.
— Bartoszu, co ty robisz?
Bartosz kosę już miał w ręku i stał na progu.
I ten chłop, do dębu podobny, chw iał się jak w ątła trzcina. R ęką podparł czoło. W zrok jego padał to na ów snop ognisty, to na żonę. Płom ienie go w ołały i w ołała go żona. Toczył okropną w e
w nętrzną walkę. Nagle uściskał serdecznie żonę i w skazał na łunę :
— Jam przyrzekł, że przyjdę, więc iść muszę.
Ojczyzna ma być wolną, my mamy być wolni, gdyż dzisiaj my w niewoli. Bądź zdrową. A módl się za mnie — i oddalił się spiesznie.
Na drugi dzień w stronie Książa słychać było w ystrzały.
Nagle uszu Basi doszedł głośny tę ten t — wy
szła na podwórze.
Zbliżało się kilka oddziałów nieprzyjacielskiej konnicy. Pędzili pewnie pod m iasto swoim na pomoc. W padli galopem w bujną pszenicę Bartosza.
Za chwilę w ojsko zniknęło w dali. Piękne łany zdeptane były od kopyt końskich.
Minęło dni kilkanaście : Na podw órze chaty za
jechał wózek. Dwuch ludzi zdjęło z niego jakiegoś mężczyznę — kalekę bez jednej nogi. Był to Bartosz, W niesiono go do chaty. Zadrżała Basia, krzyknęła przerażająco i runęła przy łóżku, na którem po ło
żono Bartosza.
Blady był bardzo. — Spojrzał na nią boleśnie i z oczu łzy wielkie spłynęły mu po licach.
Bartosz stracił nogę w ogniu pod/Książem ...
Żniwa były bowiem. A pole przy chacie było zdeptane, obum arłe, jakby skoszone... Żniwa były rychłe!...
* *
*
Minęło lat piędziesiąt. Na progu chaty sie
działa para starców i p atrzała w pole, na którem hoży orał młodzieniec, ich wnuk,
O k ręt z p rzed 2300 la t,
Niezwykłem w ykopaliskiem z ostatnich lat poszczycić się może Szwecja. Niedaleko m iasta szwedzkiego V arberg leży wioska G altabeck. W pobliżu tej wioski włościanie podczas kopania napotkali ku wielkiemu zdumieniu swemu na do
skonale zachowane szczątki okrętu. W spraw ę wdał się konserw ator państwowy, pod którego kierownictwem wydobyto w krótce statek o 14 mtr.
długości, będący w doskonałym stanie. S tatek zbudowany jest z grubych tarcic dębowych, połą- | czonych ze sobą zapom ocą takichże gwoździ.
Fachowcy nawigacyjni podnoszą piękny kształt statku, k tóry posiadać m usiał pow ażną pojemność i wielką odporność. Obok m asztu statek posiadał jeszcze wiosła. Uczeni określili wiek statk u na 2300 lat. N orweska sztuka naw igacyjna sięga zatem conajmniej do 5 wieku przed narodzeniem Chrystusa.
97 to n p o ż y w ie n ia sp o ży w a c z ło w ie k w ciągu 70 la t.
Jeśli przeciętny wiek człowieka jest lat 70, to ilość zjedzonych przez niego w tym okresie p o k ar
mów jest tak olbrzymia, że, ująwszy ją w jednej wielkiej masie, każdy z nas poprostu nie chciałby uwierzyć, iż sam jeden zdołał to w szystko po
chłonąć.
A więc człowiek norm alny i zdrowy zjada przez ten czas samego tylko chleba nie mniej, jak 14 ton, wziąwszy pod uwagę, że dzienna porcja chleba 1 potraw mącznych wynosi przeciętnie około ćwierć kilograma. Przy obliczeniu tern uwzględniono mniejsze spożycie chleba w pierwszem i ostatniem dziesięcioleciu w życiu człowieka. Gdyby z tej ilości wypiec jeden bocheneczek, to zająłby on miejsce 1,200 sześciennych stóp.
Zjedzone w czasie tylko lat 60 kartofle przed
staw iałyby również poważną wagę 2 ton. Ze spo
żywanej przez całe życie sałaty i jarzyn m oglibyś
my utworzyć kobierzec, pokryw ający przestrzeń- 2 wielkich pokojów.
Niemniej poważnie przedstaw ia się m asa spo
żytego mięsa, do którego dochodzą ryby oraz 10,000 jaj.
Trudniej jest ustalić ilość spożytej soli i cukru, ale dochodzi ona mniej więcej do 4500 kilogram ów cukru i 750 kilogramów soli. Obliczenie w chło
niętych płynów przedstaw ia poważną ilość 37,000 litrów.
W sumie spożywa więc człowiek w okresie 70 lat około 45 ton pokarmów stałych i 43 tony p ły nów, razem 97 ton rozm aitego pożywienia.
W pływ k o lo r ó w na u sp o so b ie n ie c z ło w ie k a . Słynny lekarz dr. L. Landone, badając wpływ kolorów na usposobienie człowieka, przeprow adzał swe doświadczenia na dzieciach w ten sposób, że um ieszczał je w pokojach, różnem i koloram i oświetlonych. Wyniki były następujące :
W pokoju czerwonym pow iększał się apetyt, przyspieszała czynność serca, a wydajność pracy się podwoiła.
W świetle żółtem pracow ały o 50 pr. lepiej, a co ciekawsze, że dzieci niegrzeczne, kłótliw e zachowyw ały się zupełnie przykładnie.
W pokoju, wylepionym tap etą czarną i zasło
nami ciemnemi, były ponure, zgryźliwe, niechętnie pracow ały i skarżyły się na różne dolegliwości.
W barw ie niebieskiej były spokojne i pow aż
ne, zielonej były bardzo pracow ite i w ytrw ałe.
Co do barw y czerwonej, to dłuższe przebyw a
nie w takim pokoju działa szkodliwie, podnieca
jąco na cały system nerwowy.
. . . Z adanie k r z y ż o w e
• • • uł. Goplana z Działdowa.
Powyższe kropki trzeba zastąpić literam i tak, aby szereg środkow y pionowy oznaczał ten sam wyraz, co szereg śre d n i poprzeczny. W y
raz ten oznacza sław ną m iej
scowość w Galicji, gdzie w ydo
byw ają p ro d u k t bardzo pożyteczny. W yrazy m ają o zn aczać: 1. stw orzenie drapieżne, 2. zwierzę, 3. pożyteczną roślinę, 4. inny w yraz zam iast sie
dzibę, 5, wyraz rów ny szeregow i średniem u piono
wemu, 6. p rastary zwyczaj polski na W ielkanoc obchodzony, 7. w yraz sm utku i radości, 8. organ cielesny, 9. m ieszkańca wodnego.
Szarada.
Kto pierwszych drugich trzym a duże stada, Ma kłopot wielki i rozkosz nielada ;
Gdy pierw sze czwarte osoba nam droga, W znośmy za nią swe m odły do B oga;
Kto trzecie drugie dobrze na tej ziemi, To rozłączenie lżejsze mu z miłymi.
W szystko roślina, skrom na, użyteczna,
W zimowych zbiorach dla zw ierząt konieczna.
R o z w ią za n ie za d an ia k o n ik o w e g o z Nr. 11.
Prędzej W isła z Sandom ierza odwiedzi B iedny, Niźli imię Kazimierza zapom ną w łościany.
n a d e s ła li: Balladyna, Goplana, Kirgiz z pód Lu
bawy, Myśliwy z nad Drwęcy, Rezeda, S tały Czy
telnik. —— ——
R o z w ią za n ie za g a d k i z Nr. 11.
Kucharz.
n a d e s ła li: A. B. z R., Czarna perełk a, Dusia, Echo z za gór, F ajga, Goplana, Hipek i Lopek, Kirgiz z pod Lubawy, Myśliwy z nad Drwęcy, N astka, Otka, Ryś z Lubawy, S tały czytelnik, Szaradzista, W andzia W., Zawisza Czarny.
R o z w ią z a n ie k w a d ra tu m a g ic z n e g o z Nr. 11.
wint n ad esła li: A. B. z R., „Czarna perełka, ikar Czarodziejka, Echo z za gór, Fajga, Hipek nawa i Lopek, Kirgiz z pod Lubawy, Myśliwy tran z nad Drwęcy, Olka, P at i Patachon, Ryś z Lubawy, S tały czytelnik, Szaradzista, Zawisza Czarny, X. z X.